Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gra w kości [The Skeleton Games]. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gra w kości [The Skeleton Games]. Pokaż wszystkie posty

4 marca 2019

Undertale: Gra w kości - Pycha, w końcu coś kurwa smacznego! [The Skeleton Games - Delicious, finally some good fucking food!] [tłumaczenie PL]

Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Od czasu zniszczenia bariery minęły miesiące. Potwory w końcu uzyskały prawo do przemieszczania się po mieście. Siedzisz nocą w swoim małym mieszkanku i robisz swoje kiedy nagle słyszysz muzykę zza ściany. Czy Twój sąsiad zawsze musi słuchać muzyki tak strasznie głośno? Masz tego serdecznie dość. Ściany są cienkie i słyszysz, jak chodzi po mieszkaniu, krzyczy albo... gra w gry.... Zaraz, znasz tę grę. Czas rozpocząć plan "jak wkurwić sąsiada palanta". Tylko dlatego, że jesteś wampirem, nie oznacza, że nie możesz być złośliwa. 
A więc tak, opowiadanie Postać x Czytelnik. Dostosowane pod kobiecego czytelnika. Uniwersum - UnderFell. Związek Sans x Czytelniczka. Co warto wiedzieć? Wcielasz się w żyjącą kilka setek lat wampirzycę, która świetnie zaaklimatyzowała się w otaczającym świecie do takiego stopnia, że ... jest nerdem. Uwielbia gry komputerowe. Co jeszcze/ A tak, jesteś znacznie wyższa od Sansa. 
Czy Tobie, droga wampirzyco uda się skraść serce małego, wkurwionego na cały świat Sansa? 
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Autor: poetax
SPIS TREŚCI





Twoja ręka ruszyła się pierwsza. Użyłaś jej do przesunięcia na bok bioder Sansa. Potem je puściłaś lekko oddychając gdy pozwoliłaś aby opadły delikatnie. Jeżeli coś mówi, nie słyszysz go. Hałas w pomieszczeniu wszystko tłumił. Wzrokiem powędrowałaś na światło z jego krocza, które prześwitywało przez jego ubrania, błagając o wypuszczenie. Szkoda, że w całości nie możesz go zobaczyć… powinnaś coś z tym zrobić. Przesunęłaś palce na gumkę jego spodenek, czując jak opina się na jego kościach. Stoją Ci na drodze… Zacisnęłaś palce na gumce i jednym, sprawnym i szybkim ruchem, obsunęłaś je. Słyszałaś jakieś drapanie z drugiej strony ściany, ale nie zrozumiałaś żadnego słowa. Widziałaś jak Sans szamocze się i w jaki wygłodniały sposób jego biodra poddają się Twojemu dotykowi. Pierwszy raz widzisz go w bokserkach w serduszka, poczułaś jak samokontrola wraca na chwilę. Nie mogłaś uwierzyć, że ma je na sobie, wyglądają tak zabawnie. Lecz Twoja ręka już błądziła po jego lewej kości udowej, gdy chwyciłaś za nią. To nie był zły wybór. Jest gładka i jest na niej wiele miejsca do gryzienia. Wzrok wrócił na światło na jego kroczu… Teoretycznie to lepsza opcja… ale… to byłoby chamskie, prawda…? To… twój przyjaciel. Nie robisz nic złego. Utknął, a ty chcesz pomóc mu, aby poczuł się lepiej. To nic złego. Ty mu… tylko pomagasz. Pocierałaś dalej dłonią po jego kości udowej, chwilę zastanawiając się. Światełko pod jego bokserkami znowu zrobiło się jaśniejsze, czułaś ciepło spod nich i wyraźny zapach. Taki ładny. Dlaczego ludzie nie wyglądają tak rozkosznie kiedy próbujesz ich ugryźć? Dlaczego nie pachną tak apetycznie? Dlaczego nie są tak potulni? Pozbyłaś się resztek materiału jaka zasłaniała jego nogę, widząc całą kość aż do jego biodra. Zatrzymałaś się na chwilę, badając to co widzisz. To takie dziwne… Jak jego nogi łączą się z ciałem? Gdy tak się patrzyłaś, zauważyłaś magię spajającą jego kości razem, przeciągnęłaś palcem po niej. Światełko tańczyło na Twojej skórze, było ciepłe, zupełnie jak ciało szkeleta. Sans całkowicie milczał. Przestał się wiercić i kręcić, jego ciało się nie ruszało tak jakby czekał, abyś coś zrobiła. Stłumiona myśl dotarła do Twojej głowy, byłaś zaskoczona, że nie próbuje Cię powstrzymać. To może oznaczać tylko jedno… prawda? Nie przeszkadza mu to… Pośpiesz się i ugryź go! Oblizałaś usta czując jak rosną Ci kły. Wzrokiem odnalazłaś miejsce, które wydawało się błyszczeć i przyzywać Cię. Przybliżyłaś się owładnięta aromatycznym zapachem, który dobywał się od niego. Czułaś go wszędzie. Był w Tobie, dookoła jakby wymieszał się z powietrzem i sam w sobie je stanowił. Przechyliłaś głowę, czułaś jak Twoje oczy zaczynają świecić. Ugryź go! Ale co z jego HP…? Ma tylko jeden punkt życia… Wahałaś się, ale tylko przez frustrującą sekundę. Nic mu nie będzie. Nie pachniałby w ten sposób, gdyby coś miało mu się stać.. No i jeżeli nie chce, abyś go ugryzła, kopnąłby Cię teraz w twarz. Chce abyś to zrobiła. Skosztujesz go tylko odrobinę. Ugryź go! Podciągnęłaś jego bokserki do góry, upewniając się, że nie zagradzają Ci drogi. Ugryź go!! Przybliżyłaś się, czując na ustach jak jego magia tańczy. Przez rozchylone wargi wystawiłaś język, którym polizałaś kość, sprawdzając jego ciepło i pot. Wibracje jego ciała błądziły po Twoim, podobał Ci się ten dotyk. Kto wiedział, że kości mogą być takie ciepłe i żywe? To jakby energia świata cię przenikała, ciągle Ci jej mało. Polizałaś jeszcze raz to miejsce, upewniając się że jest gotowy zanim zatopisz w nim swoje kły. Jego zapach doprowadzał Cię do szaleństwa. Jest tutaj, pod Twoimi ustami. Czułaś jak magia wibruje w nim, tysiące razy na sekundę. Rozpalają go, pobudzając powietrze dookoła Ciebie. Potrzebowałaś tego. Weźmiesz to co Twoje! Gdy patrzyłaś tak na swoją ofiarę, cała otumaniona nowymi doznaniami, usłyszałaś dzwonek do swoich drzwi, który rozbrzmiał nad wyraz głośno. 
Ding dong!
Zacisnęłaś palce na nodze Sansa, patrząc wrogo na korytarz. Idź sobie! Jestem zajęta! Dlaczego wszystko próbuje Cię powstrzymać?!
 Znowu otworzyłaś usta, gotowa go ugryźć… Jak w ogóle to zrobić? Można się wgryźć w kość? Jego biodra wydają się dość twarde… A tam! Pomartwisz się o to później! Nie czujesz? Oczywiście, że Ci się wszystko uda!
Ding dong!
Zaraz… czy Ty aby przypadkiem nie zamówiłaś jedzenia z Grillbys? To jego dostawca jest pod Twoimi drzwiami? Olać… Kto potrzebuje jedzenia, kiedy masz przed sobą tak smakowitą….
Ding dong!!
Olej i ugryź go! Dlaczego jeszcze tego nie zrobiłaś?! Wahałaś się, coś Cię powstrzymywało. Cichy głosik krzyczący gdzieś w odmętach Twojej duszy. Mówił, abyś tego nie robiła. Ale nie mogłaś się powstrzymać! Nie mogłaś! Byłaś tak blisko! Potrzebowałaś tego. Chciałaś tego! Wtedy usłyszałaś inny dźwięk, niski, przeszywający kość jaką trzymałaś. To dusza Sana burczała i to burczenie wędrowało po całym jego ciele, alarmując, że jeszcze nic nie jadł… To on potrzebuje jedzenia, nie Ty! Nie gryź go! Pośpiesz się i otwórz drzwi! Resztką kontroli jaka w Tobie pozostała (a żałowałaś, że ją miałaś) zamknęłaś usta i odsunęłaś się stając pod przeciwległą ścianą. 
-J-Już… Już idę! – krzyknęłaś szybko, biegnąc w stronę drzwi. Twoja torebka była na stole, sięgnęłaś do niej, wyciągając portfel i odliczając pieniądze na pokrycie rachunku za jedzenie. Otworzyłaś drzwi przywitana przez włochaty wilczy pysk, to Ice Wolf trzymał torbę. –P-przepraszam! Ja właśnie… sprzątałam! – powiedziałaś, słysząc już wyraźnie, dźwięki ze swojego mieszkania. Przytaknął cicho, zerknął ukradkiem przez Twoje ramię do kuchni, gdy podawałaś mu pieniądze. 
-Sans?- zapytał
-Z-zaraz przyjdzie… Jest… z-zajęty! – czułaś jak się rumienisz. Nie, Ty byłaś cała gorąca! Coś narobiła? Na gwiazdy… coś narobiła?!
-Pozdrów go – warkną wilk przytakując – Tęsknią za nim w barze.
-D-dobra! Powiem mu! – robiłaś się niecierpliwa. 
-Mam coś przekazać?
-Nie! Jest super Ice! Ale muszę wracać do porządków! – Wilk wyszczerzył zębiska w przerażającym uśmiechu. – Do potem! – krzyknęłaś zamykając drzwi nim powie coś jeszcze. Odetchnęłaś, tuląc do siebie siatkę z jedzeniem od Grillbys, kiedy opierałaś się o drzwi. Już po Tobie! Właśnie ściągnęłaś przyjacielowi spodnie, podciągnęłaś jego bieliznę i polizałaś jego nogę. Kość udową… Mniejsza! To nie ma znaczenia! Będzie wkurzony! Nie możesz ot tak sobie ściągać cudzych spodni i lizać! Zwłaszcza, bez zgody! Musisz go szybko przeprosić! Jak mogłaś tak stracić kontrolę? Od lat Ci się to nie zdarzyło! Żywiłaś się regularnie, ale niewiele i zawsze używałaś swoich mocy najmniej jak się dało. Nienawidzisz tracić kontroli! To jest najgorsze, a to że straciłaś ją na Sansie… To twój przyjaciel. Wie kim jesteś. Akceptuje Cię. Jak już miałaś stracić kontrolę, to lepiej przy kimś, na kim Ci nie zależy. Nie możesz nawet wymazać jego wspomnień! Coś najlepszego zrobiła?! Przycisnęłaś rękę do ust, gdy opierniczałaś się w myślach. To ten zapach, to jego wina! Z jakiegoś powodu przez niego masz wrażenie, że całe powietrze dookoła Sansa jest wypełnione czymś przepysznym. Właściwie… jak się nad tym zastanowić, to ten zapach? To nie tylko jego regularny zapach… ale coś innego też. Co się dzieje? Wiele razy byłaś przy nim! Co takiego innego dzieje się tym razem?! Nagle usłyszałaś jak drzwi do mieszkania Sansa otwierają się. Niskie głosy przemykają po jego przedpokoju, zamykają drzwi, schodzą schodami i odchodzą. Już sobie poszli… W końcu, ci co naprawiali sufit, sobie poszli. Westchnęłaś i zamknęłaś oczy, skupiając się. Teraz albo nigdy, lepiej zająć się sprawą teraz, zanim stanie się coś o wiele gorszego. 
Jeden po jednym, wyłączyłaś wszystkie urządzenia i lejący się kran unikając spojrzenia na dyndające biodra w korytarzu. Sans nadal nic nie mówił i nim zacznie krzyczeć, lepiej abyś wyłączyła wszystko nim zaczniesz z nim rozmawiać.  Gdy wszystko już było cicho, stałaś w korytarzu oddalona od Sansa. 
-E-ej … uh… Cz-czacho…? – zaczęłaś delikatnie. Nie odpowiadał – Konserwatorzy… poszli – powiedziałaś tym razem głośniej – Z-zaraz cię wydostanę.. dobra? – Chciałaś przeprosić, ale nie umiałaś się do tego zmusić. Jeszcze nie. Musisz się skupić na tym co trzeba zrobić. Wpierw go wydostań, a potem przepraszaj. Nadal nie odpowiadał, ale i tak postanowiłaś robić swoje. Biorąc głęboki wdech, podeszłaś do dziury w ścianie jaką zrobiłaś wcześniej, z której zwisały biodra Sansa. Poczułaś od razu mocny zapach, czułaś znowu dziwne uczucie. Ledwo oddychałaś, więc zachowałaś trzeźwość umysłu. Postanowiłaś szybko to zakończyć zanim znowu stracisz nad sobą kontrolę. Chwyciłaś za wydrążone nacięcie w ścianie i pociągnęłaś mocno. Wyciągając Sansa w całej okazałości ze ściany. Upadł na ziemię wraz z pyłem. Nadal miał dobry kawał ściany dookoła talii, przez co miałaś wrażenie, jakby miał na sobie jakieś niedopasowane tutu. I kiedy miałaś już się z tego śmiać zauważyłaś dziury od pazurów w jego swetrze. Po dłuższej chwili wstał oddalony od Ciebie, jego cała twarz była czerwona i nie patrzył Ci w oczy. Zacisnęłaś ręce zdając sobie sprawę, jak trudna to będzie rozmowa. Lepiej mieć to już z głowy, nie chcesz aby sobie poszedł zanim mu wszystko wyjaśnisz. – Konserwatorzy… uh… wyszli… więc pomyślałam… że może uda mi się ciebie wydostać szybciej. – mówiłaś unosząc delikatnie nogę. To było straszne. Jesteś okropna. Sans lekko drgnął, ale nadal patrzył przed siebie, na jego twarzy nie malowała się żadna emocja. – Um… Ice Wolf przyniósł twoje zamówienie. Powiedział, że tęsknią za tobą w barze… Nadal jesteś głodny… prawda? – Milczał, a Ty rozglądałaś się niepewnie po korytarzu. Odpowiedz Czacho! Nie będziesz mogła przeprosić, jeżeli nie odpowie! Opuściłaś wzrok na ziemię i nim udało Ci się powstrzymać, wypaliłaś. – Ściągnęłam ci spodnie… - Niech ktoś Cię zamknie! Sans powoli podniósł swoją głowę patrząc na parę szortów. Poruszył dłonią by chwycić za materiał i naciągnąć go na siebie. – Um… może wpierw pozbądźmy się tej ściany z ciebie nim je założysz – Zrobiłaś krok w jego stronę, zadrżał znowu zaś jego ślepia powędrowały wprost na Ciebie. Poczułaś jak coś ściska Cię w żołądku, gdy spojrzałaś w jego oczodoły. Wyglądał na przerażonego – Przepraszam – powiedziałaś cicho – Ja… 
-Co ty do diabła… - warknął patrząc na ziemię, gdy zebrał siły krzyknął – Coś ty zrobiła?! – słyszałaś jak warczy. Odwróciłaś wzrok, starając się ignorować światło prześwitujące przez jego ubranie. To był niebezpieczny błysk i cieszyłaś się, że stoisz dość daleko od niego. Otworzyłaś usta, by je zamknąć i otworzyć znowu. 
-Naprawdę przepraszam! – złączyłaś ręce – Nie chciałam! Powinnam zdać sobie wcześniej sprawę, że dziwnie pachniałeś i być bardziej uważna. To po prostu stało się tak szybko nie miałam szansy zorientować się co robię, a potem było już za późno! A potem ściągnęłam ci spodnie i lizałam nogę i była taka pyszna… Ale powstrzymałam się i… i… - wzięłaś głęboki wdech – Naprawdę przepraszam, że próbowałam cię ugryźć! – powiedziałaś głośno – Przysięgam, że nigdy więcej tego nie zrobię! – Sans otworzył szerzej oczodoły, jego źrenice powędrowały wprost na Twoją twarz. Światło spod jego ubrania prawie zniknęło. 
-Ty… ty próbowałaś mnie ugryźć…? – zapytał zmieszany. 
-Przysięgam, że nie zrobiłam tego celowo!
-…Huh… - odparł jakby z ulgą. 
-Zaraz… A myślałeś, że co robię…? – odwrócił wzrok i chwycił za swoją kurtkę zasuwając zamek taka by zakryć pojawiające się znowu światełko
-Próbujesz… mnie wydostać…? 
 -No tak… ale kiedy poczułeś na swojej nodze… co innego mogłam….
-Próbowałaś mnie tylko wydostać! – powiedział głośniej
-Ale kiedy ja…  - Sans zacisnął palce na nogach, ale tutu ze ściany blokowało go
-N-nie wiem kurwa, dobra! Myślałem, że próbujesz mnie wydostać!!! – szarpnął ścianę dookoła bioder ale ta ani drgnęła. Nie patrzył Ci w oczy. Myślał że… co miał myśleć, kiedy nagle ściągnęłaś jego spodnie! T-to nie jego wina! Ma ruję! Oczywiście, że myślał o… - Zaraz! Chciałaś mnie ugryźć! – szybko podniósł wzrok na Ciebie
-Przecież powiedziałam, że…
-Kurwa mać! – warknął robiąc krok do tyłu. 
-Mówiłam, że nie chciałam!
-Po chuj próbowałaś mnie ugryźć? Jestem potworem, nie mam krwi! 
-Wiem! Ale… - próbowałaś się wytłumaczyć – Naprawdę ostatnio ładnie pachniesz i w ogóle, a kiedy zacząłeś… uh… ś-świecić ja… straciłam nad sobą kontrolę… - westchnęłaś, postanawiając przejść do sedna – Czacho, teraz, coś w tobie sprawia, że chcę cię ugryźć i nie panuję nad tym. 
-M-mówiłem ci, że nic się nie zmieniło! – był czerwony od wspomnienia o świeceniu – Pachnę tak samo.. i ja… - otworzył szerzej oczy – Powiedziałaś… że poczułaś podobny zapach na moim bracie? – zapytał nagle. 
-Tak…? 
-Kiedy? 
-Wczoraj. Przytulił mnie i… nie był tak silny jak twój, ale podobny. Właściwie… nie jestem pewna, czy to zapach czy…
-Szef cię przytulił! – uniósł brwi
-Ta… też mnie to zaskoczyło. Właściwie to twój brat…
-M-mniejsza! – potrząsnął głową – Poczułaś to na kimś jeszcze? – Myślałaś przez chwilę
-Um.. Muffet też tak pachniała trochę…
-A Undyne?! – zapytał zaczynając się pocić. Pomyślałaś o niej. Nie czułaś tego na niej… Wczoraj byłyście razem, obejmowała Cię ramieniem, klepała po plecach, a nawet udawała, że chce Cię zabić, ale nie czułaś nic od niej. 
-Um… nie… - Sądziłaś, że Sans zna już odpowiedź, jego oczodoły zaświeciły wyraźniej. 
-…K-kurwa… - mruknął
-Co! Co to jest?!
-N-nic. – rzucił szybko pocąc się bardziej. 
-Czacho! To ważne! Muszę wiedzieć dlaczego ostatnio potwory tak apetycznie pachną abym się na nie nie rzuciła i nie zaczęła ich gryźć! 
-T-to nic takiego! – bardziej się pocił
-Czacho!
-D-daj mi spokój! 
-Czacho!
-Nic ci nie powiem kurwa!
-Muszę wiedzieć!
-I tak ci nie powiem! – Fuknęłaś zdenerwowana. Tego też ci nie chce powiedzieć, ale nie popuścisz tak łatwo. Skoro masz ochotę gryźć potwory musisz wiedzieć dlaczego i jak tego unikać. Może nic ci nie mówić o Podziemiu, języku programowania potworów, o seksie i wszystkim innym, ale musisz wiedzieć dlaczego potwory pachną teraz jak coś przepysznego. Chwileczkę… Zatrzymałaś się zdając sobie sprawę, że wspominał coś o czymś, ale tego też Ci nie chciał powiedzieć. 
-Czacho…? – zaczęłaś powoli marszcząc brwi i uśmiechając się delikatnie. – Czy ma to coś wspólnego z sezonem….? – Zamarł zaciskając mocno ręce na obu stronach swojego „tutu” i pocił się jeszcze bardziej. 
-N-nie…! – mruknął
-Ma! Czacho! Co się dzieje z tobą i pozostałymi?!
-Odpierdol się! Nic ci kurwa nie powiem! – warknął
-Wiedziałam, że to coś związanego z seksem! Biegasz dookoła z potworzym kutasem i w ogóle! 
-Mówiłem, abyś tak tego nie nazywała!- Stałaś w miejscu śmiejąc się lekko, jednocześnie zbierając myśli. Wspominał coś o sezonie, a po tym co wiesz od Papyrusa i Undyne, to coś co powraca czasowo. Więc co jakiś czas świeci bez kontroli, czuje się źle i ma problemy z koncentracją magii. Heh.. to brzmi prawie tak jak… Otworzyłaś oczy przypominając sobie rozmowę z Sansem jaką miałaś w Nawiedzonym Domu podczas zmiany. Rozmawialiście o…
-No nie… Czacho! Cz-czy to…! Cz-czy ty…?! – otworzyłaś szeroko usta kiedy zrozumiałaś – Masz teraz sezon godowy?!  - Jego twarz była cała czerwona
-Z-zamknij się! To nie to! – nie umiał spojrzeć Ci w twarz. 
-Nie myślałam o tym w ten sposób kiedy o tym mówiłeś, a powinnam! – uśmiechałaś się z zadowolona i dumna ze swoich umiejętności dedukcji – To dlatego tak bardzo świecisz! 
-Spierdalaj! – Uśmiech nie schodził Ci z twarzy, wtedy zdałaś sobie sprawę z czegoś jeszcze
-Zaraz… jesteś chłopcem… prawda? – Sans zmarszczył brwi, w końcu spojrzał na Ciebie
-A co to kurwa ma do rzeczy?
-Bo wiesz, ruja odnosi się głównie do samic.
-Nie trzeba innego słowa skoro dla wszystkich oznacza to samo! – warknął
-Oh… huh? – Może to dlatego nie połączyłaś faktów wcześniej. Myślałaś, że ruja odnosi się tylko do potworzych samic. – Zaraz! Dlaczego podoba mi się jej zapach?! – Sans westchnął pokonany odwracając wzrok w inną stronę gdy wtulił się w futro kurtki. Już o wszystkim wiesz i nic na to nie poradzi. 
-N-nie wiem, dobra! Myślałem, że pijasz krew! Jak możesz czuć ruję, skoro ona nie ma zapachu?! 
-Mmm to nie do końca zapach, to jak… Wiem, że dzieje się coś dobrego. – Sans popatrzył na Ciebie z niedowierzaniem. 
-To pierdolona ruja, szajbusie! W tym nie ma nic dobrego! Dlaczego ten zapach ci się podoba?! 
-Nie wiem… po prostu.. w tej chwili bardzo miło jest kiedy jesteś obok… - Sans wykrzywił twarz w obrzydzeniu 
-Ani się waż mnie ugryźć! – ostrzegł 
-Nie zrobię tego! Robi się źle kiedy jestem naprawdę blisko ciebie! – patrzył przez chwilę na Twoją twarz, jakby chciał odkryć czy mówisz prawdę. Nagle rozmyślił się, położył ręce na obu kawałkach ściany dookoła jego kręgosłupa i rozerwał ją na połowę. Pozbył się resztek, które opadły na podłogę i odetchnął z ulgą. 
-Umieram z głodu… - bąknął wsuwając nogi w spodnie, odwrócił się i poszedł korytarzem. Szłaś za nim utrzymując się na dystans. Usiadłaś dopiero wtedy kiedy on usiadł pierwszy i zaczął otwierać swój posiłek, nawet na niego nie spojrzał dobrze. Przez jakiś czas patrzyłaś jak je, nim odwróciłaś wzrok. Musisz przestać myśleć o tym świetle. Nie myśl o tym, nie o tym jak wygląda, nie o tym jakie to było miłe uczucie. Musisz mieć się na baczności… póki to się nie skończy… 
 -Więc… jak długo będziesz taki świecący i napalony? – zapytałaś patrząc jak musztarda wylewa się z jego burgera.  Sans zakrztusił się jedzeniem, prawie wypluwając je na stół. 
-N-naprawdę będziesz się o to pytała?! Kiedy kurwa jem?! 
-To ważne.. muszę wiedzieć ile to jeszcze potrwa! – Chwycił za butelkę musztardy leżącą przed nim i napił się z niej nim wrócił do jedzenia. 
-Jakieś trzy… cztery dni… zazwyczaj… - mruknął
-Będziesz chodził ze świecącym potworzym kutasem przez cztery dni?!- Znowu się zadławił. 
-Mówiłem, abyś tak tego nie nazywała! 
-A jak mam to nazywać? 
-To tylko… ruja… to wszystko. 
-Ta, ale świecisz
-Świecę bo moja magia jest silniejsza! To nie kutas czy coś co świeci cały czas! – Wiesz, że nie chodzi tutaj tylko o silniejszą magię. Nie wstydziłby się tematu tak bardzo, gdyby chodziło tylko o to. 
-Wiesz… nie musisz nic przede mną ukrywać. To tylko wasza biologia. Gdybyś powiedział mi wcześniej, zrozumiałabym wszystko i to co się dzieje i w ogóle… - popatrzył na Ciebie
-Tsk… Może nie chciałem mówić, bo wiedziałem, że zrobisz z tego wielkie coś… - bąknął
-Ale to jest wielkie coś. Rozświetlasz mi pokój! 
-Teraz nie świecę! – warknął – I normalnie, nie świecę tak bardzo… to tylko… t-tym razem wszystko jest silniejsze… - odwrócił wzrok. Zaśmiałaś się. 
-Jesteś pewny, że to nie dlatego, że powiedziałam, że jesteś zabawny? – znowu się zakrztusił. 
-To dlatego o niczym ci nie mówię! – warknął nim ugryzł duży kawałek burgera – Bo zawsze pierdolisz takie głupoty! – z ust kapała mu musztarda, ale chyba tego nie zauważył. Jadł szybciej niż zazwyczaj, w ogóle nie rozkoszując się jedzeniem nim to znika gdzieś w jego czaszce. 
-Więc… możesz teraz zajść w ciąże? – Tym razem wypluł burger na stół
-NIE! KURWA MAĆ! – otarł czerwoną twarz – Potwory nie zachodzą w ciążę, debilu – upił kolejny łyk musztardy – Nie robimy takich dziwnych okropieństw jak wsadzanie innych części ciała by się rozmnażać! To robią jakieś zboczone świry, a nie potwory. 
-Ale o to chodzi w sezonie godowym!
-Tsk… - zamknął oczodoły – U nas to oznacza, że nasza magia jest gotowa stworzyć dziecko jeżeli wszystko zrobimy jak trzeba!!! – czułaś, że jesteś coraz bliżej tego, aby Sans powiedział Ci to co chcesz wiedzieć. 
-A… um… - rozejrzałaś się nerwowo – Ja to … uh… trzeba robić? – Sans wsunął za zęby ostatni kawałek burgera i oblizał ubrudzone palce. 
-To oznacza – uśmiechnął się – Robimy czary mary i podajemy sobie ręce
-Czacho! Nie! Muszę wiedzieć! – jęczałaś pochylając się nad stołem. 
-To nie mój problem! – warknął, wylewając musztardę na frytki, by potem wziąć kilka i wsadzić je sobie w usta. 
-Powiedz chociaż w zarysie medycznym. Nie musisz mówić wszystkiego, po prostu ogólniki. – Sans uśmiechał się zadowolony, patrząc jak wijesz się na stole. 
-Nic ci nie powiem – Zjadł ostatnią frytkę – No i z tego co wiem, już znasz medyczny zarys. 

Puściłaś jego rękę i wypuściłaś oddech. Cofnął się, upewniając się, że oboje jesteście w bezpiecznej odległości jaką sobie wcześniej ustaliliście. Większość zmiany w Nawiedzonym Domie poszła dobrze. O dziwo, jego czerwona twarz sprawiła, że klienci bali się go bardziej. Jego kawały były dzisiaj pierwsza klasa. Sama musiałaś się kilka razy powstrzymywać, aby się nie zaśmiać z niektórych. To tylko go dodatkowo nakręciło i nawet po zmianie, nadal Cię nimi zasypywał. 
-No weź, wiem że to uwolniło twojego ducha – pochylił się nad Twoim krzesełkiem
-Czacho! Nie, masz szlaban na kawały! 
-Bo co… będą cię nawiedzać w koszmarach? 
-Koniec! Koniec z nawiedzaniem!
-Wiesz, że są dość…. Straaaaaszne
-DOBRANOC! – prawie krzyknęłaś idąc korytarzem i ignorując go. Sans ziewnął i wywrócił oczami, pomachał ręką i teleportował się do swojego mieszkania. 
-Dobranoc – mruknął wchodząc do pokoju. Musiał wcześniej ściągnąć kurtkę, podniósł wzrok i spojrzał na Ciebie raz jeszcze
-Heh… uh… co z tym zrobimy? – zapytałaś niepewnie, patrząc na niego przez dużą dziurę jaka łączyła jego pokój z Twoim salonem.  Wzruszył ramionami, zbyt zmęczony aby cokolwiek na ten temat mówić. 
-Będę spał w innym pokoju, póki tego nie naprawimy – mruknął leniwie. 
-A moja kanapa? – zapytałaś niemal urażona
-Co z nią?
-Czacho, jest wygodna! Wiesz o tym! – Ziewnął.
-Nie. 
-Ale
-Żadnych ale – bąknął – Ostatnim razem kiedy byłaś blisko mnie prawie użarłaś mnie w dupę. – Popatrzyłaś na niego, zaskoczona że coś takiego powiedział
-Ja… ja nie … mówiłam, że to był wypadek! 
-Wypadek jak dupa wołowa. Obawiam się, że jeżeli następnym razem będę blisko ciebie, to się z tego nie wyliżę. 
-Nie mogę uwierzyć, że robisz sobie z tego jaja! – Sans uśmiechnął się szerzej i jakiś jaśniejszy kolor przebiegł po jego twarzy. 
-To mechanizm radzenia sobie ze stresem… - powiedział zadowolony  - No i .. dla ciebie już jest za późno, dziewczynko! Lepiej oszczędzaj swoje słodkie kiełki, wiem jak bardzo je lubisz! – Otworzyłaś usta, aby odpowiedzieć, ale Sans już znikł. Chwilę potem usłyszałaś, że bierze prysznic. Popatrzyłaś na jego zagracony pokój. Byłaś zaskoczona, ale czułaś się też znacznie lepiej. Wydawał się bać tego co zrobiłaś wcześniej, ale teraz o tym żartuje, to znaczy, że nadal Ci ufa. Poszłaś do łazienki, by zmyć z siebie pot i umyć włosy po długiej nocy pracowania w masce. Godzinę pózniej położyłaś się na łóżku, patrząc w sufit czekałaś na sen. Ale mogłaś jedynie myśleć o smaku szkielecich kości. 
Share:

9 grudnia 2018

Undertale: Gra w kości - Utknąć w rutynie [The Skeleton Games - Stuck in a rut] [tłumaczenie PL]

Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Od czasu zniszczenia bariery minęły miesiące. Potwory w końcu uzyskały prawo do przemieszczania się po mieście. Siedzisz nocą w swoim małym mieszkanku i robisz swoje kiedy nagle słyszysz muzykę zza ściany. Czy Twój sąsiad zawsze musi słuchać muzyki tak strasznie głośno? Masz tego serdecznie dość. Ściany są cienkie i słyszysz, jak chodzi po mieszkaniu, krzyczy albo... gra w gry.... Zaraz, znasz tę grę. Czas rozpocząć plan "jak wkurwić sąsiada palanta". Tylko dlatego, że jesteś wampirem, nie oznacza, że nie możesz być złośliwa. 
A więc tak, opowiadanie Postać x Czytelnik. Dostosowane pod kobiecego czytelnika. Uniwersum - UnderFell. Związek Sans x Czytelniczka. Co warto wiedzieć? Wcielasz się w żyjącą kilka setek lat wampirzycę, która świetnie zaaklimatyzowała się w otaczającym świecie do takiego stopnia, że ... jest nerdem. Uwielbia gry komputerowe. Co jeszcze/ A tak, jesteś znacznie wyższa od Sansa. 
Czy Tobie, droga wampirzyco uda się skraść serce małego, wkurwionego na cały świat Sansa? 
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Autor: poetax
SPIS TREŚCI

-Ja… Ja zabiłem kogoś… - powiedział spokojnie, światło monitora tańczyło na jego twarzy.
-O-oh… - odpowiedziałaś. W pokoju zrobiło się cicho, oboje wpatrzeni byliście w swoje komputery. Czułaś, jak niepewność dosłownie z niego emanuje. Powiedz coś! Cokolwiek! Źle mu z tym, że nic nie mówisz, ale… co masz powiedzieć?
-I to nie było przez przypadek… - dodał, widziałaś ciemność w jego oczodołach.
-Ja… uh… dobra… - odpowiedziałaś. Sans trzymał palce na klawiaturze, ale postać na monitorze ani drgnęła. Oczekiwał, że coś powiesz. Wiedziałaś, że zabijał ludzi… prawda? Wyraził się jasno na ten temat kiedy rozmawiał o Twoim wampiryzmie w kuchni. Dlaczego nic nie mówisz? Kurwa! Spierdolił! Nie powinien tego powiedzieć! Nigdy nikomu tego nie mówił! Co on sobie myślał?! Tak strasznie spierdolił! Powinien… - Ile miałeś lat? – zapytałaś nagle.
-H-huh?
-Na tamtym zdjęciu… albo kiedy to się stało…. Ile miałeś lat? – zamilkł na chwilę
-D-dziewięć – nadal patrzył na monitor. Otworzyłaś szeroko oczy. Dziewięć lat! O wiele młodszy niż ty! Znacznie młodszy! I musiał kogoś zabić! W Podziemiu naprawdę było tak strasznie?
-…To … uh… chujnia – nie wiedziałaś co masz powiedzieć.
-Ta… cóż… - niewielki uśmiech pojawił się na jego twarzy – Ale nie taka straszna, jak wypady na miasto w każdy piątek… - popatrzyłaś na niego w końcu dostrzegając jego wyraz twarzy. Pocił się nerwowo i nawet jeżeli jego postać w grze się poruszała, to nie on ją sterował. Patrzył pusto w ekran, chodząc postacią przy ścianach.
-…Próbowałam być poważna.
-…Wiem…
-Chcesz o tym pogadać?
-Nie…
-Dobra.. Ale… wiesz… nadal się ciebie nie boję
-…Ok… -  rozluźnił się, zamknął oczodoły i wziął głęboki wdech opierając się o kanapę.
-Twój brat wie? – patrzyłaś znowu na swój laptop
-Nie….
-Nigdy mu nie powiedziałeś?
-Ja… nikomu o tym nie mówiłem…
-Oh… - byłaś zaskoczona. Nikomu o tym nie powiedział, ale Tobie tak.
-Nie wiem dlaczego ale… - zawahał się – Nie powiedziałem Szefowi…
-To nic…
-Ale ty też mu nie mów
-Nie powiem – znowu na niego spojrzałaś, zaczął starować swoją postacią – Ale powinieneś być bardziej szczery wobec niego – z jego komputera zaczęła dobiegać muzyka bitewna. 
-Czasami lepiej… nic nie mówić… - szepnął
-A ty jak byś się czuł, gdyby Szef coś przed tobą ukrywał?  - Sans opuścił wzrok
-On jest… dobry… więc… - oparłaś się o kanapę patrząc jak porusza się postacią w grze. Nagle, dziwny dźwięk dobiegł z niego.
 -Uh… Czacho… co to było?
-H-huh…?  - Znowu ten dźwięk. Jakby niskie warczenie. 
-To… co to? – Sans zatrzymał się na chwile nim zdał sobie sprawę
 -Oh… Ja… uh… nie jadłem kiedy wróciłem do domu
-To twój brzuch? – zaśmiał się
-Myślałem, że już przerabialiśmy temat bycia szkieletem
-W brzuchach burczy kiedy się jest głodnym, a nie w kościach.
-To tez nie są moje kości. Moja dusza burczy. – Z jego ciała wydobył się kolejny niski pomruk.
-Twoja dusza burczy jak brzuch?
-Nawet jeżeli nie widać mojej duszy, nadal potrafi sprawić, że czuję się jak gówno i burczy kiedy jestem głodny
-Dlaczego nic wcześniej nie powiedziałeś! – rzuciłaś już trzymając w dłoni telefon z gotowym numerem do Grillbiego.
-Ja… zapomniałem
-Nie zapominaj się nakarmić! Wiszę ci żarcie u Grillbiego! Więc mów mi kiedy masz na nie ochotę! – Czekałaś chwilę aż słuchawkę podniesie ten sam ochrypnięty głos
-Tu Grillby, czego chcesz? – Zamówiłaś „Specjał Sansa” sprawdzając czy nie chce czegoś jeszcze, potem się rozłączyłaś i spróbowałaś ponownie wrócić do pracy. Fakt, że Sans nie potrafi zadbać sam o siebie naprawdę Cię denerwował. Prawie nie możesz uwierzyć, że ten głąb siedzący obok Ciebie zabijał ludzi… Z jakiegoś powodu ciężko w to uwierzyć. Jest chamski i często wpada w złość, ale… wydaje Ci się, nieszkodliwy wobec Ciebie. Leniwy. Jak bardzo musiał zostać sprowokowany, aby kogoś zabić? Co go spotkało, że prawie każdą noc męczą go koszmary? Co się stało tam na dole takiego, że aż tak bardzo siebie nienawidzi?
-Ej… Czacho?
-Co… - fuknął stukając w klawiaturę kiedy grał
-Też jesteś dobry… - rzuciłaś czytając kolejne linie kodu. Uniósł brwi i zamrugał kilka razy nim odpowiedział
-Co?
-Powiedziałeś, że twój brat jest dobry… ale ty też jesteś..
-Ja… nie jestem.. – mówił delikatnie
-Jesteś
-Nie jestem
-Jesteś, Czacho…
-Nie masz pojęcia o gównach jakie zrobiłem… - rzucił mrocznie patrząc jak czerwony atak przeszywa jego ekran
-Cóż… tak… nigdy mi nie mówiłeś. Nadal czekam na to swoją drogą. – Opuścił wzrok – Możesz mi powiedzieć – Naciskałaś – Jestem pewna, że mimo wszystko nadal będziemy przyjaciółmi… Nie ufasz mi?
-O-odpuszczam …. – mruknął. Westchnęłaś cicho, prawie łapiąc oddech w zdenerwowaniu. Po tym wszystkim, nadal Ci nie ufa… Pracujesz nad nim. Każdego dnia, starasz się, aby się na Ciebie otworzył. Czasami masz nawet wrażenie, że tego chce. Tak jak wtedy kiedy powiedział, że kogoś zabił. A potem znowu się zamyka.
-Nadal sądzę, że jesteś dobry…
-Tsk.. Zawsze myślisz, że możesz mówić co chcesz o mnie i to będzie prawdą.
-Ale to jest prawda
-Nie, nie jest 
-Raz przyszedłeś mnie ocalić, a wtedy jeszcze mnie nienawidziłeś – starałaś się udowodnić swoją rację
-N-nie nienawidziłem cię… I pomogłem ci bo… bo nadal nie skończyłem tamtej gry i… wisiałaś mi Grillbysa! – warknął w końcu.
-A ty mi telewizor! Więcej byś zyskał, gdybyś mi nie pomógł wtedy
-W-w niczym ci nie pomogłem! Nic ci nie było! Wyszłaś po prostu się napić czy coś kurwa
-Tego nie wiedziałeś!
-Cóż, nie pomogłem ci bo chciałem! – uśmiechnęłaś się
-Raaaany Czacho… Ale z ciebie zły chłopczyk! Taki zły! Niech zgadnę… Jesteś jak Szef i tylko mnie tolerujesz? – zapytałaś sarkastycznie
-Nie
-Więc co w tobie takiego złego?
-Nic co byś zrozumiała – mruknął.
-Czacho… no weź… Nie jesteś złą osobą. Może i masz małe problemy z socjalizacją, ale nie jesteś zły – uniósł rękę chcąc Ci znowu przerwać, ale nie dałaś sobie – Wiem, wiem! Nie było mnie w Podziemiu, więc skąd mam wiedzieć? I masz rację. Nie wiem co się tam stało. Ale wiem, że jesteś tutaj. Ty, żyjący obok mnie i słuchający strasznej muzyki! Ty, który powtarzasz, że masz wszystko gdzieś, ale wiem, że tak nie jest. Zależy ci i to bardzo Czacho. Martwiłeś się o mnie, kiedy wychodziłam w nocy, martwiłeś się o mnie kiedy rozmawiałam ze „niebezpiecznymi” potworami i martwiłeś się o mnie, kiedy się obudziłeś, a mnie nie było w domu! Bardzo się martwisz jak na kogoś kto powtarza, że ma wszystko gdzieś.
-T-to nie tak…
-Nie wiem, czy kiedykolwiek powiesz mi co się stało w Podziemiu, ale nie ma to dla mnie znaczenia co się tam stało. Oceniam cię tylko jako osobę którą poznałam tutaj na powierzchni. A poznałam naprawdę dobrego kolesia. Kolesia, z którym lubię się spotykać i kolesia któremu ufam – Odwrócił wzrok, znowu się rumieniąc
-T-to wszystko co mówisz…. T-to nie tak… - Westchnęłaś powoli, zamykając oczy zastanawiając się czy powiedzieć to co nie uważałaś, że powinnaś.
-I muszę przyznać Czacho… Nawet jeżeli twoje żarty są naprawdę suche… tak… napraaaaawdę… - wzięłaś głęboki wdech, czując że sama się rumienisz odwracając wzrok – Cz-czasami są całkiem zabawne – Widziałaś w poświatę w pokoju nawet bez patrzenia na niego. Dobrze. Powinien słyszeć tego typu słowa częściej. Nawet jeżeli nadal lekko się rumieni za każdym razem kiedy ktoś go skomplementuje. Uśmiechnęłaś się i na niego spojrzałaś, chciałaś zobaczyć jego minę nim zacznie zaprzeczać – Uh… Czacho?!
-Z-zamknij się! Wiem, że je lubisz! – warknął nie patrząc na Ciebie. Tak się wstydził, że schował czaszkę pod kapturem, ale i tak widziałaś dobiegające spod niego delikatne światło.
-Świecisz!
=M-mówiłem… to przez to, że… nie czuję się dobrze.
-Nie to… - spuściłaś wzrok na źródło światła – Twoja klatka piersiowa i … um… - Jego źrenice zawędrowały za Twoim spojrzeniem, powoli na jego pierś, a potem szybko na jego spodenki
-K-kurwa! – krzyknął jego źrenice drżały. Tak szybko jak to możliwe, złączył nogi i zakrył zarówno pierś jak i krocze chowając źródło światła pod ubraniami. – J-ja… t-to… - gubił się w słowach pocąc coraz bardziej – KURWA – znowu krzyknął i chwilę potem jego laptop opadł na kanapę tam gdzie siedział, nadal otworzony. Nadal siedziałaś wpatrzona w miejsce na którym jeszcze chwilę temu siedział Twój kościsty przyjaciel. Sans właśnie się podniecił tym, że powiedziałaś mu, że jest zabawny? Nie, nie, nie… To się nie dzieje… On tylko.. Coś z nim nie tak…
-CZACHO! – krzyknęłaś nasłuchując dźwięków z jego mieszkania. Słyszałaś tylko budowlańców w jego kuchni. Nie przeniósł się do swojego mieszkania, prawda? Ale gdzie w takim razie? Wyciągnęłaś telefon.

Ty: Gdzie jesteś?

Czekałaś, ale żadnej odpowiedzi. Cudownie… znowu Cię unika. Oparłaś się na kanapę, nadal patrząc na jego laptop i puste miejsce. Sans… naprawdę świecił. Nie tylko na twarzy, na piersi i … delikatnie się zarumieniłaś, przypominając sobie specyficzne świecenie z jego spodenek. O-on właśnie… Może potwory świecą z innych powodów? Powiedział, że się śle czuje… Wyglądał na strasznie zmęczonego przez cały czas… No i nie wydawał się na nakręconego… Nawet nie masz na sobie skarpetek… Dałaś mu komplement i .. zaczął świecić… Może…. Może….? Nie wiesz co myśleć. Jesteś pewna, że jest z nim coś nie tak, ale nie wiesz co. Martwisz się coraz bardziej. Może naprawdę jest chory… Co tam mówił o chorobach potworów? Mogą się zatruć jeżeli zjedzą złą magię, ich dusza może zachorować kiedy nie będą o siebie dobrze dbać… i mogą umrzeć. Może zjadł coś czego nie powinien… i dlatego wydawał takie dziwne odgłosy w nocy? Może dlatego zapomniał się nakarmić?  Ale dlaczego tak świecił? Tak samo jak kiedy zobaczył Cię z tym magazynem… cóż… prawie jak wtedy… Miał na sobie więcej ubrań, ale… Byłaś zaskoczona, że może tak wyglądać. Wszystkie jego kości… Większość potworów jakie widziałaś w magazynie miało więcej… ciała. Jak kości wyglądają, kiedy…? Tak jak jego twarz, kiedy magia wychodzi na powierzchnię i zaczyna świecić? A może to światło jest spoza jego kości i to jego…? Jaki jest w dotyku w tamtym miejscu? Czy jest tak samo ciepłe jak jego twarz gdy go dotykasz jak się rumieni? Czy czuć magię pod palcami? Widziałaś jak świeci… Kiedy go pchnęłaś i zaczęłaś łaskotać, jak tylko dotknęłaś jego piersi przestał się śmiać. Miejsce duszy. Tak to nazwał. Głęboko w centrum jego żeber… Ale to nie jedyne miejsce… Ma jeszcze jedno…
Podskoczyłaś wyrwana z myśli przez wibracje telefonu. Wzięłaś komórkę z oparcia czując jak serce zwalnia Ci bicie kiedy zaczęłaś czytać jego odpowiedź. 

Sans: Musisz coś dla mnie zrobić

Znowu się do Ciebie odzywa?

Ty: Tak! Jasne! Co chcesz. Wszystko dobrze?

Zaraz… dlaczego Twoje serce tak mocno wali? Kolejny sms od niego

Sans: Zamknij się i idź na swój korytarz.  

Sans teleportował się do swojej ciemnej łazienki uderzając piersią o toaletę. Nie spodziewał się tego. Potrzebował chwili nim przekręcił się na ziemi i zaczął znowu oddychać.
-Kurwa! – mruknął dysząc, nim zamilkł i nasłuchiwał odgłosów z kuchni. Nie słyszeli go. Ledwo stanął, aby wyciągnąć pudełko z szafki. Kurwa! Po prostu… Kurwa! Po prostu musiał zacząć świecić! Dlaczego tabletki nie działają?! Kurwa mać, strasznie mu gorąco! Cholera! Ta ruja jest okropna! Sans wycisnął kolejną tabletkę i nerwowo obracał ją w palcach. Musi uważać z nimi. Jeżeli weźmie ich za dużo, może się naprawdę spierdolić. Słyszał, jak niektóre potwory zmuszały inne do zjedzenia ich po to aby było łatwiej je zabić. Nie wspominając już o innych rzeczach, aż zadrżał. Ile może wziąć? Zaczął wzrokiem szukać instrukcji jaką wcześniej wyrzucił.
Jedna tabletka co dziesięć godzin by zredukować efekty magii podczas rui. Jeżeli pojawią się oznaki rui takie jak: pojawianie się magii bez kontroli, fizyczna manifestacja duszy, świecenie w miejscach duszy, czy trudności ze sprawowaniem normalnych obowiązków wszystko by mieć potomstwo wbrew twojej woli, zaś masturbacja nie wystarczy, weź dwie. ALE UWAŻAJ! Nie wolno ci brać dwie tabletki w tym samym okresie działania. Jeżeli twoje oznaki się pogarszają, zostań w domu w celu uniknięcia kłopotów związanych z rują.
Sans nigdy nie musiał wcześniej brać kolejnej tabletki, ale… Popatrzył na swoją świecącą pierś. Nie może świecić tak przed Tobą! Kurwa! Jest taki obrzydliwy! Pewnie czujesz do niego wstręt! Co z nim nie tak! M-musi to wyjaśnić… To nie przez to co powiedziałaś! Nie myśli w ten sposób o tobie! Naprawdę… naprawdę nie! Nic! To przez ruję! Musi wrócić i to wszystko wyjaśnić. Ale… nie chce Ci też mówić o samej rui. Poczuł jak jego telefon wibruje, spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Nadal się świecił. Co ma powiedzieć? Kurwa! Spierdolił! Może gdyby nie brał na poważnie wszystkiego co tam pierdoliłaś, wtedy nie pomyślał by o… O niczym! To przez tę ruję! Połknął tabletkę patrząc na odbicie, czekając aż świecenie ustanie. Zajęło mu to dłużej, ale znikało. Czuł jak żar znika, jak jego kości się uspokajają. Będzie musiał teraz uważać z magią. Zauważył, że nadal trzyma rękę w kieszeni na swoim telefonie. Musiał sprawdzić co tam mu napisałaś, ale nie chciał! Kurwa! Co możesz myśleć o nim po tym wszystkim… Ale, nie stanie się nic złego jak spojrzy. Po prostu zerknie. I tak nie będziesz wiedziała, czy ją odczytał, czy nie. Wziął głęboki wdech i wyciągnął stary telefon by odebrać wiadomość.

NowyKontakt3: Gdzie jesteś?

Poczuł ulgę. Nie wspominałaś o tamtym… Oczywiście… Nie oznacza to, że nie czujesz wstrętu… Pewnie i tak byś nic nie powiedziała, nawet gdybyś czuła… Nigdy o niczym nie mówisz… Zawsze zachowujesz się jakby nic Ci nie przeszkadzało.  Ale, co ma odpisać? Nie chciałem się podniecić kiedy rozmawialiśmy! Przechodzę przez ruję właśnie i to przez to? Ta… już widział Twój cwany uśmiech na głupiej twarzy jak Ci to mówi. Ale musiał Ci coś powiedzieć. Wiesz co oznacza świecenie dla potworów, więc nie może tego po prostu olać. No i … co innego ma zrobić? Chować się w pokoju przez resztę dnia jak cholerny tchórz? Jest Sansem Szkieletem! Nie będzie się chował przez głupimi ludźmi! Zawsze może Ci powiedzieć, że nadal jest chory. To może zadziałać. Jest chory i jego magia staje się dzika. Póki co wierzyłaś w tę wymówkę. Westchnął patrząc na wiadomość.  Im szybciej to załatwi, tym będzie lepiej. I jeżeli się nie pośpieszy, możesz zacząć myśleć głupoty, że się w tobie zakochał, czy coś… Sans zebrał magię na skrót, gotowy by pojawić się w Twoim salonie i stawić Ci czoła. Ale… nic się nie stało. Otworzył oczy w panice. Wziął dwie tabletki, ale powinien nadal umieć zrobić skrót! Ruja jest połączona z magią duszy, ale nadal powinien mieć parę skrótów w rękawie!  Znowu zebrał swoją magię, dłużej tym razem. Czuł energię pulsującą w kościach. Powoli, ćmiące uczucie przeszywało kości, na tyle go w tym stanie stać. Teraz, wyobraź sobie kuchnię, stół, kanapę i idź tam! I znowu nic. Nadal był w swojej ubikacji, spocony. Kurwa. KURWA! Nasłuchiwał pracowników w jego kuchni.  Nie jest już aby późno? Co oni tutaj robią? Z kuchni będzie widać, jak próbuje się wymknąć. Jest tutaj uwięziony! Nie! Nie zamierza chować się w kiblu przez resztę wieczora. Zebrał swoją magię trzeci raz. Zbierał i zbierał, cholera, to było naprawdę ciężkie. Pieprzeni ludzie, on chciał tylko leżeć w łóżku! Kiedy w końcu poczuł, że nie zbierze więcej magii przez tabletki, otworzył skrót. Kuchnia, kanapa, drzwi. Wszystko, byle zabrać go z kibla! Poczuł znajome mrowienie kiedy przechodził przez próżnie, gdy nagle… Coś złapało go za kręgosłup i zatrzymało całe jego ciało. Coś jest nie tak! Wtedy przeszył go ogromny ból. K-kurwa! Otworzył powoli oczodoły, mając nadzieję, że będzie w Twojej kuchni tam gdzie zawsze się pojawiał, ale to nie tutaj skończył. Zamiast tego patrzył na swoją sypialnię. I coś trzymało jego kręgosłup. Nie… Kurwa NIE! To nie może się dziać!  Próbował się poruszyć, ale nie mógł. Uniósł ręce po to by wybadać co go blokuje. Ściana w której utknął. Nie brał skrótu do sypialni. Wziął skrót do ściany przedziałowej! I teraz jego pierdolony kręgosłup utknął w niej! Wraz z uczuciem utknięcia… miał tez tę okropną wiedzę, że nie będzie mógł zrobić skrótu w najbliższym czasie. Przełknął ślinę i poruszył nogą, aby wymacać coś, co może mu się przydać. Nic. Jego tyłek był zdecydowanie za wysoko, aby mógł nawet sięgnąć podłogi. Przynajmniej z jego strony mógł wyciągnąć ręce na swoim łóżku.
-Ch-cholera! – mruknął czując ścianę. Bolało. Nawet jeżeli jest lekki, jego kręgosłup nie powinien mieć na sobie takiego ciężaru. Chwycił za łóżko, próbując odciążyć odrobinę kości. Ostatecznie, zaczął lamentować. Za chwile… go znajdziesz… za chwilę… będziesz się kurwa śmiać. Czekał, nasłuchiwał, zaciskał ręce na łóżku, ale nic się nie stało. Albo jakby nigdy nic zaczęłaś grać w pierdoloną grę zaraz po tym jak zniknął! Jak bardzo lubisz te swoje gry?! Poczuł mocniejszy nacisk na kręgosłupie i próby ucieczki zakończyły się tylko bólem. Westchnął… Nawet jeżeli go nie znajdziesz, to naprawdę koniec… Dlaczego? Mógł się tylko o to pytać, kiedy wyciągał z kieszeni telefon. Dlaczego! Zaczął niezdarnie pisać wiadomość jedną ręką. DLACZEGO KURWA MA PROSIĆ CIĘ O POMOC KIEDY UTKNĄŁ W ŚCIANIE?! KURWA! To najgorszy dzień w jego życiu. Sans westchnął, szczerze nienawidził każdej chwili tej rui.

Skręciłaś do swojej kuchni cała w nerwach zastanawiając się, czego chce Sans. Teleportował się do swojego pokoju? Znowu chce gadać z Tobą przez ścianę? Dlaczego?! I tak nie usłyszysz od niego wiele bo przecież ma remont w domu. Co chce powiedzieć? Chyba nie zamierza powiedzieć Ci czegoś poważnego, prawda?! Zniknął po tym świeceniu i teraz chce abyś była w korytarzu? Sans, co się dzieje?! Właśnie weszłaś na korytarz i stanęłaś wryta. Ah… więc to jest jego tyłem… Nic więcej… Tylko szkielecia dupa… zwisa Ci ze ściany… To tyłek Sansa który utknął Ci w ścianie… tylko zwisający szkieleci zad… ze ściany… Zaraz… on nie umarł, prawda? Dlaczego połowa jego ciała zwisa z Twojej ściany?!
-Czacha?! – krzyknęłaś nerwowo. Jedna z jego nóg poruszyła się.
-T-tak… - bąknął za ścianą.
-HAHAHAHAHAHAHAHA! – zalałaś się śmiechem, musiałaś podeprzeć się o ścianę, gdy nagle nogi stały się strasznie słabe.
-Zamknij się! – krzyknął
-Jak ty… Twój tyłek! Jest w mojej ścianie! Czacho! Twój tyłek zwisa z mojej ściany! – śmiałaś się.
-Powiedziałem, zamknij się – warknął starając się nisko trzymać głos. Wyciągnęłaś z kieszeni telefon nadal się śmiejąc
-Czacho! Twój zad jest w mojej ścianie! Zwisa! – praktycznie płakałaś.
-Doskonale o tym wiem, nie musisz kurwa mówić! – Pstryk! Miałaś wyciągnięty telefon, nastawiony na zwisające kości, postanowiłaś dodać tę zdobycz do swojej kolekcji. – Czy…. Czy ty zrobiłaś pierdolone zdjęcie?! – warknął
-N-nie.. 
-Słyszałem telefon!
-N-nic nie słyszałeś – prychnęłaś
-Skasuj je! 
-Cz-czacho! Ciiii! Musisz być cicho! – mówiłaś spokojnie jednocześnie robiąc kolejną focie.
-ZABIJĘ CIĘ KURWA! SKASUJ TE ZDJĘCIE NATYCHMIAST! – Z kuchni przestał dochodzić gruchot, oboje zamilkliście nasłuchując. Po chwili, hałas powrócił i wypuściliście oddech. Było blisko. – Ty pojebana debilko, prawie nas usłyszeli! – wyszeptał krzykiem.
-Więc bądź cicho! – zaśmiałaś się.
-Będę cicho jak przestaniesz robić zdjęcia mojej dupie!
-Jeszcze kilka
-Ani jednego! Skasuj te co masz!
-Wiesz, to nie ja teraz utknęłam w ścianie – warknął coś pod nosem po drugiej stronie
-D-dobra, możesz zachować jedno! – burknął – A teraz się pośpiesz i mnie stąd wyciągnij!
-Pięć!
-C-co?
-Chcę pięć zdjęć
-Jedno! 
-Pięć! – uśmiechnęłaś się. Sans milczał przez chwile, myśląc nad Twoim żądaniem.
-To nie jest żadne zdjęcie w dziwnej sytuacji jak ostatnie! To dosłownie zdjęcie mojej dupy! – warknął – Ile zdjęć chcesz?
-Tyle ile się da, bo twoja dupcia jest słodka! 
-W jaki sposób moja dupa jest słodka?! Nawet nie mam pierdolonej dupy! 
-Cóż… - zaczęłaś mu się przyglądać walcząc, aby się nie śmiać. Na czym w ogóle trzymają się jego spodnie? To kościotrup! Chciałaś sprawdzić, ale zdałaś sobie sprawę, że może to nie jest najlepszy pomysł. Sans jakoś dziwnie jest wrażliwy na temat ubrań. – Może właśnie przez to jesteś słodki? – odpowiedziałaś odwracając swój wzrok kiedy zdałaś sobie sprawę, że zmierzają w stronę w którą nie powinny. Nie myśl o jego świeceniu… nie myśl o tym!
-Dobra! Trzy! I to moja o-ostatnia propozycja! – rzucił nagle machając rozpaczliwie nogami.
-Zgoda! – Po ostatnim zdjęciu, pozwoliłaś sobie zrobić je jak trzeba, schowałaś telefon do kieszeni. – Jak w ogóle to zrobiłeś? – zapytałaś w końcu, gotowa, poważna i zwarta, aby go wydostać – Nie wiedziałam, że możesz teleportować się do ściany
-Nie powinienem! Moja magia… po prostu… t-teraz coś z nią nie tak
-Więc… jesteś chory? – przysunęłaś się do jego kości miednicznych starając się zrozumieć co go trzyma.  – Zastanawiałam się czy zjadłeś coś złego – Ciężko powiedzieć co się dzieje, skoro jego spodenki zakrywają większość ściany – Cz-czacho? – zapytałaś kiedy nic nie odpowiadał
-T-ta… jasne… cokolwiek… - mruknął – To najlepsze wytłumaczenie które wy ludzie zrozumiecie. Miałaś przeczucie, że Cię okłamuje.
-Hm? – wywróciłaś oczami – A więc, mówisz mi że zachorowałeś na coś, co sprawia, że coś potwornego staje ci kiedy powiem, że jesteś zabawny
-TO NIE MA Z TOBĄ NIC WSPÓLNEGO! – zaczął z wściekłością kopać w Twoją ścianę. Robotnicy znowu przestali, słyszeliście niskie głosy i rozmowy nim wrócili do roboty
-Czacho… musisz być ciszej – szepnęłaś
-Więc nie mów mi takich gówien! Moja magia teraz po prostu zdziczała! A to co wyło wcześniej… n-nie ma z tobą nic wspólnego. JASNE?! – znowu szepcząc krzyczał.
-Jasne, jasne, łapię – przytaknęłaś chcąc aby był ciszej. 
-I dla jasności sprawy! Nie ma mi co stawiać! Nie mam pierdolonego chuja!
-Powiedziałam że coś potwornego!
-Nie chcę już nigdy myśleć o waszych obrzydliwych ludzkich organach rozrodczych!
-Mmmmh,,, jaaasne… chyba że na kozim furry – uśmiechnęłaś się.
-Z-zamknij się! – zrobiłaś krok bliżej, tam gdzie jego biodra przywierają do ściany. Nie widziałaś jak dokładnie to się dzieje, ale jakby nagle jego tyłek pojawiał się w ścianie.
-Więc… jak mam cię stąd wydostać? – nie odpowiedział. – Czacho…?
-…Musisz przebić się przez ścianę – mruknął zrezygnowany
-Co?
-Ściana.. – powtórzył – Musisz się przez nią przebić
-To nie może być jedyne wyjście! – westchnął.
-Jest… i to nie pierwszy raz kiedy tak mi się kurwa dzieje… Szef… też musiał to robić – Kiedy tym razem się przybliżyłaś, poczułaś ten sam zapach z wcześniej. Nie tak silny, i gdzieś tam w głębi byłaś nawet o to zła. To był naprawdę bardzo ładny zapach. Nagle się cofnęłaś. Ej, nie obwąchuj jego dupy! To dziwne! Musisz go wydostać, a nie pakować mordy wszędzie tam gdzie poczujesz ten zapach. Masz gdzieś co mówił Sans. Ładnie pachnie i w tym właśnie problem. 
 -Jak mogłeś przenieść się w ścianę i nie możesz się z niej wydostać? – Zapytałaś szukając miejsca gdzie dokładnie utknął. To bez sensu, jeżeli go nie ruszysz, nic nie zobaczysz.
-Mówiłem! Tak nie powinno być! Jeżeli nie jestem skupiony na miejscu w którym chcę wylądować, moja magia wariuje… i coś takiego się dzieje… No i … mówiłem już, że nie mogę brać skrótów jeżeli utknąłem? – Odwróciłaś od niego głowę tak daleko jak mogłaś, gdy wystawiałaś rękę w stronę jego kości. Może uda Ci się popchnąć jego biodra tak, aby nic nie złamać.
-Co cię trzyma? – zapytałaś kładąc rękę na jego kościach. Odpowiedział szybko, zaczynając na nowo kopać w ścianę
-N-NIE DOTYKAJ MNIE KURWA! NIE DOTYKAJ MOJEJ DUPY! CO DO DIABŁA?! – Pracownicy znowu przestali robić swoje zaś Wy zamarliście, nasłuchując w niepewności. Niskie głosy, rozmowa, słyszałaś jak rozmawiają o potworach. Po bardzo długiej minucie, znowu zaczęli swoją robotę i wypuściłaś oddech. Tam gdzie kopnął, zrobił dziurę w ścianie.
-Czacho, musisz być cicho – szepnęłaś
-W-więc nie dotykaj mojej dupy! – burknął
-Staram się zobaczyć ścianę. No i nie dotykam cię po dupie, tylko po miednicy!
-Po prostu mnie nie dotykaj!
-Jak mam cię stąd wyciągnąć, bez dotykania?
-Z-zrób dziurę dookoła mnie…
-Wtedy nadal będę musiała cię dotknąć
-Nie możesz! – brzmiał na bardzo zmartwionego
-Nie dotknę cię tam, gdzie nie powinnam! Raaany! Wiem, gdzie masz swoje wrażliwe miejsca więc będę ich unikać
-To bez znaczenia – był bardzo zestresowany. Westchnęłaś lekko zdenerwowana
-Czacho… chcesz abym cię stąd wydostała czy nie? – Westchnął, zobaczyłaś jak puszcza swobodnie nogi
-D-dobra! Ale… s-skoro już musisz… zrób to szybko!
-Zgoda – odpowiedziałaś i dotknęłaś ponownie jego bioder upewniając się, że masz głowę dość daleko, aby nie wąchać go. Znowu położyłaś ręce na jego żebrach. Jak na kogoś kto nie ma mięśni, był bardzo spięty. Pociągnęłaś go delikatnie, czując jak się rumienisz. Dlaczego musiał coś takiego powiedzieć? Teraz jesteś naprawdę wyczulona na to jak go dotykasz i czujesz się niezręcznie. Nie wspominając już o tym, że masz wrażenie, że wydaje z siebie jakieś dziwne pojękiwania po drugiej stronie. W końcu uniosłaś go i zobaczyłaś jak jego kręgosłup przechodzi przez dziurę o prawie tej samej wielkości. Sans prawdopodobnie miał rację, będziesz musiała go wyciąć by go uwolnić. – Zaraz wrócę – powiedziałaś puszczając go powoli, aby nie uderzył nogami w ścianę. Sans nie odpowiedział więc poszłaś do kuchni, chwyciłaś najostrzejsze noże i wszystko co wydawało Ci się pomocne. Odkręciłaś kran pozwalając aby wola lała się pełną parą i robiła hałas. Nadal za mało. W salonie włączyłaś telewizor na jakimś przypadkowym programie i pogłośniłaś na Maksa. Bez względu co leci, musi być głośne. Ale nadal za mało. Minęłaś zwisający tyłek Sansa i poszłaś do sypialni, z szafy wyciągnęłaś odkurzacz, włączyłaś. Wkrótce kakofonia hałasu wypełniła Twoje mieszkanie. Powinno wystarczyć, ale na wszelki wypadek odkręciłaś jeszcze wodę w ubikacji by ta lała się do wanny. Wróciłaś do bioder Sansa nadal zwisających ze ściany – Odetnę cię teraz! – krzyknęłaś starając się przekrzyczeć hałas w mieszkaniu.
-Co?
-Powiedziałam, że cię teraz odetnę! 
-CO?! – Wzięłaś głęboki wdech i zaczęłaś wbijać nóż w ścianę. Sans skulił nogi kiedy zauważył co robisz. Wkręcałaś nóż w ścianę, mając nadzieję, że zrobiony w ten sposób otwór będzie wystarczający na jego biodra. Hałas z mieszkania zagłuszał to co robisz. Miałaś nadzieję mimo wszystko, że pracownicy nic nie słyszą. Już byłaś w połowie, ostrożnie dotknęłaś go aby go przesunąć. Jego biodra blokowały nóż, a potrzebowałaś jeszcze odrobiny miejsca, aby go dobrze odciąć i bezpiecznie..
Otworzył szeroko oczy czując Twoją rękę na sobie. K-kurwa! Nie mogłaś ruszać nim używając jego nóg czy coś?! P-pośpiesz się! Zamknął oczodoły kiedy przycisnęłaś mocniej jego biodra. Kurwa! Oh! Kurwa! Proszę, nie świeć! Kurwa! Już wziął dwie tabletki! Dlaczego jego kości nadal są takie delikatne? Kręcił nogami starając się nie ruszać, starał się skupić na wszystkim, tylko nie na miękkiej ludzkiej dłoni która go pcha. Nie myśl o tym! Niebawem będzie wolny! Wolny od tej pierdolonej ściany! To, że go dotykasz to nic nie znaczy! Chcesz go tylko wydostać ze ściany! …. Ale fajnie by było, gdybyś zdecydowała go jednak nie uwalniać… Mogłabyś mu zrobić wszystko co byś chciała w tej pozycji
-N-NIE! – skrzeknął ale było za późno, magia wypełniła kości.
Byłaś już w połowie uwolnienia go kiedy zostałaś dosłownie zaatakowana tym przyjemnym zapachem. Twój mózg krzyczał w niebezpieczeństwie, a potem całkowicie straciłaś nad nim panowanie. Zamarłaś, z nożem w ręku, pod Sansem. Ah… Jak ładnie świeci. Taki… śliczny… Ugryziesz go.
Share:

8 grudnia 2018

Undertale: Gra w kości - Rozgrzewając atmosferę [The Skeleton Games - Bring on the heat] [tłumaczenie PL]

Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Od czasu zniszczenia bariery minęły miesiące. Potwory w końcu uzyskały prawo do przemieszczania się po mieście. Siedzisz nocą w swoim małym mieszkanku i robisz swoje kiedy nagle słyszysz muzykę zza ściany. Czy Twój sąsiad zawsze musi słuchać muzyki tak strasznie głośno? Masz tego serdecznie dość. Ściany są cienkie i słyszysz, jak chodzi po mieszkaniu, krzyczy albo... gra w gry.... Zaraz, znasz tę grę. Czas rozpocząć plan "jak wkurwić sąsiada palanta". Tylko dlatego, że jesteś wampirem, nie oznacza, że nie możesz być złośliwa. 
A więc tak, opowiadanie Postać x Czytelnik. Dostosowane pod kobiecego czytelnika. Uniwersum - UnderFell. Związek Sans x Czytelniczka. Co warto wiedzieć? Wcielasz się w żyjącą kilka setek lat wampirzycę, która świetnie zaaklimatyzowała się w otaczającym świecie do takiego stopnia, że ... jest nerdem. Uwielbia gry komputerowe. Co jeszcze/ A tak, jesteś znacznie wyższa od Sansa. 
Czy Tobie, droga wampirzyco uda się skraść serce małego, wkurwionego na cały świat Sansa? 
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Autor: poetax
SPIS TREŚCI

CZŁOWIEKU! DOTARŁAŚ DO DOMU?

POWIEDZ MI KIEDY BĘDZIESZ W DOMU!

JUŻ JESTEŚ W DOMU?

UMARŁAŚ, PRAWDA?

DLATEGO WŁAŚNIE NIE CHCIAŁEM, ABYŚ PROWADZIŁA!

TO NIE MOJA WINA, MÓWIŁEM JASNO CO MYŚLĘ O TWOIM PROWADZENIU!

Papyrus wysłał Ci kilka wiadomości jak prowadziłaś, ale nie odczytałaś ich aż nie dotarłaś bezpiecznie na miejsce.

Ty: Jestem w domu

Wielki Szef: CUDOWNIE! MARTWIŁEM SIĘ, WIESZ! MARTWE LUDZKIE CIAŁA SĄ OBRZYDLIWE, A SKORO TY MNIE LUBISZ NAJBARDZIEJ… CÓŻ… WŁAŚCIWIE… CO LUDZIE ROBIĄ Z MARTWYMI CIAŁAMI TYCH KTÓRYCH LUBIĄ?

Ty: Zazwyczaj zakopujemy ich w trumnach, albo kremujemy gdy już będą martwi.

Wielki Szef: ZAMIENIACIE WASZE MARTWE CIAŁA W KREM?!

Przeczytałaś raz jeszcze jego wiadomość, nim odpowiedziałaś

Ty: Tak

Wielki Szef: CÓŻ, ODMAWIAM UŻYWANIA OBRZYDLIWEGO KREMU Z CIEBIE, WIĘC MASZ NA SIEBIE UWAŻAĆ I ŻYĆ!

Ty: Dziękuję za Twoje słowa Wielki Szefie, postaram się żyć dla ciebie

Wielki Szef: DOKŁADNIE TAK!

Wsadziłaś telefon do kieszeni kiedy weszłaś do mieszkania. Wzrokiem zaczęłaś szukać jakiegokolwiek śladu małego kościotrupa, który spał na Twojej kanapie wcześniej. Nie było go tam. Musiał pójść do siebie. Na podłodze był jednak koc i jak przyglądałaś się dalej mieszkaniu zauważyłaś pustą butelkę musztardy obok lodówki.
-Wróciłam! – krzyknęłaś, tak aby sąsiad wiedział, że jesteś w domu, wyrzuciłaś też butelkę do kosza. Nikt nie odpowiedział – Czacho! – krzyknęłaś raz jeszcze – Jesteś tam?!
-S-słyszałem za pierwszym razem! – odpowiedział w końcu ze swojego mieszkania. Jego głos był nieco sztywny, nie był zły, choć spodziewałaś się, że będzie. Czekałaś chwilę przy zlewie spodziewając się, że niebawem pojawi się w Twoim mieszkaniu, ale nic się nie stało. Dziwne.. Kiedy z nim pisałaś, był naprawdę wściekły, że spotkałaś się z jego bratem bez powiedzenia mu o tym. Albo.. Może dlatego się tak zachowuje dlatego, że spotkałaś się z Papyrusem… O cokolwiek chodzi z tym sezonem… spodziewałaś się, że jak tylko wrócisz do domu Sans zacznie wypytywać Cię o wszystko. Zamiast tego.. nic… ani śladu Sansa. Skorzystałaś z okazji i schowałaś w sypialni prezent jaki mu kupiłaś. Pewnie i tak by go nie zauważył, ale nigdy nie możesz być pewna z jego ciekawską stroną. W połowie korytarza przystanęłaś i oparłaś się o ścianę zaraz obok drzwi do Twojej sypialni. Co tutaj robi Podusia? Zaraz! Pochyliłaś się i zauważyłaś świeże dziury w poszewce. Biedna Podusia… Sans ma w zwyczaju wbijać szpony w co popadnie kiedy śpi, ale… dlaczego zostawił ją w korytarzu? Podniosłaś ją przeciągając palcami po dziurach nim znowu weszłaś do sypialni.  Jak przebrałaś się w świeże spodnie od piżamy nasłuchiwałaś odgłosów sąsiada idąc korytarzem. Sans nadal się nie pojawił. Stracił zainteresowanie? A może nigdy mu nie zależało na tej znajomości? Choć nadal chcesz go zapytać o co chodziło z tamtymi zdjęciami. Więc niech lepiej się pośpieszy i przyjdzie.
-Ej Czacho! – krzyknęłaś – Chodź, pogramy w jakieś gry! – zaprosiłaś go ponownie. 
-Odpadam! – odpowiedział niskim głosem niemal natychmiast. Nie tego… się spodziewałaś. Ale nie chciałaś się jeszcze poddawać. Chciałaś z nim dzisiaj pogadać.
-Kupię ci kolację z Grillbsa! – zaproponowałaś – No i wiszę ci ją, prawda?
-ODPADAM! – odpowiedział głośniej. Zrobiłaś krok w tył. Czy Sans odmówił właśnie darmowego żarcia od Grillby’s?
-…coś się dzieje? – zaczynałaś się martwić
-Nic!- warknął przez ścianę
-Jak to nic, skoro nie chcesz Grillby’s! – krzyknęłaś denerwując się
-Nic mi nie jest! Kurwa!
-Co się dzieje?!
-Nic!
-Ale nigdy nie rezygnowałeś z Grillby’s!
-Jadłem wcześniej!
-Dziwne, bo zawsze mówisz, że na Grillby’s znajdzie się miejsce!
-Cóż, nie dzisiaj!
-Ile zeżarłeś, skoro nie chcesz Grillby’s? – słyszałaś jak tłumi swoje krzyki – CZACHO! WSZYSTKO DOBRZE?! – krzyknęłaś przybliżając się do ściany.
-O… boże… - mruknął niskim głosem
-CZACHO!
-Nic mi nie jest! – dyszał – Nie czuję się dzisiaj dobrze, jasne?!
-Zaczynam myśleć, że kłamałeś kiedy mi mówiłeś, że nie możesz zachorować!
-Nie jestem chory! Po prostu nie czuję się dobrze! Daj mi spać i wszystko będzie dobrze…
-Ale… spałeś przecież jeszcze rano…?
-A jak myślisz, ile cholernych dni się nie wysypiałem?! Jeden dzień snu nic nie zmieni!
-Ale… - przerwałaś, pewnie ma rację. Sama mało śpisz, ale to nie powód, aby mierzyć innych swoją miarą – Dobra… Śpij więc… - Weszłaś do salonu siadając wygodnie na kanapie. Nie musisz z nim dzisiaj rozmawiać… Żyłaś już długo na tym świecie i wiesz, jak być cierpliwą. Zapytasz go o to jutro. 

 Sans siedział na swoim ulubionym miejscu czekając aż Grillby skończy jego zamówienie. W barze było jakoś cieplej niż zazwyczaj, ale nie chciał wyjść póki nie dostanie jedzenia. Pot ciekł mu ciurkiem po czaszce, czuł jak magia piętrzy się w kościach, starając się wyjść gdzie może. Stukał szponami w ladę wyglądając co chwilę za róg by spojrzeć na zamknięte drzwi od kuchni. Co Grillby robi tam tak długo?! Sans czeka już wieczność. Rozejrzał się po barze, reszta klientów zachowuje się jakby nigdy nic.
-Grillbz…. S-skończyłeś już?! – krzyknął nasłuchując dźwięku skwierczących na oleju frytek. Nikt nie odpowiedział. Sans pocił się jeszcze bardziej, musiał wytrzeć czoło chustką. Wzrok utkwił w drzwiach. Dlaczego dzisiaj jest tu tak gorąco? Nawet on to czuje! Potwory nie czują temperatury, chyba że jakąś bardzo ekstremalną! Zaś Grillby jest zazwyczaj dobry w trzymaniu swojego gorąca na wodzy. Zaczął dyszeć czując, że robi się coraz cieplej. – K…kurwa… - mruknął kładąc policzek na ladzie, ale nawet zimne drewno nie wystarczyło. Musiał stąd wyjść, nie może tutaj tak siedzieć! Ale Grillby jeszcze nie skończył jego zamówienia. Kiedy je skończy?! Dyszał jeszcze głośniej, teraz przeglądając menu w poszukiwaniu wody. Jasne. Grillby nigdy nie dotykał jej, ale Sans mógł zawsze pomarzyć. Wtedy, przypomniał sobie o ubikacji! Była tutaj ubikacja… prawda? Pierwszy raz, zeskoczył z miejsca i udał się w stronę ubikacji. Nie przychodziło tutaj wielu ludzi, więc nie powinno być z tego powodu jakiegoś szumu. Jakoś ją znalazł, i wszedł do środka. Natychmiast odkręcił wodę i przetarł nią swoją twarz. Ochłodziła go, ale nie za bardzo. Jego ciało nadal było gorące! Ściągnął kurtkę, jego sweter był cały przesiąknięty potem. Nadal jest mu gorąco! Potrzebował czegoś więcej, czegoś co sprawi, że ten żar zniknie, czegoś….
-Cześć Czacho! – usłyszał znajomy głos. Odwrócił głowę, krople wody nadal kapały z jego czaszki. – Wszystko dobrze? – zapytałaś. Stałaś naprzeciwko niego, patrząc na niego dziwnym wyrazem oczu.
-Nic mi nie jest… - mruknął czując jak kropla wody skapuje po jego brodzie. Nie czuł się dobrze z tym, że tak na niego patrzysz. Po chuj się tak gapisz?
-Jesteś pewien…? – przybliżyłaś się.
-Powiedziałem, że nic mi nie jest – warknął. Ale Ty zrobiłaś krok w jego stronę, aż musiał oprzeć się o zlew kiedy Ty położyłaś ręce po obu jego stronach.
-Chyba ci trochę gorąco… - Pochyliłaś twarz by spojrzeć jeszcze głębiej w oczy. Czuł Twój oddech na swoich kościach. Wtedy wyszeptałaś – Mogę ci z tym pomóc… - Otworzył szeroko oczy.
-Co! – warknął, ale było za późno. Zabrałaś już ręce i chwilę później, usłyszał jak coś upada na ziemię. Zachłysnął się powietrzem zdając sobie sprawę co to jest. – P-Przestań – krzyknął, ale nie mógł się mówić. Z jakiegoś powodu, nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Wszystko było takie gorące. Dlaczego tutaj jest tak gorąco?! Twój uśmiech powiększył się gdy na niego patrzyłaś. Przesunęłaś powoli ręce na swoją bieliznę, chowając kciuki za gumkę majtek. Sans przyglądał Ci się. Nie ściągaj ich! Nie możesz ich ściągać! Tylko tego jeszcze nie widział!
-Wiesz co tam mam, prawda? – Otworzył usta, aby ci przerwać, ale nic nie mógł powiedzieć. Nie możesz! Tylko nie to! – Widziałeś to… prawda? – Opuściłaś bieliznę aż do kostek. Sans spojrzał na Twoje krocze i zaczął krzyczeć.
-GAAAAHHH! – spadł z materaca, był w swojej sypialni. Nogi miał oplecione w prześcieradle i kocu, chwilę patrzył się w sufit analizując co się właśnie stało. Był w pokoju, z prześcieradłem między nogami… Budzik w telefonie dzwonił głośno koło jego czaszki. Sans przekręcił się i wyłączył go, wtedy w końcu zauważył czerwone światełko pod koszulką… I na jego spodenkach… Westchnął przecierając dłonią twarz.
-Pierdolone mokre sny … - mruknął w dłoń – Co do kurwy! – Cóż, to nie było aż tak dziwne. Właściwie, to normalne. Ruja sprawiała, że potwory śniły o pieprzeniu się z każdymi z kim ostatnio weszły w kontakt, Sans nie był wyjątkiem. Śnił prawie o wszystkich. Kilka z udziałem psów ze straży, śniło Grillbym tym dupku z baru, który raczył zamienić z nim kilka słów zaraz przed pójściem  do domu, nie wspominając już o kilku z Undyne… Dlaczego kurwa musiała odwiedzać ich tak często? Kurwa… Śnił nawet o swoim własnym… Nie, tego nie chce pamiętać! NIGDY! Znowu westchnął chwytając za koszulkę by podciągnąć ją tak by zobaczyć światełko w swojej piersi. Daj spokój duszo! Jak już to śnij o kimś z tego samego pierdolonego gatunku! Co jego pierdolona magia myśli, że może zrobić z cholernym człowiekiem?! … NIC! Nic kurwa nie zrobi! Przyglądał się swojemu ciału. Był cały spocony, z każdego delikatniejszego miejsca na jego ciele dobiegało niewielkie światełko… No ale… miał też dziwne sny o głosie królowej zanim jeszcze wiedział kim ona jest… Wystarczył mu pierdolony głos! Potrząsł głową opuszczając koszulkę. Tsk… Pierwszego dnia świeci tak strasznie mocno… Ostatnią ruję ledwo zauważył… albo nie pamięta jej już. Dlaczego ta jest tak kurewsko silna?! Nagle zadrżał, zdając sobie sprawę, że jedna z jego rąk znalazła się pod bielizną. Zabrał ją szybko pocąc się jeszcze bardziej. Lepiej… lepiej pójdzie się wykąpać. Musiał się ostudzić. Musiał odzyskać trzeźwość myślenia, by pokonać własną magię. Zmusił się, aby stanąć, choć ciało miał jednocześnie sztywne i gąbczaste. To wszystko przez to, że oglądał pierdolone ludzkie porno na dzień przed cholerną rują… Teraz świeci jak pierdolona latarnia i ma spierdolone sny o swojej cholernej sąsiadce. I gdyby to było raz… Ale spotyka się z Tobą prawie codziennie i wie, że będziesz go prześladować w każdym śnie aż do końca rui… Kurwa! Tsk… Jego dusza mogłaby śnić o Tobie przynajmniej tak jak trzeba. Dlaczego kurwa miał sen o tym jak masz chuja między nogami? Ty masz to drugie…. Prawda? Sans szedł chwiejnie w stronę drzwi, czując się ciężko. Zerknął w stronę łóżka. Mógł tam po prostu iść i się położyć… było by tak kurewsko miło… Uśmiechnął się… I może zrobiłby też coś jeszcze… DO ŁAZIENKI… natychmiast! Droga do niej była dłuższa niż pamiętał. Zazwyczaj brał do niej skrót, ale dzisiaj, jego magia była… niewłaściwa. Czy jego sypialnia zawsze była ta daleko? Wydawało mu się, że jest bliżej. Powłóczył nogami po dywanie, krok za krokiem. Czuł jak w ciele wiruje mu dziwacznie magia. Mówiła mu, że powinien wrócić do pokoju… do łóżka…. Nie! Musi iść do pracy! Jeżeli przegapi choć jeden dzień w pracy bo posłucha tego co mu mówi głupia dusza podczas rui, równie dobrze może spuścić swój pył w sraczu! Jeżeli Szef dowiedziałby się, że został zwolniony, albo przegapił pracę w ten tydzień… zabiłby go z mgnieniu oka. W końcu wszedł do łazienki i otworzył szafkę nad umywalką. Wyciągnął z niej małe biało pudełeczko z napisem „Sezonowe ukojenie”, dysząc ciężko otworzył je i drżącą ręką wyciągnął instrukcje i listek tabletek. Przeleciał wzrokiem po instrukcji wyrzucając ją za siebie i połknął jedną tabletkę. Dyszał dalej wpatrzony w lustro. Jego oczy wydawały się większe niż zazwyczaj, czaszkę pokrywał pot, do tego miał wrażenie, że cała jego twarz jest jak w ogniu. Kurwa! Dlaczego tym razem jest tak źle?! Po paru sekundach, czerwone światło z piersi zaczęło znikać, wszystkie złe oznaki również zaczynały znikać. Lepiej będzie uważał z tymi tabletkami. Mają czas działania dziesięć godzin, więc będzie musiał brać jedną z rana i jedną wieczorem. Wziął zimny prysznic, ciesząc się wrażeniem, jak jego magia ochładza się wraz z wodą. Choć to zasługa leku. Lecz choć jego magia nieco się uspokoiła, nadal nie było tak jak wcześniej. Nienawidził braku kontroli. Gdy skończył się myć, światło w jego piersi i na biodrach całkowicie zniknęło, lecz te rumieńce na jego twarzy… cóż… nie były tak jasne jak wcześniej… Przyglądał się sobie w lustrze, zdenerwowany. Fajnie, gdyby i one zniknęły, ale wyraźnie tylko to zostaje. Poszedł do sypialni omijając butelkę musztardy i zarzucił na siebie kurtkę. Myślał nad wymówią, co jeżeli ktoś się zapyta o jego twarz. Ludzie w firmie pewnie nie zauważą, chyba że ci którzy będą chcieli z nim pogadać jak wtedy kiedy się zatrudnił, ale teraz prawie nikt nie zwraca na niego uwagę. Ale nie o pracę martwił się najbardziej… Tylko o Ciebie…

Trzasnął drzwiami gdy wychodził z budynku fabryki. Był bardziej wkurzony niż normalnie. Mylił się co do współpracowników, prawie wszyscy którzy się go nie bali, pytali o co chodzi z jego twarzą. Kurwa… Nawet szef który za nim nie przepada, musiał się o to zapytać! Czym się kurwa przejmują?! Dlaczego nie mogą się zamknąć i zająć sobą? Ludzie są wkurwiający! Nie ma co się martwić innymi! To nie jest ich sprawa! Zostawcie go wszyscy kurwa samego! Wsunął ręce w rękawy kurtki czując ponownie miłe i znajome uczucie materiału. I po chuja oglądał pierdolone ludzie porno wczoraj? Kurwa mać! Wszyscy oni się pierdolą, prawda?! Każdy człowiek tam…. W takim sposób mogą się urodzić, tak?! SERIO?! Dreemur jego mać! Nie umiał nawet na nich spojrzeć. Czuł jak magia znowu napływa do twarzy kiedy tylko o tym myśli, warknął na siebie i naciągnął Kaptur na głowę. I jeszcze ta pierdolona ruja! Nie może o niczym myśleć, bo wszystko po nim widać! A to kurwa pierwszy dzień! Dlaczego jest taki fatalny?! Ale znowu… ledwo pamięta swoją ostatnią ruję… była przed tym co stało się w Podziemiu… przed dzieciakiem… Sans minął kilka budynków, upewniając się, że nigdzie ani śladu po człowieku. Kiedy był pewien, że jest sam, zamknął oczy i wziął głęboki wdech. Zazwyczaj nie musiał tego robić przed wzięciem skrótu, wiedział gdzie iść i to było proste, ale używanie magii podczas rui jest ciężkie. Tym bardziej, że ta nie zawsze odpowiada tak jak się chce. Musiał się skupić bardziej niż zwykle, by dostać się tam gdzie chce. Sans pojawił się tam gdzie zawsze, w swoim pokoju, już czuł ulgę i słodką samotność. Właściwie… uśmiechnął się… To jego pierwsza ruja, której nie będzie musiał dzielić z Szefem w jednym mieszkaniu. Zaśmiał się patrząc na łóżko. Może i jego magazyn został porwany, ale zachował kilka mniej zniszczonych obrazków. Sans miło spędzi ten czas! Upewnił się, że drzwi są zamknięte, ale… może lepiej skoczy po coś do jedzenia? Będzie w sypialni przez jakiś czas, a zawsze podczas rui strasznie chce mu się jeść. Był już w połowie korytarza z uśmiechem na twarzy kiedy się zatrzymał tak szybko jak umiał, zerknął w salonu z czystą paniką. KURWA! Prawie o tym zapomniał! Usłyszał niskie głosy i stukot z kuchni. Dwóch ludzi było w jego mieszkaniu naprawiając pęknięty sufit. Kurwa! Oby go nie zobaczyli! Nie wiedział co im powiedzieć, jeżeli go zobaczą! Potrzebował chwili, aby się uspokoić i cicho wrócić do sypialni, nasłuchując. Coś cicho chrupnęło i spadło na podłogę, rozmawiali ze sobą, czasem się śmiali. Chyba go nie zauważyli. Oczywiście, mógłby wziąć skrót za drzwi i udać, że wraca przez drzwi. A oni, oczywiście, gapili by się na niego, zadawali pytania jak zniszczył sufit i pewnie rzucili jakieś komentarze na temat jego twarzy. I tyle z planu bycia samemu w mieszkaniu dzisiaj. Popatrzył na ścianę oddzielającą Twoje mieszkanie od jego. Równie dobrze może i w ogóle nie wrócił do domu, może przeczekać ich u ciebie. To zawsze jest opcja. Choć miał nadzieję, że dzisiaj się z Tobą nie będzie widział, biorąc pod uwagę jego stan, ale w tej sytuacji bycie z Tobą jest lepsze niż z tymi obcymi. Westchnął i podniósł komputer z ziemi, wziął skrót do ubikacji. Cicho wyciągnął kolejną tabletkę z pudełka i połknął. Potem zniknął unikając dwóch ludzi naprawiających jego sufit. Gdy pojawił się w Twoim mieszkaniu, było cicho… Widział Cię na kanapie, ale nie miałaś słuchawek, nie słuchałaś też żadnej muzyki z laptopa. Zaraz.. czy ty naprawdę… pracowałaś? Nigdy nie widział Cię wcześniej, jak pracujesz…
-Ja… uh… cz-cześć – powiedział niepewnie. Pamiętał jak kończyły się te razy, kiedy nie poinformował Cię o swojej obecności. Odwróciłaś się patrząc na niego i uśmiechnęłaś. Czuł jak rumieni się bardziej. Kurwa mać! Dlaczego musiał wczoraj oglądać tyle porno! Nie umiał przestać o tym myśleć! Teraz w jego mieszkaniu są jacyś pierdoleni ludzie a on ma ruje! Nie ma ochoty też myśleć o tym dziwnym śnie jaki miał z Tobą i z tym co miałaś między nogami!
-Uh? – uniosłaś brwi – Czacho, czy wszystko…
-Nic mi nie jest! Przestań pytać! – przerwał Ci nim skończyłaś. Dlaczego ludzie zawsze pytają się, czy wszystko z nim dobrze?! Poczekał chwile, aż rumieńce zniknął, nim usiadł obok Ciebie na kanapie. Nie widział żadnej gry na Twoim ekranie. Zamiast tego linie pełne kodu. 
-Nie wiedziałam, że już wróciłeś – powiedziałaś przeglądając ekran, szukając czegoś – Myślałam, że wpadłeś na tych od napraw, czy coś.
- Zapomniałem, że tam będą i prawie zrobiłem skrót na nich… - warknął. Znowu uniosłaś swoje brwi nadal zaparzona w ekran
-Mam wrażenie, że zostawili ci kartkę na drzwiach, ale… kto używa drzwi? – przechyliłaś głowę zatrzymując się na jednej z linii kodu – Cóż.. nie martw się. Jeżeli cię zobaczyli sprawię, że zapomną. L- Sans zatrzymał się na chwilę nad tymi słowami
-Huh… uh… t-taaa… racja, możesz to zrobić….
-Co? – uśmiechnęłaś się – Myślałeś, że pozwolę jakimś ludziom zamknąć cię w więzieniu? – popatrzyłaś na niego rozbawiona – Nadal jesteś moim niewolnikiem, a więc nie mogą cię jeszcze dostać.
-Nigdy nie byłem twoim niewolnikiem – warknął – I zapłacę ci za wszystko pod koniec tygodnia
-Mam wrażenie, że nie lubisz być moim niewolnikiem – udałaś smutek. Sans spojrzał na Ciebie, a potem otworzył laptop, przeglądając listę gier. – Spróbowałeś tę jaką ci ostatnio podesłałam? – zapytałaś
-Planetę Skoku? Nie działa – opowiedział lekko wkurzony.
-Znaczy… nie włącza się… czy…?
-Wyskakują dziwne wiadomości
-Pokaż – Podał Ci otworzoną grę i jak powiedział, dziwne wiadomości się pojawiły… po Japońsku… - Powiedziałam ci, abyś ściągnął tłumaczenie ze strony! – mruknęłaś zirytowana.
-Próbowałem, ale nie mogłem znaleźć!
-Podesłałam ci dokładny link! – westchnął, ale nic nie powiedział. Przybliżyłaś się, by spojrzeć jak porusza się po stronie. I wtedy.. to poczułaś… - Od kiedy to się perfumujesz? – przybliżyłaś się bliżej. Trudno było się oprzeć, kiedy pachnie tak dobrze. To naprawdę woda kolońska? Taka ładna. Zazwyczaj nie lubisz mocnych zapachów, bo masz bardziej wrażliwy zapach niż większość ludzi, ale to… To miły zapach. Taki świeży, jak drzewa, natura i … wiśnie? Czy nienawiść ma zapach? Teraz zaczynasz robić się zazdrosna. Potwory mają najlepsze rzeczy! Pochyliłaś się jeszcze bardziej, zachwycona zapachem, kiedy koścista dłoń pierdolnęła Cię w twarz odpychając Cię od ramienia Sansa.
-Co do kurwy?! – odsunął się, miał całą czerwoną twarz – Nie perfumuję się kurwa mać! Przestań wdychać mój cholerny kark!
-Nie… - zapytałaś zaskoczona – Więc co to jest?
-Co co jest?! Nie zrobiłem niczego innego! – warknął odwracając się w stronę monitora.
-Ale dzisiaj naprawdę ładnie pachniesz! – przymknęłaś oczy. Nadal był czerwony na twarzy.
-Nie wąchaj mnie!
-Ale to ty mnie wąchasz zawsze!
-Nie wącham cię celowo! Twój mocny ludzi smród jest czy mi się to podoba czy nie! – usiadłaś kładąc ręce na klawiaturze.
-Cóż, nie wiem dlaczego, ale dzisiaj pachniesz jak woda kolońska twojego brata.
-Tsk… a po chuja miałbym się psikać jego smrodami… Nawet normalnie z nich nie korzystam – warknął wpatrzony w monitor. Słyszałaś jak kliknął w kilka miejsc nim westchnął i zapytał – To to? – Popatrzyłaś, na nazwę ściągniętego pliku.
-Tak, to to. – Szybko się ściągnęło i Sans otworzył folder, wpatrując się w listę plików. – Włącz ten plik – powiedziałaś pochylając się znowu, by przeczytać nazwy plików. Wiśnie. Naprawdę pachnie wiśniami. Ale czymś więcej. Jakby czymś żywym. Uwielbiasz ten zapach i zaciągasz się nim głęboko. Z jakiegoś powodu, przypomina ci coś, co wąchałaś wcześniej. Co to było? Coś znajomego.. i jednocześnie… innego niż wszystko inne. Jest taki smaczny! Taki dobry! Taki… I znowu koścista ręka zatrzymała się na Twojej twarzy. 
-Co ty kurwa robisz?! – warknął odpychając Cię od siebie. 
-Huh? – byłaś zmieszana. Kiedy znalazłaś się tak blisko niego? – Ja tylko… patrzę na twój monitor?  - Bo patrzysz na niego… prawda?  
 -Możesz oglądać to ze swojego miejsca bez wąchania mnie! – przetarł się ręką po karku. Jego czaszka znowu jaśniała… Czy kiedykolwiek tego nie robiła od czasu jak tu przyszedł? Czego się tym razem wstydzi? Nic mi nie zrobiłaś! Przesunął się trochę gładząc się po karku, zauważyłaś, że kilka kości w jego ciele również się… rumieni?
-Dobrze się czujesz? – postanowiłaś zapytać. Może i mówił, że nic mu nie jest, ale jego twarz, to że nie przestał się rumienić i w ogóle…
-Nic mi nie jest… Ja tylko… Nadal nie czuję się za dobrze – mruknął, patrząc na ekran – A twoje dyszenie mi nad karkiem to ostatnie co może mi pomóc!
-Nadal jesteś zmęczony? – zapytałaś. Nie wyglądał na zmęczonego, a przynajmniej nie tak zmęczonego jak go kiedyś wiedziałaś. Jego twarz po prostu była bardzo… czerwona.
-C-coś w tym stylu – mruknął. Zaśmiałaś się.
-Założę się, że gdybyś spał z Podusią, poczułbyś się o wiele lepiej –  Popatrzył na ciebie
-Przyniesiesz to gówno jeszcze raz, a znowu wrzucę ją do próżni gdzie jej miejsce! – powiedział mrocznie
-Nie wrzucaj jej do próżni! – drażniłaś się.
-Więc nie wciskaj mi jej kiedy śpię! To dlatego nie chcę spać na twojej cholernej kanapie!
-Ale moja kanapa jest taaaka wygodna! – rzuciłaś z niedowierzaniem – Wiele za nią zapłaciłam aby była idealnie dopasowana długością i wielkością, i wiem, że jest najlepsza!
-To nie o kanapę chodzi! – warknął, gdy gra się otworzyła znowu – Iiii nadal nie działa.
-Wgrałeś wszystko?
-Tak – wywrócił oczami
-Tak jak ci napisałam?
-Zrobiłem wszystko co mi kazałaś! – fuknął.
-Pokaż no… - pochyliłaś się dając się ponownie omotać zapachowi. Skup się na ekranie… Próbujesz naprawić grę. Nie patrz na niego. Nie patrz na jego twarz i … robi się czerwieńszy! Dlaczego jest taki czerwony?! Jak jakaś lepka, ciepła maź czekająca tylko na… Wiśniowa… Musisz to naprawić. Ale odrobina nikomu krzywdy zrobi. Tylko odrobina i… 
-Z-zabierz to! – krzyknął podając Ci swój komputer jednocześnie oddalając się – K-kurwa! Co do diabła?! – patrzyłaś na laptop przez chwilę zmieszana
-Huh? -  Co ty …
-Jeżeli za każdym razem będziesz wąchać mój kark jak się będziesz pochylać! Zrób to sama! – Zrób co?! Co masz zrobić?
-Huh… - bąknęłaś głupio
-Gra! – nadal nie zbliżał się
-O! Raaaacja! – położyłaś ręce na laptopie – Racja, gra – Sama zaczynałaś się pocić. Co ty …? O czym myślałaś? Nie możesz go ugryźć! Co się dzieje? Otworzyłaś plik i zauważyłaś, że brakuje kilka elementów. – Czacho, kasowałeś coś?
-Nie – oparł się, nadal gładząc kark. Wpatrywał się przed siebie czekając. Wyraźnie nad czymś myślał.  Odpaliłaś przeglądarkę internetową. Nim jednak skończyłaś pisać w polu to co chcesz znaleźć, dziwne wyniki wcześniejszego wyszukiwania zaczęły Ci wyskakiwać.

Wielka Cycata Gothka

Na Pieska

Na Żabkę

Kobieta w stroju krowy

Otworzyłaś szerzej oczy wpatrując się na wyniki.  On… On nie… Nie… Ale dowody miałaś przed sobą.  Cóż… w końcu zdecydował się sprawdzić te rzeczy. To nadal jego sprawa, nie Twoja.  Milczałaś, i dalej pisałaś, ale pojawiało się więcej wyników wyszukiwania, więc zatrzymałaś się by je przeczytać. 

Seks oralny

Laktacja

Boswette

Sans, co do diabła? Czego on szukał?! Wstrzymałaś oddech, czytając kilka kolejnych, bardziej… specyficznych wyszukiwań. Ale po co? To co się robi prywatnie, to się robi prywanie. Nie powinnaś się z tego naśmiewać. Bądź miła. Nie drażnij go. Dasz radę! Możesz to zrobić! No i sam powiedział, że nie czuje się dobrze, więc dasz mu dzisiaj spokój. Skończyłaś przeglądać wyniki wyszukiwania i ponownie ściągnęłaś patcha który miał wypełnić luki w grze, ale… racja… musiałaś użyć programu. Więc znowu weszłaś w przeglądarkę

Hentai

Furries

Kozie Furries

Zatrzymałaś się otwierając szeroko oczy na ostatnim wyniku. O-on…? Sans naprawdę…!
-… Kozie furry!!! – krzyknęłaś nie mogąc dłużej się kontrolować. Sans podskoczył zaskoczony Twoją nagłą reakcją
-H-huh… Ja… c-co? – widziałaś jak szerzej otwiera oczy z każdą chwilą, kiedy dociera do niego o co krzyczysz – Ja… Ja nie…
-Szukałeś furry kóz?
-N-NIE! Kurwa mać!
-Za każdym razem kiedy chcę coś znaleźć, wyskakuje mi lista stron porno!
-Ja nie! J-ja nie… - Jego twarz mówiła prawdę. Był cały czerwony. Czerwieniutki. – Ja t-tylko szukałem…. J-ja chciałem… wiedzieć jak to działa… J-ja…
-A w jaki sposób furry kozie ma nauczyć cię o seksie? – Szkielet przełknął głośno
-T-to nie tak!
-Czacho!
-S-sprawdzałem oznaczenia!
-Ta, jasne! Oznaczenia które przypominałyby ci o twojej królowej?! 
-To się nie liczy! Furry i potwory są kompletnie inne!
-Ale chciałeś się upewnić na ile kozie furry jest inne od prawdziwego koziego potwora?
-Wy ludzie macie tam pełno spierdolenizny więc chciałem sprawdzić! 
-To twoja królowa, Czacho!
-To nie ma z nią nic wspólnego!
-Czacho!
-Pieprz się! Oddaj mi komputer! – jego kości głośno zastukały kiedy zabierał od Ciebie laptop – I technicznie nie jest już królową!
-Wiem! Ale totalnie coś do niej czujesz!
-Nie!!! – uśmiechnęłaś się, patrząc jak czerwony szkielet chce patrzeć na wszystko w pokoju, ale nie na ciebie. Pochyliłaś się więc w jego stronę.
-Założę się, że wczoraj tez nie spałeś… co nie? – uśmiechnęłaś się cwanie
-Spałem! – warknął
-Przepraszam Czacho… - złączyłaś ręce w geście przeproszenia – Zniszczyłam twoją czystość… Byłeś taki niewinny i słodki wcześniej, ale teraz…
-AKURAT!
-A teraz jesteś gotowy aby się z kimś związać – zaśmiałaś się
-Mówiłem, że sprawdzałem to gówno! Nic więcej!
-Jasne… jasne… - martwiłaś się o jego zbyt czerwoną twarz, więc nie powiedziałaś już nic więcej – Ale dlaczego porno? Mogłeś wejść na Wiki, albo na jakąś inną stronę, czy coś? 
-Tsk.. – fuknął – Informacje jakie dostaliśmy od waszego rządu były gówniane, więc… Wiki nie będzie lepsze. 
-Hm… Jesteś pewien, że to dlatego iż miałeś nadzieję znaleźć coś co ci się spodoba…?
-Nie – warknął – To najbardziej popierdolone gówno jakie w życiu widziałem!
-Heh, cóż… no tak… to porno – zaśmiałaś się. Sans uniósł brwi patrząc na Ciebie
-Co to kurwa miało znaczyć?
-Wiesz… kiedy już to z kimś robisz… no wiesz… 
-Co? – Racja, nie wie.
-To co pokazują w pornosach, nie jest prawdziwe – zastanawiałaś się jak mu to powiedzieć – To nie tak wygląda. W seksie chodzi o danie przyjemności, a nie o pokazywanie jak…
-Mówiłaś, że nie pokazują wszystkiego! – był zmieszany
-Cóż, tak.. to… to porno – nadal patrzył na Ciebie z wielkim zmieszaniem. Westchnęłaś… Zastanawiając się co powiedzieć. Ciężko wyjaśnić różnice między prawdziwym seksem a porno komuś, kto sam tego nie robił. – To może zrobimy tak. Ty powiedz mi jak działa potworzy seks – uśmiechnęłaś się – A ja powiem ci wszystko co przegapiłeś o ludzkim.
-Mowy nie ma! Nie dowiesz się nic o potworzym seksie!
-Ale to nie fair! Teraz ty wiesz, musisz mi powiedzieć! – uśmiechnął się i spojrzał na Ciebie zadowolony
-Nie! Baw się dalej jako głupi, niewinny człowiek. – Patrzyłaś na jego cwaną minę. Akurat! Od lat nie byłaś niewinna! Jesteś wampirem z kilkoma setkami na karku. Masz na ten temat więcej informacji niż ludzki mózg zdołałby udźwignąć.
-Macki – rzuciłaś nim się powstrzymałaś. Uśmiech Sansa zniknął
-M…macki? – powtórzył 
-Tak… macki…
-Macie…macki?
-Uh… Właściwie… - odwróciłaś wzrok – Nie powinnam o tym mówić …
-Gdzie?! Nie widziałem żadnych cholernych macek!
-Cóż jasne… oglądałeś porno. Nie pokazujemy ich w porno
-Ale.. widziałem wszystko! WSZYSTKO! Nie ma żadnych pieprzonych macek!
-To bardzo prywatne i intymne dla ludzi. Tak bardzo… że wielu z nas udaje, że nie istnieją.
-Ale… nie macie miejsca na… Po co mielibyście ich….
-Mniejsza – machnęłaś ręką – To nie ma znaczenia.  To ludzki seks, więc nie musisz wiedzieć. No chyba, że będziesz chciał uprawiać go z człowiekiem – powiedziałaś próbując walczyć z własnym cwanym uśmiechem, spojrzałaś na niego przez ramię – No i … nie powinnam ci mówić
-Ale… - próbował jeszcze raz, wyraźnie zagubiony.
-Nie martw się. Większość ludzi nie będzie się spodziewało, że o tym wiesz, więc nie wyjdziesz na głupka. – Popatrzył na swoje ręce i zmarszczył brwi. Czy on naprawdę Ci uwierzył?! Oh słodkie gwiazdy… kiedy się dowie prawdy… - W-w każdym razie – wzięłaś swój komputer – Naprawiłam grę, powinna teraz działaś – Sans otworzył ją, milczał – I hm… mam pytanie do ciebie….
-Hm….? – mruknął patrząc na włączającą się grę
-Byłam wczoraj u twojego brata w mieszkaniu. Kupił wiele rzeczy ze sklepu i zawiozłam go, aby nie musiał ich targać po całym mieście. 
-To to robiliście?
-Tak – uśmiechnęłaś się – A myślałeś, że co? 
-Że nie jesteście na pierdolonej randce! – zaśmiał się – Wiem, że nikogo nie masz 
-Cham! Mogłabym znaleźć kogoś gdybym chciała! Po prostu nie chcę …
-Heh heh! Jasne! Bywam z tobą w prawie każdy weekend i nigdy nie usłyszałem, abyś z kimś rozmawiała, z kimś spoza gier online! 
 -No wiesz. A po co mam kogoś szukać? To oznacza mniej czasu na granie w gry! – uśmiechnęłaś się przeglądając jeszcze raz swój ekran – No i … Jeżeli bym z kimś chodziła na randki, oznaczałoby to mniej czasu spędzania z tobą! – Sans zamilkł, kiedy nic nie odpowiedział, popatrzyłaś, jego rumiana twarz skupiona była na grze. – Gdybym wychodziła co noc na ranki, byłbyś smutny i mówił „tęsknię za moją słodką przytulaną sąsiadeczką taaaak bardzo. Jest mi tak źle, bo jej tutaj nie ma!” – Sans wpatrywał się mocniej w ekran
-Prędzej utopiłbym się w twoim kiblu niż to powiedział – mruknął. Zaśmiałaś się widząc jak kolory znikają równie szybko jak się pojawiły. Nadal się lekko rumieni, ale już nie tak bardzo.
-Więc um… chciałam cię zapytać o – zaczęłaś czując, że zgubiłaś główny temat – Widziałem coś dziwnego w domu Szefa i … chciałabym cię o to zapytać.
-Ta…ta… skarpeta jest moja – mruknął
-Nie, tego się akurat domyśliłam… Um… - wzięłaś głęboki wdech – Szef pokazał mi zdjęcia z okresu kiedy byliście dziećmi i … pewnie i tak mi nie powiesz, ale… 
-Pytasz czy nie?!
-Kiedy byłeś dzieckiem, miałeś białe, małe światełka w oczodołach. I nagle, stały się czerwone. Co się stało?  - Sans patrzył na grę. Pierwszy raz w ciągu dzisiejszego dnia, rumieńce całkowicie zniknęły z jego twarzy. Przez chwile błądził wzrokiem zastanawiając się nad odpowiedzią. Wziął głęboki wdech i znowu spojrzał na monitor.
-Ja… ja zabiłem kogoś….
Share:

POPULARNE ILUZJE