26 lipca 2018

Undertale: Projekt badawczy POTWÓR - Zadupie i trup

Autor okładki: Muko
Notka od autora: Miałaś nadzieję, że teraz Twoje życie będzie jak bajka. Wynajęłaś nowe, śliczne mieszkanie. Całkiem sama. Bez rodziny, współlokatorów czy chłopaka, którego niedawno rzuciłaś. Będziesz jak królewna we własnym królestwie. Wolna i nieskrępowana. Problem w tym, że na Twojej kanapie śpi okryty puchatym kocykiem potwór. Czy więc królewnie wypada chodzić nago po mieszkaniu?
Autor: S.
Spis treści
Zadupie i trup (obecnie czytane)

Jakieś zadupie. Totalna dziura zabita dechami, którą pierwszy raz widzisz na oczy. Jest początek stycznia, środek nocy, a ty sterczysz pośrodku niczego. Jak się tu znalazłaś? Przed chwilą wszystko było dobrze. Wracałaś z imprezy autobusem. Pisałaś pijackie wiadomości do koleżanki z pracy o tym, jak beznadziejny jest twój były facet. To miał być tylko fajny babski wieczór. Kilka drinków, tańce, wszystko po to, żeby poprawić sobie humor po rozstaniu. Zerkałaś przez okno, wszystko było w porządku. Zerkasz znów i nie poznajesz okolicy. Musiałaś minąć swój przystanek. Wyskoczyłaś z autobusu jak oparzona, gdy tylko drzwi się otworzyły. Podbiegłaś do rozkładu jazdy, aby sprawdzić swoją lokalizację. Jakieś małe osiedle, daleko od centrum. Zajechała sześć przystanków za daleko. Jakim cudem? Możesz wrócić innym autobusem. Przeszłaś na drugą stronę ulicy, zerknęłaś na tabelę z godzinami.  Weekend, środek nocy, pierwszy autobus odjedzie stąd z jakieś dwie i pół godziny. No dobrze, uratuje cię taksówka. Problem w tym, że jesteś kompletnie spłukana. Niedawno wynajęłaś nowe mieszkanie. Kaucja i pierwszy czynsz kosztowały cię majątek. Sama przeprowadzka też nie była tania. Nawet na ostatniego drinka pożyczyłaś dziś kasę od kumpeli.  Nie stać cię na głupią taksówkę. Pozostaje spacer. Może to nie tak daleko. Włączyłaś mapę w telefonie, poczekałaś, aż aplikacja zlokalizuje twoje aktualne położenie  i wpisałaś adres nowego mieszkania.
„wyznacz trasę”
Godzina… Jedna godzina marszu… Nie jest tak źle, mogły być trzy, albo więcej. Zaczęłaś studiować oznaczoną kropkami linię czekającej cię podróży. Najpierw przez osiedle, potem przy jakiejś drodze szybkiego ruchu, oby tylko był tam jakiś chodnik, następnie… kropki skręcamy na wielkie puste pole. Lasek, który pod koniec zmienia się w park znajdujący się niedaleko twojego mieszkania. Zajebiście. Środek nocy, a ty masz iść lasem. Całkiem sama…
Ruszyłaś przed siebie. Dasz radę. Jesteś silną kobietą. Co z tego, że aktualnie lekko wstawioną. Tam z pewnością nikogo nie będzie. Może tylko dziki, ale nie boisz się dzików. Tata zawsze Ci powtarzał, że one prędzej wystraszą się ciebie. Doszłaś do drogi. Oczywiście chodnika brak. Szłaś poboczem nasłuchując każdego przejeżdżającego samochodu. Dopiero teraz zdałaś sobie sprawę z tego, jak jesteś ubrana. Czarne kozaki na wysokim obcasie, rajstopy, brokatowa spódnica i dżinsowy płaszczyk z futerkiem przy kołnierzu. Przecież wracasz z klubu, ubrałaś się jak jakaś kurewka, a teraz idziesz sama przy drodze pełnej samochodów. Tylko czekać, aż ktoś weźmie cię za pannę lekkich obyczajów. W tym momencie już chciałaś być w tym pierdzielonym lasku.
No i jest. Musiałaś szybko przebiec na drugą stronę ulicy, żeby znaleźć się na ścieżce. Nie jest tak źle, po prawej stronie masz ciemny las, ale po lewej są puste łąki zasypane śniegiem. Aż dziwne, że nie powstało tu jeszcze żadne osiedle. Włączyłaś latarkę w telefonie. Co chwilę zerkałaś na wyświetlacz. Przed tobą prosta droga. Chwała niebiosom, za XXI wiek i chwała pieprzonej technologii. Ludzie mogą narzekać, że smartfony wypalają mózgi, ale tobie właśnie technologia ratuje głupią dupę. Starałaś się zbytnio nie rozglądać na boki. Szczególnie nie chciałaś patrzeć w głąb lasku. Jeszcze 35 minut. Jeszcze 33 minuty. Bolały cię już nogi, ale starałaś się o tym nie myśleć. Byle szybciej być w domu. Próbowałaś nie przypominać sobie wszystkich horrorów, które kiedykolwiek widziałaś. Zamiast tego po twojej głowie latały wspomnienia z przeszłości. Twoje życie. Podobno przelatuje przed oczami przed śmiercią.
Masz już prawie 30 lat, własne mieszkanie, studia doktoranckie, pracę, trochę znajomych. Ale chyba tylko ty możesz wylądować nietrzeźwa, w nocy, w środku lasu. Gdyby twoi studenci albo pacjenci cię teraz widzieli…
Jeszcze 21 minut. Może włączyć sobie jakąś muzykę na uspokojenie? Nie, to głupi pomysł, lepiej słyszeć, co dzieje się dookoła. Poza tym, masz jeszcze tylko 25%, baterii. Lepiej nie ryzykować.
Zaraz lasek zmieni się w park. Znasz go trochę, byłaś tu kilka razy na spacerze. 17 minut…
Zrobiłaś się nieco spokojniejsza, że jesteś coraz bliżej ciepłego mieszkanka. Twoja radość nie trwała jednak długo.
Coś leży na ścieżce przed tobą. Coś, albo ktoś. Stanęłaś. Twoje serce zaczęło walić jak szalone. Podniosłaś latarkę aby lepiej zidentyfikować przeszkodę. Ubrania, więc to jakaś osoba. Ktoś zemdlał? Jest pijany? Zasnął na mrozie? MARTWY???? Nie byłaś pewna co robić dalej. Wejść na łąkę  i przejść bokiem? Zadzwonić po policję?
Cholera jasna, jesteś dorosłą osobą, wykładowcą uniwersytetu medycznego, i nie potrafisz sobie poradzić z leżącą na drodze osobą? Podeszłaś nieco bliżej. Nie mogłaś jeszcze dostrzec twarzy. Teraz jak na złość przypomniały Ci się wszystkie filmy o zombie. Głupi mózg.
- Przepraszam… Czy wszystko w porządku? Jak się czujesz? – Zaczęłaś zadawać standardowe pytania. Brak odpowiedzi. Jeśli jest pijany i śpi może zamarznąć. Jeśli już jest martwy musisz wezwać odpowiednie służby. Myśl, spróbuj myśleć trzeźwo. Całe szczęście adrenalina chyba wypłukała resztki alkoholu z twojego krwioobiegu.
- Proszę się obudzić! Nie powinno się spać na śniegu! Jeśli potrzebujesz pomocy, mogę wezwać pogotowie! – Mówiłaś głośno i wyraźnie, choć twój głos mocno się załamywał. Nadal cisza. Chciało Ci się płakać.
- Pięknie! Gorzej być nie może! Ja, zadupie i trup! Dlaczego takie rzeczy muszą spotykać właśnie mnie! – Krzyczałaś, aby rozładować emocje. Zadzwonisz po policję. Miałaś nadzieję, że nie każą ci tu sterczeć do ich przybycia. Chciałaś tylko ich poinformować i iść dalej. Wrócić do domu, wejść pod ciepły prysznic i iść spać. Zapomnieć o wszystkim. Zapomnieć. Po prostu zapomnieć…
- Ja… Ja jeszcze żyję… - Nie zdążyłaś zadzwonić. Twoje serce stanęło. Poczułaś jak przez całe twoje ciało przechodzi fala gorąca, coś jak paraliż. Właśnie umarłaś ze strachu. Stałaś w bezruchu patrząc jak postać przed tobą próbuje się poruszyć.
- Wybacz, nie chciałem Cię przestraszyć. Ja… był wypadek. Wybuch. Nie jestem pewny. Ja… Ja nic nie widzę… - Twój paraliż mijał. Nie jest pijany. To ofiara wypadku. Potrzebuje pomocy. Chciałaś się odezwać, ale potrzebowałaś jeszcze paru sekund, aby dojść do siebie.
- Zaczekaj proszę – opamiętałaś się wreszcie -  zadzwonię po karetkę pogotowania. Powiedz, czy gdzieś Cię boli. Jeśli pozwolisz podejdę bliżej i sprawdzę, czy krwawisz. -  Bałaś się nadal. Wiele komórek twojego ciała mówiło, że to głupi pomysł, że on zaraz się na ciebie żuci. Zrobiłeś krok do przodu unosząc telefon. Dopiero teraz jasne światło padło na jego twarz.
Nie, to nie była twarz. Biała, popękana czaszka. Zamknięte oczodoły zlane jakąś dziwną mazią sączącą się z pęknąć. Nie miał skóry,nosa, warg. Wyraźnie widziałaś  dwa rzędy zębów. Byłaś kiedyś w prosektorium, jednak to była najbardziej makabryczna rzecz, jaką widziałaś w życiu. Nie dostrzegłaś  krwi. Ta dziwna substancja na czaszce z pewnością nią nie była.
- Ja… Ja nie krwawię… Ludzie, podobno… - Nie poruszał żuchwą. Głos wydobywał się z wnętrza czaszki.
 - Kim? Kim ty jesteś? – To co aktualnie czułeś, to już nawet nie był strach. Łzy ciekły Ci po policzkach. Nie czekałaś na odpowiedź. Zaczęłaś uciekać. Nie liczyło się to, że masz niewygodne buty, że wszędzie leży świeży śnieg, że jest ciemno. Musisz stąd uciec. Musisz ratować swoje życie.
- Proszę zostań! Proszę, pomóż mi! –Usłyszałaś błagalny krzyk za swoimi plecami. O nie! Kurwa nie! Nie ma mowy. Nie. Nie. Nie!
Zatrzymałaś się jakieś 100 metrów dalej. Nie masz telefonu. Nawet nie wiesz gdzie i kiedy go upuściłaś.
***
Nic nie widział. Jedyne co czół to straszliwy chłód i ból głowy. Jakby coś dosłownie rozrywało ją na kawałeczki.
Starał się przypomnieć sobie, co właściwie miało miejsce. Coś się zepsuło. Poszedł to naprawić. A potem był huk. Widział białe światło. Bardzo dużo białego światła. Teraz jest tylko ciemność i chłód. Nie potrafił pozbierać myśli. 
Od jak dawna tu leży? Czemu nie potrafi się ruszyć? Czy nikogo tu nie ma? Czemu nie potrafi otworzyć oczu?
Usłyszał chrzęst śniegu. Ktoś się zbliżał. Teraz dopiero dotarło do niego, że leży na śniegu. Stąd ten chłód. Więc jest w Snowdin. Jakim cudem znalazł się w tutaj, skoro był przy Rdzeniu? To nie ma teraz znaczenia. Musi poprosić kogoś o pomoc. Jest źle.
Kroki ucichły. Ktoś stoi niedaleko.
- Przepraszam… Czy wszystko w porządku? Jak się czujesz? – Źle, bardzo źle. Chciał odpowiedzieć, ale nie potrafił. Miał problem ze złapaniem głębszego tchu.
- Proszę się obudzić! Nie powinno się spać na śniegu! Jeśli potrzebujesz pomocy, mogę wezwać pogotowie! – Co to jest „pogotowie”? Nadal próbował wydobyć z siebie jakiś dźwięk, ale na próżno. Czaszka i klatka piersiowa odmawiały posłuszeństwa. Nie widzi, nie potrafi mówić, nie umie się ruszyć! Jak bardzo jest uszkodzony? Jak ma, do kurwy nędzy, poprosić o pomoc, skoro nie potrafi dać żadnego znaku?
- Pięknie! Gorzej być nie może! Ja, zadupie i trup! Dlaczego takie rzeczy muszą spotykać właśnie mnie! – Krzyczy głośno. Nie… Musi coś zrobić! Musi! Zebrał w sobie resztki nadwątlonej magii. Wziął tyle powietrza ile był w stanie, pomimo przeszywającego bólu.
- Ja… Ja jeszcze żyję… - Udało się! Może jednak przeżuje. Nie jest jeszcze pyłem. Co za dziwna osoba już wzięła go ma martwego? Odpowiedziała mu cisza.
- Wybacz, nie chciałem Cię przestraszyć. Ja… był wypadek. Wybuch. Nie jestem pewny. Ja… Ja nic nie widzę… - Słowa z trudem opuszczały jego czaszkę. Błagam pomóż mi…
- Zaczekaj proszę, zadzwonię po karetkę pogotowania. Powiedz, czy gdzieś Cię boli. Jeśli pozwolisz podejdę bliżej i sprawdzę, czy krwawisz. – Krwawisz? Czy jego magia wydostaje się z kości? Dlaczego nazywa to krwawieniem? I czym jest to cholerne „pogotowie”? Zaczął się mocno derywować. Kim jest ta osoba? Co się do jasnej cholery dzieje? Miał wrażenie, że zapach otaczającego go powietrza jest mu kompletnie obcy, co potęgowało niepokój.
- Ja… Ja nie krwawię… Ludzie, podobno… - Nie był w stanie powiedzieć więcej. Sprawiało mu to zbyt wiele bólu i zabierało cenną energię.  Nadal nie był w stanie otworzyć oczu, jednak widział, że coś oświetliło jego czaszkę. Bardzo mocne, białe światło wdało się przez zamkniętą powiekę jego lewego oka. W prawym nie widział kompletnie nic.
- Kim? Kim ty jesteś? – Usłyszał pytanie, ale nie zdążył nic odpowiedzieć. To był moment. Stojąca nad nim osoba zaczęła uciekać. Spojrzała na niego i uciekła. Kimkolwiek  była wystraszył ją. Nie pomoże mu. Nic mu już nie pomoże. Jeśli magia faktycznie wycieka mu z kości to znaczy, że jego HP stale spada. Prędzej czy później  zmieni się w pył, a jego szansa i nadzieja właśnie wzięła nogi za pas i zwiała. Był przerażony. Zebrał resztkę sił, resztkę nadziei i zawołał najgłośniej jak potrafił. 
- Proszę zostań! Proszę, pomóż mi! – Nie miał siły na więcej. Poczuł, że traci kontakt z rzeczywistością. Już nawet nie czuje zimna, został sam ból. Czy to już koniec? Czy to już śmierć?
***
Stałaś jak przysłowiowy słup soli. Nie możesz tak stać, pora się ruszy.
Proszę zostań, proszę pomóż mi…
Cały czas słyszałaś te słowa. Nawet gdy weszłaś do parku. Gdy zobaczyłaś w oddali uliczne latarnie. Jeszcze trochę i będziesz w bezpiecznym mieszkaniu. Jeszcze trochę.
Proszę zostań, proszę pomóż mi…
Jesteś głupia, jesteś szalona, prawdopodobnie jesteś też martwa.
Stałaś nad nieprzytomną postacią w ludzkich ubraniach. Nie byłaś pewna, co się pod nimi kryje. Podniosłaś ze śniegu telefon. Zostało 10% baterii. Masz mało czasu. Drżącymi rękami wyjęłaś z torebki lusterko i przyłożyłaś je do jago jamy nosowej. Nie byłaś pewna, czy to zadziała. Zaparowało, więc oddycha. Prawdopodobnie nadal żyje. Czy cały jest zrobiony z kości, tak jak jego głowa i ręce? Bałaś się go dotknąć, ale nie masz innego wyjścia. Ostrożnie podniosłaś górną część jego garderoby. W świetle latarki ujrzałaś kręgosłup i żebra. Więc w całości jest szkieletem.
Zastanawiałaś się, jak dotaszczysz go do mieszkania. Nawet jeśli się ocknie, nie pójdzie o własnych siłach. Widziałaś parę razy na filmach jak wynosi się rannego żołnierza z pola bitwy. Sprawdziłaś szybko w necie jak zrobić to prawidłowo.Trzeba sobie zarzucić kolesia na plecy.
Ręce ci drżały gdy spróbowałaś go podnieść. Miałaś nadzieję, że nie zranisz go jeszcze bardziej. Nie był bardzo ciężki.Nie masz teraz czasu zastanawiać się nad jego anatomią, ale jeśli to szkielet nie powinien ważyć więcej niż 12 kilogramów. Spojrzałaś na jego ręce. Z pewnością były zrobione z samych kości, wyglądały jednak zupełnie inaczej niż u człowieka. Był wyższy od ciebie, co nieco utrudniało sprawę. Kaptur kurtki zasłonił mu twarz. Tak będzie nawet lepiej, gdybyś kogoś spotkała
Zrobiłaś kilka kroków z kościanym plecakiem. Nie było zbyt wygodnie, ale chyba dasz radę. Kurwa, byłaś już prawie w mieszkaniu, mogłaś przynajmniej przebrać cholerne buty! Te obcasy cię zabiją! Musisz jeszcze wnieść go na drugie piętro. To niewykonalne. Znów poczułaś łzy na policzkach, ale szłaś dalej. Z każdym kolejnym krokiem czułaś w sobie dziwną siłę. Dajesz radę. Coś było w tobie. Znałaś to uczucie, ale nie potrafiłaś go nazwać. Jednak już wiedziałaś, że to pozwoli ci dotrzeć do celu.
Byłaś tak oszołomiona, że nawet nie wiesz kiedy znalazłaś się w mieszkaniu. Tak, jakby nogi same cię tu przyniosły. Położyłaś te dziwną osobę na kanapie.
Co masz robić dalej? Starałaś się myśleć trzeźwo. Poszłaś do łazienki po apteczkę. Poszukałaś rękawiczek, gazy i jałowych bandaży. Dopiero teraz, przy świetle lamp  mogłaś przyjrzeć się przytarganej do mieszkania kreaturze. Najpierw zajmiesz się jego popękaną czaszką. Cokolwiek z niej wypływa, raczej nie powinno tego robić. Najgorsze pęknięcia odchodziły od oczodołów. Jedno od prawego oka w górę przez kość czołową. Drugie w dół od lewego oka przez szczękę w kierunku zębów. W takim wypadku musisz mu zabandażować niemal całą głowę. Jałową gazą delikatnie wytarłaś cieknącą żółtą substancję. Była dziwna. Nigdy nie widziałaś czegoś podobnego. Błyszcząca, z wyglądu przypominała żel, ale po dotknięciu była delikatna jak chmurka gazu. Po chwili cała czaszka była dokładnie zabezpieczona.
Co z resztą. Czy możesz go rozebrać, żeby sprawdzić, czy jego ciało nie ucierpiało gdzieś jeszcze?  Powinnaś to zrobić. Był ubrany całkiem normalnie. Biały sweter, krótka, czarna kurtka i spodnie tego samego koloru. Przy kapturze kurtki i cholewach wysokich butów miał jasno szare futerko, jednak mimo wszystko był nieodpowiednio ubrany na styczniowe mrozy. Jeśli oczywiście szkielet bez układu nerwowego może odczuwać zimno.
Delikatnie zdjęłaś z niego kurtkę. Podciągnęłaś rękawy swetra aby sprawdzić kości ramion i przedramion. Znów lekko się zawahałaś nim odsłoniłaś klatkę piersiową. Widziałaś wyraźnie wszystkie kręgi i żebra. Miał pęknięty mostek, ale kręgosłup wydawał się być cały. Owinęłaś uszkodzone kości bandażem. Cały czas widziałaś jak jego klatka piersiowa się porusza. Oddychał, pomimo braku płuc. Jak? Po co? Miałaś tysiące pytań, być może dzięki temu przestawałaś się tak strasznie bać. Ciekawość brała górę nad lękiem. Zdjęłaś mu byty i podwinęłaś nogawki spodni. Był niesamowici chudy a mimo to nie było tego widać przez ubrania, jakby coś je wypychało.  Kości kończyn dolnych były całe. Do sprawdzenia została Ci już tylko miednica. Poczułaś się lekko zakłopotana rozpinając rozporek jego spodni. Jakiej jest płci? Jego głos był zdecydowanie męski. W każdym razie penis nie ma kości, więc raczej nie masz się tam czego spodziewać. Miał na sobie bieliznę, zwykłe czarne bokserki. Poczułaś się jeszcze dziwniej zsuwając je w dół. Tak jak myślałaś, tylko kość, na dodatek prawa biodrowa była pęknięta. Po zabezpieczeniu uszkodzenia ubrałaś mu bieliznę i spodnie z powrotem. Położyłaś poduszkę pod głowę i przykryłaś kocem.
Wzięłaś do ręki jego kurtkę. Może znajdziesz jakieś dokumenty. Zaczęłaś bezczelnie grzebać po kieszeniach. Zapalniczka i papierosy bez pudełka, kilkanaście dziwnych monet, zniszczony, stary telefon. Nic poza tym. Telefon wydał się znajomy, jak jeden z tych starych, ceglastych modeli. Nie rozpoznałaś waluty na monetach, były tylko jakieś dziwnie znaki. Nie znałaś się specjalnie na numizmatyce więc niewiele ci to mówiło.  Buty i kurtkę zostawiłaś na stoliku obok kanapy.
Teraz musisz zająć się sobą. Póki jeszcze żyjesz. Jest czwarta nad ranem. Jesteś zmęczona, spocona i już nawet nie masz siły się bać. Poszłaś do łazienki. Ciepła woda lecąca z prysznica jeszcze bardziej otępiała zmysły. Ledwo stałaś na nogach. Ubrałaś piżamę i poszłaś do swojej maleńkiej sypialni. W drzwiach nie było zamka. Nic cię nie uratuje, jeśli ten dziwny stwór spróbuje cię zabić we śnie. Miałaś tylko nadzieję, że jeśli będzie chciał cię zjeść, to jednak najpierw zabije. Perspektywa bycia zjadą żywcem w bardzo ci się nie podobała.  Jakimś cudem zasnęłaś.  
Share:

8 komentarzy:

POPULARNE ILUZJE