Autor: Dodo Dan
Spis treści:
...
~*~
Moja historia może wydawać się wam pogmatwana. Opowiem wam jak to pamiętam, ale tak jak ona to wszystko widziała. Opiszę wam jej strach. Niepewność. Wytrwałość. Dobroć.
Znalazłem go dopiero po jej śmierci. Mały, niepozorny zeszyt schowany pod materacem. Trzymając go przy sobie, czuję jej zapach – jakby stała tuż obok mnie. Kiedy przeglądam jego strony, widząc jej pismo – raz schludne oraz czytelne, a innym razem nieczytelne, pomazane...
Atrament mieszający się z jej słonymi łzami. Czytając go, czułem targające nią emocje. Wiele z nich zatrzymywała dla siebie... Nie chciała być dla nikogo problemem. Trzymała wszystkie uczucia wewnątrz siebie. Teraz patrząc na przeszłość, mogę powiedzieć, że robiłem to samo.
Myślę, że wy też poczujecie jej emocje, jakie skrywała przed światem oraz zrozumiecie, jak stała się dla mnie ważna.
Kiedy się pojawiła miałem już skończone szesnaście lat, a Papyrus niedawno miał dziewiąte urodziny. Był już wystarczająco duży, aby zrozumieć co się wokół niego dzieje, ale... Nadal widział świat w różowych barwach. Nie, żebyście wzięli to za coś złego, ale świat bywał niezwykle okrutny. Często zastanawiałem się, jak on sobie poradzi. Papyrus wolał rozwiązywać konflikty rozmową, ale nie wszyscy byli tacy jak on - pokojowo nastawieni. Niekiedy zadawaliśmy sobie z ojcem pytanie, dlaczego on chce być gwardzistą. Jak go pytaliśmy, odpowiadał, że chce pomagać ludziom i być popularny. Tata uznał, że nie ma się czym martwić i mi doradził to samo. Ale ja zawsze będę chronił mojego Papsa. Wtedy też chciałem go chronić.
Dzień minął mi jak każdy inny. Nie spodziewałem się, że stanie się coś niespodziewanego. Ale wolałem być przygotowany. Jak zwykle po szkole chciałem udać się do Ruin - do kwiatowej komnaty, miejsca gdzie pojawili się ostatni ludzie. Było ich już troje nie licząc księżniczki Chary Dremuur. Wszyscy znają jej historię. Pojawiła się w podziemiach, rozpalając nadzieję w sercach potworów. Nie znałem jej osobiście. Kiedy umarła razem z księciem Asrielem miałem zaledwie pięć lat. Kilka razy widziałem ich w stolicy, ale nic poza tym. Po niej pojawili się kolejny ludzie.
Od śmierci Chary do pojawienia się Kathariny do Podziemia spadali dorośli albo nastolatki. Nie znałem ich imion, więc użyje ich cech. Pierwsza pojawiła się kobieta - CIERPLIWOŚĆ. Zjawiła się kilka dni po pogrzebie Chary i Asriela. Nie spotkałem jej, ale słyszałem, że nie przeszła nawet Ruin. Zginęła rozwiązując jedną z pułapek. Jej dusza została zabrana do pałacu. Miała być kluczem do zniszczenia bariery. Racja... Nie powiedziałem wam o duszach... Po śmierci królewskich dzieci, król poprzysiągł zebrać siedem ludzkich dusz do zniszczenia bariery. Dusza CIERPLIWOŚCI była pierwsza. Kolejną była dusza UCZCIWOŚCI - nastolatka. Udało jej się z powodzeniem przejść Ruiny. Ale w Snowdin została złapała przez gwardzistów. Kapitan straży Królewskiej - Vinci osobiście doprowadził dziewczynę do stolicy. UCZCIWOŚĆ próbowała pertraktować z królem Asgore. Ale nie udało jej się. Zabił ją. Wtedy odeszła królowa Toriel. Nie mogła patrzeć jak jej mąż zabija bezbronne dziecko. Król zdobył drugą duszę, a królowa zaginęła. Chodziły plotki, że ukrywała się w Ruinach. Podobno czekała na kolejnych ludzi - chciała ich ostrzec przed Asgorem.
Po UCZCIWOŚCI pojawił się trzeci człowiek. Mężczyzna, który charakteryzował się ODWAGĄ. Kiedy pojawił się w Snowdin, potwory zaczęły podejrzewać, że zabił On królową. Ten człowiek był niebezpieczny. Zaatakował kilka potworów oraz jednego z moich kumpli - psa Doggo. Przez ODWAGĘ Doggo stał się niewidomy. Mężczyzna zaatakował jego ojca, a Doggo chciał go obronić. Został ranny. Od tego czasu chłopak się zmienił. Chciał wstąpić do Gwardii Królewskiej I łapać ludzi. Wielu tak wtedy robiło. Jako niewidomy Doggo nie mógł walczyć, ale idealnie radził sobie bez niego. Jego mocną stroną okazał się słuch. To dzięki niemu w przyszłości wstąpił w szeregi gwardzistów. Ale wracając do ODWAGI. Mężczyzna na swoje drodze zajął kilka potworów. Udało mu się dotrzeć, aż do Hotland. Jakimś cudem wszedł do laboratorium mojego ojca - W. D. Gastera.
Nie zapomnę tego do końca życia. ODWAGA był powodem mojej niechęci do ludzi.
Byłem wtedy w laboratorium razem z Papyrusem. Miał wtedy trzy latka, więc tego nie pamięta. To dobrze. Ale ja często miewałem koszmary.
ODWAGA wdarł się do gabinetu taty. Wziąłem Papsa i schowałem się pod biurkiem. Przycisnąłem do siebie mojego brata. Ojciec stanął z nim twarzą w twarz, gotowy nas bronić. I się zaczęło. Nie chcę przypominać sobie tej walki. Do dzisiaj na wspomnienie tego dnia przechodzą nie dreszcze, ale najbardziej zapadło mi w pamięć widok ojca. ODWAGA uderzył ojca drewnianym kijem w głowę. Wytrzymałem oddech, przyciskając Papyrusa do piersi. Bałem się... Nie... Byłem przerażony, widząc ojca na ziemi. Chociaż widziałem tylko jego plecy, nadal mogłem dostrzec pęknięcie na jego czaszce. Ciągnęło się ono przez całą jego głowę. Krew powoli sączyła się z rany. Czerwona ciecz spływała po kości na śnieżnobiały fartuch, wsiąkając w niego. Niespodziewanie Papyrus zaczął płakać. Musiał słyszeć co się dzieje i się wystraszył. Próbowałem go jakoś uspokoić, ale to nie pomogło. Spojrzałem na ojca. Wstał już z ziemi. Obejrzał się na nas. To co zobaczyłem... Na początku nie mogłem w to uwierzyć. Pęknięcie zaczynało się poniżej jego oczodołu i przechodziło przez niego. Było tam. O wiele więc krwi, niż na początku myślałem. Wydawał się niezwykle zmęczony, ale gdy tylko napotkał mój wzrok. Jego wyraz twarzy się zmienił. Zniknęła niepewność i strach, a zastąpiła je czysta nienawiść... Nienawiść do ludzi. Ojciec Odwrócił się do człowieka. Wyciągnął przed siebie rękę, którą zaczęła otaczać fioletowa magia.
- Zaczniesz żałować, że w ogóle się tu pojawiłeś! - warknął ojciec w prastarym
języku potworów. Rozumiałem go, ponieważ nauczył mnie go. Tata uważał go za spuściznę potworów powierzchni, dlatego postanowił nas go nauczyć. Kiedy ojciec się wściekał zaczynał nim mówić. - Zapłacisz za skrzywdzenie mieszkańców Snowdin! Za wdarcie się tutaj! - krzyczał ojciec. Uniósł swoją rękę ponad głowę. Człowiek zaczął się trząść. Chyba zrozumiał z kim zadarł. Próbował uciec, ale z ziemi wyrosły kości uniemożliwiając mu jakikolwiek ruch. - Myślisz, że uda Ci się uciec! - Nad ojcem pojawiły się Blastery. Każdy z fioletowymi oczyma. - Zapłacisz za wszystkie swoje grzechy. A w szczególności za atak na moich synów! - Kościane głowy wystrzeliły fioletowym płomieniem. ODWAGA szamotał się, ale nie wiele to zadziałało. Został spalony na popiół. Nad jego prochami pojawiło się pomarańczowe serce - jego dusza. Już miała zniknąć, ale ojciec zdążył schwytać ją w swoją magię.
- Twoja kara dopiero się zacznie - dodał ojciec, chowają jego duszę do specjalnego pojemnika. Zostawił go na stole i podszedł do nas. Ukląkł przy biurku, przytulając nas.
- Już dobrze. Nic wam nie grozi - powiedział spokojnym głosem, obejmując nas mocniej. - To już koniec. Nie płacz Sans.
Przez słowa ojca zdałem sobie sprawę, że od kilku chwil po moich kościach policzkowych lecą łzy. Nawet nie spostrzegłem, kiedy zacząłem płakać.
Kilka minut potem do gabinetu wpadli gwardziści. Widząc nas oraz pobojowisko, natychmiast zajęli się opatrywaniem ojca. Potem niewiele pamiętam. Wszystko działo się jakby za mgłą. Czułem się zmęczony, wręcz wyczerpany. A ostatnie co pamiętam z tego dnia to jak ciemność zasłaniała moje oczodoły. Jednak zanim zamknąłem oczy, obiecałem sobie, że nie pozwolę, aby ta sytuacja się powtórzyła. Obiecałem sobie, że zabije kolejnego człowieka zanim skrzywdzi kogokolwiek.