Autor okładki: Aonomi
Notka od tłumacza: Życie studenta nie jest łatwe i przyjemne, zwłaszcza jak się jest doktorantem. Całe szczęście, masz nowego kolegę, który z przyjemnością oderwie Cię od nudnych zajęć. Co więcej, jest to szkielet.
Opowiadanie mające miejsce po prawdziwym pacyfistycznym zakończeniu gry. Sans x Czytelniczka.
Rozdziały +18 będą oznaczone: ♥
Autor: LambKid
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI
Rozdział V (obecnie czytany)

Poczułaś okropne doznanie. Tak jakby cały wszechświat odrzucił Cię od siebie, a jednocześnie przyciągał. Nie czułaś już swojego ciała, nie widziałaś, nie czułaś, było tylko nic. A po chwili, znajdowałaś się w ciemnym pokoju z zimnymi rękami Sansa na swojej talii. Przylgnęłaś do niego zaciskając palce na jego koszulce
-Gdzie łazienka – jęknęłaś
-uh... tam – odwróciłaś się we wskazanym kierunku i pognałaś ile sił w nogach chwytając się desperacko muszli klozetowej padając na kolana. Zaczęłaś rzygać. Czasami kiedy jesteś pijana i wymiotujesz wystarczy kilka fal i już jesteś gotowa... Nie tym razem. Wszystko się ze sobą zlało. Czułaś się w tej chwili zbyt fatalnie by nawet myśleć o tym jak bardzo się upokorzyłaś – dobrze się czujesz? - Sans zapytał z tyłu. Musi stać w progu. Wyraźnie, próbuje się nie śmiać
-Pieprzona... teleportacja... - jęknęłaś i wtedy zalał się śmiechem. Dupek.
-przepraszam, mówiłaś że nie jesteś.. - reszty nie usłyszałaś, bo znowu rzygałaś do kibla. Potem łapałaś powietrze z trudem, czułaś łzy cieknące po policzkach, piekło Cię gardło i nos. Kurwa, nos. Poszło nosem. Też. Wyglądałaś koszmarnie, ale czułaś się lepiej. Po chwili warknęłaś wkurzona. W toalecie śmierdziało wszystkim co wypiłaś. W taki sposób chyba rzeczy nie powinny się skończyć, ale kurwa tak się stało. Sans pochylił się nad Tobą, palce stuknęły o kafelki, oparł się plecami o ścianę. Chciałaś go wygonić, no ale to jego kibel.
-Zdycham – jęknęłaś
-nic ci nie będzie, to tylko alkohol – chciałaś na niego złowrogo popatrzyć, lecz w obecnym stanie wyglądałabyś raczej żałośnie
-Przywykłeś do tego
-heh, może, dać ci wody? - przytaknęłaś słabo, wstał i wyszedł. Oddychałaś głęboko przez chwilę. Oparłaś głowę o deskę klozetową, zbyt chora aby zastanawiać się jakie to obrzydliwe musi być. Ostatecznie mogłaś przyjrzeć się toalecie kiedy cierpiałaś. Drżącą, słabą ręką dosięgnęłaś spłuczki i nacisnęłaś ją. Kiedy zabrałaś palce, dostrzegłaś że są pokryte pyłem. Wszędzie jest pył, dookoła łazienki, prysznica i umywalki. Choć wszystko wydaje się być czyste, no pomijając bałagan jaki zrobiłaś. Sans wrócił ze szklanką wody i położył ją obok Ciebie na podłodze.
-Magiczna? - miałaś zdarty głos. Zachichotał
-kraniczanka
-Nie używasz toalety, prawda?
-nie
-Nie musisz jej używać
-nie – szczerzył się głupio, bawiło go pytanie.... albo cała ta sytuacja. Zbierałaś nowe informacje powoli do kupy. Zaśmiałaś się słabo.
-Twoim zdaniem to obrzydliwe, to że ludzie srają?
-nie – zaśmiał się – i właściwie... to że ludzie są tacy obrzydliwi jest jednocześnie... fascynujące
-Heh, dobra, muszę teraz... usiąść na chwilę. I odpocząć. Jeżeli mogę
-co, nie chcesz mnie już zrozumieć? - drażnił się
-Zamknij się – jęknęłaś śmiejąc się cicho lecz Twój śmiech zamienił się szybko w jęk i warknięcie, kiedy tylko kolejna fala wymiotów uderzyła – Pieprzyć... to – mruknęłaś. Byłaś zaskoczona kiedy poczułaś palce na swoich plecach. Nie była tak samo miła i przyjemna jak ludzka, szczerze to jej dotyk trudno nazwać przyjemnym... ale ciekawe doznanie. Zamknęłaś oczy
-lepiej ci?
-Ta – wymamrotałaś. Przez chwilę siedziałaś pozwalając się głaskać po plecach – Przepraszam – powiedziałaś w końcu – Cokolwiek miało się stać... Zrujnowałam to...
-ja nadal świetnie się bawię
-Dupek. – zaśmiał się. Nawet będąc chorą, czułaś się dobrze słysząc jego śmiech.
-to nie twoja wina, powinienem... uprzedzić cię czy coś
-Ta, a ja wtedy bym ci odpowiedziała po prostu „Nie martw się! Nie mam choroby lokomocyjnej!”- zachichotał
-jak się teraz czujesz? - uniosłaś dłoń
-Upokorzona, ale pomijając to... dobrze... Chyba powinnam wracać do domu
-zadzwonię po taksówkę – wyciągnął telefon z kieszeni i wyszedł z łazienki. Umyłaś twarz, wypiłaś wodę. Potem poszłaś do jego ciemnego salonu. Sans stał w drzwiach, rozmawiał przez telefon. Nie widziałaś wiele, ale miałaś wrażenie, że panuje tutaj bałagan. Uśmiechnęłaś się, po tym jak go już znasz, wcale Cię to nie zaskoczyło. Jego mieszkanie jest większe od Twojego, widziałaś też drzwi do dwóch sypialni
-Masz współlokatorów? - zapytałaś kiedy odstawił telefon
-oh uh, mieszkałem z bratem jeszcze kilka miesięcy temu, ale się wyprowadził do akademików – zaśmiał się zmieszany – ta, wiem, bajzel, było tu znacznie czyściej kiedy on tutaj mieszkał – Zauważyłaś książki pod ścianą, pościel na kanapie. Było źle, gdyby ta noc poszła inaczej mogłabyś spać w tej chwili na tej kanapie pod koszulką Sansa, dotykając jego żeber.. Przestań! Przestań myśleć w ten sposób po tym jak zrobiłaś z siebie kompletną idiotkę! Sans wyprowadził Cię przed budynek. Rozejrzałaś się, okolica wydawała się miła, co prawda, nie podobna do studenta, ale miła. Może kupił ten dom za to legendarne „potworze złoto”? Pieprzony bogaty dzieciak, pomyślałaś. - a no, nie chcę tego robić, ale będę wracał do domu.
-Za zimno dla ciebie? - droczyłaś się starając ukryć zawód w głosie
-nie, po prostu uh... czasami taksówkarze robią się nerwowi kiedy zobaczą potwora, wiesz?
-Oh – ściszyłaś głos – Przepraszam, to chujnia.
-nic się nie stało – uśmiechnął się czule

Taksówka zawiozła Cię do domu. Sans był naprawdę bardzo uprzejmy i miły ale cholera jasna, spierdoliłaś sprawę. Czy jest jakaś możliwość, abyś cofnęła się w czasie i naprawiła to wszystko? Patrzyłaś pusto na tył siedzenia kierowcy zastanawiając się, czy gdyby zobaczył Sansa, pojechał by i się nie zatrzymał. Ta myśl Cię zasmuciła.
Autor okładki: Aonomi
Notka od tłumacza: Życie studenta nie jest łatwe i przyjemne, zwłaszcza jak się jest doktorantem. Całe szczęście, masz nowego kolegę, który z przyjemnością oderwie Cię od nudnych zajęć. Co więcej, jest to szkielet.
Opowiadanie mające miejsce po prawdziwym pacyfistycznym zakończeniu gry. Sans x Czytelniczka.
Rozdziały +18 będą oznaczone: ♥
Autor: LambKid
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI
Rozdział IV (obecnie czytany)

Od tego zdarzenia minął tydzień i nie miałaś czasu ani widzieć się z Sansem, ani o nim myśleć. Włączyła Ci się panika przed-sesyjna. Chciałaś już zacząć przeglądać materiały jakie będziesz potrzebowała znać na zaliczenie, ale Twój wykładowca nie odpowiadał na maile. Zaczynałaś się przygotowywać na pierwszy egzamin, który będziesz miała z literatury rosyjskiej, oczywiście musiał być do tego wielki sylabus, bo jakże by inaczej. Przyjaciele pisali z Tobą próbując łączyć się z Tobą w bólu.
Maxine – 10:41: cześć, jak się trzymasz?????
Ty – 10:59: Nie zdam
Źle się czułaś z tym, że tak jej odpisujesz, wiedziałaś że odbierze to za sarkazm i informację, aby się odpierdoliła (o co właściwie ci chodzi) ale prawdopodobnie powinnaś jej wyjaśnić nieco więcej
Ty – 11:02: Olej to, boję się tej sesji
Maxine – 11:14: rany, dasz radę dziewczyno!!!
Napisałaś też do Sansa, nie mogłaś po prostu wytrzymać kiedy zobaczyłaś jeden z obrazów van Gogha.
Ty – 16:13: Sans, to ty
Kliknęłaś „Wyślij” nim pomyślałaś i teraz czułaś się jak kompletna idiotka. To oczywisty flirt. Choć z drugiej strony czuł się raczej dobrze rozmawiając z Tobą o szkieletach no i pamiętasz kilka z jego kawałów, no ale ostatecznie nie wiesz jak duży jest jego dystans do siebie. Byłaś zaskoczona, kiedy odpisał kilka godzin później.
Sans – 20:44: hahaha
sam nie wiem, ale popatrz na tych debili
Śmiałaś się głośno, kiedy otworzyłaś link. O Boże, gość miał poczucie humoru.
Ty – 20:48: Postrzegasz to jako pornografię?
Sans – 21:01: nie, nie robi to na mnie wrażenia
jaś do kolegi – a moją mamę namalował sławny malarz, na to kolega – mojej to niepotrzebne, sama się maluje!
Cholera, teraz kawały malarskie? To było niesprawiedliwe. Czułaś się głupio.
Ty – 21:05: Wiesz, że też mogę jakiegoś poszukać w google
Sans – 21:08: ale taki będzie wyblakły
Ty – 20:48: Postrzegasz to jako pornografię?
Sans – 21:01: nie, nie robi to na mnie wrażenia
jaś do kolegi – a moją mamę namalował sławny malarz, na to kolega – mojej to niepotrzebne, sama się maluje!
Cholera, teraz kawały malarskie? To było niesprawiedliwe. Czułaś się głupio.
Ty – 21:05: Wiesz, że też mogę jakiegoś poszukać w google
Sans – 21:08: ale taki będzie wyblakły

W następny czwartek była impreza dla studentów. Po zwyczajnej rundzie po okolicznych stoiskach z alkoholami, Ty i Maxine oraz kilka innych studentów filologii zabraliście kilku pierwszoroczniaków ze sobą. Kilkoro z nich było naprawdę przerażonych sesją. Nie będzie lepiej, hahaha, mówiłaś do nich w myślach. Rany, czujesz się staro. Poszliście do Pat's, to mała okoliczna knajpa, ulubione miejsce studentów. Przytulna i w klimatach szkockich, natomiast barman był znany z podawania eksperymentów alkoholowych.
-Gotowi na swoją pierwszą sesję? - zapytał jeden z kolegów, koleś imieniem Javier. Był starszy od Ciebie, ale zaczął później naukę. Wyglądał mizernie.
-A może pójdziemy do potworzego baru? Jest niedaleko – popatrzyliście na jednego z pierwszorocznych. Nie pamiętałaś jego imienia, ale rozpoznawałaś go z zajęć. Wyglądał na zadbanego i takiego, który cieszy się z obranego kierunku. Zerknęłaś na Javiera i Maxine dostrzegając mieszankę emocji na ich twarzach. To mogło być ciekawe, teraz potwory mogą prowadzić własne bary legalnie, proponować dziwne napoje, no i przyjmować do środka ludzi. Opinia publiczna mimo to trzymała wszystkich z daleka, utrzymując, że może to być coś niebezpiecznego, ale... potwory są naprawdę miłe. Znacznie milsze niż ludzie. Zaś przy tych które Ty znasz, czujesz się bezpiecznie. Ostatecznie nie udaliście się do Pat's tylko do baru o nazwie Grillby's. Widziałaś go wcześniej i zawsze byłaś ciekawa, zaś po poznaniu Sansa bardziej ciekawsza, no i po tych kilku głębszych jakie miałaś już za sobą, ciekawość wzięła górę.
W środku było niewiele światła, zaś klientela była dziwna. Barman to żywy ogień, dosłownie. Widziałaś jak Maxine wgapia się w potwora z wielkimi zębami i otworzoną szczęką.
-Zachowuj się normalnie – szepnęłaś, skinęła przepraszająco głową. Nie byliście tutaj jedyną ludzką paczką, zauważyłaś jeszcze kilka innych osób, lecz mimo to i tak czułaś na sobie ciekawskie spojrzenia. Pierwszoroczny, który zaproponował to miejsce, miał na imię Andrzej, teraz pamiętasz, poszedł w stronę szynku jakby był stałym klientem. Jego swoboda udzieliła się pozostałym, dlatego poszliście za nim.
-Conie będzie zazdrosna jak się dowie – powiedziała Maxine składając ręce. Wtedy dostrzegłaś Sansa. Siedział na końcu pomieszczenia przy stoliku, trzymał łokieć na blacie i śmiał się głośno. Bardzo wysoka i atrakcyjna rybia kobieta siedziała przy nim, machała ręką i szczerzyła się. Może są na randce, ta myśl sprawiła że poczułaś się smutna. No, ale wtedy wszedł Burgerpants i zajął miejsce przy Sansie swobodnie wbijając się w rozmowę. Poczułaś się lepiej. Jesteś całkiem pewna, że BP nie wcinałby się w intymną chwilę dwójki kochanków. Sans znalazł Cię w tłumie. Wyglądał na zaskoczonego, ale zaraz potem uśmiechnął się w Twoją stronę szeroko.
-Ej – powiedziałaś do Maxine – Uwierz albo nie, ale znam tamtych gości. Przywitam się – pochyliła się i wysyczała Ci w ucho
-Miałaś mi pomóc poderwać Javera
-Max, sama sobie dasz radę, nie martw się – odszeptałaś klepiąc ją po ramieniu
-No weź...
-Pa! - wyszczerzyłaś się i poszłaś w stronę potworów.
-Gotowi na swoją pierwszą sesję? - zapytał jeden z kolegów, koleś imieniem Javier. Był starszy od Ciebie, ale zaczął później naukę. Wyglądał mizernie.
-A może pójdziemy do potworzego baru? Jest niedaleko – popatrzyliście na jednego z pierwszorocznych. Nie pamiętałaś jego imienia, ale rozpoznawałaś go z zajęć. Wyglądał na zadbanego i takiego, który cieszy się z obranego kierunku. Zerknęłaś na Javiera i Maxine dostrzegając mieszankę emocji na ich twarzach. To mogło być ciekawe, teraz potwory mogą prowadzić własne bary legalnie, proponować dziwne napoje, no i przyjmować do środka ludzi. Opinia publiczna mimo to trzymała wszystkich z daleka, utrzymując, że może to być coś niebezpiecznego, ale... potwory są naprawdę miłe. Znacznie milsze niż ludzie. Zaś przy tych które Ty znasz, czujesz się bezpiecznie. Ostatecznie nie udaliście się do Pat's tylko do baru o nazwie Grillby's. Widziałaś go wcześniej i zawsze byłaś ciekawa, zaś po poznaniu Sansa bardziej ciekawsza, no i po tych kilku głębszych jakie miałaś już za sobą, ciekawość wzięła górę.
W środku było niewiele światła, zaś klientela była dziwna. Barman to żywy ogień, dosłownie. Widziałaś jak Maxine wgapia się w potwora z wielkimi zębami i otworzoną szczęką.
-Zachowuj się normalnie – szepnęłaś, skinęła przepraszająco głową. Nie byliście tutaj jedyną ludzką paczką, zauważyłaś jeszcze kilka innych osób, lecz mimo to i tak czułaś na sobie ciekawskie spojrzenia. Pierwszoroczny, który zaproponował to miejsce, miał na imię Andrzej, teraz pamiętasz, poszedł w stronę szynku jakby był stałym klientem. Jego swoboda udzieliła się pozostałym, dlatego poszliście za nim.
-Conie będzie zazdrosna jak się dowie – powiedziała Maxine składając ręce. Wtedy dostrzegłaś Sansa. Siedział na końcu pomieszczenia przy stoliku, trzymał łokieć na blacie i śmiał się głośno. Bardzo wysoka i atrakcyjna rybia kobieta siedziała przy nim, machała ręką i szczerzyła się. Może są na randce, ta myśl sprawiła że poczułaś się smutna. No, ale wtedy wszedł Burgerpants i zajął miejsce przy Sansie swobodnie wbijając się w rozmowę. Poczułaś się lepiej. Jesteś całkiem pewna, że BP nie wcinałby się w intymną chwilę dwójki kochanków. Sans znalazł Cię w tłumie. Wyglądał na zaskoczonego, ale zaraz potem uśmiechnął się w Twoją stronę szeroko.
-Ej – powiedziałaś do Maxine – Uwierz albo nie, ale znam tamtych gości. Przywitam się – pochyliła się i wysyczała Ci w ucho
-Miałaś mi pomóc poderwać Javera
-Max, sama sobie dasz radę, nie martw się – odszeptałaś klepiąc ją po ramieniu
-No weź...
-Pa! - wyszczerzyłaś się i poszłaś w stronę potworów.
-witaj u grillbiego, filologio – Sans wskazał Ci miejsce przy stoliku. Nadal miał na sobie tę samą bluzę, no i byłaś szczęśliwa widząc go bardziej, niż chciałaś przyznać.
-Zabrzmiałeś jak odźwierny – uśmiechnęłaś się cwanie. Wiedziałaś, że zostanie to odczytane jako flirt i miałaś ochotę kopnąć się z tego powodu. Popatrzyłaś na BP – Cześć
-Cześć koleżanko – ułożył z palców pistolet. Łał, on już jest pijany? Wymierzył w potworzycę – To jest...
-Rany, schowaj te spluwę bo jeszcze kogoś zabijesz! - przerwała mu i wystawiła swoją rękę w Twoją stronę. Uścisnęłaś ją – Nazywam się Undyne – wyszczerzyła się szeroko – Skąd znasz tych frajerów? - w jej słowach nie słychać było jadu.
-Uczelnia- nie była to pełna odpowiedź, chłopcy zaczęli się śmiać. Popatrzyłaś w stronę znajomych. Maxine rozmawiała z Javarem i pierwszorocznym. Pochylała się nad stołem ze skrzyżowanymi rekami cały czas wlepiając maślane spojrzenie w Javara. Nie poddawaj się dziewczyno, pomyślałaś odwracając się w stronę potworów. Popatrzyłaś na Undyne. Była stanowczo typem z którym nie chciałaś zadzierać, głośna, z rzędem ostrych wielkich zębów, przepaską na oku, ale... było również coś miłego w jej uśmiechu
-Co u Papyrusa? - zapytał Burgerpants. Sans skrzyżował ręce za głową opierając się wygodniej na krzesełku
-jest na przyjęciu, sam – mówił takim tonem, jak rodzice którzy chwalą się faktem iż ich dziecko w końcu jeździ na rowerze z dwoma kółkami
-A miał dzisiaj ze mną pić – prychnęła Undyne. Popatrzyła na BP wymownie – Wygląda na to, że zostałeś mi tylko ty – ten syknął w odpowiedzi, kobieta popatrzyła na szkielet – Piszesz z nim teraz? Powiedz mu, aby się dobrze zachowywał! - wyciągnął telefon z kieszeni i wystukał kciukiem wiadomość. Przyglądałaś mu się z zaciekawieniem. Jak to kurwa działało? Czy nie potrzebował... Cóż, nie wiesz właściwie jak działają ekrany dotykowe. Ciepło ciała? Nie był ciepły, prawda?Kiedy wyobrażałaś sobie, jak dotykasz jego kości, to te zawsze były zimne pod Twoimi palcami. To w końcu szkielet. Ale była w nim magia.
-Zabrzmiałeś jak odźwierny – uśmiechnęłaś się cwanie. Wiedziałaś, że zostanie to odczytane jako flirt i miałaś ochotę kopnąć się z tego powodu. Popatrzyłaś na BP – Cześć
-Cześć koleżanko – ułożył z palców pistolet. Łał, on już jest pijany? Wymierzył w potworzycę – To jest...
-Rany, schowaj te spluwę bo jeszcze kogoś zabijesz! - przerwała mu i wystawiła swoją rękę w Twoją stronę. Uścisnęłaś ją – Nazywam się Undyne – wyszczerzyła się szeroko – Skąd znasz tych frajerów? - w jej słowach nie słychać było jadu.
-Uczelnia- nie była to pełna odpowiedź, chłopcy zaczęli się śmiać. Popatrzyłaś w stronę znajomych. Maxine rozmawiała z Javarem i pierwszorocznym. Pochylała się nad stołem ze skrzyżowanymi rekami cały czas wlepiając maślane spojrzenie w Javara. Nie poddawaj się dziewczyno, pomyślałaś odwracając się w stronę potworów. Popatrzyłaś na Undyne. Była stanowczo typem z którym nie chciałaś zadzierać, głośna, z rzędem ostrych wielkich zębów, przepaską na oku, ale... było również coś miłego w jej uśmiechu
-Co u Papyrusa? - zapytał Burgerpants. Sans skrzyżował ręce za głową opierając się wygodniej na krzesełku
-jest na przyjęciu, sam – mówił takim tonem, jak rodzice którzy chwalą się faktem iż ich dziecko w końcu jeździ na rowerze z dwoma kółkami
-A miał dzisiaj ze mną pić – prychnęła Undyne. Popatrzyła na BP wymownie – Wygląda na to, że zostałeś mi tylko ty – ten syknął w odpowiedzi, kobieta popatrzyła na szkielet – Piszesz z nim teraz? Powiedz mu, aby się dobrze zachowywał! - wyciągnął telefon z kieszeni i wystukał kciukiem wiadomość. Przyglądałaś mu się z zaciekawieniem. Jak to kurwa działało? Czy nie potrzebował... Cóż, nie wiesz właściwie jak działają ekrany dotykowe. Ciepło ciała? Nie był ciepły, prawda?
-pytaj, jeżeli chcesz wiedzieć – powiedział, kiedy nie odpowiedziałaś zerknął na Ciebie i zachichotał
-Jak możesz dotykać ekranu dotykowego, skoro nie masz skóry?
-heh, oszukuję system – uniósł dłoń i pomachał swoimi kościstymi palcami. Zaśmiał się z Twojej niepewnej miny – większość ekranów posiada coś, co nazywa się „czujnikiem pojemności” - tłumaczył – oznacza to, że telefon reaguje na twoją skórę, ludzka skóra wysyła małe elektryczne sygnały, jest pokryta różnymi substancjami jak pot i takie tam, więc kiedy dotykasz ekranu, dotknięta część wysyła sygnały i telefon rozpoznaje dotyk
-Huh, to ciekawe.. A ja myślałam, że to czujnik ciepła czy coś
-to też mogę udać jeżeli chcę
-Ale jak?
-magia – przyglądałaś mu się z niedowierzaniem, zachichotał – dobra, daj mi swoją dłoń – Uniosłaś rękę do góry. Sans odstawił telefon i ostrożnie zestawił Twoje palce ze swoimi, palec do palca. Jego kości były mocne i zimne, tak jak je sobie wyobrażałaś. Z zawstydzeniem trzeba przyznać, że jego dotyk sprawił iż serce zaczęło bić Ci szybciej. Popatrzyłaś na jego twarz, lecz on koncentrował się na waszych dłoniach. Przez chwilę nic się nie działo, ale potem poczułaś ciepło dobiegające z jego palców i przyjemne łaskotanie. Czułaś jakiś kształt, coś co powstaje między waszymi palcami.
-Łoł – popatrzył Ci w oczy i uśmiechnął się
-lepiej wyjaśnić się już nie da – zabrał rękę. Undyne zaśmiała się z wyrazu Twojej twarzy
-To dla dzieci! Powinnaś zadawać się z potworami częściej! - pochyliła się w Twoją stronę – Popatrz na to
-Boże, nie rób tego tutaj – wysyczał BP – Znowu wkurwisz Grillbigo – Undyne zignorowała go i pokazała głowa, abyś popatrzyła pod stół. Zacisnęła ręce tak, jakby coś w nich trzymała i chwilę potem jasne światło przybrało formę włóczni. Wyglądała na solidną i gotową do rzucenia, choć miała wyraźne załamania i ostre krawędzie. Undyne popatrzyła na Ciebie z dumą – To się nazywa magia.
-Kurwa mać – jęknęłaś
-Dobra, wychodzę – BP wstał – zanim Grillby przyjdzie i ostudzi atmosferę, Sans? - wyciągnął paczkę fajek w stronę potwora.
-nom – szkielet podniósł się – nie chcę mu już bardziej podpaść, bądźcie grzeczne – rzucił przez ramię i wyszedł z BP przed bar. Jak tylko ich nie było, Undyne pochyliła się w Twoją stronę.
-Jak możesz dotykać ekranu dotykowego, skoro nie masz skóry?
-heh, oszukuję system – uniósł dłoń i pomachał swoimi kościstymi palcami. Zaśmiał się z Twojej niepewnej miny – większość ekranów posiada coś, co nazywa się „czujnikiem pojemności” - tłumaczył – oznacza to, że telefon reaguje na twoją skórę, ludzka skóra wysyła małe elektryczne sygnały, jest pokryta różnymi substancjami jak pot i takie tam, więc kiedy dotykasz ekranu, dotknięta część wysyła sygnały i telefon rozpoznaje dotyk
-Huh, to ciekawe.. A ja myślałam, że to czujnik ciepła czy coś
-to też mogę udać jeżeli chcę
-Ale jak?
-magia – przyglądałaś mu się z niedowierzaniem, zachichotał – dobra, daj mi swoją dłoń – Uniosłaś rękę do góry. Sans odstawił telefon i ostrożnie zestawił Twoje palce ze swoimi, palec do palca. Jego kości były mocne i zimne, tak jak je sobie wyobrażałaś. Z zawstydzeniem trzeba przyznać, że jego dotyk sprawił iż serce zaczęło bić Ci szybciej. Popatrzyłaś na jego twarz, lecz on koncentrował się na waszych dłoniach. Przez chwilę nic się nie działo, ale potem poczułaś ciepło dobiegające z jego palców i przyjemne łaskotanie. Czułaś jakiś kształt, coś co powstaje między waszymi palcami.
-Łoł – popatrzył Ci w oczy i uśmiechnął się
-lepiej wyjaśnić się już nie da – zabrał rękę. Undyne zaśmiała się z wyrazu Twojej twarzy
-To dla dzieci! Powinnaś zadawać się z potworami częściej! - pochyliła się w Twoją stronę – Popatrz na to
-Boże, nie rób tego tutaj – wysyczał BP – Znowu wkurwisz Grillbigo – Undyne zignorowała go i pokazała głowa, abyś popatrzyła pod stół. Zacisnęła ręce tak, jakby coś w nich trzymała i chwilę potem jasne światło przybrało formę włóczni. Wyglądała na solidną i gotową do rzucenia, choć miała wyraźne załamania i ostre krawędzie. Undyne popatrzyła na Ciebie z dumą – To się nazywa magia.
-Kurwa mać – jęknęłaś
-Dobra, wychodzę – BP wstał – zanim Grillby przyjdzie i ostudzi atmosferę, Sans? - wyciągnął paczkę fajek w stronę potwora.
-nom – szkielet podniósł się – nie chcę mu już bardziej podpaść, bądźcie grzeczne – rzucił przez ramię i wyszedł z BP przed bar. Jak tylko ich nie było, Undyne pochyliła się w Twoją stronę.
-Lecisz na Sansa czy co? - wyszczerzyła się złowieszczo
-Co?! - jęknęłaś czując jak się rumienisz – Ledwo go znam!
-No i?
-Uh.. - w panice popatrzyłaś po pomieszczeniu, pieprzyć to – Cóż.. tak... jakby... - zalała się śmiechem, nie wiedziałaś jak na to zareagować.
-Cholera – jęknęła między salwami śmiechu – Chcesz do niego zarwać?
-Myślisz... że jest zainteresowany? - Że podobają mu się ludzie? Chciałabyś dodać, ale nie byłaś pewna jak to zrobić.
-Hmmm – zrobiła się poważna, podrapała się pazurem po policzku – Ciężko powiedzieć. Dla wszystkich jest bardzo koleżeński – nagle jej uśmiech się zmienił, zaś w złotym oku dostrzegłaś błysk – Dlaczego nie zaryzykujesz i nie zaczniesz ostrzej działać? Zobaczysz co się stanie – Prychnęłaś nie wierząc, że prowadzisz tę rozmowę, ale trudno było się już wycofać.
-Jakieś rady? - zaśmiała się
-Lubi gówniane kawały
-To już wiem
-Nie wiem – chichotała – To dobry koleś, choć leniwy dupek. Nie czekaj, aż zrobi pierwszy ruch – Tego się spodziewałaś. Jeden z wielu psów w barze podszedł do waszego stolika. Miał na sobie koszulkę i obrożę oraz wyraz twarzy, mówiący że to zły pies.
-Undyne, widziałaś Burgerpantsa? - ta pochyliła się w jego stronę
-A co ja, jego niańka?
-Pali na tyłach – wyjaśniłaś, pies popatrzył na Ciebie i podskoczył
-Boże.. - trzymał się za pierś dysząc ciężko – Nie zauważyłem cię – Uniosłaś ręce do góry
-Przepraszam! - nie chciałaś go przestraszyć, dosiadł się do stołu i rozmawiał przez chwilę z Undyne, a kiedy sobie poszedł ta natychmiast wróciła do Ciebie.
-Jaki go zaatakujesz?
-Jak go co?!
-No wiesz... Oh cii, wraca. - Sans i BP wrócili do stolika oboje śmiali się i śmierdzieli dymem. Zamówili piwo, magiczne, dodałaś w myślach. Sans postukał palcem w butelkę i przystawił szyjkę do zębów, jego ciało absorbowało trunek jak tylko przystawił butelkę do czaszki. Zauważył, że się na niego patrzysz i wyszczerzył się w Twoją stronę.
-Ej – BP pochylił się w Twoją stronę – Zrób to
-Co?
-No wiesz co. Jestem zbyt pijany aby się bawić – przesunął palcem po swoim uchu. Zaśmiałaś się.
-Tak publicznie?
-Zrób to. - pochyliłaś się i złapałaś go za uszy. Jego odpowiedź była natychmiastowa, jak tylko zaczęłaś go głaskać i drapać po prostu rozpływał się pod Twoim dotykiem. Przeciągnął się, mruknął. Undyne przyglądała się temu wszystkiemu z mieszanką zaskoczenia i obrzydzenia
-Jesteś dziwny – cmoknęła
-Nie wiesz co to za uczucie – jego głos tłumiły jego ręce
-może zacznie mruczeć?
-Ciii, słuchaj – przystawiłaś palec do ust – Już mruczy – Sans pochylił się w stronę kociego potwora aby posłuchać. Ten z zamkniętymi oczami pozwalał się drapać. To było fantastyczne uczucie, jego futro było miękkie i przyjemne, czułaś skórę i czaszkę.
-nie wiedziałem, że z ciebie taki mruczek, bp
-Zamknij się – mruknął Burgerpant słabo machając w stronę Sansa bez patrzenia na niego. Chwilę potem na plecach kota pojawiła się wielka psia łapa z pazurami. Zabrałaś swoje ręce zaskoczona
-Cześć BP – powiedział
-Doggo – Burger podniósł głowe, wyglądał na zdenerwowanego
-Masz to dla mnie? - z westchnięciem BP odszedł do stolika
-Ta, jest w moim samochodzie – jak tylko odszedł z psem, Sans i Undyne wymienili się spojrzeniami. A potem szkielet się uśmiechnął
-no i tyle z twojego kumpla do picia
-Ta, wiem, kurwa. Dobra! Do trzech razy sztuka – podskoczyłaś kiedy nagle chwyciła Ciebie i Sansa za ramiona podnosząc z siedzeń. Jej uścisk był zaskakująco silny. Przeniosła was do lady i posadziła na siedzeniach. - Pokaż co tam masz najgorszego Grillby! - Barman popatrzył w jej stronę, ogniki dookoła jego głowy zawirowały mocniej. Siedząc blisko niego czułaś się tak, jakbyś siedziała przy ognisku. Praktycznie słyszałaś strzykanie ognia mimo odgłosów w barze. Było miło. - Zaskocz mnie – Undyne popatrzyła na Ciebie – A ty, mała? - zamachałaś rękami w geście obronnym
-Nie dzięki, ja jestem biedna
-No weź, ja stawiam – przeniosła wzrok na Grillbiego – Zrób jej ten owocowy koktajl
-Whiskey wystarczy – rzuciłaś szybko – Albo... no wiesz... odpowiednik tego – Undyne zaśmiała się i otworzyła usta, aby coś powiedzieć, ale przestała
-Ojej – wyciągnęła telefon z kieszeni spodni – Moja dziewczyna dzwoni. Idę. Zaraz wrócę! - popatrzyła na Ciebie znacząco i udała się w stronę wyjścia.
-uważaj filologio – rzucił Sans – jeżeli dasz się undyne upije cię na śmierć
-Czy wyglądam ci na dziewczynę, która pije jakieś wymyślne koktajle? - uniosłaś brwi
-uh... czy istnieje dobra odpowiedź na to pytanie? - oboje się zaśmialiście. Grillby wrócił zauważył, że rybia potworzyca zniknęła – zostaw to – Sans mrugnął w jego stronę – jeżeli ona nie wróci, zajmiemy się tym dla niej – Położył drinki na ladzie. To był ciemny napój w którym wirowały odcienie szarości, lekko też świecił na górze. Wymieniłaś się spojrzeniami z Sansem.
-Co?! - jęknęłaś czując jak się rumienisz – Ledwo go znam!
-No i?
-Uh.. - w panice popatrzyłaś po pomieszczeniu, pieprzyć to – Cóż.. tak... jakby... - zalała się śmiechem, nie wiedziałaś jak na to zareagować.
-Cholera – jęknęła między salwami śmiechu – Chcesz do niego zarwać?
-Myślisz... że jest zainteresowany? - Że podobają mu się ludzie? Chciałabyś dodać, ale nie byłaś pewna jak to zrobić.
-Hmmm – zrobiła się poważna, podrapała się pazurem po policzku – Ciężko powiedzieć. Dla wszystkich jest bardzo koleżeński – nagle jej uśmiech się zmienił, zaś w złotym oku dostrzegłaś błysk – Dlaczego nie zaryzykujesz i nie zaczniesz ostrzej działać? Zobaczysz co się stanie – Prychnęłaś nie wierząc, że prowadzisz tę rozmowę, ale trudno było się już wycofać.
-Jakieś rady? - zaśmiała się
-Lubi gówniane kawały
-To już wiem
-Nie wiem – chichotała – To dobry koleś, choć leniwy dupek. Nie czekaj, aż zrobi pierwszy ruch – Tego się spodziewałaś. Jeden z wielu psów w barze podszedł do waszego stolika. Miał na sobie koszulkę i obrożę oraz wyraz twarzy, mówiący że to zły pies.
-Undyne, widziałaś Burgerpantsa? - ta pochyliła się w jego stronę
-A co ja, jego niańka?
-Pali na tyłach – wyjaśniłaś, pies popatrzył na Ciebie i podskoczył
-Boże.. - trzymał się za pierś dysząc ciężko – Nie zauważyłem cię – Uniosłaś ręce do góry
-Przepraszam! - nie chciałaś go przestraszyć, dosiadł się do stołu i rozmawiał przez chwilę z Undyne, a kiedy sobie poszedł ta natychmiast wróciła do Ciebie.
-Jaki go zaatakujesz?
-Jak go co?!
-No wiesz... Oh cii, wraca. - Sans i BP wrócili do stolika oboje śmiali się i śmierdzieli dymem. Zamówili piwo, magiczne, dodałaś w myślach. Sans postukał palcem w butelkę i przystawił szyjkę do zębów, jego ciało absorbowało trunek jak tylko przystawił butelkę do czaszki. Zauważył, że się na niego patrzysz i wyszczerzył się w Twoją stronę.
-Ej – BP pochylił się w Twoją stronę – Zrób to
-Co?
-No wiesz co. Jestem zbyt pijany aby się bawić – przesunął palcem po swoim uchu. Zaśmiałaś się.
-Tak publicznie?
-Zrób to. - pochyliłaś się i złapałaś go za uszy. Jego odpowiedź była natychmiastowa, jak tylko zaczęłaś go głaskać i drapać po prostu rozpływał się pod Twoim dotykiem. Przeciągnął się, mruknął. Undyne przyglądała się temu wszystkiemu z mieszanką zaskoczenia i obrzydzenia
-Jesteś dziwny – cmoknęła
-Nie wiesz co to za uczucie – jego głos tłumiły jego ręce
-może zacznie mruczeć?
-Ciii, słuchaj – przystawiłaś palec do ust – Już mruczy – Sans pochylił się w stronę kociego potwora aby posłuchać. Ten z zamkniętymi oczami pozwalał się drapać. To było fantastyczne uczucie, jego futro było miękkie i przyjemne, czułaś skórę i czaszkę.
-nie wiedziałem, że z ciebie taki mruczek, bp
-Zamknij się – mruknął Burgerpant słabo machając w stronę Sansa bez patrzenia na niego. Chwilę potem na plecach kota pojawiła się wielka psia łapa z pazurami. Zabrałaś swoje ręce zaskoczona
-Cześć BP – powiedział
-Doggo – Burger podniósł głowe, wyglądał na zdenerwowanego
-Masz to dla mnie? - z westchnięciem BP odszedł do stolika
-Ta, jest w moim samochodzie – jak tylko odszedł z psem, Sans i Undyne wymienili się spojrzeniami. A potem szkielet się uśmiechnął
-no i tyle z twojego kumpla do picia
-Ta, wiem, kurwa. Dobra! Do trzech razy sztuka – podskoczyłaś kiedy nagle chwyciła Ciebie i Sansa za ramiona podnosząc z siedzeń. Jej uścisk był zaskakująco silny. Przeniosła was do lady i posadziła na siedzeniach. - Pokaż co tam masz najgorszego Grillby! - Barman popatrzył w jej stronę, ogniki dookoła jego głowy zawirowały mocniej. Siedząc blisko niego czułaś się tak, jakbyś siedziała przy ognisku. Praktycznie słyszałaś strzykanie ognia mimo odgłosów w barze. Było miło. - Zaskocz mnie – Undyne popatrzyła na Ciebie – A ty, mała? - zamachałaś rękami w geście obronnym
-Nie dzięki, ja jestem biedna
-No weź, ja stawiam – przeniosła wzrok na Grillbiego – Zrób jej ten owocowy koktajl
-Whiskey wystarczy – rzuciłaś szybko – Albo... no wiesz... odpowiednik tego – Undyne zaśmiała się i otworzyła usta, aby coś powiedzieć, ale przestała
-Ojej – wyciągnęła telefon z kieszeni spodni – Moja dziewczyna dzwoni. Idę. Zaraz wrócę! - popatrzyła na Ciebie znacząco i udała się w stronę wyjścia.
-uważaj filologio – rzucił Sans – jeżeli dasz się undyne upije cię na śmierć
-Czy wyglądam ci na dziewczynę, która pije jakieś wymyślne koktajle? - uniosłaś brwi
-uh... czy istnieje dobra odpowiedź na to pytanie? - oboje się zaśmialiście. Grillby wrócił zauważył, że rybia potworzyca zniknęła – zostaw to – Sans mrugnął w jego stronę – jeżeli ona nie wróci, zajmiemy się tym dla niej – Położył drinki na ladzie. To był ciemny napój w którym wirowały odcienie szarości, lekko też świecił na górze. Wymieniłaś się spojrzeniami z Sansem.
-Wezmę jeden – powiedziałaś. Zauważyłaś że Maxine nadal siedzi przy stoliku z pierwszorocznym i po jej minie wygląda na to, że dobrze się bawi. Czułaś się mniej winna z tego powodu, że ją zostawiłaś. Uniosłaś brwi w jej stronę by zapytać się: Wszystko dobrze? Popatrzyła na Ciebie szeroko otwartymi oczami, nie wiedziałaś, czy to znaczy, że wszystko dobrze, czy, że prosi o pomoc. Wskazałaś palcem na siebie, a potem na nią. Mam przyjść? Machnęła ręką. Nie, zostań tam. Tak przynajmniej odczytałaś ten gest. Grillby podał Ci drinka. Podniosłaś go i przystawiłaś do twarzy, starając się zrozumieć, skąd w nim to czerwone światełko. Na swój sposób ten napój był śliczny. Popatrzyłaś na Sansa. Trzymał swój, jasno niebieski. Patrzył na barmana, ale wskazywał na Ciebie
-jesteś pewien, że ona może to pić? - Grillby odwrócił się w jego stronę i po prostu gapił się. Pomijając brak jakiejkolwiek mimiki twarzy wnioskowałaś, że był urażony – dobra, dobra – Sans uniósł ręce do góry – do dna, filologio – stuknęliście się kieliszkami i za jednym zamachem opróżniłaś kieliszek. Tak jak w barze, oba potwory przyglądały Ci się z ciekawością, czekając na Twoją reakcję. Trunek był pyszny, choć trudno byłoby Ci powiedzieć jak smakuje. Był ciemny, mocny, czułaś w nim goździki... Przełknęłaś i wzięłaś wdech, a potem się wyszczerzyłaś
-O tak! - chrząknęłaś czując, jak alkohol pali Cię w gardło. Sans wyszczerzył się i sam upił swojego. Usłyszałaś jak ogień Grillbiego trzeszczy w odpowiedzi. A następnie sobie poszedł. - Dobra, Sans – pochyliłaś się w jego stronę – Mam dla ciebie zagadkę – spojrzał na Ciebie przebiegle
-wolę kawały
-Oh ale ta ci się spodoba
-heh, dobra, dawaj
-Mam cztery palce i kciuk, nie mam skóry ani krwi, czym jestem? - zaśmiał się, zerknęłaś na jego twarz i poczułaś ciepło w sercu.
-masz rację, podoba mi się, uh – patrzył na szynk zamyślony przez chwilę. Upiłaś swój drink przyglądając mu się. Po jakiejś minucie później uśmiechnął się szeroko i popatrzył na Ciebie – rękawiczka
-Cholera jasna! - zaśmiałaś się. Teraz kiedy jesteś pijana, mniej panujesz nad ruchami i zachowaniem. Lecz jednocześnie czujesz się swobodniej, zaś przyjemne uczucie w piersi teraz przelewa się na brzuch i biodra. Nie wiesz czy to magia, czy po prostu jesteś pijana do takiego stopnia. Ale uśmiech nie chce znikać z Twojej twarzy.
-dobra – Sans skończył swój napój – co robi ręcznik w japońskiej restauracji?
-Wiedziałam, że z czymś takim wypalisz – jęknęłaś – Daj pomyśleć – Nie myślałaś tak długo – Sushi się
-ah już to znałaś.
-To mój teren, koleś, czego się spodziewałeś – podniosłaś palec do góry – Myśl wpierw nad grą słowną, jak nic nie pasuje, próbuj innych rzeczy – upiłaś drinka – słowa są najważniejsze, prawda? - Sans zmarszczył brwi zamyślony, a potem zachichotał
-prawda
-Heh, miałam rację.
-dobra, ma jeden kolor, kształtów tysiące, pojawia się kiedy świeci słońce, lata i pląsa, lecz by nie uciekł u dołu stoi na twardym gruncie, nie czyni krzywdy, bólu nie czuje, samotnie nigdy nie podróżuje. - Myślałaś kilka minut, w tym czasie Grillby przyniósł Sansowi kolejnego drinka. To nie był kawał ani gra słowna, więc to musiało być coś oczywistego, coś na co nie zwracasz uwagi. Poprosiłaś Sansa, aby powtórzył to dwa razy, słuchając uważnie każdego słowa.
-Poddaję się. Co to jest?
-cień – szybko powtórzyłaś sobie jego słowa w głowie i uderzyłaś otwartą ręką w bar
-Cholera jasna! Zagiąłeś mnie tym! - Undyne wróciła chwilę później, obejmując was ramionami.
-Boże, nerdy! Co wy tutaj tylko gadacie?!
-właściwie – wtrącił się Sans – bary słyną z tego, że gada się w nich o głupotach
-Mniejsza – chwyciła za swój drink, ten który Grillby dla niej zostawił i wychyliła kieliszek odstawiając go pustym na blat. - Dobra. Bierzemy kolejkę. Ty też – stuknęła Cię palcem w klatkę piersiową – Ja stawiam i nie ma marudzenia. - zmusiła Cię do wypicia czegoś niebieskiego co paliło jak ogień i sprawiło, że przed oczami widziałaś wszystkie barwy tęczy. Po nim dostrzegłaś złote włosy w końskim ogonie Undyne, za kiedy Sans zaśmiał się z czegoś co powiedziałaś, miałaś wrażenie że Twoje kości drżą. Potem BP i Doggo wrócili, i spędziłaś kilka godzin w dobrym towarzystwie świetnie się bawiąc. Przerwałaś chlanie, zdając sobie sprawę, że Undyne naprawdę byłaby w stanie upić Cię do nieprzytomności, tak jak powiedział Sans, i chwała, że nie chciałaś aby za Ciebie płaciła. Więc żartowałaś, śmiałaś się i cieszyłaś ich towarzystwem. Po jakimś czasie Undyne zauważyła jak ziewasz. - Uh oh, nasz człowieczek chce iść spać?
-Heh, Chyba. Lepiej pójdę do domu – mruknęłaś walcząc z kolejnym ziewnięciem
-Chcesz aby ktoś cię odprowadził? - zapytała, popatrzyła na Sansa i warknęła – Ty! Odprowadź ją!
-dobra, dobra, raaaany – śmiejąc się zszedł z krzesełka, jak tylko odwrócił się plecami, Undyne mrugnęła do Ciebie i pokazała stronę. Wywróciłaś oczami
-Nie musisz mnie odprowadzać, jeżeli nie chcesz – powiedziałaś mu, choć chciałaś aby to zrobił
-nie, jest dobrze – uśmiechał się – no i mieszkasz blisko
-Oh, kurwa! Powiem znajomym, że wychodzę. Daj chwilę
-będę przed barem – skinęłaś głową i podeszła do Maxine
-jesteś pewien, że ona może to pić? - Grillby odwrócił się w jego stronę i po prostu gapił się. Pomijając brak jakiejkolwiek mimiki twarzy wnioskowałaś, że był urażony – dobra, dobra – Sans uniósł ręce do góry – do dna, filologio – stuknęliście się kieliszkami i za jednym zamachem opróżniłaś kieliszek. Tak jak w barze, oba potwory przyglądały Ci się z ciekawością, czekając na Twoją reakcję. Trunek był pyszny, choć trudno byłoby Ci powiedzieć jak smakuje. Był ciemny, mocny, czułaś w nim goździki... Przełknęłaś i wzięłaś wdech, a potem się wyszczerzyłaś
-O tak! - chrząknęłaś czując, jak alkohol pali Cię w gardło. Sans wyszczerzył się i sam upił swojego. Usłyszałaś jak ogień Grillbiego trzeszczy w odpowiedzi. A następnie sobie poszedł. - Dobra, Sans – pochyliłaś się w jego stronę – Mam dla ciebie zagadkę – spojrzał na Ciebie przebiegle
-wolę kawały
-Oh ale ta ci się spodoba
-heh, dobra, dawaj
-Mam cztery palce i kciuk, nie mam skóry ani krwi, czym jestem? - zaśmiał się, zerknęłaś na jego twarz i poczułaś ciepło w sercu.
-masz rację, podoba mi się, uh – patrzył na szynk zamyślony przez chwilę. Upiłaś swój drink przyglądając mu się. Po jakiejś minucie później uśmiechnął się szeroko i popatrzył na Ciebie – rękawiczka
-Cholera jasna! - zaśmiałaś się. Teraz kiedy jesteś pijana, mniej panujesz nad ruchami i zachowaniem. Lecz jednocześnie czujesz się swobodniej, zaś przyjemne uczucie w piersi teraz przelewa się na brzuch i biodra. Nie wiesz czy to magia, czy po prostu jesteś pijana do takiego stopnia. Ale uśmiech nie chce znikać z Twojej twarzy.
-dobra – Sans skończył swój napój – co robi ręcznik w japońskiej restauracji?
-Wiedziałam, że z czymś takim wypalisz – jęknęłaś – Daj pomyśleć – Nie myślałaś tak długo – Sushi się
-ah już to znałaś.
-To mój teren, koleś, czego się spodziewałeś – podniosłaś palec do góry – Myśl wpierw nad grą słowną, jak nic nie pasuje, próbuj innych rzeczy – upiłaś drinka – słowa są najważniejsze, prawda? - Sans zmarszczył brwi zamyślony, a potem zachichotał
-prawda
-Heh, miałam rację.
-dobra, ma jeden kolor, kształtów tysiące, pojawia się kiedy świeci słońce, lata i pląsa, lecz by nie uciekł u dołu stoi na twardym gruncie, nie czyni krzywdy, bólu nie czuje, samotnie nigdy nie podróżuje. - Myślałaś kilka minut, w tym czasie Grillby przyniósł Sansowi kolejnego drinka. To nie był kawał ani gra słowna, więc to musiało być coś oczywistego, coś na co nie zwracasz uwagi. Poprosiłaś Sansa, aby powtórzył to dwa razy, słuchając uważnie każdego słowa.
-Poddaję się. Co to jest?
-cień – szybko powtórzyłaś sobie jego słowa w głowie i uderzyłaś otwartą ręką w bar
-Cholera jasna! Zagiąłeś mnie tym! - Undyne wróciła chwilę później, obejmując was ramionami.
-Boże, nerdy! Co wy tutaj tylko gadacie?!
-właściwie – wtrącił się Sans – bary słyną z tego, że gada się w nich o głupotach
-Mniejsza – chwyciła za swój drink, ten który Grillby dla niej zostawił i wychyliła kieliszek odstawiając go pustym na blat. - Dobra. Bierzemy kolejkę. Ty też – stuknęła Cię palcem w klatkę piersiową – Ja stawiam i nie ma marudzenia. - zmusiła Cię do wypicia czegoś niebieskiego co paliło jak ogień i sprawiło, że przed oczami widziałaś wszystkie barwy tęczy. Po nim dostrzegłaś złote włosy w końskim ogonie Undyne, za kiedy Sans zaśmiał się z czegoś co powiedziałaś, miałaś wrażenie że Twoje kości drżą. Potem BP i Doggo wrócili, i spędziłaś kilka godzin w dobrym towarzystwie świetnie się bawiąc. Przerwałaś chlanie, zdając sobie sprawę, że Undyne naprawdę byłaby w stanie upić Cię do nieprzytomności, tak jak powiedział Sans, i chwała, że nie chciałaś aby za Ciebie płaciła. Więc żartowałaś, śmiałaś się i cieszyłaś ich towarzystwem. Po jakimś czasie Undyne zauważyła jak ziewasz. - Uh oh, nasz człowieczek chce iść spać?
-Heh, Chyba. Lepiej pójdę do domu – mruknęłaś walcząc z kolejnym ziewnięciem
-Chcesz aby ktoś cię odprowadził? - zapytała, popatrzyła na Sansa i warknęła – Ty! Odprowadź ją!
-dobra, dobra, raaaany – śmiejąc się zszedł z krzesełka, jak tylko odwrócił się plecami, Undyne mrugnęła do Ciebie i pokazała stronę. Wywróciłaś oczami
-Nie musisz mnie odprowadzać, jeżeli nie chcesz – powiedziałaś mu, choć chciałaś aby to zrobił
-nie, jest dobrze – uśmiechał się – no i mieszkasz blisko
-Oh, kurwa! Powiem znajomym, że wychodzę. Daj chwilę
-będę przed barem – skinęłaś głową i podeszła do Maxine
-Cześć, wychodzę
-Z kim? - syknęła chwytając Cię za ramię – Tym kotem?
-Nie! Ugh... tym... szkieletem – Maxine popatrzyła na Ciebie zdziwiona
-Cholero jedna
-Sama nie wiem, trudno mi powiedzieć, czy jest zainteresowany
-Łał.. nie wiedziałam, że ty.. - próbowała bezradnie gestykulować rękami – Chcę powiedzieć jakiś kawał z kościami, bo wiesz... on jest... - Stuknęłaś ją w ramię
-Nie sil się, kochanie. Jak ci idzie z Javerem?
-Strasznie! - jęknęła – O wszystkim zapomina! No ale idź do swojego i lepiej aby ci się udało i abyś była z nim szczera. Idź w drogę moje dziecię. - Z błogosławieństwem Maxine udałaś się w stronę wyjścia. Nie miałaś planu ataku... właściwie nie miałaś pojęcia co robisz. Jedyne czego byłaś pewna to to, że naprawdę chcesz położyć swoje łapy na Sansie, no i jego przyjaciółka Undyne powiedziała, abyś tak zrobiła. Nie byłaś już co prawda do końca pijana, choć trzeźwa też nie, dlatego takie akcie wychodziły Ci łatwiej.
-Cześć – pomachałaś do niego czując jak serce mocniej Ci bije
-cześć, mam dla ciebie kolejną zagadnę, co jest duże, czerwone i często staje? - zaczęłaś się śmiać
-Rany! To podchwytliwe!
-a no – wyszczerzył się. Podniósł na Ciebie swoje świecące oczy, patrzyłaś w nie. Pochyliłaś się i przystawiłaś swoje usta do jego zębów. To był bardzo niewinny pocałunek. Jego zęby były zimne i gładkie pod Twoimi wargami, cofnęłaś się zaraz po chwili. Wyglądał na zaskoczonego. Otworzył szeroko oczy, białe źrenice zrobiły się malutkie. Patrzył się po prostu na Ciebie i nie ruszał. O kurwa.
-O mój Boże – klepnęłaś się w policzki – Przepraszam! Ja... ja... ja myślałam, że ze mną flirtowałeś! - znowu zaczął się poruszać
-c... wiesz, bo flirtowałem, ale... - odwrócił wzrok oszołomiony – nie przypuszczałem, że to zadziała... - parsknęłaś śmiechem
-Dlaczego?
-bo jestem tylko pieprzonym... ofermowatym kościotrupem....
-Ale ja uważam, że jesteś naprawdę słodki – wypaliłaś. Popatrzył na Ciebie, na jego kościach policzkowych pojawił się ciemniejszy kolor. - Boże, rumienisz się?
-jestem szkieletem, nie mogę się rumienić
-Ale się rumienisz! - rzuciłaś. Bez myślenia chwyciłaś jego twarz w swoje ręce. Kości były zimne pod palcami, lecz na jego policzki były inne – jesteś ciepły – zabrało Ci oddech. Zamknął oczy. Wyglądał na bardzo zawstydzonego. Miałaś nadzieję, że w dobry sposób, ale właściwie nie miałaś pojęcia jak odczytać to zachowanie – Nie wiem co to znaczy – przyznałaś powoli
-.... jestem szczęśliwy z tego powodu – mruknął. Dobra. To dobrze. I teraz... co dalej? Stoisz trzymając jego twarz. Powoli, bardzo powoli pochylasz się i ... przystawiasz swoje czoło do jego. Chłód był przyjemny w porównaniu z ciepłem Twojej twarzy. Wypuścił powietrze i niczym nóżki pająka, jego kościste palce powoli objęły Cię w talii. Uczucie było jednocześnie dziwne i fascynujące. Jego dłonie były zimne jak reszta jego ciała, sztywne i twarde, nieludzkie. Lecz samo objęcie było bardzo intymne. Ruszał się tak płynnie i naturalnie, łatwo było zapomnieć kim jest. Twoje serce zaczęło bić wolniej. Zastanawiałaś się czy nie zabrać swoich rąk, lecz on trzymał własne.
-Chcę... zrozumieć – szepnęłaś
-ha, ta, dobra, wiem – w końcu otworzył oczy z niecnym błyskiem – jak bardzo jesteś pijana?
-Nie aż tak
-a chcesz... uh... wpaść do mnie?
-Tak... A jak to daleko?
-róg lincolna i trzeciej
-To daleko – mrugnął
-ta, ale znam skrót
-Ja... Oh! Mówisz o... teleportacji? Możesz mnie zabrać ze sobą? - ta wiadomość była jednocześnie ekscytująca i przerażająca
-a no
-Co mam zrobić?
-nie ruszaj się – powiedział zaciskając mocno swoje ręce dookoła Twojej talii.
-Z kim? - syknęła chwytając Cię za ramię – Tym kotem?
-Nie! Ugh... tym... szkieletem – Maxine popatrzyła na Ciebie zdziwiona
-Cholero jedna
-Sama nie wiem, trudno mi powiedzieć, czy jest zainteresowany
-Łał.. nie wiedziałam, że ty.. - próbowała bezradnie gestykulować rękami – Chcę powiedzieć jakiś kawał z kościami, bo wiesz... on jest... - Stuknęłaś ją w ramię
-Nie sil się, kochanie. Jak ci idzie z Javerem?
-Strasznie! - jęknęła – O wszystkim zapomina! No ale idź do swojego i lepiej aby ci się udało i abyś była z nim szczera. Idź w drogę moje dziecię. - Z błogosławieństwem Maxine udałaś się w stronę wyjścia. Nie miałaś planu ataku... właściwie nie miałaś pojęcia co robisz. Jedyne czego byłaś pewna to to, że naprawdę chcesz położyć swoje łapy na Sansie, no i jego przyjaciółka Undyne powiedziała, abyś tak zrobiła. Nie byłaś już co prawda do końca pijana, choć trzeźwa też nie, dlatego takie akcie wychodziły Ci łatwiej.
-Cześć – pomachałaś do niego czując jak serce mocniej Ci bije
-cześć, mam dla ciebie kolejną zagadnę, co jest duże, czerwone i często staje? - zaczęłaś się śmiać
-Rany! To podchwytliwe!
-a no – wyszczerzył się. Podniósł na Ciebie swoje świecące oczy, patrzyłaś w nie. Pochyliłaś się i przystawiłaś swoje usta do jego zębów. To był bardzo niewinny pocałunek. Jego zęby były zimne i gładkie pod Twoimi wargami, cofnęłaś się zaraz po chwili. Wyglądał na zaskoczonego. Otworzył szeroko oczy, białe źrenice zrobiły się malutkie. Patrzył się po prostu na Ciebie i nie ruszał. O kurwa.
-O mój Boże – klepnęłaś się w policzki – Przepraszam! Ja... ja... ja myślałam, że ze mną flirtowałeś! - znowu zaczął się poruszać
-c... wiesz, bo flirtowałem, ale... - odwrócił wzrok oszołomiony – nie przypuszczałem, że to zadziała... - parsknęłaś śmiechem
-Dlaczego?
-bo jestem tylko pieprzonym... ofermowatym kościotrupem....
-Ale ja uważam, że jesteś naprawdę słodki – wypaliłaś. Popatrzył na Ciebie, na jego kościach policzkowych pojawił się ciemniejszy kolor. - Boże, rumienisz się?
-jestem szkieletem, nie mogę się rumienić
-Ale się rumienisz! - rzuciłaś. Bez myślenia chwyciłaś jego twarz w swoje ręce. Kości były zimne pod palcami, lecz na jego policzki były inne – jesteś ciepły – zabrało Ci oddech. Zamknął oczy. Wyglądał na bardzo zawstydzonego. Miałaś nadzieję, że w dobry sposób, ale właściwie nie miałaś pojęcia jak odczytać to zachowanie – Nie wiem co to znaczy – przyznałaś powoli
-.... jestem szczęśliwy z tego powodu – mruknął. Dobra. To dobrze. I teraz... co dalej? Stoisz trzymając jego twarz. Powoli, bardzo powoli pochylasz się i ... przystawiasz swoje czoło do jego. Chłód był przyjemny w porównaniu z ciepłem Twojej twarzy. Wypuścił powietrze i niczym nóżki pająka, jego kościste palce powoli objęły Cię w talii. Uczucie było jednocześnie dziwne i fascynujące. Jego dłonie były zimne jak reszta jego ciała, sztywne i twarde, nieludzkie. Lecz samo objęcie było bardzo intymne. Ruszał się tak płynnie i naturalnie, łatwo było zapomnieć kim jest. Twoje serce zaczęło bić wolniej. Zastanawiałaś się czy nie zabrać swoich rąk, lecz on trzymał własne.
-Chcę... zrozumieć – szepnęłaś
-ha, ta, dobra, wiem – w końcu otworzył oczy z niecnym błyskiem – jak bardzo jesteś pijana?
-Nie aż tak
-a chcesz... uh... wpaść do mnie?
-Tak... A jak to daleko?
-róg lincolna i trzeciej
-To daleko – mrugnął
-ta, ale znam skrót
-Ja... Oh! Mówisz o... teleportacji? Możesz mnie zabrać ze sobą? - ta wiadomość była jednocześnie ekscytująca i przerażająca
-a no
-Co mam zrobić?
-nie ruszaj się – powiedział zaciskając mocno swoje ręce dookoła Twojej talii.
Autor okładki: Aonomi
Notka od tłumacza: Życie studenta nie jest łatwe i przyjemne, zwłaszcza jak się jest doktorantem. Całe szczęście, masz nowego kolegę, który z przyjemnością oderwie Cię od nudnych zajęć. Co więcej, jest to szkielet.
Opowiadanie mające miejsce po prawdziwym pacyfistycznym zakończeniu gry. Sans x Czytelniczka.
Rozdziały +18 będą oznaczone: ♥
Autor: LambKid
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI
Rozdział III (obecnie czytany)

Kolejnego dnia byłaś w budynku fizyki o siedemnastej pięćdziesiąt, rzuciłaś egzaminy na stolik w bibliotece i otworzyłaś czerwony długopis starając się wyskrobać z siebie tyle determinacji ile fabryka dała. Na jutro trzydzieści sześć esejów ma być sprawdzonych. Tak, aby potem można było wystawiać oceny. Więc musisz to zrobić dzisiaj. Pieprz się letnia sesjo, pomyślałaś chwytając za pierwszy esej z brzegu. Próbowałaś nie czuć się zawiedziona tym, że Sansa jeszcze tutaj nie ma. Promienie zachodzącego słońca wdzierały się do środka przez opuszczone żaluzje, zaś przez wielką ciszę dookoła czułaś się strasznie malutka. No, ale, solidność to podstawa. Uda Ci się. Mamrotałaś do siebie przez cały czas nie zdając sobie z tego sprawy, ale całe szczęście nikogo dookoła nie było. Chwyciłaś za kilka notatek i szybko wciągnął Cię wir nauki do takiego stopnia, że nie usłyszałaś jak ktoś wchodzi do środka i staje obok Ciebie.
-huh – na twarzy Sansa był szczery uśmiech – jeszcze się z tym nie uporałaś? - nim zdążyłaś odpowiedzieć, rzucił na stolik przed Tobą kilka starych woluminów. - przytargałem je dla ciebie – Ciekawe, podniosłaś jedną z wielką ostrożnością, wiadomo, to ma swoje lata. Przeszył Cię dreszcz, ponieważ na grzbiecie pierwszej dostrzegłaś znajome runy symbolizujące królestwo potworów.
-To... to z Podziemia? - zachwyt i zaskoczenie osłabiało Twój głos. Otworzyłaś delikatnie, nierówne rzędy liter i pożółkły papier, czułaś jak serce wali Ci w piersi. Ta książka była o ludziach.
„Podczas kiedy potwory w większości są zrobione z magi, ludzkie stworzenia w większości są zrobione z wody” zaśmiałaś się oczarowana i zaskoczona czytając te słowa. Ten tom mówił o różnicach między potworami i ludźmi, podkreślał fakt, że ludzie nie są zdolni do magii. I podczas kiedy kilka wiadomości było prawdziwych, trafiły się także dziwne, ale i tak byłaś zaskoczona, że autor tej książki miał tak wielką wiedzę o ludzkiej psychologii. Po kilku minutach przypomniałaś sobie, że nie jesteś sama, czytałaś książkę w ciszy. Podniosłaś wzrok skrępowana. Sans siedział cicho na krześle naprzeciwko przyglądając Ci się z zainteresowaniem – Przepraszam, wciągnęło mnie to draństwo – zerknęłaś na książkę szczerząc się jak ostatni dureń. Kiedy znowu na niego popatrzyłaś, on również się uśmiechał – Mogę zadać pytanie?
-jasne
-Czy ta książka.. - zatrzymałaś się zdając sobie sprawę, że źle układasz słowa – Czy to jest naukowa wiedza?
-wiedzieliśmy, że to jest prawda, jeżeli o to pytasz – przyglądałaś mu się z uwagą, odpowiedział tym samym. Na tle czarnych oczodołów jaśniały światełka jak małe gwiazdki.
-Wiedzieliście o naszym istnieniu, a my.. zapomnieliśmy o was – kiedy wypowiedziałaś to zdanie, zrozumiałaś jak smutna była prawda. Porzuceni, wygnani i zapomnieni. Wzruszył ramionami.
-wiedzieliśmy, że jesteście bo czasem ktoś do nas wpadł – A wy nie mogliście wyjść, więc o was zapomnieliśmy, pomyślałaś. Ta rozmowa z każdą chwilą robi się mroczniejsza, czułaś niemiły ciężar na piersi. Byłaś zmęczona i smutna.
-Przepraszam – szepnęłaś, nie wiedziałaś czy próbujesz okazać swoją sympatię czy wyrazić przeprosiny
-nie przepraszaj – odparł czule – to ciekawe jak ludzie przyjmują niektóre rzeczy – popatrzyłaś na swoje stopy, marszcząc brwi, w końcu zapytałaś
-Mogę je pożyczyć? - stuknęłaś w okładkę trzymanej w ręku książki
-jasne, bawisz się w młodego antropologa?
-Może – zaśmiałaś się i westchnęłaś, atmosfera się rozluźniła. Udał się na swoje miejsce i oboje wróciliście do pracy. ... Znaczy się Ty próbowałaś do niej wrócić. Lecz Twoja uwaga z łatwością była przyciągana przez przyniesione woluminy. Czułaś się jak wtedy, kiedy musisz czekać na otwarcie prezentów gwiazdkowych. Po sprawdzeniu kolejnych dwóch esejów postanowiłaś zrobić sobie zasłużoną przerwę i chwyciłaś za książkę. Ta była o potworzych tradycjach i zwyczajach. Przeglądałaś informacje o tym jak obchodzą wszelkie święta państwowe i o... Boże Narodzenie też.
-eseje same się nie sprawdzą, wiesz – powiedział Sans, tym razem nie krzyczałaś ale lekko podskoczyłaś na krzesełku. Niechętnie przekręciłaś się odrywając wzrok od książki, starając się przywdziać najbardziej niewinne oblicze na jakie było Cię stać. Sans siedział naprzeciw Ciebie z łokciem na kolanie, zaś ręce luźno mu zwisały. Pochylał się do przodu, widziałaś górę jego klatki piersiowej wystającej spod koszulki. Ten widok Cię zafascynował, był jednak jednocześnie bardzo intymny więc starałaś się uciec wzrokiem tak szybko jak to możliwe. Odstawiłaś książkę posłusznie, w odpowiedzi uśmiechnął się szeroko.
-Możesz przestać się zakradać? - mruknęłaś – No i to nie twoja sprawa ...
-jeżeli te dzieciaki nie dostaną swoich prac na czas przez to, że dałem ci te książki.. to będzie moja wina – wywróciłaś oczami, zachichotał
-Nie martw się. Nawet gdyby nie te książki, znalazłabym coś innego co by mnie rozpraszało
-aż tak źle, co?
-To i tak nie jest najgorsze w nauczaniu – przyznałaś
-a co jest najgorsze?
-Że czujesz się jak oszust – zaczęłaś bawić się kosmykiem włosów – Nigdy nie wiem co robić i co robię. Wiesz, wchodzisz za biurko i masz ochotę powiedzieć „Cześć dzieciaki! Witamy na improwizowanej godzinie głupiego amatora!” - zaczął się głośno śmiać i mrużyć oczy. Naprawdę lubiłaś jego śmiech. - Ty się tak nie czułeś?
-nie, może dlatego że jestem dobry w pierdoleniu od rzeczy, więc... - zaśmiałaś się
-W to nie wątpię. Ile głupich kawałów o fizyce rzucasz na zajęciach?
-robię z nich mieszankę wybuchową – oboje się śmialiście nie dbając o zachowanie ciszy.
-Dobra. Wiem, że póki co opowiadałeś mi naukowe kawały które dziecko zrozumie. Zastrzelisz mnie prawdziwym okazem?
-jesteś na to gotowa?
-Jasne, dawaj! - Dlaczego, oh dlaczego masz wrażenie, że flirtujesz ze szkieletem. Cóż, wiesz dlaczego. To dlatego, że jest czarujący, no i jego głos jest seksowny. Popatrzył na stolik, zmarszczył brwi. Prawie widziałaś, jak właśnie w głowie przegląda swój katalog chujowych kawałów. Potem podniósł głowę z cwanym uśmieszkiem.
-dlaczego stanowisko heisenberga i pęd zawsze są poza domem? - wgapiałaś się w niego przez kilka chwil, pachnęłaś ręką śmiejąc się z samej siebie
-Łał, kurwa, co to jest stanowisko heisenberga?
-ponieważ się ze sobą nie dogadują
-O mój Boże – potrząsnęłaś głową – Teraz będę musiała pomyśleć nad jakimiś literackimi kawałami dla ciebie
-sama tego chciałaś – wstał – wracam do swojej pracy – zaśmiał się – ale daj znać jak znowu zaczniesz się nudzić
-Dobrze – odprowadziłaś go wzrokiem korzystając z okazji, aby spojrzeć na jego nogi. To.. kości. Przenosząc wzrok na swoje rzeczy, zaczęłaś się zastanawiać jakie są w dotyku. Sprawdziłaś kilka kolejnych prac lecz około dziewiątek Twoja uwaga znowu powędrowała w inną stronę. Wstałaś. - Idę po kawę – powiedziałaś głośno – Wziąć ci?
-nie dzięki – odpowiedział, szybko pisał patrząc uważnie w monitor swojego komputera. Odeszłaś od swojej pracy zerkając jak bardzo skupiony był na swojej. Poczułaś się trochę niepewnie no i trochę zazdrosna, że sama nie umiesz osiągnąć takiego stanu. Zeszłaś na dół, wrzuciłaś do maszyny monety. Nocne powietrze było przyjemne. Dasz radę. Powtarzałaś sobie wchodząc po schodach z napojem w ręku. Jak wróciłaś i usiadłaś, rzuciłaś do potwora
-Nie pijasz kawy, co?
-ludzkiej kawy – odparł grzecznie. Zamarłaś.
-Ty... Nie możesz jeść ludzkiego jedzenia? - palnęłaś. Popatrzył na Ciebie i mrugnął.
-mój żołądek go nie trafi – zignorowałaś nieśmieszny kawał i zajęłaś miejsce naprzeciwko niego
-Jesteś poważny?
-nie, jestem sans, zapomniałaś? - Boże. Schowałaś twarz w dłoniach warcząc. - wybacz, wybacz – próbował się nie śmiać – jestem poważny, potwory muszą jeść jedzenie z magią, naprawdę o tym nie wiedziałaś?
-Nie, myślałam.. - machnęłaś ręką – Znaczy się, wiedziałam, że jest coś takiego jak potworze jedzenie, ale wiesz.. mamy też chińszczyznę i jest też meksykańska kuchnia... więc pomyślałam, że potworze potrawy to coś w tym stylu...
-cóż... trochę prawdy w tym jest, ludzie mogą jeść nasze jedzenie i niektóre potwory mogą jeść ludzkie w niewielkich ilościach – zaśmiał się cicho – ale wiesz, ja dosłownie nie mam żołądka
-Tak, ja – powoli pomachałaś ręką – Przepraszam, czuję się jak debilka
-nie twoja wina – zaśmiał się – obcowanie w społeczeństwie nie jest łatwe – Z jakiegoś powodu ta rozmowa znowu robiła się jakby ciężka. Powinnaś zmienić temat? A może brnąć dalej? Wyjdziesz na chama jeżeli nie będziesz chciała dyskutować na temat potworzej anatomii z gościem, którego właściwie nie znasz? Czy będziesz chamem, jeżeli zaczniesz to robić? - heh, chyba znowu przeze mnie się zakłopotałaś, przepraszam – Dawał Ci drogę ucieczki? A może nie chce o tym rozmawiać? Cóż, ale masz okazję zostawić temat...
-Nic się nie stało – wstałaś i wsadziłaś zaciśniętą pięść w drugą rękę – Wracam do mojego gówna... znaczy się, do esejów
-powodzenia – rzucił. Dwudziesta pierwsza trzydzieści. Kurwa mać. Rzuciłaś okiem na ostatnie piętnaście prac zdeterminowana, sprawdzić je przed zamknięciem biblioteki. Nie ma gadania z przyjaznym kościotrupem, bez względu na to jak bardzo podoba Ci się jego głos, albo jak bardzo jesteś ciekawa potworzej nacji. Coś w głębi serca dało Ci moc, aby zignorować kuszące potworze woluminy na stoliku i udało Ci się uporać ze wszystkim o dwudziestej trzeciej trzydzieści pięć. Podskoczyłaś wyrzucając łapy w powietrze z radości
-Kurwa mać, nareszcie!
-już?
-Tak, w końcu! - podeszłaś w jego stronę i usiadłaś zarzucając ręce na oparcie krzesełka obok niego. - A tobie? Jak idzie?
-powoli i do przodu – podrapał się po głowie, znowu to miłe chrobotanie – ale dzisiaj też muszę dać sobie już spokój – Chciałaś odpowiedzieć ale uprzedziło Cię burczenie w Twoim brzuchu. Chwyciłaś się za niego zawstydzona. Sans przyglądał Ci się z nieodgadnionym wyrazem twarzy, potrząsnął głową i uśmiechnął się lekko – ludzie...
-Mniejsza – wyszczerzyłaś się – A ty tak masz, kiedy siedzisz do późna i robisz się głodny? - zaśmiał się
-ta, czasami, właściwie to jestem głodny
-To może razem pójdziemy na miasto coś chrupnąć? - słowa opuściły Twoje usta nim zdałaś sobie sprawę co mówisz. Ale cóż, byłaś też po części ciekawa jak na to zareaguje. Podobało Ci się to, że mimo wszystko łatwo się wam rozmawiało, choć znacie się od kilku nocy. Przyglądał się z zaskoczeniem i niepewnością. Przez chwilę myślałaś, że odmówi, ale potem jego uśmiech się poszerzył.
-jasne, czemu nie – Odprowadził Cię do budynku filologii abyś mogła rzucić sprawdzone prace na swoje biurko nim opuścicie kampus. Noc była wietrzna, jesień nadchodziła wielkimi krokami. Kiedy byliście przed budynkiem zatrzymał się – zapalę sobie – wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów.
-Dobrze, wrócę za chwilę – otworzyłaś drzwi frontowe. W środku było ciemno, lecz światło z latarni wkradające się przez okna zaprowadziło Cię do Twojego pokoju. Nie było Twojej koleżanki, ale mimo to powoli i ostrożnie odłożyłaś eseje na stolik wzdychając z ulgą. Kiedy wróciłaś, zobaczyłaś jak Sans siedzi na półce ozdobnej z papierosem między zębami, zaś jego nogi luźno zwisały. Usiadł w cieniu, światełka w jego oczach były dobrze widoczne, tak samo jak czerwony żar w fajce i unoszący się od niej niewielki dym. Przeniósł wzrok na Ciebie. Ten widok był dziwnie przerażający i jednocześnie miły. - Gotowy?
-a no – zeskoczył na chodnik. Zazwyczaj nie podobał Ci się zapach papierosów... chyba, że podobał Ci się jakiś palacz. A teraz.. ten zapach Ci .. nie przeszkadzał. ... Ojej. Uczelniany kampus nie był położony zbyt daleko od centrum miasta, więc spacer był dość krótki. Nie czułaś się zazwyczaj zbyt dobrze chodząc z kimś, ale z Sansem zaskakująco dobrze Ci się rozmawiało, dyskusja toczyła się sama
-To magiczne papierosy?
-nie
-Oh – zaśmiał się słysząc zawód w Twoim głosie
-to zwykłe malboro, moje kości absorbują dym – odpowiedział nim zadałaś pytanie. Choć nie miał płuc.. to znaczy że absorbował też tlen, a więc.. oddychał? Dopiero teraz dostrzegłaś jak jego klatka piersiowa unosi się i opada. Chciałaś o to zapytać, ale nie wiedziałaś gdzie ten gość ma granicę cierpliwości i intymności, choć masz wrażenie, że kilka razy ją już przekroczyłaś. Poza tym trudno myśli się na głodnego. Skoro mógł oddychać bez płuc, ciekawe do czego zdolne było jeszcze jego ciało. Raczej nie miał mózgu (a może miał?), ale mógł myśleć. Mógł mówić bez strun głosowych. Ciekawe czy ma system nerwowy. Czuje temperaturę, albo dotyk? Wyobraziłaś sobie jak palcem gładzisz jego wystawioną kość goleniową, ciekawe jakby na to zareagował? - nie myśl tak bo cię głowa rozboli, filologio – powiedział. Zdałaś sobie sprawę że po prostu gapisz się na niego w milczeniu, co mogło być dziwne. Uśmiechnęłaś się zakłopotana lekko się rumieniąc – nadal możesz zadawać pytania, wiesz? - Ty... oh... myślał pewnie o paleniu, a nie o ... czymś innym. Próbowałaś przypomnieć sobie o czym na początku myślałaś. Jego ciało absorbowało... co?
-Kurwa! - krzyknęłaś nagle – Zapomniałam, że nie możesz jeść ludzkiego jedzenia! Przepraszam, debil ze mnie. Nie mam pojęcia gdzie iść.
-nic się nie dzieje – zaśmiał się – znam kilka potworzych knajp, które są jeszcze otwarte
-Tak! - odparłaś z zadowoleniem idąc za nim. Zabrał Cię do ładnie wyglądającego fast-fooda, z MTT i obrazkiem hamburgera jako szyldem.
-cześć – rzucił otwierając drzwi. Za ladą stał antropomorficzny kot, z długim nerwowo ruszającym się ogonem. Miał na sobie firmową koszulkę. Mimo to stał plecami nawet kiedy usłyszał głos potwora i dźwięk dzwonka przy wejściu. Ale to nie miało znaczenia. Rozpoznałaś go. Odwrócił się
-Cześć Sans, co.. oh.. cześć – rzucił niepewnie kiedy Cię zobaczył, wyglądał niepewnie.
-Cześć BP! - uśmiechnęłaś się. Sans popatrzył na Ciebie zaskoczony z szerokim wyszczerzem
-ludzie też tak cię nazywają?
-Poznałem ją u Bratty i Catty – powiedział Burgerpants patrząc na Ciebie z uwagą – Lubią cię, tak swoją drogą
-To dobrze, bo ja je też – był wyraźnie poddenerwowany Twoją odpowiedzią. Zerknęłaś na Sansa
-Poznałam go na jednym z kursów – wyjaśniłaś i znowu popatrzyłaś na sprzedawcę – Rany, jakiś rok temu? - wyszczerzył się
-Nawet mi o tym nie przypominaj – prychnęłaś pod nosem. BP był osobą, która ciężko obcowała w społeczeństwie, łatwo się denerwowała i po prostu musiałaś się z nim droczyć. W przyjacielski sposób. Cieszyłaś się, że znowu go spotkałaś. Zamówiłaś Glamburgera, zaś Sans Legendarnego Bohatera. Byliście jedynymi klientami więc kiedy BP przyniósł wam jedzenie, wziął krzesełko i usiadł przy stole razem z wami. Oba potwory z zainteresowaniem przyglądały się temu, jak wsadzasz burgera do ust. Poczułaś się niezręcznie. Przypomniałaś sobie o starej legendzie, która zakazywała ludziom jedzenia potworzych potraw, bo inaczej sami zostaną pożarci. Zaśmiałaś się pod nosem. Hop do króliczej nory, pomyślałaś i ugryzłaś. Smakował.... jak burger. Ale było w nim jeszcze... coś. To coś łaskotało Cię w język i rozgrzewało pierś. - Smaczne – przyznałaś szczerze. Sans się wyszczerzył, BP wywrócił oczami.
-więc, co tam bp?
-Boże, bałem się że nigdy nie zapytasz – odparł. Opowiadał o pierwszym semestrze na uniwersytecie, jak chujowo jest zbudowany budynek, jak kilka razy się zgubił, jak wobec niego odnoszą się wykładowcy i o tym jak wiele ma na głowie i o tym, że od miesiąca nie był na randce. W jego głosie przebrzmiewał zasadniczo sarkazm, ale dało się usłyszeć wielki entuzjazm. Był taki, jakim go zapamiętałaś. Wymieniłaś się z Sansem spojrzeniami i uśmiechnęliście się do siebie nie przerywając tyrady narzekania kociemu potworowi. Potem ten odprowadził was do drzwi i pomachał z ulicy jak odchodziliście. Wyglądał na zadowolonego z waszego towarzystwa.
-nie obrazisz się jeżeli sama pójdziesz do domu? - zapytał zerkając na pustą ulicę
-Cóż.. moje mieszkanie jest zaraz za rogiem. Jak chcesz możesz mnie kawałek odprowadzić, dasz mi swój numer abyś mógł mi napisać kiedy mam ci zwrócić książki, dobrze?
-jasne – czułaś się jednocześnie zadowolona, że się zgodził i winna temu, że ciągniesz go za sobą. Wymieniliście się numerami w drodze. Byliście pod Twoim blokiem szybciej niż się spodziewałaś. -czym się różni fortepian od słonia? - zapytał kiedy grzebałaś w kieszeni za kluczami. Szybko wyprostowałaś się i popatrzyłaś na niego
-Fortepian można zasłonić, ale słonia nie za się zafortepianić! - był zaskoczony Twoim entuzjazmem, zaśmiałaś się zawstydzona – Wybacz, kawały lingwistyczne to moje ulubione – Przyglądał Ci się przez kolejną chwilę, a potem zaśmiał się
-ej, to ja tu opowiadam kawały, dobra? - teraz śmialiście się razem w ciemności, przed drzwiami frontowymi do Twojej klatki schodowej. Czułaś nadal zapach papierosów jaki pozostał na jego bluzie, widziałaś jak światło księżycowe układa się na załamaniach w jego kościach, jak mostek przebija się przez materiał koszulki. Ciekawe, czy jak zaprosisz go do siebie to będzie dziwne, ale.. ocalił Cię od tego pytania -dobra, narka – odparł nagle i odwrócił się by odejść
-Oh.. idziesz do domu?
-nie, mogę się teleportować
-Pierdolisz – zerknął na Ciebie przez ramię jak krzyżujesz ręce na piersi. Zaśmiał się
-nie
-Jak to w ogóle możliwe?
-magia – wyszczerzył się szerzej, a potem zniknął
-powodzenia – rzucił. Dwudziesta pierwsza trzydzieści. Kurwa mać. Rzuciłaś okiem na ostatnie piętnaście prac zdeterminowana, sprawdzić je przed zamknięciem biblioteki. Nie ma gadania z przyjaznym kościotrupem, bez względu na to jak bardzo podoba Ci się jego głos, albo jak bardzo jesteś ciekawa potworzej nacji. Coś w głębi serca dało Ci moc, aby zignorować kuszące potworze woluminy na stoliku i udało Ci się uporać ze wszystkim o dwudziestej trzeciej trzydzieści pięć. Podskoczyłaś wyrzucając łapy w powietrze z radości
-Kurwa mać, nareszcie!
-już?
-Tak, w końcu! - podeszłaś w jego stronę i usiadłaś zarzucając ręce na oparcie krzesełka obok niego. - A tobie? Jak idzie?
-powoli i do przodu – podrapał się po głowie, znowu to miłe chrobotanie – ale dzisiaj też muszę dać sobie już spokój – Chciałaś odpowiedzieć ale uprzedziło Cię burczenie w Twoim brzuchu. Chwyciłaś się za niego zawstydzona. Sans przyglądał Ci się z nieodgadnionym wyrazem twarzy, potrząsnął głową i uśmiechnął się lekko – ludzie...
-Mniejsza – wyszczerzyłaś się – A ty tak masz, kiedy siedzisz do późna i robisz się głodny? - zaśmiał się
-ta, czasami, właściwie to jestem głodny
-To może razem pójdziemy na miasto coś chrupnąć? - słowa opuściły Twoje usta nim zdałaś sobie sprawę co mówisz. Ale cóż, byłaś też po części ciekawa jak na to zareaguje. Podobało Ci się to, że mimo wszystko łatwo się wam rozmawiało, choć znacie się od kilku nocy. Przyglądał się z zaskoczeniem i niepewnością. Przez chwilę myślałaś, że odmówi, ale potem jego uśmiech się poszerzył.
-jasne, czemu nie – Odprowadził Cię do budynku filologii abyś mogła rzucić sprawdzone prace na swoje biurko nim opuścicie kampus. Noc była wietrzna, jesień nadchodziła wielkimi krokami. Kiedy byliście przed budynkiem zatrzymał się – zapalę sobie – wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów.
-Dobrze, wrócę za chwilę – otworzyłaś drzwi frontowe. W środku było ciemno, lecz światło z latarni wkradające się przez okna zaprowadziło Cię do Twojego pokoju. Nie było Twojej koleżanki, ale mimo to powoli i ostrożnie odłożyłaś eseje na stolik wzdychając z ulgą. Kiedy wróciłaś, zobaczyłaś jak Sans siedzi na półce ozdobnej z papierosem między zębami, zaś jego nogi luźno zwisały. Usiadł w cieniu, światełka w jego oczach były dobrze widoczne, tak samo jak czerwony żar w fajce i unoszący się od niej niewielki dym. Przeniósł wzrok na Ciebie. Ten widok był dziwnie przerażający i jednocześnie miły. - Gotowy?
-a no – zeskoczył na chodnik. Zazwyczaj nie podobał Ci się zapach papierosów... chyba, że podobał Ci się jakiś palacz. A teraz.. ten zapach Ci .. nie przeszkadzał. ... Ojej. Uczelniany kampus nie był położony zbyt daleko od centrum miasta, więc spacer był dość krótki. Nie czułaś się zazwyczaj zbyt dobrze chodząc z kimś, ale z Sansem zaskakująco dobrze Ci się rozmawiało, dyskusja toczyła się sama
-To magiczne papierosy?
-nie
-Oh – zaśmiał się słysząc zawód w Twoim głosie
-to zwykłe malboro, moje kości absorbują dym – odpowiedział nim zadałaś pytanie. Choć nie miał płuc.. to znaczy że absorbował też tlen, a więc.. oddychał? Dopiero teraz dostrzegłaś jak jego klatka piersiowa unosi się i opada. Chciałaś o to zapytać, ale nie wiedziałaś gdzie ten gość ma granicę cierpliwości i intymności, choć masz wrażenie, że kilka razy ją już przekroczyłaś. Poza tym trudno myśli się na głodnego. Skoro mógł oddychać bez płuc, ciekawe do czego zdolne było jeszcze jego ciało. Raczej nie miał mózgu (a może miał?), ale mógł myśleć. Mógł mówić bez strun głosowych. Ciekawe czy ma system nerwowy. Czuje temperaturę, albo dotyk? Wyobraziłaś sobie jak palcem gładzisz jego wystawioną kość goleniową, ciekawe jakby na to zareagował? - nie myśl tak bo cię głowa rozboli, filologio – powiedział. Zdałaś sobie sprawę że po prostu gapisz się na niego w milczeniu, co mogło być dziwne. Uśmiechnęłaś się zakłopotana lekko się rumieniąc – nadal możesz zadawać pytania, wiesz? - Ty... oh... myślał pewnie o paleniu, a nie o ... czymś innym. Próbowałaś przypomnieć sobie o czym na początku myślałaś. Jego ciało absorbowało... co?
-Kurwa! - krzyknęłaś nagle – Zapomniałam, że nie możesz jeść ludzkiego jedzenia! Przepraszam, debil ze mnie. Nie mam pojęcia gdzie iść.
-nic się nie dzieje – zaśmiał się – znam kilka potworzych knajp, które są jeszcze otwarte
-Tak! - odparłaś z zadowoleniem idąc za nim. Zabrał Cię do ładnie wyglądającego fast-fooda, z MTT i obrazkiem hamburgera jako szyldem.
-cześć – rzucił otwierając drzwi. Za ladą stał antropomorficzny kot, z długim nerwowo ruszającym się ogonem. Miał na sobie firmową koszulkę. Mimo to stał plecami nawet kiedy usłyszał głos potwora i dźwięk dzwonka przy wejściu. Ale to nie miało znaczenia. Rozpoznałaś go. Odwrócił się
-Cześć Sans, co.. oh.. cześć – rzucił niepewnie kiedy Cię zobaczył, wyglądał niepewnie.
-Cześć BP! - uśmiechnęłaś się. Sans popatrzył na Ciebie zaskoczony z szerokim wyszczerzem
-ludzie też tak cię nazywają?
-Poznałem ją u Bratty i Catty – powiedział Burgerpants patrząc na Ciebie z uwagą – Lubią cię, tak swoją drogą
-To dobrze, bo ja je też – był wyraźnie poddenerwowany Twoją odpowiedzią. Zerknęłaś na Sansa
-Poznałam go na jednym z kursów – wyjaśniłaś i znowu popatrzyłaś na sprzedawcę – Rany, jakiś rok temu? - wyszczerzył się
-Nawet mi o tym nie przypominaj – prychnęłaś pod nosem. BP był osobą, która ciężko obcowała w społeczeństwie, łatwo się denerwowała i po prostu musiałaś się z nim droczyć. W przyjacielski sposób. Cieszyłaś się, że znowu go spotkałaś. Zamówiłaś Glamburgera, zaś Sans Legendarnego Bohatera. Byliście jedynymi klientami więc kiedy BP przyniósł wam jedzenie, wziął krzesełko i usiadł przy stole razem z wami. Oba potwory z zainteresowaniem przyglądały się temu, jak wsadzasz burgera do ust. Poczułaś się niezręcznie. Przypomniałaś sobie o starej legendzie, która zakazywała ludziom jedzenia potworzych potraw, bo inaczej sami zostaną pożarci. Zaśmiałaś się pod nosem. Hop do króliczej nory, pomyślałaś i ugryzłaś. Smakował.... jak burger. Ale było w nim jeszcze... coś. To coś łaskotało Cię w język i rozgrzewało pierś. - Smaczne – przyznałaś szczerze. Sans się wyszczerzył, BP wywrócił oczami.
-więc, co tam bp?
-Boże, bałem się że nigdy nie zapytasz – odparł. Opowiadał o pierwszym semestrze na uniwersytecie, jak chujowo jest zbudowany budynek, jak kilka razy się zgubił, jak wobec niego odnoszą się wykładowcy i o tym jak wiele ma na głowie i o tym, że od miesiąca nie był na randce. W jego głosie przebrzmiewał zasadniczo sarkazm, ale dało się usłyszeć wielki entuzjazm. Był taki, jakim go zapamiętałaś. Wymieniłaś się z Sansem spojrzeniami i uśmiechnęliście się do siebie nie przerywając tyrady narzekania kociemu potworowi. Potem ten odprowadził was do drzwi i pomachał z ulicy jak odchodziliście. Wyglądał na zadowolonego z waszego towarzystwa.
-nie obrazisz się jeżeli sama pójdziesz do domu? - zapytał zerkając na pustą ulicę
-Cóż.. moje mieszkanie jest zaraz za rogiem. Jak chcesz możesz mnie kawałek odprowadzić, dasz mi swój numer abyś mógł mi napisać kiedy mam ci zwrócić książki, dobrze?
-jasne – czułaś się jednocześnie zadowolona, że się zgodził i winna temu, że ciągniesz go za sobą. Wymieniliście się numerami w drodze. Byliście pod Twoim blokiem szybciej niż się spodziewałaś. -czym się różni fortepian od słonia? - zapytał kiedy grzebałaś w kieszeni za kluczami. Szybko wyprostowałaś się i popatrzyłaś na niego
-Fortepian można zasłonić, ale słonia nie za się zafortepianić! - był zaskoczony Twoim entuzjazmem, zaśmiałaś się zawstydzona – Wybacz, kawały lingwistyczne to moje ulubione – Przyglądał Ci się przez kolejną chwilę, a potem zaśmiał się
-ej, to ja tu opowiadam kawały, dobra? - teraz śmialiście się razem w ciemności, przed drzwiami frontowymi do Twojej klatki schodowej. Czułaś nadal zapach papierosów jaki pozostał na jego bluzie, widziałaś jak światło księżycowe układa się na załamaniach w jego kościach, jak mostek przebija się przez materiał koszulki. Ciekawe, czy jak zaprosisz go do siebie to będzie dziwne, ale.. ocalił Cię od tego pytania -dobra, narka – odparł nagle i odwrócił się by odejść
-Oh.. idziesz do domu?
-nie, mogę się teleportować
-Pierdolisz – zerknął na Ciebie przez ramię jak krzyżujesz ręce na piersi. Zaśmiał się
-nie
-Jak to w ogóle możliwe?
-magia – wyszczerzył się szerzej, a potem zniknął
Autor okładki: Aonomi
Notka od tłumacza: Życie studenta nie jest łatwe i przyjemne, zwłaszcza jak się jest doktorantem. Całe szczęście, masz nowego kolegę, który z przyjemnością oderwie Cię od nudnych zajęć. Co więcej, jest to szkielet.
Opowiadanie mające miejsce po prawdziwym pacyfistycznym zakończeniu gry. Sans x Czytelniczka.
Rozdziały +18 będą oznaczone: ♥
Autor: LambKid
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI
Rozdział II (obecnie czytany)

Prawie cały poranek spędziłaś w dziekanacie walcząc z urzędasami którzy znowu chcieli zmniejszyć Twój zasiłek. Twoja opiekunka była miła i szczera i genialna, ale to tchórz.
-Może powinnyśmy zgłosić się osobiście do dziekana? - rzuciła tę samą propozycję
-Powinnaś być moim adwokatem – wzięłaś głębszy oddech zamykając za sobą drzwi do pomieszczenia. Cały dziekanat był wizualnie miły dla oka, choć stanowczo za dużo było tutaj czerwonego. Doszłaś do wniosku, że będziesz musiała też zamienić słówko z zastępcą dziekana za jakąś godzinę, choć i tak pewnie powie, że pierdoli Ciebie i Twoje problemy i skieruje do innych drzwi.
-Biurokracja, co? - zapytała Connie przy obiedzie
-To pierdolony koszmar – podparłaś głowę ręką – Jesteśmy wyzyskiwane – dziewczyna zaśmiała się
-Studiujesz trzeci stopień na prywatnych studiach i chcesz...
-Dobra, dobra – zaśmiałaś się – Chyba jestem niewdzięcznym dupkiem
-Ale przynajmniej jesteś uroczym dupkiem – powiedziała. Popatrzyłaś jej w oczy odtwarzając w głowie kilka razy jej słowa. Obie potem zaczęłyście chichotać.
-Nie wiedziałam, że na mnie lecisz, Con
-Oj zamknij się – mruknęła między salwami śmiechu – ta rozmowa wymyka się spod kontroli – zatrzymała się aby złapać oddech – Ale masz rację, jesteśmy wyzyskiwane
-Ty hipokrytko – wystawiłaś w jej stronę język
-Może powinnyśmy zgłosić się osobiście do dziekana? - rzuciła tę samą propozycję
-Powinnaś być moim adwokatem – wzięłaś głębszy oddech zamykając za sobą drzwi do pomieszczenia. Cały dziekanat był wizualnie miły dla oka, choć stanowczo za dużo było tutaj czerwonego. Doszłaś do wniosku, że będziesz musiała też zamienić słówko z zastępcą dziekana za jakąś godzinę, choć i tak pewnie powie, że pierdoli Ciebie i Twoje problemy i skieruje do innych drzwi.
-Biurokracja, co? - zapytała Connie przy obiedzie
-To pierdolony koszmar – podparłaś głowę ręką – Jesteśmy wyzyskiwane – dziewczyna zaśmiała się
-Studiujesz trzeci stopień na prywatnych studiach i chcesz...
-Dobra, dobra – zaśmiałaś się – Chyba jestem niewdzięcznym dupkiem
-Ale przynajmniej jesteś uroczym dupkiem – powiedziała. Popatrzyłaś jej w oczy odtwarzając w głowie kilka razy jej słowa. Obie potem zaczęłyście chichotać.
-Nie wiedziałam, że na mnie lecisz, Con
-Oj zamknij się – mruknęła między salwami śmiechu – ta rozmowa wymyka się spod kontroli – zatrzymała się aby złapać oddech – Ale masz rację, jesteśmy wyzyskiwane
-Ty hipokrytko – wystawiłaś w jej stronę język

Spotkanie zajęło Ci resztę popołudnia i nim się spostrzegłaś była już dziewiętnasta trzydzieści, a Ty nadal nie skończyłaś sprawdzać esejów. Kupiłaś więcej taniej i chujowej kawy z automatu i udałaś się do biblioteki w skrzydle fizyki. Był tam ten sam szkielet w tym samym miejscu co ostatnio. Miał na sobie tę samą niebieską bluzę, ale tym razem miał kapcie i skarpetki na nogach. Wyglądał tak, jakby dosłownie przed chwilą wyszedł z łóżka. Nadal wygląda jak świeżak, pomyślałaś uśmiechając się do siebie. I tak jak ostatnio, stałaś wpatrując się w niego nie wiedząc co zrobić. Nie czułaś się zbyt dobrze nawiązując rozmowę z właściwie obcą osobą, nie spodziewałaś się też, że znowu go zobaczysz, no i teraz nie wiesz za bardzo jak się zachować. Powinnaś usiąść blisko niego? A może się przywitać? Czy lepiej udawać, że go nie zauważyłaś?
-witaj znowu, filologio – powiedział nie patrząc na Ciebie, o wybawco niezręcznych sytuacji. „Filologia” huh? To jakaś nowa ksywka?
-Cześć... ty – chciałaś powiedzieć „cześć pustaku” ale się zatrzymałaś, nie będąc pewną czy spodoba mu się ten kawał.
-jestem sans – zaśmiał się. Usiadłaś na miejscu gdzie wczoraj i zaczęłaś wyciągać egzaminy. Podobał Ci się jego śmiech, niski i przyjazny. Byłaś dziwnie zadowolona, że tutaj jest. Po solidnych czterech minutach już wszystko było ułożone i wróciłaś do pracy. Ciszę przerywało jedynie skrobotanie Twojego długopisu o papier oraz jego przyjemne klik-klik o klawiaturę, co jakiś czas siedzenie zaskrzypiło kiedy się poprawiałaś. Ta cisza była miła. Co jakiś czas popijałaś swoją odrażającą w smaku kawę, zadowolona z każdej pracy jaką już sprawdziłaś. Lecz po godzinie, Twoje skupienie zaczęło się ulatniać. Czy jest jakiś limit ludzkiej koncentracji? Chciałaś mieć to wszystko za sobą. Lecz kiedy zdałaś sobie sprawę, że czytasz tę samą linijkę już dziewiąty raz, zrezygnowana opadłaś na krześle z wielkim westchnięciem. Rzuciłaś czerwonym długopisem, czując przy tym dziwne zadowolenie, lecz następnie pierdolnęłaś policzkiem w kartki na stoliku i dyszałaś ciężko.
-znudzona? - zapytał kościotrup przez pomieszczenie
-Taaa
-chcesz usłyszeć kawał?
-....Jasne
-alfred nobel jest uważany za wynalazcę dynamitu tylko dlatego, że poprzednich wynalazców nie udało się zidentyfikować.
-Łał- mruknęłaś
-z dylematów chemika: wokół tyle butelek, a napić się nie ma czego... - dobra, ten Cię nawet rozśmieszył. Uśmiechnęłaś się w jego stronę
-Kolejny
-co się stanie, jeżeli asteroid uderzy w ziemię?
-Hmmmm – popatrzyłaś się na sufit. Dowcipy były dość zabawne i naukę przedstawiały w zrozumiały sposób nawet dla Ciebie, więc może... - Gruchnie całkiem nieźle
-zgadłaś – praktycznie w jego głosie słyszałaś uśmiech – dlaczego szkielet ma osmalone żebra?
-Dlaczego?
-bo miał pożar w klatce, czego szuka szkielet w piaskownicy?
-Uh... czego?
-łopatki – zachichotałaś
-Te są tylko o szkieletach
-ta, ale są zabawne – zaśmiał się.
-Dobrze, a znasz ten? - zerknęłaś na telefon próbując wybrać jakiś zabawny – Co by się stało, gdyby człowiek nie miał szkieletu?
-jego mięso spadłoby na podłogę
-Ej!
-znam je wszystkie
-Rany.. - popatrzyłaś na niego. Nadal siedział na swoim krześle wpatrzony w monitor, lecz widziałaś, że uśmiechał się lekko. Wstałaś i podeszłaś do niego zajmując miejsce naprzeciwko. Pierwszy raz mogłaś zobaczyć jego papiery z bliska. Większość do szkice czegoś... mechanicznego. Pełno grubych i cienkich linii. Kilka stron wyrwanych z naukowych podręczników, kilka niezręcznych obrazków i szkiców czegoś innego. Rany. Zauważyłaś też, że w rogach kilku stron są narysowane małe kości i czaszki. Zakryłaś dłonią usta, aby się nie roześmiać – Jesteś Sans, tak?
-tak
-Zawsze spędzasz soboty w bibliotece?
-tylko kiedy mam wiele do zrobienia – popatrzył na Ciebie, jego spojrzenie było zmęczone. Pod oczodołami miał cienie. Właściwie, gdyby nie te ruszające się, pełne życia jasne punkciki w jego oczach, można byłoby nie przypuszczać, że może on żyć. Nigdy wcześniej nie widziałaś czegoś takiego. Choć znałaś już kilka potworów, dopiero ten wyglądał tak, jakby faktycznie był zrobiony z magii. - mógłbym zadać tobie to samo pytanie – westchnęłaś
-Też mam wiele do zrobienia... choć tak jest co weekend – dodałaś słabo
-nie masz swojego pokoju?
-Mam, ale... moja koleżanka z którą go dzielę to pracoholik i ciągle tam siedzi no i jest nieznośna
-rozumiem – w jego głosie słyszałaś śmiech – nie lepiej zamienić się z kimś pokojami?
-Pewnie masz rację, ale nie chcę być tą dziewczyną. Więc, po prostu – machnęłaś ręką – Dostosowałam się. A co z tobą?
-eh, kiedy jestem w swoim pokoju co rusz ktoś mi przeszkadza, łatwiej mi pracować tutaj, gdzie nikt mnie nie znajdzie
-Oh! - podskoczyłaś kiedy zrozumiałaś co miał na myśli – Przepraszam, nie powinnam odciągać cię od pracy
-nie, nic się nie stało, i tak potrzebowałem przerwy – podniósł się do bardziej wygodnej pozycji i opuścił monitor laptopa
-piszesz jakąś pracę? - zapytałaś zerkając na tabele i wykresy i rysunki i... o matko
-tak
-A o czym?
-uh, fizyka cząsteczek, zachowanie neutrino, nie wiem ile wiesz o tych rzeczach
-Prawie nic – przyznałaś szybko – Raz słyszałam słowo „neutrino” ale to tyle
-chcesz abym ci wyjaśnił? - prychnęłaś
-Abym pokazała swoją głupotę? Nie, dzięki. - wyszczerzył się
-ej, każdy ma swoje koniki, a co z tobą, też coś piszesz?
-Uh, tak jakby..
-o czym? - popatrzyłaś na dół zawstydzona, miałaś nadzieję, ze nie zapyta
-Um... analiza folkloru i mitów – przyglądał Ci się przez chwilę, a potem parsknął śmiechem
-mnie się podoba – zaśmiałaś się słabo
-Wiem, to.. powinno opierać się na założeniu, że stworzenia z folklorów i mitów.. no wiesz... są odzwierciedleniem ludzkiej psychiki i na ich podstawie możemy dowiedzieć się o socjologii danego terenu. Ale kiedy coś staje się prawdziwe, trudno nadal nazywać to hipotezą... - przerwałaś zdając sobie sprawę z tego jak zabrzmiałaś, próbowałaś się poprawić – To nie tak, że... że obwiniam was czy coś, oczywiście, po prostu ...
-nic się nie stało, łapię – jego uśmiech Cię uspokoił – ale ostatecznie legendy o nas są prawdopodobnie mieszanką i jednego i drugiego, co nie?
-Tak – byłaś szczęśliwa, że nie był uczulony jakoś na ten temat – Teraz, badam jakim sposobem literatura beletrystyczna minęła się z prawdą o potworach – zaczęłaś powoli swój monolog – Właściwie to chciałabym zobaczyć, jak potwory przedstawiają ludzi w swoich publikacjach, aby to potem porównać, ale .. nie mogę dostać w swoje ręce żadnej potworzej książki
-no, wiele naszych tomów jest nadal w podziemiu – stukał się kościstym palcem w kolano myśląc głęboko – choć jakieś książki musiały dostać się na powierzchnię. - kiedy on pogrążył się w myślach, miałaś okazję aby dobrze przyjrzeć się jego nogom. Jedna noga w kapciu, zaś druga obok. Miał wyraźnie większe paluchy. Potem popatrzyłaś niepewnie na własną stopę. Właściwie jesteś pewna, że to jest pierwszy kościotrup jakiego widzisz, żywy czy martwy, trudno więc ci porównać jego kości do prawdziwego szkieleta.. znaczy się tego ludzkiego, oczywiście – co? - zapytał podnosząc delikatnie głos – nigdy nie widziałaś kapci? - podniosłaś wzrok speszona. Widział jak się na niego lampisz, odwróciłaś wzrok zarumieniona
-Przepraszam – mruknęłaś
-nic się nie stało, wiem że ludzie dziwnie reagują na szkielety
-Cóż, to nie ta... jestem po prostu chyba ciekawska. - uśmiechnął się zachęcająco
-możesz śmiało pytać jeżeli jesteś zainteresowana, nie mam nic przeciwko
-Jesteś pewien?
-ta, jeżeli pytanie będzie zbyt osobiste, po prostu nie odpowiem
-Cóż – podrapałaś się po tyle karku – To nie jakieś naukowe pytania... zastanawiam się po prostu jak się razem trzymasz i co napędza twoje ciało, jak wyglądali twoi rodzice, i dlaczego przypominasz ludzki szkielet albo coś w ten deseń. - zaśmiał się jak skończyłaś mówić
-i to są te pytania? ... cóż, na większość z nich odpowiedzią jest magia, no i właściwie nie wiem dlaczego wyglądamy jak ludzki układ kostny
-A są inne kościotrupy? - zapytałaś, szybko wyłapując liczbę mnogą w słowie „wyglądamy” oraz to, że nie wspomniał o swoich rodzicach. Nie wiesz, czy zrobił to celowo, czy po prostu zapomniał.
-tak, mam brata
-Starszego, czy młodszego?
-młodszego – usłyszałaś zamiłowanie w jego głosie, to było słodkie
-Heh, dobra – zaczęłaś wstawać – wracam do pracy zanim palnę coś głupiego, dzięki za rozmowę
-polecam się na przyszłość – odparł ze śmiechem. Ma taki przyjemny śmiech, pomyślałaś wracając na swoje stanowisko. Czułaś się z jakiegoś powodu jak jakiś idiota, albowiem niektóre z rzeczy jakie powiedziałaś mogły go urazić. Starałaś się o tym nie myśleć i zmusić siebie, do sprawdzania tych piekielnych esejów, ale oczywiście co rusz pojawiało się rozmyślenie jaki miły się wydaje. Dwudziesta pierwsza trzydzieści. Nadal masz trochę czasu. Chwyciłaś za szóstą pracę którą dzisiaj sprawdzałaś. Brakowało słów, odmiana nie ta, byki ortograficzne i gramatyczne co rusz. Te wypociny nie miały żadnego sensu. Dziewięć razy czytałaś akapit i się poddałaś.
-Boże, za jakie grzechy – mruknęłaś przez zaciśnięte zęby. Nie wiedziałabyś, że powiedziałaś to na głos gdyby nie głos Sansa.
-kolejny kawał?
-Ale jakiś dobry – odparłaś szybko poprawiając się w siedzeniu
-wiesz, sam nie wiem, twoja poprzeczka jest całkiem wysoko
-Mogę ją raz opuścić – wyszczerzyłaś się
-dobra uh.. co jest czarne i puka w szybkę? - po chwili ciszy zapytałaś
-Co?
-dziecko w piekarniku – zaśmiałaś się
-To było okropne, ale dobre
-widzisz korzyści z obniżenia wymagań?
-Dobra, wracam do pracy – odparłaś – do jedenastej trzydzieści sprawdziłaś w sumie dziewięć prac i doszłaś do wniosku, że masz ich dość. To jeszcze nie koniec, ale jutro jak tutaj przyjdziesz, tak zrobisz wszystkie. Tak postanowiłaś – Idę do domu – wstałaś pakując swoje rzeczy do torby i zarzuciłaś ją na ramię – Będziesz jutro?
-może – mruknął
-Dobra, to do jutra.
-witaj znowu, filologio – powiedział nie patrząc na Ciebie, o wybawco niezręcznych sytuacji. „Filologia” huh? To jakaś nowa ksywka?
-Cześć... ty – chciałaś powiedzieć „cześć pustaku” ale się zatrzymałaś, nie będąc pewną czy spodoba mu się ten kawał.
-jestem sans – zaśmiał się. Usiadłaś na miejscu gdzie wczoraj i zaczęłaś wyciągać egzaminy. Podobał Ci się jego śmiech, niski i przyjazny. Byłaś dziwnie zadowolona, że tutaj jest. Po solidnych czterech minutach już wszystko było ułożone i wróciłaś do pracy. Ciszę przerywało jedynie skrobotanie Twojego długopisu o papier oraz jego przyjemne klik-klik o klawiaturę, co jakiś czas siedzenie zaskrzypiło kiedy się poprawiałaś. Ta cisza była miła. Co jakiś czas popijałaś swoją odrażającą w smaku kawę, zadowolona z każdej pracy jaką już sprawdziłaś. Lecz po godzinie, Twoje skupienie zaczęło się ulatniać. Czy jest jakiś limit ludzkiej koncentracji? Chciałaś mieć to wszystko za sobą. Lecz kiedy zdałaś sobie sprawę, że czytasz tę samą linijkę już dziewiąty raz, zrezygnowana opadłaś na krześle z wielkim westchnięciem. Rzuciłaś czerwonym długopisem, czując przy tym dziwne zadowolenie, lecz następnie pierdolnęłaś policzkiem w kartki na stoliku i dyszałaś ciężko.
-znudzona? - zapytał kościotrup przez pomieszczenie
-Taaa
-chcesz usłyszeć kawał?
-....Jasne
-alfred nobel jest uważany za wynalazcę dynamitu tylko dlatego, że poprzednich wynalazców nie udało się zidentyfikować.
-Łał- mruknęłaś
-z dylematów chemika: wokół tyle butelek, a napić się nie ma czego... - dobra, ten Cię nawet rozśmieszył. Uśmiechnęłaś się w jego stronę
-Kolejny
-co się stanie, jeżeli asteroid uderzy w ziemię?
-Hmmmm – popatrzyłaś się na sufit. Dowcipy były dość zabawne i naukę przedstawiały w zrozumiały sposób nawet dla Ciebie, więc może... - Gruchnie całkiem nieźle
-zgadłaś – praktycznie w jego głosie słyszałaś uśmiech – dlaczego szkielet ma osmalone żebra?
-Dlaczego?
-bo miał pożar w klatce, czego szuka szkielet w piaskownicy?
-Uh... czego?
-łopatki – zachichotałaś
-Te są tylko o szkieletach
-ta, ale są zabawne – zaśmiał się.
-Dobrze, a znasz ten? - zerknęłaś na telefon próbując wybrać jakiś zabawny – Co by się stało, gdyby człowiek nie miał szkieletu?
-jego mięso spadłoby na podłogę
-Ej!
-znam je wszystkie
-Rany.. - popatrzyłaś na niego. Nadal siedział na swoim krześle wpatrzony w monitor, lecz widziałaś, że uśmiechał się lekko. Wstałaś i podeszłaś do niego zajmując miejsce naprzeciwko. Pierwszy raz mogłaś zobaczyć jego papiery z bliska. Większość do szkice czegoś... mechanicznego. Pełno grubych i cienkich linii. Kilka stron wyrwanych z naukowych podręczników, kilka niezręcznych obrazków i szkiców czegoś innego. Rany. Zauważyłaś też, że w rogach kilku stron są narysowane małe kości i czaszki. Zakryłaś dłonią usta, aby się nie roześmiać – Jesteś Sans, tak?
-tak
-Zawsze spędzasz soboty w bibliotece?
-tylko kiedy mam wiele do zrobienia – popatrzył na Ciebie, jego spojrzenie było zmęczone. Pod oczodołami miał cienie. Właściwie, gdyby nie te ruszające się, pełne życia jasne punkciki w jego oczach, można byłoby nie przypuszczać, że może on żyć. Nigdy wcześniej nie widziałaś czegoś takiego. Choć znałaś już kilka potworów, dopiero ten wyglądał tak, jakby faktycznie był zrobiony z magii. - mógłbym zadać tobie to samo pytanie – westchnęłaś
-Też mam wiele do zrobienia... choć tak jest co weekend – dodałaś słabo
-nie masz swojego pokoju?
-Mam, ale... moja koleżanka z którą go dzielę to pracoholik i ciągle tam siedzi no i jest nieznośna
-rozumiem – w jego głosie słyszałaś śmiech – nie lepiej zamienić się z kimś pokojami?
-Pewnie masz rację, ale nie chcę być tą dziewczyną. Więc, po prostu – machnęłaś ręką – Dostosowałam się. A co z tobą?
-eh, kiedy jestem w swoim pokoju co rusz ktoś mi przeszkadza, łatwiej mi pracować tutaj, gdzie nikt mnie nie znajdzie
-Oh! - podskoczyłaś kiedy zrozumiałaś co miał na myśli – Przepraszam, nie powinnam odciągać cię od pracy
-nie, nic się nie stało, i tak potrzebowałem przerwy – podniósł się do bardziej wygodnej pozycji i opuścił monitor laptopa
-piszesz jakąś pracę? - zapytałaś zerkając na tabele i wykresy i rysunki i... o matko
-tak
-A o czym?
-uh, fizyka cząsteczek, zachowanie neutrino, nie wiem ile wiesz o tych rzeczach
-Prawie nic – przyznałaś szybko – Raz słyszałam słowo „neutrino” ale to tyle
-chcesz abym ci wyjaśnił? - prychnęłaś
-Abym pokazała swoją głupotę? Nie, dzięki. - wyszczerzył się
-ej, każdy ma swoje koniki, a co z tobą, też coś piszesz?
-Uh, tak jakby..
-o czym? - popatrzyłaś na dół zawstydzona, miałaś nadzieję, ze nie zapyta
-Um... analiza folkloru i mitów – przyglądał Ci się przez chwilę, a potem parsknął śmiechem
-mnie się podoba – zaśmiałaś się słabo
-Wiem, to.. powinno opierać się na założeniu, że stworzenia z folklorów i mitów.. no wiesz... są odzwierciedleniem ludzkiej psychiki i na ich podstawie możemy dowiedzieć się o socjologii danego terenu. Ale kiedy coś staje się prawdziwe, trudno nadal nazywać to hipotezą... - przerwałaś zdając sobie sprawę z tego jak zabrzmiałaś, próbowałaś się poprawić – To nie tak, że... że obwiniam was czy coś, oczywiście, po prostu ...
-nic się nie stało, łapię – jego uśmiech Cię uspokoił – ale ostatecznie legendy o nas są prawdopodobnie mieszanką i jednego i drugiego, co nie?
-Tak – byłaś szczęśliwa, że nie był uczulony jakoś na ten temat – Teraz, badam jakim sposobem literatura beletrystyczna minęła się z prawdą o potworach – zaczęłaś powoli swój monolog – Właściwie to chciałabym zobaczyć, jak potwory przedstawiają ludzi w swoich publikacjach, aby to potem porównać, ale .. nie mogę dostać w swoje ręce żadnej potworzej książki
-no, wiele naszych tomów jest nadal w podziemiu – stukał się kościstym palcem w kolano myśląc głęboko – choć jakieś książki musiały dostać się na powierzchnię. - kiedy on pogrążył się w myślach, miałaś okazję aby dobrze przyjrzeć się jego nogom. Jedna noga w kapciu, zaś druga obok. Miał wyraźnie większe paluchy. Potem popatrzyłaś niepewnie na własną stopę. Właściwie jesteś pewna, że to jest pierwszy kościotrup jakiego widzisz, żywy czy martwy, trudno więc ci porównać jego kości do prawdziwego szkieleta.. znaczy się tego ludzkiego, oczywiście – co? - zapytał podnosząc delikatnie głos – nigdy nie widziałaś kapci? - podniosłaś wzrok speszona. Widział jak się na niego lampisz, odwróciłaś wzrok zarumieniona
-Przepraszam – mruknęłaś
-nic się nie stało, wiem że ludzie dziwnie reagują na szkielety
-Cóż, to nie ta... jestem po prostu chyba ciekawska. - uśmiechnął się zachęcająco
-możesz śmiało pytać jeżeli jesteś zainteresowana, nie mam nic przeciwko
-Jesteś pewien?
-ta, jeżeli pytanie będzie zbyt osobiste, po prostu nie odpowiem
-Cóż – podrapałaś się po tyle karku – To nie jakieś naukowe pytania... zastanawiam się po prostu jak się razem trzymasz i co napędza twoje ciało, jak wyglądali twoi rodzice, i dlaczego przypominasz ludzki szkielet albo coś w ten deseń. - zaśmiał się jak skończyłaś mówić
-i to są te pytania? ... cóż, na większość z nich odpowiedzią jest magia, no i właściwie nie wiem dlaczego wyglądamy jak ludzki układ kostny
-A są inne kościotrupy? - zapytałaś, szybko wyłapując liczbę mnogą w słowie „wyglądamy” oraz to, że nie wspomniał o swoich rodzicach. Nie wiesz, czy zrobił to celowo, czy po prostu zapomniał.
-tak, mam brata
-Starszego, czy młodszego?
-młodszego – usłyszałaś zamiłowanie w jego głosie, to było słodkie
-Heh, dobra – zaczęłaś wstawać – wracam do pracy zanim palnę coś głupiego, dzięki za rozmowę
-polecam się na przyszłość – odparł ze śmiechem. Ma taki przyjemny śmiech, pomyślałaś wracając na swoje stanowisko. Czułaś się z jakiegoś powodu jak jakiś idiota, albowiem niektóre z rzeczy jakie powiedziałaś mogły go urazić. Starałaś się o tym nie myśleć i zmusić siebie, do sprawdzania tych piekielnych esejów, ale oczywiście co rusz pojawiało się rozmyślenie jaki miły się wydaje. Dwudziesta pierwsza trzydzieści. Nadal masz trochę czasu. Chwyciłaś za szóstą pracę którą dzisiaj sprawdzałaś. Brakowało słów, odmiana nie ta, byki ortograficzne i gramatyczne co rusz. Te wypociny nie miały żadnego sensu. Dziewięć razy czytałaś akapit i się poddałaś.
-Boże, za jakie grzechy – mruknęłaś przez zaciśnięte zęby. Nie wiedziałabyś, że powiedziałaś to na głos gdyby nie głos Sansa.
-kolejny kawał?
-Ale jakiś dobry – odparłaś szybko poprawiając się w siedzeniu
-wiesz, sam nie wiem, twoja poprzeczka jest całkiem wysoko
-Mogę ją raz opuścić – wyszczerzyłaś się
-dobra uh.. co jest czarne i puka w szybkę? - po chwili ciszy zapytałaś
-Co?
-dziecko w piekarniku – zaśmiałaś się
-To było okropne, ale dobre
-widzisz korzyści z obniżenia wymagań?
-Dobra, wracam do pracy – odparłaś – do jedenastej trzydzieści sprawdziłaś w sumie dziewięć prac i doszłaś do wniosku, że masz ich dość. To jeszcze nie koniec, ale jutro jak tutaj przyjdziesz, tak zrobisz wszystkie. Tak postanowiłaś – Idę do domu – wstałaś pakując swoje rzeczy do torby i zarzuciłaś ją na ramię – Będziesz jutro?
-może – mruknął
-Dobra, to do jutra.
Categories
- ► DeltaRune 43
- ► Do czego warto fapać 7
- ► EddsWorld 52
- ► Głos Ludu 1
- ► Hazbin Hotel 7
- ► Helltaker 10
- ► Helluva Boss 20
- ► Inne gry 72
- ► Inne komiksy 246
- ► My Little Pony 68
- ► Tajemnica prostoty 15
- ► Undertale 2933
- ► Zootopia 228
- ♥ 18 [Dla pełnoletnich] 418
- ♥ Anime/Manga 41
- ♥ Crushon.ai 1
- ♥ Discord 56
- ♥ Eventy 333
- ♥ Handlarzowe gry 285
- ♥ Komiksy 2727
- ♥ Ogłoszenia 188
- ♥ Oneshoot 170
- ♥ Opowiadania 871
- ♥ Papytus - maskotka blogowa 50
- ♥ Prace czytelników 39
- ♥ Tłumaczenia 3107
- ♥ Ukończone 1621
- ♥ Yaoi/yuri 98
- Audio 1
- Blizny czasu [Time Scar] 11
- Córka Discorda [Daughter of Discord] 15
- Cross x Dream 3
- Czy to uczyni Cię szczęśliwą? [Would That Make You Happy?] 35
- DeeperDown 23
- Deos Numbria 9
- Endertale 10
- Fallen Flowers 23
- Gra w kości [The Skeleton Games] 54
- Handplates 86
- Hellsiblings 4
- HorrorTale 34
- Mendertale 9
- Między Ciałem & Kością [Between Flesh & Bone] 1
- Mój martwy chłopak 16
- My boo 43
- Naprzeciw [Stand-in] 31
- Nie jest to najlepszy sposób na życie 2
- nieTykalny 14
- Ocalić Blitzo 17
- Opiekun Ruin 14
- Poniżej zera 2
- Prędzej czy później będziesz moja [Sooner od Later You're Gonna be Mine] 18
- Projekt badawczy potwór 22
- Słodkie Tajemnice 1
- Springtrap i Deliah 33
- SwapOut 10
- Timetale 1
- Uleczyć Blitzo 2
- Wpadka na Imprezie i inne wstydliwe anegdoty [The Party Incident and Other Embarrassing Anecdotes] 48
- Zagrajmy 12
- Zapomniana Wytrwałość 4
- ZombieTale 11
POPULAR POSTS
Obsługiwane przez usługę Blogger.











































