18 października 2020

Undertale: Kinktober - Wilgoć [Wet- tłumaczenie PL] [+18]


Notka od tłumacza: Jest to cykl one-shootów w większości +18 osadzonych w różnych AU z gry Undertale. Opowiadanie dostosowane do kobiecego czytelnika. Przedstawia związki Ty x Sans ; Ty x Papyrus ; Sans x Ty x Papyrus.
Opowiadanie zawiera elementy sado-maso, seksu publicznego, i wiele naprawdę wiele innych zboczeń seksualnych.

Oryginał: klik
Tłumaczenie: Oczytana
SPIS TREŚCI
Na dworze (Undertale // Sans)
Wilgoć (Underswap // Sans i Papyrus) (obecnie czytany)
Powoli (Undertale // Sans i Papyrus)
Orgia (Undertale, UnderFell, Underswap, SwapFell // Sans i Sans i Papyrus i Papyrus)
Zmęczenie (SwapFell // Sans)
Zabawa w klatce (UnderFell // Sans i Papyrus)
Straszny (HorrorTale // Sans)
Znamie (Underswap // Papyrus)
Stopa (UnderFell // Sans i Twoja przyjaciółka)
Na ostro (UnderFresh // Sans)
Zabaweczka (Undertale // Sans)
....~~....


Z ledwością udało ci się uniknąć jasnozielonego balona wypełnionego wodą, który w chwilę po wyminięciu cię rozbił się na ścianie tuż za tobą. Twój śmiech poniósł się przez podwórko, gdy wystrzeliłaś swój własny pocisk, wycelowany prosto w równie roześmianego kościotrupa, znajdującego się na twoim podwórku. 
Papyrus obserwował ciebie i swojego brata ze swojego leżaka, umieszczonego na skraju tarasu, choć byłaś niemalże pewna, że prędzej spał niż faktycznie oglądał (ciężko było stwierdzić, przez okulary przeciwsłoneczne) ale nie potrzebowaliście go z Sansem, który to już zgarnął kolejny balon ze swojego wiaderka szczerząc się w twoją stronę, wyraźnie dobrze się bawiąc.
- Daj spokój Blue. Tylko na to cię stać?- Zawołałaś, usiłując pochwycić ostatni śliski balon jaki został się w twoim wiaderku i nie spuszczać jednocześnie spojrzenia ze swojego niesamowicie dobrego-w-rzucaniu-mokrymi-przedmiotami chłopaka (Byłaś kompletnie przemoczona, podczas gdy Sans nie poniósł żadnych strat, za wyjątkiem twoich dwóch fartownych rzutów. Niezwykle cieszył cię też fakt, że postanowiłaś założyć na dzisiejsze wyjście do ogródka bikini). Wtem wpadłaś na nikczemny pomysł. Przyłożyłaś palec do ust, a następnie wskazałaś na Papyrusa, który na ślepo próbował pochwycić szklankę z lemoniadą.
Sans wyszczerzył się szeroko, kiwając kilkukrotnie głową, a następnie przyjął bojową postawę.
- Oh, pokażę ci "na co mnie stać" Człowieku! Przygotuj się na mój następny atak!- Zakrzyknął, podekscytowany tym zamachem (Nieco przesadzone, ale domyślasz się, że to bardziej z winy tego, że ostatnio ogląda za dużo Napstabota niż ze swojej własnej). Wtem wystrzelił wodną broń w swojego brata dokładnie w tym samym momencie co ty. Oboje z radością czekaliście na rezultat waszych działań.
W cale nie zaskoczył cię fakt, że Papyrus bez najmniejszego problemu wyciągnął rękę i pochwycił w powietrzu balon swojego brata. Od zawsze miał niesamowicie wyczulone zmysły oraz świetny refleks. Był też niesamowity w unikaniu zarówno rzucanych gazet jak i obowiązków domowych. Wydawał się jednakże nie zdawać sobie sprawy z drugiego pocisku, który został wystrzelony z twojego końca trawnika. Balon trafił idealnie w bok jego czaszki, strącając okulary na trawę. Woda spływała po nim kompletnie mocząc jego czarny podkoszulek i szorty w kolorze khaki.
Zamrugał kilkukrotnie, w zaskoczeniu prychając, a następnie spojrzał na ciebie wesoło wstając i podrzucając balon, który następnie pochwycił w swoją rękę złowrogo.
- Czy facet nie może uciąć sobie tutaj najmniejszej drzemki bez obawy o sabotaż ze strony własnej dziewczyny? Pf... dziś nie gram uczciwie cukiereczku.- Warknął przekornie, zbliżając się do ciebie z szerokim uśmiechem, by po chwili rozbić balon na twojej głowie, sprawiając tym samym że lodowata woda spłynęła po twoim ciele wyduszając z ciebie zaskoczony okrzyk.
Wydęłaś nadąsana wargę, zdejmując przemoknięte włosy z twarzy i ocierając oczy z wody. On jednak tylko prychnął w rozbawieniu, spoglądając na swojego brata znajdującego się po drugiej stronie podwórka, który to przyglądał się z niezadowoleniem swojemu wiaderku (prawdopodobnie dlatego, że było puste).
- Myślę, że wystarczy na jeden dzień brachu. Cała ludzka słodycz zmyje się z niej jeśli jeszcze bardziej ją zmoczysz. Chodźmy wyschnąć i przygotować obiad.- Zachęcił, kładąc ramię na twoich barkach, by poprowadzić cię do środka przez tylne drzwi (Nie byś miała narzekać z tego powodu. Pomimo ciepła, jakie dawały wam promienie słoneczne- drżeliście. Papyrus musiał to zauważyć... Urocza kosteczka.) Sans również nie stawiał oporów, mknąc przez podwórko i wślizgując się do środka zaraz za wami.
- Oczywiście! Nie chcielibyśmy by to się stało... więc kogo powinniśmy wycałować?- Skomentował chytrze, podnosząc jeden z ręczników, które położyliście tego ranka przed wyjściem na zewnątrz na blacie kuchennym. Sięgnął ku tobie by ofiarować ci zębaty pocałunek przed zarzuceniem na twoje drżące ramiona ręcznika. Uśmiechnęłaś się do niego promiennie z wyraźnym uwielbieniem. Owinęłaś przy tym szczelniej ręcznik wokół siebie, rozkoszując się jego miękkością i ciepłem.
Papyrus zrzucił z siebie przemoczoną podkoszulkę, rzucając ją niedbale na kuchenny blat. Nim jednak było ci dane zacząć na to narzekać, ten również pochwycił ręcznik, wycierając cię do sucha, przy jednoczesnym pochylaniu się nad tobą od tyłu i całowaniu twojej szyi.
- Nie wiem brachu. Myśl, że moglibyśmy pozostać bez pocałunku... Nikt nie jest taki jak ona, przynajmniej dla nas.- Wymruczał, zerkając na ciebie kątem swoich oczodołów, podczas gdy jego dłonie sunęły wzdłuż twoich boków susząc je. Ty zaś pięknie się zarumieniłaś, dając nura pod kawałek ręcznika.
Żyjesz z tą dwójką potworzych szkieletów już od prawie dwóch lat. Początkowo zaczęło się od chęci zaoszczędzenia na czynszu i zakupach, jednakże z czasem przekształciło się to w coś więcej. Obaj bracia zagościli tak łatwo w twoim sercu jak ty w ich wolnej sypialni.
Rzadko się zdarzały noce kiedy wasza trójka nie dzieliła ze sobą łóżka, czasem śpiąc a czasem robiąc inne, dużo przyjemniejsze rzeczy. Poczucie, że miałaś ich przy sobie i mogłaś ich trzymać obu za ręce niemalże przez cały czas było zarówno błogosławieństwem jak i przekleństwem. Czasami bywali zazdrośni, a ich walki bywały kłopotliwe, zwłaszcza gdy jeden z nich wbił sobie do czaszki, że jeden z nich był w stosunku do ciebie nieuczciwy. Ogólnie jednak nigdy nie czułaś się bardziej kochana, bardziej doceniana i zadbana.
Nigdy nie czułaś się bardziej atrakcyjnie niż wtedy gdy dwójka szkieletów, które kochasz najbardziej spogląda na ciebie z pożądaniem i głodem jak teraz.
Wzrok Papyrusa stał się drapieżniejszy, gdy sunął dłońmi po twoich bokach i biodrach wycierając cię, co było teraz oczywistą wymówką dla możliwości dotykania twojego ciała. Docisnął się do twoich pleców, wydając z siebie pomruki wraz z wydychanym powietrzem, podczas gdy ty westchnęłaś na dotyk jego paliczków na twoim nagim brzuchu, sunących teraz pod ręcznik na podbrzusze.
Sans obserwował waszą dwójkę ze swojego miejsca przy stole. Wycierał się ręcznikiem, finalnie odrzucając swoją koszulkę na tę Papyrusową (nie czułaś potrzeby zaoponowania przeciwko temu gestowi. Wiedziałaś, że w przeciwieństwie do tego leniwego kościotrupa, którego miałaś za sobą, on ją potem zabierze). Zarzucił ręcznik na oparcie jednego z krzeseł nim przysunął się, by stać teraz naprzeciw ciebie i dłońmi delikatnie chwytając twoje biodra, ocierając jednocześnie grzbietem nosa o twoją szyję.
Papyrus uśmiechnął się złośliwie, najpierw w kierunku swojego brata, a następnie w twoim, podczas gdy w jego oczodole paliła się żywo świecąca pomarańczowa magia. Po chwili wsunął rękę pod ręcznik, łapiąc za twoją pierś, ściskając ją i przyglądając się twojemu wyrazowi twarzy, wyraźnie spowijanemu przez coraz głębszy rumieniec. Zachichotałaś gdy przeszedł cię dreszcz od pobudzania.
- Hm, wygląda na to, że naszemu człowiekowi może być nieco zimno Sans. Powinniśmy ją ogrzać, nie sądzisz?- Spytał, a ręka, która obecnie nie pieściła twojej piersi, trzymała cię kurczowo za talię, napierając twoimi plecami na niego, pozwalając ci przy tym poczuć jego rosnące podniecenie pod mokrymi spodenkami.
Sans wydał z siebie pomruk aprobaty przy twojej szyi. Jego własna magia ujawniła się, a szczęki rozchyliły się, pozwalając jego neonowo- niebieskiemu językowi zlizywać kropelki wody znajdujące się na twojej szyi.
- Powinniśmy bracie. Nie możemy dopuścić, by się pochorowała. Jacy byliby wtedy z nas za partnerzy?- Wymruczał, wślizgując własne ręce pod ręcznik, błądząc po twojej skórze, zahaczając palcami o gumkę od dołu twojego stroju kąpielowego.
Wypuściłaś zdławiony jęk na całą poświęcaną ci uwagę, nieprzywykła do tego, że oboje naraz pragnęli bliskości. Kilka razy się zdarzyło- zazwyczaj porankami gdy wtulaliście się w siebie w chęci poczucia ciepła, jednakże z reguły bracia woleli działać osobno.
Dzisiaj oczywiście nie był jeden z tych dni.
Papyrus zaśmiał się cicho w odpowiedzi na podsumowanie brata, pozwalając gorącemu oddechowi owiać twój bark przed zdjęciem z ciebie blokującego twoje ciało ręcznika i rzucenie go do reszty ich ubrań. Ciepło ich nagich żeber wsiąkało w twoje ciało, gdy tylko go nimi dotykali.
Pozwolił sobie przez chwilę przyglądać się twojej zarumienionej skórze oraz skąpemu strojowi kąpielowemu nim przemówił ponownie, tym razem z warkotem w jego niskim i głębokim głosie.
- Założę się, że założyłaś to dziś celowo, prawda słodziutka? Tylko po to by nas podrażnić. Pokaż ciało, którego oboje pragniemy.- Szepnął chrapliwie, łapiąc za obie twoje piersi i ściskając sutki przez materiał twojego bikini. Wypuściłaś drżące westchnięcie, opierając się plecami o jego klatkę piersiową i pozwalając swoim ustom rozchylić się w lubieżny sposób.
Wyższy szkielet wykorzystał tę okazję, by pochylić swoją głowę i zacząć cię głęboko całować. Jego język wyślizgnął się zza jego zębów, by rozpocząć taniec wraz z twoim językiem. Jego brat w tym czasie przeciągnął dłońmi po twojej nagiej skórze, paliczkami muskając twoje podbrzusze i górną część ud. Chwilę później pociągnął za sznurki dołu od twojego stroju, rozwiązując je i pozwalając materiałowi upaść na ziemię.
W następnej chwili już znajdował się na kolanach, rozchylając twoje uda, wsuwając palce między mokre już płatki twojego kwiatu. Wyszczerzył się na swoje odkrycie, przyglądając się waszej dwójce, a następnie wsuwając swoje palce do ust, by cię posmakować.
- Jest już taka podniecona Papy. Myślę że masz rację... Chciała nas podrażnić!- Wykrzyknął, chichocząc złośliwie, po czym schował twarz między twoimi udami, wysuwając język i przesuwając nim po twoich wargach, by spijać pożądliwie twoje soki.
Papyrus odsunął się od twoich ust w momencie, w którym zaczęłaś jęczeć i wyginać się, nie chcąc stracić żadnego z dźwięków jakie wydajesz. Uśmiechnął się lubieżnie w twoją stronę widząc stróżkę śliny łączącą wasze języki.
- Cóż za niegrzeczna dziewczynka. Tak bardzo chciałaś nas złamać? Cóż... wiesz, że tobie nigdy nie odmówimy.- Szepnął, a kącik jego kościstych ust uniósł się. Szarpnął następnie za materiał góry stroju, odsłaniając twoje piersi. Rozdzielił tym samym twoją uwagę między ich dwóch. Twój umysł dzielił się teraz między jego nader gorliwymi rękami zsuwającymi się na twoje nagie teraz piersi, tocząc kółka palcami wokół twoich sutków, a językiem jego brata, sunącym między twoimi wargami i zaogniającym już i tak duże podniecenie.
Nie założyłaś tego kostiumu by przykuć ich uwagę, ale z całą pewnością nie miałaś nic przeciwko. Wow.
Bawili się tobą przez chwilę, budząc w twoim ciele naprawdę dużą potrzebę. Dopiero gdy osiągnęłaś szczyt, drżąca, dysząca i trzymająca się zarówno żeber Papyrusa jak i czaszki Sansa, odsunęli się by pociągnąć za swoje bokserki. Ich własna dzika żądza świeciła magicznie w oczodołach.
Papyrus jako pierwszy był gotowy, kłopocząc się jedynie rozpięciem szortów, by wyciągnąć z nich swojego długiego świecącego kutasa. Zaczął go następnie ocierać między twoimi nadal drżącymi udami. Śliskość jaką stanowiła ślina jego brata i twoje soki sprawiały, że ruchy były gładkie, mokre i tak bardzo, bardzo kuszące.
Chwycił za twoje ramiona, obracając was tak, by mógł oprzeć się o krawędź stołu. Pochylił cię następnie do przodu, rozchylając twoje nogi i obniżając twoją głowę aż do momentu napotkania grubego, pulsującego kutasa Sansa z widoczną już kroplą nasienia zebraną na czubku. Był całkiem nagi, zdjął zarówno buty jak i spodnie, głaszcząc się teraz w wyraźnej potrzebie.
Papyrus spojrzał pożądliwie zza ciebie, napierając na twoje mokre wejście i obserwując jak przyglądasz się męskości jego brata.
- Gotowa, złotko?- Sapnął, a w jego wyraźnie napiętym tonie jasno szło wyczytać potrzebę. W chwili gdy skinęłaś głową, pchnął biodrami i wszedł w ciebie. Wypuścił przy tym z siebie jęk pełnej ekstazy gdy poczuł twoje okalające go ciepło.
Bez wahania zaczął się w ciebie wbijać, mocno trzymając za twoje ramiona i głaszcząc twoje ścianki, doprowadzając je tym samym niemalże do szaleństwa. Sans nadal będący przed tobą desperacko przycisnął swojego kutasa do twoich ust, zaś ty poczułaś się zobowiązana rozchylić swoje wargi i zacząć ssać jego dowód pożądania cię.
Mała kuchnia prędko wypełniła się jękami, krzykami rozkoszy i odgłosami kości uderzających o mokre ciało. Potwory pieprzyły cię bez opamiętania, zatracając się w przyjemności jaka spowiła i ciebie gdy doszłaś po raz drugi. Twoje kolana ugięły się pod twoim ciężarem, gdy Papyrus wbijał się w twoją cipkę, a Sans zatopił palce w twoich włosach, wsuwając się do twoich ust.
Papyrus skończył jako pierwszy, trzymając twoje ramiona tak mocno, że byłaś pewna, że później będziesz miała siniaki. Wlewał do twojego wnętrza gęstą, gorącą magię z krótkimi i niezwykle głębokimi pchnięciami, okraszając to długim i drżącym jękiem. Przez dłuższą chwilę nie wychodził z ciebie, trzymając pochyloną głowę. Ty zaś mogłaś odczuć jego falującą klatkę piersiową nim nie szarpnął cię do tyłu, wysuwając chuja swojego brata z twoich ust, a następnie dociskając twoje plecy do niego by następnie cię pocałować.
Sans wydał z siebie zdesperowany i wściekły odgłos, krzywiąc się na swojego starszego brata, jednocześnie sunąc ręką po swojej spragnionej erekcji. Papyrus nie był jednak samolubny. Wsunął swoje ręce pod twoje słabe, niemalże bezsilne kolana, a następnie podniósł cię, umożliwiając Sansowi oglądanie bardzo przyjemnych widoków.
Pomarańczowa magia wypłynęła z ciebie, skapując na kuchenną płytkę. Papyrus zaś odsunął się od twoich ust, uśmiechając się w stronę niższego kościotrupa, niecierpliwie czekającego przed waszą dwójką.
- Dalej brachu, nie pozostaw jej tak zawieszonej w przyjemności. Będzie się czuła osamotniona.- Mruknął, śmiejąc się z twojej zbędnej pozycji. Jednakże zarówno ty jak i Sans zignorowaliście go. Twój mniejszy posturą kochanek podszedł do was obu, by następnie wbić swoje palce w miękką skórę twoich pośladków, zatapiając swojego kutasa w twojej już wypełnionej i ociekającej cipce.
Jego grubość wyjątkowo cię rozciągnęła, gdy wsuwał się do twojego wnętrza w wyraźnej potrzebie. Prawie zemdlałaś gdy zaczął pocierać twoją łechtaczkę. Śliska wilgotność spermy jego brata wylewała się z ciebie, okalając jego jakże grubą erekcję.
Papyrus pocałował, a potem przesunął językiem po twojej szyi, cały czas cię trzymając. Jego oddech był gorący, a uśmiech wyjątkowo grzeszny. Dźwięki pozbywania się jego magii z twojego wnętrza sprawiły tylko, że uśmiech powiększył się, prawie tak samo jak głośniejsze stały się twoje własne okrzyki rozkoszy.
- Taak... kurwa, przyjmij to. Cholera, to jest tak podniecające...- Jęknął, odbijając się od stołu od zaciekłości pchnięć swojego brata w tobie. Prawie sam ponownie doszedł, gdy Sans z szarpnięciem i drżącym okrzykiem przyjemności wypełnił cię, doprowadzając jednocześnie razem z nim na skraj.
Przez dłuższą chwilę wasza trójka stała dociśnięta do siebie, łapiąc łapczywie oddechy i trzymając się nawzajem, aż w końcu Sans wyszedł z ciebie z jękiem, przesuwając ręką po spoconym czole. Uśmiechał się do ciebie pogodnie, nim spojrzał na twoje wciąż rozchylone nogi.
Wypuścił z siebie kolejny jęk na widok skapującej z ciebie spermy zarówno jego jak i jego brata. Pomarańczowy i niebieski zmieszały się, tworząc zastygający bałagan.
- Hah... na gwiazdy, Papy. Mówiłeś, że będzie świetnie, ale nie przypuszczałem...- Wydyszał wibrującym głosem, na nowo wypełnionym zainteresowaniem i żarliwością. Papyrus wydał z siebie chichot tuż przy twoim ramieniu. Uśmiechnął się, odwracając by usadzić cię na krawędzi blatu, świadomy zarówno kałuży na podłodze jak i twoich słaby nóg.
- Dzieląc się pomagasz innym brachu. Ale zrobiliśmy przy niej ogromny bałagan. Równie przyjemny co brudzący. Powinniśmy zabrać ją pod prysznic.- Polecił, z czułością gładząc cię po policzku twojej teraz błogiej i spokojnej twarzy. Sans ożywił się na to, podchodząc do ciebie i obdarzając twoje usta serią krótkich oraz szybkich pocałunków, nim finalnie wziął cię w swe ramiona.
- Cudowny pomysł bracie! Dołączę do niej, ponieważ i ja wyjątkowo się ubrudziłem. Muszę się też upewnić, że nie upadnie!- Wykrzyknął, choć z uniesionym lekko jednym z kącików ust powiedział ci, że zaplanował dla was coś więcej niż tylko mycie. Papyrus prychnął, podążając spojrzeniem za swoim jakże żywiołowym bratem. Przeniósł wzrok na mandarykowo- lazurową stróżkę spływającą po twoich nagich nogach.
- Myślę, że do was dołączę. Im nas więcej tym bezpieczniej, czy coś takiego.
Share:

0 komentarze:

Prześlij komentarz

POPULARNE ILUZJE