Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Od
czasu zniszczenia bariery minęły miesiące. Potwory w końcu uzyskały
prawo do przemieszczania się po mieście. Siedzisz nocą w swoim małym
mieszkanku i robisz swoje kiedy nagle słyszysz muzykę zza ściany. Czy
Twój sąsiad zawsze musi słuchać muzyki tak strasznie głośno? Masz tego
serdecznie dość. Ściany są cienkie i słyszysz, jak chodzi po mieszkaniu,
krzyczy albo... gra w gry.... Zaraz, znasz tę grę. Czas rozpocząć plan
"jak wkurwić sąsiada palanta". Tylko dlatego, że jesteś wampirem, nie
oznacza, że nie możesz być złośliwa.
A więc tak, opowiadanie Postać x Czytelnik. Dostosowane pod kobiecego czytelnika. Uniwersum - UnderFell. Związek Sans x Czytelniczka. Co
warto wiedzieć? Wcielasz się w żyjącą kilka setek lat wampirzycę, która
świetnie zaaklimatyzowała się w otaczającym świecie do takiego stopnia,
że ... jest nerdem. Uwielbia gry komputerowe. Co jeszcze/ A tak, jesteś
znacznie wyższa od Sansa.
Czy Tobie, droga wampirzyco uda się skraść serce małego, wkurwionego na cały świat Sansa?
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Autor: poetax
SPIS TREŚCI
~Rozdziały od 1 do 40 tutaj~
Sypialnia świntucha
Najbardziej ludzkim kolorem jest niebieski
Dzięki, że poszedłeś ze mną
Rozbudzone szkielety
Doświadczenie rozrywające serce
Umarłaś! (obecnie czytany)
Zmysłowe zakupy
Ciekawski Sans
Miautastyczny prezent
Posępne dni [historia Muffet]
Droga do domu
Rozgrzewając atmosferę
Utknąć w rutynie
Pycha, w końcu coś kurwa smacznego!
...
Sypialnia świntucha
Najbardziej ludzkim kolorem jest niebieski
Dzięki, że poszedłeś ze mną
Rozbudzone szkielety
Doświadczenie rozrywające serce
Umarłaś! (obecnie czytany)
Zmysłowe zakupy
Ciekawski Sans
Miautastyczny prezent
Posępne dni [historia Muffet]
Droga do domu
Rozgrzewając atmosferę
Utknąć w rutynie
Pycha, w końcu coś kurwa smacznego!
...
Kropla spadająca na czoło obudziła Sansa. Otworzył oczodoły i skierował źrenice w ciemny sufit. Co... co się dzieje? Kolejna kropla spadła z czarnego sufitu, kapiąc mu bezpośrednio między oczy. Uniósł rękę i dotknął swojej twarzy, przesunął palcami po wilgoci, próbował się przyjrzeć ręce. Woda? … Ale, jest tak ciemno...? Przekręcił się próbując wstać, wtedy zorientował się, że jest w wodzie, która go otaczała...
Co... Co się dzieje?! Próbował wyrwać się lecz to co czuł pod palcami, przypominało bardziej muł. Oh... nie jest tak głęboki... Walczył aby usiąść, zaciskając mocno zęby z każdą kolejną próbą. Gdzie jest? Ostatecznie wstał próbując się rozejrzeć. Woda ciekła mu po łokciach, stopy ugrzęzły w lepkim błocie. Wytężył wzrok próbując cokolwiek dostrzec, cokolwiek w ciemnościach. Czerń... Wszędzie tylko czerń... Nie widział nic z wyjątkiem kapiącej wody i czerni wchłaniającej jego stopy. I nie mógł nic poradzić na to, że czuł... że coś... coś powinien robić. Zaczął iść, każdy kolejny krok odznaczał się głośnym chlupotem. Musi.. Musi coś znaleźć... Musi znaleźć kogoś... Ktoś na niego czeka... Jego dusza zaczęła wirować szybciej w ciemnościach, niepewność wzrastała im dalej się posuwał. Musi się pośpieszyć.... Musi znaleźć tego kogoś! Nie zauważył, że biegnie, póki jego oddech nie zrobił się krótki. Dyszał, biegnąc przez czarny basen. Szukając brata... Dlaczego wyszedł tak późno?! Co sobie myślał? Nie powinno się chodzić po nocach! Dlaczego nie został w domu!!! Prawie upadł na twarz w błogo, ale szybko wstał i biegł dalej. Gdzie on jest? Dlaczego nie może go znaleźć?!
Zawróć...
-Szefie! - krzyczał przemierzając ciemność – Szefie! Gdzie jesteś?! - towarzyszyło mu echo jego własnego głosu w akompaniamencie chlupotu wody.
-SANS...
-Szefie! - Zatrzymał się, czekając, aż otaczająca go woda się uspokoi. Nasłuchiwał głosu, dysząc. Musiał go znaleźć. Tu jest niebezpiecznie.
-DLACZEGO... DLACZEGO TO SIĘ STAŁO... - głos był nieco donośniejszy. Sans obrał kierunek zaburzając taflę wody.
Stój... zawróć!
-Szefie! Gdzie jesteś?! Odpowiedz mi!! - krzyczał. Obracał się dookoła szukając czegoś, czegokolwiek co rozpoznałby w mrokach. Upadł na kolana. Bolały go ręce, lecz wstał i biegł dalej. Dlaczego nie może go znaleźć? Gdzie on jest?! Biegł przez wodę. Biegł przez ciemność w stronę głosu. - Szefie! Proszę! Gdzie jesteś?! - i chwilę potem echo przywiało mu jego własny głos – Szefie... - Skręcił i nagle coś dostrzegł. Jarzące się niebieskie kryształy na ścianach oświetlające zimne skały przed nim. Ich blask bił na sufit, lecz Sans je zignorował i biegł dalej.
Zawróć! Wiesz jak to się skończy!
Zwolnił gdy trafił na suchy grunt. Słyszał echo odbijające się po pomieszczeniu. Ktoś... Ktoś płacze...
-Szefie...? - zawołał – Szefie... Co się dzieje...? - płacz nie ustawał, Sans szedł za nim – Szefie?
-NIE MOŻESZ UMRZEĆ! JESZCZE NIE POMOGŁEM CI WYZNAĆ SWOICH UCZUĆ... - Znalazł go! Sans podbiegł między skały, opierając się o głaz. Na ziemi klęczała postać, otoczona kamieniami.
-Szefie? Szefie! Tu jesteś! Co tutaj robisz w środku cholernej nocy! - zatrzymał się przed postacią, patrzył jak ta łka w swoje ręce. - Szefie? - Płakała dalej, ciężko, nieprzerwanie szlochała. - Szefie.. - wystawił rękę – Ch-chodź... musimy iść!
-ZAMKNIJ SIĘ – głos jego brata drżał. Sans cofnął się patrząc jak ten dalej płacze.
-Sz-szefie? Co się dzieje? - powoli Papyrus podniósł się, odwracając czaszkę by spojrzeć Sansowi w oczy. Łzy ciekły mu policzkach, zaś oczy z jakiegoś powodu wydawały się bardziej puste niż kiedykolwiek. Coś ciężkiego wypadło z jego rąk wprost w proch przed nim. Metalowy kask... Sans zatrzymał oddech gdy jego brat patrzył się na niego.
-TY TO ZROBIŁEŚ – wycedził.
-Szefie co...
-TY TO ZROBIŁEŚ!!! - praktycznie krzyczał. Sans zrobił krok do tyłu.
Co... Co się dzieje?! Próbował wyrwać się lecz to co czuł pod palcami, przypominało bardziej muł. Oh... nie jest tak głęboki... Walczył aby usiąść, zaciskając mocno zęby z każdą kolejną próbą. Gdzie jest? Ostatecznie wstał próbując się rozejrzeć. Woda ciekła mu po łokciach, stopy ugrzęzły w lepkim błocie. Wytężył wzrok próbując cokolwiek dostrzec, cokolwiek w ciemnościach. Czerń... Wszędzie tylko czerń... Nie widział nic z wyjątkiem kapiącej wody i czerni wchłaniającej jego stopy. I nie mógł nic poradzić na to, że czuł... że coś... coś powinien robić. Zaczął iść, każdy kolejny krok odznaczał się głośnym chlupotem. Musi.. Musi coś znaleźć... Musi znaleźć kogoś... Ktoś na niego czeka... Jego dusza zaczęła wirować szybciej w ciemnościach, niepewność wzrastała im dalej się posuwał. Musi się pośpieszyć.... Musi znaleźć tego kogoś! Nie zauważył, że biegnie, póki jego oddech nie zrobił się krótki. Dyszał, biegnąc przez czarny basen. Szukając brata... Dlaczego wyszedł tak późno?! Co sobie myślał? Nie powinno się chodzić po nocach! Dlaczego nie został w domu!!! Prawie upadł na twarz w błogo, ale szybko wstał i biegł dalej. Gdzie on jest? Dlaczego nie może go znaleźć?!
Zawróć...
-Szefie! - krzyczał przemierzając ciemność – Szefie! Gdzie jesteś?! - towarzyszyło mu echo jego własnego głosu w akompaniamencie chlupotu wody.
-SANS...
-Szefie! - Zatrzymał się, czekając, aż otaczająca go woda się uspokoi. Nasłuchiwał głosu, dysząc. Musiał go znaleźć. Tu jest niebezpiecznie.
-DLACZEGO... DLACZEGO TO SIĘ STAŁO... - głos był nieco donośniejszy. Sans obrał kierunek zaburzając taflę wody.
Stój... zawróć!
-Szefie! Gdzie jesteś?! Odpowiedz mi!! - krzyczał. Obracał się dookoła szukając czegoś, czegokolwiek co rozpoznałby w mrokach. Upadł na kolana. Bolały go ręce, lecz wstał i biegł dalej. Dlaczego nie może go znaleźć? Gdzie on jest?! Biegł przez wodę. Biegł przez ciemność w stronę głosu. - Szefie! Proszę! Gdzie jesteś?! - i chwilę potem echo przywiało mu jego własny głos – Szefie... - Skręcił i nagle coś dostrzegł. Jarzące się niebieskie kryształy na ścianach oświetlające zimne skały przed nim. Ich blask bił na sufit, lecz Sans je zignorował i biegł dalej.
Zawróć! Wiesz jak to się skończy!
Zwolnił gdy trafił na suchy grunt. Słyszał echo odbijające się po pomieszczeniu. Ktoś... Ktoś płacze...
-Szefie...? - zawołał – Szefie... Co się dzieje...? - płacz nie ustawał, Sans szedł za nim – Szefie?
-NIE MOŻESZ UMRZEĆ! JESZCZE NIE POMOGŁEM CI WYZNAĆ SWOICH UCZUĆ... - Znalazł go! Sans podbiegł między skały, opierając się o głaz. Na ziemi klęczała postać, otoczona kamieniami.
-Szefie? Szefie! Tu jesteś! Co tutaj robisz w środku cholernej nocy! - zatrzymał się przed postacią, patrzył jak ta łka w swoje ręce. - Szefie? - Płakała dalej, ciężko, nieprzerwanie szlochała. - Szefie.. - wystawił rękę – Ch-chodź... musimy iść!
-ZAMKNIJ SIĘ – głos jego brata drżał. Sans cofnął się patrząc jak ten dalej płacze.
-Sz-szefie? Co się dzieje? - powoli Papyrus podniósł się, odwracając czaszkę by spojrzeć Sansowi w oczy. Łzy ciekły mu policzkach, zaś oczy z jakiegoś powodu wydawały się bardziej puste niż kiedykolwiek. Coś ciężkiego wypadło z jego rąk wprost w proch przed nim. Metalowy kask... Sans zatrzymał oddech gdy jego brat patrzył się na niego.
-TY TO ZROBIŁEŚ – wycedził.
-Szefie co...
-TY TO ZROBIŁEŚ!!! - praktycznie krzyczał. Sans zrobił krok do tyłu.
-J-ja nie... co... co się stało?! - skupił wzrok na kasku przed nim. Nie powinna umrzeć... Co się stało... Dzieciak powinien być... Był dobry tym razem! Nikogo nie skrzywdził! Co się dzieje?! Powinien być grzeczny!
-NIE ZABIJAJ GO, MÓWIŁEŚ... POMOŻE NAM, MÓWIŁEŚ... MOŻE UDA NAM SIĘ STĄD WYDOSTAĆ BEZ ZABIJANIA KOGOKOLWIEK... KŁAMSTWA! TO WSZYSTKO KŁAMSTWA! - źrenice Sansa drżały, gdy słuchał płaczu brata. To nie powinno się stać! Nic z tych rzeczy! Jego brat nigdy nie wychodził z domu o tej porze! A człowiek nie powinien... Jego brat znowu uniósł kask i przytulił do piersi. Łzy ciekły mu po twarzy, przemoczyły mu chustę.
-M-może zapomniała go kiedy...
-ZAPOMNIAŁA GO W KUPIE WŁASNEGO PYŁU I UBRAŃ!!! CO TERAZ MI POWIESZ SANS?! … POJECHAŁA NA WAKACJE?!
-Nie, Szefie... J-ja tylko... - Papyrus rzucił kask w stronę brata. Uniknął go w ostatniej chwili nasłuchując jak głośno uderza o głazy nim upadnie w błoto.
-ZAMKNIJ SIĘ SANS! ZAMKNIJ SIĘ! TO SIĘ DZIEJE KIEDY CIĘ SŁUCHAM!!! DLACZEGO NIE POZWOLIŁEŚ MI WYKONYWAĆ MOJEJ PRACY?! DLACZEGO MUSIAŁEŚ WEJŚĆ W DROGĘ I WSZYSTKO ZNISZCZYĆ?!
-Szefie...
-I TAK MASZ TO GDZIEŚ, PRAWDA?! NIC DLA CIEBIE SIĘ NIE LICZY! KAŻDEGO DNIA WALCZYŁEM O TO, ABYŚMY ŻYLI I WYDOSTALI SIĘ STAMTĄD, A TY CO ROBIŁEŚ? WAŁĘSAŁEŚ SIĘ OD PASKUDNEJ KNAJPY DO KNAJPY!!! DOBRZE SIĘ BAWIŁEŚ?! DOBRZE SIĘ BAWIŁEŚ KIEDY WSZYSTKO PSUŁEŚ?!
-Szefie... proszę!
-WIESZ CO MYŚLĘ?! MYŚLĘ, ŻE TAK NAPRAWDĘ NIE CHCIAŁEŚ, ABYŚMY SIĘ STĄD WYDOSTALI... CHCIAŁEŚ, ABYŚMY TAM ZOSTALI NA ZAWSZE! PRAWDA?!
-Nie... J-Ja... -Łzy zaczęły kapać mu po brodzie. To nie jest prawda... nie jest... chciał się wydostać!
Więc dlaczego je zabiłeś...?
Musiał! Musiał to zrobić! Chciał wydostać się na powierzchnię ta samo mocno jak wszyscy, ale...
Ono mógł cię ocalić.
A potem co? Miałby patrzeć, jak jego rasa jest niszczona? Patrz czym się dziecko stało!
Ono się zmienia...
Nie może się zmienić! Jak raz zabijesz to zostaje w twojej duszy! Na zawsze!
-Sz-szefie...
-NIE MÓW TAK DO MNIE! JESTEŚ ZWOLNIONY! JUŻ NIGDY WIĘCEJ NIE CHCĘ WIDZIEĆ TWOJEJ BEZWARTOŚCIOWEJ GĘBY!
-Szefie, nie wiedziałem!
-CZEGO NIE WIEDZIAŁEŚ! ABY NIE UFAĆ LUDZIOM? ŻE POWINIENEŚ ZAUFAĆ BRATU?
-Dziecko... nie powinno takie być... powinno być dobre, szczere! - Papyrus patrzył się na brata, płacząc bez przerwy.
-JESTEŚ NICZYM WIĘCEJ JAK BEZWARTOŚCIOWYM ŚMIECIEM
-Nie...
-NIE JESTEŚ JUŻ MOIM BRATEM!!! ZNIKAJ MI Z OCZU!!!
-Szefie proszę!
-POWIEDZIAŁEM, ZNIKAJ MI Z OCZU!!! - Dusza Sansa nagle została wyrwana z piersi i chwilę potem przemknęły mu przed twarzą kości. Uciekał z ledwością unikając ataków, które z hukiem rozbijały się o skały. I uciekał... Łzy ciekły mu po policzkach, zaczął się krztusić, ale uciekał dalej.
-Sans. - wołał głos – Sans...
-Zostawcie mnie! - krzyczał w ciemności.
-Dołącz do nas, Sans...
-Nie! Idźcie sobie! - głośno chlupał biegnąc przed siebie.
-Dlaczego nas nie ocaliłeś?
-Nie chciałem!!! - krzyczał, ale było za późno. Jego nogi utknęły w mule i nie chciały wyjść.
-Dlaczego nas zabiłeś, Sans?
-Przestań. - próbował krzyczeć, ale coś gorącego i mokrego wylało się z jego ust. Czerwień zalała ubrania mieszając się z ciemną wodą u jego nóg. Próbował wołać o pomoc... o cokolwiek, ale ostatecznie dławił się bardziej czerwienią. Z wody wyłoniła się dłoń chwytając go za nogę. I kolejna i jeszcze jedna. A potem pojawiła się ta twarz. Uśmiechała się, gdy on walczył o oddech. Śmiała się, patrząc jak ten zasłania szponami własne usta.
-Nie bój się Sans... - postać wyszła z wody, ręka za ręką chwytały jego nóg. Nie! Idź sobie! Przestać! Próbował krzyczeć – Robię to już wiele, wiele razy... - Zostaw mnie! - Obudzisz się i nic nie będziesz pamiętać...
-NIE ZABIJAJ GO, MÓWIŁEŚ... POMOŻE NAM, MÓWIŁEŚ... MOŻE UDA NAM SIĘ STĄD WYDOSTAĆ BEZ ZABIJANIA KOGOKOLWIEK... KŁAMSTWA! TO WSZYSTKO KŁAMSTWA! - źrenice Sansa drżały, gdy słuchał płaczu brata. To nie powinno się stać! Nic z tych rzeczy! Jego brat nigdy nie wychodził z domu o tej porze! A człowiek nie powinien... Jego brat znowu uniósł kask i przytulił do piersi. Łzy ciekły mu po twarzy, przemoczyły mu chustę.
-M-może zapomniała go kiedy...
-ZAPOMNIAŁA GO W KUPIE WŁASNEGO PYŁU I UBRAŃ!!! CO TERAZ MI POWIESZ SANS?! … POJECHAŁA NA WAKACJE?!
-Nie, Szefie... J-ja tylko... - Papyrus rzucił kask w stronę brata. Uniknął go w ostatniej chwili nasłuchując jak głośno uderza o głazy nim upadnie w błoto.
-ZAMKNIJ SIĘ SANS! ZAMKNIJ SIĘ! TO SIĘ DZIEJE KIEDY CIĘ SŁUCHAM!!! DLACZEGO NIE POZWOLIŁEŚ MI WYKONYWAĆ MOJEJ PRACY?! DLACZEGO MUSIAŁEŚ WEJŚĆ W DROGĘ I WSZYSTKO ZNISZCZYĆ?!
-Szefie...
-I TAK MASZ TO GDZIEŚ, PRAWDA?! NIC DLA CIEBIE SIĘ NIE LICZY! KAŻDEGO DNIA WALCZYŁEM O TO, ABYŚMY ŻYLI I WYDOSTALI SIĘ STAMTĄD, A TY CO ROBIŁEŚ? WAŁĘSAŁEŚ SIĘ OD PASKUDNEJ KNAJPY DO KNAJPY!!! DOBRZE SIĘ BAWIŁEŚ?! DOBRZE SIĘ BAWIŁEŚ KIEDY WSZYSTKO PSUŁEŚ?!
-Szefie... proszę!
-WIESZ CO MYŚLĘ?! MYŚLĘ, ŻE TAK NAPRAWDĘ NIE CHCIAŁEŚ, ABYŚMY SIĘ STĄD WYDOSTALI... CHCIAŁEŚ, ABYŚMY TAM ZOSTALI NA ZAWSZE! PRAWDA?!
-Nie... J-Ja... -Łzy zaczęły kapać mu po brodzie. To nie jest prawda... nie jest... chciał się wydostać!
Więc dlaczego je zabiłeś...?
Musiał! Musiał to zrobić! Chciał wydostać się na powierzchnię ta samo mocno jak wszyscy, ale...
Ono mógł cię ocalić.
A potem co? Miałby patrzeć, jak jego rasa jest niszczona? Patrz czym się dziecko stało!
Ono się zmienia...
Nie może się zmienić! Jak raz zabijesz to zostaje w twojej duszy! Na zawsze!
-Sz-szefie...
-NIE MÓW TAK DO MNIE! JESTEŚ ZWOLNIONY! JUŻ NIGDY WIĘCEJ NIE CHCĘ WIDZIEĆ TWOJEJ BEZWARTOŚCIOWEJ GĘBY!
-Szefie, nie wiedziałem!
-CZEGO NIE WIEDZIAŁEŚ! ABY NIE UFAĆ LUDZIOM? ŻE POWINIENEŚ ZAUFAĆ BRATU?
-Dziecko... nie powinno takie być... powinno być dobre, szczere! - Papyrus patrzył się na brata, płacząc bez przerwy.
-JESTEŚ NICZYM WIĘCEJ JAK BEZWARTOŚCIOWYM ŚMIECIEM
-Nie...
-NIE JESTEŚ JUŻ MOIM BRATEM!!! ZNIKAJ MI Z OCZU!!!
-Szefie proszę!
-POWIEDZIAŁEM, ZNIKAJ MI Z OCZU!!! - Dusza Sansa nagle została wyrwana z piersi i chwilę potem przemknęły mu przed twarzą kości. Uciekał z ledwością unikając ataków, które z hukiem rozbijały się o skały. I uciekał... Łzy ciekły mu po policzkach, zaczął się krztusić, ale uciekał dalej.
-Sans. - wołał głos – Sans...
-Zostawcie mnie! - krzyczał w ciemności.
-Dołącz do nas, Sans...
-Nie! Idźcie sobie! - głośno chlupał biegnąc przed siebie.
-Dlaczego nas nie ocaliłeś?
-Nie chciałem!!! - krzyczał, ale było za późno. Jego nogi utknęły w mule i nie chciały wyjść.
-Dlaczego nas zabiłeś, Sans?
-Przestań. - próbował krzyczeć, ale coś gorącego i mokrego wylało się z jego ust. Czerwień zalała ubrania mieszając się z ciemną wodą u jego nóg. Próbował wołać o pomoc... o cokolwiek, ale ostatecznie dławił się bardziej czerwienią. Z wody wyłoniła się dłoń chwytając go za nogę. I kolejna i jeszcze jedna. A potem pojawiła się ta twarz. Uśmiechała się, gdy on walczył o oddech. Śmiała się, patrząc jak ten zasłania szponami własne usta.
-Nie bój się Sans... - postać wyszła z wody, ręka za ręką chwytały jego nóg. Nie! Idź sobie! Przestać! Próbował krzyczeć – Robię to już wiele, wiele razy... - Zostaw mnie! - Obudzisz się i nic nie będziesz pamiętać...
-Phaaa! - Sans otworzył oczy. Chwytał haustami powietrze w swoim ciemnym pokoju. Jego łóżko było bardzo rozkopane. Trzymał się to, wbijał pazury w stary materac. Musiał wyjąć je, bolało, jeden po drugim, gąbka utknęła w jego uścisku. - Ch-cholera – szepnął nadal próbując złapać oddech. Łzy zaczęły lecieć mu z oczu jak tylko odzyskał oddech. Przekręcił się na bok nasłuchując szumu duszy – Cholera... - powtórzył. Dlaczego? Dlaczego zawsze musi pamiętać... To nie tak to się skończyło, więc nie miało miejsca! Nic z tego nie miało miejsca! Dlaczego jego sny nie ustały? Niech go zostawią w spokoju! Nie chciał! Nie chciał! To nie jego wina! Zwinął trochę prześcieradła w kulkę. Wbił w nią pazury, próbując złapać czegokolwiek z tego świata. Próbując chwycić się rzeczywistości nim jego dusza rozpadnie się na kawałeczki. Ponieważ gdzieś w głębi duszy wiedział... że to jego wina, że nie wyszli z góry wcześniej... Wtulił się mocniej w prześcieradło, próbując pozbyć się wszystkich uczuć. Bolało... Ciężko było oddychać. Czuł, jakby jego dusza miała zaraz umrzeć, nie umiał jej uspokoić. - Cholera. - Powtarzał chcąc zniknąć – Cholera – Czuł się jak bezwartościowy śmieć.
-UMARŁAŚ!
-Ughhh! - jęknęłaś patrząc jak duch Twojej postaci ulatuje na ekranie – Ta gra jest taka trudna.. - oparłaś się o kanapę pozwalając, aby laptop delikatnie Ci się osunął na kolanie, patrzyłaś się na ekran. Dlaczego to musi być boss w stylu strzelaj i unikaj? Jesteś w tym beznadziejna. Zawsze miałaś z tym typem gier problemy. Nawet w Space Invaders. Kliknęłaś w przycisk ponowienia próby, czekając aż poziom się zresetuje. - Głupi smok.. - mamrotałaś patrząc na animację. To jeden z najtrudniejszych bossów z tej gry. Spadałaś jednak z chmury nim do niego dotarłaś. - Nieeeee! - znowu jęknęłaś. Zabierając ręce z klawiatury oparłaś się o kanapę z ciężkim westchnięciem. Może powinnaś wrócić po inny item? Ale lubisz te jakie masz teraz. Grzebałaś w opcjach kiedy usłyszałaś przytłumione dźwięki zza ściany. Sans? Nie poszedł spać? Ściągnęłaś słuchawki nasłuchując sąsiada. Jeżeli ma kolejny koszmar, musisz go powstrzymać. Ciche łkania dobiegały z mieszkania obok, zaś Ty już byłaś przy ścianie. Zatrzymałaś się w miejscu, gdzie po drugiej stronie miałaś jego sypialnię. Musisz wiedzieć o co chodzi nim się wtrącisz i go obudzisz. Kolejne szlochy. - Czacho...? - zawołałaś.
-Ch-cholera... - jego niski głos mamrotał po drugiej stronie. Zaraz... więc... on nie śpi? Leży tam... tak po prostu... Słyszałaś jak coś się porusza nim nastała cisza.
-Um... ej... wszystko... wszystko dobrze? - zapytałaś? Odpowiedziała Ci cisza. Oparłaś się o ścianę myśląc. Jak powinnaś się zachować? Nienawidzi jak próbujesz mu pomóc. Tylko to pogorszy sprawę. Od jak dawna płacze? Wyszedł od Ciebie kilka godzin temu, ale nie słyszałaś nic poważnego. Mógł tak siedzieć od kilku godzin... sam.. Chciałaś się dodać mu otuchy... ale jak...? - Wiem, że powinieneś spać i powinnam ci pozwolić, ale... daj znać, że wszystko dobrze! - Nadal zero odpowiedzi. Westchnęłaś, opierając czoło o ścianę. Skoro nie chce mówić, nic nie poradzisz. Dlaczego tak ciężko mu pomóc? Próbowałaś wymyślić rozwiązanie przytulając się do ściany. Musi być jakiś sposób, aby wyszedł z pokoju. Dać mu powód, aby wyszedł. - Ej... uh... Czacho? - zaczęłaś powoli – Mam pytanie... - nada cisza – Chodzi o to, że... gram w nową grę... i ją lubię... ale.. uh... wiesz... jest trudna... - nasłuchiwałaś przez chwilę, starając się usłyszeć cokolwiek z drugiej strony. - I... cóż... tak sobie myślałam... gram na singleplayer, ale jest opcja multiplayer, więc możesz ze mną zagrać i uh... dobrze jest robić czasem coś samemu... ale czasami potrzebujesz kogoś do pomocy... wiesz? - Cisza – Czasami... musisz zrozumieć, że sam sobie nie dasz rady.. i to nic złego... bo i tak multiplayer jest o wiele zabawniejszy... - usłyszałaś jakieś szmery po drugiej stronie. Przytuliłaś się mocniej do ściany nadal słuchając. - Heh.... Jestem zajebista w grach, ale... nawet ja czasem miewam z czymś problemy... nie ma niczego złego w proszeniu przyjaciela o pomoc... Będę mogła posiedzieć i popatrzeć, kiedy ktoś inny odwali za mnie brudną robotę... - zamilkłaś na chwilę zastanawiając się, czy w ogóle Cię słucha – Chcę powiedzieć, że... czasami... nie musisz radzić sobie sam. - Nadal nic – Czasami... nie ma niczego złego w zbieraniu się razem i … uh... pomaganiu sobie. - Czekałaś znowu na jego odpowiedź. No dalej Czacho... powiedz coś.. cokolwiek! Odpowiedz!
-Naprawdę jest taka trudna? - w końcu odezwał się niski głos. Próbowałaś zachować swój normalny, kiedy mocniej przywarłaś do ściany.
-Heh... bardzo. Próbuję pokonać bossa od kilku godzin – Znowu zero odpowiedzi – Więc uh.. Naprawdę potrzebna mi twoja pomoc Czacho... naaaaaprawdę – klasnęłaś w ręce mając nadzieję, że Cię usłyszy – Więc... dlaczego nie pośpieszysz się i mi nie pomożesz? - kolejna pauza i nasłuchiwanie. Czekałaś na szkieleta za ścianą. Cichy głos, ledwo słyszalny oznajmił...
-Dobra...
-Ughhh! - jęknęłaś patrząc jak duch Twojej postaci ulatuje na ekranie – Ta gra jest taka trudna.. - oparłaś się o kanapę pozwalając, aby laptop delikatnie Ci się osunął na kolanie, patrzyłaś się na ekran. Dlaczego to musi być boss w stylu strzelaj i unikaj? Jesteś w tym beznadziejna. Zawsze miałaś z tym typem gier problemy. Nawet w Space Invaders. Kliknęłaś w przycisk ponowienia próby, czekając aż poziom się zresetuje. - Głupi smok.. - mamrotałaś patrząc na animację. To jeden z najtrudniejszych bossów z tej gry. Spadałaś jednak z chmury nim do niego dotarłaś. - Nieeeee! - znowu jęknęłaś. Zabierając ręce z klawiatury oparłaś się o kanapę z ciężkim westchnięciem. Może powinnaś wrócić po inny item? Ale lubisz te jakie masz teraz. Grzebałaś w opcjach kiedy usłyszałaś przytłumione dźwięki zza ściany. Sans? Nie poszedł spać? Ściągnęłaś słuchawki nasłuchując sąsiada. Jeżeli ma kolejny koszmar, musisz go powstrzymać. Ciche łkania dobiegały z mieszkania obok, zaś Ty już byłaś przy ścianie. Zatrzymałaś się w miejscu, gdzie po drugiej stronie miałaś jego sypialnię. Musisz wiedzieć o co chodzi nim się wtrącisz i go obudzisz. Kolejne szlochy. - Czacho...? - zawołałaś.
-Ch-cholera... - jego niski głos mamrotał po drugiej stronie. Zaraz... więc... on nie śpi? Leży tam... tak po prostu... Słyszałaś jak coś się porusza nim nastała cisza.
-Um... ej... wszystko... wszystko dobrze? - zapytałaś? Odpowiedziała Ci cisza. Oparłaś się o ścianę myśląc. Jak powinnaś się zachować? Nienawidzi jak próbujesz mu pomóc. Tylko to pogorszy sprawę. Od jak dawna płacze? Wyszedł od Ciebie kilka godzin temu, ale nie słyszałaś nic poważnego. Mógł tak siedzieć od kilku godzin... sam.. Chciałaś się dodać mu otuchy... ale jak...? - Wiem, że powinieneś spać i powinnam ci pozwolić, ale... daj znać, że wszystko dobrze! - Nadal zero odpowiedzi. Westchnęłaś, opierając czoło o ścianę. Skoro nie chce mówić, nic nie poradzisz. Dlaczego tak ciężko mu pomóc? Próbowałaś wymyślić rozwiązanie przytulając się do ściany. Musi być jakiś sposób, aby wyszedł z pokoju. Dać mu powód, aby wyszedł. - Ej... uh... Czacho? - zaczęłaś powoli – Mam pytanie... - nada cisza – Chodzi o to, że... gram w nową grę... i ją lubię... ale.. uh... wiesz... jest trudna... - nasłuchiwałaś przez chwilę, starając się usłyszeć cokolwiek z drugiej strony. - I... cóż... tak sobie myślałam... gram na singleplayer, ale jest opcja multiplayer, więc możesz ze mną zagrać i uh... dobrze jest robić czasem coś samemu... ale czasami potrzebujesz kogoś do pomocy... wiesz? - Cisza – Czasami... musisz zrozumieć, że sam sobie nie dasz rady.. i to nic złego... bo i tak multiplayer jest o wiele zabawniejszy... - usłyszałaś jakieś szmery po drugiej stronie. Przytuliłaś się mocniej do ściany nadal słuchając. - Heh.... Jestem zajebista w grach, ale... nawet ja czasem miewam z czymś problemy... nie ma niczego złego w proszeniu przyjaciela o pomoc... Będę mogła posiedzieć i popatrzeć, kiedy ktoś inny odwali za mnie brudną robotę... - zamilkłaś na chwilę zastanawiając się, czy w ogóle Cię słucha – Chcę powiedzieć, że... czasami... nie musisz radzić sobie sam. - Nadal nic – Czasami... nie ma niczego złego w zbieraniu się razem i … uh... pomaganiu sobie. - Czekałaś znowu na jego odpowiedź. No dalej Czacho... powiedz coś.. cokolwiek! Odpowiedz!
-Naprawdę jest taka trudna? - w końcu odezwał się niski głos. Próbowałaś zachować swój normalny, kiedy mocniej przywarłaś do ściany.
-Heh... bardzo. Próbuję pokonać bossa od kilku godzin – Znowu zero odpowiedzi – Więc uh.. Naprawdę potrzebna mi twoja pomoc Czacho... naaaaaprawdę – klasnęłaś w ręce mając nadzieję, że Cię usłyszy – Więc... dlaczego nie pośpieszysz się i mi nie pomożesz? - kolejna pauza i nasłuchiwanie. Czekałaś na szkieleta za ścianą. Cichy głos, ledwo słyszalny oznajmił...
-Dobra...
Weszłaś do swojej ciemnej kuchni, aby odkryć, że Sans już w niej stoi. Założył na piżamę swoją kurtkę, kapturem zasłaniał twarz, którą miał skierowaną na podłogę. Czekał, az wejdziesz. Wydawał się taki malutki w wielkiej kurtce.
-Chcesz się napić wody czy coś? - zapytałaś podchodząc do zlewu.
-Nie – głos mu się łamał. Podeszłaś do lodówki i otworzyłaś ją, światło rozjaśniło pomieszczenie.
-Nadal mam sporo musztardy potworzej...
-Nie – powtórzył, głos łamał mu się bardziej.
-Dobrze... - zamknęłaś lodówkę i odwróciłaś się. Sans dobrze ukrywał swoją twarz, lecz nie umiał ukryć wszystkiego. Dwie łzy powoli pociekły po jego policzku i wsiąkły w futro.
-Ch-cholera – mruknął naciągając kaptur bardziej na głowę.
-O rany, Czacho... Przepraszam – podeszłaś do niego
-O-Odpierdol się... Nic mi nie jest... - mruknął – Nie przylazłem tu abyś przepraszała za gówno, którego nie zrobiłaś...
-Huh? Ale zniszczyłam ci sufit i teraz masz dużo kurzu w oczach... - Przez chwilę patrzyłaś jak analizuje Twoje słowa. Lekko się uspokoił, zabrał ręce z kaptura tylko po to, aby schować je w kieszeniach. Zacisnął mocniej zęby, ale najwyraźniej postanowił grać wedle tych słów.
-B-będziemy grać, czy kurwa nie? - udał się na Twoją kanapę. Poszłaś za nim, chwytając za pada nim usiadłaś. Sans cicho zajął swoje miejsce, patrząc na stopy spod kaptura.
-Masz – podłączyłaś pada do laptopa nim go podałaś
-Będę grać na twoim lapku?
-Ekran będzie podzielony
-Huh...
-No i nie muszę kupować ci kopii! - próbując ułożyć się, aby lepiej widzieć, zbliżył się do Ciebie. Byłaś troszeczkę zaskoczona, kiedy jego noga dotykała Twojej. Zazwyczaj nie dotyka Cię. Musi naprawdę źle się czuć, że tego nie zauważył
-N-nie wiem jak mam ci w tym pomóc... - powiedział cicho – Nie jestem nawet w połowie tak dobry jak ty w grach.
-Mmmm... z drugim graczem jest łatwiej. Co prawda, w ten sposób boss będzie miał więcej życia, ale będziemy mogli się wskrzeszać wzajemnie, a więc łatwiej będzie przejść – otworzyłaś grę i przeszłaś na menu. Na chwilę się zatrzymałaś kiedy zdałaś sobie sprawę o co poprosiłaś Sansa. Padnie szybko! Postanowiłaś grać w tę grę bez niego bo byłaś pewna, że będzie dla niego za trudna. Nie chcesz, aby stawił czoła od razu jednemu z najbardziej trudnych bossów w trudnej grze. - Więc uh... Zrobię nowego save abyś nauczył się jak grać
-Myślałem, że chcesz, abym ci w czymś pomógł?
-Ta... ale... to w połowie gry, więc może być dla ciebie trudne. Może powinieneś zacząć z czymś łatwiejszym.
-Jest dobrze... idź tam gdzie skończyłaś.
-Ale to zbyt trudne!
-Przyszedłem aby ci pomóc! Nie zaczynać nowej gry!
-Czacho! To naprawdę, naprawdę trudne!
-Mam to gdzieś!
-Dobra! - westchnęłaś – Ale zagrasz w tutoriala. - zaczął marudzić pod nosem. - Musisz nauczyć się chociaż jak się gra!
-To zajmie kurwa wieczność!
-Nie, nie zajmie, nie jesteś testerem gier!
-A co to KURWA znaczy?! - Zaczęłaś tutoriala upewniając się, że nauczy się klawiszy nim zaczniecie grać. Przeszedł go co chwilę wywracając oczami, nim włączył się tryb gry. - Co to za staroć? - mruknął patrząc na Twoją postać jak weszłaś na smoczą skałę.
-Czadowo wygląda!
-Mogłaś grać w grę z zajebistą grafiką, a wzięłaś takie coś?!
-Chcesz się napić wody czy coś? - zapytałaś podchodząc do zlewu.
-Nie – głos mu się łamał. Podeszłaś do lodówki i otworzyłaś ją, światło rozjaśniło pomieszczenie.
-Nadal mam sporo musztardy potworzej...
-Nie – powtórzył, głos łamał mu się bardziej.
-Dobrze... - zamknęłaś lodówkę i odwróciłaś się. Sans dobrze ukrywał swoją twarz, lecz nie umiał ukryć wszystkiego. Dwie łzy powoli pociekły po jego policzku i wsiąkły w futro.
-Ch-cholera – mruknął naciągając kaptur bardziej na głowę.
-O rany, Czacho... Przepraszam – podeszłaś do niego
-O-Odpierdol się... Nic mi nie jest... - mruknął – Nie przylazłem tu abyś przepraszała za gówno, którego nie zrobiłaś...
-Huh? Ale zniszczyłam ci sufit i teraz masz dużo kurzu w oczach... - Przez chwilę patrzyłaś jak analizuje Twoje słowa. Lekko się uspokoił, zabrał ręce z kaptura tylko po to, aby schować je w kieszeniach. Zacisnął mocniej zęby, ale najwyraźniej postanowił grać wedle tych słów.
-B-będziemy grać, czy kurwa nie? - udał się na Twoją kanapę. Poszłaś za nim, chwytając za pada nim usiadłaś. Sans cicho zajął swoje miejsce, patrząc na stopy spod kaptura.
-Masz – podłączyłaś pada do laptopa nim go podałaś
-Będę grać na twoim lapku?
-Ekran będzie podzielony
-Huh...
-No i nie muszę kupować ci kopii! - próbując ułożyć się, aby lepiej widzieć, zbliżył się do Ciebie. Byłaś troszeczkę zaskoczona, kiedy jego noga dotykała Twojej. Zazwyczaj nie dotyka Cię. Musi naprawdę źle się czuć, że tego nie zauważył
-N-nie wiem jak mam ci w tym pomóc... - powiedział cicho – Nie jestem nawet w połowie tak dobry jak ty w grach.
-Mmmm... z drugim graczem jest łatwiej. Co prawda, w ten sposób boss będzie miał więcej życia, ale będziemy mogli się wskrzeszać wzajemnie, a więc łatwiej będzie przejść – otworzyłaś grę i przeszłaś na menu. Na chwilę się zatrzymałaś kiedy zdałaś sobie sprawę o co poprosiłaś Sansa. Padnie szybko! Postanowiłaś grać w tę grę bez niego bo byłaś pewna, że będzie dla niego za trudna. Nie chcesz, aby stawił czoła od razu jednemu z najbardziej trudnych bossów w trudnej grze. - Więc uh... Zrobię nowego save abyś nauczył się jak grać
-Myślałem, że chcesz, abym ci w czymś pomógł?
-Ta... ale... to w połowie gry, więc może być dla ciebie trudne. Może powinieneś zacząć z czymś łatwiejszym.
-Jest dobrze... idź tam gdzie skończyłaś.
-Ale to zbyt trudne!
-Przyszedłem aby ci pomóc! Nie zaczynać nowej gry!
-Czacho! To naprawdę, naprawdę trudne!
-Mam to gdzieś!
-Dobra! - westchnęłaś – Ale zagrasz w tutoriala. - zaczął marudzić pod nosem. - Musisz nauczyć się chociaż jak się gra!
-To zajmie kurwa wieczność!
-Nie, nie zajmie, nie jesteś testerem gier!
-A co to KURWA znaczy?! - Zaczęłaś tutoriala upewniając się, że nauczy się klawiszy nim zaczniecie grać. Przeszedł go co chwilę wywracając oczami, nim włączył się tryb gry. - Co to za staroć? - mruknął patrząc na Twoją postać jak weszłaś na smoczą skałę.
-Czadowo wygląda!
-Mogłaś grać w grę z zajebistą grafiką, a wzięłaś takie coś?!
-Nie wszyscy tkwią w przeszłość jak ty Czacho, to znowu jest modne!
-Nie byliśmy za wami aż tak w tyle! To wygląda jak pierdolony antyk! - zatrzymałaś grę i popatrzyłaś na niego.
-Więc... to gra w stylu atakuj i unikaj... A więc masz atakować bossa póki nie padnie i unikać jego ataków.
-Ta, ta, łapię! Wciśnij start w końcu! - westchnęłaś. Wścieknie się. Sans nie lubi grać w gry które wykorzystują każdy jego najmniejszy błąd. To pewnie najgorszy typ gier dla niego. Wcisnęłaś start i czekałaś, aż poziom smoka się załaduje. - Cholera! - krzyknął zdając sobie sprawę, że natychmiast musiał wskoczyć na chmurkę. Skupiłaś się na swojej postaci. Gra była trudna bez kogoś u boku. Przegapiłaś skok i oberwałaś kulą ognia w twarz. I chwilę potem za bardzo się skupiłaś i oberwałaś laserem. Mając ostatnie życie, starałaś się jak mogłaś, ale padłaś. Byłaś w szoku, bo ekran nie oznajmił od razu „UMARŁAŚ”, zamiast tego, patrzyłaś jak unosi się Twój duch i … - Już zdechłaś?! Kurwa mać! Ssiesz w te gry! - warknął Sans przeskakując przez Twoją postać.
-Co?! Jakim cudem jeszcze żyjesz?!
-Nie wiem! Próbowałaś unikać?
-Tak! Próbowałam unikać!
-Nie próbowałaś! Spierdoliłaś trzy razy i zdechłaś! - sprawdziłaś jego życia.... nadal całe trzy... Jak? Jakim cudem trzyma je w najgorszym bossie? Nim się spostrzegłaś, Ty znowu umarłaś. - Kurwa! Przestań zdychać! - warknął uzdrawiając się po jakimś czasie – Przez ciebie sam dam się zabić!
-Czacho.. jak... co robisz, że nadal żyjesz?
-O co ci kurwa chodzi, co robię, że żyję?! Gra jest kurewsko prosta!
-Nie, nie jest!
-Jest! Musisz tylko unikać i przestać niepotrzebnie atakować!
-Ale trudno się unika!
-Tsk... wcale, że nie – mruknął cicho.
-Co?
-Masz pierdolone trzy życia, nie jest ciężko!
-Trzy życia to praktycznie nic! - Sans zamilkł i chwilę potem, wiedziałaś dlaczego. - Znaczy... znaczy się... trzy życia... ta... to... uh...
-Powinnaś się kurwa zastanowić trzy razy nim cokolwiek powiesz...
-Chodziło mi tylko o to... jak na grę... to nie jest dużo... - oberwałaś znowu i patrzyłaś jak Twój duch znowu ulatuje do góry. - Czacho! Nie ocaliłeś mnie!
-Zamknij się! Nie dam rady być przy tobie cały czas, jasne! Naucz się unikać i nie zmuszaj mnie do ratowania ci ciągle dupy!
-Co się stało z moim bohaterem, który przybędzie by mnie ocalić w lśniącej zbroi?
-Już ocaliłem ci dupę kilka razy bo ssiesz! - zamilkłaś i patrzyłaś jak gra. On też milczał... Właściwie... był na tej grze skupiony jak nigdy. Jego źrenice nie opuszczały ekranu, nie mrugał. Tak, jakby zamierzał... Nie... nie... nie.. On... on nie może... Nie może pokonać bossa... za pierwszym razem... To... nigdy wcześniej nie grał w takie gry... To nie tak powinno działaś. Nie powinien być w tym tak dobry bez praktyki. Nawet ty, bardzo ćwiczyłaś dzisiaj. Wbrew temu co wszyscy mogą uważać, granie w gry to trenowanie skilla, który wymaga czasu i wysiłku. Jakim sposobem może być w tym taki dobry bez praktyki w czymś podobnym?
-POKONANY! - oznajmiła gra. Coś lekkiego upadło na Twoje kolana. To pad. Powoli odwróciłaś głowę, aby spojrzeć na twarz potworzego przyjaciela. Uśmiechnął się, złoty ząb migotał w świetle monitora. Założył ręce za głowę opierając się dumnie, cwanie się szczerzył.
-Zero hitów... zero śmierci.. proszę bardzo księżniczko!
-J-jak ty to... zrobiłeś?! - byłaś oczarowana. Sans zaśmiał się, jego twarz oświetlał monitor
-Rany laseczko! To taka trudna gra! - był z siebie bardzo dumny – Może powinniśmy zacząć od początku, abyś nauczyła się grać? - Gdyby nie płakał jeszcze kwadrans temu, ten szkielet byłby całkowicie w niebezpieczeństwie. Zamiast tego, postanowiłaś poprawić mu humor... póki co. Zaprosiłaś go po to, aby go rozweselić ostatecznie. Uniosłaś głowę uśmiechając się.
-Heh... dzięki Czacho! Wiedziałam, że wybrałam naprawdę fajnego kolesia kiedy zdecydowałam zaprzyjaźnić się ze swoim słodkim potworem z sąsiedztwa. - zaśmiał się, delikatna czerwień wstąpiła na jego twarz. Powoli osunął ręce jakby chciał otrząsnąć się z Twojego komplementu.
-P-po chuj ty to zawsze pierdolisz..
-Będę tak mówić, póki nie uwierzysz. - odwrócił głowę
-W-w każdym razie... to wszystko czego ode mnie chciałaś?
-Uh... póki co, chyba...
-Dobra – wstał.
-Stój! Nie chcesz jeszcze pograć? - popatrzył na monitor.
-Tsk... to zbyt proste. Nie sprawiło mi to żadnej zabawy... No i … ja muszę... - zerknął na ścianę przedziałową – Muszę iść spać.
-Huh? Śpij tutaj dzisiaj.
-Pasuję. - odpowiedział natychmiast, czerwień powiększyła się na jego twarzy.
-Ale moja kanapa jest taka wygodna! - poklepałaś siedzenie.
-Nie byliśmy za wami aż tak w tyle! To wygląda jak pierdolony antyk! - zatrzymałaś grę i popatrzyłaś na niego.
-Więc... to gra w stylu atakuj i unikaj... A więc masz atakować bossa póki nie padnie i unikać jego ataków.
-Ta, ta, łapię! Wciśnij start w końcu! - westchnęłaś. Wścieknie się. Sans nie lubi grać w gry które wykorzystują każdy jego najmniejszy błąd. To pewnie najgorszy typ gier dla niego. Wcisnęłaś start i czekałaś, aż poziom smoka się załaduje. - Cholera! - krzyknął zdając sobie sprawę, że natychmiast musiał wskoczyć na chmurkę. Skupiłaś się na swojej postaci. Gra była trudna bez kogoś u boku. Przegapiłaś skok i oberwałaś kulą ognia w twarz. I chwilę potem za bardzo się skupiłaś i oberwałaś laserem. Mając ostatnie życie, starałaś się jak mogłaś, ale padłaś. Byłaś w szoku, bo ekran nie oznajmił od razu „UMARŁAŚ”, zamiast tego, patrzyłaś jak unosi się Twój duch i … - Już zdechłaś?! Kurwa mać! Ssiesz w te gry! - warknął Sans przeskakując przez Twoją postać.
-Co?! Jakim cudem jeszcze żyjesz?!
-Nie wiem! Próbowałaś unikać?
-Tak! Próbowałam unikać!
-Nie próbowałaś! Spierdoliłaś trzy razy i zdechłaś! - sprawdziłaś jego życia.... nadal całe trzy... Jak? Jakim cudem trzyma je w najgorszym bossie? Nim się spostrzegłaś, Ty znowu umarłaś. - Kurwa! Przestań zdychać! - warknął uzdrawiając się po jakimś czasie – Przez ciebie sam dam się zabić!
-Czacho.. jak... co robisz, że nadal żyjesz?
-O co ci kurwa chodzi, co robię, że żyję?! Gra jest kurewsko prosta!
-Nie, nie jest!
-Jest! Musisz tylko unikać i przestać niepotrzebnie atakować!
-Ale trudno się unika!
-Tsk... wcale, że nie – mruknął cicho.
-Co?
-Masz pierdolone trzy życia, nie jest ciężko!
-Trzy życia to praktycznie nic! - Sans zamilkł i chwilę potem, wiedziałaś dlaczego. - Znaczy... znaczy się... trzy życia... ta... to... uh...
-Powinnaś się kurwa zastanowić trzy razy nim cokolwiek powiesz...
-Chodziło mi tylko o to... jak na grę... to nie jest dużo... - oberwałaś znowu i patrzyłaś jak Twój duch znowu ulatuje do góry. - Czacho! Nie ocaliłeś mnie!
-Zamknij się! Nie dam rady być przy tobie cały czas, jasne! Naucz się unikać i nie zmuszaj mnie do ratowania ci ciągle dupy!
-Co się stało z moim bohaterem, który przybędzie by mnie ocalić w lśniącej zbroi?
-Już ocaliłem ci dupę kilka razy bo ssiesz! - zamilkłaś i patrzyłaś jak gra. On też milczał... Właściwie... był na tej grze skupiony jak nigdy. Jego źrenice nie opuszczały ekranu, nie mrugał. Tak, jakby zamierzał... Nie... nie... nie.. On... on nie może... Nie może pokonać bossa... za pierwszym razem... To... nigdy wcześniej nie grał w takie gry... To nie tak powinno działaś. Nie powinien być w tym tak dobry bez praktyki. Nawet ty, bardzo ćwiczyłaś dzisiaj. Wbrew temu co wszyscy mogą uważać, granie w gry to trenowanie skilla, który wymaga czasu i wysiłku. Jakim sposobem może być w tym taki dobry bez praktyki w czymś podobnym?
-POKONANY! - oznajmiła gra. Coś lekkiego upadło na Twoje kolana. To pad. Powoli odwróciłaś głowę, aby spojrzeć na twarz potworzego przyjaciela. Uśmiechnął się, złoty ząb migotał w świetle monitora. Założył ręce za głowę opierając się dumnie, cwanie się szczerzył.
-Zero hitów... zero śmierci.. proszę bardzo księżniczko!
-J-jak ty to... zrobiłeś?! - byłaś oczarowana. Sans zaśmiał się, jego twarz oświetlał monitor
-Rany laseczko! To taka trudna gra! - był z siebie bardzo dumny – Może powinniśmy zacząć od początku, abyś nauczyła się grać? - Gdyby nie płakał jeszcze kwadrans temu, ten szkielet byłby całkowicie w niebezpieczeństwie. Zamiast tego, postanowiłaś poprawić mu humor... póki co. Zaprosiłaś go po to, aby go rozweselić ostatecznie. Uniosłaś głowę uśmiechając się.
-Heh... dzięki Czacho! Wiedziałam, że wybrałam naprawdę fajnego kolesia kiedy zdecydowałam zaprzyjaźnić się ze swoim słodkim potworem z sąsiedztwa. - zaśmiał się, delikatna czerwień wstąpiła na jego twarz. Powoli osunął ręce jakby chciał otrząsnąć się z Twojego komplementu.
-P-po chuj ty to zawsze pierdolisz..
-Będę tak mówić, póki nie uwierzysz. - odwrócił głowę
-W-w każdym razie... to wszystko czego ode mnie chciałaś?
-Uh... póki co, chyba...
-Dobra – wstał.
-Stój! Nie chcesz jeszcze pograć? - popatrzył na monitor.
-Tsk... to zbyt proste. Nie sprawiło mi to żadnej zabawy... No i … ja muszę... - zerknął na ścianę przedziałową – Muszę iść spać.
-Huh? Śpij tutaj dzisiaj.
-Pasuję. - odpowiedział natychmiast, czerwień powiększyła się na jego twarzy.
-Ale moja kanapa jest taka wygodna! - poklepałaś siedzenie.
-Będziesz robić tylko chujowe kawały o tym jak przez przypadek wyciągnąłem twoją duszę do seksu i spałem na tobie... Pasuję!
-Tylko raz żartowałam o tym czymś z duszą!
-Cztery kurwa razy!
-Robię sobie z tego jaja, aby między nami nie było sztywnej atmosfery. To mechanizm radzenia sobie Czacho! Mechanizm radzenia sobie!
-Cóż. Mam dość twojego pierdolonego mechanizmu radzenia sobie!
-Dobra! Nie będę z tego żartować! Proszę, śpij na mojej kanapie!
-Powiedziałem, że nie chcę!
-Czacho, proszę!
-Nie!
-Mam dodatkową poduszkę i koc! To jak piżama party, ale w oddzielnych pokojach!
-Po chuj ci tak na tym zależy?! - westchnęłaś patrząc na swój monitor.
-Bo... bo mi na tobie zależy Czacho... Jesteś moim przyjacielem. - czerwień na jego policzkach wróciła, odwrócił wzrok. Wsadził ręce do kieszeni i stał niepewnie.
-Ty... ty nie powinnaś... Ja... ja się nie liczę
-Dla mnie się liczysz! Martwię się o ciebie tak samo jak ty wtedy kiedy ja wychodzę nocą! Nie łapiesz?! - nadal patrzył na bok – Czacho... są osoby którym na Tobie zależy! - Wtulił się bardziej w swoją kurtkę
-...D-dobra... - powiedział po chwili – J-jeżeli się w końcu zamkniesz... - usiadł znowu rozsiadając się na Twojej wygodnej kanapie.
-Chyba powinnam przestać grać, abyś mógł iść spać – powiedziałaś poprawiając laptopa na kolanach.
-Jest dobrze... I tak nie chce mi się spać – powiedział patrząc na monitor.
-Chcesz pograć?
-Mówiłem, to zbyt łatwe – ułożył się – No i fajnie pooglądać jak pierdolisz taką łatwą grę.
-Ona nie jest łatwa! - wyszczerzył się patrząc jak klikasz na kolejny poziom i czekasz, aż gra się załaduje
-Łatwa jak bułka z masłem.
-Tylko raz żartowałam o tym czymś z duszą!
-Cztery kurwa razy!
-Robię sobie z tego jaja, aby między nami nie było sztywnej atmosfery. To mechanizm radzenia sobie Czacho! Mechanizm radzenia sobie!
-Cóż. Mam dość twojego pierdolonego mechanizmu radzenia sobie!
-Dobra! Nie będę z tego żartować! Proszę, śpij na mojej kanapie!
-Powiedziałem, że nie chcę!
-Czacho, proszę!
-Nie!
-Mam dodatkową poduszkę i koc! To jak piżama party, ale w oddzielnych pokojach!
-Po chuj ci tak na tym zależy?! - westchnęłaś patrząc na swój monitor.
-Bo... bo mi na tobie zależy Czacho... Jesteś moim przyjacielem. - czerwień na jego policzkach wróciła, odwrócił wzrok. Wsadził ręce do kieszeni i stał niepewnie.
-Ty... ty nie powinnaś... Ja... ja się nie liczę
-Dla mnie się liczysz! Martwię się o ciebie tak samo jak ty wtedy kiedy ja wychodzę nocą! Nie łapiesz?! - nadal patrzył na bok – Czacho... są osoby którym na Tobie zależy! - Wtulił się bardziej w swoją kurtkę
-...D-dobra... - powiedział po chwili – J-jeżeli się w końcu zamkniesz... - usiadł znowu rozsiadając się na Twojej wygodnej kanapie.
-Chyba powinnam przestać grać, abyś mógł iść spać – powiedziałaś poprawiając laptopa na kolanach.
-Jest dobrze... I tak nie chce mi się spać – powiedział patrząc na monitor.
-Chcesz pograć?
-Mówiłem, to zbyt łatwe – ułożył się – No i fajnie pooglądać jak pierdolisz taką łatwą grę.
-Ona nie jest łatwa! - wyszczerzył się patrząc jak klikasz na kolejny poziom i czekasz, aż gra się załaduje
-Łatwa jak bułka z masłem.
-Heh heh heh! Naprawdę ssiesz!
-Zamknij się, to nie prawda! - Twoja postać umarła z kolejnym atakiem.
-Mówię! Skup się na uniku. Nie ma sensu atakować, jeżeli nie unikniesz!
-Skupiam się!
-Nie! Próbujesz atakować kiedy pojawia się więcej ataków!
-Jakoś muszę go atakować!
-Więc poczekaj na właściwy moment! Kurwa... to nie jest aż tak trudne!
-Jest!
-Widzisz, tutaj sześć ataków na ciebie leci... Nie atakuj!
-UMARŁAŚ!
-Gahhh! - krzyknęłaś patrząc na ducha na ekranie – Czacho! Pogarszasz tylko!
-Akurat! Nie sądzę, aby było możliwe bardziej pierdolić tę grę.
-Oh zaufaj mi.. Nie jestem testerem gier.
-Co to kurwa znaczy?
-Nic... nic... tylko... nie krzycz na mnie gdy gram. Nie mogę się skupić – kliknęłaś na reset i zaczęłaś od nowa. Sans milczał i wczułaś się nieco bardziej. Skup się na unikach... Atakuj kiedy możesz... Właściwie, idzie Ci o wiele lepiej... Może w końcu przejdziesz ten poziom...
-Czy... czy boisz się śmierci? - nagle zapytał?
-Co?! - To pytanie Cię zaskoczyło i oberwałaś.
-UMARŁAŚ! - krzyknęła gra, ale zignorowałaś to, patrzyłaś na szkieleciego przyjaciela.
-Ch-cholera, przepraszam – powiedział cicho – Z-zapomnij co powiedziałem – nadal na niego patrzyłaś.
-Czacho...
-Zapomnij! No i … masz duszę odwagi więc...
-Ta.. ale.. nie oznacza to tego, że nie wiem co to strach. - Popatrzył na Ciebie nim znowu zwrócił wzrok na ekran.
-Naprawdę.... bałaś się?
-Jasne, dla przykładu, co jeżeli mój słodki potworzy sąsiad zezłości się na mnie i przestanie mnie kochać?
-C-CO?! - krzyknął.
-Hahaha, o nie, to się już dzieje! - powiedziałaś sarkastycznie. Westchnął opierając się o kanapę i zamykając oczy. Po chwili wcisnęłaś reset i skupiłaś się znowu na grze – Ja... uh.. - zaczęłaś powoli – Mówisz o strachu o siebie, nie o innych, tak?
-M-mam na myśli o-ogólnie – patrzył na Twoją postać jak unikała ataków.
-Cóż... uh... ta.... dawniej się bałam śmierci. Tak naprawdę bardzo. Pamiętasz.. słońce może mnie zabić. - zadrżał w siedzeniu i wsunął ręce bardziej do kieszeni.
-Jak... jak mogłaś nigdy go nie.. J-jak sobie z tym radzisz... nie martwi cię to?
-Cóż... jest dobrze. - oparłaś się o kanapę – Dla mnie.. Nie ma nic straszniejszego niż życie w strachu. - Sans zamyślił się przez chwilę
-...To nie tak, że możesz o tym decydować czy coś...
-Właściwie to możesz.. Troszeczkę. Myślę o tym co chcę i o tym co muszę. Pozostałe uczucia są drugorzędne. - Sans ziewnął.
-Huh... łatwo mówić
-Cóż... jest o wiele łatwiej kiedy coś cię motywuje. Kiedy mi na czymś nie zależy, znacznie trudniej mi się do tego przyłożyć – unikałaś więcej ataków, zbliżając się do końca planszy. Nie zostało już wiele. Wiesz, że niedługo koniec. - No i już ci mówiłam. Nigdy nie umrę. - Coś lekkiego osunęło się na Twoje ramie i odwróciłaś wzrok z monitora, aby zobaczyć co to. - Czacho? - Usnął, opiera głowę o Twoje ramię i cicho oddycha przez nos.
-UMARŁAŚ!
-Zamknij się, to nie prawda! - Twoja postać umarła z kolejnym atakiem.
-Mówię! Skup się na uniku. Nie ma sensu atakować, jeżeli nie unikniesz!
-Skupiam się!
-Nie! Próbujesz atakować kiedy pojawia się więcej ataków!
-Jakoś muszę go atakować!
-Więc poczekaj na właściwy moment! Kurwa... to nie jest aż tak trudne!
-Jest!
-Widzisz, tutaj sześć ataków na ciebie leci... Nie atakuj!
-UMARŁAŚ!
-Gahhh! - krzyknęłaś patrząc na ducha na ekranie – Czacho! Pogarszasz tylko!
-Akurat! Nie sądzę, aby było możliwe bardziej pierdolić tę grę.
-Oh zaufaj mi.. Nie jestem testerem gier.
-Co to kurwa znaczy?
-Nic... nic... tylko... nie krzycz na mnie gdy gram. Nie mogę się skupić – kliknęłaś na reset i zaczęłaś od nowa. Sans milczał i wczułaś się nieco bardziej. Skup się na unikach... Atakuj kiedy możesz... Właściwie, idzie Ci o wiele lepiej... Może w końcu przejdziesz ten poziom...
-Czy... czy boisz się śmierci? - nagle zapytał?
-Co?! - To pytanie Cię zaskoczyło i oberwałaś.
-UMARŁAŚ! - krzyknęła gra, ale zignorowałaś to, patrzyłaś na szkieleciego przyjaciela.
-Ch-cholera, przepraszam – powiedział cicho – Z-zapomnij co powiedziałem – nadal na niego patrzyłaś.
-Czacho...
-Zapomnij! No i … masz duszę odwagi więc...
-Ta.. ale.. nie oznacza to tego, że nie wiem co to strach. - Popatrzył na Ciebie nim znowu zwrócił wzrok na ekran.
-Naprawdę.... bałaś się?
-Jasne, dla przykładu, co jeżeli mój słodki potworzy sąsiad zezłości się na mnie i przestanie mnie kochać?
-C-CO?! - krzyknął.
-Hahaha, o nie, to się już dzieje! - powiedziałaś sarkastycznie. Westchnął opierając się o kanapę i zamykając oczy. Po chwili wcisnęłaś reset i skupiłaś się znowu na grze – Ja... uh.. - zaczęłaś powoli – Mówisz o strachu o siebie, nie o innych, tak?
-M-mam na myśli o-ogólnie – patrzył na Twoją postać jak unikała ataków.
-Cóż... uh... ta.... dawniej się bałam śmierci. Tak naprawdę bardzo. Pamiętasz.. słońce może mnie zabić. - zadrżał w siedzeniu i wsunął ręce bardziej do kieszeni.
-Jak... jak mogłaś nigdy go nie.. J-jak sobie z tym radzisz... nie martwi cię to?
-Cóż... jest dobrze. - oparłaś się o kanapę – Dla mnie.. Nie ma nic straszniejszego niż życie w strachu. - Sans zamyślił się przez chwilę
-...To nie tak, że możesz o tym decydować czy coś...
-Właściwie to możesz.. Troszeczkę. Myślę o tym co chcę i o tym co muszę. Pozostałe uczucia są drugorzędne. - Sans ziewnął.
-Huh... łatwo mówić
-Cóż... jest o wiele łatwiej kiedy coś cię motywuje. Kiedy mi na czymś nie zależy, znacznie trudniej mi się do tego przyłożyć – unikałaś więcej ataków, zbliżając się do końca planszy. Nie zostało już wiele. Wiesz, że niedługo koniec. - No i już ci mówiłam. Nigdy nie umrę. - Coś lekkiego osunęło się na Twoje ramie i odwróciłaś wzrok z monitora, aby zobaczyć co to. - Czacho? - Usnął, opiera głowę o Twoje ramię i cicho oddycha przez nos.
-UMARŁAŚ!
Zamarłaś z rękami na klawiaturze. On... on usnął... obok Ciebie... Masz wrażenie, że otworzył się nieco bardziej niż chciał. Powoli zamknęłaś laptopa tak, aby nie obudzić śpiącego potwora i ostrożnie odsunęłaś go na ziemię. Było ciężko, musiałaś to robić nogami, bo nie mogłaś się poruszyć.
-Dobra czacho... - szepnęłaś cicho – Czasz na mnie... - próbowałaś się delikatnie odsunąć, aby położył się na kanapie, kiedy Cię nie będzie, lecz zamiast tego, poruszył się z Tobą i poczułaś jak coś ciągnie Cię za koszulkę. -Czacho? - popatrzyłaś na niego i zrozumiałaś że chwycił szponami materiał. Kiedy?! Jak bardzo jest przytulaśny?! - Czacho.. musisz mnie puścić.. - szeptałaś próbując wydostać się z jego uścisku. Odpowiedział chwytając Cię bardziej. - Czacho! - szeptałaś – Czacho! Musisz puścić! - Oddychał powoli, siedziałaś zastanawiając się co zrobić. Nie ma szansy, aby wyswobodzić koszulki, ostatecznie nie bez budzenia go.. ale nie możesz tutaj spać. Nigdy już nie będzie u Ciebie chciał spać, jeżeli znowu się na Tobie obudzi. Westchnęłaś, zdając sobie sprawę co trzeba zrobić – Obyś się nie obudził – szepnęłaś patrząc przez chwilę na jego twarz, jak cichutko oddycha. Jednym ruchem wyciągnęłaś ręce, i wyciągnęłaś głowę osuwając się na podłogę. W mgnieniu oka już Cię nie było, udałaś się do sypialni. Sans delikatnie osunął się na kanapę jak Cię nie było, ale się nie zbudził. Zamiast tego, przyciągnął koszulkę do siebie wbijając w nią szpony i wtulając się w nią. Nie obudził się, kiedy wielki koc okrył jego ramiona i nie obudził się kiedy poduszka delikatnie została wsunięta pod jego głowę. I co ważniejsze, nie obudził się kiedy dakimakura została wepchnięta w jego łapy, zaś jego sąsiadka zamyka się w swojej sypialni.
-Dobra czacho... - szepnęłaś cicho – Czasz na mnie... - próbowałaś się delikatnie odsunąć, aby położył się na kanapie, kiedy Cię nie będzie, lecz zamiast tego, poruszył się z Tobą i poczułaś jak coś ciągnie Cię za koszulkę. -Czacho? - popatrzyłaś na niego i zrozumiałaś że chwycił szponami materiał. Kiedy?! Jak bardzo jest przytulaśny?! - Czacho.. musisz mnie puścić.. - szeptałaś próbując wydostać się z jego uścisku. Odpowiedział chwytając Cię bardziej. - Czacho! - szeptałaś – Czacho! Musisz puścić! - Oddychał powoli, siedziałaś zastanawiając się co zrobić. Nie ma szansy, aby wyswobodzić koszulki, ostatecznie nie bez budzenia go.. ale nie możesz tutaj spać. Nigdy już nie będzie u Ciebie chciał spać, jeżeli znowu się na Tobie obudzi. Westchnęłaś, zdając sobie sprawę co trzeba zrobić – Obyś się nie obudził – szepnęłaś patrząc przez chwilę na jego twarz, jak cichutko oddycha. Jednym ruchem wyciągnęłaś ręce, i wyciągnęłaś głowę osuwając się na podłogę. W mgnieniu oka już Cię nie było, udałaś się do sypialni. Sans delikatnie osunął się na kanapę jak Cię nie było, ale się nie zbudził. Zamiast tego, przyciągnął koszulkę do siebie wbijając w nią szpony i wtulając się w nią. Nie obudził się, kiedy wielki koc okrył jego ramiona i nie obudził się kiedy poduszka delikatnie została wsunięta pod jego głowę. I co ważniejsze, nie obudził się kiedy dakimakura została wepchnięta w jego łapy, zaś jego sąsiadka zamyka się w swojej sypialni.
Autor: theskeletongames