Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wpadka na Imprezie i inne wstydliwe anegdoty [The Party Incident and Other Embarrassing Anecdotes]. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wpadka na Imprezie i inne wstydliwe anegdoty [The Party Incident and Other Embarrassing Anecdotes]. Pokaż wszystkie posty

16 września 2018

Undertale: Wpadka na Imprezie i inne wstydliwe anegdoty - Wpadka na koncercie [Punkt widzenia Sansa] [The Party Incident and Other Embarrassing Anecdotes - The Concert Incident] - tłumaczenie PL

Autor obrazka: artanddetermination
Notka od tłumacza: Opowiadanie Sans x Ty. Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Akcja ma miejsce zaraz po pacyfistycznym zakończeniu gry. Potwory egzystują sobie na ziemi, chodzą, robią swoje potworne rzeczy i ... No i jesteś Ty. Wcielasz się w studentkę sztuk pięknych. I z pewnych głupich okoliczności musisz udawać dziewczynę Sansa.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI 
Wpadka na koncercie // Punkt widzenia Sansa (obecnie czytany)
...
Sans zapomniał zapłacić za Internet. Dokładniej rzecz ujmując, nie mógł znaleźć rachunku. Ostatnio widział go gdzieś w śmieciowym tornado, a potem przepadł gdzieś. Całkowicie zapomniał o tym, aż nie odcięli mu rano wifi. Ojej. A no. Będzie musiało wystarczyć twoje. Nie pogniewasz się. Chyba.
-NIE POWINNIŚMY – powiedział Papyrus gdy we dwóch wchodzili do Twojego mieszkania. Podniósł Twojego kota gdy ten podszedł. Heh, typowe.
-oj no weź, nie pogniewa się – Papyrus tylko zerknął na niego, a potem był zbyt zajęty pieszczeniem futrzaka. Sans usiadł na kanapie i nałożył słuchawki. Właśnie oglądał film dokumentalny o fizyce kwantowej i prawdopodobnie to najciekawsza rzecz jaką widział od dawna. Po ponad godzinie wróciłaś. Drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem, stałaś w progu patrząc na nich zmieszana.
-Nie, nie, proszę. Co moje to wasze. Czujcie się jak u siebie w domu. – odrzuciłaś plecak -  Uwielbiam mieć niezapowiedzianych gości – Sans nie słyszał sarkazmu w Twoim głosie, może odrobinę ironii. Ale wiedział, że się nie gniewasz, uśmiechałaś się.
-to dobrze, nasze wifi się zepsuło
-Uh, nie mogłeś zadzwonić do serwisu? – dzwonił, ale nie zaksięgują zapłaty przez najbliższą dobę. Wzruszył ramionami. Papyrus popatrzył na niego znad swojej gry
-SANS POWIEDZ PRAWDĘ – Zdrajca
-mogłem omyłkowo wyrzucić rachunek do śmieciowego tornado – powiedział nonszalancko szczerząc się, wywróciłaś oczami
-Mniejsza – bąknęłaś idąc do kuchni. Sans zauważył kolorową ulotkę w Twoich rękach
-co to? – zatrzymałaś się wzruszając ramionami
-Darmowy koncert jest dzisiaj w podejrzanej dzielnicy miasta. Muzyka kiczowa i tony upitych licealistów i studentów. Chcecie iść? – mruknął. Nie przepadał za koncertami, ale może będzie zabawnie? Otworzył YouTube wystawiając rękę. Podałaś mu ulotkę. Nie kojarzył tych zespołów. Wpisał pierwszy i naciągnął ponownie słuchawki. Elektryczna muzyka z wieloma efektami i mocnym basem. Nie był to rodzaj muzyki, za którym specjalnie by przepadał. Znowu popatrzył na ulotkę, jakby robiona na szybko. Potwory nadal nie przywykły za bardzo do Powierzchni, nawet jeżeli są już na niej trzy lata. Im dłużej jednak słuchał zespołu, tym mniej beznadziejny się wydawał. To może być ciekawe doświadczenie, jeżeli będzie chujowo we dwójkę będziecie mogli się z tego śmiać i szybko wyjść. Ściągnął słuchawki i powiedział
-muzyka nie jest taka zła, jeżeli chcesz iść, pójdę z tobą
-Cudownie, a więc idziemy – podniosłaś swój laptop z ziemi i usiadłaś między Sansem i Papyrusem. Kot siedział na kolanach wyższego braci wyciągając się w Twoją stronę. Sans przeciągnął się lekko. Twoja noga była na jego klatce piersiowej drażniąc jego żebra. Spodobał mu się ten dotyk, zwłaszcza kiedy delikatnie poruszałaś palcami zajęta oglądaniem filmików. Sam wrócił do swojego programu, nawet po tym jak nazwałaś go nerdem. Co jakiś czas zerkał na Ciebie i uśmiechał się. Zawsze w pełni oddawałaś się temu co robiłaś, więc pewnie tego nie zauważyłaś. Papyrus zaczął bawić się Twoimi włosami gdy przechodził kolejne poziomy w swojej grze. Było miło. Potem jego brat wstał mówiąc, że zrobi coś do jedzenia. Sans też poszedł zastanawiając się, co ludzie ubierają na takie koncerty. Koszulka i spodnie? Dżinsy? Nie nosił ich za często, bo nie podobał mu się dotyk materiału. Ten zawsze drażnił jego kości w najgorszy tego słowa sposób, ale… w dżinsach wyglądał lepiej.  Chciał wyglądać dobrze. Gdy wrócił do Ciebie, był zaskoczony ubraniem jaki wybrałaś. Obcisła koszulka i spodenki znacznie krótsze od tych jakie zazwyczaj nosiłaś. Wyglądałaś inaczej. Podobało mu się. Ale… zamarzniesz.
-nie zamarzniesz? wiesz, nadal mamy luty… - wzruszyłaś ramionami
-Ociepli mnie ciepło pozostałych ciał. Nie mogę uwierzyć, że ty masz na sobie więcej niż zwykle – Zauważył, że mu się przyglądasz. Wiedział, że ci się podoba i to mu się spodobało. Z jakiegoś powodu – Fajna koszulka – Papyrus miał zwyczaj kupowania koszulek na których były szkielety. Sans miał kilka z żebrami oraz wiele z czaszkami.  Wybrał więc biały podkoszulek z kościstą ręką robiącą rogi
-heh, dzięki, czekałem, aż będę mógł to założyć, mam nadzieję, że nie porachują nam za to kości
-Łoł – Na chwilę zmróżył oczy kiedy zobaczył Twoją minę
-cieszę się, że kawał siadł – wywróciłaś oczami
-Zamknij się i chodź – Udaliście się autobusem, bo nie chciałaś prowadzić w nieznane tereny miasta i zostawić swoje auto byle gdzie. Sans nie chciał też prowadzić, no i zawsze będzie mógł was teleportować do domu. Autobusy kursujące wieczorami same w sobie są dość dziwne, nie udało się uniknąć też dziwnych zerknięć, ale Ty nie przejmowałaś się spojrzeniami innych. Gdy wyszliście z pojazdu, Sans był zmieszany. Wielki teren pełen ludzi. Koncerty zawsze tak wyglądają? Wiele osób rozmawiało, było przebranych i chodziło wszędzie. Sans uznał, że to ok, było kolorowo i wszędzie ustawione światła. Jednak było tak głośno, że wibracje muzyki czuł w kościach.
-...głośno tu.
-To koncert, nie wiem czego się spodziewałeś – Zadrżałaś lekko. Sans wiedział. Będzie Ci zimno. Już miał Ci powiedzieć “a nie mówiłem”….
-EJ! Chcecie świetliki? - dwie osoby podbiegły do was trzymając siatki w rękach – Dajemy je każdemu kto chce. Chcecie?
-Jasne! – powiedziałaś zadowolona. Ludzie popatrzyli na Sansa. Ten nie rozumiał do końca co chcą mu dać. Siatkę z wielkim, neonowym drzewem?
-….jasne?  - podali wam małe siateczki. Natychmiast rozerwałaś pierwszą i popatrzyłaś na Sansa, który nie wiedział co zrobić ze swoją
-Zaraz, nigdy takich nie widziałeś? - zapytałaś. Przełamałaś jedną i ta zaświeciła na jaskrawo-różowo – Przełam je a zaczną świecić, a potem potrząś. Całkiem fajne, co nie? - machałaś świetlikiem w ręce.
-i wszystko jasne... – chociaż szczerze, nic nie zrozumiał.
-Chodź, zrobię też dla ciebie – delikatnie wyciągnęłaś kilka bransoletek z torebki i wsunęłaś na jego ręce. Dotykając do dłużej, niż to było potrzebne. Hm… Podobało mu się to. – Teraz świecisz – powiedziałaś. Zimny dreszcz przeszył go na wskroś i natychmiast popatrzył na dół. Nie, nie, nie, to nie może się dziać, nie teraz, nie tak.
-Co? Masz na sobie z tuzin świecących świetlików. Byłabym pod wrażeniem, gdybyś nie świecił
-Oh.. racja – zrelaksował się lekko. Patrzyłaś na niego podejrzliwie.
-Zachowujesz się dziwnie, wszystko dobrze? Rozumiem, że cała ta impreza nie jest w twoim stylu. Jeżeli chcesz, możemy wrócić do domu
-nie
-Jesteś pewien
-tak
-Nie chcę, abyś czuł się źle
-jest dobrze – nie było dobrze. Ledwo co się trzymał, a to dopiero początek nocy. Czuł się podenerwowany, choć miał ku temu powodów. Próbował zachowywać się jak zawsze, i być Twoim przyjacielem. I jakby… chciał złapać Cię za rękę, ale odegnał tę myśl szybko, bo ej, nie czas myśleć teraz o czymś takim.  Wyciągnęłaś kolejny świetlik, tym razem węższy i dłuższy
-Te się tylko trzyma – podałaś mu
-dlaczego? – zaczęłaś mu tłumaczyć, dlaczego ludzie je lubią, ale Sans nie umiał się skupić. Patrzył na delikatne niebieskie światło w Twojej dłoni. Poruszałaś nią szybko i rytmicznie w górę i w dół. Sans nie umiał się opanować. Normalnie nie myślał by o tym, ale po wcześniejszej rozmowie, po prostu nie umiał wygnać z umysłu wyobrażenia, że trzymasz go za kutasa. Nie powinien tak myśleć o swoim przyjacielu, tym bardziej, że nie masz pojęcia jakie myśli powodujesz w jego głowie. Tłumaczyłaś mu po prostu istotę zabawy, podczas kiedy on miał umysł wypełniony kudłatymi myślami.
- Um... wszystko dobrze? – to go wyrwało z zamyślenia
-tak, nigdy nie czułem się lepiej, chodźmy. – Udaliście się w stronę sceny. Było wiele pijanych ludzi, piwo lało się hektolitrami. Wiele osób tańczyło w rytm muzyki, inni próbowali się przekrzyczeć. Sansowi było tłoczno, w dodatku śmierdziało, zaś muzyka była do bani.
-Myślałam, że powiedziałeś, że muzyka będzie dobra – zmarszczył brwi
-bo była, online –popatrzyłaś mu w oczy i wzruszyłaś ramionami
-Może to styl kakofoniczny? – uśmiechnął się
-odezwał się maestro – zaśmiałaś się zasłaniając dłonią usta
-Ej, skoro muzyka ssie, chcesz potańczyć? – rozejrzał się
-tutaj?
-Uh, tak, tutaj? A gdzie indziej? - chwyciłaś go za rękę – No chodź, jeżeli pójdziemy do tłumu jedyne co będziemy musieli robić to machać rękami – Sans nie był dobrym tancerze. Nie wiedział, czy to o nim pamiętałaś czy nie, ale jeżeli tak, to zdecydowanie się tym nie przejmowałaś. Byłaś tak niepewnie podekscytowana tańcem. Sans chciał się z Ciebie śmiać, ale nie powinien oceniać Twoich ruchów. Nie potrzebował dużo czasu, by się rozluźnić. Zawsze łatwo mu to przychodziło dookoła Ciebie. Nie wiedział, czy to atmosfera, czy Twoje ubranie, czy w końcu kazania Papyrusa, ale powiedział
-ładnie wyglądasz
-Co?!
-naprawdę ładnie wyglądasz!
-CO?! – pochylił się lekko, mając nadzieję że zrozumiesz go lepiej
-ja… ty wyglądasz ładnie
-Aha! – uśmiechnęłaś się. Ta, nie usłyszałaś.
-Z DROGI! Z DROGI! RUSZYĆ SIĘ – dwójka ludzi przepychała się przez tłum, starając się podejść pod scenę. Uniknął ich łatwo, ale mężczyzna popchnął Cię i upadłaś na ziemię.
 -wszystko dobrze?
-Tak jakby – wstałaś, mruknęłaś coś pod nose mi podałaś mu swój telefon - Potrzymasz mi? Cały czas wypada mi z kieszeni.
-dobra – wsadził go do kieszeni – ej, chcesz usiąść na chwilę? – zapytał pokazując na pusty stolik. Przytaknęłaś i zajęliście miejsce. Wyglądałaś na zawiedzioną.
-dobrze się bawisz? – zapytał znając już odpowiedź.
-... dobrze to bym nie powiedziała, ale się bawię, a ty?
-nie mogę powiedzieć, abym jakoś szalał z radości – powiedział z uśmiechem
-Wiesz, połowa zabawy to śmianie się z przyjaciółmi jak bardzo jest chujowo
-może następnym razem zaplanujemy coś – Niedługo otwiera się Muzeum Historii Potworów. Własność MTT bo jakże by inaczej, ale Sans myśli, że i tak może Ci się spodobać. Może zabierze cię tam. Uwielbiasz dowiadywać się nowych rzeczy o jego gatunku.
-Muszę do łazienki
-dobra – Sans czekał kilka minut na Twój powrót… ale nie przyszłaś. Heh. Myślał o kawałach z kiblem w roli głównej. Nie chciało mi się iść do ubikacji, więc wysikałem się do butelki. Żona się wściekła, ale o co jej chodzi? Przecież kelner zaraz przyniesie następną. Potem uderzysz się w czoło z zażenowania, a on powie, wiesz ostatnio miałem koszmar, że nie mogę się podetrzeć, ale gówniany sen, wtedy powiesz, że on nie ma dupy… Sans czekał, ale nie wracałaś. Nadal nie wracałaś. Jak długo ludzie korzystają z ubikacji? To normalne? Sans czekał… ale nadal nie przychodziłaś. Nie martwił się, per se, ale dziwne że zniknęłaś na tak długo. Stukał palcem w stół rozglądając się dookoła. Może zgubiłaś się w tłumie, albo zrobiłaś coś równie głupiego? Grupka dziewczyn podeszła do jego stolika, jedna z nich się zatrzymała i zajęła miejsce. Sans przytaknął uśmiechając się lekko. Robił to często.
-OMG! Jesteś… jakby… prawdziwym, żywym potworem!
-a no
-Byłeś tutaj z ludzką dziewczyną?
-a no – dziewczyna popatrzyła na przyjaciółki i zaśmiała się
-Więc… jesteście na randce?
-a no
-Ojej, a ja widziałam ją jak wychodziła kwadrans temu – powiedziała słodko – Wydaje mi się, że ostatecznie uciekła. Sama nie wiem. Mogę się mylić. Ale wydaje mi się, że czekasz tutaj na darmo. Skoro jej nie ma, to lepiej też już iść - … Oh. Takie rzeczy też często się dzieją. Sans chciał jej wygarnąć, żeby przestała pierdolić o Tobie skoro Cię nie zna, aby przestała kłamać. Nienaturalny sposób w jaki się uśmiechała, zaciskała zęby… Sans wstał, wsadzając ręce do kieszeni i wzruszył ramionami.
-spoko – powiedział odwracając się i zaczął odchodzić. Nie był w stanie zdecydować, co bardziej go obrzydza, widoczny rasizm i strach gdy zobaczą go, czy udawana dobroć. Ludzie są najgorsi. Ale skoro wiedziały, że byłaś z nim, pewnie masz kłopoty. Sans zamknął oczy. Są tu setki osób, ciężko będzie przebić się przez nich. Sans był dobry w czytaniu dusz, ale nigdy nie robił tego w tak wielkim tłumie. Próbował. Łatwo odkrywał ludzkie wnętrza. Wiele pomarańczowych. Rozglądał się po Rei, poruszając się powoli przed siebie, skanując otoczenia by Cię znaleźć. Kosztowało go to wiele energii. Nagle, gdy się zatrzymał, poczuł Cię. Szedł za uczuciem, delikatnym znamieniem Ciebie, byłaś w plastykowym pomieszczeniu, jakieś pudełka blokowały wejście. Zmarszczył brwi. Ludzie naprawdę są beznadziejni. Byłaś w środku, był pewien. Sans uniósł rękę i delikatnie zapukał.
-jesteś tam? – zapytał
-Sans?! To ty? – słyszał ulgę w Twoim głosie – Tak! Jestem tutaj! Nie mogę wyjść!
-ktoś zastawił wyjście jakimiś pudełkami – powiedział rozglądając się by upewnić się, że nikt go nie obserwuje. Ostrożnie użył trochę magii by zmienić ciężar odrobinę, tak aby przesunąć pudełka – spróbuj teraz – Drzwi się otworzyły, byłaś spocona i śmierdziałaś jak gówno. Sans zrobił niewielki krok w tył. Naprawdę źle się czuł z tym, że nie wybrał się na poszukiwanie Cię wcześniej
-To było straszne. – powiedziałaś. Kawał. Trzeba powiedzieć kawał.
--no, gówniana sytuacja
-Zamknij się, nie czas na kawały! – uśmiechałaś się mimo słów. Było mu lepiej, wiedząc że poprawił Ci humor. Choć nadal miał wyrzuty sumienia.
-zluzuj zwieracze, zawsze jest czas na kawały
-Uważaj na siebie, bo ty utkniesz następny – zagroziłaś. Machnął ręką przed swoją twarzą
-domyślam się, jak tam jest, śmierdzisz
-Oh? – wyszczerzyłaś się i chwyciłaś go za koszulę. Nim się zorientował, przytuliłaś go – Co? Nie podoba ci się mój zapach? To prawdziwa woda toaletowa. Wdychaj. Limitowana edycja ludzkich łazienek. – Nawet w takich warunkach, przyjmował z chęcią Twój uścisk.
 -łał, dzisiaj jesteś całkiem obrzydliwa, wszystko dobrze, że od tego smrodu pokręciło ci się w głowie?
-Zamknij się, albo zrobię z ciebie gównianą miazgę – przed puszczeniem go ścisnęłaś go nieco mocniej. Poczuł dreszcz.
-heh, co za język
-Tylko się nie posikaj z radości
-hehehehe
-Nie miałam pojęcia ile kawałów można zrobić z tej sytuacji – założyłaś włosy za ucho – Nienawidzę siebie za to, że się śmieję. Tak było naprawdę strasznie. – Poczuł kolejną falę winy
-przepraszam gdybym wiedział, poszukałbym wcześniej – wzruszyłaś ramionami
-Nic się nie stało. Nie wiedziałeś. Jak mnie znalazłeś? Tutaj jest wiele kibli. – Z jakiegoś powodu wstydził się powiedzieć, że szukał Twojej duszy. Wydawało się to … dziwne, tym bardziej że kierował się jedynie bardzo małym uczuciem. Poruszył nogą.
-chwyciłem za nić i ta przyprowadziła mnie do ciebie – skrzyżowałaś ręce. O nie, nie rób takiej zawiedzionej miny.
-Sans
-potarłem moją magiczną lampę i moim trzecim życzeniem do dżina było znalezienie ciebie w kompletnie zabawnej sytuacji
-Sans!
-masz mnie, tak naprawdę skorzystałem z moich podziemnych znajomości, całe to zamknięcie ciebie w toi toiu to był mój plan
-Saaaans! - Śmiał się, Twoja mina była wspaniała. Zarumieniłaś się i fuknęłaś na niego patrząc jak śmieje się coraz bardziej. Próbowałaś być poważna - Nie jesteś zabawny – skłamałaś z ponurą miną.
-hehe, uśmiechasz się. – Znowu fuknęłaś. Słodko. Wtedy pomyślałaś
-Zaraz, skąd wzięły się tam te kartony? – Popatrzył na pudełka. Przypomniała mu się grupa dziewczyn. Wiedział, że to one. Ale Ty nie musiałaś.
-podsłuchałem, jak ktoś mówił, że planuje zrobić głupi kawał swojemu znajomemu, podejrzewam, że zatrzasnęli nie ten kibel co trzeba, a ty nie wracałaś więc... - machnął ręką – zacząłem cię szukać. – Patrzyłaś na niego sceptycznie. Sans dotknął Twojego ramienia – chcesz do domu? – Wyglądałaś na zmęczoną.
-Tak, przepraszam, że noc skończyła się tak chujowo. Myślałam, że dobrze będziemy się razem bawić, ale... – Jeżeli miałby być szczery, to podobało mu się dzisiaj, przez pierwszą połowę. Zawsze lubił z Tobą wychodzić.
-mniejsza, zapomnij o tym,, nie wszystkie wypady muszą być idealne –Wyciągnął w Twoją stronę rękę, którą ścisnęłaś. Zabrał was do domu, chwilę potem byłaś bezpieczna przed drzwiami i zabrałaś rękę
-Dzięki.- Rozumiał za co dziękujesz, podobało mu się to.
-nie ma sprawy, przepraszam za wcześniej, całkiem dobrze zniosłaś tę całą gównianą sytuację – Zacisnęłaś usta
-Heh, cóż to całkiem proste, kiedy masz kogoś przy sobie, kto poprawi ci humor. Dziękuję, że dzięki tobie tamta scena jest mniej odpychająca. Więc, raz jeszcze dzięki – Gdybyś tylko wiedziała
-heh, nie ma sprawy – Zamilkliście na chwilę. Poruszyłaś nogą odwracając wzrok. Uśmiechałaś się, byłaś wdzięczna, słodkie. Byłaś słodka. To żadna tajemnica. Sans uważał, że jesteś słodka już wcześniej. Nawet spocona i śmierdząca kupą, po takim przeżyciu, uśmiechałaś się. Jakimś sposobem nie przejmowałaś się tym co Cię spotkało. Byłaś najwspanialszym człowiekiem jakiego poznał. Miał szczęście, że mógł poznać Cię na tamtym przyjęciu. Byłaś taka słodka… I miła i hojna i szczęśliwa. Zaś Twoja dusza ciepła, jasna, czysta, piękna… Mógłbym spędzić z nią resztę mojego życia. Sans nie powstrzymał tego uczucia, zaśmiałaś się.
-Ej, co to? Dlaczego wsadziłeś tam świetlika? – wskazywałaś na jego klatkę piersiową. … Kurwa. – Wiesz, to wygląda całkiem fajnie, ale i głupio. Nie powinieneś tego robić w Rei. – W tej chwili Sans był wdzięczny, że jesteś ignorantką, która nie wie nic o potworach. Miał nadzieję, że nigdy się nie dowiesz. A może, jeżeli będzie miał szczęście, to się dowiesz. Zaczął się pocić.
-heh, uh, wiesz te głupie kawały rozjaśniają mi życie – warknęłaś
-Łoooł, ssiesz. Ale mniejsza, koleś. – ksywka była dla niego dziwna. Słyszał jak ludzie się tak nazywali, ale nigdy nie użyłaś tego określenia na niego. Od kiedy stał się kolesiem?
-koleś? od kiedy to mówisz do mnie koleś?
-Przecież to nic niezwykłego!
-koleżanko – położył ręce na Twoich ramionach. Błąd – ksywki są jak pierdy, jeżeli zaczniesz je wypuszczać, zacznie śmierdzieć – zabrał ręce i cofnął się. Czas uciekać nim zrobi coś naprawdę głupiego – w każdym razie, do zobaczenia kumpelo – zrobił z palca pistolet i wystrzelił by się teleportować. Był na łóżku…
 Co to kurwa miało być? Mógłbym spędzić z nią resztę mojego życia? Oszalałem? Ta myśl podobała mu się bardziej niż chciałby przyznać. Chciał się położyć, ale już leżał. Nie powinien tak myśleć. To za wcześnie. Chwycił za poduszkę i nakrył nią czaszkę. Chciał krzyczeć, ale nie mógł. Usiadł i spojrzał w lustro. Nadal świecił. To zaczynało robić się denerwujące, niebawem nie będzie mógł tego ukrywać. Wyciągnął swoją duszę trzymając ją w rękach, wydawała się pulsować. Co to za zachowanie, reaguje tak nie bez powodu, dlaczego siebie okłamuje? Myślał. Kogo chce oszukać, ją czy siebie? Sans czuł się fatalnie. Przetarł swoją kciukiem, lekko zrelaksowała się pod jego dotykiem. Ciężko przychodziły mu takie chwile. Wziął głęboki wdech. Potarł jeszcze raz i delikatny dreszcz przeszył jego ciało. Położył się delikatnie gładząc małe serce w dłoniach. Uczucie masturbacji duszy było zupełnie inne od ciała. Była przecież uosobieniem wszystkich jego emocji. Im częściej jej słuchał, tym częściej wyzwalał w sobie emocje. Nie umiał się jednak powstrzymać. Myślał o Tobie. Twoim uśmiechu, śmiechu, twoich oczach i jakbyś zareagowała gdybyś go teraz zobaczyła. Wzięłabyś jego duszę w swoje ręce? Spodobałaby Ci się? Byłabyś delikatna czy drapieżna? Miał nadzieję, że delikatna. Czy czułabyś jego radość? Cień szczęścia, który przykrywał delikatną płachtą smutek, poczucie winy i rozpacz. Ścisnął duszę i westchnął. Wyobrażał sobie, jak ją trzymasz, tulisz w swoich ramionach delikatnie tak, jakby to była najcenniejsza rzecz jaką w życiu widziałaś. Patrzyłabyś na nią z tą naiwnością i ciekawością jaką zawsze miałaś gdy w grę wchodziła magia. Twoje palce delikatnie gładziłyby krańce jego duszy. Pocałowałabyś ją. Może. Delikatnie. Czule. Chyba ją kocham. To chciał powiedzieć. Ale nie umiał. Chciał się uderzyć. Wyobrażał sobie jak odpowiadasz mu. Kocham Cię. Kocham. Kocham. Kocham. Kocham. Powtarzał to sobie w myślach ciągle, dał się ponieść uczuciom do Ciebie. Znowu. Jego ciepła dusza tego potrzebowała. Za każdym razem kiedy to myślał, czuł jak emocje z niej uchodzą. Starał się nie być głośno, lecz nie powstrzymał drżenia. Gładził dalej duszę, za każdym razem sunąc palcami po krańcach czując, że z każdym kolejnym ruchem jest coraz bliżej. Nie umiał powstrzymać własnych myśli. A myślał tylko o Tobie. Byłaś dla niego wyjątkowa. Tak bardzo, bardzo wyjątkowa. Nie miałaś o tym pojęcia. Mógł wyobrazić sobie życie u Twojego boku. Chciał, aby stało się ono prawdą. Chciał stać się częścią Twojego życia już na zawsze. W każdym tego słowa znaczeniu. Nawet jeżeli już się nim znudzisz, albo się wyprowadzisz. Bo… on już czuł jakby wszystko przegrał. Jasne światło duszy nieco przyciemniało. Spodobała by ci się. Chciałabyś ją wziąć. A może… dałabyś mu też swoją, jeżeli miałby dość szczęścia. Wtulałabyś się w nią i czuła ciepło pod palcami. Uniosłabyś delikatnie by się przyjrzeć i bawiłabyś się. Boże, dręczyłabyś go. Delikatnie pieściła całe jego jestestwo, patrząc jak on staje się spoconym ciałem na wygniecionym łóżku który nie może się pozbierać…. Byłoby mu tak dobrze. Tak wspaniale.
-ko…kocham cię…….
….
….

Przez chwilę Sans jeszcze marzył, czuł ciepło, dumę i szczęście i przede wszystkim miłość, ekstazę i zadowolenie. Mocne, silne, dobre uczucia, piękne i czyste. Widział Twoją twarz, słyszał Twój głos. Chciał Cię przytulić abyś wiedziała jak mu dobrze. Abyś poczuła to co on. Gdy odzyskał jednak świadomość, jego dusza znowu była w środku, a on sam w pokoju. Nie pokazywała mu już tego co chciał zobaczyć. Oddychał głęboko, nie żałował tego co zrobił, choć może powinien. Wziąwszy głęboki wdech otarł zły z policzków. Przekręcił się i okrył kocem, nie chciało mu się przebierać. Popatrzył na wasze zdjęcie jakie miał powieszone na ścianie. Wyciągnął w jego stronę dłoń i przesunął palcem po Twojej twarzy. Wtedy poczuł smutek. Jest najgorszy.
Share:

28 grudnia 2017

Undertale: Wpadka na Imprezie i inne wstydliwe anegdoty - Wpadka podczas gry [The Party Incident and Other Embarrassing Anecdotes - The Game Night Incident] - tłumaczenie PL

Autor obrazka: artanddetermination
Notka od tłumacza: Opowiadanie Sans x Ty. Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Akcja ma miejsce zaraz po pacyfistycznym zakończeniu gry. Potwory egzystują sobie na ziemi, chodzą, robią swoje potworne rzeczy i ... No i jesteś Ty. Wcielasz się w studentkę sztuk pięknych. I z pewnych głupich okoliczności musisz udawać dziewczynę Sansa.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI 
Wpadka podczas gry (obecnie czytany)
...

Kiedy Sans i Papyrus zaprosili Cię na spędzenie wieczoru na grach spodziewałaś się kart, szachów, puzzli czy domina. Może jakiś Chińczyk, albo Scrabble czy nawet Monopoly. Nie spodziewałaś się Królewskie Bitwy połączonej z chwytaniem flagi oraz Dance Dance Revolution. Wiele zasad miała ta gra, kiedy próbowali Ci ją wyjaśnić dość prosto. Miałaś razem z osobami z twojej grupy chować swoją grupową flagę za puzzlami i zagadkami mając nadzieję, że te będą dla nich za trudne, by je rozwiązali. Potem znaleźć flagi pozostałych nie wpadając w żadną z pułapek. Wygrywa ta drużyna, która jako pierwsza zdobędzie flagi wszystkich pozostałych albo wygrywa ta osoba, która jako jedyna nie wpadnie w żadną z pułapek i pozostanie jedyna na placu boju. Zaskakująco, to była popularna gra w Podziemiu, wymagała siły, szybkości, zręczności, ćwiczyła umysł i magię. Frisk miał przydzielać wszystkich do drużyn. Myślał długo i ostatecznie przydzielił siebie z Toriel i Floweyem, Alphys z Asgorem, Undyne z Papyrusem a Ciebie z Sansem. Po godzinie w której próbowaliście uniknąć niezwykłych elektrycznych niewidzialnych paralizatorów z Sansem schowaliście się w szafie gdzieś na końcu posiadłości Dreemurrów. Sans drzemał od dobrych piętnastu minut. Zdecydowałaś się go obudzić
-Wiesz... nie powinniśmy teraz szukać flag? Czy coś....
-nieee, musisz być cierpliwa jeżeli chcesz wygrać – Oparłaś się o ściankę w szafce
-Nie jestem co do tego taka pewna. Papyrus i Undyne tworzą całkiem dobry zespół. Dobrzy w zagadkach, magii i walce.
-heh, tego bym nie był taki pewien – powiedział wyciągając telefon z kieszeni. Podał Ci abyś zobaczyła setki wiadomości od Papyrusa.

paps 11:06 | WIEM, ŻE NIE POWINIENEM PISAĆ.

paps 11:06 | ALE UNDYNE CIĄGLE MI MÓWI, ŻE MOJE ZAGADKI NIE SĄ DOŚĆ „ZŁOWIESZCZE”

paps 11:06 | WIĘC JEJ MÓWIĘ, ŻE SĄ FINEZYJNE

paps 11:07 | OCZARUJĄ I POKONAJĄ PRZECIWNIKA!

paps 11:07 | ZAŚ TE KTÓRE OPIERAJĄ SIĘ JEDYNIE NA SILE....

paps 11:07 | NIE SPEŁNIAJĄ WYMOGÓW KOGOŚ TAKIEGO JAK JA!

paps 11:08 | GDYBYM PRZYSTAŁ NA JEJ ZAGADKI MOJA REPUTACJA SZCZEREGO SZKIELETA … LEGŁA BY W GRUZACH!

Nie umiałaś powstrzymać się od prychnięcia śmiechem.
-Wygląda na to, że ich .. dynamika jest nieco... ekstremalna. Oboje chcą być numer jeden
-dwie silne indywidualności w zespole – Słyszałaś tylko historię o przygodach kulinarnych tej dwójki, wydawały się bardzo... nieprzewidywalne i kończyły się czasami pożarem w domu. Oboje byli pełni pasji, choć każdy w inny sposób. - zagadki oparte na zaskoczeniu i włóczniach wyskakujących ze ścian, nie przypadną papsowi do gustu, on ich nienawidzi – Nawet nie chcesz wiedzieć, jak umieszczą wyskakujące włócznie ze ścian w domu. Po prostu przyjmij to do wiadomości. Nagle głośny krzyk przebrzmiał w mieszkaniu. Uniosłaś głowę, krzyk dobiegał z pokoju w którym Ty rozstawiłaś pułapkę. Chwyciłaś za zamknięte drzwi gotowa wybiec by zobaczyć rezultat – słuchaj, nie chcesz tam iść
-Ale... ale moja pułapka... - nie miałaś magii więc zrobiłaś ją w ludzki sposób. Zainspirowana Kevinem samym w domu, postanowiłaś zbudować taką, która złapie każdego, kto na nią wpadnie. Byłaś z siebie całkiem dumna, rozlewając syrop na ziemię, przyczepiając sznurki do różnych klamek, oczywiście nie brakowało poduszek pierdziuszek, w końcu byłaś z Sansem. On natomiast nie męczył się z robieniem pułapek. Narysował kilka wykreślanek na ścianach. Nie przypuszczałaś, aby ktokolwiek się zatrzymał, by na nie spojrzeć.
-zaufaj mi – ale chciałaś zobaczyć, jak ci poszło! Skrzyżowałaś ręce
-No weź, czas ruszać. Marnujemy tutaj tylko czas
-cierpliwości, chcesz wygrać, prawda? - Warknęłaś
-Tak, ale ty chyba nie!
-więc poczekaj, albo idź wpakować się w jakaś z pułapek, a ja sam nie dam rady dokończyć gry
-To, że masz tylko 1HP nie pomaga
-to, że nie masz magii nie pomaga – Racja. Postanowiłaś poczekać. Nie wiedziałaś, czy Sans jest cierpliwy czy po prostu leniwy. Może to i to. Pewnie to i to. Usiadłaś na ziemi i czekałaś. Po kilku minutach, usłyszałaś głośny huk. Sans wstał i wystawił w Twoją stronę rękę – a no, czas na nas – unosiliście się w powietrzu w pokoju obok. Sans nie pozwalał, abyście chodzili po podłodze. Undyne ostrożnie stąpała po podłodze na której rozlałaś syrop.
-NGHAAA!
-co tam? - nim zdarzyła odpowiedzieć, Sans wziął kolejny skrót. Oboje szliście korytarzem. Rozglądałaś się pełna podejrzeń, wszystkiego co mogło być potencjalnym zagrożeniem. Sans poruszał się jakby nigdy nic.
-Masz wiele doświadczenia w tej zabawie?
-eh, w to bawią się dzieci, bawiliśmy się tym co znaleźliśmy w śmieciach jakie wyrzucaliście, a nie było tam wiele sprawnych zabawek
-Oh – Sans popatrzył się na Ciebie
-nie.. nie patrz tak na mnie, kiedy byliśmy mali, wiele waszych rzeczy w ogóle nie istniało, nie żałuj kogoś, że nie miał czegoś, bo nie zostało jeszcze odkryte. - Naprawdę tak na niego patrzyłaś?
-Przepraszam, ja... - machnął ręką.
-nic się nie dzieje, chodź, wydaje mi się, że tędy możemy przejść – pokazał na drzwi. Przekręcił gałkę i otworzył dzwi. Na końcu pomieszczenia było pudełko z żółtymi flagami Alphys i Asgora
-Jak...?
-dobra, czerwonych nie da się przekroczyć, nie możesz na nie wejść, żółte cię porażą, a to nie jest miłe doświadczenie, unikaj ich, zielone to alarm i będziesz musiała walczyć z potworem, nie bądź tak zaskoczona, w ich drużynie została już tylko jedna osoba, pomarańczowe są zapachowe, pachniesz jak pomarańcze, niebieskie to woda, możesz po nich przejść, chyba, że pachniesz jak pomarańcze... wtedy piranie będą cię gryźć, no i jeżeli obok niebieskiego jest żółty to zostaniesz porażona elektrycznością.. fioletowe sprawią, ze będziesz pachniała jak mydło cytrynowe, a to sprawi, że piranie nie będą cię gryźć, więc po fioletowym możesz przejśc po niebieskim, różowy jest bezpieczny, więc staraj się po nich chodzić, jasne?
-....Nie
-dobra,  czerwonych nie da się....
-Skoro znasz zasady dlaczego sam nie pójdziesz po flagę?
-jeden cios i umrę – delikatnie położył rękę na piersi – z ciężkim sercem powierzam ci odpowiedzialność i proszę abyś zaufała moim radom – warknęłaś, ale weszłaś na pułapkę. Różowy. Różowy. Niebieski. Fioletowy. Różowy. Niebieski. Oparłaś się o czerwony by przeskoczyć przez żółty. Różowy. Pomarańczowy. Fioletowy. Pomarańczowy. Różowy. Różowy. NiebAAAŁA! Cofnęłaś się. Czaiła się tam mechaniczna pirania. Jasne. Śmierdzisz jak pomarańcza. Prawda? Cofnij się. Fioletowy. Niebieski. Różowy. Różowy. Pomarańczowy. Różowy. Fioletowy. Brawo, jesteś na końcu.
-Rany! Nie ma już flag! - powiedziałaś patrząc do pustego pudełka – Ktoś musiał nas uprzedzić – odwróciłaś się. Się b popatrzeć na Sansa. Był obok.
-eh, wszystkich nie zdobędziemy
-....Mogłeś teleportować się przez ten cały czas?
-zapomniałem o tym – uśmiechnął się cwanie – jakże śmiałbym odebrać ci tej wspaniałej zabawy – delikatnie szturchnęłaś go w ramię
-Jesteś najgorszym partnerem! Następnym razem chcę być z Papyrusem!
-a więc będziemy się o niego bić.
-Jasne, jasne. Po prostu zamknę cię w koszu na brudną bieliznę i wygram. - Sans zaśmiał się
-dobra, wiem gdzie powinniśmy się teraz udać. - Chwycił Cię za rękę. Byliście w innej części posiadłości. Wyglądała jakby już została zbadana. Na podłodze wiele było złamanych zabawek. Sans rozglądał się dookoła, a potem udał w stronę drzwi, na których był ekran z wieloma x, oraz mata do tańczenia. - staniesz na tym zielonym? - zrobiłaś tak, lecz zaraz potem zobaczyłaś jak niewielka strzałka przelatuje Ci koło twarzy, odskoczyłaś
-Sans!
-unikaj tego – Niewielkie strzały śmigały nad Twoją głową kiedy poruszałaś się na macie do tańczenia w rytm muzyki. Starałaś się unikać pocisków jak się dało. Sans użył magii i zaczął zmieniać wszystkie X na O. Ciężko było się skoncentrować w takich warunkach, ale szybko skończył zagadkę i mogliście swobodnie otworzyć drzwi.
-Cholera! Tutaj też nie ma flagi! - krzyknęłaś
-choć, został nam ostatni pokój – Ten przypominał pokój Frisk. Rozejrzałaś się. Wszystko wyglądało normalnie...
-Przyszłaś tu bo myślałaś, że możesz wygrać?! Ty?! I ten śmierdzący śmieć?! Co za debile! - popatrzyłaś na półkę z książkami. To Flowey patrzył na was z jej szczytu. Obok niego, była flaga jego drużyny.
-Co? Żadnych pułapek? - zapytałaś, zastanawiając się, dlaczego to on chroni flagi. Jego uśmiech poszerzył się
-Nie zauważyłaś? Już w jedną wpadłaś! Łał, ludzie są głupi. Myślałaś, że tak po prostu wejdziesz i sobie weźmiesz flagę? Popatrz w dół – zaczął się śmiać. Pochyliłaś głowę. Stałaś na niebieskim znaku stopu.
-łoł, ten kwiat zna się na rzeczy
-... Coś mnie ominęło? - zapytałaś unosząc nogę. Nie byłaś przytwierdzona. Mogłaś się poruszać. Nie, nie ma też niewidzialnych lin. Nie ma piranii. Czy ukrytych włóczni. Nic. Zeszłaś ze znaku
-stój... - małe usteczka Floweya otworzyły się szeroko
-C-co?! Czy ty właśnie.. OSZUKUJESZ?! DOBRA, SKORO CHCESZ OSZUKIWAĆ, TO BĘDZIEMY OSZUKIWAĆ! - tysiące małych nasionek pojawiło się za nim, by następnie wystrzelić w Twoją stronę, większość trafiła w brzuch, ale kilkoma oberwałaś w głowę. Wtedy drzwi do ich sypialni otworzyły się. Wszystkie nasionka opadły na podłogę. Frisk wszedł trzymając wszystkie flagi w rękach
-WYGRALIŚMY! Mama i ja nawet rozwiązaliśmy wykreślanki Sansa i oh... Flowey! - Frisk podbiegł do swojego biurka, chwycił za spryskiwacz i zaczął pryskać kwiatkowi w twarz – Nie wolno atakować gości nasionkami! To niegrzeczne!
-Ale oni OSZUKIWALI! - wskazał pnączem w Twoją stronę – Zeszła ze znaku stopu!
-...O co chodzi z tym znakiem?
-WIDZISZ Z JAKIMI KRETYNAMI MNIE ZOSTAWIŁEŚ?!
-Jeżeli staniesz na niebieski znak stopu, musisz się zatrzymać – cierpliwie tłumaczyło dziecko – Znaczy się, przeczytaj. To właściwie proste w zrozumieniu - …. Nie miałaś pojęcia co się dzieje. Ale wygląda na to, że gra się skończyła. Była... zaskakująca, ale dobrze się bawiłaś. Wszyscy potem posprzątali dom, a Toriel zrobiła jedzenie. Po posiłku, Frisk zdecydował się zagrać w coś bardziej ludzkiego. Przyniósł pudełka z planszówkami i rozstawił je w salonie. Toriel przyszła z przekąskami dla wszystkich. Krótka gra za którą grą. Piotruś. Chińczyk. Rzutki. I tak minęło kilka godzin. Kiedy słońce zaczęło zachodzić nastał czas na
-Ostatnia gra! - powiedział – Siadamy w kółeczku. Prawda czy wyzwanie! - jęknęłaś
-Dzieci nadal się w to bawią?
-Tak! - wykrzyczał Frisk – W zeszłym tygodniu graliśmy w to całą klasą na bardzo nudnych zaa... - zauważył podejrzliwy wzrok Toriel – na bardzo nudnej przerwie!
-ładnie dzieciaku – wszyscy usiedli w kółku. Frisk wyjaśnił zasady. Wybiera się prawdę albo wyzwanie. Jeżeli wybierzesz prawdę, musisz odpowiedzieć szczerze na zadane ci pytanie. Jeżeli wyzwanie, zrobić to co będzie ci powiedziane. Tylko raz możesz odpuścić na grę. Więc trzeba z tego korzystać rozsądnie. Frisk zaczął
-Papyrus. Prawda, czy.... WYZWANIE?
-HM... ZACZNĘ GRĘ WYZWANIEM, RÓB TO CO NAJGORSZE MAŁY CZŁOWIECZKU, ZAPEWNIAM, ŻE WSZYSTKIEMU PODOŁAM.
-Masz zachowywać się jak Moldsmal!
-CO ZA ŁATWE ZADANIE DLA WSPANIAŁEGO PAPYRUSA, ZARAZ POKARZĘ CI MOJE TALENTY – wstał i zaczął się bujać i trząść niczym galaretka. Frisk zaczął się śmiać, tak samo jak wszyscy pozostali. Papyrus wrócił na swoje miejsce. - DOBRA... UM.. UNDYNE, PRAWDA CZY WYZWANIE?
-Pfft, nie będę gorsza. Wyzwanie! I ma być trudne!
-HMMMM, MASZ.... BYĆ MIŁĄ AŻ DO KOLEJNEJ RUNDY
-Co do ku.... FUHUHUHU Ja... uh... znaczy się – zacisnęła pięści – co za... wspaniałe i imponujące... zadanie mój.... kumplu – Chrząknęła – Toriel, prawda czy wyzwanie?
-Oh! - Toriel podniosła głowę – Zrobię chyba tak jak wszyscy i wybiorę wyzwanie
-TAK! Pokaż im mamo! - dopingowało dziecko. Undyne podała miskę pianek ze stolika Toriel
-Chubby Bunny
-O jejku.. - Toriel wzięła w ręce pianki – Mam nadzieję, że podczas tego wyzwania powiem chociaż gorąca pianka. - Zaśmiała się tak samo jak Sans, wszyscy tylko wywrócili oczami. Zaczęła wsadzać pianki w usta.
-Gorąca pianka?
-jadłaś kiedyś potworze pianki? - zapytał Sans – są dość.... - pokazał Toriel aby dała mu jedną. Sans podał ją Tobie – spróbuj sama – Wsadziłaś ją natychmiast do buzi. Od razu poczułaś znajome wibracje jakie towarzyszyły każdemu potworzemu jedzeniu, do tego ciepło i …. czułaś zapach ogniska? Pianka zaczęła rozpływać się w Twoich ustach pozostawiając po sobie posmak prażynek.
-Czy to nie oczywiste, że chodzi o magię ognia głupi czło... - Flowey zaczął, ale Frisk pociągnął go za płatek – UGH! Dobra! To ma w sobie magię ognia. Jasne. Ty... nie głupi człowieku. - Przełknęłaś oblizując się. Naprawdę smaczne. Toriel miała w ustach już prawie dwadzieścia pianek. Wyglądała zabawnie, tracąc swoje zwyczajne kształty i wypychając usta i policzki słodyczami. Frisk nagrywał tę chwilę. Jeszcze jedna pianka i już nie mogła mówić, drżała tylko od własnego śmiechu.
-Tylko trzydzieści? Kichaa uuhhh Znaczy się zastanawiałam się, czy są kiszone ogórki w domu..
-KIEPSKO UNDYNE – Toriel czekała aż pianki się rozpuszczą, potem je przełknęła
-Sans! Prawda, czy wyzwanie?
-eh, wyzwanie
-Powiedz kawał.
-KICHA!
-Że ja?
-Ale cały czas je mówi Toriel! - Sans tylko się zaśmiał
-czym bawi się szkielet w piaskownicy?
-Czym? -zapytała, choć w jej oczach widać było błysk
-łopatkami – oboje zaczęli się śmiać
-Buuu – zaczęłaś – Stare!
-heh, dobra, prawda czy wyzwanie? - zapytał ciebie. Planowałaś wybrać prawdę, ale skoro wszyscy robili wyzwanie, to nie będziesz się wychylać
-Wyzwanie.
-cudownie – sięgnął do kieszeni swojej bluzy i wyciągnął czerwoną butelkę rzucając ją w Twoją stronę – do dna.
-....To keczup?
-majoże – odkręciłaś butelkę patrząc na nią z obrzydzeniem. Nim w Twojej głowie pojawiła się myśl o odpuszczeniu, zacisnęłaś palce mocniej i pociągnęłaś wielki łyk. Na języku poczułaś keczup. Przełknęłaś go szybko. Zadrżałaś. Silny, pomidorowy smak połączony z pianką nie tworzył miłej mieszanki.
-Bleeee, dobra – wytarzałaś usta w rękę – Flowey, prawda czy wyzwanie?
-Ja? - zapytał zaskoczony – Pffft, nic. Ta gra jest głupia – Frisk uniósł ostrzegawczo palec – Dobra. Frisk... Prawda
-Uh.. - musiałaś pomyśleć. To Twoja szansa, aby go lepiej poznać, nic o nim tak naprawdę nie wiesz. Nie wiesz nawet ile ma lat. Co lubi, a czego nie. Wszystko co zauważyłaś to to, że nie przepada właściwie za wszystkimi – Kogo z tego pokoju lubisz najbardziej?
-Papyrusa oczywiście – Paps uśmiechnął się zadowolony, że został wybrany. Byłaś zaskoczona. Odpowiedział bez chwili zastanowienia, ale nie widziałaś, aby ta dwójka kiedykolwiek się ze sobą bliżej zadawała... albo w ogóle. Przynajmniej nie przy Tobie. Byłaś pewna, że wybierze Frisk. Oh, cóż, wygląda na to, że nie ma kogoś, kto nie cieszyłby się z towarzystwa Papyrusa. - Frisk, prawda, czy wyzwanie?
-Prawda!
-Czego dotyczy ta straszna rzecz o jakiej kłamiesz? - zapytał szczerząc się. Frisk milczał. Nagle poczułaś się źle, byłaś pewna, że wykorzysta swoją szansę na odpuszczenie. Ciężko mówić o kłamstwach przy przyjaciołach, tym bardziej dorosłej grupie. A;e wszyscy w kółku patrzyli z życzliwością i ciekawością na jego odpowiedź. Atmosfera była jednak kompletnie inna od wcześniejszej. Czułaś się zaskakująco niezręcznie
-... w zeszłym tygodniu, zjadłem paczkę chrupków, choć mama mówiła, że mi nie wolno, i powiedziałem jej, że to ty to zrobiłeś – powiedział pochylając głowę pełen win. Wszyscy się rozluźnili, Undyne zaśmiała pod nosem, Alphys odetchnęła z ulgą. Toriel pogłaskała Frisk po głowie, choć nie ukrywała niewielkiego zawodu zachowaniem dziecka. Frisk westchnął – Ciesze się, ze mogłem to z siebie wyrzucić. Dobra! Alphys! Prawda czy wyzwanie?
-W-wyzwanie?
-Udawaj, że jesteś sprzedawcą i sprzedaj jakiś śmieć komuś w tym pokoju – Alphys popatrzyła na Undyne
-Jestem ś-śmieciem. K-kup mnie. 1G.
-SPRZEDANE! - krzyknęła przyciągając Alphys do mocnego uścisku i cmoknęła ją kilka razy głośno w policzek. Frisk uniósł kciuki do góry,.
-Wiedziałem, że ci się uda. Sprzedałaś siebie! - Alphys popatrzyła na Asgora
-P-prawda czy wyzwanie?
-Wybiorę prawdę, jeżeli ci to odpowiada
-O-opowiedz nam skąd masz ksywkę Pusio Królisio – Pusio Królisio?! Słyszałaś wiele jego pseudonimów, ale nigdy ten. Jego uśmiech lekko zadrżał.
-Ah. Gerson mi je nadał kiedy byłem młody. Byliśmy dobrymi przyjaciółmi – Nie masz pojęcia kim jest Gerson
-sprzedawca, znał asgora przed wojną, ma dość heh, grubą skorupę
-Przychodził często odwiedzić moją rodzinę przed wybudowaniem Nowego Domu. To był bardzo żywy okres dla stolicy Podziemia. Jeden z piekarz piekł cudowne ah... marcepanowe króliczki – wyglądał na rozmarzonego – Toriel i ja byliśmy młodymi władcami, mimo to nie mogliśmy swobodnie przechadzać się ulicami między naszymi poddanymi. To nie tak, że ciasta Toriel mi nie wystarczały, po prostu lubiłem czasem zjeść marcepanowego króliczka. Gerson przynosił mi kilka – Asgor chrząknął – Ah... no i kiedy je jadłem, futro na moich łapach lepiło się co lukru króliczka.
-Taaaato! Nieee! - krzyknął Frisk – A ja myślałem, że to przez to że jesteś taki miękki!
-To przezwisko pasuje w wielu aspektach – powiedział zawstydzony – Dobra. Undyne...
-TAK! MOJA KOLEJ! RANY KOLEŚ, PUSIO KRÓLISOO... SERIO?! - zalała się śmiechem – Wiedziałam, że jesteś wielkim puszkiem – chrząknęła – Wyzwanie!
-Masz podnieść wszystkich w tym pokoju
-O TAK KURWA!
-Nie knij!
-O TAK! - natychmiast podeszła do Friska, uniesienie go nie było problemem. Podrzuciła nim kilka razy, a potem podeszła do Sansa i Papyrusa, i oni nie sprawili jej wyzwania. Potem podeszła do Ciebie. - Ile masz mięcha na tych kościach, smarku?
-To niegrzeczne pytać kogoś o waaaaaah! - Undyne uniosła Cię bez problemów.
-Nie wiem czy zauważyłaś nerdzie, ale jestem dwustoma kilogramami żywych mięśni! Uniesienie ludzkiego ciała dla mnie to nic – pokazała unosząc się kilka razy. Uśmiechnęła się zadowolona i odstawiła Cię na ziemię. Potem Alphys. Byłaś zaskoczona, widząc, że nie ma problemów. Asgore był jedynym który stanowił dla niej wyzwanie, jeżeli można to tak nazwać – Już! Dobra! - wskazała na Ciebie – Prawda czy wyzwanie?
-Tym razem prawda – cmoknęła
-Opowiedz o swojej najbardziej wstydliwej wpadce! - Wszyscy patrzyli na Ciebie. Rany. Jesteś tym typem osoby... ciężko się zdecydować aby wybrać najbardziej upokarzającą wpadkę. Właściwie. Już wiesz która to... Chrząsnęłaś
-Odpuszczam, dzięki.
-No eeeeeej – warknęła Undyne. Wzruszyłaś ramionami
-Sans. Prawda czy wyzwanie
-eh, wyzwanie
-Zaśpiewaj dla nas – ciche oooohy zabrzmiały w tle. Sans nawet się nie zarumienił. Schował ręce do kieszeni
-też odpuszczę
-Ale z was słabeusze!
-Undyne, nie wolno nikogo do niczego zmuszać – Toriel przybyła na ratunek, choć i ona była zawiedziona.
-tori, prawda czy wyzwanie?
-Tym razem prawda – powiedziała uśmiechając się lekko
-jaki jest tajny składnik twojego ciasta? podziel się przepisem bogów – Toriel zaśmiała się w łapę.
-To proste naprawdę. Sekretnym składnikiem jest matczyna miłość i pajęczy pył – Zaśmiałaś się. Jej kawal był świetny., Nie w jej stylu, dlatego zabawny. Ale wtedy zdałaś sobie sprawę, że nikt inny się nie śmieje. Patrzą na Ciebie urażeni.
-....Zaraz, naprawdę?
-Tak kochanie! Pajęczy pył ma wiele zastosowań w Podziemiu, choć w większości wykorzystuje się go do pieczenia. Jest drogi. Musi być właściwie przygotowany. - szczeka Ci opadła
-Czy... we wszystkim....?
-N-nie we wszystkim! A-ale to częsta p-przyprawa – wyjaśniła Alphys. 
-Sam też na początku myślałem, że to coś dziwnego – Frisk próbował pomóc – Ale Muffet wyjaśniła mi, że to część ich kultury! Pająki uwielbiają wiedzieć, że część nich staje się częścią cudzej radości – Natychmiast przypomniały Ci się te chujowe statystyki o ludziach jedzących podczas snu pająki. Teraz zastanawiać się można, ile ich zjadłaś w przeciągu ostatniego miesiąca. Ale.. skoro Twój brzuch nie buntował się i jeszcze żyjesz, to nie może być aż tak źle.
-Wygląda na to, że muszę jeszcze dużo się dowiedzieć o potworzej kulturze – powiedziałaś.
-Raaany, wujku Sans, dlaczego nie uczysz swojej dziewczyny? - zapytało dziecko. Oboje zadrżeliście na słowo „dziewczyna” choć byłaś pewna, że nikt tego nie zauważył. Znaczy się, ci którzy wiedzieli, zauważyli, ale cała rodzina Dreemurróe wyraźnie nie. Grając w grę prawda albo wyzwanie, lepiej unikać tego typu wpadek. Cholera. Prawie zapomniałaś o całej waszej sytuacji. Ty i Sans jesteście przyjaciółmi, ale udajecie że jesteście w związku. Jej. Powinnaś teraz coś powiedzieć?
-eh, co mam powiedzieć dzieciaku? twoja ciocia woli uczyć się w swoim tempie – powiedział zwyczajnie.
-Alphys – Toriel przerwała rozmowę – Prawda czy wyzwanie?
-uh w-wyzwanie?
-To moja dziewczyna! - krzyknęła Undyne
-Hm... - Toriel myślała chwilę – Masz kumkać jak Froggit – gra trwała jeszcze godzinę. Papyrus miał zachowywać się jak pan na włościach, Ty miałaś wrzucić kilka kostek lodu za swoją koszulkę, Asgore śpiewał dziecięce piosenki wraz z Friskiem. Alphys musiała oglądać pierwsze 10 min Mew Mew Kissy Cutie 2 (którego nie lubiła), Undyne miała powiedzieć od kiedy kocha się w Alphys i tak jakoś, rozmowa zaczęła się o waszych pierwszych miłościach i związkach. Pierwszą miłością Asgora była Toriel i odwrotnie. Ale wychowywali się w czasach gdzie małżeństwa aranżowane były popularne. Choć zapewniali, że to miłość od pierwszego wierzenia, dla Ciebie nadal brzmi trochę jak bajki. Alphys ze wstydem opowiadała, że jej pierwszą miłością była fikcyjna postać z książki jakiej nie znałaś. Dotyczyła bohaterki, która walczyła w imię sprawiedliwości. Była Silna. Piękna. Wysoka
-Jesteś pewna, że to nie było o mnie? - zaśmiała się Undyne
-c-cóż masz z nią wiele wspólnego – pierwszą miłością Undyne okazał się jeden z wartowników Waterfall. Skopała jej dupę, ale była naprawdę fajna dla dzieciaków. Undyne chciała jej zaimponować, ale ostatecznie jej idolka umarła. Po krótkim czasie Asgore zaczął ją trenować.
-METTATON – powiedział Papyrus, kiedy przyszła na niego kolej.
-Jako... pudełko? - Frisk śmiał się
-...TAK. MIAŁ BARDZO ODPOWIEDNIE KSZTAŁTY – Powiedziałaś o swoim pierwszym zakochaniu, a potem popatrzyłaś na Sansa. Wspomniałaś mu co prawda kiedyś jak siedzieliście razem na kanapie, ale opowiadanie o pierwszej miłości i tak było wstydliwe. Nagle zapytałaś
-A ty...?
-eaumora, żywiołak wodny.
-NIE PAMIĘTAM EAUMORY
-to było przed twoimi narodzinami – Sans wyglądał na zrelaksowanego, ale sposób w jaki mówił nie był taki. Nie brzmiało to tak, jakby jego zakochanie dobrze się skończyło. Chciałaś wiedzieć więcej, choć i tak się domyślasz co mogło się stać, ale... teraz nie czas na to. - wasza kolej – popatrzył na Floweya i Frisk
-Fuuuuj – skrzywił się kwiat
-T-tak! Fuj! - dołączył Frisk – To obrzydliwe! Nigdy się nie kochałem! I.... nigdy nie będę! W żadnym potworze! Czy dziecku! Czy potwornym dziecku! - wstał i wziął Floweya – I już późno. Mamo, jak mogłaś pozwolić mi zostać do tak późna?! Idę... położyć się do łóżka! Nie mówicie i miłościach bo ja nie jestem zakochany! - To oznaczało koniec gry. Wszyscy wstali. Toriel i Asgore poszli za Friskiem i Floweyem położyć ich do snu. Papyrus zaczął zbierać gry z ziemi. Undyne zaproponowała wszystkim herbaty, zaś Alphys miała jej pomóc. Choć byłaś pewna, że to wymówka, aby mogły się poprzytulać. Wyszłaś na balkon by zaczerpnąć świeżego powietrza. Po chwili samotności drzwi się otworzyły
-Cześć Sans – przywitałaś się – Dobrze się dzisiaj bawiłeś?
-całkiem dobrze, bawiłem się przednio
-Nie wiedziałam, że „bawić się przednio” oznacza drzemać gdzie popadnie. - wzruszył ramionami z uśmiechem wsadzając ręce do kieszeni bluzy. - Ale też się dobrze bawiłam, więc... dziękuję za zaproszenie. Nie musiałeś tego robić.
-jesteś częścią naszej grupy – powiedział odganiając Twoją niepewność. Nie wiedziałaś co powiedzieć. Wiedziałaś, że dom Dreemurrów zawsze ma otwarte drzwi dla Ciebie, tak samo dla Undyne i Alphys. Choć często się z nimi nie spotykasz, czułaś się jakbyś nie powinna tutaj być. To głupie, ale byłaś szczęśliwa wiedząc, że jesteś zaakceptowana. Nie chciałaś, aby ta noc się skończyła. Oparłaś się o barierkę
-Prawda czy wyzwanie? - Sans popatrzył na Ciebie unosząc brew
-jeden na jednego, co? ostrożnie, bo możesz żałować wyzwania bez widowni
-Myślę, że świat nie musi widzieć jak piję kolejną butelkę keczupu
-heh, racja, a więc, prawda – Niemal natychmiast chciałaś zapytać się go o pierwszą miłość, lecz zamiast tego popatrzyłaś na gwiazdy. Migotały. Myśl przyszła do Ciebie
-Może to głupie pytanie, ale dlaczego studiowałeś astrofizykę? Zastanawiałaś się nad tym kiedyś. Nie było gwiazd do studiowania w Podziemiu, to ciekawy wybór. - Sans podrapał się po głowie
-szczerze, od zawsze czułem się jak nie z tej ziemi – wywróciłaś oczami – właściwie, szukałem sposobów aby zniszczyć barierę, była pewna stara legenda o gwieździe, posiadającą astronomiczną moc – powiedział mrugając – legenda mówiła, że ta gwiazda potrafiła zabrać kogoś w określony punkt w przeszłości, więc uczyłem się o gwiazdach aby, no wiesz, cofnąć się nim powstała bariera – wzruszył ramionami – ale nigdy jej nie znalazłem, wygląda na to, że to tylko mit.
-Nie wierzę, że tak racjonalny naukowiec jak ty ścigał za legendami
-a no, masz mnie – milczałaś przez chwilę
-Przykro mi, że nic nie zlazłeś. Jak długo się jej uczyłeś?
-trochę, potem spędziłem kilka dekad ucząc się jak brać skróty, bo być może to zacznie działać, wiele mi zajęło zrozumienie jak rozdzielić się na atomy i połączyć w innym miejscu
-TO TAK działa?! - zapytałaś czując, jak w brzuchu Ci się przewraca. Przypomniało Ci się kiedy się teleportowaliście. Czyli za każdym razem... coś rozkładało cię na atomy?!
-myślałaś, że znikasz i pojawiasz się w innym miejscu? - Um. Tak. Tak właśnie myślałaś. - heh nie martw się i nie myśl o tym za bardzo, jesteś w dobrych rekach, nie pozwolę ci umrzeć, w każdym razie, po tym jak nauczyłem się jak robić to na sobie, nauczyłem się zabierać ze sobą przedmioty i innych, myślałem, że może uda mi się przeniknąć barierę i wynieść wszystkich przez... - zatrzymał się – właściwie, to kłamstwo, chciałem wyciągnąć tylko siebie i papsa, nie jestem typem bohatera – popatrzył na stopy – jestem samolubny? - jesteś.
-Nie. - popatrzył na Ciebie sceptycznie – Wiesz, sytuacja w jakiej się znajdowaliście była … wyjątkowa. Ty po prostu... dbałeś o swoją rodzinę. To ma sens – naszła Cię kolejna myśl – Więc Papyrus to twoja jedyna rodzina?
-za wiele pytań koleżanko, więc prawda czy wyzwanie?
-Uh, prawda
-jaka jest twoja najbardziej wstydliwa wpadka? - jego oczy błysnęły. Warknęłaś.
-Naprawdę?
-jestem ciekawy, masz wiele do wyboru
-Robisz sobie ze mnie jaja teraz
-hehehe, więc, która?
-...Noc naszego poznania – wyznałaś. Zaśmiał się
-naprawdę? moim zdaniem to 4 na 10 w skali wstydu – prawie go szturchnęłaś.
-Nie umiem myśleć o tej nocy bez płakania. Bo... ugh.. - warknęłaś chowając twarz za rękami – Wtedy byłam głupia, myślałam sobie dlaczego ten gość się tak na mnie gapi
-heh
-I ugh wtedy kiedy zdałam sobie sprawę... - bąknęłaś – Ahhh, nie chcę o tym myśleć. Nigdy w życiu tak bardzo się nie wstydziłam, a to wiele znaczy.
-gdybyś mogła się cofnąć w czasie, zmieniłabyś to?
-...Chyba nie. Gdybym nie poszła na tą imprezę nigdy byśmy się nie poznali, prawda?
-hmm, nie, widywalibyśmy się w sklepie, byłbym modelem w twojej klasie, no i widywalibyśmy się w moich pracach.
-Ale czy bylibyśmy przyjaciółmi? - zapytałaś poważnie – Znaczy się jasne, widywałabym cię, ale byłbyś tylko szkieletem z sąsiedztwa. Nie Sansem Szkieletem. Moim przyjacielem. No i my ni... znaczy się, to że nie lubisz ludzi to żaden sekret. Ja jestem wyjątkiem, prawda? Gdybyśmy się nie poznali wtedy, byłabym jak wszyscy.
-ja... to nic osobistego... - przerwał sobie – nie, masz rację, pewnie nie bylibyśmy przyjaciółmi gdyby nie tamto – wyglądał na zawiedzionego
-A więc było warto, nic bym nie zmieniła gdybym mogła – powiedziałaś z uśmiechem – Prawda, czy wyzwanie?
-prawda
-Więc Papyrus jest twoją jedyną rodziną?
-odpuszczam
-Ej no
-odpuszczam
-Wykorzystałeś już swoją szansę. Nie możesz drugi raz
-to była inna gra, teraz odpuszczam
-Więc masz zaśpiewać
-ale wybrałem prawdę – warknęłaś, a on się zaśmiał
-Dooooobra. Dlaczego nienawidzisz śpiewać? Masz naprawdę piękny głos. No i śpiewałeś Papyrusowi kiedy był mały. To cię krępuje?
-tak
-...Wyjaśnisz?
-nie
-Sans, ta zabawa nie jest zabawna póki nie dasz pełnej odpowiedzi.- oparł się plecami o balustradę, popatrzył na Ciebie
-to nie tak, że to nienawidzę, tylko... od dawna... ja tylko... ja nie... - gubił się w słowach – to pomagało papsowi spać, więc miałem cel, bez tego nigdy... nikt nie słuchał więc ja...
-Brak ci pewności siebie? - zaskoczyłaś go nagle
-tak – nie chciałaś naciskać, choć miałaś przeczucie, że byłby wyśmienitym piosenkarzem. Usiadłaś na ziemi spuszczając nogi między barierkami. - prawda czy wyzwanie? - zapytał dołączając
-Hm... wyzwanie
-poliż rurkę
-Fuuuuuj! - jęknęłaś – Obrzydliwe – zaśmiał się
-wiem, zrób to. - nie odpuścisz! Przystawiłaś język do poręczy i polizałaś ją trochę, a potem odsunęłaś się
-Ble. Nie tak obrzydliwe jak myślałam, ale nadal fuj. Prawda czy wyzwanie?
-pożałuję, jeżeli wybiorę wyzwanie?
-Nie wiem, może tak, może nie – uśmiechałaś się.
-wyzwanie więc
-Skoro nie chcesz zaśpiewać, to może... zanuć coś? Podobało mi się ostatnio, ale usnęłam szybko. Chciałabym usłyszeć to jeszcze raz. Proszę – zapytałaś tak miło jak umiałaś. Sans schował się pod kapturem
-ja.. uh... - wychylił lekko głowę – wiesz.. mogłabyś... zamknąć oczy? - zrobiłaś to – dobra.. uh... - Słyszałaś jak się wierci, przysuwa w Twoją stronę. Zaczął nucić. Jego niski głos uderzył w Twoje ucho, był blisko, bardzo blisko, rozpoznałaś znajomą melodię. To musi być ta sama, jaką nucił ostatnio. Jak się nazywa? Brzmi jak kołysanka, jest taka miła. Czułaś, jak robisz się senna. Lecz utwór się skończył i Sansa nie było przy Tobie. Otworzyłaś oczy i zamrugałaś kilka razy, siedział zwisając nogi z balkonu, choć nieco dalej niż wcześniej.
-Podoba mi się. Jak się nazywa?
-nie wiem, był posąg ukryty w waterfall, który grał muzykę jak się rozwiązało zagadkę, paps go uwielbiał i miał na jego punkcie obsesję, kazał się tam zabierać każdego dnia, piosenka go usypiała więc... nauczyłem się jej.
-Więc śpiewałeś ją jemu?
-utwór nie ma żadnych słów, śpiewałem inne piosenki stare jazzowe kawałki, kilka kołysanek jakie pamiętałem czy inne w tym stylu rzeczy
-Chciałabym kiedyś się usłyszeć
-heh, cóż, nie rób sobie nadziei – W miły sposób powiedział Ci, że to się nigdy nie stanie. Westchnęłaś.
-Dziękuję za to, było miło. - Długa cisza. Właśnie chciałaś zaproponować powrót do środka, kiedy Sans nagle się odezwał
-czy.... możesz coś dla mnie zrobić?
-O to chodzi w zabawie, prawda?
-to bardziej przysługa
-A więc podwoję cenę – zaśmiałaś się – O co? - wyciągnął w Twoją stronę rękę. Oboje wstaliście.
-możesz zamknąć oczy? - zrobiłaś co mówił i zamknęłaś. Czekałaś. Może zmienił zdanie? Nagle poczułaś jak obejmuje Cię ramionami – Oh.. - Przez chwilę nie mogłaś się nawet ruszyć. A potem zaczęłaś się śmiać i odwzajemniłaś przytulenie – A to za co?
-tak... po prostu... - jakimś sposobem „tak po prostu” było najlepszą odpowiedzią jaką mógł udzielić. Jezusie, ten szkielet Cię zabije.
-Nie musisz pytać, jeżeli chcesz się przytulić dziwaku
-...
-Prawda czy wyzwanie? - nie przerywałaś przytulenia, mówiłaś w jego kaptur
-prawda – szepnął
-Co o mnie myślisz? ….. Sans?
-myślę, że jesteś...
-CIIIIIIIII! Nic nie słyszę! - zamarliście w ciszy. Czy to Undyne? Nasłuchiwałaś, słyszałaś szepty.
-M-myślę że powinniśmy w-wrócić do środka! Z-zawołamy ich kiedy herbata im wystygnie!
-Cóż... - syknęła Undyne – skoro nie chcą by inni ich słyszeli powinni ściszyć głosy! - wychyliłaś się za barierkę. Nie widziałaś ich, ale byłaś pewna, że są pod wami
-Rany... - powiedziałaś – Jesteśmy w mydlanej operze? - Sans oparł się o barierkę
-zróbmy jedną – uśmiechnął się cwanie – oglądałaś kiedyś show mettatona undernovela? - uśmiechnęłaś się.
-Oh! Co też wygadujesz! - krzyknęłaś – Jak możesz mówić mi tak okropne rzeczy? I to do mnie? Udałam ci! - oparłaś się dramatycznie o barierkę starając się nie śmiać
-myślałem, że to ja mogę ufać tobie – powiedział – przez ten cały czas, zwodziłaś mnie, wiedziałem, że nie mogę ufać ludziom, powinienem cię zostawić samą
-Jak śmiesz! - uniosłaś palec robiąc scenę, choć nikt tego nie widział. Sans wzruszył ramionami szczerząc się szeroko – A wszystko czego chcę to aby świat był dobry! To tobie zależy tylko na pieniądzach!
-a więc zerwijmy się, oddaj mi rękę którą ci dałem
-To nie było zabawne
-zabawne to było kiedy twój ex-kuzyn z trzeciego pokolenia zabrał ją siostrze przyjaciela brata syna i nie oddał.
-Mój ex-kuzyn z trzeciego pokolenia zabrał siostrze przyjaciela brata syna?! To mój wróg! Nie porównuj mnie do niego!
-DOBRA! Poddajemy się nerdy! Wiecie, że podsłuchujemy.
-UNDYNE! TO ROBIŁO SIĘ CIEKAWE! CHCIAŁBYM DOWIEDZIEĆ SIĘ O TYM CO EX-KUZYN Z TRZECIEGO POKOLENIA ZROBIŁ Z RĘKĄ SIOSTRY PRZYJACIELA BRATA SYNA I DLACZEGO JEST JEJ WROGIEM. MOŻEMY POCZEKAĆ, AŻ WYJAŚNIĄ TO? - oboje zaczęliście się śmiać
-To zabawne – powiedziałaś – To kara za podsłuchiwanie – przybiliście sobie z Sansem żółwiki – Chodźmy do środka
-idź przodem, dołączę potem – To był długi dzień. Sans pewnie chciał mieć trochę czasu dla siebie, więc go rozumiałaś. Weszłaś do środka, na stole czekała herbata. Chodziłaś trochę po pokoju, by po chwili dołączył do Ciebie Sans z Papyrusem. Byłaś zmęczona, usypiałaś przystawiając głowę do poduszki. Zerknęłaś na telefon ostatni raz, miałaś kilka wiadomości od Sansa jakich wcześniej nie widziałaś.

snas 22:12 | jesteś świetna
 

snas 22:12 | to myślę o tobie
 

snas 22:15 | ...heh, trudno jest pisać to co myślę, więc cofam wcześniejsze odpuszczenie i zaśpiewam dla ciebie

Wzięłaś głęboki wdech. Zmienił zdanie?

snas 22:20 | [Dostarczono: Audio File 0002]

Kliknęłaś na plik podekscytowana, że usłyszysz jego śpiw. Czekałaś chwilę przyjemną nuta, niską, spokojną, jazzową, miłą dla ucha.
 …
Zaraz, znasz tę piosenkę...
Boże, kiedy ostatni raz ją słyszałaś?

Miłość nie jest nam obca
Znasz zasady, tak samo jak ja


-Sans! - krzyknęłaś. Zza ściany usłyszałaś jego śmiech. Wiadomości zaczęły pojawiać się na Twoim telefonie.

snas 22:34 | oh zaraz, wiem co powiedzieć
 

snas 22:34 | nigdy z ciebie nie zrezygnuję
nigdy cię nie zawiodę
nigdy nie ucieknę i nie porzucę
 


Ty 22:34 |  Nie mogę uwierzyć, że wysłałeś mi Ricka. Jak śmiesz?
 

snas 22:35 | czy sprawiłem że płakałaś
czy się pożegnałem
czy skłamałem by cię zranić?
 


Ty 22:35 | Zamknij się, nie wierzę w to. Nie wierzę. Nie dam się na to nabrać.
 

snas 22:35 | geeeeeeet dunked on 

Ty 22:35 | Jesteś najgorszy!
 

snas 22:35 | stawiam 10g że się uśmiechasz
 

snas 22:36 | heh, ale uh, szczerze, znaczysz dla mnie wiele
 

snas 22:37 | nie wyobrażam sobie życia bez ciebie

Notatnik: PRZYJAŹŃ
Czy to dziwne, jeżeli wyzna, że Sans jest moim najlepszym przyjacielem? Poznaliśmy się pół roku temu ale nie umiem wyobrazić sobie życia bez niego .. i on też nie. Szybko się dogadujemy i dobrze. Wspólny koncert i noc zabaw... Zawsze wie co powiedzieć, abym się uśmiechnęła. I mi ufa. Domyślam się, że to wiele znaczy. Czasami mam wrażenie, że ze mną flirtuje, ale... te ostatnie tygodnie pokazały mi, że jesteśmy naprawdę dobrymi przyjaciółmi. Wolę to, niż stracić go na zawsze. Może powinnam wziąć to za znak, że powinnam ruszyć do przodu? Pomijając jego uściski i ukradkowe dotyki (zupełnie jak z memów) czy wiadomości, zachowuje się normalnie. Może lepiej niż ja umie wszystko rozdzielać? Nadal jestem podusią? Biorąc pod uwagę to jak mówił o swojej pierwszej miłości, pewnie nie szuka drugiej...
Odstawiłaś długopis. Póki co, tyle.

__________________
Piosenka wysłana przez Sansa

Share:

7 grudnia 2017

Undertale: Wpadka na Imprezie i inne wstydliwe anegdoty - Wpadka na koncercie [The Party Incident and Other Embarrassing Anecdotes - The Concert Incident] - tłumaczenie PL

Autor obrazka: artanddetermination
Notka od tłumacza: Opowiadanie Sans x Ty. Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Akcja ma miejsce zaraz po pacyfistycznym zakończeniu gry. Potwory egzystują sobie na ziemi, chodzą, robią swoje potworne rzeczy i ... No i jesteś Ty. Wcielasz się w studentkę sztuk pięknych. I z pewnych głupich okoliczności musisz udawać dziewczynę Sansa.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI 
Wpadka na koncercie (obecnie czytany)
...
Po przytuleniu wróciłaś do siebie, a on do siebie. Zamknęłaś drzwi za sobą i oparłaś się o nie przez chwilę nic nie mówiąc. A potem...
-Cholera, jasna cholera, jasna choooolera, czy to się stało boże, nie mogę uwierzyć w to co się właśnie stało, nie wierzę, nie wiem co powiedzieć ahahahaha boże, cholera, o mój boże – wsunęłaś palce we włosy próbując zrozumieć to co się stało. Nadal ciężko było Ci uwierzyć, że to rzeczywistość, a nie jakiś dziwny sen. Popatrzyłaś na papiery pozostawione na stoliku. Podeszłaś do nich i usiadłaś na kanapie. Było tam kilka notatek o poduszkach – oraz o podobnych typu związkach, znaczy się cytaty osób jakie znalazł. Definicje różnych rodzajów miłości, zauroczenia, przyjaźni. Kartkowałaś papiery, czując jak serce powoli robi Ci się miększe. Sans zapisywał swoje uwagi na marginesach. Przebrnęłaś przez posty ludzi, mówiących o swoich miłościach. Notatki Sansa to właściwie były zdania wyrwane z kontaktu i z wypowiedzi innych osób jak: „Chcę być z tą osobą cały czas” czy „Szczera, głęboka rozmowa”. Wiele stronic miał z tego typu cytatami. Między stronami była jedna, z której najwyraźniej najczęściej korzystał. Oh. To jego lista „czego chcę”. W końcu! Na niej spisał to czego chce i czego oczekuje. To powinien zrobić już dawno temu. Zaczęłaś czytać.
rozśmiesza mnie
dogaduje się z pspsem – to najważniejsze
głaszcze po plecach
cierpliwa
spanie na łyżeczkę? - często? rzadko? jedno i drugie?
miła
lubi się przytulać
lubi złe filmy
lubi się miziać
trzymanie za ręce – za dużo?
lubi się przekomarzać
zależy jej na mnie
lubi moich przyjaciół
...ciekawska – nie
delikatna
lubi drzemki
pocałunki?
można jej ufać
łatwo z nią rozmawiać
Było jeszcze kilka słów, ale tak zamazanych, że nie dało się rozczytać
-Rany, Sans... - wszystko to co tutaj było, pokrywało się z tym co już podejrzewałaś. Chce związek bez seksualnego aspektu. Może nie próbował tego? A może próbował i ma złe doświadczenia? To byłoby bardzo przykre doświadczenie, miałaś nadzieję, że nie o to chodzi. Zawsze reagował negatywnie na wspomnienie o związkach. Może szukał czegoś w co nie będzie musiał się oficjalnie angażować? A może nie umie przyjmować komplementów? Westchnęłaś go.... Kochałaś go. Czujesz, jakbyś zawsze o tym wiedziała, ale mówienie to sobie jakoś utwierdzało Cię w tym. Chciałaś mu pomóc odkryć czego chce. Ale nie umiałaś nic poradzić na strach. Strach, że to odwróci się przeciwko Tobie. Nie byłaś nigdy w podobnej sytuacji, a przynajmniej nie przypominasz sobie. Wszystko było takie... pomieszane, i jakaś część Ciebie bała się, że Sans mimo wszystko nie przyłoży się, albo będzie się wstydził, albo zwlekał. Przeglądałaś dalej papiery. Było tam kilka artykułów o intymności przyjaźni. Była nawet kopia jakiegoś naukowego eseju, na którego marginesach zapisał swoje hipotezy dla nadchodzącego... „eksperymentu”.
-Sans... - bolało Cię serce kiedy na to patrzyłaś, jednocześnie nie mogłaś wyjść z podziwu ile pracy wsadził w to wszystko. Myślał o tym zdecydowanie często. Wiesz, że musiał też się przygotować mentalnie, aby w końcu przyjść i z Tobą porozmawiać. Nawet jeżeli to było tylko wyrażenie swojego zakłopotania i plik papierów. Wzięłaś w rękę stronę z dokładnymi wyjaśnieniami eksperymentu. Uściślił wyraźnie czego oczekuje, cóż to w końcu naukowiec. Ułożył wedle hierarchii natężenia emocji wszystkie rodzaje związków i podzielił na grupy. Jezu, ten szkielet zdecydowanie za poważnie do tego podchodzi. Chciało Ci się śmiać. Albo płakać. Odstawiłaś papiery. Zrobię co w mojej mocy, pomyślałaś. Będę przy nim gdy będzie mnie potrzebował. Nie ma też sensu, abyś Ty za bardzo nad tym się zastanawiała. Cokolwiek się stanie, Ty i Sans odkryjecie o co chodzi. I... miałaś zaskakująco dobrze przeczucia. Może to dziwne, ale jest w tej całej sytuacji coś miłego, ufa Ci na tyle, że dzieli się dokładnie swoimi przemyśleniami. Póki co nie ma czego się doszukiwać i papiery można odstawić na bok. Spojrzysz na tę sytuację ze świeżego punktu widzenia i wzbogacisz wiedzę. Może nie da się zrobić testu na miłość. Może całość zakończy się fiaskiem. Ale i tak chcesz spróbować.
Kolejny tydzień był spokojny. Widziałaś się z Papyrusem i Sansem rano, szłaś na uczelnię i czasami spotykałaś się z nimi wieczorami. Nie myślałaś o swojej sytuacji, pozwoliłaś aby przyjazny rytm codzienności do was powrócił. Zapisywałaś notatki i odczucia w dzienniku. Traktowałaś go raczej jako miejsce do wylania uczuć, coś jakby pamiętnik... Choć póki co i tak był prawie pusty, właściwie nic się nie zmieniło w Twojej sytuacji, więc nie miałaś czego zapisywać. Piątek popołudniu. Koniec zajęć i mimo kupy pracy domowej jaką masz zrobić w weekend, czujesz się dobrze. Właśnie stanęłaś na przejściu pieszych kiedy podszedł do Ciebie jakiś gość.
-Ej, lubisz muzykę?
-Uh... tak?
-Cudownie! Darmowy koncert w Reji dzisiaj – wcisnął Ci ulotkę w ręce. Popatrzyłaś na nią podejrzliwie.
-Reja? Czy to nie przypadkiem koło tego złomowiska kontenerów? Nie wygląda mi to na miejsce do robienia koncertów. - Ale gość nie słuchał, dorwał nową osobę której też wręczył ulotki. Mniejsza. Idąc chodnikiem przeglądałaś papier doczytując się szczegółów. Nie rozpoznawałaś żadnej kapeli, ale wygląda na to, że impreza będzie trwała całą noc. Sprawdziłaś w google. Wygląda na to, że Reja zmieniła się przez ostatnie kilka miesięcy i są organizowane tam koncerty. Weszłaś na górę schodami i otworzyłaś drzwi. Dwa szkielety siedziały na Twojej kanapie. Sans miał laptop na kolanach, Papyrus telefon w ręce i głaskał kota.
-Nie, nie, proszę. Co moje to wasze. Czujcie się jak u siebie w domu. Uwielbiam mieć niezapowiedzianych gości – odstawiłaś plecak na bok i ściągnęłaś buty.
-to dobrze, nasze wifi się zepsuło
-Uh, nie mogłeś zadzwonić do serwisu?
-SANS, POWIEDZ PRAWDĘ
-mogłem omyłkowo wrzucić rachunek do śmieciowego tornado – wywróciłaś oczami
-Mniejsza
-co to? - zapytał patrząc na ulotkę.
-Darmowy koncert jest dzisiaj w podejrzanej dzielnicy miasta. Muzyka kiczowa i tony upitych licealistów i studentów. Chcecie iść?
-JESTEM PEWNY, ŻE NIE. - Sans wyciągnął rękę po ulotkę. Wpisał kilka haseł w komputer i założył słuchawki.
-Jesteś na sto procent pewny, że nie chcesz iść Paps?
-UGH, ABYM BYŁ OTOCZONY NIETRZEŹWYMI LUDŹMI? NIE, DZIĘKUJĘ. MASZ POJĘCIE ILE OSÓB PYTAŁO SIĘ MNIE O SZKIELECIĄ WOJNĘ? ALBO NAZYWAŁO MNIE STRASZNYM SZKIELETOREM? CHOĆ DOCENIAM ICH NIECODZIENNE KOMPLEMENTY, NO I PROPOZYCJE BYCIA LIDEREM SZKIELETÓW W SZKIELECIEJ WOJNIE, MAM JUŻ DOŚĆ SŁUCHANIA TEGO
-Jasne, łapię.
-NO I – popatrzył na Sansa i ściszył głos do głośnego szeptu – Wiem, Że Ty I Sans Od Dawna Sam Na Sam Nigdzie Nie Byliście. MRUG
-Oh... - podrapałaś się po karku – To miłe z twojej strony, ale jesteśmy tylko przyjaciółmi...
-TYLKO PRZYJACIÓŁMI, KTÓRZY OD DAWNA NIGDZIE NIE BYLI SAM NA SAM. MOŻESZ NAZYWAĆ PRZYJACIELA PRZYJACIELEM JEŻELI WIDZISZ SIĘ Z NIM TYLKO NA GRUPOWYCH WYPADACH?
-My też nie byliśmy sam na sam od dawna – przypomniałaś mu. Jego mina zrobiła się bardzo poważna
-SŁUSZNA UWAGA, BĘDZIE TRZEBA ZROBIĆ SPECJALNY DZIEŃ PRZYJACIÓŁ NA KTÓRY SANS NIE BĘDZIE ZAPROSZONY
-Już nie mogę się doczekać – uśmiechnęłaś się. Sans ściągnął słuchawki.
-muzyka nie jest taka zła, jeżeli chcesz iść, pójdę z tobą
-Cudownie, a więc idziemy – wzięłaś swój laptop i usiadłaś między kościotrupami, opierając się plecami o Papyrusa i kładąc stopy po stronie Sansa. We trójkę spędziliście miły wieczór w przyjemnej ciszy. Papyrus zrobił kolację. Jak tylko słońce chyliło się ku zachodowi, byliście gotowi aby wyjść.
-nie zmarzniesz? wiesz, nadal mamy ludy – Może koszulka i spodenki nie były najlepszym ubiorem na ludy, ale na koncertach zazwyczaj jest gorąco
-Ociepli mnie ciepło pozostałych ciał. Nie mogę uwierzyć, że ty masz na sobie więcej niż zwykle – Czyli miał na sobie dżinsy oraz trampki, a nie spodenki i kapcie. Nie, abyś narzekała. Jesteś całkiem pewna, że to pierwszy raz kiedy widzisz go w dżinsach.

Pa dum. Pa dum.

Cholera jasna.
-Fajna koszulka – biały podkoszulek z kościstą ręką robiącą rogi. Akceptujesz zdecydowanie.
-heh, dzięki, czekałem, aż będę mógł to założyć, mam nadzieję, że nie porachują nam za to kości
-Łoł – wyszczerzył się
-cieszę się, że kawał siadł
-Zamknij się i chodź – udaliście się autobusem. Nie było daleko do Reji. Kiedy wysiedliście, byłaś nieco zmieszana. To naprawdę było złomowisko kontenerów. Jedno z tych miejsc jakie widziałaś przejeżdżając, ale nie miałaś nigdy okazji zwiedzić. Budynki świeżo pomalowane, światła ustawione, muzyka i błyski ze sceny. No i wiele ludzi biegających wszędzie
-...głośno tu.
-Co koncert, nie wiem czego się spodziewałeś – Zadrżałaś lekko. Było zimno. Może Sans miał rację, może powinnaś zabrać bluzę?
-EJ! Chcecie świetliki? - dwie osoby podbiegły do was trzymając siatki w rękach – Dajemy je każdemu kto chce. Chcecie?
-Jasne! - popatrzyli na Sansa
-....jasne? - Sięgnęłaś do siatek po świetliki. Wyciągnęłaś kijek i kilka bransoletek. Sans wyglądał na zmieszanego.
-Zaraz, nigdy takich nie widziałeś? - zapytałaś. Przełamałaś jedną i ta zaświeciła na jaskrawo-różowo – Przełam je a zaczną świecić, a potem potrząś. Całkiem fajne, co nie? - machałaś świetlikiem w ręce.
-i wszystko jasne... - sięgnęłaś do siatki i wzięłaś kilka jeszcze. Szybko, Twoje ręce mieniły się kolorami tęczy. Zrobiłaś sobie nawet koronę ze świetlików i położyłaś ją sobie na głowie.
-Chodź, zrobię też dla ciebie – Wsunęłaś na ręce Sansa kilka bransoletek. Wyglądał całkiem głupio. - Teraz świecisz – zrobiłaś krok do tyłu.
-co? - … nie takiej reakcji się spodziewałaś. Wyglądał na... spanikowanego? … Uh?
-Co? Masz na sobie z tuzin świecących świetlików. Byłabym pod wrażeniem, gdybyś nie świecił
-Oh.. racja – zmarszczyłaś brwi
-Zachowujesz się dziwnie, wszystko dobrze? Rozumiem, że cała ta impreza nie jest w twoim stylu. Jeżeli chcesz, możemy wrócić do domu
-nie
-Jesteś pewien
-tak
-Nie chcę, abyś czuł się źle – powiedziałaś podając mu ostatniego świetlika
-jest dobrze – I tak byłaś zmieszana, ale mniejsza. Skoro mówi, że jest dobrze, to nie ma co go naciskać. Sięgnęłaś do siatki i wyciągnęłaś kijek
-Te się tylko trzyma – podałaś mu jednego
-dlaczego?
-Nie wiem, dla zabawy? Bo wygląda ładnie? Tak... się po prostu robi – mówiłaś machając swoim, do góry i na dół – Niektórzy potrafią zrobić z nimi różne sztuki. Ale tutaj, po prostu wyglądają fajnie. Znaczy się, jest całkiem ciemno i wiesz... dlaczego się tak na mnie patrzysz? - Sans miał dziwny wyraz twarzy, jakby zupełnie Cię nie słuchał, tylko patrzył na trzymany przez Ciebie świetlik. Popatrzyłaś na niego. Ubrudziłaś się czymś? Zerknęłaś na ziemie. Nie. Niebieska łuna biła od świetlika. O to mu chodzi? - Um... wszystko dobrze? - to go oderwało od zamyślenia
-tak, nigdy nie czułem się lepiej – pomachał swoim kijkiem. Machu, machu, machu- chodźmy.
Autor: cloudsquish
Musieliście przepchnąć się między kilkoma grupkami osób nim dotarliście do bram Reji. W każdym kontenerze było co innego. Głównie jedzenie i alkohol. Kilka miejsc do siedzenia. Przenośne bary. Na środku miejsce do tańczenia. Pod sceną stało wiele osób. Muzyka na scenie... nie była dobra.
-Myślałam, że powiedziałeś, że muzyka będzie dobra – był skrzywiony
-bo była, online – nie masz zielonego pojęcia o czym śpiewał zespół. Wszystko było jakby zagłuszone. Niespójne. Może mają taki styl, tylko Sans tego nie zauważył?
-Może to styl kakofoniczny?
-odezwał się maestro – zaśmiałaś się
-Ej, skoro muzyka ssie, chcesz potańczyć?
-tutaj?
-Uh, tak, tutaj? A gdzie indziej? - chwyciłaś go za rękę – No chodź, jeżeli pójdziemy do tłumu jedyne co będziemy musieli robić to machać rękami – Jak tylko udaliście się bliżej centrum chaosu, zaczęłaś tańczyć. Znaczy się próbowałaś, bo ciężko było Ci znaleźć rytm, skoro ten zmieniał się co chwilę, ale i tak dawałaś z siebie wszystko. Zauważyłaś, że cały tłum znał tekst piosenki... Zaraz, tutaj jest jakiś tekst?! Cały, poza Tobą i Sansem. Ale i tak jest dobrze. Nadal się bawicie tańcząc. Nawet nastrój Sansa się rozpogodził. Choć i tak ssie w tańcu. Pochylił się, aby coś Ci powiedzieć, ale nie słyszałaś nic przez zagłuszającą muzykę. - Co?! - krzyknęłaś. Pochylił się znowu i powtórzył, ale znowu nie usłyszałaś. - CO?! - krzyknęłaś znowu. Przybliżył się, powtórzył, ale nadal nic. Ech... pewnie to nic ważnego. - Aha! - pokiwałaś tylko głową twierdząco i z uśmiechem mając nadzieję, że właśnie nie przyznał Ci się, że zabił człowieka. Tańczyłaś dalej, miałaś jednak rację, dobrze że nie wzięłaś kurtki. Bliskość ciał podnosiła temperaturę. Nawet Sans zaczął się pocić.
-Z DROGI! Z DROGI! RUSZYĆ SIĘ – jakiś wielki, łysy kolo przepychał się przez tłum, za nim szła kobieta. Robiłaś co mogłaś, aby zrobić miejsce, ale ostatecznie straciłaś równowagę i upadłaś na tyłek w mokrą trawę. Telefon wypadł Ci z kieszeni.
-wszystko dobrze?
-Tak jakby – podniosłaś telefon i wstałaś. - Rany, nawet nie przeprosił, co za debil – Podałaś telefon Sansowi – Potrzymasz mi? Cały czas wypada mi z kieszeni.
-dobra – wziął i wsadził do swojej kieszeni. Powiedział coś jeszcze, czego nie zrozumiałaś, ale pokazywał stoliki na tyłach. Przytaknęłaś, mając nadzieję, że pyta się, czy chcesz usiąść. Faktycznie, zajęliście miejsca. Zamówiłaś też sobie wodę. Chciałaś wziąć coś dla Sansa, ale nie mieli tutaj nic dla potworów. Kolejny powód, dlaczego to miejsce ssie. - dobrze się bawisz? - zapytał
-... dobrze to bym nie powiedziała, ale się bawię – powiedziałaś szczerze – a ty?
-nie mogę powiedzieć, abym jakoś szalał z radości – zaśmiałaś się
-Wiesz, połowa zabawy to śmianie się z przyjaciółmi jak bardzo jest chujowo
-może następnym razem zaplanujemy coś – pomyślał chwilę, a potem rozmawialiście przez kilka minut o tym, co jeszcze możecie zrobić. Skończyłaś pić i wstałaś.
-Muszę do łazienki
-dobra – minęłaś kilka kontenerów udając się tam, gdzie pamiętałaś, że powinny stać toi toje. Kiedy dotarłaś, kolejka była ogromna. Jęknęłaś, nie byłaś pewna, czy dotrzymasz. Nie ma tutaj innej toalety? Rozglądałaś się, nie będąc pewna gdzie mogłaby się schować, albo gdzie byłoby mniej osób. Znalazłaś jedną. Weszłaś szybko. Zrobiłaś co musiałaś. Umyłaś ręce. Ale kiedy chciałaś wyjść.. drzwi ani drgnęły. Próbowałaś jeszcze raz, używając więcej siły, ale nadal nic. O nie. Próbowałaś jeszcze raz. Jeszcze więcej siły. Haha. Nie. Następnym razem też Ci się nie udało. Cóż. Kurwa...
-To się nie może teraz dziać – mówiłaś do siebie. Ale się działo. Utknęłaś w Toi Toiu. Waliłaś w drzwi. - EJ! CZY KTOŚ MOŻE MI POMÓC?! - darłaś się najgłośniej jak mogłaś. Choć miałaś świadomość, że to próżny trud. Muzyka jest zbyt głośna, aby ktokolwiek mógł Cię usłyszeć. Wszyscy pewnie albo słuchali muzyki, albo stali w kolejce do tych mniej obsranych kibli. Zaraz! Możesz zadzwonić po pomoc! Poklepałaś się po kieszeniach w poszukiwaniu telefonu. Ale go nie było. Racja, dałaś go Sansowi, bo bałaś się, że go zgubisz. Więc. Drzwi zamknięte i ani drgną. Nikt nie słyszy Twoich krzyków przez hałas. Dookoła jest wiele innych Toi Tojów więc z tego raczej nikt prędko skorzystać nie będzie chciał. Nie masz telefonu, ani innego sposobu aby z kimkolwiek się skontaktować. Właściwie, masz przejebane. Sans powinien zdać sobie sprawę z tego, że właściwie powinnaś już wrócić. Zerknęłaś na zegarek. Nie ma Cię od dobrych dziesięciu minut. Czy on w ogóle wie, jak długo ludzie korzystają z łazienki? Będzie Cię szukał? A jeżeli nawet, to czy Cię znajdzie? Pod stopami ciapnęła Ci mokra podłoga obszczanego Toi toia. Obrzydlistwo. Boże, śmierdzi tu. Zamarzałaś na zewnątrz, ale teraz czujesz jakby nawet to co masz na sobie to było za wiele. No i było ciemno. Jak dobrze, że masz świetliki, to jedyne źródło światła jakie masz. - Pomocy! - próbowałaś jeszcze raz kopiąc drzwi.
Ale nikt nie przybył.
Coś skręcało Ci się w brzuchu. A co jeżeli nigdy nie wyjdziesz? A co jeżeli się poślizgniesz i upadniesz twarzą w szczochy? A co jeżeli smród zabije cię pierwszy? Kopnęłaś drzwi jeszcze raz
-EJ! Jest tam kto?!?!?! - minęło kolejne piętnaście minut. Sans musi Cię już szukać. Ugh. Zaczynało Ci się robić słabo, chciałaś usiąść, ale nie mogłaś, bo wszędzie było obrzydliwie. Pociłaś się. Tu jest tak gorąco. Ktoś zapukał.
-jesteś tam?
-Sans?! To ty? - krzyknęłaś uśmiechając się – Tak! Jestem tutaj! Nie mogę wyjść!
-ktoś zastawił wyjście jakimiś pudełkami – Co?! Słyszałaś szuranie a potem powiedział – spróbuj teraz – Pociągnęłaś za klamkę i kibel otworzył się. Sans czekał na Ciebie po drugiej stronie z rękami w kieszeniach. Wyszłaś z rozkoszą witając zimne powietrze na ciele. Wzięłaś głęboki wdech. Świeże powietrze. Chwała niech będzie Panu.
-To było straszne.
-no, gówniana sytuacja
-Zamknij się, nie czas na kawały!
-zluzuj zwieracze, zawsze jest czas na kawały – prychnął. Skrzyżowałaś ręce
-Uważaj na siebie, bo ty utkniesz następny – zagroziłaś
-domyślam się, jak tam jest, śmierdzisz
-Oh? - zmarszczyłaś brwi i chwyciłaś go za koszulę. Próbował się wyrwać, ale i tak utknął w Twoim przytulasku – Co? Nie podoba ci się mój zapach? To prawdziwa woda toaletowa. Wdychaj. Limitowana edycja ludzkich łazienek.
-łał, dzisiaj jesteś całkiem obrzydliwa, wszystko dobrze, że od tego smrodu pokręciło ci się w głowie?
-Zamknij się, albo zrobię z ciebie gównianą miazgę – puściłaś go
-heh, co za język
-Tylko się nie posikaj z radości
-hehehehe
-Nie miałam pojęcia ile kawałów można zrobić z tej sytuacji – mruknęłaś – Nienawidzę siebie za to, że się śmieję. Tak było naprawdę strasznie.
-przepraszam – powiedział – gdybym wiedział, poszukałbym wcześniej – wzruszyłaś ramionami
-Nic się nie stało. Nie wiedziałeś. Jak mnie znalazłeś? Tutaj jest wiele kibli.
-chwyciłem za nić i ta przyprowadziła mnie do ciebie
-Sans
-potarłem moją magiczną lampę i moim trzecim życzeniem do dżina było znalezienie ciebie w kompletnie zabawnej sytuacji
-Sans!
-masz mnie, tak naprawdę skorzystałem z moich podziemnych znajomości, całe to zamknięcie ciebie w toi toiu to był mój plan
-Saaaans! - Śmiał się, wyraźnie zadowolony z siebie. Starałaś się jak mogłaś by patrzeć na niego poważnie, ale to było ciężkie. - Nie jesteś zabawny – skrzyżowałaś ręce
-hehe, uśmiechasz się. - Cholera jasna.
-Zaraz, skąd wzięły się tam te kartony? - Sans zmarszczył brwi
-podsłuchałem, jak ktoś mówił, że planuje zrobić głupi kawał swojemu znajomemu, podejrzewam, że zatrzasnęli nie ten kibel co trzeba, a ty nie wracałaś więc... - machnął ręką – zacząłem cię szukać. - Co za debile. Musiałaś mieć na twarzy wymalowaną złość, bo Sans poklepał Cię po ramieniu. Popatrzyłaś na niego – chcesz do domu? - Westchnęłaś.
-Tak, przepraszam, że noc skończyła się tak chujowo. Myślałam, że dobrze będziemy się razem bawić, ale... - muzyka była do bani, ludzie też, miejsce no i teraz śmierdzisz kupą.
-mniejsza, zapomnij o tym,, nie wszystkie wypady muszą być idealne – wzruszył ramionami. Wyciągnął w Twoją stronę rękę, którą ścisnęłaś. Nagle stałaś przed swoim mieszkaniem. Puściłaś jego dłoń
-Dzięki.
-nie ma sprawy, przepraszam za wcześniej, całkiem dobrze zniosłaś tę całą gównianą sytuację
-Heh, cóż to całkiem proste, kiedy masz kogoś przy sobie, kto poprawi ci humor. Dziękuję, że dzięki tobie tamta scena jest mniej odpychająca. Więc, raz jeszcze dzięki
-heh, nie ma sprawy – Nagle zrobiło się dziwnie. Popatrzyłaś na podłogę. Gdyby to była randka, to pewnie teraz byś go pocałowała. Ale to nie randka, więc niepewnie kopnęłaś podłogę i podniosłaś na niego wzrok. Zaśmiałaś się
-Ej, co to? Dlaczego wsadziłeś tam świetlika? - zapytałaś pokazując na jego klatkę piersiową – Wiesz, to wygląda całkiem fajnie, ale i głupio. Nie powinieneś tego robić w Reji.
-heh, uh, wiesz te głupie kawały rozjaśniają mi życie
-Łoooł, ssiesz. Ale mniejsza, koleś. - prychnął
-koleś? od kiedy to mówisz do mnie koleś?
-Przecież to nic niezwykłego!
-koleżanko – położył ręce na Twoich ramionach – ksywki są jak pierdy, jeżeli zaczniesz je wypuszczać, zacznie śmierdzieć – zabrał ręce – w każdym razie, do zobaczenia kumpelo – zrobił z palca pistolet i wystrzelił by potem w mgnieniu oka zniknąć nim cokolwiek mu odpowiesz. Hm. Dobra, może ten wypad nie był ostatecznie do bani. Ale jednego jesteś pewna
… Nie chcesz być tylko przyjaciółką.
Share:

29 listopada 2017

Undertale: Wpadka na Imprezie i inne wstydliwe anegdoty - Wpadka przy ROZMOWIE [The Party Incident and Other Embarrassing Anecdotes - The TALK Incident] - tłumaczenie PL

Autor obrazka: artanddetermination
Notka od tłumacza: Opowiadanie Sans x Ty. Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Akcja ma miejsce zaraz po pacyfistycznym zakończeniu gry. Potwory egzystują sobie na ziemi, chodzą, robią swoje potworne rzeczy i ... No i jesteś Ty. Wcielasz się w studentkę sztuk pięknych. I z pewnych głupich okoliczności musisz udawać dziewczynę Sansa.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI 
Wpadka przy ROZMOWIE (obecnie czytany)
...

Nerwowo chodziłaś po mieszkaniu. Co to było, to wczoraj? Czy Sansowi chciał... czegoś? Co to znaczy dla Ciebie Chodziłaś dalej. Oboje uznaliście, że naprawdę musicie pogadać i wyjaśnić sprawy między wami. Sans powiedział, że wpadnie dzisiaj popołudniu, a jest pierwsza trzydzieści. Zerknęłaś na zegarek. Nadal pierwsza trzydzieści. Hnngh. Nie wiesz nawet co powiedzieć, co czuć.

Snas: 13:34 | puk puk

Patrzyłaś na telefon, palcami stukając w klawisze. Robiłaś to przecież miliony razy, przypominałaś sobie. Lecz z dziwnych powodów zrobiło Ci się niedobrze.

Ty: 13:36 | Kto tam?

snas: 13:36 | mojżesz

Podeszłaś do drzwi. Czekał po drugiej stronie, ale nie otworzyłaś. Wdech i wydech. To tylko Sans.

Ty: 13:39 | Jaki Mojżesz?

snas: 13:39 | mojżesz mnie wpuścić?

Dobra. Otworzyłaś drzwi. Sans patrzył na Ciebie niczym jeleń zdybany przez auto na środku ulicy. Może nie oczekiwał, że naprawdę to zrobisz. Przesunęłaś się lekko.
-Cześć
-cześć.
-Um, tak... uh... wchodzisz? - Nie odpowiedział, ale wpełzł do środka. Zauważyłaś, że miał ze sobą wielki plik papierów. Wskazałaś na kanapę i usiadł na niej bez słowa. Poszłaś za nim siadając na drugim końcu. Powietrze można było krajać nożem, cisza tak donośna, że słyszałaś kapanie kranu w kuchni. Zaczynałaś panikować. Ostatnio kiedy miałaś z nim szczerą pogadankę na kanapie wszystko poszło dobrze. Może... może tym razem nie będzie aż tak źle...
-Um ja – powiedziałaś wtedy kiedy on – więc my – oboje zamilkliście
-śmiało – powiedział kiedy ty – Zacznij.
Wskazał ręką na Ciebie. Dobra, Ty pierwsza. Wdech i wydech.
-Um... więc, myślałam o tym co wcześniej powiedziałeś i muszę przyznać, że jestem... zmieszana? Powiedziałeś, że nie chcesz związku, ale kogoś z kim będziesz się przytulać, dotykać, i przyjaźnić? Robić kawały? Głupie rzeczy? Trzymać? Szczerze i od serca rozmawiać? Głaskać po plecach? Chodzić bez celu po mieście? Spać na łyżeczkę?
-...tak
-To jest związek – Sansa aż wzdrygnęło. Ałć. - Nie wiem co innego ci powiedzieć. Dlaczego masz minę jakbym właśnie splunęła Ci w twarz? - starałaś się nie okazywać zranienia w głosie – Czym dla ciebie jestem? - mruknął coś – Przepraszam, nie usłyszałam, co mówiłeś?
-podusią.
-Czym?
-uh... - zaczął grzebać w papierach – to zauroczenie kimś z kim chcesz być bliską.
-Taki... najlepszy przyjaciel? O to chodzi?
-n-nie. uh... - skupił się na papierach – to znacznie bardziej intensywne – pauza. Widziałaś jak wziął głęboki wdech – i.. jestem naprawdę szczęśliwy kiedy pokazujesz jak bardzo ci na mnie zależy – Podusia. Jesteś jego podusią. Chce być blisko Ciebie. Jest szczęśliwy kiedy pokazujesz jak bardzo Ci na nim zależy. Ciepłe motylki przeleciały Ci przez brzuszek. Nie umiałaś nic poradzić na to co czułaś, choć nie było to czego chciałaś. Podusia.
-Więc coś między przyjaźnią, a miłością?
-tak, chyba tak
-Od kiedy?
-....już jakiś czas – zaczął nerwowo drapać się po tyle głowy – zaczęło się gdzieś tak kiedy ty.. uh... wyznałaś swoje uczucia, ale nie byłem pewny póki nie zachorowałaś wtedy w grudniu – To było dwa miesiące temu. Dwa miesiące trzymał w sobie te uczucia a Ty nic nie zauważyłaś. Co z Ciebie za przyjaciel.
-Dlaczego mi nie powiedziałeś? - Cisza. - Sans, dlaczego nic mi nie powiedziałeś?
-bałem się, że nie zrozumiesz, nie mogę być tym czego potrzebujesz, nie wiem sam czego chcę, nie wiem co robić, nigdy wcześniej tak się nie czułem – pauza. Wyglądał bardzo niezręcznie – nie wiedziałem jak ci powiedzieć – Nagle sobie przypomniałeś
-Więc... Sylwester... To było... co? - wyglądał na zawstydzonego, jasno-niebieski rumieniec pojawił się na jego policzkach, wzrok utkwił w podłodze, unikał Twojego spojrzenia.
-myślałem, że może się mylę i może czuję do ciebie to samo co ty czujesz do mnie więc... zrobiłem test... ale było tak jak wcześniej – pauza – przepraszam, nie powinienem – wspomnienia tamtego wieczoru przyleciały do Ciebie. Byliście na wzgórzu, całowaliście się w świetle fajerwerków i wiedziałaś, że coś tam było. Starałaś się o tym nie myśleć, on był pijany, ty byłaś smutna, ale teraz... stanowczo za bardzo o tym myślałaś. To utkwiło. Czułaś się na swój sposób wykorzystana. Wiedziałaś już za co przepraszał. Wszystko miało swój sens, ale … to bolało – kurwa, proszę nie płacz – Nie zdałaś sobie sprawy, że łzy ciekną Ci po policzkach. Szybko je wytarłaś
-Nic mi nie jest. - wzięłaś kilka głębokich wdechów nim znowu się odezwałaś – Więc po teście. Nadal byłam … podusią?
-podusią.
-Rozumiem – myślałaś przez minutę, analizując to co Ci powiedział. Nadal bolało – Wiesz... dobra, podusia. Dobra, możemy nad tym popracować. Dlaczego tak bardzo się boisz? Ja nie... ja nie zerwę naszej przyjaźni i nie uznam, że jesteś dziwakiem czy coś. Nie... nie poradzisz na to co czujesz – Wiedziałaś o tym lepiej niż ktokolwiek. Sans był bardzo cicho. Wyglądał na przytłoczonego, tak jakby chciał zapaść się pod ziemie i jednocześnie coś powiedzieć. Czekałaś cierpliwie kiedy on grzebał w papierach. Nie byłaś pewna, czy ich nawet potrzebował, czy zabrał je niczym tarczę. Po kilku minutach niezręcznej ciszy przepełnionej szelestem papieru odezwał się
-to było wtedy... ale teraz... nie wiem co czuję - …. Że co?
-Co masz na myśli?
-ja.. myślałem, że jesteś podusią, byłaś podusią wcześniej, ale coś się zmieniło i ja – znowu pauza, przyłożył rękę do swojego mostka – czuję się inaczej, to dziwne uczucie, zdałem sobie sprawę jak bardzo mnie kochasz i …
-I? - naciskałaś, czułaś jak coś uwiera Cię w gardle. Coraz ciężej oddychałaś
-...i nie jestem w stanie powiedzieć, czy moje uczucia są dlatego, że jesteś pierwszą osobą która okazuje mi takie zainteresowanie, czy dlatego że naprawdę … czuję do ciebie coś więcej niż wcześniej... - Serce Ci szalało. Czułaś, jakbyś nie mogła oddychać. Twarz miałaś gorącą. Tak długo czekałaś, aby to usłyszeć. Dobrze w ogóle go usłyszałaś? Przełknęłaś ślinę
-...Uh-huh... Wiesz... Nie mogę powiedzieć, że się tego spodziewałam
-heh, ja też – Twój kot wszedł do pokoju i usiadł na Sansie, który automatycznie zaczął go głaskać. Wyglądał jakby cierpiał fizycznie. Nie miałaś mu tego za złe. Prawie wszystkie wasze rozmowy na poważnie miały jakieś drugie smutne dno. Co powinnaś teraz powiedzieć? Co powinnaś teraz zrobić?
-Uh.. wybacz... Ja tylko... nie wiem co powiedzieć. To... dużo. Ja nie... nie spodziewałam się tego. Chciałabym wiedzieć co powiedzieć
-nic nie szkodzi – Właśnie, że szkodzi. Byłaś szczęśliwa. Bardzo szczęśliwa, ale nie umiałaś się uśmiechać. Nie chciałaś go przestraszyć czy zmartwić. A więc może cię kocha? A może nie? To było jednocześnie wspaniałe i smutne. Czułaś radość w sercu i jednocześnie niepokój. Ale zdecydowanie lubił Cię na swój sposób.
-Czy romantyczny związek ze mną cię obrzydza?
-...
-Sans, proszę
-nie – Nie
-...Więc... tego właśnie chcesz... teraz?
-...nie? - Nie. Nie???
-Wiesz, czego w ogóle chcesz?
-chciałem do tego dojść nim zaczniemy taką pogadankę
-Nie musisz mi mówić
-jakby muszę – Czułaś, że tak nigdzie nie zajdziesz. Usiadłaś po turecku na kanapie
-Nie pomogę póki nie powiesz mi czego chcesz. Nie dręcz się już.
-nigdy nie rozumiałem tego całego randkowania, dobra? próbowałem kilka razy ale nic się nie udawało, więc znam tylko te złą stronę chodzenia ze sobą i wiesz, ja nie... ja nie jestem kimś kogo stać na jakieś wielkie romantyczne gesty, jestem dziwakiem, wiem o tym, że jestem dziwakiem, no i nigdy nie byłem nikim zainteresowany i naprawdę nie lubię ludzi, ale ty... ty jesteś enigmą, nie wiem co to jest, zależy mi na tobie, l-lubię cię, a kiedy wyznałaś swoje uczucia myślałem... myślałem że zrozumiałaś, że potwory są o wiele lepsze i wiele dla ciebie znaczę w … platoniczny sposób... a potem zrozumiałem, że nie to miałaś na myśli.
-Oh – cóż kurwa.
-i miło było myśleć w ten sposób, rozumiem już dlaczego papyrus lubi jak się ktoś nim interesuje, mną nigdy.. nikt wcześniej mnie tak nie traktował, nie naprawdę, i myślałem że to minie, że zrozumiesz że nie jestem wart twojego czasu, albo się mną znudzisz, ale to się nie stało, i... byłem naprawdę samolubny, wykorzystałem cię kiedy nie powinienem, i zacząłem coś czuć i ja nie chcę... nie chce tego spierdolić, przez to, że jestem samolubną świnią spragnioną cudzej uwagi. - przywykłaś do tego, że widziałaś Sansa zawsze takiego wyluzowanego. To, że robił się coraz bardziej nerwowy im dłużej mówił to dziwne doświadczenie i robiło Ci się niezręcznie widząc, jak jemu jest niezręcznie. Czułaś się z tego powodu nawet trochę źle, ale jednocześnie wiedziałaś, że robicie jakiś progres.
-Jak chcesz się przekonać?
-huh?
-O swoich uczuciach. Nie możesz siedzieć i czekać. Jak chcesz się przekonać czego chcesz?
-um... - zerknął na papiery – teraz kiedy o tym myślę, to to naprawdę głupi pomysł.
-Jaja sobie robisz? - chwycił za kaptur tak jakby chciał się zaraz w nim schować. Wzięłaś wdech – Sans, cokolwiek to jest, będzie dobrze. Obiecuję. Musisz się dowiedzieć, czy jestem dalej podusią czy czymś więcej, czy niczym, i cokolwiek masz na myśli, to nie będzie nic głupiego. Powiedz. - chwycił za kilka złączonych papierów i praktycznie rzucił nimi w Twoją stronę. Zerknęłaś na nie. Są w linie i … puste. Um...?
-myślałem.. może powinniśmy podejść do tego jak naukowcy i … zrobić eksperyment?
-Eksperyment? - uśmiechnęłaś się lekko. Mówił poważnie? Co za nerd! Dlaczego to takie słodkie? Wyglądał na bardzo zawstydzonego.
-ta... spróbujemy różnych rodzajów... relacji... napiszemy jak się z nimi czujemy i zobaczymy... która... jest... najlepsza? - z każdym kolejnym słowem był coraz mniej pewien swojego – wiem, że to nie fair w stosunku do ciebie, ale...
-Dobrze
-ale
-Dobrze – powtórzyłaś – Sam fakt że tutaj jesteś i mówisz co czujesz to wiele dla ciebie. Wielu uczuć nie rozumiesz. Dobrze. Więc, co, będziemy teraz... przyjaciółmi przez jakiś czas? A potem... sprawdzimy o co chodzi z tą podusią? A potem... co... randka? A potem zobaczymy co najbardziej nam odpowiada?
-....to brzmi głupio kiedy mówisz to głośno.
-Mi to nie przeszkadza
-ale...
-Nie. Wchodzę w to. Zrobimy tak
-ja...
-To właściwie dobry pomysł.
-...naprawdę? - zapytał niepewnie
-Tak, naprawdę – uśmiechnęłaś się – Ostatecznie nic się nie zmieni i przynajmniej będziemy wiedzieć na czym stoimy. Więc.. nie martw się, dobra?
-dobra – Oboje siedzieliście w ciszy. Mruczenie kota było jedynym dźwiękiem jakie teraz słyszałaś. To było... miłe. Ta rozmowa. Miałaś nadzieję, że Sans czuł to samo. 
-Zostaniesz na obiad?
-chciałbym, ale paps pewnie teraz na mnie czeka, więc będę się musiał zbierać, co masz na obiad?
-Um... mam jakieś mango, chrupki, jogurt... więc pewnie to – Sans myślał przez chwilę, a potem wystrzelił w Twoją stronę z palca. Oboje wstaliście i odprowadziłaś do go drzwi. Odwrócił się w Twoją stronę – uh wiesz.. chcę … podziękować – przytaknęłaś i pomachałaś kiedy zaczął iść w stronę własnego mieszkania. Zrobił ledwo dwa kroki kiedy go zawołałaś. Ledwo miał czas, aby się odwrócić, nim owinęłaś go ramionami i mocno przytuliłaś. Zamarł ale po chwili odwzajemnił uścisk
-Nie masz za co, Sans
-heh, dobra, jak chcesz.
Share:

POPULARNE ILUZJE