13 lipca 2021

Deos Numbria - Emissicius

 

Notka od autora: Świat nigdy nie był i nie będzie idealnym. Jego największą plagą stała się ludzkość. Zgnilizna wojen wyniszczyła go kompletnie. Wśród gruzowisk dawnego ładu udało się jednak odnaleźć pewnej grupie osób. To dzięki niej świat zaczął budować się na nowo, jednak już nigdy nie miał być taki sam. Rasa ludzka podzieliła się na dwa środowiska, które wyznaczały standardy prowadzonego życia. Od tamtej chwili mogłeś być prostym cywilem, albo naukowcem z wybitnym intelektem. Zapraszam do poznania historii świata, w którym tylko bystre głowy mają coś do powiedzenia.

Z góry pragnę uprzedzić, iż w opowiadaniu mogą pojawić się wątki 18 +, nie tylko sceny seksualne ale również bardziej brutalne, lub zawierające przekleństwa. Dlatego zalecam czytać starszym nieco użytkownikom ;3     

 AutorUsterka
Autor obrazka
:
 Usterka

Spis treści :

✝ Początek 
✝ Invidia cz I 
✝ Invidia cz II  
✝ Invidia cz III 
 Mirum cz I ✝ 
✝ Mirum cz II ✝ 
✝ Specjalny Dodatek 
Arbitrium✝ 
✝ Emissicius ✝ ( obecnie czytany)
. . . 

Saphira przeglądając teczkę od Ivren na krótką chwilę uniosła na nią spojrzenie.
- I jesteś pewna, że o niczym ci nie mówił? Nie zachowywał się ostatnio w żaden sposób inaczej?
- Miałaś okazję sama go poznać, wiesz że jego zachowanie nie trzyma się naszych norm i wytycznych. Jest lekkoduchem. Ciężko powiedzieć kiedy coś jest nie tak.
            Obydwie kobiety ciężko sapnęły bowiem przed oczami jednej i drugiej stanęła twarz mężczyzny o wyjątkowo rozczochranych włosach, wiecznie nieogolonej brodzie i rozbieganych oczkach. Zdecydowanie nie trzymał się ram w jakie większość naukowców wchodziła i sama określiła.
- W porządku. – Saphira przerzuciła kolejną stronę w teczce, jednak jej spojrzenie nie zatrzymywało się byt długo na twarzach.- Mam plan, a przynajmniej jego początek.
            Po opuszczeniu palarni Saphira skierowała swoje kroki w stronę jedynego miejsca które było neutralne w całej tej wielkiej potyczce. Nie można tam było wchodzić z bronią, chyba że z odpowiednim dokumentem, a porządek był ściśle pilnowany nie tylko przez ludzi ale i przez zaprogramowane maszyny. Rynek Leshori był miejscem w którym handlować mógł każdy. Chociaż mało naukowców chciało się do tego przyznać, czasami robili tam zakupy by poczuć smak prawdziwych warzyw czy owoców, nie zaś tych naszpikowanych medycznymi i innymi dodatkami chemicznymi. Dlatego to miejsce cieszyło się cichymi sponsorami.
            Skryty pod płaszczem komunikator Saphiry zaczął pulsować wprawiając jej ciało w delikatnie drżenie. Kobieta na chwilę zatrzymała się po czym sprawdziła kto próbował się z nią skomunikować.
- Nasza zguba się znalazła, gdzie cię wywiało na ostatni tydzień? Tęskniliśmy!
Saphira zmarszczyła brwi a następnie zaczęła się rozglądać na boki. Szukała charakterystycznego stroju „towarzyszki po fachu” jednak nigdzie go nie odnalazła.
- Jestem jedna sama a dają mi najbardziej brudną robotę, nie jestem maszyną, nawet ja potrzebuję czasu wolnego.
Po drugiej stronie usłyszała znajome rozbawione śmiechy. Czyli dali ją na głośnik.
- Rozumiem, słuchaj, przydzielili mnie i mój zespół do pilnowania tego zasranego balu przebierańców czy kij wie jak to oni zwą, nie chcesz dołączyć? Ze swoją szkaradną buźką nie musiałabyś się przebierać.
Mocniejsze zaciśnięcie ust pozwoliło Saphirze zapanować nad ripostą jaka cisnęła się na jej usta. Wstrzymała się jednak bowiem w jej głowie zapaliła się lampka.
- Zi, słuchaj, doceniam twoją propozycję, ale mam swoje do zrobienia kiedy wy będziecie ukradkiem podpijać na warcie. W każdym razie czy dałabyś radę wysłać mi dokładne informacje odnośnie tego balu? Czas, miejsce i ewentualnie godziny trwania?
- Coś nie tak z nim? Szykuje się jakieś zamieszanie? – po drugiej stronie słuchawki towarzystwo umilkło wsłuchując się uważniej w rozmowę.
- Nie, nie mogę zdradzać zbyt wiele. To sprawa od Pierwszego, nawet teraz mogę być na podsłuchu. Załatw mi tylko to czego potrzebuję, a kupię ci i reszcie nieco owoców, bo wybieram się na Rynek.
            Zi i pozostali prze dobrą chwilę milczeli, jednak w żaden sposób już nie poruszyli tego tematu. To, że cały czas byli lub mogli być na podsłuchu nikogo nie zaskakiwało. Jednak jeśli nie miało się nic do ukrycia, to czemu mieliby się obawiać kontroli? Tylko winni się bali. Saphira już dawno przyzwyczaiła się by jak najrzadziej kontaktować się z kimkolwiek tą metodą. Czasami jej metody mogły być nie do końca zgodne z wytycznymi a źródła nie do końca legalne…          

            By nie mieć na głowie więcej problemów ze zbyt wścibskimi oczami kobieta uruchomiła strój maskujący by wtopić się w otoczenie. Saphira unikała co prawda bardziej zatłoczonych dzielnic jednak droga na Rynek była dość daleka a czekało ją jeszcze kilka spraw do załatwienia tam. Dodatkowo liczyła na spotkanie pewnej gaduły która wyjątkowo nie skąpiła swoim towarzyszom opowieści na temat wydarzeń z okolicy. Tym bardziej więc liczyła iż złapie tego osobnika by wychwycić jak najwięcej smaczków z ostatnich dni. Przy odpowiedniej zapłacie może dowie się czy Liam kupował coś pod bal.
            Jeśli komuś rynek kojarzył się z małym placem i z drobnymi stoiskami z pewnością czułby się zawiedziony i przygnieciony rozmiarami tego miejsca. Wysokie mury odgradzały go od otaczających równin, a kopuła chroniła nie tylko przed upałami czy deszczami. Nawet drzwi wejściowe były godne nie jednego zamczyska. Po wejściu do środka ukazywał się ogromny plac na którym stały najróżniejsze stoiska. Ze względu nawet  jednak na ilość chętnych wystawiania się każdy wykupywał sobie czas w jakim mógł użytkować dane miejsce. Poranne godziny były najdroższe, natomiast od godziny dwudziestej ceny wynajmu były naprawdę niskie i umożliwiające nawet najbiedniejszym sprzedaż. Oczywiście było to kosztem ilości kupujących jacy o tej godzinie się przewijają, nie oznaczało to jednak iż w tych godzinach definitywnie nikt się nie pojawiał.
            Kolejnym ważnym aspektem tego miejsca była ochrona która była po prostu bezstronna. System sprawdzania traktował tak samo każdego, tylko dzięki temu i ludziom patrolującym od wielu lat to miejsce było tak spokojne. Istnieje również druga strona tego miejsca, bardziej ponura i niedostępna dla przeciętnego kupującego czy sprzedawcy. Miejsce to skryte jest poza ludzkim wzrokiem i chronione hasłem. Tak jak teoretycznie tego miejsca nie ma, tak i teoretycznie za przebywanie w tym miejscu kary są różne. W najgorszym przypadku  i największym pechu grozi kara osadzenia w więzieniu. Jednak jeśli już ktoś wiedział jak tam wejść, nie uczyniłby tego bez odpowiednich pleców, zarówno tych majątkowych jak i na tle znajomości.
            Saphira po dezaktywowaniu swojego stroju i broni jako pierwsze miejsce wybrała stoisko z owocami. Czarnowłosa skinęła lekko głową na powitanie w stronę sprzedawczyni. Jej wzrok przez moment badał wystawiony przed nią towar aż z zadowoleniem odkryła, że udało jej się zdążyć nim ludzie wykupili najlepsze okazy. Mowa była o owocach, których teraz musiała kupić więcej niż zwykle, korzystając więc z okazji kupiła nie tylko dla Zi i jej zespołu ale i również dla eksperymentów. Zapłaciła należną sumę i ponownym skinieniem głowy pożegnała się z kobietą. Gdy odeszła od straganu, spojrzała w stronę trzymanej przez siebie torby z zakupami. Uśmiechnęła się lekko na ten widok. Dzięki temu detalowi nie rzucała się już tak bardzo w oczy. Była po prostu kolejnym kupującym. Jako następny cel obrała sobie sprzedawcę kostiumów. Lexus należał do wielkich papli, mielił ozorem na lewo i prawo, więc jeśli miała dowiedzieć się czy Liam będzie na zabawie to tylko u niego.
            W drodze na stanowisko ze strojami i przebraniami, Spahira otrzymała dane odnośnie przyszłego wydarzenia. Okulary po aktywacji komendą głosową wyświetliły jej dokładne dane nawet w szerszym zakresie niż się tego spodziewała. Widziała przybliżoną ilość gości, w których miejscach ustawiona będzie jaka straż, a prosiła tylko o dość ogólne informacje. Cóż, zdecydowanie dobrze, że kupiła więcej tych owoców. Mając jednak już takie informacje wiedziała, w którą stronę się kierować.

Lexus miał dość charakterystyczny wygląd i nie szło przejść obojętnie obok jego i jego stanowiska. Przed wszystkim był on bardzo wysokim i patykowatym człowiekiem, którego natura obdarzyła wyjątkowo wychudzoną sylwetką i dużymi wyłupiastymi oczami. W skład jego urody wchodził również długi i wąski nos który przywodził na myśl nos drewnianej kukiełki ze starego świata – Pinokia. To, czego jednak nie można było mu odmówić to wyjątkowo zręczne palce i wprawne oko.  Wszystkie wspaniałe kreacje szył sam. Jeśli nie miał właśnie kostiumów na imprezy z przebierankami to w oknie wisiały naprawdę niezapomniane kreacje. Kwestią sporną było czy były odpowiednie dla naukowców, jednak z tego co się orientowała to większość zwykłej ludności dość często odwiedzała go. Sam przy tym nie ukrywał się z faktem, iż woli szyć dla ludzi spoza kręgu naukowców. Kwestia gustów i guścików z pewnością również miała tutaj swoje dopowiedzenia.
            Jako taktykę Saphira obrała sobie dość luźną rozmowę. W końcu nie liczyła na konkrety, ale nie było nic złego w pytaniach o ilość sprzedawanych strojów, o to co zdobywało największą popularność czy chociażby o jego własne plany odnośnie zbliżającej się zabawy. Lexus czując swobodę i zainteresowanie rozmówcy płynął, a chociaż niezbyt Saphirę interesowały tematy stricte o kostiumach, to jednak zauważyła tendencję do największej sprzedaży strojów potworów z dawnych lat. Oczywiście furorę nadal wśród kobiet robiła Skrzyknica w długiej sukni, potarganych włosach i krwawych szponach, faceci zaś dalej kochali owłosione hybrydy lub mundury z bronią.
- Trzeba przyznać że stare stroje miały coś w sobie, ale wiesz jak to ja lubię, muszę dodać im nuty współczesności – Lexus opardł się nonszalancko o framugę posyłając Saphirze dość pogodny uśmiech.
- Zgadzam się. Zanim jednak zagadam się w pełni, słyszałam że widzisz więcej niż inni sprzedawcy tutaj, i twemu oku nic nie umknie….
- Nazbyt mnie chwalisz kochanieńka, ale słucham, mów dalej.
Saphira rozglądając się po asortymencie  przybrała nieco bardziej spokojny i lekki ton.
- Widzisz, słyszałam że mój przyjaciel z dzieciństwa wrócił w te okolice. Na pewno kojarzysz. Jest dość wysoki, włosy teraz chyba przefarbował na słomkowy, brązowe oczy, na pewno nieogolony, włosy roztargane…I chyba ma drobny pieprzyk nad prawym okiem.
Kątem oka kobieta zerkała na swego rozmówcę czy na jego twarzy zachodziły jakieś zmiany. Oczywiście jednak uśmiech nie schodził z twarzy Lexusa, a co więcej, poszerzył się a oczy błysnęły jaśniejszym blaskiem.
- Możliwe, możliwe, wiesz, wiele takich osób mogłem tutaj widzieć, w końcu niebawem Bal Dance Macabre. Coś moja pamięć jednak nie chce współpracować…
Nowi gracze, jednak zasady te same. Wyciągając swoją kartę płatniczą w kolorze opalu Saphira pomachała mężczyźnie przed oczami. Wiedziała że to dość smakowity kąsek który rozwiąże język.
- Ekhmy, nie jestem pewien czy to mógł być na sto procent ten osobnik o którym mówisz kochanieńka, ale na twoim miejscu rozglądałbym się za strojem który łączy w sobie złoto i malachit. Dużo złotych ozdóbek…
Lexus wyciągnął sprzęt do pobrania opłaty jaką winna mu była kobieta za te informacje. Cóż, to co teraz „kupiła” było sprawą połączoną ze zleceniem, dlatego mogła użyć pieniędzy swojego szefostwa. Nie pytała nawet ile mężczyzna policzył sobie za to, po prostu pora na zapłatę i tyle.
- Widzę że nie zostało ci wiele strojów, czy jednak … znalazłoby się coś dla mnie?- Saphira przystanęła przy jednej z kreacji, jednak długie suknie odpadały, w najgorszym wypadku musiała być mobilna a przy tym  potrzebowała miejsca na plazmowe ostrze.
- Pokaż no mi się, muszę sam pobraćmiarę.
            Jego spojrzenie było wyjątkowo sprawne, wystarczyło mu tylko kilka  spojrzeń na sylwetkę, by znać wymiary danej osoby, lub w razie wątpliwości – podpytać o dodatkowe warstwy ubrań które mogły zniekształcać sylwetkę. W przypadku Saphiry wystarczyło zdjąć jedynie czarny płaszcz aby jej sylwetka była wyłożona jak na tacy, ani przez moment jednak spojrzenie nie straciło swej profesjonalności. Nie czuła się jak na wystawie, ot zdejmowano z niej wymiary i tak właśnie się czuła.
- Obawiam się, że albo suknię mogę zaproponować albo- tutaj widząc zmarszczenie Saphiry sięgnął po paczkę szczelnie owiniętą czarną taśmą- Cóż, ten strój mi się został. Jest wykonany z materiału na tyle rozciągliwego, że się dopasuje. W pełni ucharakteryzowany. Do tego za połowę ceny mogę dorzucić perukę. Wyjąć i pokazać?
- Nie trzeba, dolicz tylko jeszcze jakąś torebkę do tego.
Po raz kolejny w ruch poszła karta płatnicza jaką dostała od samego Octaviara. Chociaż brzmiało to jak marzenie i otwierało wiele dróg przed Saphirą, z każdej jednej transakcji była rozliczana, a jeśli jakiś wydatek się nie zgadzał albo nie uzasadniła go przekonywująco, musiała oddać za to kasę. Dlatego używała jej tylko i wyłącznie wtedy, gdy wiedziała że będzie w stanie pokazać w pełni dowody.
            Tuż po załatwieniu potrzebnych dla siebie informacji Saphira udała się w stronę wyjścia z Rynku. Pomimo późnej godziny na terenie wszystko było tak rozświetlone jakby panował przyjemny poranek. Nawet nie panował tutaj chłód, atmosferę tego miejsca ustawiono tak, by dla większości produktów i osób tu pracujących, temperatura była odpowiednia i sprzyjająca.
            Z kieszeni wyjęła swój komunikator a następnie podała kod, który umożliwiał wykonanie połączenia do Zi.
- Podeślij kogoś pod Rynek. Mam dla was to, co obiecałam plus niech ktoś odwiezie mnie pod las. Nie chcę o tej godzinie sama się przemieszczać a kawałek drogi mam.
            Nawet Saphira w pełnym stroju do walk,  z bronią schowaną pod nią, była świadoma że w każdym miejscu ktoś mógł ją śledzić, że tylko czekają aż odsłoni się bardziej. Jakkolwiek uważała się za świetnego wojownika, a sztuka walki wręcz czy na odległość nie była jej obca, nie podejmowała ryzyka jeśli to nie było opłacalne.
- Se wybrałaś czas… Dobra, ale tylko dlatego, że masz dla nas owoce. Czekaj przy wschodnim wyjściu, ktoś po ciebie podjedzie.
            Zgodnie z zaleceniem Saphira udała się do wskazanego wyjścia. Nie wychodziła jednak poza teren Rynku dopóki nie dostała sygnału od swego przyszłego kierowcy. Ruszyła się z miejsca dopiero kiedy jej komunikator ponownie się odezwał. W samochodzie zastała białowłosego chłopaka który skrywał się teraz za maską podobną do tej, którą miała również Saphira.
- Jesteś pewna że nie chcesz do nas dołączyć?- na krótką chwilę rozmówca spojrzał na tylnie siedzenie gdzie ulokował się jego gość- No daj spokój, raz jeden i po pijaku, a ty teraz unikasz mnie jak ognia. Poza tym nie grozi mi już Caiden… Wpadłabyś czasem do nas, nic tak nie łączy jak wspólne wysadzanie buntowników. Tak słodko wyrzuca ich w powietrze ~!
- Po prostu jedź.- z westchnięciem Saphira oparł się o szybę przymykając oczy- Porozmawiamy o tym później Vessles.
            Chłopak westchnął zrezygnowany. By zapełnić ciszę Vessles włączył radio. W tle przez chwilę słychać było relację, która zapowiadała jesienną zabawę. Klimat po wojnach zmienił się dość radykalnie i w pierwszych dekadach niemal nie różnił się między poszczególnymi porami. Dopiero teraz natura stopniowo odzyskiwała swój ład, a liście na niektórych gatunkach drzew przybierały bardziej cieplejsze barwy, chociaż daleko im było do ferii barw jesiennych. Cóż, ludzkość jest sobie sama winna. Ekosystem dostał jednak ogromny cios i zanim w pełni się odrodzi z pewnością upłynie jeszcze wiele, naprawdę wiele, lat.
- Nie podwieźć cię pod dom? Byłoby to bezpie…-
-Uwierz mi, nie ma na tę chwilę miejsca bezpieczniejszego niż mój las. Przejdę się. Poza tym, nocny zapach lasu działa kojąco i pomaga lepiej spać.
            Na tym temat się urwał, ponieważ samochód wyjechał już z centrum miasta i zatrzymał przy drodze wjazdowej do lasu. Saphira podziękowała za podwózkę, po czym wysiadła i już skierowała się w stronę lasu. Słyszała jeszcze jak chłopak się z nią żegna a po chwili już odjeżdża. Tak jak się spodziewała, nie była sama. Kątem oka zobaczyła czarne futro jak przemyka tuż obok niej. Ani przez chwilę w drodze powrotnej nie była sama. Miało się wrażenie, iż las dosłownie pełen jest istot które cię obserwują. To zaś nie było w pełni fikcją. Istoty jakie Saphira tworzyła i wypuszczała do tego lasu, miały jednak zaszczepione by nie opuszczać tego terenu. Nigdy więc nie było wiadome, czy nawet ta puchata wiewiórka o nieco odmiennej barwie, nie jest stworzeniem Saphiry, gotowym skoczyć i wydłubać oczy osobom nieupoważnionym. Po prostu nie lubiła intruzów w tym miejscu, a ten las, cały las, był jej domem i miejscem które chroniło ją, a ona chroniła je.
            W progu do domu stał już Kot a tuż za nim Królik.
- Długo ci coś zeszło – mruknął koci eksperyment kiedy Saphira go mijała- I jak poszła misja?
- Dobrze, właściwie o wiele spokojniej niż się spodziewałam. Ten strój nie był jednak potrzebny, obeszłoby się bez niego. Wchodźcie, uszykuję zaraz kolację, mam dla was dodatkowo kilka owoców.
            Królik od razu skierował się w stronę kuchni by przyszykować rzeczy potrzebne do posiłku, Kot zaś szedł powoli tuż obok Saphiry.
- Mam nadzieję że dobrze się sprawowałeś i nie sprawiałeś problemów?
- A co ja małe dziecko jestem albo jakieś przygarnięte zwierzę?
Saphira uniosła na niego spojrzenie wraz z brwią i kącikiem ust. Kot w odpowiedzi na to jedynie prychnął.
- Umierałem tutaj z nudów. Z Królikiem ciężko o czymkolwiek rozmawiać, prawie w ogóle nie chciał się odzywać.- mężczyzna niczym z lekka nadąsane dziecko ciężko sapnęło splatając dłonie na wysokości torsu.
- Przyzwyczai się do ciebie. Ja nie mam dla niego wiele czasu. Potrzebuje towarzystwa by się rozgadać. Dajcie sobie czas. A teraz ja idę do kuchni, a ty zanieś te paczki do mojej sypialni. I tak, masz pozwolenie by tam wejść, ale tylko na chwilę i tylko zostawić te rzeczy.
            Koci eksperyment tuż po zasalutowaniu szybkim krokiem udał się na górę. Saphira udała się zaś w stronę kuchni by pomóc Królikowi w szykowaniu kolacji. Z uśmiechem musiała przyznać iż na przestrzeni tych kilku lat razem, funkcje motoryczne króliczego eksperymentu znacznie się podniosły. Sprawnie chwytał nawet drobne sztućce nie upuszczając ich ani nie tłukąc szklanek.
- Jak ci minął czas z Kotem? – Saphira zagadnęła do Królika kiedy ten nakrywał do stołu.
- Jest… dość głośny… Ciekawski. Wszędzie chciał wchodzić, sprawdzać… Jest jak… dziecko małe… -Królik zmarszczył brwi zdając sobie sprawę że mógł ująć swoje myśli zbyt obraźliwie, czego przecież nie chciał po czym szybko się poprawił- To znaczy jest inny. Trudny ale miło mieć tutaj towarzystwo.
            Również sam Królik zdawał się w jej towarzystwie nieco bardziej skory do mówienia. Nie mogła nazwać go dobrym rozmówcą, ale z pewnością był dobrym słuchaczem.
- W porządku, rozumiem. Dobra robota. Jestem w takim razie zadowolona z waszych relacji.
Saphira podeszła do Króliczego eksperymentu i wyciągnęła rękę w jego stronę czekając aż ten się pochyli. Pan Królik od razu pochylił głowę z pomrukiem przyjmując dotyk na swej głowie. Przyjemne ciepło zaś rozeszło się po jego ciele.
- Ej, Saph…. Gdzie ty się w TYM wybierasz?
Głos Kota wytrącił ją całkowicie. Przekręciła głowę by spojrzeć na Kota i….. aż sama zaniemówiła.
- Co to kurwa jest… - wymsknęło się jej widząc to co Lexus jej sprzedał a co właśnie trzymał Kot.


Share:

0 komentarze:

Prześlij komentarz

POPULARNE ILUZJE