4 lutego 2018

Opowiadanie: Her Final Destination - Gdy Twoje wargi dotknęły mych ust, poczułam ogień [by Nessa]

Autor: Nessa

Notka od autora: Damien jest zauroczy Liv od chwili, w której zobaczył ją po raz pierwszy. Dręczony przez wspomnienia i zaniepokojony perspektywą obdarzenia jakiejkolwiek kobiety silniejszym uczuciem, długo waha się nad podjęciem decyzji o zbliżeniu do dziewczyny. Bardzo szybko okazuje się, że przeznaczeniu nie da się uciec i że to bywa aż nadto przewrotne – zresztą tak jak i przeszłość, która nigdy nie daje o sobie zapomnieć.
Pozornie niewinny związek ciągnie ze sobą konsekwencje, których żadne z nich nigdy by się nie spodziewało. Coś budzi się do życia – uśpione zło, które tylko czekało na okazję, żeby po latach ciszy zaatakować ponownie i tym razem być może zrównać dotychczas spokojne miasteczko z ziemią. Nikt nie jest naprawdę bezpieczny, z kolei odpowiedzi na wszelakie pytania wydają się mieć swoje źródło w jednym, jedynym miejscu…
W przeszłości.
„Why, you just won't leave my mind?
Was this the only way, I couldn't let you stay”

Within Temptation – „Jane Doe”

Spis treści:
Trzask gałęzi.
Drobna, skryta pomiędzy drzewami postać wzdrygnęła się, po czym niespokojnie rozejrzała dookoła. Znajdował się zbyt daleko, żeby stwierdzić z kim miał do czynienia, to zresztą nie miało najmniejszego nawet znaczenia. Wiedział, że śni, poza tym był obserwatorem – nikim ponadto i to pomimo tego, że spoglądał na świat oczami kogoś innego.
Postać, którą obserwował, wyprostowała się, nasłuchując. Z jakiegoś powodu Damienowi wydało się, że to chłopak, zwłaszcza kiedy zauważył ruch sięgających do ramion włosów. Niczego innego nie był w stanie stwierdzić, a może po prostu nie chciał, ogarnięty złymi przeczuciami. Wiedział, że wydarzy się coś niedobrego, chociaż trudno było mu określić, co takiego. Miał wrażenie, że powinien znać odpowiedź na to pytanie, a jednak w głowie miał pustkę, pomimo usilnych starań nie będąc w stanie określić, co takiego działo się wokół niego.
Co takiego działo się w ostatnim czasie? Który to już raz śnił – całym sobą czuł, że tak jest – nie potrafiąc określić dokąd to wszystko zmierzało? Co więcej, po raz kolejny znajdował się w lesie; ten jeden szczegół pozostawał niezmieniony, poza tym tylko to zawsze tkwiło mu w głowie, kiedy się budził. Pamiętał drzewa i niepokój, ale nic ponadto, choć niezmiennie usiłował zapamiętać coś więcej, by później móc to przeanalizować. Cóż, bezskutecznie, choć nadal nie był w stanie do tego przywyknąć.
Milczał, niespokojnie obserwując sytuację. Wszystko wydawało dziać się poza jego kontrolą, poza tym Damien nie miał wątpliwości co do tego, że we śnie wcale nie znajdował się w swoim ciele. Wielokrotnie pragnął przyjrzeć się sobie, żeby móc ocenić z kim ma do czynienia, ale nigdy mu się to nie udawało. Tym razem również nie miał szans, w zamian będąc w stanie co najwyżej poddać się biegowi wydarzeń – nie po raz pierwszy, choć i z tego pamiętał bardzo niewiele. To było tak, jakby świadomość niektórych szczegółów wracała wtedy, gdy odtwarzał ten sam schemat, który prędzej czy później tak czy inaczej miał odejść w zapomnienie.
Błędne koło, które nigdy się nie zatrzymywało.
Poczuł ekscytację, chociaż ta również nie należała do niego. Jakże dziwnie to brzmiało – doświadczać emocji, potrafić je nazwać, ale przy tym wiedzieć, że były obce. Nawet nie potrafił tego opisać, to zresztą również zeszło gdzieś na dalszy plan, kiedy skoncentrował się na tym, co działo się na jego oczach. Przemieścił się – w bezwiedny, niezależny od woli sposób – wciąż obserwując majaczącą pomiędzy drzewami postać. Chyba po raz pierwszy nie był sam, ale i tego nie mógł być pewien, zbytnio zdezorientowany, żeby należycie ocenić sytuację.
Kimkolwiek był, poruszał się z wprawą i wystarczająco cicho, żeby ponownie nie zwrócić na siebie uwagi. Ostrożnie stąpał po podłożu, trzymając się w cieniu i starając się nie wydawać żadnego, najcichszego nawet dźwięku. Zbliżał się, stopniowo przybliżając do intruza, który – jak nagle sobie uświadomił – musiał być jego celem… Albo raczej istoty, którą w tamtej chwili był, choć takie rozróżnienie zaczynało jawić mu się jako wyjątkowo męczące i nienaturalne. Co prawda zdawał sobie sprawę z tego, że sny rządziły się swoimi prawami, ale mimo wszystko… dlaczego miał wrażenie, że chodzi o coś więcej?
Wciąż o tym myślał, bezskutecznie próbując skoncentrować się na tym, co działo się na jego oczach. Rozpraszały go uczucia – te obce, wypełniające go w stopniu wystarczającym, żeby poczuł się nieswojo. Jakby tego było mało, emocje zaczynały wymykać się spod kontroli, a to nie było dobre, tym bardziej, że zdecydowanie nie miał do czynienia z czymś, wobec czego można przejść obojętnie. Sam nie był pewien, skąd brał się towarzyszący mu gniew, podekscytowanie i… chęć mordu, choć zrozumienie, czym było to ostatnie, zajęło Damienowi dłuższą chwilę, skoro nigdy wcześniej tego nie doświadczył. Chciał zabić, a jego celem pozostawała ni mniej, ni więcej, ale niczego nieświadoma dziewczyna, której twarzy nawet nie miał okazji zobaczyć.
W tamtej chwili pomyślał, że chce się obudzić – już, natychmiast, zanim zobaczy o wiele więcej, niż mógłby sobie tego życzyć. Strach pojawił się nagle i tym razem bez wątpienia miał swoje źródło w jego wnętrzu, znacząco odstając od całej mieszanki pozostałych, towarzyszących mu emocji. Próbował z nimi walczyć, zresztą tak jak i ze wszystkim, co działo się wokół niego, by mieć szansę odzyskać kontrolę, ale czuł się równie bezradny, co na samym początku. Co więcej, przebudzenie najwyraźniej nie zależało od jego woli, a to zdecydowanie nie poprawiło mu nastroju.
Miał wrażenie, że za moment wydarzy się coś niedobrego i choć wszystko działo się tylko i wyłącznie w jego głowie, taka perspektywa naprawdę go przerażała.
Strach, który odczuwał, okazał się dla odmiany obcy dla istoty, którą był we śnie – albo której oczami spoglądał na świat, choć sam nie miał pewności, gdzie tak naprawdę leżała granica. Wiedział jedynie, że nic nie było takie, jakie powinno, przynajmniej z jego perspektywy…
I że z czasem mogło być już tylko gorzej.
Nie pozostało mu nic innego, jak tylko pozwolić, żeby postać z jego snu bez pośpiechu i z wprawą polującego drapieżnika zbliżyła się do niczego nieświadomej dziewczyny. Przyczaił się pomiędzy drzewami, obserwując i myśląc o tym, jakie to w rzeczywistości było proste, tym bardziej, że ludzie pozostawali aż do tego stopnia słabi… Aż nazbyt proste pozostawało to, żeby uczynić z nich ofiary. Nie musiał się wysilać, żeby tego dokonać, bowiem to przychodziło naturalnie – a przynajmniej tak sądziło… to. Nie miał pewności, czy takie rozróżnienie miało sens – on i to, oboje w jednym ciele – ale z drugiej strony, jakimi zasadami tak naprawdę rządziła się rzeczywistość snu.
Jakkolwiek by tego nie nazwał, wiedział, że różniło się od niego i że było obce. Co więcej, wyraźnie pozostawało niebezpieczne, głodne i bardzo złe, choć również ta świadomość przyszła z czasem, w miarę jak zaczął koncentrować się na tym, co działo się wokół niego. Miał pewność, że to nie będzie się dłużej powstrzymywać, rzucając do ataku przy pierwszej możliwej okazji – tak po prostu, nawet nie dając Damienowi czasu na reakcję. Nie miał pewności czy z winy oszołomienia, czy czegokolwiek innego, ale nie potrafił choćby stwierdzić, czym kierowała się ta istota, decydując się przystąpić do rzeczy. Wrażenie było takie, jakby nie miała celu ani w wyborze ofiary, ani powodu, dla którego ta miała zginąć. Chodziło o złość albo kaprys – ewentualnie jedno i drugie, jednak to wydawało się najmniej istotne.
Faktem pozostawało to, że do ataku doszło, chociaż Damien nigdy nie miał pewności, co takiego wydarzyło się z chwilą, w której łowca podjął decyzję.
Z chwilą, w której dziewczyna ze snu zaczęła krzyczeć, obudził się.
~*~
Ból głowy oraz dezorientacja, które towarzyszyły mu w chwili otwarcia oczu, wydawały się aż nazbyt świadome. Wypuścił powietrze ze świstem, nie tyle przerażony, co sfrustrowany tym, czego w ciągu ostatnich dwóch tygodni doświadczał nader często. Męczyły go koszmary, choć po przebudzeniu nigdy nie potrafił przypomnieć sobie, czego tak naprawdę dotyczyły – nie w pełni, chociaż wielokrotnie próbował, podświadomie czując, że główną rolę odgrywał tak czy inaczej las. Za każdym razem szedł, szukając cholera wie czego, a przynajmniej tak mu się wydawało. Bardzo irytujące, ale…
Och, tym razem coś się zmieniło, jednak nie potrafił określić w jakim sensie.
Jęknął, po czym energicznie potarł skronie, próbując doprowadzić się do porządku. Zerknął na zegarek, nie po raz pierwszy przekonując się, że przebudzenie przyszło na długo przed godziną, którą można by określić mianem „ludzkiej”. Usiadł na łóżku, po chwili podrywając się na równe nogi, tym bardziej, że doświadczenie ostatnich dni zdążyło nauczyć go, że już i tak nie będzie w stanie zasnąć, niezależnie od tego, jak bardzo by się starał. Z czasem przestał próbować, bowiem nie było niczego gorszego niż tkwienie w pustej, pogrążonej w ciszy sypialni sam na sam z własnymi, niespójnymi myślami.
Krążył niespokojnie, w pierwszej kolejności kierując się do łazienki. Przemył twarz zimną wodą, w nadziei na to, że ta pozwoli mu się choć trochę otrzeźwić, ale efekt okazał się równie marny, co i próba uspokojenia na tyle, żeby przetrwać do końca dnia bez zbędnych stresów. To było trudne, skoro przez ostatnie dwa tygodnie właściwie przez cały czas chodził zdenerwowany, nieudolnie próbując wrócić do normalności. Cholernych czternaście dni, które minęły od wspólnego śniadania z Liv, a więc również tego, co mu wtedy powiedziała – wyznania, które raz po raz wracały, dręcząc go i stopniowo doprowadzając do szału, chociaż próbował tego nie okazywać. Chciał zapomnieć, ale z równym powodzeniem mógł starać się przestawić którąkolwiek ze ścian w domu; czegoś takiego po prostu nie dało się wyrzucić z pamięci, o przejściu z tym do porządku dziennego nie wspominając.
Do tej pory po zamknięciu oczu widział jej twarz, załzawione oczy i to, jak roztrzęsiona była, kiedy po wyrzuceniu z siebie kolejnych słów, najzwyczajniej w świecie wybiegła z lokalu. Już wtedy miał ochotę za nią pobiec, ale nie zrobił tego, podświadomie wypierając wszystko, co mu powiedziała. Tak nakazywałby zdrowy rozsądek, prawda? Kto normalny przyjąłby do wiadomości wyjaśnienia, których udzieliła mu dziewczyna, a które brzmiały równie niedorzecznie, co i myśl o tym, że podczas snu…
Zacisnął usta, krzywiąc się, kiedy jego myśli na powrót zaczęły uciekać ku temu, czego nie potrafił sobie przypomnieć. Tym razem – oczywiście pomijając las, bo ten pozostawał stałym elementem wszystkich koszmarów – zakodował coś jeszcze, a więc dziewczęcy krzyk. Miał wrażenie, że dźwięk do tej pory odbijał się echem gdzieś w jego umyśle, wibrując i pozostając wszechobecnym również wtedy, gdy Damien usiłował o nim zapomnieć.
I chociaż z założenia sny o niczym nie świadczyły, a już zwłaszcza takie, których nawet nie potrafiło się odtworzyć, czuł się autentycznie przerażony, zupełnie jakby wszystko to, czego był świadkiem… wydarzyło się naprawdę.
Nie widział Liv od dwóch tygodni, poza tym nie miał pojęcia, co powinien powiedzieć, biorąc pod uwagę ich ostatnią rozmowę, ale…
Decyzję podjął nagle, nie próbując choćby zastanawiać się nad tym, czy cokolwiek z tego, co sobie myślał i robił, miało jakikolwiek sens. Poruszając się trochę jak w transie, wrócił do pokoju, żeby móc się przebrać i prawie natychmiast opuścić dom. Sam nie był pewien, jakim cudem nie potknął się przy zbieganiu po schodach, czując się niemalże tak jak wtedy, kiedy szedł otworzyć dobijającemu się do jego drzwi intruzowi. Różnica polegała na tym, że po uporaniu się z zamkiem i wyjrzeniu na zewnątrz nie zobaczył niczego – i choć od samego początku wiedział, że jest sam, coś w widoku pustki przed domem sprawiło, że poczuł się jeszcze bardziej przygnębiony.
Wiedział, gdzie zamierza się znaleźć, bez choćby cienia wahania poddając się własnym pragnieniom. Miał wrażenie, że nogi same prowadziły go do właściwego miejsca, tym bardziej, że aż nazbyt dobrze pamiętał drogę. To wydawało się dziwne, skoro w tej części miasta był zaledwie raz, ale najwyraźniej to wystarczyło, a Damien miał wrażenie, że Liv byłby w stanie odnaleźć choćby z zamkniętymi oczami. Od pierwszej chwili go urzekła, w krótkim czasie opętując jego myśli i zdobywając serce. Od tamtego czasu nic innego się nie liczyło, choć to wydawało się całkowicie pozbawione sensu. Cóż, nawet jeśli tak było, nie dbał o to, skupiony tylko i wyłącznie na tym, żeby jak najszybciej znaleźć się przy niej. Musiał się z nią zobaczyć, a potem upewnić się, że…
Że co? Że żyje?, pomyślał z przekąsem, ale z jakiegoś powodu chyba właśnie tego się spodziewał. W tamtej chwili uświadomił sobie, że się bał – tego, co wydarzyło się w zapomnianym śnie i że krzyk, który usłyszał, jakimś cudem mógłby należeć właśnie do niej. Wszystko to wydawało się niedorzeczne – wiedział o tym, aż nazbyt świadom tego, że zachowywał się jak obłąkany – ale nie dbał o to, skupiony tylko i wyłącznie na myśli o tym, że musi ją zobaczyć, bez względu na możliwe konsekwencje i to, czy w ogóle chciała go widzieć.
Najbardziej niedorzeczna pozostawała kwestia tego, że jej wierzył – i to już od chwili tamtego spotkania, choć dotychczas z uporem odsuwał od siebie taką możliwość, raz po raz powtarzając sobie, że nie ma opcji, by słowa Liv były prawdziwe. Takie rzeczy się nie zdarzały, ale…
Och, jednak skoro tak, dlaczego ją kochał? Czym innym było chwilowe zauroczenie, a czym zgoła odmiennym wrażeniem, że jeśli tej kruchej istocie coś się stanie, nie wybaczy sobie tego. Co więcej, to stanowiłoby tylko i wyłącznie jego winę, przez co zignorowanie potrzeby, żeby sprawdzić, czy z Liv wszystko było w porządku, nie wchodziło w grę.
Poczuł niewysłowioną ulgę, kiedy znalazł się na znajomej, opustoszałej jeszcze uliczce. Słońce wychyliło się zza horyzontu, zalewając małe osiedle pierwszymi, ciepłymi promieniami. Brzask, pomyślał i z jakiegoś powodu serce zabiło mu szybciej, choć to równie dobrze mogło mieć związek z podekscytowaniem, które poczuł na widok jej domu. Dobrze pamiętał ten budynek, dziwnie zimny i jakby niedostępny, kiedy przystanął na chodniku, obserwując zza ogrodzenia. Z jakiegoś powodu nie miał najmniejszych wątpliwości co do tego, że furtka ustąpi, kiedy tylko spróbuje nacisnąć klamkę, zupełnie jakby ten dom i jego okolica tylko czekały na czyjekolwiek pojawienie się. Coś w tej myśli przyprawiło Damiena o dreszcze, sprawiając, że zapragnął się wycofać, wręcz porażony niedorzecznością własnego zachowania od chwili przebudzenia, ale błyskawicznie odsunął od siebie taką możliwość. Już ustalił, że musiał sprawdzić, czy Liv…
Tylko na chwilę.
Chciał ją przynajmniej zobaczyć i zażądać, żeby prosto w oczy powiedziała mu, że wszystko z nią w porządku.
Na krótką chwilę zacisnął dłonie w pięści, walcząc z myślami i sprzecznymi odruchami. Czegokolwiek by nie chciał, pragnienie spotkania z Liv zwyciężyło, tym bardziej, że całe dwa tygodnie poświęcił na walkę o pozostanie w domu akurat wtedy, gdy tęsknota za nią zaczynała dawać mu się we znaki. Nie potrafił zliczyć, jak wiele razy myślał o niej, nie tyle rozważając ich ostatnie spotkanie i to, czy miało sens, ale pragnienie, żeby zobaczyć ją raz jeszcze. Pragnął ponownie zajrzeć w te czekoladowe oczy, zobaczyć olśniewający uśmiech albo przeczesać palcami przypominające płomienie włosy, które…
Najważniejsze jest to, żeby była cała, warknął na siebie w duchu.
Zawahał się po raz kolejny, tym razem bezpośrednio na ganku, jak urzeczony wpatrując się w lśniące, lakierowane drzwi. Chwilę szukał dzwonka, mimowolnie myśląc, że to dość ironiczne, że teraz to on nachodził ją o tak wczesnej porze, zachowując się w równie nielogiczny sposób, ale zdecydowanie nie było mu do śmiechu. Nie chciał rozważać ani stanu swoich zmysłów, ani tym bardziej zastanawiać się, czy Liv miała powody, żeby nie chcieć widzieć go na oczy. Przyszedł w konkretnym celu, a skoro tak…
Podjął decyzję.
Chciał unieść rękę, ale nie miał po temu okazji. Z chwilą, w której w ogóle pomyślał o tym, że jednak się z nią zobaczy, niezależnie od możliwych konsekwencji, drzwi otworzyły się same, na dodatek tak gwałtownie, że aż wzdrygnął się i cofnął o krok, chyba jedynie cudem nie spadając z kilku drewnianych stopni, które znajdowały się tuż za jego plecami. Gwałtownie zaczerpnął powietrza, po czym wstrzymał oddech, w milczeniu wpatrując się w drobną postać, która spokojnie stanęła w progu, szokując spojrzeniem znajomych, czekoladowych oczu. Blada, drobna twarzyczka nie wyrażała niczego prócz niewysłowionej ulgi, kiedy zaś do tego wszystkiego dopatrzył się w oczach dziewczyny łez…
– Damien.
Liv stała tuż przed nim, jak najbardziej prawdziwa i – co ważniejsze – w zupełności żywa. W tamtej chwili zapragnął roześmiać się w niemalże histeryczny sposób, coraz bardziej świadom tego, jak idiotycznie zachowywał się od chwili przebudzenia. Niby dlaczego miałoby jej się coś stać?, zapytał sam siebie, jednak nie potrafił znaleźć odpowiedzi, ta zresztą wydawała się najmniej istotna. Liczyło się, że w końcu do niej przyszedł, że znajdowała się na wyciągnięcie ręki i…
Chciał coś powiedzieć, ale nie był w stanie. Zanim zastanowił się nad tym, co robi, przestąpił naprzód, wyciągając ku niej ramiona. Sądził, że ją wystraszy albo doczeka się jakichkolwiek oznak oporu ze strony Liv, jednak nic podobnego nie miało miejsca. W zamian dziewczyna przywarła do niego, pozwalając żeby ją przytulił, zupełnie jakby tkwienie w uścisku stanowiło najoczywistszą rzecz na świecie, a oni postępowali w ten sposób na co dzień. Wyczuł, że zaczęła drżeć i to go zaniepokoiło, bo do głowy jak na zawołanie przyszło mu, że właśnie doprowadził ją do płaczu – i to po raz kolejny – ale kiedy w pośpiechu odchylił ją w swoich ramionach, chcąc przyjrzeć się w twarzy, przekonał się, że chodziło o coś zupełnie innego.
I że Liv się śmiała.
Uniósł brwi, co najmniej zaskoczony jej reakcją – początkowo bezgłośną, ale tylko do czasu. Dźwięk, który wydobył się z gardła dziewczyny, okazał się tak niesamowicie melodyjny i radosny, że już niczego nie był w stanie żałować, a już na pewno nie tego, że do niej przyszedł. Mocniej przygarnął ją do siebie, pragnąć już tylko stać, obejmować Liv i słuchać tego, jak się śmiała, tym samym mając absolutną pewność, że była bezpieczna. W tamtej chwili uświadomił sobie, że tak naprawdę nigdy nie powinien jej zostawiać, a tym bardziej pozwolić na to, żeby czekała aż tyle czasu. To wydawało się wręcz niewybaczalne, a Damien pomyślał, że to prawdziwy cud, że ta krucha istota w ogóle chciała go widzieć.
– Przepraszam – wyrwało mu się, zanim zdążył zastanowić się nad doborem słow. To jedno przyszło mu do głowy, choć gdyby miał wyjaśnić za co tak naprawdę ją przepraszał, nie potrafiłby.
– Och, Damien… – Liv posłała mu olśniewający uśmiech. Jej oczy lśniły prawie jak w przypadku dziecka, któremu właśnie oświadczono, że gwiazdka w tym roku wypada o wiele wcześniej. – Jesteś… Bałam się, że nie przyjdziesz – wyznała, ale nawet nie zdawał sobie trudu, żeby drążyć i próbować zrozumieć pełen sens wypowiedzianych słów.
– Ja…
Zaczął gorączkowo szukać słów, które mógłby w tej sytuacji powiedzieć, ale w głowie miał tylko i wyłącznie pustkę. Raz po raz przeczesywał włosy Liv palcami, kurczowo tuląc dziewczynę do siebie i czując się tak, jakby po długich poszukiwaniach w końcu udało mu się odnaleźć to, co z jakiegoś powodu utracił – albo raczej tę. Od samego początku chodziło tylko i wyłącznie o tę kruchą istotę, ufnie wtuloną w niego, cierpliwie czekającą i tak bardzo niewinną… Nie chciał zastanawiać się nad sensem, a tym bardziej tym, że właściwie widział ją na oczy po raz trzeci w życiu, bo to nie miało znaczenia.
Czuł, że nic z tego, co się działo, nie było istotne. Nie, skoro najważniejsza tak czy inaczej pozostawała Liv.
Właśnie z tego powodu się nie odezwał, w zamian robiąc ostatnią rzecz, którą wziąłby pod uwagę, kiedy w pośpiechu wychodził z domu. Nie po raz pierwszy czując się tak, jakby poruszał się jak w transie, ujął twarz dziewczyny w dłonie, po czym łapczywie wpił się w jej usta. Z chwilą, w której poczuł wargi Liv na swoich, a ta do tego wszystkiego momentalnie odwzajemniła pieszczotę, poczuł się tak, jakby po długich latach błądzenia w końcu wrócił do domu.
I, cholera, to było dobre.
Share:

0 komentarze:

Prześlij komentarz

POPULARNE ILUZJE