Notka od autora: Przeglądając najczęściej wyświetlane notki na blogu, doszłam do wniosku, że ewidentnie brakuje wam porno z Undertale. Spięłam więc dupę i zrobiłam dla was prezent. Samo opowiadanie nie będzie zbyt długie, planuję około trzech rozdziałów ale zobaczymy jak wyjdzie w praktyce. Miłego czytania moje zboczuszki ;3
Rozdział 2 (Tu czytasz)
. . .
Droga wam mijała w milczeniu. Ani
ty nie chciałaś się do niego odzywać, ani on do ciebie. Właściwie nie śmiał cię
nawet zaszczycić ani jednym spojrzeniem. Jak się domyślałaś, mogłaś zapomnieć o
swoim imieniu, przecież zwierz nie ma
własnego, właściciel musi mu je nadać… Aż obawiałaś się jakiś Fafiwków czy
innych Burków. Oczywiście forma żeńska wchodziła w grę, jednak wiadomo było o
co chodziło. Wbrew najszczerszym chęciom, chciałaś iść szybciej, ale nie
mogłaś. Wlokłaś się przed nim tylko dlatego, że cię do tego zmusił. Gdy tylko
zwalniałaś, czułaś jak ostra kość wbija ci się w plecy. Trzymałaś tempo by nie
dać mu powodu do uczynienia z ciebie podziurawionego sera. Spokojny wdech i
wydech, dasz radę. Gdzie jednak byłaś prowadzona? Szłaś co prawda jakimiś uliczkami, poznawałaś
ślady swojej cywilizacji, jednak dookoła były same potwory. Czułaś się jeszcze bardziej mniejsza niż
wcześniej. Wszyscy w dodatku widzieli cię
w całej krasie. Byłaś jednak zwierzątkiem do zabaw, pupilem. Nikim
więcej nikim mniej, o ile prawdziwe zwierzęta nie miały przypadkiem lżejszych i
lepszych warunków. Atak potworów nastąpił tak szybko… Nikt się nie spodziewał,
że będzie ich aż tyle, że będą tak spragnieni zemsty… To co się działo, jak
starli ludzkie siły… Słyszałaś tylko opowieści, ale to ci wystarczyło. Współczułaś
tym, którzy na własne oczy to widzieli lub brali w tym udział.
Ciekawostka. Szkielet w dalszym ciągu
liczył na to, że uciekniesz. Dawał ci chwilami specjalnie warunki, czekając aż
je wykorzystasz. Ty jednak nic nie robiłaś. Z jednej strony nie chciałaś kary,
z drugiej jednak wiedziałaś, że jeśli naprawdę będzie chciał cię skrzywdzić,
znajdzie ku temu powód. Nawet i najgłupszy!
Zacisnęłaś mocniej pięści prostując na nowo plecy. Szłaś sztywno. W
myślach starałaś się sporządzić mapę by kiedyś móc uciec. Wszystko było tylko
kwestią czasu.
Ile ostatecznie szłaś? Nie
miałaś pewności. Niby poznawałaś niektóre okolice, niby nie, za wiele rzeczy
pozmieniało się od tamtych wydarzeń. Skrzywiłaś się na samą myśl o nich.
- JESTEŚMY NA MIEJSCU! NA CZWORAKA!- nim dane ci było jakkolwiek zaprotestować,
jedna z jego kości już popchnęła cię, zmuszając tym samym do przyjęcia nowej
pozycji- DOBRY ZWIERZAK!
Warknięcie niezadowolenia uciekło ci z gardła, co było oczywistym błędem. Jego
ciężka stopa wylądowała na tych plecach, przygniatając cię do ziemi. Ciało w
proteście niemalże zawyło. Próbowałaś
brać oddech, jednak nawet to było ci utrudnione.
- COŚ MÓWIŁEŚ?!- mocniej docisnął cię butem, gdy jednak nie otrzymał już żadnej
odpowiedzi, ponownie się uśmiechnął a następnie zdjął z ciebie swoją stopę-
DOBRZE! DO ŚRODKA!
Jeśli ten cały Sans miał tak samo krzyczeć cały
czas, prędzej czy później czeka cię głuchota.
Jak można było tak głośno mówić? Przecież nie byłaś głucha! Powoli,
chcąc nie chcąc, podniosłaś się a następnie udałaś do wejścia wielkiego
budynku. Zostawili dużo z ludzkich rzeczy. Właściwie te bardziej leniwe nic nie
zmieniały, te z większymi wymaganiami przewracały wszystko do góry nogami. Po
widoku jaki zastałaś w środku nie uległo jednak wątpliwości, że ten, który cię
wykupił, był dość wysoko postawiony. Ich, czy raczej teraz i twoje, mieszanie
było naprawdę duże, chociaż pozbawione chłodnych akcentów bogaczy. W sumie
mogłaś przyrównać to do dość ciężkiej
mieszanki małego ciasnego domku wrzuconego i pomieszanego z luksusowym
wystrojem. Wysokie pokoje, jak jego
mieszkańcy, dużo okien i ….dość proste ale solidne drewniane meble. Nie
wiedziałaś czy możesz iść dalej, to nie ruszyłaś się dalej.
- SAAAANS! ! TY LENIWA KUPO KOŚCI, GDZIE
JESTEŚ?!
Nie sądziłaś, że ktoś może
AŻ tak krzyczeć. Albo dom był tak wielki i rzeczywiście ten cały Sans był zbyt
daleko, albo ten szkielet zdecydowanie
przesadzał. Korzystając z okazji, że na ciebie nie patrzy, ty spojrzałaś
ponownie na niego. Jak nic to był szkielet, jednak ubranie pod nim nie zapadało
się. Wszystko układało się tak, jakby pod spodem było…. ciało. Twoje myśli biły
się właśnie z wzrokiem, próbując znaleźć jakieś wytłumaczenie, zaś ciekawska
natura chciała podwinąć ubranie i obadać dokładnie sprawę. Oczywiście nie abyś
dostała taką możliwość. Kości to kości, co najwyżej mogła to być zasługa magii.
Coś, co po dziś dzień dla zwykłych prostych umysłów pozostaje nie do
wytłumaczenia.
- Idę szefie! – chociaż był to krzyk, z dużą łatwością wyłapałaś niską tonację
głosu.- Pali się spaghetti znowu czy co?
Okey, to było dość dziwne,
jednak nie śmiałaś się nawet zaśmiać. Chociaż cień uśmiechu na chwilę uniósł
kąciki ust. Czyżby ta potrawa tak często padała ofiarą ognia? Być może potworom
ta kuchnia nie wychodziła tak dobrze. Twoja uwaga szybko jednak zmieniła swój
cel. Zamiast jedzenia sfokusowała się na szkielecie. Jednak to wcale nie był
drobny szkielet! Chociaż był niższy od tego, który cię kupił, wcale nie był
drobiną. Sans był…. masywny, jeśli tak można określić szkielet. Nie był chudą
szczapą jak ten wysoki, a na swój sposób… tu i tam zaokrąglony. Ubranie miał
nawet dość zwyczajne, czerwona bluza, trampki, jakieś czarne spodnie… Właściwie
nic niezwykłego poza… No cóż, miał obrożę. To znaczy to coś wyglądało jak spora
kolczata obroża z dużymi złotymi kolcami. Dyskretnie zerknęłaś w stronę
wyższego. Czyżby zabawa w zwierzaki była nie tylko zarezerwowana dla ludzi? Nie
śmiałaś wnikać w ich osobiste… upodobania. W końcu każdy lubi co innego.
Wracając jednak do tego bardziej „przy tuszy” potwora… Jego czaszka również
była inna. Ten wysoki miał ją bardziej smukłą, ten mniejszy zaś bardziej
okrągłą, z oh, niespodzianka. On również miał duże i ostre kły, w zestawie
jeden złoty. Jego czaszka miała jednak kilka pomniejszych pęknięć przy tych
zębach, szczególnie z lewej strony. Szkielet zatrzymał się bliżej was, zerkając
na chwilę w twoją stronę.
- Co to jest?
- A NA CO CI WYGLĄDA?! -wyższy z nich zdawał się być podirytowany, co skłoniło
cię by nieeeco się odsunąć, tak dla własnego bezpieczeństwa.
- Na kiego grzyba ją tu sprowadziłeś? Nie potrzebuję nowego.
Wsłuchiwałaś się w rozmowę pomiędzy nimi, spoglądając to na jednego, to na
drugiego. Niezbyt rozumiałaś sytuację, bowiem ta wydawała się dość… dziwna. Jeden
próbował przekonać drugiego do swojej decyzji aż… no cóż, ten niższy z
warknięciem się nie zgodził.
- Ruszaj się. Idziemy. –krótkie polecenie a po chwili przy twojej obroży
pojawiła się czerwona smycz.
Z szerzej otwartymi oczami wpatrywałaś się w owe coś. To niestety zaowocowało
na twoją niekorzyść. Jedno mocne szarpnięcie a ty poleciałaś do przodu, ledwo
chroniąc twarz przed zaryciem w podłogę.
- Powiedziałam ruszaj się!- od jego warknięcia wzdłuż twojego kręgosłupa
przebiegł zimny dreszcz.
Mocniej zagryzłaś wargę. Aż za dobrze pamiętałaś co się stało ostatnio gdy
wyraziłaś swoje niezadowolenie. Tym razem szybko wróciłaś do odpowiedniej
pozycji jaką narzucono ci, a następnie posłusznie udałaś się za tym niższym
szkieletem.
- Kolejny bezużyteczny śmieć którego trzeba będzie karmić i sprzątać.- chwilami
zerkał na ciebie, jednak po chwili znów wracał do patrzenia przed siebie.-
Jakby to miało cokolwiek zmienić…
Burczał
dłużej, jednak dalszej części już nie rozumiałaś. Coś tam jednak jeszcze
narzekał i marudził na „szefa”. Padło
również jakieś imię, jednak nie wiedziałaś, czy to było imię wyższego
szkieletu, czy może mówił o innej osobie. Podążałaś grzecznie za nim, chociaż
twoje kolana cholernie bolały. Gdy tylko się bardziej wlekłaś, czułaś jak
mocniej cię ciągnie. Musiałaś wtedy
nadążyć za nim, inaczej byłaś pewna, że twoja szyja wyda nieciekawy dźwięk.
- Masz pecha, że zauważył cię mój brat Laleczko. – z jego gardła wydobył się
chrapliwy śmiech
- Nie abym miała wyjście… - wymsknęło ci się nim zdążyłaś ugryźć się w język.
Potwór przyciągnął cię bliżej siebie jednym pociągnięciem, a następnie
pochwycił za brodę. Skierował twoje spojrzenie na jego.
- No proszę, proszę, potrafisz mówić. A myślałem, że zsikasz się pod siebie na
mój widok.
Dobrą chwilę analizowałaś to, co do ciebie mówił. Czułaś przez chwilę jak gorąc
zalewa twą twarz. Czy on serio coś takiego ci wytknął? Zmrużyłaś lekko powieki,
pierdoląc chęć zachowania życia, postanowiłaś się odezwać.
- Co może być strasznego w kupce gadających kości? –lekko się skrzywiłaś, jednak
winą były jego ostre paliczki wciąż trzymające twoją twarz.
- Teraz nagle nabrałaś odwagi maleństwo? Uważaj, bo ta kupka kości pokaże ci na
co ją stać.
Jego szerszy uśmiech oraz
czerwony blask oczu wcale ci nie pomagał. Co więcej, twoje ciało spinało się, gotowe do ucieczki
lub walki. Czy jednak miałabyś jakiekolwiek
szanse z tak wielkim potworem? Mogłaś zakładać, ze podobnie jak u
wysokiego szkieletu, jego „masa” jest tylko dziełem magii, wcale nie
odpowiadało słabej kondycji. Ciężej przełknęłaś ślinę, jednak żywo bijące serce
nie pozwalało ci się uspokoić. Twoje zęby dopadły tym razem wnętrze policzków.
Im dłużej wpatrywałaś się w tę twarz, tym bardziej znów miałaś ochotę użyć
swych dłoni w celu dokładniejszego obadania. W całym tym wewnętrznym rozmyślaniu
nie zauważyłaś, jak drugą ręką sięgnął do twej twarzy, głaszcząc ją. Mimowolnie
wzdrygnęłaś się, bowiem spodziewałaś się chłodu jak przy dotyku porcelany. Jego
kości jednak były… ciepłe. Prawie jak
ludzka dłoń, chociaż twarde i gładkie. Spróbowałaś odsunąć głowę, jednak jak na
złość, nie dawał ci uciec od swojego dotyku. Jego dłoń nie zatrzymała się
jednak na twarzy. Sunąc jednym palcem
udał się w stronę szyi. Zakreślił kilka kółek, kończąc swoją podróż tuż nad
twoją piersią. Mimowolnie wzięłaś głębszy haust powietrza.
- Zobaczymy skarbie czy chociaż wnętrze masz ciekawe…
Twoja brew w tym momencie zawędrowała wyżej. Chciałaś spytać co ma myśli,
jednak nie dane było ci dokończyć. Wypuścił cię co prawda, jednak w tej samej
chwili tuż obok niego pojawiła się kość w czerwonej poświacie. Jakkolwiek
absurdalnie by to nie brzmiało, tak właśnie się stało. Tak miał się zakończyć
twój żywot? Czy żałowałaś, że się
odezwałaś? Nie. Korciło cię już i nie dawało to spokoju. Tylko wyrobiony
refleks uchronił cię przed przebiciem na wylot.
- Co do….?!- syknęłaś i znów musiałaś uskoczyć, bowiem kolejna kość leciała w
twoją stronę.
Miałaś wrażenie, że potwór bardziej bawi się z tobą, niż próbuje zabić. Kości
chociaż nie ślimaczyły cię, gdyby chciały cię naprawdę trafić, nie jedną by
miały okazję. Szkielet zdawał się na coś czekać. Gonił cię od prawej do lewej,
zmuszał do tego by się przeturlać, odskoczyć a nawet boleśnie padać. Gdy
zmęczenie na nowo cię dopadało, jedna z kości boleśnie trafiła cię w nogę. Zawyłaś
z bólu, krzywiąc się potwornie. Rana nie była głęboka, przypominała bardziej
cięcie, jednak nie ustępowała poważniejszym ranom w bólu. Serce biło coraz
szybciej a skoki adrenaliny niwelowały ból. Coś wewnątrz ciebie kazało ci wstać
i dalej uciekać. Kolejna kość jednak leciała już w twoją stronę. Coś jednak
pojawiło się przed tobą, swym ciepłym blaskiem rozpraszając panujący półmrok.
Zabawka Sansa zatrzymało się, a jego twarz przybrała wyraz prawdziwego
zaskoczenia. Oczywiście o ile było to możliwe w przypadku czaszki. Szkielet wyszczerzył się nader szeroko, przez
co miałaś pełen widok na jakże wielkie i ostry kły.
- Laleczko… Chyba jednak zatrzymam cię na dłużej przy sobie.