20 lipca 2020

Deos Numbria - Invidia cz II




Notka od autora: Świat nigdy nie był i nie będzie idealnym. Jego największą plagą stała się ludzkość. Zgnilizna wojen wyniszczyła go kompletnie. Wśród gruzowisk dawnego ładu udało się jednak odnaleźć pewnej grupie osób. To dzięki niej świat zaczął budować się na nowo, jednak już nigdy nie miał być taki sam. Rasa ludzka podzieliła się na dwa środowiska, które wyznaczały standardy prowadzonego życia. Od tamtej chwili mogłeś być prostym cywilem, albo naukowcem z wybitnym intelektem. Zapraszam do poznania historii świata, w którym tylko bystre głowy mają coś do powiedzenia.

Z góry pragnę uprzedzić, iż w opowiadaniu mogą pojawić się wątki 18 +, nie tylko sceny seksualne ale również bardziej brutalne, lub zawierające przekleństwa. Dlatego zalecam czytać starszym nieco użytkownikom ;3       
                                                                                                                                          AutorUsterka
                                                                                                        Autor obrazka: Usterka
Spis treści :

Początek 
Invidia cz I 
✝ Invidia cz II  ( obecnie czytany)
✝ Invidia cz III 
✝ Mirum cz I 
  Mirum cz II 
✝ Specjalny Dodatek 
✝ Arbitrium 
. . .

                    Jakim cudem założyła na siebie ten strój? Saphira nie miała pojęcia, w dodatku zbyt mocne pociągnięcie Pana Królika przy sznurowaniu gorsetowym, na dłuższą chwilę niemal odebrało jej oddech. W takich chwilach żałowała, że nie miała przy sobie drugiego człowieka, który by pomógł się jej z tym uporać. Nie ukrywała, że jej eksperyment miał w swych dłoniach tyle sprawności, co słoń w składzie porcelany. 
- Wyglądasz …- przez chwilę milczał, jakby w swej pamięci szukał odpowiednich słów- dobrze…?
           W jego oczach wyglądała teraz zupełnie inaczej. Nie rozumiał właściwie na co był taki strój, widział jakie trudności przez to miała w poruszaniu się. Słyszał również różne słowa, które były mu zabronione. Po co nosić coś, co było niewygodne, w dodatku powodowało złość? Wiedział również to, że jego kreatorka z własnej woli by nie dała wcisnąć się w taką kreację. Jej spojrzenie wyglądało niczym u ptaka zamkniętego w złotej klatce.
- Może jednak zosta…- urwał szybko pod groźny spojrzeniem czarnowłosej.
- Muszę iść.  Jestem na każdy ich cholerny rozkaz… Jeśli nie zjawię się, Caiden będzie miał więcej powodów by mnie stąd wywlec a ciebie wziąć pod swoje eksperymenty.
          Ponownie na twarzy czarnowłosej pojawił się grymas niezadowolenia. Nawet jeśli wszelkie zabawy były u nich rzadkością, stanowiło to stratę czasu dla wielkich umysłów, na swój sposób pomagało się zrelaksować. Co więcej, była to jedna z nielicznych okazji, gdzie rywalizacja nie miała tak ostrych tonów. Inn kwestią było to, że pojawiła się na nich tylko dlatego, że musiała. Nikt nie brał jej tam na poważnie, wręcz wyśmiewali jej poczynania. Zarzucali nadmiarem prac pokazując ile ma z tej swojej wolności.
- Gdybym mogła, już dawno bym to zmieniła- pięści zacisnęły się a dłuższe paznokcie wbiły ostrzej w skórę- Nic jednak nie zepchnie ich z władzy. A ja jestem po to, by ich cholerne dupska nie traciły gruntu. Ktoś musi babrać się w gównie które oni zrobią.
Jej dom. Jedno jedyne miejsce w którym mogła wyrazić swoje zdanie. Eksperyment, jeden jedyny, który nie mógł nikomu nagłośnić jej myśli. Z westchnięciem wyrzuciła część powietrza z płuc.
- Uważaj na siebie. Nie wiem ile mnie nie będzie. Chcę byś doglądał go na dole. Jeśli zacznie dziać się coś złego lub zbudzi się, natychmiast chcę być powiadomiona o tym fakcie, rozumiesz mnie?
            Z lekko uniesioną głową spojrzała na twarz eksperymentu. Krzywo wycięty wyraz twarzy zdawał się przedstawiać go jako wiecznie smutnego. Nawet jeśli daleko było mu do wiecznego pesymizmu, nawet jego widoczne oko nie promieniowało radością. Króliczy eksperyment …był po prostu spokojny. Saphira stanęła na palcach a następnie wyciągnęła rękę w stronę głowy wyższego od niej osobnika. Dobrze wiedział co chciała zrobić to też pochylił głowę, ułatwiając jej do niej dostęp. Różnica wzrostu robiła swoje. Jego oczy przymknęły się gdy poczuł znajome głaskanie. Było ono właściwie krótkie, nawet nieco nieumiejętne, ale od tego gestu zawsze coś w jego klatce piersiowej promieniowało ciepłem. Czuł się wtedy o wiele… spokojniejszy.
- Możesz na mnie polegać.
            Wiedziała że mogła. Pod kątem jej celu był chodzącą porażką, jednak pod kątem polegania na nim jako na pomocy domowej, naprawdę się spisywał. O ile wcześniej właściwie został odpowiednio nauczony co i jak powinien zrobić. Inaczej był w stanie zniszczyć większość domu zwykłą szczoteczką do zębów. Nawet jeśli zabawnie to zabrzmiało, na swym koncie ten eksperyment miał już niejedno takie przewinienie. 
            Czas uciekał. Musiała się zbierać do wyjścia. Wpierw jednak na miarę obecnych możliwości zeszła do laboratorium, w nim zaś od razu skierowała się do kapsuły, w której była jej druga szansa. Pogłaskała szybę która dzieliła ją od istoty a następnie podkręciła nieco temperaturę w niej. Wiedziała że to, co tam siedzi lubuje się w  cieple. Od eksperymentu oderwał ją nagły zgrzyt. Szybko obróciła głowę szukając przyczyny ów hałasu, aż dostrzegła winowajcę. Królik stał u wejścia a jego dłoń z pazurami zaciskała się na odstającej rurze.
- Pilnuj go. Jeśli coś mu się zadzieje, będzie twoją wina

            Przed jej posiadłością czekał już czarny pojazd. Gdyby nie jej osobiste pozwolenie nadane przed latami, nikt by nie mógł do tego lasu wkroczyć, wkroczyliby dopiero wtedy, gdy cały by spłonął, a ostatnia żywa istota dobita. Sam Caiden nawet nie wychodził. To powodowało niewielki uśmiech satysfakcji na twarzy Saphiry. Skoro jednak wszyscy siedzieli oznaczało to że…
- Savriel.- próżno w jej głosie szukać czułości, dawno bowiem wypchnęła to z siebie, jednak istota, która krążyła dookoła domu z pewnością mogła liczyć na pewne względy. Jeden z trzech powodów dla których blondyn wraz z szoferem siedzieli w środku. Potężna czarna bestia krążyła dookoła obserwując otoczenie. Jeden zły ruch wystarczył by gotowa była ruszyć do ataku. 
             Na swoim terenie była królową. Zwłaszcza wtedy, gdy przyodziana w długą czarną suknię z syrenim ogonem, powoli szła przed siebie. Nie lękała się tego, co kryło się w mroku, żadne ślepia na nią nie działały. Prawdą było fakt, iż najgorsze co w tym lesie żyło, właśnie wsiadało do samochodu. 
- Idealnie w czas, masz szczęście moja droga.- Caiden sięgnął dłonią w stronę twarzy czarnowłosej by poprawić jej kosmyki włosów. Chociaż jego dotyk palił niczym najgorsze płomienie, siedziała nieruchomo wpatrzona w jego sylwetkę. Te dłonie kochała, dawały jej tyle przyjemności, dziś zaś ledwo przy nim zachowywała pozory opanowania.
- Ruszaj.- wydał krótkie polecenie kierowcy a gdy tylko zastępca Pierwszego obrócił się by spojrzeć przez swoje okno ledwo wstrzymał wzdrygnięcie się. Wielkie szkarłatne oko przyglądało się wnętrzu pojazdu. Poza samą właścicielka posiadłości znieruchomieli pozostali. Ukazała przez chwilę zęby a blondyn skrzywił się jeszcze bardziej.
- Wyczuwają strach. Nawet najmniejsza krople… Są niczym czerwona peleryna na byka…
             Wbrew temu co czuła względem tu obecnych, pochyliła się w stronę swego rozmówcy, zdobywając się na szerszy uśmiech. To był jej teren, z którego miała co prawda zostać właśnie wywieziona, jednak nikt nie mówił, iż nie mogła się chociaż chwili zabawić.
- Dobrze wiesz, że nie możesz nas zaatakować. Najmniejsze podniesienie ręki skończy się dla ciebie źle Saph. Octaviar cię lubi, ma na względzie również twoją stratę, nie zmienia to jednak faktu, iż nadal nie zdziałasz wiele.
            Jego gadanina właściwie nadal ją bolała, chociaż przyzwyczaiła się do gróźb. Niegdyś szanowane nazwisko przepadło a jej pozostało bycie psem na posyłki, a przecież niejednokrotnie udowodniła ile jest warta. Pokazała, że jej umysł stoi wyżej nad jej płcią i wiekiem. Widocznie jednak nadal było to za mało.
            Suchość w gardle była niezwykle nieznośna. Im dalej była od swojego domu, tym mniej znacząca się czuła. W dodatku Caiden był dla niej tym co najgorsze, trucizną którą kiedyś wdychała, karmiła się ślepo. Będąc blisko tak jego ciała, czując ciepło nawet przez materiał sukni… Wyjątkowo kusząca wydawała się opcja wyskoczenia z auta. Na szczęście znudzony wyraz twarzy oraz głowa oparta szybę od swojej strony, zapewniał spokój. Saphira wiedziała jednak że na nią patrzy. Gardzi i pragnie. Czyż to nie zabawna relacja? Jak można pragnąć czegoś, czym się pomiata i poniża? Zieleń dla niej nie była nigdy już tym samym kolorem. Przez jego tęczówki zbrzydła jej w całości, co było dość niefortunne biorąc pod uwagę otoczenie w jakim mieszkała. Odepchnęła jednak od siebie blizny przeszłości. Na nowo skupiła się na obrazach jakie jawiły się za szybą. Świat był odbudowany, chociaż zniszczenia i krwawe masakry jakie miały miejsca, na zawsze odcisnęły swoje piętno. Ziemia nie zapomina. Będzie pamiętać do końca.
            Wszystkie te wysokie budynki które tak pięknie błyszczały w blasku,  nocą wydawały się grzbietami czyhających potworów.  Z rozbawieniem Saphira musiała przyznać iż na swój sposób kochała postęp i naukę. Potęga umysłu była wielka, tak samo jak sam człowiek. Nie jakiś tam boski twór jak ci głupcy z dawnych wyznań uważali, z resztą oto co z nich pozostało, nędzne wspomnienia i plucie na podłogę. Gdzieś może nawet jacyś się uchowali, modlili się do dawno zapomnianych bóstw w nadziei na lepsze jutro. Prawda była jednak taka, że nic się nie zmieniało. Albo żyło się w luksusie wiedzy, albo w biedzie „głupoty”. 
- Nie rozumiem, nikt mnie tam nie chce, dlaczego nie zagadałeś do Octaviara aby mnie nie zapraszał. Wysłuchałby cię.
            Czarnowłosa oderwała spojrzenie od szyby by spojrzeć ponownie w stronę blondyna. Ten zaś ze znudzeniem wpatrywał się przed siebie. Jak wcześniej jego wzrok gotów był rozebrać Saphirę i wziąć tu i teraz, tak obecnie wydawał się być gdzieś daleko, bardziej nieobecny.
- Nie pytasz się właściwej osoby Thorness. Znasz moje zdanie w tej sprawie. Gdybym miał coś więcej do powiedzenia w twojej sprawie, już dawno wszystko inaczej by się potoczyło.
„Jakie szczęście, iż nie masz aż tyle do powiedzenia w mojej sprawie”. To jednak zostawiła już dla swoich myśli. 
- Chce cię widzieć. Masz u niego względy i przywileje, przez które wielu ci zazdrości.
Tutaj już nie wstrzymała prychnięcia irytacji.
- Nie mają czego mi zazdrościć. Jakoś tych przywilejów nie odczuwam gdy wysyłacie mnie do walki z buntownikami. Ani tym bardziej gdy w przeciwieństwo do Jednostek Specjalnych dostaję mniej czasu.
- Nie zachowuj się już jak nadąsane dziecko. Dostajesz mniej czasu bo o wiele sprawniej ci to idzie. Masz w dodatku opiekę medyczną oraz dostęp do naszego laboratorium, to, że nie korzystasz z tego, to już twoja sprawa. Robisz z siebie wielką męczęnnicę, chociaż to tylko twoje decyzje.
            Wiele kąśliwych uwag cisnęło się na jej usta. W dodatku jeszcze więcej epitetów określających tę ich „dobroć” względem niej samej. Na szczęście przed dalszą rozmową uchroniło ją dotarcie na miejsce.
            Przed wjazdem do Noctris, czyli głównego budynku Pierwszych, musieli pokonać kilka bram sprawdzających. Nikt ot tak nie mógł dostać się na tereny podległe naukowcom. Szczególnie do centrum miasta. Mimo wielu skrupulatnych kontroli i kamer buntownikom i tak jakoś się udawało. Może nie docierali do samego serca tego zgniłego miejsca, jednak z całą pewnością grali na nosie ochronie i samym Pierwszym. Byli niczym najgorsza drzazga obtoczona w soli. 
            Metal i szkło. Stal i srebro. Chłód i sterylność. Tak najprościej szło określić to, gdzie właśnie była. Każdy budynek był oczywiście wielki, jednak wszystko opierało się na prostocie i użyteczności. Nie było tutaj miejsca na wiele ozdobników, zamiast tego lepsze były dodatkowe okna, jakieś panele słoneczne lub inne użyteczne elementy. Wnętrza również nie różniły się więcej. Jasne kolory, proste meble, na szczęście jednak Octaviar lubował się drobnych… dodatkach umilających i ocieplających otoczenie. Tylko w jego budynku wisiały jakieś zdjęcia w ramkach z krajobrazami, albo znajdował się wazon z kwiatami, co prawda sztucznymi i białymi, nie zmieniało to jednak faktu, iż były zdecydowanie miłą odmianą. Tak samo jak jego sympatia do miękkich dywanów. Szczególnie takich futerkowych, luksus zbytku którego nie umiał sobie odmówić. Właściwie tylko w jego części budynku nie czuła się tak źle. Głupie małe dodatki pozwalały uciec od chłodnej sterylności i ideału. 
- Gotowa? – nie zdążyła nawet jakkolwiek odpowiedzieć Caidenowi, bowiem ten już ją wziął i przyciągnął bliżej siebie po wyjściu. Chcąc nie chcąc zatem musiała trzymać go pod ręką.   Aż dziw ją brał,  że chciał pokazywać się z nią, i to w dodatku idąc pod rękę! Ku jej własnej uldze, gdy tylko będzie mogła go puścić, oczywiście wpierw czeka ją powitanie się z gospodarzem, oddali się w najdalsze możliwe kąty. Przy dobry wiatrach Saphira planowała zniknąć i nie pokazywać się aż do zakończenia całej tej… imprezy. 
- Dobrze wiesz, że to pytanie powinno być retorycznym i nie wymagać ode mnie odpowiedzi.
            Szła powoli tuż przy nim a czarny materiał sukni zdawał się pochłaniać światło z otoczenia. Jej towarzysz zaś na ów uroczystość założył biały garnitur przyozdobiony srebrnymi dodatkami oraz czarną koszulą. Bardziej nie mogli od siebie odstawać. Jak na złość jedyna broń jaką miała na niego, to deptanie po nogach wysokimi obcasami. Gdy więc tylko czuła, że jego dłoń, którakolwiek, chciała zawędrować do miejsc zakazanych, przypadkiem mogła się potykać. W końcu wysokie obcasy były jej na tyle przyjazne jak sam blondyn.
Saphira wiele by dala aby nad wejściem do budynku było napisane „Porzućcie wszelką nadzieję, którzy tu wchodzicie…” Idealnie oddałoby klimat tego miejsca – pomyślała ze skwaszeniem. 
            W środku Sali „bankietowej” bo tak gospodarz lubił ją nazywać, nie było wiele osób. Może koło czterdziestu, chociaż i tak nie była pewna, czy aby byli już wszyscy. W dodatku ku jej większej zgryzocie, przeważała płeć męska, co więcej, w dość sędziwym wieku. Nie brakowało tutaj kobiet, bo i te miały swoje miejsce wysoko, chociaż podobnie jak osoby młodsze, nie były uważane za… „wykazujące tendencję do większych osiągnięć”. Saphirę za każdym razem krew zalewała słysząc te nadęte bufony, z jakże wielką przyjemnością nasłałaby na nich swe wszystkie eksperymenty, aby rozrywały ich ciała. Jak bardzo cieszyłaby się bulgotaniem i duszeniem się krwią, błaganiami o litość, czy też miedzianymi aromatami. Przed jej oczami dokonywało się właśnie wiele sposobów na śmierć tych, którzy ją znieważali i pogardzali, nikt jednak o tym nie wiedział,. Tak pozostać miało. Nieporuszona była faktem, iż wiele spojrzeń skupiło się na jej osobie. W dodatku słyszała własne imię, wymawiane w sposób cóż, nie wnikała o czym ona mogła mówić w ten sposób. Czego to nie robiło się dla statusu i ochrony tego, co żyło pod jej dachem.
- Saphira! Jak ogromnie się cieszę z twojej obecności. Caiden mówił, że możesz się nie pojawić z powodu ran… Widzę jednak, że dość podkoloryzował swoją historię.
              Ów głos rozpoznała bez problemu. Nieco rubaszny, nie pasujący do chłodu otoczenia, a jednak będący w swym żywiole. Przed sobą miała samego Octaviara. Mężczyzna był w gruncie rzeczy osobą bardzo starą, a mówiąc dokładniej mógł mieć na karku nawet kilka setek. Jego wygląd jednak zatrzymał się na mężczyźnie powyżej czterdziestki. Miał co prawda kilka zmarszczek ale tylko dlatego, że uważał za pasujące do swego wyglądu. Bez poznania jego osoby i historii, patrząc tylko powierzchownie, ten Pierwszy był przystojnym osobnikiem. Jak na złość miał ciepłe brązowe oczy w zbliżonym kolorze do włosów, naprawdę szło mu zaufać bowiem dobrze patrzyło mu z oczu. Saphira znała go jednak aż za dobrze, jak każdy tutaj był wyniosły, zlecał jej morderstwa i tłamszenie buntów, nawet jeśli te miały oznaczać rzeź. 
- Dobrze wiesz, że nie odmówię ci nigdy…- nisko skłoniła głowę, pozwalając by luźne kosmyki czarnych włosów z fioletowymi zakończeniami przysłoniły twarz. Jej słowa nie były tylko pustym pochlebstwem. Ten świat był okrutny, a ona rozmawiała z rekinem, będąc zaledwie płotką. – Po poprzednim zleceniu przyda mi się z pewnością przerwa.
                 Bycie z nim na „ty” miało swoją zaletę. Pozwolił jej na to, chociaż w dalszym ciągu Saphira nie miała pewności dlaczego. Nie musiała go tytułować, chociaż bez problemu mógł wyczuć kiedy zwraca się do niego z szacunkiem.
- Dokładnie. Korzystaj więc dzisiaj, baw się dobrze. Doktor Ivren ostatnio cię szukała. Chce się z tobą spotkać.
Czarnowłosa powoli przytaknęła, w myślach tylko czekając aż będzie mogła odejść od tgo towarzystwa. Na szczęście jej nieme prośby zostały wysłuchane. Dwójka mężczyzn w bieli zostawiła ją, a część napięcia odeszła wraz z nimi.
- To tylko parę godzin… Co może pójść źle…
Share:

1 komentarz:

POPULARNE ILUZJE