Notka od autora: +18; Ty x Sans; wulgarny język, sceny erotyczne
Minął rok od kiedy potwory wyszły na powierzchnię. Bohaterką opowiadania jesteś TY, poznajesz nową przyjaciółkę, potwora Fuku - wesoły zielony płomyk - i od tego spotkania twoje życie staje na głowie. Zaczynasz poznawać nieznaną ci rasę, zawierać przyjaźnie a twoja nowa przyjaciółka przyjęła sobie za cel honoru by znaleźć ci chłopaka-potwora...?
Rozdziały +18 będą oznaczane: ♣
Obrazki i tekst autorstwa: Rydzia
To się napewno źle skończy. Tak jak zawsze. Po cholerę ja się na to zgodziłem?
Grillby odpiął guziki swojej białej koszuli. Zdjął ją z siebie, starannie złożył i włożył do reklamówki z resztą ubrań do wyprania. Stał na samych bokserkach. Spojrzał na siebie w lustrze wiszącym w rogu biura. Płomienie oplatały całe jego ciało. Dla niego normalny widok, chociaż jego siostra zawsze wychwala go ponad wszystko, za to że nie wygląda jak inni jego znajomi w podobnym wieku. Według niej trzymał się całkiem nieźle, jak na trzydziesto dwu letniego gościa. Ta… Trzydziesto dwu letni samotny mężczyzna z problemami piętrzącymi się jak góry śmieci na wysypisku. To nie może się udać…
- Grillby, nie mogę znaleźć fartucha! - Fuku wpadła do pomieszczenia uderzając drzwiami o ścianę. Nie spodziewał się tego, podskoczył wystraszony. Omiotła go wzrokiem od góry do dołu. - Och. Widzę, że przygotowania idą pełną parą - puściła mu oczko.
Poczuł irytację. Płomienie pognały do góry.
Sięgnął do szafki w której trzymał swoje ubrania. Chwycił jeden z zapasowych fartuchów. Cisnął jej w ręce.
- Jeeeeju, jaki zły - zadrwiła z niego. - Nie martw się, będzie dobrze - wspięła się na palce i cmoknęła go w policzek. Wybiegła radośnie zatrzaskując drzwi za sobą, aż lustro się zatrzęsło na ścianie.
Taaa. Nie bardzo wierzył, że wróci zadowolony z tego spotkania.
Chwycił za wieszak w szafce, na którym wisiała czarna koszula. Założył ją na siebie. Potem przyszła pora na spodnie i krawat. Spojrzał znów w lustro. Coś mu nie pasowało. Wpatrywał się dłuższą chwilę. Przypomniał sobie Jej widok. To normalna dziewczyna. Trampki, bluza… Nie. Krawat na pewno nie będzie pasował. Zdjął go. Odpiął parę guzików pod szyją.
Chwycił kurtkę. Wyszedł na kuchnię, usiadł na taborecie w rogu. Schował twarz w dłoniach.
To był fatalny pomysł. Wiem o tym. Ale… Nie mogłem się oprzeć. Już w pierwszej chwili, gdy poczuł jej duszę, która aż wyrywała się z niej, z tą cudowną energią, wiedział, że chciałby poznać bliżej tą ludzką dziewczynę. A potem dodatkowo Fuku wyskoczyła z tym pomysłem. Ona też ją wyczuła. “_____ chciałaby zaprosić cię na drinka” powiedziała. Jedno z wielu kłamstw. Nie jeden raz słyszał ten tekst. I nie jeden raz słyszał, jak dziewczyny zaprzeczały jej słowom. Przestał przejmować się tym. Ale Ona...
“Nie. Na pewno się przesłyszałem”. Ale widział ten uśmiech na twarzy Fuku. Znaczyło to tyle, że się jednak nie przesłyszał.
- Braciszku, gotowy? - Fuku wyszła na zaplecze. Wstał - _____ już jest i czeka na ciebie - szturchnęła go znacząco łokciem.
Podszedł szybko do drzwi. Wychylił się. Nigdzie jej nie widział, aż… Tak, jest. Nie mógł nic na to poradzić, ucieszył się, że jest. Miał złe przeczucia, że może go wystawić, zwłaszcza po tym co mówiła mu wcześniej Fuku, ale… jest.
Poszedł jeszcze do szafki po termos, który wcześniej przygotował.
- Hej - Fuku zatrzymała go chwilę. Złapała za dłonie - Baw się dobrze, ok?
Przytaknął. Miał już dalej iść, ale…
- Brat! - dalej go trzymała - Przestań się przejmować! Będzie dobrze! Zacznij gadać w końcu! Jak ma ci się randka udać, skoro się nie odezwiesz ani słowem?
Chrząknął. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że z nerwów nie odzywał się do nikogo przez cały dzień.
- ...ok.
Uśmiechnęła się. Puściła go.
Och…
Minął bar. Stanął przed nią. Szczerze, nie spodziewał się takiego widoku. Myślał, że ubierze się raczej bardziej normalnie. A tu…
- Cz… cześć - wstała. Chwyciła za dół sukienki i próbowała obciągnąć ją w dół. Jakoś… spodobało mu się to. Nadal taka skromna, jak ją zapamiętał z poniedziałkowego popołudnia. Uśmiechnął się lekko i kiwnął głową. Cholera, odezwij się! Widział kątem oka karcące spojrzenie siostry.
Ale nie był w stanie się odezwać. Stał tak wpatrując się w nią. Im dłużej na nią patrzył, tym bardziej nie wiedział, co mógłby jej powiedzieć. Ostatnim razem kiedy ją widział, dostrzegł owszem, że to ładna dziewczyna, lecz kierował się bardziej tym, co czuła jego dusza odnośnie jej duszy, dzisiaj natomiast… Wow… Wyglądała naprawdę niesamowicie. Widział jak jej klatka piersiowa unosi się i opada, bardzo szybko. Musiała się denerwować, miała przyspieszony oddech… Cholera, przestań się patrzyć jej w biust!
- No to… - zaczęła. Och. Przypomniał sobie o tym, co dla niej zrobił. Wyciągnął w jej stronę termos. Otworzyła szeroko oczy. - ... termos? - wyglądała na zdziwioną. Uśmiechnął się lekko wkładając ręce do kieszeni. - Dziękuję… co to jest?
- Och! Mówiłam braciszkowi o tym o czym rozmawiałyśmy ostatnio! - krzyknęła Fuku zza baru. Widać ten jeden raz wyręczy go od tłumaczeń - Postanowił, że zrobi dla ciebie trochę gorącej czekolady własnej roboty. Mówię ci, jest najlepsza!
Dziewczyna stała chwilę wpatrując się w siostrę Grillby’ego.
- Och… - powiedziała cicho. Jej policzki zaczęły się robić czerwone. Kurczę… Ale to ładnie wygląda… - N-naprawdę dziękuję G-grillby…
Zamaszystym ruchem odwróciła się w stronę Fuku, coś do niej szepcząc. Ta jej coś odpowiedziała. _____ wzięła głęboki oddech, po czym zwróciła się znów do niego.
- No to… Myślę, że możemy iść. Fuku mówiła, że znasz parę fajnych miejsc…
Kiwnął głową i wskazał ręką na drzwi. Znowu. Cholera... Fuku za Jej plecami zrobiła zrezygnowany ruch ramionami, wywracając jednocześnie oczy ku sufitowi.
Wyszli na dwór. Skierował swoje kroki ku parkingowi, gdzie zostawił samochód. Szła za nim. Otworzył jej drzwi od strony pasażera. Machnął ręką, by weszła. Sam usiadł za kierownicą.
Rozglądała się po aucie.
Grillby otworzył okno od swojej strony. Zdawał sobie sprawę z tego, że może być za gorąco w aucie jeśli tego nie zrobi. Odpalił samochód i zaczął wycofywać.
- Fajny breloczek - powiedziała. Kiwnął głową. Kurczę, dosyć Grillby!
- … prezent. Od przyjaciela - mruknął. Jakby było ważne od kogo. No raczej nie od dziewczyny. Takie dziadostwo… Takie coś jest w stanie kupić chyba tylko ktoś pokroju Sansa.
Zdjęła sweter. Zrobiło jej się gorąco. Wiedziałem. Wstrzymał na chwilę oddech. Dostrzegł duży kawałek nagiej skóry. Jej sukienka miała odkryte plecy… Zacisnął dłonie na kierownicy. Miał ochotę jej dotknąć… Weź się zgaś, durniu! Cholera!
Zaczęła odkręcać nakrętkę termosu. Zapach gorącej czekolady wypełnił auto. Przyłożyła go do ust. Piła z przymkniętymi oczami. Próbował na nią nie patrzeć w tej chwili...
- Przepyszna! Naprawdę nigdy w życiu nie piłam lepszej czekolady.
Przepełniała go duma. Naprawdę. Z tego co zdołał przeczytać na ludzkich stronach internetowych, powinna dzisiaj być strasznie marudna i rozdrażniona. Nie do końca to wszystko rozumiał, co przeczytał, ale cieszył się, że jak na razie wszystko idzie dobrze.
Niedługo potem dotarli na miejsce. MTT2 Resort, w tej chwili jedno z najbardziej obleganych miejsc w mieście. Oczywiście przez potwory. Hotel, restauracja, bar, gigantyczny park, a dodatkowo teatr i wiele innych atrakcji w jednym miejscu. Mettaton ma w planach wybudować lunapark, ale o tym jeszcze mało kto wie.
- Gdzie jesteśmy? - wysiadła z samochodu. Zrobił to samo.
Jego wzrok znów padł na jej odkryte plecy. Przez środek widać było delikatną linię kręgosłupa, która chowała się pod materiałem. Niżej ładnie podkreślona pupa. Dziewczyna zapatrzona na lokal, zapomniała o obciągnięciu sukienki. Ta uniosła się minimalnie przy jeździe samochodem i teraz sięgała lekko pod jej pośladkami...
Przygryzł wargę.
...zachowuję się jak totalny zboczeniec…
Zauważył, że wokół zaczyna się kręcić coraz więcej potworów. Mężczyzn. Wyraźnie byli zainteresowani jego towarzyszką. Ludzka dziewczyna tutaj to rzadkość. Nie zastanawiając się podszedł do niej łapiąc ją za ramię lekko przy tym obejmując. Na to miny wielu z nich zrzedły.
Jej skóra była inna w dotyku. W zasadzie to był pierwszy raz, kiedy dotykał człowieka. Taka delikatna… Nie chciał by pomyślała, że ją maca czy coś, lecz nie mógł zapanować nad płomieniami wydostającymi się z jego przedramienia. Ogień muskał jej skórę. Była taka gładka… Zapragnął ją dotykać…
Wiedziałem… Nie doszliśmy jeszcze do MTT2, a ja już nie mogę zapanować nad tym cholernym żarem! Cholera.
Przecisnęli się przez tłum. Weszli do środka. Kiwnął ręką do barmana Tim’a, że już jest. Ten mu również kiwnął i zdziwiony spojrzał na ludzką dziewczynę. Ostatecznie uśmiechnął się i pokazał kciuk do góry. Nie zwracając na niego więcej uwagi, ruszył do góry. Wiedział co Tim sobie myślał. Wiedział co inni w barze myśleli. Co on sam o sobie czasem myślał…
- Tu chyba potrzeba rezerwacji - szepnęła do niego, zorientowawszy się, że na każdym stoliku jest postawiona tabliczka z napisem Rezerwacja. Kiwnął głową i odsunął krzesło jednego ze stolików. Jego stolika.
Wyglądała na skołowaną. Usiadła a on tuż koło niej.
Zwrócił uwagę, że jej policzki znów są całe pokryte czerwienią i uśmiecha się ledwo zauważalnie. To chyba dobry znak. W każdym razie wyglądała ślicznie z tymi rumieńcami.
Nadszedł chyba czas by coś powiedzieć…
- … czego chciałabyś się napić?
- Eee… - zamyśliła się. - Może ty coś wybierzesz? W końcu to twoja specjalność, co nie?
Wrócił się więc w stronę baru.
- Hej Grill - przywitał go barman. - Co dla was?
- To co zawsze i - zamyślił się. Co by do niej mogło pasować? Gdy na nią patrzył przychodziła mu tylko jedna myśl... - i Sex na plaży.
- Jasne. W ogóle, skąd wytrzasnąłeś taką panienkę, co?
- To koleżanka Fuku - mruknął. Barman gwizdnął.
- No to niebezpiecznie, Grill. Nie powinieneś szukać spoza kręgów przyjaciółek siostry? Zawsze tego się trzymałeś.
- Robisz te drinki, czy nie? - ścisnął dłoń w pięść. Próbował nie wypuścić z niej płomieni.
- Dobra, dobra, nie wtrącam się - zaśmiał się barman. Zaczął robić swoje.
Jakbym sam nie wiedział…
Przyszło do niego jeszcze paru znajomych, równie zdziwionych jak Tim, że przyszedł z człowiekiem. Wypytywali się go o nią, a gdy ten ich zbywał mruknięciami, odeszli niezadowoleni. No i jeszcze Sam, znów mu się zapalniczka zepsuła. Powinien kupować inne, by jego sierść nie miała możliwości utknąć w kółeczku…
Tim podał mu drinki. Nie płacił. Jak zwykle ureguluje rachunek później.
Wrócił, akurat kiedy Ona trwała w dziwnym zawieszeniu. Nagle ścisnęła swoją dłoń w pięść i uderzyła się nią w czoło.
Eee…
Postawił przed nią drinka.
- Dzięki - uśmiechnęła się do niego, jakby zapominając już o tym co zrobiła przed chwilą. Czerwony ślad jednak utrzymywał się na jej czole jeszcze przez jakiś czas. Usiadł.
- Sex na plaży - wyjaśnił. Wziął łyk ginu. Ooo… To było coś czego mu brakowało od dawna. - Piłaś wcześniej?
- Szczerze to nie bywam często w takich miejscach. Nie mam więc zbyt wiele okazji by czegoś nowego spróbować… Wolę też raczej prostsze rozwiązania. Dom, shandy, jakiś film odpalić… Dzisiaj to czuję się jakbym miała jakieś święto - zaśmiała się.
Zwykła dziewczyna.
Taka jaką zawsze chciał.
To zbyt piękne, by było prawdziwe…
Nie ważne…
Trzeba chronić taką dobrą duszyczkę…
Zdał sobie sprawę, że trwa w zamyśleniu przez dłuższy czas stukając denerwująco palcami o brzeg szklanki.
- A ty co pijesz? - spytała delikatnym głosem.
- To? - uniósł do góry dłoń z alkoholem. Kostki lodu stuknęły o siebie - To tylko gin z tonikiem. Chcesz? - przysunął do niej. - Choć myślę, że ci nie zasmakuje.
Chwyciła szklankę w swoją dłoń i wzięła łyka. Skrzywiła się automatycznie.
- Tfffffu. Czemu to pijesz?
Odebrał jej szklankę. Nie było jakiegoś dziwnego powodu, po prostu to lubi. Również się napił.
Natrafił ustami na chłodniejszy kawałek szkła. Miejsce gdzie przed chwilą trzymała swoje usta…
- Czemu się zgodziłaś na prośbę Fuku?
- Ugh… - zakrztusiła się swoim drinkiem. Zakasłała - Ja… To znaczy…
- Nie chcę, byś się zmuszała do czegokolwiek. Jeśli wolisz spędzić wieczór w domu, to odwiozę cię.
Jedź dziewczyno, jedź! Idź stąd, uciekaj! Nie chcesz tu być, wierz mi.
- Nie, ja chcę tu zostać! - wykrzyknęła. Jego dusza się poruszyła - W sensie… To nie jest coś co robię często, ale jest mi tu z tobą naprawdę dobrze! - “jest mi tu z tobą naprawdę dobrze…” - Eee… Rany…W… W zasadzie byłam bardzo zła na Fuku, nie lubię takich akcji - zaczęła przygładzać swoje włosy, jednocześnie zakładając je za ucho - Poza tym mocno się stresowałam, ale… koniec końców bardzo się cieszę z obrotu spraw, naprawdę…
Przyglądał jej się chwilę. Nie zdawała sobie nawet sprawy jak bardzo chciał to usłyszeć… Chłonął wzrokiem wyeksponowaną przez nią szyję oraz niżej, górę jej odkrytych piersi. Opierała się lekko o stół przez co miał lepszy widok na jej dekolt.
Naprawdę, nie chciał walczyć z tym co działo się wewnątrz niego. Ale… musiał. Ta dziewczyna była zupełnie inna od tych z jakimi spotykał do tej pory. Taka niewinna, nie zdawała sobie sprawy, jakie myśli napływały do jego głowy. Nieznośne, natarczywe myśli. Zwłaszcza, że od dłuższego czasu próbował się nie umawiać z żadną kobietą i był spragniony wręcz dotyku.
Miał dosyć tych akcji, jakie powtarzały się za każdym razem, gdy wpadła mu w oko jakaś ładna dziewczyna. Zawsze szło naprawdę dobrze, intrygował dziewczyny, lecz on nie potrafił nad tym panować w takim momencie. Jest to wpisane w jego naturę. Ogień… Kończyło się na tym, że dziewczyna albo zostawiała go obrażona, albo lądowali w łóżku. Łóżku, ścianie, kanapie, czymkolwiek, nieważne. I tyle. Traktowały to jak jednorazową przygodę, podczas gdy on nie potrafił inaczej. Dlatego miał dosyć.
Taką dziewczynę chciałbym zatrzymać dla siebie, gdyby mnie chciała.
Tak bardzo chciałbym by ta dziewczyna ze mną została...
Tak bardzo chcę...
Tak bardzo…
…
…
...
Tak bardzo chcę złapać ją i wyciągnąć z tego lokalu.
Chcę zaprowadzić ją w jakieś ustronne miejsce, by tam zedrzeć z niej tą cholernie krótką sukienkę.
Móc oglądać jej jędrne, nagie piersi, chwytać za te ponętne pośladki i mieć ją, całą. Cała moja. Każdy milimetr jej rumianego ciała - mój.
Jej dłonie na moich plecach, torsie… I delikatne usta, całujące kark i ramiona… Moja.
Wszedłbym w nią i poruszał, napierając na nią, by sprawić jej taką rozkosz, jakiej nigdy nie zapomni. Jęczałaby moje imię. Wbijałaby paznokcie w moje plecy, aż do bólu. Błagałaby o więcej. Bym wszedł w nią głębiej. Szybciej. Pieprzył mocniej!
...
Cholero jasna…
Odwrócił od niej wzrok. Opanuj się!
- No to… - zdjął okulary i schował je w wewnętrznej kieszeni kurtki. Przy okazji zmienił pozycję ciała, by aby na pewno nie była w stanie zobaczyć wybrzuszenia w jego kroku. Wątpił w to, by się tam patrzyła, ale czuł się niekomfortowo, mając świadomość, iż chociażby przez przypadek mogła to dostrzec. Potrzebował coś powiedzieć, zająć czymś myśli - W takim razie może powiesz mi coś o sobie?
- To zależy co chcesz usłyszeć.
Wzruszył ramionami. Cokolwiek dziewczyno, bylebym nie myślał o tym, co bym chciał z tobą robić w tej chwili.
- Hm…
- Co do filmów… Jakie lubisz oglądać?
- Nie, to na pewno już wiesz!
Po prostu ze mną rozmawiaj.
- Od ciebie tego nie wiem. Więc uznaję, że nic nie słyszałem.
- Aha… Wieeesz, moim ulubionym filmem jest Titanic - zmrużył oczy. To ewidentna kpina, Fuku na pewno jej o tym mówiła. Zaczęła się śmiać perliście. Miała bardzo ładny śmiech. Ładny śmiech, nie piersi, skup się na tym - a tak naprawdę to prawie wszystko mi odpowiada. Byleby tylko nie zabijali w filmie dzieci i ślicznych szczeniaczków.
- Widzisz - oparł brodę o rękę. - Jednak warto samemu zapytać. O tych szczeniaczkach to akurat nie miałem pojęcia…
Powoli wracał do normalności. Naprawdę nie chciał myśleć o tej dziewczynie tylko w taki sposób. Chciał ją poznać bliżej... Nie tylko cieleśnie. Jeszcze nigdy niczyja dusza, nie spodobała mu się tak jak jej. A to ważne dla potworów… Dlatego naprawdę, chciał chronić ją przed sobą.
Okazała się naprawdę miłą dziewczyną. Na każde jego pytanie odpowiadała z uśmiechem. Miała naprawdę dużo do powiedzenia, ale jemu to nie przeszkadzało. Przyzwyczaił się do tego, że ludzie lubią mu się żalić w barze, więc gdy dla odmiany słuchał jej wesołych historyjek zrobiło mu się naprawdę miło....
Nagle usłyszeli dźwięk telefonu, a on dodatkowo poczuł wibrację na brzuchu. Wyjął telefon z kurtki. Fuku. Raczej nie pisałaby, żeby mu kibicować. Otworzył wiadomość pełen złych przeczuć.
Hej braciszku, sorrki, że przerywam ci randkę ale mamy pewien problem. Mieliśmy małą wodną katastrofę w barze, musiałam zamknąć wcześniej. Nie najlepiej to wygląda. Zadzwoń jeśli możesz…
Nawet nie zdawał sobie sprawy jak przez tych parę chwil jego wygląd się zmienił. Ogień buchnął do góry i poczuł żar w oczach.
- Wybacz, muszę zadzwonić - nie czekał długo aż siostra odbierze. Usłyszał drżące “halo?”. - Co masz na myśli?! Jak to woda?! Skąd kurwa?! - Ona podskoczyła przestraszona. Spojrzał na Nią. Nie był w stanie okiełznać w tej chwili swoich płomieni, ale nie musiał przecież krzyczeć.
- No woda, z kranu, to znaczy nie z kranu, krany utknęły w suficie i...
- Jak to w suficie? Opowiedz mi wszystko od początku - powiedział spokojniej.
- No bo to było tak, byłam za barem i obsługiwałam gości, ale musiałam iść zmyć podłogę, bo Nopal wychodził i no wiesz… wszystkie pijane kuta- to znaczy kaktusy musiałam zmyć z podłogi i wtedy poczułam ból w nodze… - oparł się o blat stołu. Drugą ręką zaczął rozmasowywać sobie kark. Kurwa. - no i ktoś krzyknął, że z zaplecza wylewa się pełno wody… Jak tam weszłam, okazało się, że wylewa się woda z rur, a krany utkwiły w suficie nad zlewami… Ja nie wiem Grillby, ale może one były zepsute, w końcu ich nie wymieniałeś, kiedy kupiłeś ten lokal.
- Nie, nie były zepsute.
- Ale to nie jest normalne! Nie mówię, że się te krany odbiły od ściany, one wbiły się na dwadzieścia centymetrów w sufit! To jakiś większy problem braciszku!
- W każdym razie dzwonię po hydraulika.
- Już nie trzeba.
- Dzwoniłaś? - pozytywne mruknięcie. - To dobrze. Dzięki... Wysuszyłaś wszystko? - ponownie. - A w ogóle… Fuku, nic sobie nie zrobiłaś? - westchnęła. Aha. Za chwilę skłamie.
- Taaa, nic mi nie jest - ten ton głosu. Nie lubił go.
- Cieszę się Płomyczku, to idź do domu - powiedział odrobinę czulej, aczkolwiek nadal zdenerwowany.
- Wiesz, hydraulik teraz ogarnia te krany, więc nie mogę w tej chwili iść. Wysuszyłam podłogę, kasę ogarnęłam, ale może powinieneś zobaczyć, czy to dobrze jest...
- Nie, wierzę ci, na pewno wszystkiego dopilnowałaś.
- Ale zajrzysz tutaj?
- No, zajrzę, jak mam nie zajrzeć cholera jasna. Zaraz wsiadam w samochód i jadę.
- C… co?! Nie! Czy ty chcesz wystawić moją drogą przyjaciółkę do wiatru?!
- Nie! To…
- No mam nadzieję! Widziałeś jak się wystroiła dla ciebie, prawda?! A wiedz, że jak się tak postarała, to to już coś znaczy, palancie!
- Ale… - palancie?
- Nie wybaczę ci jak ją teraz zostawisz i pojedziesz sobie w pizdu! - spojrzał na Nią przelotnie. Była całkowicie skupiona na nim - Rozumiemy się?
- No dobra…
- Jakie no dobra?!
- No tak.
- Czy ty dajesz jej łaskę chamie, że się z nią spotkałeś? Powiedz to jak należy!
- Tak!
- Powtórz to jeszcze raz bo nie zrozumiałam!
- Mówię, że tak, cholera no! - taki dialog można prowadzić z nią bez końca…
- Dobra, wierzę ci - no w końcu. - To powiedz, pocałowałeś ją już?
- Nie - nie chciał schodzić na takie tematy z Fuku. To się źle skończy.
- No jak to nie? Chociaż w policzek? Rękę?
- Nie - chciałby powiedzieć jej coś bardziej do słuchu, lecz nie mógł, gdy Ona siedziała naprzeciwko niego.
- No to bierz się do roboty, ogierze - zachichotała. - Zajrzyj w drodze powrotnej, ja tu jeszcze pobędę. A teraz ROZPAL ją do granic możliwości!
- Wkurzasz mnie! Pa!
Nastąpiła chwila ciszy. Czekał na jej response.
- Dasz radę braciszku. Nadajecie na podobnych falach - zamarł - Kocham cię, pa.
- Pa skarbie…
Zastygł wpatrzony w telefon.
Gdyby to było takie proste…
- Coś się stało…?
Westchnął ciężko i wielkie opary dymu wydostały się z jego buzi. Odłożył telefon na stół. Chwycił szklankę z alkoholem i opróżnił ją w parę sekund. Patrzyła na to w osłupieniu.
- Cały lokal zalany… Jakieś dziwne ciśnienie w rurach, baterie wywaliło tak, że wbiły się w sufit. Jeszcze nie pozbierałem się po kredycie na odnowę tej dziury, a tu… Kurwa…
- Och... No to czekaj, dopiję tego drinka i lecimy…
Pokręcił przecząco głową. To było miłe, ale Fuku miała rację. W zasadzie teraz nic nie zrobi, robota dla fachowca. Nic to nie zmieni, czy zajrzy teraz, czy za dwie czy trzy godziny… Przy dobrych lotach trzy…
Poczuł, że ten jeden drink w tej chwili dla niego to za mało. Ogólnie jako, że był ognistym potworem, potrzebował bardzo dużo alkoholu, żeby się upić.
- Poczekaj tu chwilę - chwycił za szklankę. Zbiegł po schodach do Tim’a. - Trzy razy.
Wybałuszył na niego oczy. Płomienie wciąż pięły się do góry
- A tobie co? - Grillby westchnął.
- Zalało mi lokal - Tim zasłonił usta dłonią.
- Nie gadaj? - barman wyjrzał przez okno. - No ale kiedy? Przecież nie pada.
- Hydraulika - przytaknął mu na znak, że rozumie. - Jechałem tu prosto ode mnie, więc w ciągu tej chwili…
- Rany, strasznie ci współczuję…
Kiwnął głową. Wierzył, że myśli to co w tej chwili mówi. Nie uważał Tima za konkurencję. W zasadzie to on wprowadził go w zawód i byli swego rodzaju kumplami.
- Dobra, działaj, muszę się napić.
Barman szybko ogarnął dla niego jego zamówienie. Tak szybko jak mógł wrócił na antresolę. Patrzyła się na to co trzymał w rękach z szeroko otwartymi oczami. Otworzyła w zdumieniu usta, gdy usiadłszy chwycił jedną ze szklanek i wypił wszystko do dna, tak jak to zrobił z poprzednią.
- Grillby, spokojnie - powiedziała roztrzęsionym głosem. Dotknęła delikatnie jego pleców i zaczęła go głaskać kolistymi ruchami. - Będzie dobrze. Wypadki się zdarzają, ale trzeba sobie radzić, nie? - spojrzał na nią przeciągle. Kiwnął głową.
Było mu bardzo dobrze. W zasadzie dawno nikt oprócz Fuku nie okazał mu tyle… sympatii? Chciałby nazwać to czułością, lecz ona była po prostu miła.
Powoli się uspokajał. Przymknął oczy zadowolony. Bardzo lubił, gdy jakaś kobieta dotykała jego pleców. Pleców, karku… To były jego bardzo czułe punkty. Po chwili jej ręka spoczęła na nim. Najwyraźniej uznała, że mu starczy. Doprowadził się już do porządku.
Ale on nie miał jej dosyć.
Przysunął się w jej stronę. Nachylił się i oparł lekko policzek o czubek jej głowy. Jej włosy pachniały kwiatami. Położył dłoń na jej plecach. Środkowym palcem dotknął jej kręgosłupa i przejechał powoli wzdłuż linii w dół. Dotarł do końca wycięcia w sukience. Następnie zaczął kreślić koła po całych plecach.
W sumie dziwił się, że jeszcze nic na to nie powiedziała. Czyżby odpowiadało jej to, by obcy w zasadzie mężczyzna dotykał jej nagiej skóry? By on ją dotykał?
- Dobra duszyczka z ciebie - mruknął. - Dziękuję…
- Nie ma sprawy… - patrzyła jak chwycił za szklankę z drinkiem. Wziął łyka. - Na pewno nie chcesz jechać?
- Fuku się wszystkim zajęła… Poza tym zabroniła mi wracać - Taa… i kazała cię rozpalić do granic możliwości.
Jego ręka prześlizgnęła się na sukienkę, ułożył dłoń na jej biodrze. Byli naprawdę bardzo blisko siebie.
Nadal nic nie mówisz?
- A tak w ogóle - zaczęło się? Czy będzie musiał nastąpić odwrót? - to sama byłam zaskoczona, że się zgodziłeś wyjść… Czemu więc?
Zaskoczona? Nie mógł zrozumieć jak młoda i atrakcyjna dziewczyna może być zaskoczona czymś takim.
Popijał swojego drinka, wciąż myśląc jak dyplomatycznie wywinąć się od tego pytania. Nic mu nie przychodziło do głowy.
- ...bo tak.
- Bo tak - powiedziała pod nosem niskim głosem, jednocześnie wzruszając ramionami.
Znów poczuł żar w oczach. Nie mógł nic na to poradzić, nie lubił być przedrzeźnianym. Fuku robiła to na okrągło. Zapewne właśnie dlatego, żeby zobaczyć go złym. Miała wtedy bardzo wielki ubaw z niego, zwłaszcza gdy przez przypadek przestawał panować nad swoim ogniem i ubrania, które nosi na sobie zaczynały się palić.
- Ja tam myślę, że zrobiłeś to, by się siostra odczepiła - mówiła. Grillby otworzył szeroko oczy.
- Nieprawda.
- W końcu to tylko jedna randka z człowiekiem, nic ci się nie stanie - co ona za bzdury wygaduje?
- Możesz przestać? To totalnie rasistowskie bzdury, to co ty mówisz.
- W sumie nie ma się też przejmować takim jednym małym człowieczkiem...
- Dziewczyno - nachylił się nad nią. Przybliżył swoją twarz do jej twarzy. Spojrzał jej głęboko w oczy - Nie próbuj mnie wyprowadzić z równowagi. Nie chcesz widzieć mnie w takim stanie.
Nie odrywała od niego wzroku. Nie obawiała się jego spojrzenia.
- Chyba jednak chcę - przejechała swoim wilgotnym językiem po wargach. Zrobiły się lśniące, zapraszały go wręcz do tego, by ich spróbował… Obserwował ten ruch i znów spojrzał jej w oczy. Wstrzymał oddech. Zorientował się, że ona doskonale widziała, jak się jej przyglądał. Poczuł, jak w spodniach zaczyna mieć znów ciasno.
Chrząknął. Odsunął się od niej.
- … ja... może pójdę po drinka dla ciebie.
Cholera, cholera, cholera, cholera, cholera,...
Idąc odwrócił się w jej stronę. Przyglądała mu się z tymi jej różowymi policzkami. Prawie wpadł na jakąś parę całującą się na schodach. Fuknęli na niego gniewnie, lecz nie przejął się nimi w ogóle. Dopadł do baru.
- Co tym razem?
- Cholera - Tim uniósł wysoko brwi. - To znaczy… Nie wiem. Cokolwiek.
- Dla niej? - kiwnął głową. - Dobra, w takim razie niespodzianka.
Cały czas go obserwowała z góry.
Co zrobić? Nie mogę tam do niej pójść i po prostu usiąść i zacząć rozmawiać. Ona ewidentnie mnie kokietowała. Cholera… No ale przecież ja pierwszy zacząłem się do niej kleić. Cholera.
Powiedziałem sobie, że nie będę przekraczał granicy. Powiedziałem tak, a jestem już mile od niej. Nie dam rady. Czy naprawdę ten ogień jest nie do okiełznania? To się źle skończy…
Próbował wymyślić co powinien zrobić w takiej sytuacji. Nie spodziewał się po tej delikatnej dziewczynie takiego zachowania. Raczej myślał, że spotkanie przebiegnie spokojnie. Ale od początku go zaskakiwała. Może i miała tą skromność w sobie, lecz to w jaki sposób się ubrała… i jak go dotykała i jeszcze te usta… Nie dawał rady.
Ale musiał wymyślić coś, by uciec z tej sytuacji.
- Trzymaj - Tim dał mu jakiegoś niebieskiego drinka.
- Dzięki stary.
Ruszył z powrotem. Już wiedział co zrobi.
Wszedł na pierwszy schodek w górę. Nagle coś sobie uświadomił. Odwrócił się. Tak. Przy barze na drugim końcu siedział Sans. Wszędzie rozpozna tą bluzę. Przeszło mu przez myśl, że to chyba pierwszy raz, kiedy go tutaj widzi.
/Obrazek bardzo duży, aby lepiej zobaczyć szczegóły - kliknij na niego ;3/
Dobra, nieważne. Nie miał zamiaru i tak do niego zagadywać. Zwłaszcza po tym jak prostacko się zachowywał ostatnio u niego w barze.
Wszedł na górę.
- Może wyjdziemy na zewnątrz - powiedział do niej, chwytając za swój gin. Pospiesznie wstała. Poszła za nim.
Wyszli na wyludniony praktycznie taras. Ustał na trawniku, a ona tuż koło niego. Podał jej drinka.
Objął ją delikatnie prowadząc ku jednej z fontann.
- Usiądź - rozkazał. Zrobiła to bez słowa. Usiadł koło niej i przyciągnął pewnie do siebie. - Kompletnie nie wiem co mam z tobą zrobić.
Kłamca.
- To znaczy?
- To nie był dobry pomysł, że się zgodziłem na to… Chyba… powinniśmy wracać...
- Czemu?
Bo niesamowicie cię pragnę, wiem, że chciałbym zdobyć taką dziewczynę jak ty, a jednak się boję…?
Nie mógł tego powiedzieć. Zamiast tego trwali w ciszy pijąc to, co mieli w szklankach. Grillby jak zwykle bardzo szybko. Odstawił swoją koło siebie.
- Myślę, że musisz znaleźć sobie kogoś innego, młodszego - westchnął. - bez tylu… problemów.
Musiał to skończyć tu i teraz.
- Więc… Tak w zasadzie ile masz lat?
Zdziwił się tym pytaniem. Tyle miała do powiedzenia, na temat jego deklaracji?
- Trzydzieści dwa - otworzyła szeroko oczy.
- Żartujesz? - pokręcił głową. - To faktycznie dość sporo… Więc mówisz, że ci to przeszkadza?
Co takiego?
- Absolutnie tego nie powiedziałem - warknął zrezygnowany. Zaczął rozmasowywać sobie skronie. - W ogóle nie rozumiesz co mam na myśli.
- To może po prostu to powiesz? No wiesz - dostrzegł w jej głosie nutkę rozdrażnienia - bez owijania w bawełnę?
Powiedzieć? Jak miał coś takiego powiedzieć komukolwiek?
- To… to skomplikowane.
- Mów.
Trwali tak dłuższy czas w ciszy.
- Posłuchaj… - wziął głęboki oddech. Nie wierzył, że to robi. Mówił cicho, jakby każdy tylko czekał, by nakryć go na tym co miał zamiar powiedzieć. - Będę w stu procentach szczery. Tylko proszę cię o jedno… Wysłuchaj mnie do końca, dobrze?
Pokiwała głową. Nie wierzę, że to mówię...
- No to… zacznijmy od tego… Każdy potwór jest inny. Każdy RODZAJ potwora jest inny. Ja i Fuku jesteśmy ogniami, prawda?
- Tak, nie da się nie zauważyć.
- Jaki jest ogień? - nie odpowiadała chwilę na te pytanie. Bezradnie patrzyła na niego - No mów, nie myśl o mnie, tylko nie wiem, o ognisku.
- No… ogień jest przyjemnie ciepły… - zaczęła. - Ale nie można go dotknąć… bo parzy? - wyglądała jakby nie była pewna tego, czy jej myśli idą w dobrym kierunku.
- Taaa… Fajnie się patrzy na ognisko, prawda? - westchnął. - Ale tak niewiele potrzeba, by ogień wymknął się spod kontroli. Jest wtedy gwałtowny, nieobliczalny… Gdy zapali się chociaż jedno drzewo, można być już pewnym, że spłonie cały las, prawda?
Patrzyła na niego bezradnie. Nadal nie wiedziała do czego zmierzał. On sam uważał, że mówi niesamowicie pokrętnie...
- Jeśli chodzi o Fuku… Nie mówiła mi tego, ale mogę się założyć, że nim się spostrzegłaś już zaczęła uważać cię za jedną z najlepszych przyjaciółek, zgadza się?
- Tak…
- Wiesz z czym się to wiąże? - nie czekał na odpowiedź - Nie zastanawiamy się nad tym co czujemy. Pierwsze uczucie do danej osoby decyduje co zrobimy. Fuku poczuła, że jesteś odpowiednią dla niej koleżanką, więc teraz figurujesz na samym szczycie jej listy przyjaciółek.
Pokiwała głową.
- Fuku od pierwszego dnia chciała robić z tobą wszystko to, co robią ze sobą najlepsze przyjaciółki, prawda? Wspólne zakupy, wypady na miasto, zwierzenia. To tylko tydzień czasu. Bardzo szybko to wszystko nastąpiło. Jakie to uczucie? Jesteś zdezorientowana?
- Tak… To bardzo miłe, chociaż jednocześnie bardzo intensywne...
Odwrócił jej twarz ku niemu jednym ruchem. Zbliżył do niej twarz. Ich spojrzenia znów spotkały się w tej niebezpiecznej odległości.
- Również mam swoje wyobrażenia co do tego, kim chciałbym byś była. A więc jestem tutaj, bo chciałem być - mówił powoli. - Gdybym nie chciał, nikt by mnie do tego nie zmusił. Nawet kaprys Fuku. Ale jestem i… naprawdę się powstrzymuję, by nie być nieprzyjemnie intensywny, rozumiesz mnie dziewczyno?
Jej oddech przyspieszył a źrenice rozszerzyły się. Ten widok napełniał go ochotą, by posunąć się o krok dalej. Stój durniu!
- I przez to mówię, że nie jestem dla ciebie odpowiedni. W sumie nie ważne, czy będzie to ktoś młodszy czy starszy. Ale na pewno nie ktoś taki jak ja. Więc… najlepiej będzie dla ciebie, jeśli teraz, w tej chwili zawiozę cię z powrotem do domu. powiedz, że chcesz wrócić.
- Nie rozumiem - wyszeptała - co chcesz mi powiedzieć. Co masz na myśli mówiąc… nieprzyjemnie intensywny?
Nie mów do mnie w ten sposób, bo będę chciał byś się o tym naprawdę przekonała…
Ale… choć odrobinę…
Wtedy przejechał wierzchem dłoni po jej udzie w stronę kolana. Tu również jej skóra była przyjemnie gładka.
Więcej.
Wcisnął otwartą dłoń pomiędzy jej nogi. Był tak bardzo blisko...
- Właśnie to. Choć właściwie to nie. To jeszcze nie jest to...- czuł, że posuwa się za daleko. Ale nie mógł przestać. Nie był w stanie powstrzymywać swojego żaru w nieskończoność. - Naprawdę cenię sobie to, że przyjaźnisz się z moją siostrą. Jesteś naprawdę cudowną dziewczyną - drugą dłonią wślizgnął się pod jej sukienkę oraz majtki, złapał jej pośladek. Był tak samo jędrny jak to sobie wyobrażał. Tak… - Więc pozwól się odwieźć do domu. Teraz - mruknął prosto do jej ucha.
Nic nie mówiła. Spojrzała na dłoń gładzącą wewnętrzną stronę jej uda. Wtedy on nachylił się i dotknął ustami skóry na jej szyi. Taka delikatna. Wpiął się w nią swoimi wargami. Nie mógł na to poradzić. Był na tyle blisko, iz jego płomienie delikatnie dotykały jej krocza. Czuł jak drży i staje się coraz bardziej gorąca. Widział, że jej się to podoba. Jęknęła ledwo otwierając swoje delikatne usteczka. Zapragnął, by zrobiła tak jeszcze raz...
- Przestań…
Nie zdążyła nic więcej powiedzieć.
Co do…?!
Poczuł jak coś zaciska się wokół jego duszy. Wiedział doskonale co to oznacza. Nie było czasu na reakcję. W następnej chwili poczuł się niesamowicie lekki, nie siedział już na murku, uniósł się ledwo dostrzegalnie a następnie uderzył z niesamowitą siłą w taflę wody w fontannie.
...
- O Boże, Griilby?! - krzyknęła.
Cholera… Jaki ból…
Wynurzył się z wody. Słyszał dźwięk gasnącego ognia. Musiał szybko wyjść z tej fontanny.
- Nic ci nie jest? - złapała go za rękę. Podciągnął się i pospiesznie wyszedł, prawie przewracając się na nią. Wylądował na trawie.
Cholera…
Zaczął się rozglądać. Nigdzie go nie dostrzegał. Ale wiedział, że to on. Sans. Wszędzie poznałby działanie tej magii.
Co to do cholery miało być?!
- Nic ci nie jest? - spytała ponownie padając na kolana obok niego. Wciąż trzymała go za rękę. Zatrzymał spojrzenie na swojej dłoni. Poprzez zmniejszające się płomienie dostrzegł ciemne plamki, jakby miejscami faktycznie zgasł. Nie chciał nawet wiedzieć, jak musi wyglądać cały. Skupił się i całymi swoimi siłami próbował odnowić ogień. Powoli wracał. Powoli… - Nic ci nie jest? - kiwnął głową. - Na pewno wszystko dobrze? Boże, tak się wystraszyłam… - przytuliła go na kilka sekund, po czym szybko się odsunęła. Wyglądała jakby naprawdę chciała go pocieszyć, ale była zbyt zakłopotana i zdezorientowana. Nic dziwnego… - Naprawdę… Myślałam, że zgaśniesz…
- To nic… Nie zgasnę od czegoś takiego... - co innego jeśli poleżałbym tak jeszcze chwilę, to kto wie. Nie umierałem, nie wiem jak długo mogę to robić. - Ale… Potrzebuję chyba trochę odpocząć… W domu...
- Nie ma sprawy - złapała go i pomogła mu wstać. - Chodźmy do twojego auta - wciąż obejmując go, zaczęła go prowadzić w stronę parkingu.
Nie wiedział co odbiło jego przyjacielowi. Dlaczego to zrobił? Kurwa… To co stało się w barze, to na pewno też jego sprawka.
Czuł wypełniający go gniew.
- Aua! - powiedziała, puszczając go. Byli już przy jego BMW. Oparł się o samochód. Dopiero teraz zorientował się, że próbując odnowić swój żar i jednocześnie złoszcząc się, oparzył ____.
- Cholera, przepraszam! - chwycił jej dłonie, które przyciskała do piersi.
- N… nie to nic… - próbowała się bronić, lecz ostatecznie się poddała. Rozłożył jej palce, by zobaczyć co zrobił. Nie było tak źle.
- W aucie mam bardzo dobry środek na oparzenia. Zaraz ci dam. Naprawdę przepraszam… Zapomniałem się...
Otworzył samochód i weszli do środka. Otworzył zamaszyście schowek i wyciągnął mały słoiczek. Nabrał odrobinę mazi na palce. Złapał ponownie jej poparzoną rękę i zaczął delikatnie rozsmarowywać specyfik.
- Mam nadzieję, że zadziała… Wiesz, nie jesteś potworem, więc nie mam pewności…
Cisnął słoikiem z powrotem do schowka. Oparł głowę o kierownicę, obejmując ją dodatkowo rękoma.
Nie mógł sobie wybaczyć, że znów stracił nad sobą kontrolę.
...
- Powiedz gdzie mieszkasz… - oderwał się od kierownicy i odpalił auto. Powiedziała mu adres.
- Piłeś, czemu prowadzisz...?
- Nie przejmuj się tym - wyjął okulary i osuszył je wycierając o ubranie. Nie miała się co martwić o to, że za dużo wypił. To był dla niego pryszcz. - Na pewno nie wylądujemy na drzewie - z tym drugim był jednak kłopot. Stracił bardzo dużo energii, nie czuł się dobrze. Mimo okularów, jego wzrok się pogorszył. Musiał jechać naprawdę powoli, by mieć pewność, że nie uderzy w nic ani w nikogo.
Gdy w końcu dotarli pod blok dziewczyny zaparkował tuż przed jej klatką i czekał. Ta siedziała i wpatrywała się w niego. Nic ni mówiła...
- Przepraszam cię - powiedział w końcu. Naprawdę nie chciał by tak się to skończyło…
- Czyli… mam rozumieć, że… - była wyraźnie wzburzona. Energicznie gestykulowała.
- Nie umiem czekać. Albo byłabyś cała moja, albo w ogóle. Cała, rozumiesz? Ale ja widzę, że… Jesteś porządną dziewczyną, zawstydzasz się z byle głupstwa, w sumie to mi się to bardzo podoba, ale…
Siedzieli chwilę w ciszy.
- Chyba sobie jaja robisz. Ja rozumiem, że jesteś przystojny i w ogóle, ale nie dam się nabrać na takie teksty. Nie jestem debilką.
Nie spodziewał się innej reakcji. W sumie zdziwiłby się, gdyby było inaczej.
- Wiesz co… - otworzyła zamaszyście drzwi. - Fuku mówiła mi, że zawsze trafiałeś na nieodpowiednie dziewczyny, ale... może po prostu powinieneś przestać traktować je wszystkie jak dziwki, wiesz?
Trzaśnięcie drzwiami. Nie czekał na nic więcej. Odpalił znowu samochód, wyjechał z parkingu i ruszył.
Cholera!
Przyspieszył. Prawie stuknął jakiegoś gościa w lewy zderzak wyprzedzając go.
Cholera, znowu!
Ktoś na niego zatrąbił, gdy przejechał na czerwonym.
Nawet nie wiedział kiedy był znów pod swoim barem. Nie wysiadał. Schował twarz w dłoniach.
To moje przekleństwo. Zawsze chciałem mieć kobietę, taką jak ona. Problem w tym, że kobiety takie jak ona, nie chcą gościa takiego jak ja.