1 stycznia 2019

Undertale: Śpiąca Baśń - Sans - D - Zagubieni

Autorzy rozdziału: Dodo Dan oraz Shini

   - Jesteś skrajnie nieodpowiedzialna! Mogłaś zostać porwana! Zabita! Albo sprzedana na niewolnicę! Co ty tam w ogóle robiłaś?! Albo nie! Nie chcę wiedzieć! Jeśli jeszcze raz to zrobisz... - dalej już nie słuchałaś. Asgore krzyczał już tak z półgodziny. Nigdy przedtem nie widziałaś go tak wkurzonego. Gdybyś miała uczucia pewnie już byś się rozpłakała. Przepraszała za swoje zachowania. Załzawiona szukała poparcia u Toriel, która pewnie starałaby się udobruchać Asgora i Asriela, który nie omieszkał powiedzieć o twoim dziwnym zachowaniu. Jedyne co robiłaś w tej chwili to słuchałaś ich z opuszczoną głową.
Nie wiedziałaś co powiedzieć. A raczej co mogłaś im powiedzieć. W tej sytuacji mają dość zmartwień. Nie możesz dostarczać im kolejnych problemów. Wolałaś przeczekać gniew swego ojca.
   - I co? - dodał już normalnym głosem król. - Nie masz mi nic do powiedzenia?
   - Przepraszam, ojcze - powiedziałaś dalej na niego nie patrząc. Chciałaś jak najbardziej załagodzić sprawę. A mówienie do Asgora ojcze, może zadziałać.
Po usłyszeniu tego król przez dobrą chwilę milczał. Potem usłyszałaś kroki i szepty. Chyba Toriel mówiła coś Asgorowi, ale nie byłaś pewna. Uznałaś, że podnoszenie głowy będzie złym pomysłem.
Usłyszałaś ciężkie westchnięcie.
   - Masz zająć się przygotowania mi balu, a Asriel nie będzie spuszczał z ciebie oka. W nocy straż będzie pilnować twojej komnaty - oznajmił Asgore.

Wcześniej myślałaś, że byłoby to niemożliwe, aby Asriel stał się bardziej natarczywy. On oraz dwóch strażników nie odstępowali cię na krok. Miałaś poważny problem jak skontaktować się z Sansem, tak aby nikt się nie zorientowałam. Nie chciałaś z nim kolejnej kłótni.
Musiałaś coś wymyślić.
Jedyne co ci przyszło na myśl to poproszenie o pomoc Alphys. Na szczęście Asriel został wezwany, więc ze strażnikami powinno być łatwiej.

   - Moglibyście wyjść? - zapytałaś strażników.
   - Niestety, księżniczko, dostaliśmy rozkazy od samego króla. Nie możemy zostawić cię samej - odrzekł strażnik.
   - Oh! Dajcie spokój! Chyba nie chcecie, aby król się dowiedział, że widzieliście księżniczkę nago? - krzyknęła obudzona Alphys.
    - Nago? - zapytali obaj strażnicy równocześnie. Oboje lekko zdezorientowani i zaskoczeni.
   - A myślicie, że jak wygląda badanie? Myślicie, że te okulary pozwalają mi prześwietlać ubrania? - zapytała ironicznie, dotykając swoich okularów.
Po tych słowach speszeni strażnicy, wyszli z pomieszczenia.
   - Niezła wymówka - przyznałaś.
   - Nie ma za co - uśmiechnęła się. - Co cię do mnie sprowadza?
   - Jak szybko przyrządzisz eliksir nasenny? - zapytałaś.
   - Na... - zaczęła, odwracając się od ciebie. Wzięła z półki jakiś flakonik, a potem położyła go przed tobą. - wczoraj. Chcesz uśpić strażników?
   - Tylko na kilka godzin. Muszę porozmawiać z Sansem - oznajmiłaś. - Dasz radę im to jakoś podrzucić?
   - Jasne. Mam znajomą w kuchni. Zrobi wszystko, bo ma u mnie dług - powiedziała jaszczurzyca, machnąwszy ręką. - Nie wygada się, bo z alchemikiem się nie zadziera - Mrugnęła do ciebie.
Powinnaś cieszyć się, że Alphys ci pomaga, ale wiedziałaś, że nie chciałabyś się jej narazić.

Plan twój i Alphys się powiódł. Mogłaś spokojnie opuścić swój pokój, uważając na śpiących na ziemi żołnierzy. Udałaś się w stronę ogrodu. Miałaś nadzieję, że Sans nie opuścił jeszcze zamku.  

Znalazłaś go śpiącego pod drzewem. Zrozumiałaś, że miał kolejny napad. Jedyne co pozostało ci to czekać. Nie możesz teraz odejść. To może być wasza jedyna szansa, aby porozmawiać. I tak masz dużo czasu. Strażnicy mają spać do rana. A była dopiero północ.
Sans obudził się po jakieś godzinie. Spojrzałaś na ciebie zaskoczony, a potem rozejrzał się.
  - Kurwa - zaczął mamrotać pod nosem, a potem walnął z pięści w ziemię.
  - O co chodzi? - Nie bardzo rozumiałaś jego reakcję.
   - To trwało prawie cały dzień - powiedział z ponura miną.
   - Damy radę - powiedziałaś, dotykając jego ramienia. - Chodźmy poszukać tego kwiatu
  - Teraz?
   - Później może być coraz gorzej - odrzekłaś, wstając.

Powoli nastawał ranek. Słońce podnosiło się znad horyzontu, zwiastując początek kolejnego dnia i zapowiedź kolejnych kłopotów. Wiedziałaś już, że strażnicy obudzili się. Pewnie sprawdzili już twoją komnatę albo zrobią to lada chwila. Straż zacznie cię szukać. Ciekawe jak długo zajmie im znalezienie ciebie. Musieliście się pośpieszyć i znaleźć tą cholerną polanę.

Błąkaliście się po lesie całą noc oraz większość dnia. Oboje stawaliście się coraz bardziej sfrustrowani. Nie tylko przez zmęczenie, ból nóg, ale i głód. Od wczorajszego wieczoru nic nie jadłaś. A co dopiero Sans. Od chyba nie jadł nic od wczorajszego śniadania. Ale powiedział, że o dziwo, nie jest tak głodny jakby przypuszczał.
Jednak, gdy słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, wasze zdenerwowanie sięgnęło zenitu.
   - Cholera! Zgubiliśmy się! - przyznałaś w końcu, rozpościerając bezradnie ręce.
   - Musimy coś wymyślić - powiedział Sans.
Nie wiedziałaś co zrobić.
Nie wiedziałaś co masz czuć.
Nie wiedziałaś nic.
Tkwiłaś w martwym punkcie.

Share:

Undertale: Śpiąca Baśń - Sans - D - Ciężkie dni

Autorzy rozdziału: Dodo Dan oraz Shini

  - Wstawaj! - usłyszałaś nad sobą jakiś męski głos. Gwałtownie zerwałaś się z łóżka, prawie z niego spadając. Przez to pojawiły ci się mroczki przed oczami. Chwilę zajęło ci zidentyfikowanie osoby, krzątającej się po twoim pokoju. - Mamy dzisiaj sporo roboty!
  - Asriel? - zapytałaś, odzyskując władzę w oczach. - Co ty tu robisz?
  - Ostatnio omijałaś zajęcia oraz przygotowania do urodzin - powiedział, dalej chodząc po twoim pokoju. - To twoje osiemnaste urodziny oraz oficjalna koronacja na księżniczkę - dodał, wyjmując z szafy kilka sukni. - Ubierz się i zacznij na poważnie traktować swoją rolę - Rzucił na ciebie masę ubrań.
Miałaś przeczucie, że to nie będzie łatwy dzień.

I miałaś rację. Asriel nie dał ci nawet chwili wytchnienia. Naprawdę wziął twoje przygotowania na poważnie.
Od rana ostatnie przymiarki sukni. Krawcowa z dumą oświadczyła, że twoja suknia jest gotowa. Przejrzałaś się w lustrze. Długa do ziemi fioletowa suknia. Od bioder przyszyte były falbany. Krój idealnie podkreślał twoją talię.
Jednak Asriel szybko wyrwał cię z zachwytu.
  - Koniec tej zabawy, czas na twoje lekcje tańca - odrzekł Asriel, wychodząc. Westchnęłaś ciężko. Gdy tylko wyszedł, zrzuciłaś suknię balową.

Kolejne lekcje tańca. Tym razem tańczyłaś z jakimś byłym uczniem twojego nauczyciela. Chłopak był bardziej wytrzymały niż Asriel. Trzy godziny deptania stóp. Musiałaś przyznać, że twój nowy partner był wytrzymały albo miał niezłe buty.
Nie wydawał się nawet zmęczony, ale ty to co innego. Ledwo co stałaś, tak miałaś zmęczone nogi. Do tego bolały cię jeszcze plecy.
  - Wiesz, że jesteś okropny - powiedziałaś do księcia, gdy zmierzaliście w stronę sali balowej obejrzeć dekoracje.
  - Nie okropny, a odpowiedzialny. W przeciwieństwie do ciebie - odrzekł poważnie Asriel, otwierając przed sobą drzwi. - Skoro ty nie potrafisz zająć się przygotowaniami, to ktoś musi.
Weszliście do sali balowej.

Twój dzień nie byłby tak okropny, gdyby nie to, że Asriel zachowywał się jak twój cień. Nie odstępował cię na krok. Niestety nie udało ci się spotkać z Sansem. Wróciłaś do pokoju późnym wieczorem. Byłaś tak zmęczona, że od razu rzuciłaś się na łóżko, nie zważając na swój strój. Szybko oddałaś się w objęcia Morfeusza.

Kolejny dzień wyglądał podobnie albo był nawet bardziej wyczerpujący.
Jednak tej nocy nie dane było ci zasnąć.
Obudziło cię delikatne pukanie. Ale to nie były drzwi. To było coś innego. Wstałaś lekko zdezorientowana. Sięgnęłaś po świecę na szafce nocnej oraz zapałki.
Zapaliłaś świeczkę, rozglądając się po pokoju.
Znowu usłyszałaś dziwne pukanie, a raczej stukanie. O szkło?
Powoli podeszłaś do okna. Otworzyłaś je, a potem...
Dostałaś czymś twardym w czoło.
   - Ała! - krzyknęłaś, cofając się. Pomasowałaś obolałe miejsce, podchodząc do szyby. Wychyliłaś się przez okno. Twoja sypialnia znajdowała się na drugim piętrze od strony ogrodu.
Ujrzałaś słabe światło z dołu. Znany ci szkielet stał na dole. Machałaś do ciebie, że masz zejść.
Odeszłaś od okna, po drodze wzięłaś szlafrok.

  - Odbija ci?! - powiedziałaś do niego. Niby nie mogłaś się wściec, ale wiedziałaś, że to co zrobił było skrajnie nieodpowiedzialne. Mógł was narazić na niebezpieczeństwo. - A co jakby zauważyłby to ktoś inny? Pomyślałeś?
  - Wiesz najwyżej powiedziałbym służącemu, żeby poprosił moją przeklętą współtowarzyszkę, księżniczkę - powiedział ironicznie. - Aby wreszcie raczyła ruszyć swój... 
  - Nawet nie waż się kończyć! - ostrzegłaś go. Nie posiadasz uczuć, ale nie pozwolisz się obrażać. Powinnaś w tej chwili być wściekła. Chciałaś się tak czuć.
   - Zapomniałem. Przecież jesteś księżniczką - powiedział, kłaniając się. - Przecież tobie należy się szacunek - kontynuował ironicznie. - Całe królestwo może stracić uczucia, ale ciebie nie wolno nawet urazić! Albo jakoś upomnieć! - dokończył sugestywnie podnosząc ręce do nieba.
   -  Serio myślisz, że to takie proste być księżniczką? Wiesz, ile mam obowiązków, których nie mogę zaniedbać?  - Nawet nie wiesz, dlaczego to mówisz. Wiedźma mówiła, że nie możesz kochać, a reszta uczuć jest po części uśpiona. Coś po prostu kazało ci krzyczeć. Czyżby wściekłość, jaką powinnaś czuć i jaką może czujesz, jest aż tak silna?
    - Nie wiedziałem, że tak ciężko jest znosić miłość jaką cię wszyscy otoczyli - powiedział kpiąco. - To wszystko jest przez ciebie! Nie potrafiłaś przejrzeć na oczy! A teraz ja cierpię! Nie potrafisz wziąć odpowiedzialności za to co zrobiłaś!
Nie jesteś pewna, ile się tak kłóciliście, ale przestaliście zważać na wasze otoczenie. Nie szeptaliście już, tylko krzyczeliście. Jedno głośniej od drugiego.
Ostudziło was dopiero słabe światło na końcu korytarza oraz zbliżające się kroki.
Oboje stanęliście jak wryci przez chwilę wpatrując się w cienie przed wami. Dopiero, gdy Sans chwycił cię za ramię. Oprzytomniałaś. Poczułaś jak mocno bije twoje serce. Nie bałaś się, chociaż adrenalina krążyła w twoich żyłach. Odruch organizmu.
Otworzyłaś najbliższe drzwi, wpychając Sansa do środka.
W ostatniej chwili. Potem zobaczyłaś światło pod drzwiami oraz dwa cienie.
  - Książe, jesteś pewien, że coś słyszałeś? - zapytał męski głos. Chyba jakiś strażnik, ale nie byłaś pewna.
   - Oczywiście - odparł Asriel. - Ktoś się z kimś kłócił. Jestem tego pewien
   - Może to jacyś służący, książę? - odparł strażnik.
   - Może - odparł. Tylko brzmiał trochę inaczej. Jakby był zamyślony. - Upomnij służących, żeby rozwiązywali swoje sprawy po za pałacem.
Po tych słowach kroki zaczęły się oddalać, aż w końcu ucichły.
Byliście bezpieczni.
Żadne z was nie potrafiło przerwać tej ciszy. Zdawała się przenikać was. Dobijała i nie pozwalała zapomnieć o waszej kłótni.
Padło wiele słów. Prawdziwych. Ostrych.
Westchnęłaś ciężko.
   - Dlaczego tu przyszedłeś? - zapytałaś, przerywając milczenie. - Bo raczej nie dla kłótni.
   - Usłyszałem o jakimś kwiecie, który może uzdrowić wszystkie urazy czy klątwy - odpowiedział Sans, nawet na ciebie nie patrząc. - Tylko jest jeden problem.
   - Jaki? - zapytałaś niepewna o co mu chodzi. Jednak fragment o magicznym kwiatku cię zaciekawił.
   - Osoba, która coś wie przesiaduje w barze i... - przerwał. Zachowywał się dziwnie. Zdawał się mieć problem z powiedzeniem kolejnych słów.
   - I?
   - On chce pieniędzy za informacje - oznajmił.
   - Ile? - zapytałaś prosto z mostu. Nie ważne, ile by chciał. Ty zapłacisz. Każda informacja dotycząca zdjęcia klątwy jest na wagę złota. Dosłownie. 
Ogrodnik spojrzał na ciebie zaskoczony. Chyba nie spodziewał się takiej reakcji. Gdy spostrzegł, że czekasz na jego odpowiedź, wrócił do normalności.
   - 20 000 gold - odparł.
   - Zdobędę je, ale bierzesz mnie ze sobą - oznajmiłaś. Sans nawet nie zaprzeczył, chyba obawiał się, że możesz odmówić zapłacić.


Umówiłaś się z Sansem na kolejny dzień. Mieliście spotkać się przy bocznym wyjściu z ogrodu.
Ale przed tobą zapowiadał się kolejny długi dzień z Asrielem. Lekcje tańca. Nadzorowanie przygotowań. Lekcje etykiety. Nie mogłaś nawet znaleźć czasu dla siebie.
Twój brat na każdym kroku przypominał ci też o koronacji. Mówił o obowiązku. Twojej powinności jako księżniczki. Powoli zaczynało cię to denerwować, ale nie mogłaś nic na to poradzić.

Gdy nastała noc spotkałaś się w umówionym miejscu ze swoim towarzyszem.
Żadne z was nie odezwało się. Po prostu milczeliście. Jakoś nikt z was nie miał odwagi zacząć rozmowy. Ty nie wiedziałaś jak, a on mógł bać się twojej reakcji. Nie posiadasz uczuć. Można spodziewać się po tobie wszystkiego. Nie dziwiłaś mu się.
W tej sytuacji milczenie było chyba najlepszą opcją dla waszej dwójki, przynajmniej tak uważałaś.

  - Witaj, Sansiku! - powiedział psi potwór. Szkielet wzdrygnął się na to przezwisko. Nie dziwisz mu się. To naprawdę brzmi okropnie. Równie okropnie jak ten potwór, z którym przyszło wam rozmawiać. Niemiłosiernie cuchnął alkoholem, aż cię od tego mdliło. - Kim jest twój zakapturzony towarzysz?
   - Nie o tym mieliśmy rozmawiać, Spike - odparł poważnie Sans, siadając naprzeciwko potwora. Poszłaś w jego ślady.
   - Stary, spokojnie - odparł pies potwór, podnosząc ręce w geście obronnym. - Może piwko dla rozluźnienia atmosfery? - Zapytał, ale po minie Sansa wniósł, że to nie czas na żarty. - Dobra, coś ty taki sztywny? - powiedział pies, odstawiając piwo. Jego postura zmieniła się diametralnie. Wyprostował się, a z jego oczu nie patrzyło już tak głupkowato jak wcześniej. Jedno wiesz na pewno. Nie chciałabyś natrafić na tego mężczyznę sama. - Przejdźmy do interesów. Daj pieniądze.
   - Pierwsza połowa teraz, druga po tym jak zweryfikujemy twoje informacje - odparł Sans, kładąc woreczek z złotem na stół. Spike wziął je, a następnie otworzył, jakby chciał się upewnić, że nie kłamiemy.
   - Nieufny jak zawsze - powiedział pies potwór, chowając pieniądze do kieszeni. - Nic się nie zmieniłeś. 
To było coś co cię zaciekawiło. Kim Sans był wcześniej, zanim zaczął pracę jako ogrodnik? Gdzie mieszkał zanim przeprowadził się tu cztery lata temu?
Niestety nie poznasz odpowiedzi na te pytania.
     - Skończ już te gierki i gadaj o tym kwiecie - warknął Sans.
Po tych słowach Spike, zaczął opowiadać. W lesie na polanie na zachód od zamku rośną złote jaskry. Wśród nich jest jeden inny niż reszta. Podobno potrafi uleczyć każdą dolegliwość. Ale nie wolno się pomylić. Jeśli zerwie się nie ten kwiat, grozi to śmiercią.
Po tym jak Spike skończył opowiadać, spojrzeliście po sobie z Sansem. Musieliście spróbować. Zostało wam naprawdę niewiele czasu.
     - Oddam ci resztę jak znajdziemy ten kwiatek - powiedział Sans, wstając.
Uczyniłaś to samo co on. Jednak Spike chwycił cię mocno za nadgarstek.
     - A może jednak załatwimy to inaczej. - powiedział pies potwór, szczerząc swoje kły. - Myślałeś, że nie poznam zapachu człowieka. A przecież obaj wiemy kim jest jedyny człowiek w tym królestwie? - dokończył.
    - Puszczaj ją albo mnie popamiętasz - wycedził przez zęby szkielet. Jego prawe oko zabłysło niebieskim płomieniem. Nie wiedziałaś co to oznacza, ale byłaś w niezłych tarapatach.
    - Jeszcze zobaczymy - odrzekł do Sansa, a następnie spojrzał na salę. - Hej! Patrzcie kto nas zaszczycił swoją obecnością! - krzyknął podnosząc cię za rękę do góry. Był od ciebie sporo wyższy. Bez problemu podniósł się ponad siedzących, przy okazji zdejmując kaptur.
Po sali przebiegły stłumione szepty, które szybko przerodziły się w krzyki.
    - Księżniczka!
    - Co ona tu robi?
    - Złapmy ją dla okupu!
    - Zawołajmy strażników!
Potwory przekrzykiwały się, a potem wszystko zaczęło dziać się bardzo szybko. Niektóre potwory chciały ci pomóc. Komuś nawet udało się wybiec. Tylko nie byłaś pewna czy uciekł, czy pobiegł powiadomić straże. Inne potwory zapragnęły pieniędzy. Chcieli dorwać cię dla okupu. Bili się między sobą. Zaczęli nawet rzucać naczyniami, a niektórzy krzesłami.
W tym rozgardiaszu Sans stał naprzeciw ciebie, a Spike dalej trzymał cię w górze. Nie bardzo wiedziałaś co masz robić w tej chwili. Czułaś jak twoje ciało drętwieje. Nie mogłaś się ruszyć.
A potem ujrzałaś Sansa jak przywala Spikeowi prosto w brzuch. Zdawało ci się, że jego rękę otoczyła błękitna poświata. Upadłaś na ziemię. Podniosłaś głowę.
   - Wstawaj, szybko! - powiedział do ciebie Sans, chwytając cię pod ramię. Wstałaś. Chcieliście jak najszybciej udać się w stronę wyjścia, póki reszta była zajęta sobą. - Tędy! Za barem jest tylne wyjście! - dodał szkielet, ciągnąc cię w tamtą stronę.
    - Straż! Wszyscy na ziemię! - rozległ się donośny znajomy ci głos. Odwróciłaś się w stronę drzwi.
W progu stała Undyne w swoim hełmie. Wyglądała w nim naprawdę przerażająco. Stała ze swoimi najlepszymi ludźmi, więc nie było dziwne, że obok niej stał wysoki szkielet. Poznałaś Papyrusa po jego pomarańczowej chuście. Nosił ją zawsze.
A obok nich stał Asriel. Miał lekką zbroję z runą na piersi. Nikt nie odważyłby się go zaatakować.
Wiedziałaś, że nie ważne co zrobisz jesteś już w poważnych tarapatach. Ale nie mogłaś wmieszać w to Sansa. Tobie może jeszcze uda się jakoś z tego wywinąć, lecz jemu?
Nie chciałaś nawet o tym myśleć. Zostało ci tylko jedno. Staliście obok tylnych drzwi. Jeśli strażnicy cię znajdą on będzie bezpieczny.
   - Uciekaj - powiedziałaś, wypychając go na dwór. Szkielet oniemiał. Zbyt zaskoczony, aby cokolwiek zrobić. Gdy już był na zewnątrz, zamknęłaś drzwi i zasunęłaś rygiel.
A potem?
Pierwsza zauważyła cię Undyne, która, gdy tylko do ciebie dotarła nie omieszkała cię zbesztać. A czekało cię jeszcze kazanie od króla Asgora. Jednak był środek nocy. Król zadecydował, że ukarze cię z samego rana.


Share:

Undertale: Śpiąca Baśń - Sans - D - Wina Sansa - Trzy dni

Autorzy rozdziału: Dodo Dan oraz Shini

Po dostarczeniu składników Alphys pozostało ci jedynie czekać.
Nie miałaś nic lepszego do roboty jak skupić całą swoją uwagę na nadchodzącej imprezie. Starałaś się być pozytywnej myśli. Chociaż alchemiczka powiedziała wam, że lepiej nie nastawiać się na sukces. Istniała możliwość, że eliksir nie zadziała.
Jednak nie potrafiłaś sobie tego wyobrazić.
Lecz twoje myśli nie mogły się skupić na niczym innym jak nie na balu. Toriel o to zadbała. Rankami miałaś ćwiczenia z tańca. Walc wiedeński, walc angielski oraz fokstrot. Jaka jest między nimi różnica?
Dalej tego nie wiesz, chociaż masz opanować je do czasu balu. Twoim partnerem do ćwiczeń został Asriel. Nie był z tego zbytnio zadowolony. Gdybyś mogła to być mu współczuła. Co chwila deptałaś go po nogach.
Po piątym razie powiedział, że kapituluje. Jego łapy tak bolą, że ledwo chodzi. A tańczyliście fokstrota, chyba to jakieś pół godziny. Przy walcu tak źle jakoś ci nie szło.
Gdy twój brat skapitulował, nauczyciel lekko zirytowany twoją niezdarnością, uznał, że lekcję dokończycie następnego dnia.
Kolejnymi ciekawymi według Toriel zajęciami były przymiarki sukni. Królowa uważała, że trzeba coś jeszcze poprawić. Potrafiła znaleźć najdrobniejszy błąd. Każdą krzywo przyszytą koronkę czy falbankę. Na szczęście nie mogła już zmienić koloru.
Po przymiarkach czekał cię wybór potraw.
Przy tym musiał uczestniczyć największy łasuch w zamku - król Asgore.
Towarzyszył ci, gdy wybierałaś potrawy. Namawiał cię, aby kucharz przyrządził ciasto ze ślimaków - ulubiony przysmak króla. Udało wam się dojść do względnego porozumienia. Zostanie przyrządzone ciasto cynamonowe, ale przez Toriel.
Asgore obiecał, że to załatwi. Musiałaś przyznać, że całkiem nieźle poszły te targi z twoim ojcem. Szczerze, to uważasz, że to ty lepiej wyszłaś na tym. Ale to tylko twoja opinia.
Mniej więcej tak wyglądały twoje trzy dni. Ale miałaś też dużo czasu wolnego.
Jakoś często trafiałaś do królewskich ogrodów. Wolałaś spędzać czas z Sansem niż siedzieć sama w pokoju.
Szkielet często oprowadzał cię po różnych zakamarkach ogrodu. Opowiadał ci o kwiatach. O błękitnych niezapominajkach. O narcyzach. O różach. Wielu z tych rzeczy nie wiedziałaś i rzeczywiście cię to ciekawiło.
Jakoś tak wolałaś patrzeć na niego jak z zapałem mówi o różnych roślinach. Miał w oczach ten zapał oraz pasję.
Nie wiedziałaś czemu wolałaś być z nim. Może dlatego, że tylko on mógł zrozumieć twoją klątwę? Może to, że przed nim nie musiałaś udawać?
Nie potrafiłaś na to odpowiedzieć. I jakoś nieszczególnie szukałaś na to odpowiedzi.
Lecz nie tylko na tym mijał wam czas.
Byłaś dla Sansa pomocna w wielu sprawach. Wspierałaś go psychicznie w jego uciążliwej klątwie. Napady snu stawały się coraz bardziej uporczywe. Jego napady stawały się dłuższe oraz częstsze. Niektóre potrafiły trwać nawet godzinę albo i dłużej.
Wtedy do akcji wkraczałaś ty. Pilnowałaś, aby nie zrobił sobie krzywdy, gdy nagle mdlał. Sadowiłaś go na ławce albo opierałaś o drzewo. Czekałaś, aż się obudzi. Byłaś też jego alibi.
Zawsze mógł powiedzieć, że towarzyszył księżniczce w jej codziennym spacerze. Ta wymówka natychmiast działała na wszystkich. I jakoś nie powstawały na wasz temat żadne plotki.
Tu akurat uważasz, że to zasługa Asgora. Nikt nie chciałby urazić go ani ciebie. Potwory nigdy nie uważały cię za złą osobę. Wprost przeciwnie. Bardzo cię lubiły, a przynajmniej te na zamku.


Te trzy dni minęły wam w naprawdę miłej atmosferze. Twoja pomoc okazała się nieodzowna dla Sansa. A ty mogłaś przy nim odpocząć. Czułaś... dalej nic.
Ale tak jakoś wiedziałaś, że lepiej żebyś spędzała czas z Sansem niż samotnie.

Trzeciego dnia wieczorem udaliście się do Alphys pełni nadziei. A przynajmniej Sans miał jej za dwoje.
Otworzyliście drzwi pracowni alchemicznej.
  - Witajcie moi przeklęci! - powiedziała na powitanie Alphys, odrywając się od pracy. Nic nie czułaś na to stwierdzenie, ale Sans był lekko zmieszany. Ty chyba też powinnaś. Jakoś klątwa nie była zabawna. - Mam wasz eliksir!
  - Po to właśnie przyszliśmy - odrzekłaś.
Alphys wzięła z półki jakąś fiolkę z brązowym płynem. Miałaś wrażenie jakby coś mamrotała pod nosem, ale postanowiłaś to zignorować. Jeśli byłoby to coś ważnego, to by wam powiedziała. A po za tym alchemiczka często mówiła do siebie.
Fiolkę położyła na stole, a następnie podała wam dwa kryształowe kielichy.
Sans wziął jeden z nich, przyglądając mu się.
  - Dlaczego akurat kryształ? - zapytał ogrodnik.
  - Bo to najczystszy minerał - powiedziała Alphys, rozlewając miksturę. - Nie zawiera żadnych negatywnych esencji. Można go używać do podawania każdego eliksiru, bo nie wpłynie na ich działanie. - Podała wam kielichy. - Złoto może zwiększyć lub zmniejszyć efektywność niektórych mikstur, a srebro...
   - Hej, rozumiemy - powiedział Sans, zanim jaszczurzyca zdążyła was zanudzić alchemicznymi ciekawostkami. - Zgaduje, że teraz mamy to wypić - powiedział, podnosząc kieliszek. Alchemiczka pokiwała radośnie głową. - To do dna! - powiedział Sans, podnosząc puchar do góry.
Uczyniłaś to samo.
 Nie ważne, że było obrzydliwie. To twoja szansa na przełamanie klątwy. Czułaś jak glutowata substancja przepływa przez twoje gardło. Musiałaś być dzielna.
Wypiliście ich zawartość do dna.
Odstawiłaś kielich na stół.
  - Obrzydliwie - odparł Sans, odsuwając od siebie puchar.
  - Zgadzam się z tobą - oparłaś również odpychając kielich. Miałaś nadzieję, że nigdy więcej nie będziesz musiała pić czegoś takiego.
Oboje spojrzeliście na siebie. Jakoś nie czuliście się inaczej. Sami nawet nie wiedzie czego się spodziewaliście. Kolorowych światełek wokół was. Jakiś magicznych cudów. Nawet pojawienia się wiedźmy, która ogłosi koniec waszych kłopotów. Nic się jednak nie stało.
  - I jak się czujecie? - zapytała Alphys bacznie was obserwując.
  - Oprócz mdłości po tym specyfiku to jakoś... - Sans spojrzał na ciebie, szukając poparcia. Wzruszyłaś tylko bezwiednie ramionami. - Tak jak przedtem.
Alphys spojrzała na was, lekko przechylając głowę. Jakby szukała jakiś zmian w waszym wyglądzie.
  - Nie czujecie... - Zaczęła dziwnie wymachiwać rękami. - Nic oprócz tego?
  - Nie, a co? - zapytałaś podejrzliwie. Nie wiesz, czy nie powinnaś się teraz bać, jeśli miałabyś uczucia. - Może nam wyrosnąć druga para rąk?
  - Nie! - zaprzeczyła jaszczurzyca. - Nie naraziłabym życia księżniczki.
  - Czyli po prostu nie wiesz, jak ma wyglądać zdjęcie klątwy, tak? - dopytałaś.
  - Nie. Pierwszy raz go robiłam - powiedziała prosto z mostu Alphys.
Spojrzałaś ponownie na Sansa. Chyba oboje wpadliście na ten sam pomysł.
  - Znaki - powiedzieliście niemal równocześnie.
Sans odchylił kawałek koszuli. Już na obojczyku było widać kawałek czarnego znamienia, przypominającego małe jabłko.
Sama też poszłaś w jego ślady. Na obojczyku zauważyłaś listki od róży.
Westchnęłaś ciężko. Wasza zabawa zaczynała się od nowa. Wróciliście do punktu wyjścia. Nawet Alphys nie wiedziała, jak ma wam pomóc.
Musieliście coś szybko wymyślić. Do twoich urodzin został niecały tydzień, a nawet nie zbliżyliście się do rozwiązania.
Share:

Undertale: Śpiąca Baśń - Sans - D - Niczyja wina - Trzy dni

Autorzy rozdziału: Dodo Dan oraz Shini

Po dostarczeniu składników Alphys pozostało ci jedynie czekać.
Nie miałaś nic lepszego do roboty jak skupić całą swoją uwagę na nadchodzącej imprezie. Starałaś się być pozytywnej myśli. Chociaż alchemiczka powiedziała wam, że lepiej nie nastawiać się na sukces. Istniała możliwość, że eliksir nie zadziała.
Jednak nie potrafiłaś sobie tego wyobrazić.
Lecz twoje myśli nie mogły się skupić na niczym innym jak nie na balu. Toriel o to zadbała. Rankami miałaś ćwiczenia z tańca. Walc wiedeński, walc angielski oraz fokstrot. Jaka jest między nimi różnica?
Dalej tego nie wiesz, chociaż masz opanować je do czasu balu. Twoim partnerem do ćwiczeń został Asriel. Nie był z tego zbytnio zadowolony. Gdybyś mogła to być mu współczuła. Co chwila deptałaś go po nogach.
Po piątym razie powiedział, że kapituluje. Jego łapy tak bolą, że ledwo chodzi. A tańczyliście fokstrota, chyba to jakieś pół godziny. Przy walcu tak źle jakoś ci nie szło.
Gdy twój brat skapitulował, nauczyciel lekko zirytowany twoją niezdarnością, uznał, że lekcję dokończycie następnego dnia.
Kolejnymi ciekawymi według Toriel zajęciami były przymiarki sukni. Królowa uważała, że trzeba coś jeszcze poprawić. Potrafiła znaleźć najdrobniejszy błąd. Każdą krzywo przyszytą koronkę czy falbankę. Na szczęście nie mogła już zmienić koloru.
Po przymiarkach czekał cię wybór potraw.
Przy tym musiał uczestniczyć największy łasuch w zamku - król Asgore.
Towarzyszył ci, gdy wybierałaś potrawy. Namawiał cię, aby kucharz przyrządził ciasto ze ślimaków - ulubiony przysmak króla. Udało wam się dojść do względnego porozumienia. Zostanie przyrządzone ciasto ze ślimaków dla Asgora, a dla ciebie ciasto czekoladowe.
Asgore obiecał, że to załatwi. Musiałaś przyznać, że całkiem nieźle poszły te targi z twoim ojcem. Prawie udało mu się z tobą wygrać.
Mniej więcej tak wyglądały twoje trzy dni. Ale miałaś też dużo czasu wolnego.
Dwa może trzy razy trafiłaś do królewskich ogrodów, aby spędzać czas z Sansem. Chociaż nie przeszkadzało ci samotne przechadzanie się po zamku czy czytanie książek. Szperałaś też trochę w bibliotece, szukając innych wskazówek dotyczących waszych klątw. Ale nic nie znalazłas.
Szkielet oprowadził cię po kilku ciekawych zakamarkach w ogrodzie.
Rozmawialiście o wszystkim i o niczym. Po prostu zabijaliście jakoś czas do spotkania z Alphys. Czasami rozmawialiście o kwiatach, jednak ty nic o nich nie wiedziałaś, więc rozmowa zbynio się nie kleiła. Jednak potrafiliście z tego wybrnąć zmieniając temat.
Opowiadał ci o kwiatach. O błękitnych niezapominajkach. O narcyzach. O różach. Wielu z tych rzeczy nie wiedziałaś i rzeczywiście cię to ciekawiło.
Nie wiedziałaś czemu ceniłaś czas spędzony z ogrodnikiem. Może dlatego, że tylko on mógł zrozumieć twoją klątwę? Może to, że przed nim nie musiałaś udawać?
Wasza relacja poprawiła się i nie byliście dla siebie tylko panem i sługą. Jednak nie mogliście się też nazwać przyjaciółmi. Wolałaś określenie koledzy. Było dla was trafniejsze.
Ale wspieraliście się nawzajem.
Nie mogliście pozwolić, aby ktoś jeszcze dowiedział się o waszej klątwie. Niestety nie zawsze mogłaś być przy Sansie, gdy miał atak. Jakoś udawało mu się wybrnąć, ale tylko dzięki twojemu poparciu przy głównym ogrodniku.

Te trzy dni minęły wam w naprawdę miłej atmosferze. Zajęłaś się przygotowaniami do urodzin, które poprawiły humor Toriel. Pomagałaś też czasami Sansowi oraz przesiadywałaś w bibliotece.
Nawet Asriel zdziwił się, że nagle stałaś się taka spokojna. Na szczęście uznał to za przejaw dojrzałości.

Trzeciego dnia wieczorem udaliście się do Alphys pełni nadziei. A przynajmniej Sans miał jej za dwoje.
Otworzyliście drzwi pracowni alchemicznej.
  - Witajcie moi przeklęci! - powiedziała na powitanie Alphys, odrywając się od pracy. Nic nie czułaś na to stwierdzenie, ale Sans był lekko zmieszany. Ty chyba też powinnaś. Jakoś klątwa nie była zabawna. - Mam wasz eliksir!
  - Po to właśnie przyszliśmy - odrzekłaś.
Alphys wzięła z półki jakąś fiolkę z brązowym płynem. Miałaś wrażenie jakby coś mamrotała pod nosem, ale postanowiłaś to zignorować. Jeśli byłoby to coś ważnego, to by wam powiedziała. A po za tym alchemiczka często mówiła do siebie.
Fiolkę położyła na stole, a następnie podała wam dwa kryształowe kielichy.
Sans wziął jeden z nich, przyglądając mu się.
  - Dlaczego akurat kryształ? - zapytał ogrodnik.
  - Bo to najczystszy minerał - powiedziała Alphys, rozlewając miksturę. - Nie zawiera żadnych negatywnych esencji. Można go używać do podawania każdego eliksiru, bo nie wpłynie na ich działanie. - Podała wam kielichy. - Złoto może zwiększyć lub zmniejszyć efektywność niektórych mikstur, a srebro...
   - Hej, rozumiemy - powiedział Sans, zanim jaszczurzyca zdążyła was zanudzić alchemicznymi ciekawostkami. - Zgaduje, że teraz mamy to wypić - powiedział, podnosząc kieliszek. Alchemiczka pokiwała radośnie głową. - To do dna! - powiedział Sans, podnosząc puchar do góry.
Uczyniłaś to samo.
Nie ważne, że było obrzydliwie. To twoja szansa na przełamanie klątwy. Czułaś jak glutowata substancja przepływa przez twoje gardło. Musiałaś być dzielna.
Wypiliście ich zawartość do dna.
Odstawiłaś kielich na stół.
  - Obrzydliwie - odparł Sans, odsuwając od siebie puchar.
  - Zgadzam się z tobą - oparłaś również, odpychając kielich. Miałaś nadzieję, że nigdy więcej nie będziesz musiała pić czegoś takiego.
Oboje spojrzeliście na siebie. Jakoś nie czuliście się inaczej. Sami nawet nie wiedzie czego się spodziewaliście. Kolorowych światełek wokół was. Jakiś magicznych cudów. Nawet pojawienia się wiedźmy, która ogłosi koniec waszych kłopotów. Nic się jednak nie stało.
  - I jak się czujecie? - zapytała Alphys bacznie was obserwując.
  - Oprócz mdłości po tym specyfiku to jakoś... - Sans spojrzał na ciebie, szukając poparcia. Wzruszyłaś tylko bezwiednie ramionami. - Tak jak przedtem.
Alphys spojrzała na was, lekko przechylając głowę. Jakby szukała jakiś zmian w waszym wyglądzie.
  - Nie czujecie... - Zaczęła dziwnie wymachiwać rękami. - Nic oprócz tego?
  - Nie, a co? - zapytałaś podejrzliwie. Nie wiesz, czy nie powinnaś się teraz bać, jeśli miałabyś uczucia. - Może nam wyrosnąć druga para rąk?
  - Nie! - zaprzeczyła jaszczurzyca. - Nie naraziłabym życia księżniczki.
  - Czyli po prostu nie wiesz, jak ma wyglądać zdjęcie klątwy, tak? - dopytałaś.
  - Nie. Pierwszy raz go robiłam - powiedziała prosto z mostu Alphys.
Spojrzałaś ponownie na Sansa. Chyba oboje wpadliście na ten sam pomysł.
  - Znaki - powiedzieliście niemal równocześnie.
Sans odchylił kawałek koszuli. Już na obojczyku było widać kawałek czarnego znamienia, przypominającego małe jabłko.
Sama też poszłaś w jego ślady. Na obojczyku zauważyłaś listki od róży.
Westchnęłaś ciężko. Wasza zabawa zaczynała się od nowa. Wróciliście do punktu wyjścia. Nawet Alphys nie wiedziała, jak ma wam pomóc.
Musieliście coś szybko wymyślić. Do twoich urodzin został niecały tydzień, a nawet nie zbliżyliście się do rozwiązania.
Share:

Undertale: Śpiąca Baśń - Sans - D - Wina Sansa

Autorzy rozdziału: Dodo Dan oraz Shini

Gdy tylko zniknęliście z pola widzenia Asriela, zmieniliście kierunek na królewskie piwnice.
Oboje szliście w milczeniu. Żadne z was nie potrafiło przerwać tej ciszy, jednak nie potrafiłaś długo tak wytrzymać. Musiałaś coś powiedzieć. Nie mogłaś tego tak zostawić.
  - Dlaczego mnie nie ostrzegłeś? - zapytałaś. Przecież Sans widział księcia z daleka. Mógł cię ostrzec. Miał na to czas.
  - Nie było jak! - krzyknął, podnosząc ręce w geście obronnym.
  - To twoja wina, że nasz nakrył - powiedziałaś w końcu. Myślałaś, że masz rację.
Resztę drogi minęliście, kłócąc się. Przerzucaliście jeden na drugiego winę. Zamilkliście dopiero pod drzwiami sali alchemicznej.

  - Naprawdę szybko załatwiliście te rzeczy - odparła Alphys, biorąc od was składniki. - Ale to dobrze. Im szybciej to zrobimy, tym szybciej pozbędziemy się tej uporczywej klątwy - dodała, wyciągając jakieś naczynia. - Teraz tylko muszę zrobić miksturę i widzimy się za trzy dni
  - Ok. To zobacz... Czekaj co? - zapytał zdezorientowany Sans.
  - Jak to za trzy dni? - dopytałaś. - Myślałam, że dostaniemy go jeszcze dzisiaj.
  - Normalnie - powiedziała Alphys, odwracając się w waszą stronę. - Taki eliksir musi się ważyć kilkanaście godzin. Trzy dni to idealny okres dla takiej mikstury, jeśli ma zadziałać.
Oboje z Sansem westchnęliście.
Nie zostało wam nic innego jak czekać.



Share:

Undertale: Śpiąca Baśń - Sans - D - Niczyja wina

Autorzy rozdziału: Dodo Dan oraz Shini

Gdy tylko zniknęliście z pola widzenia Asriela, zmieniliście kierunek na królewskie piwnice.
Oboje szliście w milczeniu. Żadne z was nie potrafiło przerwać tej ciszy, jednak nie potrafiłaś długo tak wytrzymać. Musiałaś coś powiedzieć. Nie mogłaś tego tak zostawić.
  - Nie wiem, co ci powiedział Asriel, ale przepraszam - zaczęłaś. - Nie powinnam była cię tak narażać. Mi nic nie zrobią, ale ty możesz str...
  - Hej, spokojnie - przerwał ci Sans, uśmiechając się pokrzepiająco. - Przyzwyczaiłem się do rugania mnie za lenistwo. Mój brat robi mi takie wykłady codziennie. Jeden więcej nic nie zmieni - odparł.
  - Chyba masz rację. I tak Az nie powie nic królowej, nie ma powodu - odparłaś bardziej pewna siebie.
Gdybyś coś czuła to teraz byłabyś uradowana. Sans nie jest zły na ciebie i jakoś poczułaś ulgę, jeśli mogłaś tak powiedzieć.

  - Naprawdę szybko załatwiliście te rzeczy - odparła Alphys, biorąc od was składniki. - Ale to dobrze. Im szybciej to zrobimy, tym szybciej pozbędziemy się tej uporczywej klątwy - dodała, wyciągając jakieś naczynia. - Teraz tylko muszę zrobić miksturę i widzimy się za trzy dni
  - Ok. To zobacz... Czekaj co? - zapytał zdezorientowany Sans.
  - Jak to za trzy dni? - dopytałaś. - Myślałam, że dostaniemy go jeszcze dzisiaj.
  - Normalnie - powiedziała Alphys, odwracając się w waszą stronę. - Taki eliksir musi się ważyć kilkanaście godzin. Trzy dni to idealny okres dla takiej mikstury, jeśli ma zadziałać.
Oboje z Sansem westchnęliście.
Nie zostało wam nic innego jak czekać.


Share:

Undertale: Śpiąca Baśń - Sans - D - Oddzielnie

Autorzy rozdziału: Dodo Dan oraz Shini

Oboje z Sansem zwątpiliście, gdy Alphys wręczyła wam karteczkę. Próbowaliście zaprzeczyć, lecz alchemiczka była na to zbyt mądra.
  - Musicie dostarczyć mi te składniki - wskazała na karteczkę, którą trzymałaś w dłoni. Przyjrzałaś się jej. Musiałaś się nieźle natrudzić, aby rozczytać jej pismo.
  - Łuska potwora z otchłani, siwy włos mędrca i kamień miłości? - odczytałaś je na głos, upewniając się, że wszystko dobrze odczytałaś.
Jaszczurzyca przytaknęła, radośnie klaszcząc w dłonie.
  - Przynieście mi je jak najszybciej - oznajmiła, wypychając was za drzwi – A teraz sio! Mam dużo roboty!
Po tych słowach usłyszeliście tylko trzask drzwi. Lekko zdezorientowani, spojrzeliście po sobie.
  - I co teraz? - zapytał Sans, patrząc na ciebie.
  - Raczej musimy poszukać składników, ale nie wiem czy dzisiaj nie jest na to za późno - odparłaś, zmierzając w stronę schodów.
Po chwili Sans zrównał się z tobą. Nic ci nie powiedział, chociaż po jego minie dostrzegłaś, że znowu był zły.

Ponownie udało ci się wcześniej odesłać pokojówkę. Szybko przebrałaś się w piżamę, przyglądając się znakowi na piersi. Kilka płatków się rozchyliło.
Westchnęłaś ciężko, kładąc się spać. Czułaś się naprawdę zmęczona.

  - Kochanie! Wstawaj! - usłyszałaś słodki głosik królowej. Potem poczułaś jej futerko na ramieniu. Delikatnie cię szturchała. Leniwie podniosłaś się z łóżka, witając się z Toriel. - Jestem taka szczęśliwa, że niedługo masz urodziny. Aż trudno mi uwierzyć, że ten czas tak szybko minął. - Dotknęła twojego policzka, patrząc rozmarzonym wzrokiem. - Pamiętam jaka byłaś mała jak do nas trafiłaś. Jak ten czas zleciał - dodała, przyglądając ci się. - Ale nie czas teraz na to. Przyszłam do ciebie w innej sprawie - Wzięła z powrotem swoją rękę, a drugą sięgając do kieszeni. - Nie mogłam doczekać się twoich urodzin. - powiedziała, wyciągając przed siebie pudełeczko. - Chciałam ci już dzisiaj dać jeden z prezentów.
Podała ci małe pudełeczko, przewiązane czerwoną wstążką. Wzięłaś je. Delikatnie rozpakowałaś, a twoim oczom ukazał się różowy kamień. Wyjęłaś go delikatnie, bacznie mu się przyglądając. Był to naszyjnik. Spojrzałaś na niego.
W tej chwili naprawdę pragnęłaś coś poczuć. Chciałaś czuć wdzięczność za ten dar. Chciałaś szczerze podziękować, ale...
Nie mogłaś. Nie czułaś nic. Tylko pustkę. Jednak musiałaś udawać. Dla dobra Toriel.
  - Dziękuję - odrzekłaś, uśmiechając się lekko.
  - To różowy diament – Toriel odwzajemniła twój uśmiech. - Jest to jeden z najrzadszych kamieni. Potocznie znany jako Kamień Miłości. - Po tych słowach przestałaś jej słuchać. Kamień miłości. To coś, co mieliście znaleźć. Wpadł w wasze ręce. Powinnaś skakać ze szczęścia, że część roboty macie za sobą.
Ale nie mogłaś.
Musiałaś odczekać, aż Toriel opuści twój pokój. A gdy to nastąpiło, szybko się ubrałaś. Dzisiaj postanowiłaś, że ominiesz zajęcia. Nic się nie stanie jak raz na jakiś czas sobie odpuścisz. Nikogo nie powinno to zdziwić, skoro niedługo są twoje urodziny.
Prędko udałaś się w stronę ogrodu, gdzie powinien pracować Sans. Musieliście jak najszybciej znaleźć pozostałe składniki.

  - Dobra, czyli mamy kamień - powiedział Sans, opierając się o łopatę. - Wystarczy tylko ta łuska i włos - dodał.
  - Tak, tylko co to może być? - zapytałaś. Miałaś kilka propozycji, ale nie byłaś ich pewna.
  - Wiesz, może i nie masz serce, ale możesz okazać mi trochę szacunku - odparł z ponurą miną.
  - Raczej to ty, mój drogi, powinieneś pamiętać o szacunku...
  - Nie zapominaj z kim rozmawiasz - przedrzeźniał cię Sans, udając twój głos. Powinnaś być oburzona. On ewidentnie się obrażał. Ciebie. Księżniczkę. Jego panią. Już miałaś coś powiedzieć. - Dobra. Skończmy już te zabawy. Im szybciej znajdziemy składniki, tym szybciej przestaniemy się widywać. - Dodał na koniec.
Mimo burzliwych porządków, udało wam się dojść do porozumienia.
Uzgodniliście, że łuską potwora z otchłani, może być łuska Undyne – szefowej straży królewskiej. A włos mędrca, może należeć do Asgora.
Kolejnym wyzwaniem było zdobycie tych rzeczy. Jednak dręczyła cię teraz inna rzecz. Uczucie, a raczej przeczucie, które nie dawało ci spokoju od pewnego czasu. Dotąd je ignorowałaś. Uważałaś za zbyteczne. Jednak może pora coś zmienić?



Share:

Undertale: Śpiąca Baśń - Sans - D - Razem

Autorzy rozdziału: Dodo Dan oraz Shini

Oboje z Sansem zwątpiliście, gdy Alphys wręczyła wam karteczkę. Próbowaliście zaprzeczyć, lecz alchemiczka była na to zbyt mądra.
  - Musicie dostarczyć mi te składniki - wskazała na karteczkę, którą trzymałaś w dłoni. Przyjrzałaś się jej. Musiałaś się nieźle natrudzić, aby rozczytać jej pismo.
  - Łuska potwora z otchłani, siwy włos mędrca i kamień miłości? - odczytałaś je na głos, upewniając się, że wszystko dobrze odczytałaś.
Jaszczurzyca przytaknęła, radośnie klaszcząc w dłonie.
  - Przynieście mi je jak najszybciej - oznajmiła, wypychając was za drzwi – A teraz sio! Mam dużo roboty!
Po tych słowach usłyszeliście tylko trzask drzwi. Lekko zdezorientowani, spojrzeliście po sobie.
  - I co teraz? - zapytał Sans, patrząc na ciebie.
  - Jestem zbyt zmęczona, aby o tym teraz myśleć - odparłaś, obierając się o ścianę.
  - Chyba masz rację - powiedział Sans, patrząc na ciebie. - Odłóżmy to na jutro. Mamy jeszcze dużo czasu. Lepiej porządnie wypocząć - Uśmiechnął się delikatnie.
Szybko się pożegnaliście, zmierzając w stronę swoich pokoi.

Ponownie udało ci się wcześniej odesłać pokojówkę. Szybko przebrałaś się w piżamę, przyglądając się znakowi na piersi. Kilka płatków się rozchyliło.  Martwiło cię to. Musiałaś się z tym jak najszybciej rozprawić.
Westchnęłaś ciężko, kładąc się spać. Czułaś się naprawdę zmęczona.

  - Kochanie! Wstawaj! - usłyszałaś słodki głosik królowej. Potem poczułaś jej futerko na ramieniu. Delikatnie cię szturchała. Leniwie podniosłaś się z łóżka, witając się z Toriel. - Jestem taka szczęśliwa, że niedługo masz urodziny. Aż trudno mi uwierzyć, że ten czas tak szybko minął. - Dotknęła twojego policzka, patrząc rozmarzonym wzrokiem. - Pamiętam jaka byłaś mała jak do nas trafiłaś. Jak ten czas zleciał - dodała, przyglądając ci się. - Ale nie czas teraz na to. Przyszłam do ciebie w innej sprawie - Wzięła z powrotem swoją rękę, a drugą sięgając do kieszeni. - Nie mogłam doczekać się twoich urodzin. - powiedziała, wyciągając przed siebie pudełeczko. - Chciałam ci już dzisiaj dać jeden z prezentów.
Podała ci małe pudełeczko, przewiązane czerwoną wstążką. Wzięłaś je. Delikatnie rozpakowałaś, a twoim oczom ukazał się różowy kamień. Wyjęłaś go delikatnie, bacznie mu się przyglądając. Był to naszyjnik. Spojrzałaś na niego.
W tej chwili naprawdę pragnęłaś coś poczuć. Chciałaś czuć wdzięczność za ten dar. Chciałaś szczerze podziękować, ale...
Nie mogłaś. Nie czułaś nic. Tylko pustkę. Jednak musiałaś udawać. Dla dobra Toriel.
  - Dziękuję - odrzekłaś, uśmiechając się lekko.
  - To różowy diament – Toriel odwzajemniła twój uśmiech. - Jest to jeden z najrzadszych kamieni. Potocznie znany jako Kamień Miłości. - Po tych słowach przestałaś jej słuchać. Kamień miłości. To coś, co mieliście znaleźć. Wpadł w wasze ręce. Powinnaś skakać ze szczęścia, że część roboty macie za sobą.
Ale nie mogłaś.
Musiałaś odczekać, aż Toriel opuści twój pokój. A gdy to nastąpiło, szybko się ubrałaś. Dzisiaj postanowiłaś, że ominiesz zajęcia. Nic się nie stanie jak raz na jakiś czas sobie odpuścisz. Nikogo nie powinno to zdziwić, skoro niedługo są twoje urodziny.
Prędko udałaś się w stronę ogrodu, gdzie powinien pracować Sans. Musieliście jak najszybciej znaleźć pozostałe składniki.

  - Dobra, czyli mamy kamień - powiedział Sans, opierając się o łopatę. - Wystarczy tylko ta łuska i włos - dodał.
  - Tak, tylko czy masz jakiś pomysł? - zapytałaś. Miałaś kilka propozycji, ale nie byłaś ich pewna.
  - Kilka na pewno - powiedział, odkładając łopatę. Oparł ją o drzewo. - Myślę, że wspólnymi siłami, uda nam się do czegoś dotrzeć. - Uśmiechnął się lekko, patrząc na ciebie.
Sprawnie poszło wam rozwikłanie tajemnicy składników od Alphys.
Uzgodniliście, że łuską potwora z otchłani, może być łuska Undyne – szefowej straży królewskiej. A włos mędrca, może należeć do Asgora.

Oboje uznaliście, że najbezpieczniej zdobyć te składniki razem. W razie wypadku będziecie mogli się nawzajem zabezpieczyć.
Razem udaliście się w stronę koszar. Undyne powinna tam ćwiczyć razem ze swoimi rekrutami. Jednego tylko nie byliście pewni. Tego jak zdobyć jej łuskę. Raczej nie podejdziecie do niej i nie poprosicie.
I jak przypuszczaliście tak się okazało.
Undyne przeprowadzała musztrę młodzikom. Musiała ich nieźle hartować, ponieważ zbliżało się południe, a oni już wyglądali jak po kilku tygodniowym marszu o chlebie i wodzie.
Zauważyła was i od razu wam pomachała z tym swoim uśmieszkiem. Odmachałaś jej, raczej z przyzwyczajenia.
Normalnie to cieszyłabyś się, widząc Undyne. Często spotykałaś się z nią jako dziecko, ponieważ jej zadaniem było strzeżenie was – ciebie i Asriela. Uczyła też twojego brata szermierki. Siłą rzeczy ją polubiłaś.
  - Możemy się zatrzymać? - zapytał Sans.
Spojrzałaś na niego. Wyglądał naprawdę okropnie. Zdawało się, że ma za chwilę zemdleć. Pozwoliłaś mu się oprzeć o siebie.
Musiałaś przyznać, że mimo samych kości swoje ważył.
  - Zabierzmy go do mojego gabinetu - usłyszałaś przed sobą głos Undyne. Podniosłaś głowę.
Ryba podeszła z drugiej strony i chwyciła Sansa za ramię. Sporo cię odciążyła. Zaprowadziłyście razem Sansa do pokoju Undyne niedaleko placu. Po drodze krzyknęła jeszcze do swoich rekrutów, że mając kontynuować trening.
Pomogła ci położyć Sansa na kanapie w jej gabinecie. Po drodze ogrodnik zemdlał, więc nie zdążył odpowiedzieć Undyne na niewygodne pytanie.
  - Co mu jest? Nikt normalnie tak nie mdleje - odparła strażniczka, biorąc krzesło od biurka. Odwróciła je oparciem w twoją stronę, a potem usiadła na nim okrakiem. Spojrzała na ciebie tym swoim przeszywającym wzrokiem.
Mimo braku uczuć, poczułaś dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Wiedziałaś, że nie wolno jej lekceważyć. Ona naprawdę potrafiła przesłuchać każdego, jeśli wyczuła kłamstwo.
Miałaś nadzieję, że brak uczuć pomoże zamarkować ci drobne kłamstewko.
  - Od pewnego czasu źle się czuje. I mdleje. Może to z przemęczenia - odrzekłaś, udając zmartwioną. Chociaż chciałaś się tak czuć. To naprawdę zaczynało być problematyczne oraz męczące dla Sansa.
  - A był już u Alphys? Może dałaby mu jakiś specyfik? - drążyła kobieta ryba.
  - Z tego co wiem to tak. Ma przyjść do niej w przeciągu kilku dni coś odebrać - odrzekłaś. Akurat tu za bardzo nie minęłaś się z prawdą.
  - Dobra to w miarę trzyma się kupy, ale dlaczego jest z tobą? - I nadeszło pytanie, którego chciałaś uniknąć. Nie mogłaś okazać żadnej wątpliwości.
  - Po prostu interesuję się stanem swoich przyszłych podwładnych - odrzekłaś. Nie byłaś pewna jak zareaguje na tą odpowiedź. Ale musiałaś zaryzykować.
Bacznie obserwowałaś jej reakcję. Widziałaś jak ramiona Undyne rozluźniają się, a ona się wyprostowała. Po chwili na twarzy kobiety pojawił się szeroki uśmiech.
  - Muszę przyznać, że serio zaczynasz zachowywać się jak prawdziwa księżniczka - rzekła dumnie wypinając pierś. - Nie mogłam doczekać się tej chwili.
Wstała, a potem klepnęła cię w ramię.
O mały włos nie spadłaś z krzesła. Gdybyś teraz coś czuła poczułabyś ulgę. Najgorsze co mogło się stać miałaś za sobą.

Po jakieś godzinie Sans się obudził. Undyne kazała mu jak najszybciej udać się do Alphys po jakieś leki. Szkielet spojrzał na ciebie ukradkiem. Chyba zrozumiał, że ma brnąć w kłamstwie. Jakoś udało wam się wyjść z jej gabinetu, mimo propozycji Undyne, że może odprowadzić Sansa do alchemika.
Gdy zniknęliście z pola widzenia strażniczki, Sans wyciągnął coś z kieszeni.
  - Dwa z trzech już mamy - powiedział, podrzucając błękitną łuską.
  - Kiedy ty? - zapytałaś zaskoczona.
  - Ma się swoje sposoby - rzekł, uśmiechając się.

Kolejnym i zarazem ostatnim składnikiem do zdobycia był siwy włos mędrca. Za niego uznaliście króla Asgora. Był jedną z najinteligentniejszych osób jakie znałaś oraz swoje przeżył.
Staliście pod jego sypialnią. Wiele razy już tam byłaś. Toriel lubiła cię malować swoimi kosmetykami albo pożyczałaś od niej biżuterię.
  - Nikt nie powinien tu teraz przychodzić, ale jeśli ktoś się pojawi to mnie powiadom - odparłaś, a po chwili otworzyłaś drzwi.
Chciałaś to załatwić jak najszybciej. Nie chciałaś, aby ktoś cię złapał. Prędko udałaś się w stronę komody Asgora, gdzie leżała jego szczotka. Nie było problemu w zdobyciu włosa. Było ich tam dużo. Wzięłaś jeden i schowałaś do kieszeni.
Po wykonanym zadaniu, udałaś się w stronę drzwi.
  - Co ty wyrabiasz?! - zza drzwi usłyszałaś głos Asriela. Brzmiał na naprawdę zdenerwowanego. Nie bardzo wiedziałaś co masz zrobić. Byłaś w pokoju pary królewskiej. Jak mogłabyś to wyjaśnić?
Cóż. Szybko się przekonałaś. Asriel otworzył drzwi, a w nich zobaczył ciebie.
   - A ty co tu robisz? Nie powinnaś być na zajęciach? - zapytał groźnie książę.
   - Ja szukałam... spinek mamy - zająknęłaś się. Nie zabrzmiało to przekonująco. I Az się na to nie nabrał.
  - Wyjdź - powiedział, przesuwając się. Nic nie powiedziałaś tylko zrobiłaś, jak kazał. - Nie wiem co tam robiłaś, ale o tym dowie się królowa. Pamiętaj, że nie wolno ci myszkować w jej pokoju.
  - Nasz matka, pozwoliła mi brać biżuterie, kiedy tylko chcę, więc miałam prawo je wziąć - przerwałaś swojemu przyrodniemu bratu. -  A teraz przepraszam, musimy już iść - powiedziałaś, odwracając się od brata. Ruszyłaś w stronę głównego holu, a Sans po chwili pobiegł za tobą. Musieliście szybko zniknąć z pola widzenia Asriela, zanim wyjdzie z osłupienia.
   Lecz teraz twoją głowę zaprzątało zupełnie co innego.

Share:

Undertale: Śpiąca Baśń - Sans - D - Milcz - Biblioteka

Autorzy rozdziału: Dodo Dan oraz Shini

Oboje zgodnie uznaliście, że ponownie przeszukacie bibliotekę. Przejrzeliście zaledwie kilkanaście regałów w poszukiwaniu księgi o klątwach.
Uznałaś, że musiała zostać przełożona w inne miejsce albo oddana i nie zostało to zapisane. Uzgodniliście, że spotkacie się przed biblioteką w południe.
Pożegnałaś się ze swoim towarzyszem niedoli w milczeniu.

Wróciłaś późno w nocy do swojego pokoju. Mogłaś na spokojnie się przebrać w piżamę, ponieważ odesłałaś wcześniej swoją pokojówkę.
Zdjęłaś suknię, a potem zostawiłaś ją na krześle. Ubierałaś koszulę nocną, gdy zauważyłaś dziwny znak poniżej lewego obojczyka. Zdziwiło cię to. Podeszłaś do lustra, chcąc przyjrzeć się temu symbolowi.
Zobaczyłaś go lepiej w lustrze. Przypominało ci to pączek róży. Nie byłaś pewna co to jest, ale wiedziałaś, że w jakiś sposób jest powiązany z klątwą.
Może to ma pokazywać czas jaki ci pozostał do zdjęcia klątwy?
Nie byłaś tego pewna. Zmęczona położyłaś się spać. Naprawdę chciałaś odpocząć po tym wyczerpującym dniu.

Twój dzień wyglądał podobnie jak poprzedni. Zaczęło cię zastanawiać, czy życie bez uczuć jest takie nudne.

Westchnęłaś ciężko zmierzając w stronę biblioteki. Nie zauważyłaś w pobliżu biblioteki Sansa. Pomyślałaś, że może się spóźnić. Pewnie trudno wyrwać mu się z pracy.
Wchodząc do biblioteki od razu skierowałaś się tam, gdzie wczoraj skończyliście. Ku twojemu zaskoczeniu, ujrzałaś szkieleta, przeglądającego książki.
Chyba źle go oceniłaś, ale nie musi o tym wiedzieć.
Gdy usłyszał twoje kroki, podniósł głowę, a potem tylko na ciebie spojrzał. Od razu wrócił do studiowania kolejnej książki.
Jego zachowanie jakoś cię nie obeszło. Sięgnęłaś po kolejna księgę.

  - To nie ma sensu - powiedziałaś, rozpościerając bezradne ręce. - Spędziliśmy tutaj już parę godzin i dalej nic nie znaleźliśmy.
  - Jak chcesz pozbawić uczuć całe królestwo, to proszę idź już - rzekł z przekąsem Sans. Wertując strony jednej z książek.
Nie czułaś nic na to co powiedział. Ale nie spodobało ci się to. Mimo wszystko byłaś księżniczką i należał ci się jakiś szacunek. A ta cała klątwa to nie twoja wina. 
  - Może trochę kultury - odparłaś, patrząc na niego srogo. - Nie zapominaj z kim rozmawiasz.
Sans gwałtownie zamknął książkę, podnosząc wzrok znad książki. Jego postura wskazywała, że jest ostro zdenerwowany, jeśli nie wkurzony.
  - To lepiej ty pamiętaj przez kogo musimy to robić - rzekł z kamienną twarzą. - To ty nie potrafisz docenić tego co masz. Bo jesteś tylko roz...
Niestety nie dane mu było dokończyć, ponieważ poczułaś, jak coś uderzyło cię w głowę. Przeszył cię ostry, pulsujący ból. Przez, który musiałaś usiąść na ziemię. Zaczęłaś masować bolące miejsce, mrugając kilkakrotnie częściej niż zazwyczaj. Ból zamroczył cię na chwilę.
  - W porządku? - zapytał niepewnie Sans. Przed oczami miałaś jedynie jego rozmazaną twarz, która z minuty na minutę stawała się coraz wyraźniejsza. - Masz, przyda ci się. - zobaczyłaś, jak podaje ci białą chusteczkę. Po czym wskazał na łuk brwiowy.
Dopiero wtedy poczułaś jak ciepła ciecz spływa ci po czole. To coś co spadło musiało rozciąć ci łuk brwiowy. Wzięłaś chusteczkę od Sansa, a potem przyłożyłaś ją do rany.
W tym samym czasie Sans podniósł przedmiot, który cię zaatakował. Przejrzał go dokładnie, uśmiechając się delikatnie.
  - Nie ma tego złego co, by na dobre nie wyszło - rzekł. Taki komentarz twoim zdaniem był nietaktowny w obecnej sytuacji. Lecz twoje wątpliwości zostały szybko rozwiane. - Zobacz, co wpadło w nasze ręce.
Sans pokazał ci książkę, gdy zaczynałaś już odzyskiwać ostrość widzenia. Przed oczami zauważyłaś “Tajemnicze i kapryśnie utrapienia”. Musiałaś przyznać, że rzeczywiście mieliście szczęście.
Usiedliście na ziemi, a następnie zaczęliście czytać książkę. Znaleźli rozdział dotyczący ich przekleństw. Zostałaś naznaczona klątwą Śpiącej Królewny, polegała ona na tym, że traci się uczucia. Jedynymi sposobami przełamania jej jest zakochanie się albo zrozumienie otaczającej przeklętego miłości. Poczułaś się lekko rozczarowana. Nie dowiedziałaś się niczego nowego. To samo powiedziała Wiedźma. Jednak przełomem była klątwa Sansa zwana klątwą Śnieżki. Sposobem na zdjęcie jej jest znalezienie złotego jabłka i zjedzenie go.
Nie dowiedzieliście się za wiele.
Jedyną rzeczą jaka wam została to udanie się do alchemika. Było to ryzykowne, ale tylko on mógł wam teraz pomóc. Udaliście się do niego, a raczej jej, póki słońce jeszcze nie zaszło.

Zmierzaliście razem w stronę królewskich piwnic. Żadne z was nie chciało rozmawiać. Wasze stosunki są naprawdę napięte. A atmosferę między wami można kroić nożem.
Przyśpieszyłaś kroku. Chciałaś mieć to już za sobą. Jednak musiałaś się zatrzymać. Spostrzegłaś, że nie ma obok ciebie Sansa.
Tylko jedna myśl przyszła ci do głowy. Sans dostał jednego ze swoich napadów. Odwróciłaś się i poszłaś z powrotem w stronę biblioteki. W jednym ze wcześniejszych korytarzy, zauważyłaś Sansa opierającego się o parapet.
Podeszłaś do niego i chwyciłaś go za ramię. Lekko zdziwiony szkielet nawet nie protestował, zaskoczony twoją reakcją.
Jednym ruchem otworzyłaś drzwi do jednego z wielu pokoi bawialnych. Pomogłaś Sansowi dotrzeć do kanapy, gdzie razem usiedliście.
Wiedziałaś, że nic nie poradzisz na jego atak. Mogłaś tylko czekać i mieć nadzieję, że to długo nie potrwa. Zerknęłaś na niego. Już spał w najlepsze. Wyglądał spokojnie, kiedy spał.
Rozmyślałaś o wszystkim co się do tej pory stało. Jakoś nie uważać, że ta klątwa to twoja wina. Masz prawo czuć lub uważać, co chcesz i nikt nie mam prawa kazać ci to zmienić. Wiedźma nie powinna wtrącać się w twoje życie.
Z rozmyślań wyrwał cię Sans, a raczej to co zrobił przez sen. Zsunął się, opierając się o ciebie.
Jakoś nie czułaś się z tym komfortowo. Twoim zdaniem to było dziwne. Starałaś się jakoś odsunąć. Niestety byłaś na brzegu kanapy. Jedynym wyjściem było albo pozostanie w tej pozycji albo przesunięcie Sansa w drugą stronę. Raczej nie zrobi mu to różnicy, pomyślałaś.
Chwyciłaś jego ramię obiema rękami, próbując odsunąć go od siebie. Niestety poszło ci to tak nieudolnie, że przez przypadek zrzuciłaś go na ziemie.
  - Co do?! - krzyknął szkielet, gdy uderzył o kamienną posadzkę. Spojrzał na ciebie gniewnym wzrokiem. Już chciał coś powiedzieć, otworzył usta, ale się powstrzymał. Wziął głęboki wdech, wstając. - Lepiej już chodźmy.
...
Spojrzałaś jeszcze na Sansa zanim zapukałaś do drzwi sali alchemicznej. Mieliście ostatnią szansę, aby zawrócić. Westchnęłaś ciężko.
Wzięłaś mosiężną kołatkę i uderzyłaś w drewniane drzwi trzy razy.
  - Proszę! - usłyszałaś łagodny kobiecy głos zza drzwi.
Otworzyłaś je i ujrzałaś wielką salą. Przy ścianach stały regały z różnymi księgami alchemicznymi oraz kolorowymi płynami.
Poczułaś jakiś dziwny zapach, ale wolałaś nie wiedzieć, co to jest. Znasz alchemiczkę Alphys wystarczająco długo, że lepiej nie wiedzieć co dodaje do eliksirów. Niektóre rzeczy brzmią naprawdę źle i obrzydliwie.
  - Witajcie! Co was do mnie sprowadza? - rzekła jaszczurzyca, odwracając się od kuriozalnej maszynerii.
  - Przyszliśmy cię o coś spytać - rzekł szkielet, patrząc na alchemiczkę. - Tak czysto hipotetycznie. Wiesz, jak odróżnić klątwę Śpiącej Królewny od Śnieżki? To nie są czasem te same klątwy?
  - Oczywiście, że nie! - oburzyła się Alphys.
Kobieta od razu zaczęła wam tłumaczyć różnicę między tymi klątwami. Chociaż z pozoru podobne, występują znaczące różnice. Lecz nie to było dla was ważne. Czekaliście na jakiś fragment o rozwiązaniu. Al powiedziała wam, to co wiedzieliście wcześniej. Złote jabłko przełamie klątwę. Woleliście usłyszeć coś o jakiś eliksirach albo czymś takim.
  - Jednak jest inny sposób ich złamania. Tylko musicie przynieść mi te składniki - rzekła na zakończenie jaszczurzyca, wręczając wam kartkę.
Spojrzeliście po sobie zdziwieni, a następnie zerknęliście na jaszczurzycę.
  - No, śmiało bierzcie i przynieście mi te składniki. Im szybciej to zrobimy, tym szybciej pozbędziecie się problemu - oznajmiła, machając wam karteczką przed oczami.
Ostrożnie wzięłaś kartkę do ręki. Zachowywałaś się jakby była ona płomieniem.
Jedna rzecz cię nurtowała.
  - Skąd wiesz?
  - Jestem królewskim alchemikiem, wiem wiele rzeczy - odrzekła Alphys, wracając do swoich wcześniejszych zajęć.
Teraz stanął przed wami inny wybór.
Share:

Undertale: Śpiąca Baśń - Sans - D - Milcz - Alchemik

Autorzy rozdziału: Dodo Dan oraz Shini

Oboje uznaliście, że najlepszym rozwiązaniem będzie udanie się do alchemika. Nawet jeśli było to ryzykowne, to jedyne co mogliście zrobić. Dalsze przeszukiwanie biblioteki uznaliście za daremne.
Zmierzaliście razem w stronę królewskich piwnic. Żadne z was nie chciało rozmawiać. Wasze stosunki są naprawdę napięte. A atmosferę między wami można kroić nożem.
Przyśpieszyłaś kroku. Chciałaś mieć to już za sobą. Jednak musiałaś się zatrzymać. Spostrzegłaś, że nie ma obok ciebie Sansa.
Tylko jedna myśl przyszła ci do głowy. Sans dostał jednego ze swoich napadów. Odwróciłaś się i poszłaś z powrotem w stronę biblioteki. W jednym ze wcześniejszych korytarzy, zauważyłaś Sansa opierającego się o parapet.
Podeszłaś do niego i chwyciłaś go za ramię. Lekko zdziwiony szkielet nawet nie protestował, zaskoczony twoją reakcją.
Jednym ruchem otworzyłaś drzwi do jednego z wielu pokoi bawialnych. Pomogłaś Sansowi dotrzeć do kanapy, gdzie razem usiedliście.
Wiedziałaś, że nic nie poradzisz na jego atak. Mogłaś tylko czekać i mieć nadzieję, że to długo nie potrwa. Zerknęłaś na niego. Już spał w najlepsze. Wyglądał spokojnie, kiedy spał.
Rozmyślałaś o wszystkim co się do tej pory stało. Jakoś nie uważać, że ta klątwa to twoja wina. Masz prawo czuć lub uważać, co chcesz i nikt nie mam prawa kazać ci to zmienić. Wiedźma nie powinna wtrącać się w twoje życie.
Z rozmyślań wyrwał cię Sans, a raczej to co zrobił przez sen. Zsunął się, opierając się o ciebie.
Jakoś nie czułaś się z tym komfortowo. Twoim zdaniem to było dziwne. Starałaś się jakoś odsunąć. Niestety byłaś na brzegu kanapy. Jedynym wyjściem było albo pozostanie w tej pozycji albo przesunięcie Sansa w drugą stronę. Raczej nie zrobi mu to różnicy, pomyślałaś.
Chwyciłaś jego ramię obiema rękami, próbując odsunąć go od siebie. Niestety poszło ci to tak nieudolnie, że przez przypadek zrzuciłaś go na ziemie.
  - Co do?! - krzyknął szkielet, gdy uderzył o kamienną posadzkę. Spojrzał na ciebie gniewnym wzrokiem. Już chciał coś powiedzieć, otworzył usta, ale się powstrzymał. Wziął głęboki wdech, wstając. - Lepiej już chodźmy.
...
Spojrzałaś jeszcze na Sansa zanim zapukałaś do drzwi sali alchemicznej. Mieliście ostatnią szansę, aby zawrócić. Westchnęłaś ciężko.
Wzięłaś mosiężną kołatkę i uderzyłaś w drewniane drzwi trzy razy.
  - Proszę! - usłyszałaś łagodny kobiecy głos zza drzwi.
Otworzyłaś je i ujrzałaś wielką salą. Przy ścianach stały regały z różnymi księgami alchemicznymi oraz kolorowymi płynami.
Poczułaś jakiś dziwny zapach, ale wolałaś nie wiedzieć, co to jest. Znasz alchemiczkę Alphys wystarczająco długo, że lepiej nie wiedzieć co dodaje do eliksirów. Niektóre rzeczy brzmią naprawdę źle i obrzydliwie.
  - Witajcie! Co was do mnie sprowadza? - rzekła jaszczurzyca, odwracając się od kuriozalnej maszynerii.
  - Przyszliśmy cię o coś spytać - rzekł szkielet, patrząc na alchemiczkę. - Tak czysto hipotetycznie. Wiesz, jak odróżnić klątwę Śpiącej Królewny od Śnieżki? To nie są czasem te same klątwy?
  - Oczywiście, że nie! - oburzyła się Alphys.
Kobieta od razu zaczęła wam tłumaczyć różnicę między tymi klątwami. Chociaż z pozoru podobne, występują znaczące różnice. Lecz nie to było dla was ważne. Czekaliście na jakiś fragment o rozwiązaniu. Al powiedziała wam wiele interesujących rzeczy na temat klątw. Poznaliście je trochę lepiej. Złote jabłko przełamie klątwę. Tylko nie bardzo wiedzieliście, gdzie moglibyście znaleźć takie złote jabłko, jeśli w ogóle istnieje. 
  - Jednak jest inny sposób ich złamania. Tylko musicie przynieść mi te składniki - rzekła na zakończenie jaszczurzyca, wręczając wam kartkę.
Spojrzeliście po sobie zdziwieni, a następnie zerknęliście na jaszczurzycę.
  - No, śmiało bierzcie i przynieście mi te składniki. Im szybciej to zrobimy, tym szybciej pozbędziecie się problemu - oznajmiła, machając wam karteczką przed oczami.
Ostrożnie wzięłaś kartkę do ręki. Zachowywałaś się jakby była ona płomieniem.
Jedna rzecz cię nurtowała.
  - Skąd wiesz?
  - Jestem królewskim alchemikiem, wiem wiele rzeczy - odrzekła Alphys, wracając do swoich wcześniejszych zajęć.
Teraz stanął przed wami inny wybór.
Share:

Undertale: Śpiąca Baśń - Sans - D - Okaż troskę - Alchemik

Autorzy rozdziału: Dodo Dan oraz Shini

Oboje uznaliście, że najlepszym rozwiązaniem będzie udanie się do alchemika. Nawet jeśli było to ryzykowne, to jedyne co mogliście zrobić. Dalsze przeszukiwanie biblioteki uznaliście za daremne.
Zmierzaliście razem w stronę królewskich piwnic. Żadne z was nie chciało rozmawiać. Nie bardzo wiedzieliście o czym dokładnie. Zwykle osoby o waszych statusach, nie mając nawet okazji się poznać.
  - Możemy się na chwilę zatrzymać? - zapytał Sans, opierając się o parapet okna. Wyglądał jakby miał za chwilę zemdleć.
Sans dostał jednego ze swoich napadów. Podeszłaś do niego i chwyciłaś go za ramię. Lekko zdziwiony szkielet nawet nie protestował, zaskoczony twoją reakcją.
Jednym ruchem otworzyłaś drzwi do jednego z wielu pokoi bawialnych. Pomogłaś Sansowi dotrzeć do kanapy, gdzie razem usiedliście.
Wiedziałaś, że nic nie poradzisz na jego atak. Mogłaś tylko czekać i mieć nadzieję, że to długo nie potrwa. Zerknęłaś na niego. Już spał w najlepsze. Wyglądał spokojnie, kiedy spał.
Rozmyślałaś o wszystkim co się do tej pory stało. Jakoś nie uważać, że ta klątwa to twoja wina. Masz prawo czuć lub uważać, co chcesz i nikt nie mam prawa kazać ci to zmienić. Wiedźma nie powinna wtrącać się w twoje życie.
Z rozmyślań wyrwał cię Sans, a raczej to co zrobił przez sen. Zsunął się, opierając się o ciebie.
Było to dla ciebie dziwne. Nigdy wcześniej nie byłaś w takiej sytuacji. Jednak nie mogłaś go przesunąć. Mógłby przez przypadek spaść, a tego nie chciałaś. I tak ma już wystarczająco dużo problemów przez ciebie.
Pozwoliłaś mu tak zostać.
Obudził się po paru dłuższych minutach.
Spojrzał na ciebie zakłopotany, a potem odwrócił się. Spytałaś go czy wszystko w porządku, a on odpowiedział, że w porządku. Nawet na ciebie nie spojrzał. Ale spostrzegłaś dziwną, słabą błękitną poświatę.
Nie zrozumiałaś co to było. Oboje po prostu przemilczeliście to.
...
Spojrzałaś jeszcze na Sansa zanim zapukałaś do drzwi sali alchemicznej. Mieliście ostatnią szansę, aby zawrócić. Westchnęłaś ciężko.
Wzięłaś mosiężną kołatkę i uderzyłaś w drewniane drzwi trzy razy.
  - Proszę! - usłyszałaś łagodny kobiecy głos zza drzwi.
Otworzyłaś je i ujrzałaś wielką salą. Przy ścianach stały regały z różnymi księgami alchemicznymi oraz kolorowymi płynami.
Poczułaś jakiś dziwny zapach, ale wolałaś nie wiedzieć, co to jest. Znasz alchemiczkę Alphys wystarczająco długo, że lepiej nie wiedzieć co dodaje do eliksirów. Niektóre rzeczy brzmią naprawdę źle i obrzydliwie.
  - Witajcie! Co was do mnie sprowadza? - rzekła jaszczurzyca, odwracając się od kuriozalnej maszynerii.
  - Przyszliśmy cię o coś spytać - rzekł szkielet, patrząc na alchemiczkę. - Tak czysto hipotetycznie. Wiesz, jak odróżnić klątwę Śpiącej Królewny od Śnieżki? To nie są czasem te same klątwy?
  - Oczywiście, że nie! - oburzyła się Alphys.
Kobieta od razu zaczęła wam tłumaczyć różnicę między tymi klątwami. Chociaż z pozoru podobne, występują znaczące różnice. Lecz nie to było dla was ważne. Czekaliście na jakiś fragment o rozwiązaniu. Dowiedzieliście się, Złote jabłko przełamie klątwę. A u ciebie tylko prawdziwa miłość. Woleliście usłyszeć coś o jakiś eliksirach albo czymś takim.
  - Jednak jest inny sposób ich złamania. Tylko musicie przynieść mi te składniki - rzekła na zakończenie jaszczurzyca, wręczając wam kartkę.
Spojrzeliście po sobie zdziwieni, a następnie zerknęliście na jaszczurzycę.
  - No, śmiało bierzcie i przynieście mi te składniki. Im szybciej to zrobimy, tym szybciej pozbędziecie się problemu - oznajmiła, machając wam karteczką przed oczami.
Ostrożnie wzięłaś kartkę do ręki. Zachowywałaś się jakby była ona płomieniem.
Jedna rzecz cię nurtowała.
  - Skąd wiesz?
  - Jestem królewskim alchemikiem, wiem wiele rzeczy - odrzekła Alphys, wracając do swoich wcześniejszych zajęć.
Teraz stanął przed wami inny wybór.

Share:

Undertale: Śpiąca Baśń - Sans - D - Okaż troskę - Biblioteka

Autorzy rozdziału: Dodo Dan oraz Shini

Oboje zgodnie uznaliście, że ponownie przeszukacie bibliotekę. Przejrzeliście zaledwie kilkanaście regałów w poszukiwaniu księgi o klątwach.
Uznałaś, że musiała zostać przełożona w inne miejsce albo oddana i nie zostało to zapisane. Uzgodniliście, że spotkacie się przed biblioteką w południe.
Pożegnałaś się ze swoim towarzyszem niedoli w milczeniu.

Wróciłaś późno w nocy do swojego pokoju. Mogłaś na spokojnie się przebrać w piżamę, ponieważ odesłałaś wcześniej swoją pokojówkę.
Zdjęłaś suknię, a potem zostawiłaś ją na krześle. Ubierałaś koszulę nocną, gdy zauważyłaś dziwny znak poniżej lewego obojczyka. Zdziwiło cię to. Podeszłaś do lustra, chcąc przyjrzeć się temu symbolowi.
Zobaczyłaś go lepiej w lustrze. Przypominało ci to pączek róży. Nie byłaś pewna co to jest, ale wiedziałaś, że w jakiś sposób jest powiązany z klątwą.
Może to ma pokazywać czas jaki ci pozostał do zdjęcia klątwy?
Nie byłaś tego pewna. Zmęczona położyłaś się spać. Naprawdę chciałaś odpocząć po tym wyczerpującym dniu.

Twój dzień wyglądał podobnie jak poprzedni. Zaczęło cię zastanawiać, czy życie bez uczuć jest takie nudne. Wiedziałaś, że nie mogłaś tak myśleć. Takie myślenie było po prostu złe. Szybko odrzuciłaś tę niepokojącą myśl, a przynajmniej ją za taką uznałaś.

Westchnęłaś ciężko, zmierzając w stronę biblioteki. Jak poprzednio Sans czekał na ciebie przy wejściu do biblioteki. Uznałaś to za miłe. Gdy do ciebie pomachał uśmiechnęłaś się lekko. To, że nie czujesz, nie znaczy, że nie potrafisz docenić drobnych uczynków.
Wchodząc do biblioteki od razu skierowałaś się tam, gdzie wczoraj skończyliście.
Przemierzając regały, postanowiłaś powiedzieć mu o dziwnym znamieniu. To co powiedziałaś nie zdziwiło go. On również ci wyznał, że u niego też się pojawiło. Tylko, że przypominało kwiat jabłka. Obstawialiście, że z dnia na dzień będą się one zmieniać wraz z postępem waszych klątw.

  - To nie ma sensu - powiedziałaś, rozpościerając bezradne ręce. - Spędziliśmy tutaj już parę godzin i dalej nic nie znaleźliśmy.
  - Hej, nie załamuj się tak! Na pewno znajdziemy jakieś rozwiązanie! - rzekł z optymistycznie Sans, odkładając książkę.
Nie czułaś nic na to co powiedział. Ale spodobało ci się to. Mimo klątwy dalej potrafiłaś docenić dobroć. Jego wypowiedź poprawiła ci humor.
  - Może masz rację - odparłaś, patrząc na niego.
Jego postura wskazywała, że jest zdeterminowany.
  - Ja na pewno mam rację - rzekł, uśmiechając się. - Teraz pora wracać do roboty. Jeszcze wiele pra...
Niestety nie dane mu było dokończyć, ponieważ poczułaś, jak coś uderzyło cię w głowę. Przeszył cię ostry, pulsujący ból. Przez, który musiałaś usiąść na ziemię. Zaczęłaś masować bolące miejsce, mrugając kilkakrotnie częściej niż zazwyczaj. Ból zamroczył cię na chwilę.
  - W porządku? - zapytał zmartwiony Sans. Przed oczami miałaś jedynie jego rozmazaną twarz, która z minuty na minutę stawała się coraz wyraźniejsza. - Poczekaj chwilę. - zobaczyłaś, jak wyjmuje biała chusteczkę i przykłada ci do czoła. Widocznie musiałaś się zranić, kiedy to coś cię uderzyło.  
Sans kazał ci przytrzymać chusteczkę, aby krwawienie ustało, a sam sięgnął po przedmiot, który cię “zaatakował”.
Przejrzał go dokładnie, uśmiechając się delikatnie.
  - Nie ma tego złego co, by na dobre nie wyszło - rzekł. Z lekka zaskoczył cię ten komentarz. Lecz zanim go osądzisz, poczekasz to dalej powie. - Zobacz, co wpadło w nasze ręce.
Sans pokazał ci książkę, gdy zaczynałaś już odzyskiwać ostrość widzenia. Przed oczami zauważyłaś “Tajemnicze i kapryśnie utrapienia”. Musiałaś przyznać, że rzeczywiście mieliście szczęście.
Usiedliście na ziemi, a następnie zaczęliście czytać książkę. Znaleźliście rozdział dotyczący waszych przekleństw. Zostałaś naznaczona klątwą Śpiącej Królewny, polegała ona na tym, że traci się uczucia. Jedynymi sposobami przełamania jej jest zakochanie się albo zrozumienie otaczającej przeklętego miłości. Poczułaś się lekko rozczarowana. Nie dowiedziałaś się niczego nowego. To samo powiedziała Wiedźma. Jednak przełomem była klątwa Sansa zwana klątwą Śnieżki. Sposobem na zdjęcie jej jest znalezienie złotego jabłka i zjedzenie go.
Nie dowiedzieliście się za wiele.
Jedyną rzeczą jaka wam została to udanie się do alchemika. Było to ryzykowne, ale tylko on mógł wam teraz pomóc. Udaliście się do niego, a raczej jej, póki słońce jeszcze nie zaszło.

Zmierzaliście razem w stronę królewskich piwnic. Żadne z was nie chciało rozmawiać. Nie bardzo wiedzieliście o czym dokładnie. Zwykle osoby o waszych statusach, nie mając nawet okazji się poznać.
  - Możemy się na chwilę zatrzymać? - zapytał Sans, opierając się o parapet okna. Wyglądał jakby miał za chwilę zemdleć.
 Sans dostał jednego ze swoich napadów. Podeszłaś do niego i chwyciłaś go za ramię. Lekko zdziwiony szkielet nawet nie protestował, zaskoczony twoją reakcją.
Jednym ruchem otworzyłaś drzwi do jednego z wielu pokoi bawialnych. Pomogłaś Sansowi dotrzeć do kanapy, gdzie razem usiedliście.
Wiedziałaś, że nic nie poradzisz na jego atak. Mogłaś tylko czekać i mieć nadzieję, że to długo nie potrwa. Zerknęłaś na niego. Już spał w najlepsze. Wyglądał spokojnie, kiedy spał.
Rozmyślałaś o wszystkim co się do tej pory stało. Jakoś nie uważać, że ta klątwa to twoja wina. Masz prawo czuć lub uważać, co chcesz i nikt nie mam prawa kazać ci to zmienić. Wiedźma nie powinna wtrącać się w twoje życie.
Z rozmyślań wyrwał cię Sans, a raczej to co zrobił przez sen. Zsunął się, opierając się o ciebie.
Było to dla ciebie dziwne. Nigdy wcześniej nie byłaś w takiej sytuacji. Jednak nie mogłaś go przesunąć. Mógłby przez przypadek spaść, a tego nie chciałaś. I tak ma już wystarczająco dużo problemów przez ciebie.
Pozwoliłaś mu tak zostać.
Obudził się po paru dłuższych minutach.
Spojrzał na ciebie zakłopotany, a potem odwrócił się. Spytałaś go czy wszystko w porządku, a on odpowiedział, że w porządku. Nawet na ciebie nie spojrzał. Ale spostrzegłaś dziwną, słabą błękitną poświatę.
Nie zrozumiałaś co to było. Oboje po prostu przemilczeliście  to.
...
Spojrzałaś jeszcze na Sansa zanim zapukałaś do drzwi sali alchemicznej. Mieliście ostatnią szansę, aby zawrócić. Westchnęłaś ciężko.
Wzięłaś mosiężną kołatkę i uderzyłaś w drewniane drzwi trzy razy.
  - Proszę! - usłyszałaś łagodny kobiecy głos zza drzwi.
Otworzyłaś je i ujrzałaś wielką salą. Przy ścianach stały regały z różnymi księgami alchemicznymi oraz kolorowymi płynami.
Poczułaś jakiś dziwny zapach, ale wolałaś nie wiedzieć, co to jest. Znasz alchemiczkę Alphys wystarczająco długo, że lepiej nie wiedzieć co dodaje do eliksirów. Niektóre rzeczy brzmią naprawdę źle i obrzydliwie.
  - Witajcie! Co was do mnie sprowadza? - rzekła jaszczurzyca, odwracając się od kuriozalnej maszynerii.
  - Przyszliśmy cię o coś spytać - rzekł szkielet, patrząc na alchemiczkę. - Tak czysto hipotetycznie. Wiesz, jak odróżnić klątwę Śpiącej Królewny od Śnieżki? To nie są czasem te same klątwy?
  - Oczywiście, że nie! - oburzyła się Alphys.
Kobieta od razu zaczęła wam tłumaczyć różnicę między tymi klątwami. Chociaż z pozoru podobne, występują znaczące różnice. Lecz nie to było dla was ważne. Czekaliście na jakiś fragment o rozwiązaniu. Al powiedziała wam, to co wiedzieliście wcześniej. Złote jabłko przełamie klątwę. Woleliście usłyszeć coś o jakiś eliksirach albo czymś takim.
  - Jednak jest inny sposób ich złamania. Tylko musicie przynieść mi te składniki - rzekła na zakończenie jaszczurzyca, wręczając wam kartkę.
Spojrzeliście po sobie zdziwieni, a następnie zerknęliście na jaszczurzycę.
  - No, śmiało bierzcie i przynieście mi te składniki. Im szybciej to zrobimy, tym szybciej pozbędziecie się problemu - oznajmiła, machając wam karteczką przed oczami.
Ostrożnie wzięłaś kartkę do ręki. Zachowywałaś się jakby była ona płomieniem.
Jedna rzecz cię nurtowała.
  - Skąd wiesz?
  - Jestem królewskim alchemikiem, wiem wiele rzeczy - odrzekła Alphys, wracając do swoich wcześniejszych zajęć.
Teraz stanął przed wami inny wybór.

Share:

Undertale: Śpiąca Baśń - Sans - D - Milcz

Autorzy rozdziału: Dodo Dan oraz Shini

Milczałaś. Nie chciałaś mówić Sansowi, że jesteś drugą przeklętą osobą. Nie chciałaś, aby wszczynał jakąś awanturę.
Nawet jeśli jesteś odpowiedzialna za tą klątwę, to możesz rozwiązać sama. Dasz radę.
Sans nie bardzo wiedział, jak ma zareagować na twoje milczenie.
- Przepraszam, że zawracałem ci głowę, księżniczko - powiedział, kłaniając się lekko. - Zapomnij o tym, co panience powiedziałem - dodał odchodząc.
Wpatrywałaś się w niego, dopóki nie zniknął z twojego pola widzenia.
Powinnaś coś czuć, tylko nie wiedziałaś co dokładnie. Ta pustka.
Chciałaś, aby cię denerwowała. Chciałaś być wściekła. Chciałaś czuć cokolwiek.

Kolejny dzień. Kolejny poranek. Znowu zapomniałaś zasłonić zasłony. Elwira ponownie pomogła ci się ubrać. Czy dopiero brak uczuć uświadomił ci, że każdy twój dzień wygląda podobnie? Westchnęłaś ciężko.
Musiałaś czekać na chwilę spokoju, aby wybrać się do biblioteki.

Udawanie emocji przed innymi było naprawdę trudne. Musiałaś unikać spotkania z Toriel. Ona zawsze wiedziała, gdy coś było nie tak. A to było nie lada wyzwanie, ponieważ miałaś mieć dzisiaj przymiarkę nowej sukni balowej.
Chodziła wokół ciebie, doradzając krawcowej, co i jak ma zrobić. Przy okazji pytała o cię o różne rzeczy. Zwykłe pogaduchy.
- I jak ci pasuje suknia? Masz jakieś propozycje? - zapytała Toriel, przyglądając się koronkom na fiołkowej sukni.
- Raczej nie, królowo - odrzekłaś. Nie miałaś żadnych zastrzeżeń do tej kreacji. Na szczęście są to ostatnie przymiarki, więc nie musisz się jakoś wysilać.
- Pamiętasz naszą rozmowę, tak? - powiedziała stanowczym tonem Toriel, prostując się. Spojrzała na ciebie surowym wzrokiem.
Wiedziałaś, o co jej chodzi. Mimo tylu lat dalej nie potrafiłaś do niej tak mówić.
- Suknia mi pasuje, matko - odparłaś.
- Wolę mamo, ale niech już będzie - powiedziała na nowo, przyglądając się sukni. - A jak się czujesz? Niedługo są twoje osiemnaste urodziny.
Toriel spojrzała na ciebie, wyczekując odpowiedzi. Najbardziej logicznym posunięciem było powiedzenie, że jesteś podekscytowana. jak masz to okazać? Uśmiechnąć się?
Nigdy jakoś się nad tym nie zastanawiałaś.
- Królowo, jesteś proszona do króla Asgora - powiedziała służąca, stojąca w drzwiach. Nawet nie zauważyłaś, kiedy weszła.
Z sytuacji uratował cię przypadek. Potem jakoś udało cię się unikać królowej oraz udawać emocje przed innymi. Większość i tak traktowała cię wedle statusu, więc nie interesowały ich twoje uczucia.

Jakoś udało ci się przetrwać ten dzień. Po popołudniu już nikt cię nie męczył. Stanęłaś przed biblioteką, a następnie otworzyłaś ogromne drzwi.
Olbrzymie regały wypełnione przeróżnymi książkami. Od historii królestwa, przez sztukę oraz nauki przyrodnicze. Wiesz, że znajdowały się w niej też różne opowieści. Od bajek po legendy.
Miałaś nadzieję, że znajdziesz jakąś dotyczącą klątw. Tylko nie bardzo wiedziałaś, gdzie masz szukać. Do jakiego działu zaliczyć taką książkę?
Magia? Alchemia? Legendy? Czy może sztuki starożytne?
Nie byłaś pewna. Zaczęłaś poszukiwania od legend. To chyba było najbardziej oczywiste rozwiązanie.

Jednak to nie było takie proste jak sądziłaś na początku. Przejrzałaś już ze trzy działy, czyli jakieś sto może trochę więcej książek, ale nic pożytecznego nie znalazłaś.
To dopiero jedna trzecia z wszystkich książek o tematyce legend.
Westchnęłaś ciężko, myśląc o stercie książek, które musiałaś jeszcze przejrzeć.
- Tu musi być coś o klątwach - powiedziałaś do siebie, czytając kolejną książkę z legendami. - Akurat ta wiedźma musiała mnie przekląć.
- Wiedźma, tak? A na ciebie jaką klątwę rzuciła? - Z zaskoczenia, aż upuściłaś książkę. Schyliłaś się, aby ją podnieść, lecz ktoś cię uprzedził.
Gdybyś miała jakieś uczucia w tej chwili, powinnaś być przerażona albo chociaż zawstydzona, że nakryto cię na kłamstwie.
Tu pustka.
W tej chwili nie mogłaś go już dłużej okłamywać. Musiałaś wyznać prawdę, nie miałaś innego wyjścia.
Opowiedziałaś Sansowi wszystko. O wiedźmie. O śnie. O swojej klątwie.
A Sans? Przez cały czas milczał. Słuchał cię uważnie. Widziałaś, że na jego twarzy maluje się złość. Może i nawet rozczarowanie. Nic na to nie poradzisz.
Ukrycie przed nim prawdy wydawało się wtedy dla ciebie jedynym słusznym rozwiązaniem.
- I tak nic już na to nie poradzimy. Lepiej poszukajmy odpowiedzi - skwitował Sans. Widocznie miałaś rację. Był na ciebie zły.
Uzgodniliście, że przeszukacie razem bibliotekę. On zacznie szukać w kolejnym przedziale, a ty możesz dokończyć ten. Pracowaliście w milczeniu przez kilka najbliższych godzin.
- Hej, co tutaj robisz? - usłyszałaś za sobą znajomy głos. Odwróciłaś się gwałtownie. I zobaczyłaś Asriela. - Spokojnie, nie chciałem cię przestraszyć. To, co tu robisz? - zapytał młody książę.
Byłoby ryzykowne pytać o pomoc Asriela, ale on wie więcej od ciebie o królewskich zbiorach.
- A wiesz, gdzie znalazłabym coś o klątwach? - zapytałaś. Jak to się mówi, raz się żyje prawda?
- Klątwy? - powtórzył książę, bacznie ci się przyglądając. - A po co ci to?
I tu cię miał. Nie miałaś jeszcze na to odpowiedzi. Musiałaś co szybko wymyślić.
- Służące - zaczęłaś niepewnie. - Rozmawiały o czymś dziwnym. O jakieś klątwie i chciałam trochę o tym poczytać - dokończyłaś. Miałaś nadzieję, że ci uwierzy. Nie chciałaś mieszać w to kogoś jeszcze.
Asriel spojrzał na ciebie. Wyglądał jakby próbował sobie coś przypomnieć. Zajęło mu to dłuższą chwilę.
- Jest jedna taka książka. Nazywała się “Tajemnicze i kapryśnie utrapienia” - powiedział Asriel. - Wiem dziwny tytuł jak na książkę o klątwach, ale to nie ja go wymyśliłem - dodał, patrząc na zegarek na ręce. - Muszę już iść mam uczestniczyć w naradzie.
Gdy książę Asriel zniknął z twojego pola widzenia, odezwał się twój kompan.
- Gratuluję, masz kolejne kłamstwo na koncie - odrzekł, opierając się o regał.
- Lepiej zabierzmy się do szukania - powiedziałaś. Nie chciałaś tracić czasu. Im szybciej znajdziecie książkę, tym szybciej pozbędziesz się klątwy.
Jednak mimo tego, że znaliście tytuł książki, nie mogliście nigdzie znaleźć. Jakby zniknęła. Nigdzie nie było po niej śladu. Nawet w zapisach królewskiej bibliotekarki.
Zmęczona szukaniem w bibliotece oraz późną porą oboje uznaliście, że pora udać się na spoczynek.
- Tylko co mamy teraz zrobić? - zapytał Sans.
Mieliście dwie opcje.



Share:

POPULARNE ILUZJE