Autor okładki: Colin
Notka od tłumacza: Blueberry
chce się pieprzyć. Chce się rżnąć. Jego młodszy brat Papyrus uważa, że
to Twoja wina. Czy uda Ci się ukrywać przez Papyrusem związek z Sansem?
Powodzenia dziewczyno, będzie Ci potrzebne!
Opowiadanie osadzone w uniwersum Underswap, dostosowane pod kobiecego czytelnika, pisane w formie pierwszej osoby Kluczową parą jesteś Ty x Sans, lecz pojawiają się rozdziały z Papyrusem. W każdym rozdziale dzieje się ostro i generalnie jest to erotyk z fabułą! Tak więc całość jest +18.
Uwaga
w opowiadaniu występuje wulgarne słownictwo, seks do granic
wytrzymałości, różne zboczenia których teraz po prostu nie chce mi się
wymieniać.
Autor: whoawicked
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI
Miłość (obecnie czytany)
Sans i ja nie skończyliśmy przed czwartą rano. Jeszcze nigdy w życiu nie byłam tak wyczerpana. Nowy rekord orgazmów wyniósł ponad piętnaście (zgubiłam rachubę po siódmym) i na końcu byłam kompletnie przemęczona. Czułam łzy na policzkach lecące z powodu wrażliwych nerwów, wysyłających elektryczne sygnały agonii do mojego mózgu. Przed oczami miałam jasno od orgazmów. Nawet słowa wychodziły z moich ust na auto-pilocie. Sans był równie zmęczony co ja. Jego kości drżały z potrzeby, niespełnionego pragnienia, miał znacznie więcej orgazmów niż ja, statystycznie przypadały dwa jego na jeden mój, każdy kolejny przychodził łatwiej niż ostatni. Myślałam, że nigdy nie przestanie. Jego ciało było takie gorące, tylko rżnął i rżnął i rżnął.. ale potem, wraz z ostatnim orgazmem, przestał... jakby zbudzony ze strasznego snu. Potrzebował chwili na złapanie oddechu, jego kości nadal były wrażliwe. Po policzkach lały mu się łzy, płakał przez magiczną ruję która nakazywała mu się ze mną połączyć.
-O-o mój boże... Człowieku.. J-ja... nie mogę uwierzyć, że mi pozwoliłaś – miałam słabe ciało, nogami oplatałam jego biodra, głos mi się zdarł od jęków i krzyków.
-Skończyłeś... już? - przełknął ciężko i przytaknął obejmując mnie ramionami
-To koniec. Dz...dziękuję – pocałował mnie czule, lekko w usta. To w końcu koniec. Położył czaszkę na mojej piersi, oboje dyszeliśmy wykończeni przez dłuższą chwilę, zmęczeni jakby po maratonie. Prawie usnęłam, kiedy zbudziły mnie jego ramiona. -E-ej, nie możemy usnąć jeszcze... Papuś niedługo może wrócić – Ma rację... ale moje ciało tak bolało! Przetarłam oczy rękami i próbowałam warknąć. Sans zszedł ze mnie i poszedł do łazienki, słyszałam, że woda leje się do wanny. Sans wszedł do swojego ciemnego pokoju i pokazał mi, abym wstała – Wybacz, ale... będę musiał zmienić pościel.. - Próbowałam usiąść, ale nagle zakręciło mi się w głowie. Oooj, chyba wstałam za szybko... Sans chwycił mnie za rękę by podtrzymać ciało i pomóc w utrzymaniu równowagi. Nogi miałam jak z waty. Czułam jak jego magia zaczyna się ze mnie wylewać i musiałam zacisnąć nogi, aby nie pobrudzić nią podłogi. Było jej tak dużo... - Staniesz o własnych siłach...? - przytaknęłam, choć nie byłam pewna czy dam radę. Sans powoli puścił moją rękę i zdarł prześcieradło z łóżka rzucając je na ziemię. Kiedy skończył słać je na nowo, wziął mnie znowu – Dasz radę sama dojść do łazienki? - nogi mi zaczęły drżeć, wiedziałam, że jeżeli zrobię choć krok to natychmiast upadnę. Zaprzeczyłam. - Dobra, to nic kochanie. Zaniosę cię, t-tylko pozwól mi – delikatnie wsunął rękę pod moje nogi i przytulił do swoich żeber unosząc w ramionach. Jego gołe kości wbijały się w moją skórę, ale miałam to gdzieś. Nasze lepkie, spocone ciała scaliły się. Uznałabym, że to obrzydliwe, gdybym nie była taka zmęczona. Jeszcze nigdy w życiu nie pieprzyłam się tak bardzo... Sans zaniósł mnie do ubikacji, dostrzegłam nasze odbicie w lustrze... i krew. Jego kości połyskiwały moją krwią, wyglądał tak, jakby właśnie zaszlachtował jakieś biedne zwierzę. Ja nie wyglądałam lepiej. Zauważyłam wielką krwawą plamę na tyłku oraz ranę na biodrach tam gdzie wbił swoje szpony po to, aby lepiej we mnie wchodzić... Zaczęłam się śmiać. Sans popatrzył na mnie zmieszany – Człowieku...? Co cię tak...? - Pokazałam na lustro. Szeroki śmiech widniał na mojej twarzy, zarechotał walcząc z własnym śmiechem – Jesteś taka głupiutka – Cichutkie stuk stuk, jego kościstych stóp i płytki w łazience rozbrzmiały echem stłumione jedynie przez dźwięk lejącej się do wanny wody. Sans zatrzymał się przy niej – Nie jest za gorąca? - przechyliłam się by znużyć w wodzie rękę. Zamruczałam zadowolona. Sans delikatnie znużył mnie do niej. Przyjemne ciepło zalało mnie całe, delikatny róż wstąpił na nos i policzki. Sans uśmiechnął się czule nim przekręcił kurek. - Idę posprzątać w pokoju, umyj się. Niedługo wrócę – i wyszedł. Nie zdałam sobie sprawy, że usnęłam póki nie wrócił. Delikatne przeczesywanie włosów zbudziło mnie z objęć snu. - Jesteś piękna kiedy śpisz – przyznał cicho gładząc mnie po głowie, potem przesunął rękę na policzek – Znajdzie się miejsce dla mnie? - Uśmiechnęłam się słabo i otworzyłam oczy, tuląc twarz do jego ręki przytaknęłam. Podciągnęłam kolana pod pierś. Sans usiadł naprzeciwko mnie. Westchnął opierając się plecami o wannę i zamknął oczy. Uniosłam stopę by stuknąć nią go w czoło.
-Nie śpij, pusty łbie. - zaśmiał się cicho, schował głowę do połowy wody, tak, że miał pod taflą usta, wraz z jego śmiechem dobywały się bąbelki – Bo podwoję standardy, jeżeli jakiekolwiek mam – Jego mina spoważniała kiedy na mnie spojrzał, źrenice przesuwały się po mojej twarzy i piersi. Uniósł rękę, aby dotknąć mojego karku, ostry ból przeszył mnie tak, że syknęłam. Zabrał palce szybko zaalarmowany i ... przerażony? - Coś się stało? - zapytałam. - odwrócił wzrok próbując schować się w wodzie
-Przepraszam – mruknął – nie chciałem... - Hm... mam nadzieję, że to nic poważnego
-Sans, nic mi nie będzie. Niedługo się zagoi, to nic strasznego. Nawet nie boli, byłam tylko zaskoczona – miałam nadzieję, że to poprawi mu humor. Zaprzeczył.
-Nie powinnaś mi na to pozwolić. Byłem zbyt raptowny i... i... zraniłem cię... - przystawiłam stopę do jego kręgosłupa aby zwrócił na mnie uwagę, kiedy nasz wzrok się spotkał próbowałam się uśmiechnąć
-Ej. Nadal jesteś na mnie zły? - uśmiechnął się lekko, wziął moją stopę i zaczął ją delikatnie masować kciukami
-Nie... Wszystko zostało wybaczone. - Siedzieliśmy w ciszy przez chwilę, ciesząc się z wzajemnego towarzystwa pod gorącą wodą.
-Ej Sans – zaczęłam powoli przełamując ciszę, poruszyłam się nieco, woda zachlupotała – Nie ma szans na to, aby ludzie i potwory doczekali się dzieci... prawda? - jego twarz na chwilę zrobiła się niebieska, chyba przypomniał sobie swoje wcześniejsze słowa
-T-tak.. uh.. To było uh... to ruja... mówiłem tak przez ruję...
-Wiesz, to było w sumie uh... całkiem seksowne – przyznałam sama rumieniąc się
-O-oh, cóż.. - zaśmiał się i prysnął we mnie wodą. Odwzajemniłam gest rechocząc. Zamruczał i przysunął się do mnie. Przystawiłam usta do jego zębów i cmoknęłam go szybko. Zbiłam go z pantałyku. Odsunęłam się. Znowu rumieniec wskoczył na jego twarz, czasami jest taki głupiutki. Rżnęliśmy się godzinami jak zwierzęta, a zwykły buziak sprawia, że się rumieni? To słodkie.
-Chodź, ludziu, musimy iść do łóżka – mruknął cicho – Wyglądasz na zmęczoną – Byłam bardzo zmęczona. Jak Sans wylał wodę z wanny zauważyłam, że ta była różowa. Cudownie. Owinął się ręcznikiem i jeden podał mi pomagając jednocześnie, abym nie upadła wychodząc z wanny. Objął mnie przytulając do swojej piersi. - Nie bój się, zawsze cię złapię – uspokajał mnie czule. Pozwolił mi usnąć tej nocy w swoim łóżku, mówiąc, że to pomoże wyjaśnić dlaczego pachniemy sobą nawzajem, jeżeli on będzie spał na kanapie. Poczułam jak całuje mnie w czoło na dobranoc, chwilę potem usnęłam. W co ja się wplątałam.
Papyrus pojawił się około jedenastej kolejnego ranka, nadal trzymając w ręku butelkę miodu pitnego, był bardzo pijany. Sans i ja jedliśmy śniadanie w kuchni, kiedy usłyszeliśmy trzask drzwi. Milczeliśmy przez chwilę, by zobaczyć, czy on cokolwiek powie, ale nic nie słyszeliśmy. Nawet kroków.
-Papyrus? - zawołał jakoś niepewnie. Kroki. Sans i ja popatrzyliśmy na siebie.
-Ej Paps? - zawołałam – Jesteśmy uh, w kuchni! - Więcej kroków w naszą stronę. Wysoki szkielet pojawił się za progiem, popatrzył na nas pijanymi ślepiami i oparł się o framugę. Uniósł rękę, ułożył ręce w pistolet i strzelił w nas
-czeeeeść
-Papyrus! - Sans wstał od stołu i podszedł do brata – Wyglądasz strasznie! - Tak też było.
-więc – zaczął, język plątał mu się przez alkohol – dobrze się bawiłaś z moim bratem? - Sans zmusił się do śmiechu i zaczął wypychać brata z pomieszczenia
-Dooooobra Papusiu, myślę, że powinieneś się przespać – ten fuknął zdenerwowany
-brachu, o mój boże, śmierdzisz jak ona! - Sans wywrócił oczami
-Nic nie robiliśmy! Było jej niewygodnie na kanapie więc pozwoliłem jej spać w moim łóżku. Samej. Ja spałem na kanapie. Też sam. - Papyrus nie kupił tego z początku, posyłał mi tylko wrogie spojrzenie. Chwilę potem Sans wypchnął młodszego brata i zaprowadził do sypialni zostawiając mnie samą w kuchni z talerzem naleśników w ręce. Całe ciało mi drżało przez ból który nie ustawał. Czułam się jakby przejechał po mnie traktor, lecz w istocie rżnęłam się ze szkielecim potworem w rui. Za każdym razem kiedy poruszałam ręką czułam ranę od ugryzienia... Po chwili kiedy zagubiłam się w myślach usłyszałam jak Sans schodzi schodami. Wszedł do kuchni i popatrzył na mnie, nasze spojrzenia się spotkały, a potem odwrócił wzrok, patrzył na ziemię i pocierał rękę niepewnie. - Muszę iść – tyle mi powiedział. I wyszedł frontowymi drzwiami.... Oh.
-Co ty tu...
-Z-zrywam z tobą! - Co? Ciężka cisza pojawiła się między nami, patrzyłam na niego niedowierzając. Był pijany, on nigdy nie był pijany. Kołysał się delikatnie kiedy stał przede mną, śmierdział alkoholem. Zaraz... Dlaczego on tak głośno dyszy? Czy.. czy jego szczęka .. czy on zaraz...? - N-NIE! STÓJ! PRZEPRASZAM! N-NIE CHCIAŁEM! - krzyknął obejmując mnie szczelnie rękami i zaczął płakać.
-Sans, co się dzieje? Jesteś pijany? - zaczął czkać wtulając się w mój kark
-N-NIE CHCIAŁEM! POSZEDŁEM DO – czka – DO MUFFET'S ABY ZAPŁACIĆ ZA RACHUNEK I ZAPROPONOWAŁA MI CYDR I NIE MOGŁEM ODMÓWIĆ I BYŁ PYSZNY I I I ... - O rany.. Instynktownie zaczęłam gładzić go po plecach, aby się wypłakał
-Ciii już dobrze, kochany, wyrzuć to z siebie – Co się dzieje. Czy Sans był u Muffet cały dzień? Zakasłał i zaczkał przez płacz, serce mi się krajało jak patrzyłam na biedaka. Wydawało się, że wszystko dobrze po jego rui. Ciekawe co się stało... - Sans? Chcesz wejść i porozmawiać? - przytaknął lekko. Zamykając drzwi odsunęłam go od siebie, chwyciłam za rękę w rękawiczce i zaprowadziłam do salonu na kanapę. Opadł na poduszkę chowając twarz za rękami. Gładziłam go po plecach siadając obok. - Sans... Kochany. Co się stało? Dlaczego jesteś pijany? - Zadrżał i załkał znowu.
-Ja... zraniłem cię – ból ramienia przypomniał mi o ugryzieniu
-Cóż, powiedziałam, że pomogę ci z rują, prawda? - przyznam, że to było wielkie zaskoczenie, nie wiedziałam czego spodziewać się po potworze w rui, to doświadczenie było... zdecydowanie nieoczekiwane. I cieszyłam się, że pomogłam mu w trudnej chwili.
-Ty... nie wiedziałaś w co się pakujesz... - otarł twarz i pociągnął nosem głośno. Fuj. - N-nie mogę uwierzyć, że myślałem, że to będzie dobry pomysł... Nie jestem tak wspaniały jak myślałem – przyznał cicho – Jestem okro – czka – pnym potworem i nie umiem przestać kłamać mo-ojemu własnemu bratu! Nie zasługuję na ciebie! Nie zasługuję na to, aby być z tobą! Nie zasługuję na nic...
-Sans, nie mów tak! To dlatego tutaj przyszedłeś? Aby ze mną zerwać i ... oszczędzić mi rozczarowań? - przytaknął lekko i zamknął mocno oczy. Może próbował nie rozpłakać się bardziej.
-P-piłem u Muffet bo – chlip – łatwiej mi było wtedy przyznać, ze nie powinienem z tobą byyyyyć! - wywróciłam oczami z powodu jego głupoty, ale jednocześnie.. Sans był całkowicie zrozpaczony. Bolało kiedy patrzyłam na niego w takim stanie
-Sans ja... - ja co? Co mam powiedzieć? W pierwszej chwili postanowiłam nic nie mówić, pocałowałam go w policzek. Był zaskoczony, a kiedy na mnie spojrzał pocałowałam go w usta przywierając do niego biorąc jego twarz w swoje ręce. Próbował się odsunąć, ale mocno go trzymałam. Przystawiłam język do jego zębów, chcąc wejść do środka. Chrząknął, lecz delikatnie rozsunął zęby pozwalając mi się wślizgnąć. Rozpływał się po chwili, ciche łkania zamieniły się w jęki, odpowiedział pocałunkiem, poczułam jego magię. Tańczyła dookoła mojego języka, przeszyły mnie niewielkie znajome dreszcze. Zastanawiałam się, czy on czuje to samo. Odsunęłam się, aby zobaczyć co się zmieniło. Miał do połowy zamknięte oczy, z ust lekko wystawał mu język oczarowany pocałunkiem. Boże, jaki on słodki. - Sans – zaczęłam delikatnie, przesunęłam dłonią po jego policzku – Naprawdę jesteś niesamowity, nie wierz w to, co ci mówią wewnętrzne demony. Bez względu co o sobie uważasz, ja nadal będę cię kochać. - zachłysnął się powietrzem, jego oczy zamieniły się w niebieskie gwiazdy
-T-ty...? Kochasz... mnie....? - Oh. Chyba jeszcze nigdy mu tego nie powiedziałam. Cóż, nie ma chyba lepszego czasu niż teraz, prawda? Przytaknęłam uśmiechając się czule do kochanka
-Tak, Sans. Bardzo, bardzo mocno cię kocham – zarzucił ręce dookoła mnie
-T-tak się cieszę, że to powiedziałaś! Też cię kocham człowieku! Tak strasznie cię kocham! - Objął mnie mocniej i pocałował namiętnie. Stęknęłam, wykorzystał chwilę i wsunął swój niebieski język w moje usta. Jęknęłam zatracona w pocałunku, zaskoczona jak wielki ma na mnie wpływ... No i teraz nie musimy się martwić, że Papyrus nas nakryje... No i jesteśmy sami... No i wypiłam chyba trochę za dużo wina.. - Mmm.. Mmf, co robisz? - zapytał odsuwając się ode mnie. Właśnie wsadzałam ręce w jego spodnie, kciuk już pracował nad jego guzikiem. Cmoknęłam go w policzek pokonując zamek
-Pokazuję jak bardzo cię kocham Sans – szepnęłam czule. W delikatnym świetle lampki zarumienił się na niebiesko, jego oczy zapłonęły pragnieniem
-A-ale...
-Ciii – uciszyłam go przystawiając palec do jego zębów – Po prostu się zrelaksuj, dobrze? - przełknął głośno i przytaknął. Uśmiechnęłam się cwanie i zsunęłam na podłogę siadając między jego nogami, pokonałam guzik spodni. Zachłysnął się powietrzem.
-N-nie jestem pewien, czy to d-dobry pomysł – przyznał cicho patrząc jak ściągam powoli materiał spodenek na dół.
-Sans, kochany, wszystko dobrze – zapewniałam – Jesteś niesamowity i wspaniały i chcę pokazać jak wiele dla mnie znaczysz – zarumienił się bardziej gdy zwróciłam uwagę na jego kutasa pod bokserkami
-D-dobrze człowieku, skoro nalegasz.. - kutas zakołysał się, kiedy wyszedł spod materiału i boże, był wspaniały. Taki gruby, długi wystarczająco, abym wiła się kiedy drażnił mój punkt G, nie wydaje mi się, abym mogła trafić na lepszego kochanka. Sans pozwolił, aby jego ręce opadły na boki, przyglądał mi się z uwagą – A-ale.. nie m-musisz... - objęłam go palcami u nasady delikatnie, czując ciepło i ścisnęłam, westchnął zadowolony
-Chcę – przyznałam zdeterminowana i popatrzyłam na niego zadowolona – Kocham cię Sans. - poruszałam delikatnie ręką na jego przyrodzeniu czułam jak drży kiedy przyjemność zaczyna zalewać jego ciało. Zamknął ciasno swoje oczy.
-D-delikatnie – mruknął cicho, zaczęłam się zastanawiać, czy to pozostałości po jego rui. Cóż, może ma ochotę na leniwy seks? To miła odmiana po rżnięciu-się-jak-dzikie-zwierzęta-podczas-końca-świata. Pochyliłam się i złożyłam na czubku delikatny pocałunek. Poczułam dreszcze magii na wargach. Rozwarłam usta aby wziąć go w usta, na języku poczułam odrobinę jego nasienia. Uwielbiam świadomość, że mam tak wielki wpływ na niego. Jęknęłam, Sans rozpłynął się zadowolony.
-Mmm jesteś tak cholernie słodki Sans – przyznałam liżąc go. Bąknął coś, jakby próbował być zły, ale przyjemność mu nie pozwalała. W kolejnej chwili wzięłam kilka cali więcej w usta pozwalając, aby ślina go nawilżyła i abym przywykła do jego wielkości. Boże, jest taki wielki i choć wiem, że jego magia nie smakuje niczym, ale naprawdę działa na moje ciało. Słyszałam że zaczął szybciej oddychać i cicho jęczeć, to sprawiało, że chciałam zadowolić go jeszcze bardziej. Zaczęłam ssać jego kutasa.
-Cz-człowieku, to jest.. nnggg – westchnął, głos mu się załapał gdy wzięłam go więcej w gardło. Uwielbia, kiedy biorą go całego i choć nigdy mi się nie udaje w pełni, uwielbia to, że próbuję.
-Jesteś dla mnie taki dobry – mówiłam mu kiedy wyciągnęłam go z ust, przywarłam do niego policzkiem i patrzyłam na niego w oczy – Taki dobry chłopczyk – szeptałam patrząc mu w oczy – Taki silny i przystojny – teraz rumienił się cały na niebiesko, jego źrenice zamieniły się w niebieskie serca. To kurewsko urocze.
-N-nie jestem aż tak silny – szepnął cicho, ale warknął kiedy znowu wzięłam go w usta pieścić językiem – O-oh gwiazdy... - jęknął wbił palce w moje włosy.
-Jesteś silny, Sansy – zapewniałam go po tym jak go wyciągnęłam – I bardzo mądry – dodałam uśmiechając się w jego stronę czule.
-N-Nie, nie jestem... Ja tylko... Haaaahn! - przerwałam znowu biorąc go w usta powoli opadł na kanapę czując wilgoć moich ust – Mmmm! Cz-człowieku, to.. to... nnn, p-przestań, proszę...! - I przestałam patrząc jak się uspokaja. Przesunął palcem po mojej wardze
-Naprawdę chcesz, abym przestała?
-C-cóż, chodzi o t-to, że jestem naprawdę w-wrażliwy teraz a-a to jest takie...
-Naprawdę chcesz, abym przestała? - powtórzyłam dobitniej. Poruszył się niepewnie rozglądając po pokoju, jakby tam szukał odpowiedzi na pytanie. - Sans – położyłam rękę na jego darzącego kutasa, pomagając mu wydobyć głos
-N-nie! Nie ... - jego oczy były takie małe w szoku, krople potu zaczęły spływać po czaszce
-Nie ... co? - warknął delikatnie, zasłaniając ręką swoją twarz
-Proszę nie przestawaj – szepnął szybko. I oh, jak mam opisać zadowolenie które właśnie wtedy czułam? Sans jęknął zadowolony jak chwyciłam jego magię za głowę i powoli nią poruszyłam i ścisnęłam delikatnie.
-A będziesz mnie słuchał kiedy będę ci mówiła jak ważny dla mnie jesteś? - przytaknął zamykając oczy – I nie będziesz się spierał kiedy będe mówił o tym jak silny, mądry i przystojny...
-A-ale j-ja nie jestem przystojny...! - Oh Sans.. Buzia mu się nie zamyka dzisiaj, to pewnie za sprawą Muffet. Mówi wiele kiedy jest pijany. Chciałam, aby poczuł się lepiej, ale nadal się ze mną sprzecza... Ale wiem dokładnie co zrobić, aby go zamknąć. Wstałam naprzeciwko niego i zaczęłam ściągać własne ubrania. Przyglądał się przedstawieniu jak przerzucałam koszulkę przez głowę i rzucałam ją na ziemię -... Cz-człowieku? C-co ty robisz? - milczałam, rozpinając guziki moich spodenek i ściągając je poruszając przy tym biodrami nieco bardziej niż było to konieczne. W końcu miałam widownię. - U-um... Jesteś na mnie zła? - Rzuciłam spodenki tak, aby upadły przy koszulce i byłam teraz tylko w staniku i majtkach. Sans wziął głęboki wdech. Wydobył się z niego dziwny dźwięk, jakby pomruk i charczenie, uśmiechnęłam się przebiegle. Powoli rozpięłam stanik, pozwalając aby ramiączka opadły na ramiona, zaś całość na kanapę obok niego. Patrzył na niebieskie miseczki obok niego i otworzył oczy zmartwiony – Cz-człowieku? - za pomocą dłoni ścisnęłam piersi razem przed nim i pochyliłam się lekko, aby miał lepszy widok. Sans w tym czasie kilka razy posunął swojego kutasa, tak jakby jedna z jego fantazji właśnie się spełniała – T-tak... j-jesteś bardzo p-p-piękna, ale... - obsunęłam majtki pozwalając aby opadły na ziemię szybko. Czułam, że sama zrobiłam się mokra. - .. proszę porozmawiajmy! Cz-czy zrobiłem c-coś źle? - miał taki zdesperowany głos i widziałam zmartwienie w jego oczach. Przystawiłam palec do jego ust aby go uciszyć.
-Nie ruszaj się. - stanęłam na kanapie tak, że miałam go teraz pod sobą, siedział między moimi nogami. Sans patrzył na mnie
-C-co robisz? - zapytał znowu
-Skoro nie możesz zamknąć tych swoich usteczek, użyj ich jak trzeba – nim odpowiedział przystawiłam moją płeć do jego zębów opierając się rękami o ścianę za kanapą. Jego ręce natychmiast wylądowały na moich pośladkach. W pierwszej chwili myślałam, że mnie odepchnie, ale tak naprawdę użył ich by mnie przytrzymać i przyciągnąć do siebie. Jego magiczny język natychmiast wyszedł z ust i zaczął pieścić moje płatki. Czułam miłe wibracje między nogami. - Oooo kurwa, Sans – jęknęłam przystawiając czoło do ściany. Nie spodziewałam się, że sama będę taka delikatna – Sans ohh Boże tak mi doooobrze – mruczałam nisko poruszając delikatnie biodrami. Trzymał mnie w odpowiedzi czułam jak rozkoszuje się moim smakiem. - Tak strasznie cię ko-ocham! - mówiłam mu przez jęki – Jesteś taki dobry, tak dobry, Sans, ta, taaaaak doooobrze – zaczynałam się gubić w przyjemności. Wiedział jak mnie pieścić językiem, delikatnie skubał też mój guziczek, wsuwał język we mnie, ssał. Kurwa. Wiedział, że jestem wrażliwa. Czułam jak uśmiecha się kiedy wsuwa palce w moją szparkę, czując jak natychmiast się na nim zaciskam. - Jesteś taki miły i inteligentny i zawsze radosny i wszyyyyyyystko – teraz nie palec już, a jeszcze język był we mnie i wił się na wszystkie strony. Ciepła magia sprawiła, że głos podniósł mi się o oktawę. - Sans, taaak, nie przestawaj – wznosiłam w jego stronę swoje żałosne błagania. Zgodził się, warcząc, kiedy zaczynałam dochodzić dookoła niego. Wyciągnął palec by mieć więcej miejsca dla języka. Wypełnił moje wejście w całości niebieską magią. Chciałam, aby był głębiej, głębiej w środku. Chciałam go więcej. Więcej, więcej, więcej....! - Kocham cię! - krzyczałam w orgazmie o wiele ciszej niż chciałam – Sans jesteś najlepszym kochankiem na całym świecie! Chcę tylko być z tobą po kres mojego życia! Nie mogę znieść myśli o rozłączeniu się z tobą na kilka chwil bo cię kocham tak strasznie bardzo! Jego ręce zacisnęły się na moich plecach, sunęły po kręgosłupie gdy język pieprzył mnie, drugą ręką drażnił mój guziczek i kreślił dookoła niego małe kółeczka. Mój oddech przyśpieszył, czasami nawet zapomniałam się trzymać ściany, oczarowana przyjemnością jaka mi dawał. Sposób w jaki mnie dotykał, to jak jego język wił się we mnie. - Tak, Sans, jesteś taki wspaniały, tak, jeszcze trochę, j-ja zaraz... zaraz d-dojdę przez ciebie, tak, błagam, nie przestawaj, rób ta dalej, ja.. Tak! - mój umysł zalała przyjemność ciepłego orgazmu. Całe moje ciało było takie ciepłe. Sans drżał i chciwie spijał mój orgazm, liżąc moją kobiecość swoim magicznym językiem. Nogi znowu miałam jak z waty, dlatego powoli zaczęłam osuwać się na niego. Natychmiast objął mnie mocno ramionami i przytulił do siebie.
-Też cię kocham – szepnął w moje ucho niskim i ochrypniętym głosem – Kocham cię tak mocno. Jestem najszczęśliwszym potworem na świecie, dlatego, że mnie pokochałaś. - wtuliłam policzek w jego kark, jego słowa ucieszyły mnie. Ale jeszcze z nim nie skończyłam.
-Sans – szepnęłam oplatając jego magicznego kutasa palcami. Podniosłam się na tyle, aby miał dostęp do mojej cipki pozwalając mu przejść między różowymi płatkami i wejść do środka. Skorzystał z zaproszenia i wszedł, ja powoli usiadłam na nim i Boże, wypełnił mnie całą. Oboje jęknęliśmy oczarowani żarem ciał, czułam że jestem jeszcze bardziej wrażliwa przez orgazm, zaś jego kutas wszedł znacznie głębiej niż się spodziewałam. Siedzieliśmy patrząc na siebie przez dłuższą chwilę, odpoczywaliśmy, czując się jednością. Jego urywany oddech, moje mocno bijące serce przy jego żebrach. Sans pocałował mnie żarłocznie, nasze języki tańczyły razem, a potem zwolniły, to był delikatny, czuły, ostrożny, pełen miłości pocałunek. Po chwili zamknęłam oczy rozkoszując się magią w ustach. Przesunął ręką po moim ciele, ścisnął delikatnie skórę, lubił uczucie mojego ciała na swoich kościstych rękach.
-Kocham cię – szepnął w moje usta, delikatnie unosząc moje biodra, czułam jak zaciskam się dookoła niego nie pozwalając mu wyjść. Niski jęk pełen pasji, trzymałam się go mocno. Zakołysałam biodrami siedząc na nim, tak aby jego kutas zwiedził całe moje wnętrze. Dyszałam w jego ramię starając się stłumić jęki. Ostatni orgazm sprawił, że byłam bardzo mokra, dlatego mlaskanie dobiegało kiedy tylko cokolwiek zrobiłam z jego kutasem. Sans warknął w moją skórę, przytulił mocniej, tak jakby chciał poczuć każdy milimetr mojego ciała. - Jesteś taka piękna i seksowne i ahhhn, boże, tak mi dobrze – jęknął – z-zaraz dojdę – przyznał
-Dobrze kochanie – powiedziałam bez zastanowienia – Śmiało, dojdź we mnie, wypełnij mnie swoim nasieniem, dobrze? - przytaknął i chwycił mnie za pośladki. Trzymał mnie kiedy zaczął poruszać kutasem. Krzyczałam jego imię znowu i znowu przez rozkosz, przez wcześniejsze orgazmy, z łatwością doszłam na sraj przyjemności. - Tak, tak, tak! Sans o-o boże! Jesteś taki duży! Kocham cię, kocham cię, kocham cię!
-Ja .. oh gwiazdy człooooooaaahn, kocham cię! Kocham! D-dochodzę.. o-oh gwiazdy Ja... Kuuuurwa! - jęczał gdy jego kutas zadrżał we mnie wpuszczając magię w moją gorącą cipkę kiedy go ujeżdżałam, wyciskając z niego wszystko co miał. Wsunął mój lewy sutek w usta i zaczął delikatnie ssać podczas orgazmu, westchnęłam i przystawiłam czoło do jego czaszki.
-Jesteś niesamowity – szepnęłam całując kość. Sans zaśmiał się słabo chowając twarz w moim karku
-Nie. Jestem wspaniały.