18 listopada 2018

Undertale: Gra w kości - Posępne dni [The Skeleton Games - Dreary Days] [tłumaczenie PL]

Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Od czasu zniszczenia bariery minęły miesiące. Potwory w końcu uzyskały prawo do przemieszczania się po mieście. Siedzisz nocą w swoim małym mieszkanku i robisz swoje kiedy nagle słyszysz muzykę zza ściany. Czy Twój sąsiad zawsze musi słuchać muzyki tak strasznie głośno? Masz tego serdecznie dość. Ściany są cienkie i słyszysz, jak chodzi po mieszkaniu, krzyczy albo... gra w gry.... Zaraz, znasz tę grę. Czas rozpocząć plan "jak wkurwić sąsiada palanta". Tylko dlatego, że jesteś wampirem, nie oznacza, że nie możesz być złośliwa. 
A więc tak, opowiadanie Postać x Czytelnik. Dostosowane pod kobiecego czytelnika. Uniwersum - UnderFell. Związek Sans x Czytelniczka. Co warto wiedzieć? Wcielasz się w żyjącą kilka setek lat wampirzycę, która świetnie zaaklimatyzowała się w otaczającym świecie do takiego stopnia, że ... jest nerdem. Uwielbia gry komputerowe. Co jeszcze/ A tak, jesteś znacznie wyższa od Sansa. 
Czy Tobie, droga wampirzyco uda się skraść serce małego, wkurwionego na cały świat Sansa? 
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Autor: poetax
SPIS TREŚCI
Dwa tygodnie po odzyskaniu wolności i tydzień po kwarantannie.
Drzwi do pokoju 211 w urzędzie miasta Ebott City zamknęły się z trzaskiem. Mimo to słychać było dobrze głos zza nich. Zaskakujące, jak ktoś o tak miłym, dziewczęcym głosie był w stanie tak głośno krzyczeć. Inny głos jej odpowiadał, cichy i głęboki. Przerażony. Ale czego się spodziewać, kiedy rozmawia się z kimś, kto ma trzy pary rąk i pięć czarnych ślepi?
-Jak to nie zaakceptowano?! – krzyknęła Muffet, patrząc na bladego mężczyznę przed sobą. Zadrżał, kiedy jedna z rąk uderzyła w biurko, po ramieniu zsunęły się jej pająki.
-J-jeszcze nie zaakceptowano b-bo… - pocił się, z każdą chwilą czuł się mniejszy i mniejszy - … nadal musimy przeprowadzić testy aby mieć pewność, że…
-Właśnie widziałam Grillbiego jak wychodzi z formularzem! Dlaczego ja nie mogę dostać jeszcze swojego?! – Mężczyzna dostrzegł, że na jego biurku z każdą chwilą jest coraz więcej pająków
-Właśnie to chciałem wyjaśnić! Potworze jedzenie zostało przetestowane i zaakceptowane aby ludzie je spożywali, ale prochy…
-To nic takiego! Właściwie to to samo! – Muffet uderzyła w biurko, sprawiając że pająki na nim lekko podskoczyły
-M-musimy mieć całkowitą pewność, że nie wywoła żadnych negatywnych efektów na ludziach
-Nie wywoła! – krzyknęła pokazując kły
-B-błagam niech one przestaną! – Muffet popatrzyła na jego oczy. Tsk, boi się. Żałosny! Nawet nie zaczęła go obrażać! Już jest bliski płaczu, a przecież nie związała go i nie zaczęła torturować jeszcze. Ludzie i ich słabe ciałka nie potrafią niczego dobrze znieść
-Dobra…! – wywróciła oczami i pstryknęła palcami, wszystkie pająki wróciły pod rękawki jej bufiastą sukienki. – Ale lepiej się pośpieszcie, ludzie! Już zapłaciłam zaliczkę za budynek. Jeżeli nadal będziecie się ociągali w wydaniu mi zgody… - uśmiechnęła się – Osobiście dopilnuję, że urząd skarbowy wyciągnie odszkodowanie od was… wraz z odsetkami!
-Zapewniam p-panią, że pracujemy najszybciej jak się da. Takie rzeczy potrzebują czasu
-Macie czas! Nie było mnie tydzień bo byłam na kwarantannie! SKOŃCZCIE TO W KOŃCU!
-AAAA – skrzeknął gdy uderzyła w biurko. Muffet znowu wywróciła oczami. Jak takie proste rzeczy mogą zajmować im tyle czasu? Z radością wprowadzili potworze jedzenie do obiegu, ale prochy? Nieee. Od wielu dni je testują. I oczywiście… ten głupi ognisty potwór, dostał zgodę na swoje jedzenie od razu. Ugh… jest taki żałosny! Muffet zrobiła kilka kroków wzdłuż korytarza, udając się do sali poczekalnianej. Tsk… o wilku mowa. Grillby stoi przy drzwiach, jasny fioletowy płomień oświetla pomieszczenie. Pisze coś na swoim telefonie, uniósł głowę gdy Muffet weszła. Cwany uśmiech zawitał na jego twarzy, tak jakby miał zaraz się zaśmiać.
-Z-Zamknij się, świeczko! – krzyknęła mijając go by wyjść drzwiami. Zatrzasnęła je za sobą wpadając wprost pod ulewę. Zatrzymała się by patrzeć jak pada na chwilę, schowana pod niewielkim daszkiem urzędu. Westchnęła wchodząc w deszcz. Może i Grillby dostał wcześniej pozwolenie na jedzenie, ten wredny drań, ale powodzenia we wracaniu do domu w taką ulewę! Wiadomo, że ogniste elementy nie znoszą wody. Oczywiście, może podawać wiele drinków w barze, ale kiedy chodzi o wodę, nie może jej dotknąć. Zawsze mówi, aby zrobił to ktoś inny. Na powierzchni wszystko jest dziwne. Nie przywykła, aby pogoda tak szybko się zmieniała. Właściwie, to wszystko co chwila się zmienia. Ludzie, światła, pogoda… Czasami ma wrażenie, że sama też się zmienia. I nie jest pewna, czy się jej to podoba czy nie.  Jej ubrania całkiem przemokły kiedy szła na przystanek autobusowy. Pająki pod ubraniem drżały by stworzyć odrobinę ciepła. Nie padało kiedy przyszła, właściwie to zapowiadała się słoneczna pogoda. Muffet czekała schowana pod daszkiem przystanka autobusowego, czekając aż deszcz ustanie. Oczywiście, mogła zaczekać w urzędzie, tak jak Grillby, ale… nie ma mowy aby patrzyła na jego głupią mordę z tym głupim cichym uśmiechem! Tsk… Dlaczego dostał pozwolenie przed nią? Jej produkty są o wiele smaczniejsze! Wszystko co on podaje jest obrzydliwe i pełne alkoholu. Naprawdę… ile można jeść frytek?! No i jego klienci są obrzydliwi. Ludzie będą zażenowani gdy w końcu otworzy swój bar. Jeżeli zobaczą co serwuje i w jakim to jest stanie, może postanowią już nigdy nie otwierać żadnych potworzych biznesów?
Jak znalazła się w domu zamknęła z trzaskiem drzwi za sobą. Niewielkie mieszkanie w sam raz dla jednego potwora, ale nie mieszkała w niej sama. Już zaczęła dekorować ją we własnym stylu. Krótkie fioletowe zasłony i miękkie meble. Nie wspominając o srebrnej nici pajęczej po której spacerowały jej pająki. Te jakie miała pod ubraniami, natychmiast z niej zeskoczyły strzepując z nóżek krople wody i przytulały się do innych pająków, które nie były zimne i mokre. Poszła schodami do góry myśląc o przebraniu się, kiedy dostrzegła coś w swojej sypialni.
-Babeczko! – krzyknęła uśmiechając się, kiedy przerośnięty potwór, wyglądający jak skrzyżowanie muffinki i pająka podbiegł do niej. – Ahuhuhuhu! – zaśmiała się drapiąc parą dłoni go po głowie – Tęskniłeś za mną? – z kieszeni wyciągnęła potwornego cukierka, odpakowała go i podrzuciła do góry. Babeczka entuzjastycznie złapał smakołyk, nim ten opadł na ziemię – Jakże bym chciała, abyś zjadł tych bezwartościowych ludzi… Babeczka ziajał, przechylając głowę raz w jedną stronę, raz w drugą, czekając na więcej cukierków. Tak by zrobiła w Podziemiu. Nikt nie kazał jej czekać. Naprawdę tęskniła za tym.

-Głupi ludzki deszcz! – warknęła, gdy wyszła z autobusu, wchodząc wprost w kałużę. Już trzeci raz pada w tym tygodniu. Miała już dość wilgoci. Czuła się tak, jakby żyła pod wodospadem! Całe szczęście, dzisiaj miała ze sobą parasolkę i kalosze. Na nieszczęście, padało bardziej niż przypuszczała, więc jej czarne ubrania były przemoczone, nie wspominając już o chlapaniu z kałuż. Jeden z ludzi, którzy wychodzili z nią, w pośpiechu ją miną. Właściwie… większość ludzi wyglądało przerażonych wycieczką. To zaledwie drugi tydzień po tym jak potworom pozwolono opuścić tereny góry, ale ich reakcje naprawdę zaczynały ją denerwować. Słyszała już kilka komentarzy, jak straszne są jej oczy, widziała też jak ludzie po prostu uciekali z krzykiem na sam jej widok. Tsk… niech się boją. Pod daszkiem przystanka autobusowego był schowany znajomy ognisty potwór. Szybko uśmiechnęła się cwanie.
-Ahuhuhuhu! Cóż, cóż… widocznie niczego się nie nauczyłeś od ostatniego razu, prawda? – prychnęła na ognisty element, kiedy ten na nią patrzył – Ludzie i ta ich ludzka pogoda – dodała z udawanym żalem w głowie. Nasłuchiwała kilku strzyknięć ognia. Nagle otworzyła szeroko oczy i wyprostowała się – Takie komentarze zostaw dla siebie! – odwróciła się i odeszła schowana bezpiecznie pod parasolką. Szybko znalazła się znowu w pokoju 211, patrząc na chudego, bladego mężczyznę co ostatnio.  – Powiedziano mi, że dzisiaj dostanę odpowiedź – mówiła sprawdzając czystość swoich paznokci, nie chciała patrzeć na jego głupią mordę ani chwili dłużej – I jaki werdykt… Hm?
-Z-zrobiliśmy potrzebne testy i wiemy już jakie są efekty potwornego prochu, masz zgodę na otworzenie piekarni – sięgnął po teczkę i wyciągnął z niej plik papierów – Są co prawda pewne formalności i zasady jakie zostały utworzone… - popatrzył na nią – M-mówiła pani, że pająki będą pracowały w piekarni… z panią?
-Tak – uśmiechnęła się – Wyraziłam się jasno jeżeli o to chodzi.
-Można zatrudniać ludzi w swoich interesach, jeżeli dostają wynagrodzenie za swój czas i wysiłek… lecz w świetle prawa potwory i ich… uh…
-Dominująca klasa – fuknęła przewracając oczami
-O-ostatecznie pozwolimy zatrudnić ci pajęcze potwory jako pracowników. Wszystkie przepisy są na stronie szóstej. Nim dam ci jednak licencję, musisz podpisać tutaj – pokazał żółtą kreskę na pierwszej stronie – I tutaj… - przekręcił kilka kartek i pokazał drugie miejsce – I tutaj… z dzisiejszą datą. – Muffet zabrała mu papiery. Już je uważnie przeczytała. Wiedziała lepiej niż ktokolwiek inny, że nie należy podpisywać niczego bez uprzedniego bardzo dokładnego zapoznania się z treścią. Uwielbiała uczyć tego też inne potwory w Podziemiu. Kiedy skończyła, mężczyzna przyniósł kolejne papiery.  – Będziemy też potrzebować… uh… p-podpisu od – popatrzył na jej rękawy – Oczywiście… jako ich opiekun prawny możesz podpisać …. – wtedy trzy puchate czarne pajączki wyszły spod jej rękawków na biurko. Mężczyzna natychmiast puścił papiery i wycofał się. Pająki podniosły długopis, stając jeden na drugim, ich małe nóżki uniosły długopis w powietrze. Podpisały papiery dziwnym symbolem, nim wróciły pod ubranie Muffet.
-Czy to wszystko? – zapytała znudzona i zażenowana żałosnym zachowaniem człowieka.
-T-tak… - wpisał coś do komputera, a następnie zebrał papiery i je zeskanował. Starał się unikać dokumentów, jakie dotykały pająki – Wydrukowałem dla pani oficjalne papiery. Musi pani udać się do Mery z recepcji, a poda je pani
-W końcu… - uśmiechnęła się – Widzisz… nie jesteś aż taki bezwartościowy! – zaśmiała się – Tak trudno było wszystko skończyć? Co?
-Ja….
-Nie martw się – przerwała – Zrobię wszystko co w mojej mocy, aby tutaj już nie wracać – i z westchnięciem odwróciła się i wyszła z biura. Mężczyzna nasłuchiwał, aż drzwi się zamknął nim odetchnął z ulgą. Potem pogładził się po ramionach pozwalając, aby dreszcze minęły. Nadal czuł małe pajęcze nóżki na sobie.
 Idąc korytarzem Muffet weszła do poczekalni. Kiedy mijała jedno z biur usłyszała głośną rozmowę za drzwiami.
-Ta, nadal nie przyszedł… Wiem! Powinniśmy wyznaczać mu terminy zawsze kiedy będzie padać! Hah hah! CO NIE?! No i tak odeślę go z kwitkiem, bo nie uwzględnił łazienki! .. Pewnie nawet o tym nie pomyślał – Zatrzymała się, marszcząc wszystkie pięć oczu. Czy oni mówią o…? Stuknęła w jedno z ramion, spod rękawa wyszedł mały pajączek, spadł na ziemię i wszedł do pokoju. Czekała, słuchając głosów – Mam też wiele innych rzeczy jakie będę mu wytykał… Ciekawe kiedy się podda! – uśmiech pojawiał się na jej twarzy – Ta, a jak z twoim awansem? Nie dostałeś? Szkoda. Te stwory nie wiedzą jak działają urzędy. Tam na dole w ogóle ich nie uczono… - Po chwili pająk wrócił trzymając kilka papierów. Wdrapał się po jej nogach podając dokumenty w jej rękę, a następnie schował się pod ubranie.  Szybko przejrzała je, a potem schowała do jednej z ukrytych kieszeni nim jakby nigdy nic weszła do poczekalni. Człowiek w recepcji miał jej licencję, odebrała ją z uśmiechem, i wyszła przez drzwi wchodząc w deszcz. Jak była już dość daleko od budynku, wyciągnęła dokumenty trzymając parasolkę w innej ręce, a papiery w innej. Przeglądając je uważnie, zauważyła, że dotyczą interesu jaki chce otworzyć Grillby. Osoba, która zajmowała się jego sprawą, nie zaznaczyła dokładnie co należy naprawić wedle ludzkiego prawa. Jest lista rzeczy jakie są niezgodne, wliczając w to brak ubikacji. Muffet zaśmiała się. Pierwszym co zrobiła po wyjściu na powierzchnie, to przeczytanie wszystkich ludzkich praw jakie znalazła. Tym bardziej te dotyczące prowadzenia własnej piekarni, co należy mieć, aby spełniać standardy. Miała problem tylko z pyłem oraz z zatrudnieniem pająków jako pracowników. Ale załatwiła to tak szybko jak to możliwe. Gdy podeszła do przystanka, zauważyła Grillbiego nadal schowanego pod daszkiem. Jego koszulka wyglądała na suchą, ale spodnie były mokre. Stanęła obok, czekając na autobus w ciszy. Jego płomienie delikatnie kołysały się, ściągając jej uwagę na niego. Widziała jak kilka osób robi im zdjęcia po drugiej stronie ulicy. Zacisnęła ręce na parasolce. Chciała do nich podejść i okrzyczeć ich o to. Ale postanowiła się nie ruszać. Potwory nie powinny reagować negatywnie na ludzi. Nie może wiele zrobić. Gdy czekała, deszcz narastał. Krople kapiące o jej parasolkę, zamieniły się w cichą muzykę deszczu. Aż musiała mocniej ją chwycić, by nie wypadła jej z rąk. Dostrzegła dzieci chowające się w pobliskiej klatce budynku mieszkalnego. Nikt, kto nie musi, nie wychodzi teraz. Pogoda potęgowała jej zdenerwowanie. Gdyby Grillbiego tutaj nie było… mogłaby w całości schować się pod daszkiem i czekać. Jest taki denerwujący. Dlaczego nie może sobie po prostu odejść?! Więcej kropel uderzyło w daszek. Chwilę potem, słyszała szuranie i gdy zerknęła spod parasolki, zobaczyła jak Grillby robi krok w tył. Kałuża przed nimi zrobiła się już duża, i weszła na chodnik. Popatrzyła na jego ręce, spod rękawów zawsze wydostawały się fioletowe języki ognia, teraz jednak mniejsze niż zwykle. Popatrzył na nią, a ona ponownie schowała się pod parasolką, udając że nic nie widziała. Jedno stało pod parasolką, drugie pod daszkiem przystanka, czekając w ciszy. Kiedy autobus w końcu przyjechał, Muffet była gotowa odejść. Zrobiła krok do przodu i wdepnęła w głęboką kałużę, zatrzymała się na chwilę patrząc na wodę dookoła jej kaloszy. Potem spojrzała na przystanek.
-M-masz! – krzyknęła podając potworowi parasolkę – W-weź! – ognisty potwór delikatnie strzyknął uśmiechając się cwanie. Wziął przedmiot – I to! – nagle podała mu papiery – Napraw wszystko! – widziała odbicie swoich oczu w parze okularów przeciwsłonecznych. Zarumieniła się – B-bo sprawiasz, że wyglądamy źle! Ludzie są gorsi od nas, więc nie pozwól im nad sobą górować! – płomienie zawirowały mocniej, nawet otwierał usta, aby coś powiedzieć – Z-zamknij się, świeczko! – krzyknęła, czując jak magia w niej robi się cieplejsza. Potem weszła do środka nie chcąc patrzeć za siebie. Nim jednak pojazd odjechał jedno z okien otworzyło się – I… czekam aż oddasz mi parasolkę! Pożyczam ci ją tylko, jasne?! Każdy dzień zwłoki w oddaniu będzie kosztował! – ognisty element zaśmiał się delikatnie chowając cwany uśmiech pod parasolką. Tutaj naprawdę wszystko jest inne… W Podziemiu nie zrobiłaby czegoś takiego.

Piekarnia Muffet była otwarta od trzech dni i całkowita liczba klientów była niezmienna, cała dwójka. Pierwszy człowiek wybiegł natychmiast z budynku po tym jak zobaczył jej pająki. Jego krzyk odbijał się echem, zaś drzwi zatrzasnęły się z hukiem. Drugi wszedł z pytaniem, czy może skorzystać z ubikacji. Oczywiście, pokazała. Lecz nadal jej ego cierpiało, że żaden nie wszedł do piekarni tylko po to aby coś kupić. Aby pogorszyć sytuację, ludzie którzy mieszkali w pobliżu, jak tylko usłyszeli, że otwiera swój sklep, natychmiast zaczęli protestować przed jej piekarnią. Oparła się o blat, pięć oczu spoglądało za okno, patrząc na ludzi za szybą stojących przed sklepem z wściekłością. Mają szczęście, że nie są w Podziemiu. Gdyby grupa potworów choćby myślała o zorganizowaniu czegoś podobnego… cóż… jej pająki zajęłyby się sprawą, zaś Babeczka miałby większą kolację. Westchnęła opierając się bardziej. Może powinna się poddać? Jasne, to było jej marzenie, aby otworzyć piekarnie na powierzchni, ale… jaki był sens wychodzić z góry skoro nie może mieć swojego sklepu! Dzwonek zadzwonił i uniosła się natychmiast entuzjastycznie.
-Witamy w nasz… - przerwała – Oh.. to ty… - powiedziała zdając sobie sprawę kto przyszedł, oparła głowę o jedną z rąk. Grillby stał niepewny przed nią, w dłoniach trzymając czarną parasolkę. Jego fioletowe płomienie delikatnie kołysały się, w okularach odbijał się pożyczony przedmiot, jaki natychmiast wystawił w jej stronę. – Tsk.. P-postaw koło drzwi – machnęła ręką. Zrobił co mu powiedziała wsadzając ręce do kieszeni gdy już były. Stał w milczeniu przez chwilę, jego płomienie były jaśniejsze – N-nie stój tak! Odstraszasz klientów! – krzyknęła. Grillby uniósł się lekko jakby chciał coś powiedzieć, wtedy zobaczył dookoła siebie setki małych puchatych pajączków. W mgnieniu oka, wyszedł zamykając za sobą drzwi. Muffet westchnęła, całkowicie kładąc się na ladzie. Może, naprawdę powinna się poddać? Ktoś otworzył drzwi – Mówiłam ci przecież, abyś – zatrzymała się zdając sobie sprawę, że to nie Grillby. W progu stał człowiek. Musiał wejść zaraz po Grillbym, bo dzwonek nie zadzwonił. Oby nie był jednym z tych co protestują, albo będzie tego żałować. Westchnęła – Witamy w naszym… - człowiek zrobił kilka kroków do przodu nim padł twarzą na ziemię. Muffet zamarzła nie mówiąc ani słowa. Co… co się stało?! Człowiek się nie ruszał. Umarł?! Oni nie zamieniają się w pył… prawda? Czy ludzie mają w zwyczaju wchodzić do sklepów i umierać? Jej pająki otoczyły ją, czując zmartwienie w jej duszy. Nie, nie, nie, nie! Nie może mieć zwłoki w wejściu! To najgorsze co może ją w tej chwili spotkać! Co się dzieje? Chciała mieć tylko piekarnię! Co ludzie mają przeciw niej?! Jasne, boją się pająków, ale czy można umrzeć od zobaczenia ich?! Muffet patrzyła na człowieka z bezpiecznej odległości, czując coraz większe zmieszanie.
-Mrgh… moja twarz – człowiek jękną, przekręcając się na plecy. Trzymał dłonie na twarzy. Więcej stęków i jęków, mamrotał coś o słońcu. Znowu się przekręcił odciągając swoje ciało na bok i przestał. Podniósł się powoli spoglądając na oczy potwora.
-Uh… cześć… - powiedział po prostu
-Cz-cześć.. – odpowiedziała mrugając na raz wszystkimi oczami
-Czy… umarłam? – Muffet patrzyła na człowieka zmieszana – Bo czuję się jakbym trafiła do nieba! W tym sklepie tak cudownie pachnie!
-Co?!
-Hahaha – człowiek się zaśmiał i stanął na nogach – Uh.. przepraszam za tamto.. musiało być ze mną gorzej niż sądziłam. – Muffet nie wiedziała co powiedzieć – Nie martw się! – człowiek schował ręce za plecami – Czasami tak się dzieje, ale nic mi nie jest! – Muffet nadal patrzyła niepewnie
Podrapałaś się po głowie patrząc na potwora przed sobą. Już wiedziałaś, że lubisz potwory, ale właśnie zobaczyłaś najśliczniejszego z nich. Stała przed tobą, z trzema parami rąk, pięcioma oczami i prześlicznym fioletowym odcieniem skóry. Udekorowana plakietka na jej piersi miała napisane „Muffet” dostrzegłaś kilka pająków na jej ramieniu, a zaraz potem setki innych krzątających się za nią. Chwilę Ci zajęło zorientowanie się gdzie jesteś. Sklep wyglądał ślicznie, tonący w kolorach jasnego fioletu ze srebrnymi dekoracjami i czarnymi kokardami na każdym z krzeseł. Nawet na stołach były przepiękne srebrne obrusy w kształcie pajęczyn. Zakochałaś się w wystroju.
-Czy… to miejsce zostało otwarte niedawno? – zapytałaś
-Tak… - potwór odpowiedział spokojnie – J-jakiś tydzień temu
-Co?! Dlaczego o nim nie słyszałam?! – Muffet wyglądała na urażoną
-Ja.. zrobiłam znak – powiedziała tak, jakby to miało wystarczyć.
-Będziesz potrzebować więcej niż tylko znaku. Mamy dwudziesty pierwszy wiek. Musisz zrobić reklamę w Internecie wtedy obiegnie cały świat. Powinnaś mieć więcej klientów, tutaj jest niesamowicie! – podchodziłaś już do wystawki słodyczy. Na srebrnych półmiskach, poustawiane na małych srebrnych obrusach były fioletowo, srebrno-czarne słodkości. Nie wyglądały tylko smacznie, wszystkie były sztuką samą w sobie. Patrzyłaś na wystawę oczarowana tym co zobaczyłaś, wtedy zauważyłaś tabliczkę koło nich, obwieszczającą z dumą
Przez pająki, dla pająków, z pająków.
Co to znaczy?! Koniecznie musisz spróbować!
-Masz coś z truskawkami? – zapytałaś zaciekawiona patrząc na coś co przypominało pączka z pajęczą siecią na nim. Potwór pokazał na jednego z wystawy, nadal mierząc się bacznie wzrokiem. Miałaś nadzieję, że nie będzie cię wypytywać o wcześniejsze. Nie chciałaś używać na nią swojej hipnozy jeżeli nie musiałaś. Całe szczęście, najwyraźniej potraktowała, jako normalne ludzkie zachowanie tak padać na twarz w sklepach. Pokazała ci na czarną czapeczkę i ośmioma parami nóg. Babeczka nazywała się Pajęcza Kanapka. Patrzyłaś się przez chwilę na smakołyk zastanawiając się, gdzie tutaj są truskawki. – Poproszę jedną i… - pokazałaś na coś, co wyglądało jak kolorowe kulki – Cokolwiek to jest
-Pajęcze jaja – odpowiedziała cicho, chwytając jedno i wsadzając do papierowej torebki – T-to wszystko?
-Tak – Podała Ci cenę, na którą spojrzałaś z przerażeniem… Drogo.. Jak dostałaś torbę usiadłaś przy jednym ze stolików. Nie chciałaś jeszcze wychodzić na słońce, postanowiłaś więc zjeść Pajęczą Kanapkę. Bałaś się, że puch z zewnątrz przyklei Ci się do buzi jak będziesz chciała ugryźć pająka, dlatego postanowiłaś rozerwać go na pół. O… to tu są truskawki. Różowe nadzienie delikatnie wypłynęło ze środka. Wsunęłaś połowę Pajęczej Kanapki do ust, czułaś przyjemny truskawkowy smak rozpływający się w języku. Siedziałaś chwilę i gryzłaś, a następnie przełknęłaś czując jak pozostałe jedzenie znika w gardle. To było dziwne… Siedziałaś oszołomiona. – Czy tu jest magia?! – krzyknęłaś wstając od stołu. Potwór za ladą zadrżał.
-Trochę tak, ale większość to proch – powiedziała zwyczajnie
-Ale na tabliczce jest napisane, że jest z pająków
-Pajęczego prochu – poprawiła – Jest słodki i smaczny
-Proch…? Pająki zmieniają się w proch? – Muffet zaśmiała się
-Oczywiście, że tak – W tej chwili kilka puchatych pająków wystrzeliło srebrne nici i zsunęło się na nich na dół. – Pająki nie żyją długo – tłumaczyła – Więc… kiedy umrą, tak jak wszystko co jest zrobione z magii, zamieniają się w proch – przyglądała ci się z uwagą – I to właśnie wcześniej jadłaś, szaraczku. – Pająki jakie zeszły, teraz wspólnymi siłami ścierały odciski palców jakie zostawiłaś na stoliku. Przyglądałaś im się przez chwilę z fascynacją, nim spojrzałaś ponownie na potwora za ladą
-Pozwalają się jeść? – Muffet uśmiechnęła się
 -To część potworzej kultury, umieszczać prochy w tym co się kochało za życia… A pająki naprawdę kochają wybory cukiernicze – Huh… to właściwie… miłe. No i jedzenie jest smaczne. Nie masz nic przeciwko temu, że chcą stać się czymś tak smacznym.
-Chciałabym więcej – mówiłaś patrząc na wystawę – Może … ten eklerek … i jeszcze… tego wielkiego fioletowego donata
-Oczywiście… - Gdy czekałaś, wzięłaś to dziwne kolorowe pajęcze jajo z torby. Było małe, rozmiaru grosika, wrzuciłaś je w całości do ust czując jak się rozpuszcza pozostawiając po sobie przyjemny owocowy smak i znowu znikł całkowicie gdy przełykałaś.
-Powinnaś mieć więcej klientów – powtórzyłaś gdy podała ci pakunek. Nie dbasz o to ile kosztuje. Żyłaś już dość długo, ale jeszcze nigdy nie jadłaś nic tak przepysznego. Wampiry nie trawią najlepiej, więc wszystko co znika w gardle zamiast trafiać do żołądka, jest cudowne.
-Tak… cóż… - popatrzyła na okno na protestujących przed sklepem
-Olej ich – warknęłaś zdenerwowana – Heh… założę się że twoje wyroby smakowałoby by lepiej, gdybyś je robiła z wkurzających ludzi – Pierwszy raz, Muffet naprawdę się uśmiechnęłaś. Wyglądała prześlicznie.
-Ahuhuhu! Cóż, cóż… miło wiedzieć, że ktoś ma podobne pomysły. Cóż, jedzenie ludzkiego mięsa jest technicznie legalne w waszym rządzie, ale kupno i sprzedaż to już trudniejsza sprawa
-Zaraz… naprawdę się nad tym zastanawiałaś? – Pochyliła się nad ladą uśmiechając cwanie
-Może…
-Hahahaha! Naprawdę wolno je jeść?!
-O tak – przytaknęła – Ale ciężko jakieś dostać, bo nie wolno zabijać nikogo. Choć i tak nie przepadam za mięsem w moich produktach… wolę raczej – spojrzała na ciebie porozumiewawczo – Cóż… niech zajmie się tym ktoś inny – mruknęła. Gdy zapłaciłaś za zamówienie spojrzałaś przez okno. Nadal świeci słońce, ale nie masz daleko do domu. Powinno ci się udać dojść. – Coś cię martwi szaraczku? – zapytała
-Mam uczulenie na słońce, więc…
-A więc o to chodziło wcześniej! Ludzie mogą być uczuleni na słońce? – otworzyła wszystkie oczy w zaskoczeniu.
-To rzadkie, ale nie martw się, mieszkam kilka bloków dalej – podeszłaś do drzwi zatrzymując się przed strugą światła prześwitującą przez szybę – Mam tę alergię od dawna… więc dam sobie radę – Postanowiłaś iść już, nie chciałaś zostawiać w piekarni dłużej niż powinnaś. Chwyciłaś za klamkę zbierając się w sobie by stanąć w świetle. – Wpadnę jeszcze do ciebie, chcę spróbować wszystkiego co tu masz!
-S-stój! – krzyknęła wychodząc zza lady i podchodząc do Ciebie. Pochyliła się i podała parasolkę jaka leżała koło drzwi – Możesz pożyczyć… Może pomoże – rzuciła nieśmiało – P-powiedziałaś, że znowu tutaj przyjdziesz, więc…
-Oh! Dziękuję! – powiedziałaś zadowolona biorąc parasolkę i otwierając ją. Wyglądała cudownie, w środku była kolejna srebrna pajęcza sieć, chwilę ja podziwiałaś – Skąd ją masz, jest przepiękna!
-Ja… ja ją zrobiłam – odwróciła wzrok
-Zrobiłaś parasolkę?!
-Tak…
-Zajebiście!
-Um… - nie wiedziała co powiedzieć – S-sama robię swoje ubrania, więc… uh… - popatrzyła na dół, złączając palce razem – M-możesz mieć parasolkę do kolejnej twojej wizyty… B-bo mówiłaś, ze wrócisz. Ja.. nawet policzę ci mniej. Moja ceny są dla tych niecywilizowanych kreatur… a-a ty…
-Oh! Dziękuję! – uśmiechnęłaś się – Naprawdę chcesz abym częściej wpadała?
-T-tak…
-Więc przyjdę w kolejnym tygodniu, do potem! – I wtedy wyszłaś przez drzwi, wprost w stronę strajkujących. Wyciągnęłaś jedno z ciastek i patrzyłaś zadowolona na ludzi jedząc je przed nimi. Muffet patrzyła na Ciebie przez szybę czując, że się rumieni.
-D-do potem.. – mruknęła, pająki zebrały się dookoła niej zaciekawione dziwnym zachowaniem. Tutaj jest naprawdę inaczej… Nigdy nie zrobiłaby czegoś takiego w Podziemiu.
Share:

11 komentarzy:

  1. Czuję taaaki cukier <3 To jest naprawdę cudowne <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja chce by muffet była z grillbym xDDD. Pasują mi w tym opku do siebie

    OdpowiedzUsuń
  3. Walić Sansa! Niech główna bohaterka będzie z Muffet

    OdpowiedzUsuń
  4. Yumi, dzieki wielkie za rozdział, był PRZEPYSZNY :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Oh, jak ja uwielbiam Muffet!
    Ma w sobie ten... osobliwy urok, który sprawił że zakochałam się w niej gdy tylko zobaczyłam ją w grze. I jej zapał do cukiernictwa jest niczym wisienka na torcie!
    Fandom skupia się na Sansie, ale ja osobiście dałabym wiele za dobry fanfick o Muffet.
    Święta robota przy rozdziale, Yumi~

    OdpowiedzUsuń
  6. YUMIŚ! KOCHAM CIĘ!
    *Pada na kolana i całuje po stupkach*
    Od dziś będziesz mym bogiem, twój blog będzie mą religią!
    ALLELUJA YUMI MIZUNO!

    OdpowiedzUsuń
  7. O matko, to jest takie słodkie! ^^

    OdpowiedzUsuń
  8. :: je ciasteczko:: muffet whaiiiii!? Teraz nie zjem nic z wyrobów cukierniczych!

    OdpowiedzUsuń
  9. ooo Muffet sjest tak słodka jak jej wypieki!!!

    OdpowiedzUsuń

POPULARNE ILUZJE