Brass siedział odwrócony do ciebie plecami na twoim nocnym stoliku. Zgarbiony wpatrywał się w podłogę daleko pod nim otoczony aurą morderstwa i niezadowolenia. Wpatrywałaś się w niego z niepokojem, z dłonią przy piersi i łzami piekącymi twoje oczy. Warknął na ciebie- dosłownie i donośnie, a ty nie miałaś pojęcia dlaczego.
On- oczywiście- nie był jednym z sympatyczniejszych bitty. Był temperamentny i nadmiernie zaborczy, obdarzony swoim maleńkim destrukcyjnym gniewem. Wciąż był jednak bardzo słodki. Zawsze był wdzięczny, doceniał cię. Mieliście bardzo dobre relacje od kiedy tylko adoptowałaś go po jego poprzednim, okropnym właścicielu.
Jednak przez ostatnie kilka dni był w ponurym nastroju, skradał się, łatwo irytował, jadł zdecydowanie za mało jak na twoje oko, a dosłownie kilka chwil temu sięgnęłaś ku niemu by dowiedzieć się co jest nie tak. W znacznie mniej elokwentny sposób kazał ci pilnować swoich spraw, po czym wbił się małymi ostrymi zębami w twój palec najeżony faktem, że go dotknęłaś.
Nie miałaś pojęcia co było nie tak i to doprowadzało cię do szaleństwa. Nienawidziłaś widzieć go w takim stanie. Czułaś, że zawiodłaś jako właściciel.
Pojedyncza łza spłynęła po twoim policzku, twój oddech stał się krótszy i bardziej zaniepokojony. Wpatrywałaś się w swoje kolana, przygryzając drżącą dolną wargę. Chciałaś mu tylko pomóc. Zawsze chciałaś mu tylko pomóc. Ty...ty kochałaś go, jednak czasem wydawało się jakby jedynie cię tolerował.
Przez zagubienie w swoich samokrytycznych myślach, zaskoczyły cię malutkie dłonie dotykające twoich zaciśniętych pięści. Podnosząc wzrok z twoich dżinsowych szortów, przeniosłaś spojrzenie na poważny, pusty wyraz twarzy Brassa, stojącego obok ciebie na łóżku.
Wspiął się w ciszy na twoje kolana, dla utrzymania równowagi trzymając się twojej zaplamionej koszuli. Dotknął twojej twarzy i wytarł smugę wilgoci która spłynęła po twoim policzku, patrząc się to na swoją dłoń, to na twoje drżące i mokre spojrzenie.
- Czego płaczesz?- Burknął, wycierając rękę w spodnie, a następnie ścierając resztki łez z twoich policzków. Odwróciłaś wzrok, pociągając nosem.
- ... Tak bardzo się o ciebie martwię, a nie mogę ci pomóc.
Wypuścił z siebie burkliwe, zirytowane westchnięcie, wpatrując się w ciebie jednocześnie z poirytowaniem i czymś bardziej delikatnym, czymś co wahałaś się by nazwać...zrozumieniem?
- Matula, mówiłem ci, że nie możesz zrobić nic żeby mi pomóc, okay? Zawsze radziłem sobie sam i nie zmieni się to tylko dlatego, że masz taką obsesję uczynienia mnie takim... szczęśliwym.- Rzucił, wyglądając na spiętego, ale i upartego. Ty zaś poczułaś z tym sprzeczne emocje. Jednocześnie smutek jak i ciekawość.
- ...nie jesteś już zdany sam na siebie Brassy... Kocham cię i nie mówię tego dla zabawy. Wiele dla mnie znaczysz i czas spędzony z tobą jest najlepszym okresem w moim życiu.
Spojrzał na ciebie ostro, jego kościste usta wykrzywiły się w nagłym przypływie złości, lecz twoje łzy, jak również twój szczery, troskliwy wyraz twarzy zdawały się wypompować tkwiące w nim napięcie, a jego sztywne ramiona rozluźniły się.
-... ja też cię kocham, ale to nadal coś z czym nie powinnaś mieć do czynienia. Nie pisałaś się na to kiedy wzięłaś mnie sprowadziłaś mnie do domu...- wymamrotał, opierając swoją uszkodzoną czaszkę o twój policzek. Spojrzałaś na niego pytająco, unosząc rękę w górę by ostrożnie pogładzić kręgosłup przez kolczastą skórzaną kurtkę.
- Pisałam się na wszystko z czymkolwiek przyjdziesz. Twoje emocje, twoje problemy. Wszystko.
Na te słowa zacisnął oczodoły, biorąc niepewnie oddech. Zdawał się poddawać. Uniósł jedną z rak, by zaplątać ją w opadający kosmyk twoich włosów.
- Mam ruję matula. I jestem sfrustrowany bo nie mogę zrobić wszystkiego czego chcę by móc sobie ulżyć. Pieprzenie samego siebie już nie jest tak samo skuteczne.- Wywarczał, a jego policzki zarumieniły się na limonkową zieleń. Ty zaś zamrugałaś, odsuwając się lekko by mu się lepiej przyjrzeć.
Ruja, huh… oczywiście trochę o tym czytałaś, próbując dowiedzieć się wszystkiego, co musisz wiedzieć o właściwej opiece nad małym szkieletowym potworem. Tak naprawdę jednak nie było zbyt wielu oficjalnych informacji o rujach, a przez sześć miesięcy, kiedy byłaś z Brassem, on nigdy jej nie miał. Przynajmniej według twojej wiedzy.
Może sam się tym zajmował?
W każdym razie czułaś zarówno zainteresowanie, ciekawość, jak i skupienie. Potarłaś swój policzek o swojego małego podopiecznego, uśmiechając się delikatnie kiedy pochylił się do ciebie i złożył najmniejszy pocałunek na twojej skórze.
-... pozwól mi sobie pomóc skarbie. Nie dlatego, że muszę, tylko dlatego że chcę.
Znowu zesztywniał, próbując się odsunąć. Zdążyłaś jednak poczuć jak jego klatka piersiowa dudni, rezonując z potrzebującym, pragnącym warknięciem. Delikatnie, ale stanowczo przycisnęłaś go do siebie, gdy walczył, by zwiększyć dystans między wami.
- Proszę Brassy. Kocham cię i jeśli to ci pomoże, chcę to zrobić. Po prostu powiedzieć mi co mam zrobić a to uczynię.
Zaprzestał prób wyrwania się słysząc twoje błaganie, krzywiąc się przy twoim policzku i ciągnąc cię za włosy, owijając je wokół swoich palców. Westchnął, wpatrując się w ciebie.
- W porządku. Nie mów jednak, że nie próbowałem cię powstrzymać – warknął, odsuwając twoje palce od swoich pleców, żeby mógł się odsunąć. Rozpiął pasek i rozporek, po czym machnął do ciebie, cicho mówiąc ci byś się położyła.
Uczyniłaś to, z zaciekawieniem obserwując każdy jego ruch z lekkim rumieńcem. Coś ciepłego pompowało się do twojej krwi, gdy czołgał się między twoimi piersiami, by uklęknąć na twojej górnej części klatki piersiowej, zsuwając spodnie wokół kolan, by odsłonić już wyprostowaną, ociekającą, pulsujący zieloną męskość.
Wyglądał na gburowato zawstydzonego. Nie patrzył ci w oczy. Głaskał jedną ze swoich dłoni swoje podniecenie.
- Jeśli naprawdę chcesz pomóc, możesz... no wiesz... mi obciągnąć. To by pomogło- wymamrotał, ponownie zarumieniony przez magię i wahanie. I choć sama byłaś dość niezdecydowana, zastanawiając się, czy powinnaś to robić, odrzuciłaś swoje myśli na rzecz delikatnego uśmiechu do małego szkieletu.
Potrzebował tego, a ty na pewno nie zamierzałeś odmówić swojemu towarzyszowi tego, czego potrzebował.
Z tego tytułu rozchyliłaś usta i wyciągnąłaś język, aby przeciągnąć wzdłuż dolnej części erekcji, drażniąc czubkiem jego miednicę. Wydał z siebie warkot w chwili, gdy go dotknęłaś, wypychając biodra do przodu i wyciągając ręce, by chwycić się chciwie twoich policzków, biorąc gwałtowny wdech pożądania.
- Kurwa, matula… kurwa, potrzebuję tego…- jęknął pod nosem, przysuwając się bliżej twoich ust i uderzając miednicą o twoją dolną wargę. Zastosowałaś się do jego jasnej intencji, zamykając usta wokół jego penisa i przykładając do niego najlżejsze, najwilgotniejsze ssanie, niepewna ile stymulacji mógłby znieść.
To była dziwna sytuacja. Nigdy wcześniej nie wyobrażałeś sobie, że się w takiej znajdziesz. Nie była jednak nieprzyjemna i z jakiegoś powodu gdy Brass wbijał się w twoje usta, a jego palce wbijały się w twoje ciało i kutas ocierał się o twój język- podniecało cię to. Wilgoć rozprzestrzeniająca się między udami i ciepło gromadzące się w brzuchu jasno cię o tym informowało.
Jego tęskne pomruki i namiętne warknięcia też nie pomagały, przesyłając przez twoje ciało zaskoczone dreszcze pożądania.
- K-kurwa, tak… o wiele lepiej niż moja ręka… tak dobrze pachniesz… ahhh kurwa, matula… ile bym dał żeby być większym… żebym mógł i tobie dać przyjemność... pieprzyć cię jak te zabawki, o których myślisz, że nie wiem...- dyszał, waląc biodrami w twoje usta i odrzucając głowę do tyłu w ciężkiej, mętnej przyjemności. Wciągnęłaś drżący oddech przez twój nos, skomląc i dotykając swojej pulsującej w potrzebie kobiecości przez materiał szortów.
Spojrzał na ciebie, kiedy usłyszał dźwięki twojego podniecenia, a na jego kościstych ustach pojawił się uśmieszek.
- Wygląda na to, że nie jestem jedyny. Dotknij się, matula… dojdź dla mnie – zachęcał, a ruch jego miednicy zaczął być chaotyczny i gwałtowny. Ty zaś nie zastanawiałaś się dwa razy. Zanurzyłaś rękę pod materiałem spodni, by następnie wsunąć palce w swoje potrzebujące wejście, pocierając dłonią łechtaczkę, kiedy sobie dogadzałaś.
Brass jęknął, kiedy poczuł ruch. Coś ostrego i wygłodniałego błysnęło w jego spojrzeniu, kiedy spotkał twoje. Uszczypnął cię w policzek, by zwrócić twoją uwagę, zielonym językiem przesuwając po swoich ostrych zębach.
- Po namyśle, nie rób tego. Chcę ci pomóc, kiedy skończę – warknął, głosem napiętym i drżącym. Opuścił czaszkę na twój nos, gdy doszedł. Całe ciało drżało, gdy wylewał swoją magię na twój język.
Pchnął leniwie biodrami w twoje usta kiedy skończył. Trwał tak chwilę z zamkniętymi oczodołami zadowolony. Twoja ręka jednak tylko przyspieszyła swoje ruchy. Uczucie jego spermy rozeszło się po twoim języku i wiedza o tym, co właśnie zrobiłeś, wprawiła cię w szał.
Spojrzał na ciebie, kołysząc się od intensywności twoich ruchów i uśmiechnął się, wyciągając swojego penisa z twoich ust i podciągając spodnie z powrotem. Następnie uderzył cię w nos, zaskakując cię tym samym i wprawiając w chwilowy bezruch. Uśmiechnął się złośliwie na widok twojej zdezorientowanej, pożądliwej miny, przesuwając dłonią po jednym z twoich sterczących sutków przez twoją koszulę. Stał i patrzył na ciebie z pewną siebie miną.
– Mówiłem, żebyś zaczekała, matula. Pomogę ci dojść. Dlaczego więc nie zdejmiesz szortów? Trudno cię będzie w nich wylizywać.