30 kwietnia 2020

Królicza wpadka- DemonFoe


Spis treści:

Nagrania:

Rysunki:
Martwa  

Opowiadania:
DemonFoe (Obecnie czytany)


            Nie tak dawno temu, właściwie to wczoraj miała miejsce przedziwna sytuacja, która odmieniła życie Alicji na zawsze. Alicja miała piękne blond włosy opadające kaskadami na jej bladą cerę. Spod grzywki, skryte za gęstymi i długimi rzęsami błyszczały się niebieskie jak poranne niebo oczy. Drobne usteczka, które zawsze się uśmiechały i delikatny dziewiczy rumieniec dodawał jej młodzieńczego animuszu. Wyglądała jak lalka, przepiękna lalka i dokładnie tak była traktowana przez otoczenie. Od najmłodszych lat pamiętała róż pokoju, koronkowe sukienki, kokardki w jej gęstych lokach i to, że każdy zawsze się nią zachwycał. Musiała po prostu być i ładnie pachnieć. Nie mogła się bawić by nie zranić delikatnej skóry, nie mogła spotykać się ze znajomymi (gdyby ich miała) bo mogliby wywrzeć zły wpływ na jej biały umysł. Nie chodziła do szkoły, uczyła ją wysoka i oschła na twarzy guwernantka, która lata młodości miała już dawno za sobą. Rodziców widywała jedynie na przyjęciach jakie ci organizowali w swojej wielkiej posiadłości. Mogła jedynie siedzieć w pokoju, uśmiechać się i być.
            Nic więc dziwnego, że wraz z ukończeniem szesnastu wiosen postanowiła wyrwać się ze swojej złotej klatki i rodzicielskiej kontroli. Pierwszym co zrobiła w ataku szału było ścięcie włosów na krótko. Z każdym kolejnym kosmykiem spadającym na ziemię czuła się wolniejsza. Lepsza. Swawolniejsza. Nawet kiedy jej opiekunka zauważyła, że za długo przesiaduje w łazience i zaczęła dobijać się do drzwi, Alicja nie przestawała. Patrzyła z nienawiścią na swoje odbicie, które z każdym kolejnym cięciem ostrych nożyczek mniej przypominało ją. W końcu na głowie nie pozostał ani jeden długi włos. Przetarła kosmyki ręką, czując pod palcami owczą wełnę. Uśmiechnęła się do odbicia jak nigdy nie uśmiechała się przez całe swoje życie. Ściągnęła przez głowę błękitną sukienkę i pozostając w samej halce wybiegła z łazienki odpychając po drodze guwernantkę.
            Białe pończochy dotknęły zielonej trawy. Manewrowała między zdziwionymi gośćmi na jej przyjęciu urodzinowym. Nawet nie odwróciła się w stronę równie przerażonych co zdenerwowanych rodziców. Usłyszała za plecami głośne „łapać ją” i prawdopodobnie ktoś ruszył jej śladem. Nawet nie oglądała się za siebie, czuła jak nogi same ją niosą. Ignorowała ostre gałęzie, które muskały jej policzki i raniły alabastrową skórę. Śmiała się w głos gdy zagłębiała się coraz bardziej w gęstym lesie. Tym, do którego nie wolno jej było wchodzić. W końcu głosy z przyjęcia ucichły, nie słyszała też za sobą kroków. Wtedy zaczęła zwalniać, aż w końcu stanęła. Mech na ściółce był pożółkły i wyschły, leśne runo układało się w drogę prosto, i nawet jakby chciała to nie mogłaby z niej zboczyć. Korony pradawnych liściastych drzew blokowały drogę słońcu, zaś chłodny wiatr oplatał jej nagie ramiona. Obejrzała się za siebie, nie pamiętała kiedy przyjemny las zmienił swe oblicze, radość ustępowała choć pierś nadal szybko się unosiła gdy dziewczyna łapała oddech. Była sama. Wahała się chwilę, czy nie zawrócić. Lecz gdy to uczyniła, zorientowała się, że choć droga przed nią jest prosta, tak za jej plecami kręta i pełna błota, szyszek oraz cierni. Nie przypominała sobie, aby biegła po czymś takim. Im bardziej próbowała wracać, tym miała większe wrażenie, że duchy lasu blokują jej drogę uniemożliwiając tę czynność. Nawet gdy mimo oporów ruszyła bolesną drogą raniąc sobie stopy, po drodze wydającej się jej godzinnym marszem wróciła do prostej ścieżki.
            Po rumianych i pokrytych brudem policzkach polały się pierwsze słone łzy. Zaczęła żałować tego wybuchu i marzyła o tym, aby ktoś ją znalazł. Nawet nawoływanie nie pomagało, nie słyszała też echa. Ptaki ucichły, wiatr umilkł. Choć czuła, że nie powinna, ruszyła tam gdzie prowadził ją las. Pierwsze kroki w gęstwinie były trudne, jednak kolejne przychodziły jej łatwo. Mech przypominał wilgotny dywan i koił obolałe stopy, krzewy rozstępowały się nie dotykając jej ciała, co jakiś czas przez liście prześwitywało słońce. Powróciły ptaki, na jej krzyk zaczęło odpowiadać echo, delikatny, ciepły zefir ogrzewał jej zziębnięte ramiona. Dostrzegła też to, czego nie widziała wcześniej. Oczy, wielkie żółte ślepia przyglądające się jej zza krzewów. Przystanęła by lepiej przyjrzeć się temu co ją obserwowało. Dopiero teraz usłyszała trzepotanie tysięcy owadzich skrzydeł. Przyciągnęła ręce do piersi i złożyła je w geście modlitwy. Zamknęła z całych sił oczy kiedy stwór zaczął przemieszczać się w jej stronę. Stanął naprzeciw niej, był o dobre dziesięć głów większy od niej, choć i tak posturę miał skrzywioną. Wyglądał cudacznie, z wnętrza jego ciała biło zielone jaskrawe światło, które przebijało się przez coś przypominającego korę drzewa, która formowała mu kształt człowieczy. Za długie ręce, nogi przypominające jaszczurze, twarz bez wyrazu i migoczące jak magma, złote ślepia. Z jego głowy wylatywały i wlatywały na nowo zielone ćmy i świerszcze. Alicja drżała ze strachu, zwłaszcza wtedy, kiedy powolnym gestem stwór uniósł rękę do góry i palcem wskazał na drogę za nią. Zamarł tak w bezruchu. Ze strachu dziewczyna popuściła pod siebie, lecz nie miała odwagi odwrócić wzroku od bestii. Wtedy też usłyszała, że zbliża się coś jeszcze. Bardzo szybko i gwałtownie potwór odwrócił się za siebie, nie spodziewała się, że będzie zdolny wykonać taki szybki ruch. Oboje nasłuchiwali nowych kroków, Alicja wstrzymała oddech słysząc tylko głośniejsze szamotanie się owadzich skrzydeł.
            Strzał, zaraz po nim następny i kolejny. Stwór spojrzał jeszcze na Alicję i oddalił się na swoich długich nogach niknąc szybko w gęstwinie. Kiedy dziewczyna spojrzała przed siebie, stał przed nią zając. Nie byle jaki zając. Przede wszystkim, stał na dwóch nogach, miał dłonie. Można powiedzieć, że gdyby nie brązowa sierść pokrywająca całe jego ciało, puchaty ogon wystający ze spodni i zajęcza głowa, wyglądałby zupełnie jak człowiek w kwiecie wieku. Ubrany był w strój leśniczego w kolorze khaki. Spod kapelusza z rondem wystawała mu para długich uszu, poruszył nosem i wąsami i ukłonił się jej lekko. Nie przedstawił się, skinął tylko ręką, aby Alicja szła za nim, następnie odwrócił się i zaczął iść po mchu. Blondynka wahała się chwilę, lecz była głodna, zmarznięta i brudna. Postanowiła podbiec do zajęczego leśniczego i utrzymując się na bezpieczne trzy kroki od niego w milczeniu szła. Nie był rozmowny w ogóle. Na ramieniu trzymał dubeltówkę która jeszcze pachniała siarką.
            Dziecko miało też wrażenie, że odkąd jej towarzysz był u jej boku, las wydawał się coraz bardziej pogodny. Przejrzysty. Milszy i cieplejszy. W końcu, wyszli z niego, lecz nie znajdowała się w miejscu, które by rozpoznawała. Jej oczom ukazała się wioska z białymi kamiennymi domami, których dachy obite były strzechą. Między nimi biegały dzieci, zajęcze dzieci ubrane zupełnie tak jak normalne. Te, znane jej. Słyszała śmiechy i rozmowy w języku przypominającym połączenie skrzeku i pisku. Lecz zdecydowanie mogła powiedzieć, że zające które stały rozmawiały ze sobą. Kilkoro spojrzało na nią, lecz nie wyglądali specjalnie zainteresowani jej przybyciem. Nawet grupka dzieci, przystanęła tylko na chwilę i spojrzała na nią, a potem wróciły do swojej zabawy.
            Leśniczy zaprowadził ją do mieszkania, które stało w samym centrum wioski i jak tylko Alicja przekroczyła próg zamarła w przerażeniu. Na środku był stół na długość około pięciu metrów przy którym siedzieli mieszkańcy wioski. Nie to jednak było najbardziej przerażające, lecz to co zajadali. Widziała bowiem niemalże zwęglone mięso, przypominające kształtem człowiecze. Na ścianach wisiały trofea z ludzkich głów, zaś jeden z zajęcy, najprawdopodobniej wódz wioski, nosił naszyjnik z zębów. W tej chwili Alicja zrozumiała, że nie każdy gryzoń zaprowadzić może do Krainy Czarów.

Share:

Królicza wpadka- Usterka

Spis treści:

Nagrania:

Rysunki:
Martwa  

Opowiadania:
Usterka (Obecnie czytany)



To miała być tylko głupia gra w lesie. Nic wielkiego. Właściwie człowieku, sam to zaproponowałeś. W końcu nudziliście się w domach. Twoi znajomi pisali ci jak brakuje im wspólnego wyjścia na świeże powietrze.  Jak mogłeś im odmówić? Sam cholernie za nimi tęskniłeś.  Kto jednak mógł przewidzieć, iż to wszystko tak się potoczy?  
Kręcąc się po lesie szukałeś swoich przyjaciół. Głośno ich  wołałeś, jednak nikt ci nie odpowiadał. Co gorsza, pogoda wyjątkowo nie sprzyjała grom. No dalej, oddychaj spokojnie. Przecież nie mogli cię ot tak zostawić! Gra w chowanego zawsze była z nimi ciężka, chociażby dlatego, że ciągnęła się godzinami. Czas leciał a ty nadal chodziłeś sam po lesie. Duża z ciebie ludzka istota, już dawno przestało cię cokolwiek straszyć. Poza pająkami.  Te małe wredne skurwiele wraz z swoimi długimi nogami i wielkimi oczami budziły strach i obrzydzenie. Ale hej, nie można być przecież idealnie nieustraszonym! 
Wiatr wiał coraz mocniej. Drzewa nieco wstrzymywały to wszystko, jednak nadal ciężko było cokolwiek słyszeć. Twój głos więc nikł w dźwiękach otoczenia. Z uwagą również każdy krok był stawiany, nie jeden korzeń gotów był cię pochwycić. Czy jednak wszystko wieczorem musi wyglądać jak bestie z najgorszych historii? Właściwie…. Gdybyś czegoś nie znał z mediów i historii, nie byłbyś w stanie tego się bać. Nie skojarzyłbyś tych długich zakrzywionych korzeni ze szponami. Czy któryś się przypadkiem nie poruszył? Za swoje skojarzenia i lęki wiń mój drogi media. 
Pierwsza błyskawica przecięła niebo.  Chwilę później zaś pierwsze grzmoty zabrały swój głos w całej tej rozmowie. Chciałbyś rzec, iż nie mogło być gorzej. Jednak owszem, los chciał aby było ci jeszcze trudniej. Najpierw tylko to słyszałeś, potem jednak poczułeś. Na twą twarz zaczęły spadać chłodne krople. Unosisz głowę wyżej by spojrzeć nad siebie, jednak nic tam nie ma poza koronami drzew. To żadna ślina bestii, a jedynie chłodny deszcz. Czy taki los miał cię czekać? Zostać na noc w lesie, wymarznąć od strug deszczu i lodowatego wiatru?  Skąd mogliście wiedzieć? Czy inni też tak skończyli? Czy byli bezpieczni? Szkoda, że nikt inny nie zapytał otoczenia o to samo. Byłeś tutaj sam człowieku.  Twoje szanse na przekrzyczenie natury zmalały jeszcze bardziej. Burza co prawda nie była aż tak głośna, jednak deszcz i wiatr robił swoje. Coraz więcej chłodu ocierało się o twoje ciało.  Niedługo przestaniesz cokolwiek widzieć.  Szkoda mi ciebie…  jednak nie możesz tego wiedzieć. Przecież niczym nie zawiniłeś… 
Las zdawał się gęstnieć, co było oczywiście ci na plus, bowiem więcej drzew i krzewów uchroni cię przed deszczem. Gęstszy las jednak oznaczał mniej światła.  Kto wie jakie dzikie zwierzę możesz spotkać… Jak na złość jest jednak coraz zimniej. Pocierasz swe zmęczone ciało walcząc z naturą. Nie dasz sobie w kaszę dmuchać.  Może zbudować szałas? Albo schować się pod jakimś krzakiem… Brak ruchu oznaczał jednak stopniowe wyziębienie się. Jednak deszcz moczył również twoje ubranie, co również nie było dobrym wyjściem.  
Niczym zgubione dziecko wołasz w lesie kogokolwiek. Krzyczysz aż twe struny głosowe poddają się, nie dając wykrztusić z siebie nic więcej.  Musisz jednak próbować! Mrok jaki zaczął otaczać to miejsce powodował tylko rosnący niepokój. Jesteś dzielną osobą, jednak w takich warunkach każdy mógłby w siebie zwątpić.  Nim się obejrzałeś, a już musiałeś poruszać się na czuja. Światła było coraz mniej aż w końcu ledwo co widziałeś. 

Badum. Badum. Badum.



Słyszę cię. Ale wiesz co? Nie tylko ja.  Jesteś bardzo głośnym człowiekiem. Idź dalej. Las  w końcu musi się skończyć. Przecież znałeś go jak własną kieszeń… Problem w tym, że za dnia. W nocy zdawał się zupełnie obcym miejscem.  Burza nadal nie odeszła.  Próbujesz się uspokoić, jednak coraz słabiej idzie ci walka samym ze sobą. W końcu pozwalasz sobie na pierwsze łzy. Daleko ci do rozpłakania się, nie beczysz, nie wzywasz więcej o pomoc.  W tym wszystkim nie wiesz już co było twoimi łzami rozpaczy i smutku a co kroplami deszczu. Wiecznie nie będzie ciemno, to prawda, ale ty czujesz się coraz gorzej. Oddychanie przychodzi ci stopniowo z coraz większym  trudem. To głupie! Najgorsze są chwile gdy las rozświetla błyskawica, dając przez chwile żmudne poczucie bezpieczeństwa. Widzisz drogę, miejsca którymi możesz chodzić, a chwilę później znów toniesz w mroku. Najbardziej przeraża cię fakt jest,że coś się ruszało przy ziemi. Może to był głupi krzak na wietrze a może mieszkaniec lasu.  Czy dasz radę wspiąć się na drzewo? Jest ich przecież tyle… Tylko nigdy nie robiłeś tego na takich drzewach. W dodatku wszystko było mokre od tej ulewy!  Właściwie musisz jednak przyznać, że fani ASMR byliby w raju. Tyle dźwięków cię otaczało, a jakie wrażenia zapachowe! 

Shhh. Cichutko mój człowieku. Spójrz tam gdzie coś się poruszyło… Nawet błyskawica ci to ułatwiła! To, co cię uratowało to nora! Oczywiście mogło tam być dzikie zwierzę, mógł tam być lis, królik albo łasica. Otwór w ziemi był jednak na tyle duży, w dodatku skryty pod złamanym drzewem, iż na nic nie czekałeś. Ruszyłeś co tchu gdy tylko znów ujrzałeś drogę. Coś zaszeleściło nieopodal.  To wiatr. To sarna. To wiatr. To deszcz. Nic się nie bój. Specjalnie dla ciebie też chodzę cicho, nie chcę cię straszyć… Wetknąłeś pierwszy lepszy kij w otwór i sprawdziłeś czy nic na ciebie nie wyskoczy. Majdałeś nim przez chwilę, jednak nic. Nie czekałeś dłużej wpakowałeś się tam tyłem. Było ciasno, to prawda, jednak…. Nie czułeś końca. Co zabawne mój drogi, czułeś, że właściwie wszystko tam się poszerza aż… coś nagle osunęło się pod tobą.  




Walczyłeś o to, by nie wpaść w dół jaki się tam utworzył, jednak to było na nic. Twoje palce nie były w stanie niczego się pochwycić. W tej chwili z twego gardła uleciał donośny krzyk. Wszystko zaczęło tracić na ostrości. Gdy w końcu spotkałeś się z ziemią, walczyłeś o każdy oddech niczym pustelnik o łyk wody. Tutaj nic już nie byłeś w stanie dostrzec. Miałeś jednak przeczucie, iż nawet gdy wstaniesz, nie zahaczysz głową o nic. Nim jednak ruszyłeś się z miejsca, powoli zacząłeś badać otoczenie. Ziemia tutaj była chłodna jednak sucha. Nie brakowało również żadnych korzeni, kamieni czy …chyba właśnie zmiażdżyłeś niewinną dżdżownicę. Biedactwo, i ono szybko swój żywot zakończyło. Powoli zacząłeś się w końcu podnosić. Właściwie… poza obtłuczeniem się, obdrapaniem o jakieś korzenie… nic ci nie było.  Powoli podniosłeś ręce nad głowę, żmudnie licząc na niewysokie sklepienie. Nawet gdy spróbowałeś stanąć na palcach lub podskoczyć, nie sięgałeś góry. Soczyście zakląłeś. Dlaczego ty? Dlaczego to ciebie spotkało, a nie Rudego? Albo Parówę. Oczywiście to twoi przyjaciele, jednak o wiele lepiej by w tej sytuacji sobie poradzili. Cień nadziei kazał ci spróbować wspiąć się w górę, jednak było to na nic. Grunt był zbyt miękki. Niczym ślepiec więc musiałeś iść przed siebie. Wyciągnięte ręce manewrowały na wszystkie trony, gotowe przyjąć na siebie upadek. Również każdy krok był wyjątkowo rozważny i przemyślany. Na górze burza cichła. To zaś spowodowało twój grymas niezadowolenia, bowiem gdy ona ucichnie, pozostaniesz w całkowitej… ciszy. Mogłeś mówić do siebie, ale jakaś irracjonalna część ciebie kazała ci milczeć. Głupota, mówisz sobie, przecież żaden potwór cię nie usłyszy! One nie istnieją. Dlaczego zatem twój kark mrowił? Nikogo nie słyszałeś za sobą, a jednak uczucie, że ktoś stoi za tobą, nie opuszczało cię ani na moment.  By uspokoić swe ciało, obróciłeś się za siebie, wściekle drapiąc palcami… powietrze. Nic. Za tobą nie było kompletnie nikogo… To nie tak, że właściwie w rozbawieniu ktoś mógłby dać krok w tył wtedy, prawda?
Szedłeś…. Szedłeś i szedłeś, lecz końca nie było. Czy już wspominałam, że deszcz również umilkł? Jedyne co słyszałeś to własne kroki i oddech. Głośny i nie równy, jak bicie twojego maleńkiego… ludzkiego serduszka. Jakże chciałbyś być Alicją, wpaść do takiej króliczej nory jak ta, spotkać Wonderland, wszystkie te barwne postacie lecz cóż, to była bajka, a ty byłeś prawdziwy. Znowu jednak pojawiło się to uczucie. Czyżby jednak ktoś był za tobą człowieczku? Sprawdź jeszcze raz, uspokój twe biedne serduszko. Tylko pusta przestrzeń…. Nic strasznego…. Widzisz? Jesteś bardzo dzielny. Oczywiście do czasu. Bo gdy coś długiego i sztywnego przeczesało ci włosy, a przypominało to palce, puściłeś się pędem przed siebie. Biegłeś na oślep, nie chcąc ryzykować spotkania z …właściwie nie masz pojęcia co cię wystraszyło. Ja za to wiem.
Z tego rozpędu wpadłeś na ścianę. Wyjątkowo boleśnie uderzyłeś w nią z rozpędu. Zaliczyłeś w dodatku bolesne lądowanie na twardej ziemi. Zanim do twojego umysłu dotarło, że nie wpadłeś na żadną nadprzyrodzoną istotę, a koniec tunelu, minęła dłuższa chwila. Upewniłeś się również, czy nos pozostał cały. Na całe szczęście, do tej pory nie miałeś na sobie żadnych poważniejszych ran poza otarciami.  Szybko wyciągnąłeś dłonie przed siebie, badając przy tym otoczenie. Dalej jednak była to zwykła ziemia, może nawet gdzieś jakiś kamień czy też kawałek czegoś… twardego. Palcami przesuwałeś po gładkiej powierzchni, chwilami lekko popękanej. Nic kompletnie nie widziałeś, najgorsze uczucie w życiu. Sunąc dłońmi wzdłuż tej ściany odnalazłeś kolejny tunel. To, co jednak cię zaniepokoiło, to żłobienia. Były większe i mniejsze, chwilami zagęszczone jakby ktoś rył czymś. Przesuwając idealnie palcami po nich zauważyłeś, iż idealnie pasują do twojej dłoni. W ten zdałeś sobie z czegoś sprawę. Ktoś tu był. Kopał, a te wgłębienia to ślady po palcach. Przełknąłeś ciężej ślinę. Ponownie coś twardego natknęły się twe palce. Mogłabym podsunąć ci co to coś przypomina, wyszeptać do umysłu słowo, które uparcie nie chciało być wypowiedziane ani w głowie ani na głos. No dalej… Tego twardego jest więcej. Coś zaczynało ci nawet chrupać pod stopami! A zapach? Czujesz to? No dalej, nie oddychaj tak płytko. Zaciągnij się wonią. Pozwól by wilgotna ziemia i odór tego, co ją przykrywało wpełzło do twego nosa. Przecież nie możesz igno… Hah. A jednak. Słyszę jak dalej uparcie nie przyjmujesz tego do swej świadomości. Nawet, gdy pierwszy mokry i oślizgły dźwięk wydobywa się spod twych butów. Coś stawiało ci opór. Oczy zaczęły łzawić. Śmierdziało. Coraz bardziej śmierdziało. Zgnilizna, staroć, metal… Jak określić zapach śmierci…? Zacząłeś płakać. Słyszałam jak w spazmatycznie zacząłeś szlochać. Jestem… pewna, że dziękowałeś losowi za to, że nic teraz nie widzisz.
Coś jednak nakazuje iść ci dalej. Nawet jeśli coś mlaszcze, coś prycha, coś chlupocze… Na wszystko w co da się wierzyć, prawie potknąłeś się o coś dużego i okrągłego. Naciągnąłeś na nos i usta bluzę. Dusiłeś się.  W końcu z głośnym jękiem upadłeś. Twoje dłonie wsunęły się w coś miękkiego i zimnego. Niemalże rozpaćkało się od najdelikatniejszego nacisku. Nadal jednak nic nie mogłeś widzieć. Błoto… To wszystko przegniłe błoto albo rośliny albo… kompost! Tak, to… to ni mogło być nic innego.
Powoli podniosłeś się z kolan. Przejdziesz przez to. Stawiałeś krok za krokiem, aż w końcu nawet zapomniałeś o otoczeniu. Smród był okropny, dusił cię, jednak nie dałeś się złamać. Na ścianach było więcej śladów drapania. Kolejne dziwne twarde elementy aż… w końcu poczułeś delikatny powiew na twarzy. Pierwszy delikatny wiatr, właściwie ledwie bryzę. Niczym tonący, pochwyciłeś się tego, puszczając się znowu biegiem. Nadal nic nie widziałeś, a mimo to biegłeś… Delikatny wiaterek wzmagał się kusząc słodką wolnością. Byłeś zapłakany, zasmarkany, ale to nic. To nic!
Biegłeś tak długo, aż twe dłonie znalazły klamkę. Szarpałeś za nią, aż stare zawiasy ustąpiły, a ty…. znalazłeś się we własnej piwnicy. Serce waliło w piersi niemiłosiernie. Brałeś głębokie wdechy i wydechy, radując się niczym dziecko. Udało ci się!
Udało ci się!

Tak…
Tobie się udało. Z uśmiechem człowieku opuściłeś piwnicę, nie przejmując się już tym, co brudziło te dłonie.
Share:

Królicza Wpadka- Wyjca "Goniąc za złotym misiem"


Spis treści:

Nagrania:

Rysunki:
Martwa  

Opowiadania:
Wyjca (Obecnie czytany)

Dzisiejszego dnia Wyjca wyszła jak zwykle na spacer do lasu. Nic dziwnego, skoro była pół wilkiem. Mała dziewczyna, która została hojnie obdarowana przez Matkę Naturę. Tego dnia było gorąco, dlatego Wyjca miała na sobie szorty i fioletową koszulkę na ramiączkach.  Merdając ogonem przemierzała bezkresny obszar lasu, śpiewając cicho. Wstydziła się występować publicznie, choć miała uroczy i przyjemny głos. Jej zielone oczy obserwowały od kilku minut dziwne stworzenie. Było żółte, wręcz złote i chodziło na czterech łapach, lecz nie było to znane jej zwierzę. Było dość duże, jakby niedźwiedź, aczkolwiek Wyjca widywała niedźwiadki i nie przypominały tego. Zaciekawiona wilczyca podążała za nim, oczywiście w bezpiecznej odległości. Miała wrażenie, że miś gdzieś ją prowadzi. Widział ją, słyszał, czuł jej zapach.
–Gdzie mnie prowadzisz panie Miśku? –  Zapytała się cicho. Lecz niedźwiedź nie zwracał na nią uwagi, po prostu szedł w głąb lasu, a dziewczyna szła za nim. Po kilku minutach zatrzymała się i obejrzała za siebie. Pomyślała, aby wracać do domu. A kiedy spojrzała znowu na niedźwiadka, on patrzył się na nią, lecz nie były to zwykłe oczy. Były czarne, jednak miały świecące, białe punkciki. Dziewczyna się wystraszyła. Zrobiła kilka kroków do tyłu i potknęła się o gałąź. Poczuła, jak traci równowagę. Tam, gdzie spodziewała się ziemi nie poczuła nic. Zaczęła spadać w dół. Światło zaczynało maleć, a ona pogrążała się w ciemności.

            Gdy się obudziła, wszystko ją bolało. Była w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Powoli się podniosła, nie wiedząc, czemu jest jej tak ciężko. Rozejrzała się po pokoju. Były tam jakieś metalowe części, narzędzia i stół. Zauważyła światło dobiegające spod drzwi. Powoli i ociężale podeszła do drzwi i próbowała je otworzyć, lecz były zamknięte. Cicho westchnęła i postanowiła usiąść na stole. Chciała odpocząć, a małe światełko spod drzwi uspakajało ją.Patrzyła się na nie przez większość czasu, jakby była zahipnotyzowana. Dopiero po dłuższej chwili, gdy cień przemknął za drzwiami ocknęła się. Wstała cicho patrząc się na cień chodzący zza drzwiami. Nagle cień zatrzymał się przy drzwiach. Dziewczyna odsunęła się do tyłu i dłonią strąciła jakiś śrubokręt na ziemię, robiąc tym mały hałas. Wilczyca spojrzała na klamkę, która powoli się przekręcała. Drzwi zaczęły się otwierać wpuszczając do pomieszczenia światło. Położyła uszy po sobie i przerażona wpatrywała się w postać, za którą paliło się światło, które oślepiało dziewczynę. Widziała ona jedynie ciemną sylwetkę. Postać powoli podniosła rękę i włączyła światło w pomieszczeniu.




Teraz wilczyca mogła zobaczyć, w jakim miejscu się znajduje. Małe skromne pomieszczenie, wszystko się zgadzało, poza tym, że na półkach były metalowe głowy jakiś stworów. Spojrzała na osobę, która przyszła. Był to fioletowy królik. Duży, mechaniczny fioletowy królik. Patrzył się na dziewczynę zaskoczony. Przez kilka długich chwil, stali tak w ciszy, nieruchomo. Ciszę przerwał głos dobiegający zza królika.
–Co tak stoisz? Miałeś zobaczyć, co z nią jest… – Do pokoju wszedł mechaniczny niedźwiedź. –   O! Obudziłaś się w końcu. –   Podszedł bliżej, ale zatrzymał się, widząc przerażenie dziewczyny i zrobił kilka kroków do tyłu. Spojrzał na królika.
–Wytłumacz jej Freddy. Ja nie mam do tego serca…– Powiedział smutny. –  Ja pójdę po coś do picia i jedzenia dla niej… – Animatroniczny, fioletowy królik zniknął z pola widzenia. Dziewczyna stała cicho pod ścianą.
–C... Co wytłumaczyć...? –  Zapytała się cicho i z łamiącym się głosem. Także była zaskoczona jak on brzmi. –  Gdzie jestem...? Kim jesteście...? Ja… Ja nie pamiętam…– Freddy uspokoił dziewczynę dłonią.
–Jesteś w domu. Nikt tutaj nie zrobi ci krzywdy. –  Wziął głęboki oddech. –  Na spokojnie. Jesteśmy przyjaciółmi. Ja jestem Freddy, a tamten królik to Bonnie. – Powiedział wskazując kciukiem zza siebie. –  Pamiętasz jak masz na imię? –  Zapytał się miło.
–Jasne, że pamiętam. Ja jestem… – dziewczyna zrobiła duże oczy. –  Moje imię to…– zaczęła panikować. –  Zapomniałam własnego imienia…– Powiedziała cicho.
–Nie szkodzi. – Podszedł do wilczycy i dłonią sięgnął do jej szyi. Przestraszyła się, ale okazało się, że on tylko patrzy na plakietkę przy obroży. – Alexa. Ładne imię. –Uśmiechnął się do niej przyjaźnie.
–Ale ja nie wiem czy tak mam na imię… – Powiedziała cicho.
–My wszyscy zapomnieliśmy swoich imion… To… chyba normalne w takich sytuacjach… – Patrzył się na dziewczynę, szukając słów do powiedzenia. W międzyczasie przyszedł Bonnie z kawałkiem pizzy i butelką soku.
–Mam nadzieję, że lubisz pizzę z szynką i sok z…– Popatrzył na butelkę. –  Ananasa i marakui? To my mamy takie soki? – Podrapał się po głowie i odstawił butelkę na stół. Wilczyca podeszła nieufnie.
–Gdzie dokładnie jestem...? – Zapytała się wyciągając rękę po pizzę, ale zatrzymała się w pół drogi, patrząc na swoją rękę. Dopiero teraz zauważyła, że jej dłoń jest szara i mechaniczna. Spojrzała przerażona na swoje dłonie.
–Oho… – Freddy podszedł do niej i położył dłoń na jej ramieniu. – Słuchaj… Wiem, że to trudne…, Ale będzie dobrze. Musisz tylko się uspokoić… – Dziewczyna jednak nie słuchała. Cofnęła się i potknęła. Zobaczyła teraz, że jej nogi nie są już ludzkie. Tylko wilkołaczo-mechaniczne. Tak samo jak ogon i reszta jej ciała.
–C… Co się… z… z… ze mną… stało? –Zapytała się cicho i spojrzała na Freddy’ego, który ze smutkiem w oczach westchnął.
–Prawdopodobnie zginęłaś blisko tego animatronika albo w nim i twoja dusza została powiązana z nim. Przykro mi… – Wstał i podał Alexie dłoń, aby wstała. Wilczyca po chwili wahania chwyciła go za rękę.
Gdy wstała przytuliła się do niego, trzęsąc się. Zaskoczony Freddy odwzajemnił uścisk i pogłaskał ją po głowie.
– Wiem, że to trudne, ale w końcu się pogodzisz… – odsunął ją od siebie– A teraz zjedz coś, a potem przedstawimy cię reszcie, dobrze? –Zapytał ze współczuciem w oczach.
Alexa kiwnęła smutno głową, a Freddy skierował się do drzwi bez słowa. Zatrzymał się w przejściu tylko na chwilę, aby spojrzeć na Bonnie’ego i wyszedł. Bonnie westchnął. Po długiej i niezręcznej chwili wilczyca przerwała ciszę.
–Ilu was jest jeszcze? Freddy mówił coś o reszcie… – Zapytała się cicho i chwyciła za butelkę soku.
–Jest jeszcze Chica, Foxy i… Golden… – Ostatnie imię powiedział cicho, obserwując jak ona próbuje otworzyć butelkę soku.
–Czyli jest was tutaj piątka? –Zapytała się i użyła zbyt dużej siły i urwała cały gwint butelki. Zaskoczona patrzyła na nią. Bonnie zaczął się cicho śmiać i wyciągnął plastikowy kubek.
–Wiedziałem, że tak będzie. Mieliśmy tak samo. –Wziął butelkę od Alexy i nalał sok do kubka. – Masz teraz większą siłę. – Podsunął jej napój. – Przyzwyczaisz się. Kwestia wyczucia… Potem jest już tylko lepiej… I tak, jest nas tutaj piątka… Teraz będzie szóstka. – Uśmiechnął się miło do Alexy.
–A Ty… Coś pamiętasz...? – Zapytała się, wahając nieco. – Nie musisz odpowiadać, jeśli nie chcesz…
–Ja… Pamiętam tylko ból, jaki mi towarzyszył… oraz strach…, Chociaż, z czego wiem, to Freddy pamięta najwięcej. Był tutaj pierwszy. My wszyscy doszliśmy do niego. Pomógł nam się uspokoić oraz nauczyć się żyć, funkcjonować… – Mówił ze smutkiem.
Alexa zaczęła jeść pizzę, która była jeszcze ciepła. Czuła się zmieszana. Nie wiedziała, kim jest, co się stało i jak tutaj trafiła. Miała nadzieję, że przypomni sobie to wszystko niedługo. Gdy skończyła jeść oraz wypiła sok to podziękowała Bonnie’mu za posiłek.On natomiast wstał od stołu i udał się w kierunku drzwi.
–Chodź, poznasz resztę. Chica się ucieszy z towarzystwa dziewczyny. –Wyszedł z pokoju.
Wilczyca udała się nieśmiało za nim. To wszystko działo się bardzo szybko dla niej. Jak tylko wyszła z pokoju, była w dużym pomieszczeniu, gdzie było dużo stolików i krzeseł? Była także scena, która zajmowała dużo ściany. Zauważyła Freddy’ego, który stał przy scenie. Rozmawiał z animatronicznym kurczakiem. Bonnie szedł w ich kierunku, a Alexa szła za nim. W pewnym momencie usłyszała kroki, które się zbliżały w zastraszająco szybkim tempie. Dziewczyna przystanęła i spojrzała się w bok. Ujrzała tylko coś czerwonego, zanim skoczyło to na nią i przewracając ją krzyknęło „Yarr!”. Po chwili zrozumiała, że przewrócił ją animatroniczny lis. Dziewczyna spojrzała na niego z podłogi. Ten pochylał się nad nią.
–Ya–ha–ha–harr! Nigdy nie lekceważ podstępu pirata! – Zaśmiał się podając Alexy dłoń.
 Dziewczyna nie wiedziała, co zrobić, więc chwyciła go niepewnie. Ten złapał ją mocno i pociągnął nagle. Wilczyca wstała momentalnie, wręcz w podskoku.
–Foxy! Nie strasz jej! – Skarcił Foxy’ego Freddy. – Jest nowa w tym wszystkim, jest jeszcze wystraszona, więc nie męcz jej… – Lis nie słuchał go.
–Yarr! Jestem pirat Foxy! Miło mi poznać. Jak cię zwą? –Dopiero teraz puścił dłoń wilczycy, która była wystraszona i zdezorientowana.
–Umm… Ja… Jestem Alexa...? – Powiedziała skołowana.I wystraszona.
–Ja jestem Chica. – Wtrącił się animatroniczny kurczak. – Nie zwracaj uwagi na niego. To idiota. –Powiedziała uśmiechając się życzliwie do Alexy.
–Hej! To nie prawda! – Naburmuszył się, lecz po chwili uśmiechnął się do dziewczyny. –Witamy na naszej łajbie, młoda! Yarr! –Wszyscy się do niej uśmiechnęli stojąc obok siebie.
–To miłe z waszej strony… – Zaczęła mówić z położonymi uszami. – Powitaliście mnie tak ciepło… Jest mi trudno zrozumieć to wszystko… Ja… Nadal nie mogę uwierzyć… –spojrzała na swoje dłonie–…, że ja…
W tym momencie Bonnie położył swoją dłoń na jej. Reszta zrobiła to samo.
–Wiemy, jak się czujesz… – Zaczął fioletowy królik.
–Wszyscy przez to przechodziliśmy… – ciągnęła Chica.
–Ale pomogliśmy sobie nawzajem… – rzekł Freddy.
–I żyjemy pełnią życia. Yarr! – Powiedział na końcu Foxy.
–Tak, bo wszyscy jesteśmy kurwa bardzo szczęśliwą, martwą rodzinką…– Alexa usłyszała głęboki i zimny głos za nią.
Odwróciła się i był to żółty niedźwiedź. Z wyglądu przypominał Freddy’ego, ale to nie był on. Różnili się nie tylko kolorem, ale także oczami. Jego były czarne, z świecącymi punktami, zamiast źrenic. Nagle Chica pociągnęła wilczycę do siebie, a Freddy i Foxy stanęli przed nią, jakby ją broniąc.
–To nie nasza wina, że nie potrafisz się cieszyć chwilą jak my. – Rzekł ostrzegawczo brązowy misiek.
–Nie waż się nawet do niej zbliżać! – Ostrzegła Chica, Goldena.
–Jeśli nie chcesz być na naszej łajbie, to nie próbuj jej zatopić, Yarr! –Powiedział groźnie Foxy.
Golden nic nie robił sobie z ich pogróżek i groźnego wyglądu. Chica się cofnęła się z Alexą. Golden nagle zniknął i pojawił się przed wilczycą, ale był w powietrzu i do góry nogami. Miał ułożone ręce na krzyż i wpatrywał się w nią.
–Heh, to nawet nie jest kostium z pizzerii. Jest także za mały na doros--– rozległ się głośny dźwięk piszczącej zabawki.



Wszyscy w ciszy i z opuszczonymi szczękami patrzyli na Alexę, która z wystawionym językiem i gwiazdkami w oczach, nacisnęła nos Golden Freddy’ego. On sam był w szoku i patrzył się na palec, który był na jego nosie. Po chwili patrzenia zaczął się trząść i było słychać jakieś mechaniczny bełkot. Spojrzał na wilczycę i momentalnie ucichł. Po kilku sekundach zniknął, co nie zdziwiło jej. Była z siebie dumna i zamerdała ogonem. Wszyscy się spojrzeli na nią, nadal zszokowani.
–Freddy ty też tak umiesz? – Zapytała z entuzjazmem. Wtedy wszyscy się ocknęli.
–NIE waż się nawet próbować to powtórzyć… – Powiedział groźnie Freddy podchodząc do Alexy.
Jak wszyscy się uspokoili, oprowadzili ją po całej restauracji. Freddy opowiedział jej, o nocnym strażniku, który siedział w biurze. Cały na fioletowo, z złotą oznaką. Wilczyca patrzyła w ciemne korytarze z zaciekawieniem. Chciała poznać go, ale niedźwiedź powiedział, że to niemożliwe.
–On zamyka drzwi nim zdążymy wejść do biura. Nawet Foxy nie daje rady tam wbiec. – Opowiadał jej.
Dla niej nie było rzeczy niemożliwych. Nie wiedziała jednak, jak ale chciała się zaprzyjaźnić z nim. Ciągnęło ją do poznawania innych. Po kilku dniach wszyscy uzgodnili, że Alexa będzie dzielić Pirate Cove razem z Foxy’m.
–Yarr! Podzielę się kajutą z naszym wilkiem morskim! Ya-ha-harr! – Ucieszył się lis ze współlokatorki.
Od tamtej pory Alexa nauczyła się żyć w swoim nowym ciele. Opanowała swoją siłę, dzięki czemu mogła bez problemu robić delikatne rzeczy. Wszyscy jej pomagali odkryć jej talenty, aby mogła pracować razem z nimi. Piratowanie nie szło jej zbyt dobrze, ale świetnie się bawiła próbując. Następny dzień spędziła z Chicą w kuchni. Poszło jej bardzo dobrze. Upiekła urocze ciasteczka w kształcie kości. Wszyscy ją chwalili za to. Nawet Golden się zjawił.
–Czuję coś słodkiego. – Powiedział bez owijania w bawełnę.
Alexa wzięła talerz z ciastkami i podała mu, mimo tego, że inni patrzyli na to z dezaprobatą. Golden chwycił za ciastko, obejrzał je i dopiero wtedy zjadł. Po chwili patrzenia na talerz z ciastkami, chwycił go i zniknął. Alexa zaśmiała się cicho.
–Uznam to za komplement. – Powiedziała merdając ogonem.
Nie przejęła się tym, bo upiekła tyle ciasteczek, aby starczyło dla wszystkich. Po skończonym dniu, powiedziała, że sama posprząta w kuchni i jak tylko reszta zniknęła z pola jej widzenia, zapakowała kilka ciasteczek w folię i zawiązała ją wstążką, robiąc uroczą wstążeczkę. Po tym posprzątała szybko kuchnię i wyszła cicho z kuchni trzymając zapakowane ciasteczka. Weszła w najbliższy korytarz prowadzący do biura. Nie śpieszyła się, wiedziała, że drzwi będą zamknięte. Stanęła przy okienku i pomachała do nocnego stróża. Pokazała mu, że ma ciastka i postawiła je pod drzwiami, po czym zapukała lekko w drzwi i odeszła merdając ogonem. Idąc korytarzem usłyszała jak drzwi się otwierają, ale się ona nie odwracała, aby nie wystraszyć go. Usłyszała także szelest folii i ciche podziękowanie. Dumna z siebie wyszła z korytarza, aby nikt ją nie zobaczył. Poszła do swojego kącika w Pirate Cove.Usiadła tam, zapaliła swoją lampkę na baterię i zaczęła rysować na kartce. Była tak wciągnięta w rysunek, że nie zauważyła, jak podszedł do niej Foxy. Zobaczył, co rysuje i zaciekawił się.
–Co tam skrobiesz wilku morski? – Zapytał się i usiadł obok niej.
–Rysuję… Nas… – Powiedziała niepewnie.
Na jej kartce widać był szkic każdej osoby z pizzerii. Nie tylko była ona i główna czwórka, był też Golden i strażnik. Foxy przyglądał się chwilę, jakby analizując cały obraz.
–Czemu tutaj jest strażnik? – Zapytał pokazując go.–On nie jest częścią naszej rodziny… To morderca.
–Jak to?–Zapytała zaskoczona Alexa– Przecież on nas tylko pilnuje w nocy…
–To Freddy ci nie powiedział? To on nas wszystkich wcisnął w te stroje… Myślisz, że czemu chcemy się do niego dostać? – Zapytał z oburzeniem, – bo chcemy zemsty…
Alexa była zbita z tropu. Wydawał jej się miły i przestraszony. Położyła uszy po sobie, w tym czasie lis odszedł od niej. Wzięła nową kartkę, aby narysować siebie z kartką. Rysunek był dość prosty. Na kartce, którą narysowała napisała „Przyjaciele?”. Wyszła z rysunkiem z Pirate Cove i udała się w korytarz, prowadzący do biura. Nie obchodziło ją czy ktoś ją widzi. Szła spokojnym krokiem, nie śpiesząc się, a gdy była pod drzwiami, zapukała jak zawsze kilka razy i zostawiła kartkę pod drzwiami. Odsunęła się i zaczęła wracać. Zatrzymała się jednak, jak usłyszała otwieranie się drzwi. Odwróciła się i zobaczyła, jak strażnik sięga po kartkę i wraca do siebie, zamykając drzwi. Ona w tym czasie podeszła z powrotem do okienka. Patrzyła się jak strażnik patrzy na jej rysunek, po czym bierze pisak i zaczyna po nim coś pisać. Alexa była ciekawa tego i zaczęła merdać ogonem. Nocny stróż zauważył ją jak skończył pisać. Wstał, podszedł do okienka i przyłożył kartkę do okna, aby wilk mógł zobaczyć, co na nim napisał. Pod rysunkiem był napis, „Jeśli będziesz mi przynosić ciastka to pewnie”. Wilczyca zaśmiała się i kiwnęła głową na zgodę. Wtedy usłyszała, jak woła ją Freddy. Pomachała do stróża nocnego i pobiegła cicho do jadalni. Niezauważalnie podeszła do Freddy’ego i wystraszyła go tym.
–Chcesz abym na zawał zszedł! – Zaśmiał się. – Dziś będziesz grać z Bonnie’m na gitarze. Chociaż… Jego gitara może być trochę za duża dla ciebie…
–To nic Freddy. Możemy pograć na ukulele. Akurat ostatnio jakieś dzieciaki zostawiły. – Powiedział trzymając dwa instrumenty. Jeden był granatowy, a drugi był zielony.
–W takim razie wybieram granatowy! – Powiedziała i chwyciła go zanim ktokolwiek zareagował.
Zanim Bonnie nastroił swoje ukulele, ona zaczęła już brzdąkać. Bonnie się zaśmiał.
–Czułem, że masz coś z muzyka. Twoje ukulele brzmi na nastrojone. Chodź, usiądź obok mnie i zaraz zaczniemy naukę kilku chwytów… – Bonnie był dumny z tego, że Alexie przypadło ukulele do gustu.
Wilk usiadł obok niego i zaczęli lekcje. Po dwóch godzinach Alexa umiała zagrać kilka piosenek.Fioletowy królik był z siebie bardzo zadowolony, że jej się to tak spodobało. Wilczyca chodziła po restauracji tanecznym krokiem i grała na swoim granatowym ukulele. Nawet Golden się zjawił i słuchał podpierając ścianę. W pewnym momencie Alexa zamknęła oczy idąc i grając, nabrała powietrza i zaczęła śpiewać. Wszyscy przerwali wszystko, co robili i się patrzyli na nią zaskoczeni. Nikt wcześniej nie słyszał tej piosenki.
Ta piosenka miłosna jest dla ciebie...–Podczas śpiewania chodziła po restauracji z zamkniętymi oczami, mijając stoły oraz krzesła.
W ciągu tej piosenki, ominęła Freddy’ego, który patrzy na nią z otwartą paszczą. Chciał, aby pośpiewała z nim następnego dnia, ale raczej nie będzie to już konieczne. Minęła przy okazji Bonnie’go, który był równie zaskoczony jak reszta zespołu. Alexa zatrzymała się obok Goldena, kończąc piosenkę. Otworzyła oczy i rozejrzała się, dopiero wtedy zrozumiała, co się stało. Nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić, więc stała w miejscu wpatrując się w podłogę. Chwile ciszy były dla niej jak wieki, jednakże głośne klaskanie przerwało ją. To Golden zaczął klaskać z entuzjazmem, potem Foxy się dołączył, a na samym końcu wszyscy jej klaskali. Wtedy Alexa rozluźniła się trochę i trochę zawstydzona uśmiechnęła się i ukłoniła się wszystkim. Złoty miś podszedł do niej i położył dłoń na jej ramieniu.
–Dobra robota, jesteś lepsza niż Freddy i Bonnie razem wzięci. – Zaśmiał się życzliwie.
W tym czasie do niej podeszła reszta animatroników. Wszyscy byli podekscytowani tym wydarzeniem.
–Alexa masz uroczy głos! – Powiedziała Chica.
–Możesz zastępować Freddy'ego na występach. – Zaśmiał się Bonnie.
–Ej! – Szturchnął królika brązowy misiek. – Mogłabyś z nami występować. Co prawda jutro mieliśmy pośpiewać, ale to już niepotrzebne.
–Występować? – Położyła uszy po sobie. – Ale ja nie dam rady przed ludźmi występować… – Mówiła nieśmiało.
–Wydaje ci się! – Powiedział Freddy. – Klienci by cię pokochali! Będzie trzeba porobić trochę plakatów, o nowej członkini zespołu. – Zaczął mówić do innych.
Alexa trochę wystraszona cofnęła się i próbowała zaprotestować, ale nikt jej nie słyszał. Byli zajęci planowaniem całej zapowiedzi wilczycy. Poczuła za plecami kogoś. To był Golden, który położył ręce na jej ramionach.
–Wydaje mi się, że ona nie chce występować. Jest wystraszona tą propozycją i powinniście przestać planować coś bez jej zgody, dupki. – Powiedział dość głośno, aby oni go usłyszeli i zauważyli, co się dzieje.
Momentalnie uciszyli się i spojrzeli po sobie, a następnie na Alexę, która smutno patrzyła na swoje stopy, mając położone uszy po sobie. Zdali sobie sprawę, że Golden miał rację.Nastąpiła chwila ciszy. Po czym przerwał ją Freddy.
–Masz rację. Trochę się zapędziliśmy… Przepraszamy. Nic nie zrobimy bez twojej zgody, Alexa. – Rzekł w imieniu wszystkich brązowy niedźwiedź.
Wtedy Alexa się rozchmurzyła i zamerdała ogonem.Przez kilka następne dni ćwiczyła ona swoją grę na ukulele, ale nie śpiewała już więcej. W ciągu dnia siedziała w pokoju z częściami zapasowymi, chociaż albo w pomieszczeniu z generatorem, na schodach. I tam akurat była. Brzdąkając cicho w dość ciemnym pomieszczeniu. Odnowiła swoje ukulele. Pomalowała je na wzór galaktyki. Westchnęła głośno.
–Czemu się zakradasz? – Zapytała się nie poruszając się. – Usłyszałam cię, Golden.
–Heh… Skąd wiesz, że to ja? Zapytał się i usiadł obok niej.
–Przeczucie… Ile jeszcze do zamknięcia?
–Jakieś trzy godziny… Też się nudzę… Tak od wielu lat… – Oparł się łokciami o schody wyżej.
–To, dlatego jesteś dla nich niemiły...? Z nudów? – Spojrzała na niego zaciekawiona.
–Nie do końca… Byłem tutaj wiele lat… I pewnego dnia, kiedy po raz kolejny patrzyłem na animatronika, zauważyłem, że jeden zachowuje się inaczej niż zawsze. Wtedy zrozumiałem, co się stało, więc zająłem się nim… Nie pamiętał swojego imienia, więc przyjął imię Freddy. Nauczyłem go jak ma się zachowywać w ciągu dnia. Dużo rozmawialiśmy w nocy… – Westchnął głośno. – Zaprzyjaźniłem się z nim. Potem przybył, Foxy… Panikarz, jakich mało… Zanim udało się nam go uspokoić zniszczył swój strój… Trzymaliśmy się tak we trójkę…, Ale przybyła Chica. Chłopacy sami ją uspokoili. Kiedy się okazało, że to dziewczyna zrobili się dziwni, ale poczułem, że zaczynam być kulą u nogi, więc zacząłem się wycofywać.Ostatni przybył Bonnie… Bardzo delikatny i wrażliwy…, Ale już taki nie jest… Zaczęli się świetnie bawić ze sobą…
Przerwał, aby pochylić się do przodu i oprzeć łokcie o kolana. W tym czasie Alexa milczała, lecz cicho trącała pojedyncze struny ukulele.
–Myślisz, że cię porzucili…? ­– Zapytała cicho wilczyca.
–Freddy cały czas myśli o zemście. Nakręcił innych na to… Tylko on pamięta sam strój tego, co zrobił im krzywdę… JA pamiętam twarz… – Spojrzał na dziewczynę. – Ale oni mnie nie słuchają. Myślisz, że nie widzę jak chodzisz do strażnika?
Alexa przerwała brzdąkanie i spojrzała wystraszona na niego. Miała nadzieję, że nikt jej nie widzi.
–Skąd...? – Zapytała cicho.
–Nie bój się. Nie wydam cię. Całkiem dobrze się z tym kryjesz… Oni nic nie podejrzewają. Tylko ja o tym wiem… – Spojrzał w jej oczy. – Oni będą chcieli wykorzystać twoją przyjaźń z nim… Albo będą chcieli abyś ty go zabiła…
Alexa spojrzała na swoje stopy i zaczęła na powrót brzdąkać na swoim instrumencie. Po dłuższej chwili ciszy w końcu się odezwała.
–Dlaczego mi to wszystko mówisz? – Zapytała się. – Myślałam, że mnie nie lubisz… A mnie wtedy obroniłeś…, Za co ci bardzo dziękuję.
–Wiesz…, Kiedy zobaczyłem twoje oczy… Zrozumiałem, że ty jesteś inna niż my. Szybko się oswoiłaś ze swoim nowym ja… Jakbyś już je wcześniej miała, czy coś, no nie wiem, jak to wyjaśnić. – Zawahał się – Aczkolwiek… Czuję, że potrafisz ich zmienić na lepsze. Przekonać ich, aby więcej nie zabijali… Może nie mogą odejść, ale jak to mi mówili… Mogą cieszyć się chwilą.
Golden uśmiechnął się do Alexy, a ona czuła, że wszystko, co mówił było prawdą. Wszystkie ich życia zostały odwrócone do góry nogami bez ich zgody. Jednak wszyscy potrafili cieszyć się małymi rzeczami.
–Oczy to zwierciadła duszy, czyż nie? – Zamerdała ogonem i odwzajemniła uśmiech.
Następne kilka godzin spędzili na rozmowie o pierdołach, jak rysunek czy jedzenie. Tak dobrze im się rozmawiało, że aż nie zauważyli, jak czas upłynął. Usłyszeli wołanie z góry, więc wstali i poszli tam. Foxy był zaskoczony widokiem, Goldena, ponieważ zazwyczaj nie reagował na wołanie, ani też nie chodził po schodach. Spojrzał on podejrzliwie na złotego niedźwiedzia.
–Co? Pogadać nie wolno? – Zapytał pewny siebie Golden Freddy.
Foxy tylko machnął dłonią i wyszedł z pokoju, a za nim Alexa i Golden. Freddy podszedł do nich, patrząc się na złotego niedźwiedzia z dezaprobatą.
–Dziś jest twój wielki dzień, Alexa. Dziś pobiegniesz do biura, wschodnim korytarzem. – Powiedział dumny i chwycił dziewczynę za ramię. – Czuję, że uda ci się wbiec do biura.
–Czemu mam wbiec do biura? – Zapytała zaniepokojona i spojrzała na Goldena.
–Jak wbiegniesz do biura to będziesz mogła zabić strażnika, albo przytrzymać nam drzwi. –Powiedział Foxy, jak gdyby nigdy nic.
–Nie będę nikogo zabijać! Oszaleliście?! – Oburzyła się Alexa. – Nie zamierzam także nikogo tam wpuszczać!
Wilczyca zjeżyła się i skrzyżowała ręce na piersiach. To pierwszy raz jak podniosła głos. Wszyscy byli jednak spokojni.
–Wiem, że to trudne za pierwszym razem, ale potem będzie lepiej, uwierz mi. – Rzekł życzliwie Freddy.
–Nie będzie pierwszego razu! Ani żadnego więcej… Nie możecie zabijać niewinnych ludzi! – Alexa była tym wszystkim przerażona.
–Mówiłem, że to za szybko na taki skok na głęboką wodę. – Rzekł Foxy.
–Wszystko będzie w porządku. Możesz tam spróbować wbiec po prostu i zostawić nam otwarte drzwi. My się potem wszystkim zajmiemy. – Kontynuował Freddy
–Nie chcę abyście robili mu krzywdę! To niewinny człowiek! – Mówiła jakby do ściany. Nikt jej nie słuchał.
–Masz tam wbiec! – Krzyknął Freddy stanowczo.
Wszyscy zamilkli. Brązowy niedźwiedź walczył z Alexą wzrokiem. I to ona się poddała. W milczeniu poszła do miejsca, gdzie zaczynał się korytarz. Ustawiła się jak profesjonalni biegacze, patrząc w ciemny korytarz. Wzięła głęboki oddech, zamykając oczy, a gdy je otworzyła, ruszyła. Robiła długie i szybkie susy. Biegła na 4 łapach. Jedynym problemem był zakręt. Ale po drodze wymyśliła, jak ma go rozwiązać. Światło lampy się zbliżało nieubłaganie. Alexa skoczyła na ścianę i się odbiła nogami od niej. Nim zdążyły się drzwi zamknąć, była w biurze. A dokładniej to siedziała zdyszana na ziemi i próbowała złapać oddech.Spojrzała się na strażnika. Jego twarz wyrażała przerażenie. Alexa ruszyła się i wstała. Usłyszała zaraz jak coś puka w szybę. Najpierw poruszyły się jej uszy, potem głowa. Był to Freddy, który pokazywał, że ma otworzyć drzwi. Oparła się o biurko rękami patrząc na strażnika. Do szóstej było jeszcze trochę czasu, a energii także starczyło, aby móc siedzieć ten czas przy zamkniętych drzwiach. Strażnik się patrzył na nią, a ona na niego. Po dłuższej chwili odezwała się Alexa.
–Cześć. – Powiedziała krótko, nie wiedząc czy ją zrozumie, dodatkowo machając dłonią.
Po kolejnej chwili ciszy w biurze strażnik się odezwał.
–H… Hej… – Powiedział nadal wystraszony.
–Niestety nie mam przy sobie ciastek, zapomniałam ich. – Powiedziała drapiąc się po tyle głowy i chichocząc.
Strażnik się do niej uśmiechnął lekko.
***
Freddy patrzył jak Alexa przygotowuje się do biegu. Miał przeczucie, że ona jest szybsza niż Foxy, dzięki czemu dotrze do biura. Kiedy ruszyła ten podszedł do korytarza, aby zobaczyć czy jej się uda. Reszta zrobiła to samo, nawet Golden. Lider zespołu wstrzymał oddech, gdy ta była blisko światła dobiegającego z biura. Zwątpił, gdyż nie zwalniała biegu, mimo tego, że się zbliżała, ale zamiast tego, opadła mu szczęka, gdy ta wykonała skok i dostała się do pokoju strażnika. Za nią zamknęły się drzwi. Freddy ruszył przez korytarz.
–Udało jej się! – Powiedział dumny z niej.
–Jest szybsza niż ja do stu tysięcy beczek! – Rzekł zaskoczony Foxy.
–Dobra jest. – Cicho odparł Golden, po czym zniknął.
Freddy dotarł do zamkniętych drzwi. Podszedł do szyby i zajrzał do środka. Zobaczył jak Alexa wstaje z podłogi, więc zapukał w szybę. Pokazał jej drzwi, aby otworzyła im, ale zamiast tego. Ona oparła się o biurko.
–Co jest...? – Zdziwiłsię, – Co ona robi...?Ona z nim rozmawia!
Freddy walnął pięścią o szybę. Po czym cofnął się wkurzony i odszedł. Foxy, Bonnie i Chica, spojrzeli na niego, po czym przykleili się do szyby, aby zobaczyć, co się dzieje w środku. Pojawił się Golden obok nich.
–Wiedziałem, że tak będzie. Jest inteligentna i nie da sobie rozkazywać. – Rzekł dumny. – Powinniście brać z niej przykład, Heh.
–Yarr! On zabrał nam życie! – Odparł wkurzony Foxy. – Sam święty nie jesteś!
–To prawda. Ale zrozumiałem, że to nie ma sensu. Każdy strażnik, którego zabiliśmy to inne osoby. Niewinneosoby… – rzekł spokojnym tonem Golden.
–Ona z nim rozmawia… Tak na luzie… – powiedział przyklejony do szyby Bonnie. – Chyba mu opowiada o ukulele…
–Chyba powinniśmy pójść do Freddy’ego… – stwierdziła Chica. – On chyba tego nie zniesie…
Animatroniczny kurczak chwycił króla za ramię i odciągnął od szyby, co było trudne. Foxy złowrogo patrzył się na Goldena, po czym na chwilę spojrzał na Alexę. Westchnął i pomógł Chice odciągnąć Bonnie’go.
***
            Alexa została do szóstej w biurze i przez cały ten czas rozmawiała ze stróżem nocnym. Okazało się, że ma on na imię John i pracuje tutaj dopiero trzy dni. Znaleźli wspólny język, ponieważ także lubił rysować jak ona. Kiedy wybiła szósta, ona szybko wyszła z biura i pobiegła dokulis, aby się schować przed wszystkimi, choć czuła na sobie wzrok, szczególnie Freddy’ego, który stał już na scenie z resztą. Zamknęła za sobą drzwi i usiadła na stole. Wiedziała, że są na nią źli, ale postąpiła jak serce jej mówiło. Pomyślała sobie, że teraz będą dni pełne napiętej atmosfery. Z drugiej strony była z siebie dumna. I to się dla niej liczyło.
–Widok wkurzonego Freddy’ego był piękny. – Usłyszała za sobą głęboki głos Goldena.
–Tylko ty sobie możesz zniknąć, a ja nie mam takiej opcji… A on raczej będzie na mnie krzyczał… – Powiedziała smutna.
–Będziemy siedzieć przy generatorze i spędzać miło czas ze sobą. – Powiedział i usiadł obok niej. – Chyba, że nie chcesz ze mną siedzieć…
–Mimo, że masz humorki, to jesteś w porządku. – Odrzekła opierając głowę o jego ramię, co zdziwiło Goldena.
–Umm… Dziękuję… – Niepewnie objął ją ramieniem.
Golden nie miał takiej dawki kontaktu fizycznego od lat. Nie wiedział, jak się ma zachować ani co czuje w tym momencie. Siedzieli tak przez dłuższą chwilę.
–Myślisz, że będą długo na mnie źli?
–Raczej nie. Freddy pewnie dłużej niż reszta. Ale koniec końców, mięknie, zobaczysz. Na taką osobę jak ty trudno jest się złościć.­– Rzekł z uśmiechem. – Poza tym Bonnie był zafascynowany tym, że rozmawiasz ze strażnikiem.
–Naprawdę? – Ucieszyła się. – Może jednak dobrze zrobiłam…
Golden i Alexa rozmawiali ze sobą kilka godzin, kiedy reszta zespołu zabawiała imprezę zamkniętą. Potem, gdy śmiechy dzieci ucichły, wilczyca wstała i lekko uchyliła drzwi. Widziała jak ostatni klienci wychodzą, a strażnik szybko przemyka się do swojego biura. Zbliżała się północ. Westchnęła. Wiedziała, co ją czeka. A czekało ją solidne skrzyczenie przez Freddy’ego. Wręcz czekał ją czysty opierdol. Nie była na to gotowa, choć wiedziała, że nie będzie na to nigdy gotowa. Zauważyła, że Bonnie już zszedł ze sceny i odstawił gitarę. Była już północ.
–Nie musisz tam wychodzić. Możesz zostać tutaj, ja z chęcią dotrzymam ci towarzystwa. – Powiedział Golden.
–Trzeba mierzyć się ze swoimi obawami. – Odrzekła Alexa i wyszła z pokoju.
W tym momencie Freddy ją zobaczył. Patrzył się na nią naburmuszony i zaczął iść w jej kierunku, ale po chwili przestał, bo Bonnie go uprzedził.
–Rozmawiałaś z nim o ukulele? – Zapytał znienacka królik. – Gra on na jakimś instrumencie?
–Tak? – Powiedziała zaskoczona.–Em… Gra on na pianinie, ale nie ma własnego i zbiera pieniądze na keyboard.
–Uuumuzyk! – Bonnie był zaciekawiony tym wszystkim.
Zadawał dużo pytań, co zainteresowało także Foxy’ego oraz Chicę. Oni także podeszli i zaczęli się pytać o to wszystko.
–Czyli lubi ciastka, tak? A pizzę? – Kurczak się dopytywał.
–Yarr! A może zagra nam szanty! – Foxy dał się porwać pozytywnym emocjom.
–A może przestaniecie zadawać te głupie pytania! – Krzyknął Freddy, który niezauważenie przyszedł do grupy. – Miałaś nam otworzyć drzwi, a nie z nim rozmawiać!
Alexa w odpowiedzi nadusiła na nos brązowego niedźwiedzia, co wywołało głośne piszczenie. Freddy miał teraz czarne oczy, takie same jak Golden. Wilczyca zdała sobie sprawę, że to nie był zbyt dobry ruch w całej tej sytuacji. Pomyślała, że jednak jak już wskakiwać na głęboką wodę, to czemu by nie mieć przy tym dobrej zabawy.
–Złap mnie, jeśli potrafisz! – Drugi raz nadusiła jego nos i zaczęła uciekać.
Freddy zaczął za nią biec cicho przeklinając pod nosem, lecz nie mógł dogonić jej. Biegali tak wokół stołów przez dłuższą chwilę. Reszta się śmiała z całej tej sytuacji. Okazało się wtedy, że Alexa nie jest tylko dobrym sprinterem, ale także potrafi przeskakiwać przez stoły. Kiedy zrobiła to Freddy nie zdążył się zatrzymać i wbiegł na niego, przeturlał się po nim i spadł po drugiej stronie. Alexa momentalnie się zatrzymała i podeszła do niego zmartwiona.
–Wszystko okej? Nic sobie nie zrobiłeś? – Zapytała się kucając przy nim.
W tym momencie Freddy złapał ją za rękę, podniósł się i zaczął ją łaskotać.
–A to kara za naciskanie mojego nosa! – Rzekł śmiejąc się niedźwiedź.
Przez kilka chwil gilgotał ją. Kiedy skończył wstał i podał rękę Alexie, aby pomóc jej wstać. Wilczyca chwyciła go za dłoń i podniosła się.
–Yarr! Freddy nie miał takiego ruchu od stuleci! Ya-ha-harr! – Zaśmiał się Foxy.
–Ostatni raz jak tak biegałem, to było gdy ciebie goniłem Foxy. – Powiedział roześmiany Freddy.
–Pośmialiśmy się, jest luźna atmosfera, więc Freddy powinieneś kogoś przeprosić. – Powiedział Golden. – Czyż nie?
–Masz rację… Znowu. – Rzekł Freddy. – Alexa… To co wczoraj zrobiłem, było… złe. Nie powinienem cię zmuszać do czegokolwiek, ani także wymagać od ciebie, abyś kogoś zabiła. Ja… Nie mogę zrozumieć dlaczego z nim rozmawiałaś, ani czemu on nie zszedł na zawał… – Powiedział przygnębiony miś.
–Powiem ci prawdę, Freddy. – Zaczęła Alexa. – Od kilku dni już się z nim zaprzyjaźniam. Dałam mu trochę ciastek i rysunków. Jest miły, ma na imię John i pracuje tutaj dopiero kilka nocy.On nas tylko pilnuje, aby nic nam się nie stało podczas nocy oraz aby nikt nie włamał się do środka. Dodatkowo płacą mu bardzo mało, jak na taką pracę.
–Pracuje tutaj kilka nocy? – Zapytał się Foxy. – Ale przecież cały czas tam siedzi co noc. Yarr!
–Oni mają uniform. Muszą go nosić do pracy ale to nie znaczy, że to ten sam człowiek. Jakbym miała czarną muszę i kapelusz, to byłabym Freddy’m? – Starała się wytłumaczyć wilczyca.
–No… Nie. – rzekł Bonnie, a reszta się z nim zgodziła.
–Więc zostawcie go w spokoju, proszę… – Poprosiła Alexa, robiąc przy tym oczy smutnego szczeniaczka i wpatrując się we Freddy’ego.
Czym dłużej się wpatrywał w jej oczy, tym coraz bardziej się łamał.Czuł, że jej wzrok przenika w głąb jego duszy i widzi wszystko. Nie wytrzymał w końcu i się poddał.
–No dobra! Tylko nie patrz już tak na mnie! – Powiedział odwracając wzrok od niej. – Nie będziemy mu już przeszkadzać… – Mruknął.
Alexa zamerdała ogonem i przytuliła go z cichym „Dziękuję”.
***
            Od tamtego dnia minęło już kilka miesięcy. John cały czas pracuje na nocnej zmianie i zaprzyjaźnił się nie tylko z Alexą, ale i z Bonnie’m. Ona natomiast uzgodniła z Freddy’m, że będzie występować ale w określone dni tygodnia.Golden zaczął być milszy i częściej przebywał w pizzerii podczas nocy. Czekał na odpowiedni moment, aby być z wilczycą sam na sam, a to był dzień w którym nie występowała. Lubił te dni, ponieważ mógł spędzić z nią czas. Często grali w karty i planszówki, dużo rozmawiali i dopiero niedawno zrozumiał co czuje. Cieszył się z każdej chwili z nią. Dzięki niej widział świat w bardziej kolorowych światłach. Ona zmieniła nie tylko jego, ale i resztę. Przestali chcieć zabić stróża, nawet starali się go przeprosić oraz się zaprzyjaźnić z nim. Od dawna ich drugie życie nie było takie wesołe. Alexa po występie prowadziła warsztaty z różnych artystycznych robótek. Podpatrzył jak robili z bibuły kwiaty. W tajemnicy zrobił ładną czerwoną różę dla niej, ale nie miał nigdy odwagi, aby podarować ją Alexie. Teraz siedział na schodach i rozmyślał trzymając sztucznego kwiatka.
–I co ja mam niby powiedzieć..? – Zadawał sobie to pytanie. – Nawet nie wiem co mam powiedzieć… Chociaż… Nieee… Ehh… Jestem do niczego. Niby się wymądrzam, a tak naprawdę to idiota ze mnie…
Wpatrywał się w kwiat, dalej rozmyślając. Nie usłyszał nawet otwieranych drzwi i kroków na schodach.
–Hej, co tam masz?
Golden podskoczył i schował swoje małe dzieło. Spojrzał się na osobę, która przyszła. Był to Freddy.
–Na cupcake’a! Chcesz abym zszedł na zawał!? – Opieprzył go żółty niedźwiedź.
–Nie chciałem cię wystraszyć, wybacz… Co tam masz? – Podszedł bliżej, ale Golden schował swój kwiat za sobą.
–Nic nie mam… Nie interesuj się! – Powiedział naburmuszony.
–Ne przyszedłem się kłócić… Chciałem cię przeprosić.
–Ty? Przeprosić? Mnie?Dobrze się czujesz?– Golden był zaskoczony.
–Spodziewałem się, że tak zareagujesz. Czuję się dobrze… Chciałem przeprosić za to, że przez długi czas cię ignorowałem, a wszystkie wspólne decyzje podejmowałem bez ciebie. Porzuciłem tak dobrego przyjaciela, nawet nie wiem czemu… Potem zrobiłem się… no dupkiem…
–Na pewno nie większym niż ja, heh. Ja też powinienem przeprosić, ale nie tylko ciebie ale i wszystkich… Chcesz znowu być moim przyjacielem, Freddy? – Zapytał się Golden. – I przyjmuje przeprosiny.
–Postarajmy się chociaż odnowić naszą przyjaźń… Choć teraz masz przyjaciółkę , chyba, że to coś więcej, co? – Freddy poruszył wymownie brwiami.
–Co? Nie, nie, nie, nieee… My tylko się przyjaźnimy, skąd te dziwne teorie? – mówił zdenerwowany Golden.
–Myślisz, że nie widzę jak patrzysz na nią maślanymi oczami? Jak ukradkiem patrzysz na nią w każdej możliwej chwili? Zauważyłem to już jakiś czas temu. To co trzymasz jest dla niej?
–…aż tak bardzo widać? – Zapytał się trochę wystraszony. – Ehh… I tak to dla niej..
Golden już nie chował róży, tylko na nią patrzył przygnębiony. Freddy położył rękę na jego ramieniu.
–Powinieneś jej powiedzieć.
–Wiem, że powinienem! Ale nie mam pojęcia jak mam to zrobić… – Powiedział przygnębiony.
–Mów co ci serce podpowie. Równie dobrze możesz jej zaśpiewać albo dać list. To nie ważne, ważne jest to, żebyś jej to powiedział.
–Chyba masz racje… Niedługo z nią pogadam. Naprawdę.
–Sam zrobiłeś tego kwiatka? – Zapytał pokazując go.
–Tak… Podpatrzyłem jak Alexa robi je z dzieciakami. Myślę, że wyszło mi okej.
–Wiesz… Chciałem z tobą też pogadać na temat strażnika… – Wypalił znikąd Freddy.
–Tak? O co chodzi? – Zapytał zaskoczony Golden.
–Nie jestem co do niego pewien… Niby Bonnie i Alexa nie mają nic przeciwko niemu ale… Czuję się dziwnie wiedząc, że on żyje i się z nimi zadaje. Jako lider boję się o nich. Boję się, że on zrobi im krzywdę…
–To normalne, że się obawiasz, ale wydaje mi się, że Alexa wyczuje to szybciej niż on cokolwiek zrobi… W sumie to nawet nie widziałem jej nigdy takiej mocno wkurzonej… Ta perspektywa mnie bardziej przeraża niż człowiek, heh.
–W sumie masz racje. Wyobrażasz sobie puszystą kulkę, która sieje zniszczenie? – Zaśmiał się Freddy wraz z Goldenem.
Golden schował kwiat i poszli obaj do jadalni.Weszli, kiedy akurat Alexa uczyła Bonnie’go tańczyć. Chica wybijała rytm klaskając, a w tle grała cicha muzyka. Foxy podszedł do miśków wesołym krokiem.
–Yaarrr! Alexa kołysze się lepiej niż statekw czasie sztormu, ya–ha–haarr! – Skomplementował dziewczynę lis.
Golden nie był poczuł się dziwnie jak to zobaczył, mimo, że wiedział, że to zabawa. Zauważyła ich Alexa i podbiegła do nich. Wszystkich trzech popchnęła na środek. Nie mieli nawet jak się sprzeciwić.
–Dziś ja was uczę jak się tańczy! ­– Powiedziała stanowczo. – Kto idzie na pierwszy ogień?
Zgłosił się Foxy, nim niedźwiedzie zdążyły zareagować. Alexa zastanawiała się przez chwilę, co mogliby potańczyć w pirackim stylu. W końcu zdecydowała się na jakiś taniec. Stała obok Foxy’ego i instruowała, co ma robić jednocześnie pokazując ruchy. Bonnie grał im na keyboardzie. Golden usiadł dalej od tego wszystkiego. Zastanawiał się, czemu się tak czuje.Po kilku minutach rozmyślań poczuł dotknięcie w ramię. Była to ona. Spojrzał się na nią z wymalowanym zapytaniem na twarzy. Ale ona tylko chwyciła go za dłoń i wyciągnęła na środek.
–Ja nie występuje przecież… – Powiedział zakłopotany. – Nie muszę tańczyć…
–Tutaj nie chodzi o sam taniec, a o zabawę i spróbowanie czegoś nowego. Hymm… Wiem! – Podeszła do Bonnie’go, złapała go za ucho i coś wyszeptała do niego. Królik kiwnął głową, a zadowolona z siebie wilczyca wróciła na miejsce przed Goldenem.Zaraz Alexa zaczęłaśpiewać.
–“Shut up and Dance with me!„Pociągnęła Goldena i zaczęli tańczyć.
Na początku niedźwiedź nie wiedział, co ma robić, ale z czasem rozluźnił się i powtarzał ruchy Alexy tak jak umiał, do tego ona całą piosenkę śpiewała.Miś się wciągnął na tyle, że sam zaczął śpiewać tą piosenkę, przez co wyszedł im udany duet. Dla Goldena ta chwila mogłaby trwać wieki. Dawno nie był taki szczęśliwy z takich małych rzeczy. Do tego mógł zaśpiewać te wszystkie słowa z piosenki, które były adekwatne do jego uczuć. Nawet nie wiedział, kiedy piosenka się skończyła, a wtedy akurat przytulał ją i patrzył jej w oczy. Usłyszał za plecami głos Foxy’ego, który krzyczał „Gorzko! Gorzko!”. Gdy zrozumiał, o co chodziło, puścił Alexę i się odsunął zakłopotany.
–Dzięki za taniec, było fajnie, ja yyy, tak, pa. – Zamamrotał i znikł.
–Foxy jesteś głupi! –Wilczyca zaśmiała się cicho, po czym zaczęła iść w kierunku kulis.
Golden był za kulisami i trzymał się ściany. Czuł, że zmienił kolor na twarzy, mimo, że to niemożliwe. Poszedł na schody i chwycił różę, którą schował. Oparł się plecami o ścianę.
–I co ja mam jej powiedzieć różo? Mam walnąć jakiś oklepany tekst typu „Masz może mapę? Bo zgubiłem się w twoich oczach”? To oklepane…W życiu nie czułem się tak jak dziś! Istny rollercoaster! Nie wiem, co się ze mną dzieje… Do tego gadam do kawałka papieru… –Westchnął głośno patrząc na kwiat. ­– Co mogę jej powiedzieć…?? „Zostaniesz moim złotym sercem?” To chyba nie to…
–A komu chcesz to powiedzieć? – Zapytała się Alexa będąc za Goldenem. – To jest akurat urocze.
Golden podskoczył i odwrócił się chowając różę za plecami. Patrzył na Alexę, jakby zobaczył ducha.
–Długo tu jesteś? – Zapytał przerażony.
–Co trzymasz za plecami? – Merdając ogonem podeszła do żółtego niedźwiedzia, starając się zajrzeć za niego.
–To… To dla ciebie. – Golden poddał się i dał jej różę.
Chciał coś powiedzieć, ale Alexa przyłożyła palec do jego ust, oglądając kwiatek z bibuły.Następnie spojrzała w jego oczy i zamerdała ogonem.
–Będę twoim złotym sercem. Czekałam aż się odważysz o to zapytać. – Rzekła uśmiechnięta i położyła delikatnie dłoń na jego policzku.
Golden wpatrywał się w oczy Alexy. Przez jego głowę przechodziło milion myśli, ale poczuł, że musi posłuchać się serca. Pochylił się lekko i pocałował ją. Jak się wyprostował usłyszał oklaski i gwiżdżenie dobiegające z półpiętra. Stali tam Freddy, Bonnie, Foxy i Chica, którzy wszystko widzieli. Lis gwizdał, a reszta klaskała.Alexa tylko się zaśmiała i pociągnęła Goldena za jego muszkę całując go.
Koniec.
Share:

POPULARNE ILUZJE