Przeróbka okładki w wykonaniu Samael
Notka od autora: +18; Ty x Sans; wulgarny język, sceny erotyczne
Minął rok od kiedy potwory wyszły na powierzchnię. Bohaterką opowiadania jesteś TY, poznajesz nową przyjaciółkę, potwora Fuku - wesoły zielony płomyk - i od tego spotkania twoje życie staje na głowie. Zaczynasz poznawać nieznaną ci rasę, zawierać przyjaźnie a twoja nowa przyjaciółka przyjęła sobie za cel honoru by znaleźć ci chłopaka-potwora...?
Rozdziały +18 będą oznaczane: ♣
Obrazki i tekst autorstwa: Rydzia
Dni mijały względnie spokojnie. Grillby nie nawiedził cię już ponownie ani ty nie ośmieliłaś się wstąpić do jego baru. Od czasu poznania Fuku dość często odprowadzałaś ją do brata. W wyniku tego Fuku próbowała cię zaciągnąć do środka. Robiła to bardzo intensywnie, jednakże ty uparcie się wzbraniałaś przed wejściem. Tak było zdecydowanie dla ciebie bezpieczniej.
Jeśli chodzi o Claire… przeprowadziłaś z przyjaciółką bardzo poważną rozmowę gdzie nie zapomniałaś wytknąć jej tego jak okrutnie zostawiła cię na pastwę losu. Powiedziała ci, że myślała, iż zaczęliście ze sobą chodzić, bo na to właśnie jej wyglądało. I nie zamierzała przepraszać. Stwierdziła, że świetnie się razem prezentowaliście i to, że przyszedł za tobą ze swoim wyznaniem było przesłodkie. A. No i jesteś kretynką do sześcianu.
- BOŻE DZIEWCZYNO… Jakby za mną latał taki koleś dałabym mu nawet na środku ulicy - tak brzmiały jej słowa po opowiedzeniu całej historii. - Nie wiem co jest z tobą nie tak, czy jesteś lesbijką czy kurwa co tam innego ukrywasz, że nie widzisz jaki on jest cholernie gorący. I nie odpuszcza! Booooże, na twoim miejscu po takim wyznaniu zaciągnęłabym go do jakiejś pustej sali i tam go...!
- A proszę bardzo, jest cały twój!
Przy każdej kolejnej okazji musiałaś wysłuchiwać o tym jaką świetną okazję zaprzepaściłaś. Wypady z Claire na miasto zmieniły całkowicie swój charakter. Wycieczka autem zawsze zaczynała się i kończyła poprzez przejazd tuż pod barem Grillby’ego, przy czym przyjaciółka zwalniała i rzucała tekstem typu: Patrz co tracisz, tam w środku czeka na ciebie twoja prawdziwa miłość! Nie uciekaj od tego, to przecież przeznaczenie.
O rozmowie z Fuku również jej powiedziałaś, co było najwyraźniej błędem. Co prawda, Claire śmiała się z tego z jaką wiarą Fuku podchodzi do tematu Ty i Grillby, jednakże jak to podkreślała ci na każdym kroku, powinnaś zmienić tok myślenia. No tak… łatwo było jej mówić. Jest zupełnie innym rodzajem człowieka… W twoim odczuciu wcale nie żartowała z tym całym dawaniem na ulicy. Nie byłaś pewna do miejsca, raczej nie na środku asfaltu, ale... na pewno nie miałaby żadnych skrupułów. Nie to co ty.
Byłaś całą sytuacją mocno zirytowana. Napierana zarówno ze strony Fuku jak i Claire, dodatkowo... zaczęłaś czuć się obserwowana. W końcu zdałaś sobie sprawę, że gdziekolwiek się nie pojawisz tam wszędzie jest on. Sans… Na ławce, w sklepie, w budce z hot-dogami, w parku, w galerii, dosłownie WSZĘDZIE. Powiedziałaś o swoich spostrzeżeniach Claire, spytałaś się jej przy okazji czy go zna.
- ...szkielet, o tam. Nie patrz się tak chamsko! Dyskretnie…
- Ten szkielet? Z widzenia to go znam…
- A osobiście?
- Nie… Ale często go widuję. Sprzedaje bilety w kinie. Ostatnio byłam z bratem...
- ...co?
- No i wpada do mnie do sklepu z takim drugim, wysokim. Również szkielet. Strasznie ekscentrycznie się ubiera co prawda, ale to lepsze niż workowata bluza i zaszurane spodnie - spojrzała się przy tym znacząco na ciebie - Dlaczego myślisz, że cię śledzi?
- Nie myślę, ja to wiem - opowiedziałaś jej o dziwnych spotkaniach i na końcu o sytuacji z telefonem. - Tak więc nie wiem co ten koleś kombinuje, ale nie podoba mi się to.
Claire rzuciła przeciągłe spojrzenie na siedzącego w tej chwili przy stoliku w lodziarni potwora. Miał zamknięte oczy jakby zasnął. Jego lody w pucharku roztopiły się do połowy.
- Szczerze wątpię by cię śledził, zawsze wszędzie go pełno. No a nawet jeśli... skoro jest przyjacielem Grillby’ego, to może sprawdza, czy jesteś dla niego odpowiednia?
- Stuknij się w łeb zanim coś palniesz - warknęłaś jednocześnie ciągnąc ją za rękaw w stronę windy. W sumie było to prawdopodobne, ale nie chciałaś nawet mysleć o tym.
- Nie idziemy do kawia…?
- Nie. Zero postojów. Trzeba go zgubić.
- Co…?
- Nie wiem, czy mi uwierzysz, ale JA widzę go już dzisiaj chyba z dziesiąty raz, a jestem poza domem od niecałej godziny. Jedziemy do ciebie.
Claire nie miała innego wyjścia, mogła się tylko zgodzić. Zjechałyście na sam dół do podziemnego parkingu. Cisnęłyście torbami z zakupami na tylne siedzenie auta, po czym zajęłyście miejsca z przodu.
- Mogłyśmy chociaż zamówić coś z McDonalda… - mruknęła z niezadowoleniem odpalając auto.
- Coś zamówimy przez telefon.
No trudno. Sama wolałabyś delektować się pysznym donutem, popijać aromatyczną herbatę - wszystko, jak zapewniają właściciele twojej ulubionej kawiarni, stworzone przez pająki z pająków. Niesamowity chwyt reklamowy, prawie uwierzyłaś gdy hostessa poczęstowała cię jednym z wyrobów podczas wielkiego otwarcia… Nie ważne. Nie możesz o tym myśleć, bo robi ci się smutno… ale przecież nie pozwolisz, by nękał cię jakiś stuknięty szkielet. Kurwa…
- Zamiast martwić się tym truposzem może powinnaś zająć się… - przejeżdżałyście ulicą koło baru.
- Skończ.
- … wiesz, że mam rację.
Gdy w końcu znalazłyście się przed starą kamienicą wręcz wyskoczyłaś z wozu. Zgarnęłaś połowę toreb po czym śmignęłaś do góry po krętych, strzelistych schodach. Na szczęście twoja przyciółka mieszkała zaledwie na drugim piętrze. Nie czekając na nią weszłaś do środka. Wiedziałaś, że będzie otwarte.
- Hej Kurt - rzuciłaś do faceta w kuchni. Opierał się o stół i popijał kawę. Nie zwrócił na ciebie większej uwagi. Machnął tylko ręką nie zaszczycając nawet krótkim spojrzeniem. Był to współlokator Claire. Nie znałaś go za dobrze, nigdy nie czuł potrzeby integracji z innymi mieszkańcami, zawsze gdzieś tam tylko przemykał. Claire twierdziła w każdym razie, że jest dziwny. Nie potrafiła co prawda powiedzieć co dokładnie ją drażni w jego zachowaniu, ale uparcie twierdziła, że nie warto sobie nim zawracać głowy. Tak więc idąc za jej radą po ściągnięciu butów od razu schowałaś się w jej pokoju. Ustawiłaś zakupy koło drzwi i rozłożyłaś się na kanapie zajmując całą jej długość. Wyciągnęłaś jeszcze tylko telefon z kieszeni i położyłaś go na blacie stolika kawowego, tuż koło laptopa.
- Zsuń tyłek, ja też chcę mieć gdzie usiąść! - Claire weszła niedługo po tobie. Niechętnie skuliłaś nogi dając jej tym samym trochę miejsca. - Dobra, ja dzwonię po coś do żarcia.
Claire wynajmowała pokój u gościa, który odziedziczył mieszkanie po swojej babci. Z tego co wiedziałaś sam miał nowo wybudowany domek na przedmieściach, te stare mieszkanie służyło mu więc do zgarnięcia dodatkowej kasy. Cztery pokoje. Oprócz Kurta mieszkała tu również para, zajmująca największy z pokoi (ku niezadowoleniu Claire). Nie lubiła ich. Nie tylko przez to, że zgarnęli najlepsze pomieszczenie. Zawsze było ich pełno, studenci, biegają z zajęć do domu i z powrotem, raz jedno, raz drugie. Robią przy tym dużo zamieszania. Lecz ponoć najgorzej jest w nocy. Mały pokoik Claire był usytuowany tuż koło ich, dodatkowo ustawili łóżko właśnie na ich wspólnej ścianie. Na nic prośby, groźby, pukanie w ścianę czy głośne komentarze. Bzykali się tak głośno, że bez problemu zagłuszali pornosa puszczanego na całą moc głośników Claire. Zwłaszcza dziewczyna. Przy szczytowaniu wydawała z siebie odgłosy, jak rozdzierana ze skóry orka.
Ostatni, najmniejszy pokój stał w tej chwili pusty. Wcześniej zajmował go młody mężczyzna, ale w pewnym momencie zniknął, z dnia na dzień. Para twierdziła, że to przez narkotyki, według nich był jakimś dilerem. Nie wiedziałaś czy to prawda, czy nie, ale jeśli prawdą jest to co mówią, to może nawet i lepiej? Dla bezpieczeństwa Claire, w każdym razie.
Tak czy siak uważałaś, że twoja przyjaciółka powinna się stąd jak najszybciej zmywać.
- Dzień dobry, chciałabym zamówić dużą pepperoni i…
Kątem oka zauważyłaś, że ekran telefonu ci rozbłysnął. Chwyciłaś go. Nieodebrane połączenie? Miałaś przecież włączony dźwięk, to znaczy, że ktoś bawi się w puszczanie strzałek? Dodatkowo nieznany numer…
Rozbłysnął jeszcze raz. Znowu dzwoni. Tym razem zadźwięczały dwa pierwsze dźwięki dzwonka. Zmarszczyłaś brwi. Niezła zabawa, co? Jak dzieciak jakiś… Trzeci raz to samo... Jeśli jeszcze raz to zrobi, to złapiesz go i…
Byłaś szybka, zielona słuchawka i do ucha.
- Halo?! - warknęłaś ze złością. Claire odwróciła się w twoim kierunku, dopiero co orientując się, że majstrujesz coś z komórką. Tajemniczy ktoś nie odkładał słuchawki, ale też się nie odzywał. Słyszałaś tylko ciężki, urywany oddech. - Halo? - powtórzyłaś spokojniej.
- Cz-cześśśśść… - niewyraźny bełkot.
- Kto mówi?
- Em… nazywam ssss-się Terrence - nie. Nie znasz żadnego Terrence’a. - Em…
- Skąd masz mój numer?
- Od Tima, barmana z MTT… Osz… M-miałem t-tego nie mówić… - aha. Czyli korzystanie z pomocy przemiłego barmana okazało się błędem? Postanowiłaś jednak wypytać się wszystkiego o co się tylko da…
- Nie przejmuj się, spokojnie - słyszałaś jak ten ktoś po drugiej stronie zaczyna się szamotać i mruczeć “o nie o nie o nie”. Sztucznie miłym tonem ciągnęłaś dalej - Mogę się dowiedzieć, czego ode mnie potrzebujesz, w takim razie?
- Kto to? Grillby? - Claire potrząsnęła tobą, Odepchnęłaś jej rękę. Pokręciłaś głową. - Więc kto?
- Ja… ja… - mamrotał - chciałbym c-ciebie prossssssić o sssspotkanie…
- Spotkanie? - Claire wyrwała ci telefon z ręki i włączyła głośnomówiący. Obrzuciłaś ją gniewnym spojrzeniem.
- Ssssspotkanie - powtórzył.
- W jakim celu?
- W c-celu poz-znania cię? - z każdym kolejnym słowem ton jego głosu stawał się wyższy. Twoja przyjaciółka uniosła wysoko brwi do góry. - T-to się z-znaczy się, że ty ja widziałem cię, wiesz osssstatnio z t-tym no… a-ale ty z nim nie j-jessssteś p-praw-wda? Oczyw-wiśśście, Tim mi po-owiedział… Więc może… Chciałabyś… Na kawę wyssskoczyć na kawę może co?...
Claire nie umiała powstrzymać się od śmiechu. Wcisnęła głowę w poduszkę i zaczęła uderzać pięściami w kanapę.
- Yyy…
- O-oczywiśśście, jeśśśli nie lubisz k-kawy może być i h-herbatka! I ciasteczko!... I… i…
Nie wiedziałaś co powiedzieć. Byłaś wkurzona, bo poczciwy barman, okazał się szują rozdającą twój numer telefonu na prawo i lewo. Dodatkowo nie wiedziałaś czemu ma go ktoś taki jak ten cały niewiadomo jaki Terrence. Facet był totalnie rozklekotany, nie wiedział co gadać, jąkał się i w ogóle gdybyś nie wykazała się szybkością ponaddźwiękową, to zapewne dalej siedziałby z telefonem w łapie i puszczał ci strzałki.
- Hej kolego - Claire pozbierała się i wyrwała telefon z twojej ręki. - Nie obraź się, ale Tim gówno wie. Ona jest z t-tym no i nie jest zainteresowana ani kawą, ani herbatą i w ogóle się dziewczyna odchudza, więc ciastko też odpada. To do nie zobaczenia. Pa - rozłączyła się i zaniosła ponownie śmiechem.
Patrzyłaś się na nią szeroko otwartymi oczami.
- Co ty kurwa?
- No co? - wytarła łzę spod oka - Hehe, nie chciałaś chyba się spotykać z takim ciapciakiem? Czy chciałaś?
- Nie chciałam, ale… Tak się nie robi przecież - zrobiło ci się go żal - Poza tym nie odchudzam się i wcale nie jestem z nikim.
- Niedługo - wywróciłaś oczami - Ale nie powiesz mi, że nie jesteś na diecie. W końcu zrezygnować z takiego ciacha, jak Grillby, to jest dopiero wyzwanie.
- Jak tak ci ślina leci, to go sobie zeżryj!
- Jak go dłużej będziesz olewać, to kto wie, może polecę go sobie schrupać.
Nie. Zdecydowanie nie chciałabyś by się za niego brała.
- Ale dziewczyno masz branie ostatnio - prychnęła. - Nadrabiasz zaległości.
- Daj spokój - warknęłaś odpalając jednocześnie komputer. - Chcę po prostu wrócić do mojej dawnej rutyny. Nie chcę żadnych gównianych zboków, zasranych prześladowców i zafajdanych wyłudzaczy numerów. W dupie mam to wszystko.
Claire przysunęła się bliżej ciebie, siadając przy tym po turecku i eksponując swoje koronkowe majtki spod miniówki. Przejęła lapa, zaczęła wyszukiwanie jakiegoś filmu na wieczór.
- Słuchaj, każdy facet jest zbokiem, niekoniecznie tylko to uwidacznia, rozumiesz. Ty też nie jesteś święta, więc nie marudź.
- Ale…
- Nie ma ale! Bardzo dobrze pamiętam jak się do mnie kleiłaś w nocy jęcząc imię tego kolesia… kurczę no, tego mechanika… Jak on miał? John? Jerry?... W sumie nie ważne!
- Jimmy - wywróciłaś oczami. Czułaś, że robisz się czerwona na twarzy - To było dawno i wcale nie śniło mi się nic erotycznego.
- Że niby tylko całusy taaak? Nie oszukasz mnie, już ja dobrze wiem, gdzie wsadzałaś mi łapki. Jesteś bardzo aktywna w nocy, mówił ci to już ktoś? Zdecydowanie przydałaby ci się żywa poduszka na co dzień. Może ona by cię trochę przytrzymała. Naprawdę cieplutka podusia, wręcz GORĄCA - puściła ci oczko. Dobrze wiedziałaś co miała na myśli.
- Jak znajdę w necie dakimakurę z piecykiem, na pewno sobie kupię - Claire przypatrywała ci się z dziwnym uśmiechem.
- Powiem ci jedno. Jesteś moją przyjaciółką i życzę ci jak najlepiej, więc radzę ci skarbie dla twojego dobra. Puść hamulce, dobra?
Nie skomentowałaś już tego. Claire niedługo potem znalazła "coś co da się znieść" i zaczęłyście seans. W międzyczasie przyszło wasze zamówienie. Nie wiedziałaś dokładnie co leciało, bo nie za bardzo potrafiłaś się skupić. Wpatrywałaś się tępo w ekran bawiąc się sznurkami od bluzki.
Zaczynałaś mieć powoli serdecznie dość nowych potworzych znajomości. Było o wiele spokojniej bez tego wszystkiego. Teraz chcąc czy też nie chcąc skazana byłaś na ich obecność, bo lgnęły do ciebie jak ćmy do światła. A jeszcze niedawno myślałaś sobie, że byłoby fajnie mieć potwora wśród znajomych. Nie, nie jest fajnie. To katastrofa.
Po jakimś czasie zrobiło się dosyć ciemno. Film się skończył, pizza również, nie wiesz nawet kiedy. Claire nawijała jaki to główny aktor był przystojny i chciałaby by to ją uratował a nie "tą głupią wywłokę". Przytakiwałaś jej bez większego entuzjazmu. Niech sobie pogada, przynajmniej raz na jakiś czas nie zadręcza cię twoim życiem pseudo miłosnym. Mimo, iż kochałaś ją jak swoją własną siostrę, to jednak potrafiła sprawić, byś miała jej kompletnie dosyć.
Na koniec wpakowałaś ze sterty zakupów do swojej torby parę ciuchów, którego o dziwo nie należały do twojej przyjaciółki. Wcisnęłaś nogi w trampki, nie zawiązując nawet sznurówek.
- Czas na mnie - zarzuciłaś na siebie kurtkę. Claire ziewnęła przeciągle.
- Może cię podwiozę? Nie będziesz przecież szła taki kawał drogi...
- Nie… Poradzę sobie. Świeże powietrze dobrze mi zrobi.
- Nie boisz się już, że truposz będzie cię śledził? - rzuciłaś jej gniewne spojrzenie, podczas gdy ona zanosiła się śmiechem. Nie ma co szukać u niej pomocy. Ma najwyraźniej z ciebie polewkę. - Pamiętaj, jak cię zaatakuje, to kop go po jajach! Albo wciskaj gałki w oczodoły!
- Ha. Ha. Bardzo śmieszne. Na pewno te bardzo skuteczne techniki obronne zadziałają na kupie kości.
- Hehe no ale na poważnie, poczekaj na mnie, podwiozę cię…
- Nie, dzięki. Jak tak się masz ze mnie wyśmiewać to ja podziękuję - uśmiechnęłaś się krzywo, cmoknęłaś ją w policzek i wyszłaś z mieszkania.
- Hej! _____! Nie obrażaj się!
Ale ty już byłaś w drodze na dół. Gdy zimne powietrze zetknęło się z twoja odkrytą skórą bez większego namysłu zapięłaś kurtkę. Cholera, jest coraz zimniej.
Byłaś zła na Claire. Zamiast cię wspierać przyjmowała stronę osób, jakich najmniej się spodziewałaś. Czy nie powinno być tak, że wspiera cię w twoim działaniu a nie wierci dziurę w brzuchu abyś zmieniła zdanie? W dupie z tym…
Dostałaś sms. Claire pisała: Sorrki skarbie, może trochę przesadziłam. Jak naprawdę się cykasz, to cię podwiozę. Powiedz mi gdzie jesteś? Postanowiłaś nie odpisywać. Niech się trochę pomartwi. Zazwyczaj na jej wiadomości odpisywałaś od razu.
Było już całkiem ciemno. Chmury całkowicie zasłoniły księżyc. Kurczę, chyba będzie padać… Miałaś nadzieję, że zdążysz wrócić do domu zanim dopadnie ciebie jakaś ulewa. Nie wzięłaś ze sobą parasola a kaptur tak czy siak nic nie dawał, bo znając życie deszcz będzie zacinał prosto w twoją twarz, przez co będziesz zmuszona, iść tyłem, albo zmienić makijaż w malowidło karykaturalnej pandy.
Szłaś tak dłuższą chwilę szurając za sobą nogami. Chyba najwyższy czas dać znać Claire… próbowałaś wymacać z kieszeni komórkę, ale... Czułaś się nieswojo. Przystanęłaś na chwilę. Rozejrzałaś się dookoła bardzo podejżliwie. Nic nie zauważyłaś. Wróciłaś do wygrzebywania telefonu. Chyba wpadło głębiej do kurtki przez dziurę w kieszeni… Te uczucie dalej nie dawało ci spokoju. Nieee… niemożliwe, znowu on? Odwróciłaś się. Nikogo nie widziałaś za sobą, ale… Tak. Za tym krzakiem stoi ewidentnie postać w czerwonej bluzie. No nie… Czy ten walnięty kościotrup naprawdę myśli, że go nie dostrzeżesz? Znakomity kamuflaż, nie ma co…
Ruszyłaś dalej, trochę bardziej sztywna niż poprzednio. Słyszałaś, że ktoś zmierza w twoim kierunku. Ale… to nie były kroki, jakbyś się tego spodziewała… Próbowałaś sobie przypomnieć, czy Sans zawsze tak szurał butami? Co prawda, jego chód wydawał się być dość leniwy, lecz nie aż tak… No i jakby nad tym pomyśleć, nie widziałaś go jeszcze w żadnej innej bluzie, tylko w tej wysłużonej... niebieskiej…
Szuranie za tobą było coraz bliżej. W tej chwili nie ośmieliłabyś się obejrzeć za siebie. Przyspieszyłaś za to kroku. Ktoś za tobą również przyspieszył. O kurwa, o kurwa, o kurwa!... Teraz dosłownie biegłaś. Był cały czas za tobą, słyszałaś jego ciężki oddech. Na stówę byłaś pewna, że to za tobą podąża. Kurwa, wiedziałam, że to zły pomysł wracać samej do domu! Już lepiej było słuchać paplaniny Claire o Sansie, Grillu i wszystkim co by sobie wymyśliła! Łaaaaaa! Nie chcę umierać! Albo zostać zgwałconą!
Wydałaś z siebie przeraźliwy pisk. Potknęłaś się o nierówność chodnika. Kurwa, znowu?! Szurałaś kolanami po ziemi jeszcze jakiś metr, zanim na dobre się zatrzymałaś. Nie upadłaś na twarz, ale podparłaś się rękoma, przez co zdarłaś sobie skórę. Kolana też piekły, chociaż mniej.
- Ałaaa…
- Ssss...
Odwróciłaś się. Wpatrywała się w ciebie para lśniących żółtych ślepii. Paszcza wyszczerzona w groźnym uśmiechu ukazywała dwa rzędy ostych zębów. Spoza nich wysuwał się drgający lekko wąski, fioletowy język.
- Ghaaaaaah!!! - krzyknęłaś odsuwając się od postaci jak najdalej mogłaś. Teraz widziałaś, że nie mógł być to Sans. Postać była zdecydowanie od ciebie wyższa, a tym samym od niego.
To jaszczurka, smok? Chuj wie, nieważne! Postać pokonała dystans między wami, sprawiając, że stała tuż nad tobą. Wyciągnęła długą, wąską łapę zaopatrzoną w grube pazury.
- Waaaah! Nie krzywdź mnie! - krzyknęłaś zasłaniając obiema rękoma twarz. Czekałaś na coś, szarpnięcie, uderzenie, jakiś ból w każdym razie, ale nic takiego nie nastąpiło.
- Przepraszzzzzzam, n-nie chciałem cię p-przessssstraszyć - usłyszałaś znajomy głos. Hę? Zaraz… zaraz...
Pozwoliłaś sobie spojrzeć na postać w czerwonej bluzie. Nie, to chyba jakieś jaja. Czy to był ten koleś, który dzwonił do ciebie dzisiejszego wieczora?!...
- J-jestem Terrence - więc jednak - Ty jesssssteś _____, zgadza się? - nie czekał na twoją odpowiedź. - T-twoja przyjaciółka b-była bardzo nie miła… - zacisnęło ci się serducho. Ta na pierwszy rzut oka przerażająca gęba wykrzywiła się w tak żałosnym grymasie, że zrobiło ci się go żal. - Al-le j-ja wiem, że ty nie jesssstreśśśś taka złośśśśliwa, więc… c-chciałem z t-tobą porozmawiać… m-mimo wszyssssstko… Przepraszzzzam jeszzzzcze raz… że cię wysssstraszyłem. Nie m-miałem tak-kiego zamiaru…
Wpatrywałaś się w niego oszołomiona. On w ciebie również. Zaczął nerowowo machać grubym ogonem za swoimi plecami.
- P-pewnie niejed-dnokrotnie ci mówili… Ale śśśśśliczną maszzz duszzzzyczkę - zaśmiał się nerwowo drapiąc po tyle głowy. Na jego pysk padło więcej światła i dopiero teraz dostrzegłaś na zielonkawych policzkach potwora delikatne rumieńce. Gdyby nie to, że był przeraźliwie paskudny, pomyślałabyś, że to nawet urocze. Ale znowu ta ich gadka o duszach, rany… Oni tak na poważnie? - i t-tego… Jut-tro jakbyśśśś chciała jutro... Chciałbym cię zabrać… na… k-kawę… i… - jego pysk był w tej chwili już całkowicie oświetlony nieznanym ci źródłem światła. Przeniósł wzrok na coś ponad tobą. Zniknęły rumieńce. Cały zbladł, uśmiech zrzedł - Och…
Usłyszałaś chrząknięcie za sobą. Boże, chyba sobie jaja robisz... Nie musiałaś się odwracać, by wiedzieć, do kogo należy ten niski głos, zrobiłaś to jednak. Tuż nad tobą stał Grillby z rękami wspartymi na biodrach… Chwila moment. Zlustrowałaś go od stóp po sam czubek głowy. Dlaczego on tu stoi w samych spodniach?!
- Wow… - wymsknęło się spomiędzy twoich ust, gdy twoja cała uwaga skupiona była na jego odkrytych ramionach, torsie, brzuchu… Kiedy był w ubraniu też to dostrzegałaś ale teraz stało się to wyraźniejsze: jest świetnie zbudowany. Nie mogłaś oderwać od niego wzroku. Płomienie tańczyły delikatnie na jego ciele poddając się i uginając pod naporem delikatnego wiatru. Piękny… pomyślałaś i w tej samej chwili skarciłaś siebie za to. Nieważne jak wygląda, nie jestem przecież nim zainteresowana, prawda?! Prawda...?
Oooch fak… Gapił się na ciebie. Od jak dawna to robił? Zdałaś sobie sprawę, że musiało to wyglądać dość dziwnie, gdy tak się lampiłaś… na jego ciało… nagie… Odwróciłaś się chowając twarz za dłońmi. Poczułaś ciepło rozgrzanych policzków pod opuszkami palców. Czerwienisz się? Co jest nie tak z toba?!
- Spierdalaj stąd - przemówił pełnym wrogości głosem. Po chwili jaszczur stojący przed tobą pospiesznie czmychnął.
Ogółem to było dla ciebie przerażające przeżycie. Naprawdę myślałaś, że ktoś chce cię zaszlachtować, zgwałcić, pobić… Na pewno nie spodziewałaś się kolesia chcącego zaprosić na kawę. Kurwa… Twoja teoria na temat nietypowych zachowań potworów potwierdzała się przy każdym nowo poznanym. Tak… Bo przecież każdy powinien wiedzieć, że najlepszym sposobem na podryw jest wystraszyć wybrankę na śmierć!
Tymczasem Grillby postąpił krok w twoją stronę. Schylił się do ciebie. Poczułaś gorąco bijące od jego ciała. Nim się obejrzałaś wsunął ręce pod ciebie, na co się wzdrygnęłaś, po czym podniósł do góry jak piórko. Wydałaś z siebie pisk zaskoczona jego działaniem. Nie patrząc dużo na ciebie zaczął kierować się w stronę jednego z budynków.
- C...co?! - gdzie on ma zamiar cię zabrać? - Postaw mnie, postaw! - lecz nie słuchał twoich krzyków. Naparłaś na niego dłońmi, odsuwając się od niego, lecz on na ten ruch chwycił cię jeszcze pewniej. Pokręcił przecząco głową. Wspinał się po stromych stopniach starej kamienicy.
Jego ciało emanowało niesamowitym ciepłem. Płomienie zaczęły oplatać twoje ręce. W sumie… było to przyjemne uczucie… Cholera, co ty wygadujesz?
Gdzie on cię zabiera? Myśli kłębiły się tobie w głowie, gdy zatrzymał się na chwilę. Spojrzałaś na drzwi. G. Fire głosiła metalowa tabliczka. O nie nie nie… Więc to tutaj mieszka? Zaciśniętymi dłońmi zaczęłaś uderzać o jego tors.
- Puszczaj mnie, powiedziałam! - lecz nie słuchał się. Jakimś cudem otworzył drzwi nie odkładając ciebie na podłogę. Weszliście do środka. Minęliście przedpokój a w nim górę płaszczy i bluz tuż pod ładnym, rzeźbionym, drewnianym wieszakiem. Przez głowę mignęła ci myśl, że to dość nietypowe... Skierował swoje kroki do salonu. Duży płaski telewizor przywieszony do ściany, regał z książkami, wielka czarna skórzana sofa… wprost wyciągnięta z typowego pornola. Po chwili wylądowałaś na niej. Od razu przesunęłaś się do jednego z podłokietników podejrzanie przyglądając się płomiennemu mężczyźnie.
Spokojnie wyciągnął w twoją stronę rękę i złapał delikatnie za nadgarstek. Co teraz zrobisz…? Odwrócił twoje dłonie wierzchem do góry, tak, że zobaczyłaś wiele różnej wielkości szkiełek powbijane w skórę.
- O… - byłaś zaskoczona widokiem. Co prawda bolały cię dłonie, kolana, nawet trochę tyłek, chociaż nie wiedziałaś wcześniej dlaczego siedzenie cię boli, skoro lądowalaś na przód, a nie tył... Teraz miałaś odpowiedź. Szkła musiałaś mieć nie tylko na dłoniach ale i tam… Kurwa. Przywlókł cię tu cię opatrzyć. Czemu nie powiedział tego od razu? Chuj go wie, nigdy nie zrozumiesz potworów… - nie zauważyłam tego…
Grillby poszedł do łazienki, zapewne po apteczkę. Zdecydowałaś, że skoro już cię tu zaciągnął, to pozwolisz mu sobie pomóc. Ale tylko odrobinę - na pewno nie dasz mu się macać po tyłku. Miałaś nadzieję, że nic o nim nie wie… Zdjęłaś z siebie swoją puchatą kurtkę. Temperatura w mieszkaniu była niesamowicie wysoka, co cię jakoś nie dziwiło w ogóle. Położyłaś ją obok. Mogłabyś co prawda powiesić na wieszaku, ale wyglądałoby to trochę dziwnie, twoja wisi, reszta leży… Poza tym gdy tylko zdałaś sobie sprawę w jakiej sytuacji są twoje pośladki, stwierdziłaś, że nie chcesz wstawać. Mężczyzna po chwili wrócił. Zawiesił na moment oczy na twoim okryciu, lecz ostatecznie chwycił za jedną ze skórzanych pufek, przysunął ją sobie. Otworzył pudełko, które przyniósł ze sobą. Faktycznie były tam różne butelki, bandaże i tego typu rzeczy. Bez słowa zajął się tobą.
- Przepraszam… Byłam jeszcze trochę zestresowana i… nie wiedziałam o co ci chodzi… Chociaż z tym wnoszeniem na rękach to już chyba przesadziłeś. Nie jestem nieuleczalnie chora, to tylko kilka zadrapań…
Przez chwilę się nie odzywał. Jego płomienne palce muskały twoją skórę delikatnie. Było to zdecydowanie miłe doznanie. Przymknęłaś nawet na moment oczy, ostatecznie jednak je otworzyłaś. Zaczął wyjmować większe kawałki szkła i to już nie było przyjemne. Syczałaś z bólu. Chociaż może to i lepiej, bo jeszcze chwila i z całą pewnością byś odpłynęła. Byłaś piekielnie zmęczona i marzyłaś tylko o swoim cudownie wygodnym łóżeczku.
- To niebezpieczne chodzić tak późno nocą - jego niski głos rozniósł się po pomieszczeniu. Ton przypominał ci twojego ojca. Pewnie będziesz musiała i jego wysłuchać, gdy w końcu trafisz do domu.
- Tak… wiem. Następnym razem wezwę taksówkę, tak będzie zdecy…
- Nie. Zadzwonisz po mnie.
Spojrzał na ciebie znad swoich prostokątnych okularów. Och… to znów ten wzrok...
- Myślę, że nie będę cię kłopotać. Nie mam nic przeciwko taksówkom ani taksówkarzom...
- Nie ważne o jakiej godzinie, ja przyjadę.
Grillby i Fuku różnili się od siebie diametralnie, jednak wiedziałaś, że w tej chwili ukazuje się cecha wspólna dla nich obu. Mężczyzna był zdeterminowany i na pewno nie odpuści… A tobie zdecydowanie się to nie podobało. Wydobyłaś z siebie ciche "dzięki", lecz w głowie warknęłaś "spierdalaj". Na pewno nie pozwolisz, by ktoś wpieprzał ci się z buciorami bez twojej zgody.
- Coś cię jeszcze boli? - zaprzeczyłaś, jednocześnie zaciskając mocno pośladki. Już masz obmacane. Modliłaś się, by móc jak najszybciej stąd wybyć, znaleźć się w domu i pozbyć się reszty szkieł.
A po co się modlić?
- Ja już będę szła do domu - wstałaś z kanapy. Trochę cię zabolało, ale po chwili przestało. Odwróciłaś się ledwo zauważalnie. Najwyraźniej to co wbijało się w spodnie utkwiło w obiciu. Westchnęłaś z ulgą, ale… żeby czasem ktoś inny na to nie usiadł. Może im powiedzieć? Nie, zdecydowanie nie. Jeszcze facetowi zachce się twój tyłek bandażować.
- Poczekaj chwilę, ubiorę się i jedziemy - również dźwignął się na nogi.
- Nie, nie trzeba. Pójdę sobie, spokojnie… - energicznie machałaś ręką przed jego twarzą, jednocześnie drugą chwytając kurtkę. Jego oczy zwęziły się. Nic nie powiedział, za to złapał za kaptur twojego odzienia i wyrwał ci je z ręki. Zaczął kierować się do jednego z pokoi. - H-hej!
Zamknął za sobą drzwi.
- W dupę… - chce uniemożliwić ci wydostanie się z jego domu? Niedoczekanie! Niegroźny tobie ten mały wiaterek na zewnątrz. Wyszłaś więc z mieszkania, uważając na to, by nie robić głośnych dźwięków. Chuj, stare drzwi zaskrzypiały, nici więc z wymykania się cichaczem. Pognałaś więc na dół ile miałaś sił w nogach.- Ożeż ty, ale zimno… - objęłaś się rękoma. Nie… dasz radę! Jakoś… ale dasz.
Ruszyłaś. Minęłaś miejsce twojego upadku. Faktycznie było tu pełno potłuczonych butelek. A ten koleś… czy na pewno pobiegł do domu? Nie chciałabyś by znów gonił cię po ciemnej ulicy jak jakiś gwałciciel… może czai się gdzieś w pobliżu?... Jak się pojawi, powiesz mu, by się odwalił, bo nie jesteś zainteresowana i wtedy nie będziesz się już martwić. O tak. Chyba, że będzie tak upierdliwy jak Grillby, wtedy to kto wie co sobie wymyśli…
Odwróciłaś się sprawdzając czy nie idzie za tobą postać w czerwonej bluzie. Nie, czysto. Uf… Cholernie zimno. Dodatkowo poczułaś, że zaczyna kropić. Teraz to choroba murowana. Witaj łóżeczko moje kochane, poprzytulamy się razem przynajmniej przez najbliższy tydzień. Mam nadzieję, że lubisz powodzie, bo będzie mi z nosa ciekło niczym Niagara…
Nie minęłaś wiele budynków, gdy usłyszałaś warczenie silnika tuż obok siebie. Spojrzałaś w lewo. Z tą samą prędkością co ty, jechał Grillby swoim czarnym BMW, wyglądając na ciebie przez okno pasażera. Tym razem był już ubrany. Ha! Nie wyjdziesz do mnie, bo boisz się wody!
- Nie śledź mnie.
- Chcesz, by znów cię ktoś napadł? Wsiadaj - tak w zasadzie mnie nie napadł, tylko zapraszał na kawusię. Biedak ma problemy przystosowawcze, ale to nic dziwnego, większość potworów przez to przechodzi! Psia krew...
- Spadaj. Chociaż nie, mógłbyś mi oddać najpierw kurtkę - pokręcił przecząco głową. - No to jednak spadaj.
- Nie rób cyrku _____. Podwiozę cię - zatrzymał samochód dając ci tym samym możliwość by wejść.
- Obędzie się - Tia… W środku na pewno jest cieplutko jak przy kominku…
Nie spodziewałaś się tego, że wyjdzie z samochodu. A jednak. I to w momencie, gdy zaczęło padać mocniej. Tuż po trzaśnięciu drzwiami usłyszałaś głośne Tsss za każdym razem, gdy kolejna kropla stykała się z jego płomieniami.
- Odbiło ci? Wsiadajże z powrotem! - ponownie pokręcił głową. Podszedł do ciebie, złapał gorącą, prawie parzącą dłonią i pociągnął stanowczo w stronę samochodu. Wcisnął cię bez ogródek do środka. - Ugh…! Co ty sobie wyobrażasz?! - warknęłaś, gdy ten również wsiadł.
W aucie zrobiło się parno. Wyglądało na to, że mężczyzna zwiększył swoją temperaturę ciała. Wrócił bez szwanku, ale najwyraźniej jego ogień musiał być zdecydowanie bardziej gorący, by mógł sobie spokojnie spacerować po deszczu.
- Powiedziałam, że sobie poradzę!
- A ja powiedziałem, że nie chcę, by napadł cię znowu, jakiś chory zboczeniec! To nienormalne, by dziewczyna szła sama o takiej porze - odpalił samochód, lecz w dalszym ciągu nie ruszyliście. Oparł głowę o zagłówek i westchnął. - Możesz zrozumieć, że nie darowałbym sobie, gdyby coś ci się stało? I to tuż pod moim domem…
Nie odzywałaś się chwilę. Zwiesiłaś głowę. Czyżby naprawdę tak mocno się martwił? Było to dla ciebie dziwne. Chociaż nie, w sumie rozumiałaś go Gdyby rano obudził się a na chodniku przed jego klatką rozstawione taśmy, policyjne wozy i twoje zwłoki, które chowają właśnie do czarnego wora… STOP! Głupie myśli przychodzą ci do głowy. Przecież ten roztrzęsiony jaszczur nie zrobiłby czegoś takiego, prawda? Musi niesamowicie przesadzać.
- Myślę, że to nie jedyny chory zboczeniec w okolicy - zaśmiałaś się, na co ten prychnął. Żarty to nie jest chyba najlepsze rozwiązanie w tej chwili. Twoja ręka powędrowała na tył głowy i kark. Chwilę gładziłaś się po czym dodałaś już łagodniej - Sorki, nie chciałam cię martwić…
- Jest ok… Ale nie rób tak więcej. Zawsze dzwoń, dobrze? - przytaknęłaś niechętnie. Wątpiłaś, byś miała po niego kiedykolwiek zadzwonić, zwłaszcza jeśli chodzi o podwiezienie.
- W zasadzie… nie mam twojego numeru - wbił w ciebie zdziwione spojrzenie. Kurczę mogłam tego nie mówić...
Wyciągnął z kieszeni spodni komórkę. Parę razy kliknął, a po chwili usłyszałaś swój dzwonek. Spojrzałaś na wyświetlacz. A więc ON cały czas miał twój numer. Świetnie. Rozdawany na prawo i lewo, chociaż teraz to zasługa twojej przyjaciółki…
- Hej… ty dzwoniłeś już do mnie… - zorientowałaś się, że to nie jedyne połączenie z tego numeru. Nim weszłaś w szczegóły Grillby już wyjaśniał.
- No tak, to ja dzwoniłem wtedy jak wróciłaś do domu po naszym spotkaniu…
No tak. Wtedy, gdy Sans przejął twoją komórkę dzwonił do ciebie jakiś obcy numer.
- Mówiłam wtedy coś może? Słyszałeś coś?
- Tak… - uniósł do góry jedną z płomiennych brwi - powiedziałaś spadaj, spieprzaj, nie wiem... spierdalaj… coś takiego. Nie pamiętasz? - przez ton jego głosu stwierdziłaś, że jednak bardzo dobrze pamięta, i było to zdecydowanie “spierdalaj”.
- Nie, bo to nie byłam ja. Zostawiłam torebkę w barze, następnego dnia oddał mi ją Sans. W zasadzie on ją miał przez ten cały czas. Nie mówił ci?
Nie odpowiedział. Nie odrywał od ciebie wzroku. Było to trochę niekomfortowe dla ciebie. Jakbyś to ty zrobiła coś nie tak. No właśnie, bo przecież specjalnie cisnełaś torebkę w tłum rozwścieczonych potworów z okrzykiem “Kto znajdzie telefon, ten zwycięzca!”.
Potwór po chwili milczenia otrząsnął się z dziwnego transu i ruszył samochodem z miejsca. Nie podobała ci się mina jaką miał w tej chwili. Wyglądał na naprawdę wściekłego.
- Nie wiedziałem, że znasz Sansa…
- Nie? - byłaś zdziwiona. - Więc jednak nie śledził mnie dlatego, że mu kaza… - przerwałaś w pół zdania, bo Grillby gwałtownie zahamował. Nie zapięłaś pasów, więc prawie wleciałaś na szybę. - O Jezu… Nie rób tak więcej! - od razu zapięłaś pasy, by nie wypaść jednak z samochodu - Co to miało być?!
- ...mówisz, że cię śledzi…?
To był chyba błąd, że to powiedziałaś. Tak jak wtedy myślałaś, że był wściekły… jednak nie, nie był wtedy wściekły. Teraz był. Jego oczy żarzyły się niebezpiecznie. W samochodzie było na tyle gorąco, że czułaś jak ubrania na twoim ciele schną z zawrotną szybkością. A nie musiał nawet przystawiać w twoją stronę żadnej kończyny, by móc to zrobić, tak jak to było w przypadku Fuku.
- Eee… chyba jednak mi się coś pomyliło… Nie, nie śledzi mnie, mam wybujałą wyobraźnię… Uspokuj się, dobra? Zaraz tu coś wybuchnie, albo nie wiem…
- ...parszywy gnój…
- Mówię, że nie śledzi! Jezu… Martw się lepiej tym całym Timem, który rozdaje mój numer takim osobom jak ten Terrence… - chciałaś załagodzić sytuację, odwracając uwagę od kościotrupa, ale chyba się pomyliłaś…
- ...mówisz, że znasz tego potwora…?
- Em… - zbliżył się w twoją stronę. Jeszcze chwila a chyba podpali ci rzęsy… - Dzwonił do mnie… dzisiaj… W każdym razie pierwszy raz widziałam go na oczy… Zaraz mnie chyba podpalisz… Uspokój się, proszę… Grillby…
Wypowiedzenie jego imienia na głos zadziałało na niego jak magiczne zaklęcie. Zamknął oczy, westchnął. Poczułaś jego gorący oddech na swojej twarzy, jednocześnie temperatura jego ciała gwałtownie spadła. odetchnęłaś z ulgą. Więc jednak potrafi się opanować jeśli chce.
- Może już porzucimy ten dziwny temat i odwieziesz mnie jednak do domu, co? Jestem bardzo zmęczona… Grillby? - ponownie zadziałało. Momentalnie otworzył oczy, kiwnął głową. Powrócił na swoje miejsce i odpalił na nowo samochód.
Po cholerę mu to wszystko mówiłaś? Mimo, że był niby spokojny, wiedziałaś, że aż gotuje się w środku. Szkielet i barano-tygrys mają teraz przechlapane… I jaszczur. No ale w sumie, nie twoja wina, że jeden cię śledzi (owszem, dalej tak uważasz), a drugi bawi się w biuro matrymonialne. Niech sobie sami teraz radzą z twoim zaborczym… No właśnie, kim? Na pewno nie partnerem, nie uważałaś go za nikogo takiego. Problem w tym że… Właściwie teraz zachowywał się, jakby właśnie nim był.
Zatrzymaliście się przed twoim blokiem. Chwycił za twoją kurtkę leżącą na tylnym siedzeniu i podał ci ją.
- Dzięki… i dziękuję za podwiezienie… - założyłaś ją na siebie. - Jednak lepiej było wrócić tak, niż moknąć na deszczu. To… na razie - chwyciłaś za klamkę gotowa opuścić auto.
- Czekaj - złapał cię za nadgarstek. Odwróciłaś się w jego stronę zdziwiona. Wzdrygnęłaś się. Jego twarz znajdowała się tuż przed twoim nosem. Dzieliło was zaledwie parę centymetrów. Przełknęłaś ślinę, to było jasne co sobie potwór umyślił. Odsunęłaś się na ile to możliwe i zwiesiłaś głowę w dół.
- Muszę już naprawdę iść… - mruknęłaś nie patrząc na niego. Nacisnęłaś klamkę uchylając drzwi, dając tym samym do zrozumienia, że nie jesteś przychylna jego planowi. On jednak to zlekceważył.
Jego dłoń znalazła się na twoim policzku. Przesunął kciukiem po twoich wargach, na co wzdrygnęłaś się. Palce znalazły się na podbródku, nieznacznie podnosząc go ku górze…
Ku twojemu zaskoczeniu, nie zrobił jednak tego czego się spodziewałaś.
- ...przyjadę po ciebie jutro - uniosłaś brwi do góry.
- Nie trzeba, chyba trafię sama do szkoły - ten jednak cię olał. Wpatrywał się w ciebie natarczywie. Dłoń puściła twój podbródek, znalazła się za to na twoim karku. O nie nie nienienienie… - Tata na pewno się martwi, więc już pójdę, naprawdę, siedzi w oknie i wypatruje kiedy wrócę, sam przecież mówiłeś, to niebezpieczne, kiedy dziewczyna wraca o tak późnej porze sama, więc może mnie puścisz w końcu, proszę…?
- Mówisz, że twój ojciec się martwi…?
- Oj tak! On jest strasznie nadopiekuńczy, w zasadzie cały czas traktuje mnie jak dziecko i nie chce bym chodziła tak późno i w sumie nie wie, że byłam u Claire, więc zamartwia się biedaczek na śmierć, muszę szybko do niego iść! Pa!
Wyrwałaś się i wyskoczyłaś z auta. Boże, jak długo będę musiała tak jeszcze umykać?! Nie oglądając się nawet za siebie podbiegłaś do klatki. Dość długi czas szperałaś w kieszeniach kurtki w poszukiwaniu kluczy. Gdy w końcu je znalazłaś, miałaś problem z trafieniem kluczem do dziurki od klucza. światło nie działało przed twoją klatką i nikomu nie było spieszno coś z tym zrobić. Jednak ktoś oświetlił ci pole widzenia, że mogłaś w końcu zrobić to bez problemu.
- Dzięki… - mruknęłaś. Och, to ręka Grillby’ego… Co?! Nie pojechał sobie?! - C-c0 ty tu, kurna, robisz?!
Grillby uśmiechnął się lekko. Wzruszył ramionami.
- Jeśli myślisz, że cię wpuszczę, to się grubo my… Hej! - za późno, już był w środku. Wspiął się do góry po schodach, czekając minimalnie na ciebie, aby wiedzieć, jak wysoko ma iść. - Nigdy się nikogo nie słuchasz? - warknęłaś rozzłoszczona wyprzedzając go na drugim piętrze.
- Tylko wtedy, kiedy wiem, że mam rację.
- Rację w czym? - zero odpowiedzi.
Znaleźliście się przed drzwiami twojego mieszkania. Grillby stanął tuż za tobą, jakby miał zamiar wejść.
- Nie wpuszczę cię do domu… - powiedziałaś cicho, aby nie było cię słychać za drzwiami.
- Nie chcę wchodzić - odpowiedział. Zdecydowanie za głośno...
- Więc o co ci chodzi…?
- _____! - drzwi nagle otworzyły się. Podskoczyłaś zaskoczona.
- Och… Tata…
- … - ojciec przeniósł spojrzenie z ciebie na Grillby’ego, wyraźnie zaskoczony. Zlustrował go od góry do dołu - Myślałem, że byłaś u Claire… - zreflektowałaś się.
- Och nie! Byłam u Claire… Tylko…! Grillby tylko mnie odwiózł…
- Grillby, taa? - ognisty przytaknął. Przez chwilę mierzyli się oboje spojrzeniami. To znaczy ojciec. Grillby zdawał się być pozytywnie nastawiony. Tata za to włączył tryb "bronić mojej małej królewny". Na jego twarzy malował się wyraźny niepokój. Mimo wszystko wyciągnął w stronę młodszego mężczyzny dłoń. Trochę niepewnie. Na pewno zastanawiał się, czy się nie oparzy. Grillby rozwiał jego obawy bez zahamowań ściskając ją. Ojciec wyraźnie wzdrygnął się w pierwszej chwili, jednak zaraz pojawił się koślawy uśmiech - Więc to ty jesteś tym chłopakiem, którego tak skrzętnie próbuje ukryć?
- Nie! - krzyknęłaś w tym samym momencie, gdy Grillby odparł spokojnie:
- Tak - spiorunowałaś go wzrokiem. Co kurwa?
- Rozumiem…
- Nic nie rozumiesz! To nie jest mój chłopak! Nie mam żadnego cholernego chłopaka!
Ojciec uniósł jedną brew do góry. Nie wierzył ci. Miał swoją teorię na ten temat.
- Myślę, że nie masz się czego obawiać. Nie mam nic przeciwko związkom mieszanym… Wszystko w porządku, nie ważne czy wybierzesz człowieka, czy potwora. Jest dobrze o ile nic złego się nie dzieje mojej córce - ostatnie słowa skierował w stronę Grillby’ego, mocno akcentując każdą sylabę. Czułaś, że nie żartuje. Prawdopodobnie trafiłby do kryminału jeśli ktokolwiek by cię tknął. Mimowolnie schowałaś ręce w rękawach kurtki. Nie wiadomo co by sobie pomyślał.
Grillby powoli kiwnął głową.
- ...nie musi się pan obawiać. Jest ze mną bezpieczna.
- To się jeszcze okaże… - nastała niezręczna cisza. Ojciec cały czas mierzył wzrokiem Grillby’ego. W końcu złapał za klamkę kierując się z powrotem do mieszkania. - Pamiętaj, dbaj o nogi - zamrugałaś parokrotnie.
- Co takiego? - nogi Grillbyego... Nie wiedziałaś o co ojcu chodzi. Z nimi było chyba wszystko w porządku, nie licząc tego, że wyraźnie nie ubrał skarpetek pędząc za tobą i spod nogawki wyłaniały się płomienie.
- Choćby spadł jej jeden włos z głowy, znajdę cię - wycelował palec prosto w klatkę piersiową potwora - a wtedy możesz być pewny, że ci nogi z dupy powyrywam. Jasne? - nie czekał na odpowiedź, po prostu wycofał się i po chwili zatrzasnęły się za nim drzwi.
Nie wiedziałaś co powiedzieć. Czułaś, że robisz się cała czerwona jak burak. Wygrałaś nagrodę Obciacha roku. Kurna… Czy on naprawdę tak powiedział? Czy się nie przesłyszałaś?!
- ...muszę to zapamiętać - mruknął Grillby.
- Jeszcze przed chwilą mówiłeś, że jestem z tobą bezpieczna - prychnęłaś. Zaśmiał się.
- Nie! Nie w tym sensie. W razie, jak Fuku przyprowadzi w końcu jakiegoś chłystka do domu…
- Nie rób jej tego - warknęłaś. - Znienawidzi cię za to.
- Widać, że cię mocno kocha. Twój tata.
- Co nie oznacza, że ma mnie zawstydzać tą miłością!
- Myślę, że się z nim dogadam… - poczułaś jak coś wślizguje się pomiędzy twoje ledwo wystające z rękawa palce. To on cię chwycił, przyciągając tym samym w swoim kierunku. - Oboje dbamy o bardzo wyjątkową dziewczynę.
- C...co ty… - znalazłaś się w jego uścisku. Trzymał cię pewnie wtulając w swój tors. Czułaś ciepło jego ciała na swojej twarzy. On sam oparł policzek o czubek twojej głowy. Wziął powoli bardzo głęboki oddech, najwyraźniej mocno napawając się tą chwilą. - Grillby…!
- ...nie musisz uciekać. Nie skrzywdzę cię - wyszeptał. Gorące powietrze, które wydostało się z jego ust musnęło twoje ucho, przez co wzdrygnęłaś się. Na skórę wyszła ci gęsia skórka.
- Puść mnie…
- Nie chcę.
- …
Chciałaś się uwolnić, a jednocześnie było ci tak bardzo przyjemnie. Próbowałaś wyperswadować sobie te uczucie z głowy tak mocno jak tylko mogłaś, jednak nie wiedziałaś nawet kiedy wolną dłonią złapałaś za kraniec jego koszuli mierzwiąc go lekko. Zorientowawszy się z tego co robisz szybko wypuściłaś go z ręki przyklepując jakby zależało ci aby zgniecenia się wyprostowały. Cholera… nawet jak wcześniej mógł tego nie dostrzec, tak teraz na sto procent wiedział co robiłaś. Jego klatka piersiowa uniosła się parokrotnie w tłumionym przez niego śmiechu, lecz nic nie powiedział na to. Przestał cię przyciskać do swojego ciała. Chwycił twoją drugą, wolną dłoń. O dziwo uwolniwszy się nie oddaliłaś się od niego.
- ...daj mi szansę, pokażę ci, że jestem naprawdę poważny...
- Barman z MTT powiedział mi, że chodzi ci tyko o TO - mruknęłaś. - Również tak myślę, więc wybacz, ale naprawdę nic z tego nie będzie...
Odsunął się od ciebie minimalnie. Obserwował wyraz twojej twarzy bardzo uważnie.
- ...powiedz mi to prosto w oczy, to odpuszczę…
Poczułaś ucisk w sercu. A jednak skapitulował…? W sumie do przewidzenia. Komu by się chciało latać za dziewczyną, podczas gdy wystarczy, że wskaże się palcem w tłum i już pędzi do niego z dziesięć latawic… Zakichane bożyszcze… Uniosłaś głowę do góry.
- Nic z t-mhffffm…!
Płomienne usta wpiły się w twoje miękkie wargi. Zdezorientowana machałaś rękoma próbując utrzymać równowagę, lecz w tym samym momencie mężczyzna pchnął cię na ścianę przygważdżając sobą do niej.
Co takiego…? Lecz nie byłaś w stanie myśleć. Mimo poprzedniej gwałtowności mężczyzna zwolnił, teraz delikatnie muskał twoje wargi. Przytrzymywał jedną dłonią podbródek ku górze, byś mu nie uciekła, natomiast druga zawędrowała na talię, pod kurtkę i bluzkę. Delikatnie gładził cię po skórze. Rozchyliłaś lekko wargi, chcąc wykrzyczeć słowa protestu, jednak on skorzystał z sytuacji i wsunął pomiędzy nie swój język. Jeśli byłaś przed chwilą w stanie cokolwiek powiedzieć, tak teraz słowa ugrzęzły ci w gardle. Przesunął nim po twoich drgających ustach. Dotknął koniuszek twojego języka, jakby zachęcając, by i on zaczął współgrać. Wycofał się jednak na chwilę, dając ci moment na reakcję.
Ty nie zrobiłaś nic. Nie odrywałaś wzroku od jego iskrzących się oczu, jakby czekając na więcej. Czy chciałaś więcej? Głos w twojej głowie podpowiadał ci: oczywiście, że nie! Jednak trwałaś dalej, czekając na to co nastąpi. Nie powiedziałaś nie, nie powiedziałaś też tak, a więc… czego ty faktycznie chcesz?
Na usta wkradł mu się triumfalny uśmiech. Nie napotykając oporu z twojej strony powrócił do tego co robił. Tym razem z o wiele większą pasją przywarł do ciebie, z każdą chwilą całując coraz namiętniej. Temperatura jego ciała wyraźnie wzrosła, gdy zaczął przesuwać teraz już obie dłonie wyżej po twoich plecach, odrywając drżące biodra od zimnej ściany. Przymknęłaś oczy. Niepewnie ułużyłaś dłonie na jego bokach, zaciskając palce na materiale koszuli. Powoli, lękliwie zaczęłaś oddawać pocałunek. Podobał ci się sposób w jaki gładził cię. Dotyk jego płomiennych dłoni był niesamowicie przyjemny. Z każdą chwilą wątpliwości ustępowały. Drażniłaś jego ogniste wargi, sama zaczęłaś oplatać swoim językiem jego. Usłyszałaś ciche ponętne jęknięcie. Czy to byłaś ty…? Przepełniona rozkoszą trwającej chwili nie panowałaś nad swoim głosem, zachowaniem. W momencie twoje dłonie znalazły swoje miejsce na jego karku.
Moment w którym oderwał się od ciebie, był dla ciebie zaskakujący. Chciałaś czuć go jeszcze dłużej, on natomiast miał całkiem inne plany. Wciąż wpatrując się głęboko w twoje oczy, przytknął swoje czoło do twojego. Oddychałaś nierówno.
- Jesteś moja - wyszeptał. Uwolnił swoje ręce spod ubrania po czym ujął nimi twą twarz
- Nie jestem - próbowałaś odburknąć w swój tradycyjny sposób, lecz nawet w swojej opinii nie brzmiałaś w ogóle przekonująco. Przesunął kciukiem po dolnej, rozognionej wardze, bardzo powoli, jakby chciał zapamiętać każdy moment tej pieszczoty. A ty przymknęłaś jeszcze na tą jedną chwilę powieki przeżywając ostatnie chwile przyjemności. Nawet pod dotykiem płomieni na jego palcach czułaś zaskakujące mrowienie przechodzące przez całe ciało, podniecone, jakby tylko czekało na więcej doznań. Ale to przecież koniec. Nie chcesz przecież z tym potworem przechodzić do takich czy podobnych relacji… prawda?
Grillby uśmiechnął się delikatnie, jakby nie słysząc twoich słów.
- Chciałbym móc cię jutro zobaczyć.
- No i co z tego...? - nie odpuszczałaś.
- Dlatego przyjadę po ciebie rano - nie czekał na odpowiedź. Przystawił usta do twoich zostawiając na nich ostatni pocałunek. Krótki, ale równie ekscytujący jak poprzedni. Odsunął się od ciebie tyłem kierując się w stronę stopni. Wcisnął ręce do kieszeni kurtki. Dostrzegłaś, że również nie było mu spieszno odchodzić. Przestąpił z nogi na nogę parę razy, aż w końcu ruszył w dół - Dobra noc.
Stałaś nasłuchując aż trzasnęły drzwi.
Czy to naprawdę się wydarzyło, czy to tylko wymysł twojej chorej wyobraźni? Przyłożyłaś opuszki palców do swoich ust. Wciąż cię piekły od jego gorąca, a więc… Co w ciebie wstąpiło, to przecież nie ty, ty nigdy byś…
A może właśnie sama mimowolnie puściłaś wszystkie hamulce? Ale czemu miałoby to służyć? Przecież on wbrew temu co mówi wcale nie chce z tobą być, prawda? Chociaż Fuku mówi, że chce… Ale Tim twierdził, że nie… A dla Caire wystarczyłaby chyba sama “dobra zabawa”, niekoniecznie planowanie związku od samego początku…
A ty czego chcesz?
***
Nie przespałaś całą noc. Wciąż myślałaś o tym co zaszło. Gdy rano zadzwonił budzik byłaś już ubrana w pełnej gotowości do wyjścia do szkoły. Zazwyczaj o tej porze chrapałabyś sobie w najlepsze i olewała budziki - zawsze tak robisz. Wstałabyś dopiero na ostatnią chwilę ledwo zdążając na lekcje.
No tak… A Fuku doskonale o tym wie. A skoro Fuku wie, to i Grillby wie. Nie powinien więc pojawić się tutaj szybciej niż za pół godziny, prawda?
Przed blokiem nikogo nie było, auta nie dostrzegłaś. Ruszyłaś więc jak najszybciej mogłaś w stronę szkoły. Jeszcze nigdy nie biegłaś z taką prędkością. Zziajana stałaś po niedługim czasie przed bramą. Bezpieczna, możesz spokojnie czekać pod klasą…
Ale co jak on będzie czekał pod twoim blokiem, co pomyśli jak się nie zjawisz...? A co mnie obchodzi czy czeka?! Nie ja mówiłam mu by przyłaził! Nie mówiłaś też, by nie przychodził…
Zgarnęłaś spocone kosmyki włosów z twarzy. Zajrzałaś na ekran telefonu. Miałaś bardzo dużo czasu do pierwszej lekcji. Co zrobić z tym czasem? Idąc w stronę wejścia do szkoły postanowiłaś sprawdzić, czy nie masz czegoś nowego na facebooku. Nowe powiadomienie. Przeczytałaś wiadomość od Caire napisaną wczoraj tuż po twoim wyjściu… No tak, nie napisałaś jej w końcu nic, wygląda na to, że się mocno obraziłaś...
“Było cudownie skarbie :******* może następnym razem wieczór filmowy razem z twoim boyFIREndem? *wink*”
Zatrzymałaś się w połowie kroku. Patrzyłaś się w ekran. Nie zauważyłaś tego od razu, zazwyczaj pozbywasz się tego typu rzeczy zaraz po ukazaniu się na światło dzienne, ale tym razem zdążyło pojawić się parę komentarzy.
“Cooo? To już nie singielka? Brawo!”
“Jakim cudem ja nic nie wiem?! Kiedy się zeszliście?! Grillby do spowiedzi!” - to był komentarz od Fuku, napisany jakieś pół godziny temu.
“Łiiiiiii, musiałam sprawdzić jaki Grillby iiiii OJEZUSMARIAniemówiłaśfukużemasztakiegogorącegobratazazdroniemamczasunaspacjelol!!!!”
“Zajebisty nie?! :3”
“Fuku, masz więcej braci? xD”
Patrzyłaś jak liczba lajków powiększa się z minuty na minutę. Trzeba to zatrzymać! Ale…
Najpierw musisz zadzwonić do Claire. Zjebiesz ją za ten post. Nie masz przecież żadnego chłopaka, a zwłaszcza takowym nie jest i nigdy nie będzie Grillby. To tak nie może być. Nie ważne, czy się wczoraj zapomniałaś, czy chuj wie co w ciebie wstąpiło, nie masz zamiaru wypływać na to niepewne bagno. Znajdziesz, na spokojnie, chłopaka, człowieka. Nie będziesz miała problemów, bo będziesz miała to, co znasz prawda?...
- Halo? Przepraszam skarbie, wymsknęło się to trochę spod kontroli… - odezwał się rozbawiony głos w słuchawce. Claire musiała być na bieżąco z nowinkami facebookowymi… - Nie martw się, zaraz się tego pozbędę i naprostuję sytu…
- Całowałam się z Grillby’m - przerwałaś jej bez namysłu. Nastąpiła długa cisza po drugiej stronie.
- Wiesz, usłyszałam coś dziwnego, musiały być jakieś zakłócenia. Czy możesz powtórzyć?
- Nie przesłyszałaś się - przełknęłaś głośno ślinę. - Spotkałam go wczoraj… ale to długa historia…
- Więc jednak jesteście parą?! - Claire wrzasnęła prosto do słuchawki. Nawet nie próbowałaś odsuwać telefonu od ucha, jak zazwyczaj to robiłaś.
- Nie, nie jesteśmy. To było tylko… Nie wiem, chyba się zapomniałam… - opowiedziałaś jej w wielkim skrócie historię zaczynając od tego jak wyszłaś z mieszkania twojej przyjaciółki. Długo to trwało, lecz gdy doszłaś do końca historii jęknęłaś zrozpaczona - I co ja mam teraz zrobić? On teraz się ode mnie nie odczepi, widzisz jaki potrafi być upierdliwy, ja…
- Mówisz więc, że jesteś teraz w szkole? Co ty tam do jasnej anieli robisz? Zapierniczaj mi z powrotem!
- ...co?
- Powiedział, że chce dostać szansę, tak? Niech dostanie. Co ci szkodzi, że przynajmniej spróbujesz, kretynko?
- …
- Nie miał też nic przeciwko spotkaniu z twoim tatą, tak? Wlazł za tobą na górę specjalnie by się mu pokazać! Bo traktuje to POWAŻNIE.
- ...ale...
- Nie ma ale. On toleruje twoje dzieciuchowate zachowanie to ty toleruj, że będziesz molestowana na każdym kroku! Wielkie mi co! Won mi w spowrotem - nie wyczuwałaś w jej głosie ani odrobiny rozbawienia. Mówiła całkowicie poważnie. Ale… Nie wiedziałaś, czy chcesz cokolwiek zaczynać z nim…
Czy jeśli go zobaczysz, będziesz jednak wiedzieć?
- Na razie Claire…
- Na razie. A… żeby było jasne! W takim razie nic nie usuwam i oczekuję zmiany statusu na fejsie!
Rozłączyła się.
Miałaś jeszcze trochę czasu. Zdążysz dobiec do domu i jeśli Grillby dalej tam będzie i cię podwiezie, wcale się nie spóźnisz...
***
Dobiegając do twojego bloku, już z daleka widziałaś opartą o samochód ognistą postać. Spoglądał na zegarek na nadgarstku, potem na twoją klatkę. Koniec końców wsiadł do auta.
O nie, nie po to biegłam taki kawał drogi, byś mi teraz pojechał!
- Czekaj! - krzyknęłaś. Zatrzymał się w połowie ruchu. Spojrzał w twoim kierunku, potem z powrotem na klatkę. Najwyraźniej był mocno zdezorientowany całą sytuacją.
Gdy znalazłaś się przy nim stał już z powrotem na zewnątrz. Oparłaś dłonie na kolanach. Myślałaś, że zaraz wydmuchasz z siebie całe płuca.
- Przepraszam… - poczułaś dłoń na swoim czole, czule odgarniającą włosy z twarzy. Uśmiechał się delikatnie do ciebie. - W zasadzie… Byłam już w szkole, ale… tego…
- Nie tłumacz, rozumiem - pochwycił twoją dłoń i zaprowadził cię na miejsce pasażera. Wsiadłszy nie ruszył od razu. Spojrzałaś nerwowo na zegarek. Zostało naprawdę mało czasu, cudem zdążysz na lekcje… Ale jeśli nie ruszysz w tej chwili to nie ma mowy! - Skoro już tam byłaś, mogłaś po prostu zadzwonić.
- Nie, nie mogłam. Mówiłeś, że będziesz czekać, prawda? Więc miałeś czekać na nic…? - mężczyzna zaśmiał się ledwo zauważalnie. - Co tak cię bawi?!
Wzruszył ramionami. Płomienie na jego głowie zatańczyły wesoło, a zza okularów dostrzegłaś parę iskierek. Podobne mogłaś dostrzec u Fuku, gdy była naprawdę, naprawdę szczęśliwa…
Rozbawiła go ta sytuacja, czy też może naprawdę jest szczęśliwy z powodu, że jednak przyszłaś? Dostawszy nauczkę z wcześniejszej przejażdżki z Grillby’m zaczęłaś chaotycznie zapinać pas. Dłonie trochę ci drżały, więc nie szło ci to najlepiej.
Złapał za końcówkę twojego pasa, wyciągając ją z twoich rąk. Bez problemu zapiął zabezpieczenie. Nie ruszał się z miejsca, wciąż nachylony w twoim kierunku. Wiedziałaś co musi mu chodzić po głowie. Nie trudno było się domyślić, wystarczyło obserwować jak jego spojrzenie wędruje od twoich oczu, odrobinę niżej i z powrotem. Jednak… ku twojemu zdziwieniu jedyne co zrobił, to chwycił cię za dłóń, przyłożył do swych ust i złożył delikatny pocałunek na jej wewnętrznej stronie. Przeszył cię dreszcz, nawet nie wiedziałaś, że takie coś może sprawić przyjemność. Spotkałaś się z całowaniem dłoni, owszem, ale tak jak całują tzw gentlemani, to było… inne. bardziej zaskakujące.
- Zaraz się spóźnię, wiesz…? - zaśmiałaś się nerwowo przyciskając wyrwaną z jego chwytu dłoń do piersi. Twoje serce biło jak szalone. Dlaczego? Zdenerwowanie, strach, radość, podniecenie…? Nie umiałaś tego zdefiniować…
- Nie spóźnisz się, spokojnie - odpalił samochód i ruszył... Piekielnie szybko! Byłaś w stu procentach pewna, że jego jazda nie miała w tej chwili nic wspólnego z bezpiecznym poruszaniem się na drodze.
- E-ej, to raczej ty spokojnie jedź! Aż tak mi się nie spieszy! - zwłaszcza na ten drugi świat!
- Powtórzę się, ze mną jesteś bezpieczna. Nie bój się - wyminął jakieś stare auto, którego kierowca, gdy tylko śmignął koło niego, zatrąbił dając upust swoim emocjom. Grillby zdecydowanie przesadzał.
- Nawet jak tak mówisz, to się boję! - wbiłaś się bardziej w swoje siedzenie.
- W takim razie - chwycił cię za rękę. Będzie teraz dodatkowo prowadzi jedną ręką?! Ledwo zwraca uwagę na to, co dzieje się na ulicy! Mruknął, jakby zastanawiając się co ci powiedzieć - ...w takim razie zamknij oczy.
CO?! To ma być jego niesamowita recepta?!
- Chyba sobie kpisz?!
- Zaufaj mi - ścisnął cię mocniej. - Po prostu zaufaj.
Miałaś wrażenie, jakby te słowa wcale nie dotyczyły jedynie jego brawurowej jazdy autem. Przygryzaś wargę. Westchnęłaś.
- Więc mówisz, że nie zamierzasz się rozstawać ze swoimi nogami, tak? - na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech.
- Absolutnie.
- ...w takim razie...mogę zaryzykować… Ale… Ale hej! Gdzie ty kurczę jedziesz?! Właśnie minąłeś moją szkołę...!