Dawno temu ja Papyrus (teraz Papytus) Wspaniały żyłem sobie w pewnym wszechświecie w Prawdziwym Wszechświecie Undertale,gdzie było wszystko pięknie gdy zjawiła się Frisk.Pewnego dnia wszechświat rozpadał się na kawałki i przestał istnieć tylko ja przetrwał,trafiłem do pustego miejsca który się zwie przestrzeń Po-Za na moim ciele wyświetlały się nazwa "Papytus" i tak się nazwałem,zdobyłem zdolności przywoływanie zdeterminowanych 7 dusz i podróżowaniu po wszechświatach.Potem doszedłem do wniosku że mój przestał istnieć dlatego że powstały inne wszechświaty gdzie mój LENIWY brat Sans jest głównym bohaterem,potem na moich oczach ujawnił się nijaki Bill Sans czyli nowa wersja Billa Cyferki właśnie wiedział że tylko ja mogę go powstrzymać przed przejęciem władzy nad całym Underversem (Wymiar Undertale) musiałem go powstrzymać ale on nie dał mi za wygraną,musiałem przenieś się do innego AU początkowo do Underswap gdzie wszyscy zamienili się miejscami początkowo byłem bezpieczny i trenowałem by zwiększyć swój AKT i HP ale potem znowu pojawił się Bill Sans ogłaszając że przywoła Szałmagedon tym razem go pokonałem ale wtedy Bill Sans zapragnął zemsty i powrócił tam gdzie pieprz rośnie.Potem udałem się do Underfella i popełniłem tu błąd bo tutaj prawie wszyscy byli źli więc uciekłem z tego AU do Przestrzeni Po-Za i napotkałem pewnego Ink Sansa początkowo był dla mnie miły ale potem zorientował że mam powstrzymać pewne Sansy i wkurzył się na mnie i chciał ze mną zmierzyć.Walka była ciężka i zakończyła się remisem,potem gdy podróżowałem do przypadkowych AU gdzie walczyłem i z Errorem i z Seraphime a następnie i z Abbysem i jeszcze z Crossem i dodatku z Dream'em i Nightmare'em i jeszcze Delta!Sans. Moim ćwierć ostatnim przeciwnikiem był Color Sans był naprawdę silny,uznał za anomalię i chciał mnie zniszczyć.Po pokonaniu musiałem walczyć z Ultimatetale!Sansem początkowo bitwę przegrałem później o pomoc przybyli inne Papytusy o których nie wiedziałem i razem z nimi pokonaliśmy Ultimatetale!Sansa teraz przybyliśmy do Nowej Przestrzeni Po-Za nie była białą Pustką lecz królestwem wszystkich AU i tam musiałem pokonać po raz ostatni Bill Sansa by odbudować mój i innych Papytusów AU to była epicka walka wiele Papytusów wysłano do różnych AU i zostałem tylko ja walka z nim była niezwykle ciężka ciągle trwała ta epicka walka i w pewnym czasie zostałem wypełnionym czymś więcej niż Determinacją lecz Nadzieją teraz moje zdeterminowane zostały zastąpione w wersji nadziei i potem pokonałem Bill Sansa i mój i inne wszechświaty Papytusów zostały odbudowane i ocaliłem cały Underverse zostałem ogłoszony bohaterskiej powróciłem do swojego AU i wszystko dobrze się zakończyło.
Notka od autora: Jest to opowiadanie, które kołatało mi się po głowie od dłuższego czasu. Zadedykowane dla Rydzi, za jej wkład w działalność bloga i za to, że prywatnie jest zajebistą babką.
PatronFell jest to alternatywna wersja mojego AU PatronTale. Akcja tego one-shoota jest osadzona w realiach XVIII wiecznych, gdzie zgodnie z fabułą PF potwory nie miały jeszcze mocno ugruntowanej pozycji społecznej i jako strona przegrana w Wielkiej Wojnie stoczonej przed wiekami między ludźmi, a nimi, są sługami/niewolnikami.
Opowiadanie kręci się dookoła Grillbiego, który wygląda tak samo jak Grillby z klasycznej wersji, a dziewczyną imieniem Natalia.
Miłego czytania!
Karoca posuwała się na przód. Jej monotonne kołysanie, co jakiś czas przerywane wjechaniem koła na większy kamień, było o wiele lepsze niż to co czuł, kiedy przepływał przez ocean na statku handlowym. Odchylił zasłonkę i popatrzył przez okno. Wysokie świerki, gęste chmury i wilgoć w powietrzu. Te tereny w niczym nie przypominały miejsce jego narodzin. Surową i gorącą pustynię Afryki Północnej.
Grillby był potworem, żywiołakiem ognia, wychowanym w świecie, gdzie potwory dawno temu przegrały decydującą wojnę z ludźmi. Koniec końców przedstawiciele jego rasy stali się sługami i niewolnikami. Przeniósł pełne skupienia oczy na swoją nową właścicielkę. Tak powinien się do niej zwracać? Szczupła i wysoka kobieta o kręconych blond włosach miała otwarte oczy, choć wyraźnie się zamyśliła. Jak to się stało, że znalazł się tak daleko od rodzinnego domu? Ziemi ojczystej? Rodziny od której został oddzielony?
Do zdarzenia doszło dwa miesiące temu. Zakuty w kajdany stawiał krok za krokiem idąc wraz z grupą towarzyszy na targ niewolników. Za swoje zachowanie i ognisty temperament był oddawany coraz gorszym handlarzom. Cieszył się nienaganną opinią wiecznego rebelianta, któremu nie straszne były kąpiele w wodzie, czy pieszczenie kostkami lodu. Na ból uodpornił się już dawno temu. Wiedział jednak, że ten do którego miał teraz trafić miał najgorszą opinią z możliwych. Jeżeli potwór się nie sprzedał... śmierć wydawała się wybawieniem. Szalony handlarz robił co chciał. Najbardziej lubił przeprowadzać eksperymenty w imię nauki, oczywiście. Próbował wyciągnąć z potworów magię, za pomocą dziwnych rytuałów. Dręczył dusze krając je na kawałki, jednocześnie trzymając przy życiu. Grillby wiedział, że nikt go nie kupi, bał się, że u tego człowieka pęknie, dlatego zdecydował się na niebezpieczny i ryzykowny ruch. Korzystając z chwili postoju, zerwał się na równe nogi, stopił łańcuchy jakie łączyły go z innym żywiołakiem ognia i pognał przed siebie nie patrząc wstecz. Słyszał okrzyki zamaskowanych bandytów, zwanych ich ochroniarzami. Ruszyli za nim w pogoń. I tak umrze, myślał, więc przynajmniej spróbuje. Nie ma już nic do stracenia, bo zabrali mu już wszystko.
Nie wiedział jakim sposobem, ale znalazł się w porcie. Tam też na wielką karawelę właśnie pakowano prowiant do Europy. Instynkt nakazywał mu udać się właśnie tam. I tak oto znalazł się w skrzyni do połowy wypełnionej śmierdzącymi owocami morza. Heh, ludzie są głupi, myślą że skoro jest elementem ognia to podpali drewno, albo też nie wytrzyma bólu wilgoci. Może inny tak, lecz nie on. Zmniejszył temperaturę swojego ciała do koniecznego minimum. Wyglądał raczej jak wielki humanoidalny, żarzący się węgiel z magmowymi oczami, niż ktoś kto jeszcze kilka chwil temu był chodzącym ogniskiem. Oczywiście, bolało i jasne, trudno szło wytrzymać, lecz czego się nie robi dla wolności? Słyszał hałasy, stuki i krzyki. Szukali go. Przez chwile czuł, że ma nóż na gardle, jak ciężkie buty jego oprawców stąpały po pokładzie karaweli. Odeszli. Zaraz potem statek odbił od potu.
Nie wiedział co się teraz z nim stanie, jak potoczą się dalsze jego losy. Nie myślał o tym, starał się nie martwić. Skupić, aby jego ciało wytrzymało podróż mającą trwać kilka tygodni.
Trzeciego dnia, ktoś otworzył wieko jego skrzyni. Ta sama kobieta, która siedzi teraz naprzeciwko niego. Wcześniej rozbawiona, z pogodną twarzą popatrzyła na niego i zamarła. Będzie krzyczeć? Doniesie na niego?
Trzeciego dnia, ktoś otworzył wieko jego skrzyni. Ta sama kobieta, która siedzi teraz naprzeciwko niego. Wcześniej rozbawiona, z pogodną twarzą popatrzyła na niego i zamarła. Będzie krzyczeć? Doniesie na niego?
-To bierzesz tę ośmiornicę? - usłyszał krzyk mężczyzny w pobliżu.
-T-tak, już – odpowiedziała mu i pochyliła się w stronę Grillbiego, wyciągając dłoń w czarnej rękawiczce – Szybko, podaj, no już – szeptała nerwowo. Potwór usłuchał, dał martwe zwierze i milczał. Pokrywa się zamknęła. Kilka godzin później, człowiek wrócił. Dokarmiała go przez całą podróż tym czym mogła. Pilnowała, kiedy ten wychodził by rozprostować kości. Dała nowe ubrania, na statku załatwiła mu papiery, a kiedy dobili do brzegów Europy, mógł zejść z pokładu jako jej... własność. Ocaliła mu życie i pomogła umknąć, nie wydała. Grillby nadal patrzy na nią z podejrzliwością, jednak... z całych sił pragnie jej zaufać.
Jego nowa pani, miała na imię Nadia. Była właścicielką niewielkiej posiadłości przekazywanej z pokolenia na pokolenie. Wychowana w rodzinie kupieckiej, jako jedyne dziecko, przejęła interes handlu przyprawami. W dość młodym wieku wyszła za mąż.
Jego nowa pani, miała na imię Nadia. Była właścicielką niewielkiej posiadłości przekazywanej z pokolenia na pokolenie. Wychowana w rodzinie kupieckiej, jako jedyne dziecko, przejęła interes handlu przyprawami. W dość młodym wieku wyszła za mąż.
-Ostatnio widziałam dzieci pół roku temu – tłumaczyła ze smutnym uśmiechem – Mąż dogląda majątku, a ja ciągle w rozjazdach. - przeniosła wzrok na potwora. Zaczęła opowiadać o sobie, o historii rodu i posiadłości, na dzień przed dotarciem na miejsce. Musiał szybko nauczyć się wielu rzeczy. Okazało się, że małżeństwo Nadii nie było udane. Poślubiła młodego paniczyka z podupadającego rodu. Nie z miłości, raczej z rozwagi i nadziei, na spokojną przyszłość. Nie chciała, by ktokolwiek zmuszał ją do małżeństwa, aby dalekie krewne i swatki szukały dla niej mężczyzny, który zamknie ją w domu i nakaże wyzbyć się dzikiego ducha jakiego w sobie miała od najmniejszych lat. Robert był... najprościej rzecz ujmując, tak długo jak miał towarzystwo do pokera, nie interesowało go nic. Nie miał smykałki do interesów, za to bardzo pragnął towarzystwa i popularności. On stał się zabezpieczeniem dla Nadii, że będzie mogła robić co chce, zaś ona gwarantem, że nie zabraknie mu nigdy tego czego potrzebuje. Równoważna wymiana, początkowo mogło się zdawać.
Na świat wydała trójkę dzieci. Najstarszy syn Marek, który miał przejąć po niej interes, kiedy mogła zabierała go ze sobą, aby szkolił się w rzemiośle. Dostrzegała jednak w nim jednak pewną ciemność, która ją niepokoiła. Młodszy Mateusz, ten całkowicie wdał się w ojca. W głowie mu jedynie przyjęcia i towarzystwo. No i najmłodsza córka Natalia. Kiedy mówiła o synach Grillby wyczuł w jej głosie wielki żal, przede wszystkim do samej siebie. Za to, że nie miała dość czasu dla nich, że nie wychowała ich jak potrzeba i nie wpoiła zasad, którymi powinni kierować się w życiu. Co innego jak opowiadała o córce. Ta była jej promykiem nadziei, światełkiem w ciemności i kimś do kogo prawdziwie chciała wracać. Kolejnego dnia, kiedy przed południem karoca zajechała na podwórze, Grillby dowiedział się dlaczego tak się działo.
Na świat wydała trójkę dzieci. Najstarszy syn Marek, który miał przejąć po niej interes, kiedy mogła zabierała go ze sobą, aby szkolił się w rzemiośle. Dostrzegała jednak w nim jednak pewną ciemność, która ją niepokoiła. Młodszy Mateusz, ten całkowicie wdał się w ojca. W głowie mu jedynie przyjęcia i towarzystwo. No i najmłodsza córka Natalia. Kiedy mówiła o synach Grillby wyczuł w jej głosie wielki żal, przede wszystkim do samej siebie. Za to, że nie miała dość czasu dla nich, że nie wychowała ich jak potrzeba i nie wpoiła zasad, którymi powinni kierować się w życiu. Co innego jak opowiadała o córce. Ta była jej promykiem nadziei, światełkiem w ciemności i kimś do kogo prawdziwie chciała wracać. Kolejnego dnia, kiedy przed południem karoca zajechała na podwórze, Grillby dowiedział się dlaczego tak się działo.
Przywitał ich ogrodnik, kucharz, trzy pokojówki, kamerdyner w towarzystwie pana domu oraz najstarszego syna, Mateusz zerkał na nich zza firanki nie wychodząc z domu... zaś Natalia...
-Czy ktoś mi może powiedzieć, co ona ma na sobie? - warknęła Nadia.
-M-miłościwa pani, upilnować jej nie mogłyśmy – tłumaczyła się pokojówka nerwowo obracając w palcach sznur.
-Moja córka nie jest psem, abyście ją tak prowadzały! - krzyknęła jeszcze głośniej, na twarzy robiła się czerwona. Wyciągnęła sztylet umocowany przy skórzanych spodniach i podeszła do niższej od siebie córki. Dziewczynka rumieniła się lekko, jej pełne czerwone wargi wykrzywiały się we wstydzie, silniejsze podmuchy wiatru poruszały lekko kręconymi jasnymi włosami. - Wiedziałeś o tym? - Nadia odwróciła się w stronę małżonka. Niższego, szerszego mężczyznę. Nie był gruby, raczej dobrze odżywiony i zbudowany. Miał krótko ścięte czarne włosy i bujny zarost.
-Tak, ja im to zleciłem – odparł bez cienia zastanowienia – To dla jej dobra, moja droga.
-Dla jej dobra? Przyjechałam tutaj kawał drogi i co zastaję?!
-Uspokój się mamo, to nie jest ich wina – Natalia szepnęła nieśmiało. Chwyciła suchą rękę matki i uniosła ją by ucałować jej palce. Ten gest szybko uspokoił kupca. Nadia wzięła głębszy wdech. - Cieszę się, że jesteś.
-I nie przyjechałam z pustymi rękami – odezwała się już spokojniej. Na te słowa zareagowała pozostała część rodziny. Blondynka skinęła ręką na potwora, aby ten wyniósł z powozu kilka skrzyń. - To jest dla Marka – mówiła chwytając za najmniejszą. Podała ją synowi. W środku znajdowały się najnowsze mapy prosto od kreślarza. - Są tutaj też zaznaczone Nowe Ziemie – tłumaczyła pogodnie. Po minie pierworodnego widać było zafascynowanie i zadowolenie. - Opanuj to, a jutro przyjdę ci powiedzieć, czego się dowiedziałam – poklepała go po ramieniu. Dla młodszego miała nowe stroje. Nakazał ogrodnikowi wnieść je do środka. Potwór domyślił się, że młodzieniec nie chce, aby jego alabastrowa skóra ucierpiała od słońca. Mężowi przyniosła skrzynię w której ten znalazł kilka klejnotów oraz tabakę.
-A dla mnie?
-Dla ciebie? - Nadia podeszła do Grillbiego, był od niej zdecydowanie wyższy, z dwie głowy jak nie lepiej. - Dla ciebie mam jego – mówiąc to poklepała potwora po ramionach. Dopiero teraz, kiedy Natalia wyciągnęła przed siebie ręce i zaczęła stawiać niepewne kroki, Grillby zrozumiał. Dziewczyna była niewidoma. To tłumaczyło, dlaczego prowadzano ją na sznurku. Dlaczego Nadia tak bardzo się o nią martwiła. W milczeniu obserwował jak idzie za głosem matki. Kiedy była już blisko niej, dotknęła jej ręki, potem ramienia. Nadia nakierowała córkę na potwora. - Jest małomówny – przyznała z uśmiechem na twarzy – Lecz będzie twoimi oczami. Już nigdy więcej nikt nie będzie cię wiązał – to mówiąc podała mu sznury. Przez chwilę nie wiedział jak zareagować, lecz widząc zdeterminowanie w oczach swojej pani zrozumiał natychmiast. Użył więcej energii i sznur zajął się ogniem, spalając się w chwilę, na zieloną trawę opadł tylko popiół – Jeżeli dowiem się, że to się powtórzyło ... - spiorunowała spojrzeniem służbę. Potwór już wiedział, że ta sama pogodna i dobroduszna osoba potrafiła zamienić się w władczą panią. Spodobała mu się ta cecha jej osobowości. Wiadomo było, kto tak naprawdę rządzi w tym domu.
Nie został przyjęty z gościną.
-Co powiedzą sąsiedzi! - rzucił się pan domu. Potwór stał w lekkim półrozkroku, z rękami założonymi na plecy, przed nim kłóciła się małżonkowie, zaś pod ścianą stał najstarszy syn i kamerdyner – Ooo Pieczarkowscy mieli potwora u siebie, wielkiego wilka! - Robert chodził nerwowo po całym pomieszczeniu – Wystraszył wszystkich i nikt już nie przychodzi do nich na przyjęcia, ani ich nie zaprasza!
-Tobie tylko inni w głowie – Nadia siedziała w krześle, rozpięła lnianą koszulę odsłaniając obojczyki. - Dopiero co wróciłam, daj mi odpocząć.
-O nie nie nie! - zagroził palcem nie patrząc na nią – Ostatnio twój interes ciągnie gorzej, skąd miałaś pieniądze na kupno niewolnika?
-Nie kupiłam go
-Więc skąd go masz?
-... Znalazłam.
-Nie dość, że to niewolnik to jeszcze zbieg! – wyrzucił ręce do góry w oczach bledniejąc – Zmysły postradałaś?
-Zaraz postradam jeżeli się nie zamkniesz.
-Nadia – mąż pochylił się nad żoną trzymając swoją rozwścieczoną twarz niebezpiecznie blisko – Za miesiąc planuję wielkie przyjęcie. Jego. Tutaj. Być. Nie. Może.
-Bo twoi znajomi są ważniejsi niż rodzina?
-Co? - oburzył się. Grillby wiedział, że Nadia trafiła w czuły punkt. Mąż odszedł od niej szybko jak poparzony – O-oczywiście, że nie! On nie jest rodziną! - Przeniósł wzrok na potwora. - Popatrz tylko na niego! Nie boisz się, że kiedyś nas wszystkich pozabija?
-Gdybym miała bać się każdego, kto może mnie zabić, dawno żyłabym sama – westchnęła masując skroń – Marku, a ty co myślisz? - Przeniosła wzrok na syna. Ten zerknął na kamerdynera nim odpowiedział.
-Myślę, że na czas przyjęcia, to coś może się schować.
-On nie jest czymś.
-To coś nie powinno być przy Natalii.
-On jest żywą istotą, jak ty czy ja. Nie powierzę mojej jedynej córki pokojówkom, które prowadzają ją na smyczy jak jakiegoś bezpańskiego psa! - krzyknęła tracąc nerwy – Nie oddam jej w opiekę służbie, bo widziałam jak to się skończyło, nie oddam jej pod opiekę tobie, bo się nią nie zajmiesz, twój brat nawet nie umie z nią rozmawiać, a twój ojciec woli sąsiadów niż własną rodzinę! - wstała z krzesełka, w jej głosie przebrzmiewała rozpacz i zmęczenie – Natalia nie ma tutaj nikogo, kto należycie by się nią zajął. Dlatego jest tutaj Grillby. Rozumiecie? Macie go traktować z szacunkiem, gdyż on będzie teraz opiekunem Natalii. Będzie jej oczami i będzie opisywał to co widzi! A teraz wyjdźcie! - uderzyła otwartą dłonią w drewniany stół.
-Matko... myślę, że powinnaś to przemyśleć.
-Bardzo dobrze, że myślisz. A wiesz co ja myślę?
-....
-Myślę, że powinieneś wyjść.
Grillby i Natalia stworzyli bardzo zgraną parę. Potwór obudził w niej wielką ciekawość otaczającego świata. Nie widziała potwora i może dlatego podchodziła do niego bez strachu, bawiła się płomieniami na jego głowie, jakby to były jakieś włosy. Śmiała się z głupawych historyjek. Opowiadała o tym co czuła i widziała. Jej pogoda ducha, spokój i dziecięca naiwność sprawiały, że skamieniałe serce, pełne blizn i ran, powoli rozpływało się. Z czasem, potwór zajmował się nią nie tylko dlatego, że musiał, ale dlatego że chciał to robić.
Mieszkał na poddaszu w skrzydle przeznaczonym dla służby. Wstawał codziennie przed świtem, aby być pod jej sypialnią ze śniadaniem. Potem czekał, aby pokojówki ją przebrały. Zawsze instruował je w co ma się ubrać. Wedle jego uznania. Przeważnie były to spodnie po starszych braciach i koszule jakich nie będzie potem żal wyrzucić. Miał większą władzę w domu, kiedy Nadia była w posiadłości. Nikt nie kwestionował jego praw i obowiązków. Lecz kiedy ta wybywała z interesach, role natychmiast się odwracały. W milczeniu znosił złośliwe teksty kierowane w jego stronę. Wykonywał polecenia, które uwłaczały jego godności. Chował się, kiedy pan domu organizował wielkie, wystawne przyjęcia.
Kilka lat później, Natalia była już w pełni rozwiniętą kobietą. Udało się zachować jej niewinność dziecka, jednak wiedziała co się szykuje. Ojciec zorganizował uroczystość, na której miała zaprezentować się pięknie, dla potencjalnych partnerów.
Mieszkał na poddaszu w skrzydle przeznaczonym dla służby. Wstawał codziennie przed świtem, aby być pod jej sypialnią ze śniadaniem. Potem czekał, aby pokojówki ją przebrały. Zawsze instruował je w co ma się ubrać. Wedle jego uznania. Przeważnie były to spodnie po starszych braciach i koszule jakich nie będzie potem żal wyrzucić. Miał większą władzę w domu, kiedy Nadia była w posiadłości. Nikt nie kwestionował jego praw i obowiązków. Lecz kiedy ta wybywała z interesach, role natychmiast się odwracały. W milczeniu znosił złośliwe teksty kierowane w jego stronę. Wykonywał polecenia, które uwłaczały jego godności. Chował się, kiedy pan domu organizował wielkie, wystawne przyjęcia.
Kilka lat później, Natalia była już w pełni rozwiniętą kobietą. Udało się zachować jej niewinność dziecka, jednak wiedziała co się szykuje. Ojciec zorganizował uroczystość, na której miała zaprezentować się pięknie, dla potencjalnych partnerów.
-Nie chcę – szepnęła, siedzieli na wysokim dębie. Ona, na niższej gałęzi, on na wyższej, wypalał ich inicjały w korze tam, gdzie nikt ich nie zobaczy – Dobrze mi tak, jak jest.
-Nie będę mówił, że czuję co innego – mruknął z westchnięciem. - Wy ludzie rządzicie się dziwnymi prawami.
-A jak to jest u was?
-Z czym?
-Z małżeństwami? Miłością?
-Nie powstanie dziecko, jeżeli nie ma prawdziwej ... więzi, między dwoma potworami
-Więzi?
-To kwestia dobrania dusz – tłumaczył spokojnie patrząc na nią czule, tak jakby była najdrogocenniejszym skarbem w jego życiu – Nie łączymy się jeżeli dusze nie są ... kompatybilne, ze sobą.
-Taka druga połówka?
-Coś w tym stylu.
-Czy ty... masz kogoś takiego? - milczał przez dłuższą chwilę. Dziewczyna nerwowo obracała włosy w palcach wyczekując odpowiedzi.
-....Tak.
-Oh... Rozumiem – Uśmiechnął się cwanie i ześlizgnął na niższą gałąź, tą na której siedziała
-Tak... moja druga połówka jest mniejsza ode mnie i znacznie młodsza – starał się ukryć śmiech – Jest strasznie nieznośna, bywa złośliwa, choć tylko przy tych przy których czuje się bezpiecznie. Odpowiedzialna i troskliwa, myśli o innych w pierwszej kolejności, choć często robi rzeczy bez pomyślunku. - Złapał ją za rękę. Czuła na skórze przyjemne łaskotanie gorących płomieni. Z korony pobliskiego drzewa odleciał kruk – I bardzo, bardzo ją kocham.
-M-musi więc być szczęśliwa, że ją kochasz.
-Nie wie o tym. Nigdy jej tego nie wyznałem.
-Dlaczego?
-....Mam swoje powody
-Koniecznie musisz powiedzieć, że ją kochasz! Może ona gdzieś tam czeka! - Grillby zaśmiał się gardłowo i ześlizgnął z gałęzi na ziemię. Wyciągnął ręce by złapać panienką w talii i ściągnąć z drzewa. Trzymał ją może nieco dłużej, niż to było konieczne.
-Czas wracać, trzeba cię uszykować na wieczór.
-...Nie chcę – powtórzyła. On też nie chciał.
-Oh Robercie! - Grillby przyglądał się z góry, jak wysoka kobieta z haczykowatym nosem wita się z panem domu – To twoja córka? - złapała ją za ręce. - Widzę podobieństwo - ... Ta, ale nie do niego. Debil. Gości zjechało się co nie miara. Nie tyle, aby podziwiać Natalię, co by się zabawić, najeść i poplotkować. Właściwie po to zawsze ludzie się spotykają.
-Ona jest niewidoma? - zapytał jeden młodzian trzymający ręce za pazuchą – Musi panu być bardzo ciężko.
-Oh nawet nie wiesz jak bardzo - .... Grillby zacisnął ręce na drewnianej balustradzie. Nadia stała za daleko, aby usłyszeć tę rozmowę, natomiast on miał zakaz schodzenia na dół. Z przyjemnością by powiedział co myśli o takich komentarzach na temat jego Natalii.
Pierwsza część przyjęcia miała odbyć się w ogrodzie, przy wielkim jeziorze pełnym kaczek i tataraków. Grillby zszedł na dół, do kuchni. Siedział przy oknie obserwując towarzystwo, podczas kiedy za jego plecami krzątała się służba. Natalia miała śpiewać. Uwielbiał jak śpiewa. Mimo tego, że nie widziała, świadomość bycia w centrum uwagi przytłaczała ją. Po odśpiewanym utworze, zrobiła kilka kroków do przodu, niestety jakiś szlachcic czy to przez przypadek, czy naumyślnie, podstawił nogę dziewczynie. Upadła na zieloną trawę. Potwór zadziałał instynktownie. Zapomniał o zakazie zbliżania się i wybiegł z kuchni. Pomógł wstać dziewczynie walczącej ze sobą. Chciało się jej płakać.
-Oj, Robercie, dlaczego nie powiedziałeś, że macie potwora w posiadłości! - krzyknęła jakaś kobieta z tłumu
-J-jest tutaj od niedawna – zająknął się
-To opiekun Natalii – wtrąciła się Nadia – Od lat
-Od lat?
-Od lat – powtórzyła dosadnie patrząc na męża.
-Pasują do siebie – zauważył ktoś inny. - No już mała ptaszyno, masz przy sobie swojego rycerza – Grillby nie wie, czy te słowa były wypowiedziane w złośliwości, lecz... sprawiły że poczuł się dumny. Zadowolony. Wypiął pierś biorąc rękę Natalii pod łokieć. Pozwolono mu wtedy zostać. Całe popołudnie i wieczór spędził w towarzystwie dziewczyny i nikt nie śmiał ani poprosić ją do tańca, ani w ogóle podejść i porozmawiać. Chodzący płomień skutecznie odstraszał ludzi i ... to stało się później źródłem jego problemów.
Tydzień po przyjęciu, kiedy Nadia znowu musiała wybyć w interesach, starsi bracia Natalii postanowili zemścić się za tamten dzień. Wezwali ich nad jezioro.
-Panicz Marek – zaczął kamerdyner zadzierając wysoko nosa – polował na kaczki. Zestrzelił jedną, lecz ta wpadła mu do wody – Faktycznie, martwe truchło pływało po tafli. Grillby zmarszczył brwi, poczuł jak Natalia zaciska pięści na jego koszuli. - Przynieś ją.
-Nie musisz tego robić – szepnęła.
-Nie ma matki i ja tu teraz rządzę. - Rzucił starszy syn.
-Nie musisz tego robić – powtarzała dziewczyna coraz głośniej – On nie jest wasz, tylko mój! Matka dała go mnie! On nie musi tego robić!
-Powiedziałem przynieś ją! - Grillby nie słuchał sprzeczki rodzeństwa. Patrzył na jezioro. Wiedział, że będzie go to bolało, jeżeli zostanie za długo, to może przepłacić tę fanaberię własnym życiem. Natalia trzymała go mocno, nie chciała puścić. Po jej policzkach polały się łzy. - Słuchaj! - Słuchał – Albo przyniesiesz mi w tej chwili kaczkę, albo dopilnuję abyś jeszcze dzisiaj opuścił nasz dom!
-Nie możesz tego zrobić!
-Może – wtrącił się kamerdyner – Pani wyjechała, nie wróci przez najbliższy miesiąc, o ile nie dłużej. Panicz Marek może to zrobić. - Mimo świadomości, że panienka Natalia bardzo go lubiła, mimo tego, że przez te wszystkie lata zdobył sobie szacunek, a może nawet i przyjaźń służby we dworze, nadal miał śmiertelnych wrogów w braciach dziewczyny, jej ojcu i ... tym kamerdynerze.
-Zrobię to – rzucił po prostu i pogładził delikatnie wierzch dłoni panienki. - Zaraz wrócę – szepnął do niej i poczekał, aż sama go puści. Potem ściągnął koszulę i buty. Zmniejszył temperaturę ciała, lecz mimo to i tak, kiedy wszedł do tafli, woda zasyczała. Skrzywił się tłumiąc krzyk bólu. Każdy kolejny krok łączył się z niewyobrażalnym cierpieniem. Musiał wypłynąć na środek stawu, kilka razy myślał, że mu się to nie uda lecz... myśl, że nikt nie zajmie się lepiej dziewczyną niż on wypełniała go determinacją. Dyszał drżąc kiedy leżał na brzegu. Marek chwycił za martwe zwierze i popatrzył z dumą na potwora.
-Znaj swoje miejsce – syknął głosem pełnym pogardy i jadu.
-Możecie mi wyjaśnić co się stało? - warknęła Nadia. Faktycznie pojawiła się po ponad miesiącu, do tego czasu Grillby jeszcze nie wrócił do siebie. Przez ten cały czas Natalia zajmowała się nim najlepiej jak umiała, choć przez większość czasu po prostu siedziała przy nim trzymając go za rękę.
-Nie wiedziałem, że tak się stanie – Marek patrzył na podłogę. Obok niego stał kamerdyner.
-Jak to nie wiedziałeś? - Nadia pochylała się nad stołem – Kazałeś żywiołakowi ognia wejść do wody i nie wiedziałeś co się stanie?! Mózgu nie masz?! Chciałeś go zabić?
-...
-To był twój pomysł – popatrzyła na kamerdynera – Ooo tak, to był twój pomysł! - zacisnęła ręce w pięści – Miałeś go edukować, zajmować się nim jak mnie nie będzie, a zamiast tego psujesz mi syna głupimi zagraniami! - uderzyła pięścią w stół
-Miłościwa pani...
-Milcz! - wzięła kilka głębszych wdechów. Próbowała nad sobą zapanować – Od dzisiaj już tutaj nie pracujesz.
-Pani...
-Pakuj się.
-A-ale pracuję tutaj od lat.
-Nie chcę cię więcej widzieć na oczy, zrozumiano?
-Matko...
-Milcz Marku. Mam już serdecznie dość, nie mogę odpocząć. Wracam po długiej podróży do domu, a zamiast spokoju spotykam tylko i wyłącznie więcej problemów
-To to coś jest problemem!
-Nie! Marku! On nie jest problemem! Tylko wy! - syknęła
Ludzka zawiść, złośliwość, poczucie straty, a nawet i niesprawiedliwości, sprawiają, że ludzie robią różne rzeczy. Kamerdyner oczywiście, spakował się. Spakował też srebrną zastawę stołową, wiedział gdzie pan chowa drogocenne przedmioty jakie jego żona przywiozła z odległych lądów, je też spakował. Po latach został wyrzucony z miejsca, które uznawał za swój dom, wygryziony przez potwora. Nie czuł, że robi coś złego. Kierowała nim ambicja, urażona duma i strach. Postanowił zemścić się, jakby tego było jeszcze mało. Podłożył ogień, który szybko zajął salon, skrzydło mieszkalne i pobliską nieużywaną wieżę. Ugaszanie krwiożerczego żywiołu na nic się nie dawało. Marne kubły wody nijak się równały z żywymi płomieniami, które zżerały ściany.
Grillby zerwał się natychmiast i wybiegł na dziedziniec.
-Natalia! - krzyczał – Widział ktoś Natalię?
-P-panienka chyba jest w pokoju! - krzyknęła służka wynosząca to co się dało z mieszkania. Potwór zrobił to co uważał za słuszne. Wyczerpany nadal, przez spotkanie z wodą pierwszego stopnia natychmiast odżył, jak tylko znalazł się w zawalającej się części domu. Mógł poruszać się bez problemu, tam gdzie inni nie byli w stanie się znaleźć. Nie chciał nawet myśleć, że może przyjść za późno.
Schody były bardzo niepewne. Kilka zapadło się pod jego ciężarem. Chwycił za klamkę do jej pokoju i wszedł do środka. Natalia nie wiedziała co się dzieje, kasłała, skryła się pod oknem. Grillby chciał ją dotknąć, kiedy zorientował się, że sam jest niewiele chłodniejszy od płomieni, pożerających dom. Miał niewiele czasu na uspokojenie się, na wzięcie kilka oddechów. Pochwycił ją na ręce. Korzystając z magii osłaniał ja, choć nie było to nic prostego. Widział jak ogień popalił jej włosy, jak zajął jej białą suknię w której spała. Wyszedł ze swoją panienką na dziedziniec oddając dziewczynę w ręce ojca. Sam musiał odskoczyć na bok. Był zbyt gorący. Dostrzegł na jej ciele ślady własnych rąk. Poparzył ją.
Schody były bardzo niepewne. Kilka zapadło się pod jego ciężarem. Chwycił za klamkę do jej pokoju i wszedł do środka. Natalia nie wiedziała co się dzieje, kasłała, skryła się pod oknem. Grillby chciał ją dotknąć, kiedy zorientował się, że sam jest niewiele chłodniejszy od płomieni, pożerających dom. Miał niewiele czasu na uspokojenie się, na wzięcie kilka oddechów. Pochwycił ją na ręce. Korzystając z magii osłaniał ja, choć nie było to nic prostego. Widział jak ogień popalił jej włosy, jak zajął jej białą suknię w której spała. Wyszedł ze swoją panienką na dziedziniec oddając dziewczynę w ręce ojca. Sam musiał odskoczyć na bok. Był zbyt gorący. Dostrzegł na jej ciele ślady własnych rąk. Poparzył ją.
-Dziękuję – ojciec Natalii płakał. Pojął w tym momencie co prawie by stracił. Ogień pożarł połowę domu, dopiero późnym popołudniem kolejnego dnia udało się go w całości ugasić. Od tamtego momentu nawet jak Nadia wybywała w celach handlowych, nikt już nie prawił złośliwości potworowi. Wszyscy byli mu wdzięczni za to co zrobił. Faktycznie czuł się jak rycerz Natalii.
-Grillby – odezwała się pewnego dnia. Znowu siedzieli na drzewie.
-Tak?
-Powiedziałeś jej co do niej czujesz? - W pierwszej chwili, nie za bardzo kojarzył o czym mówi panienka. Po chwili jego twarz się rozluźniła.
-Myślę, że sama już dobrze o tym wie. - Milczała przez chwilę.
-Też tak myślę...
Nazwa: RuinedTale
Autor: Hubert Anonimus
Autor: Hubert Anonimus
A oto kolejne polskie AU!
Charakterystyka AU
W tym AU głównymi bohaterami są Opiekun Frisk i Mettaton zaś głównym antagonistą jest AU!Sans
Jeszcze przed alternatywnymi wszechświatami Był sobie Frisk ale nie ten Frisk którym gramy. Jest to opiekun oryginalnego Undertale'a który jest wypełniony nadzieją,właśnie to on dbał o bezpieczeństwo tego wszechświata. Pewnego dnia powstało pierwsze AU zwane Futuretale później popularniejsze Underfell i Underswap pierwotnym opiekunem AU był Ink!Frisk, niestety powstawały nowe AU ale takie gdzie Sans jest głównym bohaterem i Ink!Frisk stracił posadę opiekuna AU i na zastępstwo przyszedł nijaki Ink!Sans.
Przez te tak zwane "SANSOWE" AU, Oryginalny Undertale powoli zaczyna być zrujnowany lecz Opiekun Frisk znalazł wybrańca który uchroni Undertale przed całkowitym zrujnowaniem i przywróci mu dawny blask.Wybrańcem jest Mettaton dobra zachowuje się jak wariat ale naprawdę ciężko pracował na swoją popularność. Opiekun Frisk dostrzegł w nim potencjał i obdarzył go mocą nadziei i razem muszą powstrzymać pewnego AU!Sansa, który odpowiada za ten chaos.
Autorem opowiadania i grafik jest thewyvernsweaver, kulkum
Tłumacze wykonał Smokorys
SPIS TREŚCI
Rozdział I (obecnie czytany)
Rozdział II
Rozdział II
Powiedział lis utrzymując niski, władczy ton. W tym przypadku była to władza, którą sama mu przekazała gdy zbliżyli się bliżej celu. Fiołkowe oczy znów trzymała rozwarte siłą spoglądając w jego własne tak, iż mógł zobaczyć odbicie swej twarzy. Oczy, które właśnie zaczynały jarzyć się słabą upiorną żółcią nie mrugały, trzymając jej wzrok w bezruchu gdy siedzieli pomiędzy trzema klonami.
- Nie odwracaj znów wzroku. Widziałaś moją prawdziwą postać, stałaś w mym ogniu. To winno być dla cię niczym.
- Prawie zapomniałam – mruknęła bez drżenia w głosie. Jej nos drgał, uszy były oklapnięte leżąc płasko na jej wyprostowanych plecach. - Tym razem jestem gotowa.
Ufając jej na słowo, że tym razem jest gotowa wytrzymać zwołał moc by wypływała dopóki nie ogrzała poduszek łapy, którą trzymał jej dłoń i pozwolił słabemu żółtemu blaskowi stężeć. Ciepło wzrastało szybko naokoło niego w miarę jak jego ciało otaczała siła, którą kierował przetaczając myślami słowa. Słowa, które nie zostały wypowiedziane czy pomyślane przez tak wiele wieków, że nawet w swym szczytowym momencie wiedza ta została utracona dla Dreiker'a. Pobudzenie magii tak starej, iż jego krew burzyła się, nawet jeżeli oczy królika, którego łapa drżała naprzeciw jego nigdy nie dostrzegły niczego innego niż spokoju wymalowanego na wyzutym z emocji pysku rudego lisa. Żar łączył się wokół nich, teraz na tyle gorący by resztki bliskiego lasu zaczęły się tlić i trzaskać, okrywając ich atmosferą w której jedynie smok i jeździec mogli liczyć na przeżycie.
Trwała nieprzerwanie w bezruchu. Miała silną wolę. Jej serce biło w jego uszach szybko lecz równo. Bardziej podniecenie niźli strach, żądza wiedzy którą ma jej do zaoferowania. Przelotna myśl o tym, iż lepiej byłoby gdyby uradziła się smokiem z duszą jaką posiada zmusiła go by pochylił się bliżej niej. Woń spiekoty, dymu i królika wypełniły go, tak samo jak woń spiekoty, dymu i lisa napełniły ją gdy zbliżyli się do siebie na tyle, że ich nosy niemal się zetknęły. Nieśmiało rozbawiony w swej koncentracji, tak iż spojrzała na niego niemalże z paniką przez tę grę na intymności, mruczał łagodnie w miarę jak zbierana moc zbierała się u spodu gardła.
- Oddychaj głęboko, Dreikerze. Raz posmakowana przez moc równie mocno wypuść powietrze. - powiedział oplatając wzrokiem jej wydychające powoli usta. Karmazynowy dym nie był magią lecz tym co ją przenosiło. Gęstą, potężną, niemożliwą do przewidzenia. Zaciekawiony, gdyż nie odbyło się to od czasów bardziej zamierzchłych niż te w których żył jego ojciec, oglądał jak dym oplata jej pyszczek w miarę jak oddychała według instrukcji. Delikatna mordka otworzyła się szerzej gdy jej oczy zwężyły się, zamglone tak jak część jego samego płynącego poprzez jej umysł i dotykającego ułamków jej duszy, w innym wypadku części te pozostałyby tylko jej.
Chwilę potem wypuścił powietrze i tak samo jak ona wciągnął dym w swe płuca, czując ostre uderzenie gdy uderzył go wir myśli i emocji. Ze względu na to, iż wiedział czego się spodziewać a jego umysł był
nastrojony do samej magii niespodzianka nie była aż tak wielka jak przypuszczał. Wspomnienia próbowały wypłynąć na powierzchnię, wspomnienia które nie należały do niego, zdusił je więc na czas potrzebny do przyjrzenia się jej z bliska. Jej oczy były zimne, niemalże zeszklone, kołysała się w miejscu. Jej łapy zacieśniały się na jego własnych w miarę jak doświadczała rzeczy, które w pełni zrozumieć mógł tylko smok.
- Judy, słyszysz mnie? - spytał sięgając poprzez prowizoryczne ogniwo, które dzielili. Wiedział, że jeżeli byłoby to możliwe, to jej oczy rozszerzyłyby się bardziej gdyby skupiła uwagę na obecnym świecie. Jej usta poruszyły się próbując utworzyć jakieś słowo nim położył palec na jej ustach kręcąc przecząco głową.
Myśl.
Jesteś w mojej głowie, - odpowiedziała, zaskakując go jak głośno i wyraźnie to zrobiła. Niemalże tak wyraźnie jak przypływ zadowolenia królika gdy zdała sobie sprawę, że została usłyszana. To niesamowite! Wiem jak to jest latać, o tam, w górze!
Wskazała na niebo jakby chciała zaakcentować oczywistość jaką jest dla smoka lot. Wydał z siebie cichy chichot wstając na nogi i podnosząc ją ze sobą.
Boisz się wysokości, - skomentował z łatwością odwracając ją z powrotem w stronę drogi, którą opuścili trochę dłużej niż godzinę temu.
Ruszajmy. Skupienie na marszu pomoże zapobiec przytłoczeniu cię, a więź ograniczona jest do dwóch dni.
Ale może trwać... dłużej, - dodała sprawiając iż spojrzał z ukosa na jej plecy. Fakt, że z taką łatwością pochwyciła ten strzępek informacji poprzez ich więź był lekko peszący. A skąd dowiedziałeś się, że bałam się wysokości?
Tak samo jak ty dowiedziałaś się, że więzi jest więcej, - odpowiedział, trzymając swe myśli
uważnie skoncentrowane na wiodącej ich ścieżce. - Aby więź była kompletna, oboje, Dreiker i Smok muszą chcieć aby taką była. Znaczy to, że nie musisz się martwić tym, że będziemy połączeni na wieczność.
Jej milczenie wydało mu się potwierdzeniem jego słów. Szła przed nim dopóki nie dotarli do drogi. Byli już blisko celu.
Miasta na rozdrożach, znanego jako Podunk*, ku jego przerażeniu.
Autor: monoflax
Pewnego razu Nick natrafił na swym terytorium na cuchnący zbiornik bagiennej wody tak zanieczyszczonej śmiercią i najniższymi formami życia, że ostry rażący odór mógłby zadławić smoka w sile wieku. Była to tak duża zniewaga dla jego zmysłów, że użył swego oddechu do gotowania wody przez okres paru tygodni dopóki woda nie stała się czysta, niezmącona i bez życia.
Część niego życzyła sobie by mógł zrobić to samo z tym miastem długo nim by tam dotarli. Cząstką tego był fakt nieprzemożonej chęci powrotu do swej czystej smoczej formy, choćby na dzień by rozprostować skrzydła i szybować pośród chmur, gdzie powietrze nie mierziło wonią zbyt wielu nieumytych ssaków zgromadzonych w jednym miejscu. Pomysł zionięcia ogniem ponad rosnącymi w oddali drewnianymi strukturami sprawiał niezwykłą przyjemność, nawet wobec kuksańca w bok, który otrzymał wraz z falą irytacji od idącego obok niego królika.
Myśli o paleniu miast do gołej ziemi są nie do zaakceptowania, - wysłała, irytacja a nawet odrobina zniesmaczenia w jej głosie skwitowały ten pomysł. Aczkolwiek myśli, z których zboczyła na ten temat sprawiły, że nie mógł powstrzymać głupawego uśmieszku spojrzawszy na nią z góry.
Myśli o faktycznym paleniu miasta są nie do zaakceptowania, - sprostował wzruszając ramionami gdy zwróciła ku niemu swe oczy marszcząc czoło.
Nie ma wielu opowiadań o smokach palących do gołej ziemi losowe miasta, wykluczając horrory Zakonu Żaru (Order of Embers). Do tego moje myśli były daleko mniej szczegółowe niźli te odbyciu gorącej kąpieli, które miałaś kilka minut temu.
Widząc jak odchyla ku niemu swe uszy oprószone rumieńcem i nie odpowiada na jego słowa wyszczerzył zęby w szelmowskim uśmiechu. Fakt, iż mógł poczuć jej zmieszanie był w rzeczy samej przyjemnością, gdyż barwny obraz leżącej nago w balii z brązu z jej łapami...
Przestań o tym myśleć! - fuknęła, myśl była tak niespodziewana i gwałtowna, że dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego co robi. Uśmiech nie zniknął chociaż odwróciła się i łypnęła na niego swymi fiołkowymi oczami z lekkim upokorzeniem.
Czy jest jakakolwiek możliwość aby zaprzestać upływ podstawowych myśli pomiędzy nami? To jest trochę... Dekoncentrujące.
Ostrzegałem, - skomentował kładąc łapę na głowicach mieczy spoczywających po obu stronach jego bioder w miarę jak powłóczyli bliżej bram. Udało mu się sprawić, aby gest wydał się rozluźniony i niegroźny, nawet pod uważnym okiem nosorożca w zbytecznie ciężkiej zbroi strzegącego bramy do dużego miasta, po prostu po to, że wiedział jak przedstawiać się jako nieszkodliwym. Ale jest to tymczasowe, a możliwość porozumiewania się bez wystrzegania naszych słów przed ssakami wokół nas jest nieodzowna.
Autor: thewyvernsweaver
- Czego chceta? - wycedził nosorożec występując do przodu by zagrodzić im wejście. Malutkie ślepia wkomponowane w masywną głowę wpierw skupiły się na moment na nim, lustrując go powoli, po czym zwróciły się na królika występującego krok w jego stronę.
- Szukam miejsca gdzie moglibyśmy spędzić noc – powiedziała zamaszyście zarzucając łapą w jego stronę bez nawet zerknięcia ku niemu. - Poza tym to nasza sprawa co tu robimy.
Strażnik dłuższą chwilę przypatrywał się im wodząc wzrokiem po ich uzbrojeniu z kpiną i uciechą, które z pewnością spowodowała ich znacznie mniejsza postura. Nick szybko doszedł do wniosku, iż nosorożec przywykł do tego, że jego rozmiary są aż nadto wystarczające do radzenia sobie z każdym problemem, co wynikało z jego niecierpliwości i braku zainteresowania. Pokazując ten sam brak zainteresowania Nick obrócił wzrok poza strażnika i sklepione przejście służące za wejście do miasta. Już teraz widział dziesiątki ssaków snujących się po ulicach. Było w tym coś... Bez życia. To jak się poruszali, to iż większość z nich nie spoglądała na tych których mijali, usilne omijanie strażników zdecydowanie widoczne na nieutwardzonych ulicach. Czuło się... Surowość bycia częścią królestwa, które szczyciło się akceptacją dla każdego.
- Zajazd Gilmuna jest najbliższym z miejsc w mieście z jadalnym dla królika jedzeniem. - burknął nosorożec unosząc brew nad tym jak niebywale pomocnie postąpił. - Nie róbcie problemów to was nie zdepczą. A jak szukacie gdzie by się rozbarłożyć to zapytajcie o Tryka i Owcę.
Rozbarłożyć?
Pytanie nieco zbiło go z tropu, powodując iż zmrużył na niej oczy próbując rozsądzić czy nie żartuje. Gdy tylko zdał sobie sprawę, że była pytała zupełnie szczerze stłumił łapą chichot.
Właśnie skierował cię do tutejszego burdelu.
Po raz drugi w zadziwiająco krótkim czasie mógł delektować się nagłym przypływem zmieszania z jej strony. Wymusiła uszy by osiągnęły pion, odchrząkując kiwnęła głową w stronę strażnika gdy ten zrobił krok w bok ustępując im przejścia.
- To pobrałożymy, dziękuję.
- Yhym – fuknął gardłowo wbijając ciekawie wzrok między nich nim masywne barki wzniosły się gdy oparł się o ścianę. - Witamy w Podunk. Nie daj by nadepnęli na tę słodziaśność, lisie.
- Zrobimy co w naszej mocy.
Słysząc rozdrażnienie w jej głosie, które niemalże w całości spowodowane było umyślnym przezwiskiem i zadowolonym tonem strażnika gdy je wymawiał, Nick podążył za nią gdy weszła do miasta z plecami bardziej zesztywniałymi niźli normalnie.
To gdzie teraz, słodziaku?
Nie zaczynaj – odparła łypnąwszy na niego znad ramienia przyspieszywszy tempa. Teraz chodźmy do zajazdu. Może ktoś tam będzie coś wiedział, a i by zacząć jest to miejsce dobre jak każde inne.
____
* Podunk – zwyczajowa w języku angielskim nazwa dla nieistniejącego, nieistotnego lub nie mającego znaczenia miasta. (przyp. Tłumacza)
Zgodnie z umową
postanowiłem zgłębić temat tajemniczego Papytusa 022.
Udałem się więc na miejsce „zbrodni?”. Czyli tam gdzie został zaatakowany Papyrus.
- Nic, kompletnie nic! - gadałem do siebie.
- Nic prócz śniegu! -
Czego mogłem się spodziewać, przecież to Snowdin - czyli śnieg, śnieg i jeszcze raz śnieg. To logiczne że wszystko zasypało. Wyruszyłem więc w odwiedziny do pewnego gościa który na pewno coś będzie na ten temat wiedział. Teraz gdy w podziemiu jest system wind dużo szybciej da się dostać na powierzchnię, zastanawiające jest tylko to, czemu nikt do podziemia nie przybywa oprócz mnie. Wsiadłem do jednej z wind i udałem się czym prędzej do domu szkielebrosów. *pukam* nikt nie otwiera *pukam jeszcze raz*, wciąż nic, otworzyłem drzwi i pierwsze co zobaczyłem to talerz spaghetti lecący mi na twarz.
- OH, TAK STRASZNIE CIE PRZEPRASZAM CZLOWIEKU! - krzykną wysoki szkielet wyłaniając się zza kanapy.
- Ehh... Nic się nie stało. - powiedziałem otrzepując się z klusków.
- ZWYKLE, WSZYSCY MÓWIA GDY WCHODZA DO DOMU - mówił szkielet z pożałowaniem na twarzy... czaszce, czymś tam.
- Spokojnie, nic mi nie jest… swoją drogą, całkiem smaczne to spaghetti. Można powiedzieć że całkiem mi w nim „do twarzy” – odpowiedziałem naśladując Sansa.
W tym samym momencie na twarzy szkieleta pojawił się typowy „poker face”. Chwila nie minęła, a Papyrus zapytał mnie:
- NIE CHCIALBYM BYC NIEMILY ALE… CO CIE TU SPROWADZA CZLOWIEKU? - Po chwili zastanowienia odpowiedziałem mu:
- Tak w sumie… To nie wiem. – odpowiedziałem ze zmieszaniem.
Siadłem na kanapie, starłem z siebie spaghetti i zacząłem się zastanawiać czemu tu przyszedłem, niech szlag trafi moją krótką pamięć, chwilę później szkielet usiadł obok mnie i zaczął dokładnie się mi przyglądać. Udawałem że tego nie widzę i zastanawiałem się dalej, nie miałem co zrobić z rękami więc włożyłem je do kieszeni bluzy, tam właśnie znajdował się pamiętnik Papyrusa. W tej samej sekundzie, wszystko mi się przypomniało.
- Znalazłem to w twojej dawnej szopie, w podziemiu. - powiedziałem wyjmując pamiętnik z kieszeni.
- OH! DZIEKUJE CI CZLOWIEKU! WSZEDZIE GO SZUKALEM! -
Papyrus wziął pamiętnik i włożył go do szafki. Z tej samej szafki wyleciał mały szczeniak i zaczął biegać po całym domu. Papyrus biegał za nim i próbował go złapać, krzycząc żeby się zatrzymał. Pies zrobił parę kółek wokół kanapy, po czym skoczył na mnie, miał na sobie zielony materiał. Papyrus czym prędzej go ze mnie zdjął, przy czym ze szczeniaka zsunął się materiał. Postanowiłem go obejrzeć z bliska, materiał okazał się szalikiem i to dokładnie tym samym co był opisany w pamiętniku, miał na sobie nawet metkę „Made by Handlarz Iluzji”.
- Skąd to masz? – spytałem się Papyrusa pokazując mu szalik.
- A, TO? ZGUBIL TO PEWIEN MILY NIEZNAJOMY GDY WYPROWADZALISMY SIE Z PODZIEMIA… CZYZBYS GO ZNAL? – spytał z podekscytowaniem szkielet.
- No tak trochę nie… Ale mógłbym się dowiedzieć kim on jest. – odpowiedziałem, z niedowierzaniem by mi się to udało.
Na twarzy Papyrusa zagościł szeroki uśmiech od ucha do ucha… no może nie dosłownie bo on nie ma uszu.
- W TAKIM RAZIE JAK TYLKO GO SPOTKASZ PRZYPROWADZ GO TUTAJ BY MÓGL ZOSTAC MOIM PRZYJACIELEM! - Wykrzyczał
Zmuszony byłem powiedzieć mu prawdę, zebrałem się w sobie i wypowiedziałem to zdanie:- Ale wiesz... Niczego nie mogę ci obieca
- o proszę… mamy gościa…
Udałem się więc na miejsce „zbrodni?”. Czyli tam gdzie został zaatakowany Papyrus.
- Nic, kompletnie nic! - gadałem do siebie.
- Nic prócz śniegu! -
Czego mogłem się spodziewać, przecież to Snowdin - czyli śnieg, śnieg i jeszcze raz śnieg. To logiczne że wszystko zasypało. Wyruszyłem więc w odwiedziny do pewnego gościa który na pewno coś będzie na ten temat wiedział. Teraz gdy w podziemiu jest system wind dużo szybciej da się dostać na powierzchnię, zastanawiające jest tylko to, czemu nikt do podziemia nie przybywa oprócz mnie. Wsiadłem do jednej z wind i udałem się czym prędzej do domu szkielebrosów. *pukam* nikt nie otwiera *pukam jeszcze raz*, wciąż nic, otworzyłem drzwi i pierwsze co zobaczyłem to talerz spaghetti lecący mi na twarz.
- OH, TAK STRASZNIE CIE PRZEPRASZAM CZLOWIEKU! - krzykną wysoki szkielet wyłaniając się zza kanapy.
- Ehh... Nic się nie stało. - powiedziałem otrzepując się z klusków.
- ZWYKLE, WSZYSCY MÓWIA GDY WCHODZA DO DOMU - mówił szkielet z pożałowaniem na twarzy... czaszce, czymś tam.
- Spokojnie, nic mi nie jest… swoją drogą, całkiem smaczne to spaghetti. Można powiedzieć że całkiem mi w nim „do twarzy” – odpowiedziałem naśladując Sansa.
W tym samym momencie na twarzy szkieleta pojawił się typowy „poker face”. Chwila nie minęła, a Papyrus zapytał mnie:
- NIE CHCIALBYM BYC NIEMILY ALE… CO CIE TU SPROWADZA CZLOWIEKU? - Po chwili zastanowienia odpowiedziałem mu:
- Tak w sumie… To nie wiem. – odpowiedziałem ze zmieszaniem.
Siadłem na kanapie, starłem z siebie spaghetti i zacząłem się zastanawiać czemu tu przyszedłem, niech szlag trafi moją krótką pamięć, chwilę później szkielet usiadł obok mnie i zaczął dokładnie się mi przyglądać. Udawałem że tego nie widzę i zastanawiałem się dalej, nie miałem co zrobić z rękami więc włożyłem je do kieszeni bluzy, tam właśnie znajdował się pamiętnik Papyrusa. W tej samej sekundzie, wszystko mi się przypomniało.
- Znalazłem to w twojej dawnej szopie, w podziemiu. - powiedziałem wyjmując pamiętnik z kieszeni.
- OH! DZIEKUJE CI CZLOWIEKU! WSZEDZIE GO SZUKALEM! -
Papyrus wziął pamiętnik i włożył go do szafki. Z tej samej szafki wyleciał mały szczeniak i zaczął biegać po całym domu. Papyrus biegał za nim i próbował go złapać, krzycząc żeby się zatrzymał. Pies zrobił parę kółek wokół kanapy, po czym skoczył na mnie, miał na sobie zielony materiał. Papyrus czym prędzej go ze mnie zdjął, przy czym ze szczeniaka zsunął się materiał. Postanowiłem go obejrzeć z bliska, materiał okazał się szalikiem i to dokładnie tym samym co był opisany w pamiętniku, miał na sobie nawet metkę „Made by Handlarz Iluzji”.
- Skąd to masz? – spytałem się Papyrusa pokazując mu szalik.
- A, TO? ZGUBIL TO PEWIEN MILY NIEZNAJOMY GDY WYPROWADZALISMY SIE Z PODZIEMIA… CZYZBYS GO ZNAL? – spytał z podekscytowaniem szkielet.
- No tak trochę nie… Ale mógłbym się dowiedzieć kim on jest. – odpowiedziałem, z niedowierzaniem by mi się to udało.
Na twarzy Papyrusa zagościł szeroki uśmiech od ucha do ucha… no może nie dosłownie bo on nie ma uszu.
- W TAKIM RAZIE JAK TYLKO GO SPOTKASZ PRZYPROWADZ GO TUTAJ BY MÓGL ZOSTAC MOIM PRZYJACIELEM! - Wykrzyczał
Zmuszony byłem powiedzieć mu prawdę, zebrałem się w sobie i wypowiedziałem to zdanie:- Ale wiesz... Niczego nie mogę ci obieca
- o proszę… mamy gościa…
Categories
- ► DeltaRune 43
- ► Do czego warto fapać 7
- ► EddsWorld 52
- ► Głos Ludu 1
- ► Hazbin Hotel 7
- ► Helltaker 10
- ► Helluva Boss 20
- ► Inne gry 72
- ► Inne komiksy 246
- ► My Little Pony 68
- ► Tajemnica prostoty 15
- ► Undertale 2933
- ► Zootopia 228
- ♥ 18 [Dla pełnoletnich] 418
- ♥ Anime/Manga 41
- ♥ Crushon.ai 1
- ♥ Discord 56
- ♥ Eventy 333
- ♥ Handlarzowe gry 285
- ♥ Komiksy 2727
- ♥ Ogłoszenia 188
- ♥ Oneshoot 170
- ♥ Opowiadania 871
- ♥ Papytus - maskotka blogowa 50
- ♥ Prace czytelników 39
- ♥ Tłumaczenia 3107
- ♥ Ukończone 1621
- ♥ Yaoi/yuri 98
- Audio 1
- Blizny czasu [Time Scar] 11
- Córka Discorda [Daughter of Discord] 15
- Cross x Dream 3
- Czy to uczyni Cię szczęśliwą? [Would That Make You Happy?] 35
- DeeperDown 23
- Deos Numbria 9
- Endertale 10
- Fallen Flowers 23
- Gra w kości [The Skeleton Games] 54
- Handplates 86
- Hellsiblings 4
- HorrorTale 34
- Mendertale 9
- Między Ciałem & Kością [Between Flesh & Bone] 1
- Mój martwy chłopak 16
- My boo 43
- Naprzeciw [Stand-in] 31
- Nie jest to najlepszy sposób na życie 2
- nieTykalny 14
- Ocalić Blitzo 17
- Opiekun Ruin 14
- Poniżej zera 2
- Prędzej czy później będziesz moja [Sooner od Later You're Gonna be Mine] 18
- Projekt badawczy potwór 22
- Słodkie Tajemnice 1
- Springtrap i Deliah 33
- SwapOut 10
- Timetale 1
- Uleczyć Blitzo 2
- Wpadka na Imprezie i inne wstydliwe anegdoty [The Party Incident and Other Embarrassing Anecdotes] 48
- Zagrajmy 12
- Zapomniana Wytrwałość 4
- ZombieTale 11
POPULAR POSTS
Obsługiwane przez usługę Blogger.



















