5 października 2016

Undertale: Te ciche momenty - Rozdział I [In These Quiet Moments - I - tłumaczenie PL]

autor obrazka: Vyolfers
Notka od tłumacza: Opowiadanie z serii Ty x Postać, oczywiście Ty x Sans. Historia ma swój początek zaraz po zakończeniu pacyfistycznego zakończenia gry. Minęło kilka lat od czasu, aż bariera zniknęła i potwory starają się żyć między ludźmi. Ty jesteś dorosła, masz pracę, przyjaciół, normalne życie amerykańskiej dziewczyny (bo akcja toczy się w Ameryce), kiedy nagle okazuje się, że wprowadzają się do Ciebie nowi sąsiedzi...
To opowiadanie jest powiązane z innym pt Te mroczne momenty, ta sama historia z punktu widzenia Sansa.
Autor: MuhBeez
Oryginał: klik
Rozdziały +18 będę oznaczać znaczkiem:
SPIS TREŚCI:

Mieszkanie na trzecim piętrze wydawało Ci się dobrym pomysłem, nie za wysoko, nie za nisko. Lecz tak po dwóch latach, setkach schodów jakie musiałaś pokonać, zaczęłaś się zastanawiać: ki diabeł namówił Cię do zamieszkania tu. Dyszałaś pokonując kolejne stopnie mając nadzieję, że zaraz zobaczysz drzwi do swojego mieszkania. Dobry Boże, nie wiesz co było gorsze w tym wszystkim – fakt, że zaraz wyplujesz płuca ze zmęczenia, a może to, że w Twojej siatce z zakupami są jedynie ciasteczka i smakołyki?
Grzebałaś przez chwile w swojej kieszeni poszukując kluczy. Dostrzegłaś, że po schodach wnoszona jest kanapa. Czyżbyś doczekała się nowych sąsiadów tak szybko? Masz wrażenie, że wcześniejsi dopiero co się wyprowadzili, zaczęłaś cieszyć się z faktu, że jesteś sama na piętrze. Ile trwało Twoje szczęście? Tydzień? Półtora? Nie dłużej. Miałaś ochotę dostać się do kluczy, wejść do mieszkania najszybciej jak się da. Nie chciałaś widzieć się ze swoimi sąsiadami.
Udało się! Gdzieś w rogu kieszeni wyczułaś je! Rzuciłaś gdzieś w kąt siatkę i rozsiadłaś się wygodnie na kanapie. Mogłaś się z nimi przywiać później... albo jeszcze lepiej jutro... tydzień ma przecież wiele dni. Postanowiłaś otworzyć jedną z wielu butelek wina jakie wygodnie leżały w Twojej lodówce... i w tym momencie ktoś zapukał do Twoich drzwi.
Włączyłaś jakąś stronę internetową.
Kolejne pukanie.
Naprawdę nie miałaś ochoty w tym momencie na socjalizacje. Zmuszając się do wstania z kanapy udałaś się powoli do drzwi. Zaraz. O kurwa... Czy to... To musi być jakiś zwariowany dzieciak w tym głupim kostiumie kościotrupa, albo jakieś inne gówno. Odeszłaś od judasza i otworzyłaś drzwi zastanawiając się, po co dziecku kostium o tej porze roo.... nieee... to nie był kostium. Przed Tobą stał szkielet, jak żywy – jeżeli można tak to nazwać. Był tylko o pół głowy niższy od Ciebie, miał niebieską luźną kurtkę. Gapił się na Ciebie. W jego oczodołach widziałaś małe dwie białe plamki podobne do źrenic. GAPIŁ SIĘ NA CIEBIE!
-cześć.- tylko tyle powiedział
-Em.... Cześć? - odpowiedziałaś. Ktoś Cię wkręca? A może to Kostucha? Masz umrzeć tutaj, w progu, przecież jeszcze nie sprawdziłaś neta, a paczki słodyczy nawet nie tknęłaś.
-wypadło ci to z torby, kiedy wchodziłaś po schodach. - niewiarygodne, trzymał on w dłoniach paczkę płatków śniadaniowych. - mam nadzieję, że będzie ci się dobrze chrupało. - uśmiechał się jeszcze zanim to powiedział, ale teraz wydawało Ci się, że jego uśmiech był szerszy.
-Taaa! Świetnie! Dzięki... um... - nadal lampiłaś się bezczelnie na szkielet – To ty będziesz tu mieszkał?
-ta.. - mruknął niezadowolony, że nie zareagowałaś na jego dowcip – właśnie się wprowadziliśmy naprzeciwko. my to znaczy mój brat i ja. mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko parze łysych czaszek dookoła.
-Nie! To znaczy.. Nie, nie mam.. W ogóle – No nie poszło tak źle. To w końcu Twój pierwszy raz kiedy wchodzisz w prawdziwą interakcję z potworem. No dobra, czujesz się jak kretynka. - Jeżeli.. będziecie czegoś potrzebować um.. śmiało pukajcie. Albo dzwońcie dzwonkiem. To prędzej usłyszę.
-jasna spawa. - wyciągnął dłoń przed siebie – sans.
Chwyciłaś za nią. Ktoś pierdną? Nie, nie całkiem. To była cholerna poduszka pierdziuszka? Nie mogłaś się powstrzymać przed pociągnięciem nosem, nadal jednak stałaś niewzruszona.
-______. Miło mi poznać. Ja... ja już wrócę do siebie. Miłego wieczoru! - Zamknęłaś za sobą drzwi, może troszeczkę za gwałtownie niż powinnaś. Twoje serce waliło jak szalone, usłyszałaś jakieś szmery za drzwiami. Co do kurwy nędzy? Co to kurwa było? Obraziłaś go? A może to jakieś tradycyjne przywitanie potworów? Czy też powinnaś mieć poduszkę pierdziuszkę? Może google będzie coś wiedziało na ten temat, dowiesz się tego później. Położyłaś się na kanapie i postanowiłaś oglądać telewizję do czasu, aż nie uśniesz. Śniłaś o szkieletach gapiących się na Ciebie.

Obudził Cię telefon. Przekręciłaś się na kanapie i chwyciłaś go, aby zobaczyć kto do Ciebie wydzwania. O! To Twoja przyjaciółka, Jackie. Odebrałaś.
-Co tam? - mruknęłaś.
-Moje słonko wstało! Chcesz wszamać jakieś dobre śniadanko ze mną i z kolegą?
-Jasne. Daj mi ... 10 minut? Założę tylko majtki.
-Pffff, majki to przeżytek.
-Ty to wiesz i ja to wiem, ale policja jeszcze tego nie wie.
-Dobra, dobra. Widzimy się za 10 minut skarbie. - rozłączyła się. Ech... wolałabyś w tej chwili pograć w jakieś gry, poleniuchować cały dzień... no ale kochasz strasznie swoją Jackie, więc poświęcisz się dla niej.
Wślizgnęłaś się w sweter, założyłaś spodnie i zwyczajne buty. Przeczesałaś od niechcenia włosy i spięłaś je w niedbały kok, a potem zeszłaś na dół po schodach. Popatrzyłaś się przelotnie na drzwi swoich sąsiadów i nie zauważyłaś niczego niezwykłego. No kobieto, czego się spodziewałaś?
Stanęłaś przy słupie czekając na Jackie. W samą porę, przyjechała zaraz potem.
-Wsiadaj frajerko, idziemy na zakupy! - krzyknęła do Ciebie wychylając się przez okno auta
-Co do diabła? Zostałam okłamana! Miałyśmy iść na śniadanie! - krzyknęłaś starając się wyolbrzymić swoje niezadowolenie.
-Zamknij się i wsiadaj, dobrze wiesz o co mi chodzi.
Zachichotałaś i zrobiłaś to co chciała. Twoja najlepsza przyjaciółka była ze swoim chłopakiem.
-Co tam gołąbeczki? To będziemy jeść to śniadanie? - pogładziłaś się po brzuchu z entuzjazmem. Uwielbiasz śniadania.
-Tak, tam gdzie zawsze. - odpowiedziała Jackie. Mówiła o kawiarni. Mieli w niej dobre maślane bułeczki, które zazwyczaj zamawiała Jackie. Nie było daleko, dlatego zastanawiałaś się przez chwilę, dlaczego by się tam nie przejść, ale Ty przecież prawa jazdy nie posiadałaś, co złego w tym, że ktoś podwiezie Ci dupsko? Rozmawiałaś z nią i jej chłopakiem, który – wyobraź sobie – ma imię. Kyle. Dostałaś swoją kawę i usiadłaś wygodnie na krześle.
Po tym jak podano wam jedzenie, Jackie opowiadała Ci o nowościach jakie ostatnio miały miejsce w jej życiu. Przez chwilę patrzyłaś przed siebie. Skończyła. To teraz Twoja kolej. Podziel się z nią nowością.
-Więęęęęc. Mam nowych sąsiadów. - zaczęłaś powoli. To właściwie nie było nic niezwykłego, sam fakt posiadania kogoś "za ścianą", znaczy się.
-Iiiii? - starała się wyciągnąć z Ciebie więcej informacji
-Gwiazdy rocka? To znaczy wiesz, masz szczęście do hałaśliwych sąsiadów. - dodał Kyle
-Nie, ale są równie niesamowici. Pieprzone potwory się tam wprowadziły. - wypaliłaś w końcu
-Co?! No nie mów! I co? Jacy są? Czasem jakiegoś mijam to tu to tam, ale nic więcej. O boziu, cieszysz się z tego? Czy mają macki? - dopytywała się, a Ty wybuchnęłaś śmiechem.
-Nie! To są... szkielety? Tak mi się wydaje. Wiem, że mieszka tam więcej niż jeden. Co prawda nie widziałam drugiego, ale ten którego wczoraj poznałam to zdecydowanie szkielet. Ale słuchaj, on może ruszać swoją twarzą. Dziiiiwne! - A mówiąc o tym, jego twarz wydała Ci się nawet przystępna pomijając fakt, że była to kość. Taka przyjazna facjata.
-Koniecznie musisz nas z nimi zapoznać! - Jacki się tym wszystkim podjarała. Zawsze chciała poznać potwora, ale nie za wiele ich było w mieście. - Więc, co się stało?
Opowiedziałaś o poduszce i obie doszłyście do wniosku, że musi to być jakieś dziwne potworze przywitanie. Przypomniałaś sobie, że miałaś to wygoglować. Jackie znowu uważała, że powinnaś przywitać swoich nowych sąsiadów gościnnie. Zawsze była nieco bardziej otwarta na nowe znajomości niż Ty.
-Pomyśl o tym, _______ - mruknęła – Ludzie to nadal skończone chuje wobec potworów. Nie wiemy za wiele o nich. Możesz być pierwszym miłym człowiekiem jakiego spotlaki, co nie? To znaczy się, może nikt wcześniej nie był? Tak mi się wydaje. Upiecz im ciasteczka albo coś..
Westchnęłaś poddając się jej woli.
-A oni w ogóle jedzą? Jackie, to są szkielety. Oni nie mają brzuchów! Chyba... Kurwa, nie wiem co robić.
-Zrób im te pieprzone ciasteczka. Jeżeli coś pójdzie nie tak, będziesz mogła zrobić coś innego i już będziesz wiedziała co, a tak to będą mieli ciasteczka.
-W sumie... Skoczysz ze mną do sklepu? Chcę mieć to już za sobą. Nie chcę aby myśleli o mnie, że jestem jakaś oschła czy coś...
Potem zajęłyście się jedzeniem śniadania. W sumie to wszystko wyglądało tak normalnie, zwyczajnie. Dzień jak co dzień. Cała jazda z aferą „OmójBoże POTWORY!” zakończyła się w chwili, kiedy stałaś przed regałem sklepowym zastanawiając się jakie ciastka masz im zrobić. Mmmm czekoladowe? To całkiem zwyczajne, normalne i ... przyjacielskie?
Nigdy nie przypuszczałaś, że będziesz w domu o 18:00, piekła ciastka dla sąsiadów. Natomiast wpisanie w wyszukiwarkę frazy „potwory poduszka pierdziuszka” nie przyniosło żadnego pieprzonego efektu. I nie wiesz czy to dlatego, że to jedna z informacji na jaką ludzie nie wpadli, czy po prostu ten typek jest dziwny. W każdym razie, ciasteczka są już prawie gotowe. Poszłaś więc do łazienki by uporządkować włosy.
-Dobra. Dasz radę. To tylko... szkielety. Może lubią ciasteczka? Luzik, mała. Uda Ci się. - mówiłaś do siebie starając się poprawić humor i dodać siły.
Ciasteczka! Tak! Ciasteczka! Weź te ciasteczka. Ułożyłaś je na talerzu i położyłaś na nich karteczkę z dopiskiem „Dla moich nowych sąsiadów <3” czy to wystarczająco przyjazne powitanie? Chwilę stałaś przed drzwiami starając się pozbierać do kupy. Nie miałaś szczęścia do ludzi, dlatego oni nie będą najgorsi. Zapukałaś. Ktoś się krzątał przez chwilę, a zaraz potem drzwi się otworzyły. Oh, okkkk. Drugi szkielet. To ma sens, co nie? Ten jednak był znacznie wyższy, nawet od Ciebie! Nosił czerwoną chustkę i coś co przypominało... zbroję? Tak naprawdę to nie wiesz co to było.
-Emmm, cześć? - pisnęłaś nie będąc pewną jak masz zacząć rozmowę.
-WITAJ LUDZIU! W CZYM MOGĘ POMÓC? - prawie wykrzyczał te słowa wysoki nie-Sans.
-Tak! Cóż... poznałam twojego... współlokatora? Wczoraj! I chciałam was tylko gościnnie przywitać jako sąsiadów... więcUpiekłamTrochęCiasteczek! - ostatnie słowa powiedziałaś naprawdę szybko. Robiłaś się nerwowa. Wysoki nie-Sans patrzył się na Ciebie analizując słowa, a potem przeniósł wzrok na wypiek i na wcześniej napisaną kartkę.
-OJEJUŚKU! DZIĘKUJĘ! TO NAPRAWDĘ MIŁE Z TWOJEJ STRONY! WEJDŹ! - Wysoki nie-Sans natychmiast mocno Cię przytulił. Tego zdecydowanie się nie spodziewałaś, przeniósł Cię do mieszkania i postawił na ziemi. To było takie... dziwne. Przez chwilę miałaś ochotę uciec, ale to byłoby niegrzeczne z Twojej strony, dlatego zareagowałaś jedynie niewinnym uśmiechem.
-hej brat, coś się stało? - no i ten niski głos. Sans przyszedł do pokoju i popatrzył na wysokiego nie-Sansa, a potem na Ciebie i ciasteczka – oh. cześć sąsiadko.
-Cześć Sans! - powiedziałaś to może za słodko. Ok, musisz troszeczkę zluzować, za bardzo się starasz. - Chciałam was przywitać więc zrobiłam to dla was. - pokazałaś na talerz.
-CZY TO NIE FANTASTYCZNE? JUŻ MAMY ZNACZNIE MILSZYCH SĄSIADÓW NIŻ WCZEŚNIEJ! CZY TO NIE WSPANIAŁE BRACIE? - zakomunikował wysoki nie-Sans
-ta.. heh... przedstawiłeś się, papyrus? - zapytał szkielet wzruszając ramionami
-NIE! O RANY! PRZEPRASZAM! TO BYŁO NIEGRZECZNE Z MOJEJ STRONY! JESTEM WSPANIAŁY PAPYRUS, BARDZO MI MIŁO CIEBIE POZNAĆ! - Papyrus zrobił pozę jakby był mówcą na ambonie. Delikatnie zachichotałaś.
-Mnie też jest miło poznać, Papyrus i twojego bra...ta? - zgadywałaś, Sans przytaknął – Jego też miło było poznać. Dziękuję raz jeszcze za to, że przyniosłeś mi moje płatki wtedy.
-musisz być ostrożna, mogłem być seryjnym mordercą, który chciał cię zwabić na płatki śniadaniowe – zażartował. Zrobiłaś tylko „pfffff” lecz nadal się uśmiechałaś
-TO BYŁO OKROPNE,SANS. MNIEJSZA O TO. JAKIE IMIĘ NOSISZ CZŁOWIECZE?
-Oh! _____. - wyciągnęłaś przed siebie rękę. Uda ci się to. Spodziewałaś się tego. Papyrus uścisnął Twoją dłoń. Wtedy coś zapierdziało między waszymi dłońmi. Twarz Papyrusa wygięła się w grymasie niezadowolenia.
-UGGGGHHH – wrzasnął zdenerwowany. Byłaś zdezorientowana. Kiedy przeniosłaś wzrok na Sansa ten dusił się ze śmiechu podtrzymując się stołu aby nie paść na kolana.
-o mój....boże....to było...cudowne.
-NIE! BYŁO STRASZNE! ON KAZAŁ CI TO ZROBIĆ _____? - warknął Papyrus
-Nie! - zabrałaś dłoń czując się okropnie – Nie, ja tylko... Znaczy się... Szczerze? Proszę, nie bierzcie tego do siebie... Ja... Ja nigdy wcześniej nie poznałam kogoś takiego jak wy, więc kiedy Sans to zrobił... Ja... Myślałam, że może to jakaś tradycja, albo coś...? Przepraszam! - wyjaśniłaś mając nadzieję, że to uspokoi choć trochę wyższego z braci. Twoje tłumaczenie się sprawiło, że Sans śmiał się jeszcze głośniej, ale Papyrus przestał się gniewać.
-TO WIELE WYJAŚNIA. NIC NIE WZIĄŁEM DO SIEBIE I PRZYJMUJĘ PRZEPROSINY! BĘDZIEMY DOBRYMI PRZYJACIÓŁMI! NIE BÓJ SIĘ! - radośnie się uśmiechnął, lecz potem spiorunował Sansa wzrokiem.
-o rany... dzieciaku... to było piękne.... poprawiłaś mi humor.. dzięki... - Sans przestał się śmiać i teraz starał się złapać oddech lekko się krztusząc. Byłaś poddenerwowana, ale to nie była jego wina. On po prostu przyszedł do Ciebie z poduszką pierdziuszką. Ale po kiego?
-Cóóóóż... - zaczęłaś mając nadzieję, że uda Ci się pokierować rozmową w inne rejony – Nie jestem pewna co lubicie, więc zrobiłam wam troszeczkę czekoladowych ciasteczek. To jakby... tradycja tutaj. Ale.. jeżeli ich nie lubicie to mogę zrobić wam coś innego... Jeeeeeżeli, oczywiście będziecie chcieli. - No, w miły i grzeczny sposób powiedziałaś „nie wiem co jedzą szkielety”
-spokojnie uwielbiam czekoladowe ciasteczka. - odpowiedział Sans podchodząc do Ciebie. Podałaś mu talerz, który natychmiast zabrał. Zauważyłaś, że przyglądasz mu się na kościste dłonie, niestety on też zwrócił na to uwagę.
-Przepraszam – odwróciłaś wzrok. Gdziekolwiek indziej. Zaczęłaś rozglądać się po ich mieszkaniu, ale nie miałaś na czym zawiesić oka.
-to nic. - Sans skierował swoje kroki w stronę kuchni – nie musisz się nas bać, nie gryziemy
-NIE! ZDECYDOWANIE NIE! - krzyknął Papyrus, aż podskoczyłaś lekko. Wyglądał na speszonego. Postarałaś się najszybciej jak się dało uspokoić.
-Wiecie, na mnie już pora. Mam nadzieję, że ciastka posmakują i ... dziękuję za zaproszenie, Papyrus! - zaczęłaś lekko trącać łokciem wyższego z braci – Moje drzwi stoją dla was otworem. W razie czegokolwiek pukajcie śmiało. Jesteśmy od teraz oficjalnie sąsiadami i takie tam.
-CUDOWNIE! - w odpowiedzi też Cię szturchnął łokciem, może trochę za mocno ale i tak było fajnie. - SKORZYSTAMY Z ZAPROSZENIA! DZIĘKUJE _____!
-dzięki za ciastka. cieszę się, że nie wpadło ci nic do oka... przez to małe nieporozumienie odnośnie naszego... powitania – jego uśmiech się pogłębił
-Nie ma szkody, nie ma winy. - znowu zignorowałaś jego dowcip słowny, wyraźnie mniej się uśmiechał. Rany, czy on ze wszystkiego robi sobie żarty? - Dobrej nocy.
-DOBREJ NOCY LUDZIU! - Papyrus krzyknął choć stałaś zaledwie kilka kroków o niego – ŚPIJ DOBRZE! - pomachałaś im na do widzenia chcąc udać się do swojego mieszkania najszybciej jak tylko się dało. Zniknęłaś za swoimi drzwiami pośpiesznie je zamykając. Cóż... nie poszło A Ż tak źle. Potwory jako sąsiedzi? Eh? Wiesz, mogło być gorzej.
Share:

14 komentarzy:

  1. To jest nawet fajne :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No nie wiem czy mogło być gorzej...
    Heh ty się bój, że Chara koło ciebie zamieszka!
    Ja bym się dogadała i z potworami i z Charą.

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba zaczynam coraz bardziej lubić tego typu opowiadania xD mega sie uśmiałam mam madzieje ze ta historyjka bedzie tak zabawna az do ostatniego rozdziału

    OdpowiedzUsuń
  4. Czy tylko ja nie zrozumiałam tych żartów słownych?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niet. Strasznie ciężko się tłumaczy sansowe słowne żarty....

      Usuń
  5. Może by podciągnąć płatki jako >chrupki< śniadaniowe? Wtedy, cóż... i tak nie byloby śmieszne, no ale. Tego z okiem nijak nie pojmuje o co chodzi a lubię kombinować z sansowną logiką. xd ~Ayaa.

    OdpowiedzUsuń
  6. Może podniągnąć płatki na chrupki śniadaniowe? Wtedy... Cóż, też byłoby nie śmieszne, ale chyba miałoby sens. Co do tego z okiem to nie czaję wcale. ;-; ~Ayaa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy następnych jego kawałach postaram się wysilić mocniej. :x

      Usuń
  7. Ale masz timing, właśnie, dosłownie przed 10 minutami, zaczęłam to czytać, tylko stwierdziłam, że jeszcze sprawdzę sobie Twojego bloga. Zapowiada się świetnie!

    OdpowiedzUsuń
  8. Że ja się do tego nie zabrałam wcześniej! •-• um, to lecimy ~

    OdpowiedzUsuń

POPULARNE ILUZJE