Spacer o tak później godzinie nie był dobrym pomysłem. Chłód
wyjątkowo doskwierał ci, nie wspominając o tym, jak obolałe nogi już były. Ledwo nimi włóczyłeś. Wiedziałeś jednak, że
niewiele brakuje ci do mieszkania. Z nadzieją oczekiwałeś ujrzeć koniec lasu,
ten jednak zdawał się nie kończyć. Zaraz, tu gdzieś powinna być znajoma droga.
Doskonale ją pamiętałeś!
Podskoczyłeś wystraszony nagłym krakaniem.
Powiodłeś spojrzeniem w górę, a tam twym oczom ukazał się wielki ptak.
Jego czarne pióra idealnie wtapiały się w tło, chwilami odbijając blask
księżyca. Znów krakanie. Kolejny ptak pojawił się, przysiadając na gałęzi
nieopodal. Jeden kruk to nic, dwa kruki to już przypadek. Trzeci był już
podejrzany. Co gorsza, cała trójka leciała za tobą, kracząc i nie dając
spokoju.
Przyśpieszyłeś kroku, w panice nie patrząc już na skręty czy drogi. Ptaków zaś
przybywało. Chmara niczym stado hien, leciała za swą ofiarą. Zbierały się coraz
liczniej, zwiastują rychły koniec nocnej wędrówki.