Z góry pragnę uprzedzić, iż w opowiadaniu mogą pojawić się wątki 18 +, nie tylko sceny seksualne ale również bardziej brutalne, lub zawierające przekleństwa. Dlatego zalecam czytać starszym nieco użytkownikom ;3
Autor obrazka: Usterka
✝ Początek ✝
✝ Mirum cz I ✝
✝ Mirum cz II ✝
✝ Specjalny Dodatek ✝
✝ Emissicius ✝ ( obecnie czytany)
. . .
Saphira
przeglądając teczkę od Ivren na krótką chwilę uniosła na nią spojrzenie.
- I jesteś pewna, że o niczym ci nie mówił? Nie zachowywał się ostatnio w żaden
sposób inaczej?
- Miałaś okazję sama go poznać, wiesz że jego zachowanie nie trzyma się naszych
norm i wytycznych. Jest lekkoduchem. Ciężko powiedzieć kiedy coś jest nie tak.
Obydwie kobiety ciężko sapnęły
bowiem przed oczami jednej i drugiej stanęła twarz mężczyzny o wyjątkowo
rozczochranych włosach, wiecznie nieogolonej brodzie i rozbieganych oczkach.
Zdecydowanie nie trzymał się ram w jakie większość naukowców wchodziła i sama
określiła.
- W porządku. – Saphira przerzuciła kolejną stronę w teczce, jednak jej
spojrzenie nie zatrzymywało się byt długo na twarzach.- Mam plan, a
przynajmniej jego początek.
Po opuszczeniu palarni Saphira
skierowała swoje kroki w stronę jedynego miejsca które było neutralne w całej
tej wielkiej potyczce. Nie można tam było wchodzić z bronią, chyba że z
odpowiednim dokumentem, a porządek był ściśle pilnowany nie tylko przez ludzi
ale i przez zaprogramowane maszyny. Rynek Leshori był miejscem w którym
handlować mógł każdy. Chociaż mało naukowców chciało się do tego przyznać,
czasami robili tam zakupy by poczuć smak prawdziwych warzyw czy owoców, nie zaś
tych naszpikowanych medycznymi i innymi dodatkami chemicznymi. Dlatego to
miejsce cieszyło się cichymi sponsorami.
Skryty pod płaszczem
komunikator Saphiry zaczął pulsować wprawiając jej ciało w delikatnie drżenie.
Kobieta na chwilę zatrzymała się po czym sprawdziła kto próbował się z nią
skomunikować.
- Nasza zguba się znalazła, gdzie cię wywiało na ostatni tydzień? Tęskniliśmy!
Saphira zmarszczyła brwi a następnie zaczęła się rozglądać na boki. Szukała
charakterystycznego stroju „towarzyszki po fachu” jednak nigdzie go nie
odnalazła.
- Jestem jedna sama a dają mi najbardziej brudną robotę, nie jestem maszyną,
nawet ja potrzebuję czasu wolnego.
Po drugiej stronie usłyszała znajome rozbawione śmiechy. Czyli dali ją na
głośnik.
- Rozumiem, słuchaj, przydzielili mnie i mój zespół do pilnowania tego
zasranego balu przebierańców czy kij wie jak to oni zwą, nie chcesz dołączyć?
Ze swoją szkaradną buźką nie musiałabyś się przebierać.
Mocniejsze zaciśnięcie ust pozwoliło Saphirze zapanować nad ripostą jaka
cisnęła się na jej usta. Wstrzymała się jednak bowiem w jej głowie zapaliła się
lampka.
- Zi, słuchaj, doceniam twoją propozycję, ale mam swoje do zrobienia kiedy wy
będziecie ukradkiem podpijać na warcie. W każdym razie czy dałabyś radę wysłać
mi dokładne informacje odnośnie tego balu? Czas, miejsce i ewentualnie godziny
trwania?
- Coś nie tak z nim? Szykuje się jakieś zamieszanie? – po drugiej stronie
słuchawki towarzystwo umilkło wsłuchując się uważniej w rozmowę.
- Nie, nie mogę zdradzać zbyt wiele. To sprawa od Pierwszego, nawet teraz mogę
być na podsłuchu. Załatw mi tylko to czego potrzebuję, a kupię ci i reszcie
nieco owoców, bo wybieram się na Rynek.
Zi i pozostali prze dobrą
chwilę milczeli, jednak w żaden sposób już nie poruszyli tego tematu. To, że
cały czas byli lub mogli być na podsłuchu nikogo nie zaskakiwało. Jednak jeśli
nie miało się nic do ukrycia, to czemu mieliby się obawiać kontroli? Tylko
winni się bali. Saphira już dawno przyzwyczaiła się by jak najrzadziej
kontaktować się z kimkolwiek tą metodą. Czasami jej metody mogły być nie do
końca zgodne z wytycznymi a źródła nie do końca legalne…
By nie mieć na głowie więcej
problemów ze zbyt wścibskimi oczami kobieta uruchomiła strój maskujący by
wtopić się w otoczenie. Saphira unikała co prawda bardziej zatłoczonych
dzielnic jednak droga na Rynek była dość daleka a czekało ją jeszcze kilka
spraw do załatwienia tam. Dodatkowo liczyła na spotkanie pewnej gaduły która
wyjątkowo nie skąpiła swoim towarzyszom opowieści na temat wydarzeń z okolicy.
Tym bardziej więc liczyła iż złapie tego osobnika by wychwycić jak najwięcej
smaczków z ostatnich dni. Przy odpowiedniej zapłacie może dowie się czy Liam
kupował coś pod bal.
Jeśli komuś rynek kojarzył się
z małym placem i z drobnymi stoiskami z pewnością czułby się zawiedziony i
przygnieciony rozmiarami tego miejsca. Wysokie mury odgradzały go od
otaczających równin, a kopuła chroniła nie tylko przed upałami czy deszczami.
Nawet drzwi wejściowe były godne nie jednego zamczyska. Po wejściu do środka
ukazywał się ogromny plac na którym stały najróżniejsze stoiska. Ze względu
nawet jednak na ilość chętnych
wystawiania się każdy wykupywał sobie czas w jakim mógł użytkować dane miejsce.
Poranne godziny były najdroższe, natomiast od godziny dwudziestej ceny wynajmu
były naprawdę niskie i umożliwiające nawet najbiedniejszym sprzedaż. Oczywiście
było to kosztem ilości kupujących jacy o tej godzinie się przewijają, nie
oznaczało to jednak iż w tych godzinach definitywnie nikt się nie pojawiał.
Kolejnym ważnym aspektem tego
miejsca była ochrona która była po prostu bezstronna. System sprawdzania
traktował tak samo każdego, tylko dzięki temu i ludziom patrolującym od wielu
lat to miejsce było tak spokojne. Istnieje również druga strona tego miejsca,
bardziej ponura i niedostępna dla przeciętnego kupującego czy sprzedawcy.
Miejsce to skryte jest poza ludzkim wzrokiem i chronione hasłem. Tak jak
teoretycznie tego miejsca nie ma, tak i teoretycznie za przebywanie w tym
miejscu kary są różne. W najgorszym przypadku
i największym pechu grozi kara osadzenia w więzieniu. Jednak jeśli już
ktoś wiedział jak tam wejść, nie uczyniłby tego bez odpowiednich pleców,
zarówno tych majątkowych jak i na tle znajomości.
Saphira po dezaktywowaniu
swojego stroju i broni jako pierwsze miejsce wybrała stoisko z owocami.
Czarnowłosa skinęła lekko głową na powitanie w stronę sprzedawczyni. Jej wzrok
przez moment badał wystawiony przed nią towar aż z zadowoleniem odkryła, że
udało jej się zdążyć nim ludzie wykupili najlepsze okazy. Mowa była o owocach,
których teraz musiała kupić więcej niż zwykle, korzystając więc z okazji kupiła
nie tylko dla Zi i jej zespołu ale i również dla eksperymentów. Zapłaciła
należną sumę i ponownym skinieniem głowy pożegnała się z kobietą. Gdy odeszła od
straganu, spojrzała w stronę trzymanej przez siebie torby z zakupami.
Uśmiechnęła się lekko na ten widok. Dzięki temu detalowi nie rzucała się już
tak bardzo w oczy. Była po prostu kolejnym kupującym. Jako następny cel obrała
sobie sprzedawcę kostiumów. Lexus należał do wielkich papli, mielił ozorem na
lewo i prawo, więc jeśli miała dowiedzieć się czy Liam będzie na zabawie to
tylko u niego.
W drodze na stanowisko ze
strojami i przebraniami, Spahira otrzymała dane odnośnie przyszłego wydarzenia.
Okulary po aktywacji komendą głosową wyświetliły jej dokładne dane nawet w
szerszym zakresie niż się tego spodziewała. Widziała przybliżoną ilość gości, w
których miejscach ustawiona będzie jaka straż, a prosiła tylko o dość ogólne
informacje. Cóż, zdecydowanie dobrze, że kupiła więcej tych owoców. Mając
jednak już takie informacje wiedziała, w którą stronę się kierować.
Lexus
miał dość charakterystyczny wygląd i nie szło przejść obojętnie obok jego i
jego stanowiska. Przed wszystkim był on bardzo wysokim i patykowatym
człowiekiem, którego natura obdarzyła wyjątkowo wychudzoną sylwetką i dużymi
wyłupiastymi oczami. W skład jego urody wchodził również długi i wąski nos
który przywodził na myśl nos drewnianej kukiełki ze starego świata – Pinokia.
To, czego jednak nie można było mu odmówić to wyjątkowo zręczne palce i wprawne
oko. Wszystkie wspaniałe kreacje szył
sam. Jeśli nie miał właśnie kostiumów na imprezy z przebierankami to w oknie
wisiały naprawdę niezapomniane kreacje. Kwestią sporną było czy były
odpowiednie dla naukowców, jednak z tego co się orientowała to większość
zwykłej ludności dość często odwiedzała go. Sam przy tym nie ukrywał się z
faktem, iż woli szyć dla ludzi spoza kręgu naukowców. Kwestia gustów i guścików
z pewnością również miała tutaj swoje dopowiedzenia.
Jako taktykę Saphira obrała
sobie dość luźną rozmowę. W końcu nie liczyła na konkrety, ale nie było nic
złego w pytaniach o ilość sprzedawanych strojów, o to co zdobywało największą
popularność czy chociażby o jego własne plany odnośnie zbliżającej się zabawy.
Lexus czując swobodę i zainteresowanie rozmówcy płynął, a chociaż niezbyt
Saphirę interesowały tematy stricte o kostiumach, to jednak zauważyła tendencję
do największej sprzedaży strojów potworów z dawnych lat. Oczywiście furorę
nadal wśród kobiet robiła Skrzyknica w długiej sukni, potarganych włosach i
krwawych szponach, faceci zaś dalej kochali owłosione hybrydy lub mundury z
bronią.
- Trzeba przyznać że stare stroje miały coś w sobie, ale wiesz jak to ja lubię,
muszę dodać im nuty współczesności – Lexus opardł się nonszalancko o framugę
posyłając Saphirze dość pogodny uśmiech.
- Zgadzam się. Zanim jednak zagadam się w pełni, słyszałam że widzisz więcej
niż inni sprzedawcy tutaj, i twemu oku nic nie umknie….
- Nazbyt mnie chwalisz kochanieńka, ale słucham, mów dalej.
Saphira rozglądając się po asortymencie przybrała nieco bardziej spokojny i lekki ton.
- Widzisz, słyszałam że mój przyjaciel z dzieciństwa wrócił w te okolice. Na
pewno kojarzysz. Jest dość wysoki, włosy teraz chyba przefarbował na słomkowy,
brązowe oczy, na pewno nieogolony, włosy roztargane…I chyba ma drobny pieprzyk
nad prawym okiem.
Kątem oka kobieta zerkała na swego rozmówcę czy na jego twarzy zachodziły
jakieś zmiany. Oczywiście jednak uśmiech nie schodził z twarzy Lexusa, a co
więcej, poszerzył się a oczy błysnęły jaśniejszym blaskiem.
- Możliwe, możliwe, wiesz, wiele takich osób mogłem tutaj widzieć, w końcu
niebawem Bal Dance Macabre. Coś moja pamięć jednak nie chce współpracować…
Nowi gracze, jednak zasady te same. Wyciągając swoją kartę płatniczą w kolorze
opalu Saphira pomachała mężczyźnie przed oczami. Wiedziała że to dość smakowity
kąsek który rozwiąże język.
- Ekhmy, nie jestem pewien czy to mógł być na sto procent ten osobnik o którym
mówisz kochanieńka, ale na twoim miejscu rozglądałbym się za strojem który
łączy w sobie złoto i malachit. Dużo złotych ozdóbek…
Lexus wyciągnął sprzęt do pobrania opłaty jaką winna mu była kobieta za te
informacje. Cóż, to co teraz „kupiła” było sprawą połączoną ze zleceniem,
dlatego mogła użyć pieniędzy swojego szefostwa. Nie pytała nawet ile mężczyzna
policzył sobie za to, po prostu pora na zapłatę i tyle.
- Widzę że nie zostało ci wiele strojów, czy jednak … znalazłoby się coś dla
mnie?- Saphira przystanęła przy jednej z kreacji, jednak długie suknie
odpadały, w najgorszym wypadku musiała być mobilna a przy tym potrzebowała miejsca na plazmowe ostrze.
- Pokaż no mi się, muszę sam pobraćmiarę.
Jego spojrzenie było wyjątkowo
sprawne, wystarczyło mu tylko kilka
spojrzeń na sylwetkę, by znać wymiary danej osoby, lub w razie
wątpliwości – podpytać o dodatkowe warstwy ubrań które mogły zniekształcać
sylwetkę. W przypadku Saphiry wystarczyło zdjąć jedynie czarny płaszcz aby jej
sylwetka była wyłożona jak na tacy, ani przez moment jednak spojrzenie nie
straciło swej profesjonalności. Nie czuła się jak na wystawie, ot zdejmowano z
niej wymiary i tak właśnie się czuła.
- Obawiam się, że albo suknię mogę zaproponować albo- tutaj widząc zmarszczenie
Saphiry sięgnął po paczkę szczelnie owiniętą czarną taśmą- Cóż, ten strój mi
się został. Jest wykonany z materiału na tyle rozciągliwego, że się dopasuje. W
pełni ucharakteryzowany. Do tego za połowę ceny mogę dorzucić perukę. Wyjąć i
pokazać?
- Nie trzeba, dolicz tylko jeszcze jakąś torebkę do tego.
Po raz kolejny w ruch poszła karta płatnicza jaką dostała od samego Octaviara.
Chociaż brzmiało to jak marzenie i otwierało wiele dróg przed Saphirą, z każdej
jednej transakcji była rozliczana, a jeśli jakiś wydatek się nie zgadzał albo
nie uzasadniła go przekonywująco, musiała oddać za to kasę. Dlatego używała jej
tylko i wyłącznie wtedy, gdy wiedziała że będzie w stanie pokazać w pełni
dowody.
Tuż po załatwieniu potrzebnych
dla siebie informacji Saphira udała się w stronę wyjścia z Rynku. Pomimo późnej
godziny na terenie wszystko było tak rozświetlone jakby panował przyjemny
poranek. Nawet nie panował tutaj chłód, atmosferę tego miejsca ustawiono tak,
by dla większości produktów i osób tu pracujących, temperatura była odpowiednia
i sprzyjająca.
Z kieszeni wyjęła swój
komunikator a następnie podała kod, który umożliwiał wykonanie połączenia do
Zi.
- Podeślij kogoś pod Rynek. Mam dla was to, co obiecałam plus niech ktoś
odwiezie mnie pod las. Nie chcę o tej godzinie sama się przemieszczać a kawałek
drogi mam.
Nawet Saphira w pełnym stroju
do walk, z bronią schowaną pod nią, była
świadoma że w każdym miejscu ktoś mógł ją śledzić, że tylko czekają aż odsłoni
się bardziej. Jakkolwiek uważała się za świetnego wojownika, a sztuka walki
wręcz czy na odległość nie była jej obca, nie podejmowała ryzyka jeśli to nie
było opłacalne.
- Se wybrałaś czas… Dobra, ale tylko dlatego, że masz dla nas owoce. Czekaj
przy wschodnim wyjściu, ktoś po ciebie podjedzie.
Zgodnie z zaleceniem Saphira
udała się do wskazanego wyjścia. Nie wychodziła jednak poza teren Rynku dopóki
nie dostała sygnału od swego przyszłego kierowcy. Ruszyła się z miejsca dopiero
kiedy jej komunikator ponownie się odezwał. W samochodzie zastała białowłosego
chłopaka który skrywał się teraz za maską podobną do tej, którą miała również
Saphira.
- Jesteś pewna że nie chcesz do nas dołączyć?- na krótką chwilę rozmówca
spojrzał na tylnie siedzenie gdzie ulokował się jego gość- No daj spokój, raz
jeden i po pijaku, a ty teraz unikasz mnie jak ognia. Poza tym nie grozi mi już
Caiden… Wpadłabyś czasem do nas, nic tak nie łączy jak wspólne wysadzanie
buntowników. Tak słodko wyrzuca ich w powietrze ~!
- Po prostu jedź.- z westchnięciem Saphira oparł się o szybę przymykając oczy-
Porozmawiamy o tym później Vessles.
Chłopak westchnął
zrezygnowany. By zapełnić ciszę Vessles włączył radio. W tle przez chwilę
słychać było relację, która zapowiadała jesienną zabawę. Klimat po wojnach
zmienił się dość radykalnie i w pierwszych dekadach niemal nie różnił się
między poszczególnymi porami. Dopiero teraz natura stopniowo odzyskiwała swój
ład, a liście na niektórych gatunkach drzew przybierały bardziej cieplejsze
barwy, chociaż daleko im było do ferii barw jesiennych. Cóż, ludzkość jest
sobie sama winna. Ekosystem dostał jednak ogromny cios i zanim w pełni się
odrodzi z pewnością upłynie jeszcze wiele, naprawdę wiele, lat.
- Nie podwieźć cię pod dom? Byłoby to bezpie…-
-Uwierz mi, nie ma na tę chwilę miejsca bezpieczniejszego niż mój las. Przejdę
się. Poza tym, nocny zapach lasu działa kojąco i pomaga lepiej spać.
Na tym temat się urwał,
ponieważ samochód wyjechał już z centrum miasta i zatrzymał przy drodze
wjazdowej do lasu. Saphira podziękowała za podwózkę, po czym wysiadła i już
skierowała się w stronę lasu. Słyszała jeszcze jak chłopak się z nią żegna a po
chwili już odjeżdża. Tak jak się spodziewała, nie była sama. Kątem oka
zobaczyła czarne futro jak przemyka tuż obok niej. Ani przez chwilę w drodze
powrotnej nie była sama. Miało się wrażenie, iż las dosłownie pełen jest istot
które cię obserwują. To zaś nie było w pełni fikcją. Istoty jakie Saphira
tworzyła i wypuszczała do tego lasu, miały jednak zaszczepione by nie opuszczać
tego terenu. Nigdy więc nie było wiadome, czy nawet ta puchata wiewiórka o
nieco odmiennej barwie, nie jest stworzeniem Saphiry, gotowym skoczyć i
wydłubać oczy osobom nieupoważnionym. Po prostu nie lubiła intruzów w tym
miejscu, a ten las, cały las, był jej domem i miejscem które chroniło ją, a ona
chroniła je.
W progu do domu stał już Kot a
tuż za nim Królik.
- Długo ci coś zeszło – mruknął koci eksperyment kiedy Saphira go mijała- I jak
poszła misja?
- Dobrze, właściwie o wiele spokojniej niż się spodziewałam. Ten strój nie był
jednak potrzebny, obeszłoby się bez niego. Wchodźcie, uszykuję zaraz kolację,
mam dla was dodatkowo kilka owoców.
Królik od razu skierował się w
stronę kuchni by przyszykować rzeczy potrzebne do posiłku, Kot zaś szedł powoli
tuż obok Saphiry.
- Mam nadzieję że dobrze się sprawowałeś i nie sprawiałeś problemów?
- A co ja małe dziecko jestem albo jakieś przygarnięte zwierzę?
Saphira uniosła na niego spojrzenie wraz z brwią i kącikiem ust. Kot w
odpowiedzi na to jedynie prychnął.
- Umierałem tutaj z nudów. Z Królikiem ciężko o czymkolwiek rozmawiać, prawie w
ogóle nie chciał się odzywać.- mężczyzna niczym z lekka nadąsane dziecko ciężko
sapnęło splatając dłonie na wysokości torsu.
- Przyzwyczai się do ciebie. Ja nie mam dla niego wiele czasu. Potrzebuje
towarzystwa by się rozgadać. Dajcie sobie czas. A teraz ja idę do kuchni, a ty
zanieś te paczki do mojej sypialni. I tak, masz pozwolenie by tam wejść, ale
tylko na chwilę i tylko zostawić te rzeczy.
Koci eksperyment tuż po
zasalutowaniu szybkim krokiem udał się na górę. Saphira udała się zaś w stronę
kuchni by pomóc Królikowi w szykowaniu kolacji. Z uśmiechem musiała przyznać iż
na przestrzeni tych kilku lat razem, funkcje motoryczne króliczego eksperymentu
znacznie się podniosły. Sprawnie chwytał nawet drobne sztućce nie upuszczając
ich ani nie tłukąc szklanek.
- Jak ci minął czas z Kotem? – Saphira zagadnęła do Królika kiedy ten nakrywał
do stołu.
- Jest… dość głośny… Ciekawski. Wszędzie chciał wchodzić, sprawdzać… Jest jak…
dziecko małe… -Królik zmarszczył brwi zdając sobie sprawę że mógł ująć swoje
myśli zbyt obraźliwie, czego przecież nie chciał po czym szybko się poprawił-
To znaczy jest inny. Trudny ale miło mieć tutaj towarzystwo.
Również sam Królik zdawał się
w jej towarzystwie nieco bardziej skory do mówienia. Nie mogła nazwać go dobrym
rozmówcą, ale z pewnością był dobrym słuchaczem.
- W porządku, rozumiem. Dobra robota. Jestem w takim razie zadowolona z waszych
relacji.
Saphira podeszła do Króliczego eksperymentu i wyciągnęła rękę w jego stronę
czekając aż ten się pochyli. Pan Królik od razu pochylił głowę z pomrukiem
przyjmując dotyk na swej głowie. Przyjemne ciepło zaś rozeszło się po jego
ciele.
- Ej, Saph…. Gdzie ty się w TYM wybierasz?
Głos Kota wytrącił ją całkowicie. Przekręciła głowę by spojrzeć na Kota i….. aż
sama zaniemówiła.
- Co to kurwa jest… - wymsknęło się jej widząc to co Lexus jej sprzedał a co
właśnie trzymał Kot.