6 marca 2019

Opowiadanie: Wśród żywych i martwych - Początek

/To opowiadanie potrzebuje okładki/

Notka od autora: Co się stanie z pozornie zwykłą dziewczyną, która nagle otrzymuje ducha jako Opiekuna? Do czego doprowadzi obecność jego i innych martwych? I czy Opiekun naprawdę jej pomoże?
Nadszedł czas, aby się dowiedzieć.
Autor: Delly Delarouze

Spis treści:
Początek (obecnie czytany)


Naomi

Stałam naprzeciwko dwóch duchów i czekałam, aż mi powiedzą że to wszystko to jakiś żart. Nie obraziłabym się, gdyby tak powiedziały, naprawdę. Umiem śmiać się z samej siebie.
Nie no, może najpierw opowiem wam jak do tego doszło. To raczej dobra historia, może nawet jedna z lepszych, które czytaliście (nie wiem, nie jestem wami).
Zanim zacznę, musicie coś wiedzieć. Ja, Naomi Szewczyk, mam ogromny talent do pakowania się w niezręczne, bolesne lub beznadziejne sytuacje.
To nie jest tak, że lubię to, czy coś… Ja zwyczajnie nie mogę nic na to poradzić. Mam pecha i jestem niezdarna, ot co.
Więc… tak, zgadliście. Cała ta historia zaczyna się od jednej z moich licznych wpadek.

❉❉❉

Zaczęło się zwykłym porankiem. No, ja mówię, że zwykłym, wy byście powiedzieli, że pechowym. Ale to ja tu opowiadam i to moje słowo się liczy. To był poniedziałek pierwszego października.
O szóstej trzydzieści obudził mnie budzik. Nie w telefonie, ale taki staromodny, z młoteczkiem uderzającym o dzwoneczki. Był o wiele bardziej skuteczny, a ponieważ stał kilka metrów od łóżka, musiałam wstać i go wyłączyć.
Było mi zimno i się nie wyspałam. Przez całą noc dręczyły mnie koszmary. Jednak chciałam dobrze zacząć ten dzień, więc przywdziałam sztuczny uśmiech i podeszłam do szafy.
Po drodze, oczywiście, uderzyłam się małym palcem u nogi w krzesło. Wzdychając, otworzyłam pierwszą szufladę i wyjęłam zwykły, jasnoszary sweter, do tego wzięłam zwykłe, niebieskie dżinsy. 
Ubrałam się i wzięłam plecak. Oryginalnie był biały, ale pokolorowałam go farbami tak, że wyglądał jak miniaturowy kawałek nieba. Zawsze jak na niego spoglądałam, czułam tak rzadką dumę z siebie.
Spakowałam się wczoraj wieczorem, teraz tylko wrzuciłam telefon i książkę do jednej z mniejszych kieszonek. Wyszłam z pokoju i od razu wiedziałam, że mama już wyszła. Nie słychać było parzenia ani siorbania kawy, szeleszczenia gazety lub stukania talerza. Ogólnie było jakoś… pusto i zimno.
W całym mieszkaniu nie było zbyt wiele naszych osobistych rzeczy. Jakiś tydzień temu przeprowadziłyśmy się z drugiego końca kraju, więc niektóre drobiazgi wciąż były w drodze. Trochę brakowało mi moich książek, miałam naprawdę sporą kolekcję. W sypialni czekały półki, które po zapełnieniu utworami zasłonią całą ścianę.
Weszłam do kuchni i zaczęłam sobie przygotować kanapki, po dwie na śniadanie i do szkoły. Przy okazji stłukłam talerz. Zjadłam, czytając dzisiejszą gazetę, która leżała na stole, pozostawiona przez mamę.
Około siódmej dwadzieścia wyszłam z mieszkania ubrana w czarną kurtkę i martensy w pastelowym, niebieskim kolorze. Sporo osób jechało teraz do pracy, ale nie było korków. Przystanek autobusowy był bardzo blisko, doszłam do niego w pięć minut, a chwilę później jechałam komunikacją miejską do szkoły.
To już trwało zdecydowanie dłużej, ponad dwadzieścia minut, ale wysiadałam tuż przy placówce edukacyjnej. Wokół było całkiem pusto, ale ja wolałam siedzieć tutaj niż w całkowicie pustym mieszkaniu.
Wiecie, jak to jest, kiedy dochodzisz do klasy, gdzie wszyscy się znają od kilku lat? I kiedy twoje pasje uznawane są za dziwne, więc tylko jedna osoba rozmawia z tobą? Nie? To doskonale. Ja mam tak zazwyczaj, ponieważ razem z mamą przeprowadzamy się tam, gdzie jest jej robota, a ja nie mam nic do powiedzenia. A za każdym razem w nowej szkole mój talent do robienia wpadek daje o sobie znać, zazwyczaj pierwszego dnia.
Właściwie nie wiem gdzie mama pracuje. Wiem tylko, że to coś ważnego i że kiedy się na tym skupia, to zapomina o wszystkim innym. A przez wszystko rozumiem naprawdę wszystko.
Pod salą było kilka osób, w tym Amelia. Amelia to dobra osoba i w tym roku to ona została tą, która utrzymuje ze mną jako taki kontakt. Czyli to ją pytam o lekcję, kiedy mnie nie ma, i takie tam.
Teraz Amelia siedziała ze swoimi przyjaciółkami. Uśmiechnęła się do mnie i pomachała mi, dając do zrozumienia, że chce, żebym usiadła razem z nimi. W odpowiedzi jedynie odwzajemniłam uśmiech i pokręciłam głową. Owszem, Amelia była miła i dobra, ale reszta dziewczyn za mną nie przepadała, delikatnie mówiąc.
Ale ponieważ ja nie jestem delikatna, powiem wam szczerze, że to, co do mnie czuły, klasyfikowało się jako nienawiść. Ponieważ obraziłam królową ula (inaczej Paulę) już pierwszego dnia w szkole. Konkretnie to potknęłam się, oblałam ją wodą z otwartej butelki, którą trzymałam, a jej makijaż się rozmył. Kiepski początek, co nie? Przyzwyczaiłam się do “kiepskich początków”, bo dla mnie takie rzeczy to... codzienność.
Czas do lekcji przeczekałam rysując. W domu używałam tabletu graficznego, ale do szkoły zawsze nosiłam szkicownik, bo widzicie… Jeśli obrazisz tą dziewczynę, która w klasie jest najważniejsza, wszystkie jej “przyjaciółki” później chcą ci dowalić. Czasami po prostu są wredne, ale czasami niszczą twoje rzeczy. Nie obchodzi mnie jakiś zeszyt, a książki da się odkupić, lecz tablet graficzny jest nieco (o wiele) droższy. A nie chcę kupować nowego po każdym spotkaniu z “tym” typem osób.
Lekcja nie była zbyt ciekawa. Nawet nie pamiętam o czym mówiliśmy. Po prostu to pomińmy, dobra? To nie jest istotne.
Przerwa miała pięć minut, ale dla kogoś takiego jak ja nawet tyle wystarczy, aby coś zrujnować. Wyszłam z sali prawie ostatnia, tylko kilka osób zostało, aby porozmawiać z panią o jakimś projekcie.
Spokojnie szłam korytarzem. Nie robiłam nic poza obserwowaniem otoczenia. Ktoś miał urodziny, ponieważ wokół jednej z ławek latały balony i śpiewali “Sto lat”. Chciałam tylko przejść obok.
Lecz oczywiście życie zaplanowało dla mnie coś innego. Tuż obok osoby, która trzymała tort, ktoś potrącił mnie łokciem. Naturalnie, wpadłam na tego niewinnego człowieka, a ciasto… poleciało. Wprost na królową Paulę.
Nie była zadowolona. Co to, to nie. Przecież jeden z jej obcisłych topów został pobrudzony! Gdybym nie była taka przerażona, śmiałabym się z jej miny i własnej niezdarności. Gdyby Paula była zwykłą nastolatką, przyjęłaby moje przeprosiny i nic by się nie stało.
-Ty! Znowu! Wcześniej ci odpuściłam, ale teraz… - wyraźnie zabrakło jej słów. W głębi duszy byłam zaskoczona, że użyła w ogóle zwrotu “odpuścić”. Przecież na większości lekcji robi sobie miliardy fotek!
To ewidentnie nie był mój szczęśliwy dzień. Jednak nie zmieniłabym go na nic, a wy zaraz zobaczycie dlaczego.
Paula pstryknęła palcami. Jej przyjaciółeczki były tak “wytresowane”, że bez słów mnie chwyciły i nieważne, jak bardzo kopałam, wrzeszczałam czy drapałam, ciągnęły mnie za sobą.
Nikt mi nie pomógł, ponieważ lekcje zaczęły się chwilę temu. Wrzeszczałam najgłośniej jak mogłam, ale nikt nie wyszedł, a dziewczyny wciąż mnie trzymały.
Oto dlaczego zostałam siłą zawleczona pod drzwi, których nawet nie poznawałam, ale domyślałam się gdzie wychodzą. Były najwyżej w budynku, więc tak… Zgadliście. Stałam przed drzwiami na dach.
Gdy dziewczyny je otworzyły, powiało zimnem… W który mnie bezwzględnie wepchnęły. Marzłam i było naprawdę wysoko. Tak wysoko, że zdecydowanie krzyczelibyście o łaskę i pomoc.
Jednak, jak wiecie, ja nie jestem wami. Ja mam lęk wysokości. Nie weszłabym na drabinę bez ataku paniki, a teraz byłam na jakimś czwartym piętrze. Oparłam się o drzwi i skuliłam się pod nimi. Zaczęłam płakać i krzyczeć desperacko, żeby mnie wypuściły.
Po chwili schowałam głowę między kolanami, aby nie widzieć, jak wysoko się znajduję. Wciąż płakałam, ale przestałam krzyczeć.
Czy jestem dumna z tego występu? Zdecydowanie nie, ale nie mogę na to nic poradzić. Życie po prostu obdarzyło mnie talentem do wpadek i silnym lękiem wysokości. I musiałam z tym istnieć.
Minęła dobra chwila, gdy usłyszałam głos. Bardziej męski niż chłopięcy, ale nie potrafiłam go lepiej określić przez wściekłość, która nadawała mu dziwne brzmienie.
-No, wstawaj i przestań ryczeć. Nic ci nie będzie, poza tym nie możesz im pokazać swojej słabości - powiedział.
-M-mam lęk w-wysokości - wyjąkałam, ukrywając twarz w dłoniach. Lepiej było, żeby o tym wiedział, niż próbował na siłę mi pomóc, stwierdziłam.
-To nic nie znaczy. Teraz tylko to wykorzystają, bo im to pokazałaś. No, dalej, wstawaj, nie maż się i idź się im postawić - mówił dalej głos, wciąż wściekle. Również zaczęłam się irytować. Co on może o tym wiedzieć?!
-Słuchaj, zgniłku, nie rozumiesz o co chodzi, więc lepiej sobie idź i nie… - urwałam, podnosząc głowę. Ten gość był w połowie przezroczysty! - Czym jesteś? - zapytałam, zaintrygowana. Cała złość ze mnie wyparowała, a on wpatrzył się we mnie.
-Ej, no co ty, nie boisz się? - zapytał zirytowany. - Przecież jestem duchem, nie jednorożcem - nie mogłam się powstrzymać i się roześmiałam. Nie to, że mu nie wierzyłam. Gość był całkiem autentyczny, ale ten jego ton... Taki zirytowany, jakbym go obraziła.
-Przepraszam, ale… Nie no, naprawdę jesteś duchem? Jak to jest? - zapytałam, ciekawa odpowiedzi. Nawet bardziej niż zwykle. On wyglądał na zdezorientowanego moim zachowaniem, jakby przywykł, że ludzie się go boją.
-Tak, jestem, i mam do ciebie interes. Skoro się tak lękasz czwartego piętra, może wejdziemy do środka? Nikogo tam nie ma - byłam na tyle ciekawa, że zapomniałam o swoim strachu. Jaki interes może mieć do mnie duch?
Weszliśmy do środka, gdzie On (póki co będę go tak nazywać) zaryglował drzwi i zszedł po schodach. Dalej szłam za nim, coraz bardziej zaintrygowana.
Zatrzymaliśmy się jakieś piętro niżej. Wtedy On się odezwał:
-Dobra, Faraw, możesz już wyjść. Nie boi się, można z nią o tym pogadać - po chwili obok niego zaczął się pojawiać drugi duch. No, zakładałam, że to duch. Tak zwany Faraw był przezroczystą wersją niskiego, korpulentnego mężczyzny. Jego brązowy garnitur był nieco za mały, a staromodny, już wygnieciony melonik miętosił w palcach. Zdecydowanie był jakimś urzędnikiem, a jego wizerunku dopełniała teczka, która stała obok.
-Uuh… więc, tak… Jak trafnie zauważyłaś, obaj jesteśmy duchami. Czyli duszami martwych i zgodnie z nowym programem nastolatkowie, którzy niedawno zmarli, mają dwie opcje. Albo się odrodzić, albo zostać Opiekunem. Ten tutaj Aleks wybrał drugą opcję - tłumaczył całkiem składnie. Spodziewałam się raczej, że będzie się co chwila zacinał i coś pomiesza, a tu takie miłe zaskoczenie, że nie będą musieli mi tego mówić kilka razy. - Przez ostatnie kilka miesięcy obserwowaliśmy nastolatków w jego wieku, starając się wybrać odpowiednią osobę, której Opiekunem miałby zostać. Aleks zadecydował, pokazując ci się i nakłaniając mnie do wyjścia. Więc… funkcja Opiekuna polega na tym, że dany duch pomaga swojemu Podopiecznemu na różne sposoby, motywuje go do dalszego działania i tym podobnych. Oczywiście, do niczego cię nie zmuszamy, to ty masz zdecydować - zakończył, wyraźnie z siebie zadowolony. Założył swój melonik i wyjął z teczki prostą umowę spisaną na zwykłym, białym papierze.

  • Ja, Aleksander Fabjan, podpisując ten dokument, zobowiązuję się do:
  • Ogólnej opieki nad swoim Podopiecznym
  • Szanowania jego/jej prywatności
  • Pomagania mu bezinteresownie i w każdej chwili
  • Innych zachowań oczekiwanych od Opiekuna.
  • Ja, _______  ________, podpisując ten dokument, zobowiązuję się do:
  • Ufania swojemu Opiekunowi
  • Szanowania jego/jej prywatności
  • Innych zachowań oczekiwanych od Podopiecznego.

_______  ________                           Aleksander Fabjan

-Więc co się stanie gdybym to podpisała i złamała któreś z tych zobowiązań? - zapytałam. Nie biorę w ciemno, co to, to nie. Nawet jeśli chodzi o znajomość z duchem.
-Wiesz… Prawdopodobnie straciłabyś Opiekuna, a ja musiałbym od nowa szukać kogoś, kogo bym zniósł - odezwał się Aleks. Bardzo zaciekawiło mnie, dlaczego akurat ja klasyfikowałam się jako “ktoś, kogo by zniósł”.
-Hmm, sama nie wiem - powiedziałam, mimo, że zamierzałam się zgodzić. Nie no, jakie mogą być minusy, poza zaakceptowaniem charakteru Aleksa? Nagle coś mnie zaniepokoiło - Co konkretnie ma znaczyć “innych zachowań oczekiwanych od Podopiecznego”? Nie musicie mi wyliczać wszystkiego, ale nie podpiszę tego świstka, jeśli będę musiała robić jakieś chore rzeczy albo zaprzedać swoją duszę diabłu czy coś - mówiłam, że nie kupuję w ciemno? Po chwili Faraw wyjął z teczki drugą karteczkę z listą, na której są wyliczone wszystkie zobowiązania. Uważnie ją przeczytałam i stwierdziłam, że nie ma nic podejrzanego.
-Dobra, to zgadzasz się czy nie? - zapytał Aleks, zniecierpliwiony. Przyznaję, długo upewniałam się, że nie zobowiązuję się do czegoś dziwnego. No, bardziej dziwnego niż znajomość z duchem.
-Pewnie, że tak - odpowiedziałam i podpisałam umowę, pewna, że to będzie wspaniała przygoda.

Share:

0 komentarze:

Prześlij komentarz

POPULARNE ILUZJE