1 lutego 2017

Undertale: Wpadka na Imprezie i inne wstydliwe anegdoty - Wpadka przy kolacji [The Party Incident and Other Embarrassing Anecdotes - The Dinner Party Incident - tłumaczenie PL]

Autor obrazka: artanddetermination
Notka od tłumacza: Opowiadanie Sans x Ty. Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Akcja ma miejsce zaraz po pacyfistycznym zakończeniu gry. Potwory egzystują sobie na ziemi, chodzą, robią swoje potworne rzeczy i ... No i jesteś Ty. Wcielasz się w studentkę sztuk pięknych. I z pewnych głupich okoliczności musisz udawać dziewczynę Sansa.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI 
Wpadka przy kolacji (obecnie czytany)
Nie zastanawiałaś się nad tym kim i jacy są przyjaciele Sansa, do czasu, aż czas waszego spotkania zbliżał się nie ubłagalnie. Byłaś zdenerwowana, głównie dlatego, że Undyne wydawała się być blisko Sansa i cały czas wyobrażałaś jak gapi się na Ciebie z wielkim wyszczerzem. Potem powędrowałaś myślami do tego momentu kiedy jego znajomi krzyczeli „całuj, całuj, całuj” w barze Grillbiego.

Snas 19:34 | jesteśmy

-SANS CO Z CIEBIE ZA GENTELSZKIELET? PISZESZ DO SWOJEJ DZIEWCZYNY, ŻE JUŻ JESTEŚ POD JEJ DRZWIAMI? POWINIENEŚ GRZECZNIE ZAPUKAĆ
-racja

Snas 19:34 | puk puk

Zaśmiałaś się do siebie i poprawiłaś włosy, wyciągając je kiedy narzuciłaś na siebie kurtkę Sansa.
-Kto tam? - zapytałaś się przez drzwi. Nim szkielet zaczął swoją część dowcipu usłyszałaś Papyrusa
-UŻYJ TEGO CZEDAR
-... czedar?
-Czedar kto? - oparłaś się o ścianę chwytając za klamkę. Słyszałaś szepty.
-czedar.... buziaka.... za otworzenie drzwi – mówił cicho. Usłyszałaś śmiech Papyrusa, otworzyłaś wejście z niewielkim chichotem. Sans miał na sobie nową bluzę z galaktyką, jasny rumieniec okalał jego czaszkę.
-DALEJ LUDZIOWI! DAJ BUZIAKA! - krzyknął, Sans zmarszczył lekko brwi. Przystawił zęby do Twojego policzka nie zapominając o głośnym mwah, a potem schował twarz za kapturem. Uśmiechnęłaś się przyjaźnie mając nadzieję że to aktorstwo nie zniszczy przyjaźni jaką razem zbudowaliście. Papyrus wyglądał na zadowolonego.
-Fajna kurtka. Chyba nie muszę już oddawać ci tej – pokazałaś na niebieską bluzę w rękach. - Więc ją sobie wezmę – dodałaś z satysfakcją w głosie wsuwając ręce w rękawy. Sans coś cicho mruknął pod nosem, ale nie powstrzymał Cię.
-MOIM ZDANIEM WYGLĄDASZ W NIEJ SŁODKO. CO NIE BRACIE, ŻE LUDŹ WYGLĄDA SŁODKO?
-tak, bardzo słodko
-NIE MÓW TEGO MNIE. MÓW TO JEJ GENIUSZU. KOMPLEMENTY. W TEN SPOSÓB BUDUJE SIĘ SILNĄ WIĘŹ W ZWIĄZKU, WIESZ? - Po minie Sansa widać było, że zdecydowanie nie chce więcej rad.
-W porządku, nie martw....
-wyglądasz słodko w mojej bluzie

Pa bum, pa bum.

-DOBRA! MOŻEMY IŚĆ! - odparł szczęśliwy i zaczął iść przed siebie, nie zauważając, że Ty i Sans szliście za nim. Postanowiłaś poprawić nieco pociągnąć za język swojego udawanego chłopaka.
-Więc uważasz, że naprawdę jestem słodka, co?
-tylko dlatego, że masz na sobie moją bluzę – wzruszył ramionami, ale mogłaś zauważyć że się rozluźnił.
-A więc to twoja bluza jest tutaj słodka?
-nom, jest miękka i wygodna, to sekret mojego uroku, skarbie.
-A więc w tym tkwi sekret? Łał, zabawy i mądry, rozumiem o co ci chodzi – odpowiedziałaś spokojnie – Ale myślę, że mylisz się co do jej natury – wyszczerzyłaś się – jeżeli mogę coś powiedzieć to, to, że jest zrobiona z idealnego materiału na chłopaka – Zaczęłaś się śmiać, Sans również. W końcu złapaliście Papyrusa, który był na parkinu w ... oh, oh, łaaaaał. - To twoje czerwone, sportowe auto? - Zapytałaś niemalże bojąc się do niego podchodzić. Wyglądał tak czadowo i pasował do wyższego z braci, ale też widać było że był bardzo, bardzo drogi. - Jestem pod wrażeniem.
-heh, co nie? - Sans wyglądał na bardzo dumnego – pierwszą rzeczą jaką paps zrobił po tym jak wyszliśmy na powierzchnie było zrobienie prawa jazdy
-Naprawdę? - nadal patrzyłaś się na pojazd.
-TAK! TO BYŁO MOJE MARZENIE, JEŹDZIĆ TAKIM PO DROGACH. CZUĆ WIATR WE WŁOSACH. - Uśmiechnęłaś się i weszłaś do środka, nadal bojąc się że coś uszkodzisz. Sans usiadł obok Ciebie na tyle kładąc swoje nogi na kolanach.
-przywilej chłopaka – zażartował, ale nie przeszkadzało Ci to. Podróż minęła przyjemnie. Patrzyłaś przez okno, Sans spał, Papyrus włączył radio i w głośnikach leciała przyjemna popowa muzyka. Szkielet był uważnym kierowcą. Po jakichś dwudziestu minutach zjechał z głównej autostrady w naprawdę, naprawdę przyjazne sąsiedztwo. Większość domków otaczały zielone ogrody. Wszystko wyglądało jak w typowym osiedlu, gdzie dzieciaki biegają od domku do domku prosząc o słodycze na Halloween. Poczułaś się, jakby to była inna bajka niż ta do której należałaś. Papyrus zaparkował przy jednym z ostatnich domków na ulicy.
-JESTEŚMY. - wyskoczył i otworzył Ci. W trójkę szliście brukowanym chodnikiem, aż pod same drzwi. Papyrus zadzwonił dzwonkiem. Wysoka, puchata, kozia potworzyca otworzyła wejście witając was z przyjaznym uśmiechem.
-Dobry wieczór wszystkim – jej głos był miły i pełen serdeczności.
-siemka tori.
-DOBRY WIECZÓR PANI TORIEL!
-Oh, Sans, to musi być twoja dziewczyna. Jaka piękna, młoda panienka – wyciągnęła łapę w Twoją stronę – Witaj, moja droga, nazywam się Toriel. Tak się ciesze, że w końcu mogę cię poznać, chodź, dołącz do nas. Sans ukrywał cię przed nami stanowczo za długo.
-C-cześć piękna kozia pani – ścisnęłaś jej dłoń. Zaraz potem sama zganiłaś się w myślach. Co to kurwa za odpowiedź w ogóle była?
-Oh – zakryła usta dłonią. Uśmiechała się i chichotała – Heeeheee, jak miło z twojej strony. Dobrze wiedzieć, że nadal jestem kozą. - .... Czy to...?
-daj spokój tori, kiedyś w to wątpiłaś? - mruknął jakby nigdy nic. Potworzyca znowu się śmiała.
-Proszę, zapraszam – odsunęła się na bok pozwalając wam przekroczyć próg – Wszyscy już są. - Wstrzymałaś oddech rozglądając się na boki. Na ścianach wisiały piękne obrazki. Kilka regałów z książkami, półek na których były różne figurki, kubki. Słyszałaś serdeczny śmiech i krzyk dobiegający z pokoju mieszczącego się na końcu korytarza. Papyrus praktycznie wszedł tam dołączając do grupy, ale Ty miałaś wątpliwości.
-spokojnie, nie zjedzą cię.
-Tak, spokojnie. Każdy przyjaciel Sansa jest naszym. Cieszymy się, że możemy cię ugościć, więc proszę, baw się dobrze. Mamy biszkoptowo-cynamonowe ciasto, starczy dla każdego. Jestem pewna, że ci posmakuje – Toriel powiedziała słodko – Teraz was przeproszę, ta stara pani ma gości, którymi musi się zająć – Udała się w stronę pokoju.
-pokochają cię, obiecuję – Sans ścisnął Twoją dłoń, a potem leniwie ruszył w stronę reszty. Miałaś iść za nim, kiedy usłyszałaś głos zza pleców.
-Siemaneczko! Kim do diabła jesteś? - Odwróciłaś się, to było dziecko mające na siebie sweter w paski, w małych rączkach trzymało doniczkę w kwiatem, który .... gładził się ... liściem po... O Boże. Pochylił się i patrzył się na Ciebie. Zrobiłaś krok do tyłu, niepewna co robić. - Dobra. Frisk. Rany. Nie musisz mną trząść. Powinienem się przedstawić. Siemaneczko! Jestem Flowey, Flowey kwiatuszek! - uśmiechnął się. To było dziwne... kwiat z oczami i zębami, z wyrazem twarzy jakby wszystko go denerwowało. I nawet jak słowa jakie wypowiadał były miłe, to przepełniał jej sarkazm, którego źródła nie znałaś. Dziecko popatrzyło na niego karcąco.
-Cześć...?
-Jesteś tutaj nowa, co nie? Z jakiej kupy śmieci się urwałaś?
-....uhhh – Czy Flowey nazwał dziecko Frisk?
-Ej, jesteś głupia czy coooOOOOO! - doniczka była teraz bardzo energicznie potrząsana – POZWÓL MI SIĘ TYM ZAJĄĆ FRISK! - dzieciak potrząsnął głową i popatrzył na Ciebie.
-Cześć... mały – zaczęłaś niepewnie, nie wiedząc do kogo się zwracać, do dzieciaka czy do kwiatka – Um, przyszłam z Sansem – Twarz malca automatycznie się rozpogodziła.
-UGH! Z tym uśmiechniętym śmieciem?! Po co miałabyś... - Frisk zasłonił buzię kwiatkowi. Ten w odpowiedzi syknął i przystawił liście do jego palców, lecz dzieciak wyraźnie się tym nie przejmował. Po chwili zmienił dłonie i drugą wyciągnął by się z Tobą przywitać. Bez cienia wahania chwyciłaś za nią i potrząsnęłaś.
-Flowey powiedział, że nazywasz się Frisk? - zapytałaś, przytaknęło – Ten.... ambasador Frisk? - znowu przytaknęło wypinając małą pierś z dumą. Uśmiechnęłaś się – Miło mi poznać.
-Jesteś dziewczyną wujka Sansa, tak? - zapytało, przytaknęłaś – Dobrze, zatem jesteś ciocią.
-Łoł, łoł, spokojnie – uniosłaś ręce – Ja nie... znaczy się... Sans i ja... um... my nie jesteśmy, wiesz, po ślubie. Wiesz o tym, prawda? - szturchnęłaś go w ramie – My tylko... uh... chodzimy ze sobą. Randkujemy. Tylko tyle. - przytaknęło.
-Ale ciocia do ciebie pasuje – odparło i po prostu sobie poszło. Nie byłaś pewna, czy Frisk właściwie zrozumiał sytuację. Zebrałaś się w sobie aby w końcu wszystkich poznać. Choć nie było ich wiele więcej. Jako pierwszy przedstawił się Asgore, słodki, kozi mężczyzna ,który zaproponował Ci herbatę. Potem poznałaś partnerkę Undyne, Alphys, uroczą, małą, żółtą... dinozaurzycę? Jaszczurkę? Nie byłaś pewna do jakiego zwierzęcia jest podobna, ale ona chyba też tego nie wiedziała. Była potworem. Tego jednego jesteś pewna. Rozkosznym, potworem. Z nią najszybciej nawiązałaś kontakt. Początkowo wstydliwa i nerwowa, ale jednocześnie cierpliwie i uważnie słuchała jak mówisz o teorii kolorów. Nawet odpowiedziała Ci, dość cicho, ale mogłaś z nią porozmawiać. A to co was ostatecznie do siebie zbliżyło to anime. Co prawda nie byłaś jakimś wielkim fanem, ale zauważyłaś popularność tych bajek, w klasie miałaś kilkoro znajomych którzy pokazali Ci różne pozycje.
-I wtedy magiczne dziewczyny przyszły razem aby ocalić protagonistkę nawet wtedy kiedy ona je zdradziła. To był wspaniały odcinek, pokazał prawdziwe znaczenie przyjaźni i oh oh rzuciłam ci spojlerem, nie masz mi tego za złe, prawda?
-Zapomniałaś wspomnieć o WIELKIM JAK DUPA SŁONIA mieczu i KOPANIU ZADKA w scenie walki! - Wtrąciła się Undyne – To NAJLEPSZA cześć, kochanie!
-O-oh, tak, masz rację! - zgodziła się i lekko zarumieniła – Bardzo dobra.
-Baczcie na język! - odezwała się Toriel z drugiej strony pokoju. Undyne nie wyglądała na zakłopotaną. Szybko nastała pora kolacji. W dziewiątkę (plus Flowey w doniczce) usiedliście dookoła stołu. Pani domu podawała posiłki. Nie mogłaś usiedzieć w miejscu, jedzenie wyglądało tak pysznie! Wszyscy trochę rozmawiali, ale potem zamilkli. Zaczęłaś się zastanawiać, czy będzie jakimś nietaktem z Twojej strony jeżeli teraz przemówisz. Pochyliłaś się w stronę dziecka i się go zapytałaś.
-Jak było w Podziemiu? - Po tym jak przełknął ziemniaka odpowiedział.
-Wszyscy przy tym stole próbowali mnie zabić. - ....
-Nie patrz na to w ten sposób, smarku!
-JA CHCIAŁEM CIĘ TYLKO SCHWYTAĆ!
-M-metaton n-nigdy by c-cię nie z-zabił!
-Moje dziecko, robiłam co mogłam aby cię ocalić.
-Frisk, nic nie wyrazi mojego ubolewania i poczucia winy.
-A ja ci mówiłem, że trzeba zabić albo zginąć!
Popatrzyłaś na Sansa z przerażeniem wypisanym na twarzy. On też próbował zabić Friska? Wzruszył ramionami.
-hej, nie patrz się tak na mnie, ja dotrzymałem moją obietnicę, miałem oko na dzieciaka, ani razu nie umarło na mojej zmianie – Popatrzył w wymowny sposób na Frisk, tak jakby robił jakiś żart, który zrozumieją tylko oni... żart, który nie podobał się malcowi. Doooobra, ta część rozmowy nie poszła tak jakbyś tego chciała. Postanowiłaś spróbować inaczej.
-Więc... uh... jak się poznaliście?
-PANI TORIEL I KRÓL ASGORE RZĄDZILI KIEDYŚ PODZIEMIEM!
-N-naprawdę? Byłaś królową? - Toriel popatrzyła na Ciebie z czułością.
-Tak, ale po ... pewnych rzeczach opuściłam Asgora i zatrzymałam się w Ruinach. Czekałam na spadających ludzi przez setki lat. Większość z nich umarła.
-....aha... - Nim zadasz kolejne pytanie wsadź sobie stopę w usta. Serio.
-Nie martw się, moje dziecko, ostatecznie wszystko skończyło się dobrze. Kiedy byłam w ruinach, mogłam z kimś porozmawiać – popatrzyła na Sansa – dotrzymywał mi towarzystwo, opowiadał kawały przez drzwi. Też mu jakieś odpowiadałam, wszystkie były fajne i zabawne. - Oh. Toriel i Sans ... mieli się ku sobie? Ciekawe czy chodziliby teraz ze sobą gdybyś się nie pojawiła.
-JA TRENOWAŁEM Z UNDYNE, CHCIAŁEM STAĆ SIĘ CZĘŚCIĄ KRÓLEWSKIEJ GWARDII
-A więc tak Sans poznał się z Undyne?
-Tak – odpowiedziała – pracowali w stacjach – Próbowałaś, ale nie byłaś w stanie dostrzec Sansa jako pracownika w ten sposób. Pewnie spał na służbie.
-CZEKALIŚMY NA LUDZI, ABY ICH SCHWYTAĆ, NIE ZABIĆ
-A....a ja byłam k-królewskim naukowcem – odezwała się Alphys – S-sans wpadał do laboratorium, czasami p-pomagał w badaniach.
-Naprawdę? - byłaś zaskoczona – Nigdy mi o tym nie powiedziałeś.
-T-tak. Ma doktorat.
-Co?! - krzyknęłaś patrząc na niego – Doktorat?! W czym?!
-astrofizyce – wzruszył ramionami – zrobiłem go w podziemiu, tutaj nic nie znaczy, znalazłem lepsze rzeczy do roboty, obserwowałem dzieciaka, chodziłem z bratem, na powierzchni jest przyjemnie.
-NO I NIE ZAPOMNIJ O BUZIAKACH DLA SWOJEJ OBLUBIENICY, PRAWDA SANS?
-.... err tak, racja.
-O-oh tak! Przepraszam za Mettatona, to chyba moja wina, pokazałam mu ciebie. Znaczy się... c-cóż, oboje wyglądacie razem tak dobrze – zaczęła bawić się nerwowo pazurami – Nie chciał n-niczego złego. P-pierwszą rzeczą jaką zrobił kiedy wyszliśmy była ciężka praca, bo chciał zostać g-gwiazdą i uh...
-Nie martw się Mettatonem. Jeżeli cokolwiek co on.... uh... ściągnął reporterów... znaczy się – musiałaś się zastanowić nad tym co chcesz powiedzieć – ale... oh uh... dzięki. Um... Sans i ja... jesteśmy... szczęśliwi razem – Miałaś nadzieję, ze to brzmi wiarygodnie, zerknęłaś na Undyne. Chwyciłaś za jego dłoń i wsunęłaś między jego palce swoje – Bardzo szczęśliwi – powtórzyłaś. Wszyscy przy stole przyglądali się wam z czułością w oczach. Tylko Undyne połowicznie się uśmiechała. Czułaś się zaakceptowana i nie osądzana. Pomyślałaś przez chwilę o przepełnionych nienawiścią ludziach, którzy włamali się do Twojego mieszkania i go zdemolowali. Miałaś nadzieję, dla ich dobra, że pewnego dnia będą mogli spotkać na swojej drodze takie potwory. Sama otrzymałaś od nich miłość, na którą nie zasługiwałaś.
-Czas na ciaaaaasto! - Toriel wstała od stołu. Deser był pyszny. Praktycznie rozpływał się w ustach. Chciałaś wziąć więcej, ale Sans szturchnął Cię w kolano. Toriel obiecała, że upiecze więcej jeżeli tylko obiecujesz przyjść jeszcze kiedyś z wizytą. -Miło było poznać, moja droga. Cieszymy się waszym szczęściem. - Pożegnałaś się z wszystkimi i poszliście do auta. Po niespełna pięciu minutach jazdy usnęłaś. To już drugi raz kiedy spałaś na Sansie. Ale tym razem nie czułaś się zawstydzona. Byłaś szczęśliwa.
Share:

14 komentarzy:

  1. nie ma to jak papyrus który robi ochrzan sansowi XDD słodkooo dał jej bluzę :3 Jak ja uwielbiam floweya który jest chamski ^O^ ,, wszyscy przy tym stole próbowali mnie zabić '' trochę przypał ;---; Yumi dzięki wielkie za przetłumaczenie >O< teraz mogę już usnąć na wieki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na wieki to może lepiej nie - bo jeszcze wiele rozdziałów do tłumaczenia

      Usuń
    2. o kucze no to spanie na wieki trzeba przełożyć na później ;---;

      Usuń
  2. (...)-Jak było w Podziemiu? - Po tym jak przełknął ziemniaka odpowiedział.
    -Wszyscy przy tym stole próbowali mnie zabić.(...)
    To było genialnie!!! Świetne tłumaczenie Yumi. Na ciebie zawsze można liczyć!

    OdpowiedzUsuń
  3. XDD Kocham tą Undyne c: Dzięki Yumi ^^ Wow, jesteś naprawdę niesamowita tłumacząc tak dużo <3 Kooocham cię XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień wolnego. Jutro już nie będzie tak kolorowo, kuuuuuupa nauki. -_-

      Usuń
  4. Frisk chyba nas podbił jeśli chodzi o brak taktu XD "wszyscy przy tym stole próbowali mnie zabić" XD

    Bluza Sansa... *bierze i ucieka* Móóóóój skaaaarb

    OdpowiedzUsuń
  5. Wyobraziłem sobie tę scenkę - No wszyscy przy tym stole próbowali mnie zabić - Frisk z uśmiechem na twarzy, a po tym taka cisza..., a ono dalej się uśmiecha.

    P.S.
    Gdzie jest Cara?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sensie Chara? Ettto nie ma jej w tym opowiadaniu

      Usuń
    2. ... Szkoda, bo troszkę za słodko.

      Usuń
    3. A odnośnie Chary wysyłam fajną nutę

      https://m.youtube.com/watch?v=gqghDbjaQXM

      Usuń
  6. No to czekamy kolejny miesiąc xD

    OdpowiedzUsuń
  7. Przez swe chore wizje (czytaj obudzenie się tej romantycznej Zakopanej w piachu części osobowości) mam wrażenie że Sans i antagonista mają się ku sobie.... Ale to tylko moje zdanie i przypuszczenia...

    OdpowiedzUsuń

POPULARNE ILUZJE