Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ♥ Anime/Manga. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ♥ Anime/Manga. Pokaż wszystkie posty

24 kwietnia 2021

As pik: Hunter x Hunter- Sędzia, arbiter i kat [Ace of Spades – Jury, Judge, and Executioner- Tłumaczenie PL]

 
Autorka obrazka z okładki: Ayanov
Notka od tłumacza: Akcja odgrywa się w uniwersum anime Hunter x Hunter. Jest ono dostosowane pod kobiecego czytelnika. Związek - Hisoka x Reader. 
Główna bohaterka od zawsze wychowywała się u boku Hisoki. Nastąpił jednak dzień, w którym przepadł on bez śladu. W zaledwie kilka lat od jego zniknięcia, dziewczyna stała się kimś zupełnie innym, kimś zdecydowanie silniejszym.
Pięć lat po tym wydarzeniu bohaterka podejmuje się wzięcia udziału w teście na Łowcę. Tam spotyka Gona, Killuę, Leorio i Kurapikę, a także dziwnie znajomego, posługującego się kartami psychopatę, znanego jedynie pod imieniem Esu. Kim jest mężczyzna i dlaczego okazuje jej tak wiele zainteresowania? 
Tłumaczenie: Aonomi/Sansy Skeleton
Opowiadanie autorstwa: Lost_And_Longing

Spis treści:
As
Nieczyste zagranie

Sędzia, arbiter i kat  (Obecnie czytane)
...

Miała dziesięć godzin do rozpoczęcia się trzeciej fazy, postanowiła więc rozejrzeć się po sterowcu. Przez chwilę podążała za Killuą i Gonem, pozwalając sobie na mały uśmiech, gdy widziała ich wygłupy, ale po pewnym czasie zaczęła czuć, że Killua jej nie lubi.
Cóż, "nie lubi" to było za mocno powiedziane - zdecydowanie lubił ją bardziej niż innych ludzi uczestniczących w egzaminie, jednak nie musiała być geniuszem, by zrozumieć że chce on spędzić czas sam na sam z Gonem. Jako że był zabójcą, zakładała że wolał przesiadywać samotnie, albo maksymalnie z kilkoma osobami - narażał się na mniejsze prawdopodobieństwo zagrożenia. Możliwe także, że po prostu był introwertykiem albo nie ufał jej, tak jak Gonowi. Albo wszystkie trzy na raz, jednak rozumiała przekaz, nie była tam potrzebna.
Po kilku minutach, powiedziała im jakąś wymówkę, by mogła sobie pójść. Spotkała się z wdzięcznym, jednak nadal zimnym wzrokiem Killui, który kiwnął do niej głową. Ostrożnie odpowiedziała na protest Gona i nie dając Killui chwili na zastanowienie, odeszła. Gdzieś w środku, im dalej posuwała się naprzód, tym bardziej w jej sercu narastało zimno i smutek. Tęskniła za uczuciem bycia potrzebną, uczuciem bycia częścią czegoś.
- Hej! - odwróciła się, instynktownie próbując kogoś uderzyć. Została z łatwością powstrzymana, z pewnością poczułaby się zakłopotana, gdyby to inna osoba ją zatrzymała.
- Hej. - powiedziała ostrożnie, patrząc na #294. - Um, weszłam ci w drogę?
Ninja uśmiechnął się.
- Nie, po prostu chciałem ci się przedstawić. Jestem Hanzo.
- Si. Miło mi cię poznać.
- Nawzajem. - odpowiedział. - Może to brzmieć trochę dziwnie, jednak obserwowałem cię. Wygląda na to, że byłaś szkolona w sztukach walki, racja?
Pokiwała głową, zaciskając swe usta. Uświadomiła sobie, że kłamanie niewiele jej da, a ta wiedza i tak nie wpłynęłaby na to, że Hanzo bez problemu byłby w stanie ją pokonać.
- Tak, ale nie uczęszczałam do żadnej szkoły. Nigdy nie byłam formalnie trenowana, więc po prostu przyswajałam strzępki nauki przez kilka lat.
Hanzo pochylił swą głowę, przyglądając się jej, w poszukiwaniu słabości.
- Niewiele osób na egzaminie były szkolone w sztukach walki i uh... - podrapał się niezręcznie po szyi. - Pokonałem ich wszystkich. Chciałabyś się zmierzyć w pojedynku? - przyglądała mu się przez chwilę.
- Uh...
- Nie na serio, czy coś. - doprecyzował szybko. - To tylko sposób na zabicie nudy. Co ty na to?
Ugryzła się w wargę, taksując go wzrokiem. Nie była pewna, czy powinna mu ufać, ale nie wyglądał na osobę, która zabiłaby przeciwnika z innego powodu niż przegrana. "Nie tak jak niektórzy", pomyślała, zachmurzając się. Spojrzała z powrotem na Hanzo, myśląc.
- Chyba mogę poświęcić chwilę czasu na jedną rundkę.
Udało się jej wytrwać przez około dwadzieścia sekund. Była w stanie uderzyć go raz, kopnięciem, zanim ją wymanewrował, unikając następnego ciosu. Znalazł się za nią i zwalił z nóg jednym uderzeniem w szyję. Została ogłuszona, przed oczami zrobiło się czarno, w duchu przeklinała siebie, za nieużywanie Nenu do złagodzenia ciosu. "Wygląda na to, że Hanzo nie umie go używać, więc i tak byłoby to w pewien sposób nielegalne".
- Nadal jesteś przytomna? - powiedział ninja z niedowierzaniem. Zmusiła siebie, by wstać na równe nogi, ciągając się. Wyciągnęła rękę, powstrzymując go przed robieniem czegokolwiek innego. Dyszała, próbując złapać oddech.
- Byłam torturowana raz, czy dwa. - powiedziała. - Może i niewiele, ale wystarczająco by zwiększyć moją tolerancję. - pokręciła delikatnie głową, mrugając w chwili, gdy poczuła przeszywający ból spowodowany przez ten ruch. Obniżyła się do pozycji bojowej. - Jeszcze raz.
Atakowała raz za razem, jednak w ciągu zaledwie minuty, gdy wymienili między sobą kilka uderzeń, ponownie znalazła się na ziemi. Z każdym ogłuszającym, paraliżującym i bolesnym ciosem żałowała, że nie miała poważnego treningu. Za każdym razem, gdy robiło się jej ciemno przed oczami, a świadomość powoli znikała, przeklinała swe własne lenistwo i to, że nie trzymała się planu ćwiczeń.
- Muszę pochwalić twoją zawziętość. - powiedział Hanzo, po szóstej walce. - Wytrzymałaś całkiem długo, jak na kogoś kto nigdy nie ćwiczył odpowiednio.
- Nie przyszłam tutaj, by ktoś starał się, bym poczuła się lepiej i kazał wysłuchiwać nic niewartych komplementów. - powiedziała, marudząc i wstając z ziemi. - Wiem że jestem słaba, dlatego przyjęłam twoje wyzwanie.
Hanzo podniósł brew. Westchnęła.
- Chciałbyś mi dać jakieś rady? Oboje wiemy, że nie ma opcji bym była w stanie ciebie pokonać w trakcie egzaminu, nieważne jak bardzo będę trenować, więc jedyną rzeczą o jaką możesz się martwić, jest to że marnuję twój czas.
Zaczął przechadzać się wokół niej, zastanawiając się. Czuła, jak świdrował ją spojrzeniem, jakby był w stanie dostrzec jej duszę.
- Cóż, mam nadzieję, że szybko się uczysz.

Dochodziła druga kiedy wychodziła, była świadoma, że rano będzie nie do życia, jednak  pomimo tego nie żałowała ani sekundy treningu. Rzeczy które Hanzo jej pokazał były bezcenne - jak już mówiła, nadal nie byłaby w stanie dorównać poziomem ninji, ale dawały jej szansę na walkę z Killuą, jeżeli zabójca miałby się kiedyś obrócić przeciwko niej. Gdy szła, nagle pojawił się  mężczyzna z igłami w ciele. Zesztywniała, obolałe mięśnie dawały o sobie znać. W chwili gdy znalazł się w pobliżu, wbrew sobie zwolniła.
- Numer 378. - przywitał ją, przyprawiając ją o dreszcze swym mechanicznym głosem. Wszystko w nim wydawało się być niepokojące i nie chodziło tylko o jego Nen i sadystyczną osobowość.
- Nie przypominam sobie, byśmy mieli przyjemność poznania. Jestem Gittarackur. - czyli tak brzmiało jego imię. Szczerze, było tak dziwne, jak i jego właściciel.
- Możesz nazywać mnie Silent.
- Miło mi cię poznać, Silent. - Gittarackur ruszył ku niej, jego chód był równie straszny jak on sam. - Do zobaczenia pó- Oh, przepraszam. - powiedział, gdy wpadł na nią, posyłając ją na ziemię. Nawet jeżeli przeprosił, nie zatrzymał się na ani sekundę, dalej idąc przed siebie. "Palant."
- Ałć. - bąknęła wbrew sobie, chwytając się ręką za tył głowy. Zatrzymała się. Dlaczego chciała dotknąć głowy? Uderzyła się w bok, nie w głowę. Pozbierała się z ziemi, mrugając z powodu dziwnego bólu i patrząc na oddalającą się sylwetkę mężczyzny. "Co do cholery właśnie się stało?"
Próbowała zająć swe myśli czymś innym, porównując ze sobą siłę Gona, Killui, Kurapiki i Leopolda. Gon miał wielki potencjał, to było oczywiste, jednak ze względu na brak treningu, dawało mu to małe szanse przy walce z Killuą, który był trenowany praktycznie od małego. Pomimo tego, że potencjał Gona wydawał się o wiele większy od Killui, jak na ten moment białowłosy był o wiele silniejszy, jeżeli Gon nie będzie nad tym pracował, pozostanie tak na zawsze. Co do Kurapiki, oczywistym było to, że jest inteligentny. A jak bardzo, to się okaże, tak samo z jego umiejętnościami walki. Leopold to po prostu wielki gamoń - porywczy, pełen pychy i bez jakichkolwiek umiejętności, by faktycznie dokonać tego, co mówi. Naprawdę wątpiła w to, czy uda mu się przejść przez trzecią fazę, jakakolwiek miała ona być.
Tak samo w przypadku innych, starsi mężczyźni nie mieli za bardzo szans zostać Łowcą. Jeżeli naprawdę tego chcieli, powinni oni byli przystąpić do egzaminu wcześniej, nie kiedy ich siła zaczynała stopniowo maleć. Chłopiec łucznik wydawał się wystarczająco sprytny, tak samo jak ciemnoskóry mężczyzna z maczugą wyglądający na myśliwego. Hanzo, oczywiście, był jednym z najbardziej utalentowanych fizycznie na egzaminie, zaraz za Esu i Gittarackur'rze. Nawet bez Nenu był on bardzo trudnym przeciwnikiem i nie będzie miał problemów z przejściem egzaminu, o ile nie jest totalnym idiotą.
Pozostał więc Tonpa. Chociaż marnował swoje umiejętności, skupiając się na pozbywaniu świeżaków zamiast samemu przejść przez egzamin, zastanawiała się, jak silny faktycznie jest - nie widziała go w trakcie walki, nie wykazywał też żadnej inteligencji albo krzty talentu, a jednak udawało mu się przetrwać. Pewnym było to, że gdyby nie był choć odrobinę utalentowany, nie miałby korzyści z niszczenia czyjegoś życia. W końcu, jest o wiele więcej łatwiejszych sposobów na rujnowanie czyjejś kariery niż Egzamin na Łowcę.
- Ah, numer 378! - pokiwała głową, uśmiechając się do napotkanych egzaminatorów. W duchu zdziwiła się, wyglądało na to, że ją rozpoznawali.
- Pani Menchi, Panie Satotz, Panie Buhara, nie spodziewałam się was tutaj o tej porze.
- My tak samo. - powiedziała Menchi, krzyżując ręce na klatce piersiowej. - Musisz wstać za jakieś sześć godzin! Co ty sobie myślisz? Powinnaś być wykończona. - spojrzała na dziewczynę, która jednak kontynuowała wywód. - i przestań z tym całym "pani", jesteśmy w końcu w tym samym wieku.
- Ja również nie chcę być nazywany "panem". - odezwał się Buhara. Menchi spojrzała sugestywnie na Satotza, jednak tamten się nie odezwał. Poddała się, odwracając twarz z powrotem.
- Mniejsza z tym, jest już druga nad ranem. Trzecia faza nie będzie dla ciebie taka łatwa, więc prześpij się jak najdłużej. - Menchi uśmiechnęła się do niej i pomachała, odchodząc.
- Dobranoc, Menchi, Buhara. - Satotz odwrócił się w jej stronę i zaczął gapić, więc westchnęła i dopowiedziała. - Dobranoc, panie Satotz.
- Dobranoc.

- Zrobiłeś, tak jak prosiłem?

Kiwnięcie.

- Dobrze. - powiedział czerwonowłosy, nieznacznie przymykając oczy. - Zapytałeś o jej imię?
- Tak. Powiedziała, że ma na imię Silent, tak samo jak tobie.
Esu wydał z siebie dźwięk zastanawiania, by po chwili odwrócić twarz do Gittarackura.
- Co powiedziała dokładnie?
- "Możesz nazywać mnie Silent", o to. - Mężczyzna nie odezwał się słowem przez kilka sekund, więc iglaty mężczyzna zaczął naciskać. - Dlaczego uważasz to za dziwne, Hisoka?
- Mówiłem ci, byś mnie tutaj tak nie nazywał. Jest zbyt wielu ludzi, którzy mogliby to usłyszeć. - drugi mężczyzna wydał z siebie dźwięk, który można by nazwać westchnieniem, jednak zabrzmiało ono inaczej.
- Dlaczego uważasz to za dziwne, Esu?
- Powiedziała mi to samo. - zatrzymał się, czekając na odpowiedź, lecz po chwili tyko westchnął przeciągle. - Nie uważasz za dziwne to, że gdy ktoś pyta o to, jak się nazywa, nigdy nie mówi "Jestem..." albo "Mam na imię..."? Gdy zadaliśmy jej to pytanie, jedyną rzeczą która powiedziała było "Możesz nazywać mnie...", a nie "Jestem...".
Mechaniczny mężczyzna wzruszył ramionami.
- Więc albo kłamie, albo używa przezwiska. Nie wiem, dlaczego się tym tak przejmujesz. Przecież sam tak robisz.
- Tak, ale ja mam do tego powód. - powiedział łagodnie. - Co oznacza, że ona również go ma.
Gittarackur odwrócił się i usiadł, zamykając swe oczy. - Zresztą, nieważne. Jesteś zdecydowanie za bardzo przewrażliwiony na punkcie tej zwyczajnej dziewczyny. Ona nawet nie jest dobra - byłbym ją w stanie pokonać z zamkniętymi oczami.
Esu zaśmiał się nisko, siadając na dolnym materacu łóżka piętrowego. - Bo nie obserwowałeś jej umiejętności wystarczająco długo, by dostrzec w niej potencjał.
Gittarackur nic nie odpowiedział, próbując zasnąć. Esu obraził się i położył na łóżku, po chwili zamykając swe oczy. Jutro miał nastąpić niebywale długi dzień.

- Macie 72 godziny na zejście w dół tej wieży.

W chwili, gdy zostały wypowiedziane te słowa, zwęziła swe oczy. Rozejrzała się w około, chcąc dowiedzieć się, gdzie znajdują się osoby, które jej zdaniem miały jakiekolwiek szanse na zostanie Łowcą - Esu, Gittarackur, Hanzo, Gon, Killua i kilku innych. Pierwsza dwójka rozdzieliła się po chwili, oboje zaczęli wędrować po platformie. Po mniej niż minucie, na twarzy Esu pojawił się dziwaczny uśmiech. Zeskoczył w dół, znikając pod podłogą wieży.

Zapadnie. Jakoś mnie to nie dziwi.

Rozglądała się w około, naciskając na każdą z płytek, przez którą mógłby przecisnąć się człowiek i po jakichś piętnastu minutach znalazła właściwą. Pozwalając sobie na mały uśmiech triumfu, wskoczyła przez nią na dół do pokoju.
Pokoju, w którym znajdowała się czwórka innych, nieznanych jej ludzi, co znaczyło że nie są ani trochę specjalni.
"Świetnie. Teraz utknęłam z tą czwórką idiotów na 72 godziny."
Przybrała na swą twarz uśmiech i wzięła do rąk zegarek, który pozostał. Gdy przebrnęli przez krótkie wprowadzenie, mieli przed sobą pierwsze większościowe głosowanie. Dwójka z pięciu ludzi zagłosowała na pozostanie w pokoju, i tak, to będzie jedne z najgorszych doświadczeń w jej życiu. Poruszali się przez korytarze grupą, głosując co kilka minut. Musiała walczyć z samą sobą o to, by pozostać spokojna - w przeciwieństwie do reszty, faktycznie wiedziała co ma robić. Po części chciała pokonać (lub zabić) ich wszystkich i poradzić sobie samej z jednym głosem większościowym, jednak pomyślała, że na dłuższą metę miałaby przez to kłopoty, których wolałaby uniknąć.

W końcu, trafili oni na więźniów.
- Jeżeli chcecie się przedostać dalej, musicie wygrać trzy z pięciu walk. W innym przypadku przegracie, a każdemu z nas zostanie odjęte 72 lata z wyroku. - próbowała się uszczypnąć, próbując przekonać się, czy nie jest to jakiś koszmar. Nie mogła uwierzyć, że będzie musiała polegać na tej bandzie słabych idiotów, z którymi musiała przejść przez egzamin - powinien on przecież przetestować jej własne umiejętności, do cholery jasnej, a nie pokazać, jak bardzo na dno może pociągnąć ją czwórka kretynów przy pomocy swej głupoty!
Pierwsza walka miała zajść pomiędzy łucznikami. Mężczyzna, który wyszedł naprzód był całkiem niezły - był jedną z zanotowanych przez nią na początku osób, jednak nie była wystarczająco zachwycona, by mieć chęć sprawdzenia jego imienia. Wygrał, ze sporym trudem, jednak wygrał. Teraz wystarczyła tylko jedna osoba, która mogłaby być równie kompetentna.

Następną, z wszystkich możliwych opcji, była walka na żarty.
- Jeżeli będziesz w stanie mnie rozbawić w trakcie następnych czterech godzin... - powiedział straszny, tłusty mężczyzna kpiącym tonem. - ...Wygrasz.
Usiadła, zaciskając swoje zęby, wpatrując się lodowato na więźnia i zastanawiając się, czy jest wystarczająco dobra jako Emiter, by trafić strzałką stworzoną z Nenu, zabijając go. Jedynym jego celem było opóźnienie ich, a cztery godziny limitu były jedynie kolejnym dowodem na to.
Wyrazy uznania - spochmurniały mężczyzna z kaprysem na twarzy, któremu przyszło się zmierzyć w tym wyzwaniu, naprawdę próbował opowiadać żarty. Żaden z nich nie był choć trochę śmieszny, a te które można by za takie uznać, były zdecydowanie niewystarczające, by jakkolwiek ruszyć jego przeciwnika. Po minięciu pół godziny, całkowicie się poddał. W reszcie czasu pozostałych z czterech godzin, w pokoju panowała dziwna cisza, a ona skupiała się na wypalaniu dziur w tyle głowy jej współzawodnika, mając nadzieje, że poczuje jak bardzo jest nim zniesmaczona.
Po minięciu czterech godzin, jej towarzysz został odesłany z powrotem ze wstydem na twarzy, a następnie została wybrana następna konkurencja. Postanowiła walczyć na samym końcu, by mieć szansę na ocenę każdego więźnia, a także jako ostatnia deska ratunku, poprowadzić swoją drużynę do zwycięstwa.

Następny pojedynek był jedną wielką porażką, w chwili gdy czwarta osoba weszła na arenę by zmierzyć się ze swym przeciwnikiem, zaczęła panikować. Co jeśli on też przegra? Czy Stowarzyszenie Łowców serio odeśle ją z powrotem ze względu na czyjąś porażkę?
Zacisnęła usta. Z tego co widziała dotychczas, prawdopodobnie dokładnie tak by zrobili.
Była niemalże pewna, że przez całą walkę wstrzymywała ona powietrze. To normalny pojedynek na śmierć i życie, nic wielkiego. Więzień był zdrajcą najwyższego stopnia i wielokrotnie dopuszczał się kradzieży mienia. To nie siła była tutaj wyzwaniem, a jego inteligencja. Dzięki Bogu pomarszczony, starszy mężczyzna wykazywał się podobną wiedzą, zaledwie udało mu się wygrać, co jak wierzyła było zbiegiem okoliczności, ale wygrana to wygrana. Miała nadzieję, że jej pojedynek też pójdzie dobrze.

- Moje imię to Ichiro. - przeszły ją dreszcze, widząc jego przyprawiający o mdłości, sadystyczny uśmiech. - Skazany za trzynaście gwałtów, trzynaście morderstw. - seryjny morderca... nie. Seryjny morderca i  gwałciciel. Jej oczy zaczęły płonąć furią, Ren wydobywał się z niej niczym ogień, kiedy szła sztywnym krokiem w jego stronę. Morderstwo to jedna rzecz. Ona też kiedyś dopuściła się zabójstwa, żałowała wszystkich czterech. Ale nadal - to były zabójstwa, nie morderstwa. Zabija tylko w ramach samoobrony, nie dla własnej przyjemności.
I na pewno nie gwałciła swych ofiar przed śmiercią.
- Nie zasługujesz na bycie żywym. - wypluła, podkreślając każde słowo. - Jesteś śmieciem, gorszym od każdej  istniejącej rzeczy. Smaż się w piekle! - jej Ren wybuchnął energią. Czuła niebywałą satysfakcję widząc, jak jej przeciwnik blednie. - Nie obchodzi mnie jakiego typu walki chcesz. Jedyne co zaakceptuję, bezwartościowy draniu, to walka na śmierć i życie.
- N-nie ma s-sprawy! - dukał, oddalając się od niej jak najbardziej mógł.
- Zaczynajcie!
Ledwo usłyszała słowa spikera, zbyt zajęta próbą kontrolowania wściekłości pulsującej jej w żyłach. Jest kilka rzeczy gorszych od śmierci, a jedną z nich jest strata chęci do życia. Zbyt wiele razy widziała, jak osoba taka jak jej przeciwnik zabijają tę chęć. Zbyt wiele razy musiała zbierać rozbite kawałki swych przyjaciół po tym, jak zostali wykorzystani, zranieni i złamani. Byli cieniem samych siebie. Myśl, że mogłaby pozostawić go przy życiu, była dla niej nie do zaakceptowania.
Czas dla niej wlókł się, prawie jakby stanął w miejscu. Ledwo pomyślała, czy przez przypadek nie użyła Przesilenia, jednak to nie miało znaczenia. Do diabła z tym testem, do diabła z egzaminatorami, do diabła z Nenem. Jest tylko jeden powód, dla którego chciała zostać Łowcą. By uwolnić świat od podludzi takich jak on. Nie obchodzi ją, czy ze względu na to zostanie zdyskwalifikowana, czy też nie. Nawet jeśli ją stąd wykopią, nadal jest kolejny rok, i kolejny, i kolejny. Nigdy nie zaprzestanie prób zostania Łowcą, chyba że znajdzie lepszy sposób na spełnienie swej misji.
Nie wahała się. Skupiła swoje palące spojrzenie na Ichiro i rzuciła się, wkładając całą swoją siłę w ten jeden, precyzyjny cios. Z martwym wzrokiem patrzyła jak mężczyzna leci dwa metry, cztery, sześć. Na jej ustach nie widać uśmiechu, w chwili gdy tamten spada z platformy. Nie poruszyła się dopóki, sekundy potem, głuchy odgłos nie zabrzmiał w akompaniamencie urwanego przez śmierć krzyku mężczyzny.
Odwróciła się w stronę reszty więźniów. - Jeżeli zamierzacie się kłócić, że nadal nie jest martwy, nie mam nic przeciwko zrobieniu tego samego z wami.
- Nie, nie, wszystko w porządku, naprawdę. - bełkota gość od żartów, ze strachem w oczach. - Zgadzamy się wszyscy, że jest martwy, prawda? - odwraca się do swych towarzyszy, każdy z nich przytakuje głową. Na każdej z nich można było dostrzec różne odcienie przerażenia.
- Świetnie. Więc wynik to trzy do dwóch, dla nas. Wygraliśmy, pozwólcie nam przejść. - odwróciła się z powrotem do swoich kompanów, którzy mają równie przestraszone spojrzenie, co ich przeciwnicy. Parsknęła w pogardzie. Słabeusze. Jedyny, który wydaje się być choć odrobinę obiecujący to łucznik, choć on też nigdy nie stanie się jakoś szczególnie silny.

Złoczyńcy wyszli, a przed nimi pojawiła się ścieżka. Na końcu niej znalazły się oświetlone zielonym światłem drzwi. Odwróciła swe spojrzenie.
- Chodźmy. Kto wie ile jeszcze przed nami. - z oczami szeroko otwartymi zaczęli iść wąską ścieżką wpatrując się w ciemność, jakby nigdy wcześniej jej nie widzieli. "Czyżby dopiero teraz odkryli, że jeśli tam wpadną, to umrą? Idioci."
Spojrzała na swój zegarek, wyraźnie niezadowolona.
- Wykorzystaliśmy trochę ponad szesnaście godzin. Nadal mamy więc pięćdziesiąt sześć, ale musimy się pospieszyć. - Jej towarzysze pokiwali głowami z respektem - i strachem - w ich oczach. Zamiast iść z nią, zaczęli za nią podążać; nawet patrzyli, który przycisk wybierze przed podjęciem własnej decyzji. Nie przepada za byciem traktowaną jako lider, ale jest przekonana o swojej wiedzy i umiejętnościach, więc dzięki temu jest w stanie wpłynąć na nich tak, że będą podejmowali dobre wybory. Musiała to przecierpieć.

Następnych pięć godzin było, delikatnie mówiąc, ciężkie. Startując od bycia gonionym przez dziesiątki więźniów z pochodniami, przez prawie wpadnięcie do klifu, po niemalże utonięcie w wodach z piraniami. Ledwo miała czas, by zaczerpnąć powietrza. Nie trzeba było dodawać, że wszyscy byli wyczerpani. Dotarli do pokoju, w którym znów mogli wybrać X lub O.
- To będzie ostatnia decyzja podjęta głosem większości. - przeczytał łucznik, a w sumie, chyba nazywał się Pokey? - Wybierzcie X lub O.
Rozejrzała się. Wnętrze pokoju było wystrojone licznymi rodzajami broni, wątpiła jednak w to, że znajdują się tam jedynie dla ozdoby. Przygryzając wargi spojrzała w dół i nacisnęła X. Gdy spojrzała znów w górę, wszyscy inni postąpili tak samo. Pięć X'sów, zero O.
Jakby to nie mogło stać się jeszcze bardziej dziwne, nagle zaczęła do nich przemawiać rzeźba stojąca obok pary drzwi.
- Proszę, wybierzcie drogę. Są dwa wybory. Jeden pozwala przejść piątce, jednak droga którą zapewnia jest długa i trudna. Drugi natomiast pozwala na przejście trójce, jest krótka i łatwa. Nawiasem mówiąc, pierwsza, długa i trudna, droga wymaga przynajmniej czterdziestu pięciu godzin. Druga doprowadzi was do celu w zaledwie trzy minuty. Wciśnij O by wybrać drogę trudną, X by wybrać drogę łatwą. Jeżeli zostanie wybrane X, proszę o przykucie dwóch wybranych osób do ściany kajdanami, zanim zostaną otwarte drzwi. Wspomniane osoby nie będą mogły się ruszyć, dopóki nie minie limit czasowy.
Hm, minimum czterdzieści pięć godzin, tak? Przez ostatnie zmarnowane pięć godzin, pozostało im ledwie pięćdziesiąt. Jeżeli wybiorą pierwszą opcje, może skończyć się na tym, że żaden z nich nie zda, jeśli zrobią choć jeden zły ruch. Westchnęła. Nie chciała by do tego doszło, jednak... zamknęła oczy, słysząc swe bicie serca.

Raz, dwa, trzy. Robi kilka kroków. Cztery, pięć, sześć. Cios w głowę powala jedną z osób na ziemię. Stracił przytomność - nie życie. Siedem, osiem, dziewięć. Drugi sprawia jej trochę więcej kłopotu, ale również ląduje na ziemi.
Patrzy na pozostałą dwójkę - Pokey'a i dziewczynę.
- Najwyraźniej jest nas teraz trójka. Możemy teraz głosować.
Żaden z nich nie protestował, trzy X'sy pojawiły się na ekranie. Po chwili, gdy nic nie nastąpiło, wydała z siebie sfrustrowany dźwięk i schyliła się wciskając X na zegarkach pozostałej, nieprzytomnej dwójki. - Wygląda na to, że musi zważyć całą naszą piątkę. - patrzy na swoich towarzyszy. - Weź tego, ja wezmę tamtego.
Stęknęła podnosząc mężczyznę (musi naprawdę wziąć się poważnie za ćwiczenia), próbując zignorować szept Pokey'a. "Tylko mi się wydaje, czy ona jest tak straszna jak Esu?"
Próbowała także nie poczuć wdzięczności, słysząc jak dziewczyna odpowiada "Nie. Esu zabija dla przyjemności. Si nawet odrobinę go nie przypomina."
Po przykuciu dwójki do ścian kajdanami, spojrzała na nich przepraszająco i wyszeptała:
- Wybaczcie. Spróbujcie ponownie w przyszłym roku. - następnie odwróciła się i ledwie się uśmiechnęła, widząc otwarte drzwi z symbolem X. - Więc, jesteście gotowi?
- Jak nigdy dotąd. - odpowiada zielonowłosa dziewczyna.
- Oczywiście. - odpowiada Pokey.

Share:

27 listopada 2020

As Pik: Hunter x Hunter- Nieczyste zagranie [Ace of Spades – Jury, Judge, and Executioner- Tłumaczenie PL]

Autorka obrazka z okładki: Ayanov
Notka od tłumacza: Akcja odgrywa się w uniwersum anime Hunter x Hunter. Jest ono dostosowane pod kobiecego czytelnika. Związek - Hisoka x Reader. 
Główna bohaterka od zawsze wychowywała się u boku Hisoki. Nastąpił jednak dzień, w którym przepadł on bez śladu. W zaledwie kilka lat od jego zniknięcia, dziewczyna stała się kimś zupełnie innym, kimś zdecydowanie silniejszym.
Pięć lat po tym wydarzeniu bohaterka podejmuje się wzięcia udziału w teście na Łowcę. Tam spotyka Gona, Killuę, Leorio i Kurapikę, a także dziwnie znajomego, posługującego się kartami psychopatę, znanego jedynie pod imieniem Esu. Kim jest mężczyzna i dlaczego okazuje jej tak wiele zainteresowania? 
Tłumaczenie: Aonomi/Sansy Skeleton
Opowiadanie autorstwa: Lost_And_Longing

Spis treści:
As
Nieczyste zagranie 
(Obecnie czytane)
...
- Muszę się ciebie o coś zapytać. Dlaczego chcesz to zrobić?
Zaczęła się zastanawiać, próbując grać głupią, by uniknąć odpowiedzi na to pytanie. Wiedziała jednak, że nie zmieni to w najmniejszym stopniu nastawienia Hisoki.
- Rodzice. Moja mama umiera. Powiedziała... - przełknęła gulę w gardle, próbując się nie rozpłakać. - Powiedziała, że jej jedynym marzeniem jest to, bym miała przyjaciela. Żałosne, co nie? Moja Matka będzie martwa w ciągu kilku następnych miesięcy, a chce bym zdobyła przyjaciela.
Oczy Hisoki pozostały niewzruszone, nie były też rozbawione, czy współczujące. Nawet jeżeli spodziewała się jakiejkolwiek reakcji z jego strony, uważała że niezobaczenie takowej nie jest złe, jedynie dziwne.
- Czy nie pomyśli sobie, po przyprowadzeniu mnie tam, że z tobą chodzę?
Skrzywiła się.
- Prawdopodobnie tak, ale powiem jej, że nie jesteśmy parą. Nie chcę okłamywać mamy bardziej, niż jest to potrzebne. I tak rozmawialiśmy ze sobą kilka razy, więc praktycznie to nie jest kłamstwo. - spojrzała na niego błagalnie. - Co nie?
Wzruszył ramionami.
- Jeżeli to sprawi, że będziesz spała w nocy.
- Drań.
- Mówiąc szczerze, jestem zdziwiony. - Hisoka przechylił swą głowę, w jego zielonych oczach widać było zastanowienie. - Raczej pomyślałbym sobie, że przejdziesz od razu do prośby o udawanie chłopaka. - uśmiechnął się i przybliżył swą twarz tak, że mogła poczuć jego oddech. - Nie chcesz może trochę... urozmaicić... swe życie? - mrugnął do niej, oblizując wargi.
Wpatrywała się w niego, czując jak czerwienieje.
- Jak już mówiłam, chcę kłamać najmniej, jak to możliwe. - odepchnęła go od siebie, obserwując. Poruszył się zaledwie o kawałek. - Może dziewczynom, z którymi wcześniej się spotykałeś, podoba się to, ale nie jestem jedną z nich.
Dzięki bogu, odsunął się od niej. Jego twarz złagodniała, zaczął cicho się śmiać.
- Cóż, zdałaś mój test. - postanowił. - Zrobię to. Ah, dla twej wiadomości, "dziewczyny, z którymi wcześniej się spotykałem", to zwykle jednostronne związki, jeżeli mogę je tak nazwać.
- Test?! - krzyknęła, zupełnie ignorując resztę jego zdania. - Musiałeś akurat w tym momencie, robić jakiś pokręcony test? Chory drań.
Zmarszczył brwi.
- Hej, masz mi za złe to, że chciałem sprawdzić ile z tego co mówisz, jest prawdą? Wolałem wiedzieć, w co mam zamiar się mieszać. Nie jesteś pierwszą dziewczyną, która ma jakieś ukryte motywy.
Złagodniała. To był chyba pierwszy raz, od czasu gdy poznanała go 3 miesiące temu, kiedy nie jest całkowicie spokojny. Co prawda, nie zachowywał się nieostrożnie, czy też nerwowo, jednak odsłonił się. 
"Wygląda, jakby był zaangażowany", pomyślała.
- Wybacz, nie zdawałam sobie z tego sprawy.
Uśmiechnął się, jednak tym razem nie był to zmysłowy i pewny uśmiech, posyłany do innych dziewczyn, tylko taki, który wyglądał niemalże smutno. Zanim mogła cokolwiek powiedzieć, spojrzał w inną stronę, przełykając ślinę. Kiedy wrócił na nią wzrokiem, wyglądał spokojnie, jakby nic się nie stało. 
- Więc, kiedy zaczynamy?
 
Jej oczy zwęziły się, a wzrok podążył za spojrzeniem mówiącego, który padał na Esu. Idioci.  Nie było szans, by garstka mężczyzn nieumiejących używać Nenu i niewyszkolonych w walkach, mogła pokonać kogoś, kto z pomocą trzech kart zabił zwierzę, a wcześniej zamienił ręce jakiegoś faceta w płatki kwiatów - swoją drogą, była naprawdę ciekawa, w jaki sposób tego dokonał, jednak wolała nie wchodzić mu w drogę.
Spojrzała na Killuę, który biegł obok niej. Zdawał się wiedzieć, co planują.
- Gon, Si, przyspieszmy.
- Racja. W końcu nie chcemy stracić egzaminatora z oczu.
Wymieniła spojrzenia z Killuą.
- Mówiąc szczerze, bardziej chodzi tu o oddalenie się od Esu, niż o egzaminatora, Gon. - powiedziała cicho. - Im bliżej niego się znajdujemy,  tym w większym jesteśmy niebezpieczeństwie, a coś mi mówi, że i tak wielokrotnie będziemy się na nie narażać w ciągu następnych kilku minut.
Gon pokiwał głową.
- Okej, Leorio! Kurapika! Powinniśmy biec szybciej! - Leopold zareagował na te słowa oburzeniem, natomiast Kurapika powiedział,  by ruszyli przodem. Nie czekając na reakcję chłopca, Killua przyspieszył, zmuszając do tego również nich. Gon wyglądał na zaniepokojonego, jednak nadal biegł za nimi, więc powiedziała:
- Nie martw się, Gon. Kurapika wygląda na osobę, która da sobie radę. Nie pozwoli pozbyć się siebie tak łatwo. - wokół nich słychać było krzyki, a potem nastąpił dźwięk upadających na ziemię ciał. Gon zmarszczył brwi.
- Mam taką nadzieję.
Dalej biegli, ledwo nadążając za sylwetką Satotza.
- Jeżeli nadal będzie taki szybki, będziemy musieli przyspieszyć do sprintu. - wymamrotała. Killua kiwnął głową. Biegli przez kilka minut w ciszy, dopóki nie zauważyła jednej rzeczy - ziemia wydawała się dziwna, ale dlacze-
Usłyszała ryk i szybko zrozumiała. Sekundę później, zostali połknięci w całości.
Na twarzy Killui, który zareagował w dosłownie chwilę, pojawił się grymas. 
- Cholera, gdzieś po drodze upuściłem tę puszkę z sokiem.
- Sokiem? Co to ma wspólnego z byciem połk-
- Mam go. - przerwała Gonowi, wyciągając prawie pełną puszkę. - Chciałam poprawić tym napojem swą odporność na trucizny, lecz chyba nic na to nie poradzę.
Killua spojrzał na nią zaskoczony.
- Dlaczego?
Wzruszyła ramionami, wylewając zawartość puszki do gardła stworzenia.
- Mam swoje powody.
Przez chwilę, nic nie nastąpiło. Już chciała szukać innego sposobu na wydostanie się, gdy z żołądka potwora doszedł dźwięk dudnienia. Stworzenie zaczęło wydawać odgłosy, jakby zaraz miało zwymiotować, krzyknęła:
- Zamknijcie oczy!
Zostali wyrzuceni na ziemię. Ona wylądowała na kamieniu, natomiast pozostała dwójka na miękkiej trawie. Nie mogąc wstać, leżała tylko w miejscu, cicho jęcząc z bólu.
- To było ohydne.
- W sumie, to pan Tonpa nas uratował. - powiedział Gon wesoło. - To był przeterminowany sok, co nie?
Podniosła się do siadu i spojrzała na Killuę, który potrząsnął głową. Pokiwała w odpowiedzi. Niszczenie wyobrażenia chłopca, nie było dobrym pomysłem, zwłaszcza ze względu na to, że znała go zaledwie jeden dzień, więc jedynie wzruszyła ramionami i mruknęła pod nosem "Może".
Gdy doszła do siebie, rozejrzała się wokoło. Mgła była tak samo gęsta, jak przy rozpoczęciu, jej słuch ledwo był w stanie wychwycić odgłos biegnięcia. Musieli się pospieszyć, albo zgubią grupkę prowadzącą i nie będą w stanie wyjść stąd żywi.
- Gon, Si, musimy ruszać. - powiedział Killua, jakby czytając w myślach.  - Jeżeli nie, wcześniej, czy później zgubimy się.
- Ale Kurapika i Leorio...- powiedział Gon błagalnie.
- Dadzą sobie radę. - powiedział pewnie Killua. - My natomiast musimy się zbierać.
- Ale...
Killua już był kilka metrów przed nimi, biegnąc w stronę reszty ludzi. Gon zawahał się, lecz zaczął podążać w kierunku chłopca. W połowie drogi, odwrócił się, marszcząc czoło.
- Si, czuję stąd Leorio. Znajdźmy go.
Chciała zaprotestować, ale wiedziała że Gon łatwo nie odpuści po tym, jak coś sobie postanowi. Killua i tak był już za daleko, by za nim nadążyć, a po drugie, zmysły Gona na pewno wyczują, gdzie znajduje się Satotz, więc nie ma potrzeby podążania za grupką.
- Dobrze.
 
Znajdowała się zaledwie kilka metrów od Esu, była przerażona. Udało mu się bez żadnego wysiłku pokonać grupkę mężczyzn, używając do tego jedynie karty. Była zszokowana. Jego silna, przerażająca, fioletowa aura sprawiała, że miała ochotę skulić się ze strachu. Próbowała powstrzymać Ren, który chciał z niej wypłynąć, zamknęła oczy, zmuszając się do oddychania. "Oddychaj, oddychaj, oddychaj..." Z trzecim wydechem przygotowała się i weszła w stan Zetsu. Jeżeli Esu jej nie wyczuje, trudniej będzie mu ją zabić. Oczywiście, jak już raz zauważy obecność...
- Si. - wyszeptał Gon. - Co robisz?
Odwróciła głowę w stronę chłopca, rozszerzając oczy.
- Poczułeś to?
- Tak, co to jest?
- Po prostu... ukrywanie się. Skrywanie swej... całej siły życiowej. - odpowiedziała. - Poczekaj. Esu się poruszył. Kolejne ciało upadło, a wzrok Esu podążył do - o nie. Kurapiki i Leopolda.
- Więc - powiedział z drapieżnym wzrokiem. - jesteście zainteresowani wzięciem udziału w moim małym teście?
Gdy zaczął iść w kierunku dwójki, próbowała uspokoić swój oddech.
- Gon, nie ruszaj się. Nie wiemy, jak zareaguje, gdy nas zauważy.
Kurapika wyszeptał coś do Leopolda, przesuwając wzrokiem od prawej do lewej, by wkrótce trafiły one na Esu. Zgadywała, że zamierzają uciec, Gon i ona powinni zrobić tak samo.
- Oni uciekną. My też musimy.
- Racja. Dzięki nim nas nie zauważy. - Dobrze. Nie jest aż tak głupi, jak myślała.
Mijały sekundy. Esu zbliżał się do dwóch chłopaków, z tym samym błyskiem drapieżności w jego oczach. Widziała, jak po twarzy Leopolda powoli spływa kropelka potu, próbowała panować nad swym oddechem. Patrzyła, jak z każdym krokiem Kurapika coraz bardziej się spina, ledwie była w stanie ustabilizować niespokojne bicie serca - z pewnością Esu mógłby je stamtąd usłyszeć. W ręce Esu, pomiędzy drugim, a trzecim palcem pojawiła się karta.
W  chwili, gdy wycofał swój nadgarstek, szykując się do rzutu, wiatr poruszył jego włosami. Esu zatrzymał się.
- Teraz! - krzyknął Kurapika. Poruszyła się w tym samym momencie, łapiąc ramię Gona i biegnąc, w jej żyłach boleśnie pulsował strach. W trakcie paniki, zupełnie zapomniała o racjonalności. Jedyną rzeczą, która się liczyła, było to, by znaleźć się jak najdalej stąd.
Usłyszała za sobą niski śmiech, najwidoczniej Esu ich nie zauważył.
- Rozumiem. Mądra decyzja.
Po chwili spostrzegła, że Leopold staje w miejscu. "Nie, durniu, nie zatrzymuj się!" Patrzyła przerażona, jak schyla się po patyk i obraca  w stronę Esu.
- Nie mogę tego zrobić. - powiedział, wkraczając w mgłę. Gon wyrwał się z jej uścisku, chwytając swoją wędkę. Jego twarz była blada. - Może nie jest to moja walka - kontynuował mężczyzna. - jednak nie zamknę oczu i  ucieknę! - zaczął... biec?
- Ah, podoba mi się ten wyraz na twojej twarzy. - powiedział Esu. Jego uśmiech z każdym krokiem Leopolda powiększał się, a ona tylko stała bezradnie, wiedząc że jeżeli wkroczy do akcji, będzie następna. Nie było opcji, by miała poświęcić swoje życie dla dopiero co poznanego faceta. Głupiego faceta. Leopold zamachnął się na niego, jednak Esu był dla niego za szybki, już zdążył usunąć się mu z drogi i po chwili znalazł się za nim, podnosząc rękę zakończoną ostrymi pazurami- 
Znikąd pojawił się hak od wędki, który uderzył Esu w policzek. Leopold zatrzymał się.
- Gon!
- Nieźle, dzieciaku. - zapominając o Leopoldzie, magik ruszył niespodziewanie w stronę chłopca. Zacisnęła swą pięść i przeklęła w duchu Gona za jego lekkomyślność. Jeżeli wszyscy mają wyjść z tego żywi, będzie musiała użyć  Nenu. Nie miała wątpliwości, że Esu chce ich zabić. Problem w tym, że ze względu na swojego słabego nauczyciela, mocy będącej w stanie ich uratować, daleko było do perfekcji.
Czy naprawdę opłacało jej się ratować Gona?
Westchnęła, myśląc. Leorio ponownie zamachnął się na Esu, by po chwili polecieć do tyłu przez uderzenie. Tak. Mimo tego, że znała ich dopiero kilka godzin, Gon był niezwykły. Nie chciała, by zginął, zwłaszcza że ona zasługiwała na to setki razy bardziej. Gdy chłopiec wyskoczył w stronę Esu i zaczął atakować, co chwila nie trafiając, podjęła decyzję. Jej Zetsu zaniknął, by po chwili w jego miejsce ukazał się silny i wyraźny Ren. Esu zawahał się przez chwilę, kierując swój wzrok na nią. W tej chwili, Gonowi udało mu się go uderzyć. Esu odskoczył do tyłu, patrząc na chłopca.
- Świetnie. - powrócił na nią spojrzeniem, które zdecydowanie jej się nie podobało. - Kim ty jesteś?
- Gon, nie patrz.
- Co? Czemu?
Zacisnęła swe usta. Nie mogła mu powiedzieć. Nen był ściśle chronionym przez Stowarzyszenie Łowców sekretem, a ujawnienie go, mogło przyprawić jej wiele kłopotów.
- Ufasz mi?
- Tak, tak myślę. - chciała go uderzyć, przypominając mu o tym, że nie powinno ufać się osobie, którą znasz dopiero jeden dzień - zwłaszcza na egzaminie, gdzie każdy jest narażony na śmierć, jednak pozostała cicho. Zaufanie Gona uczyni to znacznie łatwiejszym, przynajmniej jeżeli się jej posłucha.
- Więc nie patrz. Nie rób tego, dopóki ci nie powiem.
- Oh? - Esu wyglądał na rozbawionego. - Zamierzasz ze mną walczyć?
Rozejrzała się wokół, sytuacja przedstawiała się źle. Nie była wystarczająco silna, by utrzymać Hatsu tak długo, by zdołać uratować Gona i Leopolda. Na dodatek, drugi wyglądał na zdecydowanie zbyt ciężkiego, by była w stanie go unieść. Wątpiła w to, czy sama umiałaby uciec Esu. Jedyną opcją było zaskoczenie go i zaatakowanie szybkim atakiem ogłuszającym, który kupi jej i Gonowi wystarczająco dużo czasu na ucieczkę. Był teraz u niej na pierwszym miejscu, miał o wiele większy potencjał od Leopolda. Wzięła głęboki oddech.
- Przesilenie! - ruszyła na niego z niebywałą szybkością, w jej żyłach pulsowała moc. Okrążyła go, dzięki wyostrzonym zmysłom mogła za nim nadążyć.
"Cholera, nawet teraz, gdy używam Nenu, jest ode mnie szybszy."
- Świetnie. - powiedział Esu, spokojnym głosem. - Zaczynam się ekscytować.
Skoczyła w jego stronę, chcąc podciąć nogi Esu, jednak ten tylko zaśmiał się, odskakując.
- Dobra dziewczynka. - próbowała kopnąć go w żebra, jednak zsunął się jej z drogi, następne uderzenie zostało ominięte z równą łatwością.
"Jakim cudem jest w stanie podążać za mną wzrokiem?" Postanowiła kolejny raz spróbować kopnięcia, które także ominął. "Cholera, moją jedyną opcją jest ucieczka z Gonem, o ile jestem na to wystarczająco szybka. Moje Przesilenie niedługo się skończy, nie mogę utrzymać go już dłużej." Jej oczy pokierowały się na chłopca, odwróciła się i schyli-
Fiolet rozbłysnął zza niej, na swej szyi poczuła wbijające się w skórę pazury. Została uniesiona siłą, z którą wolałaby nigdy się nie zmierzyć.
- Jak cudownie. - wyszeptał, świdrując ją swymi złotymi oczami. Szarpała się, jej Nen osłabł, a przed oczami majaczyła czerń, kiedy zacieśniał swój uścisk. Ledwo usłyszała niespokojny oddech Gona za swymi plecami. Cholerny dzieciak.  Mówiła, by nie otwierał oczu.  Przynajmniej będzie miał kilka sekund przewagi w ucieczce. Esu uśmiechnął się.
- Uwielbiam ten wyraz na twojej twarzy. - wzmocnił chwyt na jej gardle, spróbowała go kopnąć, robiąc zamach nogą, jednak z łatwością tego uniknął. Esu cmoknął, jeszcze bardziej ścieśniając uścisk, miała już dosyć. Jej wzrok całkowicie się rozmył, a ciało odmawiało współpracy, gdy straciła przytomność. Esu, nagle zdając sobie z tego sprawę, wypuścił ją. Uderzyła w ziemię, kaszląc.
- Jak długo znasz... - spojrzał na Gona, który jak przypuszczała, musiał wyglądać na przerażonego tą  sytuacją. - to?
Zakaszlała słabo i zmusiła się do wstania, chwiejąc się tak bardzo, że prawie znowu upadła. "Skup się".
- Dwa miesiące. Mój nauczyciel jest, a raczej był, bardzo słaby. Nie żyje. - Esu podniósł swą brew, wyglądając na zdziwionego i rozbawionego.
- Znasz to przez tak krótki czas, a już umiesz... - wskazał na nią, mając na myśli Hatsu.
- Powiedzmy, że były ku temu powody. 
- Hm. - zastanowił się. - Mówisz o nim w czasie przeszłym. Zabiłaś go?
Spojrzała na niego, ponownie kaszląc.
- Oczywiście, że nie. - powiedziała chrypliwym głosem. - Nie jesteśmy jakimiś psychopatami, jak ty. Został zamordowany przez Trupę Fantomu. - oczy Esu się rozjaśniły. Patrząc się na niego, kontynuowała. -  Ale serio, to całe duszenie było niepotrzebne. Może dziewczynom, które tak robiłeś, się to podoba, jednak nie jestem zainteresowana tym całym BDSM. - pożałowała tych słów w chwili, gdy wyszły z jej ust. "Pewnego dnia, moje sarkastyczne podejście sprowadzi na mnie śmierć." Jednakże Esu nie zareagował tak, jak się tego spodziewała. Jego oczy delikatnie się rozszerzyły, cofnął się o jeden krok, lustrując ją spojrzeniem. 
- Jak masz na imię, numerze 378?
- Możesz mówić mi Silent. 
- Silent? - zastanowił się, przejeżdżając kciukiem po swej wardze. - To dosyć dziwne imię.
- I mówi to facet, którego imię dosłownie oznacza "As"?
Zaśmiał się cicho, kontynuując to nawet, gdy Gon będąc idiotą, próbował zaatakować rozproszonego magika.
- Ah, Gon, już teraz jestem w stanie powiedzieć, że staniesz się wspaniały. - znalazł się przy chłopcu, kucnął, by być na równi z przestraszonym, zaszokowanym dzieckiem i uśmiechnął się. - Nie martw się. Nie chciałbym zmarnować tak świetnego potencjału, zabijając ciebie. Nie zabiję także twojego przyjaciela, zdał, tak samo jak ty będąc w stanie zadać mi przynajmniej dwa ciosy. - Esu wstał i podniósł Leopolda z godną pozazdroszczenia łatwością, kładąc go na swoim ramieniu. Odwrócił się i spojrzał na nią lodowatymi oczami.
- Dla ciebie... jest to ostrzeżenie. Nie wchodź mi w drogę, a ja zrobię tak samo. Nie będę brał odpowiedzialności za swe czyny, jeżeli ponownie skrzyżujemy swe ścieżki. - na jego ustach pojawił się złośliwy uśmiech. - W końcu nikt nie zakazuje nam zabijać siebie nawzajem, czyż nie? Zgaduję, że dasz sobie radę?
Nie, jednak Gon, wciąż próbujący się pozbierać po uderzeniu Esu, pokiwał, więc postąpiła tak samo.
- Dobry chłopiec.
Po chwili, Esu odwrócił się i zniknął w mgle.
 
Kurapika dołączył do nich niedługo potem, Gon już po chwili zaczął wyjawiać mu co się stało z Leorio, a także o walce z Esu - jeżeli można było to tak nazwać.
- Udało mi się go uderzyć dwa razy, oba dzięki temu, że był nieskupiony. - wytłumaczył chłopiec. - Pierwszy raz, gdy chciał uderzyć Leorio, a drugi, gdy znalazł Si. Wtedy ona powiedziała, bym zamknął oczy, więc nie wiem co dalej się działo!
Zacisnęła swe usta w prostą linię, zwiększając swą prędkość.
- Miałam pewien pomysł na zaskoczenie go, ale się nie udało. Powinniśmy się cieszyć, że uszliśmy z tego żywi.
- Wygląda na to, że cię lubi. - powiedział Kurapika, zamyślony. - Skomplementował waszą dwójkę kilka razy.
- Tak, ale zaraz po tym przyznał, że jeżeli jeszcze raz pojawię się na jego drodze, zabije mnie, więc widzę tutaj bardzo sprzeczne sygnały.
- Cóż, nieważne, nie mamy na to rady. Już prawie koniec, Esu na pewno tam będzie, więc musisz być ostrożna, Si. - pokiwała głową. Gdy przedostali się przez ostatni odcinek lasu i trafili na wielką polanę, ogrodzoną przez ogromny, wzmocniony mur.
- Leorio... Gdzie jest Leor-
Fioletowy kolor ponownie zalał jej oczy, odwróciła się szybko w stronę jego źródła, tak jak Gon i Kurapika, dostrzegając uśmiechniętego Esu, który palcem wskazywał na prawo. Podążając za tym kierunkiem, spojrzała w te miejsce i zobaczyła uh.. Leoro? Naprawdę musiała popracować nad zapamiętaniem jego imienia... Gon i Kurapika prędko pobiegli w jego stronę, chcąc pomóc mężczyźnie, jednak ona pozostała w miejscu, wgapiając się w Esu. Nie ufała mu, zwłaszcza w pobliżu Gona. Wszystko wokół niego krzyczało niebezpieczeństwem i sadyzmem. Przechylił swą głowę, nadal z uśmiechem na ustach i zaczął poruszać swym palcem w powietrzu, niemal jak dyrygent. Zajęło jej to kilka sekund, by uświadomić sobie, co robi. Kilka więcej, by skupić się na wytworzeniu Gyo przed oczami. "Mam nadzieję, że nie zapomniałaś o moim ostrzeżeniu", mówił napis.
- Nie martw się, nie zapomniałam. - powiedziała, pomimo dzielącej ich odległości. Jeżeli Esu nie był w stanie jej usłyszeć, czy też wyczytać to z jej ruchu ust, to jego problem. Odwróciła się, zmierzając w stronę grupki Gona, do której ponownie dołączył Killua. Przyszła tam akurat w chwili, by usłyszeć od białowłosego chłopca słowa "Naprawdę jesteś dziwny." i dławiący śmiech. Zanim mogła się odezwać, Satotz ogłosił początek drugiej fazy i odszedł.
Cóż, co następne?
 
Następny test będzie polegał na... gotowaniu?
Nigdy nie radziła sobie w tym aż tak dobrze, jednak była pewna, że będzie lepsza niż większość znajdujących się tutaj kandydatów - połowa z nich pewnie nawet nie wiedziała jak ugotować jajko. Po upewnieniu się, że Esu nie ma w pobliżu Gona, opuściła czwórkę, by zabić świnię. Nie miała nic przeciwko ich towarzystwu, jednak Esu wyraźnie uzmysłowił jej - jeżeli wejdzie mu w drogę, będzie w niebezpieczeństwie. Skoro jest zainteresowany Gonem, prawdopodobnie zechce go obserwować, co oznaczało że jeżeli nadal zamierza się z nimi trzymać, musi być świadoma zagrożenia z jego strony.
Nie chodziło zresztą tylko o to. Jeżeli ona znajdzie się w niebezpieczeństwie, pozostali także będą na nie narażeni. Nienawidziła, gdy ktoś był raniony ze względu na nią, a wiedziała, że jeżeli nadal im potowarzyszy, Esu na pewno im to zapewni. Z tego powodu zamierza zapolować na świnię samotnie w mniej niż piętnaście minut, przynieść ją zabitą jako pierwsza i upiec.
Kiedy udało jej się to zrobić (przy okazji dochodząc do szału, martwiąc się nad tym, czy ogień jest za słaby, czy też za mocny, oraz tym, że przypali lub nie dopiecze mięsa), rozejrzała się po innych. Jak można było się spodziewać, większość z nich po upieczeniu świni, dawało ją w całym kawałku na talerz - co oni, dzikusy? Przynajmniej mogli pozbyć się skóry! 
Wykrzywiła swą twarz, krojąc mięso w kostkę. Jej wzrok podążył ku Esu i mężczyźnie z igłami, którego imienia wciąż nie poznała. Oni chociażby pozbyli się tej skóry, jednak nie najlepiej poradzili sobie z pieczeniem mięsa. Ponownie się rozejrzała, oceniając. Czy były tu jakieś zioła lub przyprawy, które mogłaby użyć, by poprawić sma-
- Zatem nikt nie zdał. Kończymy tutaj! 
"Co do cholery? Nawet nie pozwolili mi spróbować!" rozejrzała się, Esu i iglaty mężczyzna również wyglądali na wkurzonych. Magik wyciągnął ukradkiem kartę. Inni kandydaci byli wściekli, z każdą chwilą hałas nasilał się, dopóki jeden z egzaminatorów nie uderzył aplikanta, który z hukiem wylądował na jednym z murów twierdzy.
- Brak wam skupienia i pasji. - narzekała kobieta. - Już samo to dyskwalifikuje was z bycia Łowcą!
"Mam sporo skupienia i chęci" pomyślała gorzko. Esu wyglądał morderczo, już cofał swój nadgarstek, by rzucić kartą w egzaminatora, gdy znad nich odezwał się głos.
- Jednakże oblanie wszystkich kandydatów to gruba przesada. - wybałuszyła oczy, gdy ujrzała symbol... co tutaj robi sterowiec Stowarzyszenia Łowców? Nie spodziewała się zobaczyć innych łowców, nie licząc egzaminatorów, jednak ta kobieta najwyraźniej uczyniła to niemożliwym.
Nagle wybuchła eksplozja, rozrzucając na boki kilka kamieni. Gdy dym opadł, jej oczom ukazał się staruszek w drewniakach, który powoli szedł w stronę dwójki egzaminatorów. Esu zwrócił głowę ku niemu, z jego oczu widoczne było zainteresowanie. Kobieta przedstawiła starszego mężczyznę jako Prezesa Netero. Zaczął on  wyjaśniać, mówiąc:
- Interweniuję tylko w nagłych przypadkach. - spojrzał na egzaminatorkę. - Takich jak ten.
Gdy ich rozmowa dalej trwała, Si ledwie się jej przysłuchiwała. Ze strzępków zdań wywnioskowała, że zdaniem prezesa egzaminator uczynił test nieuczciwym - no co ty nie powiesz - i to, że Menchi zrobi powtórkę, która będzie dotyczyła gotowania jaj i Góry Przeciętej-Na-Pół.
Cóż, robi się interesująco.
 
Otworzyła szerzej oczy, w chwili gdy Menchi skoczyła, nurkując ku wąwozowi. Egzaminatorka chwyciła się jednej z grubych nici sieci, uwikłanej pomiędzy skalistymi ścianami, czekała. Sekundy mijały,  drobna bryza rozwiała jej włosy w chwili, gdy się puściła. Upadała, upadała, upadała. Dosięgnęła jednego z jaj, zawieszonych na sieci i chwyciła je, dalej upadając.
Lada chwila kobieta dosięgnęłaby gruntu, gdy z dołu zaczął wydobywać się pionowy słup powietrza, unoszący ją. Menchi znalazła się ponownie na górze, wylądowała przy nas. Jedyną rzeczą, jaką pomyślała Si, było "Wygląda na zabawne." Nawet iglaty i Esu, którzy skoczyli zaraz za grupą Gona wyglądali na zainteresowanych. Dołączyła do nich. Chwyciła się nici i zawieszona rękami na sieci, czekała na podmuch wiatru. Czas jednak mijał, a bryza nie pojawiała się. Musiała przyznać, że zaczynała się lekko denerwować.
- Gon?
- Poczekaj. - powiedział. - Jeszcze nie.
- Sieć nie jest w stanie utrzymać ciężaru nas wszystkich! - krzyknął Kurapika. - Jeżeli zaraz się nie puścimy...
- Poczekaj. - powtórzył, zamykając swe oczy. Wszyscy wymienili ze sobą spojrzenia. Czuła, jak wzrok innych pada na nią i Gona, na całą czwórkę. Oczywistym było, że Gon ma wspaniałe zmysły, wyglądało na to, że inni kandydaci również w to uwierzyli, nawet jeżeli miało zależeć od tego ich życie.
- Nadal nie? - zapytała denerwując się. Kto wie, jak często pojawia się tu ten wiatr. Co jeżeli następna nie pojawi się w przeciągu kilku godzin, dni, tygodni? Gon pozostał cichy, wąchając. W chwili, gdy sieć zaczęła się zrywać, krzyknął:
- Teraz!
Puściła się wolno, zaczęła spadać, czując wiatr na twarzy. Gdy nurkowała, w pewnej chwili chwyciła zawieszone na sieci jajo.  Z jej ust mimowolnie wydostał się śmiech, adrenalina pulsowała w żyłach. Przez kilka sekund nie nastąpiło nic, słyszała jedynie szum wiatru w uszach. Strach powrócił przytłumiony, gdy pomyślała "W sumie, to nie taki zły sposób na śmierć.", lecz zniknął, gdy ponownie pojawił się wiatr, który unosił ich coraz wyżej i wyżej, dopóki nie powrócili bezpiecznie na grunt. Zachwiała się, po czym upadła z jajkiem w rękach, śmiejąc się.
- Jeju, to jest chyba najbardziej szalona rzecz, jaką w życiu zrobiłam. - Kurapika spojrzał na nią trochę zdziwiony jej wybuchem, jednak dołączył do niej. Po chwili cała piątka zwijała się ze śmiechu, turlając się po ziemi w histerii. Kilkoro ludzi wyglądało na zaniepokojonych ich zachowaniem, ale nie przejmowali się tym. Nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo zdenerwowana była od rozpoczęcia egzaminu - cholera, nawet przed egzaminem. "Minęło stanowczo za dużo czasu, odkąd ostatnio tak się  śmiałam." pomyślała.
Wstała na proste nogi, oferując rękę Kurapice, potem Gonowi, gdy pierwszy odmówił. Gon również zrezygnował z pomocy, odtrącając jej i mówiąc:
- Mogę sam wstać, dzięki. - Leopold skrzyżował swe ręce, mówiąc pod nosem, że mógłby skorzystać z jej pomocy. Umiejętnie go zignorowała i podeszła do wielkiego, napełnionego wrzącą wodą garnka, do którego wrzuciła jajko.
Nawet po tym, jak wyłowiła je, gryząc i ciesząc się jego smakiem, wiedziała że nie jest bezpiecznie.
Bez jej wiedzy, Esu przyglądał się Si, oceniając ją. Mruknął pod nosem:
- Doprawdy, kim ty jesteś?

Share:

8 września 2020

5 września 2020

19 stycznia 2020

Attack on Titan: Mięsożerca - Rozdział I [The Carnivore - Chapter 1 - tłumaczenie PL]

//To opowiadanie potrzebuje okładki//
Opis: Próbując zrozumieć bezsensowną pustkę współczesnego świata Twoje spokojne dni zostały przerwane gdy znalazłaś nieprzytomnego mężczyznę. Ubrany był dziwacznie i wyraźnie nie miał pojęcia o świecie w którym Ty żyjesz. Uznałaś, że musi być uchodźcą dlatego zaproponowałaś mu schronienie na jedną noc. To zdarzenie całkowicie zmieniło Twoje życie.
Opowiadanie z cyklu Levi x Czytelniczka dostosowane do kobiecego odbiorcy. Akcja dzieje się we współczesności. Rozdziały +18 będą oznaczone. 
Oryginalny tytuł: The Carnivore
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Spis treści:
Rozdział I (obecnie czytany)
...
~*~

Bolało Cię całe ciało, gdy szłaś przez lekko oświetlony parking. Kolejna noc ciężkiej pracy, ale podobało Ci się to uczucie. Lubiłaś gdy skoro świt Twoje mięśnie bolały od pracy i pragnęły błogiego odpoczynku. Dzisiaj, jednak nie poszło Ci za dobrze. W połowie Twojego przedstawienia zabrakło prądu. Co prawda nie było żadnej burzy, prawdopodobnie ktoś po prostu podciął przewody. Cokolwiek to jednak było, przerwało Twój pokaz. Co gorsza, nie było też dużo klientów. Dostałaś mało napiwków, a to źle bo stanowią one większą część Twojej pensji. Sądziłaś, że to pewnie przez paradę równości która była dzisiaj. Wiele osób do niej dołączyło, albo zostało w domu aby jej uniknąć. Westchnęłaś szukając kluczy do auta w torebce. Już świtało, nie mogłaś się doczekać kiedy wrócisz do domu i pójdziesz spać. Jutro masz zajęcia i miałaś nadzieję że nie uśniesz na nich tak jak dzisiaj.
Na parkingu nie było żadnych aut. Nocny klub już był zamknięty i większość klientów pojechała. Pozostało tylko kilka aut należących do Twoich współpracowników. Rozmyślałaś nad swoim grafikiem. Jutro masz zajęcia i w piątek, w sobotę pracujesz. Całe szczęście masz niedzielę wolną więc będziesz mogła odpocząć. Gdyby nie to ciche mruknięcie pewnie byś go minęła, ale nagły dźwięk sprawił że zaczęłaś się rozglądać. Zesztywniałaś przestraszona. Chrząkanie o tej godzinie na pustej ulicy nie oznacza nic dobrego. Dostrzegłaś coś w cieniu, jakiś kształt, zmarszczyłaś brwi. Ktoś odleciał na parkingu? To nie pierwszy raz, można powiedzieć, że to codzienna rutyna. Bramkarze wyrzucają ludzi, którzy są zbyt pijani, czasami nie są w stanie nawet zadzwonić po taksówkę i zwyczajnie mdleją. Podeszłaś ostrożnie. Mimo wszystko, to może też być ktoś kto tylko udaje omdlałego tylko po to by zaatakować Cię gdy będziesz dość blisko. Lecz ten ani drgnął kiedy do niego podeszłaś. Kucnęłaś naprzeciw gotowa do ucieczki w każdej chwili. Leżał na plecach, głowę mając na krawężniku. Wyglądał na naprawdę nieprzytomnego. Podejrzewałaś, że ma około trzydziestki. Ciemne włosy przysłaniały mu oczy, zaś klatka unosiła się podczas oddychania, czyli żył. Lecz nie to przykuło Twoją uwagę najbardziej. Jego ubranie było dość... dziwne. Zielona pelerynka, a pod nią brązowa kamizelka, a pod tym zwykła biała koszula. Obcisłe spodnie i buty do kolan, zaś dookoła jego bioder i ogólnie ciała były skórzane pasy. Myślałaś przez chwilę. Ten strój był trochę podobny do jakiegoś wojskowego. Ale z drugiej strony widziałaś podobne przebrania na paradzie równości. Podobne, nie dokładnie takie same. Zamyśliłaś się, pewnie odłączył się od niej, uchlał się i odleciał. Rozważałaś, czy go nie zostawić, ale w okolicy kręciło się też sporo niebezpiecznych typów. Mógłby zostać z łatwością obrabowany.
- Ej – Chwyciłaś go za ramię i lekko potrząsnęłaś. Nie zareagował. Aż tak go ścięło, huh? Zaczęłaś mu się przyglądać uważniej zastanawiając się czy ma przy sobie telefon. Może zadzwoniłabyś do kogoś z jego znajomych aby go zabrali. Poklepałaś go po piersi, ale kamizelka nie miała żadnych kieszeni. Przesunęłaś się w stronę bioder i wsunęłaś rękę do kieszeni poszukując komórki, ale najwyraźniej tam też jej nie było. Nie zdążyłaś jednak bardziej go przeszukać, gdyż nagle złapał Cię mocno za nadgarstek. Podniosłaś wzrok. Mężczyzna odzyskał przytomność i patrzył na Ciebie niebezpiecznie mrużąc oczy, były prawie czarne. 
- Myślisz, że co robisz? - zapytał zimnym tonem. Jego sposób mówienia i akcent przypominał Ci te szekspirowskie sztuki do których zmuszano Cię byś je oglądała w szkole. - Jeżeli masz czas na macanko, powinnaś... - zaczął ale szybko przerwał rozglądając się. Nagle otworzył szeroko oczy i szybko usiadł na ziemi. Wyrwałaś rękę z jego uścisku i wstałaś. 
-Ulżyło mi, ocknąłeś się. Powinieneś wrócić do domu zanim ktoś się do ciebie przyczepi – głaskałaś się po nadgarstku. Miał zdecydowanie więcej siły niż się wydawało. Odwróciłaś się, aby odejść. Byłaś już przy samochodzie, gdy zawołał za Tobą. 
-Ej, dzieciaku – Jego ton był nakazujący. Odwróciłaś się unosząc wysoko brwi. Stał na nogach i rozglądał się niepewnie dookoła. Dotknął klatki piersiowej i znowu się rozglądał jakby czegoś szukając. - Co się tutaj do diabła dzieje? - zapytał ostro. Wyglądał na zmieszanego, lecz jego kamienna twarz nie zdradzała żadnych uczuć. 
-Musiałeś za dużo wypić na paradzie i odleciałeś na tym parkingu – Dałaś mu najbardziej logiczne wytłumaczenie. Zmarszczył brwi.
-Na paradzie? - Pewnie dużo wychlał. Choć w ogóle nie wydawał się być ani pijanym ani tym bardziej na kacu. Nie seplenił, nie chwiał się i patrzył na Ciebie przytomnym wzrokiem. 
-No wiesz, parada równości. Świętuje się homoseksualne związki, wiesz kulturę gejów i lesbijek – Starałaś się nonszalancko wyjaśnić. Wyglądał na jeszcze bardziej zmieszanego
-Kulturę gejów i lesbijek? Nie mam kurwa zielonego pojęcia o czym mówisz. 
-Sądziłam, że dlatego tak się przebrałeś – wskazałaś opierając się plecami o samochód i skrzyżowałaś ręce.
-Przebrałem? Nie wiesz co to jest?- zapytał starając się zachować spokój lecz widziałaś, że z każdą chwilą staje się coraz bardziej niepewny. Oddychał szybciej niż przedtem. 
-Przepraszam, ale nie znam tego cosplayu – Otworzył szeroko oczy. Aż tak się oburzył, że nie rozpoznałaś jego gejowskiego stroju? Mimo wszystko poczułaś lekką ulgę. Nie atakował Cię, nawet się nie zbliżał. Nie wydawał się być niebezpieczny, czy pijany. Może był narkoleptykiem i po prostu usnął na parkingu? 
-Gdzie dokładnie jestem? - zapytał krzyżując ręce i rozglądają się jakby chciał się upewnić, że otoczenie nie zmieniło się w przeciągu kilku ostatnich sekund. 
-Jesteś przed Nocnym klubem Gartha. Przy 16 Cedar Street – wyjaśniłaś. Wyraźnie nic to mu nie mówiło, wydawał się być jeszcze bardziej zmieszany
-Który dzisiaj?
-Skoro już 3:40 nad ranem to mamy 21 czerwca.
-A rok? - dopytywał gwałtownie
-Rok? - popatrzyłaś na niego zaskoczona – 2018 – Mężczyzna milczał przez dłuższą chwilę. Rozglądając się uważnie po otoczeniu jakby próbował znaleźć coś, cokolwiek co wyda mu się znajome. Nagle zaśmiał się cicho pod nosem
-Rozumiem. Może w końcu oszalałem – mruknął głównie do siebie. Potem znowu spojrzał na Ciebie. - Mówisz, że mamy 2018? To chyba najbardziej niedorzeczna rzecz jaką słyszałem – Zamilkł – Ale chyba nie mam innego wyboru jak tylko ci uwierzyć – Zmarszczyłaś brwi patrząc na niego. Miał rację, to co wygadywał nie miało sensu. Jakby oszalał. Może potrzebuje pomocy psychiatry? Powinnaś zadzwonić po karetkę?
-Pamiętasz adres zamieszkania? - zapytałaś ostrożnie. Przyglądał Ci się przez chwilę wyraźnie zastanawiając się nad odpowiedzią. W końcu zaprzeczył głową.
-Nic nie pamiętam – przyznał.
-Mam zadzwonić po karetkę dla ciebie? A może na policję?
-Na policję? - powtórzył i zamilkł znowu myśląc. Odwrócił w końcu wzrok
-Jeżeli mają choć odrobinę wspólnego z policją jaką znam, to bardziej szkodzą niż pomagają – mruknął do siebie – Ale może nie mam innej opcji – Policja którą zna? O czym on mówi? Wszystko wydawało się dość dziwne. Jego strój, fakt że nie miał nawet telefonu. Myślałaś, starając się znaleźć logiczne wyjaśnienie tej sytuacji. No i znalazłaś. No tak jakby
-Jesteś uchodźcą? Nielegalnym imigrantem? - Dlatego nie chce aby dzwonić po policję bo wtedy zostanie deportowany? Robiło Ci się coraz gorzej jak o tym pomyślałaś. Słyszałaś historie o uchodźcach odsyłanych do ich rodzinnych krajów tylko po to, aby potem poszli na tortury i zabici. Mężczyzna myślał przez chwilę a potem przytaknął.
-Tak. Jestem uchodźcą, ale nie pamiętam skąd pochodzę – Nadal coś ci nie pasowało w tej układance. Nie brzmiał pewnie, nadal był zmieszany i starał się to ukryć pod chłodnym wyrazem twarzy. Popatrzyłaś na niego. Nie znasz się na etnicznych profilach, choć nie wydawało się aby pochodził z Afryki czy Bliskiego Wschodu. No i mówił w Twoim języku. Może faktycznie z dziwną intonacją ale to nie był akcent. Bardziej to przypominało dialekt. - Więc proszę, nie wzywaj policji – oznajmił krzyżując ręce – Ani tego kare-coś
-Mówisz o karetce? - zapytałaś. Nie wie co to jest? Czy jest jakiś kraj w którym ich nie mają? Zauważył Twój zmieszany wzrok.
-Słuchaj. Nie pamiętam nic. Ani to skąd jestem ani nic o tym jak ten świat działa. Pamiętam tylko że jestem uchodźcą i nie mogę dać się złapać.
-Nic nie pamiętasz? Nawet to czym są karetki?
-Ta... - odparł nadal bacznie badając Twoją reakcję. Sytuacja wydawała się znacznie bardziej skomplikowana niż początkowo Ci się wydawało. Co powinnaś zrobić? Wyraźnie nie chciał dawać Ci żadnych informacji, no i nie chciał być deportowany. No i nie mogłaś go zostawić tak po prostu. Westchnęłaś przeklinając w myślach. Ty i to Twoje miękkie serce.
-Wsiadaj – powiedziałaś pokazując na samochód, chwyciłaś za kluczyki i otworzyłaś drzwi. Popatrzył na pojazd uważnie. - Nie pamiętasz co to jest? - Przytaknął. Warknęłaś i otworzyłaś drzwi dla pasażera. - To samochód. Przemieszczasz się nim z punktu A do punktu B.
-Gdzie chcesz mnie zabrać? - zapytał marszcząc brwi. Nie zbliżył się.
-Do mnie. Chociaż na dzisiaj. Jutro pomyślę co z tobą zrobić – powiedziałaś. Robi się już naprawdę późno. Mogłabyś go tutaj zostawić, ale wiedziałaś, że jeżeli tak zrobisz jutro w wiadomościach będzie, że zginał bo skręcił w złą alejkę w mieście.
-Nie chcę twojej litości – cmoknął – Dam sobie radę sam
-Nie wiesz nic o mieście. Nie pamiętasz nawet czym są samochody. Jeżeli dasz się zabić to będzie moja wina
-Nie dam się zabić – brzmiał śmiertelnie poważnie. Pewnie nawet. Popatrzyłaś na jego strój i zacisnęłaś usta
-Masz jakieś pieniądze? - zaprzeczył nonszalancko. Westchnęłaś. - Nie mam czasu na sprzeczki. Potrzebujesz się gdzieś zatrzymać aby się przespać. A ja ufam swoim przeczuciom na tyle by pozwolić ci zatrzymać się u siebie. Nie wydajesz mi się kimś, kto mógłby mnie zabić we śnie. Bez pieniędzy masz jedyną opcję spania na ulicy. O a może wolisz abym zabrała cię do schroniska dla bezdomnych? - Jego wzrok błądził, a to na Ciebie a to na auto, wyraźnie zastanawiając się nad opcjami. Wtedy w tle rozległo się kilka strzałów. To pewnie jakieś gangi. Lecz najwyraźniej to wystarczyło aby się namyślił i wsiadł do samochodu.
Usiadłaś na siedzeniu kierowcy i zapięłaś pasy. Mężczyzna usiadł obok i zamknął za sobą drzwi. Wsadziłaś kluczyk do stacyjki i odpaliłaś silnik. Popatrzyłaś na niego, siedział nie ruszając się choć widziałaś, że był cały spięty. Naprawdę nie pamiętał czym są auta.
-Co to? - zapytał patrząc na Ciebie chłodnym spojrzeniem, tak jakby obwiniał Ciebie za całą niekomfortową sytuację. Patrzyłaś na niego kilka sekund zanim przechyliłaś się, aby zapiąć mu pasy. - Co robisz? - zapytał oschle.
-Zapinam ci pasy – odpowiedziałaś kiedy zamek kliknął. Oparłaś się o siedzeniem. Popatrzył na Ciebie podejrzliwie i chwycił za pas. - To dla bezpieczeństwa. Jeżeli się rozbijemy pasy powstrzymają cię przed wypadnięciem przez przednią szybę – wyjaśniłaś.
-Wypadnę? To coś potrafi poruszać się tak szybko? - Najwyraźniej zaczął żałować zdecydowania się na przyjęcie Twojej propozycji. Uśmiechnęłaś się lekko. Twój samochód może i nie był pierwszej klasy, ale umiał uzyskać nawet 160 k/h. Uwielbiałaś jeździć szybko nocą po pustej autostradzie.
-Sam zobaczysz – zamruczałaś i zaczęłaś wyjeżdżać z parkingu. Miałaś nadzieję, że Twoje przeczucie się nie myli i ten mężczyzna nie zrobi Ci krzywdy za okazaną dobroć. Mimo to nie żałowałaś że go zabrałaś. Jechaliście w kompletnej ciszy. Kilka razy zerknęłaś na siedzenie pasażera, mężczyzna przyglądał się ze zdziwieniem mijanym budynkom wyraźnie zamyślony. Dopiero kiedy wyjechaliście na pustą ulicę i przycisnęłaś gaz spojrzał na Ciebie.
-Jesteś pewna, że to bezpieczne? Nie chcę umrzeć w tym czymś – warknął. Zaśmiałaś się lekko.
-Jeszcze nigdy się nie rozbiłam – Ta odpowiedź tylko do bardziej zdenerwowała, przyśpieszyłaś. Zauważyłaś jak zaciska ręce na pasie lecz nadal okazywał spokój. Po jakichś dwudziestu minutach jazdy zatrzymaliście się przed blokiem. Zaparkowałaś i zaciągnęłaś hamulec by potem spojrzeć na niego – Widzisz? Nie rozbiłam nas – Spojrzał na Ciebie podirytowany i próbował odpiąć pasy. Wcisnęłaś przycisk w jego pasie a potem u siebie. Wysiedliście i zaczęliście iść w stronę klatki schodowej. Mężczyzna zatrzymał się i lekko podskoczył kiedy alarm w Twoim samochodzie dał znać, że jest włączony. Stał obok Ciebie w milczeniu, kiedy winda wiozła was na ósme piętro. Otworzyłaś drzwi do mieszkania i wpuściłaś go. Nie spodziewałaś się dzisiaj gości więc nie posprzątałaś. W przedpokoju na ziemi leżała Twoja torba uczelniana, obok niej porozrzucane buty. Ściągnęłaś te które miałaś na sobie i udałaś się do pokoju. Do połowy wypity kubek z kawą leżał zapomniany na stoliku, kilka ubrań przewieszonych niedbale przez oparcie kanapy. Szedł za Tobą marszcząc nos widząc bałagan. - Wzięłam prysznic zanim poszłam do pracy, ale ty wyglądasz jakbyś nie mył się od kilku dni – powiedziałaś – Usiądż – wskazałaś na kanapę. Zmarszczył brwi i delikatnie przesunął na bok Twoje ubrania zanim usiadł zarzucając nogę na nogę i krzyżując ręce.
-Co za wysypisko – mruknął do Ciebie spoglądając na kubek kawy z obrzydzeniem. Wywróciłaś oczami i zostawiłaś go. Darowanemu koniowi nie spogląda się w zęby. Weszłaś do pokoju i otworzyłaś szafę. Może i jest niski, ale powinnaś mieć coś co będzie na niego pasować. Znalazłaś parę spodni dresowych i białą koszulkę. Wzięłaś je, a do tego bokserki i skarpetki by zanieść je do pokoju.
-Masz – podałaś mu ubrania – Mogą być trochę za luźne, ale i tak zawsze to lepsze niż nic 0 Popatrzył na ubrania i mruknął cicho
-Są męskie.
-Cieszę się, że to pamiętasz – zaśmiałaś się
-Nie będzie zły? Twój kochanek – zapytał leniwie nie ruszając się z miejsca – Jego kobieta daje jego ubrania oraz wpuszcza obcego do mieszkania
-Powinien zastanowić się dwa razy zanim sam zaliczy tutaj obcą kobietę – odpowiedziałaś spokojnie – Wykopałam jego dupsko miesiąc temu i nadal nie pojawił się aby zabrać resztę swoich rzeczy. Dlatego sądzę, że są teraz moje. - Mruknął wyraźnie zadowolony z odpowiedzi i wziął ubrania bez kolejnego słowa. Wstał idąc za Tobą do łazienki. Wzięłaś czysty ręcznik z szafki. - Masz – podałaś mu. Zatrzymałaś się w wejściu. - Nie masz pojęcia jak działa prysznic – zdałaś sobie sprawę i odwróciłaś się. Patrzył na Ciebie bez wyrazu. Wzięłaś to za tak. Podeszłaś do słuchawki przekręcając korek by woda zaczęła lecieć. Przyglądał się uważnie unosząc brwi. Wyraźnie nic mu to nie mówiło. - Przekręć to w lewo aby leciała ciepła woda, w prawo aby leciała zimna – wyjaśniłaś mu – Kiedy skończysz przekręć ten kurek w lewo – Pokazałaś i wyłączyłaś wodę. Rozglądałaś się chwilę i sięgnęłaś na półkę szukając czegoś. - Masz – podałaś mu butelkę męskiego szamponu i żel do kąpieli – To do włosów, a to do ciała – Wziął pojemniki, zaś Ty odwróciłaś się aby wyjść. Zamknęłaś za sobą drzwi i westchnęłaś. Cóż w sumie dobrze że rzeczy Twojego ex nadal tutaj są. Coś przydało się z tamtego związku. Zrobiłaś herbatę kiedy mężczyzna się mył. Myślałaś chwilę i w końcu wyciągnęłaś z lodówki kanapki które kupiłaś wczoraj. Pewnie jest głodny. Postawiłaś herbatę i kanapki na stole i usiadłaś na kanapie wzdychając. Nadal nie masz pojęcia co robisz. Przyprowadziłaś go tu bo współczułaś mu. Ktoś z amnezją w dodatku uchodźca tylko potęguje to, że nie może wrócić. Nie będziesz też mogła się o nim niczego dowiedzieć, nie ma dokumentów no i wspomnień. W mgnieniu oka zostałby deportowany. To podejrzane. Od kiedy w Europie rośnie problem z uchodźcami Twój kraj zaostrzył prawa dla imigrantów. Wtedy przypomniałaś sobie o jego dziwnym ubiorze. Coś tutaj wyraźnie nie pasowało. Jak na kogoś z amnezją zachowuje się bardzo spokoju, no i dokładnie przemyślał odpowiedź zanim powiedział, że jest uchodźcą. No ale wygląda też na wyraźnie zagubionego. Takich reakcji raczej nie da się udawać. Wydawało Ci się też, że z jakichś dziwnych powodów starał się ukryć swoje uczucia.
Po jakichś dwudziestu minutach wyszedł z łazienki. Założył ubrania jakie mu dałaś i poszedł do pokoju. Miałaś rację, za duże na niego troszeczkę, ale nie aż tak bardzo jak się obawiałaś. Przez chwilę Cię obserwował wyraźnie oceniając, woda kapała z jego krótkich włosów zanim usiadł obok Ciebie na kanapie.
-Jedz – powiedziałaś pokazując na talerz na stoliku. Oczy mu błysnęły kiedy zauważył herbatę. Wyglądał prawie na szczęśliwego. Wziął łyk smakując.
-Niezła – w końcu lekko się rozluźnił i zaczął pić. Przechyliłaś głowę na jedną ze stron. To był komplement?
-Więęęc... masz jakieś imię? - zapytałaś patrząc jak zabiera się za kanapkę. Nie odpowiedział, więc wzięłaś to za nie. - Chyba będziesz jakiegoś potrzebował – zamyśliłaś się – Kiedy byłam mała miałam psa. Nazywał się Maurycy. Co ty na to? - zaproponowałaś uśmiechając się życzliwie. Przestał jeść i spojrzał na Ciebie. Zamrugał kilka razy wyraźnie zdenerwowany.
-Levi – powiedział w końcu poważnie i przerwał jedzenie – Ale to teraz nie ma znaczenia. Niedługo mnie tu nie będzie, ale nie chcę abyś nazywała mnie tak głupim imieniem.
-A co dokładnie zamierzasz zrobić, Levi? - zapytałaś – Nic nie masz. Pieniędzy, dokumentów, wspomnień czy miejsca gdzie się udać.
-Coś wymyślę – powiedział. Nie brzmiał na zbyt zmartwionego. Tak jakby przywykł do wymyślania czegoś.
-Ale...
-Słuchaj szczeniaku – przerwał Ci odstawiając kubek herbaty na stół. Popatrzył na Ciebie ozięble – Mogę sam się sobą zająć
-Jasne, że możesz. Dobrze ci to szło. Leżałeś nieprzytomny na parkingu – prychnęłaś i podciągnęłaś kolana pod brodę. - Może przypomnisz sobie wszystko za kilka dni. Nie martw się. Możesz tutaj zostać kilka dni – Czułaś się za niego odpowiedzialna, zaś Levi miał spore kłopoty. Bez względu na to skąd pochodzi. To jasne, że nie może wrócić. A jeżeli wpadnie w ręce policji natychmiast go odeślą do innego kraju albo wsadzą do więzienia zastanawiając się co z nim zrobić. Zmrużył oczy patrząc na Ciebie wyraźnie starając się zrozumieć Twoje motywy.
-Czego chcesz? - zapytał nagle
-Huh?
-Może i nie mam wspomnień, ale wiem jak działa świat. Taka hojność od obcego. Tutaj musi być jakiś haczyk. Wiesz, że nie mam pieniędzy, więc czego chcesz?
-Niczego – wzruszyłaś ramionami – Czy ludzka życzliwość to coś obcego dla ciebie? Potrzebujesz pomocy, a ja ci ją daję. To wszystko – Wstałaś przeciągając się. Byłaś zmęczona – Idź spać. Choć na tę noc – Poszłaś do swojego pokoju by wziąć zapasową poduszkę i koc. Podałaś je Leviemu, przyjął je bez słowa. Nie wygląda na to, aby przestał myśleć o opuszczeniu Cię z samego rana, ale chociaż na dzisiaj będzie mógł się tutaj zatrzymać. Okrył się kocem w milczeniu, widziałaś tylko czubek jego głowy. Wyglądał prawie jak dziecko. Wyłączyłaś światła i poszłaś do sypialni. - Dobranoc Levi – nie odpowiedział.
~*~
Gdy obudziłaś się rano, potrzebowałaś kilka chwil aby sobie wszystko przypomnieć. Patrzyłaś się na sufit analizując zdarzenia. Zastanawiałaś się czy to był błąd zapraszając ot tak obcego do mieszkania, ale przynajmniej nie zabił Cię we śnie. To coś znaczyło. Podniosłaś się przeciągając ramiona i kręcąc głowę na boki. Słyszałaś kilka miłych chrupnięć w karku i odetchnęłaś spokojnie. Przetarłaś zaspane oczy i rozejrzałaś się. Wszystko na swoim miejscu, wliczając w to portfel na stoliku i komputer na biurku. Więc nie obrabował Cię. Wyszłaś z pokoju ubrana jedynie w bieliznę i luźną koszulkę. Natychmiast zauważyłaś, że Levi już nie spał. Siedział na kanapie oparty o podłokietnik. Nadal miał na sobie ubrania Twojego ex i zauważyłaś, że jego włosy były w nieładzie. W rękach miał książkę, czytał ją wyraźnie napięty. To była jedna z książek historycznych. Kupiłaś kilka na wyprzedaży parę miesięcy temu bo były praktycznie za darmo. Musiał je wziąć z półki. 
-Lubisz historię? - zapytałaś mijając go by udać się do kuchni. 
-Nie za bardzo – odpowiedział ale nie odrywał wzroku od tekstu. Włączyłaś czajnik i wyciągnęłaś kubki. 
-Kawy? - zapytałaś chwytając za słoik. Zaprzeczył, więc przygotowałaś mu szklankę na herbatę. Wczoraj mu wyraźnie smakowała. Nadal masz jeszcze kilka godzin przed zajęciami. Zrobiłaś proste śniadanie. Tosty, jajka gotowane. Postawiłaś jedzenie na stole przed nim, sama zaś zjadłaś swoje na niewielkim stoliku w kącie pokoju. Powinnaś czuć się niezręcznie mając obcego mężczyznę okupującego Twoją kanapę, ale zauważyłaś, że nie przeszkadza Ci to. Levi nie zrobił nic co sprawiłoby że zaświeciłaby Ci się czerwona lampka. Odstawił książkę i popatrzył na jedzenie jakie mu dałaś. Od razu zignorował tosty i jajka by chwycić za kubek herbaty. 
-Co wiesz o roku 850? - zapytał spoglądając na Ciebie znad naczynia
-850? - zmarszczyłaś brwi – Średniowiecze. Wiele wojen, jedna trzecia Europy umarła z powodu plagi. Kościół kontrolował wszystko i wszystkich, zaś ludzie umierali młodo – powtórzyłaś to co pamiętałaś z lekcji historii. 
-Jakie wojny?
-Głównie szlachta tłukła się o zasoby i ziemie – wzruszyłaś ramionami. Nie znałaś szczegółów. 
-To wszystko? - zapytał zaskoczony. Położyłaś nogę na nogę opierając policzek o rękę patrząc na niego znudzona 
-A ma być coś więcej? Ludzie zabijali się wzajemnie z różnych powodów. 
-Ludzie zabijali się wzajemnie... nie słyszałaś o tytanach? - dopytywał. Byłaś zmieszana. 
-Tytanach? A co to do diabła jest? - Nigdy o tym nie słyszałaś. Westchnął i odwrócił wzrok mocniej ściskając usta. Tak jakby Twoja odpowiedź coś potwierdziła. - Dlaczego pytasz?
-Bez powodu – unikał odpowiedzi. Uniosłaś brwi 
-Próbujesz mi powiedzieć, że jesteś podróżnikiem w czasie czy czymś tam? Bo jeżeli tak, to chyba powinnam zawieść cię do wariatkowa
-Nie gadaj głupot – Prychnął, ale nie brzmiał pewnie – Jestem uchodźcą – powtórzył – Ale przyjmę twoją propozycję i zostanę tutaj kilka dni
-Oh? - wgryzłaś się w tosta. 
-Wiesz, że nic nie mam co mogę ci dać. Nie mam pojęcia dlaczego chcesz robić za dobrą dziewczynkę, ale najrozsądniejsze dla mnie by przetrwać w tym bagnie jest przyjęcie twojej propozycji i zostać tutaj na trochę. 
-Bagnie huh – powtórzyłaś patrząc na swoją kawę. Cóż, wygląda na to, że ma rację. 
-Ale nie oczekuj, że będę przed tobą się płaszczył i całował ci stopy za łaskę. Mam swoją godność – odparł stanowczo krzyżując ręce. Spojrzałaś się na niego i zaśmiałaś. 
-Jasne. - Przynajmniej kilka kolejnych dni będzie ciekawe. Miła odmiana w twoim nudnym i zwyczajnym życiu. 
Share:

POPULARNE ILUZJE