Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Projekt badawczy potwór. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Projekt badawczy potwór. Pokaż wszystkie posty

25 marca 2021

Undertale: Projekt badawczy POTWÓR - Potwór i barmanka

 

Autor okładki: Muko
Notka od autora: Miałaś nadzieję, że teraz Twoje życie będzie jak bajka. Wynajęłaś nowe, śliczne mieszkanie. Całkiem sama. Bez rodziny, współlokatorów czy chłopaka, którego niedawno rzuciłaś. Będziesz jak królewna we własnym królestwie. Wolna i nieskrępowana. Problem w tym, że na Twojej kanapie śpi okryty puchatym kocykiem potwór. Czy więc królewnie wypada chodzić nago po mieszkaniu?
Autor: S.
Spis treści

Chwila spokoju i nowe kłopoty
Potwór i barmanka 
(Obecnie czytane)
...

G! odłożył telefon i sięgnął po papierosa. To chyba jedyna rzecz, która może mu teraz pomóc się uspokoić. Zerknął w stronę skulonej na kanapie kobiety. Cały czas dziwnie mu się przyglądała. Po około dwóch lub trzech minutach odezwała się pierwsza.

- Dasz szluga? – Zapytała niepewnie. Ostrożnie podszedł i odłożył paczkę fajek z powrotem na stolik. Wolał nie zbliżać się bardziej. Po chwili dziewczyna paliła razem z nim. Cóż, choć w tym znaleźli wspólny język. H. się to pewnie nie spodoba.

- Chujowo, a obiecałam matce, że rzucę to gówno – zaśmiała się krótko i nerwowo.

- To szkodzi ludziom, prawda? – H. cały czas narzekała, że będzie od tego chory, tylko nie miał pojęcia, w jaki sposób to mogłoby się stać.

- No raczej, raka płuc można dostać i takie tam.

- To luz, bo ja nie mam płuc – zadrwił, choć wcale nie było mu do śmiechu w tej trudnej sytuacji.

- Poważnie? Znaczy się, masz gołą czachę i ręce z kości, więc cały jesteś, znaczy się, masz coś poza… - z nerwów gubiła się w słowach.

- Jestem szkieletem, cały z kości – odpowiedział prosto. Nie ma zamiaru tłumaczyć jej definicji magii i duszy. Nagle znów rozległo się pukanie do drzwi. G! poszedł otworzyć, ale nim to zrobił, zapytał kto stoi po drugiej stronie. Na szczęście to była H.

- Jak dobrze, że już jesteś – odetchnął z ulgą. H. od razu zwróciła się w stronę skulonej na kanapie kobiety.

- Chodź kochana, musimy pogadać – powiedziała spokojnie wskazując jej swoją sypialnię. Dziewczyna w mgnieniu oka zniknęła z wskazanymi jej drzwiami. Zrobił krok w ich kierunku, ale H. go powstrzymała. – Nie, muszę ją uspokoić, a przy Tobie może się dalej stresować. Proszę, zostań tutaj.

 

***

 

Weszłaś do sypialni zamykając za sobą drzwi. V. stała na środku. Wyglądała marnie. Mocny, ciemny makijaż rozpłynął się po całej jej twarzy, farbowane na ostry fiolet włosy były rozczochrane, do tego

drżała na całym ciele.

- On mnie tu wciągnął! Chciałam uciec, ale mnie złapał! – Zaczęła biedolić.

- Gdybyś uciekła, nigdy byś się nie dowiedziała kim jest, pewnie tylko narobiłabyś nam problemów – musisz jej szybko wszystko wyjaśnić. Obawiałaś się konsekwencji tego zdarzenia. Byłaś też zła na siebie, że nie zachowałaś większej ostrożności.

- Wam problemów? A co kurwa ze mną! Ja tu prawie umarłam!

- Nic Ci nie grozi, G! nie jest niebezpieczny. Siadaj – wskazałaś na łóżko – zaraz wszystko Ci wyjaśnię.

Chwilę zajęło ci opowiedzenie V. całej tej pokręconej historii, ale doszłaś do wniosku, że to najlepsza metoda. Skoro już wie, musi wiedzieć wszystko. Czułaś, że tylko w ten sposób możesz przekonać ją do G! i uspokoić.

- Więc to jest potwór? Magiczny? Z innego świata? Ja pierdole, jakbym go nie widziała przed chwilą, to byłabym pewna, że nieźle przyćpałaś.

- Rozumiem, to dość nietypowa sprawa, ale proszę Cię, naprawdę bardzo, nie mów o nim nikomu – wyraźnie zaakcentowałaś ostatnie słowo – będziemy w wielkim niebezpieczeństwie, jeśli to wyjdzie na jaw. Boję się, że… Nie, jestem pewna, że jeśli dowiedzą się o nim nieodpowiedni ludzie, będą chcieli go skrzywdzić.

- Ktoś jeszcze o nim wie? – V. nieco się uspokoiła.

- Nie, tylko Ty i ja. Twój szef był jedyną osobą, z którą G! rozmawiał, gdy zgubił mi się na osiedlu.

- Wow, teraz czuję się jak w jakimś pierdolonym filmie. Zajebisty scenariusz by z tego był – wyszczerzyła się – to znaczy, serio, nie powiem nikomu.

- Dobrze, to teraz mam dla Ciebie jeszcze jedno zadanie. – ściszyłaś głos i nachyliłaś się bardziej w jej stronę, nie chciałaś, aby G! słyszał co mówisz, a byłaś pewna, że was podsłuchuje - Już trochę go znam i jestem pewna, że będzie przeżywał Twoją reakcję. Udaje twardziela, ale tak naprawdę jest bardzo wrażliwy, więc przeproś go, zanim wyjdziesz.

- Spoko, jasne, znaczy, przeprosić – spojrzała niepewnie na drzwi – ale pójdziesz do niego ze mną?

- Oczywiście, nie bój się go.

Spokojnie wyszłyście z sypialni. G! leżał na kanapie z oczami osłoniętymi ramieniem, oddychał spokojnie.

- No dobrze, nie będziemy go budzić. Możesz już iść – chciałaś odprowadzić gościa do drzwi, gdy zauważyłaś, że schyla się po jakieś pakunki z ziemi.

- Em… To te ulotki, nie przejmuj się nimi, zapomnij – zaczęła wpychać kartonik do swojej torebki.

- Dlaczego nie wsadziłaś ich do skrzynki na listy, tak jak prosiłam? Uniknęłabyś całej tej sytuacji.

- Bo plakat by się nie zmieścił – złapała leżący na ziemi rulon. Nie miałaś na to większej ochoty, ale jeśli chcesz mieć w niej sojusznika a nie wroga, to musisz współpracować.

- Zostaw, dam je studentom – zabrałaś od niej kartonik i plakat.

Gdy wyszła czułaś się dziwnie. Nie byłaś zła na G!, pomylił się, to wszystko. Nie byłaś też zła na nią. Jednak to wszystko mogło się źle skończyć. Spojrzałaś na śpiącego na kanapie potwora. Wiedziałaś, że znów cierpi z powodu bólu głowy, bo zawsze wtedy zasłaniał twarz ręką. Niestety, nie znasz sposobu, aby mu ulżyć. Zrezygnowana zabrałaś się za przygotowanie obiadu.

 

***

 

Obudził się późnym popołudniem. W mieszkaniu panował półmrok. H. siedziała przy kuchennym stole robiąc jakieś notatki.

- Hej, jak się czujesz? – Spytała zatroskana.

- Czekałem aż wyjdziecie z sypialni i nawet nie wiem kiedy zasnąłem. Kurwa, bardzo spierdoliłem? – Usiadł obok niej na drugim krzesełku.

- Cóż, obiecała, że nikomu nie powie. Nie zadręczaj się tym. Myślę, że to była tylko kwestia czasu, aż ktoś się o Tobie dowie. Musimy być trochę ostrożniejsi, bo im więcej będzie tych osób, tym trudniej będzie mi Ciebie chronić.

- Jasne, będę uważniejszy – próbował pogodzić się z tym, że będzie siedział w tym mieszkaniu tyle, ile będzie trzeba. Bardzo starał się nie myśleć o nim, jak o więzieniu. Przynajmniej może być blisko H., a to się liczyło najbardziej.

- Słuchaj G!, wychodzę jutro wieczorem, nie będziesz zły, że znów siedzisz sam? – Kurwa, jutro jest czwartek, a to oznacza, że ona idzie spotkać się ze swoim byłym facetem. Musi coś zrobić, jakoś to sprytnie rozegrać.

- Nie, spokojnie, przywykłem do siedzenia samemu. A dokąd idziesz? – Bardzo starał się, aby ton jego głosu nie zdradził podenerwowania.

- Pamiętasz, jak opowiadałam Ci o moim byłym chłopaku? Obiecałam mu w lutym spotkanie, a mamy drugą połowę marca. Nie mogłam tego dalej odwlekać, więc idę z nim na jakąś kolacje. Właściwie jeszcze nie wiem gdzie – G! miał problem z określeniem jej nastawienia do tego spotkania, ale nie brzmiała na niezadowoloną. Kurwa, może zależy jej na tym typie? Nagle zauważył leżący na stole stos broszurek. Złapał za jedną z nich i zaczął szybko studiować.

- Ten bar należy do Diego, prawda?

- Tak, obiecałam, że rozdam kilka tych ulotek. Wiesz, jeśli jest się miłym dla ludzi, to oni robią mniej problemów. Taką mam nadzieję – G! w to wątpił, ale przytaknął.

- To może wybierzesz się ze swoim byłym do tego miejsca? Wiesz, skoro masz je polecać studentom, to lepiej je sprawdzić. Bo jeszcze powiedzą, że reklamujesz im jakieś szemrane speluny – Nie miał pojęcia czy coś mu to da, ale przynajmniej będzie wiedział, gdzie ona jest.

- Kurczę, racja. Załatwię dwie te sprawy za jednym razem! Dzięki G! – Uśmiechnęła się do niego. Jego dusza delikatnie podskoczyła.

Czwartkowego przedpołudnia G! nie umiał znaleźć sobie miejsca w mieszkaniu. Nerwowo chodził z kąta w kąt. Chciał zająć czymś swoje myśli, więc włączył komputer, aby poczytać kilka ciekawych artykułów, ale znów zobaczył wiadomości od jej byłego. Sporo do niej pisał, cały czas powtarzając, że nie może się doczekać ich randki. Jakiej kurwa randki! Ona ani razu tak tego nie nazwała! Był zły i nie mógł na niczym się skupić. Nagle usłyszał ciche pukanie do drzwi. Zignorował je. H. jest teraz w poradni, więc to z pewnością nie ona. Jednak pukanie powtórzyło się kilkukrotnie. W końcu wstał i ostrożnie podszedł do drzwi.

- Halo, G!, jesteś tam? – To był z pewnością głos tej dziewczyny z wczoraj. Po jaką cholerę tu wróciła? Nagle go olśniło. Przecież ona pracuje w barze Diego, a tam będzie dziś H. ze swoim byłym! Ona mu pomoże zniszczyć tę pierdoloną randkę! Ostrożnie otworzył drzwi.

- O jesteś! Hej! Znaczy… Mogę się wbić? – Spytała niepewnie.

- Jasne, tylko nie wariuj. – Wpuścił ją do środka i zaprowadził do kanapy - Jak Ci na imię? – Spytał, zdając sobie sprawę, że poprzedniego dnia nie zdobył tej informacji.

- V., wiem dziwne imię, moja matka lubi dawać oryginalne imiona swoim dzieciom.

- Kawy? – Nie był pewny jakie są ludzkie tradycje przyjmowania gości, potwory zazwyczaj częstują gościa jakimś napojem.

- Nie piję, ale może być herbata, w zasadzie to bym najchętniej strzeliła coś mocniejszego, ale przed robotą jestem, więc, wiesz, tak nie bardzo – mówiła szybko i nerwowo.

- Jasne – Poszedł do aneksu kuchennego, aby przygotować napoje. Dziewczyna podreptała za nim.

- Ok, ja przyszłam tu, nie po to, żeby Ci dupę truć, czy coś, znaczy, jachciałamcieprzeprosić! – Ostatnie słowa wystrzeliły z jej ust jak pocisk.

- Za co? - Był zaskoczony.

- Za to, że się tak wystraszyłam, to znaczy ten, no, prawie obsrałam się ze strachu, ale niepotrzebnie, więc wiesz, żeby Ci przykro nie było, czy coś.

- Nie jest mi przykro. Myślę, że to może być standardowa reakcja ludzi na mój widok. Będę musiał do tego przywyknąć. No i dobrze, że się nie obsrałaś, sama byś swoje gówna sprzątała.

- Co? Debil z ciebie, tak się tylko mówi – zaśmiała się, ale zaraz potem zasłoniła sobie usta dłonią – znaczy, nie debil, ja… Kurwa, sorry!

- Spokojnie, nie spinaj się tak – zalał kubki wrzątkiem i oboje wrócili na kanapę. Przez chwilę rozmawiali o trywialnych sprawach. G! zastanawiał się w jaki sposób poruszyć z nią temat wieczornego spotkania swojej opiekunki.

- Jesteś barmanką w barze Diego? – Spytał w końcu.

- Tak, pracuję tam od dnia swoich osiemnastych urodzin, dosłownie, tego dnia pierwszy raz oficjalnie stałam za barem. Ostatnio była czwarta rocznica. Zrobili mi imprezę z tej okazji – uśmiechnęła się wracając do miłych wspomnień. 

- Och, więc wszystkiego najlepszego z okazji dwudziestych drugich urodzin – jest młodsza od H. o dobrych kilka lat. Również jej wygląd był inny. Była wyższa, miała bardzo rzucający się w oczy kolor włosów i mocno pomalowaną twarz. H. również stosowała makijaż przed pracą, wyglądała w nim nieco inaczej, ale był znacznie delikatniejszy niż tej kobiety.

- Dzięki. A ty, ile masz lat?

- Dwadzieścia sześć – już od jakiegoś czasu wiedział, że jest nieco młodszy od H. Nie przeszkadzało mu to jednak. Ta drobna różnica wieku i tak gubiła się w głębokiej rozpadlinie inności, która ich dzieliła.

- Pracujesz dziś, prawda? Mogę mieć do Ciebie prośbę? – G! nie miał pojęcia co tak naprawdę chce osiągnąć, ale jednego był pewny, że nie chce stracić swojej opiekunki. V. znów spojrzała na niego z lekkim strachem w oczach – spokojnie, to nic wielkiego – starał się ją uspokoić – po prostu H., ta kobieta, z którą mieszkam, ma dziś spotkanie z pewnym człowiekiem. Boję się, że on może być dla niej niebezpieczny.

- To po chuja się z nim spotyka, i co ja mam z tym zrobić? – Skrzywiła się. G! poczuł się głupio. To on ma problem z tym spotkaniem, inni ludzie mogą tego nie zrozumieć. Czy w ogóle ktokolwiek jest w stanie zrozumieć to, że potwór jest zakochany w ludzkiej samicy? Patrząc z boku, ta sytuacja jest absurdalna.

- Ona ma się z nim spotkać w waszym barze, sam jej to zaproponowałem, więc… - kurwa, nie może jej poprosić o wylanie na tego gościa kubka gorącej kawy, choć miał straszną na to ochotę – po prostu zwróć uwagę, czy ten człowiek jej nie krzywdzi, dobrze?

- Ok, skoro będą siedzieć u nas, to tyle mogę zrobić. W zasadzie to i tak część mojej pracy. Nie tolerujemy chujowego zachowania gości, a wiesz, ludzie jak się schleją, to bywają… różni. Już parę razy sama wykopywałam typów z lokalu, ale częściej robi to Diego. – G. odetchnął w duchu. To nie było do końca to, czego oczekiwał, ale przynajmniej H. będzie nieco bardziej bezpieczna.  – tylko nie rozumiem po co w ogóle pozwalasz jej iść na to spotkanie, skoro to takie niebezpieczne?

- Wiesz, myślę, że nie wypada mi jej zatrzymywać. Ma prawo spotykać się z mężczyznami, a ja… - nie bardzo wiedział jak dalej ubrać w słowa własne myśli. Doskonale wiedział, że był po prostu zazdrosny. Poza ty, zwierzanie się tej ludzkiej samicy raczej nie było dobrym pomysłem.

- Bujasz się w niej, i jesteś zazdrosny o innych typów – Na twarzy V. pojawił się wielki, zuchwały uśmiech. G! czuł, że jego dusza zabiła, magia zaczęła pulsować w kościach, a jego twarz, mimo woli, zalewa rumieniec. Starał się skryć za kubkiem herbaty, ale niewiele to dało. – Bingo! Zabujany potwór, tego jeszcze w kinach nie grali! A nie, sorry, było już coś takiego, nie raz i nie dwa, ale to była fikcja.

- Czekaj, chwila, to nie tak! Ona jest człowiekiem! Ja nie powinienem! Nie mogę! To nie jest zgodne z naturą! – Starał się jak mógł zaprzeczyć czemuś, co było oczywiste.

- Stary, pracuję za barem od lat, znam miłosne problemy od podszewki. Bujasz się w niej jak nic – abstrahując do tego, że V. niemożliwie szybko odkryła jego uczucia, to zauważył, że z jej zachowania nagle zniknął cały lęk i niepewność związane z jego obecnością.

- Ok, ona… Jest dla mnie ważna – temu nie mógł i chciał zaprzeczyć – jednak obawiam się, że nie odwzajemnia moich uczuć. Wystarcza mi, że mnie toleruje – miał nadzieję, że jest wystarczająco silny, aby to zaakceptować, jednak wciąż bolało.

- Obawiasz się? Znaczy, że jej nie powiedziałeś?

- To nie tak, nie powiedziałem jej dosłownie, ale próbowałem się do niej zbliżyć, trochę – wrócił pamięcią do swojego bezczelnego flirtu sprzed kilkunasty dni – to nie skończyło się dobrze – w zasadzie H. nigdy nie skomentowała tego zachowania. Była tak zaalarmowana jego nagłą ucieczką, że całą sytuację mającą wcześniej miejsce puściła w niepamięć.

- No racja, nie ma co cisnąć na siłę – V. zerknęła na swój telefon – o kurwa, muszę już lecieć, bo będę spóźniona – szybko dopiła resztę herbaty i wstała z kanapy. G! poszedł w jej ślady planując odprowadzić gościa do drzwi. Nagle znów odwróciła się do niego – wiesz, jak się Ciebie lepiej pozna, to nawet spoko koleś jesteś.

- Dzięki – tylko tyle odpowiedział. Zanim wyszła wymienili się numerami telefonów.

G! był zmieszany. Z jednaj strony cieszył się, że jednak dogadał się z tym nowym człowiekiem, z drugiej był zły, że z taką łatwością go prześwietliła. Musi być ostrożniejszy, bo jeśli H. odkryje prawdę, może jeszcze bardziej skomplikować ich życie.


Share:

16 lutego 2021

Undertale: Projekt badawczy POTWÓR - Chwila spokoju i nowe kłopoty

 

Autor okładki: Muko
Notka od autora: Miałaś nadzieję, że teraz Twoje życie będzie jak bajka. Wynajęłaś nowe, śliczne mieszkanie. Całkiem sama. Bez rodziny, współlokatorów czy chłopaka, którego niedawno rzuciłaś. Będziesz jak królewna we własnym królestwie. Wolna i nieskrępowana. Problem w tym, że na Twojej kanapie śpi okryty puchatym kocykiem potwór. Czy więc królewnie wypada chodzić nago po mieszkaniu?
Autor: S.
Spis treści

Chwila spokoju i nowe kłopoty (Obecnie czytane)

Byłaś szczęśliwa, że udało ci się pogodzić z G!. Przez cały niedzielny poranek opowiadał ci o przygodach, które spotkał go na osiedlu. Zdziwiło cię, że aż tyle dziwnych sytuacji miało miejsce przez tych kilka godzin. Doszłaś do wniosku, że musiał mieć naprawdę niesamowitego pecha. Na szczęście nie zrobił sobie większej krzywdy, choć był osłabiony i obolały. Tak jak przypuszczałaś, kulał z powodu starego pęknięcia biodra. Ból dawał mu się we znaki, dlatego przez kolejne dwa tygodnie znów większość czasu spędzał na kanapie. Jednak teraz, skoro odzyskał wzrok, mogłaś zapewnić mu więcej rozrywek. Co ciekawe, potwory znają komputery. Nie powinno cię to dziwić, bo przecież znalazłaś przy nim telefon komórkowy, jednak wciąż miałaś problem ze skonfrontowaniem tego, co na temat ich świata opowiadał ci G!, z twoimi dotychczasowymi wyobrażeniami o magii i potworach. Jednak technologia daje w dzisiejszych czasach szerokie możliwości edukacji, a nowym hobby twojego potworzego przyjaciela stało się przeglądanie Wikipedii. Cóż, można wręcz powiedzieć, że niemal uzależnił się od przechodzenia ze strony na stronę i pochłaniania kolejnych artykułów.

W połowie marca rozpoczynał się nowy semestr na twojej uczelni. Znów miałaś całkiem sporo pracy, choć nie tyle, ile podczas sesji. Zbierałaś się właśnie na popołudniowe zajęcia, gdy usłyszałaś swój służbowy telefon. Chwilę zajęło ci zlokalizowanie go w bałaganie twojej torebki, ale w końcu odebrałaś.

- Dzień dobry, czy to pani H.? – usłyszałaś głos młodej kobiety.

- Tak, przy telefonie. W czym mogę pomóc – byłaś pewna, że to jakaś studentka.

- Supcio, jestem V., dzwonię z pubu „Za drzwiami”, podobno zaoferowała pani pomoc mojemu szefowi – kompletnie nie znasz tego miejsca, już chciałaś tłumaczyć, że to musi być jakaś pomyłka, ale twoja rozmówczyni ciągnęła dalej – Jakiś czas temu pomógł pani podopiecznemu. Chcieliście się odwdzięczyć.

- Tak, oczywiście, co mogę dla państwa zrobić? – Rany, napisałaś, że możesz się zrewanżować z czystej grzeczności. Ludzie najczęściej nic nie odpowiadają na takie propozycje. Miałaś nadzieję, że  nie zażąda niczego dziwacznego.

- Pracujesz na uczelni, ze studentami, prawda? Możesz rozdać im nasze ulotki i wizytówki? – Trochę cię zirytowało, z jaką łatwością twoja rozmówczyni przeszła do mniej formalnego tonu.

- Tak, naturalnie. Zrobię co w mojej mocy – odpowiedziałaś grzecznie, choć w duchu wiedziałaś, że to będzie upierdliwa sprawa. Nie byłaś pewna jak na taką kampanię zareagują władze uczelni. Nie jesteś jednak dobra w odmawianiu ludziom pomocy.

- Nice, będziemy w kontakcie! Narka! – Rozłączyła się.

Westchnęłaś poirytowana. Pakujesz się z jednego problemu w kolejny.

 

***

 

Cały dzień siedział w mieszkaniu sam. H. powiedziała, że wróci późno, jednak tym razem nie mógł narzekać na nudę, gdyż dziewczyna pozwoliła mu skorzystać z jej komputera. Był to dość mały, składany model, dzięki temu bardzo poręczny. H. pokazała mu jak korzystać z ludzkiego internetu. Naziemna sieć okazała się niezwykle rozbudowana. Jednak tym, co zaciekawiło go w tej chwili najbardziej, była baza wiedzy, do której uzyskał dostęp. Po wpisaniu odpowiedniego hasła pojawiały się obszerne artykuły.

Pierwszą rzeczą, którą musiał sprawdzić, był stan ludzkiej wiedzy na temat potworów i magii. Sprawa wyglądała marnie. Potwory były nazwane „fikcyjnymi stworami”. Jedno ze zdań informowało, że „Stworzenia takie zwykle cechują się przerażającym wyglądem, a także prymitywnym, agresywnym zachowaniem, często utożsamianym z wcieleniem zła”. Cudownie, nie ma to jak pisać bzdury o czymś, czego się kompletnie nie zna. Czuł się z tym źle. Magię natomiast opisywano jako działania, których skuteczność oparta jest wyłącznie na wierze. Cóż, jeśli ludzie utracili nie tylko swoją magię, ale również całą wiedzę na jej temat, to nic dziwnego, że w nią nie wierzą.

Oczywiście H. mówiła mu już wcześniej, że w ludzkim świecie potwory i magia są tylko w legendach i historyjkach dla dzieci, jednak przekonanie się o tym osobiście było dla niego dużym szokiem. Nawet jeśli jacyś przedstawiciele jego gatunku zamieszkują powierzchnię, znalezienie ich jest niemal niemożliwe. Kryją się, i jeśli przez przypadek zostaną zauważeni, ludzie robią z tego ogromne afery, organizują ekspedycje poszukiwawcze lub polowa. Znalazł informacje o licznych filmach  dokumentalnych i książkach na ten temat. Jednego był jednak pewien, potwory budzą w ludziach zarówno strach, jak i fascynację, natomiast magia to kontrowersyjny temat. Nawet potwory nie dzielą się między sobą swoimi tajnymi, specjalnymi umiejętnościami. To jak trzymanie swoich kart w ukryciu przed potencjalnymi przeciwnikami. Im mniej wiedzą, tym większe szanse na przeżycie w potencjalnej konfrontacji. Między innymi dlatego nigdy nie mówił H. o swoich magicznych rękach, kościach czy blasterach. Magia była również sprawą bardzo osobistą. Odgrywała też ważną rolę funkcjonowaniu jego ciała, pozwalała się poruszać i pełniła rolę wszystkich zmysłów. Jednak jedną z największych tajemnic i tematów tabu było magiczne życie intymne.

Z zamyślenia wyrwało pukanie do drzwi. Nie przejął się nim specjalnie, bo i tak nie miał zamiaru nikomu otwierać. Jednak po chwili zaczął dzwonić jego telefon. Połączenie było oczywiście od H.

- G! stoję za drzwiami, czy możesz mi otworzyć, bo nie mogę znaleźć moich kluczy – brzmiała na mocno zdenerwowaną. Podszedł do drzwi i przekręcił gałkę zamka wpuszczając dziewczynę do środka. Wyglądała dość mizernie.

- Hej, czy wszystko w porządku? – Spytał zatroskany.

- Miałam fatalny dzień w pracy – dziewczyna właśnie wysypywała całą zawartość swojej torebki na stół. Była tam cała masa rzeczy, ale z pewnością brakowało pęku kluczy z dużym, kolorowym brelokiem – Och, chyba jednak je zgubiłam – zawodziła zrozpaczona.

- Zawsze możesz wymienić zamek – próbował ją pocieszyć.

- W wynajmowanym mieszkaniu to będzie problem. Moja siostra ma zapasowy komplet. Mam tylko nadzieję, że nikt ich nie ukradł aby się tu włamać.

- O włamywaczy się nie martw, bo ja non stop tu siedzę. Obronię cię, jeśli będzie trzeba – choć mówił całkiem poważnie H. zachichotała słysząc te słowa – hej, jestem facetem! To mój obowiązek chronić… Ciebie – dodał po sekundzie wahania. Potwory instynktownie bronią tych, których kochają, ale tego jej nie powie.

Następnego dnia znów spędzał czas na czytaniu. Tym razem postanowił szukać ciekawych informacji na temat, który od dawna bardzo go interesował. Wieżowce, drapacz chmur, iglice sięgające niemal do samych gwiazd. G! dałby wiele aby móc kiedyś ujrzeć widok z takiego budynku. Przypomniał sobie wysokie domy osiedla po którym błądził jakiś czas temu. Gdyby tylko nie paraliżował go wówczas stres i strach, byłby zafascynowany ich majestatycznym wyglądem. Póki co zadowalał się czytaniem artykułów o architekturze.

Nagle z boku ekranu pojawiła się mała ikonka z wiadomością. Kliknął w nią natychmiast. Ukazało się nowe okienko przeglądarki, a w nim jakaś rozmowa, zupełnie jak z UnderNetu. Więc to prawdopodobnie ludzka sieć społecznościowa. Szybko zdał sobie sprawę z tego, że znalazł się w nieodpowiednim, prywatnym miejscu. Niestety nie zawsze wychodzi mu bycie grzecznym potworem, dlatego bez wahania rzucił okiem na treść wiadomości.

P.  Hej Kotku! Mam nadzieję, że nie zapomniałaś mnie jeszcze. Obiecałaś mi, że się spotkamy, więc czekam na pasujący Ci termin. Tęsknię bardzo za moim Koteczkiem! Buziaczek w czółko.

Dalej była dziwna ikonka i kilka serduszek. To z pewnością wiadomość od jej byłego faceta. Po co on jej dupę truje. W ogóle w którym miejscu ona przypomina kota! Co za chore porównanie. Zostawiła go, nawet o nim nie wspomina, więc po co przypomina wciąż o sobie. G! poczuł rosnącą wściekłość. Nagle pojawiła się kolejna wiadomość.

H. Nie zapomniałam. Po prostu miałam ostatnio sporo na głowie. Możemy się spotkać, jeśli chcesz. Pasuje Ci czwartek popołudniu?

Po jakiego chuja ona chce się z nim spotykać. On chce, aby do niego wróciła. To pewne, i tylko pogorszy sprawę.

P. Świetnie! Pasuje mi. Bałem się, że nie odpiszesz. Nie mogę się doczekać, aby znów Cię zobaczyć. Tym razem to ty wybierz miejsce, pójdę gdzie zechcesz. Nie mogę się doczekać!

Znów seria dziwnych ikonek i kolorowych duszyczek. Gdyby G! miał możliwość się porzygać, to pewnie miałoby to miejsce właśnie teraz.

H. Pewnie jakaś restauracja. Znajdziemy miejsce gdzie nie będzie tłoku.

Tylko tyle odpisała. Później było kilka jego dziwnych wiadomości o tym jak cudowna jest i jak za nią tęskni. H. przestała odpisywać, a G! nie miał już ochoty na to patrzeć. Wyłączył komputer. Gotował się w środku. Jego dusza dosłownie wrzała ze wściekłości, rozpaczy i bezsilności. Instynktownie czuł, że ten człowiek stanowi zagrożenie.

 

***

 

Miałaś przerwę w ćwiczeniach ze studentami gdy dostałaś wiadomość na Messengerze. Zupełnie zapomniałaś o tym, że obiecałaś swojemu byłemu chłopakowi spotkanie. Dopiero gdy napisał, przypomniałaś sobie o waszej walentynkowej rozmowie. Z jednej strony nie do końca tego chciałaś, z drugiej już dawno nigdzie nie byłaś. Twoja ostatnia integracja ze znajomymi miała miejsce w Sylwestra i Nowy Rok. Od tamtej pory pochłonęły cię praca, uczelnia i oczywiście opieka nad G!. W głębi siebie cieszyłaś się, że będziesz miała okazję gdzieś wyskoczyć.

Po skończonych zajęciach poszłaś na portiernię i do dziekanatu, aby szukać swoich zgubionych kluczy. Niestety, nikt ich nie zalazł. Umówiłaś się z G!, że będzie zamykał się od środka i otwierał ci drzwi, kiedy zapukasz. Musisz jednak odzyskać zapasowy komplet od swojej siostry.

Wróciłaś do mieszkania w całkiem normalnym nastroju. Jednak G! był w złym humorze.

- Czy coś się stało? – Spytałaś podczas wspólnej kolacji. Początkowo nic nie odpowiedział bawiąc się nerwowo widelcem.

- Czy uważasz, że wyglądam przerażająco, a moje zachowanie jest prymitywne albo agresywne? – Odezwał się w końcu.

- Oczywiście, że nie. Skąd ten pomysł? – Poczułaś się nieco dotknięta. Nigdy nie myślałabyś o nim w aż tak zły sposób. Owszem, na początku trochę się go bałaś. Jak każdej obcej osoby we własnym mieszkaniu. Jednak teraz ani jego wygląd, ani zachowanie w żaden sposób ci nie przeszkadzały. Przywykłaś do jego inności.

- Czytałem o tym, co ludzie piszą o potworach.

- G!, to bajki. Mówiłam Ci to już. Oni nie znają prawdziwych potworów takich jak ty – starałaś się go uspokoić. Pewnie ciągnęlibyście tę dyskusję dalej, gdyby nie melodia twojego służbowego telefonu – przepraszam Cię, muszę odebrać – kiwną głową w odpowiedzi.

Spodziewałaś się jakiegoś studenta z problemami, ale zamiast tego usłyszałaś wesoły głos dziewczyny, która przedstawiła się jako V. z pubu „Za drzwiami”.

- Hej, mogę jutro podrzucić Ci ulotki?

- Oczywiście. Napiszę Ci adres. Zostaw je proszę w skrzynce na listy – Chciałaś jak najszybciej zakończyć tę rozmowę, aby móc wrócić do dyskusji z G!.

- Spoko. Jeszcze raz dzięki, że nam pomagasz! – Zawołała wesoło.

- Jasne, żaden problem.

Pożegnałyście się i mogłaś wrócić do problemów swojego potwora.

- O co chodzi? – Zainteresował się twoja rozmową.

- Pamiętasz tego człowieka, który pomógł Ci na przystanku? Jest właścicielem pubu i barmanem. W zamian za uratowanie Cię zgodziłam się rozreklamować jego interes wśród moich studentów.

- Diego jest barmanem! Kurwa, widziałem, że za coś lubię tego gościa. – Jego nastrój się poprawił. Odetchnęłaś z ulgą. Przez resztę wieczoru opowiadał ci o najlepszych knajpkach z podziemia.

 

***

 

Jego dzień mijał powoli i leniwie. Odpuścił sobie czytanie, bo dokuczał mu ból głowy. Spojrzał na wiszący w kuchni zegar. H. powinna wrócić do pół godziny. Przetarł zmęczone oczodoły. Gdyby nie to, że musi otworzyć jej drzwi, pewnie poszedłby się zdrzemnąć. Ostatnio źle sypia w nocy. Nagle usłyszał ciche pukanie. Ucieszył się, że dziś wróciła wcześniej. Podszedł do drzwi i przekręcił zamek, ale nikt nie wszedł do środka. Zapewne ma zajęte ręce jakimiś zakupami, pomyślał, po czym otworzył dla niej wejście. Ku jego zaskoczeniu po drugiej stronie nie znalazł H. Stała tam inna ludzka samica. Przez sekundę oboje stali w milczeniu gapiąc się na siebie wzajemnie. Oczy kobiety były szeroko otwarte, jej szczęka powędrowała w dół.

Kurwa, będzie krzyczeć.

Bez chwili wahania zasłonił jej oczy i usta swoimi fantomowymi rękami i wciągnął do mieszkania zamykając za nią drzwi. Próbowała się wyrywać, ale jego magia była silniejsza. Chciał ostrożnie posadzić ją na kanapie, ale wciąż się opierała.

- Nie zrobię Ci krzywdy, tylko się uspokój – Starał się brzmieć spokojnie, ale cała ta sytuacje przerażała również jego. Kobieta przestała wierzgać. Zamiast tego dyszała ciężko i łkała. Poczuł, że jej twarz wilgotnieje pod jego rękami – Jeszcze raz powtarzam. Nie jestem niebezpieczny i nic złego Ci nie zrobię, tylko się uspokój. Uwolnię Cię, ale nie wolno Ci krzyczeć, rozumiesz? – Desperacko kiwnęła głową w odpowiedzi. Magiczne ręce rozpłynęły się w powietrzu.

- Ja pierdolę!  Nie zabijaj mnie, kurwa, proszę. Ja tu tylko z ulotkami – jęknęła rozpaczliwie, ale niezbyt głośno. Dopiero teraz zauważył, że z jej rąk wypadło małe, kartonowe pudełko i jakiś rulon.

- Przecież mówiłem, że Cię nie skrzywdzę! Ostatnią rzeczą, której potrzebuje, to ludzki trup w tym mieszkaniu – samica poparzyła na niego dziwacznie.

- Ty… Ty jesteś żywy? Czym ty kurwa jesteś?

- Jestem G!, i tak jestem żywy, i choć nie wyglądam jak człowiek, to wcale nie znaczy, że chcę cię od razu zabić – specjalnie unikał słowa potwór. Miał świadomość, że to może pogorszyć sprawę.

- To Tobie pomógł Diego!

- Tak, uratował mnie, i jestem mu za to bardzo wdzięczny – H. powinna niedługo wrócić z pracy. Zastawiał się jak zareaguje na tego niespodziewanego gościa w ich domu. Może powinien ją ostrzec.

- Jakim cudem nie zobaczył jak wyglądasz? Możesz zmieniać wygląd? Skąd się w ogóle wziąłeś? Wylazłeś kurwa z piekła! – G! nie miał pojęcia na które pytanie odpowiadać najpierw. Miał wrażenie, że zaraz pojawi się ich jeszcze więcej.

- Diego mnie nie widział. Miałem zasłoniętą twarz. Muszę zadzwonić do kogoś – podszedł bliżej kanapy aby podnieść telefon ze stołu. Niestety oznaczało to, że musiał zbliżyć się też do niej. Samica pisnęła, cofnęła się i osłoniła rękami – Spokojnie, chcę tylko telefon.

Szybko sięgnął po urządzenie oraz paczkę fajek i odszedł na drugą stronę pokoju, aby nie stresować jej bardziej. Wybrał numer do H. Na szczęście od razu odebrała.

- Hej, słuchaj, tylko się nie denerwuj, dobrze?

- G!, jak mówisz, że mam się nie denerwować, to właśnie zaczynam to robić – usłyszał w słuchawce.

- Kiedy będziesz w domu?

- Za jakieś pięć minut, a co się stało?

- Chodzi o to, że mamy gościa. Niespodziewanego gościa i chyba trochę wystraszonego. Więc fajnie by było, żebyś mi pomogła ją uspokoić – H. powinna bez problemu dogadać się z innym człowiekiem.

- G! kogo wpuściłeś do mieszkania? – Zaczęła nerwowo dopytywać.

- Kobietę  z ulotkami – Nie zadawała więcej pytań, zamiast tego jęknęła do słuchawki.

- Zaraz tam będę, nic nie rób.


Share:

24 sierpnia 2020

Undertale: Projekt badawczy POTWÓR - Barman i barmanka

Autor okładki: Muko
Notka od autora: Miałaś nadzieję, że teraz Twoje życie będzie jak bajka. Wynajęłaś nowe, śliczne mieszkanie. Całkiem sama. Bez rodziny, współlokatorów czy chłopaka, którego niedawno rzuciłaś. Będziesz jak królewna we własnym królestwie. Wolna i nieskrępowana. Problem w tym, że na Twojej kanapie śpi okryty puchatym kocykiem potwór. Czy więc królewnie wypada chodzić nago po mieszkaniu?
Autor: S.
Spis treści
Baman i barmanka (obecnie czytane)

Diego nienawidził autobusów. Tracił dobry nastrój za każdym razem, kiedy jego poczciwa staruszka Niva odmawiała posłuszeństwa i był zmuszony dostać się do pracy komunikacją miejską. Jednak tym razem było inaczej. Auto było sprawne, a on z własnej woli poszedł na przystanek, i to w zadziwiająco dobrym nastroju. Nawet teraz, stojąc w zatłoczonym pojeździe, uśmiechał się sam do siebie.

Poczuł wibrację telefonu. Zerkając na wyświetlacz uśmiechnął się jeszcze szerzej.

- Gdzie jesteś kretynie! – Usłyszał po drugiej stronie słuchawki.

- Wypada tak się zwracać do szefa? – Spytał z udawaną powagą.

- Spóźniasz się, a jest w chuj roboty! Sama tego nie ogarnę!

- Wyluzuj, będę za dziesięć minut.

Jak na dzień swoich dwudziestych drugich urodzin V. miała wyjątkowo parszywy nastrój. Diego miał nadzieję, że niespodzianka, którą przygotował dla swojej ulubionej pracownicy, i jednocześnie bardzo dobrej przyjaciółki, poprawi jej humor.

„Za drzwiami”. Taką nazwę wybrał dla swojej własnej, wymarzonej knajpki. Nie był to typowy bar czy pub. Sam wolał nazywać swój interes „klubem miłośników herbaty”, ponieważ poza piwem z browarów rzemieślniczych oraz wymyślnymi, niezbyt mocnymi drinkami, właśnie ten napój królował wśród bywalców. Diego starał się też, aby „Za drzwiami” sporo się działo. Organizowano koncerty, zabawy tematyczne, spotkania książkowe oraz wieczory planszówek. Nie brakowało również imprez zamkniętych, zarezerwowanych wyłącznie dla zaproszonych gości. Właśnie dziś miała się odbyć jedna z nich. Urodzinowa niespodzianka dla V.

Zanim wszedł do lokalu przyczepił na drzwiach przygotowane wcześniej ogłoszenie, aby nie musieć wypraszać zbyt wielu gości ze środka.

- No nareszcie! – V. wyglądała na naprawdę złą, całe szczęście znał ją dobrze, i wiedział, że jej nastrój można łatwo naprawić.

- Sorki, problemy z Ładą. Ale widzę, że świetnie sobie radzisz – uśmiechnął się i złapał ją w przyjacielskim uścisku – wszystkiego najlepszego z okazji kolejnej osiemnastki! Skoro już jestem, to przejmuję stery, a ty możesz otworzyć sobie piwo.

- Ech, dzięki – jej humor od razu się poprawił.

- Wszystko dla mojego najlepszego pracownika.

- Aktualnie jedynego pracownika – zaśmiała się – szukałeś już kogoś nowego na miejsce tego frajera, który zwiał po trzech dniach?

- Jest ogłoszenie w sieci – Diego rozglądał się po sali szacując liczbę gości. Przed północą trzeba będzie dać znać większości z nich, aby opuścili lokal. Rozpoznał jednak kilku stałych bywalców, którzy chętnie zostaną na urodzinach barmanki.

- W ogóle, fajną akcję dziś miałam – V. stała nadal za barem jednak w jej rękach już znajdowała się otwarta butelka z piwem – jest mało studentów, bo zapierdalają do sesji, ale wyobraź sobie, że wpadło tu dziś chyba z dwudziestu licealistów!

- Byli pełnoletni? Mam nadzieję, że nie sprzedałaś im alkoholu – to nie tak, że przejmowałby się piciem nastolatków, ale nie chciał mieć na głowie żadnych gównianych kontroli.

- Skąd, posłałam Mebla po mleko i kakao do sklepu. Fakturę masz na zapleczu. Sprzedawałam po tej samej cenie co kawa, jak z bitą śmietaną to dopłata ekstra. Mówię Ci, niektórzy brali po trzy porcje! – V. była wyraźnie z siebie zadowolona.

- Nie ma to jak przyjść do baru na kakałko! – Zaśmiał się ironicznie, ale w duchu był z niej naprawdę dumny.

- No wiesz, trzeba łapać okazję! – Teraz jej uśmiech sięgał niemal od ucha do ucha.

Diego nie miał ochoty na obsługiwanie gości, sam chciał się zabawić. Na szczęście potrafił z łatwością ukryć przed klientami swoje zniechęcenie. Zerknął na telefon aby sprawdzić ile jeszcze czasu pozostało do rozpoczęcia zamkniętej imprezy. Zauważył jedną nieodebraną wiadomość.

Nieznany numer: Dobry wieczór. Chciałabym bardzo podziękować za pomoc w odnalezieniu G!. Chcielibyśmy się odwdzięczyć za tę przysługę. Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam, H.

Diego potrzebował kilku sekund aby poukładać sobie klocki w głowie. Chodzi o tego dziwnego gościa z przystanku. Wyglądało na to, że znalazł swoją opiekunkę i cała historia dobrze się skończyła.

- Czy coś się stało? – V. wpatrywała się w niego zaciekawiona.

- Spotkałem dziś dziwnego kolesia na przystanku. Nie znał miasta, pomogłem mu znaleźć osobę, która się nim opiekowała. Wysłali mi podziękowania – ta historia nie była dla niego niczym niezwykłym. Jako barman od lat miał do czynienia z różnymi, nieraz bardzo oryginalnymi ludźmi.

- Jakieś dziecko?

- Nie, dorosły facet, przedstawił się jako G!. Miał wypadek i teraz opiekuje się nim jakaś doktorka z Medyka. Napisała mi, że chce się odwdzięczyć za pomoc – skrzywił się lekko

- Co jej odpiszesz? – Zdawała się być zainteresowana tą prostą historią.

- Nic, to tylko random z przystanku.

- Hej, co ja Ci mówiłam o łapaniu okazji! Jak ona pracuje na uniwerku to może rozdać nasze wizytówki i ulotki! – dziewczyna podnieciła się strasznie własnym pomysłem – Albo niech powiesi plakat gdzieś przy wejściu.

- Ok, odpiszę jej, ale resztę zostawiam Tobie.

- Jasna sprawa szefie - V. mrugnęła wesoło i wróciła do sączenia swojego wiśniowego piwa.

***

W autobusie znajdowało się kilkunastu pasażerów. Upewniłaś się, że twarz G! jest dobrze osłonięta przed ludźmi. Przez większość czasu praktycznie ze sobą nie rozmawialiście, a na twoje pytania, o to czy wszystko w porządku, odpowiadał zdawkowym kiwaniem głową. Na szczęście droga z przystanku do budynku, w którym znajdowało się mieszkanie, nie była daleka. Nie umknęło jednak twojej uwadze, że G! kuleje. Albo stare pęknięcie biodra dawało mu się we znaki, albo uszkodził sobie nogę w inny sposób. Nie ulegało wątpliwości, że będzie miał problem z wejściem na drugie piętro, dlatego nim zaczął wspinać się po schodach złapałaś go pod ramię, aby mógł się na tobie wesprzeć.

- Co robisz? Dam sobie radę! – Oburzył się.

- Widzę, że kulejesz. Parę miesięcy temu wniosłam Cię po tych schodach nieprzytomnego, i to w butach na wysokim obcasie – wróciłaś pamięcią do tamtej chwili – proszę, uszanuj moje starania.

Nic nie odpowiedział. Nie mogłaś też dostrzec wyrazu jego twarzy, ponieważ wciąż jego głowę zasłaniały ubrania. Powoli ruszyliście w górę. Gdy wreszcie drzwi mieszkania zamknęły się za wami, odetchnęłaś z ulgą. Czułaś się wyczerpana do granic możliwości. Zdecydowanie poważną rozmowę z G! przełożysz na następny dzień. Poprosiłaś go, aby poszedł się wykąpać a sama zabrałaś się za szykowanie kolacji i posłania na kanapie.

Po wzięciu kąpieli życzyłaś G! dobrej nocy i od razu poszłaś do sypialni. Nie miałaś siły z nim dyskutować. Byłaś zmęczona zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Wzięłaś ze sobą służbowy telefon. Nim pójdziesz spać, wypada podziękować mężczyźnie, który pomógł G!. Była wprawdzie dość późna godzina, ale im szybciej to zrobisz, tym lepiej. Nakreśliłaś krótką wiadomość i nie czekając na żadną odpowiedź wskoczyłaś pod ciepłą kołdrę. Zasnęłaś niemal natychmiast.

***

Była miła, jak zawsze. Nie krzyczała, nie wyzwała go od idioty, którym przecież był. Wiedział, że poczułby się lepiej, gdyby dostał zasłużony opierdol. Już wcześniej było mu wstyd, ale gdy pomagała mu wspiąć się na schody, czuł się dodatkowo upokorzony. Miał plan uwolnić ją od ciężaru opieki nad nim, a teraz cały jego ciężar opiera się na jej niziutkiej osóbce. To było poniżające.

Gdy wreszcie dotarli do ciepłego i cichego mieszkania znów poczuł drżenie duszy. Mimo silnego uczucia rozczarowania samym sobą, nie był w stanie ukryć tej odrobiny szczęścia, że to wszystko co miało miejsce tego wieczoru, jest już tylko złym wspomnieniem.

- Idź się wykąpać, zagrzej się pod ciepłą wodą i przebierz – poleciła spokojnie – zrobię Ci coś do jedzenia.

Wyszedł spod prysznica i owinął się ręcznikiem. Spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Wygląda strasznie. Zawsze uważał się za całkiem przystojnego potwora. Może nie miał muskularnego ciała, ale nie narzekał na brak powodzenia u samic. Teraz pewnie wolałby nie zbliżać się do żadnej z nich, bo mogłyby uciec z przerażenia. Dwie wielkie blizny oszpeciły jego czaszkę. Wygląda jak jakiś przestępca. Co on sobie myślał flirtując z H.? Westchnął zapinając ostatni guzik koszuli i wyszedł z łazienki.

- Kolacja stoi na stole, ja idę spać – wyglądała, jakby zaraz miała się przewrócić. Miał nadzieję, że nic jej nie będzie.

- Oczywiście. Wiesz, ja... - chciał przynajmniej powiedzieć „przepraszam”.

- Wybacz, ale jestem naprawdę zmęczona. Pogadamy jutro rano– weszła mu w słowo i zamknęła się w łazience.

Podszedł do kanapy. Pościele były już przygotowane i tylko czekały, aby mógł się w nich bezpiecznie skryć. Na stole stał talerz ze smakowicie wyglądającymi kanapkami i kubek parującej herbaty. Był kurewsko głodny, ale miał wrażenie, że każdy kęs jedzenia go dusi. H. poszła już spać. Dokończył kolację i sam zatopił się w miękkim posłaniu.

Znów był bezpieczny. Na samo wspomnienie okropnego wieczoru spędzonego na ulicach miasta przechodziły go nieprzyjemne dreszcze. Nie ma zamiaru tam wracać. Zastanawiał się, jakim cudem H. codziennie tyle godzin spędza poza mieszkaniem i żyje. Przecież to cholernie niebezpieczne! Był pełen podziwu, że pomimo swojej uroczej niezdarności, ona jeszcze nie zginęła. Jest znacznie silniejsza niż mu się wydawało.

Nie potrafił zasnąć. Był wykończony, ale natłok myśli nie pozwalał mu zmrużyć oka. Nie miał pojęcia co robić dalej ze sobą i swoim daremnym życiem. Wiedział, że nie może opuszczać mieszkania, bo świat za tymi bezpiecznymi ścianami go zabije. Z drugiej strony nie może być wiecznie uzależniony od dobroci swojej opiekunki. Tym bardziej, że czuł do niej znacznie więcej niż wdzięczność za ratowanie życia i opiekę. Musi jednak zachować te uczucia w głębi siebie. Nigdy nie będzie mógł liczyć na wzajemność. Nawet o tym nie marzy. Widocznie los tak chciał, aby to miłosne cierpienie było dla niego karą za egoizm i bycie ciężarem dla tej wrażliwej osoby.

***

Obudziła cię znajoma melodia budzika ustawionego w telefonie. Zaspana zerknęłaś na wyświetlacz. Była czwarta trzydzieści, niedziela. Ki czort nakłonił cię do ustawienia alarmu na taką chorą godzinę w weekend! Nagle przypomniałaś sobie, że tydzień temu o tej porze miałaś masę uczelnianej roboty. Musiałaś wtedy wstać wcześnie, aby pisać swój doktorat. Jak dobrze, że masz to już za sobą. Nagle ogarnął cię niepokój. Wyskoczyłaś z łóżka i wybiegłaś z sypialni sprawdzić kanapę. Na szczęście znalazłaś na niej śpiącego potwora.

Niedzielny poranek i szkielet na twojej kanapie. Wróciły do ciebie wspomnienia z początku roku. Tak strasznie się wtedy bałaś, tak bardzo niepewna byłaś słuszności swojej decyzji. Teraz cieszysz się, widząc go spokojnie śpiącego w twoim saloniku. Wolałaś już nie myśleć o tym, jak utrata tego kościanego gościa wpłynęłaby na twoją psychikę. Świadomość, że G! jest bezpieczny uspokajała cię. Z uśmiechem na ustach przeszłaś do kuchni z zamiarem przygotowania porannej kawy. Nagle nowa myśl zrodziła się w twojej głowie. G! jest przy tobie bezpieczny, prawda? Ale czy jest tutaj szczęśliwy? Ręka trzymająca miarkę z kawą zadrżała, kilka ziarenek upadło na kuchenny blat.

***

Obudził go delikatny dotyk miękkiej ręki na twarzy. Choć całe jego ciało było obolałe, to czułe głaskanie łagodziło te przykre dolegliwości. Do tego w pomieszczeniu unosił się przyjemny zapach kawy. Powoli otworzył oczy. H. zabrała dłoń z jego policzka, chciał ją zatrzymać, ale jego ramiona były zbyt sztywne i zdrętwiałe, aby mógł nimi szybko poruszać. Warknął zirytowany, że zrujnował tę chwilę.

- Przepraszam, że Cię obudziłam, ale nie chciałam, abyś to przegapił – H. siedziała na krzesełku obok kanapy.

- Co przegapił? – Spytał próbując podnieść się z posłania. Gdy wreszcie udało mu się wygodnie usiąść dziewczyna podała mu kubek z kawą.

- Spójrz za okno G! - zgodnie z poleceniem odwrócił głowę we wskazanym kierunku. Firanka była odsłonięta i wyraźnie widział dach sąsiedniego budynku i kawałek wciąż jeszcze ciemnego nieba.

Zerknął na siedzącą obok kobietę, ale ta nadal przyglądała się widokowi. Poszedł w jej ślady, mimo, iż nie miał pojęcia czego szukać za oknem. Po krótkiej chwili zauważył, że widok się zmienia. Niebo lekko pojaśniało i z szaro czarnej zmieniło barwę na granatową, fioletową, różowawą, a gdzieniegdzie zaczęło płonąć soczystą czerwienią niczym żywy ogień. Wąski pas widoczny ponad dachami nie był już jednolitą, szarą masą. Teraz wyglądał jak postrzępiony stwór, żywy i ruchliwy. Kolory stawały się coraz jaśniejsze, granat i fiolet jaśniały do błękitu i bieli a czerwień ustępowała miejsca złocistej poświacie powoli wyłaniającej się znad dachów. Bardzo starał się nie mrugać, aby nie opuścić choć jednej sekundy tego bajecznego widowiska, ale ostatecznie wyłaniająca się zza budynków światłość oślepiła go, i musiał zmrużyć oczy.

- Nie patrz na słońce zbyt długo, bo rozboli cię głowa – H. uśmiechała się do niego.

- Słońce – powtórzył, wciąż nie mogąc oderwać wzroku od widoku za oknem.

- Tak, twój pierwszy wschód słońca G!. Może nie był fenomenalny, ale w tych warunkach, w mieście, niewiele więcej mogę Ci pokazać – dziewczyna zaczęła bawić się swoim kubkiem kawy, bardzo nerwowo obracając go w dłoniach.

- Żartujesz, to było… – Cudowne? Wspaniałe? Te słowa zdawały mu się zbyt banalne aby opisać to, czego właśnie był świadkiem.

- Może kiedyś, jeśli dasz mi szansę, pokażę Ci piękniejszy wschód słońca, albo zachód. Zachody też są piękne. Szczególnie tam, gdzie nie ma tylu budynków, nad oceanem albo w górach – jej ramiona drżały, na ten widok powrócił do niego paskudny nastrój poprzedniego wieczoru. Spierdolił sprawę i teraz przyjdzie mu ponieść gorzkie konsekwencje.

- Słuchaj – nadeszła pora zmierzenia się z tym – po pierwsze chciałem Cię przeprosić za moje wczorajsze postępowanie. Masz prawo być na mnie wściekła, bo zachowałem się jak debil. Nie zrobię tego nigdy więcej. Obiecuję.

- G!, czy ty mi nadal nie ufasz?

- Dlaczego tak myślisz? – Nie miał powodu, aby jej nie ufać. Nie po tym wszystkim co dla niego zrobiła. Owszem, na początku nie znał jej, był niepewny jej zamiarów czy intencji. Jednak nigdy, w żaden sposób, go nie zraniła.

- Wczoraj wyszedłeś sam z mieszkania. Nikt nie ucieka bez wyraźnego powodu, więc musiałam gdzieś popełnić błąd. Byłam egoistką chcąc zatrzymać Cię tu na siłę – jej głos był cichy i słaby.

- Nie! To nie przez Ciebie! To wszystko moja wina! Ja… Ja nie chciałem być dla Ciebie ciężarem. Nie ułożysz sobie szczęśliwego życia mając u boku takie dziwadło.

- Nie mów tak o sobie, nie jesteś dzi…- uciszył ją delikatnie przykładając palec do jej ust.

- Popełniłem wczoraj masę głupich błędów, których bardzo żałuję. Dostałem solidnego kopa od ludzkiego świata, więc wygląda na to, że będziesz musiała znosić mnie tu jeszcze przez jakiś czas. Jeśli oczywiście zgodzisz się gościć dalej kupę głupich kości pod swoim dachem – zaśmiała się lekko, to był dobry znak.

- Och G!, oczywiście, że możesz tu zostać jak długo chcesz – To były dobre i złe wieści. Z jednej strony odzyskał bezpieczne schronienie i opiekę, z drugiej wiedział, że czekają go tortury niezaspokojonej duszy z powodu nieodwzajemnionych, głębokich uczuć, którymi ją obdarzył. Losie, jesteś chujem…


Share:

2 lipca 2020

Undertale: Projekt badawczy POTWÓR - Tajemniczy telefon i dym z papierosa


Autor okładki: Muko
Notka od autora: Miałaś nadzieję, że teraz Twoje życie będzie jak bajka. Wynajęłaś nowe, śliczne mieszkanie. Całkiem sama. Bez rodziny, współlokatorów czy chłopaka, którego niedawno rzuciłaś. Będziesz jak królewna we własnym królestwie. Wolna i nieskrępowana. Problem w tym, że na Twojej kanapie śpi okryty puchatym kocykiem potwór. Czy więc królewnie wypada chodzić nago po mieszkaniu?
Autor: S.
Spis treści

Taksówka wolno toczyła się po wąskich uliczkach osiedla. Nigdzie ani śladu G!. Spojrzałaś na zegarek w swoim telefonie. Już trzecią godzinę starasz się go znaleźć. 

– Przepraszam – usłyszałaś głos kierowcy – ja bym mógł tak z panią całą noc jeździć, ale zaraz kończę moją zmianę. Córka na noc do pracy idzie, i dziadek obiecał z wnukami posiedzieć.

– Naturalnie! To ja pana przepraszam, że zajęłam aż tyle czasu – zaczęłaś grzebać w torebce w poszukiwaniu swojej karty płatniczej. Pozbędziesz się sporej części wypłaty, ale mało cię to teraz obchodzi.

– Ja panią gdzieś odwiozę, to osiedle jest niebezpieczne.

– Nie trzeba, wysiądę tutaj. 

– To niech pani zamówi kolejną taksówkę! 

– Tak, z pewnością tak zrobię, miłego wieczoru panu życzę – zatrzasnęłaś drzwi samochodu i ruszyłaś chodnikiem przed siebie. 

Nie zamówiłaś następnej taryfy. Zamiast tego biegałaś po osiedlach zaglądając we wszystkie bramy i zaułki. Może gdzieś się skrył? Może siedzi w jakiejś dziurze, której nie widać z ulicy? 

Rozglądając się dookoła, zastanawiałaś się, dlaczego G! wyszedł z mieszkania sam. Przecież nie uraziłaś, ani nie skrzywdziłaś go w żaden sposób. Powiedziałaś, że kupisz mu papierosy, jeśli nie może bez nich żyć. Więc dlaczego uciekł bez słowa? Może nadal ci nie ufał? Szukał tylko pretekstu, aby wydostać się z klatki, jaką było dla niego twoje mieszkanie. Jak tylko odzyskał wzrok, postanowił cię opuścić. Być może poprosił, abyś wyszła dla niego do sklepu tylko po to, żeby pozbyć się ciebie z domu, i wyjść niezauważonym. Musiał planować to wcześniej. Dobrze wiedziałaś, że nie możesz wiecznie go więzić, ale dlaczego poszedł bez słowa. Nawet się nie pożegnał. Poczułaś łzy spływające po twoich policzkach, już dłużej nie możesz dusić tego w sobie. Czy naprawę nic dla niego nie znaczyłaś? 

Twój służbowy telefon zaczął dzwonić. Wkurzyłaś się. Który student zawraca ci głowę w weekend, jeszcze o tak późnej porze? Zaczęłaś żałować, że zdecydowałaś się na udostępnienie numeru. Sięgnęłaś po komórkę do torebki. Na wyświetlaczu pojawił się nieznany numer. Odebrałaś połączenie. 

– Dzień dobry! - Usłyszałaś nieznany, męski głos – czy dodzwoniłem się do pani H.? 

***

– Obrzydliwa patologia! Obdartusy śmierdzące!

Znów strasznie bolała go głowa. Nie był pewny czy to wina zmęczenia, czy tego okropnego jazgotu. Będzie musiał stąd iść, bo ona raczej nie ma zamiaru się ruszyć. Nie wytrzyma całej nocy z tym skrzekliwym dziwadłem. 

– Babcia się uspokoi, bo się jej już ta płyta zdarła! - Usłyszał jakiś wesoły głos. Kolejna postać pojawiła się pod zadaszeniem. Była dziwna. G! miał problem z określeniem nie tylko wieku, ale nawet płci tego człowieka.

– Nie uciszaj mnie ty demonie jeden, bo zaraz po policję zadzwonię! Potwór przebrzydły! - Potwór? Czy ona właśnie nazwała tego człowieka potworem?

– A niech sobie babcia dzwoni, za siedzenie na przystanku mandatów nie ma – dziwny osobnik zainteresował się tabliczkami wiszącymi na tylnej ścianie budki.

– Masz szczęście brudasie, że mój autobus już jedzie! Bo byś popamiętał! - Starsza kobieta opierając się na swojej lasce podeszła do krawężnika. Chwilę później ogromny pojazd zatrzymał się naprzeciwko nich. Kilkoro ludzi wysiadło z jego wnętrza, staruszka wspięła się do środka i po chwili zniknęła za zasuwanymi drzwiami. Wyglądało to trochę przerażająco, jakby pożarła ją bestia z ogromną paszczą. 

– Hej! Nie wiesz czy dziesiątka już jechała? - G! ostrożnie podniósł głowę. Dziwny osobnik zwracał się do niego, ale nie miał pojęcia o co pyta.

– Słucham? - Starał się zachowywać normalnie i możliwie grzecznie. 

– Dziesiątka. Autobus numer dziesięć. Jechał już? 

– Nie wiem, nie zwróciłem uwagi. Przykro mi – miał nadzieję, że to wystarczy.

Człowiek usiadł na ławce kawałek dalej. G! kątem oka starał się przyjrzeć mu nieco lepiej. Jego głos jest męski, ale ma długie włosy, spięte z tyłu w kucyk, jak kobieta. Do tego nosił kolczyki, co również kojarzyło mu się raczej z damską biżuterią. H. też miała w uszach małe świecidełka. Jednak tym, co najbardziej zwróciło jego uwagę były ubrania. Długi płaszcz z czarnej skóry ozdobiony srebrnymi ćwiekami oraz klamrami umiejscowionymi przy rękawach i w pasie. Na nogach miał ciemne spodnie i ciężkie, sznurowane buty sięgające do połowy łydki. Wyglądał totalnie odlotowo. G! dałby wiele, za taki czaderski płaszcz. Póki co, założy, że jest to samiec, ludzkie samice chyba nie mają owłosionej twarzy a ten ma kudły na gębie. 

Siedzieli przez chwilę w milczeniu. Po okropnym jazgocie wydawanym przez staruszkę, ta cisza wydawała się aż nienaturalna i dziwna.

Nagle człowiek poruszył się, sięgnął do kieszeni płaszcza i wyjął z niej małe, kartonowe pudełko oraz zapalniczkę. G! poczuł, jak jego magia zawrzała. Doskonale wiedział, co znajduje się w tym delikatnym pojemniczku. Człowiek wyciągnął z opakowania jedną, idealnie skręconą fajkę i umieścił ją między swoimi wargami. G! miał ochotę rzucić się na tego gościa i wyrwać mu papieros z japy. Z całych sił starał się opanować.

– Sorki, koleś. Nie będę Ci tu smrodził – człowiek chciał wstać.

– Nie! - Zawołał. Chyba trochę zbyt gwałtownie. Mężczyzna spojrzał na niego mocno zaskoczony. 

– Nie musisz wstawać, nie przeszkadza mi to.

– Jeśli tak mówisz – po chwili delikatny obłok dymu pojawił się pod zadaszeniem. Człowiek ponownie wyjął paczkę z kieszeni i wyciągnął rękę w jego stronę – Trzymaj stary, przecież widzę, że aż cię skręca, żeby zajarać – tak! Kurwa tak! Tylko jak ma sięgną po tą fajkę, żeby gość nie zobaczył jego dłoni. Powinien się ukrywać. Jeśli ujawni swój wygląd, może mieć poważne kłopoty. Co robić? 

– Chyba dziesiątka jedzie – powiedział, mając nadzieję, że koleś da się nabrać. Człowiek odwrócił głowę szukając wzrokiem pojazdu. Ułamek sekundy i zdobył upragniony skarb – wybacz, zdawało mi się. Dzięki za fajkę.

– Spoko, żaden problem – uśmiechnął się chowając papierosy z powrotem do kieszeni – ognia? 

– Nie dzięki, mam swój. Później zapalę. 

– Mów mi Diego – człowiek wyciągnął rękę w jego kierunku. Kurwa! Co teraz? Nie wypada odmówić uścisku dłoni, to będzie maksymalnie chamskie. Jednak Diego nie wyglądał na urażonego, wręcz przeciwnie, uśmiechnął się do niego życzliwie. 

– Chodzi o dziary? Nie bój się, nie byłem w pierdlu – dopiero teraz G! zauważył dziwne rysunki na dłoni mężczyzny. Są na stałe? Nie może ich zmyć?

– Nie, są całkiem fajne – stwierdził przyglądając się wizerunkowi wielkiego, uskrzydlonego owada z czaszką pośrodku grzbietu – wybacz, odmroziłem sobie ręce. Jestem G!. 

– Fajna ksywa, ale koleś, ubrałeś się jak debil – zaśmiał się – wiesz, że jest minusowa temperatura? 

– Wiem, ale ostatnio w ogóle nie wychodziłem z mieszkania – poczuł się głupio, faktycznie był nieodpowiednio ubrany na taki mróz. Na powierzchni warunki atmosferyczne były inne, bardziej odczuwalne. 

– Chujowa robota? 

– Nie, wypadek. Byłem przykuty do łóżka – co on właściwie wyprawia? Dlaczego zwierza się temu człowiekowi?  

– Kurwa, przykro mi stary! - Diego wydawał się być szczerze poruszony. Czyżby znów miał szczęście trafić na normalnego człowieka?

– W porządku, już jest dobrze – nie, nie jest dobrze. Zgubił się w ludzkiej betonowej dżungli pełnej psich gówien. Jest głodny, zmęczony, zmarznięty i boli go głowa. Do tego cholernie tęskni za ciepłym i bezpiecznym mieszkaniem, a przede wszystkim za jego kochaną i dobrą opiekunką. Teraz wiedział, że ta ucieczka była aktem czystego debilizmu.

– Jesteś pewny? Bo brzmisz jakoś marnie.

– Może nie do końca jest dobrze – nie był fanem zwierzania się ze swoich problemów, właściwie nigdy tego nie robił. Jego spawy są jego spawami, ale dziś zrobi wyjątek – zgubiłem się w tym chujowym mieście.

– Pierdolisz?

– Nie! Wyszedłem z mieszkania i nie wiem jak dostać się tam z powrotem – zdawał sobie sprawę, że brzmi żałośnie.

– Dobra! Wierzę. Znasz adres? – Diego znów sięgnął do kieszeni. Tym razem wyjął z niej telefon. 

– Nie – nie miał bladego pojęcia gdzie mieszkał przez ostatnie dwa miesiące. Nie był nawet w stanie opisać okolicy, bo wszystko wokół zdawało się wyglądać podobnie – ale wiem kto jeszcze tam mieszka. Moja opiekunka H.

– Znasz nazwisko?

– Niestety, ale wiem, że pracuje na Uniwersytecie Medycznym. Piesze doktorat z dietetyki – samo wspomnienie o niej sprawiało ból jego duszy. Tak strasznie chciał znów ją zobaczyć.

– Czy to ona? –  Diego odwrócił telefon w jego kierunku. Na wyświetlaczu było jej zdjęcie.

– Tak! Skąd to masz? - odrobina nadziei zrodziła się w jego udręczonej duszy.

– Ze strony uniwerku, mają zakładki dotyczące wszystkich pracowników wraz z kontaktami mailowymi i numerami telefonów. Teraz tylko trzymaj swoje zmarznięte kciuki, żeby ona miała przy dupie służbowy telefon – Mężczyzna przyłożył komórkę do ucha. G! Wstrzymał oddech z nerwów.

– Dzień dobry! Czy dodzwoniłem się do pani H.? – Odebrała! Oby tylko zgodziła się po niego przyjść. Jest mu tak strasznie wstyd. Może ją błagać na kolanach i przepraszać całą noc, byle tylko zabrała go z tego wstrętnego miejsca! 

– Ktoś panią szuka, ma ksywę G! i twierdzi, że z panią mieszkał, a teraz zgubił się w mieście – G! nie słyszał odpowiedzi. Miał wrażenie, że całe jego ciało drży nie tylko z zimna, ale też z ogromnej niepewności. Co zrobi, jeśli odmówi, jeśli jest na niego tak wściekła, że już więcej nie będzie chciała na niego spojrzeć. 

– Jeszcze żyje, ale prawie zamarzł. Proszę przyjść na przystanek autobusowy „Aleja Majowa” w kierunku Dworca Głównego – zgodziła się przyjść? Może jednak nie spierdolił sprawy aż tak bardzo. 

– Rozumiem, przekażę mu – Diego zakończył połączenie.

– Oj, coś czuję stary, że masz u niej przejebane. Lepiej szykuj dupsko na ostre lanie! – Człowiek zaczął się śmiać. Teraz G! był pewny, że się trzęsie, cała jego dusza drżała targana ogromem uczuć, które ją wypełniały. Ona przyjdzie, zabierze go stąd i znów będą razem, blisko i bezpiecznie. 

– Zaczekałbym z tobą aż przyjdzie, ale jedzie ta cholerna dziesiątka, a nie chcę tu sterczeć kolejne pół godziny, i tak jestem spóźniony – dopiero teraz G! spostrzegł, że w ich kierunku zmierzał autobus – na telefonie twojej opiekunki wyświetlił się mój numer. Dajcie znać, czy wszystko w porządku!

– Jasne! Dziękuję Ci za pomoc i jeszcze raz za fajkę!

– Nie ma sprawy! – Diego znikł za drzwiami pojazdu.

G! rozejrzał się dookoła, został sam. Wyjął rękę z kieszeni i przyłożył na wysokości mostka. Musi się uspokoić. Siedział tak przez dłuższy czas próbując wyrównać oddech i uciszyć rozdygotaną duszę. Na szczęście miał przy sobie coś, co zdecydowanie pomoże się mu teraz zrelaksować.  Wyjął swój maleńki skarb. Może zdąży się nim nacieszyć, zanim przyjdzie H. 

***

– Czy dodzwoniłem się do pani H.?

– Tak, przy telefonie. W czym mogę panu pomóc? - Starałaś się być miła i udawać spokojną, ale miałaś ochotę wyzwać tego gościa od ostatnich chamów. Na całe szczęście tego nie zrobiłaś. 

– Ktoś panią szuka, ma ksywę G! i twierdzi, że z panią mieszkał, a teraz zgubił się w mieście – miałaś wrażenie, że zaraz znów się rozpłaczesz, tym razem ze szczęścia. Jednak go odzyskasz! 

– Tak! Nic mu się nie stało? Proszę mi powiedzieć, gdzie on jest! – Już chciałaś pędzić, ale jeszcze nie wiesz dokąd. 

– Jeszcze żyje, ale prawie zamarzł. Proszę przyjść na przystanek autobusowy „Aleja Majowa” w kierunku Dworca Głównego – znasz to miejsce, jest niedaleko. Jeśli pobiegniesz będziesz tam dosłownie w kilkanaście minut.

– Zaraz tam będę, niech on nie rusza stamtąd swojej chudej dupy! – wrzasnęłaś do słuchawki. Miałaś nadzieję, że nie przeraziłaś tego faceta, który dzwoni.

– Rozumiem, przekażę mu – połączenie się zakończyła a ty pędziłaś jak szalona w kierunku przystanku. Cały czas byłaś tak strasznie blisko! Nie mogłaś w to uwierzyć. 

Jest! Od razu rozpoznałaś tę kurtkę. Twarz zasłonił twoja starą arafatką, jednak teraz była zsunięta a między jego zębami tkwił zapalony papieros. Byłaś szczęśliwa i zła jednocześnie. Możesz teraz rzucić się na niego i go wyściskać, albo... 

– Na przystankach autobusowych nie można palić! Wezwę policję i dostanie pan mandat! - wrzasnęłaś jak jakiś zrzędliwy moher. Biedak! Gdyby miał serce, pewnie właśnie dostałby zawał. Skulił się wciskając ręce do kieszeni. Usiadłaś na ławeczce i mocno go objęłaś. Zadrżał.

– Bardzo zmarzłeś, daj mi swoje ręce – był mocno wyziębiony, chwyciłaś go za dłonie i wraz ze swoimi wsadziłaś do futerkowych kieszeni swojego płaszczyka delikatnie rozmasowując jego zimne kości.

– H. Ja... – zaczął coś mówić, lecz jego głos się załamał. Chciałaś spojrzeć mu w oczy, ale odwrócił głowę. Nie dałaś za wygraną. Złapałaś go za brodę i tym razem to ty zmusiłaś, aby na ciebie spojrzał. 

W pierwszej chwili myślałaś, że jego blizny się otworzyły znów cieknie z nich magia. Z jego oczodołów wypływały wielkie krople. Spływały powili po kościach policzkowych aby następnie zniknąć wchłonięte przez materiał arafatki zasłaniającej zęby. Szybko zdałaś sobie sprawę, że to nie była magia z jego ran, tylko łzy. Przytuliłaś go jeszcze mocniej. Na przystanek podjechał autobus, na który czekałaś.

– Choć G!, wracajmy do domu. 

Share:

POPULARNE ILUZJE