Notka od tłumacza: Królicza nora to miejsce do którego powinniśmy się zagłębiać w samotności, albowiem stanowi ona odpowiedź na pytanie "kim tak naprawdę jesteśmy". Nasze serce, pragnienia i dusza. Młoda pokojówka Hee-Yeon postanowiła zagłębić własną króliczą norę i to co w niej znalazła na zawsze odmieniło jej życie. Komiks od lat 18.
Notka od tłumacza: Zgodnie z tym co pisała autorka na swoim deviantarcie: komiks nie jest kanoniczny i powstał ku dobrej zabawie i pomyśle jaki chciała zrealizować. Springtrap nie jest więc tutaj ani Williamem Aftonem, ani Michaelem Aftonem. Tak czy siak komiks sam w sobie jest naprawdę ciekawy i przedstawia sytuację, w której tytułowa bohaterka- czternastoletnia Deliah- odnajduje Springtrapa i... postanawia zabrać go do domu. Zapowiada się świetnie, prawda? Zwłaszcza biorąc pod uwagę charakter samego Springa, który niejednokrotnie pokazuje jak bardzo zaborczy względem niej jest. Tak czy siak, zapraszam do czytania x3
Wyobraźcie o sobie tylko. Jesteście sobie w lesie i nagle ni stąd ni zowąd... wpadacie do króliczej nory. A może coś wam tam wpadło, a wy chcąc to sięgnąć razem za tym? A może stwierdziliście, że wasz introwertyzm wszedł na większy poziom i chcecie tam zamieszkać? Co tam znajdziecie? Przeleżycie kilka godzin czekając, aż ktoś wam pomoże? Królicza rodzina postanowi cię zaadoptować? Założycie bazę? Dotrzecie aż do Alicji? A może Narnia przeniosła się do króliczej nory?
Witajcie moi mili <3 Przychodzę do Was jak widzicie po tytule z eventem. Waszym zadaniem będzie wymyślenie co się stanie jak wpadniecie do króliczej dziury. W jakich okolicznościach i co się tam stanie jest tylko i wyłącznie Waszym pokazem pomysłowości.
FORMA DOWOLNA
Jeśli masz pomysł na opowiadanie, rób opowiadanie. Chcesz zrobić rysunek? Nie krępuj się. Fotografia, animacja, nagranie dźwiękowe... co wam dusza podpowie i jak tylko zapragniecie to zinterpretować. Jeśli kogoś bardzo kusi 18+ czy to patrząc na przemoc czy inne sprawy to również droga wolna.
MOŻNA SŁAĆ DOWOLNĄ ILOŚĆ PRAC
Jeśli macie więcej niż jeden pomysł to nie ma żadnych przeszkód, by ich nie zrealizować.
Na pracę czekamy do 13 kwietnia do godziny 23:59
Prace ślijcie na maila: oczytana.pisadelko@o2.pl
Życzę Wszystkim biorącym udział duużo kreatywności <3
Galia w oczach Cezara dzieliła się na dwie części: czyli na tę w której chodzili w togach; oraz na północną gdzie noszono porcięta - element stroju związany z klimatem. Wynalazek Słowian i German. Wśród nich znane od niepamiętnych czasów. Od nich Rzymianie nauczyli się ich nosić, Kartagińczycy i Grecy. Mieszkańcy Imperium wymyślili "gacie dziane" czyli zrobione tak samo jak dzisiejsze skarpety. Mogli sobie przy tym nosić tunikę, togę czy zbroję. Gacie więc nosiło się zawsze, pełniły rolę dzisiejszych majtek - nawet dla kobiet. Nazwa gacie pochodzi od staropolskiego słowa gacić czyli ocieplać. Spodnie od tego, że się nosi pod spodem i pierwotnie były rodzajem gaci. Portki - wzięła się z łaciny od słowa porta czyli brama.
Dziane gacie robione były z wełny lub włóczki. Płótno zgrzebne - surowe, raniły ciało jak włosiennica. Już w XVII wieku były białe i niewiele różniły się od naszego pojęcia bielizny. Plebs nosił ją co dzień na sobie, bo jego strój ogólnie składał się z koszuli i gaci, a kobiety zakładały do tego jeszcze kaftanik, fartuch czy zapaszkę. Rzadziej spódnicę - nie było to popularne.
A jak trzymało się to na dupie?
Na sznureczki. Z czego nie idzie to jak u nas na brzuchu, lecz podwiązywali je u bioder.
Wielki postęp to guziki i haftki. Pierwotne guziki były z rogów zwierząt, szylkretu, macicy perłowej, drewna, terakoty, fajansu, szkła, kryształu. Zdobione drogimi kamieniami, a więc posiadanie guzików było objawem zamożności. Dzięki guzikom pojawiły się męskie spodnie z klapami. W różnych kombinacjach były te klapy, na przodzie, na tyle, na boku. Tworzą się też koszule zapinane od tyłu i surduty czyli praszczur dzisiejszej marynarki.
Jeżeli natomiast chodzi o kobiece pantalony... Nazwa pochodzi od rodzaju męskich spodni - noszone były przy zimnej pogodzie i wkładano je pod suknie. Mogły mieć kształt klasyczny, albo wymyślną formę ozdobione koronka, wiązane przy kostce albo pod kolanem.
Między XVII a XVIII wieku chodził kobiecy zabobon, że w długich majtkach do kościoła tylko dziwka, a bogobojna kobieta powinna bez względu na pogodę iść z gołą dupą.
Majtki wymyślono dopiero w połowie XX wieku. związane są z rewolucją gumy, która również dała początek prezerwatywie taką jaką znamy. Bez gumy nie byłoby wiele wynalazków - doceńcie gumę. Ludzie w Brazylii wykorzystali lateks, czyli wydzielinę drzewa kauczukowego. Aztekowie uwielbiali robić kauczuki. Ale to na marginesie...
Pierwotnie nogawki majtek były cięte w okolicach górnej części uda tzw figi to są lata pięćdziesiąte XX wieku, związane jest to z wybuchem bomby atomowej. W ramach protestu panie zaczęły zakładać mini kostiumy kąpielowe zwane bikini, dolną ich cześć stanowiły figi zasadniczo nie różniące się zbytnio od współczesnych już majtek - slipy powstały z fig. A skąd nazwa bikini? Z plaży Atol Bikini na Hawajach gdzie dokonano próby z bronią wodorową...
Stąd wniosek, że gdyby nie było I Wojny Światowej, świat nie chodziłby w majtach.
Naga to ona nie była wcale, miała pończochy i korale.
Odkąd funkcjonują skarpety, a z nich pończochy - ciężko mi powiedzieć, bo w skarpetach popierdalali wikingowie i ich kobiety dziergały je na drutach.
Im zimniej tym skarpety były dłuższe, aż w końcu dostały nazwę pończoch. Były też i męskie, nosił je między innymi np Henryk VIII w Anglii. Dzięki nim ludzie zaczęli zwracać uwagę na męskie nogi i łydki.
Kobiece nadal są zakryte przez sutą kieckę, więc o czym tutaj mówić?
W XVIII wieku następuje moda na przebieranie kobiety w męskie stroje. Panie bardzo ochoczo to robiły i zaczęły pokazywać swoje kształty - nogi przede wszystkim.
Na dworze Ludwika XIV panie chodziły już w jedwabnych pończochach, natomiast mężczyźni obowiązkowo stukali wysokimi obcasami o czerwonym kolorze.
Pasek do noszenia pończoch używany jest od okresu I wojny światowej. Wykonywany przez modystki z atłasu, przeważnie herbacianego, różowego lub niebieskiego - generalnie dwa kroje.
Dla kobiet porządnych obejmował brzuch od pasa, kończąc się w połowie uda. Z tyłu zapinany na haftki. Do niego przyszyte były gumy, które na końcu miały specjalny mechanizm z metalu łapiący tkaninę pończoch z dwóch albo czterech miejsc.
Kobiety starszej daty przyszywały sobie paski z gumy do staników, które miały formę dzisiejszej bliski z przodu zapisane na guziki. Nie posiadał żadnego elementu podtrzymującego biust, podtrzymywał pończochy. Na podobnych stanikach mężczyźni nosili swoje.
Drugi typ w okresie międzywojennym, nosiły dziwki. Sięgał od pasa odsłaniając kobiecość. Był wycięty - czyli taki aktualnie modny. Posiadał od czterech do sześciu pasków podtrzymujących paski. Do epoki gumy, obowiązywały podwiązki, które znane są od średniowiecza, a może nawet i wcześniej.
Część pończochy wystającej poza podwiązkę była znacznie szersza niż obecnie. Panowie nosili ją pod skarpetę. Były wykonywane z płótna, atłasu w XX wieku z użyciem gumy oraz gurtu - sztywny materiał bawełniany o konsystencji paska. Wszywano go w płótno. Utwardzał też staniki - wcześniejszy niż guma i jego powstanie może sięgać nawet XVIII wieku. Można było uzyskać też dzięki jego pomocy odpowiedni kształt sukni.
Dobry gorset ze słonia zrobi gazelę!
Starożytne Egipcjanki nosiły sukienki na szerokich szelkach zasłaniające piersi, Kretenki i różne inne Minojki w ogóle poszły na całość odsłaniając piersi i nosząc je na sukni. Greczynki, szczególnie te z patriarchalnych Aten zasłaniały piersi, ale nie zrezygnowały z kroju szat minojskich, który je podnosił. Sam krój. Wrócił zresztą w epoce napoleońskiej jako empire.
Starożytne Rzymianki nic tu nie zmieniły. Ale dekolty stały się jeszcze większe, a podpórki na piersi coraz bardziej wymyślne. Sięgnięto po metal, drewno, końskie włosie. Na razie wszystko to było elementem szaty czyli peplum, takie peplum podtrzymywał pasek. Sznurki, zwłaszcza u Greczynek podtrzymywały piersi nadając im oprawę podkreślającą kształt, ale także przechodziły niżej, także między nogami. Odwiązanie takiej ozdoby równało się zabraniu cnoty.
Egipcjanki nie były takie purytańskie. Pod suknią, niekiedy wąską na szelkach u góry nosiły co najwyżej coś na kształt biżuterii lub pasa cnoty jak kto woli, najczęściej w ogóle nic.
No, skoro ich mężczyźni nosili pieluchy. Mam na uwadze klasyczny kształt męskiej przepaski biodrowej wiązanej na kształt pieluchy - oczywiście tej z tetry, a nie pampersa - na którą nakładało się ozdobny fartuszek wiązany z przodu. Generalnie roznegliżowani święci Baroku noszą dla przyzwoitości takie szmatki, o różnym kształcie. Podobna zakrywa nagość na krzyżu, o ile nie jestem obsceniczny.
Czasem jest wiązana tyłem do przodu, co daje z tyłu efekt stringów, zwłaszcza na Wschodzie. Japończycy nosili takie pod swe kimona. Generalnie - Zachód nosił portki czyli gacie, Wschód - często pieluchy i obszerną szatę do kostek, wyjątkiem była grecka tunika do kolan, krój klasyczny.
Ale wracając do tych cycuszków.
Strój miał je zasłaniać i podkreślać. Na barbarzyńskiej północy Słowianki i Germanki nosiły je w ogóle pod suknią, nie ukazując światu, a więc wszelkie formy podniesienia i ozdobienia biustu pochodzą znad Morza Śródziemnego.
Prawdziwa rewolucja dokonała się w dobie Odrodzenia, a potem Baroku. Pierwsza epoka dekolt wymyśliła, wymyśliła też podpórkę na piersi noszoną na koszuli. Na razie ta podpórka raczej więziła i deformowała. Wystarczy spojrzeć na damy z dworu Henryka VIII chociażby takie siostry Boleyn.
Podobno pierwszy francuski gorset był wzorowany na zbroi rycerskiej i częściowo wykonany z metalu. Było to już w XIV wieku. Moda ta trwała krótko i ustąpiła w XVI wieku gorsetom noszonym na koszule tak jak w Anglii. We Francji używano więcej gurtu, a stanik z przodu miał większy krój przez co gorset zyskiwał kształt współczesnego gorsetu. Nosiło się go na koszulę ale również na suknię, a w ogóle to barok odciął górę sukni od dołu i utworzył formy sukni wcinane co sprzyjało gorsetom noszonym pod postacią staniczka, noszono go też na wierzchu co nie znaczyło, że pani nie miała gorsetu typu bielizna.
W tej formie gorset przetrwał do końca XIX wieku. W okresie I Wojny Światowej, kiedy kobieta miała więcej swobody, bo mężczyźni poszli na wojnę, a one zajmowały w miastach ich miejsce - nie mogła być zakuta w gorset. Zaczął się wobec tego znacznie skracać był robiony jako stanik.
Atłas był podszywany sztywnym płótnem. W XIX wieku wymyślono fiszbiny - cześć ciała wieloryba, a konkretnie zdaje się jego skrzela - używano ich do usztywniania gorsetów i staników po I WŚ gorsety zanikają, a utrzymuje się stanik. Ma on formę bardziej zabudowaną niż obecnie, ale szybko się skraca. Po II wojnie światowej przyjął formę bardotki - stanika z odkrytym biustem, równie skąpego jak bikini, nazwa pochodzi od nazwiska Brigitte Bardot która miała zaprezentować taki stanik. Ten któj w zasadzie się utrzymał.
Notka od tłumacza:Jest to cykl one-shootów w większości +18 osadzonych w różnych AU z gry Undertale. Opowiadanie dostosowane do kobiecego czytelnika. Przedstawia związki Ty x Sans ; Ty x Papyrus ; Sans x Ty x Papyrus.
Opowiadanie zawiera elementy sado-maso, seksu publicznego, i wiele naprawdę wiele innych zboczeń seksualnych.
Orgia (Undertale, UnderFell, Underswap, SwapFell // Sans i Sans i Papyrus i Papyrus)
Zmęczenie (SwapFell // Sans)
Zabawa w klatce (UnderFell // Sans i Papyrus)
Straszny (HorrorTale // Sans)
Znamie (Underswap // Papyrus)
Stopa (UnderFell // Sans i Twoja przyjaciółka)
Na ostro (UnderFresh // Sans)
Zabaweczka (Undertale // Sans)
....~~....
Sans naprawdę potrzebował trochę wolnego czasu.
Pracował bardzo ciężko w laboratorium, będąc wykończonym niemalże do szpiku kości przez nieustające żądania pochłaniające jego uwagę oraz czas.
Planował zrobić sobie wkrótce urlop, w trakcie którego planowałaś nie odstępować go ani na krok. Do tego czasu jednakże planujesz zrobić wszystko co możesz, by w pełni wykorzystać jego czas wolny i upewnić się, że chociaż próbował odpocząć. Był znany z tego, że pracował nawet podczas swoich przerw, zwyczajnie zbyt skupiony, by zawracać sobie głowę zegarem. Z tego właśnie powodu schodzisz na dół do uniwersytetu, by upewnić się że korzysta z przerwy obiadowej, gadając oczywiście o niczym innym jak o pracy i dopilnować, że je.
Przygotowałaś mu na dziś mały urokliwy talerzyk sushi w kształcie jakże tandetnych serduszek (Należy do tych lubiących kiczowate rzeczy, lubi też gierki słowne i dowcipy), jednakże tym razem ledwie je tknął... prawdopodobnie dlatego, że skończyłaś klęcząc między jego nogami z jego chujem w swoich ustach oraz jego dłonią wplątaną w twoje włosy.
Byłaś nawet bardziej niż chętna, by go zassać od chwili, w której weszłaś do pomieszczenia, a on przeniósł na ciebie swoje spragnione spojrzenie. Był tak nabuzowany przez fakt, iż praktycznie nie miał w domu chwili dla siebie, że obecnie nie miał czasu na bycie nieco zakłopotanym, ale bardzo romantycznym sobą. A ty czułaś się szczęśliwa mogąc wyświadczyć swojemu kościanemu przyjacielowi przysługę w imię jego dobrego samopoczucia.
I oczywiście aby zaspokoić swoją własną potrzebę.
Poruszałaś szybko swoją głową w górę i w dół, przesuwając język pod spód jego męskości i ssąc grubą niebieską erekcję, za którą tak przepadałaś. Sans za to odrzucił głowę do tyłu na oparcie swojego biurowego krzesła, podczas gdy jego biodra wykonywały powściągliwe ruchy w kierunku twoich ust.
- Na gwiazdy... skarbie... cholera, jesteś w tym taka dobra- Wysapał, opuszczając nieznacznie swoją szczękę, by w ten sposób łykać chciwie powietrze. Punkciki światła, które unosiły się tak łagodnie w przeciwieństwie do jego pustych oczodołów rozmywały się z powodu odczuwanej przez niego przyjemności i rozproszeniu.
Na taką reakcję uśmiech niczym u chochlika wykwitł na twojej twarzy. Wyjęłaś go ze swoich ust posyłając kościotrupowi tenże uśmiech, ściskając i pompując ręką pokrytego śliną członka. Zawarczał na utratę twych ust, spoglądając w dół na ciebie wygłodniale. Pozwoliłaś sobie na cichy śmiech, pocierając twardą, wrażliwą główkę jego męskości o swoje wargi i chuchając na nią gorącym oddechem.
- Tylko łapię oddech dziecino...wiesz, że nie drażniłabym się z tobą w takim momencie.- Wymruczałaś w stronę swojego zdesperowanego kochanka, na co on wypuścił z siebie drżący jęk, a ręka doskoczyła do jego ust kiedy przesunęłaś językiem po jego jakże wrażliwym czubku. Żarliwie wypychał biodra w kierunku twojego luźnego uchwytu, w którym trzymałaś jego dumę.
- Jak diabli byś nie chciała, drażnisz się...- Rzucił żartobliwie oskarżenie przez swoje palce, podczas gdy gogle ochronne spoczywające na górze jego czaszki odbijały światło tworząc świetliste pasma na suficie. Jedyne co mogłaś zrobić na ten widok to cicho zachichotać. Twoja uwaga wróciła jednak prędko do tego, by rozluźnić swoje gardło i przyjąć tym samym całą jego długość.
Sans zaskamlał na tak nagłą stymulację, ciągnąc za twoje włosy, a z głębi jego gardła uciekły niezrozumiałe dźwięki. Wycofałaś się, a następnie ponowiłaś ssanie w znacznie bardziej odpowiedniej górnej części jego członka (Czasami było to błogosławieństwem. Z racji faktu, że jest grubszy niż dłuższy...miałaś okropne odruchy wymiotne) i pozwoliłaś mu na wypchnięcie bioder w twoim kierunku, tym samym zezwalając mu na rżnięcie twoich ust w jego własnym tempie.
Korzystał z tej możliwości już od dobrej minuty, w trakcie której przesunęłaś dyskretnie dłoń pomiędzy własne nogi, by otrzeć się o swoją mokrą kobiecość przez spodnie. Gdy jednak poczułaś jak jego męskość zaczyna pulsować i drgać, twardniejąc coraz bardziej, wyciągnęłaś go ze swoich ust, poruszając ręką wzdłuż jego grubości, a kciukiem dopieszczając go pod główką, spoglądając na niego spod kurtyny rzęs.
Sam widok napalonej ciebie posłał go na skraj. Całe jego ciało naprężyło się, a szczęka opadła, by dać ujście drżącemu warkotowi spełnienia. Neonowo-niebieski strumień magii uleciał prosto z niego na twoją twarz, szyję i górę twoich piersi, zahaczając również o twoje rozchylone wargi i częściowo wysunięty język.
Pogładziłaś Sansa po jego członku, niezdolna ukryć uśmiechu na widok jego przepełnionej ulgą, drgającej i całkowicie zrelaksowanej pozycji (Opadł całym ciężarem kości na krzesło, spoglądając na ciebie leniwie), nim poluźniłaś uścisk na jego członku podniosłaś się by pochwycić ręcznik z jego biurka, a następnie oczyściłaś się nim.
Wypuściłaś z siebie ciche westchnienie zaskoczenia, kiedy Sans pociągnął cię za biodra, sadzając cię na swoich kolanach tak, że mógł swobodnie pieścić twoją szyję. Jego ramiona oplatały cię w pasie podczas gdy niemalże już pomruk zadowolenia dudnił w jego klatce piersiowej.
- Jesteś wspaniałą i piękną istotą i chyba nigdy nie będzie mi dane dowiedzieć się czym sobie na ciebie zasłużyłem.- Wymruczał przy twojej szyi kochającym i sprawiającym komfort tonem. Zachichotałaś i już miałaś otworzyć usta by mu odpowiedzieć... lecz zostałaś uciszona przez parę kościstych palców wsuwających się do twoich ust, napierających i ocierających się o twój język.
Druga dłoń kościotrupa zsunęła się, by zacząć gładzić cię po wewnętrznej części uda, powoli wspinając się wyżej. Kątem oka mogłaś dostrzec gęstą mgiełkę niebieskiego światła, wydobywającą się z jego lewego oczodołu oraz jego wygłodniały uśmieszek rozciągający jego i tak wieczny uśmiech jeszcze szerzej.
Jego długi, lazurowy język przesunął się po twojej szyi, gdy twoja dłoń postanowiła wybrać się w podróż między twoje nogi, gładząc wilgotne spodnie. - Muszę to zbadać... dowiedzieć się co czyni was ludzi i ciebie niebywale seksownymi. A więc przygotuj się kochanie...Musimy dokonać nieco pomiarów. Szczególnie musimy się skupić na znalezieniu momentu obrotowego twojej masy na moim pręcie.- Zawarczał. I choć miałaś okazję zakosztować gry słownej z jego naukowego żargonu, nie mogłaś narzekać, bowiem jego kościste palce uporczywie naciskały na twój pasek.
Sam nie wiem, co jest bardziej niebezpieczne w przyzywaniu duchów. Fakt, że może się udać, czy też raczej, że się nie uda. Wtedy napełnia syna adamowego zawód, strach, no i przeraźliwe poczucie samotności.
Zapewne ktoś z czytających mnie „bawił” się tak. Oh, mnie otacza wiele osób, które to próbowały. Łatwiej mi wymienić te, które tego nie robiły. Osobiście, próbowałem. Kilka razy z różnym skutkiem.
Biorąc pod uwagę rosnącą popularyzację Ouija postanowiłem przybliżyć Wam co nieco temat,. Abyście następnym razem jeżeli w ogóle kiedykolwiek zamierzacie to robić – nie zdenerwowali bytu jakiego przyzwiecie. Nie rozczarowali się, jeżeli nikogo nie przyzwiecie. No i nie robili tego jak ostatni debile narażając siebie oraz całe pomieszczenie w którym to robicie.
Jak dawniej wywoływano duchy?
To nie tak, że kiedyś ludzie nie interesowali się tymi tematami. Oczywiście, że się interesowali! Wszak tym co rozumiemy pod pojęciem cywilizacji to tradycja obrządku grobowego. Co to oznaczało? Ludzie, którzy w dalekich wiekach chowali swoich krewnych wierzyli, że po życiu jest coś. Coś innego. Chowali ukochanych z kwiatami, pieniędzmi, jedzeniem, wodą. Palili ich. Topili. Zjadali wierząc, że w ten sposób zostaną z nimi na zawsze.
Człowiek nigdy nie chciał się pogodzić z tym, że nasze życie trwa tak krótko i właściwie nie ma większego sensu. Musi być coś, co wytłumaczy to wszystko co się dzieje. Z czasem powstały wierzenia, że zmarli posiadają wiedzę absolutną i mogą się pojawiać. Tęsknota, przewidzenia, depresja, żałoba, a może choroba psychiczna? Tłumaczyć to można we wszelaki sposób, lecz bez wątpienia każdy kto stracił kiedyś kogoś bliskiego może z ręką na sercu powiedzieć, że ukochana osoba/zwierzę odwiedziło go kiedyś w śnie.
W moim przypadku pierwszym „duchem” był chomik. Nie pamiętam ile miałem wtedy lat, lecz bardzo przeżywałem śmierć mojego przyjaciela. Przyśniło mi się wtedy, że anioł przyniósł mi go, aby ten napił się wody ze swojego poidełka i się ze mną pożegnał. Matula powiedziała mi wtedy, że pewnie mnie odwiedził. Ta informacja i możliwość pożegnania się we śnie z pupilem przyniosła spokój mojemu szczenięcemu sercu.
Duchy, sen, życie po życiu. Wierzeń jest tak wiele zaś w obecnym natłoku informacji oraz przekłamaniach jakie mają miejsce ciężko dokładnie powiedzieć kto i kiedy zaczął wywoływać zmarłych. Ponoć byli to Chińczycy w VI wieku p.n.e. Ponoć Egipcjanie. Ponoć Grecy. Prawda jest taka, że jeżeli mówimy o cywilizacji i tęsknocie – wszystkie te odpowiedzi mogą być prawdziwe. Były wahadełka, okręgi z ognia, okręgi ze znaków, wnętrzności zwierząt, krew potomków zmarłego.
Więc kiedy dokładnie powstała tabliczka i jak do tego doszło?
Cofnijmy się w czasie do XIX wieku. Można powiedzieć, że był to wiek ciekawy. Mimo rozwijającej się nauki oraz ogólnemu podejściu społeczeństwa sceptycznie nastawionego do wszelkich cudów, właśnie w tym okresie popularne stawało się wywoływanie duchów. Na stole, najczęściej dębowym, rysowano białą kredą litery. Osoby biorące udział w seansie siadali dookoła stołu łącząc ręce, zaś na środku stawiano świecę; lekką rzecz przywoływanego ducha; albo też symbol. Najczęściej jednak były to szwindle. Ktoś nogą tupnął, ktoś inny coś komuś podłożył. Iluzja. Sztuka zimnego czytania. Mentalizm. Nie mówię, że współcześnie nie ma szwindli bo są i to jest ich jeszcze więcej! Nie twierdzę też, że wszystkie seanse z XIX wieku były mistyfikacją. Sceptycyzm to racjonalne podejście w tej tematyce. Trzeba go w sobie wypracować.
Autor Księgi Mediów, Allan Kardec tak opisuje znane swoim czasom mechanizmy przyzywania duchów (1804-1869, Francja):
„(...)niektóre osoby używają czegoś w rodzaju malutkiego, specjalnie skonstruowanego stoliczka, o długości od dwunastu do piętnastu centymetrów oraz wysokości od pięciu do sześciu centymetrów, opierającego się na trzech nóżkach, z których jedną stanowi ołówek; dwie pozostałe nóżki są zaokrąglone lub zakończone kulkami, co ułatwia ich przesuwanie po papierze. Jeszcze inni posługują się trójkątną, podłużną lub owalną „deseczką” o wymiarach od piętnastu do dwudziestu centymetrów kwadratowych. Na jednym z jej końców, na brzegu znajduje się ukośny otwór do umocowania ołówka; przygotowana do pisania deseczka stoi nierówno na papierze, opierając się z jednej strony. Strona ta posiada niekiedy dwa kółeczka ułatwiające ruch. Zresztą można zrozumieć, że forma tych urządzeń nie ma żadnego znaczenia – najlepsze z nich jest to najwygodniejsze.(...)”Musicie jednak zrozumieć, co dziwnym nie będzie, że tak stworzone narzędzie do pisania nie należało do najłatwiejszych. Dla ducha oczywiście. Przyzwali was i jeszcze masz im pisać? Zakładając, że to wszystko jest prawdziwe – kontakt z rzeczami materialnymi, dla ducha, który materialny nie jest – może być wręcz niewykonalne. Podobny wynalazek istniał w Anglii, we Włoszech. No i było niewygodne dla samych osób biorących udział w seansach. Z czasem zaczęto tworzyć deseczki z literami alfabetu oraz cyframi. Także z napisami „tak” oraz „nie” oraz słowami takimi jak „dobry wieczór” czy „dobranoc” co stanowiło kwintesencję wiktoriańskiej elegancji.
Początki przekleństwa
W latach dziewięćdziesiątych XIX wieku, siedmiu mężczyzn, których łączyło to iż uwielbiali ryzykować i należeli do loży masońskiej wpadło na pomysł spopularyzowania popularnej zabawy oraz opatentowania przedmiotu do jej wykonywania. Początkowo sprawiedliwie podzielili się obowiązkami, jeden zajmował się patentem, drugi produkcją i tak dalej i tak dalej. Dookoła całego powstania tablicy Ouija istnieje wiele niejasnych informacji, albowiem sami twórcy chcieli by jej historia była jak najbardziej zagmatwana. To znaczy się – tajemnicza. Tak więc, przejdziemy do faktów, które można udowodnić i ominiemy wszelkie legendy i baśnie związane z powstaniem. Dobrze? O tym, sobie sami doczytacie jeżeli temat Was zainteresuje.
Pierwszym właścicielem firmy oraz pomysłodawcą nazwy był Charles Kennard, twierdził on bowiem, że nazwa Ouija pochodzi z egipskiego i oznacza szczęście. Jednak to gówno prawda. W Egipcie mówi się po arabsku, w ichniejszym języku szczęście wygląda tak: سعادة zaś wymawia się je saeada. Jeżeli natomiast chcemy wędrować do Starożytnego Egoptu, sięgamy do hieroglifów, gdzie ichniejszy odpowiednik szczęścia wygląda tak:
Zaś wymawia się go NFR, albo też Nefer. Natomiast symbolem szczęścia jest między innymi skarabeusz. Zatem widzicie, ni chuja nie ma tutaj żadnego ouija. Tak czy inaczej, pierwszy właściciel firmy produkującej tabliczki został wykopany już po dziewięciu miesiącach. Przejęcia dokonał William Fuld, który powiedział, że nazwa pochodzi od połączenia francuskiego „oui” oraz niemieckiego „ja”, gdzie jak wiecie kochani poligloci, oba te słowa znaczą po prostu „tak”. No i to fakt. Idąc dalej.
Pomysłowy Fuld, koło 1920 roku wymyślił tańszą wersję swojej własnej tablicy (gdyż to on był pomysłodawcą wyglądu) i sprzedawał ją za niższą kwotę. Dodatkowo opatentował znak ouija wydając z nim między innymi biżuterię, a także olejek ouija, który miał leczyć reumatyzm. Zarejestrował też znaki towarowe na sformułowania: egipska tablica szczęścia oraz hinduska tablica szczęścia. Wydawać by się mogło, że wiódł świetne życie. Faktem jest, że pokłócił się ze swoim starszym bratem i jak w 1901 roku się pokłócili, tak już nigdy się do siebie nie odezwali. Jego brat zmarł, a on dołączył do niego w 1927 roku po upadku z budynku swojej fabryki. Pęknięte żebro przebiło mu serce. Interes przeszedł w ręce potomstwa Williama, a potem w 1966 roku został wykupiony przez firmę Parker Brothers. To właśnie oni stworzyli najpopularniejszy slogan towarzyszący Ouija – to tylko gra – czy na pewno?
Początkowo, kiedy powstała tabliczka, nie służyła ona do wywoływania duchów. Bardziej wróżenia, które było traktowane z równą powagą, co dziecięce wróżby na kartce papieru; czy wróżenie z kart przez sąsiadkę z pierwszego piętra. W okresie I i II Wojny Światowej zapotrzebowanie na Ouija wzrosło do takiego stopnia, że firma przestała kłaść na jakość, a na ilość. Gra kupowana była głównie przez owdowiałe żony, osierocone dzieci, a także rodziców którzy stracili swoje potomstwo na froncie albo takowe nigdy nie wróciło do domu. Wnioskować można, że to właśnie w tym okresie zaczęto Ouija kojarzyć bezpośrednio z wywoływaniem duchów oraz rozpoczęto przypisywać jej magiczną moc. No i tutaj kończą się fakty związane z powstaniem tabliczki, a zaczyna się bajka.
Czy Ouija może przyzwać demona?
Rozpowszechnienie tego, że Ouija przyzywa demony wzięło się na dobrą sprawę z szeroko zakrojonej działalności Kościoła Katolickiego. Jego antyreklama bardzo dobrze zadziałała. Głównie dlatego, że w wizji Kościoła Katolickiego, kierującego się Nowym i Starym testamentem istota duchów została bardzo jasno oznaczona: Nie znajdzie się pośród ciebie nikt, kto by (…) pytał duchów i widma, zwracał się do umarłych. Obrzydliwy jest bowiem dla Pana każdy, kto to czyni. (…) Te narody bowiem, które ty wydziedziczysz, słuchały wróżbitów i wywołujących umarłych. Lecz tobie nie pozwala na to Pan, Bóg twój(Pwt 18, 10-12. 14). Jeżeli jednak się tego człowiek podejmie, czeka go surowa kara: Jeżeli jaki mężczyzna albo jaka kobieta będą wywoływać duchy albo wróżyć, będą ukarani śmiercią. Kamieniami zabijecie ich. Sami ściągnęli śmierć na siebie(Kpł 20, 27). Uhhh trzeba byłoby ukamieniować wiele osób! Także przeciwko każdemu, kto zwróci się do wywołujących duchy albo do wróżbitów, aby uprawiać z nimi nierząd, zwrócę oblicze i wyłączę go spośród jego ludu(Kpł 20, 6) Tak więc, ten tego. Zaliczyć wróżbity i wiedźmy też nie wolno. Nowy Testament nie mówi za wiele na ten temat, jednak jako, że KK przestrzega także praw z ST to te zakazy nadal są aktualne. Niosąc Światło Boskiej Miłości, aby ładnie to zabrzmiało, KK walczy zawzięcie ze wszystkim co uznaje za walkę Luca z Bogiem, więc skoro Bóg zakazał, to Lucek musi pozwalać. Spotkałem się też z tymi duchownymi, którzy posądzają go o to, że zawarł pakt z twórcami tabliczki i w ten sposób chce opętać więcej ludzi zaś jako, że wedle nauki KK, żaden duch nie może chodzić po Ziemi, to ludzie kontaktują się tylko z demonami. Tylko i zawsze.
Dla unoszących brew
Na potrzeby tego akapitu zakładamy, że tabliczka Ouija to tylko dobrze zorganizowana ściema i nie ma ona nic wspólnego z wywoływaniem duchów, których nie ma. Jeżeli Gieniu z Ostrowca zaprosi Cię kiedyś do wspólnego wywoływania za jej pomocą duchów, zaśmiej się i odmów. Oczywiście grzecznie, nie chcesz przecież urazić jego uczuć, prawda? Prawda?
Ouija to nic więcej jak głupia gra i sposób na oszukanie ludzi. Wiesz, że jakaś pierdolnięta dziewczynka twierdzi, że skontaktowała się z Twainem? A do Hitlera to pewnie ustawiają się kolejki! Ciekawe jak to wygląda z drugiej strony? Banda oszołomów, co nie? Przecież ktoś zawsze rusza znacznikiem, albo działa tutaj grupowa świadomość i dostają to co chcą dostać, prawda? No i ci co w to wierzą, uważają, że gdy tabliczka płonie bez względu na wszystko zawsze pali się niebieskim ogniem. Ha! Wiele jest filmików, gdzie żadna nie płonęła na niebiesko! A nawet jeżeli można to zapewne wyjaśnić naukowo. Zabawne, że alkohol sprzedają od 18 lat, zaś tablica do wywoływania duchów jest dostępna już od 7 roku życia!
A słyszałeś, że iPod też może służyć jako współczesna tabliczka Ouija? Ha! I całą magię szlag trafił.
Dla wróżbitów (przyszłych lub byłych)
Na potrzeby tego akapitu zakładamy, że tabliczka Ouija coś w sobie ma i faktycznie za jej pomocą można skontaktować się z tym drugim światem. Anitka z Gdańska przychodzi do Ciebie z tabliczką i proponuje zabawę. Jak się do tego dobrze przygotować?
Przede wszystkim, jeżeli robisz sam/a tabliczkę – nie pisz na końcu „Do widzenia”. Ten zwrot w języku polskim ma takie znaczenie, że będziesz się jeszcze WIDZIEĆ z przyzwanym bytem. A tego lepiej nie robić. Lepiej napisać proste „Żegnaj”. Dobrze, masz już tablicę; masz znacznik; co dalej?
Potrzebna będzie szałwia aby okadzić pomieszczenie. Takowe musi być zamknięte. Najlepiej, jak będzie to jakiś pokój. Zamknięte drzwi i okna. Rozpalasz szałwię najlepiej w glinianym naczyniu i kadzisz dokładnie wszystkie rogi w pomieszczeniu. Zwracaj uwagę na okolicę okien i drzwi. Szałwia ma właściwości oczyszczające pomieszczenia. Więc jeżeli cokolwiek w nim było, szałwia się tego pozbyła. Jeżeli szałwia nie chce się kopcić, pod żadnym pozorem nie wolno Ci wywoływać duchów ani niczego w pomieszczeniu. Odpuść. Po prostu nie i już. Dobrze radzę. Ale w sumie, ja jestem tylko demonem, co ja mogę wiedzieć. Ja tu tylko sprzątam.
Szałwia spalona? Dobrze, teraz weź ząbek czosnku. Zgodnie z wierzeniami, dzięki niemu to co przywołasz nie zostanie na zawsze w pomieszczeniu. Natnij delikatnie znak krzyża na nim. W sumie, nie wiem dlaczego, ale tak się robi. Znak ochronny? Może. Następnie, przygotuj diabelską pułapkę. Jeżeli przez przypadek przyzwiesz demona, zostanie natychmiast uwięziony w pułapce i nie zrobi Ci krzywdy. A wygląda ona tak (w najprostszej wersji):
Do tego biała świeca. Masz już wszystko gotowe? Dobrze. To teraz upewnij się, że w pomieszczeniu w którym chcesz się bawić, nikt nie umarł. Jeżeli umarł – nie wywołuj ducha osoby zmarłej. Najlepiej, aby nikt nie umarł. Potem zbierz osoby, musi być minimum trójka. We dwójkę, może się udać, ale niekoniecznie może. Zabroniona jest zabawa w pojedynkę.
Połóż tabliczkę na podłożu i narysuj kredą dookoła krąg. W środku musi znajdować się czosnek, diabelska pułapka. Tobie nie wolno zmazać kręgu. Świeca obok po zewnętrznej stronie. Osoby dookoła kładą jeden palec na wskaźniku i zaczyna się zabawa. Zgodnie ze wskazówkami zegara, zakręćcie nim trzy razy. Niech jedna osoba zada pytanie
Czy jest ktoś tutaj z nami?
Jeżeli nie ma reakcji, można pytanie powtórzyć trzy razy. Jeżeli nadal nie ma reakcji można zakręcić ponownie trzy razy wskaźnikiem jak ostatnio i ponowić pytanie. Pamiętajcie, nie trzymacie palców mocno na wskaźniku tylko delikatnie. Pod żadnym pozorem nie wolno wam ściągać zeń palca. Jeżeli ktoś Wam odpowie, ta sama osoba co wcześniej musi trzy razy zadać pytanie.
Czy jesteś dobrym duchem?
Duch/Demon, może kłamać, ale za trzecim razem powie prawdę. Więc, jeżeli za trzecim razem powiedział, że NIE, połączenie należy zakończyć.
Dziękujemy, że przyszedłeś. Prosimy, abyś wrócił do siebie i najechał na napis „żegnaj”.
Jeżeli duch powie, że jest dobrym duchem, możecie zacząć zadawać pytania. Pamiętajcie, że przede wszystkim tak samo żywym jak i martwym należy się szacunek. Więc nie zadawajcie głupich pytań np. o numer w totka, albo co myśli o rządach PIS. Pod żadnym pozorem nie wolno Wam prosić o manifestację, czy o okazywanie się Wam, albo o nasłanie go na kogoś. Mogą to być proste pytania „tak” lub „nie”; mogą być bardziej skomplikowane, ale odpowiedzenie zajmie trochę czasu. Bo trzeba literować każde słowo. Heh. Koniec rozmowy zakończcie tak jak wyżej napisałem. Podziękowanie, poproszenie i pożegnanie. Zasada trzech P.
Przyzwany duch będzie mówił i rozumiał wasz język, więc nie bójcie się, że go nie zrozumiecie. Możecie też wyłączyć translatora.
Wtedy nic nie powinno się Wam stać. Albo nic się nie stanie bo równie dobrze, nikt może nie odpowiedzieć na wasze wołanie. Przynajmniej teraz. Póki co.
No i wywietrzcie, bo pewnie szałwia kręci was już w nosach.
Demon Foe nie ponosi odpowiedzialności za ewentualne opętania jakie mogą być wynikiem zabawy z tabliczką Ouija.
Notka od tłumacza: Zgodnie z tym co pisała autorka na swoim deviantarcie: komiks nie jest kanoniczny i powstał ku dobrej zabawie i pomyśle jaki chciała zrealizować. Springtrap nie jest więc tutaj ani Williamem Aftonem, ani Michaelem Aftonem. Tak czy siak komiks sam w sobie jest naprawdę ciekawy i przedstawia sytuację, w której tytułowa bohaterka- czternastoletnia Deliah- odnajduje Springtrapa i... postanawia zabrać go do domu. Zapowiada się świetnie, prawda? Zwłaszcza biorąc pod uwagę charakter samego Springa, który niejednokrotnie pokazuje jak bardzo zaborczy względem niej jest. Tak czy siak, zapraszam do czytania x3