Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ► Tajemnica prostoty. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ► Tajemnica prostoty. Pokaż wszystkie posty

23 marca 2020

Tajemnica prostoty: Cycuszki i porcięta

Autor zajebistego obrazka: Usterka

Wynoszone majciochy - jak to z nimi było?
     Galia w oczach Cezara dzieliła się na dwie części: czyli na tę w której chodzili w togach; oraz na północną gdzie noszono porcięta - element stroju związany z klimatem. Wynalazek Słowian i German. Wśród nich znane od niepamiętnych czasów. Od nich Rzymianie nauczyli się ich nosić, Kartagińczycy i Grecy. Mieszkańcy Imperium wymyślili "gacie dziane" czyli zrobione tak samo jak dzisiejsze skarpety. Mogli sobie przy tym nosić tunikę, togę czy zbroję. Gacie więc nosiło się zawsze, pełniły rolę dzisiejszych majtek - nawet dla kobiet. Nazwa gacie pochodzi od staropolskiego słowa gacić czyli ocieplać. Spodnie od tego, że się nosi pod spodem i pierwotnie były rodzajem gaci. Portki - wzięła się z łaciny od słowa porta czyli brama.
     Dziane gacie robione były z wełny lub włóczki. Płótno zgrzebne - surowe, raniły ciało jak włosiennica. Już w XVII wieku były białe i niewiele różniły się od naszego pojęcia bielizny. Plebs nosił ją co dzień na sobie, bo jego strój ogólnie składał się z koszuli i gaci, a kobiety zakładały do tego jeszcze kaftanik, fartuch czy zapaszkę. Rzadziej spódnicę - nie było to popularne.
A jak trzymało się to na dupie? 
     Na sznureczki. Z czego nie idzie to jak u nas na brzuchu, lecz podwiązywali je u bioder. 
     Wielki postęp to guziki i haftki. Pierwotne guziki były z rogów zwierząt, szylkretu, macicy perłowej, drewna, terakoty, fajansu, szkła, kryształu. Zdobione drogimi kamieniami, a więc posiadanie guzików było objawem zamożności. Dzięki guzikom pojawiły się męskie spodnie z klapami. W różnych kombinacjach były te klapy, na przodzie, na tyle, na boku. Tworzą się też koszule zapinane od tyłu i surduty czyli praszczur dzisiejszej marynarki.
     Jeżeli natomiast chodzi o kobiece pantalony... Nazwa pochodzi od rodzaju męskich spodni - noszone były przy zimnej pogodzie i wkładano je pod suknie. Mogły mieć kształt klasyczny, albo wymyślną formę ozdobione koronka, wiązane przy kostce albo pod kolanem.
     Między XVII a XVIII wieku chodził kobiecy zabobon, że w długich majtkach do kościoła tylko dziwka, a bogobojna kobieta powinna bez względu na pogodę iść z gołą dupą.
     Majtki wymyślono dopiero w połowie XX wieku. związane są z rewolucją gumy, która również dała początek prezerwatywie taką jaką znamy. Bez gumy nie byłoby wiele wynalazków -  doceńcie gumę. Ludzie w Brazylii wykorzystali lateks, czyli wydzielinę drzewa kauczukowego. Aztekowie uwielbiali robić kauczuki. Ale to na marginesie... 
     Pierwotnie nogawki majtek były cięte w okolicach górnej części uda tzw figi to są lata pięćdziesiąte XX wieku, związane jest to z wybuchem bomby atomowej. W ramach protestu panie zaczęły zakładać mini kostiumy kąpielowe zwane bikini, dolną ich cześć stanowiły figi zasadniczo nie różniące się zbytnio od współczesnych już majtek - slipy powstały z fig. A skąd nazwa bikini? Z plaży Atol Bikini na Hawajach gdzie dokonano próby z bronią wodorową...
     Stąd wniosek, że gdyby nie było I Wojny Światowej, świat nie chodziłby w majtach.

Naga to ona nie była wcale, miała pończochy i korale.
     Odkąd funkcjonują skarpety, a z nich pończochy - ciężko mi powiedzieć, bo w skarpetach popierdalali wikingowie i ich kobiety dziergały je na drutach.
      Im zimniej tym skarpety były dłuższe, aż w końcu dostały nazwę pończoch. Były też i męskie, nosił je między innymi np Henryk VIII w Anglii. Dzięki nim ludzie zaczęli zwracać uwagę na męskie nogi i łydki. 
 Kobiece nadal są zakryte przez sutą kieckę, więc o czym tutaj mówić?
      W XVIII wieku następuje moda na przebieranie kobiety w męskie stroje. Panie bardzo ochoczo to robiły i zaczęły pokazywać swoje kształty - nogi przede wszystkim.
      Na dworze Ludwika XIV panie chodziły już w jedwabnych pończochach, natomiast mężczyźni obowiązkowo stukali wysokimi obcasami o czerwonym kolorze.
      Pasek do noszenia pończoch używany jest od okresu I wojny światowej. Wykonywany przez modystki z atłasu, przeważnie herbacianego, różowego lub niebieskiego - generalnie dwa kroje.
      Dla kobiet porządnych obejmował brzuch od pasa, kończąc się w połowie uda. Z tyłu zapinany na haftki. Do niego przyszyte były gumy, które na końcu miały specjalny mechanizm z metalu łapiący tkaninę pończoch z dwóch albo czterech miejsc. 
      Kobiety starszej daty przyszywały sobie paski z gumy do staników, które miały formę dzisiejszej bliski z przodu zapisane na guziki. Nie posiadał żadnego elementu podtrzymującego biust, podtrzymywał pończochy. Na podobnych stanikach mężczyźni nosili swoje.
     Drugi typ w okresie międzywojennym, nosiły dziwki. Sięgał od pasa odsłaniając kobiecość. Był wycięty - czyli taki aktualnie modny. Posiadał od czterech do sześciu pasków podtrzymujących paski. Do epoki gumy, obowiązywały podwiązki, które znane są od średniowiecza, a może nawet i wcześniej.
      Część pończochy wystającej poza podwiązkę była znacznie szersza niż obecnie. Panowie nosili ją pod skarpetę. Były wykonywane z płótna, atłasu w XX wieku z użyciem gumy oraz gurtu - sztywny materiał bawełniany o konsystencji paska. Wszywano go w płótno. Utwardzał też staniki - wcześniejszy niż guma i jego powstanie może sięgać nawet XVIII wieku. Można było uzyskać też dzięki jego pomocy odpowiedni kształt sukni.

Dobry gorset ze słonia zrobi gazelę!
      Starożytne Egipcjanki nosiły sukienki na szerokich szelkach zasłaniające piersi, Kretenki i różne inne Minojki w ogóle poszły na całość odsłaniając piersi i nosząc je na sukni. Greczynki, szczególnie te z patriarchalnych Aten zasłaniały piersi, ale nie zrezygnowały z kroju szat minojskich, który je podnosił. Sam krój. Wrócił zresztą w epoce napoleońskiej jako empire.
      Starożytne Rzymianki nic tu nie zmieniły. Ale dekolty stały się jeszcze większe, a podpórki na piersi coraz bardziej wymyślne. Sięgnięto po metal, drewno, końskie włosie. Na razie wszystko to było elementem szaty czyli peplum, takie peplum podtrzymywał pasek. Sznurki, zwłaszcza u Greczynek podtrzymywały piersi nadając im oprawę podkreślającą kształt, ale także przechodziły niżej, także między nogami. Odwiązanie takiej ozdoby równało się zabraniu cnoty.
      Egipcjanki nie były takie purytańskie. Pod suknią, niekiedy wąską na szelkach u góry nosiły co najwyżej coś na kształt biżuterii lub pasa cnoty jak kto woli, najczęściej w ogóle nic. 
      No, skoro ich mężczyźni nosili pieluchy. Mam na uwadze klasyczny kształt męskiej przepaski biodrowej wiązanej na kształt pieluchy - oczywiście tej z tetry, a nie pampersa - na którą nakładało się ozdobny fartuszek wiązany z przodu. Generalnie roznegliżowani święci Baroku noszą dla przyzwoitości takie szmatki, o różnym kształcie. Podobna zakrywa nagość na krzyżu, o ile nie jestem obsceniczny. 
      Czasem jest wiązana tyłem do przodu, co daje z tyłu efekt stringów, zwłaszcza na Wschodzie. Japończycy nosili takie pod swe kimona. Generalnie - Zachód nosił portki czyli gacie, Wschód - często pieluchy i obszerną szatę do kostek, wyjątkiem była grecka tunika do kolan, krój klasyczny.
           Ale wracając do tych cycuszków.
      Strój miał je zasłaniać i podkreślać. Na barbarzyńskiej północy Słowianki i Germanki nosiły je w ogóle pod suknią, nie ukazując światu, a więc wszelkie formy podniesienia i ozdobienia biustu pochodzą znad Morza Śródziemnego.
      Prawdziwa rewolucja dokonała się w dobie Odrodzenia, a potem Baroku. Pierwsza epoka dekolt wymyśliła, wymyśliła też podpórkę na piersi noszoną na koszuli. Na razie ta podpórka raczej więziła i deformowała. Wystarczy spojrzeć na damy z dworu Henryka VIII chociażby takie siostry Boleyn. 
      Podobno pierwszy francuski gorset był wzorowany na zbroi rycerskiej i częściowo wykonany z metalu. Było to już w XIV wieku. Moda ta trwała krótko i ustąpiła w XVI wieku gorsetom noszonym na koszule tak jak w Anglii. We Francji używano więcej gurtu, a stanik z przodu miał większy krój przez co gorset zyskiwał kształt współczesnego gorsetu. Nosiło się go na koszulę ale również na suknię, a w ogóle to barok odciął górę sukni od dołu i utworzył formy sukni wcinane co sprzyjało gorsetom noszonym pod postacią staniczka, noszono go też na wierzchu co nie znaczyło, że pani nie miała gorsetu typu bielizna.
       W tej formie gorset przetrwał do końca XIX wieku. W okresie I Wojny Światowej, kiedy kobieta miała więcej swobody, bo mężczyźni poszli na wojnę, a one zajmowały w miastach ich miejsce - nie mogła być zakuta w gorset. Zaczął się wobec tego znacznie skracać był robiony jako stanik.
      Atłas był podszywany sztywnym płótnem. W XIX wieku wymyślono fiszbiny - cześć ciała wieloryba, a konkretnie zdaje się jego skrzela - używano ich do usztywniania gorsetów i staników po I WŚ gorsety zanikają, a utrzymuje się stanik. Ma on formę bardziej zabudowaną niż obecnie, ale szybko się skraca. Po II wojnie światowej przyjął formę bardotki - stanika z odkrytym biustem, równie skąpego jak bikini, nazwa pochodzi od nazwiska Brigitte Bardot która miała zaprezentować taki stanik. Ten któj w zasadzie się utrzymał.

Share:

21 marca 2020

Tajemnica prostoty: O Ouija


  Sam nie wiem, co jest bardziej niebezpieczne w przyzywaniu duchów. Fakt, że może się udać, czy też raczej, że się nie uda. Wtedy napełnia syna adamowego zawód, strach, no i przeraźliwe poczucie samotności. 
  Zapewne ktoś z czytających mnie „bawił” się tak. Oh, mnie otacza wiele osób, które to próbowały. Łatwiej mi wymienić te, które tego nie robiły. Osobiście, próbowałem. Kilka razy z różnym skutkiem.
   Biorąc pod uwagę rosnącą popularyzację Ouija postanowiłem przybliżyć Wam co nieco temat,. Abyście następnym razem jeżeli w ogóle kiedykolwiek zamierzacie to robić – nie zdenerwowali bytu jakiego przyzwiecie. Nie rozczarowali się, jeżeli nikogo nie przyzwiecie. No i nie robili tego jak ostatni debile narażając siebie oraz całe pomieszczenie w którym to robicie.

Jak dawniej wywoływano duchy?
     To nie tak, że kiedyś ludzie nie interesowali się tymi tematami. Oczywiście, że się interesowali! Wszak tym co rozumiemy pod pojęciem cywilizacji to tradycja obrządku grobowego. Co to oznaczało? Ludzie, którzy w dalekich wiekach chowali swoich krewnych wierzyli, że po życiu jest coś. Coś innego. Chowali ukochanych z kwiatami, pieniędzmi, jedzeniem, wodą. Palili ich. Topili. Zjadali wierząc, że w ten sposób zostaną z nimi na zawsze.
Człowiek nigdy nie chciał się pogodzić z tym, że nasze życie trwa tak krótko i właściwie nie ma większego sensu. Musi być coś, co wytłumaczy to wszystko co się dzieje. Z czasem powstały wierzenia, że zmarli posiadają wiedzę absolutną i mogą się pojawiać. Tęsknota, przewidzenia, depresja, żałoba, a może choroba psychiczna? Tłumaczyć to można we wszelaki sposób, lecz bez wątpienia każdy kto stracił kiedyś kogoś bliskiego może z ręką na sercu powiedzieć, że ukochana osoba/zwierzę odwiedziło go kiedyś w śnie.
W moim przypadku pierwszym „duchem” był chomik. Nie pamiętam ile miałem wtedy lat, lecz bardzo przeżywałem śmierć mojego przyjaciela. Przyśniło mi się wtedy, że anioł przyniósł mi go, aby ten napił się wody ze swojego poidełka i się ze mną pożegnał. Matula powiedziała mi wtedy, że pewnie mnie odwiedził. Ta informacja i możliwość pożegnania się we śnie z pupilem przyniosła spokój mojemu szczenięcemu sercu. 
Duchy, sen, życie po życiu. Wierzeń jest tak wiele zaś w obecnym natłoku informacji oraz przekłamaniach jakie mają miejsce ciężko dokładnie powiedzieć kto i kiedy zaczął wywoływać zmarłych. Ponoć byli to Chińczycy w VI wieku p.n.e. Ponoć Egipcjanie. Ponoć Grecy. Prawda jest taka, że jeżeli mówimy o cywilizacji i tęsknocie – wszystkie te odpowiedzi mogą być prawdziwe. Były wahadełka, okręgi z ognia, okręgi ze znaków, wnętrzności zwierząt, krew potomków zmarłego.

Więc kiedy dokładnie powstała tabliczka i jak do tego doszło?
     Cofnijmy się w czasie do XIX wieku. Można powiedzieć, że był to wiek ciekawy. Mimo rozwijającej się nauki oraz ogólnemu podejściu społeczeństwa sceptycznie nastawionego do wszelkich cudów, właśnie w tym okresie popularne stawało się wywoływanie duchów. Na stole, najczęściej dębowym, rysowano białą kredą litery. Osoby biorące udział w seansie siadali dookoła stołu łącząc ręce, zaś na środku stawiano świecę; lekką rzecz przywoływanego ducha; albo też symbol. Najczęściej jednak były to szwindle. Ktoś nogą tupnął, ktoś inny coś komuś podłożył. Iluzja. Sztuka zimnego czytania. Mentalizm. Nie mówię, że współcześnie nie ma szwindli bo są i to jest ich jeszcze więcej! Nie twierdzę też, że wszystkie seanse z XIX wieku były mistyfikacją. Sceptycyzm to racjonalne podejście w tej tematyce. Trzeba go w sobie wypracować.
     Autor Księgi Mediów, Allan Kardec tak opisuje znane swoim czasom mechanizmy przyzywania duchów (1804-1869, Francja):
„(...)niektóre osoby używają czegoś w rodzaju malutkiego, specjalnie skonstruowanego stoliczka, o długości od dwunastu do piętnastu centymetrów oraz wysokości od pięciu do sześciu centymetrów, opierającego się na trzech nóżkach, z których jedną stanowi ołówek; dwie pozostałe nóżki są zaokrąglone lub zakończone kulkami, co ułatwia ich przesuwanie po papierze. Jeszcze inni posługują się trójkątną, podłużną lub owalną „deseczką” o wymiarach od piętnastu do dwudziestu centymetrów kwadratowych. Na jednym z jej końców, na brzegu znajduje się ukośny otwór do umocowania ołówka; przygotowana do pisania deseczka stoi nierówno na papierze, opierając się z jednej strony. Strona ta posiada niekiedy dwa kółeczka ułatwiające ruch. Zresztą można zrozumieć, że forma tych urządzeń nie ma żadnego znaczenia – najlepsze z nich jest to najwygodniejsze.(...)” Musicie jednak zrozumieć, co dziwnym nie będzie, że tak stworzone narzędzie do pisania nie należało do najłatwiejszych. Dla ducha oczywiście. Przyzwali was i jeszcze masz im pisać? Zakładając, że to wszystko jest prawdziwe – kontakt z rzeczami materialnymi, dla ducha, który materialny nie jest – może być wręcz niewykonalne. Podobny wynalazek istniał w Anglii, we Włoszech. No i było niewygodne dla samych osób biorących udział w seansach. Z czasem zaczęto tworzyć deseczki z literami alfabetu oraz cyframi. Także z napisami „tak” oraz „nie” oraz słowami takimi jak „dobry wieczór” czy „dobranoc” co stanowiło kwintesencję wiktoriańskiej elegancji. 

Początki przekleństwa
    W latach dziewięćdziesiątych XIX wieku, siedmiu mężczyzn, których łączyło to iż uwielbiali ryzykować i należeli do loży masońskiej wpadło na pomysł spopularyzowania popularnej zabawy oraz opatentowania przedmiotu do jej wykonywania. Początkowo sprawiedliwie podzielili się obowiązkami, jeden zajmował się patentem, drugi produkcją i tak dalej i tak dalej. Dookoła całego powstania tablicy Ouija istnieje wiele niejasnych informacji, albowiem sami twórcy chcieli by jej historia była jak najbardziej zagmatwana. To znaczy się – tajemnicza. Tak więc, przejdziemy do faktów, które można udowodnić i ominiemy wszelkie legendy i baśnie związane z powstaniem. Dobrze? O tym, sobie sami doczytacie jeżeli temat Was zainteresuje.
     Pierwszym właścicielem firmy oraz pomysłodawcą nazwy był Charles Kennard, twierdził on bowiem, że nazwa Ouija pochodzi z egipskiego i oznacza szczęście. Jednak to gówno prawda. W Egipcie mówi się po arabsku, w ichniejszym języku szczęście wygląda tak: سعادة zaś wymawia się je saeada. Jeżeli natomiast chcemy wędrować do Starożytnego Egoptu, sięgamy do hieroglifów, gdzie ichniejszy odpowiednik szczęścia wygląda tak: 
    Zaś wymawia się go NFR, albo też Nefer. Natomiast symbolem szczęścia jest między innymi skarabeusz. Zatem widzicie, ni chuja nie ma tutaj żadnego ouija. Tak czy inaczej, pierwszy właściciel firmy produkującej tabliczki został wykopany już po dziewięciu miesiącach. Przejęcia dokonał William Fuld, który powiedział, że nazwa pochodzi od połączenia francuskiego „oui” oraz niemieckiego „ja”, gdzie jak wiecie kochani poligloci, oba te słowa znaczą po prostu „tak”. No i to fakt. Idąc dalej.
Pomysłowy Fuld, koło 1920 roku wymyślił tańszą wersję swojej własnej tablicy (gdyż to on był pomysłodawcą wyglądu) i sprzedawał ją za niższą kwotę. Dodatkowo opatentował znak ouija wydając z nim między innymi biżuterię, a także olejek ouija, który miał leczyć reumatyzm. Zarejestrował też znaki towarowe na sformułowania: egipska tablica szczęścia oraz hinduska tablica szczęścia. Wydawać by się mogło, że wiódł świetne życie. Faktem jest, że pokłócił się ze swoim starszym bratem i jak w 1901 roku się pokłócili, tak już nigdy się do siebie nie odezwali. Jego brat zmarł, a on dołączył do niego w 1927 roku po upadku z budynku swojej fabryki. Pęknięte żebro przebiło mu serce. Interes przeszedł w ręce potomstwa Williama, a potem w 1966 roku został wykupiony przez firmę Parker Brothers. To właśnie oni stworzyli najpopularniejszy slogan towarzyszący Ouija – to tylko gra – czy na pewno?
  Początkowo, kiedy powstała tabliczka, nie służyła ona do wywoływania duchów. Bardziej wróżenia, które było traktowane z równą powagą, co dziecięce wróżby na kartce papieru; czy wróżenie z kart przez sąsiadkę z pierwszego piętra. W okresie I i II Wojny Światowej zapotrzebowanie na Ouija wzrosło do takiego stopnia, że firma przestała kłaść na jakość, a na ilość. Gra kupowana była głównie przez owdowiałe żony, osierocone dzieci, a także rodziców którzy stracili swoje potomstwo na froncie albo takowe nigdy nie wróciło do domu. Wnioskować można, że to właśnie w tym okresie zaczęto Ouija kojarzyć bezpośrednio z wywoływaniem duchów oraz rozpoczęto przypisywać jej magiczną moc. No i tutaj kończą się fakty związane z powstaniem tabliczki, a zaczyna się bajka.

Czy Ouija może przyzwać demona?
     Rozpowszechnienie tego, że Ouija przyzywa demony wzięło się na dobrą sprawę z szeroko zakrojonej działalności Kościoła Katolickiego. Jego antyreklama bardzo dobrze zadziałała. Głównie dlatego, że w wizji Kościoła Katolickiego, kierującego się Nowym i Starym testamentem istota duchów została bardzo jasno oznaczona: Nie znajdzie się pośród ciebie nikt, kto by (…) pytał duchów i widma, zwracał się do umarłych. Obrzydliwy jest bowiem dla Pana każdy, kto to czyni. (…) Te narody bowiem, które ty wydziedziczysz, słuchały wróżbitów i wywołujących umarłych. Lecz tobie nie pozwala na to Pan, Bóg twój (Pwt 18, 10-12. 14). Jeżeli jednak się tego człowiek podejmie, czeka go surowa kara: Jeżeli jaki mężczyzna albo jaka kobieta będą wywoływać duchy albo wróżyć, będą ukarani śmiercią. Kamieniami zabijecie ich. Sami ściągnęli śmierć na siebie (Kpł 20, 27). Uhhh trzeba byłoby ukamieniować wiele osób! Także przeciwko każdemu, kto zwróci się do wywołujących duchy albo do wróżbitów, aby uprawiać z nimi nierząd, zwrócę oblicze i wyłączę go spośród jego ludu (Kpł 20, 6) Tak więc, ten tego. Zaliczyć wróżbity i wiedźmy też nie wolno. Nowy Testament nie mówi za wiele na ten temat, jednak jako, że KK przestrzega także praw z ST to te zakazy nadal są aktualne. Niosąc Światło Boskiej Miłości, aby ładnie to zabrzmiało, KK walczy zawzięcie ze wszystkim co uznaje za walkę Luca z Bogiem, więc skoro Bóg zakazał, to Lucek musi pozwalać. Spotkałem się też z tymi duchownymi, którzy posądzają go o to, że zawarł pakt z twórcami tabliczki i w ten sposób chce opętać więcej ludzi zaś jako, że wedle nauki KK, żaden duch nie może chodzić po Ziemi, to ludzie kontaktują się tylko z demonami. Tylko i zawsze.

Dla unoszących brew
     Na potrzeby tego akapitu zakładamy, że tabliczka Ouija to tylko dobrze zorganizowana ściema i nie ma ona nic wspólnego z wywoływaniem duchów, których nie ma. Jeżeli Gieniu z Ostrowca zaprosi Cię kiedyś do wspólnego wywoływania za jej pomocą duchów, zaśmiej się i odmów. Oczywiście grzecznie, nie chcesz przecież urazić jego uczuć, prawda? Prawda?
    Ouija to nic więcej jak głupia gra i sposób na oszukanie ludzi. Wiesz, że jakaś pierdolnięta dziewczynka twierdzi, że skontaktowała się z Twainem? A do Hitlera to pewnie ustawiają się kolejki! Ciekawe jak to wygląda z drugiej strony?  Banda oszołomów, co nie? Przecież ktoś zawsze rusza znacznikiem, albo działa tutaj grupowa świadomość i dostają to co chcą dostać, prawda? No i ci co w to wierzą, uważają, że gdy tabliczka płonie bez względu na wszystko zawsze pali się niebieskim ogniem. Ha! Wiele jest filmików, gdzie żadna nie płonęła na niebiesko! A nawet jeżeli można to zapewne wyjaśnić naukowo. Zabawne, że alkohol sprzedają od 18 lat, zaś tablica do wywoływania duchów jest dostępna już od 7 roku życia!
    A słyszałeś, że iPod też może służyć jako współczesna tabliczka Ouija? Ha! I całą magię szlag trafił.

Dla wróżbitów (przyszłych lub byłych)
     Na potrzeby tego akapitu zakładamy, że tabliczka Ouija coś w sobie ma i faktycznie za jej pomocą można skontaktować się z tym drugim światem. Anitka z Gdańska przychodzi do Ciebie z tabliczką i proponuje zabawę. Jak się do tego dobrze przygotować?
     Przede wszystkim, jeżeli robisz sam/a tabliczkę – nie pisz na końcu „Do widzenia”. Ten zwrot w języku polskim ma takie znaczenie, że będziesz się jeszcze WIDZIEĆ z przyzwanym bytem. A tego lepiej nie robić. Lepiej napisać proste „Żegnaj”. Dobrze, masz już tablicę; masz znacznik; co dalej?
     Potrzebna będzie szałwia aby okadzić pomieszczenie. Takowe musi być zamknięte. Najlepiej, jak będzie to jakiś pokój. Zamknięte drzwi i okna. Rozpalasz szałwię najlepiej w glinianym naczyniu i kadzisz dokładnie wszystkie rogi w pomieszczeniu. Zwracaj uwagę na okolicę okien i drzwi. Szałwia ma właściwości oczyszczające pomieszczenia. Więc jeżeli cokolwiek w nim było, szałwia się tego pozbyła. Jeżeli szałwia nie chce się kopcić, pod żadnym pozorem nie wolno Ci wywoływać duchów ani niczego w pomieszczeniu. Odpuść. Po prostu nie i już. Dobrze radzę. Ale w sumie, ja jestem tylko demonem, co ja mogę wiedzieć. Ja tu tylko sprzątam.
     Szałwia spalona? Dobrze, teraz weź ząbek czosnku. Zgodnie z wierzeniami, dzięki niemu to co przywołasz nie zostanie na zawsze w pomieszczeniu. Natnij delikatnie znak krzyża na nim. W sumie, nie wiem dlaczego, ale tak się robi. Znak ochronny? Może. Następnie, przygotuj diabelską pułapkę. Jeżeli przez przypadek przyzwiesz demona, zostanie natychmiast uwięziony w pułapce i nie zrobi Ci krzywdy. A wygląda ona tak (w najprostszej wersji):
     Do tego biała świeca. Masz już wszystko gotowe? Dobrze. To teraz upewnij się, że w pomieszczeniu w którym chcesz się bawić, nikt nie umarł. Jeżeli umarł – nie wywołuj ducha osoby zmarłej. Najlepiej, aby nikt nie umarł. Potem zbierz osoby, musi być minimum trójka. We dwójkę, może się udać, ale niekoniecznie może. Zabroniona jest zabawa w pojedynkę.
    Połóż tabliczkę na podłożu i narysuj kredą dookoła krąg. W środku musi znajdować się czosnek, diabelska pułapka. Tobie nie wolno zmazać kręgu. Świeca obok po zewnętrznej stronie. Osoby dookoła kładą jeden palec na wskaźniku i zaczyna się zabawa. Zgodnie ze wskazówkami zegara, zakręćcie nim trzy razy. Niech jedna osoba zada pytanie

Czy jest ktoś tutaj z nami?

     Jeżeli nie ma reakcji, można pytanie powtórzyć trzy razy. Jeżeli nadal nie ma reakcji można zakręcić ponownie trzy razy wskaźnikiem jak ostatnio i ponowić pytanie. Pamiętajcie, nie trzymacie palców mocno na wskaźniku tylko delikatnie. Pod żadnym pozorem nie wolno wam ściągać zeń palca. Jeżeli ktoś Wam odpowie, ta sama osoba co wcześniej musi trzy razy zadać pytanie.

Czy jesteś dobrym duchem?

    Duch/Demon, może kłamać, ale za trzecim razem powie prawdę. Więc, jeżeli za trzecim razem powiedział, że NIE, połączenie należy zakończyć.

Dziękujemy, że przyszedłeś. Prosimy, abyś wrócił do siebie i najechał na napis „żegnaj”.

     Jeżeli duch powie, że jest dobrym duchem, możecie zacząć zadawać pytania. Pamiętajcie, że przede wszystkim tak samo żywym jak i martwym należy się szacunek. Więc nie zadawajcie głupich pytań np. o numer w totka, albo co myśli o rządach PIS. Pod żadnym pozorem nie wolno Wam prosić o manifestację, czy o okazywanie się Wam, albo o nasłanie go na kogoś. Mogą to być proste pytania „tak” lub „nie”; mogą być bardziej skomplikowane, ale odpowiedzenie zajmie trochę czasu. Bo trzeba literować każde słowo. Heh. Koniec rozmowy zakończcie tak jak wyżej napisałem. Podziękowanie, poproszenie i pożegnanie. Zasada trzech P.
     Przyzwany duch będzie mówił i rozumiał wasz język, więc nie bójcie się, że go nie zrozumiecie. Możecie też wyłączyć translatora.
     Wtedy nic nie powinno się Wam stać. Albo nic się nie stanie bo równie dobrze, nikt może nie odpowiedzieć na wasze wołanie. Przynajmniej teraz. Póki co.
No i wywietrzcie, bo pewnie szałwia kręci was już w nosach.

Demon Foe nie ponosi odpowiedzialności za ewentualne opętania jakie mogą być wynikiem zabawy z tabliczką Ouija. 


Share:

12 marca 2020

Tajemnica prostoty: O kontraktach z demonami


      Co sprawiło, że demony tak bardzo związały się z waszą psychiką? Niewątpliwie i niezaprzeczalnie chodzi tutaj o coś takiego jak kontrakt. Temu też między innymi poświęcę dzisiejszą notkę. 
Czym jest kontrakt?
To prosta wymiana.
Coś za coś.
     Nie funkcjonuje jednak na typowych zasadach handlu: ja mam czerwone jabłko, ty masz zielone jabłko – to się wymienimy. Chodzi tutaj o tak zwaną  „Umowę o dzieło”.
Ja zrobię coś, czego Ty nie możesz (albo po prostu Ci się nie chce), a Ty za to mi zapłacisz.
      Oczywiście, istotą oferującą swoją (nazwijmy to ładnie) pomoc jest nie kto inny jak demon. Człowiek to kupiec, który kupuje pożądany towar dając coś (co na chwile obecną) nie jest mu potrzebne. Tak to wygląda z punktu widzenia człowieka.

Jak to jednak widzą bracia?

Kolejny frajer, który dał się wydymać. 

     Oh, oh, oh. Wizerunki pokroju Sebastiana Michaelisa super zajebistego demona, który skacze po suficie jednocześnie robiąc precle, wbił się wam tak w psychikę, że zapewne mi nie uwierzycie jak powiem wam, że to co oferuje demon macie na wyciągnięcie ręki. 
      Jesteście sami w stanie osiągnąć to czego od niego oczekujecie! To tak, jak prosić Lucka aby pokarmił was widelcem z porcji żarcia, którą macie pod brodą i jeszcze otarł wam usta bo wam ręce do dupy przyrosły. Wynagrodzenie jakie się płaci nie jest adekwatne do tego co demony zrobiły. Często zwykły zbieg okoliczności umożliwia nam spełnienie waszego marzenia. „Chcę iść na koncert”, a tymczasem ulubiony zespół wybiera się w trasę po Europie. Skombinować kasę to żaden kłopot. 
        Idąc jednak zgodnie z kolejnością, by zaprezentować Wam jak to działa w praktyce. Opowiem Wam historię.

     Mamy Jasia, bo Jaś to idealny przykład na zrobienie z niego posiłku dla demona. (Jasiowie czytający tego bloga < 3 Wiecie, że was kocham?) Zatem mamy naszego Jasia Nowakowskiego, który jest w okresie buntu, rodzice nie chcą go puścić na imprezę suto zakrapianą alkoholem. Do tego ma poczucie, że jego młodsze rodzeństwo dostaje wszystko to co chce, starsze natomiast nie i musi się słuchać rodziców. Nasz Jaś jest zły na cały świat, a w szczególności na rodzinę która z jakichś powodów stawia mu cały czas kłody pod nogi – mieliście kiedyś takie uczucie?
Jaś siedzi przed telewizorem, czy na necie, poczytał na jakichś pseudo okultystycznych stronach na temat pozytywów wynikających z kumplowania się z Luckiem oraz poradzenia sobie z problemami nie brudząc sobie przy tym rąk. Marzenie – czyż nie?
     Jakimś cudem (i głupotą) udaje mu się do siebie zaprosić demona – na necie znalazł pierwszą lepszą pieczęć i przeczytał instrukcję wezwania – niczym sposób przygotowania zapiekanki w mikrofali. I bum, ma to co chciał.

-Czego pragniesz? - zadaje mu pytanie przybysz.

               I tutaj mamy pierwszy haczyk. Słowa jakimi się zwracamy do demona. Widzicie, to czego chcecie ma być podane dokładnie. Na ten przykład popularne życzenie:

      „Do końca życia chcę być zdrów” - śmierć nastąpić może szybko, wszak nie jest określona długość życia.

      „Chcę być bogaty” - z samej swojej natury, każdy człowiek jest bogaty, więc kontrakt jest zrealizowany właściwie od razu.

      „Chcę mieć pieniądze” - oh w mniemaniu demona zadowolisz się tymi miedziakami jakie masz w portfelu, wszak masz pieniądze.

           Ja wiem, że nie o to chodzi, że nie to macie na myśli rzucając tak głupie życzenia. Jednak to z tego wynika. Każde słowo ma swoje znaczenie, z nich też demony zaskakująco dobrze sobie zdają sprawę. Jest różnica między „wiele”, a „dużo”; „mieć”, a „móc”; „mózg”, a „umysł” czy „fantazja”. a „wyobraźnia”. To, że nie zdajecie sobie sprawę z wartości słów jest tym bardziej kuszące dla demona.

      Przypuśćmy, że jednak nasz Jaś nie ma mózgu zmiękczonego całodniowym oglądaniem YouTuba. Zapragnął on bowiem „Być wolnym i robić to co mu się podoba”.
Tsyk. No właśnie. Niby wszystko ok, czyż nie? 


No, nie ok.

     Wolność gwarantuje Ci konstytucja (chuj, że nikt jej nie przestrzega i interpretuje na własną modłę niczym Biblię). Wolnym jesteś cały czas, póki nie masz na sobie kajdan, a Twoja wola nie jest zniszczona. Moralnie, nawet niewolnik jest wolny, ponieważ ma prawo i możliwość powiedzenia „nie”. Nawet jak mu się odetnie język, może zaprotestować z tym, czego robić nie chce – boi się jednak konsekwencji. Tak samo Jaś może robić co mu się chce. Może iść na imprezę i wykraść się z domu, może ukraść pieniądze z portfela matki i kupić sobie grę o której marzył. Kto mu zabrania – ma możliwość i drogę po której może kroczyć. Jak zechce.

Właśnie.

     Strach przed konsekwencjami czynu to was napędza do siedzenia i …. właściwie tylko siedzenia.
      Nie chcę jednak pozostawić niedosytu z powodu naszej bajki, dlatego demon ma poczucie humoru i  postanowił zabawić się chłopcem. (Dokładnie, zabawić się chłopcem, a nie „z chłopcem” - widzicie różnicę?)
      Umowa stoi, podpis z krwi na pięknym cyrografie, paf paf dnia kolejnego matka daje chłopakowi dwadzieścia złotych na zakupy, a w drodze do sklepu zaczepia go znajoma oświadczając, że właśnie robią poprawiny impry na której nie było Jasia.
Jest wolny? - Jest.
Robi co chce? - Robi.
Dostał to czego chciał? - Dostał.

Więc, co dalej?

     Tutaj pozwolę sobie wyśmiać wszystkich tych, co upierają się przy tym, że ich dusze są własnością demonów z którymi mają kontrakt. To dowodzi temu, że NIE MACIE kontraktu i gówno wiecie (albo zostaliście zwyczajnie wprowadzeni w błąd – zapamiętajcie złotą naukę tatusia  Foe: Człowiek tu na ziemi ZAWSZE jest SILNIEJSZY od każdego bytu).
     Dusza jest tylko i wyłącznie Twoją własnością, sam w sobie jesteś duszą czystą, wolną i myślącą. Jedyne co demon może Ci zabrać to energia życiowa, która umożliwia funkcjonowanie duszy w świecie materialnym.

     Może uczynić z naszego Jasia swojego karmiciela przez co będą go spotykać różne dziwne rzeczy, choroby z dupy wzięte i ogólne zmęczenie oraz senność – towarzyszące myśli samobójcze i ogólna melancholia oraz rozdrażnienie. Może też zabić Jasia robiąc sobie z niego jednorazowy posiłek energetyczny. Dusza jest wolna, jednak słaba i musi znowu zbierać siły aby się spełnić. To kara, zmarnowana szansa na spełnienie się tutaj. Ci co idą na łatwiznę i oszukują w grze zwanej życiem prędzej czy później trafią na kamień.
     Z pierwszego przypadku mamy opętania. Nie są jednak one tak skrajnie dziwaczne jak opisywane nagminnie przez kroniki watykańskie. Nie ma materializowania się sztyletów, nie ma okręcania się głowy dookoła własnej osi, nie ma rzygania na zielono metr do przodu. No proszę.
     Świat ten został stworzony DLA LUDZI i ograniczony prawami materii. Demon funkcjonując na kalce nałożonej na ten świat nie może łamać jego praw. Ponadto, opętania nie zawsze są złe, jednak nie zawsze trafia się na … demona, który chce być twoim przyjacielem. Ah, no i demon nie może się w tobie zakochać, tak jak to często pokazują w książkach i filmach. Taka miłość, jaką stworzenie pozornie przeklęte obdarzyć może człowieka, to toksyczna trucizna, która wyniszcza obie strony. Nikt nie chce miłości toksycznej, prawda?
     Demon oczywiście może się nie zgodzić na kontrakt. Wy możecie nie podpisać paktu. Dróg po przyzwaniu demona i do odwołania go jest wiele, jednak raz przyzwany nie zostawi was w spokoju.
Czy można zerwać kontrakt?
     Można, ale to indywidualna kwestia zależna od tego w jakim procencie został zrealizowany, czego i w jakich okolicznościach życzył sobie człowiek oraz jak silny jest demon z którym został zawarty kontrakt. Z doświadczenia wam powiem, że nie ma takiego paktu, którego nie dałoby się zerwać. 
Pocieszenie?



Nie całkiem.
Dlatego, nie bawcie się w pakty, nie bawcie się w kontrakty. Bracia są przebiegli, jeszcze się taki nie urodził (poza panem Twardowskim). który byłby w stanie przechytrzyć demona i oszukać go jego własną bronią.
Share:

7 marca 2020

Zapytaj mnie, a zdradzę Ci tajemnicę prostoty


,,Kiedy nawiedzą mą szkołę
Będę jem lać w gardło smołę"
-Dialogi Mistrza Polikarpa ze Śmiercią

Witajcie!

Nie znacie mnie, a ja nie znam was. Więc poznajmy się! 

Zwę się Demon Foe, obecnie działam w internecie tylko tutaj.

     Będę pojawiał się sporadycznie, lecz będę. Nie jestem tłumaczem i nie jestem aż tak wielkim fanem Undertale/Deltarune aby produkować swoje nasienie ku jego chwale. Ale jestem! 

Właśnie, jestem. To dość istotne.

Co ten chuj tutaj robi? 

Robi i to dużo robi. Robi wiele i ma wiele.
A co ma? Zapytujesz. Wiedzę mam! 

Skromnie nie powiem, dość sporą i się tym szczycę. Nie wiem oczywiście wszystkiego i bardzo bym nie chciał. Lubię za to się wiedzą swoją dzielić, a z tego co widzę trafiłem w dobre towarzystwo. Mogę wam otworzyć jedną szufladę w swoim mózgu. 

Okultyzm - szeroko rozumiany. Fenomenologia wiary, wierzenia dawne i współczesne, zaklęcia, magia, obrzędy, rytuały; ale również demony, anioły, duchy, bestie i inne potwory z wierzeń jakie mogą pobudzić Waszą wyobraźnię. 

Nim jednak zacznę płodzić Tu swoje dzieła.

Powiedzcie kochane dzieciaczki.

O czym bajkę ma wam opowiedzieć tatuś


Share:

POPULARNE ILUZJE