31 października 2016

Undertale: Te mroczne momenty - Rozdział IV [In These Dark Moments - IV - tłumaczenie PL]

Notka od tłumacza: Historia ma swój początek zaraz po zakończeniu pacyfistycznego zakończenia gry. Minęło kilka lat od czasu, aż bariera zniknęła i potwory starają się żyć między ludźmi. Sans postanowił przeprowadzić się do nowego miasta, które zostało okrzyknięte "przyjacielskim" dla potworów. Wprowadza się do jednego z bloków wraz ze swoim bratem. Poznaje sąsiadkę z naprzeciwka. Cały czas ma dziwne uczucie, że wszystko to już miało miejsce. Nie wie tylko kiedy i dlaczego linia czasowa się cofnęła, oraz - co ważniejsze - dlaczego jego "ja" z przyszłości zakazało mu czytania dziennika, w którym prowadził notatki odnośnie tego co ma mieć miejsce.
Opowiadanie powiązane z innym pt Te ciche momenty, ta sama historia tylko, że z punktu dziewczyny (czyli Twojego)
Autor: MuhBeez
Oryginał: klik 

Rozdziały +18 będę oznaczać znaczkiem:
SPIS TREŚCI:
Rozdział IV (obecnie czytany) // Twój punkt widzenia
Sans był niezwykle poddenerwowany sobotą. Było coś dziwnego z wypadami na miasto w tej linii czasowej, dodatkowo nie mógł sprawdzić co ma mieć miejsce w przeszłości. Wiedział, że już wcześniej wychodził z sąsiadką by poznać jej znajomych i było fajnie – coś jednak nie dawało mu spokoju. Papyrus się dziwnie zachowywał. Wpatrywał się w słoik z gotową zupą. Coś takiego nigdy wcześniej nie miało miejsca i starszy z braci nie wiedział jak ma się zachować.
Co takiego się stało, że tak bardzo wszystko się zmieniło? Szczęście Papyrusa było jego priorytetem. Wszystko było dobrze, nie włączył się żaden z jego wewnętrznych czujników świadczących o niebezpieczeństwie, ale jednak... coś było irytująco innego. Z drugiej strony, to najprawdopodobniej jego wina; dokonywał innych wyborów, nie szedł za zwyczajną, normalną rutyną jak wcześniej. Cholerne drobne zmiany: lewa strona zamiast prawej, śmiech zamiast ciszy, żarty zamiast grzecznościowych uśmieszków. Co do kurwy nędzy pchnęło go by robił z siebie takiego idiotę?
To dlatego, że nie mogę czytać swoich zapisków, ja pierdolę. Powtarzał sobie. Starał się nie myśleć o tym i modlił się o kolejne deja vu dzisiejszej nocy. Potrzebował pomocy, aby ludzie go polubili. Będzie zachowywał się najlepiej jak potrafi, ten wieczór był istotny w jego życiu.
Zaletą wszystkiego było to, że praca tego dnia szła mu wyjątkowo dobrze. Mógł powiedzieć spokojnie, że w tej linii czasowej Ross traktuje go zdecydowanie lepiej. Kilka razy zabrał go na drinka i było naprawdę fantastycznie. Sans czuł się nieco zagubiony; sąsiadka była totalnie słodka, a jego własny szef okazał się spoko gościem. Nie był pewien czy tamten wypad miał potraktować jako 'hej-nie-izoluj-się-stary' czy może 'zostańmy-przyjaciółmi' lecz pod koniec oboje się śmiali, opowiadając sobie śmieszne i denerwujące rzeczy z pracy. Sans czuł się dobrze w jego towarzystwie. I to była jedna ze znaczących różnic tej linii czasowej, przypuszczał.
Dziwnie to zabrzmi, ale chciał zobaczyć jak jego sąsiadka zachowuje się wśród innych ludzi. Fajnie było, kiedy wpadała na Nocki Spaghetti i bardzo podobał mu się pomysł wspólnych Nocy Czytania – lubił ją coraz bardziej, powoli i stopniowo. Skończył swoją zmianę i kiedy zegar pokazał odpowiedni czas, zaczął szykować się do wyjścia. Papyrus miał spotkać się z nim w pracy, a potem we dwoje mieli iść odebrać dziewczynę z roboty i udać się do baru wspólnie. Podobał mu się pomysł, że pójdą razem, wizja wejścia w nowe miejsce i próby odnalezienia jej nie była zbyt miła. Zniknął w służbówce i ściągnął ubranie robocze, zakładając na siebie swoją niebieską kurtkę. Niech pomyślą, że jesteś przyjacielski. Stary dobry koleżka Sans, tylko przyjazny szkielet z sąsiedztwa.
Papyrus był na zewnątrz, bawił się telefonem. Ściągnął jakąś gierkę gdzieś z tydzień temu i go wciągnęła. Sans wyszczerzył się – jego brat zdecydowanie miał swój własny styl. Ubrał się elegancko, koszula w spodnie i oficjalne buty. No ale nadal miał swoje rękawice! Wiedział, jak bardzo je lubi. Sans zdecydowanie wyglądał bardziej zwyczajnie, całe to spotkanie miało na celu aby to Papyrus zaimponował gościowi z restauracji i zdobył pracę. Więc to miało sens.
-dobrze wyglądasz, paps – powiedział podchodząc do brata. Papyrus popatrzył na niego i uśmiechnął z dumą
-DZIĘKI CI BRACIE! MYŚLISZ, ŻE TO ODPOWIEDNI STRÓJ?- zapytał okręcając się dookoła własnej osi by zaprezentować się lepiej. Sans przytaknął
-zdecydowanie, szykownie, ale nie za bardzo.
-TO CUDOWNIE! CHOĆ NIE JESTEM PEWIEN CZY POWINIENEM SIĘ CIEBIE PYTAĆ O ZDANIE W SPRAWIE MODY! - zaśmiał się lekko, tak samo jak Sans ruszając rytmicznie brwiami w stronę brata.
-znasz mnie, wygoda to podstawa. gotowy spotkać się z kolegami od kluchów? - zapytał, Papyrus przytaknął entuzjastycznie
-OCZYWIŚCIE! BĄDŹ ŁASKAW PROWADZIĆ, NIE ORIENTUJĘ SIĘ W DZIELNICY GDZIE ZNAJDUJE SIĘ JEJ PRACA. - niższy z braci przytaknął, wyższy wrócił do swojej gry co jakiś czas podnosząc wzrok by zorientować się w miejscu gdzie się znajdują. Sans ignorował dziwne spojrzenia, jak szli chodnikiem. Bardziej natrętne niż zazwyczaj.
Weszli do sklepu w towarzystwie dzwonka powieszonego nad drzwiami. Ona wraz z szefem odwrócili się, by zobaczyć kto ich nawiedził. Gapiła się na Papyrusa, widać było że jest pod wrażeniem tego jak wygląda.
-JEJUŚKU ILE TUTAJ SOKU WINOGRONOWEGO! - powiedział podekscytowany rozglądając się dookoła. Sans niezauważalnie się zaśmiał, i przeniósł wzrok na sąsiadkę.
-Siemka chłopaki! - zawołała i podeszła szybko – Pozwólcie, że tylko się ubiorę i już będę gotowa do wyjścia – uśmiechnęła się zerkając na szefa, ten przyglądał się im zdziwiony – Piotrusiu, to jest Sans i Papytus moi sąsiedzi i moi przyjaciele. - Sans niemal natychmiast wyczuł stres w ostatnim słowie i przygotował do ewentualnej obrony.
Piotr nadal się na niego patrzył, póki ona nie chrząknęła.
-Wiele o was słyszałem. - powiedział grzecznie – Miło mi poznać. - Sans zauważył nerwowy tik w jego oku. Sąsiadka poszła na tyły sklepu założyć na siebie coś, niższy kościotrup chwilę stał. 
 
Zaczekaj na zewnątrz. Wyjdzie, wszystko będzie dobrze.

Sans jednak się nie ruszył.
-my też wiele o tobie dobrego słyszeliśmy – powiedział wyciągając rękę, nie miał zamiaru nawiązać z nim relacji na poziomie przyjaźni, to był raczej gest życzliwości. Wzrok Piotra przeniósł się na rękę, a potem na twarz Sansa. Szkielet chwilę czekał, a potem wzruszył ramionami chowając ją do kieszeni. Zrozumiał - fajny biznesik w każdym razie
-Ta? - jego rozmówca był niewzruszony. Bądź sympatycznym kolesiem. Dasz radę.
-ta, kupiłem tutaj wino jakiś czas temu. dobre. _____ pomagała mi wybrać, naprawdę smaczne. - Natrzyj sobie tym ryj. Pomyślał.
Piotr uniósł głowę i odwrócił ją. Zwyczajny przyklejony uśmiech na twarzy Sansa zelżał, Papyrus chodził po sklepie przyglądając się półkom.
-To dobre dziecko – odezwał się w końcu
-taaaa – odpowiedział. Starał się ją chronić, Sans zdawał sobie z tego sprawę. Czy jej szef coś do niej czuł? Będzie musiał się temu przyjrzeć dokładniej.
Stali w ciszy, w jakimś dziwnym wzajemnym zrozumieniu póki nie wróciła.
-Dobry Boże, powiedzcie proszę że nie pada aż tak bardzo. To znaczy, lubię deszcz i w ogóle, ale jak wyjdę teraz to moje włosy będą kompletną ruiną – powiedziała przeczesując kłaki palcami. Popatrzyła na Sansa, a potem na Piotra, by następnie zmierzyć wzrokiem Papyrusa, który najwyraźniej nie przejmował się całym światem i poznawał zakamarki sklepu. Wzięła głębszy oddech i stanęła przy Sansie. - No nic będziemy się już zbierać. Do zobaczenia ... niestety... jutro Piotrusiu! - wyszczerzyła zęby w uśmiechu, a potem nagle złapała Sans za ramię obejmując go.- Chodź kolego, nie pozwólmy na siebie czekać. Papyrus! - Sans popatrzył w dół, czuł że się rumieni.
-JUŻ! WYCHODZIMY? - zapytał trzymając w rękach koszulkę z nadrukiem, jakiego Sans nie mógł przeczytać.
-Tak, odstaw to. Wychodzimy.
-OKI DOKI! - odpowiedział jak gdyby nigdy nic odkładając koszulkę na bok. Popatrzył na Piotra by potem wypalić – DZIĘKUJĘ CI ZA DANIE ZATRUDNIENIA MOJEJ DOBREJ PRZYJACIÓŁCE _____! TO NAPRAWDĘ MIŁA OSOBA. CO ZNACZY, ŻE TY TEZ TAKI JESTEŚ! - chwycił za jego rękę i entuzjastycznie potrząsł. Sans podniósł szybko głowę orientując się w sytuacji. Szef dziewczyny stał przez chwilę w szoku, a potem zaczął się śmiać.
-Dobrej zabawy – uśmiechnął się lekko – Do zobaczenia z rana _____.
We trójkę weszli w deszcz pozostawiając zapach wina i drewna za sobą.

Jej ręka nadal spoczywała na jego ramieniu, zdawał sobie z tego doskonale sprawę. Oh, jakże by śmiał to zignorować. To nie tak, że to cokolwiek znaczyło, lecz mimo to czuł jakieś dziwne słodkie uczucie przeszywające jego klatkę piersiową, kiedy tak szli po chodniku. Jej dotyk budził w nim coś z wnętrza, jakby to było zwyczajne, proste, znajome. Kolejne deja vu? Już to kiedyś robili? Była tylko jego sąsiadką, człowiekiem, przyjacielem, praktycznie jej nie znał.
A może jednak znał? Znali się w przeszłości? Byli lepszymi przyjaciółmi? Najszybciej jak się dało wyparł tę myśl z głowy, idea przekroczenia granicy przyjaźni była szalona. Niedorzeczna. Lecz nie mógł poradzić nic na to, że podobało mu się to co teraz czuł, więc nic nie mówił.
Po jakimś czasie, poczuł jak zabiera rękę. Popatrzył na nią studiując wyraz jej twarzy, rumieniła się, lecz nic nie powiedziała. Zdał sobie sprawę z tego, że nie zorientowała się o tym iż nadal go obejmuje. To nic takiego. Papyrus za to cały czas gadał o czymś... o makaronie? Chyba tak. Trudno teraz było skupić mu się na czymkolwiek. Nie czuł żadnego deja vu, a pewien był jednego – nie chce nic spierdolić ze względu na Papyrusa i co ciekawsze, ze względu na nią. Milczał kontynuując drogę do pubu.
Jak tylko tam weszli, Sans poczuł jak obecni się na niego gapią. Czuł, że jego sąsiadka jest z tego powodu lekko zmieszana, poczucie winy z tego powodu pojawiło się same. Starał się mimo to trzymać swoją aurę spokoju. Jego sąsiadka rozejrzała się po pomieszczeniu, szukając kogoś. Kiedy znalazła Sans zauważył niewielki charakterystyczny uśmiech malujący się na jej twarzy – ah, a więc ma chłopaka? A może jest tam ktoś kogo kocha? Sans przekręcił głowę by zerknąć kim była ta osoba i zobaczył mężczyznę machającego do nich.
W jednej chwili całe jego ciało zamarło, poczuł zimne dreszcze w każdej kości, pot spływał po jego czole.

Sympatyczny koleś. Kilka drinków, trochę śmiechu.

Musisz go zabić. Zabij go tym razem. Siedzisz jak na szpilkach. Ciężka atmosfera
.
Pieprzyć go. To gnój. Grzeczna pogawędka.

Kurwa mać. Kto to do kurwy nędzy jest? Epicentrum tego co złe? Główny problem? Czerwona lampka w głowie Sansa wariowała i szalała, jego emocje prawie wymykały się spod kontroli.
-Cześć! _____! Tutaj! - krzyknął i machał dalej. Sans miał ochotę krzyczeć.
Sąsiadka odmachała i pokazała jemu i Papyrusowi, aby za nią szli. 
-Cześć wszystkim! - powiedziała milej niż normalnie - To są moi przyjaciele. Sans i Papyrus – pokazała na nich - A to jest Will, Hannah, Jackie i Kyle.
Słyszał grzecznościowe przywitania, ale szczerze nie zwracał na nie uwagi. Całe jego skupienie obracało się dookoła postaci Willa. Czy ten typ coś wie? Jasna cholera, tego nie da się tak po prostu zignorować. Jak tylko wróci do domu przeczyta ten jebany dziennik. Nie da się zignorować uczucia tak silnego jak to. Jego sąsiadka usiadła obok Willa, a Papyrus obok tego drugiego chłopaka. Sans zasiadł więc obok dziewczyny starając się zrelaksować najbardziej jak to było możliwe.
-Jak w pracy? - Will zapytał ją, poprawiając jej mokre włosy. Zaśmiała się jak małe dziecko wyraźnie zawstydzona. To nie powinno go obchodzić, ale coś go w tej scenie denerwowało.
-Fajnie. Piotrek zaczął współpracę z jakąś lokalną firmą. Przyniósł ze sobą kilka butelek ich wina. Będę musiała spróbować później. Jesteśmy trzecim miejscem, gdzie będzie można je dostać! - Dziewczyna o imieniu Hannah prychnęła.
Rozmawiali dalej, Sans przeniósł wzrok na Jackie.

Śmiechy. Trochę alkoholu. Przyjazna atmosfera. Mile spędzony czas z jej chłopakiem? Mężem? Wymiana numerów.

Jest dobrą przyjaciółką. Można jej zaufać. Dobrze spędzony czas. Wymiana numerów
.
Pamięta, jakimś sposobem, pamięta. Jest jedną z nich. Można jej zaufać. Znowu, wymiana numerów.

Sposób w jaki się na niego patrzyła wskazywał wyraźnie na to, że ona ma teraz deja vu. Chciałby jej powiedzieć, wyjaśnić co się właśnie dzieje, ale nie mógł. Wiedział, że ona czuje iż spotkali się wcześniej, i w tej chwili stara się odpowiedzieć na uporczywe pytanie w jej głowie: skąd ja do kurwy nędzy znam tego kościotrupa?
Parzyli się na siebie nadal, minutę albo dwie, póki ona się nie poddała.
Nie umknęło też jego uwadze to, w jaki sposób Will rozsiadł się kładąc ręce za Hannah i za jego sąsiadkę. Tak, Hannah jest jego dziewczyną. A może, Sans przegapił coś istotnego w tej scenie? Jednak kiedy popatrzył na to jak czerwona była twarz jego sąsiadki wiedział, że dobrze rozszyfrował konotacje.
Szturchnął, próbując ją ocalić.
-drinka?
-Poproszę – odpowiedziała niemalże zdesperowana – Jakieś mocne, ciemne piwsko. Zaskocz mnie z wyborem.
-komuś jeszcze? - przemówił do zgromadzonych. Will miał już swój trunek, lecz pozostała trójka wyglądała na zaskoczonych. - naprawdę, pierwsza kolejka na mój koszt – Niech cię polubią
-Seks na plaży – powiedziała Hannah. Co to kurwa jest?
-Tequila – uśmiechnęła się Jackie. Ah, już ją lubię.
-Uhhh – mruknął Kyle – Gin z tonikiem? - Zwyczajny gość.
-WODĘ POPROSZĘ! - odezwał się Papyrus. Oczywiście.
-jasne. - i z tymi słowami udał się w stronę baru. Ignorował szepty i spojrzenia przyśpieszając kroku do lady, oparł się o drewno – cześć.
-Cześć. - odparł mu barman starając się brzmieć gościnnie
-potrzebuję kilku drinków, em... tequila, seks na plaży, gin z tonikiem i whiskey z lodem, wodę i jakieś dobre ciemne piwo
-Już się robi – zaczął przygotowywać zamówienie
-Sporo jak na takiego mikrusa – odezwał się typ siedzący przy Sansie. Ten się zaśmiał i zerknął na gościa.
-cóż, mam duży spust. - typek się zaśmiał. Rozmawiali przez chwilę póki zamówienie nie zostało zrealizowane. To miasto nie jest takie złe, wszystko było miłe, może nawet za miłe. Ale czy coś się stanie, jak zacznie się z tego powodu cieszyć? Może właśnie dlatego jego własne przeszłe ja nie chce zdradzić przyszłości, bo chce aby zawitało u niego prawdziwe szczęście? By je poznał nim nastanie ewentualny reset. Wyłącz autopilota, zabaw się, baw się do cholery.
Jak wiele wody w rzece upłynęło od czasu kiedy się dobrze bawił? Westchnął zerkając na pieniądze w portfelu, zapłacił za drinki i zabrał je ostrożnie. Zawsze się zamartwiał jak nie tym, to tamtym, a potem i tak wszystko się resetowało... kurwa, dlaczego by tak nie zacząć żyć chwilą?
Wrócił do stołu, przez cały dzień miał w sumie całkiem dobry nastrój, a teraz wręcz znakomity. Usiadł obok sąsiadki zadowolony i położył piwo naprzeciwko niej
-jeden dla ciebie, jeden seks na plaży, jedna tequila, jeden gin z tonikiem i jedna woda dla ciebie bracie – rozdał napoje. Wszyscy wzięli zadowoleni swoje zamówienia i wrócili do pogaduszek. Uniósł brew widząc, jak sąsiadka chowa twarz starając się odzyskać jej naturalny kolor.
-A ty co pijesz? - zagadała starając się odwrócić uwagę od siebie
-whiskey – powiedział z uśmiechem i wziął łyka.
-Ok, nie chcę być niegrzeczny, ale jak to robisz? - zapytał Kyle, Sans popatrzył na niego znad szklanki
-Kyle! - krzyknęła przez stół
-robię co? - zapytał zaskoczony. Nie miał nic przeciwko pytaniom, naprawdę. Oznaczały one tyle, że ktoś jest ciekawy, chce poznać, a poznanie zawsze sprawiało, że znikał strach. Chciałby odpowiadać na pytania częściej, lecz jak na złość, ludzie nie pytali się za wiele, starali się być albo grzeczni, albo za bardzo się bali.
-Pijesz, jesz? - Kyle wyglądał na nieco zawstydzonego. Sans czuł, jak Jackie kopie Kyle pod stołem. Mimowolnie szkielet zachichotał. Potem wziął głęboki wdech, a uśmiech zniknął z jego twarzy. Czas na odrobinę szczerości.
-naprawdę chcecie wiedzieć?
Stół milczał. Masz ich.
Nagle zaczął potrząsać rękami.
-maaaaaaaagia. - Papyrus i sąsiadka zaczęli się śmiać, a reszta zamarła. Sans uśmiechnął się cwanie.
Temat został porzucony, lecz Kyle mruknął przeprosiny do Sansa, ten grzecznie przytaknął i mrugnął do niego. Nic się nie stało, a pytanie nie było takie złe. Cóż, naprawdę mógł opowiedzieć jak to wygląda od technicznej strony, ale to kiedyś. Dopiero co ich poznał, i nie był pewien jak zareagowaliby gdyby dał im magiczną lekcję anatomii. Opowiadanie o splotach energii i spalaniu materii to nie jest chyba dobry temat na wyjścia z ludźmi, gdzie ci zwyczajnie chcą się upić.
Usiadł co chwilę popijając swojego whiskey, co jakiś czas coś mruknął, powiedział jakiś żart, zagadał, lecz przez większość czasu obserwował. To nie tak, że nie chciał rozmawiać, czuł się dobrze w tym towarzystwie. Ja? Czuję się dobrze w towarzystwie? Co do za dziwna linia czasowa? Rany, nie miał nawet żadnych większych deja vu, naprawdę czuł się miło. Jakby nie patrzeć to dobrze spędzony czas. Jednak za każdym razem kiedy popatrzył na Willa coś w środku go ściskało. Wszystko co tyczyło się jego osoby oznakowane było niewidzialną plakietką „niebezpieczeństwo”, wiedział, że jego intuicja nigdy się nie myli.
Przyglądał się z uwagą, jak sąsiadka i Will rozmawiali o czymś, a potem ten westchnął „Zrobię to. Dla ciebie” powiedział i pocałował ją w czoło. Natychmiast się zarumieniła i odwróciła w stronę Sansa, co tym bardziej spotęgowało czerwony odcień jej twarzy.
-jesteś całkiem zabawna kiedy jesteś pijana – niezauważalnie się zaśmiał
-Zamknij się – mruknęła dopijając piwo. Sans szturchnął ją w żebro – Nie widziałeś na co mnie stać. Powinnam wypić więcej.
-chciałbym to zobaczyć .... - zaczął kręcić trunkiem w szklance – ale nie jestem tak dobry z matematyki by pić na potęgę – opluła się, a potem zaczęła się śmiać
-Ale jesteś głupi. Uwielbiam cię – powiedziała nagle go obejmując. Spiął się pod jej dotykiem, ale potem uzmysłowił sobie, że to nic takiego, to normalna sprawa. Nie odwzajemnił uścisku, ale pozwolił aby ta go przytulała i odprężył się. Nie ruszała się przez chwilę wyraźnie na nim odpoczywając... czyżby usnęła?
-Czy ona właśnie na tobie usnęła? - zapytała Hannah – Chyba usnęła. Raz też na mnie poszła spać. Śpi gdzie popadnie kiedy jest pijana – podniosła się i przechyliła przez stół, aby ją szturchnąć
-O rany.. Nie! Nie śpię! Ja po prostu.... Tak! Jackie! Jeszcze po jednym? - zasugerowała. Jackie uśmiechnęła się maniakalnie
-JESZCZE PO JEDNYM!
Wzrok braci spotkał się na krótką chwilę, Sans zastanawiał się w co też się wpakowali. Zerknął na swoją szklankę i przypomniał sobie, aby zachować trzeźwość. Łatwo było zapomnieć się w tym towarzystwie, a bardzo nie chciał upić się przed ludźmi. Nie znał ich jeszcze za dobrze, póki co. Lekkie podpicie, szum w głowie, tyle. To będzie bezpieczna pozycja. Nic co wpędzi ich w kłopoty.
Jackie i jego sąsiadka szybko strzeliły po kilka shotów więc nie trudno się domyślić iż uchlały się w trybie ekspresowym. Dzięki czemu dowiedział się o niej znacznie więcej, przez tych kilka godzin jakie razem spędzili. Tak naprawdę dowiedział się więcej niż przez wszystkie wspólne kolacje. Kochała psy, miała uczulenie na koty, jej ulubiony kolor to czerwony, a może to był pomarańczowy? (sama na dobrą sprawę nie pamiętała). Ponad to jej ulubiony deser to tiramisu. Podobali się jej mężczyźni z brodą i w koszulach, nosiła też różową bieliznę cętki lamparta oraz pasujący do nich stanik. A to tylko początek, buzia się jej nie zamykała i wtrącała jakieś ciekawostki ze swojego życia w rozmowy. Sans zauważył też, że była przedziwnie przytulaśna po pijaku.
Ale nie przeszkadzało mu to za bardzo. Nie wzdrygała się kiedy wchodziła z nim w kontakt, więc czerpał z tego cichą radość. Papyrus też się fantastycznie bawił, choć pił jedynie wodę. Osobowość dziecka sprawiała, że umiał odnaleźć się w każdym towarzystwie. Sans nie mógł jednak pozbyć się tego paskudnego uczucia odnośnie postaci Willa. Przez cały czas ten tylko przytakiwał i uśmiechał się, lecz nigdy się nie zaśmiał z jego dowcipu. Co powiększyło tylko uczucia jakie kłębiły się w jaźni kościotrupa. Czy ten typ zrani Papyrusa? Typ może mieć sposobność by to zrobić, to napełniało go strachem. Czy był uprzedzony do potworów? A może spopieli Papyrusa? Boże, nie chce już przez to przechodzić. Nigdy więcej.
Był przekonany, że dzisiaj przeczyta swój dziennik. Bez względu na to co ten pieprzony głupek z przyszłości od niego chce. Jeżeli jego bratu grozi jakieś niebezpieczeństwo, albo pojawi się jakiś poważniejszy problem, musi wiedzieć o tym wcześniej. Nie pozwoli, aby coś się spierdoliło. Nigdy więcej.
Sans westchnął i oparł się plecami o siedzenie.
-O czym myślisz? - zapytała sąsiadka przechylając się w jego stronę. Ciekawe. Uśmiechnął się szerzej.
-zastanawiam się jakim sposobem masz taką słabą głowę – zachichotał. Wspięła się na jego ramię przyglądając mu się lekko urażona.
-Musisz wiedzieć, że nie mam słabej głowy. Wypiłam tak dużo shotów. Wszystkie shoty. Tak dużo, dużo, duuuuuużo shotów – zaśmiała się. Jej broda teraz znajdowała się na jego ramieniu, a on nie mógł wyjść z podziwu jak może jej być wygodnie – Wypiłam chyba z dwa tysiące shotów.
-to całkiem sporo, jesteś pewna, że umiesz liczyć? - zapytał, a ona znowu się zaśmiała. Will przyglądał się im, wyraźnie zdenerwowany.
-Słuchaj koleżko. Może nie jestem matematykiem, ale wiem co się tutaj dzieje – zamknęła jedno oko – Nie próbuj mnie osz'kać. Wim co knujesz. Naprawdę wiem. Mam twój numer.
-no właśnie nie masz. - wyszczerzył zęby w uśmiechu. Faktycznie nie wymienili się jeszcze telefonami, prawda? Czy ona też o tym myślała? Otworzyła szerzej oczy.
-Boziuniu! Nie mam! Masz telefon? - zapytała, Sans wyciągnął go z kieszeni i podał jej. Patrzyła się na niego przez chwilę. - O rany, masz telefon. Ale jazda. Kościotrup z komórką. - zaśmiała się robiąc po drodze kilka mniej lub bardziej udanych dowcipów i zabrała jego telefon. - Jezu, to Galaxy S3? W kurtce chowasz drukarkę 3D co? - Sans zabrał go wywracając oczami.
-to nic takiego, chciałem mieć po prostu coś dzięki czemu będę mógł dzwonić i pisać
-Tak, ale nie masz żadnych gier ani snapchata. Co za radość, możesz równie dobrze mieć zwyczajną komórkę, raaaaany – powiedziała znowu się do niego przytulając. Może za szybko. Westchnął w odpowiedzi, nie przywykł do tej formy kontaktu, dlatego ponownie starał się w niej odnaleźć i zrelaksować. Była pijana więc nie panowała nad sobą, a on był najbliżej niej. Bez problemu jednak mógł powiedzieć, że coś było w jej spojrzeniu, kiedy się rozglądała czasami. Coś w jej ruchach mówiło wyraźnie, że wolałaby leżeć teraz na Willu. Ponad to, oczywistym było że Will chciał aby do tego doszło, ale ona zamiast tego kładła się na Sansie.
Ludzie... jacy wy jesteście skomplikowani.

Sans oczarował towarzystwo mówiąc każdego suchara jaki w tej chwili pojawiał mu się w głowie, raz udało mu się rozbawić ludzi, a raz ich zdenerwować. Trzeba było przyznać, że dobrze się z nimi bawił. Wydawali się nie zwracać uwagi na jego potworną naturę. Papyrus i Kyle robili plany na kolejny wypad, jego sąsiadka dyskutowała z Willem o rozmowie kwalifikacyjnej jego brata. Will co chwilę zerkał na Papyrusa, potem puknął go w pierś po przyjacielsku i poinformował aby ten wpadł w poniedziałek do restauracji. Ten zareagował na to z wielką radością i wdzięcznością, obejmując Willa w swoim uścisku.
Dynamiczne duo w postaci sąsiadki i Jackie strzeliły po jeszcze kilka głębszych i jej przyjaciółka zwisała z Kyle. Sąsiadce pomagał Will.
-Jutro mam praaaaaaaaacę. - krzyknęła mu w ucho. Na twarzy Jackie malował się uśmiech zadowolenia.
-Wiem. Zaprowadzę cię do domu. Hannah, upewnię się tylko, że nic jej nie będzie, a potem wrócę do ciebie, zgoda? - Sans zastanawiał się, czy Will specjalnie ignoruje wyraźne oznaki zazdrości jego dziewczyny.
-Nic jej nie jest, Will. Wracała do domu w gorszym stanie
-'okładnie – przytaknęła - Hannah ma rację, Hannah wie, Hannah wie wszyyyyyystko – dotknęła czubka swojego nosa i mrugnęła do dziewczyny. Sans powstrzymywał śmiech, była przezabawna. Zdał sobie sprawę, że w tej chwili wypadałoby wejść w otoczenie.
-zajmiemy się nią– zaoferował stojąc za grupą. Will popatrzył na niego niepewnie – jesteśmy sąsiadami, to ma sens, co nie?
-MOGĘ NIEŚĆ JĄ NA PLECACH! - powiedział Papyrus wyjątkowo podekscytowany
-Proszę. Koledzy. Dam soooooooo! - nie dane było jej dokończyć, gdyż Papyrus brał ją właśnie na swoje plecy - O Boże. Stało się. Zderzyłam się ze skałą. Jestem plecakiem. - Will i Jackie zaczęli się śmiać. Jackie popatrzyła na Kyle dogłębnie urażona.
-Dlaczego ty mnie nie noooooooosisz? - zawisła na nim
-Ponieważ w odróżnieniu od innych, mamy samochód i ja prowadzę, kochanie. A więc, czule się z wami wszystkimi żegnam. Miło było poznać – powiedział do braci. Jego pijana dziewczyna podeszła chwiejnym krokiem do sąsiadki i cmoknęła ją w policzek na do widzenia.
-cóż, wracajmy zanim zacznie znowu padać – popatrzył na brata, a ten przytaknął
-DOKŁADNIE! ZANIESIEMY NASZĄ DOBRĄ PRZYJACIÓŁKĘ DO DOMU CAŁĄ I ZDROWĄ! - poprawił ją - PRZYJEMNOŚCIĄ BYŁO POZNAĆ WAS, WILL I HANNAH. PRZYBĘDĘ NA WASZE ZAPROSZENIE W PONIEDZIAŁEK! DZIĘKUJĘ ZA DANIE MI SZANSY!
-Nam też było miło cię poznać Papyrus – Will uśmiechnął się – Do zobaczenia w poniedziałek o 8 rano!
Para szkieletów wraz z pijaną dziewczyną opuścili teren baru, cóż to brzmi jak początek głupiego kawału.
-TO BYŁ JEDEN Z PIĘKNIEJSZYCH WYPADÓW JAKIE MIELIŚMY! MASZ NAPRAWDĘ MIŁYCH PRZYJACIÓŁ! - powiedział podskakując jak to zazwyczaj robił kiedy był naprawdę szczęśliwy – POLUBIŁEM KYLE, JEST ZABAWY I WIE WIELE O GOTOWANIU
-Taaa.. on... lubi.... 'yć.... kuuu....uuuuu.uuuuuchcikiem – mruknęła. Sans zauważył, że wygląda naprawdę blado. Oh, rany, będzie rzygać?
-KUCHCIK? A CO TO ZNACZY?
-To zna... oh.. Papyrus, zadawaj mi pytania, kiedy jestem w lepszym stanie – Sans przyglądał się jej przez chwilę.

Idź dalej. Obrzyga głowę Papyrusa. Będzie wiele krzyku no i będą śmierdzieć.

Zatrzymaj się. Wyrzyga się na ulicę.

-hej, wszystko dobrze? - zapytał, wyciągnął w jej kierunku dłoń lecz cofnął się w połowie drogi – paps, zatrzymaj się na chwilę
-HM? DOBRZE.- ześlizgnęła się z jego pleców. Sans obserwował jak powoli siada na krawężniku chowając głowę w rękach. To nie była pozycja kogoś, kto jest chory. Swoją mową ciała pokazywała, że ... jest zrozpaczona. Coś w znajomego w jego wnętrzu zadrżało, wkradło się w jego serce. Biedna dziewczyna.
Zaczęło nią lekko rzucać, rozpoznał oznaki – co prawda nigdy tak tego nie przechodził, lecz bywał w okolicach barów i widział wiele razy to co zaraz miało się stać. Podszedł do niej podtrzymując jej włosy, zabierając kilka kosmyków z twarzy. Czekał. W samą porę, gwałtownie opuściła głowę i tak oto dwa tysiące shotów spływało do miejskiej studzienki.
-taaaa – powiedział niewzruszony
-Przepraszam! - krzyknęła między haustami powietrza. Nadal trzymał jej włosy. Papyrus patrzył na nich, krzycząc, że „zepsuł człowieka”. Sans starał się uspokoić ich oboje. Po tym jak dziewczyna opróżniła brzuch, podniosła wzrok patrząc na niego żałośnie.
-już? - wyciągnął z kieszeni chusteczkę. Ah, więc dlatego wziąłem ją wcześniej. Podał ją jej, wzięła nie ukrywając zadowolenia.
-Jest dobrze, na tyle na ile może być. O Boże. Przepraszam. Tak bardzo przepraszam – czuła się upokorzona. Papyrus był bliski płaczu, podszedł do niej.
-OH _____! CIESZĘ SIĘ, ŻE NIC CI NIE JEST! POZWÓL ZABRAĆ SIĘ DO DOMU! - wykrzyczał, oczy mu zalśniły. Uśmiechnęła się słabo.
-Nic mi nie jest, Papyrus. Ja tylko... za dużo wypiłam. Powinnam znać swoje limity. Jest ok. - Sans pochylił się, aby pomóc jej wstać, chwiała się lekko, pozwolił aby się na nim oparła i odzyskała równowagę -Dziękuję. Jesteś niesamowity.
Uśmiechnął się tylko, czując znowu słodkie uczucie. Co to jest? Przez to czuł się nieswojo.
-NIE DASZ RADY IŚĆ. PONIOSĘ CIĘ! - zakomunikował, mimo to puściła Sansa chcąc udowodnić, że jest w stanie iść o własnych siłach. Nogi się uginały pod jej ciężarem.
-Papyrus, jeżeli mam znowu wskoczyć ci na barana to będę rzygać. Nic mi nie jest. Serio.
Ten nie zwrócił uwagi na to co mówiła, wziął ją na ręce tak jak niesie się pannę młodą.
-TAK LEPIEJ? - zaczął iść. Sans zachichotał.
-Ta. Fajnie. Bardzo fajnie Papyrus. - wyraźnie się poddała. Wtuliła swoją głowę w jego kark, jej powieki zaczęły opadać, aż ostatecznie kompletnie odpłynęła.
-wygląda na to, że zasnęła – powiedział przybliżając się do niej. Papyrus pochylił się by na nią zerknąć.
-MUSIMY ZANIEŚĆ JĄ DO DOMU BEZPIECZNIE – przyciszył ton głosu tak bardzo, jak tylko mógł – NIE ROZUMIEM PO CO PIĆ TYLE, BY POTEM DOPROWADZIĆ SIĘ DO TAKIEGO STANU – Sans westchnął, dobrze rozumiał obie strony monety, pije się aby poczuć radość, albo dlatego, że nie czuje się jej w ogóle.
-taaa – odpowiedział tylko starając się zachować dobry nastrój. Nie chciał za wiele teraz mówić. Było miło, no i teraz idzie do domu by się dowiedzieć ostatecznie co ma mieć miejsce. Po krótkim spacerze doszli na ich piętro.
-POWINNIŚMY POŁOŻYĆ JĄ W JEJ ŁÓŻKU? - zapytał się. Sans zastanowił się przez chwilę
-szczerze, nie wiem jak by zareagowała gdyby dowiedziała się, że weszliśmy do jej mieszkania bez zaproszenia, choć nasze intencje są szczere. dajmy jej zdrzemnąć się na kanapie, będziemy ją mieli wtedy na oku i upewnimy się, że znowu czegoś nie wymyśli.
-ŚWIETNY POMYSŁ BRACIE! - weszli do mieszkania. Sans podszedł do szafy, wyciągnął koc i zabrał ze swojego łóżka poduszkę, a potem posłał kanapę. Papyrus ostrożnie ją tam położył, a potem delikatnie owinął ją jakby była wielkim pijanym burrito. Potem wziął krzesełko i usiadł na nim przyglądając się dziewczynie przez chwilę.
-idź spać, jeżeli chcesz, zostanę z nią – zaoferował
-JESTEŚ PEWIEN? - wyglądał na zaskoczonego – TEŻ MOŻESZ USNĄĆ NA POSTERUNKU
-neee, mam co nie co do poczytania – mrugnął. Papyrus przytaknął i powstał, uścisnął brata.
-DOBRZE SANS, PROSZĘ OBUDŹ MNIE JEŻELI BĘDZIESZ CZEGOŚ POTRZEBOWAŁ. BARDZO LUBIĘ NASZĄ NOWĄ PRZYJACIÓŁKĘ. PROSZĘ, NIE POZWÓL JEJ UMRZEĆ. - jego głos zadrżał. Sans popatrzył na niego zaskoczony
-hej, paps, nic jej nie jest, boli ją brzuch bo za dużo wypiła, to ludzka rzecz, nie usnę póki ona się nie obudzi, co ty na to?
-BĘDĘ DOZGONNIE WDZIĘCZNY – wziął głębszy oddech – DZIĘKUJĘ
-jasna sprawa, a teraz idź spać. - Papyrus udał się do swojej sypialni, Sans ciężko westchnął. O tak, zdecydowanie będzie sobie teraz czytał. Wszedł do swojego pokoju i wyciągnął dziennik z biurka. Bezceremonialnie rzucił okiem na tył dziennika, a potem przelotnie sprawdził co u ich nieoczekiwanego gościa.
-biedaczysko, tobą powinienem zająć się na pierwszym miejscu – lekko westchnął i zabrawszy szmatkę zmoczył ją w zimnej wodzie i po tym jak ją wyżął, położył ją na jej czole. Nie był w 100% pewien czy właśnie tego potrzebuje, ale widział jak robiło to kilkoro ludzi i to im pomagało. Jego umysł zaczął błądzić po wspomnieniach, udał się do kuchni nim dziewczyna się obudzi. A może by zrobić jej herbaty? Nie pamiętał, czy zwyczajna czarna będzie jej smakować.
Wrócił do pokoju i usiadł po turecku na podłodze i chwycił za dziennik. Przyglądał się grzbietowi przez chwilę. Kurwa mać. Oto i on, łamiący swoje własne zasady. Ale jasna cholera, musiał sprawdzić o co chodzi z tym Willem. Te uczucia były tak silne, że z trudem zachowywał się normalnie w pubie, zwłaszcza podczas rozmów z nim. Żartował i gadał sobie, ale jego wnętrze wrzało. Miał też świadomość, że w pierwszej linii czasowej naprawdę polubił tego typa, zaprzyjaźnił się. Co więc poszło aż tak źle? Musiał wiedzieć. Może to jakieś nieporozumienie? Może jakieś niedopatrzenie? A może...
Jego ręce zaczęły gładzić wierzch książki. Jeżeli cokolwiek ma mu pomóc, to właśnie to. Wziął głęboki wdech i otworzył dziennik w miejscu w którym miał zaznaczone, że ostatnio czytał.

Wiedziałem, że nie posłuchasz siebie, kretynie. Było napisane. Do kurwy nędzy.

Ale nic się nie stało. Sam też siebie bym nie posłuchał. Wiem, że nie. Więc oto jestem, zaspokajając moją własną ciekawość. Zdaję sobie też sprawę z tego, że problemem jest koleś co go dzisiaj poznałeś. Cholera jasna, czy zawsze był taki przebiegły? Taaa, zawsze był taki przebiegły.

Posłuchaj. Nie czytaj wcześniejszych zapisków. Po prostu nie. To co musisz wiedzieć, poznasz na tej stronie. Nie spierdol tego, serio. Dla twojego dobra. Masz szansę, szansę by być naprawdę szczęśliwym.

Nie ufaj Willowi, nie kiedy jest z _____. Papyrus jest bezpieczny. On nigdy go nie skrzywdzi. Ale za Chiny ludowe, nie ufaj Willowi kiedy jest z _____. Pewnie zdałeś już sobie sprawę z tego, że ona nie jest ioio na twoim radarze, nie jesteś idiotą. To dobry człowiek, jak mam dać ci jakąś radę odnośnie jej osoby to – chroń ją bez względu na to ile będzie cię to kosztować.

Posrało do reszty? Dawał sobie rady z przyszłości aby miał oko na tą pijaczynę co drzemie na kanapie? To znaczy jasne, była fajna i zdecydowanie dobry z niej przyjaciel, ale nadal...

Spiszę ci kilka dat, pilnuj ich. Będziesz wtedy musiał być przy niej. Nie powiem ci co robić, ponieważ chujnia musi się zmienić. Dziwne, co nie?

To co mogę ci powiedzieć, to to, że tego jednego dnia będziesz musiał być w pobliżu, a wtedy będziesz wiedział co zrobić. To naprawdę ważna rzecz.

Zrób sobie przysługę. Nie odwracaj strony póki nie skończą się daty. Znam siebie, to mnie wkurwi.
Masz szansę. Dasz radę tym razem. No i proszę.

Choć raz, bądź szczęśliwy.

Potem był słupek dat i godzin, no i lokalizacji. Nic ponad to. Sans zacisnął pięć zdenerwowany. Czy on był do kurwy nędzy poważny?! Odwrócił stronę z nerwów.

Powiedziałem, abyś tego nie robił. Przestań być takim trzęsącym się kawałkiem gówna.

-rrrrrrggggghhhh – krzyknął i rzucił swoim dziennikiem. Cholera jasna! A gdzie jakieś informacje? Wyniki obserwacji, przystanków czasowych, gdzie teorie? Gdzie akcje i reakcje? To wyglądało jak pieprzony list miłosny napisany do samego siebie, tam nie było nic użytecznego! Wiedział, że zawsze mógł przecież przeczytać wcześniejsze zapiski, ale czy warto to robić? Kurwa. Sam siebie oślepił, ale musiał być ku temu jakiś poważny powód, prawda? Jego przyszłe ja uważa, że ma szansę na szczęście. A szczęście było dobre, co nie?
Schował głowę w dłoniach, czuł się bardziej obnażony niż wcześniej. Więc stara się siebie ochronić przed czymś strasznym co może się stać kiedyś tam. Cudownie. Sans Wybawca. Raz jeszcze. Czy spierdoli to tam samo jak w Podziemiu? Tutaj nie było Sali Osądu. Cholera, nie wie nawet kiedy doszło do resetu, albo kiedy do niego dojdzie, nie raczył się o tym poinformować. A może... to będzie na kolejnej stronie? Kurwa.

Czuł się naprawdę bardzo, bardzo zmęczony.

Sans podniósł się i wyjrzał, przyglądał się zarysom jej śpiącego ciała. Więc, ona była ważna. Wiedział, że ją znał. No i starała się znaleźć Papyrusowi pracę, nie jest uprzedzona do potworów... Może jego szczęście oznacza znaleźć prawdziwego... przyjaciela? Kogoś z kim będzie mógł być w końcu szczery? Kogoś kto będzie przy nim? Kogoś kto będzie z nim przez resztę życia, kogoś przy kim będzie mógł być po prostu... sobą? Miał przyjaciół, jasne – Undyne, Alphys, Tori, Grillby... Papyrus, jego własny brat był najlepszym o jakiego mógł prosić. Jednak nigdy mu nie powiedział. Nigdy nie wspominał mu o tym, że widział jego śmierć powtarzającą się w kółko. Nigdy nie podzielił się cierpieniem przez jakie przeszedł, o tym jak ostatecznie poddał się zdając sobie sprawę z tego, że każdy jego czyn jest daremny i może jedynie się patrzeć. Czy oni by zrozumieli? Ten krzyż musiał nieść sam.
A co jeżeli będzie mógł go w końcu zdjąć?
Co jeżeli będzie miał coś o co będzie warto walczyć?
Jego sąsiadka zaczęła się wiercić. Odwrócił twarz w jej kierunku. Otworzyła powoli oczy, powoli kontaktując.
-hej. lepiej się czujesz?
-Urhggg, taaa. Kurwa. Przepraszam. Nigdy nie piłam tak wiele. Przysięgam, że to nie jest nawyk. - powiedziała, zaśmiał się lekko.
-spokojnie – ostrożnie przekręcił szmatkę na drugą stronę. Uśmiechnęła się słabo – to niewielka cena za to jak bardzo pomogłaś mojemu bratu
-Oh! Taaa, będę musiała mu podziękować za to, że przyprowadził mnie do domu! - starała się usiąść. Sans delikatnie ją powstrzymał.
-no już, tygrysie. on teraz śpi, odpocznij. mówiłaś, że idziesz do pracy – warknęła, poklepał ją po ramieniu.
-Jutro będzie chujowy dzień. - mruknęła dramatycznie zakrywając oczy dłonią – No, ale to będzie niedziela. Zamykamy wcześniej w niedziele. Dzięki ci Boże za niedziele – Sans delikatnie się zaśmiał
-jak to było z tym kogutem co myślał o niedzieli?
-No wiesz? Niedziela jest nudna. Nikt nie przychodzi w niedziele. - milczał przez chwilę. Cóóóż, czas na zmiany, prawda?
-mogę wpaść, jeżeli chcesz
-Pracujesz jutro?
-taaa, ale mogę wpaść w przerwie na lunch – zasugerował - to praktycznie po drugiej stronie ulicy
-Byłoby cudownie. Oh, Boże, mógłbyś mi przynieść koktajl owocowy z lodówki? - poprosiła - Będę twoim dłużnikiem na zawsze – Sans wyszczerzył zęby. To mógł zrobić.
-jasne. twój ulubiony smak to bananowy?
-Nie, nie banany. Mówiłam ci – zachichotała – Truskawkowy, malinowy albo jakikolwiek. Nie wiem. Wybrałeś dzisiaj dobre piwo, zaskocz mnie znowu czymś.
Dzielili razem uśmiech. Sans czuł jak te dziwne uczucia znowu go wypełniają. Tak jakby dopraszały się o to aby je wpuścił do serca, pojawiały się nagle bez żadnego uprzedzenia. Nie podobało mu się to. Ale może... tylko, może... powinien dać im szansę?
Nie.
Wzięła kubek herbaty.
-mam nadzieję, że lubisz Cylona
-Żartujesz sobie? Po Cylonie mam cyklona – zachichotała. Czuł jak nieco szerzej się uśmiecha, ona miała jednak całkiem wyszukane poczucie humoru.
-teraz będziemy sobie opowiadać kawały o herbacie?
-Nie przeginaj pały, kościany łbie
Sans podniósł się i przyglądał się jej przez chwilę. Zamilkł, zastanawiając się czy ona wie o... Może się jej zapytć? Ludzie czasami byli wyczuleni na tego typu rzeczy, prawda? Lecz równie dobrze, może się mylić. Zamknął więc usta, decydując się na ciszę.
-Dziękuję, że pozwoliłeś mi tu zostać – powiedziała przełamując milczenie
-żaden problem – w końcu pogłaskał ją po głowie, delikatnie poprawiając szmatkę. Czuł, że właśnie to powinien zrobić – śpij dobrze
Położyła się znowu, Sans westchnął ciężko. Nic nigdy nie przychodziło mu łatwo, prawda? Cóż, przynajmniej mógł sobie na nią popatrzyć.
Serio? Zamknij się. Warknął na siebie i wszedł do swojej sypialni wsadzając ten pierdolony dziennik do biurka. Kurwa mać, nie miał teraz nawet poduszki.
Położył się na łóżku zwijając kołdrę w rulon starając się na niej ułożyć. Czekał aż sen do niego przyjdzie. Miał jutro pracę, ale tego nie musiała wiedzieć.

Śnił o niczym. Znowu.
Share:

30 komentarzy:

  1. *Najpierw przeczytaj rozdział,później ten komenarz,są w nim spoilery!!*
    Matuloooooo *^* ''DOBRZE SANS, PROSZĘ OBUDŹ MNIE JEŻELI BĘDZIESZ CZEGOŚ POTRZEBOWAŁ. BARDZO LUBIĘ NASZĄ NOWĄ PRZYJACIÓŁKĘ. PROSZĘ, NIE POZWÓL JEJ UMRZEĆ'' W TYM MOMENCIE ROZPŁYNĘŁAM SIĘ,PAPYRUS TY PRZEUROCZA ISTOTO :((( Kyaaaa czyli Sans przeczytał dziennik ( ͡° ͜ʖ ͡°) Zastanawiam się co jest z tym Willem..Dlaczego w dzienniku jest napisane,ze sans musi nas ''chronić'' ajnsdhauegfuseufysvgesu ;__; I właśnie mogę się czegoś spytać? Za uja nie pamiętam,która to linijka,ale czy Willi to chłopak Hanny?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak Will i Hannah się ze sobą spotykają. ^^ Spoookojnie, wszystko się wyjaśni w 6 rozdziale. Szkoda tylko, że jeszcze nie ma go w wersji Sansowej i trochę trzeba będzie na to poczekać. Autorce długo schodzi napisanie jednego rozdziału, a z tego co wiem, teraz pracuje nad 22 rozdziałem Cichych momentów twierdząc, że 6 rozdział z punktu widzenia Sans za wiele by odsłonił z fabuły... xD Tak więc xDDD

      Usuń
    2. Ahg wiedziałam! *^* No nie powiem,to wszystko się rozkręca,ah w sumie nie dziwie się,czemu jej to tak długo schodzi,bardzo dużo jest z tym zachodu.Ah, od tych opowiadań można się uzależnić, dziękuje za tłumaczenie! o3o Chyba wieczorkiem jeszcze raz go przeczytam

      Usuń
    3. Dokładnie. To opowiadanie podesłała mi autorka Klatki z Kości mówiąc "poczytaj sobie jak chcesz odpoczynku od mojego Sansa. No i mnie wciągnęło. Od tej pory proszę ją, aby nic mi więcej nie podsyłała bo ... no bo kurwa tego jest za dużo xD Ale cieszę się, że opowiadanie jak i moje tłumaczenie się podoba ^^

      Usuń
    4. Ale ja WOLĘ te opowiadania z punktu widzenia Sansa.

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Jeżeli ten niewielki rumieniec teraz na Ciebie działa, toooo poczekaj do kolejnego rozdziału. Mhehehehe xD

      Usuń
  3. Czy to źle, że czytając to dostaję ataków fangirlu? KUBFUVBOWEYFBOAIWDBKAHBDCUISDCFIEWTU :'D Kocham, po prostu kocham ^^. Jedyna mała podpowiedź. Napisałaś "Sans patrzył na nich, krzycząc, że „zepsuł człowieka”. Sans starał się uspokoić ich oboje." Napisałaś raz "Sans" zamiast "Papyrus". Chyba, że tak ma być, a ja nie ogarniam. Tak czy owak niesamowicie cieszę się, że znalazłam twojego bloga. Czuję się od niego uzależniona :'D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i oczywiście życzę weny w dalszym tłumaczeniu. Czekam z niecierpliwością ^^

      Usuń
    2. Łooo matulu, faktycznie! Błąd. Już poprawiony ^^ Dziękuję za zwrócenie uwagi ^^

      Usuń
    3. Nie ma za co. Zawsze do usług ;) ^^

      Usuń
  4. *czyta komentarze*
    *widzi komentarz Yumi*
    *wraca na początek strony*
    *widzi IV rozdział*
    *przypomina sobie komentarz Yumi*
    *robi się cała czerwona*
    *chcę więcej*

    ~ Andgora
    (tu wcale nie chodzi o Sansa w V rozdziale (lenny))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z jego punktu widzenia to jedno, ale z naszego tez się będzie działo ^^ Taaaaak więc xD Powoli akcja się rozkręca.

      Usuń
  5. To opowiadanie jest moim ulubionym, zdecydowanie. Obie wersje, ale gdybym miała wybrać, to punkt widzenia Sansa. I kurde czuję niedosyt zawsze po przeczytaniu rozdziału. A jestem tak leniwa, słownik tak daleeko~ xD Dziękuję za tłumaczenie, Yumi. Tylko co my zrobimy, gdy któregoś dnia nas opuścisz? :p ♥ ~Ayaa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opuścisz? Zabrzmiało bardzo grobowo biorąc pod uwagę ogólną atmosferę. Jeżeli kiedyś Was opuszczę to... zobaczymy, jak w piekle będą mieli wifi to i tak będę tłumaczyć dalej ]:->
      (^_−)☆

      Usuń
    2. Hehe, żyj nam jak najdłużej!
      Jak w piekle będzie wifi to luksus! Komu więcej potrzeba. :o ~A.

      Usuń
    3. Nie samym wifi żyje człowiek, potrzeba jeszcze kawy, albo herbaty (najlepiej i tego i tego); koca; kota; i chusteczek - tony chusteczek, i czegoś na gorączkę, i katar i ... o mamusiu :c Chyba umrę. Klapa, nie poczytasz jak Sans się masturbuję. Umrę na złość :c

      Usuń
    4. Well, racja - tylko czy po śmierci nadal chorujemy? Wo. Powinnam doczepić się do "...żyje człowiek...", biednego kotka chcesz do piekła zabrać? Koc nam nie potrzebny, bo wysoka temperatura murowana. Ps. No weeź! :c Taką złą osobą jesteś? :|| Pff. Ja wcale nie czekam na ten moment tych momentów. Wcale. :| ~A.

      Usuń
    5. Ten moment, tych momentów made my day xD
      Mwahahahaahahahahahahahahahahahahaha xD

      Usuń
  6. Jak ja kocham takie rzeczy! Czekam na następny rozdział, a teraz biorę się za komiks xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No kiedy są zdradzane takie no rzeczy...wiesz np. co było w dzienniku, albo kiedy Sans ma takie przemyślenia o nas xD

      Usuń
    2. Mnie też się strasznie podoba jego punkt widzenia ^^ Iiii pomijam fakt, że V rozdział z naszego punktu widzenia ma tylko 11 stron, a jego tylko 13. Jak dzisiaj tłumaczyłam "czy to uczyni Cię..." gdzie rozdział ma zaledwie po 3/4 str to było takie o *pstryka palcami* pooof i już. xD Ale naprawdę, to mi się podoba w "tych momentach" że mamy obie strony przedstawione, no do pewnego momentu. Aaaaale myślę, że z czasem.... xD

      Usuń
  7. Musiałam się przygotować do tego opowiadania. Przemyślenia Sansa mnie dziwnie rozpalają, nawet te błache. Jest on dla mnie taki tajemniczy, a tutaj mam go jak otwartą księgę. To jest cudowne.
    Czytałam niektóre zdania po kilka razy, czerpiąc z tego taką przyjemność, że ło la boooga!
    Zawsze włączam sobie "Concorde - "summer house", czy "made for love". Taka przypadłość, że wszystko, co mogę robić w samotności, robię przy muzyce.
    Czekam na kolejne rozdziały. Chce to zdanie, gdzie on szczerze sam ze przed sobą przyzna, że kocha, że pragnie. Czekam.
    Dużo weny, Yumi. Tak dużo jak minut opóźnienia mojego tramwaju.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem jak to będzie wyglądać w jego przypadku, bo "my" zdajemy sobie sprawę, że czujemy do Sansa coś więcej niż tylko przyjaźń i pożądanie gdzieś koło 20 rozdziału. Co nie przeszkadza nam poważniej flirtować gdzieś koło 7/8 rozdziału z nim. Taaaakie tam.
      Uprzedzam, kolejny rozdział z Sansem, tzn z jego punktu widzenia (skoro tak bardzo działa na Ciebie jego perspektywa) NIE czytaj w tramwaju. Serio.

      Usuń
    2. Nie będę, już mnie uprzedziłyście co nas czeka. I czekam na to niecierpliwie.
      Czy powstał już jakiś rozdział, w którym Sans i nasza postać robią cokolwiek wobec siebie?

      Usuń
    3. Czy się piep.... Taaaaak! Jak króliki! Naprawdę. Autorka świetnie opisuje sceny seksu i wplata to w fabułę po mistrzowsku, jednocześnie Sans pozostaje Sansem. To mi się właśnie podoba, że genialnie oddała jego charakter i w toku akcji nie zmienia go. To Sans i na swój Sansowaty sposób podrywa, flirtuje, broni, wspiera, wkurwia, obraża, żartuje. ^^

      Usuń
    4. No masz na myśli mówiąc, że Sans sie z nami pieprzy będąc dalej sobą? Opisz no mi tutaj szybko jaki jest! :D

      Usuń
    5. Chodzi mi o to, że w wielu opowiadaniach autorki dostosowują charakter Sansa pod swoje własne potrzeby, przez co jak już mówimy o tym kanoniczym klasycznym Sansie to traci on na swojej Sansowatości. Tutaj tak nie jest. Autorka tego opowiadania moim zdaniem świetnie oddała jego charakter i się go trzyma cały czas ^^

      Usuń
  8. Yumi, dlaczego V rozdział jest 18+?

    OdpowiedzUsuń

POPULARNE ILUZJE