31 sierpnia 2016

29 sierpnia 2016

Undertale: 50 twarzy Friska: Rozdział VI część II - The Show must go on! [+18]

Rozdział VI część II - The Show must go on! (obecnie czytany)
Dom Monster Kida, chłopiec właśnie wszedł do kuchni w której sprzątała jego mama.
- Super, że był u nas MTT! W szkole będą mi zazdrościć!
Jego mama uśmiechnęła się tylko do synka. Była od niego znacznie wyższa i podobnie jak on, nie posiadała dłoni, za to wielka różowa kokarda wczepiona w jej głowę falowała kiedy ta się przemieszczała. Oczywiście, program zrobili, nawnosili śniegu do domu, pobrudzili naczynia. Owszem, podziękowali, a ona wiedziała na co się pisze od samego początku. Wcześniej się z tego powodu bardzo cieszyła, teraz jednak... kiedy chwila sławy się skończyła, kiedy reflektory zgasły... Znowu była w swojej kuchni tak jakby nic się nie stało. A nie, bałagan, bałagan się zrobił. Westchnęła przeciągle. 
Dźwięk włączanego telewizora. 
- Mamo! Undyne jest na scenie!
Potworzyca otworzyła szeroko oczy. W tej chwili przez głowę przewinął się jej głos Mettatona ostrzegającego - program dla dorosłych. Wiedziała, że będzie miała naprawdę wielki kłopot z własnym dzieckiem. Był tak zapatrzony w kapitan gwardii. To chyba jego pierwsza dziecięca miłość. Kobieta skrzywiła się. Szkoda tylko, że taka fanatyczna. 
Postanowiła odłożyć sprzątanie na jutro, nic się do tego czasu przecież nie stanie. Będzie musiała sobie poradzić z czymś znacznie gorszym. 
- Synku, pora do łóżka - starała się brzmieć najczulej jak umiała kiedy to stanęła za kanapą na której wygodnie rozłożyło się jej dziecko
- Ale maaaaaamo... 
I znowu ten sam ton głosu kiedy dzieci chcą się sprzeciwiać rodzicom, lecz nie chamsko. Chcą po prostu swoją rozkoszą i urokiem osobistym jakim są obdarzone tylko dzieci oczarować swoich rodziców, by nagiąć ich wolę do własnych zachcianek. A on teraz bardzo-bardzo-bardzo-bardzo-bardzo-bardzo chciał zobaczyć ten program. Z dwóch powodów. Pierwszy był aż za bardzo oczywisty. Undyne. Jego wspaniała, cudowna, silna Undyne za którą tak szalał. Nigdy wcześniej nie występowała publicznie i to w telewizji, nigdy w najśmielszych dziecięcych marzeniach nie przypuszczał, że może wystąpić u boku MTT oraz co dziwniejsze - człowieka. Pierwszego człowieka jakiego kiedykolwiek widział. Nie wyglądał na strasznego. Zakneblowany, z zawiązanymi oczami, podwiązanymi rękami do góry, ubrana w białą suknię rozdartą po bokach tak by zza rozdarć dziewczyna mogła ukazywać swoje uda. W tej scenie było coś, czego nigdy nie zaznał do tej pory. Właśnie to był drugi powód dla którego chciał zostać i siedzieć i się patrzeć. Program tylko dla dorosłych. Nie wiedział w praktyce co to oznacza i czuł się pokrzywdzony tym, że są jakieś ograniczenia. Tylko dla wybranych. A on to co? W czym jest gorszy od dorosłego? 
- Bez takich mi tu, synku. Idziesz spać. - Matka była nieustępliwa. Dziecko podniosło głowę do góry i popatrzyło na nią.
- Ale maaaaamo... - ponowiło swoje żałosne wycie.
Bez rezultatu. 
Ostatecznie przegrał, zły i wściekły na matkę, że nie pozwala mu robić tego czego chce. Gdyby udało mu się oglądać program przeznaczony tylko dla dorosłych i to z Undyne w roli głównej, w szkole by wszyscy oszaleli z zazdrości! Wchodząc schodami na górę do swojego pokoju, w jego wielkiej głowie już tworzył się mistrzowski plan jak uniknąć kary matki, jak zobaczyć program i ... Na to wpadł dopiero jak był już w swoim łóżku. Przecież kręcą go tutaj, w Snowdin. Pozostaje tylko się wymknąć i udać się do fabryki lodu mieszczącej się nieco wyżej, niż jego dom. Tam za dnia wielki stwór wrzuca kostki lodu do wody, a teraz nocą - to pozornie zimne miejsce ma być najgorętszym w okolicy. Wykrzywił swoje usta w złowieszczym uśmiechu zadowolony swoim niecnym planem przechytrzenia matki. Kiedy tylko usłyszał charakterystyczny dźwięk, który wydaje z siebie jego matka przy siadaniu na kanapie przed telewizorem, szybko wyskoczył z łóżka i postanowił wymknąć się z domu...
Kilka chwil wcześniej
Undyne stała oparta o ścianę. Kosmetyczki wcisnęły ją w czerwony garnitur z białym żabotem pod szyją. Rozpuściły jej włosy, zmusiły do założenia obcisłej, lecz nadal nie blokującej ruchów spódnicę do kolan. No i ten makijaż... W co ona się wpakowała? Po co właściwie tutaj była? A no tak, dla niej. Alphys czasem miała takie dziwne fantazje. Za dużo, stanowczo za dużo naoglądała się tych dziwnych ... animu. No cóż, jeszcze do nie tak dawna Undyne myślała, że wszystko to jest prawdziwe. Uśmiechnęła się do swoich myśli. "Ja się nie pogniewam" mówiła w jej głowie smoczyca "Będzie fajnie! Pomyśl, że to ja i się zabaw!" Ale jakże ona by mogła myśleć, że ten człowiek, ten pokraczny stwór jest jej ukochaną? Z nerwów uderzyła zaciśniętą pięścią w ścianę. 
- Nie spartol tego. Masz największą oglądalność teraz - usłyszała za sobą metaliczny i pozbawiony jakichkolwiek emocji głos Mettatona. Odwróciła się w jego kierunku. Fioletowo-różowe oczy robota połyskiwały w ciemności. Był zły, nie wiedziała na kogo i na co, ale czuła, że gdyby spojrzenie mogło zabijać...
A no tak, jest zazdrosny. To jakoś poprawiło jej humor. Uśmiechnęła się zawadiacko. 
- Tak się cieszysz z pobicia rekordu oglądalności co? 
- Robot liczący widzów wybuchł z przepracowania.
- Ja zrobię tak, że jutro wszyscy w Podziemiu będą mówić o tej nocy! I zapamiętają mnie, nie ciebie!
Nigdy go nie lubiła, lecz kiedy ona zorientowała się co robot czuje do swojego twórcy, oraz kiedy dla niego stało się jasne co łączy Alphys z panią kapitan, oboje zaczęli ze sobą rywalizować, we wszystkim. Między sobą tak, aby Alphys nie zauważyła, choć kobieta była tak ślepa, że .. że skoro nie widziała, iż jest oczkiem w głowie nie tylko Undyne, ale i Mettatona, to nie jest w stanie dostrzec też negatywnej aury, jaka tworzy się między tą parą jak tylko znajdą się w jednym pomieszczeniu. 
- To się jeszcze okaże, szproteczko. - Wyszczerzył metaliczne zęby w uśmiechu - A teraz pokaż na co cię stać i spróbuj pokonać mój show swoim własnym
- Oh z tego człowieka nie będzie co zbierać.
- Sans poprosił, abyśmy nic jej nie zrobili
- Kiedy ty z nią byłeś jeszcze mogła stać na własnych nogach i była przytomna, co?
- Tak. - MTT podniósł brew do góry
- Po moim show trzeba będzie ją wynosić, bo straci przytomność!
Robot wywrócił oczami. 
- Udowodnij. Za 15 sekund zaczynamy. Chodźmy na stanowiska. Ja zaczynam, a kiedy cię zapowiem, scena będzie już twoja. 
Undyne mu przytaknęła i udali się we wskazane miejsce. 
Wszystko przebiegało jednak inaczej, niż myślała ruda. Człowiek już był związany należycie. Otumaniona wcześniejszymi przeżyciami, narkotykiem, trzepaczką, zmęczeniem. Nie mogła sobie na to oczywiście pozwolić, lecz nie mogła poradzić na własne uczucia. Schowała twarz za włosami, aby ukryć przed światem, przed kamerami, lekkie, niewielkie, minimalne przebłyski współczucia względem dziewczyny. Ostatnio kiedy ją widziała też była skrępowana. Undyne wiedziała, że nie ma nic gorszego niż poczucie, że jest się więźniem. Frisk.. ten człowiek, nie tylko o tym wiedział, ona powoli zaczynała zachowywać się jak więzień.
Musiała się szybko zebrać do kupy. Popatrzyła na Mettatona robiącego seksowne miny do kamery, popisującego się swoim bogatym kunsztem aktorskim. Zapowiadał ją dość długo. Kamery były zwrócone na niego dlatego..
- Ej, dzieciaku. - szepnęła do Frisk, która ledwo uniosła głowę do góry - Czy to prawda, że pokonałaś mnie patykiem...?
Dziewczyna jednak nie odpowiedziała, stęknęła jedynie. No tak, Undyne dopiero teraz zdała sobie sprawę z oczywistego faktu. Frisk była zakneblowana, miała zawiązane oczy, była.. była..
- Undyne złotko! - Mettaton znalazł się między dziewczynami z mikrofonem w prawej ręce. - Może zanim cokolwiek zrobisz, opowiesz coś? No już, rybeńko, powiedz coś do kamerki, co?
Undyne zmierzyła go wrogim spojrzeniem.
- Tylko, że ja nie bardzo wiem co mam mówić.
- O wiem, to ja będę zadawał ci pytania a ty będziesz na nie odpowiadała co?
Kapitan przytaknęła
- Czy trudno jest obezwładnić napastnika uzbrojonego w nóż?
- Dla kogoś kto wie jak to zrobić to nie jest trudne, a ci co nie wiedzą niech lepiej uciekają od takich ludzi bo mogą zrobić sobie krzywdę w trakcie próby pokonania przeciwnika.
Oczy robota przeniosły się na licznik, zaczął spadać. Nie to nie był dobry moment ani dobry sposób. Mimo wszystko chociaż chciał się troszeczkę na antenie ponabijać z Undyne to jednak... Jego widownia po wcześniejszym spektaklu była spragniona czegoś innego. Pstryknął palcami. Jeden z robotów przyprowadził stolik na kółkach. Pełno na nim było rozmaitych erotycznych gadżetów, była też ta sama trzepaczka z której on wcześniej korzystał, były sznury, liny, kneble w trzech rozmiarach i różnych kolorach, korki analne, dilda, małe przenośne wibratory. Jakby ktoś obrabował sklep erotyczny. Undyne zastanawiała się, skąd oni mają to wszystko.
- It's show time! - krzyknął głośno Mettaton i jakby nigdy nic zszedł z sceny zostawiając kapitan sam na sam z uwięzioną dziewczyną.
- Wszyscy są ziemniakami, wszyscy są ziemniakami.. - powtarzała sobie cicho pod nosem, kiedy podchodziła do stolika. Chciała wyglądać na opanowaną, chciała wyglądać dobrze.Chciała... Ah kogo ona oszukiwała! Nigdy nie była gwiazdą estrady, nigdy nie umiała zdobywać miłość tłumu będąc posłuszną, politycznie poprawną i służalczą wobec innych. To ona była panią, to ona miała panować, pokonywać przeciwności i innych. Opuściła powiekę. Widownia przed ekranami była zdziwiona, bo przez chwilę ich idolka stała i nie ruszała się w ogóle. Już MTT chciał zainterweniować, kiedy to kobieta otworzyła szeroko oko. Robiło się niebezpiecznie. Gwałtownie podniosła głowę i podeszła do człowieka odpinając go z uwięzi. Frisk bezwładnie opadła na ziemię, w pierwszym ruchu wolności zaczęła gładzić swoje nadgarstki. Undyne podeszła za nią i ściągnęła jej knebel jak i opaskę z oczu. Frisk w końcu zobaczyła świat dookoła niej. Znowu lewitujące wszędzie kamery-roboty, w ciemnicy jednego z korytarzy schowany Mettaton. O tym, że tak był świadczyły jedynie jego migocące oczy. Frisk zadrżała i popatrzyła na kobietę nad sobą. To był ten sam wzrok, jakim drapieżca patrzy się na swoją zdobycz.
Kiedy ten koszmar się skończy? Dziewczyna z trudnością powstrzymywała łzy.
- Proszę... - zaskomlała żałośnie - ... błagam... nie.
Undyne pozostała jednak obojętna na skomlenie dziewczyny. Miała kilka rzeczy, które ją motywowały. Pierwszą była obietnica Alphys, że to zrobi, drugą - dokopanie Mettatonowi w jego własnym show, trzecia ochrona Asgora, czwarta to najprościej mówiąc, zemsta. Zemsta za coś co dokonało się wiele razy w przeszłości. Chociaż w tej linii czasu stawały pierwszy raz tak blisko siebie, Undyne wierzyła Sansowi, ponadto coś w głębi jej duszy, w głębi jej serca, w środku, mówiło jej, że... że to wszystko prawda. Ściągnęła z siebie marynarkę i odrzuciła ją na bok. Powoli podciągała rękawy swojej bluzki do góry. Nic nie mówiła, a w całej scenerii dało się wyczuć coś niezwykłego, pociągającego i erotycznego.
- Uklęknij przede mną - przerwało ciszę, Undyne uśmiechała się zawadiacko
Frisk opierała się początkowo, nauczona jednak doświadczeniem, że za nieposłuszeństwo czekała ją często kara nie wprost proporcjonalna do przewinienia, pośpiesznie to uczyniła. Ruda podniosła jej głowę do góry przy pomocy jednego palca i patrzyła na nią przez chwilę. Zapomniała całkowicie o kamerach, ogarnęła ją dziwna chęć upokorzenia jej, zrobienia jej krzywdy. Właśnie dlatego Sans ją wybrał, jeżeli ktokolwiek miał bowiem złamać wolę życia dziewczyny to tylko potwór obdarzony właśnie podobną siłą.
Po policzkach Frisk zaczęły spływać łzy, Undyne pochyliła się nad nią i jedną z nich zlizała. Poczuła sól na języku i jakby za sprawą tego smaku wpiła mocno palce we włosy dziewczyny, zaś ostre jak szpilki zęby podobne do tych jakie mają piranie wbiła w uprzednio odsłonięte ramię dziewczyny. Ta zawyła z bólu i zaczęła się szamotać, jednak to sprawiało tylko, że rana nie dość że się pogłębiała to jeszcze rozrywała. Słony smak łez, metaliczny posmak krwi i jeszcze te krzyki. Zupełnie jak na polu bitwy. Nie mogła jej zabić, oj nie. Nawet tego nie chciała. Oderwała się od niej tylko na chwilę. Siłą okręciła tak, aby obie stały twarzą do kamery. Potem delikatnie zsunęła drugie ramionko sukni by ponownie wbić się w skórę. Frisk dławiła się już od płaczu, nie miała siły na bunt chociaż bardzo tego chciała. Undyne bawiła się nią. W odróżnieniu jednak od poprzednich jej oprawców pani kapitan nie towarzyszyła chęć sprawienia jej bólu. Owszem, chciała ją skrzywdzić, lecz nie w ten sposób co inni. Ona to robiła bo tego chciała, z czystej przyjemności, z kwintesencji sadyzmu, a nie chwilowej fanaberii i chęci poczucia się lepszym. Undyne nie musiała czuć się lepsza, bo ona wiedziała, że w tej linii czasowej i na tym etapie jest lepsza od człowieka.
- Prze... stań - szepnęła błagalnie Frisk
- Czy pozwoliłam ci się odzywać? - Mruknęła do jej ucha dłonią odchylając jej głowę na bok, aby odsłoniła swój kark. - Za długo już płakałaś, za długo już krzyczałaś. Masz milczeć, zrozumiałaś? Masz milczeć przez cały czas jak się będę tobą bawić. Jeden, jeden pieprzony odgłos z siebie wydasz, a przysięgam, że złamię obietnicę daną Sansowi i cię zabiję w najbardziej brutalny i wyszukany sposób jaki mi wpadnie do głowy. Zrozumiałaś?
Frisk zaczęła się wyraźnie trząść, nie śmiała nawet odpowiedzieć, skinęła jedynie głową. Zrozumiała. Odruchowo zacisnęła wargi i zamknęła oczy. Musi tylko wytrwać.
Okazało się to trudniejsze niż początkowo zakładała. Znacznie trudniejsze. Undyne nakazała jej wstać. Rozłożyć ręce na boki oraz rozsunąć nogi. Po tym, jak stanęła naprzeciwko niej i przyglądała się pozycji dziewczyny przyzwała swoje włócznie. Unosiły się za jej plecami ostrzami skierowanymi w stronę Friska.
- Nawet-nie-drgnij - wycedziła przez zaciśnięte zęby pani kapitan. Frisk się bała, naprawdę bardzo się bała, jak jeszcze nigdy do tej pory, wcześniej był tylko ból i strach przed kolejnym bólem, czasem nawet chciała umrzeć. Myślała, że by to wolała, teraz jednak stojąc ze śmiercią twarzą w twarz, zrobiłaby o wiele wiele więcej, zniosła jeszcze większy ból byleby znalazł się ktoś, kto by ją teraz stamtąd zabrał. Wizja bycia zabawką w rękach braci szkieletów, marionetką na scenie w służbie robota czy nawet posiłkiem dla tego kwiatka z początku jej podróży... Powinna posłuchać Toriel, powinna zostać z nią w Ruinach, już wolała być jej więźniem niż tutaj.. tutaj...
Włócznie wystrzeliły salwą w jej stronę. Ich celem było ubranie dziewczyny, delikatnie szpicem dotykały materiału i rozdzierały go. Nie były jednak perfekcyjne. Nie wiadomo, czy to przez nieuwagę Undyne, czy to przez drżące ciało Friska, w kilku miejscach na jej ciele pojawiły się wyraźne zadrapania z których powoli wyciekała krew. Efekt jednak osiągnięty - ubrania nie było. Jego resztki walały się gdzieś po kamiennej posadzce.
To była naprawdę ciężka przygoda dla Frisk. Undyne związała ją sznurem tworząc prawdziwe mistrzostwo sztuki w węzach i pętach. Nie mogla się poruszyć, i choć jej pęta uporczywie wpijały się w skórę, podrażniały zrobione już wcześniej rany, zaczęła odnajdywać w tym dziwną przyjemność. Zwłaszcza kiedy pani kapitan przeciągnęła sznur między jej nogami. Pociągnęła z tyłu aby ten wpił się w jej kobiecość. Nie mogła wydać z siebie żadnego krzyku, a ten tak bardzo pchał się na jej usta. Tak bardzo chciała jęknąć z rozkoszy. Chociaż płakała, chociaż bolało, podobało się jej to. Dopiero przy Undyne, dopiero pod jej dotykiem ból zamienił się w rozkosz. Nawet wtedy kiedy gryzła ją po piersiach, nawet wtedy kiedy korzystała ze wszystkich zabawek jakie zostały przyniesione. Jak drażniła jej wrażliwe miejsca, gładziła wibratorem po karku, chwytała mocno za włosy, a na zakończenie nadal spętaną, tak, że musiała chodzić na swoich łokciach i kolanach gdyż nogi i ręce miała skrępowane, Undyne nakazała polizać się po butach. Wszystko to wykonywała z czystą precyzją, tańcząc dookoła niej, zupełnie tak jak kobra tańczy przed kolejnym atakiem. W tej chwili więcej w niej było z węża niż z ryby. Przez cały program Undyne nie ściągnęła niczego więcej z siebie, za to Frisk doszła trzy razy. Przestała logicznie myśleć, była wdzięczna swojej pani za taki trening za taką szkołę. I nawet kiedy stały same, Frisk na smyczy obok nogi swojej pani, kiedy pochylała się aby ukłonić się czuła się zadowolona. Pokochała to, czego wcześniej się bała.

Obie zeszły ze sceny, na którą pośpiesznie wszedł Mettaton żegnając swoich widzów. W trakcie trwania przedstawienia choć nic już nie wybuchło, to robot liczący głosy po prostu się zawiesił. Frisk szła wdzięcznie przy nodze swojej pani, nadal na łokciach i na kolanach. Ta tym czasem podeszła do Sansa siedzącego na schodach. Nie oglądał przedstawienia, no może tylko na początku, troszeczkę. Zamyślony spoglądał w dal, na spokojną toń podziemnego strumienia. Pani kapitan wyciągnęła mu z ust papierosa i wzięła większego bucha. 
- Nie wiedziałem, że palisz... Masz - po tych słowach wyciągnął z kieszeni niebieskiej bluzy paczkę, Undyne jednak pokręciła przecząco głową.
- Zadowolę się tym. 
Sans wzruszył ramionami i w trakcie jak jego ślepia przyglądały się Friskowi, wyciągnął nowego i odpalił. 
- Widzę, że minęłaś się z powołaniem, powinnaś zostać treserem.. 
Undyne zaśmiała się lekko i podała mu smycz na której był człowiek. Sans wziął ją i popatrzył przez chwilę. Pociągnął w swoją stronę. Początkowo niechętnie, ale później niemalże z wdzięcznością Frisk podeszła do niego ocierając się o jego bok. Była naga, Sans niemalże instynktownie zareagował, ściągnął z siebie kurtkę, i narzucił na dziewczynę. 
- Undyne! - To była Alphys. Właśnie brodziła w śniegu. Smoczyca podeszła do swojej dziewczyny i rzuciła się jej w ramiona. Ta twarz jaka wyszła na jaw kiedy Undyne torturowała i powoli łamała Frisk natychmiast zniknęła. Nie, tego samego nie mogłaby uczynić jej uroczej nerdce. Nie wiedziała dokładnie co w nią wtedy wstąpiło i dlaczego tak bardzo się jej to podobało.  - To było genialne! Naprawdę! Jestem z ciebie taka dumna! 
- Tak, trzeba to powiedzieć szczerze... - przyznał Sans podnosząc się - .. dobra robota. 
Mettaton zakończył już program, a jego roboty sprzątały scenerię, tak aby jutro z samego rana wielki wilk mógł tam znowu wejść i robić to, co zawsze robił. Frisk siedziała grzecznie, jak na psa przystało, podczas kiedy Sans, Undyne i Alphys rozmawiali nieco głębiej w korytarzu. Mettaton podszedł do niej i kucnął. Miał narzuconą na ramiona czarną marynarkę. Pogładził ją po policzku. 
- Szkoda mi ciebie, słodka. W moich rękach przynajmniej byłaś sobą - mruknął i przeniósł wzrok na znajomych. Przyglądał się szczególnie żółtej smoczycy. 
- Nie chcesz jej mieć? 
Gwałtownie odwrócił głowę na bok to była Frisk. Jednak jej mina... Było w niej coś dziwnego, innego. Policzki wykrzywione w nienaturalnym uśmiechu i ta złość w oczach. Mettaton nie był głupcem, zdał sobie sprawę, że to jest to coś przed czym ostrzegał Sans, już otwierał usta, aby go zawołać kiedy istota przemówiła znowu
- To twój program... 
Znieruchomiał
- To ona ciebie zrobiła, zrobiła ciebie idealnego, takiego ... o jakim marzyła
Różowe oczy zaczęły mu drżeć\
- Dlaczego więc, skoro jesteś ucieleśnieniem jej wszystkich marzeń, mężczyzną z jej snów ona...
Poczuł jak w jego sercu rodzi się ...
- .. ona woli...
... nienawiść.
- ją?
Zacisnął mocniej wargi.
- Kiedy ty pobiłeś rekord oglądalności, rzuciła ci tylko krótkie gratulacje, a tę chwali, pieści, całuje, widzisz jak ją trzyma za rękę? 
Zacisnął pięści. 
- To nie jest nic sprawiedliwego, prawda? Dlaczego masz stać z boku i tylko się przyglądać, jak ktoś kogo kochasz idzie z kimś kogo nienawidzisz?
- Ja nie nienawidzę Un..
- Hee? Nie oszukuj ani mnie, ani siebie, ani nikogo. Zazdrość, to czujesz cały czas. Zazdrość. 
Robot nic nie powiedział, zamknął oczy. Faktycznie, czuł zazdrość, a z nią rozpacz, samotność, niezadowolenie, rozczarowanie, chęć bycia zauważonym i miłość... Miłość do tej która dała mu nowe życie, nowe możliwości, nowe cele i spełnienie jego marzeń. 
Cała ta sytuacja została zauważone przez Sansa. Szybko podszedł do Friska i pociągnął ją za smycz. Ta dziwna siła zniknęła, a Frisk znowu była posłusznym pieskiem, który widząc swojego pana zaczął lgnąć do jego nogi. Co jednak zostało powiedziane.... Szkielet przeniósł wzrok na robota, dziwnie przybitego i zdeterminowanego... 
- Co ci powiedziała?
- Prawdę. -  po tych słowach Mettaton podszedł do pani kapitan i pani doktor by następnie nie bacząc na ich rozmowę zacząć namiętnie całować Alphys. Ta zaczęła się wyrywać, Undyne próbowała 


Sans otworzył szerzej oczy. Jeszcze przed chwilą był przecież wraz z resztą, a teraz? Ciemność. Jedyne co było pewne to to, że na czymś stoi, lecz czy jakiekolwiek granice istniały tej czerni jaka się rozciągała gdzie tylko się nie spojrzał? Powątpiewał. Jedno mu jednak nie dawało spokoju. Kiedy się odwrócił za siebie zobaczył wielką tablicę, na której był zaznaczony 1 poziom postaci, jej liczba HP, czas gry... 
Oko zaświeciło się mu na niebiesko, w samą porę by uniknąć ataku. Nóż przeleciał obok jego głowy, a z ciemności wyszła Frisk. To znaczy druga Frisk, bo jedną miał na rękach - patrzącą się na niego otępiale jakby zupełnie nie zdawała sobie sprawy z tego co się dzieje. Ta przed nim była do niej tak podobna, ta sama figura, nawet ubrania jakie Frisk miała na sobie podczas ich pierwszego spotkania podobne choć w kolorach zieleni i żółci. To co jednak obie dziewczęta najbardziej różniło to wyraz ich twarzy. Istota przed nim, choć uśmiechała się to widać było iż nie towarzyszyło jej uczucie radości. Ba. Na swój sposób wyglądała jak zmora, przerażająca zmora z koszmaru dziecięcego. Wbijała w niego swój pusty wzrok czerwonych ślepi. A potem się odezwała...
Szkielet zrobił kilka kroków w tył, by następnie zorientować się, że mimo wszystko nie cofał się. Nadal stał w tym samym miejscu. Warknął cicho i spuścił głowę. 
Ciemność zamieniła się w światłość, a następnie rozpłynęła się w powietrzu ukazując kulisy scenerii jaka została przygotowana na występ Undyne. Nikogo już nie było. Frisk wykończona i obolała spała zupełnie niewinnym snem w jego ramionach. Sans przeniósł na nią wzrok, trwał tak chwilę by następnie zamknąć powoli oczy i pocałować ją w czoło. 
- Już mi nie uciekniesz.. - szepnął i teleportował się wraz z dziewczyną.
Share:

POPULARNE ILUZJE