14 stycznia 2018

Opowiadanie: Magic Universe - Śmiech i Terror


Tyron i Zaxy starali dowiedzieć się więcej, na temat tajemniczego kryształu. Przetrząsnęli wszystkie biblioteki w mieście...
Tyron: Szkolną też.
...Tia. Każdą. Jednak nie znaleźli nic, co pomogło by im z ich pytaniem.
Zaxy: Szlag. To coś, to może być coś potężnego, i zarazem niebezpiecznego.
Tyron: Ale umiem całkiem nową sztuczkę. Jestem jak Imperator ze Star Wars. UNLIMITED POWER!!!!!!
Zaxy: >:-( Serio teraz? Eh, no dobra.
Chłopcy dzwonili nawet do Boba, ale też nie znalazł żadnych informacji. Zrezygnowani wrócili do domu.
Tyron: Z poprzedniej części już wiecie, że te durnie wyznają Allaha. Bo ten szczur w piórach, Blułek, wmówił im te bzdury.
Co racja to racja. Jednak dom był o dziwo w nienagannym stanie.
Fire: Siema!
Zaxy i Tyron: Siema.
Temmie: hOi!11!!!!11!!!!111!!!1!!
Tyron:... CO TO CHOLERSTWO ROBI W TYM DOMU?!
Zaxy siedział cicho, bo wiedział, że jak się przyzna, Tyron weźmie i wykopie potwora za drzwi. Jednak pół demon był zbyt zmęczony. Rozsiadł się przed telewizorem i puścił kreskówki. Zaxy położył się obok niego i oglądali razem. Po dwóch godzinach pół anioł zasnął.
Tyron: Heh. Dobranoc, młody.
Ucałował go w czoło i wziął do sypialni. Bracia mieli wspólny pokój i wspólne łóżko. Było ono piętrowe, więc nie było krępujących sytuacji. Młody spał na wyższej części, a starszy na niższej. Reszta domowników spała, gdzie im się podoba. Fire jednak przywykła do spania z Tyronem.
Tyron: Bo Zaxy dusi wszystko podczas snu. Pluszaki, zwierzęta, kołdrę, poduszkę, zapalniczkę, telewizor... i mnie.
No tak. Pół demon jednak nie był śpiący, ale za to bardzo głodny. Poszedł do kuchni, gdzie Blułek i jego rodzeństwo znowu coś planowało.
Redek: A może tak spowodujemy drugą katastrofę Smoleńską?
Blułek: Serio?
Lemurek: Jakby nie patrzeć, to twoja wina.
Blułek: O matko. Byłem naćpany i nie zauważyłem tego cholernego drzewa! Ok?!
Marita: Oh. No to zróbmy trzecią wojnę światową.
Blułek: Mamo! Właśnie myślimy, jak ją wywołać!
Marita: Oh.
Bzdurek: A może przekonam ich swoim sexy ciałem w stroju Ewy? :3
Blułek: SŁUCHAJ, TY GRUBY LEMURZE! JESTEŚ GRUBA, NISKA, ZBOCZONA I BRZYDKA! A piersi masz zwiędłe, jak u mamy!
Marita: EJ!
Lemurek: No to ich to zabije.
Blułek: Hej! Wpadłem na zajebisty pomysł! Wyślijmy tam Bzdurcia toples, i zabijmy ich jej wyglądem!
Lemurek (ironicznie): Taa. Zajebisty plan.
Nunek: A moze my ich psytulimy?
Redek: I... udusimy ich?
Nunek: Nie! <3 Po plostu będą nas kochac. Fajne?
Reszta: …
Tyron: Co tu się odwala?!
Zwierzęta na jego widok spanikowały i uciekły. Chłopak chichotał po cichu.
Tyron: Oni tak cały czas. Ta rodzinka to powalona jakaś. Lemurek, Bzdurek i Nunek to lemury i są adoptowane. Redek, Blułek i Marita to ptaki. Marita to ich matka, która wiecznie szuka pracy. Nunek to jeszcze dzidzia, ale umie mówić i myśleć logicznie. Uzależniona jest od lodów jagodowych. Bzdurek jest o rok starsza od Nunka i ma raczej zboczone myśli. Jest też niesamowicie gruba i ciężka. Czasami używam jej do podnoszenia kamieni, jako ciężarek. Służy mi też jako młotek, bo praktycznie nie ma mózgu, jak jej mama. Lemurek jest raczej jak mój brat. Inteligentna i bystra. Ona jest mózgiem tej ferajny. Redek, czerwony ptak, jest największy i najsilniejszy. Trzyma się najbliżej Lemurka, bo woli przebywać wśród inteligentnych osób. Blułek, mały, niebieski skurwiel, to ich lider. Wszystkie chcą władzy nad światem.
Wow. Dzięki za wytłumaczenie.
Tyron: No problemo. <3
Chłopak zżerał resztki chińszczyzny z wczoraj, kiedy poczuł na sobie czyjś wzrok w wentylacji. Nagle poczuł ten sam, za oknem i drzwiami do ogródka. Później telewizor włączył się sam.
Tyron: Znowu demony. Askara Maestro!
Nagle z sufity spadła jakaś postać. Tyron zapalił światło i przyjrzał się tej osobie. To był raczej chłopak, był zakapturzony, w dżinsach i butach sportowych Nike. Został przewrócony, i wyglądał na ogłuszonego.
Tyron: Powiedziałem: „W ryj ci”. Dobre?
Tia. Po przyjrzeniu się Tyron poczuł, że to nie byle chłopak, ale dość silny Zalgoid.
Tyron: WOT?! Poczułem tylko jego zapach z ust. Ale skoro to Zalgoid, to... WYPAD!!!
Po tych słowach otworzył drzwi i wyrzucił go na zewnątrz. Następnego dnia kontynuowali poszukiwania informacji o krysztale. Niby dzień miał wyglądać, jak wszystkie inne, ale nagle Zaxy natrafił na ślad.
Sprzedawca: O kryształach? Mój dziadek mówił mi o nich. Dawno temu Stary Mędrzec walczył z mroczną siłą, nazywaną Omikorionem. Omikorion był bezwzględny i okrutny. Stoczyli oni bitwę na żywioły, jednak czterech wyznawców tej mrocznej istoty dysponowało berłami o sile zdolnej do władania ludzkością i nieludźmi. Mędrzec jednak się tego spodziewał. Stworzył z szklanej pułapki kryształy, w których zamknął esencję żywiołów. Istnieje ogień, ziemia, woda, powietrze, pioruny, światło, lód, ciemność, metal, życie, śmierć, trucizna, kosmos, lawa, dym i ostateczności. Razem tworzyły one moc zdolną do niszczenia bądź tworzenia. Omikorion i jego wyznawcy nie zwyciężyli przeciwko tak potężnej mocy. Stary Mędrzec wygrał i zesłał mroczne istoty do Voidu.
Tyron i Zaxy: Voidu?
Sprzedawca: Void to wymiar mroczny, ale jasny, równoleży, ale oddzielny, wszędzie, ale nigdzie. Ci, co tam trafiają, praktycznie nie wracają. Doskonałe miejsce na więzienie istot nadprzyrodzonych mrocznie. Omikorion obiecał powrót, jednak potrzebuje do tego siły podobnej w kryształach.
Zaxy (szeptem): To o to chyba chodzi Ottu. Co?
Tyron (szeptem): Chyba tak. (głośno) Chcemy mieć coś, na te tematy.
Sprzedawca: Obawiam się, że nie mam już nic. Miałem o tym księgę, odziedziczyłem po dziadku. Ale pojawił się tu pewien mężczyzna i ją odkupił. Nie pamiętam twarzy. Ale był on wysoki, miał czarny garnitur i był cały biały. Za to na pewno był łysy. I był dziwnie przekonujący.
Tyron: No to koniec!
Sprzedawca: Coś nie tak?
Zaxy: Nie, nie. Niech pan nie bierze tego sobie do serca.
Chłopcy musieli znowu się poddać i biec do szkoły. Naturalnie super prędkością. Jednak na miejscu zastali straszny i dziwny widok.
Tyron: Nie, no co ty. Normalny. To normalne, że pod naszą szkołą są zadźgane ciała, i to normalne, że policja jest tutaj.
BEZ SARKAZMÓW! Tak, tak było. Chłopcy zobaczyli część martwych uczniów i policję.
Tyron: Co tu się stało?
Policjant: Proszę się trzymać z daleka. Ktoś brutalnie ich zamordował.
Zaxy: Kto?
Policja: Tego nie wiemy, ale ślady wskazują na zawodowego mordercę.
Tej nocy bracia słuchali wiadomości. W pewnym momencie mówili o morderstwie.
Tyron: MAM TEGO DOŚĆ!
Zaxy: Huh?
Tyron: Ten morderca dalej tam jest. Czułem go. Musimy go dorwać, zanim znowu zaatakuje.
Zaxy: Ale Man-Bat bada tę sprawę. Zostawmy to...
Tyron: NIE! Nie da rady. Kim my jesteśmy? Nadludźmi? Czy Blułciem?
Blułek: TY KUTASIE!
Zaxy: Masz rację! Dorwijmy go!
Zanim wyruszyli wzięli ze sobą Fire, bo nie chciała powtarzać rundy drugiej z terrorystycznymi zwierzakami. Zamiast tego wezwali Akumę.
Tyron: Tylko uważaj, bo część z nich to islamiści.
Akuma: Dam radę. Auf Wiedersehen.
Tyron: Taa... nara.
Chłopaki podbiegli pod szkołę. Było ciemno, a jedynym źródłem światła był księżyc.
Tyron: To kto pierwszy wchodzi?
Zaxy: No ja na pewno nie. Fire?
Fire: MIAU! NIE!
Tyron: To rzut monetą. Reszka- ja wchodzę. Orzeł- wy obydwoje.
Fire i Zaxy: Stoi!
Pół demon wyciągnął monetę i nią rzucił.
Tyron: HA! Orzeł!
Zaxy i Fire: CO?!
Tyron: TO! Wy wchodzicie.
Po małej kłótni dwójka ustąpiła i weszła do budynku. Ku ich zdziwieniu nie było tam żadnego policjanta. Światła się nie paliły. Postanowili sprawdzić skrzynkę.
Zaxy: Podasz mi moją strzałę?
Fire: Masz.
Zaxy: O mamo. Ktoś zniszczył skrzynkę z korkami. Prądu nie ma i nie będzie. Tylko kto to zrobił?
???: Ktoś! Ehehehehehehehehehehehehe! Hahahahahahahahahahahahahahahaha!
Dwójka spanikowała na dźwięk śmiechu, ale postanowili się nim kierować.
W tym samym czasie Tyron zaczął się niepokoić.
Tyron: To był chujowy pomysł. Nie ma światła. Mieli tylko sprawdzić, czy policja coś tam robi. Dość tego! Idę...
Nie skończył, ponieważ dostał czymś mocnym w łeb.
??? (szeptem): To ten?
???: Tak. A ten clown przyniesie jeszcze jego brata.
??? (szeptem): Nie mógł wziąć jednego?
???: Nie. Obaj są silni. On miał ich tylko wykryć. Ale do rzeczy. Ty bierz go za nogi, a ja za przód. I do rezydencji.
??? (szeptem): Będzie szczęśliwy?
???: Z takiego prezentu na pewno.
Zaxy powoli nie wyrabiał. Nawet ustawił Fire w pozycji krzyża, aby odgonić złe moce.
Fire: Przestać! Miau!
Nagle coś przebiegło koło nich. Słyszeli tylko świst, a potem tylko cisza. Po długiej wędrówce doszli do sali gimnastycznej. Tam zagadka z zaginionymi policjantami została rozwiązana. Wszyscy byli zamordowani.
???: Oh, jaka szkoda.
Zaxy: KIM JESTEŚ?
Słysząc to pytanie postać zaczęła się psychopatycznie śmiać.
???: Ostatnia osoba, która zadała mi to pytanie aktualnie wącha kwiatki od spodu. Oni po prostu psuli mi zabawę. A teraz są szczęśliwi. Nie widzisz?
Pół anioł przyjrzał im się uważniej. 
[Rzeczywiście, wszyscy mieli coś w postaci uśmiechu.]
???: Wam zagwarantuję coś innego.
[Nagle pokój zaświecił się cyrkowymi lampami. W tle leciała muzyka z Lavender Town. Na ich oczach ukazała się postać clowna. Miał on na sobie fioletowy frak, a jego twarz była biała, zaś włosy miętowe. W jego oczach można było dostrzec brak litości.]
Zaxy: TO TY?! TEN PSYCHOPATA?!
???: Przyjaciele mówią na mnie Eleven. Miło mi cię poznać, Zaxy i Fire.
Dwójka zaczęła panikować.
Eleven: Nie jesteście tacy sprytni, bo ja właśnie chciałem, abyście mnie znaleźli. Potrzebujemy was obydwóch. Ty i twój brat.
Zaxy: Tyron nigdy by do ciebie nie dołączył!
Eleven: Zaraz do mnie. Raczej ma być nowym Proxy Slendermana. Ale dorwanie ciebie zostawił mnie. Więc nie przedłużaj tego.
Fire skoczyła na mordercę, ale on odrzucił ją jednym kopniakiem.
Elevem: Nie próbuj mnie denerwować!
Zaxy odsuwał się od niego, ale przewrócił się o czyjąś rękę. Wreszcie utknął w kozim rogu.
Eleven: Poddaj się!
Zaxy: NIGDY!
Po czym wziął proszek do mycia podłóg i rzucił w twarz napastnika.
Eleven: AHAH... AŁŁŁŁŁŁŁAAAAA!!! MOJE OCZY!!!
Fire skorzystała z okazji i podrapała mu rękę. Upuścił on pistolet i nóż, a chłopak zabrał mu je, zanim odzyskał wzrok.
Eleven: NIEWAŻNE! Twój brat już i tak jest w rezydencji. Jak chcesz go zobaczyć, to idź do lasu. Ale nikt inny nie może wiedzieć. Chyba, że chcesz mieć dodatkowe trupy na głowie.
Oznajmił, po czym wyskoczył przez okno (Tak, Eleven wysoko skacze) i zniknął. Dwójka przez chwilę stała osłupiała. Po jakimś czasie ocknęli się z przerażenia.
Zaxy: MÓJ BRAT TAM JEST?! I MA BYĆ PROXY?!
Fire: To na co im ty?
Zaxy: Nie wiem, i nie chcę wiedzieć. Musimy go ratować! Szukaj zapachu!
Fire: JESTEM KOTEM!
Zaxy: ALE JAK CHODZI O ŻARCIE TO ZAPACH WYCZUJESZ!
Fire się poddała i próbowała znaleźć sposób na wyczucie zapachu pół demona. No i wyczuła... jego bieliznę.
Zaxy: Znowu nie wyprał?! Dzięki Bogu, że tego nie zrobił... dzisiaj.
W tym samym czasie dwójka porywaczy skierowała się do domu Slendermana.
S: I jak wam poszło?
??? (dwóch): Ta da!
Z worka wypadł dalej oszołomiony Tyron.
S: Dobra robota. A gdzie Eleven?
Eleven: Ktoś się o mnie pytał?
Stał on już pod drzwiami.
Sally: Jej! Elek wrócił! I będzie się ze mną bawił!
Eleven: Później. Na razie widzę, że wasze polowanie poszło wybornie.
???: (szeptem): No twoje niekoniecznie.
Eleven: Oj, Blind. Mój ninja przyjacielu. On sam tu przyjdzie. Byłem u nich i zabrałem mu gacie z prania.
Blind Ninja (szeptem): Mówisz?
Eleven: Nom.
S: Ale na razie zajmijmy się demonem. Herkules! Czy tobie i Blind'owi zdarzyły się problemy z transoprtem?
Herkules: Poza tym, że śmierdzi mu z gęby i ma koszmary po nocach, to raczej nie.
Eleven: Trochę ,,śmierdząca” sprawa.
???: Wystarczy!
Przed nimi pojawiła się postać w stroju polnego stracha na wróble. Miał on na sobie okulary i bardzo ponury wyraz twarzy.
???: Chyba ja miałem się nim zająć.
Blind Ninja (szeptem): Dr. Scarecrow. Witaj.
Dr. Scarecrow: Tak, tak. Obiekt w idealnym stanie?
S: Tak.
Dr. Scar: To do mojego gabinetu z nim, jeśli można.
W tym samym czasie Fire i Zaxy podążali za smrodem gaci. Pół anioł dzwonił do Boba.
Bob: A więc chcą z was zrobić kolejne przydupasy Slendera? Już się gubię w tych Proxych. Pamiętam Maskiego, Tobiego, Hoodiego, Nurse Ann, Kate... ale pewnie zdobył sobie więcej.
Zaxy: Pewnie tak, i nie pozwolę, abyśmy to byli MY!
Bob: Położenie rezydencji jest nieznane. Nawet moim skanerom nie uda się jej wykryć na czas. Ok, czyli musisz (zakłócenia)...
Bob nie skończył zdania. Zaxy stukał przez chwilę w komórkę, myśląc, że to coś da.
Fire: Ummm... Zaxy?
Chłopak z nerwów popatrzył przed siebie. Ku jego oczom ukazał się mężczyzna w wieku 20 lat. Miał na sobie kaptur a w ciemnościach nie dało się zobaczyć jego twarzy, ale na pewno nie wyglądał jak Hoody. Jego bluza była czarna. Można było dostrzec jego brązowe, długie włosy. Był tajemniczo spokojny.
???: Dzieci, takie jak wy, nie powinny chodzić same po lesie. Mój szef się wścieknie, jak się dowie, że wpuszczam intruzów.
Zaxy: W-w-widziałeś może jakiś porywaczy w tej okolicy?
???: Może i widziałem. Ale was nie powinienem teraz widzieć.
Fire: CHŁOPIE! DO PORWANIA DOSZŁO I MY CHCEMY PRZYJACIELA RATOWAĆ!
???: A nie brata?
Dwójka zrobiła paniczny wyraz twarzy.
???: Teraz wiem, kim jesteście. On was oczekuje. Ale ja was zaprowadzę.
Zaxy: A co, jeżeli tak by się wydarzyło, że powiedzielibyśmy... NIE!
To wystarczyło, aby mężczyzna zaczął coś mamrotać pod nosem. Najwyraźniej był niezadowolony. Wyciągnął z kieszeni bluzy ręce.
???: Też jestem Proxy. Ale w dodatku Zalgoidem. Nazywają mnie Spyller.
Zaxy i Fire: Cześć, Spyller?
Spyller: I... nie pójdziecie do niego beze mnie.
Po tych słowach jego dłonie zaczęły otaczać czerwono - szkarłatne płytki. Nagle tworzyły one coś w postaci bezpalcowej ręki. Zamiast palców na ich miejsce wyrosły długie, ostre, stalowe pazury.
Spyller: Moja klasyfikacja to łowca, zatem... radzę wam teraz uciekać.
Dwójka przebiegła obok niego wprost do głębszej i mroczniejszej części lasu. Wydawało im się, że go zgubili, kiedy nagle usłyszeli szybki świst i obrócili się.
Spyller: Nieźle. Ale już dawno złapałem wasz zapach. Plus, nie tylko Tyron biega z prędkością światła.
Zaxy w panice strzelił mrożącą strzałą, którą chciał wykorzystać na Slenderze. Strzała zamroziła nogi Proxy'iego.
Spyller: HEJ! WYPUŚĆ MNIE!
Fire: To go na długo nie utrzyma. Zwiewajmy!
Dwójka uciekła w głąb lasu, gdzie tarzali się w błocie oraz liściach i igłach, aby zmienić zapach.
U Slendermana zaś miała się odbyć operacja prania mózgu.
Eleven: Już i tak masz bezmózgie półgłówki w swojej armii, S. Ten też musi?
S: Nie może się opierać.
Eleven: Szkoda go trochę.
Dr. Scar: No proszę. Umysł w połowie demoniczny. To będzie fascynujący eksperyment.
Scarecrow miał już w niego wstrzyknąć toksynę czyszczącą pamięć, kiedy...
Tyron: (Otwarcie szczęki, jak u predatora i dźwięk jumpscaru Ennarda).
S, Scar, Eleven, Blind Ninja: O MATKO!!!
Tyron: (śmiech) Oj, to było dobre. Coś mi tam chciałeś dać, jak spałem? Nie cierpię, kiedy coś ciekawego się dzieje, kiedy śpię. I co to za... chwila. Slenderman - jest. Eleven - jest. To... panie S. Czy ja czasem nie jestem w twoim domu?
S: Tak.
Tyron: ...fuck.
Eleven: No to pięknie go ogłuszyliście.
Herkules: Morda! Spał jak zabity!
Tyron: (śmiech) Dobre. Też znam taki fajny kawał. Skazaniec został wysłany na krzesełko, na egzekucję. Przychodzi papież, i mówi: „Jakieś ostatnie życzenie?” A skazaniec na to: „Tak. Proszę mnie, proszę papieża, chwycić za rękę.”
Eleven: (nie może oddychać ze śmiechu)
S: (po cichu chichocze)
Dr. Scar: Nie wierzę!!! DOSTARCZYLIŚCIE MI DRUGIEGO ELEVENA!!! NIE BĘDĘ GO TOLEROWAŁ W TWOJEJ ARMII!!!
S: Dlaczego? Byłby dobry w tym co robi.
Eleven: No. Będę się z nim śmiał.
Dr. Scar: Ale będzie on spał w twoim pokoju.
Herkules: Emmm... panowie?
Podczas ich rozmowy Tyron uwolnił się z krzesełka i stał za drzwiami od gabinetu.
Tyron: No dobra. Pośmialiśmy się, było fajnie, ale brat się o mnie martwi.
S: Nie. Właśnie, że nie wyjdziesz.
W tym momencie chłopak usłyszał trzaśnięcie drzwiami i dźwięk kłódki.
Tyron: Dooobra? Ale zaraz wydarzy się coś niezwykłego.
Eleven: Co?
Tyron: No niech coś autor napisze!
Tyron postanowił ukryć się na strychu. Użył ultra prędkości i zniknął im z pola widzenia.
Tyron: Narrator! Wreszcie! Bo już nie miałem pomysłu co zrobić!
Dobra, dobra. Podczas biegu przed jego oczami przemknęły shuriken'y. Pół demon zatrzymał się, zanim one przedziurawiły mu oczy.
Blind Ninja (szeptem): Powiedział, że zostajesz!
Tyron: Mnie to nie pasi.
Dwójka zaczęła walczyć ze sobą. Tyron, co prawda, świetnie ciął pazurami, ale Blind za pomocą katany go pokonał.
Blind Ninja (szeptem): Ostatnie słowa, przed końcem? Nie zabiję cię, ale nie będziesz nic pamiętać.
Tyron: Ano, mam. To... SZOKUJĄCE!!!
Po czym poraził przeciwnika prądem. Ninja nie spodziewał się tego i po chwili leżał, wciąż trzęsąc się pod wpływem prądu elektrycznego. Zaxy i Fire po długiej wędrówce odnaleźli dom. Drzwi były zamknięte, ale postanowili zrobić wejście smoka przez okno.
Zaxy i Fire: GERONIMOOOOOOOOOOOO!!!
Tyron był w salonie. Cały dom wiedział, że on tam jest i po chwili wszyscy tam byli. Już mieli ponownie go ogłuszać, ale dwójka siedmiolatków wbiła przez okno, ogłuszając właściciela.
Zaxy: BRAT! TY ŻYJESZ!
Tyron: Oh, siema.
Cała reszta milczała. Slender był ogłuszony a Fire zaklinowała się w ścianie.
Tyron: Możecie dać nam spokój? I tak mamy za dużo problemów.
Zaxy: Dalej nic nie wiemy o kryształach.
Eleven: Zaraz. Kryształach? KRYSZTAŁACH ŻYWIOŁÓW?!
Tyron: Emmm... tak?
Eleven: O fuck! TEN WRACA!!! WSZYSCY PANIKA I UCIEKAĆ! RATUJCIE NAJPIERW DZIECI! ZŁOŻYĆ NINĘ W OFIERZE! ON WRAAAAAAAACAAAAAAAAAAAAAA!!!
To wystarczyło, aby wywołać w domu panikę. Bracia czuli się bardzo nieswojo.
Tyron: NIE WRACA! JESZCZE! MÓJ STUKNIĘTY KUZYN CHCE GO UWOLNIĆ! Ale mówimy o Omikorionie, prawda?
Spyller: T-tak. Ała.
Chłopak obrócił się za siebie. Za nim stała ta sama postać, co nocą wykopał.
Tyron: ZNOWU TY?!
Spyller: Chwila! Pogadajmy. Wiem, że to trochę źle wygląda, że raczej nie byliśmy mili, ale wykonywaliśmy tylko rozkazy. Mam nadzieję, że to jakoś naprawimy.
Tyron (szeptem): Spierdalajmy.
Zaxy: A jeżeli to prawda? Pogadajmy.
Tyron: CHCIELI MI PAMIĘĆ WYCZYSZCIĆ! JEDEN Z NICH O MAŁO MNIE NIE ZRANIŁ NA GÓRZE! NO I MNIE OGŁUSZYLI! A CIEBIE PRÓBOWALI PORWAĆ! NIE BĘDĘ TEGO TOLEROWAŁ!
Klasycznie pół anioł zrobił minę szczeniaczka. Nic innego na Tyrona nie działa. I rzeczywiście, chłopak z zdenerwowanym wyrazem twarzy ustąpił. Po uspokojeniu domu, uwolnieniu Fire i odzyskaniu zmysłów Slendera zostali, aby pogadać. Dowiedzieli się oni, że nikt nie jest tam do końca zły. Po prostu... zagubieni. Nie mają dokąd iść. To jedyne wyjście, aby pomóc innym.
Tyron: No widzicie. Ja mam zwykle wywalone, ale walczymy z bratem z wybrykami wśród demonów i aniołów. Jezu, myślałem, że wszystkie są dobre.
Eleven: Tak szczerze ja też. I poważnie na tym oberwałem. A opowiesz nam o tym kuzynie?
Więc Tyron opowiedział im całą historię Otta. Dlaczego się pokłócili, co planuje, co z bratem i Bobem ostatnim razem musieli przeżywać i skąd mają ten kryształ.
S: Oh, wykupiłem od pewnego sprzedawcy książkę na ten temat. Byliście u niego dziś rano. To bardzo ważna księga, więc uznałem, że ją przechowam.
Tyron i Zaxy: CO? To ty ją kupiłeś?
S: Tak.
???: Co to za dźwięki?
Do salonu zeszła mała dziewczynka. Wyglądała na 7/8 lat. Miała brązowe włosy i różową sukienkę. Jej głowa była przekrwawiona.
S: Oh, to nic takiego. Przedstaw się proszę naszym gościom.
Eleven: I kumplom, jeśli można.
Tyron: No dobra. Nawet spoko jesteś.
???: Oh. Jestem Sally. Sally Whillams.
Tyron: Jaka słodka. <3 Prawda Zaxy? Brachu?
Zaxy patrzył się na nią. Czuł coś strasznie ciepłego na sercu. Biło mu ono coraz mocniej.
Zaxy: Ehiohdaidipapdpifpfhihphipafwhiadwdph...
Tyron: Tia. Chyba nie tylko ja się zakochałem. To dobrze, że autor ma mnie w opiece, bo nie dał by mi żyć.
Sally: A ty jak masz na imię?
Tyron: Jam jest Tyron Whillam Kowalski 3 Zajman Hades Gaunter Megus. Ale w skrócie Tyron Megus. Dla przyjaciół Tyron, Bądź Taj.
Sally: Miło mi. A twój brat?
Zaxy: Ehehe. A ja-ja-ja-ja-ja...
Tyron: Wykrztuś to.
Zaxy: Ja-ja-ja... Zaxy! ZAXY MEGUS!!!
Sally cichutko zachichotała.
Sally: Jesteś słodki.
To wystarczyło, aby młody stracił przytomność.
Tyron: A ten Ninja, co na górze próbował mnie zabić? Jak ma na serio na imię, i czemu mówi szeptem?
Eleven: To mój drugi najlepszy przyjaciel. Ma na imię Jack, i jest Otaku. Szepcze, bo co krzyknie, to zieje ogniem.
Tyron: Blefujesz.
Na to Elek dał znać Jack'owy, aby krzyknął w górę. Ku zaskoczeniu Tyrona, z jego ust poleciał prawdziwy ogień.
Tyron: O lol. Czasem też tak robię. Aby podgrzać drugie śniadanie. Ale jak?
Blind Ninja (szeptem): Bo moje struny głosowe są uszkodzone. Obiecali mi operację, która miała to naprawić, ale zamiast tego pogorszyli sprawę. Pali, jak krzyczę. Jeżeli krótko, wypuszczam coś w postaci radaru. Dodajmy do tego, że straciłem przez to wzrok.
Tyron: Ała. Boli. Ale do rzeczy. Panie Slenderman. Pan ma księgę, której szukamy.
S: Tak, mam.
Tyron: Potrzebujemy jej. Nasz kuzyn MOŻE uwolnić największe zło. Nawet demon to chyba przy nim nic. Proszę.
S: Skoro tak ci zależy, to proszę za mną.
Slender wziął Tyrona po schodkach na pierwsze piętro. Szli oni długim, krętym, ciemnym korytarzem. Jedynym światłem były latarnie, światła z okien i świece. Na ścianach wisiały różne obrazy i lustra. Dotarli oni do dużych drzwi.
S: To moje biuro.
Po wejściu ku oczom chłopca ukazała się spora biblioteka różnych ksiąg z różnych epok. W środku pomieszczenia znajdowało się biurko i sporo papierkowej roboty.
Tyron: Co?
S: Eh. Rachunki i inne takie.
Slender pstryknął palcami i nagle jedna książka znalazła się w rękach Tyrona.
S: Tylko nie zniszcz. To jedyny egzemplarz.
Pół demon otworzył księgę i zaczął szukać informacji. Po półtorej godziny znalazł to, czego szukał. Kryształy odpędziły tylko Omikoriona, oraz całą ciemność. Omikorion to istota, która została zrodzona przez coś, co po prostu się nazywa Ciemnością. Mędrzec zaś był kiedyś nazywany Światłem. Był on opiekunem ludzi, nieludzi oraz magii. Chciał, żeby wszystko żyło ze sobą w harmonii. Ale Ciemność uznał, że wszystko, co chodzi po ziemi, jest za słabe i niepotrzebne. Chciał z nich uczynić niewolników a swoim kreacjom rządzić światem. Stworzył więc armię nieumarłych, mutantów i swoich wyznawców. Przez 20 lat Ciemność okupował czas i przestrzeń. Ale Mędrzec widział, że teraz nie ma ratunku dla pokoju. Zaczął rodzić się rasizm, dyktatorstwo, pycha... czyli samo zło. Mógł tylko wypędzić go z tego świata, zanim zniszczy go na dobre. Stanął z nim do walki, ale z braku iskr dobra wśród wszystkich, Mędrzec nie miał szans. Zdołał tylko wstrzymać czas i zniknąć. Postanowił przywrócić niektórych na dobrą ścieżkę. Ruszył w świat i szukał on esencji dość potężnych, aby móc tworzyć to w nieskończoność i bez konsekwencji. Odnalazł żywioły, ale nie miał gdzie ich trzymać. Odkrył zatem jeszcze jedną rzecz: szklaną pułapkę. Mogła ona absorbować siłę i esencję. Nazwał je „kryształem” i zaczął pobierać żywioły. Określony kryształ miał swój kolor, znak i aurę. Stanął z Ciemnością raz jeszcze oko w oko. Walka była długa, aż Mędrzec użył kryształów. Ich moc powaliła tą dwójkę. Hiper kryształ, ładując się mocą poprzedników, stworzył wymiar do Voidu. Wszystko, co było pochłonięte, powróciło. Każdy, co zmienił ścieżkę, powrócił na właściwą. Jednak to przymierze zawsze może być zerwane. Kryształy były przez pewien czas bezpieczne i dostępne dla każdego. Ale ktoś użył ich raz jeszcze, aby stworzyć klęski żywiołowe. Ludność postanowiła je ukryć, aby nikomu już nigdy nie zrobiły krzywdy.
Tyron: To coś jest odpowiedzialne za to wszystko?
S: Niestety tak.
Tyron: Są tu jeszcze miejsca, w których zostały poukrywane. Muszę je znaleźć, przed moim kuzynem. Tylko skąd Otto wiedział, gdzie szukać kryształu?
S: Nie wiem, dziecko. Przepraszam za zaistniałą sytuację. Jak będziecie czegoś potrzebować, my zawsze wam pomożemy.
Tyron: Dzięki. Biorę Zaxy'iego i idziemy.
S: Kiedy Eleven nie zrobił jeszcze kolacji. Ale jak chcesz...
Tyron: Dobry z niego kucharz?
S: Najlepszy w tym domu.
Tyron: No to zostaniemy. Na kolację.
I tak bracia i Fire spędzili z nimi czas. To byli nawet spoko goście, jak się ich poznało bliżej. W tym czasie w zamku Otta.
Otto: Panie. Chyba mam informację, gdzie ta księga.
???: Dobrze. Więc, gdzie?
Otto: To zła wiadomość. Mój kuzyn ją ma. Co mam robić, mistrzu Omikorionie?
Omikorion: Proste. Ukradnij mu ją i odzyskaj resztę kryształów. Bez nich nie odzyskamy reszty lasek, ani nie uwolnimy mnie i mojej prawdziwej formy z tego miejsca.
Otto: Nie zawiodę tym razem.

Gdzie się podziewa reszta kryształów?
Kim są wyznawcy?
Gdzie teraz podziewa się Stary Mędrzec?

NASTĘPNA CZĘŚĆ

Autor: Mateusz Nocuń
Share:

13 stycznia 2018

12 stycznia 2018

Undertale: Yellow - Live

A więc tak:
Live już za nami. Był tylko jeden, gdzie od razu z Samaelem zrobiłyśmy i pacyfistę i genocide.

Są dwa filmiki, bo w trakcie nagrywania pojawił się błąd techniczny internetu sooł. Ale miło było!
Share:

Nie bój się demonów!

Nie miałam pomysłu na tytuł, więc walnęłam tekst jaki leciał w piosence, której właśnie słuchałam. Heh.

Piszę tutaj, aby poinformować was, że w końcu poprawiłam okienko "Daj napiwek" przeszłam na patronite, teraz czekam na akceptację profilu. No, ale ten przycisk działa. 

Przypominam, że  takie są widoczne tylko w wersji komputerowej.

Mmmm co jeszcze....

A tak, dzisiaj będzie live. O 21.00 (może być poślizg 15 min) rozpocznie się live z Undertale Yellow (dzięki Niecik za polecenie lepszego programu, mam nadzieję, że uda mi się go opanować do tego czasu xD) gdzie ja przechodzę pacyfistę. A potem o 23:00 będzie Samael szła Geno. Tak więc będą dwa live. 

W razie czego
Share:

Undertale: Potworna zagadka - Dusza

Autor grafik: Reitiri
Autor opowiadania: Sarcio
Notka od autora: Universum Fell. 10 lat temu Potwory opuściły Górę Ebott. Po tych niewielu latach  relacje między obiema rasami ociepliły się, a Potwory przystosowały się do życia na powierzchni. Jednak to nie jest szczęśliwe zakończenie historii, a jedynie jej początek. Ktoś czyha na Potwory pozostawiając po nich proch, lub tylko wspomnienia. Ktoś kto stanowi takie zagrożenie musi jak najszybciej zostać zdemaskowany. A to brzmi jak zagadka w sam raz dla Wspaniałego Detektywa Edge (Fell Papyrus) i jego partnera Kwiatka Floweya! Czy uda im się odnaleźć przestępce? Czy może Ty, mój czytelniku, dowiesz się pierwszy, kto za tym stoi? I co ma z tym wszystkim wspólnego ta rudowłosa kobieta?

Spis Treści
Świadek
Dusza (obecnie czytany)
...

Victor spojrzał jak wysoki szkielet znika za drzwiami pokoju. Jeszcze raz wziął do ręki sprawozdanie, które otrzymał i usiadł przed swoim biurkiem. Agencja detektywistyczna, którą założył nie była wielka. Na przeciwko wejścia znajdowało się właśnie jego biurko, za sobą miał szafkę z dużą ilością przeróżnych papierów, których znaczenie znał tylko on sam. Na prawo od tego małego pomieszczenia znajdował się pokoik, który przeznaczyli do przesłuchań. Po lewo zaś kolejno 4 pomieszczenia. Pierwsze jako łącznik między biurem Edge i Floweya, ten po lewej, a tym po środku, który należał do Andrew. Zaś drzwi po prawej, były do toalety. Łącznika jak i pokoju do przesłuchań nie raz używali we czwórkę do wspólnej rozmowy. Naradzali się 
i pomagali sobie, gdy sprawy okazywały się bardziej skomplikowane niż przypuszczali. Choć nie była to wielka agencja, choć nie byli sławni na całe miasto 
w swoim fachu i przez to nie każda sprawa, którą dostawali była tak poważna, 
by spełniać swoje dziecinne marzenia o zostaniu drugim Sherlockiem Holmes, 
lub przeżywaniu akcji jak James Bond, to ten przyjazny i spokojny klimat, który tutaj stworzyli, był dla Victora wyjątkowy. Zaś każde zadanie zakończone powodzeniem 
i wdzięczność tych, którym pomógł dawało mu mnóstwo satysfakcji. Właśnie to, co niektórzy mogą uważać za drobnostki, dawało mu prawdziwe spełnienie w swojej pracy.
Przeczytał fragment znajdujący się w papierach, które nadal miał w rękach,
 ,,Ja Wspaniały Edge", po czym uśmiechnął się sam do siebie. Znów go czeka przeróbka i redagowanie całego sprawozdania, które trzeba wysłać klientowi. Osobiście nie przeszkadzały mu te różne dziwactwa, które szkielet posiadał. Mógł nawet rzec, że w nim to lubi, to go wyróżniało i dodawało coś, co można było nazwać jego własnym urokiem. Ale dobrze też wiedział, że inni mogą to zupełnie inaczej odbierać, dlatego nie chcąc robić zmartwienia swojemu kumplowi, sam potajemnie wszystko poprawiał. Ułożył się wygodniej na krześle, by zabrać się za swoją robotę.

-KUŹWA, co za beznadziejna pogoda!- przerwał mu krzyk i dźwięk trzaskających drzwi, od razu skierował w ich stronę swój wzrok.
-Dzień dobry Andrew- uśmiechnął się pogodnie do kumpla po fachu,
-Ehh, żaden dobry, zobaczysz lać będzie.
-Świeci słońce..- spojrzał na okno na przeciw siebie.
-Tak, teraz świeci, ale co będzie później!? Są czarne chmury, padać będzie jak nic!..... już czuję jak mnie mięśnie bolą na tą ulewę.- zaczął pocierać się po karku, mając nadzieję, że to trochę ulży jego plecom.
-Haha, nie przesadzasz trochę? Jesteś jeszcze za młody na takie narzekania. Kto jak kto, ale to ja tu powinienem skarżyć się na swoje bóle związane z wiekiem.
-Eh, nie ważne, Edge w biurze? Widziałem samochód.
-Nie, przejął tę sprawę, o której wczoraj rozmawialiśmy, właśnie przesłuchuje świadka.
-Uuh, potworna  sprawa. - Rzekł nie zastanawiając się nad sensem tych słów dopóki nie usłyszał śmiechu mężczyzny za biurkiem.
-Hej! Nie o to mi chodziło. Dobrze, że siedzi teraz w tamtym pokoju, inaczej znów, by się czepiał...Swoją drogą, Victorze, masz opinię kolesia, który nie jest rasistą, a teraz wiem, że to zwykłe kłamstwo! Nie dziw się tak, otóż odkryłem, że prawdziwy rasista siedzi przede mną , może nie wobec Potworów, ale do swojej własnej rasy, a to jest jeszcze gorsze!
-O czym ty...
-Jak to się dzieję, że Edgowi i Floweyowi, ciągle przydzielasz te najgorętsze sprawy, z zaginięciami i ofiarami, a ja już któryś raz z rzędu mam do czynienia ze sfrustrowanym małżonkiem, który podejrzewa o coś żonę, lub zrozpaczoną kobietą, dla której muszę łazić za mężem i sprawdzać z kim spędza każdą sekundę swojego nudnego życia.
-Haha, więc to o to się tak wściekasz?
-Jasne, że tak! Mam już dość narzekań klientów na relacje z ich partnerami
..to mnie powoli wykańcza...
-Musisz mi wybaczyć, ale każdą sprawę jaką dostaje, przydzielam nam opierając się na naszych doświadczeniach i umiejętnościach, w skrócie, dostajecie to, 
w czym jesteście dobrzy, dlatego Edge ma najwięcej tych..... ,,gorętszych" spraw.
-To znaczy, że… Co masz przez to na myśli?!
-Dobrze... co pierwsze myślisz patrząc na Edge? …No nie pesz się tak, nie usłyszy nas. Otóż widzisz w nim to co każdy człowiek. Widzisz Potwora, a razem z tym przychodzą ci do głowy wszystkie określenia z nimi związane, które były nam wpajane przez całe życie. Zresztą sam przed chwilą użyłeś tego sformułowania w określonym znaczeniu. To nic złego, że  pierwsze co przychodzi nam do głowy to złe skojarzenia, jest to wynikiem tego jakie to słowo posiada nacechowanie w naszej kulturze. Przez to właśnie wszystko co złe od razu kojarzymy z nimi. Choć tak naprawdę dopiero po ich wyjściu możemy poznać co właściwie oznacza ten wyraz, ale do rzeczy.- Przerwał wypowiedź, unosząc do góry sprawozdanie, które dostał nie dawno.- Edge rozwiązał sprawę, w której jedna z przyjaciółek z zazdrości zabiła drugą.
Ty i ja, jak i większość ludzi, wie jak ważna i znacząca jest przyjaźń. Dlatego oboje jak i inni mielibyśmy wątpliwość w takich podejrzeniach lub zwykły problem moralny. Edge nie ma tego problemu... Haha, to nie tak, że uważam,  iż nie ma on żadnych uczuć, nie rób takiej miny!...daj mi dokończyć. 
Otóż te wszystkie złe określenia, które my widzimy w Potworach, on widzi w Ludziach. To wszystko co przychodzi ci do głowy ze słowem ,,potwór'' u niego się pojawia, gdy usłyszy ,,człowiek". Za co też nie można go winić, ponieważ to dotyczy tylko tego gdzie wcześniej dorastał i wcześniejszych stosunków Potworów do Ludzi. Wracając do tej sprawy. Dla Edge to nie ma żadnej różnicy czy ofiara i przestępca są przyjaciółmi, kochankami czy rodziną. Bo dla niego to właśnie my jesteśmy tymi złymi i raczej nie uważa, że dla któregoś z nas jakieś wyższe uczucia mają głębsze znaczenie. Nawet jeśli między naszą czwórką panuję dobra relacja, to wątpię, by uznawał nas za przyjaciół, przynajmniej na razie, Edge potrzebuję jeszcze czasu, by zmienić o naszej rasie zdanie.Tak jak jeszcze są ludzie, którzy wszystko co złe przypisują Potworom, tak i on większość zła przypisuję ludziom. I tam- znów wskazał papiery- gdzie my możemy mieć problemy moralne, on ich nie ma. Dlatego właśnie idealnie nadaje się do takich spraw, nie ma zahamowań gdzie ma je większość ludzi, dla niego to po prostu..... łapanie człowieka, a to zaś jest jak łapanie zwykłej zwierzyny.
-Łał, dokładnie wszystko przeanalizowałeś, aż jestem pod wrażeniem.
-Właśnie dlatego to ja tu jestem szefem, a tak po za tym... wyobrażasz sobie Edge na sprawie jednych z tych co ty masz? Jak musiałby słuchać, jak ty to powiedziałeś... zrozpaczonej kobiety narzekającej na małżonka?
-Andrew w odpowiedzi parsknął śmiechem- Ok, wygrałeś! - obrócił się na pięcie i skierował do swojego gabinetu. Jednak po chwili odwrócił się w prędkości błyskawicy- Czekaj, ale tylko JA dostaje takie sprawy, nie mów mi, że to dlatego że... 
-Co tam u Rose?
-Pierdol się!- Victor zaśmiał się cicho przez zirytowanie mężczyzny i po chwili znów usłyszał trzaskanie drzwiami.
Edge siedział przy okrągłym drewnianym stoliku na przeciwko rudowłosej kobiety. Miał przed sobą włączony komputer gotowy do spisania zeznań świadka. Światło do pomieszczenia dostawało się poprzez dwa duże okna. Rozjaśniało całe wnętrze, choć ani trochę nie dawało sobie rady z mrocznym klimatem, który w tamtej chwili panował.
-DOBRZE PANI PETRIKOV Z TEGO CO JUŻ WIADOMO, ZNAŁA SIĘ PANI Z OFIARĄ PRZESTĘPSTWA?
-Em... tak, przyjaźniliśmy się w dzieciństwie, aż do czasów liceum…- Kobieta mówiła bardzo cicho, bawiła się palcami dłońmi i odwracała wzrok, to dawało Edge znak, że jest bardzo poddenerwowana, co go ani trochę nie dziwiło.
-Przyja-źniliście się od dzieciństwa..-  pomyślał na głos Flowey. Lucy drgnęła i z lekkim przerażeniem spojrzała na kwiatka, on o wiele bardziej ją szokował, choć nie kojarzyła, by którymkolwiek z obecnych rodzai Potworów miała wcześniej do czynienia.
-T-tak, mieszkałam wtedy w Golden Hill, który graniczy z górą Ebott, poznaliśmy się przypadkiem... .
-ROZUMIEM…, ROZUMIEM TEŻ W JAKIM STANIE SIĘ TERAZ PANI ZNAJDUJE, PANI PETRIKOV,  ALE MUSI PANI NAM OPOWIEDZIEĆ WSZYSTKO CO STAŁO SIĘ TEGO WIECZORA.
-Nie musisz się spieszyć, powiedz spokojnie wszystko co pamiętasz. - Kwiatuszek uśmiechnął się do niej przyjaźnie.
-Dobrze...





Potwór przypominający jaszczurkę i rudowłosa kobieta siedzieli razem w małej 
i przytulnej kawiarence. Była to już późna pora dlatego nikt prócz tej dwójki
i właścicielki kawiarenki się w tym pomieszczeniu nie znajdował. Rozmowa przebiegała żywo i energicznie, a na obu twarzach widniał wielki uśmiech.
-Dobra księżniczko, więc co właściwie cię sprowadza do tego miasta?
-Chcę dalej podążać ścieżką mojej mamy, być piosenkarką jak ona, a w większym mieście jest więcej szans.
-Yhm, czyli nic się nie zmieniłaś i nadal jesteś tym samym rozmarzonym dzieciakiem?
-Ja nie jestem dzieckiem!- wykrzyczała czerwieniąc się i robiąc naburmuszoną minę. Przez to jeszcze bardziej przypominała małe dziecko, co wywołało wielkie rozbawienie u Potwora.
-Ugh przestań! A co z tobą?... Zostałeś policjantem tak jak chciałeś?- Na to pytanie Brian przekręcił głowę i skulił swój ogon, wyglądał na speszonego  i zasmuconego.
-Ja... cóż, jeszcze mnie nie przyjęli. Ale, na pewno się dostane! Jeszcze zobaczysz!- Lucy odpowiedziała mu łagodnym uśmiechem.
Ich rozmowa toczyła się dalej, głównie o mało istotnych sprawach. Oboje omijali tematy na które nie chcieli schodzić. Przyjazna atmosfera coraz bardziej się psuła. Lucy zauważyła, że Brian robi się coraz bardziej nerwowy. Mniej opowiadał, tylko przytakiwał i błądził gdzieś myślami. Co chwila się rozglądał tak jakby... czegoś się obawiał.

-MA PANI JAKIEŚ PRZYPUSZCZENIA, SKĄD TA ZMIANA W JEGO ZACHOWANIU?- Edge przerwał jej zeznania skupiając się na tym fragmencie.
-Ja, nie... nie wiem czemu się tak zachowywał.
-NIE WIESZ MOŻE CZYM SIĘ OBECNIE ZAJMOWAŁ, CZY MOŻE KOMUŚ SIĘ NARAZIŁ?-  bacząc  na to jak ta historia się kończy, to ostatnie przypuszczenie wydało mu się najbardziej prawdopodobne.
-Nie, nasz kontakt urwał się jakiś czas po tym jak zaczęliśmy liceum, o niczym takim nie wiem.- Edge wystukał coś na klawiaturze komputera.
-MOŻE PANI KONTYNUOWAĆ-  polecił.



Atmosfera, robiła się coraz bardziej nie zręczna. W końcu doszło do tego, że rozmowa całkowicie się urwała. Siedzieli nadal na przeciwko siebie, odwracając co chwila wzrok. Ale przecież nie tak miało to wyglądać. Nie tego oczekiwała Lucy. Mieli wrócić do czasów dzieciństwa, znów się przyjaźnić. A wychodzi na to, że Brian coś przed nią ukrywa, tak jak wtedy gdy próbowali zachować swój kontakt, po jego przeprowadzce. 
   
  -Sorry Lucy, ale muszę już iść…- Wstał nagle z krzesła i ruszył ku drzwiom.
-Czekaj Brian!- krzyknęła, jednak on nie zareagował. Tego było już dla niej za wiele. Pobiegła za nim. Brian poszedł szybkim tempem w uliczkę między kawiarenką, a wysokim budynkiem. Odwrócił się szybko, gdy usłyszał za sobą kroki. Wyglądał na bardzo zdenerwowanego znów widząc Lucy. 
-CO! Dlaczego za mną leziesz?!
-Dlaczego tak nagle uciekasz?!
-Lucy nie teraz! Proszę odejdź!- zaczął się rozglądać nerwowo.
- Nie możemy ze sobą rozmawiać!
-O co ci chodzi? Jesteśmy przecież przyjaciółmi. Dlaczego coś przede mną ukrywasz?- Była jednocześnie wściekła i smutna, bolało ją to, że jej przyjaciel znowu się od niej oddala.
-Słuchaj idiotko, wiele się zmieniło odkąd byliśmy dziećmi, ok!? Teraz nie możemy ze sobą gadać! Najlepiej będzie jeśli sobie pójdziesz i więcej się nie spotkamy!
-Aaa-ale dlaczego? Co ja takiego zrobiłam!- Jej głos się załamywał, można było w nim usłyszeć wiele rozpaczy.
-Tu nie chodzi o to, tylko o dusze… kuźwa, za dużo gadam! Lucy my już nie możemy się przyjaźnić. Idź sobie. Dobrze! – Był głośny i poważny. Jego ton ją przerażał i ranił jednocześnie.
Nic nie rozumiała z jego słów i zachowania. A ostatnie słowa mocno ją uderzyły. Gniew i wielki smutek się ze sobą mieszały. Poczuła silny ucisk w klatce piersiowej. Tak jakby  coś chciało się z niej wydostać. Obraz zaczął się załamywać. Aż straciła całkiem świadomość.

-Kłóciłam się z Brianem, z jakiegoś powodu nie chciał ze mną rozmawiać i wspomniał coś o jakiejś...duszy. – spojrzała w dół na swoje ręce, odrywając wzrok od szkieleta.
-CO DOKŁADNIE POWIEDZIAŁ O DUSZY?- to może być bardzo dobra poszlaka, choć na tę chwilę, nie zrozumiała.
-N-nie powiedział nic konkretnego, jedyne co zrozumiałam, że to przez to tak dziwnie się zachowuję. - Edge przyjrzał się wyraźniej Lucy. Posiadała ona bardzo silną duszę. Nie był w stanie określić teraz jej koloru, ale posiadała tyle mocy, że wyczuł ją gdy tylko pojawił się w agencji. Ludzie mają silniejsze dusze od Potworów, jednak, rzadko kiedy można je tak wyraźnie wyczuć jak jej. Czuł coś jeszcze, coś dziwnie znajomego się w niej kryło. Czy to może mieć coś wspólnego z tym co mówił Monster Kid?
-CO SIĘ DZIAŁO PO WASZEJ KŁÓTNI?
-Ja.. nie wiem, zemdlałam... .
-TAK PO PROSTU PANI ZEMDLAŁA?- Flowey spojrzał się karząco    na szkieleta.
-Czyli nie widziałaś... samego zdarzenia i sprawcy- Kwiatek próbował zapytać jak najdelikatniej się dało.
-Nie...- Edge nie był co do tego przekonany. Fakt, że nie było wtedy nikogo innego w pobliżu dawał jej wolną rękę co do składania zeznań. Co jeśli coś ukrywa? Okłamuje ich? A co jeśli to ona... Przyjrzał się jej raz jeszcze. Widać, że jest zdenerwowana jednak to nie jest jednoznaczne, że może kłamać.  Z zeznań, właścicielki kawiarenki, które znajdują się w teczce, wynika, że nie słyszała ona, żadnej walki. Jedynie widziała te dwójkę jako klientów. A później zamykając kawiarenkę, znalazła nieprzytomnego Świadka i kupkę popiołu. To pokrywa się z tym, że zemdlała.
Jednak, co z brakiem odgłosów walki? Monster kid, został postrzelony, czy może zaatakowany z bliska? Jednak, Edge pamięta go, gdy ten próbował dostać się do policji. Nie był słaby. W walce wręcz, nie dałby się tak łatwo. A przecież nie zginąłby, od jednego uderzenia, prawda?
-DOBRZE, PANI PETRIKOV, TO WSZYSTKO CZEGO CHCIELIŚMY, MOŻE PANI JUŻ WRACAĆ. MY ZAJMIEMY SIĘ RESZTĄ.

  Gdy już cała trójka opuściła pokój, Edge od razu skierował się do Victora.
-Jak przesłuchanie?- starszy mężczyzna spojrzał znad biurka na szkieleta i kwiatka.
-NIE MAMY ŻADNYCH SZCZEGÓŁÓW CO DO SAMEGO MORDERSTWA JAK I SPRAWCY, ALE MAM PEWNE PODEJRZENIA. PO TYM JAK POTWORY ZACZĘŁY ZAMIESZKIWAĆ LUDZKIE MIASTA, TRUDNO IM BYŁO O ZNALEZIENIE PRACY. WIELE Z NICH DOŁĄCZYŁO DO RÓŻNYCH GANGÓW CHCĄC W JAKIKOLWIEK SPOSÓB ZAROBIĆ.. .
-Podejrzewasz, że Monster Kid, był w jednym z nich?- zapytał Flowey.
-Z TEGO CO WIEMY MONSTER KID OBECNIE NICZYM SIĘ NIE ZAJMOWAŁ. A Z ZEZNAŃ ŚWIADKA WYNIKA, ŻE W DNIU W KTÓRYM DOSZŁO DO MORDERSTWA BARDZO CZEGOŚ SIĘ OBAWIAŁ. PRZYPUSZCZAM, ŻE MÓGŁ SIĘ NARAZIĆ CZYMŚ W GANGU DO KTÓREGO NALEŻAŁ I ZA TO ZOSTAŁ ZABITY.
-Jeśli naprawdę tam należał i zrobił coś co mogło im się nie spodobać to właśnie tak by skończył, ale nie mamy jeszcze, żadnych pewności.
-DLATEGO TA SPRAWA NIE ZOSTAŁA JESZCZE ZAKOŃCZONA, FLOWEYU. MUSIMY SIĘ UDAĆ NA MIEJSCE ZBRODNI...
-Brian na pewno nie był przestępcą!- usłyszeli głos za sobą. Szkielet zdziwił się widząc kobietę, był pewien, że już sobie poszła.
-ŚWIADKU… .- Jego głos zabrzmiał gniewnie. Stanął na przeciw niej i położył ręce na biodra.- SKOŃCZYLIŚMY PRZESŁUCHANIA, MÓWIŁEM, ŻE MOŻESZ JUŻ WRACAĆ DO SIEBIE.
-Brian na pewno nie należał do gangu, chciał zostać policjantem. Był dobry, nie zrobił by niczego złego.
-NIE WIESZ CO PRZEZ TEN CZAS ROBIŁ MONSTER KID, ŚWIADKU, A MUSZĘ CIĘ UŚWIADOMIĆ, ŻE MAŁO JEST DOBRYCH POTWORÓW.
-To nie jest Monster Kid, tylko Brian i jestem pewna, że nie zrobiłby niczego złego.- Victor i Flowey w ciszy przyglądali się ich rozmowie. Kobieta, była bardzo uparta i zdeterminowana co zwróciło uwagę u Edge.
-WIDZĘ, ŻE JESTEŚ BARDZO PEWNA SIEBIE.
-Tak... i jeśli pozwoli mi pan, panie Edge, chce iść z wami. Znam Briana lepiej niż ktokolwiek inny.
-TY... !
-Byłam tam wtedy i... choć moje zeznania nie są najlepsze i może nie było mnie cały czas przy Brianie, to wiem, że mogę się przydać- przez nerwy zaciskała mocno dłonie w pięści,a ostatnie słowa wypowiedziała wlepiając swoje błękitne oczy prosto w szkieleta. Jej dusza, była jeszcze silniejsza niż przedtem. Jej dusza... to dało Edge chwile do namysłu.
-CZEGO TAK NA PRAWDĘ, CHCESZ ŚWIADKU?- Spojrzał na nią     z wyższością, lekko się przy tym uśmiechając.
-Chcę pomóc w odnalezieniu tego, kto skrzywdził mojego przyjaciela.- Była bardzo zdecydowana, choć nadal dawała po sobie poznać, że jest wystraszona. To wciąż ta sama delikatna kobieta, którą dopiero Edge przesłuchiwał. Jednak w jej nowej postawie, było coś imponującego.
-DOBRZE, TEN JEDEN RAZ, PÓJDZIESZ Z NAMI- Oczy kobiety zajaśniały i wydała z siebie cichy odgłos zachwytu.
-Co?!- Victor i Flowey spojrzeli po sobie, a następnie na szkieleta, nie dowierzali w to co usłyszeli.
-MUSZĘ POWIADOMIĆ UNDYNE, ŻE CHCE SPRAWDZIĆ MIEJSCE ZBRODNI, POCZEKAJ NA ZEWNĄTRZ ŚWIADKU.
-Ja, dzię..k.. 
-IDŹ JUŻ! – przerwał jej. Rudowłosa tylko kiwnęła głową i wyszła z budynku. Szkielet odprowadził ją wzrokiem.
-Ty tak na serio Edge?- Flowey spojrzał na przyjaciela
-FLOWEY.... CO MYŚLISZ O TYM CZŁOWIEKU?- przyłożył dłoń do szczęki, wyglądał na zamyślonego.
-E-Edge?- Kwiatek popatrzył na Victora z nadzieją, na jakąkolwiek pomoc, jednak wyglądał na jeszcze bardziej zdezorientowanego.
-Więc... lubisz rudowłose kobiety, Edge?- Victor lekko się uśmiechnął
-CO?!
-Cóż jest uparta i bardzo broni swojego przyjaciela, a to dobre cechy i zdaje się być miła.
-Nigdy nie interesowałem się ludźmi, więc ja nic nie powiem..
-O CZYM WY GADACIE?! NIE TO MIAŁEM NA MYŚLI!
-No wiesz, tak nagle zgadasz się, by poszła z nami i jeszcze to pytanie, pomyśleliśmy, że..
-NIE! UGH, FLOWEY, JEJ DUSZA JEST INNA NIŻ RESZTY LUDZI. TO MOŻE MIEĆ ZWIĄZEK ZE SPRAWĄ. DLATEGO SIĘ ZGODZIŁEM.
-Monst... Brian, z tego co mówiła Lucy, wspominał coś o duszy. Myślisz, że o nią tu chodziło?
-MOŻLIWE, ALE JESZCZE JEDNO MNIE ZASTANAWIA
-Co dokładnie?
-DLACZEGO JEDYNY ŚWIADEK TEGO ZDARZENIA, TAK PO PROSTU ZEMDLAŁ? I NIC NIE DOSTRZEGŁ. NIE ZDAJE CI SIĘ, ŻE MOŻE COŚ UKRYWAĆ?
-Tak, to dziwne, ale chyba  nie podejrzewasz, że to ona go zabiła? Nawet jeśli była na niego wściekła, to nie jest żaden powód. Wygląda na zbyt wrażliwą na taki czyn. Przecież, przez gniew, nie może nagle zmienić się w kogoś innego.
-CÓŻ, SKORO NIC NIE PAMIĘTA, NIE MAMY TEŻ PEWNOŚCI, CZY NIE ZOSTAŁA PO PROSTU OGŁUSZONA. ALE CZY W TAKIM WYPADKU, MONSTER KID, NIE ZDĄŻYŁ BY SIĘ OBRONIĆ? 
-Chwilka, chwilka, od początku, co macie na myśli, że ma ,,inną" duszę? 
-POTWORY, VICTORZE, SĄ W STANIE WYCZUWAĆ LUDZKIE DUSZE. JEJ JEST ZDECYDOWANIE SILNIEJSZA NIŻ INNYCH LUDZI I BARDZIEJ WYRAZISTA
-I potrafisz to tak po prostu wyczuć? Ty też Flowey?
-Ja jestem kwiatkiem, nie Potworem, nie jestem w stanie tego wyczuć jak Edge.
-Co masz na myśli mówiąc, że nie jesteś Potworem?
-To.. skomplikowane, może kiedy indziej ci opowiem.
-Dobrze, czyli potrafisz wyczuć jej duszę i stąd masz pewność, że jest inna?
-OCZYWIŚCIE, ŻE TAK. MOJE PRZECZUCIA W TYM NIE MOGĄ BYĆ MYLNE. WIDZĘ, ŻE BARDZO CIĘ TO ZAINTERESOWAŁO VICTORZE.
-Zawsze warto się dowiedzieć czegoś nowego, poza tym- Victor przerwał zamyślając się na chwilę.- Jeśli na prawdę, bierze jakiś ważny udział w tej sprawie, to dobry pomysł, by poszła z wami. Może się okazać bardzo ważnym elementem tej układanki. A dodatkowo, dopóki nie będziemy pewni jej niewinności dobrze trzymać ją blisko przy sobie.
-Czyli nie masz nic przeciwko, że zostaje włączona do śledztwa?- Pomimo tego, że Edge sam już zadecydował, Flowey postanowił dopytać ich szefa.
-Nie, może się bardzo przydać... Ale tak dla pewności, ty Flowey, nie zauważyłeś u niej nic szczególnego?
-Nie, musiałbym przyjrzeć się jej duszy jeśli o to ci chodzi, a tak to, jedynie mi kogoś przypomina... przyjaciółkę z dawnych lat, ona zaś z tego co wiem posiadała silną duszę.
-Zaraz masz na myśli człowieka? Przyjaźniłeś się z człowiekiem za dawnych lat? Flowey, ile ty masz lat? 
-PÓŹNIEJ SOBIE POGADACIE, DZWONIĘ DO UNDYNE- Szkielet przyłożył telefon do czaszki i udał się w drugi koniec pokoju.


  Lucy stała przed budynkiem agencji. Kopnęła delikatnie jeden z  małych kamyczków znajdujących się przed jej stopą i powędrowała za nim wzrokiem gdy ten powoli się przeturlał. Wiele myśli teraz zaprzątało jej głowę. Śmierć jej przyjaciela i jego dziwne zachowanie. To wszystko nie dawało jej spokoju. Napełniało ją tylko lękiem 
i smutkiem. Nie jest w stanie wytłumaczyć co się z nią stało tamtego wieczoru. Znajdowała się tak blisko, była przy tym, ..przy nim,ale nie miała jak mu pomóc. Mało tego, nic z samego wydarzenia nie pamięta. Ponownie kopnęła kamyczek, 
ale już z większą siłą. Była zdenerwowana, ale czuła także coś innego. To nie pozwoliło jej tak po prostu odejść od tej sprawy. Te uczucie kazało jej tu zostać. Dowiedzieć się prawdy. Nie poddawać się. Nie jest w stanie już uratować swojego przyjaciela, ale pomyślała, że chce dać z siebie wszystko, by pomóc w odnalezieniu przestępcy. Jest pewna, że tego chciałby Brian. Spojrzała na wysokiego szkieleta 
i małego kwiatka w jego kieszonce, którzy szli w jej stronę. Edge podchodząc wyczuł niepokój kobiety.
-NIE MARTW SIĘ ŚWIADKU- Szkielet wypiął klatkę piersiową do przodu i przyłożył do niej pięść- JA WSPANIAŁY DETEKTYW EDGE, Z PEWNOŚCIĄ ZŁAPIĘ TEGO PRZESTĘPCE I SPRAWIĘ, ŻE DOSTANIE TO NA CO ZASŁUŻYŁ.- Flowey uniósł jeden ze swoich listków i uśmiechnął się przyjaźnie. Wiatr lekko zawiał unosząc czerwony szal szkieleta dodając całej scenie odrobinę magii. 
Edge dostrzegł przyjemny błysk w oczach kobiety. A uśmiech, którym ich po chwili obdarowała wydał mu się bardzo prawdziwy.
.
.
.
.
.
.
.

Hej Edge, pamiętasz gdy pozwoliłeś mi iść ze sobą i Floweyem? To wtedy zaczęła się nasza wspólna przygoda. Choć nadal byłam wystraszona, Ty swoją postawą dodawałeś mi odwagi. Wyglądałeś jak jeden z super bohaterów,  których od dzieciństwa podziwiałam.. I którego, w tamtej chwili,  tak bardzo potrzebowałam.
Gdy Brian się przeprowadził, cały czas czułam się tak jakby to on mnie zostawił.  Jednak, tamtego dnia, gdy tak dziwnie się zachowywał, zrozumiałam, że to Ja go zostawiłam. Pozwoliłam mu, oddalić mnie od siebie. Nie dostrzegając, że tak na prawdę to on potrzebuje pomocy. Byłam na tyle dziecinna i egoistyczna, by myśleć tylko  o sobie. Przepraszam za bycie ślepą. Brian, mam jakiekolwiek prawo, prosić Cię o przebaczenie? Po tym wszystkim co się stało?
Share:

11 stycznia 2018

Undertale: Patrontale - Część III - Apel.

Apel. Chara stała przed lustrem. Miała piękną koronkową sukienkę od Asriela, patrzyła na swoje odbicie jakby nie dowierzając w to co widzi. Kogo tam widzi. Uniosła wzrok na wiszący na ścianie zegar. Za pół godziny ma odbyć się apel na którym przeprosi oficjalnie za swoje zachowanie. Robi to dla Asriela. Tak mówiła. Nie chciała zostać z nim rozdzielona, nie chciała aby ten chory świat skrzywdził i jego. Tego, który mimo wszystko cierpliwie znosił jej marudzenie, zawodzenie i kręcenie nosem na wszystko. Chciała wolności, a to co dostała dalekie było od jej marzeń. 
Wzięła głęboki wdech, zamknęła oczy, nie chciała na siebie patrzeć. Mówienie tego z czym się nie zgadza było cięższe niż przypuszczała. Bo to nie było byle jakie kłamstwo, jakie puszcza się w eter, a potem zapomina. Publicznie miała przeprosić. Publicznie miała opowiedzieć się za czymś, czego nie uznaje. Musiała zrobić to, co boli najbardziej - okłamać samą siebie. 
-Naprawdę to zrobisz? - usłyszała dziwny, nieznany głos za swoimi plecami. Lecz gdy się odwróciła, nikogo tam nie było. Zmarszczyła brwi.
-Asriel? - cisza. Może się jej przesłyszało? Nie. Czuła, że jest obserwowana - Pani dyrektor? - Nadal cisza. Odeszła od lustra i zaczęła się rozglądać po małym pokoiku w którym zazwyczaj przesiadywały sprzątaczki. - Jest tu ktoś?
-Taaaak - charchot, ktokolwiek to mówił, miał zdarty głos. - Jak będziesz cicho, to się pokażę. Dziewczyna przytaknęła. Lecz nadal nic. Dopiero gdy ponownie obejrzała się za siebie, dostrzegła opartego o ścianę... przybysza. Dość niski, niższy niż ona, kaptur zasłaniał jego twarz, wynoszona i zniszczona bluza ręce, spod rękawów wystawały... włochate łapy. Granatowe futro pokrywało całe jego ciało, dało się dostrzec kwaśną minę i kły delikatnie wystające pod górnych warg. 
-Kim...
-Felix. 
-Czego...
-Obserwuję sobie po prostu. Nie przejmuj się. 
-Patron?
-Nie. 
-...Potwory mogą być pupilami?
-Nie jestem potworem. - Chara wahała się czy bardziej chce dowiedzieć się, czym, albo kim jest dziwny jegomość, czy woli raczej wiedzieć co tutaj robi. Dlatego milczała. - To naprawdę długa historia. Nie ma teraz na nią czasu. W zależności od tego co wybierzesz, spotkamy się jeszcze... albo i nie - przybysz odwrócił głowę na bok - Bez względu na wszystko, pozdrów Asriela, dobrze?
-Znasz Asriela?
-Bardzo dobrze go znam. - Pod kapturem coś się poruszyło, jakby miał uszy na głowie niczym pies - Idą tutaj. Nie widziałaś mnie. Jakby co... - przytaknęła nie spuszczając z niego wzroku, miała nadzieję, że w ten sposób dowie się jak się tutaj dostał. No i się dowiedziała. Postać rozpłynęła się w powietrzu.
-Skurwiel się teleportuje... - warknęła pod nosem niepocieszona. Dlaczego potwory mają takie wspaniałe moce, a ludzie są ich pozbawieni? No i co miał na myśli? Drzwi się otworzyły, w progu czekała na nią Alphys, uśmiechała się smutno, lecz w jej oczach widać było pełnię wdzięczności. 
-G-gotowa?- Chara skinęła głową.

Sala gimnastyczna pełna była ... ludzi. Nie tylko uczniowie, jakich kojarzyła z zajęć, ale ich patroni, niektórzy przyprowadzili rodziców. Ona zrobiła tylko psikus, normalnie nie byłoby takiej sytuacji. Jednak, ona była inna. Stanęła przy Asrielu, podniosła na niego wzrok. Ten pogładził ją po ramieniu, jakby chcąc dodać otuchy. 
-Mogę mieć pytanie? - szepnęła do niego. Czekał, więc mówiła dalej - Kochasz mnie?
-Oczywiście, że tak - powiedział to w ten sposób, jakby to była największa oczywistość tego świata. - Boisz się?
-Jak bardzo mocno mnie kochasz? - potwór zmarszczył brwi nie będąc pewnym gdzie zaprowadzi ich ta wymiana zdań. 
-Bardziej niż cokolwiek innego na świecie. 
-Obiecujesz, że bez względu na wszystko, zawsze będziesz przy mnie?
-Obiecuję. Oczywiście, że obie... Chara - nagle jego ton stał się mocniejszy i zimniejszy - Rozmyśliłaś się? Nie chcesz wystąpić? Bo wiesz, jest już jakby za późno i jeżeli teraz...
-Nie, nie, wystąpię, powiem to co mam powiedzieć, tylko... boję się.
-Jestem.
-A będziesz?
-Zawsze. 

Chwilę potem jej największe koszmary urzeczywistniły się, a ona miała przeżyć największe upokorzenie w jej życiu. Stała na niewielkim podium naprzeciwko setek wpatrzonych w nią osób. Gdzieś w rogu pomieszczenia, dostrzegła kamerę. Ah, dowód. Pewnie dla tych z góry. Alphys już wygłosiła swoją mowę, po co się tutaj wszyscy zebrali. Teraz czekają tylko na słowa skruchy od Chary. Lecz tej głos nie mógł wyjść z gardła. Patrząc na ludzi, tak wdzięcznie przytulonych do potworów, nie umiała kłamać. Widziała, jak jednemu z dzieci potwór wyciera nos... To już naprawdę, wielka... 
-Chara? - dziewczynka wyrwana z myśli popatrzyła na swoją wychowawczynię, która patrzyła na nią zaniepokojona. Nie lubiła jej i ze wzajemnością, pozory jednak nakazywały obu udawać, że chociaż się tolerują. 
-P-przepraszam - szepnęła, lecz nie dość blisko mikrofonu, aby zostało to nagrane i aby wszyscy usłyszeli. 
-Możesz powtórzyć? Tylko tyle masz do powiedzenia? - ciągnęła belferka. Brązowe oczy dziewczyny znowu wpatrywały się w tłum. Nienawidziła ludzi za ich głupotę, bezsilność i lenistwo. Nienawidziła potworów, za ich zachowanie, za fałsz i obłudę. Nienawidziła tej iluzji. Czy umiała by żyć, ze świadomością, że ... nienawidziłaby też i siebie? Zerknęła na stojącego po swojej prawej Asriela. Czekał cierpliwie. Ona robi to dla niego.... Dla niego.... Dla niego... Zamknęła oczy, wzięła głęboki wdech. 
Zawsze.
Nim się spostrzegła, już mówiła. Właśnie się przedstawiała i przyznawała do tego co zrobiła. Włączenie alarmu przeciwpożarowego. Przyznała się, do pogardy jaką żywi do nauczycieli i przyznała się do... Nie, nie umie przyznać się do czegoś z czym się nie zgadza. Zacisnęła pięści, nabrała powietrza w płuca i zaczęła śpiewać. Tak, dokładnie, śpiewać. Nie znała melodii, która wypełniała jej duszę, albo przynajmniej nie pamięta skąd ją kojarzy. Słowa same pchały się na usta. 

Życia mego początek, okrutny i podły
Czerwona dusza, do złego wciąż kusi. 

Alphys nerwowo poprawiła się w krześle, popatrzyła na nauczycielkę niepewnie. Ta wpatrywała się z wzrastającym przerażeniem na stojącą Charę.

Nie jestem winna, za me słowa toksyczne
Przybyłam prosić o łaskę i miłosierdzie. 

I atmosfera się uspokoiła. Przynajmniej u tych dwóch, które wiedziały co oznacza gra słów dziewczyny. Dyrektorka miała nadzieję, że nikt nie zwróci na to większej uwagi, lecz gdy tylko popatrzyła po zebranych tutaj potworach widziała bez problemu, że kilka najeżyło się na samo wspomnienie o jednokolorowych duszach, oraz zaczęło przyglądać się podejrzliwie na Charę. Jeden czy dwóch Patronów, zasłoniło też swoim Pupilom uszy, tak na wszelki wypadek. Tym czasem Chara, znowu przekręciła głowę na Asriela. Kolejne słowa, były kierowane tylko do niego. 

Jestem wdzięczna
Za wszystko co dajesz
Gdy swoim sercem
Ocierasz mi łzy
Jestem wdzięczna
Za miłość i wsparcie
Więc błagam zostań
Nie zostawiaj mnie. 

Jej uwaga znowu przeniosła się na widownię. Kolejny głęboki wdech, jej głos był mocniejszy, silniejszy, przepełniony... determinacją, którą czuła teraz w sobie. Czuła, że robi właściwie i ... 


Nie mogę dłużej nosić tej maski
Nie ma ona kształtu mojej duszy
Nie umiem kogoś innego udawać
Nie jestem lalką w waszej nudnej grze

Nauczycielka podniosła się, lecz ramię robota zatrzymało ją. Popatrzyła na Mettatona pytająco, który tylko wpatrywał się w Charę jak oczarowany. Pamiętał siebie, swoje marzenia. Teraz, kiedy Chara wybrała, może po prostu na nią patrzeć, podziwiać i ... zazdrościć, że zdecydowała się ona na ten krok, którego on, nie umiał w pełni wykonać. Zeszła z podium trzymając w ręku mikrofon, stanęła przed zebranymi na równi. Patrzyła po ludziach, widziała zdziwienie i zaniepokojenie, oraz strach połączony z paniczną chęcią ucieczki na paszczach niektórych Patronów. Lecz było już za późno. Jej dusza jaśniała na czerwono. 


Zaraz zrobię coś
Co zniszczy świat
Ten, który tak
Pielęgnowałeś dla mnie
Zaraz zrobię coś
Zdobędę nowych wrogów
Więc błagam zostań
Nie zostawiaj mnie.

Tak, kolejne słowa kierowane do Asriela. W jego wielkich czarnych ślepiach widać było łzy. Bał się, Bał się tego co zaraz zrobi. To nie tak, że się nie zgadzał z tym co dyktowało mu serce. Ależ nie. Po prostu bał się tego co będzie później. 


Żyjecie w świecie iluzji i marzeń
Wasze sumienia brzydzą mnie
Zbyt leniwi by wziąć się za siebie
Żałośni, puści, głupi i wredni

Nie chcecie widzieć, że nie jesteście wolni
Nie chcecie słyszeć, moich szczerych słów
Krzyczę więc do tych, co jeszcze myślą:
Walczcie o wolność! Nie poddawajcie się!

I wtedy stało się coś, czego nie widziano od wielu dekad. Czerwień jej duszy rozpaliła się niewielkimi iskierkami w duszach ludzi, jacy ją słyszeli. W duszach dzieci, w duszach dorosłych, w duszach... nauczycieli. Wszyscy ludzie, jacy byli w pomieszczeniu zaczęli czuć, to co mówiła Chara. Potwory wyczuły zmianę natychmiast. Kilkoro pupilów odtrąciło protekcjonalne ramiona Patronów. Inni nie umieli podnieść głowy. Myśli same się cisnęły, słowa paliły usta, odraza do samych siebie wzrastała. Potwory zareagowały szybko, lecz zdecydowanie za późno. Kilkoro Patronów ruszyło w stronę dziewczyny, lecz ta już uciekała ciągnięta za rękę. Asriel próbował ją wydostać ze szkoły. Musiał. Bo inaczej ją straci. Bał się. Bał się. Tak strasznie się bał. 
Ale walczył dalej. 
Nagle zrobiło się ślisko pod nogami. To żywiołak lodu, stał przed nimi. Wszyscy już wiedzieli i postawili sobie za cel złapanie Chary i Asriela. Jak teraz uciec? Ze szkoły? Z miasta? Gdzie się schować? Skręt w lewo. I co dalej? Gdzie? Jak?
-Tutaj! - Zaraz, skąd on zna ten głos? - Asriel, Chara, tutaj, do mnie! - Ah, no tak. Są uratowani.

Niecały tydzień później, odbyło się zebranie nadzwyczajne Rady. Wystąpienie Chary przerodziło się w ... coś w rodzaju buntu. Determinacja z serca dziewczyny rozchodziła się jak plaga. Wystarczyło, że pupil „zarażony” porozmawiał z innym, a ten już, miał w sobie cząstkę ognia w swojej duszy. Czerwień głęboką, jasną, silną, nie gasnącą. Z tą czerwienią szło zwątpienie w Patronów, chęć zmian, zmian jakichkolwiek. Chęć wolności i pragnienie sprawiedliwości. Póki co, nic z wyjątkiem chęci i zmian na duszy, oraz niewielkich zmian w zachowaniach się nie wydarzyło. Lecz chęć sama w sobie może być zalążkiem do zmian, większych zmian. 
Dlatego między innymi zwołano zgromadzenie. Między innymi, bo trzeba rozsądzić jeszcze jedną sprawę. Sprawiedliwość, nawet ta zakrzywiona, musi zostać uiszczona. Dlatego też, w wielkiej okrągłej auli, na jej środku, stał Asgore. 
-A więc przyznajesz się... - Rada wiedziała już o wszystkim. Asgore sam musiał im powiedzieć. Zatuszował jednak udział swojej żony oraz pomoc Gastera. Całą winę wziął na siebie. Pochylony, przybity, zrezygnowany, a jednak nadal pragnący coś chronić, kogoś chronić. Toriel płakała długo, błagała go, aby nic nie mówił. Ale on wiedział, że prędzej czy później i tak Rada do tego dojdzie. Więc lepiej załatwić tę sprawę w ten sposób. Pożegnał się z zapłakaną żoną, którą zostawił samotną w kuchni na podłodze, zapłakaną, rozbitą, zdruzgotaną. Ta straciła wszystkich. Syn jej nie wiadomo gdzie jest, Frisk jest w niebezpieczeństwie, a mąż idzie na pewną śmierć. - Zatem dobrze... - odezwał się Mad Jack. - Głosowanie! Czy jesteście za okazaniem miłosierdzia Asgorowi po tym co zrobił, czy też jesteście za karą śmierci dla niego. - Sans też tam był. A jakże! Siedział na krześle, podpierał głowę ręką, przyglądał się wszystkiemu ze skupieniem, uwagą, wahał się. 
-Kochani, załatwmy to w pokojowy sposób - Garson wyszedł ze swojego miejsca i powoli zaczął iść w stronę Asgora 
-Czcigodny... Tutaj nie ma czasu na takie rzeczy. Sprawę Asgora Dreemurra trzeba załatwić szybko, potem zająć się buntem i... 
-Nie bierzecie uwagi na jeden fakt - żółw stał teraz przy koźle - Czerwone dusze mają bardzo duży dar... To determinacja, a wiecie co jest częścią determinacji? Charyzma. Czerwone dusze mogą swoją determinacją oddziaływać na innych, nie tylko ludzi. Weźcie poprawkę na to, że Asgor mógł działać pod wpływem charyzmy jednokolorowej duszy. Tak samo jak teraz jego zaginiony syn Asriel. 
-Skąd wiesz tyle o specyfice czerwonej duszy? - rzucił Knight
-Bo z jedną żyję. - W sali zapanowało nieme przerażenie, tym czasem żółw wykonał zapraszający gest w stronę uchylonych drzwi - Frisk, nie bój się, no chodź. - Zmienił się przez tych kilka lat. Był wyższy od żółwia, włosy miał ścięte krótko, ubrany w elegancki czarny garnitur stanął dumnie i pewnie obok swojego Patrona. - To jest Frisk, mój pupil.
-A... A zatem chcesz, aby jego też skazano na... - Mad Jack nie wiedział co powiedzieć. 
-Ależ nie bałwanie - zaśmiał się żółw - Boicie się jednokolorowych, podczas kiedy mogą się oni przydać. Widzicie, Frisk też ma czerwoną duszę. Nie mówię tego dlatego, że chcę umrzeć jak Asgore. Ja jestem za ułaskawieniem go. W edukację Frisk wsadziłem naprawdę bardzo dużo. I masz, powiedz proszę zebranym tutaj potworom, co myślisz o buncie Chary. - Frisk uniósł głowę.
-Popieram jej cel. Nie zgadzam się z metodami. - Cisza na sali, powstała napięta atmosfera - Wyjaśnię szybko, nim pomyślicie sobie za dużo. Do tej pory ludzie żyli u boku potworów. Chara pragnie, aby ludzie żyli obok. Ja chcę, aby ludzie żyli z. Na równi. Równe prawa dla wszystkich. Tak, aby ludzie mieli prawo wyboru. Czy chcą żyć samodzielnie, czy chcą być pupilami. Aby mogli sami mieszkać, sami obierać sobie kierunki edukacji, aby nie musieli pytać się nikogo o zgodę. Gdyby w tym świecie była taka szansa, na możliwość prawdziwego wyboru, zawsze i wszędzie, nie doszłoby do tego, do czego doszło. - wziął wdech - Dlatego przybywam tutaj złożyć ofertę współpracy - Asgore patrzył na Friska oczarowany. Piękny, młody mężczyzna, wyrafinowany, łapiący za serce... Toriel naprawdę dobrze go wychowała. - Pomogę wam stłumić zalążki buntu, zaś osoby jakie zostały dotknięte złym wpływem czerwonej duszy uspokoić, jeżeli w zamian po sprawie z Charą, zaczniecie wraz ze mną zmianę prawa oraz świata. Chara chce zniszczyć ten świat i na jego gruzach wznieść nowy. Ja uważam, że ten świat nie jest aż tak do końca zły. Ma wiele dobrych cech. Partnerstwo. Współpraca. Prawdziwa przyjaźń. Tego potrzebujemy. Na tym będzie opierać się nowy świat, jaki wraz z waszą pomocą powstanie z tego. To ewolucja, a nie destrukcja. 
Mowa Fisk trafiła do większości z Radnych. Do ich pupili w szczególności. Po długiej i żarliwej debacie, Radni postanowili zgodzić się na współpracę z Frisk. Po wystąpieniu Chary trzeba będzie zmiany wprowadzić, bo co zostało zasiane przez nią wyda plon. Oby plonem nie był bunt. By nie było zamieszek i buntów, potwory są w stanie zrobić wszystko. Sans uśmiechnął się pod nosem. Nadal nie lubił Friska, ale zaczynał czuć do niego coraz większą sympatię. 
-A więc co planujesz? - Undyne która do tej pory siedziała cicho, pochyliła się nad swoim stolikiem w stronę człowieka. Para żółtych ślepi wbijała się w chłopca
-Wygłosić oficjalne przemówienie w telewizji i prasie. Tak, aby dotarło do wszystkich. Będzie to przemówienie skierowane do Chary, poproszę ją, aby przestała. Jeżeli będę dość zdeterminowany, to może uda mi się ją nakłonić do przejścia na naszą stronę. 
-Naprawdę w to wierzysz?- uniosła brew do góry - Wierzysz w to, że Chara się zmieni?
-Nie. - Frisk westchnął ciężko - Albo to raczej mało prawdopodobne. Chodzi o to, aby ludzie i potwory jakie popierają jej działania, przeciągnąć na naszą stronę i pokazać im inną drogę osiągnięcia tego o czym marzą. Nie trzeba się buntować. Zawsze można do wszystkiego dojść za pomocą rozmowy. Wspólnego pojednania. To mój cel. 
Niestety, koniec zebrania był jeszcze daleki. Gdy Garson i Frisk uzyskali to co chcieli, wrócili na swoje miejsce. Pozostała jeszcze sprawa Asgora, który podniósł głowę. Widział nadzieję dla siebie. 
-A więc, nie przeciągając dłużej, głosujmy, miłosierdzie, czy śmierć dla Asgora Dreemurr - wyniki były zaskakujące. Dwa potwory wstrzymały się od głosu. Sans i Undyne. Garson, oczywiście był za tym, aby ułaskawić kozła...
Niestety, tylko on. 
-Asgorze Dreemurr - nadzieja umarła. Mad Jack mówił oschle i bezlitośnie słowa, jakie na długo będą przebrzmiewać w głowach zebranych - Skazuję ciebie na śmierć. 
-Stójcie! - do pomieszczenia wszedł Gaster. Przez ten cały czas był pod salą, nasłuchiwał wszystkiego, przecież tam rozsądzany był los jego najlepszego przyjaciela. Naukowiec stanął obok Asgora. - Pomagałem mu!
-Co ty wyczyniasz - syknął Asgore - Głupku... Ahahaha - zaśmiał się głośno kozioł - O-on tylko tak żartuje. Nie miał nic wspólnego z tym co robiłem. To tylko i wyłącznie ja. Jak już k-ktoś ma umrzeć to będę to j-ja! 
-Zawrzyj mordę skończony jełopie! - krzyknął szkielet
-Doktorze Gaster! Słownictwo! 
-Zamknij się stara kwoko! Jeżeli on ma zginąć to ja też! Pomagałem mu przez ten cały czas. Dobrze o wszystkim wiedziałem. Wiedziałem o wszystkim. 
-ojcze! - Sans wstał z siedzenia - nie żartuj sobie! wyjdź stąd!
-Nie! Asgore to mój przyjaciel i jest tak samo winny temu co się stało, jak i ja! - Gaster odnalazł wzrokiem syna na sali - Nie umiałbym na siebie patrzeć, gdybym pozwolił zginąć przyjacielowi samotnie. 
Dalsza wymiana zdań była zbędna. Sans nie wytrzymał i opuścił pomieszczenie. Głosowanie nad Gasterem trwało szybciej i wyszło z takim samym wynikiem jak na jego przyjaciela. Jeden wstrzymany głos Undyne. Jeden na miłosierdziem od Garsona. Jeden nieobecny - Sans. A reszta... 

Kolejnego dnia, obiecane orędzie do ludzkości i potworów wygłoszone przez Frisk obiegło wszystkie media. Natomiast Toriel i Sans otrzymali wyjątkowy prezent. Urnę z prochami. 
Każda rewolucja, potrzebuje kozła ofiarnego. 
W przypadku tej. Kozioł ofiarny. Jest bardzo dosłowny. 
Share:

Moje OC- Mateusz Nocuń- Eleven

Eleven to zdolny, 19 letni psychopata. Jego głównym uzbrojeniem jest nóż motylkowy i pistolet. Jest zdolnym mechanikiem, kucharzem, snajperem, piromanem i kumplem. Jeżeli osoba jest mu bardzo bliska, jest w stanie oszczędzić. Jego dziewczyną jest Clockwork. Uwielbia ludzkie mięso. Nienawidzi polityki, każdej religii, nudy oraz Niny The Killer (najchętniej zestrzeliłby ją przy pierwszej, lepszej okazji). Jak na wariata jest całkiem bystry i inteligentny. Woli torturować ofiary, niż zabijać je od razu. Ma obsesje na Tyrona i Man-Bat'a (John, kiedy został członkiem agencji).

Share:

10 stycznia 2018

POPULARNE ILUZJE