30 lipca 2016

Zootopia: Love always finds a way - Lisia łapa - Rozdział II część III

autor obrazka: Ruffu

Co to jest opowiadanie interaktywne?

Jest to opowiadanie w którym czytelnik ma wpływ na fabułę. Przez to nie wiadomo gdzie nas historia zaprowadzi. Nie wiecie tego Wy, nie wiem tego ja - jako narrator i autor. Pod koniec każdego rozdziału zostawiam Wam wolną rękę. Nad blogiem przez tydzień jest widoczna ankieta z możliwymi wyborami - postaci, albo przyczyn losowych jakie mają wpłynąć na życie i decyzje bohaterów opowiadania. Potem wcielam w życie opcję, która po tygodniu ma najwięcej głosów - opisując tym samym dalsze losy bohaterów. Opowiadanie interaktywne to połączenie sił narratora oraz czytelnika. 
Wspólnie tworzymy wspaniałą historię!

░▒▓█▓▒░

Spis treści:
0 |1 | | 2.2 | 2.3  (obecnie czytany)

░▒▓█▓▒░


To jest kurwa jakieś chore. Wiodę sobie normalne życie, przez mój wygląd wszyscy coś mi dają. Gdyby wszyscy zwali mój paskudny charakter.... No, teraz pewnie za niego płacę. Płace i to z nawiązką. Bo raz, kurwa raz chciałem być tym dobrym. Chciałem jak Nick pomóc w śledztwie. Chciałem.... Ale nie, stoi nade mną jakiś frajer żrący owady. Już po mnie... Finn jesteś trupem, bardziej trupowatym trupem niż byłeś przez całe swoje życie. O matko... Jak szła modlitwa? Jak się modli? Przeżegnałbym się gdybym miał wolne łapy... 
Myślał zakneblowany finek.
- To nie będzie bolało. - zapewniał jego oprawca - Żartuję. Zwiększyliśmy dawkę. To co jest w tej małej strzykawce powali słonia, ciekawe jak zareaguje na to twój organizm... Szkoda że dzieciaku kręciłeś się dookoła mojego laboratorium... 
Dlaczego wszyscy ci źli mają zwyczaj prawienia monologów/ Zaraz wyskoczy mi z historią swojego życia, niespełnionej miłości, porzuconych studiów i spotkania tajemniczego bogatego typka, który dał mu to miejsce i możliwość spełniania się...
-... po tym jak Julia mnie rzuciła, oraz zostałem dyscyplinarnie zwolniony ze studiów....-
A nie mówiłem? Możemy iść o krok dalej i dojść do wniosku, że to studia niszczą człowieka i każdy geniusz z nich wyrzucony będzie potem wirtuozem zła, albo maniakalnym szalonym profesorkiem...
- ... a ten bogaty dał mi to laboratorium!
Aż tak dobrze znam życie, że nic mnie nie jest w stanie zaskoczyć? Ech... Westchnąłbym, ale nie mogę. Nawet specjalnie nie chce mi się mocować. Wiem, że się nie uwolnię.. O właśnie mówi mi co będzie ze mną robił. No w sumie powiedział, ale powtórzy się, pewnie jeszcze ze dwa razy... Musiał mieć straszne dzieciństwo, albo teraz ma sklerozę...
- Więc jak już ci wstrzyknę Remedium będę obserwował co się z tobą dzieje! Może szybko umrzesz, bo serce przestanie ci bić, a może doznasz takiej rozkoszy jakiej nikt nigdy nie doznał.
Toooo ja się pisze na to drugie, doktorku. 
- W każdym razie szykuj się na nieziemskie doznania. W takim czy innym znaczeniu.
Ostatnie chwile, co? Powinienem kogoś przeprosić? W sumie... tych co znam nie mam za co, a tych którymi kontakt się urwał nie ma, więc na chuj im moje przeprosiny? I to w dodatku które do nich nie dotrą? Chujowy koniec chujowego życia... 
Mrówkojad  przebił igłą delikatną skórę Finniego, lecz nim zaczął wstrzykiwać mu narkotyk padł na podłogę ogłuszony. Tego się lis nie spodziewał, nie przypuszczał, nie domyślał. Myślał, że życie nie ma dla niego nic do zaoferowania, a tutaj proszę! Cuda jednak się zdarzają. Nieruchoma przez dłuższą chwilę postać w kasku stojąca pod ścianą w końcu wykonała ruch. Mocnym ciosem w tył karku uśpiła szalonego naukowca. Pustynny lis obserwował co też dalej robi jego wyzwoliciel. Mrówkojad został zaciągnięty do jednej z kolumn podtrzymujących sklepienie. Przywiązany mocno sznurem, a potem zakneblowany. 
O co tutaj chodzi?
Myślał kiedy postać podchodziła do niego. Palcami przejechała po jego ręce sprawdzając, czy narkotyk nie dostał się pod skórę. Szczęście, nic mu się nie stało. Czy tylko mu się zdawało, czy postać odetchnęła z ulgą? Czyżby była po jego stronie? Nikła nadzieja jaka pojawiła się na dnie jego serca szybko umarła jak tylko zobaczył co też motocyklista wyciąga z kieszeni swojej kurtki. Gaz na lisy. 
Serio, kurwa?
Po pstryknięciu mu w pysk, chwilę kaszlał by potem dołączyć do mrówkojada w krainie snów.
~*~
-Ale skąd wiesz, że mają Finka? - Judy starała się dowiedzieć najwięcej jak mogła. Nick był za bardzo przerażony by poinformować ją o tym czego się dowiedział. Jechali właśnie furgonetką. Był w niej bałagan. Widać było, że Finn nie ma domu i właśnie w niej mieszkał. Zwinięty koc na którym spał, w koszu walały się pety oraz puszki po piwie. Judy nie wiedziała, że w takich warunkach żyje najlepszy przyjaciel jej... jej.... Popatrzyła na przerażonego lisa. No tak, dopiero teraz zdała sobie sprawę z silnych więzów jakie między nimi były. A ona była tą, która je złamała... Ostatnie dni były dla niej nie do zniesienia. Czuła się fatalnie, coraz bardziej przybita. Uszy praktycznie cały czas opuszczone. Choć na chwilę w śledztwie, kiedy myślała, że rozwiązała sprawę... teraz czuła niedosyt, coś nie zostało zakończone i Finn... 
- Raz nie ma go tu, dwa nie kontaktował się ze mną od sześciu godzin. - Odezwał się w końcu jej lis, kiedy akurat to musieli stać na pasach. 
- Sześc godzin to przecież nie jest tak długo.
- Nie zastanawiałaś się dlaczego milczałem od czasu kiedy odsunęli nas od sprawy?
Judy przytaknęła.
- Razem z Finkiem śledziliśmy pewną grupę dilerów. Odkryliśmy kolejną kryjówkę. Finn miał zostać na czatach kiedy ja będę zbierał informacje o ich przywódcy. Miał się do mnie zgłaszać co kwadrans, góra co pół godziny. W końcu przestał w ogóle. A jego telefon nie ma sygnału. Musieli go porwać. - Nick gwałtowniej skręcił w jakąś boczną uliczkę
- Uratujemy go, nie martw się. - Judy położyła łapę na ramieniu lisa. Ten na chwile, na krótki ułamek sekundy uśmiechnął się nikle. Zawsze dodawała mu sił i wiary, teraz nie było inaczej. Chodziło za nim przedziwne przeświadczenie, że u jej boku może wszystko. 
- Tylko że.... - mówiła dalej - jak chcesz to zrobić? Powinniśmy zgłosić to Bogo, a nie sami pchać się w to wszystko. 
- Po pierwsze liczy się każda sekunda. Po drugie... O tak wezwanie policji to świetny pomysł! Z ich suwami jadącymi przez całe miasto, jeszcze z włączonym sygnałem i na światłach. Yhym, świetny sposób wydobycia cichaczem kolegi z tarapatów.. Judy ja rozumiem, że wierzysz w siłę swojej blaszanej odznaki. - Nick zaparkował między starymi budynkami w dość zaniedbanej części miasta. Judy wyjrzała przez okno i zobaczyła widok, jakiego jeszcze nigdy nie uświadczyła w śródmieściu.  Bezdomnych. Zwierzęta chodziły w ciemnych, brunatnych ubraniach z łatami, brudne i wyraźnie głodne.
- Nick... gdzie jesteśmy? - głos jej mimowolnie zadrżał
- W twoim ukochanym Zwierzogrodzie, Karota. Wśród biedaków najlepiej się testuje tego typu rzeczy. Nikt nie zauważa ich zniknięcia, a oni zrobią wszystko dla jedzenia czy też procentów, a jak dasz im jedno i drugie... oh! Karota! - pociągnął ją za sobą. Po chwili stali na dachu dwupiętrowego domku. Judy zerkała w dół. 
- Czyli w tym domku jest ich kryjówka, tak?
- Tak.
- My nie mamy pozwolenia
- Tak
- Nie mamy broni
- Tak
- Jesteśmy zawieszeni w prawach policjantów do odwołania
- Tak
- Nikt nie wie gdzie jesteśmy
- Tak
- Iiii jedyne co mamy to kamizelki kuloodporne i kajdanki bo akurat miałeś je w furgonetce
- Ja mam jeszcze koszulę i krawat.
- Super. 
 Nie pozostało już nic innego jak tylko zakraść się do środka. O dziwo, poszło to bez większych komplikacji. Nikogo w środku nie było, lecz bez trudu mogła dostrzec ślady obecności jeszcze przed chwilą, grupki osób. 
- Spóźniliśmy się? - szepnęła do Nicka, ten nic nie odpowiedział. Był cały spięty, chciał już odzyskać przyjaciela. Chociaż wiedział, że tak nie wypada, to była jego jedyna droga oraz możliwość. Pochylił się i przyłożył nos do ziemi, po czym zaczął węszyć. 
- Co ty robisz, przepraszam bardzo?
- Szukam jego zapachu - mruknął. 
Judy od dawna nie widziała takiego zachowania, wiedziała, że jak jej kolega Gideon chciał zrobić to samo to został skarcony przez nauczyciela. Zwierzęta miały być wobec siebie równe. Dlatego nie można było w szkole korzystać ze swoich talentów i umiejętności. Jej nie wolno było skakać, lisom węszyć... Dlaczego myślała o tym w takiej chwili? Zorientowała się za to, że powstrzymuje się od śmiania. Nick szedł z nosem przy podłodze. Korzystał z tego co dała mu natura. W końcu wyprostował się i zaczął biec przed siebie. Złapał trop. 
Dotarli do laboratorium, nos lisa wyraźnie wskazywał, że na stole znajdującym się na środku pomieszczenia był jego przyjaciel. Zresztą zostało po nim trochę futra. Jednak... nikogo poza nieprzytomnym mrówkojadem nie znaleźli. 
- Powinniśmy zadzwonić do Bogo - odezwała się Judy. Znaleźli jedno z miejsc gdzie robiono narkotyk. Widziała to po strzykawkach, ampułkach. 
Lis przytaknął jej. Był zdenerwowany, zawiedziony samym sobą, że się spóźnili, że.. 
Wtem usłyszał motor. Ktoś gwałtownie ruszał. Wybiegł z pomieszczenia by podbiec do najbliższego okna. Faktycznie, jakaś postać na motorze odjechała, a za sobą miała związanego Finnka.
- Karota, zadzwonisz do Bogo w samochodzie. Jedziemy za tym motorem! 
~*~
Jechali już dłuższą chwilę. Opuścili dawno tereny miasta i znaleźli się na otwartej przestrzeni. Motocyklista się zatrzymał. Zsiadł ze swojego pojazdu, posadził finka na ziemi i rozciął mu więzy. Mały lis szybko ściągnął z siebie resztę więzów i knebel, który był dlań już dość niewygodny. 
Chciał się odezwać, jednak dostrzegł parkującą blisko nich znaną mu furgonetkę z której wysiadł Nick i Judy. Jego przyjaciel szybko podbiegł do niego i mocno przytulił. Widać było, jak bardzo cenny jest dla niego towarzysz. Judy tym czasem podeszła do motocyklisty.
- Dobra, gadaj kim jesteś... - rozkazała

I co dalej?! Wybierajcie! 
Więcej ankiet i więcej głosów!
Share:

Córka Discorda - Niecodzienny przyjaciel [Daughter of Discord ch 06]


Oryginalny tytuł: Daughter of Discord
Autor obrazków do opowiadania: vcm1824skyblueartspimpartist101kimberlycolorsbronycooper
 Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Fluttercord
Spis treści:
Niecodzienny przyjaciel (obecnie czytane)
Dziwadło. Potwór. Ona jest inna!
Te słowa przebrzmiewały echem kiedy śniła.
Wróć do Ogrodów Canterlotu, gdzie jest twoje miejsce!
-Nie. - mruknęła rzucając się po łóżku.
Jesteś zła, jak twój tata!
-Nie! Nie!
Discord znalazł się obok niej. Na szczęście nie postawiła magicznej bariery dookoła swojego pokoju.
-Screwball, kochanie. - szepnął - Co się stało?
Klacz wrzasnęła i otworzyła szeroko oczy. Westchnęła z ulgą na widok ojca.
-Już dobrze, tato. Miałam po prostu zły sen.
-To wiem. - usiadł na łóżku  - Chcesz o tym porozmawiać?
-Te wszystkie rzeczy... które powiedzieli o mnie dzisiaj... nie chcą odejść.
-Tylko tyle? - wziął ją na ręce - Pamiętasz co zawsze mówię?
-Co to za zabawa kiedy ma sens? - zmarszczyła nos.
-Nie, nie o to chodzi.
-Nigdy nie rzucaj w przyjaciół ciastem?
-Nie, nie nie! To o wyzwiskach!
-Oh. Kamienie i kije zegną twą szyje, przezwisko nie zrobi ci nic.
-Dokładnie. Cóż, technicznie rzecz ujmując... kije i kamienie też nie zrobią ci krzywdy, ale wiesz co mam na myśli.
Odsunęła się od niego i popatrzyła na niego rozpaczliwie.
-Ale tato, co jeżeli mają rację? Straciłam dzisiaj zdrowy rozsądek! Nawet przyjaciele się mnie bali!
Machnął łapą, jakby był to drobny szczegół.
-Każdy co jakiś czas traci rozsądek. Powinnaś zobaczyć swoją mamę kiedy pierwszy raz była na Wielkiej Gali. Właściwie, to możesz! - Pstryknął palcami, a obraz pojawił się na ścianie. Screwball westchnęła widząc swoją nieco młodszą matkę w podartej sukni balowej stojącej obok wielkiej sieci.
-Jeszcze was złapię, moje skarby! - powiedziała przerażonym zwierzętom - Oh tak. Jak tylko jeden z was, małe ptaszki, lub małpki, lub niedźwiedzie dotnie tej sieci to będzie mój, MÓJ! - potem zaśmiała się jak szalona, a błyskawice pojawiły się znikąd. Screwball nie wiedziała, czy ma się bać czy śmiać. Nie wiedziała jak ma zareagować na widok takiej wersji matki, kiedy zawsze malowała się jej jako spokojna i opanowana klacz. Discord westchnął z podziwem.
-Tak. Czy ona nie jest powalająca? Teraz nie wiem, jak się dostać do tej strony twojej matki. To co dzisiaj pokazała, to było nic!
-Więc nie jest tak źle, jak myślałam. - przyznała córka - Jest gorzej! Mam wariatów po obu stronach! - jęknęła kiedy ojciec rzucił ją na łóżko.
-Screwball.. - pokręcił głową - Każdy kucyk jest szalony! Niektóry po prostu pokazują to wyraźniej od innych.
-I ja jestem jednym z nich - wymamrotała przekręcając się na bok.
-Nie ma się czego wstydzić, kochanie. - zapewniał głaszcząc ją po głowie - Masz coś, czego nie mają inni: Chaos!
-I co z tego? Popatrz co on zrobił z tobą! - Discord był zaskoczony jej zachowaniem, podczas kiedy ona usiadła i popatrzyła na niego. - Przykro mi, ale.. - objęła kolana - Czasem myślę, że mogę być zbyt szalona, że mogę stać się zła, że będziecie musieli zamienić mnie w kamień.
-Oh, kochanie. Nie mów takich rzeczy! - czule ją objął - Nikt cię nie zamieni w kamień, ani nic innego. Jestem tutaj i będę cię chronić. - otarł łzy z jej twarzy - Czy wspominałem ci o tym, co zrobiłem twojej mamie? - Klaczka pokręciła przecząco głową i pociągnęła nosem. - No cóż, stało się to kiedy twoja mama była tutaj uwięziona. Były jej urodziny i przyprowadziłem jej przyjaciół na wizytę. W trakcie przyjęcia, myśląc że nie słyszę, powiedziała im że mnie nie kocha. Nie wiedziała, że słucham i ... To złamało mi serce i mój zdrowy rozsądek. Oszczędzę ci szczegółów, ale powiedzmy, że ciocia Apple Jack zamieniła się w karton płatków, a róg cioci Twilight był cukierkiem. - dziewczyna parsknęła śmiechem - To może wydawać się śmieszne dla ciebie, ale gdybyś widziała mamę w tym czasie to byś się nie śmiała. - westchnął przypominając sobie - Straciłem kontrolę, skrzywdziłem fizycznie twoją mamę. Nie mogłem się z nią zadawać wiedząc, co zrobiłem, uważając że nigdy mi nie wybaczy. Więc pozwoliłem jej odejść. Ale wiesz co? Ona wróciła do mnie i w końcu wzajemnie wyznaliśmy sobie nasze uczucia!
-A więc co to ma wspólnego ze mną? - była zniecierpliwiona - Czy chcesz powiedzieć, że bez względu na to co zrobię to nikt nie będzie miał z tym problemów?
-Nie każdy kucyk, tylko te które coś do ciebie czują. Powiedz mi, córeczko. Po dzisiejszym incydencie czy był ktoś kto ci wybaczył?
Zastanawiała się chwilę.
-Moi przyjaciele.
-A więc tylko oni się liczą. Dla mnie to była twoja matka i to uratowało mnie od utraty pełni kontroli. Jesteś wyjątkowa, moja droga, ale nigdy nie trać z oczu tego co jest naprawdę ważne. Rozumiesz?
Nie do końca rozumiała, ale skinęła głową twierdząco.
-Dobrze. - jej ojciec uśmiechnął się - Teraz z powrotem do łóżka, dobrze?
Uśmiechnęła się kiedy ojciec okrył ją kołdrą.
-Możesz mi zaśpiewać kołysankę, tato?
-Myślałem... - zaśmiał się - ...że wolisz jak robi to twoja mama.
-Ma piękny głos, ale lubię też jak ty śpiewasz.
Westchnął i zaśpiewał kołysankę, którą dla niej napisał. Tym razem dodał nowy wiersz.
-Pamiętasz, jak kiedyś zabrałem cię na mecz baseballowy?
Tam pojawił się twój znaczek…
I nic już nie było takie samo...
Twoje niesamowite rzuty doprowadzały kucyki do szaleństwa
Bo jestem moim Tatusiem Discordem, a ty jesteś częścią mnie...
Tymi słowami przypomniał jej, jak ważna jest dla niego.
-Kocham cię, tato - powiedziała kiedy skończył
Pocałował ją w czoło.
-Ja też cię kocham, mój mały szkrabie.

Gdy się obudziła był już prawie świt. Często wstawała wcześnie, to dawało jej doskonałą okazję aby się zabawić. Po założeniu kapelusza, otworzyła drzwi i zobaczyła, że jej ojciec śpi na kanapie. Uniosła się delikatnie w powietrze i wyszła z mieszkania teleportując się na środek mostu do lasu Everfree. Teleportowanie się było trudniejsze niż się wydawało. Na jej obecne możliwości, mogła się przenieść na kilka metrów. Czuła lekkie kręcenie w głowie. Dlatego postanowiła iść przez resztę drogi. Doszła do brązowego jeziora jakie znalazła kilka lat temu kiedy pierwszy raz umknęła z domu. Zamieniła je w czekoladę i po stwierdzeniu, że żadne zwierze nie chce jej towarzyszyć, zaczęła pić sama. To było jej sanktuarium. Tutaj mogła czarować swobodnie. Nie było zasad, nie było kary, była tylko ona i jej chaos.

Tym czasem, w głębi lasu znacznie straszniejszego niż Everfree na swoim tronie siedziała królowa Chrysalis zastanawiając się nad kolejnym ruchem. Jeden z jej podwładnych podszedł do niej ostrożnie.
-Wasza wysokość? - jęknął delikatnie - Książę chce się z tobą widzieć.
-O tak - mruknęła - niech wejdzie.
Chłopiec wyróżniał się nieco od innych, chociaż kształtem i budową przypominał podmieńca miał niebieskie włosy, które opadały mu na ramiona i zielone oczy. Był młody, zaledwie źrebię.
-Mój syn! - powiedziała z dumą. Podeszła do niego i uniosła jego podbródek by spojrzeć mu w oczy. - Dzisiaj dzień twojego pierwszego polowania. Kiedyś będziesz władał wszystkimi Podmieńcami. Musisz być w stanie znaleźć dla nich jedzenie. Czy jesteś gotowy, mój drogi?
-Tak, matko! - wyprostował się trzymając głowę wysoko.
-Jaka jest pierwsza zasada polowań?
-Nie daj się złapać!
-A druga?
-Upewnij się, że kucyk którego wygląd przybierzesz nie jest blisko.
-A nasze motto?
-Miłość to słabość naszych ofiar, a nasza siła!
-Doskonale! Teraz, skoro jesteś jeszcze młody, zabawa będzie prosta. Zapoluj na jakiegoś źrebaka i omijaj Canterlot. Są wyczuleni na nas. I nie wracaj póki się nie najesz. Idź, mój synu! Niech mama będzie z ciebie dumna!
Książę skinął głową i uniósł się w powietrze. Nigdy do tej pory nie opuszczał swojego domu bez eskorty i nie znał świata zewnętrznego. Przyglądał się wszystkiemu co mijał, wyobrażał sobie jak miękka musi być trawa na ziemi. Potrząsnął głową, miał misję do wypełnienia.

Jego wędrówka doprowadziła go do lasu Everfree. Najlepiej było działać na zamkniętym obszarze. Nie był świadom tego, że ten las był niebezpieczny i nikt się do niego nie zapuszcza. Wylądował na drogę i zaczął swoje poszukiwania. Po jakimś czasie usłyszał hałas. Ukrył się w krzakach i przysłuchiwał. Dźwięk był miękki i melodyjny, najpiękniejszy jaki do tej pory mógł usłyszeć. Melodia go na polanę. Wiedział, że powinny tutaj być drzewa, ale jedyne co znalazł to cukrowe laski oraz wielkie żelki rosnące na nich. Grunt był w paski różowo-pomarańczowe, niedaleko rosły zielone muchomory i małe lizaki znajdowały się dookoła niego. 
Co to było za miejsce? Pomyślał, lecz nie dane mu było długo się nad tym zastanawiać. Podskoczył przerażony, kiedy tylko zobaczył jak coś powoli wychodzi z błotnistego jeziora tuż przed nim. To była klaczka mniej więcej w jego wieku. Brązowa woda kapała z jej włosów. Zaczęła coś nucić, a wtedy ten zorientował się, że melodia jaką usłyszał pochodziła od niej.
-Nurkowanie może się znudzić - westchnęła. Zdjęła swój kapelusz, książę był zdziwiony, że nie ma ona rogu. - Żeglowanie jednak to zupełnie inna sprawa. - nagle pojawił się maszt na którym powiewała flaga z obrazkiem dokładnie takim jaki sama miała na boku. -Ahoj! - zawołała - Następny przystanek Filydelphia! Obrabujemy ich ze złota, biżuterii! - książę stłumił cichy chichot, była dość zabawna. - Jo ho jo ho! Pirackie życie dla mnie! - W tym momencie coś zawaliło mocno w jego klatce piersiowej. Uznał, że to głód przypomniał o sobie. Wrócił  myślami i przypomniał sobie lekcje matki, spojrzał w jej umysł aby poszukać bliskich jej sercu. Pierwszym co zobaczył był obraz ohydnego potwora, który go zaskoczył. Następnie pegaz, ale to było za trudne. Nie nauczył się jeszcze zamieniać w dorosłych. Potem małą klacz z dziwnymi oczami. Zdębiał na myśl, że ma zamienić się w dziewczynę, ale to było najlepsze co mógł uczynić. Opuścił powieki by skoncentrować się, nas przyjęciem kształtu kucyka. W blasku zielonego światła zamienił się w Dinky. Przebiegły oszust wyskoczył z drzew i zbliżył się do Screwball.
-Tutaj jesteś! - Dziewczyna podskoczyła zaskoczona. Nie powiedziała nikomu o tym miejscu, nawet jej przyjaciołom.
-Co tutaj robisz Dinky? - Serce biło mu jak szalone, kiedy klacz do niego podchodziła. Popatrzył w jej oczy miał wrażenie, że tonie w spiralach. - Dinky? - potrząsnął głowa przypominając sobie o naukach matki.
-Szukałam cię! Twoja mama umiera ze zmartwienia!
-Ale dlaczego jesteś tutaj? - zapytała przechylając głowę - Wiesz, że tutaj jest niebezpiecznie?
-Ty tutaj jesteś, prawda?
-No tak, ale ja tutaj mieszkam. W zasadzie. Poza tym myślałam, że boisz się tego lasu!
-Oh tak! - zawahał się - Ale musiałam być dzielna. Twoja mama cię szuka!
Czuł smak jej uczuć na języku. Przyjaźń nie była za bardzo sycąca, ale też nie narzekał. U dziewczyny tym czasem rosło podejrzenie. Nie potrafiła tego wyjaśnić, ale mogła powiedzieć kiecy kucyki kłamały.
-Nie jesteś Dinky - stwierdziła
Popatrzył na nią zaskoczony, a potem zaśmiał się nerwowo
-Nie bądź głupia! Oczywiście, że jestem Dinky! - Zastanawiał się jak odkryła jego prawdziwą naturę. Nie mógł zostać złapany na swoim pierwszym polowaniu. Poczuł jak unosi się w powietrzu. - Puść mnie. To naprawdę ja! Jestem Dinky!
-Nie, nie jesteś! - wrzasnęła - Pokaż się!
Wtedy przemienił się w prawdziwego siebie. Screwball popatrzyła na dziwne stworzenie. Miał dziurawe nogi, zdeformowany róg, przeźroczyste skrzydła, nigdy nie widziała czegoś takiego.
-Kim jesteś? - krążyła dookoła niego.
-Jak to zrobiłaś? - popatrzył na nią wrogo - Co ważniejsze, jak to zrobiłaś bez rogu?
-To nie twoja sprawa! Jak myślisz, co pozwoliło ci przybrać postać mojego przyjaciela? Nie wolno podawać się za kogoś kim się nie jest!
-Ale skąd wiedziałaś, że.. - krzyknął kiedy upadł na ziemie
-Odpowiedz na moje pytanie: kim jesteś i co tutaj robisz?!
-Oszalałaś? - wrzasnął
-Nie jestem szalona! Jestem Screwball!
-A to jakaś różnica? - za pomocą swoich czarów klacz kilka razy uniosła go do góry by potem walnąć jego głową w ziemię
-Ostatni raz pytam, co tutaj robisz?
-Słuchaj! - pomachał rozpaczliwie nogami - Nie chce żadnych kłopotów, byłem głodny, a ..
-Dlaczego nie powiedziałeś od razu? - uśmiechnęła się. - Jeżeli jesteś głodny, mogę ci coś dać. - powiedziała wesoło - Lubisz watę cukrową?
-Co? - zdziwił się masując głowę.
-A mleko czekoladowe?
-Co to jest mleko czekoladowe?
Popatrzyła na niego ze zdziwieniem.
-Nigdy nie piłeś mleka czekoladowego?! W jakim dziwnym domu cię wychowano?! No cóż, najwyższy czas abyś spróbował! - przywołała szklankę i zanurzyła ją w jeziorze. Podała odmieńcowi, który przyglądał się nieufnie naczyniu, jakby nie miał pojęcia co zrobić.
-No, pij! - zachęcała
-Chcesz, aby pił brudną wodę? - skrzywił się
-To nie jest brudna woda! To mleko czekoladowe! Zaufaj mi! Spodoba ci się! - nie wiedział jak jej powiedzieć, że on nie pije i nie jest. Lecz z jakiegoś powodu nie chciał jej odmówić. Zastanawiając się, jak go zdemaskowała i dlaczego nie uciekła, z wahaniem wziął szklankę do ust. Otworzył szeroko oczy, jak tylko płyn dotknął jego warg. Połknął od razu zawartość szklanki.
-To jest niesamowite! - zawołał - Smakuje jak miłość!
-Nie wiem jak smakuje miłość... - przechyliła głowę - ...ale mówiłam, że jest dobre! - zaśmiała się, kiedy sam nabrał kolejnej porcji mleka. Nadal nie wiedziała kim jest.
-Nigdy nie widziałam kogoś takiego jak ty. - powiedziała w końcu
-Mogę to samo powiedzieć o tobie - mruknął oblizując wargi - Jak to wszystko robisz bez rogu? A twoje oczy są bardzo...
-Dziwne, wiem.
-Chciałem powiedzieć, interesujące.
Zarumieniła się.
-Cóż, jestem. Jedyna w swoim rodzaju. Można powiedzieć, że nie ma nikogo takiego jak ja.
-Naprawdę? Ja też jestem unikatem w swoim gatunku!
-Dlaczego? Jest was więcej?
-Powiedzmy, że mam pięć tysięcy braci i sióstr w domu.
-Pięć tysięcy?! - zawołała z niedowierzaniem - Rany! Jakie macie rachunki za jedzenie?!
Następca tronu wybuchnął śmiechem.
-Właściwie, to jemy... - urwał kiedy usłyszał huk z oddali. Źrebaki odwróciły się i zobaczyły dużą Manticorę między drzewami. Była wściekła, machając gorączkowo ogonem skorpiona. Książę chwycił kopyto dziewczyny.
-Chodźmy stąd.
-Ale mogę... - próbowała coś powiedzieć.
-Uciekaj! - w jednej chwili praktycznie ją za sobą pociągnął. Była zdziwiona jak silny musiał być, w końcu był nieco mniejszy od niej.
-Czekaj! - krzyknęła wyrywając się z uścisku.
-Zwariowałaś? To coś jest ogromne!
Zignorowała go i podeszła do bestii.
-Spokojnie, spokojnie - zawołała wyciągając kopyto do stworzenia. Manticora jakby się uspokoiła. - Możesz się zatrzymać na chwilę, tak abym mogła ci pomóc? - zwierze stanęło i popatrzyło się na nią - Już lepiej. - podeszła do niego ocierając się o jego wielką łapę - Jest dobrze. Nie skrzywdzę cię. - Manticora wyciągnęła łapę pokazując paskudny cierń wbity w poduszkę. - Typowe... - mruknęła - ...powinnaś uważać, gdzie stawiasz łapy. Teraz, nie ruszaj się, to zajmie chwile. - użyła swojej magii, aby cierń zniknął. Manticora ryknęła, a kiedy podmieniec chciał już krzyczeć, bestia zaczęła lizać jej grzywę. Screwball zaśmiała się. - Tak tak, wiem. Nie ma za co - gładziła swoje włosy - Możesz już iść i uważaj na siebie. - Groźna bestia pokiwała głową z uśmiechem i zniknęła w lesie. Książe popatrzył na klacz w zachwycie.
-Jak ty to?
-Mama nauczyła mnie, aby pokazywać każdemu stworzeniu życzliwość - wyjaśniła - tylko dziwi mnie, dlaczego taka wielka Manticora panikuje z powodu małej drzazgi.
-To było niesamowite! Byłaś... - urwał uspokajając się - Musisz być najodważniejszym kucykiem jaki istnieje.
Zarumieniła się.
-Tez byleś odważny nie zostawiając mnie w obliczu niebezpieczeństwa. Nazywam się Screwball.
-To trochę dziwne - uniósł brwi
-Wiem, to nie był mój pomysł.
-Nie, to znaczy.. Moje imię nazywa się Mothball.
-Oboje jesteśmy piłkami! Możemy wymyślić jakiś nowy sport z naszych imion! Hej! Chcesz się jeszcze spotkać?
-Jasne. - zamrugał zdziwiony.
-Zaraz będę miała szkołę, ale możemy się tutaj spotkać jutro rano! Pobawimy się!
-Pobawimy?
-Co się stało? - przechyliła głowę - Nigdy się nie bawiłeś? - Nic nie powiedział. - A więc cię nauczę! - Był sceptycznie nastawiony do tego. Powinien wrócić do ula, ale czuł się tak dziwnie przy tym kucyku. Zakładał, że to z powodu pozytywnych emocji jakie były dookoła dziewczyny. Miał nie wracać póki nie będzie najedzony, ale po tym poranku był nawet przejedzony.
-No.. - wyjąkał - A mogę więcej tego mleka czekoladowego?
Zachichotała.
-Oczywiście!
Ani on, ani ona nie zauważyli zwiadowcy unoszących się nad nimi. został wysłany przez królową aby pilnować księcia. Królowa nie będzie zadowolona z tego nieoczekiwanego zdarzenia. Pomyślał jeden z nich.
Share:

28 lipca 2016

Zootopia: Dziki apetyt / Nigdy nie wiesz kiedy przestać [WildeAppetite / Don't Know When to Quit - tłumaczenie PL]


###...###...###




I jak tam wasze głowy? Wszystko dobrze czy troszeczkę zniszczyłam wam obraz Zootopii? Widzicie, jedynym powodem dla którego wrzuciłam tutaj te prace to czysta złośliwość. Cieszę się, że moja tłumaczenia się podobają i jestem łasa na komplementy. Jednak jak każdy nie lubię być poganiana i nie lubię jak non stop się ktoś pyta kiedy Zootopia. Rozumiem, że wiele osób z Was trafiło tutaj przez właśnie moje tłumaczenia związane z tym filmem. Jednak staram się wybierać te lepsze komiksy, oraz - też mam swoje życie oraz swoje zainteresowania, a siedzenie w jednym przez dłuższą chwilę mnie męczy. Zootopia będzie się pojawiać, razem z innymi moimi tłumaczeniami tego co akurat mi się spodoba. Dlatego proszę - nie poganiajcie, nie przyciskajcie. Bo inaczej - będę wrzucać więcej TAKICH komiksów, a wierzcie mi - jest ich więcej i są znacznie gorsze... 
Tak więc, mam nadzieję, że rozumiemy się. Co nie?
Lekcja na dzisiaj? Nie wkurwiać tłumacza bo się wkurzy.



Oryginał: klik i klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Share:

27 lipca 2016

POPULARNE ILUZJE