4 marca 2019

Undertale: Gra w kości - Pycha, w końcu coś kurwa smacznego! [The Skeleton Games - Delicious, finally some good fucking food!] [tłumaczenie PL]

Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Od czasu zniszczenia bariery minęły miesiące. Potwory w końcu uzyskały prawo do przemieszczania się po mieście. Siedzisz nocą w swoim małym mieszkanku i robisz swoje kiedy nagle słyszysz muzykę zza ściany. Czy Twój sąsiad zawsze musi słuchać muzyki tak strasznie głośno? Masz tego serdecznie dość. Ściany są cienkie i słyszysz, jak chodzi po mieszkaniu, krzyczy albo... gra w gry.... Zaraz, znasz tę grę. Czas rozpocząć plan "jak wkurwić sąsiada palanta". Tylko dlatego, że jesteś wampirem, nie oznacza, że nie możesz być złośliwa. 
A więc tak, opowiadanie Postać x Czytelnik. Dostosowane pod kobiecego czytelnika. Uniwersum - UnderFell. Związek Sans x Czytelniczka. Co warto wiedzieć? Wcielasz się w żyjącą kilka setek lat wampirzycę, która świetnie zaaklimatyzowała się w otaczającym świecie do takiego stopnia, że ... jest nerdem. Uwielbia gry komputerowe. Co jeszcze/ A tak, jesteś znacznie wyższa od Sansa. 
Czy Tobie, droga wampirzyco uda się skraść serce małego, wkurwionego na cały świat Sansa? 
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Autor: poetax
SPIS TREŚCI





Twoja ręka ruszyła się pierwsza. Użyłaś jej do przesunięcia na bok bioder Sansa. Potem je puściłaś lekko oddychając gdy pozwoliłaś aby opadły delikatnie. Jeżeli coś mówi, nie słyszysz go. Hałas w pomieszczeniu wszystko tłumił. Wzrokiem powędrowałaś na światło z jego krocza, które prześwitywało przez jego ubrania, błagając o wypuszczenie. Szkoda, że w całości nie możesz go zobaczyć… powinnaś coś z tym zrobić. Przesunęłaś palce na gumkę jego spodenek, czując jak opina się na jego kościach. Stoją Ci na drodze… Zacisnęłaś palce na gumce i jednym, sprawnym i szybkim ruchem, obsunęłaś je. Słyszałaś jakieś drapanie z drugiej strony ściany, ale nie zrozumiałaś żadnego słowa. Widziałaś jak Sans szamocze się i w jaki wygłodniały sposób jego biodra poddają się Twojemu dotykowi. Pierwszy raz widzisz go w bokserkach w serduszka, poczułaś jak samokontrola wraca na chwilę. Nie mogłaś uwierzyć, że ma je na sobie, wyglądają tak zabawnie. Lecz Twoja ręka już błądziła po jego lewej kości udowej, gdy chwyciłaś za nią. To nie był zły wybór. Jest gładka i jest na niej wiele miejsca do gryzienia. Wzrok wrócił na światło na jego kroczu… Teoretycznie to lepsza opcja… ale… to byłoby chamskie, prawda…? To… twój przyjaciel. Nie robisz nic złego. Utknął, a ty chcesz pomóc mu, aby poczuł się lepiej. To nic złego. Ty mu… tylko pomagasz. Pocierałaś dalej dłonią po jego kości udowej, chwilę zastanawiając się. Światełko pod jego bokserkami znowu zrobiło się jaśniejsze, czułaś ciepło spod nich i wyraźny zapach. Taki ładny. Dlaczego ludzie nie wyglądają tak rozkosznie kiedy próbujesz ich ugryźć? Dlaczego nie pachną tak apetycznie? Dlaczego nie są tak potulni? Pozbyłaś się resztek materiału jaka zasłaniała jego nogę, widząc całą kość aż do jego biodra. Zatrzymałaś się na chwilę, badając to co widzisz. To takie dziwne… Jak jego nogi łączą się z ciałem? Gdy tak się patrzyłaś, zauważyłaś magię spajającą jego kości razem, przeciągnęłaś palcem po niej. Światełko tańczyło na Twojej skórze, było ciepłe, zupełnie jak ciało szkeleta. Sans całkowicie milczał. Przestał się wiercić i kręcić, jego ciało się nie ruszało tak jakby czekał, abyś coś zrobiła. Stłumiona myśl dotarła do Twojej głowy, byłaś zaskoczona, że nie próbuje Cię powstrzymać. To może oznaczać tylko jedno… prawda? Nie przeszkadza mu to… Pośpiesz się i ugryź go! Oblizałaś usta czując jak rosną Ci kły. Wzrokiem odnalazłaś miejsce, które wydawało się błyszczeć i przyzywać Cię. Przybliżyłaś się owładnięta aromatycznym zapachem, który dobywał się od niego. Czułaś go wszędzie. Był w Tobie, dookoła jakby wymieszał się z powietrzem i sam w sobie je stanowił. Przechyliłaś głowę, czułaś jak Twoje oczy zaczynają świecić. Ugryź go! Ale co z jego HP…? Ma tylko jeden punkt życia… Wahałaś się, ale tylko przez frustrującą sekundę. Nic mu nie będzie. Nie pachniałby w ten sposób, gdyby coś miało mu się stać.. No i jeżeli nie chce, abyś go ugryzła, kopnąłby Cię teraz w twarz. Chce abyś to zrobiła. Skosztujesz go tylko odrobinę. Ugryź go! Podciągnęłaś jego bokserki do góry, upewniając się, że nie zagradzają Ci drogi. Ugryź go!! Przybliżyłaś się, czując na ustach jak jego magia tańczy. Przez rozchylone wargi wystawiłaś język, którym polizałaś kość, sprawdzając jego ciepło i pot. Wibracje jego ciała błądziły po Twoim, podobał Ci się ten dotyk. Kto wiedział, że kości mogą być takie ciepłe i żywe? To jakby energia świata cię przenikała, ciągle Ci jej mało. Polizałaś jeszcze raz to miejsce, upewniając się że jest gotowy zanim zatopisz w nim swoje kły. Jego zapach doprowadzał Cię do szaleństwa. Jest tutaj, pod Twoimi ustami. Czułaś jak magia wibruje w nim, tysiące razy na sekundę. Rozpalają go, pobudzając powietrze dookoła Ciebie. Potrzebowałaś tego. Weźmiesz to co Twoje! Gdy patrzyłaś tak na swoją ofiarę, cała otumaniona nowymi doznaniami, usłyszałaś dzwonek do swoich drzwi, który rozbrzmiał nad wyraz głośno. 
Ding dong!
Zacisnęłaś palce na nodze Sansa, patrząc wrogo na korytarz. Idź sobie! Jestem zajęta! Dlaczego wszystko próbuje Cię powstrzymać?!
 Znowu otworzyłaś usta, gotowa go ugryźć… Jak w ogóle to zrobić? Można się wgryźć w kość? Jego biodra wydają się dość twarde… A tam! Pomartwisz się o to później! Nie czujesz? Oczywiście, że Ci się wszystko uda!
Ding dong!
Zaraz… czy Ty aby przypadkiem nie zamówiłaś jedzenia z Grillbys? To jego dostawca jest pod Twoimi drzwiami? Olać… Kto potrzebuje jedzenia, kiedy masz przed sobą tak smakowitą….
Ding dong!!
Olej i ugryź go! Dlaczego jeszcze tego nie zrobiłaś?! Wahałaś się, coś Cię powstrzymywało. Cichy głosik krzyczący gdzieś w odmętach Twojej duszy. Mówił, abyś tego nie robiła. Ale nie mogłaś się powstrzymać! Nie mogłaś! Byłaś tak blisko! Potrzebowałaś tego. Chciałaś tego! Wtedy usłyszałaś inny dźwięk, niski, przeszywający kość jaką trzymałaś. To dusza Sana burczała i to burczenie wędrowało po całym jego ciele, alarmując, że jeszcze nic nie jadł… To on potrzebuje jedzenia, nie Ty! Nie gryź go! Pośpiesz się i otwórz drzwi! Resztką kontroli jaka w Tobie pozostała (a żałowałaś, że ją miałaś) zamknęłaś usta i odsunęłaś się stając pod przeciwległą ścianą. 
-J-Już… Już idę! – krzyknęłaś szybko, biegnąc w stronę drzwi. Twoja torebka była na stole, sięgnęłaś do niej, wyciągając portfel i odliczając pieniądze na pokrycie rachunku za jedzenie. Otworzyłaś drzwi przywitana przez włochaty wilczy pysk, to Ice Wolf trzymał torbę. –P-przepraszam! Ja właśnie… sprzątałam! – powiedziałaś, słysząc już wyraźnie, dźwięki ze swojego mieszkania. Przytaknął cicho, zerknął ukradkiem przez Twoje ramię do kuchni, gdy podawałaś mu pieniądze. 
-Sans?- zapytał
-Z-zaraz przyjdzie… Jest… z-zajęty! – czułaś jak się rumienisz. Nie, Ty byłaś cała gorąca! Coś narobiła? Na gwiazdy… coś narobiła?!
-Pozdrów go – warkną wilk przytakując – Tęsknią za nim w barze.
-D-dobra! Powiem mu! – robiłaś się niecierpliwa. 
-Mam coś przekazać?
-Nie! Jest super Ice! Ale muszę wracać do porządków! – Wilk wyszczerzył zębiska w przerażającym uśmiechu. – Do potem! – krzyknęłaś zamykając drzwi nim powie coś jeszcze. Odetchnęłaś, tuląc do siebie siatkę z jedzeniem od Grillbys, kiedy opierałaś się o drzwi. Już po Tobie! Właśnie ściągnęłaś przyjacielowi spodnie, podciągnęłaś jego bieliznę i polizałaś jego nogę. Kość udową… Mniejsza! To nie ma znaczenia! Będzie wkurzony! Nie możesz ot tak sobie ściągać cudzych spodni i lizać! Zwłaszcza, bez zgody! Musisz go szybko przeprosić! Jak mogłaś tak stracić kontrolę? Od lat Ci się to nie zdarzyło! Żywiłaś się regularnie, ale niewiele i zawsze używałaś swoich mocy najmniej jak się dało. Nienawidzisz tracić kontroli! To jest najgorsze, a to że straciłaś ją na Sansie… To twój przyjaciel. Wie kim jesteś. Akceptuje Cię. Jak już miałaś stracić kontrolę, to lepiej przy kimś, na kim Ci nie zależy. Nie możesz nawet wymazać jego wspomnień! Coś najlepszego zrobiła?! Przycisnęłaś rękę do ust, gdy opierniczałaś się w myślach. To ten zapach, to jego wina! Z jakiegoś powodu przez niego masz wrażenie, że całe powietrze dookoła Sansa jest wypełnione czymś przepysznym. Właściwie… jak się nad tym zastanowić, to ten zapach? To nie tylko jego regularny zapach… ale coś innego też. Co się dzieje? Wiele razy byłaś przy nim! Co takiego innego dzieje się tym razem?! Nagle usłyszałaś jak drzwi do mieszkania Sansa otwierają się. Niskie głosy przemykają po jego przedpokoju, zamykają drzwi, schodzą schodami i odchodzą. Już sobie poszli… W końcu, ci co naprawiali sufit, sobie poszli. Westchnęłaś i zamknęłaś oczy, skupiając się. Teraz albo nigdy, lepiej zająć się sprawą teraz, zanim stanie się coś o wiele gorszego. 
Jeden po jednym, wyłączyłaś wszystkie urządzenia i lejący się kran unikając spojrzenia na dyndające biodra w korytarzu. Sans nadal nic nie mówił i nim zacznie krzyczeć, lepiej abyś wyłączyła wszystko nim zaczniesz z nim rozmawiać.  Gdy wszystko już było cicho, stałaś w korytarzu oddalona od Sansa. 
-E-ej … uh… Cz-czacho…? – zaczęłaś delikatnie. Nie odpowiadał – Konserwatorzy… poszli – powiedziałaś tym razem głośniej – Z-zaraz cię wydostanę.. dobra? – Chciałaś przeprosić, ale nie umiałaś się do tego zmusić. Jeszcze nie. Musisz się skupić na tym co trzeba zrobić. Wpierw go wydostań, a potem przepraszaj. Nadal nie odpowiadał, ale i tak postanowiłaś robić swoje. Biorąc głęboki wdech, podeszłaś do dziury w ścianie jaką zrobiłaś wcześniej, z której zwisały biodra Sansa. Poczułaś od razu mocny zapach, czułaś znowu dziwne uczucie. Ledwo oddychałaś, więc zachowałaś trzeźwość umysłu. Postanowiłaś szybko to zakończyć zanim znowu stracisz nad sobą kontrolę. Chwyciłaś za wydrążone nacięcie w ścianie i pociągnęłaś mocno. Wyciągając Sansa w całej okazałości ze ściany. Upadł na ziemię wraz z pyłem. Nadal miał dobry kawał ściany dookoła talii, przez co miałaś wrażenie, jakby miał na sobie jakieś niedopasowane tutu. I kiedy miałaś już się z tego śmiać zauważyłaś dziury od pazurów w jego swetrze. Po dłuższej chwili wstał oddalony od Ciebie, jego cała twarz była czerwona i nie patrzył Ci w oczy. Zacisnęłaś ręce zdając sobie sprawę, jak trudna to będzie rozmowa. Lepiej mieć to już z głowy, nie chcesz aby sobie poszedł zanim mu wszystko wyjaśnisz. – Konserwatorzy… uh… wyszli… więc pomyślałam… że może uda mi się ciebie wydostać szybciej. – mówiłaś unosząc delikatnie nogę. To było straszne. Jesteś okropna. Sans lekko drgnął, ale nadal patrzył przed siebie, na jego twarzy nie malowała się żadna emocja. – Um… Ice Wolf przyniósł twoje zamówienie. Powiedział, że tęsknią za tobą w barze… Nadal jesteś głodny… prawda? – Milczał, a Ty rozglądałaś się niepewnie po korytarzu. Odpowiedz Czacho! Nie będziesz mogła przeprosić, jeżeli nie odpowie! Opuściłaś wzrok na ziemię i nim udało Ci się powstrzymać, wypaliłaś. – Ściągnęłam ci spodnie… - Niech ktoś Cię zamknie! Sans powoli podniósł swoją głowę patrząc na parę szortów. Poruszył dłonią by chwycić za materiał i naciągnąć go na siebie. – Um… może wpierw pozbądźmy się tej ściany z ciebie nim je założysz – Zrobiłaś krok w jego stronę, zadrżał znowu zaś jego ślepia powędrowały wprost na Ciebie. Poczułaś jak coś ściska Cię w żołądku, gdy spojrzałaś w jego oczodoły. Wyglądał na przerażonego – Przepraszam – powiedziałaś cicho – Ja… 
-Co ty do diabła… - warknął patrząc na ziemię, gdy zebrał siły krzyknął – Coś ty zrobiła?! – słyszałaś jak warczy. Odwróciłaś wzrok, starając się ignorować światło prześwitujące przez jego ubranie. To był niebezpieczny błysk i cieszyłaś się, że stoisz dość daleko od niego. Otworzyłaś usta, by je zamknąć i otworzyć znowu. 
-Naprawdę przepraszam! – złączyłaś ręce – Nie chciałam! Powinnam zdać sobie wcześniej sprawę, że dziwnie pachniałeś i być bardziej uważna. To po prostu stało się tak szybko nie miałam szansy zorientować się co robię, a potem było już za późno! A potem ściągnęłam ci spodnie i lizałam nogę i była taka pyszna… Ale powstrzymałam się i… i… - wzięłaś głęboki wdech – Naprawdę przepraszam, że próbowałam cię ugryźć! – powiedziałaś głośno – Przysięgam, że nigdy więcej tego nie zrobię! – Sans otworzył szerzej oczodoły, jego źrenice powędrowały wprost na Twoją twarz. Światło spod jego ubrania prawie zniknęło. 
-Ty… ty próbowałaś mnie ugryźć…? – zapytał zmieszany. 
-Przysięgam, że nie zrobiłam tego celowo!
-…Huh… - odparł jakby z ulgą. 
-Zaraz… A myślałeś, że co robię…? – odwrócił wzrok i chwycił za swoją kurtkę zasuwając zamek taka by zakryć pojawiające się znowu światełko
-Próbujesz… mnie wydostać…? 
 -No tak… ale kiedy poczułeś na swojej nodze… co innego mogłam….
-Próbowałaś mnie tylko wydostać! – powiedział głośniej
-Ale kiedy ja…  - Sans zacisnął palce na nogach, ale tutu ze ściany blokowało go
-N-nie wiem kurwa, dobra! Myślałem, że próbujesz mnie wydostać!!! – szarpnął ścianę dookoła bioder ale ta ani drgnęła. Nie patrzył Ci w oczy. Myślał że… co miał myśleć, kiedy nagle ściągnęłaś jego spodnie! T-to nie jego wina! Ma ruję! Oczywiście, że myślał o… - Zaraz! Chciałaś mnie ugryźć! – szybko podniósł wzrok na Ciebie
-Przecież powiedziałam, że…
-Kurwa mać! – warknął robiąc krok do tyłu. 
-Mówiłam, że nie chciałam!
-Po chuj próbowałaś mnie ugryźć? Jestem potworem, nie mam krwi! 
-Wiem! Ale… - próbowałaś się wytłumaczyć – Naprawdę ostatnio ładnie pachniesz i w ogóle, a kiedy zacząłeś… uh… ś-świecić ja… straciłam nad sobą kontrolę… - westchnęłaś, postanawiając przejść do sedna – Czacho, teraz, coś w tobie sprawia, że chcę cię ugryźć i nie panuję nad tym. 
-M-mówiłem ci, że nic się nie zmieniło! – był czerwony od wspomnienia o świeceniu – Pachnę tak samo.. i ja… - otworzył szerzej oczy – Powiedziałaś… że poczułaś podobny zapach na moim bracie? – zapytał nagle. 
-Tak…? 
-Kiedy? 
-Wczoraj. Przytulił mnie i… nie był tak silny jak twój, ale podobny. Właściwie… nie jestem pewna, czy to zapach czy…
-Szef cię przytulił! – uniósł brwi
-Ta… też mnie to zaskoczyło. Właściwie to twój brat…
-M-mniejsza! – potrząsnął głową – Poczułaś to na kimś jeszcze? – Myślałaś przez chwilę
-Um.. Muffet też tak pachniała trochę…
-A Undyne?! – zapytał zaczynając się pocić. Pomyślałaś o niej. Nie czułaś tego na niej… Wczoraj byłyście razem, obejmowała Cię ramieniem, klepała po plecach, a nawet udawała, że chce Cię zabić, ale nie czułaś nic od niej. 
-Um… nie… - Sądziłaś, że Sans zna już odpowiedź, jego oczodoły zaświeciły wyraźniej. 
-…K-kurwa… - mruknął
-Co! Co to jest?!
-N-nic. – rzucił szybko pocąc się bardziej. 
-Czacho! To ważne! Muszę wiedzieć dlaczego ostatnio potwory tak apetycznie pachną abym się na nie nie rzuciła i nie zaczęła ich gryźć! 
-T-to nic takiego! – bardziej się pocił
-Czacho!
-D-daj mi spokój! 
-Czacho!
-Nic ci nie powiem kurwa!
-Muszę wiedzieć!
-I tak ci nie powiem! – Fuknęłaś zdenerwowana. Tego też ci nie chce powiedzieć, ale nie popuścisz tak łatwo. Skoro masz ochotę gryźć potwory musisz wiedzieć dlaczego i jak tego unikać. Może nic ci nie mówić o Podziemiu, języku programowania potworów, o seksie i wszystkim innym, ale musisz wiedzieć dlaczego potwory pachną teraz jak coś przepysznego. Chwileczkę… Zatrzymałaś się zdając sobie sprawę, że wspominał coś o czymś, ale tego też Ci nie chciał powiedzieć. 
-Czacho…? – zaczęłaś powoli marszcząc brwi i uśmiechając się delikatnie. – Czy ma to coś wspólnego z sezonem….? – Zamarł zaciskając mocno ręce na obu stronach swojego „tutu” i pocił się jeszcze bardziej. 
-N-nie…! – mruknął
-Ma! Czacho! Co się dzieje z tobą i pozostałymi?!
-Odpierdol się! Nic ci kurwa nie powiem! – warknął
-Wiedziałam, że to coś związanego z seksem! Biegasz dookoła z potworzym kutasem i w ogóle! 
-Mówiłem, abyś tak tego nie nazywała!- Stałaś w miejscu śmiejąc się lekko, jednocześnie zbierając myśli. Wspominał coś o sezonie, a po tym co wiesz od Papyrusa i Undyne, to coś co powraca czasowo. Więc co jakiś czas świeci bez kontroli, czuje się źle i ma problemy z koncentracją magii. Heh.. to brzmi prawie tak jak… Otworzyłaś oczy przypominając sobie rozmowę z Sansem jaką miałaś w Nawiedzonym Domu podczas zmiany. Rozmawialiście o…
-No nie… Czacho! Cz-czy to…! Cz-czy ty…?! – otworzyłaś szeroko usta kiedy zrozumiałaś – Masz teraz sezon godowy?!  - Jego twarz była cała czerwona
-Z-zamknij się! To nie to! – nie umiał spojrzeć Ci w twarz. 
-Nie myślałam o tym w ten sposób kiedy o tym mówiłeś, a powinnam! – uśmiechałaś się z zadowolona i dumna ze swoich umiejętności dedukcji – To dlatego tak bardzo świecisz! 
-Spierdalaj! – Uśmiech nie schodził Ci z twarzy, wtedy zdałaś sobie sprawę z czegoś jeszcze
-Zaraz… jesteś chłopcem… prawda? – Sans zmarszczył brwi, w końcu spojrzał na Ciebie
-A co to kurwa ma do rzeczy?
-Bo wiesz, ruja odnosi się głównie do samic.
-Nie trzeba innego słowa skoro dla wszystkich oznacza to samo! – warknął
-Oh… huh? – Może to dlatego nie połączyłaś faktów wcześniej. Myślałaś, że ruja odnosi się tylko do potworzych samic. – Zaraz! Dlaczego podoba mi się jej zapach?! – Sans westchnął pokonany odwracając wzrok w inną stronę gdy wtulił się w futro kurtki. Już o wszystkim wiesz i nic na to nie poradzi. 
-N-nie wiem, dobra! Myślałem, że pijasz krew! Jak możesz czuć ruję, skoro ona nie ma zapachu?! 
-Mmm to nie do końca zapach, to jak… Wiem, że dzieje się coś dobrego. – Sans popatrzył na Ciebie z niedowierzaniem. 
-To pierdolona ruja, szajbusie! W tym nie ma nic dobrego! Dlaczego ten zapach ci się podoba?! 
-Nie wiem… po prostu.. w tej chwili bardzo miło jest kiedy jesteś obok… - Sans wykrzywił twarz w obrzydzeniu 
-Ani się waż mnie ugryźć! – ostrzegł 
-Nie zrobię tego! Robi się źle kiedy jestem naprawdę blisko ciebie! – patrzył przez chwilę na Twoją twarz, jakby chciał odkryć czy mówisz prawdę. Nagle rozmyślił się, położył ręce na obu kawałkach ściany dookoła jego kręgosłupa i rozerwał ją na połowę. Pozbył się resztek, które opadły na podłogę i odetchnął z ulgą. 
-Umieram z głodu… - bąknął wsuwając nogi w spodnie, odwrócił się i poszedł korytarzem. Szłaś za nim utrzymując się na dystans. Usiadłaś dopiero wtedy kiedy on usiadł pierwszy i zaczął otwierać swój posiłek, nawet na niego nie spojrzał dobrze. Przez jakiś czas patrzyłaś jak je, nim odwróciłaś wzrok. Musisz przestać myśleć o tym świetle. Nie myśl o tym, nie o tym jak wygląda, nie o tym jakie to było miłe uczucie. Musisz mieć się na baczności… póki to się nie skończy… 
 -Więc… jak długo będziesz taki świecący i napalony? – zapytałaś patrząc jak musztarda wylewa się z jego burgera.  Sans zakrztusił się jedzeniem, prawie wypluwając je na stół. 
-N-naprawdę będziesz się o to pytała?! Kiedy kurwa jem?! 
-To ważne.. muszę wiedzieć ile to jeszcze potrwa! – Chwycił za butelkę musztardy leżącą przed nim i napił się z niej nim wrócił do jedzenia. 
-Jakieś trzy… cztery dni… zazwyczaj… - mruknął
-Będziesz chodził ze świecącym potworzym kutasem przez cztery dni?!- Znowu się zadławił. 
-Mówiłem, abyś tak tego nie nazywała! 
-A jak mam to nazywać? 
-To tylko… ruja… to wszystko. 
-Ta, ale świecisz
-Świecę bo moja magia jest silniejsza! To nie kutas czy coś co świeci cały czas! – Wiesz, że nie chodzi tutaj tylko o silniejszą magię. Nie wstydziłby się tematu tak bardzo, gdyby chodziło tylko o to. 
-Wiesz… nie musisz nic przede mną ukrywać. To tylko wasza biologia. Gdybyś powiedział mi wcześniej, zrozumiałabym wszystko i to co się dzieje i w ogóle… - popatrzył na Ciebie
-Tsk… Może nie chciałem mówić, bo wiedziałem, że zrobisz z tego wielkie coś… - bąknął
-Ale to jest wielkie coś. Rozświetlasz mi pokój! 
-Teraz nie świecę! – warknął – I normalnie, nie świecę tak bardzo… to tylko… t-tym razem wszystko jest silniejsze… - odwrócił wzrok. Zaśmiałaś się. 
-Jesteś pewny, że to nie dlatego, że powiedziałam, że jesteś zabawny? – znowu się zakrztusił. 
-To dlatego o niczym ci nie mówię! – warknął nim ugryzł duży kawałek burgera – Bo zawsze pierdolisz takie głupoty! – z ust kapała mu musztarda, ale chyba tego nie zauważył. Jadł szybciej niż zazwyczaj, w ogóle nie rozkoszując się jedzeniem nim to znika gdzieś w jego czaszce. 
-Więc… możesz teraz zajść w ciąże? – Tym razem wypluł burger na stół
-NIE! KURWA MAĆ! – otarł czerwoną twarz – Potwory nie zachodzą w ciążę, debilu – upił kolejny łyk musztardy – Nie robimy takich dziwnych okropieństw jak wsadzanie innych części ciała by się rozmnażać! To robią jakieś zboczone świry, a nie potwory. 
-Ale o to chodzi w sezonie godowym!
-Tsk… - zamknął oczodoły – U nas to oznacza, że nasza magia jest gotowa stworzyć dziecko jeżeli wszystko zrobimy jak trzeba!!! – czułaś, że jesteś coraz bliżej tego, aby Sans powiedział Ci to co chcesz wiedzieć. 
-A… um… - rozejrzałaś się nerwowo – Ja to … uh… trzeba robić? – Sans wsunął za zęby ostatni kawałek burgera i oblizał ubrudzone palce. 
-To oznacza – uśmiechnął się – Robimy czary mary i podajemy sobie ręce
-Czacho! Nie! Muszę wiedzieć! – jęczałaś pochylając się nad stołem. 
-To nie mój problem! – warknął, wylewając musztardę na frytki, by potem wziąć kilka i wsadzić je sobie w usta. 
-Powiedz chociaż w zarysie medycznym. Nie musisz mówić wszystkiego, po prostu ogólniki. – Sans uśmiechał się zadowolony, patrząc jak wijesz się na stole. 
-Nic ci nie powiem – Zjadł ostatnią frytkę – No i z tego co wiem, już znasz medyczny zarys. 

Puściłaś jego rękę i wypuściłaś oddech. Cofnął się, upewniając się, że oboje jesteście w bezpiecznej odległości jaką sobie wcześniej ustaliliście. Większość zmiany w Nawiedzonym Domie poszła dobrze. O dziwo, jego czerwona twarz sprawiła, że klienci bali się go bardziej. Jego kawały były dzisiaj pierwsza klasa. Sama musiałaś się kilka razy powstrzymywać, aby się nie zaśmiać z niektórych. To tylko go dodatkowo nakręciło i nawet po zmianie, nadal Cię nimi zasypywał. 
-No weź, wiem że to uwolniło twojego ducha – pochylił się nad Twoim krzesełkiem
-Czacho! Nie, masz szlaban na kawały! 
-Bo co… będą cię nawiedzać w koszmarach? 
-Koniec! Koniec z nawiedzaniem!
-Wiesz, że są dość…. Straaaaaszne
-DOBRANOC! – prawie krzyknęłaś idąc korytarzem i ignorując go. Sans ziewnął i wywrócił oczami, pomachał ręką i teleportował się do swojego mieszkania. 
-Dobranoc – mruknął wchodząc do pokoju. Musiał wcześniej ściągnąć kurtkę, podniósł wzrok i spojrzał na Ciebie raz jeszcze
-Heh… uh… co z tym zrobimy? – zapytałaś niepewnie, patrząc na niego przez dużą dziurę jaka łączyła jego pokój z Twoim salonem.  Wzruszył ramionami, zbyt zmęczony aby cokolwiek na ten temat mówić. 
-Będę spał w innym pokoju, póki tego nie naprawimy – mruknął leniwie. 
-A moja kanapa? – zapytałaś niemal urażona
-Co z nią?
-Czacho, jest wygodna! Wiesz o tym! – Ziewnął.
-Nie. 
-Ale
-Żadnych ale – bąknął – Ostatnim razem kiedy byłaś blisko mnie prawie użarłaś mnie w dupę. – Popatrzyłaś na niego, zaskoczona że coś takiego powiedział
-Ja… ja nie … mówiłam, że to był wypadek! 
-Wypadek jak dupa wołowa. Obawiam się, że jeżeli następnym razem będę blisko ciebie, to się z tego nie wyliżę. 
-Nie mogę uwierzyć, że robisz sobie z tego jaja! – Sans uśmiechnął się szerzej i jakiś jaśniejszy kolor przebiegł po jego twarzy. 
-To mechanizm radzenia sobie ze stresem… - powiedział zadowolony  - No i .. dla ciebie już jest za późno, dziewczynko! Lepiej oszczędzaj swoje słodkie kiełki, wiem jak bardzo je lubisz! – Otworzyłaś usta, aby odpowiedzieć, ale Sans już znikł. Chwilę potem usłyszałaś, że bierze prysznic. Popatrzyłaś na jego zagracony pokój. Byłaś zaskoczona, ale czułaś się też znacznie lepiej. Wydawał się bać tego co zrobiłaś wcześniej, ale teraz o tym żartuje, to znaczy, że nadal Ci ufa. Poszłaś do łazienki, by zmyć z siebie pot i umyć włosy po długiej nocy pracowania w masce. Godzinę pózniej położyłaś się na łóżku, patrząc w sufit czekałaś na sen. Ale mogłaś jedynie myśleć o smaku szkielecich kości. 
Share:

4 komentarze:

POPULARNE ILUZJE