14 października 2016

Undertale: Te ciche momenty - Dobre wino nie potrzebuje etykiety [In These Quiet Moments - Cellar on It - tłumaczenie PL]

autor obrazka: Vyolfers
Notka od tłumacza: Opowiadanie z serii Ty x Postać, oczywiście Ty x Sans. Historia ma swój początek zaraz po zakończeniu pacyfistycznego zakończenia gry. Minęło kilka lat od czasu, aż bariera zniknęła i potwory starają się żyć między ludźmi. Ty jesteś dorosła, masz pracę, przyjaciół, normalne życie amerykańskiej dziewczyny (bo akcja toczy się w Ameryce), kiedy nagle okazuje się, że wprowadzają się do Ciebie nowi sąsiedzi...
To opowiadanie jest powiązane z innym pt Te mroczne momenty, ta sama historia z punktu widzenia Sansa.
Autor: MuhBeez
Oryginał: klik
Rozdziały +18 będę oznaczać znaczkiem:
SPIS TREŚCI:
Obudziłaś się z samego rana, miałaś ekstremalnie realistyczny sen o tym jak jesteś zaciągana w dół czarnego korytarza... z którego dobiegają dźwięki ... pierdzenia? Ten sen zdecydowanie nie znajdzie się w Twoim dzienniku snów. Ziewnęłaś, szukając ręką telefonu, wcześniej odstawiłaś go nieco dalej, aby wstać z wyrka. Za czwartym podejściem podniosłaś się – to była Twoja rutyna. Przy piątym wiedziałaś, że czas wyjść z wygodnego łóżka. Ugh. Praca. Pieniądze i rachunki i inne głupie obowiązki dorosłego człowieka.
Zaraz po tym jak przeprowadziłaś się do tego miasta rozglądałaś się to tu to tam. Czasem pracowałaś w różnych miejscach robiąc wiele wszystkiego z dodatkiem czegokolwiek, od dostawcy pizzy przez sekretarkę w niewielkiej prawniczej firmie. Lecz nic Ci się nie podobało. Nie dlatego, że byłaś złym pracownikiem, czy nienawidziłaś pracy – tylko dlatego, że nigdy tak naprawdę nie wiedziałaś co chcesz robić. Ostatecznie wylądowałaś w lokalnym sklepie z alkoholami i ta praca była chyba najlepszą jak do tej pory. Otaczały Cię pułki zapełnione winami, szef był sympatyczny i lubiłaś go. Pracujesz tutaj już od pół roku i nie zapowiada się na to, abyś chciała zmienić pracę. Było Ci tutaj lepiej niż na innych stanowiskach, zwłaszcza na tych gdzie nie czułaś się specjalnie mądra, elokwentna czy sprytna. Jednak jako, że nic co w szklanej butelce nie było Ci obce, umiałaś dobrze mieszać smaki oraz wiedzieć co jest dobrą zagryzką do jakiego trunku... Liczba klientów w sklepie zauważalnie wzrosła, byłaś polecana znajomym. Ceniono Twoje porady. 
To była monotonia, czasem tylko wieczory były inne. Rany. Szkielety. Co za jazda. Zastanawiałaś się czy powiedzieć o tym swojemu przełożonemu, pamiętałaś bowiem, że nie był jakoś pozytywnie nastawiony do wszelkich potworów, zwłaszcza tych osiedlających się w mieście. Nie miałaś mu tego za złe. To znaczy, nie bez powodu nazywają się potworami. Uraza z dzieciństwa u każdego zostaje zwłaszcza, że faszerowało się umysły historyjkami o takowych chowających się pod łóżkiem, albo w ciemnych kontach pokoju. Potwory z takich bajek chciały zjeść Twoje stopy koniecznie o północy.
Mimo to, nowi sąsiedzi wydawali Ci się fajni. Ten wyższy, jak mu było... Papyrus? Zachowywał się jak małe dziecko.... jak małe głośne dziecko. Sans znowu to typowy dowcipniś. Zawsze się uśmiechał i chyba miał zboczenie co do poduszek pierdziuszek. Nie postrzegałaś ich jako kłopot, zwłaszcza w porównaniu do Twoich wcześniejszych sąsiadów, którzy okazali się brudasami, dupkami i ... ah mniejsza. Taka zmiana była naprawdę fajna. No nic. Wzięłaś swój telefon sprawdzając czy na messengerze nikt się do Ciebie nie odezwał.
Ugh. Poranki. Powinny zostać zakazane. Żadnego śladu po KościoBraciach (jak już ich zaczęłaś nazywać). Zeszłaś schodami w dół i wyszłaś z budynku. Szłaś do pracy, tak jak ci rano (auto sprzedałaś dawno temu, tak było łatwiej, wszędzie doszłaś, nie martwiłaś się o miejsce parkingowe, w ostateczności zostawał transport miejski). Sklep był tylko kilka bloków dalej. W powietrzu unosił się rozkosznie wilgotny zapach jesieni. O tej porze roku czułaś się jakoś lepiej, byłaś pełna życia z jakiegoś dziwnego powodu. Kochałaś jesień. Przyglądałaś się jak z dnia na dzień liście na drzewach zmieniają swoje kolory, powietrze staje się chłodniejsze i ... wszyscy pieprzeni turyści wracają do domów. Otwierając drzwi do sklepu czułaś się już całkiem dobrze
-Dobry Piotrek! - krzyknęłaś stając w promieniach słońca. Piotr odwrócił się i popatrzył na Ciebie spod pół przymiętych powiek.
-Dobry _____. Wyglądasz na zadowoloną.
-Nom! Nie czujesz? - zapytałaś się przechodząc między regałami niewielkiego sklepu na zaplecze ściągając po drodze kurtkę – To powietrze?! Pachnie jak...
-Spleśniały ser?
-Grrrr! Nie! Boże, ale z Ciebie dupek. Nie! Pachnie jak... czystość. Do tego czuję zapach ogniska. Wiesz, tak jakby ludzie piekli ziemniaki czy coś. - Powiesiłaś kurtkę na haku.
-Wiesz, to może dlatego, że w budynku na rogu paliło się mieszkanie. - Odpowiedział układając nowe butelki na półkach.
-Czekaj, co?! Mówisz serio?!
-Nie. Droczę się z tobą – zaśmiał się delikatnie. - Przyszła dzisiaj dostawa, jest na tyłach sklepu. Jest tam wiele pudełek dla ciebie - Syknęłaś i popatrzyłaś na „swoje pudełka”. O tak, mogłabyś je tak nazywać gdybyś mogła zabrać je do domu. Są i czerwone i białe. Niektóre z nich pewnie byłyby smaczne.
-Piotrek, mówisz serio? O rany, nie wiem co powiedzieć. Bardzo ci dziękuję. Ale nie mogę wziąć ich wszystkich – udałaś wzruszoną. Zaśmiał się.
-Jesteś moim ulubionym pracownikiem.
-Jestem twoim jedynym pracownikiem.
-Racja.
-No ale kurwa. Nie wiem czy mam wystarczająco miejsca aby je wszystkie schować. - mówiłaś otwierając jedno z pudełek. Zaśmiał się.
-Święto Dziękczynienia nadchodzi, potraktuj to jako prezent. - odpowiedział, a Ty uśmiechnęłaś się szerzej.
-Oh! Cudownie! Mam nowych sąsiadów, będę mogła się z nimi podzielić! Choć nie... czekaj... czy oni mogą pić...? Nie wiem. Ale mniejsza i tak to jest cudowne.
-Nowi sąsiedzi? Już? Czy przypadkiem starzy dopiero co się nie wyprowadzili? Ci z tym przeklętym bachorem? - zapytał się kończąc swoją pracę przy regałach
-Ugh! Tak. Chwała im za to. Lecz co do tych,to  wprowadzili się wczoraj. - Skończyłaś przygotowywać sklep, Piotrek westchnął.
-Dobrze, mała. To ja będę szedł. Owocnej sprzedaży. Wpadnę o 17.00 – wziął swój płaszcz i popchnął drzwi.
-Aj aj kapitanie. Bądź na czas, bo mam plany!
-Ta? - zatrzymał się i przeniósł na Ciebie wzrok – Jakie plany?
-Lenić się. - Położyłaś ręce na biodra, a on zaczął się śmiać. Pomachał Ci na do widzenia i zostawił samą w sklepie. Ahhh... cały tylko dla ciebie. Wyciągnęłaś z kieszeni telefon, usadowiłaś się na krześle za ladą i wcisnęłaś magiczny przycisk „internet”. Całe szczęście, sklep prezentował się należycie. Za każdym razem jak klienci wychodzili ustawiałaś wszystko ponownie na swoich miejscach, to sprawiało, że potem miałaś mniej roboty i wiedziałaś dokładnie gdzie co jest. Lecz teraz mogłaś się zrelaksować. Całkiem przyjemna ta Twoja praca. Kilka godzin minęło, przez sklep przewinęło się parę osób, które zaraz wyszły, aż do około 14.00. Na Twój teren wkroczyła jakaś znajoma twarz.
-a więc.. - ten głos, znajomy głos. Niski szkielet właśnie przechodził przez drzwi. Podniosłaś głowę, przed chwilą oglądałaś jakiś głupi filmik o kotach na youtube.
-O! Cześć – powiedziałaś podekscytowana. Dobra, wygląda na to że szkielety MOGĄ pić. Warto to wiedzieć. Oboje staliście i patrzyliście się na siebie przez moment w ciszy, aż zdałaś sobie sprawę, że właściwie to tutaj pracujesz. - Witamy w sklepie Pod Upitym Psem! W czym mogę pomóc? - Sans uśmiechnął się szerzej i schował ręce do kieszeni kurtki.
-właściwie to tak. szukam jakiegoś dobrego wina dla kogoś. pomożesz? - powiedział podchodząc do jednego z regałów -nie znam się za bardzo na winach, szczerze. ale chciałbym zrobić wrażenie na kimś tutaj.
-Ah! - westchnęłaś zadowolona – Więc zdecydowanie nie chcesz niczego z TYCH półek – poprowadziłaś go do innej. - Będę walić prosto z mostu. Do jakiej kwoty interesuje cię zakup? Chcesz komuś NAPRAWDĘ zaimponować?
-nie patrz na cenę. - powiedział jakby nigdy nic – nie jestem nocnym stróżem aby pić w ciemno – wywróciłaś oczami. Będąc sprzedawcą w takim sklepie znałaś chyba już każdy możliwy kawał o alkoholach jaki istnieje.
-Tak, a ja jako perfekcjonista lubię pić raz a dobrze – odpowiedziałaś. Sans już się uśmiechał jak tutaj wszedł, ale jakimś sposobem jego uśmiech wydawał Ci się większy. - W każdym razie... jaki rodzaj wina ta osoba lubi: czerwone? Białe? Słodkie? Wytrawne? Czy... - Sans wzruszył ramionami.
-nie mam pojęcia. nigdy nie pytałem i tak jak powiedziałem, nie znam się na tym. co polecasz?
-Raaaany. - westchnęłaś – To praktycznie kieliszek bez dna. Mogę ci polecić praktycznie połowę sklepu, ale jeżeli mam być szczera... to znaczy, jesteś pewien, że ta osoba lubi pić? Tak?
-jestem co do tego przekonany. - powiedział – więc wszystko co polecisz będzie w sam raz. chcę coś z najwyższej półki
-Z najwyższej półki. - powtórzyłaś
-z najwyższe półki. -zawtórował.
-Nom. - pochyliłaś się i wyciągnęłaś ciemnoczerwoną butelkę – Tutaj masz naprawdę dobre wino, rocznik 2003, wyprodukowane we Francji. Ma naprawdę miły smak, jak goździki z miodem. Lecz to co mi się w nim podoba to to, że nie pozostawia po sobie żadnego nieprzyjemnego posmaku. Można go pić właściwie do każdej potrawy i ze wszystkim dobrze smakuje. To mój ulubieniec. Kosztuje 250$ za butelkę – zdałaś sobie sprawę z tego, że chyba troszeczkę przesadziłaś. Wino już nieco lepsze od takich tanich dostałby od 10$ do 25$
-brzmi świetnie. biorę – odparł delikatnie chwytając za butelkę. Jego palce w trakcie zetknięcia się ze szkłem wydały taki dziwny zgrzyt. Zamarłaś na chwilę.
-Wiesz... Jest jeszcze wiele innych możliwości – zaczęłaś – Nie musisz brać pierwszego wina jakie polecę, no i jest jeszcze wiele tańszych opcji...
-nieee. to będzie idealne. jesteś naprawdę dobrym sprzedawcą – powiedział uśmiechając się lekko, miałaś wrażenie, że starał się nie śmiać – jak sprawić aby rosjanin był podobny do japońca? - O Boże, kolejny alkoholowy dowcip.
-Dać mu się napić ciepłej wódki – odpowiedziałaś przekręcając oczami
-cóż, jeżeli jest się tym co się pije, to ja jestem komandosem – powiedział kręcąc butelką delikatnie. Zamrugałaś, a potem zaczęłaś się śmiać.
-O rany. Tego jeszcze nie słyszałam. Dobre. Jesteś mistrzem. - Chwilę Ci zajęło uspokojenie się. Łatwo zapomnieć, że jest on chodzącym i gadającym szkieletem, kiedy opowiada czerstwe suchary w nudnej pracy. - To masz zamiar mi zapłacić, czy nie?
-a tak, jasne – wyciągnął mały portfel z kieszeni kurtki i na chwilę się zatrzymał – a i dziękuję za ciasteczka tak swoją drogą. bardzo nam smakowały
-A tak! Jasne. Wiesz, nowi sąsiedzi i takie tam. Chciałam być miła – powiedziałaś nerwowo, tak jakbyś tłumaczyła się z obowiązku. Miałaś nadzieję, że nie wziął tego do siebie – Poza tym chciałam się odwdzięczyć, że ocaliłeś moje śniadanie – popatrzyłaś jak odlicza gotówkę
-polecam się na przyszłość. hej, o której kończysz? - zapytał nagle. Byłaś zaskoczona.
-Em, a po co chcesz wiedzieć?
-papyrus i ja chcielibyśmy zaprosić cię na kolację w ramach podziękowań za ciasteczka, jeżeli nie masz nic przeciwko. mój brat robi spagetti – na chwilę przerwał, miałaś wrażenie, że uśmiech mu trochę zrzedł – nie namawiam na siłę, jak nie ch--...
-O 17:00 – wzięłaś szybko należność – Lecz mam tutaj jeszcze trochę do roboty, więc będę pewnie tak koło 17:30 w domu. Ale spagetti brzmi świetnie – Nie chciałaś zawalić sprawy z KościoBraćmi. No i kupił drogą jak dupa wołowa butelkę, to tylko dlatego, że TY ją poleciłaś. W takich okolicznościach gdyby Papyrus serwował zupę z błota i tak byś przyszła.
-świetnie. nie musisz się śpieszyć, zobaczymy się koło 18:00? - przyglądał się, jak pakujesz butelkę w ozdobną torebkę
-Tak! Jasne! - byłaś zadowolona, wydałaś resztę i podałaś pakunek z wielkim uśmiechem. Przytaknął Ci i już miał wyjść ze sklepu, kiedy nagle przy drzwiach odwrócił się w Twoją stronę.
-i dziękuję za pomoc, w razie czego nie będę musiał czuć się winny, jeżeli tej osobie nie posmakuje – i wyszedł nim zdążyłaś jakkolwiek zareagować na ten straszny kawał. Tak więc siedziałaś już sama w sklepie śmiejąc się głupio. O Boże, jego dowcipy są koszmarne. Lecz dziwnie ci się podobały. To chyba ich urok.
Nadal nie mogłaś przyjąć do siebie wiadomości, że ostatnie 20 minut spędziłaś w towarzystwie chodzącego, oddychającego (?????) kościotrupa. To znaczy... jasne, przywitałaś się z nimi wczoraj, ale nadal to było takie ... nieprawdopodobne. To nie było N O R M A L N E, nie? Ale szybko się przyzwyczaisz. Ten typek ma jakiegoś przyjaciela, który lubi wina, albo kochanka, albo szefa, może będzie wpadał częściej i je kupował? Będziesz musiała się w tej materii wszystkiego wywiedzieć. Zorientowałaś się, że twarzy wykrzywiła Ci się w grymasie niezadowolenia. Ostatnio Twoje życie szybko się zmienia, a Ty witasz te zmiany z otwartymi ramionami ... i robisz czekoladowe ciasteczka. Tak, przywykniesz.
Twój dzień później przebiegł bez rewelacji, miałaś wrażenie że dotarłaś do granic internetu. To niezwykłe jak wiele frytek może wsadzić na raz, jedna osoba do swoich ust. Oh drogi internecie, jesteś magicznym miejscem... O 17:00 na zegarze, pojawiła się tak szybko, no i wszedł Piotrek.
-Jesteś wolna! Uciekaj dziecinko, uciekaj! - krzyknął przygotowując się do uściskania Ciebie
-Ahhhhh! - ziewnęłaś i podbiegłaś do niego jak mała dziewczynka. Uwielbiałaś Piotrka, był fantastyczny. Po przywitaniu się z nim zabrałaś się za rozpakowanie leżących w kącie pudeł z boskim nektarem w środku. - Rany, dzisiaj był udany dzień – powiedziałaś leniwie się uśmiechając
-Taaa? - mruknął Twój szef zdejmując swój płaszcz i wieszając go – Powiesz dlaczego?
-Właaaaaaaaściwie. - przeciągnęłaś – Sprzedałam to drogie wino, które zbierało kurz na półce przez kilka ostatnich miesięcy.
-Chwała niebiosom, to faktycznie był wspaniały dzień _____! - powiedział uradowany – Jeżeli udawałoby ci się sprzedać takie jedno wino codziennie, świat stałby się piękniejszym miejscem – położył rękę na Twoim ramieniu
-No wiesz... Raz się udało. Nie moja wina, że ludzie to chciwe dranie.
-Ta, ta, ta. Nie masz przypadkiem jakiś planów? - powiedział patrząc na Ciebie
-O kurwa. Tak! Dzięki Piotrusiu, pa pa! - powiedziałaś chwytając za swoją kurtkę, wzięłaś ofiarowane Ci wcześniej pudełko z winami i wyszłaś szybko ze sklepu. Twój marsz był szybszy niż zazwyczaj. Dobry dzień w pracy, kolacji nie musiałaś robić, no i dostałaś darmowe wina. Żyć nie umierać!

Prezent od Piotrka był błogosławieństwem... No póki nie wchodziłaś z nim po schodach, już na pierwszym piętrze zaczęłaś cicho kląć pod nosem. Postanowiłaś uciec myślami do momentu, kiedy będziesz już mogła upić się winem w swoim pokoju. Ciężko dyszałaś wchodząc do mieszkania i odstawiłaś pudełko na ziemię. Dobra, czas się odrobinę ogarnąć. Coś ekstra założyć, ale wyglądającego na NORMALNE ubranie CODZIENNE. To nie była przecież żadna dziwaczna potworzasta randka... prawda? Czesząc swoje włosy doszłaś do wniosku, że to brzmi trochę jak randka. Choć nie, co to za randka z DWOMA BRAĆMI? Czekaj, o czym do diabła myślisz? To są potwory, idiotko. Prędzej wzięliby jakiegoś człowieka do laboratorium jako medyczną ciekawostkę niż zapraszali go na randkę. Złapałaś się za głowę, starając się przestać o tym myśleć w t e n sposób.
18:00 przyszła szybciej niż przypuszczałaś. Właśnie wsuwałaś na tyłek dżinsy kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Kurwa.
-Chwileczkę! - krzyknęłaś biegając po swojej sypialni starając się zapiąć spodnie. Jeszcze trochę, wciągaj ten bebech, podskocz... UDAŁO SIĘ! Szybko zamknęłaś za sobą sypialnię, a kolejne otworzyłaś by zobaczyć znajomą twarz niższego z braci.
-hej sąsiadeczko, mam nadzieję, że jesteś głodna
-Jasne! - pogłaskałaś się po brzuchu – Jak wilk!
-to dobrze, chciałem tylko powiedzieć, że wchodź bez pukania jak już będziesz gotowa
-Ah! Wiesz, ja już jestem gotowa... więc... - wzruszyłaś ramionami i przekroczyłaś próg zamykając mieszkanie. Sans otworzył swoje i puścił Cię przodem.
Ich dom wyglądał troszeczkę inaczej niż wczoraj. Nie zmieniło się za wiele, ale na ścianach pojawiły się zdjęcia. W większości Papyrusa w dziwnych dramatycznych pozach, ale było też kilka przedstawiających braci w otoczeniu innych potworów. Przed kanapą na ziemi ułożyli niewielki dywan, zaś w kuchni stół z krzesełkami.
-Podoba mi się – powiedziałaś
-DZIĘKUJĘ _____! - krzyknął Papyrus za Tobą. O rany, cieszysz się że sikałaś przed wyjściem. Przestraszył Cię – SŁYSZAŁEM, ŻE MIESZKANIE POWINNO ZOSTAĆ DOTKNIĘTE OSOBIŚCIE, WIĘC DOTKNĄŁEM JE.
-Tak! - zachichotałaś cicho – Wygląda na to. Bardzo przytulnie. No i te kwiatki na stole – pokazałaś na wazon.
-OH! PRZYSŁAŁA NAM JE ZNAJOMA! UNDYNE CHCIAŁA PRZYSŁAĆ NAM JAKĄŚ BROŃ, ALE W PLACÓWCE POCZTY CZŁOWIEK POWIEDZIAŁ JEJ, ŻE NIE ŚWIADCZĄ TAKICH USŁUG. - westchnął – ALE ALPHYS WYSŁAŁA NAM TE PIĘKNE KWIATKI!
-Co za szkoda – odparłaś – No tak, powiedz rycerzowi aby wziął na pole bitwy zamiast miecza jakieś stokrotki. - Sans zaśmiał się cicho, lecz Papyrus potraktował te słowa całkiem poważnie
-DOKŁADNIE. NAJLEPIEJ JEST ROBIĆ Z WROGÓW PRZYJACIÓŁ!
-Taaa. W uścisku zadusić ich na śmierć. - wywróciłaś oczami, Ty i Papyrus śmialiście się lekko, choć zauważyłaś że oczy Sansa lekko zamigotały. - W każdym razie, czy to spagetti tak pysznie pachnie? - i kiedy to powiedziałaś, wyższy szkielet wszedł do kuchni prowadząc Cię za sobą.
-TAK! CIESZĘ SIĘ, ŻE ROZPOZNAŁAŚ ZAPACH MOJEGO DOMOWEGO SPAGETTI! - był podekscytowany – KIEDY SANS POWIEDZIAŁ MI, ŻE WPADASZ NA KOLACJĘ WIEDZIAŁEM, ŻE MUSZE ZROBIĆ COŚ WYJĄTKOWEGO! TWOJE CIASTECZKA BYŁY PYSZNE, ZNACZNIE LEPSZE OD KLUSEK JAKIE JADŁEM!
Uh, klusek? Może potwory w tym ich podziemnym świecie robiły ciasteczka z ... klusek? A może kluski miały smak ciasteczek? Chciałaś się o to zapytać, ale Papyrus już kładł na stół talerz z wielkim entuzjazmem.
-ŚMIAŁO! SIADAJ! NIEDŁUGO BĘDZIEMY JEŚĆ! SANS, DLACZEGO NIE POCZĘSTUJESZ JEJ TYM NIEDORZECZNYM SOKIEM WINOGRONOWYM SKORO GO DZISIAJ KUPIŁEŚ? - zaśmiałaś się siadając
-To dla kogoś wyjątkowego. Papyrus. Ja zadowolę się wodą, albo czymś innym – Sans zajął miejsce obok Ciebie wyciągając na blat butelkę wina, które kupił.
-mówisz o tym? - powiedział. Przytaknęłaś. Papyrus był teraz za Tobą i przez ramie położył z trzaskiem przed Tobą kieliszki pod wino. O kurwa. Jakim sposobem ich nie potłukły? A no tak, plastik. Zaraz, czekaj. Kieliszki?
-Uhhh – tylko tyle powiedziałaś, kiedy Sans zaczął wyciągać korek. - Co?
-tak jak powiedziałem – przysunął kieliszki by je napełnić, a potem podać jeden Tobie, a potem sobie. - chciałem zrobić wrażenie na kimś tutaj
Przez jakąś minutę gapiłaś się na swój kieliszek, a potem na niego. Jego uśmiech był jakiś taki szeroki. Czekaj, on mówił o Tobie? Ty mu pieczesz ciasteczka, a on kupuje Ci pieprzone wino za 250$?! Co do diabła? Jezu Chryste. Czy masz mu teraz zrobić jakiś pomnik z diamentów za coś takiego?
-Koleś... Sans... To za wiele... Jesteś poważny?
-nie wyglądam na kogoś poważnego? - powiedział przebiegle. Pokręcił kieliszkiem pozwalając by nektar bogów nawilżył ścianki naczynia, a potem wypił łyk. - smaczne. smakuje jak mandarynka
Nadal byłaś w szoku. Zaraz potem przyszedł Papyrus nucąc coś pod nosem i bardzo ostrożnie położył talerz spagetti przed Tobą. Byłaś naprawdę zadowolona, że tym razem nie trzasnął naczyniami.
-CZAS JEŚĆ! SMACZNEGO, _____! - podał Ci widelec. Jego radość spowodowana posiłkiem na chwilę odciągnęła Twoją uwagę od wina. Patrzyłaś na porcję czekając, aż bracia zaczną jeść, a potem wzięłaś trochę do ust. Hej, całkiem smaczne!
-Pycha! - mruknęłaś poruszając w górę i w dół brwiami porozumiewawczo patrząc na Papytusa. Wtedy jego twarz zajaśniała delikatnym odcieniem pomarańczowego, jego ręce zaczęły lekko drżeć, a jego oczy zrobiły się zaskakująco duże. O Boże, czy on się RUMIENI? To szkielet może się RUMIENIĆ? To była taka rozkoszna niedorzeczność..
-LUDZIU, TO NAPRAWDĘ MIŁE, ŻE TAK MÓWISZ. NIE KRĘPUJ SIĘ, BIERZ ILE CHCESZ! - złapał Cię za rękę tak mocno, że wypuściłaś widelec – MOGĘ ROBIĆ CI SPAGETTI KIEDY TYLKO BĘDZIESZ CHCIAŁA, TYLKO KILKA OSÓB WIE JAK WYJĄTKOWE ONO JEST! TO TAKIE CUDOWNE, ŻE JESTEŚ JEDNĄ Z NICH! - mogłaś poczuć kości pod jego... cóż, kurwa. Nigdy specjalnie nie przyglądałaś się jego dłoniom, dlatego widok rękawic wydał Ci się dość interesujący. Jego uścisk był bolesny.
-Tak! Z.... z przyjemnością będę jadła tak dobre spagetti jak twoje!- próbowałaś bardzo delikatnie wyciągnąć swoją dłoń. Zorientował się i puścił ją wracając do jedzenia posiłku. Zwróciłaś uwagę na Sansa, który otworzył butelkę keczupu z jakiegoś dziwnego powodu. Może Papyrus coś jeszcze przy---....
Nieee. Wylał keczup na spagetti.
A teraz je to ze smakiem.
Potwory są popieprzone.
- Więc, um... co sprowadziło was do miasta? - zapytałaś między gryzami, starając się nawiązać jakąś rozmowę.
-chcieliśmy zmienić otoczenie – niższy z braci zauważył, że nie napiłaś się jeszcze swojego wina. Jego wzrok skakał między Tobą, a kieliszkiem, póki nie załapałaś. Wzięłaś mały łyk. O Boże, smakowało jak marzenie. Co prawda w połączeniu ze spagetti było dość obrzydliwe, ale nie dałaś tego po sobie poznać. Uśmiechnął się widząc, że smakuje Ci wino.
-Tak? A macie już jakąś pracę?
-NIE. - mruknął Papyrus, a makaron ześlizgnął mu się z widelca. - ALE MÓJ BRAT NIE MA Z TYM PROBLEMU. MIMO, ŻE JEST LENIWY SZYBKO ZNAJDUJE PRACE. JA NATOMIAST NADAL SZUKAM MIEJSCA ZATRUDNIENIA. - Sans wzruszył ramionami, biorąc więcej do ust swojego keczupowego strasznego spagetti.
-już mam kilka na oku. nie ma więc czym się martwić.
W tym momencie poczułaś się paskudnie. Właśnie się wprowadzili i ot tak kupują drogie wino.
-Koleś... Sans, nie musiałeś.. - wskazałaś na trunek. Machnął ręką.
-mówiłem, chcę zrobić na kimś dobre wrażenie. widzę, że mi się udało – mrugnął okiem – wiem, że to nie są ciasteczka czekoladowe, ale mam nadzieję, że równie smaczne.
Postanowiłaś dalej nie ciągnąć tego tematu, aby nie wyjść na niewdzięczną.
-Zdecydowanie zrobiłeś świetne wrażenie – Twój talerz był już pusty, więc chwyciłaś za kieliszek i uniosłaś go do góry – Co powiedzie na toast?
Sans podniósł ... em... brwi? Kości brewne? Jak tak na niego patrzysz to zrobił gest podniesienia brwi, ale przecież nie miał żadnych, to była czaszka. Papyrus też był zaskoczony.
-TOAST? BRZMI FANTASTYCZNIE! A ZA CO?
-Za sąsiedztwo! - powiedziałaś, lecz po chwili przemyśleń poprawiłaś się – Nieee. Za bycie przyjaciółmi!
-UWIELBIAM PRZYJAŹŃ! - wyższy wyglądał na podekscytowanego, podniósł swoją szklankę do góry
-za przyjaźń. - wkrótce dołączył kieliszek Sansa. Jak mogłabyś odrzucić sympatię kogoś tak miłego jak oni. Po wypiciu toastu, usiedliście milcząc przez chwilę. Uśmiechnęłaś się.
-Wiecie, byłam trochę wkurwiona tym, że tak szybko ktoś się wprowadził, jednak wy jesteście naprawdę super. Dziękuję za przepyszną kolację i za to cudowne wino. Naprawdę. Wielkie dzięki – Papyrus uśmiechnął się szeroko, a Sans... cóż on już się wcześniej uśmiechał, teraz tylko jakby bardziej.
-JESTEŚ NAJLEPSZYM SĄSIADEM JAKI SIĘ NAM KIEDYKOLWIEK TRAFIŁ. DODATKOWO WIEM, ŻE BĘDZIESZ JEDNYM Z MOICH NAJLEPSZYCH PRZYJACIÓŁ! - Papyrus nagle Cię przytulił. Nie przywykłaś do tego, ale nic się nie stało. Poklepałaś go lekko oddając uścisk, ale to sprawiło, że przytulił Cię mocniej.
-Khee Papyrus, przyjacielu, kolego. Dusisz mnie.
-NA NIEBIOSA! WYBACZ! - puścił Cię szybko. Sans się zaśmiał.
-pij, jedz, baw się.
Wasza trójka spędziła razem wiele godzin śmiejąc się z dziwacznych historii. Starałaś się pić najmniej wina jak to było możliwe, choć bardzo chciałaś wyżłopać je aż do dna. Z Papyrusem rozmawiałaś o gotowaniu, Sans dopytywał się o Twoją pracę, a Ty narzekałaś na swoje wcześniejsze sąsiedztwo. Koniec końców, to był cudowny wieczór.
-Dobra chłopcy – mruknęłaś podnosząc się – Chciałabym zostać, ale jutro muszę być w pracy z samego rana. A godzina jest cóż... - pokazałaś na zegar widzący naprzeciwko stołu. Była prawie 00:00.
-ah, kurwa, tak, jasne, wybacz, nie chcieliśmy trzymać cię tu tak długo – Sans również wstał
-Pfff, spokojnie. Było świetnie. Zawsze będę chętna na kolejny wieczór ze spagetti – Papyrus gwałtownie odskoczył od stołu wlepiając w Ciebie zaskoczony wzrok
-BĘDĘ GOTOWAŁ CI SPAGETTI KIEDY TYLKO BĘDZIESZ CHCIAŁA, POWIEDZ TYLKO SŁOWO! - praktycznie wykrzyczał te słowa – OD TEGO SĄ PRZYJACIELE!
-Hah, dobra Papyrus! Zapamiętam to sobie – uśmiechnęłaś się – Dobra, choć no tutaj. Nie ufam już uściskom dłoni, więc może przytulas? - Jak tylko to powiedziałaś, Papyrus praktycznie się na Ciebie rzucił.
-PRZYTULASY ZAWSZE SA MIŁE! - potem Cię wypuścił ze swoich objęć
-Ty też...
-nie, nie trzeba – patrzył raz na Ciebie, raz na swojego brata. Wywróciłaś oczami i przysunęłaś się do niego mocno go przytulając. Tylko stał, nie odwzajemnił uścisku, ale przyjął Twój.
-Nie interesuje mnie co mówisz, panie KupujęDrogieWChujWino – zaśmiałaś się puszczając go. Chwilę się na Ciebie patrzył, a potem się roześmiał.
-taaa, masz mnie, zaraz mnie zakorkujesz i postawisz na półce – warknęłaś co sprawiło, że uśmiechał się bardziej.
-Jezu, naprawdę kochasz dowcipy. Dobra, mniejsza. Idę. Dobrej nocy.
-czekaj. - właśnie uchylałaś drzwi. Sans poszedł do kuchni i wrócił po sekundzie – weź to ze sobą – wyciągnął ręce z winem w Twoim kierunku
-Nieee, em. Zatrzymaj.
-nie przepadam za winami tak szczerze
-Więc zatrzymaj je na kolejny wieczór spagetti! - mrugnęłaś. Wyglądał na zaskoczonego, mocniej zacisnął palce na butelce. Jego kościste dłonie w zetknięciu ze szkłem wydały taki dziwny dźwięk. Potem się lekko zaśmiał.
-trzymam za słowo
-Zgoda
-i nie puszczę
-Pieprz się. - Byłaś absolutnie wyluzowana, może przez to że mimo wszystko wypiłaś za wiele. Przy tej dwójce jednak nie czułaś skrępowania. On nie obraził się, zadowolony, że zareagowałaś na jego kawał.
-dobrej nocy
-Dobranoc.
-KOLOROWYCH SNÓW _____!
Weszłaś do mieszkania pełna spagetti, dobrego wina i świetnego towarzystwa. Byłaś totalnie zadowolona z czasu jaki spędziliście razem, no i z tego, że tym razem nie zrobiłaś z siebie idiotki przed nowymi sąsiadami. Założyłaś na siebie piżamę i wskoczyłaś do łóżka.
Zaprzyjaźniłaś się z parą szkieletów. Ciekawe co powiedziałaby na to Twoja matka?
Śniłaś o plastikowych kieliszkach jakie zamieniają się w makaron.
Share:

26 komentarzy:

  1. Kc.
    *krótki komentarz, by był komentarz* (y) ~Ayaa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *gleba* 2 dni tłumaczenia >.<" By było tłumaczenie xD

      Usuń
    2. Gah! Niech będzie: Czekałam na to opko, dziękuję. :* (?) ~Ayaa.

      Usuń
  2. Świetne opowiadanie!!!
    Nie mogę doczekać się tego z punktu widzenia Sansa!
    A tak z innej beczki...
    Sans we wcześniejszym opowiadaniu powiedział, że nielubi Friska.
    Znaczy nie powiedział tego w prost, ale można się tego domyślić.
    Czy mogłoby być tak, że Frisk była na ludobujczej ścieżce, ale się zmieniła?
    Ciekawie by też było gdyby się nagle wprowadziła.
    Chciałabym poznać waszą opinię...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mm tak dla pewności masz na myśli opowiadanie pt "Lepszy Świat"?

      Usuń
    2. Nom chyba tak...
      Nie dokońca pamiętam tytuł, ale to było to opowiadanie z punktu widzenia Sansa.

      Usuń
    3. Jeżeli chodzi o opowiadanie "Lepszy Świat" to Sans nienawidzi Friska i nie jest to nic niezwykłego, autor wyraźnie to zaznacza w tekście.

      Usuń
  3. Kurwa. Kocham tego Sansa. Podczas czytania ciągle się uśmiechałam i uśmiecham sie nadal. On zachowuje się tak idealnie. Boże. TEN Sans jest IDEALNY. Chciałabym go tylko dla siebie.
    Dużo weny podczas tłumaczenia. Cieszę się, ze znalazłam Twojego bloga i, że wstawiasz to opowiadanie. Choć na chwilę mogę szczerze i prawdziwie się uśmiechnąć.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ciekawe sny xD Ja też takie chcę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łączmy się. Kiedyś śniło mi się poduszka wypełniona spaghetti ;-;

      Usuń
    2. Chcę się zapisać! Kiedyś mi się śniło że rozmawiałam z odkużaczem kiedy wszystkich innych wchłaniała jakaś czarna maź.

      Usuń
  5. Awww, chce więcej •~•

    ~ Andgora

    OdpowiedzUsuń
  6. Aż wyobraziłam sobie nas jedzącą zupe z błota XD Genialne, czekam na więcej ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To, że opowiadanie jest genialne nie da się zaprzeczać...
      Mimo wszystko nie czułabym się dobrze jedząc zupę z błota...

      Usuń
    2. Raczej nikt by się nie czuł, ale biorąc pod uwagę skład jedzenia jakie spożywamy to.... nie wiem czy błoto nie byłoby zdrowsze

      Usuń
    3. No ja sobie wypraszam!
      Od kilku lat jestem wegetarianką (wegetarianką nie weganką) i od roku nie byłam w żadnym Macdonaldzie cz czymś podobnym!

      Usuń
    4. Pfff i serio myślisz, że Twoje warzywka i owoce są wolne od chemii i w 100% zdrowe? xDDDDDD

      Usuń
  7. Ach te suche żarty Sansa!!!
    I od razu człowiek się czuje lepiej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to się cieszę, że taka forma kawałów Sansa się przyjęła, bo w Polsce dowcipów z puk puk nie ma za wiele :x

      Usuń
  8. Znajdź coś zboczonego :3 Jakiś komiks albo coś :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co ja, koncert życzeń? Samo znajdź, podeślij mi na facebooka (link niżej) a może jak mi się będzie podobać to przetłumaczę -_-

      Usuń
  9. Czytanie twojego bloga stało się dla mnie rutyną xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie też.
      Czasami sprawdzam go kilka razy dziennie...

      Usuń

POPULARNE ILUZJE