15 lipca 2018

Undertale: Mam nadzieję, że mnie złamiesz - Razem [i hope you break me - Together - tłumaczenie PL]

Autor okładki: Rivie
Notka od tłumacza:: W tym świecie wojny między ludźmi i potworami nigdy nie było. Obie rasy egzystowały obok siebie przez wieki. W efekcie czego, narodził się proces zwany Rezonansem. Chodzi o to, że dusza poszukuje duszy do niej kompatybilnej. W efekcie czego, rodzą się związki nie do złamania. Partnerzy dobierają się między sobą i stu procentowej skuteczności. Gdy Rezonans połączy duszę człowieka i potwora, oboje mogą żyć długo i szczęśliwie - do czasu śmierci człowieka. Wtedy potwór umiera wraz z nim, w ten sposób ich prochy mogą połączyć się ze sobą na zawsze. 
Jednak, jak przekonałaś się na własnej skórze - ten proces nie zawsze przebiega tak jak powinien. Gdy Twoja dusza, zareagowała Rezonansem na nowego sąsiada Sansa, ten wpadł w panikę i uciekł. 
Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Występują związki Ty x Sans (Underfell) oraz Grillby (Underfell) x Papyrus (Underfell). Wszystkie notki +18 będą oznakowane. 
Autor opowiadania: CathedralMidnight
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Spis treści:
-Aniołku, co robisz? – odwróciłaś się stając przy schodach
-Nie mogę znaleźć moich… uh.. cholera… czego? – Sans zszedł do Ciebie
-Wychodzimy. Szukasz może… swojej torebki?
-Właśnie – uśmiechnęłaś się – Nie pamiętam, gdzie ją zostawiłam
-Na stole – pokazał. Odwróciłaś się
-Oh! Tu jest! Dziękuję kochany – wzięłaś swoją małą różową torebkę
-Aniołku..
-Hm? – uśmiechnęłaś się
-Hm… mniejsza – wzruszył ramionami – Chodźmy – Podszedł oferując Ci ramię
-Dziękuję – odwzajemnił uśmiech.
-Masz Aniołku
-Huh?
-Chciałaś, abym zrobił ci kawy – odpowiedział kładąc filiżankę naprzeciw Ciebie. Prosiłaś o kawę? Nie pamiętasz, ale musiałaś, skoro Ci ją zrobił
-Dziękuję, kochany – uśmiechnęłaś się. Choć nadal nie pamiętałaś, żebyś o nią prosiłaś.
-Aniołku?
-Hm? – Sans popatrzył na Ciebie
-Dobrze się czujesz? Zawiesiłaś się
-Oh! – zamrugałaś rozglądając się. Byłaś w kuchni. Kiedy tu przyszłaś?
-Aniołku?
-Oh… - zamrugałaś – Co robimy?
-Ciasteczka na Wigilię u Guevary – odpowiedział – Nic nie mówisz…
-Oh.. naprawdę? – zapytałaś wpatrując się w kuchenkę
-Ta. Zazwyczaj dużo mówisz, kiedy razem pieczemy. Jesteś zmęczona?
-Ah nie, nie, nic mi nie jest! – uśmiechnęłaś się – Chyba tylko… nie wiem… muszę być.. ah, oh, powiedziałeś że robimy to na Wigilię?
-Ta, u Guevary
-Tak.. Wigilia.. to dlatego – chwyciłaś za foremkę przypominającą.. drzewko… tak, drzewko. Drzewko Wigilijne! Bo jest Wigilia! … Tak… - Zaczynajmy – uśmiechnęłaś się – My… właśnie… co robiliśmy?
-Dodawaliśmy jajka i mleko
-Racja, racja, jajka. Jajka są.. tam – otworzyłaś pudełko, tylko po to, aby Sans Cię powstrzymał kładąc rękę na Twojej. Popatrzyłaś na niego.
-Zajmę się tym – uśmiechnął się czule – Odpocznij. Później do mnie dołączysz, co? Odpocznij na kanapie – patrzyłaś na niego przez chwilę
-Tak, jasne. Czy… mógłbyś mnie tam zaprowadzić? Na kanapę? Nie czuję się…
-Oczywiście Aniele – uśmiechnął się podając Ci ramię. Chybiłaś się go i powoli szurając nogami poszliście do salonu
-Przepraszam – uśmiechnęłaś się smutno – Utknąłeś ze staruszką jako SoulMate
-Dla mnie nadal jesteś piękna – wyszczerzył się
-A ty równie przystojny jak w dniu w którym cię poznałam – Sans pomógł Ci usiąść
-Dzięki mój mały Cherubinku – włączył telewizor dla Ciebie i pocałował Cię w policzek – Odpocznij, dobrze?
-Sans…
-Hm?
-D-dziękuję
-Nie ma sprawy.
-Sans? – wielki szkielet przekręcił się
-Paps? Co jest? Aniołek śpi
-Chcę z tobą porozmawiać, to ważne
-Dobra, poczekaj – Sans wyszedł z łóżka poprawiając spodnie. Poszedł zmieszany za bratem na korytarz – Co jest?
-Sans… - Papyrus złączył razem ręce, odwracając wzrok zagłębiony w swoich myślach – Grillby i ja martwimy się. Droga siostra, ona… Uprałem dzisiaj jej ubrania. Sans.. nie wiedziała jak się włącza pralkę. – Sans otworzył szerzej oczy nim spojrzał na dół
-To się pogarsza… cokolwiek to jest, robi się gorzej.
-Musisz ją zabrać do lekarza Sans, dzieje się z nią coś niedobrego. – Wiedział to. Wiedział to od dawna.
-Pan i Pani Szkielet? – przywitała się lekarka siadając naprzeciwko was – Mamy wyniki badań – Sans ścisnął Twoją rękę, odwzajemniłaś gest. – Obawiam się, że to demencja – Otworzyłaś usta, chrupnęło Ci w kościach kiedy się prostowałaś. Sans wgapiał się
-Demencja? C-co to jest? – byłaś trochę zaskoczona, tym, że nie wiedział. Biorąc pod uwagę ile SoulMate miał.
-To przypadłość cechująca się utratą pamięci oraz prawidłowego funkcjonowania – odpowiedziała
-Utrata pamięci.. – szepnął – To dlatego zapomina różne rzeczy?
-To dlatego nie pamiętam jak dostałam się do różnych pokoi… Zapominam jak.. tam szłam – zdałaś sobie sprawę. Tym się najbardziej martwiłaś, zapominałaś jak się dostawałaś z jego miejsca do drugiego. Wcześniej zapominałaś daty czy imiona, ale nigdy tego co działo się stosunkowo przed chwilą. Bałaś się, bo gubiłaś się we własnym mieszkaniu i nie wiedziałaś gdzie jesteś po kilku minutach.
-Jest na to lekarstwo? – zapytał Sans ściskając Cię za dłoń
-Niestety nie – odpowiedziała lekarka. W jego oczach pojawił się wielki smutek – Nie wiemy na dobrą sprawę, co jest przyczyną. Ta choroba z czasem się pogarsza – popatrzyła na Ciebie – Będziesz zapominać więcej i więcej, aż pomoc innych będzie nieunikniona. Możesz zapomnieć nawet jak się oddycha czy przełyka. Myślę, że rozumiecie teraz co oznacza utrata pamięci nawet najważniejszych detali. – Sans przytaknął lecz miałaś wrażenie, że słowa lekarki uderzają w niego. Robiłaś co mogłaś, aby przeanalizować te słowa. Choroba będzie się pogłębiać. Będzie gorsza wraz z biegiem czasu. Będziesz zapominać więcej i więcej. Będziesz potrzebować pomocy w zrobieniu czegokolwiek. Zapomnisz jak się oddycha i przełyka. Rozumiałaś. Oboje rozumieliście. Zapominanie. Z jakiegoś powodu to najbardziej Cię przerażało. Zapomnisz swojego SoulMate, swojego syna, którego nigdy nie miałaś, swoją rodzinę i przyjaciół i te wszystkie lata jakie z nimi spędziłaś?
-Czy możemy coś zrobić aby… to spowolnić? – zapytał Sans
-Zgodnie z wynikami testów, jej demencja jest już mocno zaawansowana. Niewiele brakuje nim.. cóż…
-Rozumiem – odwrócił wzrok, widziałaś jak jego źrenice drżą
-Sans – ścisnęłaś go mocniej. Nie chciałaś, aby się bał, nie chciałaś, aby się martwił – Nic mi nie będzie. Pamiętaj, co sobie obiecaliśmy
-Wiem, wiem – próbował powstrzymać łzy – Ale, nie chcę abyś o wszystkim zapomniała
-Nie zapomnę cię tutaj – uśmiechnęłaś się wskazując drżącą dłonią na swoją pierś, na swoją duszę. Wiedziałaś, że choć umysł zawiedzie, Twoje dusza nadal będzie pamiętać. Twoja dusza nie cierpi na takie choroby jak ciało. Zawsze będziesz pamiętać SoulMate, syna, rodzinę i przyjaciół. Tam w głębi. Łzy pociekły po kościach policzkowych potworach i pozwoliłaś się przytulić. Spojrzałaś potem na lekarkę – Ile czasu mi zostało?
-W tym stanie… z rok, góra – Rok. Masz jeszcze rok ze swoim ukochanym. I zapomnisz go na zawsze. Nie, nie myśl o przyszłości, tylko o teraźniejszości. Tak długo jak możecie to robić, będzie dobrze.
Wiedziałem od dawna, że coś jest z nią nie tak. Nigdy nie zapominała o dniu Palantino. Kiedy wstała tego dnia, zapytałem się jej jak się czuje
-W tym roku.. też jest weekend, prawda? – Nigdy nie zapominała tego ważnego dla niej dnia. Ale, starzała się, więc przełknąłem łzy i przytaknąłem, bo nie chciałem dać poznać, że coś jest nie tak. Może, gdybym wcześniej coś zrobił, to udałoby się to spowolnić. Zaraz, nie, nie mogę rozpamiętywać przeszłości. Obiecałem jej, że skupię się na tym co tu i teraz. Teraz śpi na górze, a ja siedzę na kanapie w ciemnościach próbując się pozbierać
-Sans? - …Cudownie
-Czego, staruszku? – Usiadł na drugiej stronie kanapy
-Nie spodziewałem się, że cię tu zastanę
-Nie mogę spać
-Oh? – westchnąłem. Pieprzyć to.
-Aniołek ma demencje. Nie ma lekarstwa, będzie się pogarszać. Zapomni wszystko wliczając w to oddychanie czy przełykanie. Ma rok, góra.
-Ja… rozumiem… przykro mi to słyszeć – byłem zaskoczony kiedy to powiedział. – Bardzo… ci na niej zależy – mówił dalej obniżając głos. Mówił powoli jakby próbował rozważnie dobierać słowa – I nawet teraz trwasz przy jej boku. Szlachetnie. Ja.. – patrzyłem się na niego
-…Co jest, staruszku? – zaśmiał się lekko
-Nadal jesteś dzieckiem, a już tak dorosłeś. I oto ja, stary głupiec. – Przyglądałem mu się uważniej, patrząc jak światło księżyca oświetla jego twarz. Wyglądał na … starego… zmęczonego…
-Staruszku…
-Miałem swój cel, byś ciągle poznawał nowych SoulMate – Zaraz, co? To już wiem – Nie wiedziałem co innego ci doradzić, to dlatego - .. Co? – Moja duma nie pozwoliła mi przyznać tego, że nie wiem jak cię obalić… - Zamrugałem, widziałem łzę która spłynęła po jego policzku. Oh… oh… rabany. = Przez te wszystkie lata próbowałem zrozumieć Rezonans, mając nadzieję, że informacje jakie zdobędę pomocą mi Złamać twoją duszę Bossa. I przez ten czas… pomijając to co odkryłem, nie zrobiłem żadnego kroku do przodu by zrozumieć proces Przełamywania. – schował twarz za dłońmi – Myślałem, że jeżeli będziesz robił to samo znowu i znowu, zdobędę trochę czasu… ale… nigdy nie było go dość, prawda? – Patrzyłem się na niego, ze zmarszczonymi brwiami.
-Cóż, no to chujnia, staruszku – westchnąłem i uśmiechnąłem się smutno – W dziwny sposób pokazujesz, że ci zależy – zaśmiał się znowu
-Przepraszam. Straszny ze mnie ojciec
-To prawda
-Czy w jakikolwiek sposób mogę pomóc tobie i twojej SoulMate?
-Nie, nie ma na to lekarstwa. Po prostu niech czas płynie. – I… skup się na teraźniejszości.
 Codziennie, słodki szkielet przychodził do Twojego pokoju i pomagał ci wstać z łóżka. Mył Cię, ubierał, karmił, kładł spać. Czytał Ci, pokazywał zdjęcia, mówił kto jest kim, kiedy goście przychodzili się przywitać. Czułaś, że skądś ich znasz, ale nie pamiętałaś ani miejsc, ani imion. Byli mili i zawsze się uśmiechali, nie miałaś nic przeciwko ich wizytom. Z biegiem czasu, Twoje ciało robiło się wolniejsze i wolniejsze, zaś ruchy coraz trudniejsze. Czasem zapominałaś jak ruszyć mięśniami. Słodki szkielet pomagał Ci cały czas, z czułą miłością i cierpliwością. Byłaś mu wdzięczna, że jest dla Ciebie każdego dnia, choć nie pamiętałaś jego imienia. Pewnego dnia widziałaś jak modli się przed pięknym kwiatem obok łóżka. Czułaś, jak coś zadrżało w Twojej duszy, nim się spostrzegłaś, zamknęłaś oczy i również się modliłaś, choć nie wiesz dlaczego. Kiedy je otworzyłaś, szkielet trzymał Cię za rękę i uśmiechał się. To było takie… właściwe. W głębi wiedziałaś, że to powinnaś teraz robić. Trzymać go za dłoń. Uśmiechnęłaś się i ją ścisnęłaś. To taki słodki szkielet, zawsze Ci pomagał. Nawet wtedy kiedy nie mogłaś już wstać z łóżka. Nawet kiedy zapomniałaś jak się mówi. Był tam, przy nim czułaś się bezpieczna i kochana, choć miałaś problemy z przypomnieniem sobie jak powinny wyglądać te emocje. Byłaś po prostu szczęśliwa, bo zawsze był przy Tobie. Był ostatnim co pamiętałaś, kiedy zamknęłaś oczy i z jakiegoś powodu, byłaś dlatego szczęśliwa.
Drzwi były zamknięte
-Już się z nią pożegnaliśmy Sans – Papyrus pociągnął – Chcesz tu zostać i zaczekać?
-Tak
-Daj znać, jak czegoś będziesz potrzebować, dobra? – powiedział Grillby
-Tak, nie zadręczaj się – powiedziała Iris
-Jestem pewien, że nie chciałaby abyś w tej chwili był sam – Dodał Somn
-Jesteśmy dla ciebie Wujaszku – Guevara, starszy znacznie, przytulił Sansa
-Dzięki – szkielet uśmiechnął się
-Ojca nie ma? – zapytał Papyrus
-Uznał, że to nie będzie dobry pomysł, ale dodał, że będzie jeżeli go będę potrzebował – opowiedział Sans
-Poinformuję pana Lapina, że niedługo ona… - powiedziała Iris łykając łzy – Przepraszam – wybiegła z pomieszczenia.
-Bądź silna – Somn poszedł za nią.
-Będziemy w poczekalni – Papyrus zabrał męża i syna.
-Papyrus?
-Tak? – Sans popatrzył na drzwi.
-Mówiła mi zawsze, abym myślał o tym co tu i teraz. Zastanawiam się, czy skupienie się właśnie na teraźniejszości będzie wystarczające, aby… Znaczy się, przez ten cały czas, nie patrzyłem na teraźniejszość. Myślałem o tym co będzie albo o tym co było. Nigdy… nie… Więc zastanawiam się, co może się stać, jeżeli się teraz skupię. Na tym co się z nią teraz dzieje. Papyrus… Jeżeli coś się stanie przez to, że skupię się teraz.. będziesz czegoś żałował? – Papyrus tylko patrzył się na brata. Czy Sansowi naprawdę wydaje się, że? Smutek przeszył duszę Papyrusa, ale zaprzeczył. Jego brat przeszedł już przez dość. Dobrze jeżeli coś przyniesie ukojenie jego męczarniom… Młodszy podszedł do Sansa i przytulił go.
-Nie będę niczego żałował.
-Dzięki, tylko sprawdzam – Sans uśmiał się – Jeżeli coś się stanie, powiesz wszystkim, że…?
-Oczywiście
-Dzięki Bracie – I po tych słowach Papyrus wyszedł.
Pomieszczenie było małe i ciche, pomijając szumu i piknięć z aparatury. Usiadłem na krzesełku obok łóżka i chwyciłem za jej dłoń. Nie otwierała oczu, od dawna, ale poczułem jak jej Dusza zabiła mocniej. Wiedziała, że jestem z nią. Może umysł zapomniał mojego dotyku, ale Dusza pamiętała. Uśmiechnąłem się.
-Mój mały Aniołku – szepnąłem całując ją po palcach. Dusza zapulsowała. – Spokojnie Aniołku. Nie ma pośpiechu – Dusza zadrżała. Zamknąłem oczy czekając. Czułem jak jej dusza robi się wolniejsza i wolniejsza. – Już dobrze – szeptałem – Wszystko będzie dobrze. Będę przy tobie. Będę trzymał twoją dłoń. Będę z tobą do samego końca – To czekanie było przygnębiające, ale pamiętałem o jej słowach. Skupić się na niej, na tym co tu i teraz. Jeżeli to nie podziała, zapamiętam ją i nie będę się bał przyszłości, bo i tak nic nie zmienię. Co jest dobre. Więc, skupiam się na tym co tu i teraz. Serce biło wolniej… wolniej. Czułem jak jej dusza robi się mniejsza i mniejsza. Pocałowałem ją w czoło i ścisnąłem rękę. – Nie zostawię cię samej – A potem usłyszałem ciche westchnięcie. Jej ostatni oddech. Skupiłem się na jej duszy, czułem błękit jaki się z niej wylewał. Ścisnąłem jej dłoń i zamknąłem oczy. Skupiłem się na niej. Na tym co tu.. na tym co teraz. Moja SoulMate odeszła i teraz.. teraz… chcę iść z nią. Byłem, taki  zmęczony. Oh.. a więc to jest to uczucie? Myślałem, że będzie cięższe, ale jest… spokojne… Zaśmiałem się lekko. A więc przez ten cały czas musiałem tylko… zachować cierpliwość? Chyba. Nigdy wcześniej tego nie robiłem. Gdybym wiedział to co wiem teraz, pożegnałbym się z nimi, ale nie poszedł. Gdy umierali przedwcześnie, winiłam siebie, że ich nie obroniłem. Ale  Aniołek.. Pamiętałem jej słowa, o tym abym był w chwili śmierci, że wtedy mogę pomyśleć. Naprawdę chciałem z nią iść i … poszedłem. Poczułem zapach pyłu.
-Dziękuję – uśmiechnąłem się.
Papyrus otworzył drzwi do sypialni. Łóżko było zasłane, dywan wyczyszczony, ani śladu grama kurzu. Cieszył się, że prośba o zrobieniu tego pokoju była spełniona. Po tym jak znowu się przeprowadzili do sąsiedniej dzielnicy. Papyrus podszedł do stolika, na którym kwiat nadal świecił na niebiesko, fioletowo i czerwono, choć teraz kolory zdawały się być przyblakłe. Położył czarną i czerwoną urnę obok kwiatu.
-Witaj w domu bracie i Siostro – uśmiechnął się – Jesteście ze swoim synem, jak chcieliście – otarł łzę z policzka, spojrzał na rodzinę z uśmiechem – Dobranoc – I z tymi słowami, zamknął za sobą drzwi.
Share:

8 komentarzy:

  1. Powiem tak, mimo iz bohaterka nie dawała się jakoś bardzo lubić(prędzej dawała się tolerować) to końcówka była, muszę przyznać smutna.

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaa znowu ryczę T^T

    OdpowiedzUsuń
  3. No więc, to opowiadanie naprawdę mi się podobało. Szkoda że nie doczekali się dziecka ale koniec autentycznie mnie wzruszył. Dobra robota, oby było więcej podobnych opowiadań.

    OdpowiedzUsuń
  4. No poryczałam się, no ;_;

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja cały czas rycze

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja nie ryczę bo umiem kontrolować emocje ale końcówka mnie wzruszyła, ale opowiadanie było sansastyczne, o właśnie, nie podoba mi się tylko że to nie Sans-undertale ( żartowniś ) aleee... jakoś to przebolałam, w końcu ja na to nie mam wpływu.

    OdpowiedzUsuń

POPULARNE ILUZJE