11 kwietnia 2018

Undertale: Mam nadzieję, że mnie złamiesz - Nasz poranek [i hope you break me - Our Morning - tłumaczenie PL] [+18]

Autor okładki: Rivie
Notka od tłumacza:W tym świecie wojny między ludźmi i potworami nigdy nie było. Obie rasy egzystowały obok siebie przez wieki. W efekcie czego, narodził się proces zwany Rezonansem. Chodzi o to, że dusza poszukuje duszy do niej kompatybilnej. W efekcie czego, rodzą się związki nie do złamania. Partnerzy dobierają się między sobą i stu procentowej skuteczności. Gdy Rezonans połączy duszę człowieka i potwora, oboje mogą żyć długo i szczęśliwie - do czasu śmierci człowieka. Wtedy potwór umiera wraz z nim, w ten sposób ich prochy mogą połączyć się ze sobą na zawsze. 
Jednak, jak przekonałaś się na własnej skórze - ten proces nie zawsze przebiega tak jak powinien. Gdy Twoja dusza, zareagowała Rezonansem na nowego sąsiada Sansa, ten wpadł w panikę i uciekł. 
Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Występują związki Ty x Sans (Underfell) oraz Grillby (Underfell) x Papyrus (Underfell). Wszystkie notki +18 będą oznakowane. 
Autor opowiadania: CathedralMidnight
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Spis treści:
Gdy obudziłaś się rano, leżałaś na kanapie pod dużą kurtką Sansa. Ziewnęłaś i usiadłaś czując zapach smażonego bekonu. Wstałaś udając się do kuchni znalazłaś Sansa w swoich spodenkach, robił śniadanie przy kuchence.
-Dzień dobry – ziewnęłaś siadając przy stole
-Dobry. Śniadanie będzie za chwilę – mruknął rozłupując jajka – Więc hm... - zaczął – Między nami, wszystko... dobrze? - przytaknęłaś, położył przed Tobą talerz na którym były jajka z bekon. Usiadł obok, jego kości lekko zastukały o siebie – Wiesz... Wiem, że rozumiesz dlaczego to zrobiłem... tylko... Trudno mi uwierzyć, że... tak łatwo mi wybaczyłaś?
-Sans – zaczęłaś przełykając kawałek bekonu – Uważasz, że zasługujesz na wybaczenie? Jeżeli tak nie myślisz, to pewnie dlatego ciężko ci zaakceptować moje postanowienie
-Nie... nie jestem pewien – przyznał – Martwiłem się, że będziesz się mnie bała, albo mnie znienawidzisz... Ale.. jakoś... zrozumiałaś... i zaoferowałaś swoją pomoc... tak łatwo, kiedy to wszystko dręczyło mnie przez wieki.
-Nie jestem czymś stałym – złapałaś go za rękę – Dręczyły cię te myśli od bardzo dawna, ale jesteśmy tutaj i żyjemy tylko dzisiejszym dniem. Zasługujesz na przebaczenie, jeżeli tego chcesz, nie zrobiłeś nic złego. Sans. Samoobrona to nie jest nic złego.
-Rozumiem to.. tylko.. niektórzy ludzie tak nie myślą – spuścił wzrok
-Nimi się nie martw – ścisnęłaś jego rękę – Nie znają całej prawdy, a czasami i to jest za mało, aby zmienili zdanie. Musisz pogodzić się sam ze sobą. - westchnął
-Wiesz, najgorszą częścią jest... wiedza, że nie uważasz mnie za kogoś gorszego. A tego bałem się najbardziej... Nagle powiedziałaś mi, że rozumiesz i będziesz mnie wspierać w byciu lepszym.. Chyba nadal jestem.. w lekkim szoku... - pociągnął nosem i raz jeszcze ścisnęłaś jego dłoń – Dzięki. - uśmiechnęłaś się. Nie puszczałaś go, nawet kiedy drugą ręką jadłaś dalej. Po kilku gryzach odwrócił wzrok. - To dziwne, że źle mi z tym? Wiesz, oni chcieli skrzywdzić moje Soul Mate, skrzywdzić mnie a ja... Walczyłem, ale...
-To przez to, że zależy ci Sans – wyjaśniłaś – Jak powiedziałam, jeżeli komukolwiek choć trochę zależy na życiu, nie chce go odbierać. Ale czasem nie ma wyjścia. Czasem, ktoś nie daje ci go.
-Ta – mruknął – I ludzie, którzy są źli... nie są zbyt dobrym towarzystwem
-Zasadniczo.
-Nie chcę uważać, że zrobiłem światu przysługę, ale.. może zrobiłem? - zamyślił się – Nie wiem. Nie uważam, aby była to dobra linia obrony. Wchodzisz w całą tą moralność i inne sprawy – przytaknęłaś dopijając soku. - Jestem szczęśliwy... że nadal mnie kochasz... po tym wszystkim – uśmiechnął się do Ciebie, poczułaś jak się rumienisz. Jego delikatny uśmiech jest przesłodki. Skończyliście śniadanie i Sans zaczął sprzątać ze stołu. Wstałaś i podeszłaś do niego wtulając się w jego żebra. Uśmiechał się cały czas. Atmosfera złagodniała i podgrzała się, gdy pochylił się by Cię pocałować. Przylgnęłaś do niego jęcząc cicho, gdy jego ręce przyciągnęły Cię bliżej. Po chwili, zsunęły się na Twoje pośladki i ścisnęły je. Objęłaś go ramionami na karku. Zrobił krok do przodu popychając Cię na stół, uniósł Cię i posadził na blacie, w tym samym momencie spomiędzy jego zębów wysunął się język, który wsunął między Twoje wargi. Tulił Cię mocno, dłońmi obejmując Twoje ciało, nim położył Cię na stole. Jego ciężar był przyjemny, ściskał Twoje piersi przez koszulkę. Przesunął się na kark, sunąc językiem po skórze, wywołując przyjemne dreszcze i stęknięcia spomiędzy rozchylonych warg. W tym samym czasie, czułaś jak jego męskość twardnieje i przywiera przez spodenki do Twoich majteczek, sunął po nich delikatnie. Nie przestawał też lizać, uniósł koszulkę odsłaniając piersi. Język otoczył delikatne sutki i zaczął je ssać.
-Ah! Oh.. Sans! - pisnęłaś – Mmm... Ta, to... Ah! Miłe! - zjechał nieco niżej, po brzuchu i pępku, w stronę bielizny, którą ściągnął zębami. Kilka sekund później, jego język wnikał w Twoją szparkę. - OH, SANS! - stęknęłaś zaskoczona. Musiał złapać Cię za biodra i przycisnąć do stołu. Język sunął po Twoim guziczku, czułaś jak ciało przeszywają intensywne elektryczne impulsy przyjemności. Wstałaś, próbując otworzyć oczy, ale Bogowie Na Ziemi i w Niebie, doznanie było zbyt potężne. Zwiększyło się jak tylko język prześlizgnął się między płatkami i zagłębił się w Tobie. - OH BOGOWIE! SANS! - krzyczałaś odrzucając głowę do tyłu – KURWA! BOGOWIE! TO NIESAMOWITE! - objęłaś nogami jego czaszkę chcąc przycisnąć go bliżej swojej płci, utrzymać język w nie ruchu gdy zagłębiał się wijąc cały czas. Kuchnia wypełniła się Twoimi jękami i drżącym z rozkoszy ciałem. Kręciłaś głową na boki, unosiłaś biodra, podczas kiedy on zagłębiał się, wił, pieścił, aż dotarł do jednego miejsca. Krzyczałaś znowu, gdy zaczął je pieścić. - OH! SANS! SANS! TAAAK! - i zostałaś zaprowadzona na skraj rozkoszy, całe ciało wygięło się, przeszły rozkoszne dreszcze, po brodzie spływała Ci ślina – Ah... oh... Bogowie... - podniosłaś się na łokciach i rozprostowałaś nogi, pozwalając Sansowi wstać.
-Hm... Aniołku... jesteś przepyszna – wymruczał pochylając się, by wziąć Cię na ręce – Odpocznij w łóżku, ja posprzątam stół. Nabałaganiłaś – uśmiechnęłaś się zawstydzona, gdy on zanosił Cię do sypialni i położył na prześcieradle
-Dziękuję – ziewnęłaś zamykając oczy. Sans pochylił się i pocałował Cię w policzek.
Kiedy Sans wszedł do kuchni zatrzymał się by spojrzeć na drzwi. Proste, drewniane z judaszem na środku. Musiał przyznać, że nie przypadły mu zbytnio. Może porozmawia z osobą u której Aniołek wynajmuje, aby wprawił bardziej solidne. Zaczął sprzątać stół z mokrą od ciepłej wody gąbką nasączoną w płynie. Drzwi znowu przyciągnęły jego uwagę. Wyszczerzył kły. Z westchnięciem odstawił gąbkę i podszedł do nich, przekręcił gałkę otwierając je i rozejrzał się. Nic. Prosty ogródek. Nic niezwykłego. Nic podejrzanego, a jednak... Coś, ktoś.. tu był. Czuł to... Rozejrzał się raz jeszcze nim znowu wszedł do kuchni zamykając za sobą drzwi. Zamknął je na zamek. Wygląda na to, że nie może zostawić jej samej w mieszkaniu. Nie, aby o tym myślał...
-Ah! Oh! Sans... - jęki rozkoszy wyrwały go z zamyślenia – Mmmm.. Ta, to.. Ah! Miłe! - wielka fala wściekłości wstrząsnęła jego ciałem. Jak on mógł ją rżnąć po tym co zrobił, po tych morderstwach, krwi na jego kościach?! Jak śmiał jej dotykać, tulić ją, zadowalać jej idealne ciało swoimi brudnymi rękami! - OH SANS! - Dlaczego?! Krzyczał w myślach, zaciskając macki. To nie tak miało być! Powinna go znienawidzić, po tym co zrobił... powinien ją obrzydzać, odpychać powinien – OH! BOGOWIE! SANS! - Ale zamiast tego pozwalała by ten ją pieprzył w kuchni! Był taki pewien, że teraz będzie sama, wyrzuci Sansa, we łzach po ich złamanej więzi... wtedy mógłby wejść i … - KURWA! BOGOWIE! TO NIESAMOWITE! - Zacisnął kły. To niesprawiedliwe! To on powinien tam być! To on powinien dawać jej rozkosz, sprawiać aby jęczała i krzyczała z przyjemności, ale zamiast niego... zamiast niego... - OH! SANS! SANS! TAAAAK! - chciał wyważyć drzwi, rozerwać szkieleta na kawałeczki i zamienić go w pył. Nie zasługiwał na nią! Nie zasługiwał na nic! Szkielet stoi mu na drodze.
Share:

8 komentarzy:

  1. Zauważyłem literówke...
    Jak jerry (bo zgaduje że to był on) dręczył się o sansa i nas to zauważyłem że tam pisało "BOTOWIE" a nie bogowie.
    Jumi możesz naprawić?

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam tak wielką ochotę wziąć Jerrego i zgnieść go jak robaczka ;-;
    Nuuu, nie wolno tykać Sansa jerry...

    Uwielbiam to opowiadanie <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajne opowiadanie, świat w nim przedstawiony jest nieco przyjemniejszy niż w Underfell czy w oryginale. Nie było wojny, nie było podziemia i wszyscy żyli na powierzchni choć trochę osobno, w sensie potwory i ludzie. Cóóóż, sorry Jerry ale nikt cię nie lubi, ciesz się że masz swój udział w tej historii ;P.

    OdpowiedzUsuń
  4. Z jednej strony nie lubię Jerryego ale z drugiej... trochę mi szkoda tego pokurcza? Nie wiem jak to ująć :/...

    OdpowiedzUsuń

POPULARNE ILUZJE