31 maja 2017

Undertale: Wpadka na Imprezie i inne wstydliwe anegdoty - Wpadka w Boże Narodzenie [The Party Incident and Other Embarrassing Anecdotes - The Christmas Incident ] - tłumaczenie PL

Autor obrazka: artanddetermination
Notka od tłumacza: Opowiadanie Sans x Ty. Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Akcja ma miejsce zaraz po pacyfistycznym zakończeniu gry. Potwory egzystują sobie na ziemi, chodzą, robią swoje potworne rzeczy i ... No i jesteś Ty. Wcielasz się w studentkę sztuk pięknych. I z pewnych głupich okoliczności musisz udawać dziewczynę Sansa.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI 
Wpadka w Boże Narodzenie (obecnie czytany)
Paps: 4:02 | WESOŁYCH ŚWIĄT

Alphys: 7:09 | Wesołych Świąt (=*o*=)

Undyne: 7:12 | WESOŁYCH ŚWIĄT NERDZIE! 

Mamcia: 8:06 | Wesołych Świąt! Szkoda, że nas oddzielił śnieg, może spotkamy się w Nowy Rok? Kocham! 

snas: 9:24 | świątecznych wesoło

Pozwoliłaś spać sobie do dziesiątej, w końcu masz wolne! Obiecałaś spotkać się z Sansem i Papyrusem popołudniu aby otworzyć prezenty, teraz wysyłałaś znajomym szczęśliwe świąteczne wiadomości. Padał śnieg, kot położył się na okrywającym Cię kocu. 

Paps: 10:37 | PRZYJACIÓŁKO!

Paps: 10:37 | JA WIEM ŻE DUCH ŚWIĄT CIĘ NAWIEDZIŁ

Paps: 10:37 | ALE CZEKAM NA CIEBIE JUŻ BARDZO DŁUGO >:(

Ty: 10:38 | Łał, zła minka, musisz być poważny. Przepraszam Paps, mam wpaść teraz? 

Paps: 10:38 | O TO MI CHODZIŁO!

Paps: 10:38 | JAŚNIEJ SIĘ JUŻ NIE DAŁO PRZEKAZAĆ INFORMACJI!

Wyszłaś z łóżka narzucając na piżamę bluzę. Kot zamiauczał, więc wzięłaś go na ręce.
-Też chcesz iść? - odpowiedział i wtulił się w Ciebie. Chwyciłaś za prezenty i poszłaś do im mieszkania orientując się, ę nie jest zamknięte. 
-tu nie obora, tu się puka – Sans leżał na kanapie oglądając telewizję. Słyszałaś, że Papyrus kręci się po kuchni. Położyłaś siatkę z pakunkami i kota, więc mógł sobie pochodzić. A następnie teatralnie opadłaś na kanapę. 
-Wybacz, masz rację. Puk puk. 
-kto tam?
-Ho ho
-jaki ho ho
-Zimowy ho ho 
-twój kawał był tak beznadziejny, że nawet nie wiem co odpowiedzieć – rzuciłaś w jego twarz poduszką 
-A mimo to chichoczesz, teraz już wiem że jestem wspaniała 
-SŁYSZAŁEM JAK OPOWIDASZ KAWAŁY W SALONIE! - Papyrus zaskoczył cię mocnym przytulasem – TO NAJSZCZĘŚLIWSZY DZIEŃ W ROKU. CZUJESZ UNOSZĄCĄ SIĘ W POWIETRZU MIŁOŚĆ?
-Tak, Pap, twoja miłość łamie mi żebra – odstawił Cię delikatnie – Fajne dekoracje – zauważyłaś małe drzewko, kilka ręcznie robionych girland i światełka 
-PREZENTY? - zapytał mierząc Cię wzrokiem wstrzymując oddech
-Jasne. - Zauważyłaś, że już ustawił Twoje pod choinką. Było tam wiele paczek, naprawdę czuło się autentycznego ducha świąt. Prezent dla tego wysokiego dziecka nie był trudny do znalezienia, cieszył się ze wszystkiego co dostał. Zauważyłaś, że uwielbiał ubrania, zwłaszcza te które sam mógł przerabiać, dlatego dałaś mu komplet nici i igieł, guzików i cekinów. - A tutaj masz nożyczki i centymetr, więc będziesz mógł przerobić swoje ubrania jeszcze łatwiej i bardziej profesjonalnie. 
-JUŻ TO KOCHAM! - tego się spodziewałaś. Od niego dostałaś duży sweter z wyszytą jego twarzą na przedzie i miską spaghetti. Wymieniłaś się z przyjaciółmi prezentami jeszcze przed świętami, ale postanowiłaś ich nie otwierać aż do Gwiazdki. Jakimś sposobem, Wyatt wybrał Ciebie w losowaniu, ale postanowiłaś otworzyć prezent w prywatności gdzie nikt nie będzie na Ciebie patrzył. Cóż, niestety znajdował się on wśród tych pod choinką bo zapomniałaś go wypakować. Papyrus wcisnął ci go w ręce. Jakiś bardzo mały, szczelnie zawinięty starymi gazetami. Co do? ... Stanik. W kształcie rąk kościotrupa. Wpatrywałaś się w niego, nie byłaś nawet zaskoczona. Tak naprawdę to szykowałaś się mentalnie na coś gorszego. Wywróciłaś oczami 
-Co za dzieciak
-wy ludzie macie jakieś zboczenie na punkcie szkieletów – popatrzyłaś na niego 
-Nie wiem! To kawał! Zamknij się! Kupił to bo myśli, że chodzimy ze sobą i chciał, aby było to no nie wiem... zabawne?! 
-JAK SIĘ NAD TYM ZASTANOWIĆ, TO WIDZIAŁEM BIELIZNĘ Z TYM DESINGIEM W SWOJEJ SZUFLADZIE – zamrugałaś 
-Papyrus, kiedy byłeś w moim pokoju?
-KIEDY PILNOWAŁEM DOMU OCZYWIŚCIE, POMYŚLAŁEM ŻE JAKO TWÓJ DOBRY PRZYJACIEL ZROBIĘ PORZĄDKU, KOT SAM JE WYCIĄGNĄŁ. POMYŚLAŁEM, ŻE SANS DAŁ CI JE JAKO PREZENT – niższy zaczął się śmiać. Może, gdybyście faktycznie się umawiali to kupiłby Ci takie jako kawał. Hipotetyczny debil. 
-Oh, zamknij się – mruknęłaś. 
-ALE TERAZ MYŚLĘ, ŻE TO JEDEN Z TWOICH DENERWUJĄCYCH PRZYJACIÓŁ MUSIAŁ JE KUPIĆ 
-Jasne – palnęłaś szybko, nie chcąc przyznać się do prawdy 
-TAK CZY INACZEJ, CZAS NA SANSA, OTWÓRZ 
-Jasne, twoja kolej, ten jest ode mnie – podałaś mu pudełko – Trochę mi zajęło nim wpadłam na odpowiedni, ale myślę, że ci się spodoba – uśmiechałaś się szeroko czując wypełniające Cię zadowolenie i dumę. Trudno było kupić coś dla niego, chciałaś dać mu coś co faktycznie się spodoba i co pokaże, że jest dla ciebie ważny (bez uzmysłowienia mu znowu że nadal go ...) 
-heh, naprawdę? - zaczął rozwijać papier – gee, nie obraziłbym się za książkę z kawałami albo – zamarł wpatrując się w otwarty pakunek – uh... a... - to... nie takiej reakcji się spodziewałaś. Sans cały się rumienił. Zmarszczyłaś brwi. Nie podoba mu się? Naprawdę myślałaś, że trafiłaś w jego gust. 
-CO TO? - próbował się nachylić aby zerknąć
-nic! - natychmiast zamknął pakunek. Poczułaś ukłucie w piersi. Aż tak mu się nie podoba? Twoja dolna warga zaczęła drżeć. 
-SANS TO BARDZO NIEGRZECZNE Z TWOJEJ STRONY
-nie prawda 
-POZWÓL MI ZOBACZYĆ PREZENT – chwycił za pudełko. Sans zacisnął mocniej na nim ręce. Wyższy szarpnął raz jeszcze chwytając za róg, niższy mamrotał aby brat go posłuchał i puścił, ale Pap był szybszy. Opakowanie jednak nie wytrzymało, zaś na podłogę wyleciał duży, gładki, neonowo różowy kutas... W pokoju nagle zrobiło się cicho. Papyrus wpatrywał się w dildo z pół otworzonymi ustami, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział co. Sans znowu przyglądał się mu jakby to nie było nic niezwykłego, ale unikał kontaktu wzrokowego. Chyba utknął między chęcią roześmiania się a wielkim wstydem. Skąd się to tu wzięło?! Ciszę przełamał Papyrus. - DLACZEGO...
-MÓJ BOŻE – przerwałaś mu nim zdążył zadać pytanie – Przepraszam, przysięgam że miałam idealny prezent dla ciebie. Serio, naprawdę miałam. Ale wiesz że w grupie tez robiliśmy sobie prezenty. Pamiętasz ten sprzed pięciu sekund, kościany stanik ha ha, tak, świetny kawał znaczy się ta więc ty uh widzisz Wyatt był tym komu miałam coś kupić i chciałam zrobić mu kawał i chyba pomyliłam prezenty ah oh uh oh Boże, jakoś zrobiło się gorąco. - chrząknęłaś – To miał być kawał, wiesz no... zabawny... wiesz... nie taki po którym ktoś wybiera z płaczem i uh po co to mówię? Ten kutas nie jest dla ciebie1 Nie tak um wiedziałabym... znaczy ty wiedziałbyś... ale rany... nie będę ci mówić co wiesz a czego nie. Oh Boże, przepraszam, powinnam przestać gadać. Naprawdę powinnam... - wzięłaś wdech. Bracia ani drgnęli. Poczułaś jak żołądek Ci się zacisnął, popatrzyłaś na nich. Nie wiesz, czy fakt że właśnie zachciało Ci się wymiotować będzie pomocny czy nie. Popatrzyłaś na dildo – Pójdę się napić mając nadzieję, że wstyd sobie pójdzie – poszłaś do kuchni. Uzmysłowiłaś sobie, że szkielety nie mają w domu alkoholu. Choć może w lodówce? Likier. Powąchałaś. Jajeczny likier. Po co im to? Dla ciebie? A kogo to obchodziło? Wzięłaś sobie kieliszek i nalałaś. Wiesz, że na takie sytuacje jak ta alkohol nie jest dobrym rozwiązaniem, ale przynajmniej pomoże pokonać wstyd, ale jeżeli przesadzisz, będziesz się wstydzić z powodu swojego pijackiego zachowania. 
-heh to nie jest takie złe – Sans opierał się o framugę drzwi. Nadal się rumienił, więc tak, było to złe. Pijesz. - wiesz, to nie jest taki chujowy pomysł – Warczysz i dalej pijesz. 
-O Boże – przyłożyłaś zimny kieliszek do twarzy 
-tak uh... prawdopodobnie ludzie mówią po tym jak z niego korzystają
-Przepraszam 
-mówiłaś to już raz albo dwa – odparł grzecznie – może zwolnij – Pijesz. 
-Chcę to zabić. 
-nawet nie otworzyłaś mojego prezentu dla ciebie i uh poczujesz się mniej głupio – westchnęłaś odstawiając kieliszek 
-Dobrze, może to pomoże – pogładziłaś się po nasadzie nosa. Czułaś się lekko pijana. Nie tak, aby zapomnieć, ale przynajmniej dasz radę wejść do salonu. Sans chwycił cię za bluzę. 
-chodź – fuknęłaś i przytaknęłaś. Wczłapałaś do pokoju, usiadłaś tam gdzie wcześniej. Papyrus nadal się rumienił na pomarańczowo i nawet na Ciebie nie patrzył. Nie masz mu tego za złe. Wibrator był w opakowaniu gdzieś pod ścianą. Ciekawe kto go tam wsadził. Sans podał ci obrazek schowany za papierem. Rozerwałaś go i zobaczyłaś... prawdopodobniej najpaskudniejszy obrazek w życiu. Ręcznie robiony, jakieś dziecko to zrobiło? Nie wiedziałaś nawet co się na nim znajdowało. Brązowe i ... białe bańki? Popatrzyłaś na Sansa, który oczekiwał na Twoją reakcję. - wiem, że to nie może równać się z tym co ty robisz, ale nie wiedziałem co ci dać, no i wiedziałem że lubisz rysować i lubisz kawę, ja nie... ja... uh.. nie umiem rysować, to uh, no wiesz, miały być te kółeczka po kubkach kawy – czułaś, jak oczy robią Ci się wilgotne. W jednej chwili ten okropny bohomaz stał się najpiękniejszym dziełem sztuki jaki dane było Ci zobaczyć. Nie płacz, tylko nie płacz. 
-Zrobiłeś to dla mnie? - próbowałaś nie płakać. Wiedziałaś, że to głupie pytanie, sama świadomość ile pracy wsadził w ten rysunek napawała Cię ogromną radością. 
-POPATRZ CO JEST Z TYŁU, PRZYJACIÓŁKO. - odwróciłaś, to była lista wszystkich głupich ksywek jakie dawałaś mu każdego dna na kawie. Policzki bolały Cię od uśmiechu – Boże, Sans! Nie wiedziałam, że jesteś taki sentymentalny! 
-nie, to są po prostu dobre kawały 
-Nie, ty po prostu jesteś wielkim sentymentalnym szkieletem! - patrzyłaś na listę. O kilku zapomniałaś. Odstawiłaś na bok rysunek tylko po to, aby otoczyć potwora ramionami i rzucić mu się na szyję – Dziękuję! - krzyknęłaś – Ten prezent jest wspaniały!
-ta ta – mruknął skrępowany – to nic takiego – uśmiechnęłaś się czule. On zrobił coś dla Ciebie. Nawet jeżeli to nie jest najlepszy obrazek, ale sam fakt że poświęcił czas i wysiłek na zrobienie czegoś, a nie po prostu kupienie ci książki z kawałami było wzruszające. Ale.. te myśli zachowasz dla siebie. Papyrus otworzył kilka innych prezentów od Mikołaja, pokazałaś Sansowi zdjęcie tego co miał dostać, kontrolowany dron z wbudowaną kamerą aby mógł zobaczyć wszystko z lotu ptaka. Obiecałaś zabrać go od Wyatta tak szybko jak się będzie dało, choć byłaś pewna, że już z niego korzysta. Nie byłaś pewna, ale Sansowi oczy lekko zamigotały. Po skończeniu z prezentami usiedliście we trójkę na kanapie aby pooglądać świąteczne filmy. Twój kot wskoczył na kolana Papyrusa, prawdziwy cud. Czułaś się... naprawdę szczęśliwa, nawet wtedy kiedy złośliwy umysł przywoływał wspomnienie uh.. dildo. Oglądałaś filmy póki nie usnęłaś. Ktoś zaniósł Cię do Twojego mieszkania. 
Share:

Undertale: Przygody Papytusa Wspaniałego - Wykryty Papytus 024 - Shiro Inu

Shiro Inu właśnie odkryła nowego Papytusa, a oto czego się o nim dowiedziała:

Papytus,a raczej P@P¥TU$ jest 19-letnią dziewczyną,która obrała sobie za cel zaistnienie w społeczności hakerskiej.Jej programy były naprawdę dobre,lecz istniał jeden problem.Choć każdy człowiek z zamiłowaniem do informatyki znał jej wirusy i oprogramowania,to nikt z nich nie znał jej nazwy. Poczuła się bardzo zirytowana tym,że nikt nie kojarzy jej z oprogramowaniami,które zostały okrzyknięte jednymi z najniebezpieczniejszych.Szukając w internecie natknęła się na blog Handlarza Iluzji,w którym imię Papyrus było łudząco podobne do jej pseudonimu.Postanowiła więc trochę "zmodyfikować" tekst i przerabiać od czasu do czasu słowo Papyrus w Papytus. Wiedziała że prędzej czy później całe społeczeństwo internetowe dowie się o Papytusie,a kiedy przyjdzie na to czas stanie się jednym z najbardziej rozpoznawalnych hakerów w Polsce,a może nawet i na świecie.


Share:

Gra: Żądanie # 10 [ZAMKNIĘTE]

Na samym początku chcę przeprosić, ale większość żądań z #9 musiałam skasować. Skoro przez ponad dwa tygodnie nie mogłam zebrać się do odpisania, to przez kolejne raczej też nie. Być może temat głupi, być może za dużo tego... Khem.




Dlatego tamto uważam za zamknięte - dzisiaj skasuję resztę niezrealizowanych żądań. Przepraszam ^^" 

Postanowiłam zmniejszyć liczbę, ale zabawę częściej realizować :3 


Tak więc teraz nieco zmienione zasady. 
Miejsce na żądania - 30
Styl: Scenka
Tematyka: Dowolna gra/anime/manga/film/bajka (z założeniem, że ją znam)
Nie ma: yaoi, fransa, soriela, yuri
Zastrzegam sobie możliwość odrzucenia żądań. 

A więc, jakie jest Twoje żądanie?
Share:

30 maja 2017

Undertale: Wpadka na Imprezie i inne wstydliwe anegdoty - Wpadka w święta [The Party Incident and Other Embarrassing Anecdotes - The Holiday Party Incident ] - tłumaczenie PL

Autor obrazka: artanddetermination
Notka od tłumacza: Opowiadanie Sans x Ty. Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Akcja ma miejsce zaraz po pacyfistycznym zakończeniu gry. Potwory egzystują sobie na ziemi, chodzą, robią swoje potworne rzeczy i ... No i jesteś Ty. Wcielasz się w studentkę sztuk pięknych. I z pewnych głupich okoliczności musisz udawać dziewczynę Sansa.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI 
Wpadka w święta (obecnie czytany)
MIESZANE MAŁŻEŃSTWA? CO NA TO OPINIA PUBLICZNA? 

WZRASTA LICZBA MIESZANYCH PAR. 

CZY TWÓJ WYBRANEK JEST POTWOREM? 

TAJEMNICZY SZKIELET I JEGO CZŁOWIEK, CO SIĘ Z NIMI STAŁO? 

TRZYMAJCIE SIĘ SWOICH KOBIET – KRZYCZĄ MĘŻCZYŹNI NA ZLOCIE NIEPRZYJACIÓŁ POTWORÓW. 

ZACIEŚNIANIE WIĘZI, CZYLI O ZWIĄZKACH POTWORZO-LUDZKICH. 

Jesteś zaproszona na przyjęcie u rodziny Dreemurr. Ugościmy Cię tańcami, jedzeniem, przyjaźnią i rodzinną atmosferą, świętuj święta razem z tymi, których kochasz. 
W-więc w-wpadasz dzisiaj, tak? - zapytała Alphys – Przyjdzie um wiele p-potworów. Czy ty i S-Sans...? - przełożyłaś telefon do drugiego ucha grzebiąc w szafie za jakimś schludnym ubraniem. 
-Ja.. ugh, tak, cóż, znowu musimy udawać parę. Nadal nie mogę uwierzyć, że opinia publiczna jeszcze nie poznała prawdy – pauza – Ah nie powinna, to byłoby dziwne. Czuję jakby to było... coś normalnego między nami. Minął prawie miesiąc od czasu kiedy... ugh.. no wiesz – zarumieniłaś się.
-T-tak.. A-ale możesz na mnie liczyć! U-upewnię się, aby nie stało się n-nic nieoczekiwanego. O-oh, zaraz, co Undyne? - słyszałaś szepty. Alphys się zaśmiała i coś odpowiedziała, ale nie wiesz co. Rzuciłaś za siebie już kilka sukienek na łóżko. Hm... chwyciłaś za parę fajnych butów. Dobre, dobre. Będziesz wyglądać ładnie. - C-cóż przynajmniej l-ludzie lepiej zaczęli o-odbierać związki mieszane. - Zerknęłaś na biurko na którym miałaś kilka listów. NA szczycie była fotografia jakiegoś kobiecego żywiołaka wody ze swoim chłopakiem. Pisali, że są wam bardzo wdzięczni i cieszą się waszym szczęściem. 
-Wiem. Dobrze wiedzieć, że nasze rasy lepiej się dogadują. Może będziemy mogli zerwać ze sobą niedługo – na tę myśl serce Cie zabolało. 
-T-tak, może... 
-Dobra, muszę się przyszykować. Dzięki za rozmowę, do zobaczenia później – rozłączyłaś się i usiadłaś na łóżku. Potrzebowałaś tej imprezy, nawet ze swoim udawanym chłopakiem. Semestr się skończył, w ostatniej chwili złożyłaś projekt, koniec egzaminów, mogłaś odetchnąć. Przygotowałaś się szybko, zarzucając jedną z sukienek no i jakieś wysokie buty. Zerknęłaś na zegarek. Południe. Dobra, nie jesteś spóźniona. Podeszłaś do drzwi i otworzyłaś je gotowa napisać do Papyrusa, że czekasz, lecz ten przywitał Cię. 
-PRZYJACIÓŁKO! CZEKAŁEM NA CIEBIE! - krzyknął – POTRZEBUJESZ NATYCHMIAST PIĘKNEGO SWETRA! 
-...Uh – wtedy dopiero zauważyłaś – Czy masz... Jacka Szkieletona na swoim?
-TAK! TO SZKIELET KTÓRY LUBI ŚWIĘTA! PASUJE DO MNIE! 
-co tam? - Popatrzyłaś na jego sweter, solniczka i pieprzniczka nad bańkami. 
-O mój Boże, witanie chlebem i solą 
-heh, ta, załapałaś 
-Aż tak głupia nie jestem, skąd go masz?
-JA GO ZROBIŁEM! - odparł z dumą
-Naprawdę?
-prawda, że jest świetny?
-I MAM TEŻ COŚ DLA CIEBIE, ZACZEKAJ! - zniknął w swoim mieszkaniu nim cokolwiek zdążyłaś powiedzieć. Kiedy wrócił miał wielki, zielony sweter z trzy rozmiary za duży na Ciebie, z napisem „Kocich świąt” zaś pod nim był kot w czapce mikołaja – IDEALNY, BO MASZ KOTA – Nie mogłaś odmówić. Ściągnęłaś niebieską bluzę i założyłaś na sweter na sukienkę. Choć długością był taki jak ona. 
-gotowi? - zapytał chwytając za swoją galaktyczną bluzę i nałożył ją na siebie. 
-JESTEM GOTOWY NA POPOŁUDNIOWĄ RADOŚĆ! - Dzisiaj nie padało, więc Papyrus mógł prowadzić. Sans spał przez całą drogę do domu Toriel i Asgora, ale to głównie dlatego, że jego brat śpiewał świąteczne piosenki wraz z radiem. Dotarcie zajęło wam około czterdziestu minut, głównie przez złą kondycję dróg. Spóźniliście się i kiedy przybyliście impreza trwała w najlepsze. Weszłaś do mieszkania ściągając z siebie sweter. Drzwi stały otworem, grała muzyka, i chwilę po przekroczeniu progu usłyszałaś znajomy skrzek. 
-Oooooh! Bratty, popatrz, to ta dziewczyna co kocha miziać się ze szkieletami! 
-O mój Boże! Catty, masz, rację! I wzięła swojego szkieleciego chłopa ze sobą! 
-I popatrz co jest nad nimi – Catty pokazała pazurem na wiszącą jemiołę
-Hej, wiecie że musicie się teraz jakby totalnie całować! - zachichotały. Raaany, serio? Nim zdążyłaś cokolwiek powiedzieć, Sans otoczył cię ramieniem i przystawił zęby do Twojego policzka. 
-mwah – mruknął. Zastanawiałaś się czy to jest już jakiś nawyk
-Ojjj tylko w policzek? 
-Lamus! 
-Właśnie! W usta! W usta! 
-Raczej usta zęby! 
-O mój Boże, Bratty!
-O mój Boże, Catty! - dziewczyny zaśmiały się raz jeszcze i odeszły kompletnie was ignorując. Dobra, to było dziwne. Pogładziłaś policzek. Puścił Cię tak jakby nic się nie stało. No i weszliście do salonu gdzie było już sporo osób, rozmawiali, jedli i słuchali. Toriel i Asgore rozdawali drinki przy kominku. Twoje spojrzenie zbiegło się z Asgora, uśmiechnął się do Ciebie ciepło, odmachałaś mu. Ktoś przygrywał na pianinie wesołe świąteczne melodyjki, kilka potworów tańczyło. Zauważyłaś Alphys i Undyne, właśnie policjantka przechylała swoją dziewczynę pod jemiołą. Uśmiechnęłaś się. Wszyscy byli tacy szczęśliwi. Papyrus niemal natychmiast udał się na piętro, gdzie jak przypuszczałaś było jeszcze więcej zabaw. 
-chodź – powiedział Sans chwytając Cię za rekę i ciągnąc do kuchni. Grillby właśnie rozmawiał ze słodkim pajęczym potworem Muffet prowadzącym kawiarnię. Zauważyła Ciebie i kościotrupa, pomachała wam serdecznie. 
-Ahuhuhuh, zobaczcie kto zdecydował się pokazać! Miło mi w końcu Cię poznać, złotko – wystawiła jedną ze swoim dłoni w Twoim kierunku. Potrząsnęłaś delikatnie. - Może teraz, skoro Sans ma kogoś, kto pomoże mu finansowo, to spłaci swój pieprzony dług – zmierzyła go spojrzeniem. 
-ej muff wiesz, że jestem w tym dobry
-Jesteś dobry w mówieniu – skrzyżowała ręce – ale skoro to święta, przymknę oczy. Nie zapomnij jednak, że czas to pieniądz 
-ta, ta, masz tam jakiś pajęczy cydr? - Muffet popatrzyła figlarnie na Ciebie 
-Dla twojej dziewczyny, złociutki? 
-można tak powiedzieć – Grillby wziął dwie szklanki i nalał do nich soku. Oglądałaś z fascynacją jak napój kręcił się dookoła ścianek. Podał je Sansowi, Muffet podała Ci kilka smakołyków. 
-Smacznego, moja kochana. I podziękuj swojemu szefowi za naszą współpracę, Sans....
-dolicz do mojego rachunku – mówiąc to wypchnął Cię z kuchni do salonu – masz – podał szklankę – pajęczy cydr, smaczny jeżeli nie będziesz myśleć z czego jest robiony. - wzięłaś łyk, ku Twojemu zaskoczeniu, smakował jak.... normalny cydr. Usiedliście razem na kanapie i zaczęliście jeść ciasteczka jakie Muffet Ci dała. 
-Masz krechę u wszystkich potworów w mieście
-i u większości ludzi 
-I oni.. pozwalają ci?
-ty mi pozwalasz 
-Tylko dlatego, że jesteś moim partnero-przyjacielem – rozejrzałaś się dookoła. Wszyscy albo rozmawiali, albo tańczyli. Dom był przystrojony girlandami, bombkami, kolorowymi światełkami ....uhg... jemiołami, powycinanymi pewnie przez Frisk płatkami śniegu, obrazkami Mikołaja, śnieżkami z waty. Było fajnie. - Jest uroczo. Nie wiedziałam, że potwory świętują Gwiazdkę. Zaczęliście po wyjściu na powierzchnię? 
-ehhh nie, mieliśmy ją w podziemiu, zostawialiśmy w mieście prezenty dla dzieci pod choinką
-To... brzmi głupio 
-a wy dlaczego obchodzicie święta?
-Aby uczcić narodziny Jezusa... chyba. 
-a więc świętujecie urodziny jakiegoś typka dając sobie wzajemnie prezenty?
-Zasadniczo tak
-to brzmi głupio. - niespodziewanie przed Twoimi oczami pojawiła się znajoma czuprynka Frisk. Szczerzył się w paskudnym świątecznym swetrze. W jednej rączce trzymał doniczkę z Floweyem, zaś w drugiej jemiołę. - co tam dzieciaku?
-CAŁUSY! 
-chcesz całusa, dobra – pochylił się i przystawił zęby do policzka dziecka – hej, a co ze mną, ja nie dostanę cmoka od ciebie? - Frisk teatralnie wywrócił oczami, lecz również ucałował wujka Sansa. Był jednak zdeterminowany i ustawił jemiołę między wami. 
-Moja kolej? - mówiąc to pocałowałaś go w policzek. 
-Możecie się w końcu pocałować? - mruknął wycierając Twoją szminkę z twarzy 
-aw, no weź, naprawdę chcesz widzieć to na własne oczy? 
-JA NIE! - krzyknął Flowey 
-Um.. TAK?! Musisz to zrobić Sans – Frisk wskazał na Ciebie – To twoja wyśniona kobieta, musisz ją pocałować bo inaczej sobie pójdzie. A to oznacza, że nie będę miał cioci. A ty na zawsze już będziesz sam! - Ałś, Frisk, to było za ostre. Tak jak ostatnio, Sans pochylił się i pocałował Cię w policzek. Serce zabiło Ci mocniej. Potwór popatrzył na dziecko, które zdecydowanie nie było zadowolone. Zaśmiałaś się. 
-Co jest?
-Pocałowałeś ją źle! Sans, to twoja KSIĘŻNICZKA! 
-moja wyśniona księżniczka w kocim sweterku – wziął Twoją rękę między swoje 
-Właśnie! A teraz pocałuj ją jak trzeba – Patrzyliście się sobie w oczy. Zrobisz to? A może nie? Raz kozie śmierć, pochyliłaś się przystawiając usta do jego zębów. Niestety, posiadanie silnych uczuć względem tego potwora nie zmieniał faktu, że pocałunki z nim nadal były koszmarne. Ale teraz, przynajmniej miał szminkę na twarzy. Widziałaś, że Frisk starał się nie śmiać lecz nim cokolwiek powiedział Monster Kid wbiegł na niego. 
-Czołem! Frisk! Idziemy bawić się na śniegu. Czy ty i Flowey idziecie z nami? - dziecko przytaknęło i oboje wyszli. 
-idziemy na górę? - zaśmiałaś się i ostawiłaś pustą szklankę na stół 
-Jasne... uh... ale masz coś – za pomocą kciuka chciałaś zetrzeć szminkę, ale tylko bardziej ją roztarłaś. Wyglądał zabawnie – Cz-czekaj. Już prawie – jeszcze jedno pociągnięcie i już. Gotowe. Na górze Papyrus stał przy maszynie do karaoke. Już zaśpiewał połowę z utworów znajdujących się na liście. Zaśmiałaś się, ale nie miałaś mu tego za złe. Trudno było nie śpiewać kolęd w tym okresie. Kilka potworów sprzeczało się, kto ma teraz śpiewać. Wygrał jakiś napakowany konik morski. 
All I wand for Chrismas is you 
Po nim, była mała rybia potworzyca, była bardzo wstydliwa, ale miała piękny głos. 
-MOGĘ POPROSIĆ DO TAŃCA, PRZYJACIÓŁKO? - zapytał wysoki kościotrup wyciągając w Twoja stronę rękę. Chwyciłaś ja delikatnie, praktycznie jak zaczarowana, podskoczyłaś, potwór w piruecie wyciągnął cię na parkiet. 
-Ah, znasz się na tym – odparłaś po złapaniu równowagi. Jakoś podejrzewałaś, że będzie dobrym tancerzem. 
-OCZYWIŚCIE! MAM WIELE TALTNTÓW! NIE WIEM DLACZEGO MUSZĘ CIĄGLE CI O TYM PRZYPOMINAĆ. 
-Jesteś zbyt czadowy bym mogła wszystko ogarnąć umysłem – popatrzył na Ciebie i uśmiechnął sie. 
-NYEH-HEH, ZABAWNE, BRZMISZ JAK SANS. - zarumieniłaś się śmiejąc nerwowo. Taniec się skończył i Papyrus oddał Cię Sansowi, który stał obok maszyny do karaoke. Rozmawialiście przez jakiś czas ze sobą podczas kiedy potwory śpiewały. Chciałaś namówić go na zaśpiewanie czegoś, lecz po próbach nie udało Ci się, więc jadłaś i gadałaś. Ale udało Ci się wyciągnąć go nawet na parkiet (jeżeli leniwe ruchy można nazwać tańcem). Większość potworów była miła i nie zasypywała was pytaniami, ani Ciebie na temat zachowań ludzi. Wydaje się, że uszanowali Twoją i jego wolę jaką wyraziliście w mediach. Choć i tak to było troszeczkę dziwne. Znajomi Sansa wiedzieli, że jesteście razem i chcieli Cię poznać, podczas kiedy normalnie na ulicy potrafiłaś być zaczepiana przez obcych i wypytywana o życie łóżkowe. 
Zostało zrobionych wiele zdjęć. Dzieci korzystając z jemioły Frisk chciało, abyście się pocałowali, ale natychmiast uciekali kiedy pochylałaś się, aby ich ucałować. Alphys i Undyne również do Ciebie podeszły, choć co jakiś czas znikały dając sobie buziaki pod każdą jemiołą w domu. To najprawdopodobniej najsłodsza para jaką widziałaś. 
-KOCHANI OTO SIĘ ZJAWIŁEM! - O... nie. Nie wiedziałaś się z Mettatonem od czasu tej gry? Wywiadu? Cokolwiek to było. Wkroczył do domu i natychmiast udał się do maszyny karaoke wgrywając w nią kolędy, które niczym nie różniły się od tych jakie już w niej były z tą różnicą... że śpiewał je on. Jak już zrobił co miał zrobić, zauważył Cię. - O witaj – zamruczał. 
-Cześć Mettaton, co tam?
-Oh, znasz mnie, wszystko dobrze. Bardziej ciekawi mnie co u ciebie, moja droga. Jak się masz z Sansem? Zmieniłaś zdanie i chcesz przyjść do mojego show? 
-Uh, nie – starałaś się być miła – Nie chodzi tylko o nas. My um... lubimy prywatność, wiesz. 
-Hmmmm, będę więc musiał to zmienić. Śpiewałaś już coś?
-Uh nie – niepewnie spojrzałaś na maszynę i tłum potworów. 
-Więc skarbie! Musisz! - chwycił Cię za ramię i zaczął ciągnąć. Zaśmiałaś się nerwowo próbując wyrwać się z jego uścisku. 
-Wolałabym nie. To zawstydzające. Uh i .. nie umiem... um... nie mam dobrego głosu i wiesz ... obiecałam, że z kimś zatańczę więc... - kwiknęłaś, ale ani mu w głowie było Cię puszczać. 
-Nonsens kochana, tylko jedna, króciutka pioseneczka – wzrokiem szukałaś kogoś kto mógłby Cię ocalić. Gdzie do diabła jest Sans kiedy go potrzebujesz? Albo Papyrus? Albo Alphys? Mówiła, że będzie strzec Twoich tyłów! Nagle wszyscy Twoi przyjaciele zniknęli. 
-Nie umiem śpiewać – próbowałaś, mając nadzieję że chociaz to go przekona, ale on nie słuchał i nie puszczał. 
-Nie bądź głupiutka. Każdy umie śpiewać jeżeli napije się MTT Sonaty! Słyszałaś? To zwyczajny drink, który daje Ci na jakiś czas głos godny aniołka prosto z niebiańskiego chóru. Sam zrobiłem – cholerna magia. Nawet coś takiego potrafią? Jakiś napój sprawi, że nauczysz się śpiewać? Wątpliwe, ale oto jest. Mettaton podał Ci kubeczek. 
-Nie dasz mi spokoju, jeżeli nie zaśpiewam, co? 
-Jak ty dobrze mnie znasz, skarbie – Wiesz co? Mniejsza, to impreza. Prawie każdy coś śpiewał. Pieprzyć to. Wypiłaś drink. Smakował jak miód, cytryna i woda. Poczułaś jak na języku łaskocze Cię magia. Chrząknęłaś i chwyciłaś za mikrofon. Mettaton uśmiechnął się i zaklaskał nim zaczęła grać muzyka. Wraz z wzrostem publiczności zaczynałaś czuć się niepewnie. 
-Kochany Panie Mikołaju, my tak czekamy każdej zimy. Dla czego zawsze Pan przychodzi do nas gdy śpimy?- Wybrałaś tę piosenkę bo była głupia, bo nie byłaś jeszcze aż tak pijana aby śpiewać coś poważnego. Czułaś się mimo wszystko dobrze mając świadomość, że Twoi znajomi są na dole. -Czy to już musi tak pozostać, czy to jest w księgach zapisane?- Właściwie nie było tak źle. Papyrus chyba nawet śpiewał to wcześniej. Potwory nie wgapiały się w Ciebie więc ten napój od MTT musiał podziałać. Kilka z nich nawet tańczyło. Ej, to całkiem fajna zabawa -I wiem od dzieci, że z radością chciałyby słuchać Pana głosu.- Raaany ta piosenka jest dłuższa niż myślałaś. Uśmiechałaś się i nagle dostrzegłaś Sansa wchodzącego po schodach, popatrzył na Ciebie z miną którą ciężko Ci odczytać. Niestety, dalsze słowa... - Ja od prezentu bym wolała spotkanie z Panem. - miałaś ochotę połknąć mikrofon i zapchać się. Dlaczego, oh dlaczego pracował jako Mikołaj? Nie, jest dobrze, olejesz to! - Kochany Panie Mikołaju,  dziewczynka z bardzo smutną minką pyta mnie o to czy Pan znajdzie prezent pod choinką? - AH! Potwory go zauważyły i szeptały do siebie co chwila zerkając na niego z cwanymi uśmieszkami. Dobra, skoro już wszyscy myślą, że zrobiłaś to celowo – Ona chce Panu dać w prezencie serce szczerozłote. Takie serduszko pięknie grzeje w długie mroźne noce – piosenka się skończyła, odłożyłaś zawstydzona mikrofon na bok. Dostrzegłaś, że Sans się śmieje, lecz jest lekko zarumieniony. Kilka potworów sobie z niego żartowało. Raaany. Nagle zrobiło się gorąco. Następnym razem kiedy go zobaczyłaś, stał na drugim piętrze na balkonie. Zastanawiałaś się, czy zawstydziłaś go bardziej niż próbował pokazać. Miałaś do niego iść, ale powstrzymał Cię robot. 
-To było cudowne kochanie! 
-Dzięki, ale nadal nie wystąpię w twoim show – odtrąciłaś jego rękę z ramienia. Poszłaś do Sansa i oparłaś się o barierkę. Zauważyłaś, że na palcu jednej ręki miał małego ptaszka, drugą go delikatnie głaskał po łebku. Starałaś poruszać się powoli, aby go nie przestraszyć. 
-Jesteś Śnieżką, czy co? 
-heh, zwierzęta wolą potwory niż ludzi – wzruszył ramionami, ptaszek odleciał – są niesamowite 
-Ptaki?
-tak, mogą iść gdzie chcą – mówił patrząc na niebo – to musi być fajne – Oparłaś się o barierkę. Milczałaś przez kilka chwil. 
-Zakłopotałam cię? To dlaczego tak nagle wyszedłeś?
-co? nie – nadal patrzył się do góry – chciałem zobaczyć zachód słońca 
-Oh – teraz poczułaś się głupio – Oh, więc ja um, wrócę i jak chcesz zostawię cię – odwróciłaś się lecz wtedy on chrząknął. 
-możesz uh... no wiesz.. zostać, usiąść ze mną, jeżeli chcesz – naprawdę zaczynał siadać wysówając swoje nogi między pręty w balkonie – nie pogniewam się. 
-Jesteś pewny? 
-tak, śmiało, przyda się jakieś fajne towarzystwo – uśmiechnęłaś się zajmując miejsce obok. Milczeliście przyjemnie przez kilka chwil. 
-Przepraszam za tamto. 
-heh, zapomniałem 
-Raczej trudno ci będzie zapomnieć, bo prawie wszyscy na imprezie będą pamiętać o tej piosence – szturchnęłaś go w ramię. 
-nom, ale gdzieś tam są dwie osoby które nie będą się tym przejmowały i wolę aby tak zostało – patrzyłaś jak słońce znika za horyzontem. Zarzuciłaś na głowę kaptur. Przyglądałaś się jak kilka płatków śniegu odbija zachodzące promienie. I wtedy usłyszałaś, jak Sans cicho nucił.. znajomy, bardzo zawstydzający utwór. 
-Ej! - krzyknęłaś szturchając go – A co z tym całym nie przejmowaniem się? - zaśmiał się. 
-mam gdzieś co inni myślą, ale .. wiesz, to miłe że myślałaś o mnie, hmm? panie mikołaju? mój strój zrobił na tobie aż takie wrażenie? 
-Nie drocz się ze mną – Łał, było całkiem gorąco choć dookoła panowała zimna. 
-i kto to mówi 
-Nienawidzę cię – znowu go szturchnęłaś. Zaśmiał się głośno.
-ha ha, kochasz mnie - .... cisza. 
Pa bum. Pa bum. 
Po chwili zrozumiał co powiedział, zaczął drapać się nerwowo po tyle czaszki. 
-uh, znaczy się, ja uh... - błądził w słowach. 
-Nie, nie, jest dobrze – machnęłaś ręką – Naprawdę. Nic się nie stało. Naprawdę. Tak się mówi, co nie? Nienawidze cię, nie kochasz mnie. To normalne, nawet w tak super przyjacielsko platonicznym związku jak nasz. - chrząknęłaś – I uh no i mamy być jedynymi osobami na tej imprezie, które mają to gdzieś. Tak powiedziałeś. 
-tak... 
-Właśnie! I uh, jest dobrze. No i nie powinniśmy chodzić na paluszkach dookoła siebie, prawda? To um głupie. - Pauza, poczułaś się okropnie – To... to cię nie ... nie przejmujesz się tym, że ja... - nadal mam do ciebie uczucia? Nadal o tobie myślę? Mimo upływu czasu, nadal nie umiesz ubrać tego w słowa - ... no wiesz. 
-nie. 
-To dobrze. Um, więc, wrócimy do środka?
-nie, chyba zostanę tutaj jeszcze trochę 
-Czy um... obrazisz się jak posiedzę z tobą?
-nie, to będzie miłe. 
Share:

POPULARNE ILUZJE