31 października 2022

Helluva Boss: Ocalić Blitzo – Połączenie [The Call – tłumaczenie PL] [+18]

Autor: TalosLives
Tłumaczenie: Nessa

Notka od tłumacza: Dla Blitzo – szefa I.M.P. – kilkudniowe nieobecności były normą. Zwykle robił wtedy coś szalonego, co najpewniej miało wpakować go w kłopoty. Właśnie dlatego jego podwładni nigdy nie zwracali na to uwagi, planując po prostu okrzyczeć go, kiedy wróci. Dopiero po dziewięciu dniach nieobecności zaczynają podejrzewać, że ich szefa spotkało go coś niedobrego.
Obawy potwierdza jedno proste, zasłyszane przez telefon zdanie: „Mamy twojego szefa”.


SPIS TREŚCI:

I. Połączenie (Obecnie czytane)

...

Ach, kolejny dzień i kolejny martwy frajer ze świata śmiertelników. Wszystko dzięki niemu i jego drużynie chochlików. Powiadają, że nie powinno się zbytnio przywiązywać do swojej pracy. Tyle że Blitzo nic nie mów poradzić na satysfakcję, którą czuł, gdy podrzynał gardło gwałciciela, spalał szkolnego łobuza, odpowiedzialnego za samobójstwo jakiegoś dzieciaka, albo rozjeżdżał starszą panią za rysowanie cudzych aut kluczami. Okej, to ostatnie wcale nie działo się w ludzkim wymiarze, poza tym tyczyło się jego własnego samochodu, ale stara wiedźma dostała to, na co zasługiwała.

– Cóż, to było jedno z naszych najlepszych zleceń – stwierdził Blitzo, przechodząc przez portal w towarzystwie kroczącej tuż za nim ulubionej pary chochlików. – Co wy na to, drużyno?

– Żartujesz sobie ze mnie, szefie? – warknął Moxxie, wyciągając gałęź zza lewego rogu. Mniejszy z chochlików od stóp do głów pokryty był błotem, trawą, siniakami i śladami. – Najpierw zmusiłeś mnie, żebym został przynętą dla stróżujących bullmastifów, a potem zostawiłeś, kiedy mnie dogoniły, poturbowały i obszczały!

– Tak, ale dzięki tobie udało nam się dorwać cel – zauważył pogodnie Blitzo. Z unieniosą ręką zwrócił się do Millie. – Niezła robota z użyciem tych nożyczek na jego jądrach, Mills. Aż dostałem gęsiej skórki.

– Aw, dziękuję, szefie! – zaświergotała Millie, przybijając z Blitzo piątkę.

– Po czyjej stronie jesteś?! – wykrzyczał Moxxie. Jego powieka zadrżała.

– Oj, skarbie, wiesz, że bardzo cię kocham, ale to dzięki tobie dorwaliśmy cel – przypomniała Millie. Już miała go pocałować, ale wycofała się, czując odór psiego moczu.

– Dokładnie! Praca zespołowa zawszę i wszędzie – oznajmił Blitzo. Wyciągnął telefon, by przejrzeć najnowsze powiadomienia na Voxagramie. – Idźcie na obiad, co? Moxxie brzydko pachnie i potrzebuje prysznica.

– Po raz pierwszy się z tobą zgadzam – burknął Moxxie, wąchając się i omal nie krztusząc przez własny zapach. – Przysięgam, że śmierdzę gorzej niż nachlana Loona w pracy.

– Słyszałam to, kurwo – odparowała Loona. Siedziała za swoim biurkiem sekretarki. – I wiesz co? Pachniesz lepiej, kiedy czuć od ciebie siki. Ukrywają odór braku pewności siebie.

– Pierdol się! – warknął Moxxie, pokazując jej środkowy palec, nim w towarzystwie żony ruszył w stronę łazienki.

Blitzo z uśmiechem podszedł do adoptowanej córki.

– Idę na spacer i po szejka. Chcesz jednego, Loony?

– Podwójny bekon – rzuciła, nie odrywając wzroku od telefonu.

– Razy dwa! – odparł Blitzo, nucąc pod nosem. Otworzył drzwi wyjściowe i westchnął. – Ach, jaki wspaniały dzień!

 

***

Jak zwykle w Piekle nie działo się nic wartego uwagi. Kilka kiepskich filmów, żywcem zerżniętych z tych ze świata ludzi. Jakieś nudne plotki o celebrytach. Zakłady o to, ilu ludzi dziś umrze na COVID-19. Co prawda Loona mogła popisać na chacie albo obejrzeć coś na VoxTube, ale nawet to ją nudziło. Jej żołądek zawył, tak jak i ona. Blitzo zniknął trzy godziny temu i do tej pory nie wrócił z jej głupim szejkiem.

Wysłała mu SMS-a, by się pospieszył, ale nie odpowiedział. Sprawdziła nawet jego konto na Voxagramie, żeby zobaczyć, czy znów nie robił czegoś głupiego, ale ostatni wpis, jaki wprowadził, dotyczył jakiegoś dupka, który zrobił mu zdjęcie, kiedy odbierał napoje. Loona poddała się i postanowiła wziąć sobie coś z kuchni. Może Moxxie jeszcze nie zjadł swojego obiadu.

Otworzyła lodówkę, ponarzekała na brak jedzenia i zanotowała sobie w pamięci, by przypomnieć Blitzo o zakupach. Ostatecznie zdecydowała się na resztki chińskiego jedzenia.

Podgrzewała je w mikrofali, kiedy do kuchni weszła Millie.

– Hej, Loona.

– Pff… – mruknęła, sprowadzając telefon.

– Widziałaś gdzieś szefa? Właśnie dostałam rachunki – wyjaśniła Millie, pokazując  stos papierów w dłoniach.

– Nie i mam to gdzieś – odparowała Loona.

– Dobra. Po prostu zostawię mu je na biurku. – Millie wzruszyła ramionami i wyszła.

Na szczęście mała chochlica więcej jej nie przeszkadzała, jednak ten drugi zrobił to jeszcze tego samego dnia. Loona właśnie skończyła drugą popołudniową drzemkę, kiedy pojawił się Moxxie. Unosząc brew, zapytała:

– Czego, do cholery, chcesz?

– Gdzie, do diabła, jest Blitzo? – zapytał, kładąc ręce na jej biurku. – Nie tylko nie odbiera moich telefonów, ale znów dostaje te irytujące reklamy o powiększaniu penisa! Myślałem, że pozbyliśmy się spamu w zeszłym tygodniu!

Loona uśmiechnęła się złośliwie. Prawda była taka, że wysyłała je do niego z fałszywego maila, który stworzyła z pomocą przyjaciółki.

– Jestem pewna, że to drobiazg.

– Wcale nie! Nie potrzebuję ciągłych pytań o to, czy chcę większego kutasa! – krzyknął Moxxie.

– Nie. Mam na myśli to, co nazwałeś kutasem. Jestem pewna, że to drobiazg – zachichotała Loona. – Może jednak skorzystaj z reklamy i zobacz czy ci się uda? Dzięki temu będziesz miał przydatnego maila zamiast spamu.

Moxxie zawył z frustracji, zanim wycofał się do swojego pokoju, mrucząc coś o przerobieniu Loony na futro dla żony. Loona zachichotała i wróciła do komputera. Denerwowanie Moxxiego było dziecinnie proste.

Tyle że Blitzo wciąż nie było. Jasne, czasami znikał na kilka godzin, zwykle zajęty głupotami czy czymś takim, ale nigdy nie w godzinach zamknięcia.

– Chyba że… – mruknęła Loona.

Wyciągnęła telefon i zaczęła pisać.

 

LOONA: Siema, Via. Blitzo jest u ciebie? Pierdoli się z twoim ojcem?

OCTAVIA: Nie, nie było go u taty od dwóch tygodni. Czemu pytasz?

LOONA: Bez powodu. Po prostu go nie ma.

OCTAVIA: Coś poważnego?

LOONA: Nah, pewnie robi coś głupiego. Zobaczę się z nim w domu.

 

***

Nie było go w domu. Zaskoczyło ją to, ale zaraz przestała o tym myśleć. Włączyła telewizor, poczytała książkę, upiła się, zabawiła ze sobą i poszła do łóżka, wcześniej robiąc sobie kolację. Była pewna, że zobaczy ojca jutro, robiącego gofry.

Tyle że tak nie było – zero Blitzo, zero gofrów. Żadnego głupiego pocałunku na „dzień dobry”, zanim zgasił światła. Musiała sama sobie zrobić śniadanie. Loona obiecała sobie, że rozniesie Blitzo na kawałki, gdy ten tylko pokaże swój czerwony tyłek.

Spodziewała się zobaczyć go w pracy, ale nie przyszedł. Nie pojawił się nawet na porannym zebraniu, choć nigdy go nie przegapił. Siedzieli tam, póki Moxxie nie stwierdził, że ma dość. Zabrał Millie do domu, informując, że biorą jeden z przysługujących im dni urlopu. Zostawili Loonę samą, więc zdecydowała się zostawić pracę i pójść do centrum handlowego. Nie zamierzała przyznać, że zaczynała się trochę martwić. Jeszcze nie. Blitzo potrafił o siebie zadbać, więc nie było powodów do niepokoju.

Prawda?

 

***

Tydzień.

Minął tydzień, odkąd Moxxie ostatni raz widział swojego szefa.

Nie miał pojęcia, czy powinien się z tego cieszyć, czy jednak zacząć martwić. Nie żeby zamierzał przyznawać się do tego drugiego. Blitzo był irytującym, narcystycznym, chciwym, samolubnym dupkiem, który zawsze robił wszystko, by Moxxie znienawidził samego siebie.

Zarazem ten irytujący, narcystyczny, chciwy, samolubny dupek pozostawał jedynym, który dał mu pracę, pomagał, wspierał jego i Millie, dał im miesiąc wolnego po ich ślubie i widział w nich… rodzinę. Naprawdę, pomijając wszystkie wady, Blitzo był o wiele bardziej rodzinny niż ojciec Moxxiego. Jednocześnie jak na kogoś, kto uznawał współpracowników za rodzinę, zmartwieniami właśnie doprowadzał ich do grobu.

Millie jako pierwsza zaczęła się martwić, kiedy ich szef nie pojawił się w ludzkim świecie, by zabić kilku polityków. Czegoś takiego nigdy by sobie nie odpuścił. Nigdy. Zaczęła wypytywać inne chochliki, czy widziały Blitzo, a teraz zaczęła rozwieszać na ulicy plakaty o zaginięciu. Zdaniem Moxxiego mocno przesadzała, ale nie potrafił jej niczego odmówić.

Loona również zaczynała się przejmować, choć robiła wszystko, byleby to ukryć. Moxxie z czystym sumieniem mógł stwierdzić, że nie lubi piekielnego ogara. Pod pewnymi względami była nawet gorsza od swojego przybranego ojca. Ale gdzieś w głębi Moxxie czuł litość, widząc jak wpatruje się w drzwi albo wysyła wiadomości do ojca co dziesięć minut. To było wczoraj, a Moxxie nigdy by nie przyznał, że słyszał jak skomlała, gdy pewnego ranka zajrzała do jego biura, żeby sprawdzić, czy Blitzo tam jest.

O samym Blitzo mógł powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że był złym ojcem. Moxxie wciąż nie znał szczegółów adopcji Loony, jednak Blitzo postawił sprawę jasno: to była jej historia. Nikt nie mógł zaprzeczyć, że dawny cyrkowy chochlik kochał piekielnego ogiera i chciał zapewnić jej dobre dzieciństwo, ku jej zakłopotaniu. Kiedy Moxxie pierwszy raz zobaczył zdjęcie małej Loony, uznał, że to żart. Nie było opcji, żeby ten słodki, uśmiechnięty, szczęśliwy szczeniaczek, który w siódme urodziny rozsmarowywał tort na roześmianym ojcu, wyrósł na sukę, która regularnie kradła mu obiad. Później Loona zabroniła Blitzo je pokazywać, ale wiedział, że było prawdziwe.

Moxxie westchnął i spojrzał w okno, przygryzając wargę. Zabawne. Bywało, że pragnął wyłącznie ciszy i tego, żeby szef nie odzywał się do końca dnia. Ale cisza trwająca przez tydzień sprawiła, że Moxxie zaczął marzyć o jego powrocie.

Nie żeby zamierzał się do tego przyznać.

 

***

Loona obiecała sobie, że kiedy Blitzo wróci do domu, zabije go. Zabije, wskrzesi, a potem zabije raz jeszcze. Dziewięć dni, a jego wciąż nie było. W końcu schowała dumę do kieszeni i napisała do znajomych z pytaniem, czy go nie widzieli. Wszyscy zaprzeczyli i zaczęli wypytywać, czy wszystko w porządku, więc kłamała. Stwierdziła, że klient chce z nim rozmawiać, ale była pewna, że niektórzy – chociażby Octavia – zaczęli coś podejrzewać.

Po otrzymaniu poczty, Loona odłożyła ją na biurko i opadła na krzesło. Co, do cholery, robił Blitzo? A może coś mu się stało? Nie, dałby im znać, gdyby coś poszło nie tak.

I na pewno by jej nie zostawił.

Nie po tym, co obiecał…

Telefon wyrwał ją z zamyślenia. Wzdychając ciężko, odebrała.

– I.M.P. Czego chcesz?

– Mamy twojego szefa.

Oczy Loony rozszerzyły się. Wszystko w niej krzyczało, że wydarzyło się coś złego.

– C-co?

– Mamy twojego szefa. Miałem nadzieję, że wyduszę z niego to, czego potrzebuję, ale okazał się twardszy niż myślałem. Mało który chochlik przetrwałby dziewięć dni brutalnych tortur.

– Co do chuja?! – wykrzyczała Loona, podrywając się z miejsca. Warknęła, jej sierść zjeżyła się; zapragnęła dorwać swojego rozmówcę i rozerwać mu gardło. – To ma być żart?!

– Loona? – zapytał Moxxie, wychodząc z Millie z biura. Oboje wyglądali na zdezorientowanych. – Co się dzieje?

– To nie jest żart. Zgaduję, że jesteś Loona? Adoptowana córka Blitzo? To wszystko wyjaśnia. Mam twojego ojca i w zamian za jego bezpieczny powrót chcę czegoś, co masz.

Chuj z rozerwaniem gardła. Loona zamierzała wyrwać mu kręgosłup i zmiażdżyć mózg.

– S-skąd mam wiedzieć, że mówisz prawdę?!

– Powinnaś wraz z pocztą dostać brązową kopertę. Otwórz ją. Znajdziesz tam dowód na to, że nie kłamię.

Loona przyjrzała się stosowi listów na biurku. W istocie zauważyła brązową kopertę. Przełknęła. Ignorując pytania małżeństwa, drżącymi łapami ujęła pakunek i otworzyła go. Znalazła zestaw zdjęć i…

Telefon wypadł jej z łapy. Przez chwilę patrzyła na fotografie w szoku, zanim również je wypuściła.

 

***

Moxxie już miał zacząć krzyczeć i pytać, co się dzieje, kiedy dostrzegł coś, czego nigdy nie spodziewał się zobaczyć: łzy. Cholerne łzy. Loona nigdy nie płakała. Moxxie nie wiedział czy to możliwe, ale naprawdę widział piekielnego ogara we łzach i ze spojrzeniem kogoś, kto właśnie spotkał Archanioła podczas Dnia Oczyszczenia.

Wtedy gniew zniknął, a Moxxie skupił się na upuszczonych przez Loonę zdjęciach. Millie – choć równie mocno zszokowana – rzuciła się ją pocieszać. On tymczasem przyjrzał się fotografiom i poczuł, że żółć podchodzi mu aż do gardła.

W Piekle widział różne okropne rzeczy. Sam robił je zarówno ludziom, jak i demonom. Czasami naprawdę żałował tego, co widział i robił. Ale to… To przyprawiło go o mdłości, bo dotyczyło jego szefa.

Każde ze zdjęć przedstawiało Blitzo w stanie gorszym niż ten, którego spodziewał się Moxxie. Jego rogi roztrzaskano i niemal rozdzielono na pół. Jego skóra nosiły ślady po igłach, nożach, strzykawkach i bacie. To, że wciąż oddychał, wydawało się cudem. Zapłakana twarz błagającego o litość Blitzo z podbitymi oczyma, wybitymi zębami i krwawiącym nosem. Jego przebite gwoźdźmi dłonie. Widać było, jak jakaś postać zrywa mu skórę na plecach jakimś ostrym lśniącym nożem. Na kolejnym przykuto go do ściany z pomocą akumulatora samochodowego; raził go prądem, aż z ust popłynęła mu krew. Odcięli mu nawet ogon, kiedy kulił się w pozycji embrionalnej, całkiem nagi i w jakimś ciemnym więzieniu.

Odpowiedź na to, gdzie podziewał się przez ostatnich dziewięć dni, w końcu się pojawiła. Ktoś go porwał. Ktoś porwał Blitzo.

– Ja cię zajebię! – zawyła do telefonu wciąż zapłakana Loona. – Wymorduję was wszystkich! Powyrywam wam języki, pożrę serca, a czaszki wypierdolę w najgłębszy zakamarek Pentagramu!

Moxxie musiał przejąć kontrolę, nim Loona zrobiłaby coś głupiego. Jeśli to był porywacz, gniew nie miał pomóc ani im, ani Blitzo. Pośpiesznie pochwycił telefon, zabierając daleko od niej. Loona wyglądała, jakby chciała go za to rozszarpać, ale nie dbał o to.

– Kto mówi?! – zażądał wyjaśnień.

– Zgaduję, że jesteś Moxxie? Musisz. Jesteś jedynym facetem w firmie, mimo że brzmisz jak dziecko.

Moxxie zignorował zaczepkę. Słyszał gorsze.

– Tak, to ja. Słuchaj, po prostu powiedz, jakie masz żądania.

– Moje żądania są proste. Chcę księgi. Tej, której używacie, by dostać się do świata ludzi. Wielu nie ma o niej pojęcia, ale ja tak. I chcę ją mieć.

Jak, do cholery, dowiedział się o księdze? Było tylko sześć demonów, które wiedziały, w jaki sposób udawało im się dostać do ludzkiego wymiaru. On, Blitzo, Millie, Loona, Książę Stolas i Księżniczka Octavia. Wielu miało swoje teorie, ale nikt więcej nie znał prawdy. A nawet jeśli ktoś słyszał o istnieniu księgi, podejrzewałby raczej potężne demony, nie zaś to, że ta znajdowała się w rękach kogoś tak nisko postawionego w hierarchii jak chochlik. Książę Stolas zostałby natychmiast zdetronizowany, a jego kariera zakończona, gdyby wypłynęło, że podczas każdej pełni oddawał ją, by w zamian móc pierdolić się z Blitzo.

– Ja… nie wiem, o czym mówisz… – skłamał Moxxie, próbując zyskać na czasie.

– Nie udawaj durnia. Wiem, że ją masz. Książę Stolas regularnie oddaje ją temu czerwonemu kutasowi. Masz Grimoire i oddasz mi ją w zamian za życie Blitzo. Odmów, a wtedy… cóż… Podobno anielska stal nie rani aż tak bardzo, jak mogłoby się wydawać.

– Pozwól mi z nim porozmawiać – poprosił, ściągając na siebie uwagę dziewczyn. Musiał upewnić się, że szef wciąż żyje. – Jeśli naprawdę go masz i jest żywy… Musimy się upewnić.

– Włącz głośnomówiący.

Moxxie natychmiast to zrobił i cała trójka zamarła w oczekiwaniu, wstrzymując oddechy. Każda sekunda ciągnęła się w nieskończoność. W końcu usłyszeli ciężkie dyszenie, zupełnie jakby nawet to było bolesne dla nowego rozmówcy.

– H-halo? – odezwał się Blitzo. Jego głos pozbawiony był zwykłej radości, w zamian pełen lęku i bólu.

– Tato! – zawołała Loona, przytrzymując się stołu. W oczach miała strach. – Nic ci nie jest?!

– L-Loony… przepraszam, że… nie przyniosłem ci tego szejka… tatuś… trochę utknął…

– Idiota – wyszeptała Loona, wycierając oczy. – Chuj z szejkiem! Cały jesteś?!

– … nie… n-nie bardzo… – Urwał i zakaszlał kilka razy. – … jest prawie tak źle, jak w Zakątku Abbadona… Pamiętasz?

– Abbadona? – powtórzyła Loona, potrząsając głową.

– Blitzo – wtrącił Moxxie. – Szefie, obiecuję, że zabierzemy cię do domu!

– … nie dawajcie im księgi…

Jego oczy rozszerzyły się, kiedy w szoku spojrzał na pozostałych.

– Ale szefie! Twoje życie jest ważniejsze niż…

– Nie! Jebać mnie i moje życie! Nie możecie oddać im księgi! Moxxie, spróbuj to zrobić, a przysięgam, że… Ach! Zostaw mnie!

– Szefie! – zawołali Moxxie i Millie.

– Tato! – zawyła Loona.

– Pierdol się, ty sukin… ACH! Loona, kocham cię! Przepraszam, że nie mogłem… ugh… dotrzymać obietnicy! Moxxie, Millie – interes jest wasz! Zajmuj cię moją… c-cholera… córką! Powiedzcie… Kurwa! Powiedzcie Stolasowi, że… szlag… nawet go lubiłem i…

Huk wystrzału.

Moxxie prawie dostał zawału, a Loona aż spadła z krzesła, ciasno obejmując się ramionami. Millie przygryzła ramię aż do krwi, ale nie zwróciła na to uwagi. Cała trójka czekała, póki nie usłyszeli głosu w słuchawce.

– Żyje. Ale jeśli nie zrobicie tego, co powiedziałem, długo to nie potrwa. Za trzy dni dostaniecie instrukcje. Postępujcie zgodnie z nimi albo…

I wtedy się rozłączył.

 

Share:

28 października 2022

Gra: Nasze Halloween - Rozdział III - Opowiadanie zbiorowe - BlackJack

 

ZASADY I WYJAŚNIENIE
(zgłaszajcie się w komentarzach PO przeczytaniu danego rozdziału)

Autor obrazków: Usterka
Autor rozdziału II: BlackJack


Głównym bohaterem jest czytelniczka, akcja ma miejsce we współczesności. Hasła klucze dla tego rozdziału to: palec, Gacuś, banan

Spis treści:

Prolog
Rozdział I
Rozdział II
Rozdział III (obecnie czytany)
...

Czas ci się zatrzymał, wszystko nabrało koloru szarości, a zimno które czułaś na nadgarstku zaczęło się rozprzestrzeniać po całym twoim ciele. Kiedy spadła maska wiedźmy widziałaś jej oczy, były pobladłe ale przenikały cię na wylot, gardło ci jeszcze bardziej przytkało jak otworzyła usta i wydobyła z siebie chrapliwy dźwięk zaczerpnięcia powietrza . Kątem oka mogłaś zauważyć że Ola też została sparaliżowana strachem patrząc się jak wryta w tą postać. Po chwili czujesz jak ktoś cię ciągnie do tyłu oraz widzisz że Olę też. Był to Kamil i Ala- jak widać nie zostali sparaliżowani strachem w takim stopniu by was zasłonić, niespodziewanie postać odezwała się błagającym głosem.

- Pomocy… Błagam pomocy.

Po tej kwestii poczułaś napływ adrenaliny i ruszyłaś w stronę kobiety. Zdjęłaś z niej ostrożnie prześcieradło, by nie ruszać noża- na szczęście kobieta miała na sobie koszulę szpitalną, a nogi i ręce zapięte były pasami bezpieczeństwa. Bez namysłu rozpięłaś je w asyście Kamila, zauważyłaś jednak że dziewczyna nie ma palca serdecznego i małego a w ich miejscu widnieje opatrunek.

-Co się tu do cholery stało?

Zapytał Kamil dziewczyny, lecz ona miała trudności z wydobyciem dźwięku przez nóż, który prawdopodobnie przebiło płuco.

- Potem się dowiemy, pomóż mi się nią zająć Kamil, musimy wyjąć nóż. - Stwierdziłaś próbując go chwycić

- Nie wyciągaj go! - powiedziała Alicja -jak wyciągniesz zacznie krwawić.

Zatrzymałaś swoją dłoń kilka centymetrów przed nożem, oraz zobaczyłaś jak Alicja uspokaja Olę która zaczęła panikować.

- Co robimy? - zapytał Kamil

- Nie wiem - masz mętlik w głowie, a histeryzująca Ola nie pomaga, jednak po chwili zapytałaś się dziewczyny- Czy możesz chodzić?

Dziewczyna usiadła przy pomocy twojej oraz Kamila i próbowała wstać, jej nogi były jak z waty ale mogła zrobić kilka kroków.

- Dobra pomogę jej, ty leć do Oli i Ali i wynosimy się stąd  -Stwierdził Kamil, asekurując dziewczynę w stronę schodów.

Podbiegłaś do Olki która siedzi skulona oraz Ali, która przykucnęła nad nią i wtulając ją do siebie głaskała ją po głowie. Ola zaczęła mamrotać, że jest to jakiś koszmar oraz że musimy stąd jak najszybciej uciekać. Po chwili Ala podniosła Olę, która była wtulona w nią. Wtuliłaś się po chwili w Olę by ją również uspokoić. Drżała jak osika lecz wkrótce opanowała się i mogła normalnie funkcjonować.

- J.. Już dobrze, jestem spokojna - powiedziała Ola jeszcze lekko drżącym głosem

- Jesteś bardzo dzielna - uśmiechnęłaś się do Oli -teraz chodźmy pomóc Kamilowi

- Idźcie przodem- stwierdziła Ala, -spróbuję poszukać rzeczy tamtej dziewczyny, i będę ubezpieczać wasze tyły.

Kiwnęłaś głową i łapiąc Olę za rękę idziesz szybko do Kamila, który jest w połowie drogi do schodów. Lekko przyśpieszyłyście kroku by dogonić waszego kompana, gdy nagle straciłaś równowagę. Na szczęście Ola zareagowała dosyć szybko i cię złapała.

- Cholerna sztuczna krew, o mało nie wywinęłam orła jak postacie w starych kreskówkach które poślizgnęły się na skórce od banana- Powiedziałaś lekko zirytowana ale też i przerażona faktem że jednak może być to prawdziwa krew. Szybko jednak odtrąciłaś takie myśli mając na uwadze że jest osoba która potrzebuje pomocy. Ruszyłaś więc z Olą w stronę Kamila, tym razem patrząc się pod nogi.

Po jakimś czasie pomagasz z Olą Kamilowi w asekurowaniu poszkodowanej, powoli stawiacie pierwsze kroki na stopniach. Ty z Kamilem trzymajcie ranną a Ola idzie przodem by w razie potrzeby zareagować. Cały czas myślałaś o Alicji. Długo zajmuje jej szukanie rzeczy tej dziewczyny, gdy nagle słyszysz odgłos tłuczonego szkła w oddali, serce ci przyspieszyło i już miałaś najgorsze scenariusze w głowie i miałaś już ruszać na pomoc swojej koleżance gdy nagle ją ujrzałaś.

- Mam coś - Ala pokazała portfel- Możliwe że tej dziewczyny. Pewnie są tam jej dokumenty

- Świetnie - poczułaś ulgę że nic się Ali nie stało- mam pytanie Ala?

- O co chodzi? - zapytała się Ala

- Co to był za huk?

- A bo pomiędzy słoikami był wepchnięty tam portfel i wyciągając go jeden z nich się osunął i spadł rozbijając się, tam znajdował się sztuczny płód.

- O nie, Gacuś... - Powiedziała Ola smutnym tonem - wielka szkoda

- Przykro mi - rzekła Alicja - trochę niezdara ze mnie, szczególnie że kijowo widzę przez tą maskę.

- Dobra mamy większe zmartwienia niż jakiś tam sztuczny płód - stwierdziłaś lekko zirytowana faktem że doszło tutaj do czegoś chorego, a twojej koleżance głupoty w głowie. Chociaż może właśnie w taki sposób próbuje utrzymać swoje nerwy na wodzy. Przez to poczułaś wyrzuty sumienia gdy nagle od myśli odciągnęła cię ranna kobieta która zaczęła kaszleć krwią.

- Cholera! - Krzyknął Kamil - Musimy szybko wezwać pomoc!

Ola szybko sięgnęła po telefon, ty również lecz okazało się że sprzęt Oli padł, a ty zgubiłaś swój. Możliwe że wypadł ci w drodze powrotnej kiedy się o mało nie wywróciłaś, jednak pomysł trzymania telefonu w bluzie to fatalny pomysł.

- Kurwa mać! - zabluzgałaś denerwując się. Nie dość że wasza ranna towarzyska schodzi to jeszcze zgubiłaś coś co może ocalić jej życie - Kamil a tym masz telefon?

-Tak ale pod szatami więc niech ktoś mi go wyciągnie.

Ola znów się denerwując próbowała pomóc Kamilowi wyciągnąć telefon spod szat podtrzymując ranną dziewczynę. Na szczęście Alicja wyciągnęła nas z opresji.

-Dobra dzwonię!- Krzyknęła Ala, wystukując numer alarmowy.

Odwróciłaś się w stronę Alicji gdy nagle znów czas jakby spowolnił. Zobaczyłaś coś przerażającego. Za Alicją stała jakaś postać wyższa od niej, lecz w podobnym stroju. Był w coś uzbrojony ale nie mogłaś w takiej chwili dostrzec co to takiego. Ogłuszył Alę, uderzając ją w głowę. Po chwili słyszysz pisk Olki która też to widziała. Alicja momentalnie poleciała nieprzytomna na ziemię, a osoba która to zrobiła od razu ją złapała i zaczęła się wycofywać w kierunku jakiegoś przejścia. Nie mogłaś nic zrobić nadal patrzyłaś przerażona i znów złapał cię paraliż jak wcześniej. Kamil szybko zerwał się by ruszyć z odsieczą lecz nie zdążył, tajne przejście się przed nim zamknęło.

Hasła do kolejnego rozdziału: kajdany, czarny kot, wampir

Share:

27 października 2022

25 października 2022

Gra: Nasze Halloween - Rozdział II - Opowiadanie zbiorowe - Nessa



ZASADY I WYJAŚNIENIE
(zgłaszajcie się w komentarzach PO przeczytaniu danego rozdziału)

Autor obrazków: Usterka
Autor rozdziału II: Nessa


Głównym bohaterem jest czytelniczka, akcja ma miejsce we współczesności. Hasła klucze dla tego rozdziału to: zwłoki, nóż, laboratorium

Spis treści:

Prolog
Rozdział I
Rozdział II (obecnie czytany)
Rozdział III
...

Zachwiałaś się, ale nie upadłaś, chociaż niewiele brakowało. Otworzyłaś usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Stałaś więc w miejscu, niczym ryba to rozchylając, to znów zaciskając wargi.

– Co tam się…?

Słysząc niecierpliwy głos któregoś ze swoich przyjaciół (Bóg jeden raczył wiedzieć którego), wyciągnęłaś przed siebie rękę. Tyle mogłaś. Normalnie zaklęłabyś, widząc jak kawałek owiniętego wokół przegubu bandaża obsuwa się i opada niemal do ziemi, ale nie tym razem. Nie, skoro widziałaś… to.

Ktoś przepchnął się obok ciebie. Potrzebowałaś chwili, żeby zrozumieć, że to Ala. Stanęła tuż przed tobą, zasłaniając ci widok, co przyjęłaś z ulgą. Co prawda nie na tyle, żeby cokolwiek z siebie wykrztusić, ale…

A potem Ala wydała z siebie nienaturalnie piskliwy, dziewczęcy okrzyk, o który zdecydowanie byś jej nie podejrzewała.

„I kto tu przegrał konkurs, hm?” – pomyślałaś, ale zostawiłaś tę uwagę dla siebie. Jakoś nie było ci do śmiechu.

– O cholera.

Tym razem rozpoznałaś głos Kamila. Otrząsnęłaś się na tyle, żeby ruszyć się z miejsca i przy okazji prawie znokautować cię kosą. W porę chwyciłaś Olę pod ramię, ledwo ta znalazła się obok ciebie. We trójkę dołączyliście do wciąż zastygłej Alicji, choć osobiście sądziłaś, że dużo rozsądniejszym pomysłem byłoby wycofać się na schody.

Nie od razu uniosłaś wzrok. Jeśli miałaś być szczera, plączący się wokół kostek kawałek bandaża okazał się dużo ciekawszy. Dużo bardziej niż dobrze oświetlony, stojący na samym środku pokoju metalowy stół. Nawet bez ponownego spoglądania przywołałaś dość szczegółów, by pragnienie ucieczki okazało się w pełni uzasadnione. Ciężko byłoby nie zapamiętać pokaźnych rozmiarów, zajmujący całą powierzchnię blatu kształt. Co prawda przykryty kawałkiem materiału, ale wciąż… dość charakterystyczny.

– Uuuaa… Postarali się – stwierdziła z rozbawieniem Ola.

– To sztuczna krew – ocenił Kamil, wymijając Alicję. Kosę wymierzył we wciąż zastygłą z przerażenia koleżankę. – A ty mogłabyś występować w operze – dodał zaczepnym tonem.

Byłaś pewna, że gdyby nie maska Plagi, dziewczyna zarumieniłaby się aż po same uszy. Sama też poczułaś, że palą cię policzki. Miałaś nadzieję, że bandaże i pośpiesznie nałożony makijaż zdołają to ukryć.

– J-ja wcale nie… – wymamrotała Ala.

– Naprawdę się postarali – wtrąciłaś, próbując uratować honor was obu. Najpewniej bezskutecznie, ale warto było spróbować.

Poza tym nie kłamałaś. Miejsce robiło wrażenie, nie tylko przez rażące po oczach reflektory, jakby żywcem wyjęte z prawdziwej sali operacyjnej. Nawet plamy krwi na okrywającym charakterystyczny kształt prześcieradle wyglądały niepokojąco. Mogłaś się założyć, że efekt wymagał czegoś więcej, niż ugotowanie bandaży w garnku herbaty. Jak znałaś siebie, sama pewnie użyłabyś dżemu malinowego albo ketchupu, ale to…

– Tooo… Kto pierwszy chce zajrzeć? – zapytała Alicja. Jej głos wciąż brzmiał piskliwie, ale najwyraźniej zdążyła się uspokoić.

– Czyń honory. – Kamil nawet się nie zawahał. Z wprawą przerzucił kosę z jednej dłoni do drugiej. – Ja tu przyszedłem tylko po duszę.

Ku twojemu zaskoczeniu, Ala przystała na ten pomysł. Przeciągnęła się, strzeliła palcami, po czym dziarskim krokiem podeszła do stołu. Widok doktora Plagi, pochylonego nad rozłożonym na stole operacyjnym ciałem, wydał ci się dziwnie fascynujący i groteskowy zarazem.

Potrzebowałaś chwili, by zorientować się, że Oli już nie ma u twojego boku. A może po prostu wcale nie spieszyłaś się, żeby zobaczyć, co znajdowało się pod prześcieradłem. Tak czy siak rozejrzałaś się, szukając wzrokiem przyjaciółki. Wtedy też zauważyłaś, że w sali znajdowało się coś więcej, aniżeli tylko stół. W zasadzie pierwszy rzut oka na ciągnące się pod ścianą blaty, szafki i kolorowe próbki uświadomił ci, że znaleźliście się w swego rodzaju laboratorium.

Doskonale się zaczyna…

Dostrzegłaś swojego ulubione zombie zwrócone plecami do wszystkich. Ola z zaciekawieniem przypatrywała się przeszklonej gablotce, wypełnionej kształtami, których początkowo nie byłaś w stanie rozpoznać. Zbytnio rozpraszały cię przekomarzania Ali i Kamila oraz to, w jaki sposób światła lamp odbijały się od szyb. Dopiero kiedy podeszłaś bliżej Oli, zrozumiałaś, co tak naprawdę przykuło jej uwagę. Co prawda kolorowe fiolki nie okazały się aż tak niepokojące jak pokrwawione zwłoki na stole, ale wciąż – zdecydowanie nie widywałaś na co dzień ludzkich organów w słoikach. Sztucznych, oczywiście. Przynajmniej miałaś nadzieję, że spoglądające na ciebie przez szkło gałki oczne kiedyś nie były osadzone w prawdziwych oczodołach.

– Patrz jaki uroczy – rzuciła pogodnie Ola, stukając paznokciem w szybę. Wskazała na coś, co przypominało płód.

Wywróciłaś oczami. W końcu zdołałaś się rozluźnić, choć serce wciąż biło ci szybciej niż powinno. Zrobiło ci się głupio, że spanikowałaś już w pierwszym pokoju. Z drugiej strony… Czy nawiedzone domy nie istniały właśnie po to, żeby się bać?

– Przeuroczy – przyznałaś, poprawiając bandaże. Ostatnim, czego potrzebowałaś, było potknięcie się. Paradowanie w samej bieliźnie też nie brzmiało jak dobry plan na wieczór. – Nazwijmy go Gacuś.

Ola zachichotała.

– Myślisz, że ktoś się na nas obrazi, jeśli zabierzemy Gacusia ze sobą? – zapytała, przesuwając się bliżej gablotki.

– Olka! – syknęłaś przez zaciśnięte zęby.

Nie wątpiłaś, że mówiła poważnie. Oczami wyobraźni wręcz widziałaś, jak ta wariatka paraduje po nawiedzonym domu ze słoikiem wypełnionym formaliną i sztucznym płodem. Mogłaś się wręcz założyć, że dziewczyna miała znaleźć sposób na otwarcie gablotki, ale nie zamierzałaś jej na to pozwolić. Co prawda nie czytałaś regulaminu przybytku, w którym się znajdowaliście (Och… Wątpiłaś, żeby ktokolwiek to robił!), ale byłaś pewna, że wynoszenie eksponatów nie znajdowało się na liście czynności dozwolonych.

Otwierałaś już usta, żeby zaprotestować, jednak ubiegł cię zdławiony okrzyk Alicji.

– Dziewczyny… – wtrącił w tym samym momencie Kamil.

Natychmiast się odwróciłaś. Do tej pory nie słyszałaś, żeby jedyny rodzynek w waszej grupie był jakkolwiek zaniepokojony, dlatego od razu zorientowałaś się, że coś było nie tak. Ucisk w gardle powrócił, zwłaszcza gdy dostrzegłaś, że Ala wciąż trzyma w rękach prześcieradło.

To, co znajdowało się na stole, wcale nie wyglądało jak lalka. Spodziewałaś się szmacianej kukiełki albo manekina, jednak jeden rzut oka na postać na stole wystarczył, żebyś zorientowała się, że to nie będzie takie proste. Postać na blacie wyglądała zadziwiająco… żywo, choć nie ruszyła się nawet o milimetr. Nie widziałaś jej twarzy przez przysłaniającą ją maskę wiedźmy, ale drobna postura i rozrzucone dookoła głowy jasne włosy dały ci do zrozumienia, że to dziewczyna. Najpewniej naga, choć Kamil i Alicja na szczęście nie ściągnęli z niej całego okrycia.

Tym jednak, co zszokowało cię najbardziej, okazał się zalegający w jej piersi nóż. Trzonek zamigotał łagodnie w blasku oświetlających stół reflektorów.

Bezwiednie przesunęłaś się naprzód. Z opóźnieniem uświadomiłaś sobie, że wstrzymujesz oddech, więc pośpiesznie zaczerpnęłaś tchu. Uderzył cię dziwny, metaliczny zapach; twój żołądek ścisnął się, nagle bliski tego, żeby wywrócić się na drugą stronę.

– To chyba nie jest… – Potrząsnęłaś głową.

Nóż nie było prawdziwy. To ciało też. Nie mogły być…

Prawda?

Kamil i Alicja spojrzeli po sobie. Poczułaś się co najmniej dziwnie, widząc tę dwójkę tak blisko pokrwawionego ciała. Doktor Plaga i sama Śmierć nad operacyjnym stołem. Czy istniało coś jeszcze dziwniejszego, co mogłabyś zobaczyć tego dnia?

– Możemy sprawdzić. – Ola pewnym krokiem podeszła bliżej. Wyciągnęła rękę, ale w ostatniej chwili zawahała się. – Co to?

Skinęła głową w kierunku stołu. Zauważyłaś biegnące wzdłuż jego powierzchni żłobienia. Podeszłaś bliżej, starając się ignorować wypełniający powietrze zapach.

– To? Rynienki – wyjaśniłaś usłużnie. – Do odprowadzania krwi.

Olka rzuciła ci zaciekawione spojrzenie.

– Chcę wiedzieć, skąd wiesz takie rzeczy?

Jedynie wzruszyłaś ramionami. Doprawy… Gdzie ona się uchowała? Czy tylko ty grałaś w The Mortuary Assistant?

– Naprawdę. Zobacz, stół jest nachylony – wyjaśniłaś, zachęcona możliwością, żeby chociaż raz zabłysnąć wiedzą w jakimś temacie. Zatrzymałaś się na tyle blisko stołu, by móc przesunąć palcem wzdłuż żłobienia. Tym wyraźniej widziałaś, że masz rację. Blat w istocie znajdował się pod niewielkim kątem. – Spływa tędy i…

Nie skończyłaś. Głos uwiązł ci w gardle, kiedy coś chwyciło cię za nadgarstek.

Zimne palce. Kamil i Ala stali zbyt daleko, z kolei Ola… Ona stała tuż obok, więc widziałaś jej dłonie.

– O ja pierdolę…


Hasła do kolejnego rozdziału: palec, Gacuś, banan

Share:

10 października 2022

Gra: Nasze Halloween- Rozdział I- Opowiadanie zbiorowe- Shiro Higurashi

 



ZASADY I WYJAŚNIENIE
(zgłaszajcie się w komentarzach PO przeczytaniu danego rozdziału)

Autor obrazków: Usterka
Autor rozdziału I: Shiro Higurashi


Głównym bohaterem jest czytelniczka, akcja ma miejsce we współczesności. Hasła klucze dla tego rozdziału to: pomieszczenie, schody, pajęczyny

Spis treści:

Prolog
Rozdział I (obecnie czytany)
Rozdział II
Rozdział III
...

Przed tobą stała doprawdy osobliwa grupa - w skład waszej, w sumie czteroosobowej kompanii, wchodziła mumia (czyli ty), zombie, oraz dwie czarne postacie - ponury żniwiarz oraz lekarz plagi. W zombie od razu rozpoznałaś swoją ukochaną przyjaciółkę Olę. Miała na sobie T-shirt oraz długie spodnie – obie części garderoby były schodzone, podarte, ubrudzone w błocie i krwi, oraz ogólnie w fatalnym stanie – pasowało to idealnie do zombie. Włosy miała tapirowane i niedbale spięte w dwa kucyki, widać było w nich też zaschniętą krew i kawałki błota. Natomiast jej twarz oraz odkryte kawałki ciała miały niezdrowo zielony odcień, efektu dopełniała zaschnięta krew jaka znajdowała się w koło jej ust. Widać było, że musiała poświęcić sporo czasu, by osiągnąć taki rezultat. Podeszłaś do dziewczyny i przytuliłaś ją na dzień dobry, oczywiście tak by nie ubrudzić swoich bandaży na zielono jej makijażem. Gdy już puściłaś dziewczynę spojrzałaś na pozostałą dwójkę, jedna postać miała maskę z ptasim dziobem i torbę, a druga maskę kościotrupa i kosę. Zasadniczo poza tymi detalami nie różnili się oni jakoś diametralnie, nawet krój płaszcza był podobny u obu.

- To teraz zgadnij kto jest kto! – rzuciła dziewczyna zombie, na co ty uśmiechnęłaś się niepewnie. W tym momencie na prawdę ciężko było to stwierdzić. Wiedziałaś, że jeden osobnik to był Kamil – 179 cm wzrostu, drugi natomiast Alicja – 170 cm, zasadniczo z uwagi na różnicę płci i wzrostu określenie kto jest kto powinno być łatwe, ale zdecydowanie nie było. Luźny płaszcz maskował różnice w budowie, a jeśli chodzi o wzrost – Ala musiała założyć jakieś koturny. Nie należałaś do osób, które by analizowały to szczególnie długo, więc strzeliłaś na ślepo.

- Ala – powiedziałaś pokazując na żniwiarza – i Kamil – powiedziałaś pokazując na doktora.

- Biiiip, źle! – odpowiedziała Ci szybko Ola-Zombie krzyżując ręce przed sobą tworząc z nich wielkie X. – Jest dokładnie odwrotnie, ale sama też się pomyliłam… Też sądziłam, że Kamil by lepiej pasował jako Pan Doktor – odpowiedziała drapiąc się z lekkim zakłopotaniem po głowie.

Nie rozważałaś całej sytuacji aż tak dokładnie, więc tylko przytaknęłaś z uśmiechem, chociaż gdyby zastanowić się chwilę można by uznać, że Ola miała rację. Tak czy inaczej przytuliłaś pozostałą dwójkę znajomych, nie kryjąc radości ze spotkania, a następnie ustawiliście się całą grupą w kolejce. To, że nie byliście jedynymi chcącymi wejść do domu strachów nikogo nie dziwiło. Myśleliście, że stanie w kolejce będzie trwać wieczność, ale w towarzystwie przyjaciół i ciekawych rozmów ani się obejrzeliście, a już staliście przy drzwiach, czekając, aż te się otworzą. System był na tyle zautomatyzowany, że nikt nie zajmował się obsługą drzwi, od tak się one po prostu otwierały. Zasadniczo uznałaś za trochę dziwne, że nie możecie po prostu wszyscy wejść tam na chama na raz – całą kolejką, wtedy byłoby szybciej, niż wchodzić po parę osób i jakim cudem mimo braku obsługi ludzie tak ładnie wchodzą po parę osób? Z twojego toku myśli wyrwało Cię nagłe otworzenie drzwi, rozmowa twoich znajomych, jak i rozmowy reszty ludzi na przodzie natychmiast ucichły. Złapałaś za rękę swoje dwie koleżanki, które miałaś najbliżej i natychmiast wparowałyście do środka, a Kamil w kostiumie ponurego żniwiarza wszedł za wami. Gdy tylko znalazłaś się w pomieszczeniu odkryłaś, że jest to mały bardzo mały przedsionek w którym może się zmieścić góra sześć osób. Naprzeciwko drzwi wejściowych były kolejne drzwi, które chciałaś otworzyć, lecz nie miały one klamki. Odwróciłaś się odruchowo w kierunku przyjaciół i zauważyłaś jak wasz kolega zamyka drzwi przez które weszliście. Gdy tylko to nastąpiło w pomieszczeniu zapanowała całkowita ciemność i głucha cisza. W tym momencie dotarło do ciebie, że jedyne światło wpadało właśnie przez te drzwi. W małym pokoju było dość ciasno więc cofnęłaś się, opierając się plecami o ścianę, by zrobić więcej miejsca znajomym.  Ten stan jednak nie trwał długo, gdyż po paru sekundach poprzednio zamknięte drzwi do wnętrza domu gładko otworzyły się wpuszczając was do środka. A przynajmniej tak powinno to wyglądać. Niestety nie zdążyłaś przestać się o nie opierać na czas i na dzień dobry przewróciłaś się do tyłu z cichym krzykiem, lądując tyłkiem na czymś miękkim.

- I już mamy zwycięzcę naszego konkursu ,,kto pierwszy krzyknie” – rzuciła żartem Alicja w kostiumie doktora. – Wszystko okej? Dobrze, że dali prze drzwiach kawałek miękkiego dywanu, pewnie nie ty pierwsza próbowałaś tu zrobić aniołka – rzuciła dziewczyna podając Ci pomocną dłoń i pomagając wstać.

- To się nie liczy! To nie był krzyk strachu, a po prostu zdziwienia i nie, na szczęście nic mi nie jest – odpowiedziałaś z lekko skrzywionym uśmiechem, gdyż upadek trochę jednak zabolał, a następnie chwyciłaś dziewczynę za rękę i zwinnie podniosłaś się na równe nogi. Jednocześnie spojrzałaś kątem oka na patrzącą na ciebie z troską Olę i uśmiechnęłaś się do niej łagodnie - niemo zapewniając ją, że nic ci nie jest - na co tamta odetchnęła z ulgą.

- No dobrze, to zaczynamy konkurs od teraz, postaraj się nie ,,zdziwić” ponownie – rzucił żartem Kamil, a następnie skierował wzrok na Olę, która już oglądała dekorację. W tym momencie również zaczęłaś się rozglądać. Całość naprawdę robiła wrażenie – korytarz w którym się znajdowaliście prowadził do czterech pomieszczeń, a przynajmniej tyle zamkniętych drzwi wam się ukazało, były też potężne, drewniane schody wyłożone w środkowym pasie jakąś ciemną tkaniną. Pod sufitem wisiał wielki żyrandol, który wyglądał jakby zamiast żarówek miał świece, a sufit w koło niego był pokryty czerwoną substancją przypominającą krew, która skapywała powoli - kropla po kropli - na środek salonu, brudząc leżący na podłodze dywan. W rogach pomieszczenia, przy suficie, można było dostrzec wyłaniające się z półmroku pajęczyny. Nie było jednak widać żadnego z twórców tych sieci, co z jednej strony mogło uspokajać, lecz z drugiej budzić niepokój, gdyż istniała szansa, że mogą kryć się gdzieś po kątach. Całość prezentowała się bardzo klimatycznie i nieprzesadnie, jakby właściciele rezydencji lubowali się w prostocie i minimalizmie.

- To co zwiedzamy najpierw? – zapytała Alicja wyglądając na zniecierpliwioną staniem jak kołki i rozglądaniem się. – Ola, ile można gapić się na sufit, chodźmy dalej – rzuciła do stojącej obok dziewczyny łapiąc ją za ramię, na co tamta spojrzała na nią dość nieobecnie.

- Skoro jesteś tak zafascynowana tym kapiącym sufitem, to może pójdźmy wyżej i sprawdźmy co tam jest? – rzucił bardzo rozsądnie Kamil, a ty odetchnęłaś z ulgą. Wiedziałaś, że Alicja i Ola mają bardzo odmienni stosunek do zwiedzania, więc cieszyłaś się, że chłopak zainterweniował zanim pojawiło się jakieś potencjalne spięcie. Tak naprawdę ciebie również już zjadała ciekawość, co czeka was dalej! Postanowiłaś skorzystać z okazji i kuć żelazo póki gorące.

- A więc postanowione! Idziemy na górę ekipa! – rzuciłaś w stronę towarzyszy i ruszyłaś żwawo w stronę schodów pokazując dziarsko palcem przed siebie.

- Tylko znów nie wywiń orła! – powiedziała Alicja ruszając w ślad za tobą i puszczając Olę.

Drewniana konstrukcja skrzypiała cicho w miarę jak posuwałaś się do góry, w prawdzie zdawała się być bardzo stabilna, ale i tak, na wszelki wypadek złapałaś się poręczy. Posuwałaś się żwawo do góry  już nie mogąc się doczekać zobaczenia co czeka was wyżej. Obejrzałaś się jeszcze wchodząc, czy reszta grupy też podąża za wami. Stan się zgadzał – na przedzie mumia, doktor plagi tuż za nią, a z metr dalej zoombie i zamykająca korowód śmierć. Uśmiechnęłaś się do reszty i już miałaś rzucić jakimś komentarzem, gdy poczułaś, że skończyła się poręcz. Zwróciłaś więc głowę znów przed siebie, by ujrzeć co oferuje to piętro i w sekundę zamarłaś w bezruchu zszokowana tym co ujrzałaś. Tymczasem idąca tuż za tobą Alicja, która nie spodziewała się twojego nagłego zatrzymania, uderzyła cię w plecy swoim dziobem od kostiumu.

- Co jest? Czemu tak nagle stanęłaś? – zapytała zerknąć przez twoje ramię i poprawiając maskę.


Hasła do kolejnego rozdziału: zwłoki, nóż, laboratorium

Share:

9 października 2022

Undertale: Kinktober - Zamiana rozmiarów: Duży [Size Difference: Big- tłumaczenie PL] [+18]

   

Notka od tłumacza: Jest to cykl one-shootów w większości +18 osadzonych w różnych AU z gry Undertale. Opowiadanie dostosowane do kobiecego czytelnika. Przedstawia związki Ty x Sans ; Ty x Papyrus ; Sans x Ty x Papyrus.
Opowiadanie zawiera elementy sado-maso, seksu publicznego, i wiele naprawdę wiele innych zboczeń seksualnych.

Oryginał: klik
Tłumaczenie: Oczytana
SPIS TREŚCI
Na dworze (Undertale // Sans)
Zamiana rozmiarów: Duży (Beasttale // Sans)  (obecnie czytany)
Powoli (Undertale // Sans i Papyrus)
Orgia (Undertale, UnderFell, Underswap, SwapFell // Sans i Sans i Papyrus i Papyrus)
Zmęczenie (SwapFell // Sans)
Zabawa w klatce (UnderFell // Sans i Papyrus)
Straszny (HorrorTale // Sans)
Znamie (Underswap // Papyrus)
Stopa (UnderFell // Sans i Twoja przyjaciółka)
Na ostro (UnderFresh // Sans)
Zabaweczka (Undertale // Sans)
....~~....

Jego szerokie, grube żebra unosiły się i opadały pod tobą z cichym pomrukiem, niemalże kocim. Jedna z jego dużych dłoni- z ostrymi, lecz delikatnymi pazurami- wędrowała po twoich nagich plecach, sunąc po każdej wystającej części kręgosłupa, podczas gdy druga przeczesywała twoje włosy rozplątując loki i trzymając je z dala od zakrzepłego, lecz wciąż mokrego śladu ugryzienia na twoim ramieniu.
Twoja głowa spoczywała na jego mostku, zaś nogi rozpostarte były na jego grubej miednicy... a jego długość wepchnięta tak daleko jak tylko człowiek mógł pomieścić. Byłaś przepełniona, rozciągnięta, a jego kutas pulsował gdy wyrzucał z siebie kolejne partie magii prosto w twoje wnętrze.
Jęczałaś  na to doznanie, a twoje wejście zaciskało się raz za razem wokół jego zdecydowanie zbyt dużej grubości (nim zabrał cię do łóżka, ostrzegał że nie jest łatwy do wzięcia i że pod koniec będziesz żałowała nadziewania się na jego "kostkę"). Sans otworzył szerzej oczodoły, obserwując cię rozłożoną na nim i prychnął z uśmiechem.
- Na gwiazdy, spójrz na siebie... Absolutnie kurewsko zniszczona. Już żałujesz?- Wymruczał, przesuwając ostrym koniuszkiem palca po twojej linii szczęki, by następnie skierować twoją twarz na jego. Patrzyłaś na niego zamglonym spojrzeniem, zagubionym w przyjemności i nacisku prawie niemożliwego do pomieszczenia w sobie ładunku spermy. Twoje wnętrze ciasno dopasowało się do jego kutasa, więżąc wszystko w środku.
- N-nie... zastanawiam się tylko jak długo jeszcze... jak długo...jeszcze...- Jęknęłaś, drżąc ponownie gdy przesunął swoje nogi. Jego wciąż stercząca męskość minimalnie wysunęła się z ciebie i w moment potem z powrotem wsunęła się do środka. Sans zaśmiał się. Obie twoje nogi były ospałe, a brzuch rósł od objętości magii jaką nadal w ciebie wpompowywał.
- Jeszcze jakieś dziesięć minut kotku. Wtedy możemy cię umyć i wyleczyć.- Zapewnił cię, ocierając usta kciukiem. Wtuliłaś od razu policzek w jego dłoń, dłonią łapiąc za jedno z jego żeber. Ogon potwora owinął się wokół jednej z twoich kostek, muskając łydkę. Zamknęłaś oczy, wzdychając.
Pomimo dyskomfortu w twoim rozdętym brzuchu i rozciągającego cię kutasa, pulsującego i wpuszczającego w ciebie sporadycznie coraz więcej spermy, udało ci się odpłynąć, ukojona szumem jego oddechu i jego własnym leniwym zadowoleniem.
Jednak natychmiast obudziły cię ręce Sansa na twojej talii. Twoje wejście rozciągało się nieprzyjemnie gdy próbował wyciągnąć z ciebie całą swoją długość. Chrząknął, wystawiając w trudzie język między swoje kły, po czym w końcu uwolnił się z twojego ciała, uwalniając tym samym napięcie i zgromadzoną w tobie magię.
Strumień spermy wypłynął z ciebie zaraz tylko jak się wysunął, kapiąc na prześcieradło, na którym leżałaś. Uśmiechnął się lubieżnie słysząc twój jęk stymulowanej przyjemności, delikatnie ściągając cię ze swojej klatki piersiowej i samemu się podnosząc.
Położył cię na plecach, przesuwając się i rozsuwając twoje uda, by zobaczyć jak jego magia sączy się z twoje zmaltretowanej cipki. Coś zaborczego i instynktownego wypełniało jego spojrzenie.
- Od lat nie zapładniałem nikogo tak solidnie pupilku. Po prostu...cholera.- Warknął, wsuwając w ciebie palec, by wydobyć z ciebie kolejne porcje jego magii. Zaś ty wiłaś się słabo, obolała i nadal podniecona.
Sans nie bawił się tobą długo. Dostatecznie by doprowadzić cię do powolnego i zrelaksowanego orgazmu. Następnie wziął cię w swoje masywne ramiona i zabrał do swojej łazienki, włączając światło odpalając na chwilę wodę, w tym samym czasie pocierając swoją szczękę o twój policzek, a dłońmi gładząc kojąco i miękko twoje ciało.
Był niesamowicie przylepny po seksie, w porównaniu z poprzednim zwierzęcym głodem. Ta zmiana trochę zbiła cię z tropu, choć przywitałaś ją z radością, wtulając się w jego nagie kości i ulegając dotykowi potwora.
Potrzebowałaś czegoś delikatnego po tym jak wstrząsnął całym twoim światem.
Share:

2 października 2022

Gra: Nasze Halloween- Prolog- Opowiadanie zbiorowe



ZASADY I WYJAŚNIENIE
(zgłaszajcie się w komentarzach PO przeczytaniu danego rozdziału)

Autor obrazków: Usterka
Autor prologu: Oczytana


Głównym bohaterem jest czytelniczka, akcja ma miejsce we współczesności. Hasła klucze dla tego rozdziału to: halloween, bandaż, dom strachów

Spis treści:

Prolog (obecnie czytany)
Rozdział I
Rozdział II
Rozdział III
...

- Witaj w Halloween, witaj w Halloween…
Nuciłaś pod nosem puszczoną na głośnikach piosenkę, starając się zachować resztki spokoju. Jedyne co trzymało cię przed rzuceniem tego wszystkiego w cholerę była playlista z youtuba oraz obietnica. Oczywiście ty jak to ty, musiałaś rozpocząć swoje przygotowania do Halloween na ostatnią chwilę. A prawdopodobnie w ogóle byś o nich zapomniała gdyby nie przyjaciele, którzy byli bardzo ciekawi stroju jaki wybrałaś. Rzecz jasna nie przyznałaś się do realnego stanu i zrobiłaś z tego niespodziankę. Dostatecznie często już żartują sobie z twojej pamięci złotej rybki, nie miałaś więc ochoty dawać im dodatkowych powodów ku temu. I w ten oto sposób wczoraj wpadłaś zdyszana do apteki na jakieś dziesięć minut przed jej zamknięciem. Reakcja aptekarki była godna uwiecznienia gdy w całym tym pośpiechu poprosiłaś… o ilość bandaży o jaką poprosiłaś. Musiałaś tłumaczyć, że nikt nie jest ranny, a to jedynie twoja pamięć dała o sobie znać. Wyszłaś więc już znacznie spokojniejsza, bogatsza w reklamówkę bandaży… oraz jakąś mieszankę witamin na poprawę pamięci, którą poleciła ci obsługująca cię kobieta.

Kolejnym krokiem było ubrudzenie twojego nowego nabytku. Rzecz jasna nie chodzi o tabletki. Postanowiłaś się nie ograniczać. W kilku garnkach zagotowałaś wodę, którą następnie wlałaś do wanny. Tam w bestialski sposób wysypałaś całe pudełko herbaty Minutka XXL. A raz się żyje. I tak była z promocji. Rozplątywałaś kolejno bandaż po bandażu, wrzucając je do utworzonego wywaru. Mogłaś wybrać kawę, która dałaby dużo mocniejszy efekt, jednak nie miałaś ochoty walić jak esencja Starbucksa. W międzyczasie gdy twój kostium się starzał, w salonie zaimprowizowałaś suszarnię. Rozciągnęłaś kilka rzędów sznurków pomiędzy najwyższymi punktami w pokoju jakie nie groziły przewróceniem się pod ciężarem materiałów. Kolejną twoją ofiarą była szafka na reklamówki. W końcu wszystkie te plastikowe paskudztwa na coś się przydadzą. Rozcięłaś je tak, by zajmowały jak najwięcej powierzchni na podłodze i ustawiłaś pod sznurkami. Byłaś gotowa na kapanie. Gdy uznałaś, że bandaże są gotowe, ostrożnie wyjęłaś kurek, zmoczyłaś je dostatecznie dobrze chłodną wodą… po czym weszłaś do wanny i chodząc po nich, zaczęłaś je odsączać. Gdybyś miała robić to tylko rękami to życia by ci nie starczyło. Gdy uznałaś, że w ten sposób nic więcej z nich nie wykrzeszesz, łapałaś je w garści i możliwie jeszcze wyciskałaś to co się dało. Tak przygotowana kula była gotowa do transportu. Kolejne pół godziny zajęło ci zawieszanie wszystkiego na sznurkach. Nie nacieszyłaś się jednak długo swoim sprytem, głównie z racji na to, że bandaże schły zdecydowanie zbyt wolno. I w ten właśnie sposób spędziłaś już nawet sama nie wiesz ile z suszarką w ręce, przeklinając się za brak posiadania takiej do ubrań. Nim się zorientowałaś- zasnęłaś na kanapie, na całe szczęście wcześniej odłączając urządzenie od prądu.

I mniej więcej w ten oto sposób byłaś tu gdzie byłaś, próbując osiągnąć… coś. Cokolwiek co będzie wyglądało dobrze. Bandaże prezentowały się o dziwo naprawdę dobrze, ładnie złapały kolor. Teraz największą trudnością było stabilne przymocowanie tego do twojego ciała. Nie miałaś czasu by przyszywać to do jakichś ubrań. Skupiłaś się więc na tym by pod spodem mieć krótkie spodenki i stanik. Chciałaś skorzystać z tego, że październik trafił się wyjątkowo ciepły i w kilku miejscach planowałaś odsłonić nieco skóry, którą przybrudzisz starymi cieniami do powiek. W twoje nucenie zaczęło wkradać się coraz więcej kurw i chujów, gdy materiał rozwiązywał się raz za razem. Finalnie chyba jednak osiągnęłaś perfekcję. Zrobiłaś bieg po pokoju, kucnęłaś, podskoczyłaś, pomachałaś energicznie rękami i nogami… nic. Wszystko na swoim miejscu. Stojąc przed lustrem dokonałaś jeszcze kilku poprawek. Część swojej twarzy również zabandażowałaś, pozwalając by kosmyki włosów wychodziły na zewnątrz w niedbały sposób. Lakierem do włosów dodatkowo je usztywniłaś i… brawo! Udało ci się! Byłaś gotowa. Wciągnęłaś na stopy trampki, które również oblekłaś bandażami. Zarzuciłaś na ramiona bluzę, do kieszeni której wsadziłaś komórkę, a następnie wyszłaś z domu. Nie mogłaś uwierzyć w to, że udało ci się tak dobrze wyjść! Byłaś już gotowa na spotkanie z przyjaciółmi. Aż przyspieszyłaś kroku podekscytowana tym co was dziś czeka. Dom strachów. Realny wielki dom strachów. Nie sądziłaś, że firma tworząca je przyjedzie do takiej pipidówy, jednak nikt nie narzekał. Ten dom był olbrzymi! I do tego wstęp wolny. Nawet nie zorientowałaś się, gdy stałaś już przed starą bramą. Stałaś tam chwilę, przyglądając się szczegółom. To wszystko wyglądało jak realne! Naprawdę się postarali.

Miałaś już wyjąć telefon by zobaczyć czy twoi znajomi czegoś nie pisali, jednak w tym momencie usłyszałaś wołanie. Obejrzałaś się za źródłem głosu, by następnie uśmiechnąć się szeroko. Za tobą stała trójka twoich przyjaciół, odwzajemniając uśmiechy.

- O rany wasze stroje są genialne!

Rzuciłaś z jeszcze szerszym uśmiechem, podchodząc ku nim.


Hasła do kolejnego rozdziału: pomieszczenie, schody, pajęczyny

Share:

POPULARNE ILUZJE