G! odłożył
telefon i sięgnął po papierosa. To chyba jedyna rzecz, która może mu teraz
pomóc się uspokoić. Zerknął w stronę skulonej na kanapie kobiety. Cały czas
dziwnie mu się przyglądała. Po około dwóch lub trzech minutach odezwała się
pierwsza.
- Dasz szluga?
– Zapytała niepewnie. Ostrożnie podszedł i odłożył paczkę fajek z powrotem na
stolik. Wolał nie zbliżać się bardziej. Po chwili dziewczyna paliła razem z
nim. Cóż, choć w tym znaleźli wspólny język. H. się to pewnie nie spodoba.
- Chujowo, a
obiecałam matce, że rzucę to gówno – zaśmiała się krótko i nerwowo.
- To szkodzi
ludziom, prawda? – H. cały czas narzekała, że będzie od tego chory, tylko
nie miał pojęcia, w jaki sposób to mogłoby się stać.
- No raczej,
raka płuc można dostać i takie tam.
- To luz, bo
ja nie mam płuc – zadrwił, choć wcale nie było mu do śmiechu w tej trudnej
sytuacji.
- Poważnie?
Znaczy się, masz gołą czachę i ręce z kości, więc cały jesteś, znaczy się, masz
coś poza… - z nerwów gubiła się w słowach.
- Jestem
szkieletem, cały z kości – odpowiedział prosto. Nie ma zamiaru tłumaczyć jej
definicji magii i duszy. Nagle znów rozległo się pukanie do drzwi. G! poszedł
otworzyć, ale nim to zrobił, zapytał kto stoi po drugiej stronie. Na szczęście
to była H.
- Jak
dobrze, że już jesteś – odetchnął z ulgą. H. od razu zwróciła się w stronę
skulonej na kanapie kobiety.
- Chodź
kochana, musimy pogadać – powiedziała spokojnie wskazując jej swoją sypialnię.
Dziewczyna w mgnieniu oka zniknęła z wskazanymi jej drzwiami. Zrobił krok w ich
kierunku, ale H. go powstrzymała. – Nie, muszę ją uspokoić, a przy Tobie może
się dalej stresować. Proszę, zostań tutaj.
***
Weszłaś do
sypialni zamykając za sobą drzwi. V. stała na środku. Wyglądała marnie. Mocny,
ciemny makijaż rozpłynął się po całej jej twarzy, farbowane na ostry fiolet
włosy były rozczochrane, do tego
drżała na całym
ciele.
- On mnie tu
wciągnął! Chciałam uciec, ale mnie złapał! – Zaczęła biedolić.
- Gdybyś
uciekła, nigdy byś się nie dowiedziała kim jest, pewnie tylko narobiłabyś nam
problemów – musisz jej szybko wszystko wyjaśnić. Obawiałaś się konsekwencji
tego zdarzenia. Byłaś też zła na siebie, że nie zachowałaś większej
ostrożności.
- Wam
problemów? A co kurwa ze mną! Ja tu prawie umarłam!
- Nic Ci nie
grozi, G! nie jest niebezpieczny. Siadaj – wskazałaś na łóżko – zaraz wszystko
Ci wyjaśnię.
Chwilę zajęło ci
opowiedzenie V. całej tej pokręconej historii, ale doszłaś do wniosku, że to
najlepsza metoda. Skoro już wie, musi wiedzieć wszystko. Czułaś, że tylko w ten
sposób możesz przekonać ją do G! i uspokoić.
- Więc to jest
potwór? Magiczny? Z innego świata? Ja pierdole, jakbym go nie widziała przed
chwilą, to byłabym pewna, że nieźle przyćpałaś.
- Rozumiem, to
dość nietypowa sprawa, ale proszę Cię, naprawdę bardzo, nie mów o nim nikomu –
wyraźnie zaakcentowałaś ostatnie słowo – będziemy w wielkim niebezpieczeństwie,
jeśli to wyjdzie na jaw. Boję się, że… Nie, jestem pewna, że jeśli dowiedzą się
o nim nieodpowiedni ludzie, będą chcieli go skrzywdzić.
- Ktoś jeszcze
o nim wie? – V. nieco się uspokoiła.
- Nie, tylko Ty
i ja. Twój szef był jedyną osobą, z którą G! rozmawiał, gdy zgubił mi się na
osiedlu.
- Wow, teraz
czuję się jak w jakimś pierdolonym filmie. Zajebisty scenariusz by z tego był –
wyszczerzyła się – to znaczy, serio, nie powiem nikomu.
- Dobrze, to
teraz mam dla Ciebie jeszcze jedno zadanie. – ściszyłaś głos i nachyliłaś się
bardziej w jej stronę, nie chciałaś, aby G! słyszał co mówisz, a byłaś pewna,
że was podsłuchuje - Już trochę go znam i jestem pewna, że będzie przeżywał
Twoją reakcję. Udaje twardziela, ale tak naprawdę jest bardzo wrażliwy, więc
przeproś go, zanim wyjdziesz.
- Spoko, jasne,
znaczy, przeprosić – spojrzała niepewnie na drzwi – ale pójdziesz do niego ze
mną?
- Oczywiście,
nie bój się go.
Spokojnie
wyszłyście z sypialni. G! leżał na kanapie z oczami osłoniętymi ramieniem,
oddychał spokojnie.
- No dobrze,
nie będziemy go budzić. Możesz już iść – chciałaś odprowadzić gościa do drzwi,
gdy zauważyłaś, że schyla się po jakieś pakunki z ziemi.
- Em… To te
ulotki, nie przejmuj się nimi, zapomnij – zaczęła wpychać kartonik do swojej
torebki.
- Dlaczego nie
wsadziłaś ich do skrzynki na listy, tak jak prosiłam? Uniknęłabyś całej tej
sytuacji.
- Bo plakat by
się nie zmieścił – złapała leżący na ziemi rulon. Nie miałaś na to większej
ochoty, ale jeśli chcesz mieć w niej sojusznika a nie wroga, to musisz
współpracować.
- Zostaw, dam
je studentom – zabrałaś od niej kartonik i plakat.
Gdy wyszła
czułaś się dziwnie. Nie byłaś zła na G!, pomylił się, to wszystko. Nie byłaś
też zła na nią. Jednak to wszystko mogło się źle skończyć. Spojrzałaś na
śpiącego na kanapie potwora. Wiedziałaś, że znów cierpi z powodu bólu głowy, bo
zawsze wtedy zasłaniał twarz ręką. Niestety, nie znasz sposobu, aby mu ulżyć.
Zrezygnowana zabrałaś się za przygotowanie obiadu.
***
Obudził się
późnym popołudniem. W mieszkaniu panował półmrok. H. siedziała przy kuchennym
stole robiąc jakieś notatki.
- Hej, jak się
czujesz? – Spytała zatroskana.
- Czekałem
aż wyjdziecie z sypialni i nawet nie wiem kiedy zasnąłem. Kurwa, bardzo
spierdoliłem? – Usiadł obok niej na drugim krzesełku.
- Cóż,
obiecała, że nikomu nie powie. Nie zadręczaj się tym. Myślę, że to była tylko
kwestia czasu, aż ktoś się o Tobie dowie. Musimy być trochę ostrożniejsi, bo im
więcej będzie tych osób, tym trudniej będzie mi Ciebie chronić.
- Jasne,
będę uważniejszy – próbował pogodzić się z tym, że będzie siedział w tym
mieszkaniu tyle, ile będzie trzeba. Bardzo starał się nie myśleć o nim, jak o
więzieniu. Przynajmniej może być blisko H., a to się liczyło najbardziej.
- Słuchaj G!,
wychodzę jutro wieczorem, nie będziesz zły, że znów siedzisz sam? – Kurwa,
jutro jest czwartek, a to oznacza, że ona idzie spotkać się ze swoim byłym
facetem. Musi coś zrobić, jakoś to sprytnie rozegrać.
- Nie,
spokojnie, przywykłem do siedzenia samemu. A dokąd idziesz? – Bardzo starał
się, aby ton jego głosu nie zdradził podenerwowania.
- Pamiętasz,
jak opowiadałam Ci o moim byłym chłopaku? Obiecałam mu w lutym spotkanie, a
mamy drugą połowę marca. Nie mogłam tego dalej odwlekać, więc idę z nim na
jakąś kolacje. Właściwie jeszcze nie wiem gdzie – G! miał problem z określeniem
jej nastawienia do tego spotkania, ale nie brzmiała na niezadowoloną. Kurwa,
może zależy jej na tym typie? Nagle zauważył leżący na stole stos broszurek.
Złapał za jedną z nich i zaczął szybko studiować.
- Ten bar
należy do Diego, prawda?
- Tak,
obiecałam, że rozdam kilka tych ulotek. Wiesz, jeśli jest się miłym dla ludzi,
to oni robią mniej problemów. Taką mam nadzieję – G! w to wątpił, ale
przytaknął.
- To może
wybierzesz się ze swoim byłym do tego miejsca? Wiesz, skoro masz je polecać
studentom, to lepiej je sprawdzić. Bo jeszcze powiedzą, że reklamujesz im
jakieś szemrane speluny – Nie miał pojęcia czy coś mu to da, ale
przynajmniej będzie wiedział, gdzie ona jest.
- Kurczę,
racja. Załatwię dwie te sprawy za jednym razem! Dzięki G! – Uśmiechnęła się do
niego. Jego dusza delikatnie podskoczyła.
Czwartkowego
przedpołudnia G! nie umiał znaleźć sobie miejsca w mieszkaniu. Nerwowo chodził
z kąta w kąt. Chciał zająć czymś swoje myśli, więc włączył komputer, aby
poczytać kilka ciekawych artykułów, ale znów zobaczył wiadomości od jej byłego.
Sporo do niej pisał, cały czas powtarzając, że nie może się doczekać ich
randki. Jakiej kurwa randki! Ona ani razu tak tego nie nazwała! Był zły i nie
mógł na niczym się skupić. Nagle usłyszał ciche pukanie do drzwi. Zignorował
je. H. jest teraz w poradni, więc to z pewnością nie ona. Jednak pukanie
powtórzyło się kilkukrotnie. W końcu wstał i ostrożnie podszedł do drzwi.
- Halo, G!,
jesteś tam? – To był z pewnością głos tej dziewczyny z wczoraj. Po jaką cholerę
tu wróciła? Nagle go olśniło. Przecież ona pracuje w barze Diego, a tam będzie
dziś H. ze swoim byłym! Ona mu pomoże zniszczyć tę pierdoloną randkę! Ostrożnie
otworzył drzwi.
- O jesteś!
Hej! Znaczy… Mogę się wbić? – Spytała niepewnie.
- Jasne,
tylko nie wariuj. – Wpuścił ją do środka i zaprowadził do kanapy - Jak
Ci na imię? – Spytał, zdając sobie sprawę, że poprzedniego dnia nie zdobył
tej informacji.
- V., wiem
dziwne imię, moja matka lubi dawać oryginalne imiona swoim dzieciom.
- Kawy?
– Nie był pewny jakie są ludzkie tradycje przyjmowania gości, potwory zazwyczaj
częstują gościa jakimś napojem.
- Nie piję, ale
może być herbata, w zasadzie to bym najchętniej strzeliła coś mocniejszego, ale
przed robotą jestem, więc, wiesz, tak nie bardzo – mówiła szybko i nerwowo.
- Jasne
– Poszedł do aneksu kuchennego, aby przygotować napoje. Dziewczyna podreptała
za nim.
- Ok, ja
przyszłam tu, nie po to, żeby Ci dupę truć, czy coś, znaczy, jachciałamcieprzeprosić!
– Ostatnie słowa wystrzeliły z jej ust jak pocisk.
- Za co?
- Był zaskoczony.
- Za to, że się
tak wystraszyłam, to znaczy ten, no, prawie obsrałam się ze strachu, ale
niepotrzebnie, więc wiesz, żeby Ci przykro nie było, czy coś.
- Nie jest
mi przykro. Myślę, że to może być standardowa reakcja ludzi na mój widok. Będę
musiał do tego przywyknąć. No i dobrze, że się nie obsrałaś, sama byś swoje
gówna sprzątała.
- Co? Debil z
ciebie, tak się tylko mówi – zaśmiała się, ale zaraz potem zasłoniła sobie usta
dłonią – znaczy, nie debil, ja… Kurwa, sorry!
- Spokojnie,
nie spinaj się tak – zalał kubki wrzątkiem i oboje wrócili na kanapę. Przez
chwilę rozmawiali o trywialnych sprawach. G! zastanawiał się w jaki sposób
poruszyć z nią temat wieczornego spotkania swojej opiekunki.
- Jesteś
barmanką w barze Diego? – Spytał w końcu.
- Tak, pracuję
tam od dnia swoich osiemnastych urodzin, dosłownie, tego dnia pierwszy raz
oficjalnie stałam za barem. Ostatnio była czwarta rocznica. Zrobili mi imprezę
z tej okazji – uśmiechnęła się wracając do miłych wspomnień.
- Och, więc
wszystkiego najlepszego z okazji dwudziestych drugich urodzin – jest
młodsza od H. o dobrych kilka lat. Również jej wygląd był inny. Była wyższa,
miała bardzo rzucający się w oczy kolor włosów i mocno pomalowaną twarz. H.
również stosowała makijaż przed pracą, wyglądała w nim nieco inaczej, ale był
znacznie delikatniejszy niż tej kobiety.
- Dzięki. A ty,
ile masz lat?
- Dwadzieścia
sześć – już od jakiegoś czasu wiedział, że jest nieco młodszy od H. Nie
przeszkadzało mu to jednak. Ta drobna różnica wieku i tak gubiła się w
głębokiej rozpadlinie inności, która ich dzieliła.
- Pracujesz
dziś, prawda? Mogę mieć do Ciebie prośbę? – G! nie miał pojęcia co tak
naprawdę chce osiągnąć, ale jednego był pewny, że nie chce stracić swojej
opiekunki. V. znów spojrzała na niego z lekkim strachem w oczach – spokojnie,
to nic wielkiego – starał się ją uspokoić – po prostu H., ta kobieta, z
którą mieszkam, ma dziś spotkanie z pewnym człowiekiem. Boję się, że on może
być dla niej niebezpieczny.
- To po chuja
się z nim spotyka, i co ja mam z tym zrobić? – Skrzywiła się. G! poczuł się
głupio. To on ma problem z tym spotkaniem, inni ludzie mogą tego nie zrozumieć.
Czy w ogóle ktokolwiek jest w stanie zrozumieć to, że potwór jest zakochany w
ludzkiej samicy? Patrząc z boku, ta sytuacja jest absurdalna.
- Ona ma się
z nim spotkać w waszym barze, sam jej to zaproponowałem, więc… - kurwa, nie
może jej poprosić o wylanie na tego gościa kubka gorącej kawy, choć miał
straszną na to ochotę – po prostu zwróć uwagę, czy ten człowiek jej nie
krzywdzi, dobrze?
- Ok, skoro
będą siedzieć u nas, to tyle mogę zrobić. W zasadzie to i tak część mojej
pracy. Nie tolerujemy chujowego zachowania gości, a wiesz, ludzie jak się
schleją, to bywają… różni. Już parę razy sama wykopywałam typów z lokalu, ale
częściej robi to Diego. – G. odetchnął w duchu. To nie było do końca to, czego
oczekiwał, ale przynajmniej H. będzie nieco bardziej bezpieczna. – tylko nie rozumiem po co w ogóle pozwalasz
jej iść na to spotkanie, skoro to takie niebezpieczne?
- Wiesz,
myślę, że nie wypada mi jej zatrzymywać. Ma prawo spotykać się z mężczyznami, a
ja… - nie bardzo wiedział jak dalej ubrać w słowa własne myśli. Doskonale
wiedział, że był po prostu zazdrosny. Poza ty, zwierzanie się tej ludzkiej
samicy raczej nie było dobrym pomysłem.
- Bujasz się w
niej, i jesteś zazdrosny o innych typów – Na twarzy V. pojawił się wielki, zuchwały
uśmiech. G! czuł, że jego dusza zabiła, magia zaczęła pulsować w kościach, a
jego twarz, mimo woli, zalewa rumieniec. Starał się skryć za kubkiem herbaty, ale
niewiele to dało. – Bingo! Zabujany potwór, tego jeszcze w kinach nie grali! A
nie, sorry, było już coś takiego, nie raz i nie dwa, ale to była fikcja.
- Czekaj,
chwila, to nie tak! Ona jest człowiekiem! Ja nie powinienem! Nie mogę! To nie
jest zgodne z naturą! – Starał się jak mógł zaprzeczyć czemuś, co było oczywiste.
- Stary,
pracuję za barem od lat, znam miłosne problemy od podszewki. Bujasz się w niej
jak nic – abstrahując do tego, że V. niemożliwie szybko odkryła jego uczucia,
to zauważył, że z jej zachowania nagle zniknął cały lęk i niepewność związane z
jego obecnością.
- Ok, ona…
Jest dla mnie ważna – temu nie mógł i chciał zaprzeczyć – jednak obawiam
się, że nie odwzajemnia moich uczuć. Wystarcza mi, że mnie toleruje – miał
nadzieję, że jest wystarczająco silny, aby to zaakceptować, jednak wciąż
bolało.
- Obawiasz się?
Znaczy, że jej nie powiedziałeś?
- To nie tak,
nie powiedziałem jej dosłownie, ale próbowałem się do niej zbliżyć, trochę
– wrócił pamięcią do swojego bezczelnego flirtu sprzed kilkunasty dni – to
nie skończyło się dobrze – w zasadzie H. nigdy nie skomentowała tego
zachowania. Była tak zaalarmowana jego nagłą ucieczką, że całą sytuację mającą
wcześniej miejsce puściła w niepamięć.
- No racja, nie
ma co cisnąć na siłę – V. zerknęła na swój telefon – o kurwa, muszę już lecieć,
bo będę spóźniona – szybko dopiła resztę herbaty i wstała z kanapy. G! poszedł
w jej ślady planując odprowadzić gościa do drzwi. Nagle znów odwróciła się do
niego – wiesz, jak się Ciebie lepiej pozna, to nawet spoko koleś jesteś.
- Dzięki –
tylko tyle odpowiedział. Zanim wyszła wymienili się numerami telefonów.
G! był
zmieszany. Z jednaj strony cieszył się, że jednak dogadał się z tym nowym
człowiekiem, z drugiej był zły, że z taką łatwością go prześwietliła. Musi być
ostrożniejszy, bo jeśli H. odkryje prawdę, może jeszcze bardziej skomplikować
ich życie.