Autor: Usterka
Notka od autorki: Drogi czytelniku, poświęć mi chwilę i daj zabrać się w magiczne miejsce! Gwarantuję ci, że nie zabraknie dreszczyku emocji. Nie jest dla mnie ważna płeć, chociaż używana jest tutaj forma męska, czytelnikiem w typ wypadku może być chłopak lub dziewczyna. Cóż mogę jeszcze powiedzieć? Życzę przyjemnej zabawy. Uwaga kontekst 18 +
Dla klimatu polecam mieć cały czas włączony utwór.
Każdy
chyba zna Wonderland, mniej lub bardziej. Baśniowa kraina w której
wszystko mogło się wydarzyć... Drogi czytelniku, czy nie marzyłeś
nigdy aby móc się tam przenieść? Spróbuj sobie wyobrazić jakie
cuda mogą cię tam zastać. Wystarczy odrobina wyobraźni, by przed
twymi oczami stanął świat jak z bajki. Ujrzyj białego królika z
zegarkiem, bliźniaków którzy kłócą się o wszystko,szalonego
kapelusznika, który pije herbatkę kiedy tylko ma na to ochotę.
Uśmiechnij się, to jest naprawdę ciekawe miejsce. Ile osób
chciałoby się tam przenieść. Czy należysz do nich? Teraz, gdy
jesteś już nieco starszą osobą...Czy taki świat nadal jest dla
ciebie interesujący? No dalej, wiem, że zabawa w „Alicję”,
może okazać się dla ciebie interesująca.
Trudno uwierzyć by takie wydarzenia mogły mieć miejsce w
„prawdziwym” świecie. W końcu końcu to jedynie świat
wymyślony, nie fizycznie namacalny. Co jednak jeśli... się mylisz?
Jeśli wszystkie niedowiarki się mylą? Nie śmiej się, są
przecież takie osoby. Tylko że my ich odrzucamy, trzymamy z daleka
…Pytanie brzmi: dlaczego? Czemu nie chcemy mieć przy sobie osób z
bujną wyobraźnią ? Przecież to nic złego uwierzyć, że może
cię w życiu spotkać coś bardziej niesamowitego niż znalezienie
na ulicy dziesięciu złotych, albo zostanie zaproszonym na zabawę
przez osobę, w której się skrycie kocha. Prze
Zapewne znasz nie jedną osobę, która mówi tylko o takich
rzeczach. Ty zaś pewnie patrzysz na nią krzywo i mówisz „Dorośnij,
to się nigdy nie stanie”. Brak wiary rozprzestrzenia się równie
łatwo, co dobrze nam znane choroby....
Czy wiesz jednak, że takimi słowami lub też myślami, uśmiercasz
jedną istotę z tej cudownej krainy? Wystarczy powiedzieć że nie
wierzysz w kota z Cheshire. Dla ciebie to puste słowa, prawda
powszechnie wiadoma, dla istoty tej, jest to cios w serce –
niezwykle bolesny i trwały. Tak jak kiedyś ludzie głęboko
wierzyli w podobne zjawiska, dziś nawet wstydzą się o tym mówić.
Może nie tyle wstydzą co uważają to za temat błahy, myśl
głupią, a słowa fałszywe. Wierzenie w magię jest dziecinne.
Jesteśmy tak oddaleni od tych innych istot że nie słyszymy jak
krzyczą z bólu, który został zadany przez nasze słowa. Nie
widzimy jak wiją się w agonii. Pozwól jednak czytelniku że cię
tam zabiorę. Może nie fizycznie, gdyż dla zwykłych ludzi jest to
nie możliwe. Jeśli zrobisz to co tu zostanie napisane na pewno nam
się uda. To co ? Próbujemy? No dalej, co masz do zrobienia w tę
noc? Strony porno poczekają, spokojnie.
Zatem zacznijmy od tego, że musisz odciąć się od hałasu i zgiełku jaki panuje dokoła ciebie lub przynajmniej postarać się to uczynić. Zamknij okna, przysłoń je jeśli coś za nimi świeci lub cię rozprasza. Drzwi również zamknij. Rozsi rwi ądź się wygodnie. Jeśli mogę cię prosić, nie jedz niczego ani nie pij. Lepiej się skupisz na tym, co chcę ci pokazać. Kolejną prośbą jaką mam, jest oczyszczenie umysłu. Nie, nie chcę byś stał się drogi czytelniku zombie. Chcę...abyś po prostu nie myślał o szkole, o pracy, o tym co będzie jutro na śniadanie.... Po prostu skup się na tym co mam tutaj dla ciebie.
Zatem zacznijmy od tego, że musisz odciąć się od hałasu i zgiełku jaki panuje dokoła ciebie lub przynajmniej postarać się to uczynić. Zamknij okna, przysłoń je jeśli coś za nimi świeci lub cię rozprasza. Drzwi również zamknij. Rozsi rwi ądź się wygodnie. Jeśli mogę cię prosić, nie jedz niczego ani nie pij. Lepiej się skupisz na tym, co chcę ci pokazać. Kolejną prośbą jaką mam, jest oczyszczenie umysłu. Nie, nie chcę byś stał się drogi czytelniku zombie. Chcę...abyś po prostu nie myślał o szkole, o pracy, o tym co będzie jutro na śniadanie.... Po prostu skup się na tym co mam tutaj dla ciebie.
Czy wykonałeś to wszystko ? Nie? No dobrze, jeśli czujesz jeszcze
potrzebę załatwienia potrzeb fizjologicznych, leć teraz. Poczekam.
Jeśli jeśli wszystko jest już gotowe, myślę, że możemy zacząć.
Pozwól bym ci pokazała co się dzieje po za światem materialnym i
widzialnym przez ciebie. Wyobraź sobie... las. Naprawdę gęsty i
mroczny, w dodatku otoczony mlecznobiałą mgłą. Widzisz to?
Taaak.... Widzisz. Czujesz nawet powiew chłodnego wiatru na twarzy.
Teraz umieść w tym miejscu siebie. Ja wiem, że jest ciemno, że ta
mgła nic ci nie ułatwia ale... spójrz w górę, spomiędzy konarów
widnieje srebrzysta tarcza księżyca. Niech on oświetla chociaż
minimalnie twą drogę. Chociaż sam księżyc bywa tutaj wyjątkowo
psotliwy, i w każdej chwili może osłonić się chmurami.
Wydawać
by się mogło, że nie jesteś tutaj sam. Każdy głośniejszy
szmer, czy pęknięta gałązka sprawiają, że odwracasz się na
różne strony, próbując dojrzeć cokolwiek, co ukoi twe nerwy.
Nabierasz kilka głębszych wdechów i wydechów. Spokojnie,
powtarzasz sobie, że to tylko jakieś zwierzątko. W dodatku wcale
nie musi być krwiożerczym mordercą pragnącym twego życia. Idź
dalej. Ścieżka chociaż ledwo widoczna wskazuje ci kierunek jaki
masz obrać. Powoli zatem podążasz przed siebie. Na najmniejszą
pieszczotę natury uczynioną na twej nagiej skórze zatrzymujesz
się. Coś mokrego cię liznęło? j
…. Coś
chuchnęło ci w ucho? Wzdrygasz się. Nadal jednak nic nie widzisz.
Widzę jednak, że czujesz się niepewnie. Czy zatem dalej chcesz
podążać tą drogą? Możesz zawsze się wycofać, stwierdzić, że
to nie dla ciebie.... Nie będę mieć ci tego za złe, w końcu...
nie każdy takie rzeczy lubi.... Nie? Nie chcesz się wycofać? Ahh,
rozumiem. Nawet jeśli to nie odwaga pcha cię dalej, to czysta
ciekawość. Przemyśl to proszę, gdyż później będzie tylko
straszniej, zamierzam pokazać ci rzeczy, na które możesz nie być
gotowy. Jesteś jednak gotowy mój czytelniku? Dobrze więc. Wracajmy
oczami wyobraź do naszego lasu. Czas nas goni, w końcu znów
ruszasz ze mną. Zdawać by się mogło, że to miejsce nabiera...
nowego życia. Drzewa się skłaniają w naszym kierunku a pnącza
próbują cię sięgnąć i zaciągnąć w mrok. Nie dajesz się.
Nawet jeśli ich nie widzisz, możesz usłyszeć szelest lub
charakterystyczny drewniany dźwięk. Patrzysz w dodatku pod nogi.
Drogi czytelniku, trzymaj się mnie, a gwarantuję ci, że będzie
dobrze. Dotrzemy razem na miejsce. Nie wiesz jednak jak wyobrazić
sobie moją osobę? Cóż, jestem kobietą, raczej dosyć niską,
drobną... To jednak czy jestem blondynką o błękitnych oczach, czy
brunetką o piwnych nie jest ważne. Uznajmy na ten moment, że
pozostawiam ci to do wyboru. Stwórz sobie „mnie” a następnie
złap za rękę. Czujesz chłód mej skóry na swej rozgrzanej dłoni.
Wybacz mi, jeśli nie jest to za przyjemne. Nie chciałam byś czułUc
się niekomfortowo. Wolę jednak zadbać o twe bezpieczeństwo,
szczególnie, że to dopiero droga do celu. Gotowy do dalszej drogi?
W porządku, ruszajmy. Nawet jeśli coś nagle owinie ci się wokół
kostki – nie zatrzymuj się. Nie możesz. Roślinność tutaj....
nie jest tak przyjazna jak ta blisko twego domu. W tym miejscu jest
czymś, czemu ufać nie możesz.
Nasz
spacer trwa chwilę aż nagle zatrzymuję nas gwałtownie. Coś staje
nam na drodze. Chowam cię za siebie i każę się nie wychylać.
Jednak jesteś dosyć ciekawy z natury, i mnie nie słuchasz, jak
możesz w końcu przegapić taką okazję? Patrzysz, a tam coś co z
pewnością było różą utworzyło żywą ścianę. Ciernie wiły
się niespokojnie jakby były stadem żmij gotowych do ataku.
Chwilami, gdy bardziej wyłonią się z mroku, widzisz na kolcach jak
coś ciemnego, skapuje z nich. Wodzisz spojrzeniem po całości aż w
końcu zatrzymujesz się na największym obiekcie. Jeśli pamiętasz
chociaż trochę bajkę o Alicji, to z pewnością przypomnisz sobie
jej spotkanie z kwiatami. Wielkie i pyszne kwiaty śmiały się z
dziecka, szydząc z niej jak i jej wyglądu. Przed tobą w pełni
okazałości właśnie ukazała się Róża. Próżno ci szukać na
jej twarzy znajomych rysów. Brakuje jej nawet oczu. Zamiast tego
widnieją tam dwie wygniłe dziury, jakby ktoś łyżką się bawił.
Nasze serce przyśpiesza a wraz z nim oddech. Chęć poznania z
bliska ów „cudu” natury znika momentalnie. Szczególnie, że
wcześniej wspomniana przybliża się coraz to bardziej. Oczywiście
na ten moment ie......jedyne
do czego jesteś zdolny to ucieczka. Ciągnę cię nagle mocno za
nadgarstek krzycząc, że nie mamy czasu. Jest ich więcej. W
końcu... pamiętasz, że nie było tutaj tylko jednego kwiatu,
prawda? One jeszcze żyją. Mogą się ruszać. Idą po ciebie.
Obcy... nie są tutaj mile widziani. Strach jednak nie paraliżuje
cię. Lecisz u mego boku nie zważając na nic. Serce wali w twej
piersi w szaleńczym tempie. Pot spływa po czole z powodu wysiłku
jaki cię to kosztuje. Co chwila coś cię próbuje złapać.
Słyszysz w dodatku jak są coraz to bliżej. No dalej, poczuj jak
coś na karku cię mrowi, świadomość tak bliskiego zagrożenia....
Ostrość cierni będących tuż za tobą... Wszystko zdaje się być
przeciwko twej osobie! Nawet liście wpadają na twarz by zasłonić
oczy. Jeden szczególnie wielki przykleił ci się do twarzy i nie
chciał się odczepić. Potykasz się o wystający korzeń z głośnym
jękiem lądując na podłożu. Wszystko co na nim było, każda
gałązka, szyszka czy kamień, wbijają się w twoją skórę
powodując tylko dodatkowy ból. Walczysz z liściem próbując się
przy okazji podnieść. To jednak staje się niemożliwe gdy tylko
sięgają się różane pnącza. Głośny jęk wydobywa się z twych
ust. Czujesz jak ciernie ranią twoje nogi. Owijają się dookoła
kostek, wbijając się w ścięgna Specjalnie tak się wiją, próbują
pozbawić cię możliwości ucieczki. Kolejny raz głośno zawyłeś
z bólu. Nie możesz jednak przerwać czytania! No dalej, wracaj mi
tutaj! Czuj ten ból, niech chłodne powietrze wdziera ci się przez
nos, niech sprawi ka
, że oddycha się ciężej... Usta! To twój ratunek.
Oddychasz przez nie, jednak nawet to powoduje dodatkowe cierpienie.
Suchość jakby jeszcze w powietrzu było coś, co chce cię udusić.
Walcz! Ja już lecę! Dobywam ostry kamienia i nas ratuję. Atakuje
pnącza rozwalając je bezlitośnie. Łapię cię za dłonie i
otrzepuję z liści. Pomagam ci się również rozprawić z tym czymś
na twarzy. Wijąca się część lasy chowa się w mroku. My zaś
uciekamy dalej.
W
końcu las się kończy a przed nami znajduje się wielka i stara
brama z metalowym napisem„ Wonderland ”. Tak jak i początek, tak
i dalsze rejony za bramą, nic nie zachęcało cię by tam wejść.
Chociaż... Nie. Mylę się. Znowu ta ciekawość pcha cię wprzód.
Każe iść i poznać sekrety tego miejsca. Cóż, popycham się więc
lekko, zachęcając do utrzymania równego kroku. Idziesz tam ze mną
niepewnie, w twej pamięci, jak i na większości obrazków w
internecie, ten świat był inny. Nie tak go sobie wyobrażałeś jak
maluje się obecnie przed tobą. Zamiast kolorowych drzew, widzisz
pousychane kikuty. Wyglądały jak szpony wyrastające z ziemi,
ohydnie wysuszone i sięgające po ciebie. Trawa... Powinna być
zielone, soczyście zielona. Jej również tutaj brakowało. Były
tylko okropne chwasty, zdawało ci się, że niektóre szczerzą do
ciebie swe kły. Pokrzywy. Kurwa mać! Zasyczałeś zły łapiąc
się za zaatakowaną nogę. Jakim cudem przebiły się prze ubrania?
Brakowało ci tutaj jeszcze komarów, wtedy już nawet piekło
Lucyfera zdawało się być bezpiecznym brzusiem
mamusi....
Rozglądasz się uważnie dookoła. Na twe usta pcha się coraz to więcej pytań. Pytasz się gdzie ta radość gdzie śmiech? A kolory? Ich też tu brakuje. Nie wspominając o roni rozkładu. Gnijących liści... Kwiatów... Owoców... i … Nie. Wolałeś sobie powtarzać, że to małe co wystawało z ziemi to korzeń... j.....obrośnięty... cholera wie czym. To na pewno nie były ścięgna. Przełknąłeś ciężko ślinę, swe spojrzenie skupiasz na mnie, czekając przy tym na odpowiedzi na zadane pytania. Kto był winowajcą? Mój palec wskazał na ciebie. Tak, ty człowieku. Ty to uczyniłeś. Oczywiście czytelniku nie ty jeden, nie jesteś sprawcą całego zła na tym świecie. Wina leżała po waszej stronie. Brak wiary w to miejsce wyniszczał je każdego jednego dnia. Każdy jeden niedowiarek był jak najgorszy morderca, niszczący wszystko bezwzględnie dookoła. Jednak poganiam cię dalej, w końcu chcę ci więcej pokazać. Udamy teraz na herbatkę. Pamiętasz dzikie imprezy z kapelusznikiem, marcowym zającem, małą myszką i kotem z Cheshire? Nie ? No cóż, to teraz ci odświeżymy pamięć. Pociągnęłam cię za rękę a następnie już ciągnęłam w stronę kolejnego miejsca. Po drodze mogłeś podziwiać kolejne zniszczenia. Miejscami nie było nawet już żadnych śladów po roślinach, tylko goła ziemia i skały... Nim w pełni zarejestrowałeś co i jak, byliśmy już na miejscu. Świat... zmalał do tego stopnia, że nawet odległości pomiędzy kluczowymi miejscami była niewielka.
Rozglądasz się uważnie dookoła. Na twe usta pcha się coraz to więcej pytań. Pytasz się gdzie ta radość gdzie śmiech? A kolory? Ich też tu brakuje. Nie wspominając o roni rozkładu. Gnijących liści... Kwiatów... Owoców... i … Nie. Wolałeś sobie powtarzać, że to małe co wystawało z ziemi to korzeń... j.....obrośnięty... cholera wie czym. To na pewno nie były ścięgna. Przełknąłeś ciężko ślinę, swe spojrzenie skupiasz na mnie, czekając przy tym na odpowiedzi na zadane pytania. Kto był winowajcą? Mój palec wskazał na ciebie. Tak, ty człowieku. Ty to uczyniłeś. Oczywiście czytelniku nie ty jeden, nie jesteś sprawcą całego zła na tym świecie. Wina leżała po waszej stronie. Brak wiary w to miejsce wyniszczał je każdego jednego dnia. Każdy jeden niedowiarek był jak najgorszy morderca, niszczący wszystko bezwzględnie dookoła. Jednak poganiam cię dalej, w końcu chcę ci więcej pokazać. Udamy teraz na herbatkę. Pamiętasz dzikie imprezy z kapelusznikiem, marcowym zającem, małą myszką i kotem z Cheshire? Nie ? No cóż, to teraz ci odświeżymy pamięć. Pociągnęłam cię za rękę a następnie już ciągnęłam w stronę kolejnego miejsca. Po drodze mogłeś podziwiać kolejne zniszczenia. Miejscami nie było nawet już żadnych śladów po roślinach, tylko goła ziemia i skały... Nim w pełni zarejestrowałeś co i jak, byliśmy już na miejscu. Świat... zmalał do tego stopnia, że nawet odległości pomiędzy kluczowymi miejscami była niewielka.
Widzisz
stół z pełną zastawą, dużą ilością miejsc, lecz gdzie ludzie
? Wołamy i wołamy a odpowiada nam jedynie cisza. Gdy tylko
podchodzisz bliżej, widzisz, że to miejsce zostało dawno
opuszczone. Drawniany stół był już miejscami przegniły, myliłeś
się jednak co do jednego. Nie był opuszczony. Wdziałeś robaki
babrające się w jedzeniu. Coś co było...ciastem aż się ruszało
od bieli gnid. Jeśli jednak ruszające się ciasto nie robiło na
tobie wrażenia, to wyobraź sobie woń tak ciężką i tak
gryząco-mdlącą, że żółć podchodziła ci do gardła. Szybko
pociągnąłeś koszulkę tak, by zasłonić zmysł węchu. Jednak to
również nie dawało wiele. Wciąż widziałeś jak bardzo zżerane
i wygniłe to było miejsce. Sam nawet nie wiesz kiedy twe oczy
zaszły łzami. Mój drogi, co jednak jest tego winą? Czyżby woń
rozkładu tak trudna była do zniesienia? A może … to świadomość,
że już nikt nigdy przy tym stole nie będzie się bawił? Przez
dobrą chwilę wpatruję się w ciebie uważnie, jednak w końcu daję
ci spokój. Odwracam się i powoli przechadzam po okolicy.
Gdzieniegdzie widzę jeszcze roztrzaskane talerze, widzę popękane
kubeczki... Jaka szkoda, nigdy już nie będą służyć. Wyobraź
sobie, że jednak dalej chcesz podejść. Coś cię do tego stołu na
nowo przyciąga. Powoli więc podchodzisz i jeszcze raz przyglądasz
się temu, co stało przed tobą. Wzdrygasz się lekko, a gdy unosisz
imbryk twe oczy widzą w nim ciemną substancję o metalicznym
zapachu, jednak... to już nawet nie powodowało strachu. Woń
rozkładu tutaj była nasilona, jakby... coś tam na dnie jeszcze
było. A może …? Zajrzałeś głębiej. Pożałowałeś. Tak
bardzo tego pożałowałeś! Odbiegłeś od tego kawałek zwracając
wszystko co było w twym żołądku. Pozbywałeś się tego
wszystkiego, co tak bardzo ci teraz przeszkadzało. Na końcu
zostałeś z kwaśnym i cierpkim smakiem w ustach. Nie było nawet
czym przepłukać ust. Plułeś więc drogi czytelniku raz za razem,
chcąc pozbyć się
O na
tego smaku. Okropności. Coś jeszcze w ustach ci zostało, jakieś
niestrawione grudki. Kolejny raz więc się wzdrygasz. Będąc
pochylonym w przód, lekko opierając dłonie na nogach, starałeś
się oddychać spokojnie. Kiedy tu umierasz mi, ja dalej przechodzę
o oglądam zgliszcza. Wspomnienia wracają jak żywe. Ile bym dała
aby znów... tu być i się bawić. Nie jest tu już tam przyjemnie
prawda? Pytam się z lekkim roztargnieniem, przy okazji sięgając
po jakiś owoc. Nie maiłam okazji nawet przysunąć go bliżej,
rozleciał mi się w dłoni, a to co w nim żyło, wiło się
bezradnie w mej dłoni. Z zębatym uśmiechem spojrzałam na nie a
następnie bez najmniejszej litości, pozbyłam się kolejnego
robactwa. Ohyda... Lecimy dalej mój drogi towarzyszu~!
Ciągnę cię za rękę, naszym celem jest dom bliźniaków. W tym miejscu nie brakuje zabawek! W dodatku nie sposób szukać bardziej uroczej dwójki braci. Żwawym krokiem podążam przed siebie a ty grzecznie tuptasz tuż obok mnie. Spoglądam jednak jeszcze chwilę na ciebie. No dalej, chyba nie wymiękasz, prawda? Nieee. Kręcisz głową. Jesteś silnym człowiekiem. Takie rzeczy nie robią na tobie wrażenia. Cóż jednak mogę więcej rzecz? Cieszy mnie to, że nie jesteś kolejnym, który ucieka z płaczem i błaganiem. Gdy tylko docieramy na miejsce zatrzymujesz się. No tak.. czego mogłeś się spodziewać? Tutaj również nie było piękna. Była ruina. Stara i poniszczona z zapadniętym dachem. Już na przejściu mielimy zapowiedź tego, co tam się znajdowało. Miś, który niegdyś z pewnością był biały i puchaty, teraz rozczłonkowany leżał wzdłuż korytarza. Czy odważysz się wejść dalej? W końcu to tylko miś. Stary, zniszczony miś. Mimo to, patrzysz na niego z sentymentem. On... przypomina ci twojego pluszaka. Zdawało ci się czy nawet miał tę samą czerwoną kokardkę co ten, na twoim łóżku? Nie, to nie było możliwe. Chciałeś iść dalej. Powoli i niepewnie stąpałeś zatem dalej. Podążając prosto korytarzem, wsłuchiwałeś się w podłogę tak skrzypiącą, że nawet Wielki Wybuch nie mógł się z nią równać. Ja zaś kroczyłam tutaj niemal z kocią gracją, żadna deska pod mym krokiem nie odezwała się. Tu leży jego jedna łapka, tu druga. Ohh ! A tam jest jego ogonek. Podnoszę go i patrzę smutno. Czyżby i ich to dopadło pytasz się mnie. Ja ci na tę chwilę potrafię tylko przytaknąć ruchem głowy. To miejsce tętniło niegdyś życiem a teraz? Teraz jest tu tak cicho iż własne serce wydaje się być najgłośniejszą rzeczą w tym miejscu, poza podłogą. Podłoga to głośny chuj.
Ciągnę cię za rękę, naszym celem jest dom bliźniaków. W tym miejscu nie brakuje zabawek! W dodatku nie sposób szukać bardziej uroczej dwójki braci. Żwawym krokiem podążam przed siebie a ty grzecznie tuptasz tuż obok mnie. Spoglądam jednak jeszcze chwilę na ciebie. No dalej, chyba nie wymiękasz, prawda? Nieee. Kręcisz głową. Jesteś silnym człowiekiem. Takie rzeczy nie robią na tobie wrażenia. Cóż jednak mogę więcej rzecz? Cieszy mnie to, że nie jesteś kolejnym, który ucieka z płaczem i błaganiem. Gdy tylko docieramy na miejsce zatrzymujesz się. No tak.. czego mogłeś się spodziewać? Tutaj również nie było piękna. Była ruina. Stara i poniszczona z zapadniętym dachem. Już na przejściu mielimy zapowiedź tego, co tam się znajdowało. Miś, który niegdyś z pewnością był biały i puchaty, teraz rozczłonkowany leżał wzdłuż korytarza. Czy odważysz się wejść dalej? W końcu to tylko miś. Stary, zniszczony miś. Mimo to, patrzysz na niego z sentymentem. On... przypomina ci twojego pluszaka. Zdawało ci się czy nawet miał tę samą czerwoną kokardkę co ten, na twoim łóżku? Nie, to nie było możliwe. Chciałeś iść dalej. Powoli i niepewnie stąpałeś zatem dalej. Podążając prosto korytarzem, wsłuchiwałeś się w podłogę tak skrzypiącą, że nawet Wielki Wybuch nie mógł się z nią równać. Ja zaś kroczyłam tutaj niemal z kocią gracją, żadna deska pod mym krokiem nie odezwała się. Tu leży jego jedna łapka, tu druga. Ohh ! A tam jest jego ogonek. Podnoszę go i patrzę smutno. Czyżby i ich to dopadło pytasz się mnie. Ja ci na tę chwilę potrafię tylko przytaknąć ruchem głowy. To miejsce tętniło niegdyś życiem a teraz? Teraz jest tu tak cicho iż własne serce wydaje się być najgłośniejszą rzeczą w tym miejscu, poza podłogą. Podłoga to głośny chuj.
Idąc dalej jednak zauważasz więcej połamanych i popsutych
zabawek. Misie, lalki, koniki na biegunach … To wszystko zostało
zniszczone. Nawet ściany nie były w dobrym stanie. Obdarte,
pociachane, jakby ktoś ostrzem po nich przejeżdżał. Oczami
wyobraźni widzisz nawet jak ktoś w agonii zwija się tam, gdzie
dokładnie stałeś, w tym wszystkim drapie z desperacją ściany.
Walczy o oddech... Twarz jednego z bliźniaków nagle jak żywa staje
ci przed oczami. Zwłoki leżały kawałek od ciebie, nim jednak z
twych ust wydobywa się jakikolwiek dźwięk, to coś znika. Coś...
Właściwie dobrze to określiłeś. Ciało nie było ciałem. Przez
tę krótką chwilę widziałeś, że ktoś napadł na tę postać
zostawiając długie cięcia. Po raz kolejny się wzdrygasz. Chłód?
Tak, możliwe, że była to wina wiatru, który wpadał tutaj i
pieścił twe ciało. Próżno jednak było liczyć na to, że będzie
orzeźwieniem dla płuc
cię zmęczonych
wdychaniem dymu i tych paskudnych smrodów. Wiatr bowiem przyniósł
ze sobą tylko więcej śmierci. Łatwiej było ci już nie
oddychać... Podnosisz szybko spojrzenie na mnie, pytając się, czy
by mogła powtórzyć. Ja zaś cicho się śmieje i mówię, że
łatwiej będzie po prostu wstrzymać oddech. Kurz w powietrzu był
tak ciężki, że oblepiał wszystko, nawet gardło przy oddychaniu.
Oczy również zdawały się szczypać. Potarłeś je więc raz,
drugi i trzeci raz. Było trudno. Noga piekła, pusty żołądek
skręcał się, wymiocinowy smak w ustach, zmęczenie... Nic tak naprawdę
nie przemawiało za tym, by iść dalej. Ponownie ciekawość jednak
nie ustawała. Popychała cię dalej, w końcu skoro coś zacząłeś,
wypadałoby to skończyć. Prycham cicho i kopię jakiś samochodzik.
Ku zaskoczeniu twoim i moim, nakręcana zabaweczka dostaje nowego
życia. Kręcąc się w kółko, wydawał bardzo wysokie i bolesne
dla uszu dźwięki. W mig złapałeś się za uszy krzywiąc się po
raz.... Właściwie kto by to liczył. Krzywisz się bardzo dużo
razy. Prawda była jednak taka, ze miałeś ku temu powody. Między
innymi samochodzik, który popierdalał jak oszalały. Im dłużej
jednak wsłuchiwałeś się w te okropne piski, tym bardziej byłeś
w stanie wyłapać jakiś rytm utworu. Czekaj, wróć, to nie był
utwór... To był alfabet morsa! Dobrze rozpoznałeś te przerwy i
piknięcia. Chciałeś wsłuchać się uważniej w wiadomość,
jednak ponownie kopnęłam ten samochód, tym razem wyleciał z
pokoju. Na twoje pytające spojrzenie wzruszyłam ramionami. Irytował
mnie, mam bardzo wrażliwy słuch... Wzruszyłam na koniec ramionami.
Mogłeś mi wierzyć lub i też nie.
Czułeś
coraz to większy dyskomfort. Z lekką nieufnością spoglądałeś
na mnie, chociaż ja byłam tylko osobą, która cię po tym miejscu
oprowadzała. Nie snuj domysłów, nie warto szukać teorii. Skup się
na tym, co masz dookoła siebie. Idź dalej, zwiedzaj. Ponownie wysil
swoją głowę drogi czytelniku. Widzisz stare schody? Dobrze, a weź
głęboki wdech, taki naprawdę głęboki. To zbutwiałe drewno.
w Te
schody... nie wydają się zbyt bezpieczne, jednak nie zwiedziłeś
całego domu. Pragnąłeś iść dalej. Nie zważając zatem na me
ostrzeżenia, ruszyłeś dalej przed siebie. Każdy jeden krok na
tych schodach wydawał się tak głośny i tak nie pasujący do
otaczającej cię ciszy. W myślach więc zadaj sobie pytanie. Chcesz
iść? Czy nie.... Jeśli nie masz ochoty przemierzać dalej tej
krainy, skończ już tutaj czytać.
Widzę
jednak, że nie brakuje ci odwagi! W końcu co to dla ciebie, prawda?
Nic cię nie zatrzyma by odkryć sekrety tego miejsca. Brawo, jestem
z ciebie dumna!
Gdzieś
w głębi pomieszczenia słychać pozytywkę. Ktoś jakby ją włączył
dla nas? Nie była daleko, co ci szkodzi zajrzeć do niej. Horrory
oczywiście nauczyły cię bardzo wiele. Przede wszystkim nie
powinieneś się oddalać, ani iść w stronę dziwnego utworu
granego przez pozytywkę. Nie mniej, to tylko twoje wyobrażenie, nie
byłeś tutaj naprawdę. Nic nie stało na przeszkodzie by jednak
sprawdzić. Skierowałeś się więc w stronę źródła dźwięku.
Musiałeś iść bardzo powoli. Cały czas jednak nasłuchiwałeś
otoczenia Tam widzisz małą baletnicę która kręci się wokół
własnej osi. Coś... tutaj chodziło. Odwracasz się za każdym
razem gdy coś zaskrzypiało. Wołasz mnie, czy jeszcze tutaj jestem.
Oczywiście z dołu do ciebie krzyczę, że tak! Nie opuściłam cię,
jednak pozwalam w pełni samodzielnie podróżować jednak jest
niepokojącego. W końcu docierasz do niewielkiego pokoiku gdzie był
niewielki stolik a na nim to, co wydawało dźwięki. Ponownie
odzywała się w tobie wiedza z horrorów. Podejść czy też nie.
Podejść czy … A pierdolić to! Podszedłeś a następnie wziąłeś
do dłoni wciąż grającą pozytywkę. Zamiast typowej baletnicy
widzisz dwójkę dzieci trzymającą się za dłonie. Ich twarze były
jednak ledwie widoczne. Nie pomaga ci również to, że było w
pomieszczeniu ciemno. Z westchnięciem odkładasz grającą rzecz by
następnie ruszyć dalej w podróż. W końcu trafiasz na kolejną
zabawkę. Wyglądała jak te wszystkie lalki do opiekowania się. Ta
jednak wyglądała jakby ktoś ją wrzucił do ogniska. Nadpalona i
zniszczona...Tylko dlaczego zamiast woni spalonego plastiku czułeś
okropną woń palonego ciała? Smród jest. Nie potrafisz dłużej na
to coś patrzeć. Odkładasz na miejsce i już chcesz właściwie
ruszyć dalej jednak... Coś zaczęło na nowo hałasować.
Rozglądasz się na boki, jednak nie widzisz źródła. Dźwięk jest
jednak tak wyraźny, tak bliski... Nie, nie, nic tu nie ma. Dźwięk
ten brzmiał jakby coś skapywało na podłogę. Pada? Wystawiasz
rękę z ciekawości, jednak nic. Nigdzie nie padało. Skąd ten
dźwięk? W dodatku znów odezwała się pozytywka. Masz dosyć. To
miejsce... nie działało na ciebie dobrze. Bierzesz wdech i wydech.
Pora ruszyć dalej. Nie chcesz tutaj dłużej siedzieć. Ostrożnie
schodzisz znów na dół, by po chwili złapać mnie za rękę i
wyprowadzić na zewnątrz. Mówisz, że nie chcesz tam dłużej być.
Potrzebujesz stąd odejść. Nie trzymam cię już dłużej. Sama nie
chciałam w nim dłużej przebywać. Coś... lepkiego ocierało się
o mą skórę pragnąc zatrzymać. Dlatego cieszyłam się, że i ty
nie chcesz tam dłużej siedzieć. Gdy odchodzimy kawałek dom...
runął. Całkowicie się zawalił, ty zaś w myślach dziękujesz
sobie za to, że nie zostaliście tam dłużej. Wolałeś się nie
zastanawiać co by było gdyby …. Nie, nie, takim myślom
podziękujemy!
Kolejnym miejscem na naszej trasie był wielki pałac. Chociaż mgła zasłaniała więcej niż pokazywała, i tak było widać, że całość jest wręcz monumentalna. Udało ci się jednak dojrzeć, że czas i z tym miejscem nie obszedł się za łagodnie. Gdzieś nawet widziałeś jak odpadały cegły, wielkie okna były powybijane... Nawet coś tak wielkiego, brak wiatry potrafił dobić. Poklepałam cię z czułością po ramieniu. Teraz... było już za późno. Mój drogi czytelniku, masz niepowtarzalną okazję by ujrzeć jeszcze jakieś resztki, nim całość przepadnie. To ostatnie chwilę tego miejsca. Nawet jeśli jest to jego upadek, należy mu się chociaż odrobina uwagi. Dlatego właśnie pcham cię w stronę wejścia.
Kolejnym miejscem na naszej trasie był wielki pałac. Chociaż mgła zasłaniała więcej niż pokazywała, i tak było widać, że całość jest wręcz monumentalna. Udało ci się jednak dojrzeć, że czas i z tym miejscem nie obszedł się za łagodnie. Gdzieś nawet widziałeś jak odpadały cegły, wielkie okna były powybijane... Nawet coś tak wielkiego, brak wiatry potrafił dobić. Poklepałam cię z czułością po ramieniu. Teraz... było już za późno. Mój drogi czytelniku, masz niepowtarzalną okazję by ujrzeć jeszcze jakieś resztki, nim całość przepadnie. To ostatnie chwilę tego miejsca. Nawet jeśli jest to jego upadek, należy mu się chociaż odrobina uwagi. Dlatego właśnie pcham cię w stronę wejścia.
Chłód
mgły na nowo wita się z twym ciałem. Oglądasz się jeszcze za
siebie, jednak drogi powrotnej nie widać. Zostaliśmy odcięci. Nie
pozostaje nic innego jak iść przed siebie, prawda? Zaufaj mi, już
prawie zbliżamy się do końca. Zależy mi jednak, byś w środku
się rozglądał. Chcę byś ujrzał te pęknięcia na ścianach, tę
odchodzącą farbę... Gołe rusztowania...To wszystko upada. Wiejący
wiatr brzmi jak zawodzenie. Chociaż wciąż powtarzasz sobie, że to
tylko wiatr, żadnej istoty już tu nie ma, te dźwięki nie dają ci
spokoju. Starasz się więc skupić na czymś innym. Każda jednak
widoczna rzecz.... tylko bardziej cię dołuje. Nawet obrazy na
których twarze były zamazane, jakby ktoś je wygumkował albo
wydarł. Niegdyś wspaniałe girlandy czerwonych róż, teraz były
jedynie gnijącymi resztkami. Gdy coś ci skapnęło na nos, z dzikim
wrzaskiem odskakujesz, rzucając przy tym głową na boki. Ughh,
okropieństwo! Śmierdziało. Szybko wytarłeś sobie twarz. Po raz
kolejny grymas do ciebie zawitał, wykrzywiając twe rysy. Robale i
tego miejsca nie oszczędziły. Widziałeś jak coś rusza się w
ziemi w doniczkach. Przełknąłeś jednak zbierającą się żółć
i wraz ze mną przemierzałeś kolejne korytarze. W tym wszystkim
nawet zapominałeś o skaleczeniach jakie wyrządziły ci kwiaty.
Krew co prawda nie leciała, jednak dziwne mrowienie chwilami się
jeszcze odzywało. Już niewiele nam brakowało. Najgorsza jednak
była... przeprawa przez pajęczyny. Stanąłeś dęba widząc ile
trzeba przejść. Pokręciłeś głową. Nie ma bata byś tam wszedł.
Kto wie gdzie był właściciel tych sieci... jak ogromny w sumie
mógłby być. Ja jednak złapałam cię mocniej za dłoń a
następnie już wciągnęłam w kolejny korytarz. Jeśli w lesie czy
gdziekolwiek zdarzyło ci się wejść w pajęczynę, to wyobraź
sobie mój drogi, że to uczucie było tysiące razy gorsze.
Pajęczyna była gruba i wilgotna. Przyklejała się do twarzy
zalepiając oczy, nos czy też usta. Szarpiesz się jak możesz
byleby tylko się nie poddać. Osłaniasz twarz, wykręcasz się, i
jeszcze inne cuda dziwy wyczyniasz. Ile jednak musiało minąć tutaj
czasu, skoro taki bałagan panował? Nawet meble rozwalały się na
twych oczach! W końcu jednak nieco więcej wpada światła,
oświetlając nam drogę. Chwała nich będzie wszystkim! Po mimo
wybitnych okien, nawet tutaj powietrze nie było lekkie i czyste.
Wszędzie był zapach starości i kurzu. Gryzło cię niemiłosiernie,
jednak nie poddawałeś się. Dalej brnąłeś dzielnie. Po spacerku
korytarzami, zabieram cię do sali tronowej. Popycham wielkie drzwi
jednak te nie chcą się otworzyć. Wołam cię, byś mi pomógł, w
końcu co dwie pary rąk, to nie jedna. Wspólnymi siłami otwieramy
drzwi, kosztowało nas to jednak ogromne tułamy kurzu wzbite w
powietrze oraz tak potężny zgrzyt, że chyba nawet twoja rodzina za
granicą to słyszała. Ja cię jednak uspakajam, że nikogo prócz
nas tu nie ma. Nie musisz się denerwować mój drogi czytelniku.
Stawiasz kolejne kroki, nagle jednak twój żołądek się odzywa.
Starasz się zacisnąć poślady, jednak nic to nie daje. Oddychasz
spokojnie, ale kolejnym dźwiękiem zakłócającym cisze
jest............... twój pierd. Dobra, nie, żartuję! Nie było
tego. Przecież wiem, że w tak ważnej chwili nie puściłbyś....
kurwa mać. Skup się ponownie na tym, co tutaj było. Najlepiej
zachowanym przedmiotem był ogromny mebel, na którym większą ilość
czasu spędzała królowa.
Wraz z tobą podchodzę do tronu, na
którym ostatecznie usadawiam się wygodnie. Kolejne ilości kurzu
zostały wzbite w powietrze, wywołując napady kaszlu i pieczenie
oczu. Zamachaliśmy dłońmi by jakkolwiek to odpędzić. Ze smutkiem
rozglądam się po całym otoczeniu. Wszystko się staczało. Gdzieś
kolejne cegła odpadła, lustro samo pękło, jakiś korzeń przebił
się przez ścianę...
idzi.
Coraz to mniej światła tutaj docierało. Im mniej zaś było
światła, tym bardziej miałeś wrażenie, że coś czai się w
cieniu. Niepokój ponownie odzywał się w tobie. Normalnie wziąłbyś
kilka wdechów i wydechów na uspokojenie nerwów, jednak obecne
warunki bardziej by ci zaszkodziły niż pomogły. Gdy znowu coś
bardziej huknęło, w dodatku nie tak daleko od was, podskoczyłeś
chcąc jak najszybciej się oddalić. W porę cię jednak łapię.
Ne-ee. Nie uciekaj jeszcze. Nie możesz! Czując jednak coś
wilgotnego i gorącego na twarzy aż się mocniej szarpiesz z
krzykiem. Oczywiście staram się uspokoić ciebie, że to tylko
wiatr, jednak ty mi nie wierzysz. Bardziej masz wrażenie, jakby to
był oddech. Oddech kogoś lub czegoś, podążającego za nami. Czas
jednak nas gonił, a kolejne miejsca czekały. Ciągnąc cię dalej,
udałam się w nowym kierunku. Zwalniasz na chwilę jednak by znów
obejrzeć się za siebie. Kolejna lekcja z horrorów olana. Nie
mniej, czułeś, że musiałeś to zrobić. Coś.... tam było. Nie
widzisz nic, lecz wierzyłeś iż ktoś spoglądał na ciebie Czuję
jak się pocisz ze strachu, jednak twa męka się już kończy.
Jesteśmy teraz w jednej z sypialni. Tu dochodzi nieco więcej
światła, zatem możesz się uspokoić. Siadam teraz na łóżku a w
powietrze wzbija się kurz. Jakże by inaczej! Podchodzę jednak do
starego okna, by okazać trochę naszym płucom litości. Chociaż
powietrze na zewnątrz wcale nie było lepsze, ani zdrowsze, i tak
zdecydowanie przydało się tutaj przewietrzyć. Po otwarciu go
krzywisz się. Znowu czuć woń stęchlizny i zgnilizny. Mieszanka
tych dwóch wraz z kurzem była jeszcze bardziej mordercza niż by
się mogło przypuszczać. Całość mocniej cię gryzie w gardło,
jakby samo powietrze miało w planach cię udusić. Byłeś jednak
zbyt twardym zawodnikiem by się poddać. Podchodzisz bliżej okna by
móc wyjrzeć również za okno. Widoki były w pewien sposób
intrygujące ale i drastyczne. Całość oczywiście wyglądała
cudownie z tej wysokości. Nawet jeśli dookoła była mgła,
wyłaniające się z niej elementy tworzyły ciekawe widoki. Wolałeś
się jednak nie zagłębiać w porównania, jak było kiedyś, a jak
jest teraz. Wraz ze mną cicho wzdychasz. Nagle jednak, coś
przyciąga twoją uwagę. Spoglądasz w kierunku labiryntu i
dostrzegasz jakiś ruch, być może nawet sylwetkę. Wskazujesz mi
tamto miejsce palcem lecz ja tam nic nie widzę, marszczę czoło i
próbuję odnaleźć to, co cię zaciekawiło, jednak ja tam nadal
nic nie widzę.
Skoro jednak coś tam było, ktoś żył, dlaczego by tam się nie udać? Rzucam pomysł lecz ty mnie wyzywasz od nienormalnych. Chcesz wracać, lecz ja jeszcze nie skończyłam naszej podróży. Wiem, że miejsce nie wygląda zachęcająco, ale mówisz, że coś widziałeś. Ja też chcę to zobaczyć. Może to ktoś żywy? Musiałam dotrzeć do niego jak najszybciej. Klikam jakiś guzik przy oknie i w ten pojawia się zjeżdżalnie prowadząca właśnie do labiryntu. Uśmiecham się i swe kroki kieruję ku temu czemuś. Łapiesz mnie za rękę i mówisz że to zły pomysł. Ja ze śmiechem stwierdzam byś mi zaufał, i również ze mną zjechał. Po chwili mnie już tam nie ma, ty zaś słyszysz jakieś dziwne, zgrzytliwe dźwięki. Jakby ktoś wchodził po schodach, które nie dawno mijaliśmy O nie, ty tutaj nie zostajesz, nie ma mowy! . …. N I E Wołasz mnie bym poczekała tam na ciebie i od razu zjeżdżasz nie chcąc zostawać tam samemu. Po chwili jesteś koło mnie a twym oczom ukazuje się wielki labirynt utworzony z krzewu róży. Uraz do tego kwiatu chyba już na zawsze pozostanie w twej pamięci. Kwiat pozostał znienawidzony, nawet jeśli miał być najpiękniejszy, wciąż będziesz mieć w pamięci te wydłubane oczy Róży.
Skoro jednak coś tam było, ktoś żył, dlaczego by tam się nie udać? Rzucam pomysł lecz ty mnie wyzywasz od nienormalnych. Chcesz wracać, lecz ja jeszcze nie skończyłam naszej podróży. Wiem, że miejsce nie wygląda zachęcająco, ale mówisz, że coś widziałeś. Ja też chcę to zobaczyć. Może to ktoś żywy? Musiałam dotrzeć do niego jak najszybciej. Klikam jakiś guzik przy oknie i w ten pojawia się zjeżdżalnie prowadząca właśnie do labiryntu. Uśmiecham się i swe kroki kieruję ku temu czemuś. Łapiesz mnie za rękę i mówisz że to zły pomysł. Ja ze śmiechem stwierdzam byś mi zaufał, i również ze mną zjechał. Po chwili mnie już tam nie ma, ty zaś słyszysz jakieś dziwne, zgrzytliwe dźwięki. Jakby ktoś wchodził po schodach, które nie dawno mijaliśmy O nie, ty tutaj nie zostajesz, nie ma mowy! . …. N I E Wołasz mnie bym poczekała tam na ciebie i od razu zjeżdżasz nie chcąc zostawać tam samemu. Po chwili jesteś koło mnie a twym oczom ukazuje się wielki labirynt utworzony z krzewu róży. Uraz do tego kwiatu chyba już na zawsze pozostanie w twej pamięci. Kwiat pozostał znienawidzony, nawet jeśli miał być najpiękniejszy, wciąż będziesz mieć w pamięci te wydłubane oczy Róży.
Wchodzimy do labiryntu jednak po chwili wejście …zarasta. Idziemy
dalej, a ściany raz nas blokują a raz pchają wręcz w inną
stronę. To nie my decydujemy gdzie chcemy iść. To miejsce
prowadzi. Gdzie jednak? Nie jest to wiadome. Jeśli tylko nie
stosujesz się i próbujesz walczyć, w blasku księżyca lśnią
ostre kolce rośliny. Wzdrygasz się. Nie wiesz gdzie iść, lecz nie
masz innego wyjścia jak podążać utworzoną ścieżką. Mgła na
nowo stawała się gęsta. Wystarczyła tylko chwila nieuwagi a już
straciłeś mnie z oczu. Oglądasz się i wołasz, ale mnie nie ma
przy tobie. Zaczynasz panikować z każdą chwilą, szukasz drogi
powrotnej, lecz labirynt pokazuje ci gdzie iść. Możliwości
powrotu nie ma. Nie masz nawet pewności, czy nie kręcisz się w
kółko. Każda jedna ściana utworzona z krzewu jak i z kwiatu
wydaje ci się taka sama. W dodatku tam samo niebezpieczna jeśli
spróbujesz się jej sprzeciwić. Wołasz mnie dalej, lecz odpowiada
ci głucha cisza. Po chwili słyszysz śmiech. Znowu mnie wołasz,
lecz ja ci nie odpowiadam. We mgle widzisz żółte ślepia i wielki
wyszczerz z kłami jak u bestii z twych koszmarów. Krzyczysz i
próbujesz uciekać. To ci się nie podoba! Nie chcesz,nawet jeśli
to tylko projekcja, skończyć jako posiłek! Cofasz się o parę
kroków aż nie natrafiasz na większy kamień. W czystym niewyjaśnionym odruchu, bierzesz go a następnie ciskasz w bestię.CZYT.
Wołasz o pomoc biegnąc w inną stronę, śmiech jednak tego czegoś
wciąż ci towarzyszy. Nie chcesz się nawet odwrócić. Wiedziałeś,
że to było coraz bliżej, chociaż kroków nie słyszałeś. Serce
waliło ci niespokojnie w klatce piersiowej. Starasz się myśleć
trzeźwo, jednak w takich momentach o wiele łatwiej to napisać niż
wcielić w życie. Nie możesz wiecznie utrzymywać tej prędkości.
Wkrótce padniesz i nie będzie już dla ciebie ratunku. Zwolnij...
Odpocznij przez chwilę. Z pewnością to będzie dla ciebie
najlepsze rozwiązanie.... Kręcisz głową. Nie dajesz się łatwo.
Wbiegasz w kolejny zakręt, jednak chwilę później z jękiem
protestu upadasz na ziemię. Spoglądasz na przyczynę upadku z
wściekłością. Czerwień złości zastępuje biel przerażenia.
Wciągasz powietrze ze sykiem widząc ponownie pnącza oplatające
kostki i ciągnące w stronę potwora.. Starasz się wyrwać, kopać,
rozerwać to, jednak jedynie ranisz się bardziej. Walczysz ze
szklącymi się oczami, jednak nie potrafisz tego przerwać. Ból,
złość i gniew coraz to bardziej miotają tobą. W końcu łzy
pojawiają się na twych policzkach. Zaczynasz żałować, że się
tu znalazłeś. W ten pojawiam się ja, z wielkim ostrzem. Uwalniam
cię a me usta rozciągają się uśmieszku. Tu jesteś, bałam cię
o ciebie. Proszę, nie uciekaj więcej ode mnie. Gdy to mówię,
pomagam ci wstać i ciągnę w stronę wyjścia. Staram się być
dla ciebie podporą, odciążyć zmęczone ciało. Widzę jak blady
jesteś mój czytelniku. Shhh, spokojnie. Koniec jest już
blisko.
Powoli na szczęście wychodzimy z labiryntu a naszym oczom ukazuje się brama głosząca napis „Creepyland”. Nie możesz w to uwierzyć, gdyż to ta sama brama którą mijałeś na początku, byłeś pewien, że napis wtedy był inny. Dostajesz aż dreszczy, twój umysł szaleje a jedyne czego pragniesz to ucieczka i gorąca kąpiel dla relaksu. A Jwychodzimy wspólnie przez bramę i nie jesteś już ani w lesie ani w tej krainie. Jesteś u siebie w pokoju, siedzisz tam gdzie siedziałeś. Szybko podbiegasz do okna, odsłaniasz je i widzisz dzień. Zwykły piękny i słoneczny dzień. Wzdychasz ulgą, i idziesz do kuchni po coś do zjedzenia. Nawet nogi nie są obolałe. Tak jak mówiłeś sobie, to tylko obrazy, myśli... Nic prawdziwego. Musiałeś jednak przyznać, że na trochę cię to wciągnęło. Co było jednak – minęło. Teraz najważniejszy był dla ciebie posiłek. Będąc na miejscu spoglądasz na stół a tam dosłownie taka sama zastawa co u tego kapelusznika. Cofasz się w strachu. Nie wierzysz w to co widzisz. Zrywasz się z miejsca i wybiegasz z domu. W drodze do wyjścia potykasz się o misia którego również widziałeś w tej strasznej krainie. Drzwi, to twój cel. Lecisz do nich z duszą na ramieniu. To tylko tekst. To nie było prawdziwe. Może być nawet głupim snem! Po dopadnięciu i otwarciu drzwi, widzisz mnie z tym okropnie szerokim uśmiechem. Me oczy są żółte jak u tej bestii, a uśmiech jaki prezentuje tak samo naszpikowany kłami.
„Wonderlandu nie opuścisz już nigdy. Staniesz się jego częścią na zawsze, chociaż jeszcze o tym nie wiesz.”
Potem się tylko zaśmiałam a twe uszy słyszą tą samą pozytywkę co w domu bliźniaków.
Powoli na szczęście wychodzimy z labiryntu a naszym oczom ukazuje się brama głosząca napis „Creepyland”. Nie możesz w to uwierzyć, gdyż to ta sama brama którą mijałeś na początku, byłeś pewien, że napis wtedy był inny. Dostajesz aż dreszczy, twój umysł szaleje a jedyne czego pragniesz to ucieczka i gorąca kąpiel dla relaksu. A Jwychodzimy wspólnie przez bramę i nie jesteś już ani w lesie ani w tej krainie. Jesteś u siebie w pokoju, siedzisz tam gdzie siedziałeś. Szybko podbiegasz do okna, odsłaniasz je i widzisz dzień. Zwykły piękny i słoneczny dzień. Wzdychasz ulgą, i idziesz do kuchni po coś do zjedzenia. Nawet nogi nie są obolałe. Tak jak mówiłeś sobie, to tylko obrazy, myśli... Nic prawdziwego. Musiałeś jednak przyznać, że na trochę cię to wciągnęło. Co było jednak – minęło. Teraz najważniejszy był dla ciebie posiłek. Będąc na miejscu spoglądasz na stół a tam dosłownie taka sama zastawa co u tego kapelusznika. Cofasz się w strachu. Nie wierzysz w to co widzisz. Zrywasz się z miejsca i wybiegasz z domu. W drodze do wyjścia potykasz się o misia którego również widziałeś w tej strasznej krainie. Drzwi, to twój cel. Lecisz do nich z duszą na ramieniu. To tylko tekst. To nie było prawdziwe. Może być nawet głupim snem! Po dopadnięciu i otwarciu drzwi, widzisz mnie z tym okropnie szerokim uśmiechem. Me oczy są żółte jak u tej bestii, a uśmiech jaki prezentuje tak samo naszpikowany kłami.
„Wonderlandu nie opuścisz już nigdy. Staniesz się jego częścią na zawsze, chociaż jeszcze o tym nie wiesz.”
Potem się tylko zaśmiałam a twe uszy słyszą tą samą pozytywkę co w domu bliźniaków.