5 lutego 2017

Undertale: Czy to uczyni Cię szczęśliwą? - Rozdział XI - Starając się miło spędzić czas [Would That Make You Happy? - Just Trying to Have a Good Time - tłumaczenie PL]


Obrazek autorstwa: artanddetermination
Notka od tłumacza: Jest to kolejne opowiadanie gdzie TY jesteś główną bohaterką i kolejne dostosowane głównie pod kobiecego czytelnika. Właściwie tylko pod kobiecego czytelnika. Postać w która się wcielamy jest już nieco bardziej zarysowana, a jednocześnie tak zrobiona, że cząstkę jej osoby możemy znaleźć w sobie. Oczywiście, związek Sans x Ty, co by nie było inaczej. 
Rozdziały +18 będą oznaczone takim znaczkiem:
Fabuła maluje się tak: W wieku 14 lat urodziłyśmy Friska, nasza matka postanowiła podać się za jego matkę, aby nie psuć nam przyszłości i tak już 6 letni Frisk nie wie że jego siostra to jego matka. Z czasem to się oczywiście klaruje i prostuje. Po jednej z domowych awantur uciekasz wraz z Friskiem z domu i wpadasz do dziury na górze. Aaaaa reszta, reszty można się już domyśleć.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Opowiadanie autorstwa OnaDacora
SPIS TREŚCI:
Las za Snowdin był piękny po ciemku. Starasz się nie nazywać tej pory „nocą” choć Twój telefon nadal był nastawiony na odpowiednią godzinę panującą na Powierzchni. Tutaj nie było słońca, nie przedostawał się nawet najmniejszy promyczek by rozświetlić mroki. Zastanawiałaś się, czy jeszcze kiedyś dane Ci będzie zobaczyć wschód. Słuchałaś jak potwory rozmawiały o tej wielkiej świecącej kuli, tęskniły za nią choć czasem miały mylne wyobrażenia. Ty jednak... zdaje się najbardziej brakowało Ci księżyca. Gwiazd. Wilgoci unoszącej się w chłodnym nocnym powietrzu. Rosy na drzewach o poranku. Tego jak gęste chmury leniwie przewijały się po niebie. Tutaj w Podziemiu, nawet temperatura nie różniła się od tej do której przywykłaś. Powietrze było podobne. Jednak głazy nad głową przypominały ciągle, że utknęłaś pod ziemią. I choć dookoła były drzewa i śnieg, czułaś na barkach ich ciężar. Wzięłaś głęboki wdech. Sans zaprowadził Cię na pustą polanę, niedaleko jednego z klifów. Stąd mogłaś zobaczyć las w całej okazałości, okryty śniegiem. Wszystko kąpało się w barwach czerni i bieli. Stanęłaś obok kościotrupa. Znowu miałaś rękę w jego kieszeni. Ścisnął ją.
-co myślisz o widoku? - wpatrywałaś się w niego, zacisnęłaś mocniej wargi, a potem uśmiechnęłaś się.
-Bardzo przystojny. Las też niczego sobie. - Z jakiegoś powodu zabrzmiało to troszeczkę desperacko.
-hej, chciałem zachować ten kawał dla siebie.
-Byłam pierwsza – wyszczerzyłaś się – Będziesz musiał się bardziej postarać.
-normalnie nienawidzę się starać w czymkolwiek – jego oczy zamigotały – ale dla ciebie zrobię wyjątek
-Co za zaszczyt – wywróciłaś oczami
-zasługujesz na to

Myślisz, że jesteś wyjątkowa? Jesteś niczym więcej jak nastoletnią dziwką. Nikt nie będzie cię chciał!  

Usłyszałaś w głowie głos matki. Zrobiłaś krok do tyłu.
-Nie, nie zasługuję.
-zasługujesz, są osoby, którym na tobie zależy, mam tutaj przyprowadzić papyrusa aby przemówił ci do rozsądku? - Ścisnął Twoją dłoń, tak abyś przypomniała sobie, że nadal jest z Tobą. Wyobrażenie Papyrusa brnącego przez śnieg wywołało uśmiech na Twojej twarzy. To pomogło. Znowu skierowałaś wzrok na Sansa.
-Przepraszam. Stare nawyki. Powinnam dać sobie z nimi spokój – Dwadzieścia lat wmawiania Ci, że jesteś bezwartościowa zrobiły swoje.
-więc – mruknął zastanawiając się nad zmianą tematu. Byłaś mu za to wdzięczna – przyprowadziłem cię tu być mogła podziwiać widoki, przychodzę tutaj kiedy chcę oczyścić umysł.
-Jak chcesz oczyścić umysł, kiedy masz pusty łeb?
-ałć, to bolało – zaśmiał się – zawsze tak traktujesz chłopaków na randkach czy po prostu mam szczęście?
-Ah, wiesz... - zaczęłaś nerwowo gładzić się po włosach, czując się zakłopotana – Nie wiem. Nigdy tak naprawdę nie byłam na randce.
-naprawdę? nie żartujesz? - wyglądał na zaskoczonego.
-Naprawdę. Nigdy nie miałam tak naprawdę szansy – kopnęłaś śnieg pod stopą spuszczając wzrok.
-myślałem, że skoro masz friska... - nie wiedział co dalej powiedzieć, ale wyraził się dość jasno
-Miałam czternaście lat, myślisz że jego ojciec zabierał mnie na gorące randki? - zaśmiałaś się lekko – Nie było też żadnego romansu, troszeczkę pośpiechu i szukania ucieczki tam, gdzie rodzice nas nie znajdą...
-a więc będę musiał zabrać cię na gorącą randkę, a jak mi idzie z całą romantyczną stroną? - Popatrzyłaś na niego raz jeszcze, było dziwne napięcie w wyrazie jego twarzy. Z uśmiechem położyłaś głowę na jego ramieniu
-Nie narzekam. Choć nazwałabym ją zimną randką. - zaśmiał się nadal trzymając za dłoń, wyciągnął ją i przyciągnął do swojej klatki piersiowej, drugą ręką Cię objął. Uśmiechał się, poczułaś motyle w brzuchu.
-to twój rewanż za to, że sprawiłem iż zaczęłaś się krztusić u grillbiego.
-Lubię z tobą żartować, Sans. Lubię jak się śmiejesz. Wcześniej nie miałam z kim się śmiać – powiedziałaś przytulając się twarzą do futra oplatającego jego kaptur. Jego szczęka była gładka i ciepła, pachniał kośćmi i keczupem. To było dość dziwne, ale jakoś dziwnie znajome i przyjemne.
-zawsze możesz żartować ze mną, dziecino, i zawsze będę próbował cię rozweselić, może nie będę w tym orłem, ale obiecuję walczyć jak lew. - poczułaś jak ściska Cię mocniej, potem pochylił się i zaczął całować po policzku, po szyi. Lekko zadrżałaś, aż mruknął z przyjemności wprost do Twojego ucha. Mocniej chwyciłaś za jego bluzę. - hmmm.. a co to było? - zapytał niskim tonem. Znowu przysunął się bliżej do Twojego karku skubiąc go delikatnie zębami. Przeszył Cię dreszcz, lecz przysunęłaś się bliżej.
-Sans – stęknęłaś cicho – jeżeli nadal będziesz tak robić, naprawdę spróbuję pójść z tobą w kości, a jest dość zimno więc...
-podoba mi się ten pomysł, ale wolałbym abyśmy zrobili to w bardziej wygodnym miejscu – zwolnił swój uścisk, przesunął dłoń na Twoje biodro i popatrzył na Ciebie.
-Co za gentleman – cmoknęłaś go w policzek, a potem on Ciebie.
-oto cały ja, szkielet z klasą. - Odsunęłaś się od niego całkowicie, czując że potrzebujesz troszeczkę przestrzeni dla siebie. Puścił Cię bez słowa sprzeciwu, rozejrzałaś się po okolicy, a kiedy znowu popatrzyłaś na niego zauważyłaś, że nie spuścił z Ciebie wzroku. Mimo pragnienia nie byłaś pewna jak wejść w intymne relacje z kościotrupem. Oczywiście, jego język całkowicie zawrócił Ci w głowie, lecz co Ty możesz zrobić dla niego? Zauważyłaś, że podoba mu się jak dotykasz go po kręgosłupie, więc może tak naprawdę nie różnicie się zbytnio w tych sprawach. Na chwilę się zapomniałaś, ponieważ miałaś ochotę popatrzeć na niebo, a kiedy dostrzegłaś zimną skałę westchnęłaś pełna zawodu. Sans zrobił kilka niepewnych kroków w Twoją stronę.
-Przez chwilę wydawało mi się, że chmury przysłoniły gwiazdy – mruknęłaś do siebie.
-jest tutaj takie miejsce, waterfall, mamy tam pokój życzeń, na sklepieniu są kryształy i udajemy, że to gwiazdy, posyłamy im nasze marzenia, choć wiemy że to na niby to... pomaga, chyba. - Chyba właśnie próbował Cię pocieszyć, ale te słowa sprawiły, że zrobiłaś się jeszcze smutniejsza. Jak wiele rzeczy musisz poświęcić, jakich już nigdy nie zobaczysz... nie mogłaś nic poradzić na to, że tęskniłaś.
-Przywyknę, po prostu muszę się przyzwyczaić.
-jesteś pewna, że chcesz tutaj zostać? - choć brzmiał normalnie, światełko w jego oczach praktycznie całkowicie zniknęło, miałaś też wrażenie że starał się ukryć swoje obawy.
-Sans, nie będę gadać głupot, że upadek tutaj to najlepsze co mnie w życiu spotkało. Lecz ten.... tydzień był najszczęśliwszym – dotknęłaś jego ramienia. Sans chwycił Cię za rękę i popatrzył na Ciebie.
-chcę abyś wiedziała, że cieszę się iż tutaj jesteś, ale nie mogę uciec od wrażenia, że na powierzchni byłoby ci lepiej
-Może, ale jak mówiłam, jestem tutaj szczęśliwa. I jeżeli pisane mi zostanie w Podziemiu, to niech tak się stanie – ścisnęłaś jego rękę i uśmiechnęłaś się szeroko. Westchnął, dostrzegłaś, że jego uśmiech jest nieco większy.
-a więc nie będę cię wyganiać.
-To dobrze, bo lubię być z tobą – szepnęłaś rumieniąc się lekko. W jednej chwili przybliżył się do Ciebie i chwycił za brodę, pocałował delikatnie.
-chcę abyś została, chcę abyście oboje zostali, może to samolubne, ale ... jest tak dobrze, choć raz chcę aby tak zostało – Słychać było wyraźnie desperację w jego głosie. Nie wiedziałaś co to znaczy, ale miałaś wrażenie, że umknęło Ci coś bardzo ważnego. Przystawiłaś swoje wargi do jego zębów, mruknął zadowolony. Gładkie palce zaczęły błądzić po Twoim karku i plecach. Wsunęłaś ręce pod jego bluzę i zaczęłaś pieścić żebra. Uśmiechnęłaś się wiedząc, że podoba mu się Twój dotyk równie mocno, jak Tobie jego. Czekałaś na jego język, ale ten nie wychodził. Zamiast tego Sans odepchnął Cię lekko, by przyglądać Ci się z dziwnym głodem w oczach, który sprawiał, że zabrakło Ci tchu w piersi. -wracajmy do domu. - jego głos był bardzo niski. Przełknęłaś ślinę, starałaś się zapanować nad ciałem na tyle na ile mogłaś.
-Powinniśmy, tam śpię, a twój brat ma moje dziecko – głos lekko Ci drżał.
-wiesz co mam na myśli – na dźwięk tych słów coś ścisnęło Cię w żołądku.
-Tak, dobra, tak – Nadal nie wiedziałaś jak to w ogóle będzie działać, ale i tak tego chciałaś. Potrzebowałaś tego – Zabierz mnie do domu.
Byliście przed domem szybciej niż to możliwe. Miałaś wrażenie, że jakimś sposobem omijacie niektóre części miasteczka, ale w tej chwili miałaś to gdzieś. Sans otworzył drzwi tak cicho jak się dało, dostrzegliście Friska i Papyrusa śpiących na kanapie, telewizor dawał nikłe światło. Dobrze. Szkielet chwycił Cię za rękę i poszliście schodami na górę. Jego pokój to jedyne miejsce jakiego jeszcze nie widziałaś. Byłaś ciekawa jak wygląda? Nie zauważyłaś kiedy otwiera zamek. Wnętrze było .. ciemne kiedy tam weszłaś. Potem zamknął za wami drzwi i zapalił światło. Pokój był niewielki i zagracony. Kilka śmieci pod ścianą, skarpetki na podłodze, stara bieżnia na środku. Światełko jakie zapalił pochodziło od niewielkiej lampki jaką miał na biurku. Jego łóżko okazało się niezasłanym materacem. Szkielet wzruszył ramionami kiedy na niego popatrzyłaś.
-wybacz, nie spodziewałem się towarzystwa.
-Nic nie szkodzi, teraz o to nie dbam – rozpięłaś kurtkę i położyłaś ją na bieżni. Sans przyglądał Ci się jak usiadasz na jego łóżku, musiałaś wyprostować nogi – Będziesz się tak patrzył czy przyjdziesz do mnie nim stracę nerwy? - mruknęłaś niepewnie. Nagle znalazł się naprzeciwko Ciebie, trzymał ręce w kieszeniach spodni
-chciałbym wiedzieć jak to jest, ale nie mam nerwów – zaśmiał się jakby z przymuszenia. Westchnęłaś zadowolona.
-Masz zimne rączki? Rozgrzeję je – miałaś nadzieję, że to zabrzmiało lepiej. Wyraźnie się rozluźnił, wyciągnął dłonie z kieszeni
-wiesz, że uwielbiam ten niewielki błysk w twoich oczach kiedy żartujesz i czekasz na mój śmiech? - poczułaś jak serce zabiło Ci mocniej.
-Teraz już wiem – powiedziałaś miękko. Ściągnął bluzę i chwycił Cię za rękę mocno ściskając
-i sposób w jaki się rumienisz i twój uśmiech – Zaczęłaś całować jego szczękę. Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, lecz żadne słowo go nie opuściło. Pod językiem czułaś gładką strukturę jego kości. Mruknął nisko. Kiedy podniosłaś głowę zobaczyłaś, jak jego oczy mocno świeca, natomiast na policzkach pojawił się niewielki, błękitny rumieniec. Położyłaś się na łóżku, opierając się lekko na łokciach czekając aż do Ciebie dołączy. Nie marnował nawet chwili. Prawie przegapiłaś moment, kiedy klęczał na materacu, jedną rękę wsadzając w Twoje włosy, drugą pod koszulkę, gładząc palcami skórę do czasu, aż nie trafił na materiał stanika. Przesuwał palce wzdłuż linii kręgosłupa. Twoje dreszcze nie miały nic wspólnego z zimnem, zaczął czule skubać Cię po szyi. Zaraz potem poczułaś jak ją lizał. Zacisnęłaś mocniej wargi, aby nie jęknąć zbyt głośno, jego ręce powoli przesuwały się do góry odkrywając coraz więcej Twojego ciała. Gładkie palce zaczęły błądzić po brzuchu.
-jesteś taka miękka – mruczał – uwielbiam cię dotykać.
-Więc dotykaj. - szepnęłaś.
-gdzie? pokaż mi.
Chwyciłaś go za dłoń i położyłaś ją na jednej ze swoich piersi. Jego palce dotknęły materiału stanika. Otworzyłaś oczy i popatrzyłaś na niego, serce waliło Ci jak szalone. Przyglądał się Tobie jakbyś była jakimś cennym skarbem. Nie wstydziłaś się przy nim swojego ciała, żadna blizna nie była czymś złym. A to przez sposób w jaki na Ciebie patrzył. Jego palce powoli wsunęły się pod materiał, przygryzłaś wargi, czerpiąc przyjemność z jego dotyku. Powoli przysunęłaś się bliżej niego. Właśnie miałaś zaproponować ściągnięcie biustonosza kiedy...
-SANS?! - oboje zamarliście. Błękitne światło w lewym oku Sansa zajaśniało bardziej, kiedy spotkały się wasze spojrzenia.
-może jeżeli go zignorujemy to sobie pójdzie? - szepnął. Zacisnęłaś zęby.
-Ale jeżeli on nie śpi... to...
-Siorka?! - strach w głowie dziecka sprawił, że zamarła Ci krew w żyłach. Nic nie mogłaś poradzić na swój instynkt. Sans już Cię nie dotykał, poprawiłaś bluzkę i szybko wyszłaś z jego pokoju zbiegając po schodach w dół.
-Frisk, kochanie, coś się stało?
-bracie, wszystko dobrze? - słyszałaś zaniepokojenie w jego głosie. Papyrus stał na dole, zerkając raz na Ciebie raz na Sansa, zapłakane dziecko siedziało na kanapie. Wyższy z braci wyglądał nie zdziwionego i niepewnego tego, co właśnie się działo. Usunął się jednak z drogi kiedy go minęłaś by pobiec do Frisk. W jednej chwili to wtuliło się w Ciebie bardzo mocno.
-Ciii, skarbie, jestem, co się stało? - gładziłaś je po plecach.
-coś nie tak? - Sans zapytał się brata.
-Ja.. ja nie jestem pewien – jego głos był cichy – Kiedy się obudził zaczął się o nią wypytywać. - Dziecko drżało w Twoim objęciu.
-Skarbie, mów do mnie, wszystko dobrze? - starałaś się nie dopuścić strachu do głosu.
-Koszmar – mruknęło w Twoją pierś – Ja... nie mogłem cię znaleźć.... nie było cię tu... a potem jak się obudziłem.... ciebie nadal nie było.... bałem się.... że jestem sam.
-Nie jesteś sam. Jestem tutaj.
-Gdzie byłaś? - Poczucie winy pojawiło się w Twoim sercu, choć wiedziałaś że nie zrobiłaś niczego złego.
-Sans i ja nie chcieliśmy cię obudzić. Byliśmy w jego pokoju.
-Zostaniesz ze mną? - Frisk wtulił się bardziej w Twoje ubranie. Zaczęłaś gładzić palcami jego włoski
-Oczywiście, zostanę z tobą – kiedy to mówiłaś popatrzyłaś na Sansa. Bałaś się, że będzie złym jednak nic z tych rzeczy. Rozumiał. Podszedł i poklepał dziecko po głowie, drugą kładąc na Twoim ramieniu. To niewielki gest, ale czułaś, że wspiera Cię. To nowe uczucie, wypełniało Cię ciepłem.
-przepraszam, że cię przestraszyliśmy dzieciaku, wiem jak to jest obudzić się zagubionym – Frisk popatrzył na niego. Pociągnął nosem.
-Obudziłeś się kiedyś w złym miejscu?
-jasne – w jego głosie było coś smutnego, lecz uśmiech to chował – ale jeżeli będziesz dobrym dzieckiem, to będzie dobre miejsce, tym razem.
Share:

9 komentarzy:

  1. "-może jeżeli go zignorujemy to sobie pójdzie?" xD Boże to takie prawdziwe xD

    OdpowiedzUsuń
  2. No niech was kaczka kopnie. A już sie napaliłam na tą scene. To chyba normalne, że chciałam to już teraz, prawda? Świetne tłaczenie Yumi ^^ Kocham cie <3 Jak ja już chce znów tą jego sexi niebieską magie. Po Cichych Momentach uwielbiam te jego magie i sie już napaliłam na nią ale Frisk i Paps to zrujnowali -_-



    Czekam z wielką chęcią na ciąg dalszy. Yumi,mam teraz ochote przez urwanie tego >///<

    OdpowiedzUsuń
  3. Powiedzmy tak. Ja jadłam sobie spokojnie naleśniki. Wraz z postępowaniem tekstu, jadłam je coraz łapczywie. A potem się zatrzymałam i spojrzałam naleśnika tak, że kurde chyba już nigdy nie zjem naleśników XD Zapamiętać, nie jeść jedzenia w trakcie czytania XDDD

    OdpowiedzUsuń
  4. To po prostu świetne. Uwielbiam to opowiadanie.^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Cicho marzę o następnym rozdziale :P Uwielbiam to opowiadanie <3

    OdpowiedzUsuń
  6. To nowe uczucie wypełnia cię ciepłem a czy nie determinacją XD

    OdpowiedzUsuń

POPULARNE ILUZJE