Tłumaczenie: Oczytana
Notka od tłumacza: W tym rozdziale główna postać nie ma określonej płci. Przez całe tłumaczenie używane są więc odmiany dostosowane do dziecka. "Dziecko poszło, zrobiło" itd.
SPIS TREŚCI:
- Mamo, burczy
mi w brzuchu. Czy kolacja jest już gotowa?
Matka odłożyła
rachunek, który przeglądała, skupiając na powrót uwagę na kolacji, którą
przygotowywała.
-
Cierpliwości moje dziecko.- Powiedziała ze znużeniem, mieszając w garnku z
gulaszem.- To cnota…
- Więc muszę
wytrzymać.- Dokończyło dziecko śpiewnym tonem.
- Poczekać.-
Matka poprawiła, tłumiąc śmiech.- Biegnij pobawić się zabawkami. Wkrótce
zawołam cię na kolację.
- Dobrze
mamo.- Dziecko pobiegło bawić się w udawanie. W pobliżu nie było żadnych
zabawkowych przyrządów kuchennych, poza jednym, które posiadało- ukochanym plastikowym
nożem.
- Co dziś
ugotuję… Oh, już wiem!- Dziecko podniosło książkę w miękkiej oprawie mającą służyć
za deskę do krojenia i położyło na niej poplamioną piłeczkę tenisową. To może robić za pomidora. Zaczęło naśladować ruchy cięcia by posiekać swój składnik. Dziecko
kontynuowało przygotowywanie kolejnych wymyślonych składników aż skończyło
gotować swój posiłek. Nie wyglądało za specjalnie, ale mogło wyobrazić sobie zapach
miodu, chleba, pomidorowej sałatki i ciasta.
- Kolacja gotowa!-
Zadeklarowało dumnie, musząc jednak przyznać, że gulasz matki zapewne smakuje
lepiej.
- Ile
jeszcze?- Zapytało dziecko zmęczonym głosem. Miało obolałe stopy od tego całego
chodzenia po wyboistym górskim terenie. Stare buty były już za małe by je nosić
więc zamiast tego założyło dwie najgrubsze skarpetki jakie posiadało, które
były już całe brudne i przemoknięte. Prawie żałowało, że nie założyło tych
ciasnych butów.
- Miej
cierpliwość.- Matka upomniała swoje dziecko.- Jesteśmy już prawie na miejscu.- Przytrzymała
koszyk piknikowy, który niosła.- Wtedy zjemy nasz obiad.
Dziecko
uśmiechnęło się na tę obietnicę. Zachowywało się odpowiednio i nie żaliło się
więcej przez resztę wspinaczki.
Ostatecznie
matka zatrzymała się.
- Co powiesz
na zrobienie sobie tutaj przerwy.- Powiedziała, zbliżając się do wejścia
jaskini.
- Okej!- Dziecko
podekscytowane weszło do jaskini. Znalazło spory kamień, na którym szybko
usiadło, szczęśliwe z faktu, iż nie musiało dłużej już stać na swoich obolałych
stopach ani chwili dłużej.
- Och…
Wygląda na to, że nie mogę złapać tu zasięgu.- Trzymając swój telefon, matka
odwróciła się w stronę dziecka.- Muszę odejść nieco dalej i zadzwonić.
- Pójdę z
tobą!- Dziecko wypaliło. Stopy nadal bolały tak bardzo, że nie było nawet pewne
czy mogłoby spełnić tę propozycję, jednak wszystko było lepsze od zostawienia w
tyle.
- Nie, nie
trzeba moje dziecko.- Matka upierała się, stawiając obok niego kosz piknikowy.-
Możesz zjeść jedną przekąskę gdy będziesz czekać.
- Okej.-
Dziecko było dobre w czekaniu. Czekanie z jedzeniem było nawet lepsze.
Matka zaczęła
iść, lecz nagle zatrzymała się i obróciła w stronę dziecka.
- Nie wychodź
z jaskini na własną rękę. Czekaj cierpliwie aż wrócę.
- Dobrze
mamo!
- Czemu mama
nie wraca…- Dziecko powiedziało na głos,
przełamując ciszę, którą zaczęło już nienawidzić. Zagrało we wszystkie swoje
wymyślone gry, podczas cierpliwego czekania na swoją matkę. Zjadło nawet swoją
przekąskę. Potem kolejną. I kolejną. Nie zostało się wiele w koszyku, ale wina
gryzła je bardziej niż głód. Słońce zaczęło już zachodzić i ledwo było widać pozostałe
światło słoneczne. Czuło się jakby minęła wieczność od kiedy mama wyszła
zadzwonić.
Dziecko
wstało i podeszło do wejścia jaskini, tak jak zrobiło to już wiele razy.
Zatrzymało się tuż przed wyjściem.
- Mamo, wróć…
Lecz nikt nie
przybył.