16 grudnia 2014

O tym jak powstał świat


     Wieki i tysiąclecia minęły odkąd to Pan Niebiesiech przybył do świata stworzonego przez samego siebie. Eony odpłynęły w dal odkąd Pan Wszelkiego Istnienia postanowił zainteresować się dziełem swojego stworzenia.
      Już sama obecność Ojca zaskoczyła zaspanego i wyraźnie znudzonego Serafiela, przywódce i ojca najważniejszego chóru anielskiego jaki powołany został do istnienia. Anioł o sześciu skrzydłach odziany w długą błękitną szatę na wysokości bioder związaną złotym pasem, dźwignął zesztywniałe ciało z wielkiego miękkiego fotela. Poprawił przetłuszczone włosy i przetarł dłońmi zaniedbaną twarz. Ciągle nie był w stanie uwierzyć, kogo też przywiało w Progi Siódmego Nieba.
 Oczywiście, Pan, jako istota wszechpotężna mógł zmieniać od zachcianki swoje kształty, kolory i wygląd ogólny, lecz świadomość że to On pozostawała.
      Serafin pamiętał Go jak przez mgłę, odległego i dalekiego, zmęczonego dziełem stworzenia świata, mówiącego o wielkim braku energii. Pamiętał jak sam złapał upadające, zmęczone ciało swojego Ojca, jak pomógł mu dźwignąć się na nogach, jak z troską w swoich gorejących żywym ogniem oczach spoglądał na jego twarz. Wyglądał wtedy jak starzec, w końcu powołał do życia tyle istnień, że zabrakło mu woli bytowania dla samego siebie.
      Teraz odmłodniał. Włosy zawiązał do góry, dłonie wychudzone, biała skóra, toga rzymska zwisała na nim, rysy twarzy niewieście, choć głos nadal gromowładny. Usta wygięły się w lekkim uśmiechu. Następnie ostentacyjnie, Pan i Stwórca ziewnął przeciągając się, aż mu przyjemnie w kościach chrupnęły stawy.
-Dzień dobry - powiedział w końcu podchodząc do zmęczonego egzystencją Sługi
-Panie? - zdziwił się anioł - Gdzieś Ty był cały ten czas? -
-Spałem. Mówiłem że udaję się na krótką drzemkę do sypialni - Odparł jak gdyby nigdy nic, zdziwiony, że jeszcze go o takie oczywistości wypytują. - Zarosłeś... Zapuszczasz brodę, Ognisty przyjacielu? A może po prostu... Ogarnij się - Powiedział w końcu zniecierpliwiony i przytupnął bosą stopą o marmurowe podłoże wielkiej sali.
-Oczywiście! - Niemal przerażony stanem swojego ciała pognał do pokoju.
      Już po kilku minutach był gotowy, umyty i pachnący, z czarną teczuszką w dłoniach, długopisem i w cieniutkich okularach na nosie. Zmienił też ubranie. Już nie szmata przypominająca koszulinę nocną, a piękny czarny garnitur z krawatem zdobił jego smukłe ciało. Włosy związał w gumkę, zaś płonące tęczówki skierował na swojego Ojca, który to widocznie zaciekawiony stał przy oknie.
-Panie?- Zapytał się niepewnie podchodząc do Niego lekko podnoszącego się na palcach by potem opaść z plaśnięciem na ziemię
-Zastanawiam się, co też stało się z moim światem jaki stworzyłem. Długo chyba spałem. Miałem się zdrzemnąć, a nie przespać istnienie - Mruknął z przekąsem - Oprowadź mnie i pokaż, co się zmieniło jak mnie nie było - Zażądał odwracając się do anioła przodem.
-Wszechświat jaki powołałeś, Panie do życia, jest majstersztykiem w każdym calu. Wszystko rozwija się w swoim tempie, niczego nie niszcząc umyślnie. Co chwile umierają gwiazdy i na ich miejsce rodzą się nowe, wypełniając próżnię jaka mogłaby powstać.- Mówił Serafin kiedy przemierzali kolejne układy słoneczne. - Powstają też czarne dziury, które są w swojej genialności czymś niezwykłym. Wiele radości sprawiło sprawdzanie ich możliwości naszym pierzastym braciom. - Dodał z uśmiechem na twarzy widząc malującą się dumę na licu swojego Stworzyciela.
-O tam - końcem długopisu pokazał malującą się przed nimi ciemną i błękitną planetę - Mamy pierwszą perełkę, Pluton wraz ze swoim księżycem Charonem.-
-Czy jest na niej życie? - Zapytał się Bóg
-Nie, Panie, niestety nie. Za zimno dla jakiegokolwiek stworzenia. Widzisz, planeta ta ma skalne jądro, małe przyciąganie i nie ma potrzebnych do życia minerałów na swojej powierzchni. Tutaj nie ma życia. - Stęknął wyraźnie się co chwile potykając w mowie.
     Mina Boga lekko zrzedła. Nie tak wyobrażał sobie świat jaki powołał do istnienia. Uznał, że nie ma się nad czym zachwycać, więc postanowił udać się w dalszą wędrówkę przed siebie. Tymczasem jego wierny sługa towarzyszył mu mówiąc dalej.
      -Tylko czekać aż ten czarny bezkres zaroi się życiem, jakie na pewno udało Ci się powołać do bytowania. Tam, Panie Wszechpotężny, właśnie tworzy się nowe słońce. Będzie wrzało, co anioł i w swojej genialności będzie dawało ciepło istotom wszelakim. Widzisz bowiem, w kosmosie chociaż nie ma powietrza, a wszystko egzystuje w niczym, to jednak może być coś i coś z niczego powstaje. Tak jak tego chciałeś! - Zatrzymał się Seraf przy kolejnej planecie koloru błękitnego.
-Cóż to za planeta, moje dziecko? - Zapytał się Bóg
-To Neptun, Panie mój, ciekawa planeta, której jądro nadal jest stałe, płaszcz jaki otacza tę planetę to woda z amoniakiem, a do tego te piękne pierścienie! Ojcze Wszechpotężny! Ile zabawy przyniosło naszym braciom tworzenie pierścieni na palce, szyje, ramiona, nogi dokładnie na wzór tych jakie ma Neptun! To piękny dar!
-Powiedziałeś, że jest tutaj woda - mruknął Bóg oblatując dookoła planetę.
-Jest woda, Panie, jednak racz rzucić okiem tam - palcem pokazał na oddalony biały punkt - to słońce. Tutaj jest za zimno, aby żywe stworzenie dało radę żyć - wyjaśnił spokojnie, ze smutkiem w anielskim sercu patrząc jak iskra nadziei powoli przestaje się palić równie mocnym blaskiem co chwilę temu w oku Pana.
      Stwórca zastygł w bezruchu patrząc na jałową lodowo-morską pustynię bez życia. Naszła go pierwsza chwila zwątpienia. Anioł tymczasem pochwycił go niepewnie za ramię i pociągnął dalej, do kolejnej planety...
      -Uran! - Krzyknął Serafin rozkładając dłonie na boki - jest to kolejna planeta o stałym jądrze. Jej skorupa to woda, amoniak i inne minerały. Co zaciekawiło mnie i braci w tej planecie? To to, że obieg jej dookoła słońca trwa raptem 84 lata, a sama, zaś jest dość specyficznie nachylona do błogosławionych promieni życia. Z tą planetą Ja i moi bracia wiążemy wiele marzeń, jako, że nie jest niemożliwym mieszkanie na niej. To też proszę mieć nadzieję, Panie, może za kilka eonów będzie i tutaj życie? - Uśmiechnął się do Boga który machnął już od niechcenia ręką.
-Wiele jeszcze planet pozostało?
-Z każdą chwilą mniej - odparł mu Seraf zasłaniając twarz skrzydłami co by ukryć grymas niezadowolenia. Bóg stanowczo za wcześnie się poddawał, a on przecież miał mu jeszcze tyle do pokazania! Wzbili się ponownie przed siebie.
      Nieco cieplejsze kolory żółci i pomarańczu uderzyły boskie oczy Boga. Gazowy pierścień tak wielki i doskonały w swoim majestacie. Tworzący pozornie coś jednolitego, tytan otoczony pierścieniem. Stwórca stanął w zachwycie.
-Co to jest, Ognisty przyjacielu? Co to jest? - Zawołał do anioła, który sprawdzał notatki w kajecie
-Saturn, Panie, To jest Saturn. Ma jądro skalne, powłoka jego to, jak już zobaczyłeś, gaz. Jest olbrzymem, komórki pierwiastków poruszają się ruchem cyrkulacyjnie - wyrzucał z siebie wiadomości. Nie chciał powiedzieć Bogu, że on i jego bracia po prostu zignorowali olbrzyma, wiedząc że na jego powłoce nie zrobiliby nic ciekawego, w wielkości jego mogliby się zgubić, a pierścienie z kawałków materii jakie wirują dookoła jego jestestwa stanowiły pozorne zagrożenie dla anielskich harców.
-Piękny, piękny! - Zawołał Bóg klaszcząc w dłonie - jak tylko kawałki skał, które są w tych pierścieniach przybliżą się do gazowego Tytana, powstanie piękny glob. Na nim na pewno pojawi się życie! Zobaczysz! Życie mój Ognisty druhu! Życie! - Zaśmiał się w głos i popędził dalej przed siebie. Wyraźnie odzyskał optymistyczne podejście do zwiedzania zakątków Drogi Mlecznej.
      Widok kolejnego fenomenalnego dzieła stworzenia, wywołał na twarzy Boga coś na pograniczu podziwu i przestrachu.
-Ale ogrom! - Zawołał niczym podekscytowane dziecko. - Wielki! Największy! Cudowny! Kolorowy! - Pokazał palcem na odrobiny różu jakie znalazł na gazowej powłoce kolejnego olbrzyma układu słonecznego.
-To Jowisz - wysapał zmęczony Seraf ledwo co doganiając swojego Ojca. - Największa zarejestrowana przez nas planeta. Ma skalne jądro i jest ono otoczone pół-skalnym wodorem metalicznym. Na nim też, nie ma życia, Panie.
-Ale będzie! - Zawołał Bóg. - Zaręczam Ci, że będzie! Widzę tutaj piękną rasę, wyrosłą i doskonałą! Daj tylko kilka dni tej planecie!
-Skoro tak mówisz, Ojcze - I tutaj aniołowie nie błaznowali za bardzo. Planetowy Ojciec Ojców przerażał ich swoją wielkością. Nie widzieli w nim też niczego niezwykłego to też szybko opuścili tę planetę poszukując następnych. Serafin podrapał się po tyle głowy i popatrzył na kolejną pozycję w swoim zeszycie z notatkami. Uśmiechnął się i złapał w dłoń ubranie Boga.
- Kolejna Ci się spodoba, Ojcze.
-Prowadź zatem, Synu.
-Widzisz przed sobą ognistego Boga wojny, Marsa. Tutaj było życie! - Zawołał dumny anioł wypinając pierś do przodu
-Było? - Zdziwił się Bóg czasem przeszłym w tym zdaniu. Przeszłość na początku przyszłości, to nie wróżyło niczego dobrego
-Było - Powtórzył Serafiel - ta planeta ma płynne jądro, skorupę i płaszcz. Nie jest za ciepło i nie jest na niej za zimno. Ten ognisty przyjaciel przyniósł nam wiele radości i nadziei w projekcie stworzenia.
-Było, ale dlaczego nie „jest”? - Ciągnął dalej Bóg
      Anioł opuścił głowę, płonący wzrok szukał w pustej powierzchni czerwonego olbrzyma odpowiedzi na pytanie. Nie wiedział jak ubrać swoje rozterki w słowa, które zrozumie jego Bóg. Co prawda, Bóg rozumiał i wiedział, był sprawiedliwością i wyrozumiałością. Bóg był wszystkim. Wszystkim, zatem w to „wszystko” wliczyć też trzeba złość, nienawiść i bezwzględność.
-Mars - Zaczął przyciszonym głosem Anioł chowając się już za wszystkimi swoimi skrzydłami - To nieudany eksperyment - Wyszeptał w końcu drżąc w przestrachu przed gniewem.
      Stwórca uniósł wysoko brwi.
-Nieudany eksperyment? - Powtórzył po aniele wyraźnie zdziwiony.
-Nasza wina! Panie! - Zaskomlał Ogień - wszak stworzenia które chodziły po tym globie znalazły wszystko do właściwej ewolucji.
-Więc co poszło nie tak?
-Właśnie to! Ja i bracia, tak bardzo chcieliśmy aby się udało, aby życie przeżyło niebyt! Aby byt zakrólował w nicości! Że...
-Że?
-Że w pogodni za osiągnięciem celu... Przez przypadek....
-Przez przypadek?
-Wszelkie istnienie na tej planecie... zniknęło.
       Oczekiwał czegoś w rodzaju przenikającego bólu. Złości, wszak był jedynym i najbliższym w tej chwili bytem, na którym Bóg mógł wyładować swoją agresję. Gdyby ta jednak zrodziła się w jego sercu.
Stwórca stał w bezruchu. Zszedł na czerwoną planetę. Wziął garść piasku, opuścił go, pozwalając by ten wrócił na swoje miejsce. Chciał aby wiatr uniósł drobiny, aby te poleciały niczym nasiona siane przez rolnika i wydały stokrotny plon ciężkiej pracy. Milczał i czekał.
     Nic. Nawet próżnia, zdała mu się wydawać teraz dźwięki. Warknął pod nosem i uniósł się powracając do zlęknionego anioła oczekującego kary.
-Nic się nie stało - powiedział w końcu.
-Nic? - Zdziwił się anioł. - Ale Panie! Zniszczyliśmy, zgrzeszyliśmy! Nasza gorliwa chęć powołania do istnienia godnego materiału życia! - Załkał
-Nic się nie stało - powtórzył Bóg. - Coś jest dalej?
- Ogarnęła nas żałoba i niechęć do dalszej pracy. Panie, jednak wraz z braćmi po tym, jak przypadkowo zniszczyliśmy to życie... Nie chcieliśmy już dalej szukać.
     -Po pierwszej porażce? - Uśmiechnął się ojcowsko Bóg i pogładził anioła po głowie. - Nie wolno się poddawać. Nie My, mój drogi. Co się stanie z istnieniem, kiedy Istota istnienia się podda? - Otarł jego łzy i pocałował w czoło. - Chodź, pójdziemy razem zobaczyć co tam się chowa. Widzisz, nie może tego być wiele. Za tym pasem asteroid jest słońce. Jak niczego nie znajdziemy, w Ogniu ukoimy żal, by potem z potęgą płomienia spróbować raz jeszcze. Co Ty na to, mój Ognisty przyjacielu?
Serafiel przytaknął Mu i pociągnął nosem.
      Jako pierwszy począł przedzierać się przez pas kamieni, które szybko wirowały i zabierały pole widzenia aniołowi. Tak samo działo się z Bogiem. Trzeba było nieźle unikać kamieni, by nie oberwać, a samo naruszenie struktury kamienia byłoby katastrofalne w skutkach, dlatego też Bóg jak i jego Sługa musieli pozostać niematerialni.
 Gnali tak szybko przed siebie, że ominęli jedną planetę.
      -Jak się ta nazywa? - Zapytał się Bóg podlatując do skąpanej w blasku słońca małej planety koloru brązu i złota.
-Wenus - powiedział anioł wygrzebując nazwę z dna notatnika. - Ma płynne jądro, płaszcz ognisty i pokryta jest chmurami siarki, które spadają na powierzchnię. Niszczą wszystko co stanie im na drodze. Wypalają i unicestwiają. Idealny jad śmierci. - Odpowiedział patrząc na milczącą planetę, pod której to otoczką spokojnie i leniwie przetaczających się chmur, dochodziło do kolejnej tragedii.
-Te deszcze uniemożliwiają przyjście na świat życia? - Upewnił się w swej obawie Bóg.
-Tak - Przytaknął Ognisty anioł.
     Bóg westchnął głęboko i pociągnął nosem. Postanowił podlecieć jeszcze bliżej słońca.
 -Ostatnia planeta - Mówił Seraf - Merkury, jest zaskakującym fenomenem natury. Panie Boże, proszę popatrzeć. Połowicznie żywy ogień, połowicznie martwy lód. Najbliższa planeta słońca, z największym jądrem. Niemożliwe jest życie na niej. Niemożliwe jest istnienie na niej - mruknął.
 Bóg wiedział, bo widział. To co widział wcale go nie zadowoliło. Perspektywa ponownego męczenia się z dziełem stworzenia mu się nie uśmiechała, zważywszy na to, jak ostatnio się zmęczył. Kto pojmie ile wysiłku jest przekształcenie myśli w coś materialnego? To nie jest zabawa. To nie jest nic, do czego byłaby zdolna pierwsza przypadkowa istota.
     Anioł, na ten przykład, nie. Przecież właśnie takim go Bóg uczynił. Anioł nie powoła do życia czegoś, z samej chęci by to było. To nie jest w jego mocy. Tak więc też Bóg podniósł rękę w kierunku słońca.
-Co robisz, Panie? - Zapytał się zaniepokojony anioł
-Niszczę to, co stworzyłem, by ponownie od podstaw stworzyć coś z niczego - odparł władczo.
 Anioł westchnął i postanowił ostatni raz popatrzeć na wszechświat jaki powstał i jaki był badany przez tyle ostatnich lat. Przyzwyczaił się do jego widoku na tyle, co by nawet zatęsknić za jego brakiem. Był niedoskonały, lecz właśnie to się podobało w tym dziele. Niedoskonałości wszak były w mniemaniu anioła święte, równie święte co doskonałe niedoskonałe ręce, które je stworzyły.
      Wtedy anielskie oczy ujrzały coś, coś co go zaskoczyło. Za Wenus, a przed asteroidami jakie oddzielały ich od Marsa, ujrzał jeszcze jedną, niewielką planetę.
-Panie! - Krzyknął pośpiesznie - przerwij swe dzieło i spójrz tam. - Pokazał palcem na ostatnią, trzecią od słońca planetę, Ziemią nazywaną.
      Zaciekawiony Bóg opuścił dłonie, przemierzył drogę, która go dzieliła od planety i przystanął. Dookoła ożywionej powłoki wirował młody księżyc. Na płaszczu planety ujrzał bogactwo roślinne, królestwo zwierząt dziwacznych, korowód żywiołów porywistych i gwałtownych.
       Obok wyniszczonej pustyni - morza i oceany szerokie. Koło mięsożernych gadów - roślinożerne stające na dwóch tylnych łapach by sięgnąć po najbardziej soczyste liście z czubka drzewa. Sawanny i dżungle, pustkowia i tereny, gdzie życie spało na życiu. Istnienia, byty materialne o jakich marzył.
      I załkał Bóg i Stwórca, widząc, że wszystko powołał do życia. I załkał anioł Boga i Stwórcy, wiedząc, że marzenie jego Ojca zostało spełnione. Że Bóg sam sobie je spełnił za pierwszym razem. Że się udało.
 Chociaż i w tym dziele boskie oko ujrzało pewien defekt. Ziemia bowiem była wyniszczona ciągłymi atakami obcych ciał, jakie powstały na skutek nieudanych eksperymentów wcześniejszych. Powoli wielkie gady, jakie panowały nad światem, wymierały jedno po drugim. Kataklizmy się zwiększały, natomiast natura pozostała tak bestialska w swojej dzikości, że strach zagościł w sercu Stwórcy.
-     Ty - Powiedział wybierając ssaka na drzewie. - Z Ciebie wyjdzie stworzenie mnie podobne i mnie godne - Bóg zaingerował w losy tego świata. - Ma ono zapanować nad Tobą, nad naturą, nad zwierzyną. Ma ono panować nad tą planetą i ją chronić, by dzieło istnienia nie dopełniło się w niebycie. Aby niebyt nie wygrał z bytem.
Po tych słowach pogładził po raz ostatni anioła po głowie i powoli zaczął się oddalać.
-Panie! - Krzyknął za nim Ogień
-Wrócę niebawem. - Odezwał się Bóg - zmęczony jestem. Wrócę i będę opiekował się swoim światem. Tylko...
-Tylko? - W głosie anioła, słychać było lekkie przerażenie
-Tylko się trochę zdrzemnę. - Powiedział Bóg i już go nie było.
 Podczas kiedy anioł niepewnym wzrokiem popatrzył na zwisającą z drzewa małpę poetycko wsadzającą sobie palca w dupę.
-Że niby Ty masz być praojcem wszelkiego stworzenia, które ma na podobieństwo Boże opiekować się tą planetą? - Rzucił pytanie bardziej do siebie aniżeli do zwierzęcia.
       Małpa tymczasem, zupełnie nieświadoma losu, jaki został jej zgotowany, ten sam palec który uprzednio trzymała w zadzie, wpakowała sobie do nosa, a następnie oblizała jako najsmaczniejszy rarytas ze stołu pańskiego...
Share:

POPULARNE ILUZJE