19 stycznia 2020

Attack on Titan: Mięsożerca - Rozdział I [The Carnivore - Chapter 1 - tłumaczenie PL]

//To opowiadanie potrzebuje okładki//
Opis: Próbując zrozumieć bezsensowną pustkę współczesnego świata Twoje spokojne dni zostały przerwane gdy znalazłaś nieprzytomnego mężczyznę. Ubrany był dziwacznie i wyraźnie nie miał pojęcia o świecie w którym Ty żyjesz. Uznałaś, że musi być uchodźcą dlatego zaproponowałaś mu schronienie na jedną noc. To zdarzenie całkowicie zmieniło Twoje życie.
Opowiadanie z cyklu Levi x Czytelniczka dostosowane do kobiecego odbiorcy. Akcja dzieje się we współczesności. Rozdziały +18 będą oznaczone. 
Oryginalny tytuł: The Carnivore
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Spis treści:
Rozdział I (obecnie czytany)
...
~*~

Bolało Cię całe ciało, gdy szłaś przez lekko oświetlony parking. Kolejna noc ciężkiej pracy, ale podobało Ci się to uczucie. Lubiłaś gdy skoro świt Twoje mięśnie bolały od pracy i pragnęły błogiego odpoczynku. Dzisiaj, jednak nie poszło Ci za dobrze. W połowie Twojego przedstawienia zabrakło prądu. Co prawda nie było żadnej burzy, prawdopodobnie ktoś po prostu podciął przewody. Cokolwiek to jednak było, przerwało Twój pokaz. Co gorsza, nie było też dużo klientów. Dostałaś mało napiwków, a to źle bo stanowią one większą część Twojej pensji. Sądziłaś, że to pewnie przez paradę równości która była dzisiaj. Wiele osób do niej dołączyło, albo zostało w domu aby jej uniknąć. Westchnęłaś szukając kluczy do auta w torebce. Już świtało, nie mogłaś się doczekać kiedy wrócisz do domu i pójdziesz spać. Jutro masz zajęcia i miałaś nadzieję że nie uśniesz na nich tak jak dzisiaj.
Na parkingu nie było żadnych aut. Nocny klub już był zamknięty i większość klientów pojechała. Pozostało tylko kilka aut należących do Twoich współpracowników. Rozmyślałaś nad swoim grafikiem. Jutro masz zajęcia i w piątek, w sobotę pracujesz. Całe szczęście masz niedzielę wolną więc będziesz mogła odpocząć. Gdyby nie to ciche mruknięcie pewnie byś go minęła, ale nagły dźwięk sprawił że zaczęłaś się rozglądać. Zesztywniałaś przestraszona. Chrząkanie o tej godzinie na pustej ulicy nie oznacza nic dobrego. Dostrzegłaś coś w cieniu, jakiś kształt, zmarszczyłaś brwi. Ktoś odleciał na parkingu? To nie pierwszy raz, można powiedzieć, że to codzienna rutyna. Bramkarze wyrzucają ludzi, którzy są zbyt pijani, czasami nie są w stanie nawet zadzwonić po taksówkę i zwyczajnie mdleją. Podeszłaś ostrożnie. Mimo wszystko, to może też być ktoś kto tylko udaje omdlałego tylko po to by zaatakować Cię gdy będziesz dość blisko. Lecz ten ani drgnął kiedy do niego podeszłaś. Kucnęłaś naprzeciw gotowa do ucieczki w każdej chwili. Leżał na plecach, głowę mając na krawężniku. Wyglądał na naprawdę nieprzytomnego. Podejrzewałaś, że ma około trzydziestki. Ciemne włosy przysłaniały mu oczy, zaś klatka unosiła się podczas oddychania, czyli żył. Lecz nie to przykuło Twoją uwagę najbardziej. Jego ubranie było dość... dziwne. Zielona pelerynka, a pod nią brązowa kamizelka, a pod tym zwykła biała koszula. Obcisłe spodnie i buty do kolan, zaś dookoła jego bioder i ogólnie ciała były skórzane pasy. Myślałaś przez chwilę. Ten strój był trochę podobny do jakiegoś wojskowego. Ale z drugiej strony widziałaś podobne przebrania na paradzie równości. Podobne, nie dokładnie takie same. Zamyśliłaś się, pewnie odłączył się od niej, uchlał się i odleciał. Rozważałaś, czy go nie zostawić, ale w okolicy kręciło się też sporo niebezpiecznych typów. Mógłby zostać z łatwością obrabowany.
- Ej – Chwyciłaś go za ramię i lekko potrząsnęłaś. Nie zareagował. Aż tak go ścięło, huh? Zaczęłaś mu się przyglądać uważniej zastanawiając się czy ma przy sobie telefon. Może zadzwoniłabyś do kogoś z jego znajomych aby go zabrali. Poklepałaś go po piersi, ale kamizelka nie miała żadnych kieszeni. Przesunęłaś się w stronę bioder i wsunęłaś rękę do kieszeni poszukując komórki, ale najwyraźniej tam też jej nie było. Nie zdążyłaś jednak bardziej go przeszukać, gdyż nagle złapał Cię mocno za nadgarstek. Podniosłaś wzrok. Mężczyzna odzyskał przytomność i patrzył na Ciebie niebezpiecznie mrużąc oczy, były prawie czarne. 
- Myślisz, że co robisz? - zapytał zimnym tonem. Jego sposób mówienia i akcent przypominał Ci te szekspirowskie sztuki do których zmuszano Cię byś je oglądała w szkole. - Jeżeli masz czas na macanko, powinnaś... - zaczął ale szybko przerwał rozglądając się. Nagle otworzył szeroko oczy i szybko usiadł na ziemi. Wyrwałaś rękę z jego uścisku i wstałaś. 
-Ulżyło mi, ocknąłeś się. Powinieneś wrócić do domu zanim ktoś się do ciebie przyczepi – głaskałaś się po nadgarstku. Miał zdecydowanie więcej siły niż się wydawało. Odwróciłaś się, aby odejść. Byłaś już przy samochodzie, gdy zawołał za Tobą. 
-Ej, dzieciaku – Jego ton był nakazujący. Odwróciłaś się unosząc wysoko brwi. Stał na nogach i rozglądał się niepewnie dookoła. Dotknął klatki piersiowej i znowu się rozglądał jakby czegoś szukając. - Co się tutaj do diabła dzieje? - zapytał ostro. Wyglądał na zmieszanego, lecz jego kamienna twarz nie zdradzała żadnych uczuć. 
-Musiałeś za dużo wypić na paradzie i odleciałeś na tym parkingu – Dałaś mu najbardziej logiczne wytłumaczenie. Zmarszczył brwi.
-Na paradzie? - Pewnie dużo wychlał. Choć w ogóle nie wydawał się być ani pijanym ani tym bardziej na kacu. Nie seplenił, nie chwiał się i patrzył na Ciebie przytomnym wzrokiem. 
-No wiesz, parada równości. Świętuje się homoseksualne związki, wiesz kulturę gejów i lesbijek – Starałaś się nonszalancko wyjaśnić. Wyglądał na jeszcze bardziej zmieszanego
-Kulturę gejów i lesbijek? Nie mam kurwa zielonego pojęcia o czym mówisz. 
-Sądziłam, że dlatego tak się przebrałeś – wskazałaś opierając się plecami o samochód i skrzyżowałaś ręce.
-Przebrałem? Nie wiesz co to jest?- zapytał starając się zachować spokój lecz widziałaś, że z każdą chwilą staje się coraz bardziej niepewny. Oddychał szybciej niż przedtem. 
-Przepraszam, ale nie znam tego cosplayu – Otworzył szeroko oczy. Aż tak się oburzył, że nie rozpoznałaś jego gejowskiego stroju? Mimo wszystko poczułaś lekką ulgę. Nie atakował Cię, nawet się nie zbliżał. Nie wydawał się być niebezpieczny, czy pijany. Może był narkoleptykiem i po prostu usnął na parkingu? 
-Gdzie dokładnie jestem? - zapytał krzyżując ręce i rozglądają się jakby chciał się upewnić, że otoczenie nie zmieniło się w przeciągu kilku ostatnich sekund. 
-Jesteś przed Nocnym klubem Gartha. Przy 16 Cedar Street – wyjaśniłaś. Wyraźnie nic to mu nie mówiło, wydawał się być jeszcze bardziej zmieszany
-Który dzisiaj?
-Skoro już 3:40 nad ranem to mamy 21 czerwca.
-A rok? - dopytywał gwałtownie
-Rok? - popatrzyłaś na niego zaskoczona – 2018 – Mężczyzna milczał przez dłuższą chwilę. Rozglądając się uważnie po otoczeniu jakby próbował znaleźć coś, cokolwiek co wyda mu się znajome. Nagle zaśmiał się cicho pod nosem
-Rozumiem. Może w końcu oszalałem – mruknął głównie do siebie. Potem znowu spojrzał na Ciebie. - Mówisz, że mamy 2018? To chyba najbardziej niedorzeczna rzecz jaką słyszałem – Zamilkł – Ale chyba nie mam innego wyboru jak tylko ci uwierzyć – Zmarszczyłaś brwi patrząc na niego. Miał rację, to co wygadywał nie miało sensu. Jakby oszalał. Może potrzebuje pomocy psychiatry? Powinnaś zadzwonić po karetkę?
-Pamiętasz adres zamieszkania? - zapytałaś ostrożnie. Przyglądał Ci się przez chwilę wyraźnie zastanawiając się nad odpowiedzią. W końcu zaprzeczył głową.
-Nic nie pamiętam – przyznał.
-Mam zadzwonić po karetkę dla ciebie? A może na policję?
-Na policję? - powtórzył i zamilkł znowu myśląc. Odwrócił w końcu wzrok
-Jeżeli mają choć odrobinę wspólnego z policją jaką znam, to bardziej szkodzą niż pomagają – mruknął do siebie – Ale może nie mam innej opcji – Policja którą zna? O czym on mówi? Wszystko wydawało się dość dziwne. Jego strój, fakt że nie miał nawet telefonu. Myślałaś, starając się znaleźć logiczne wyjaśnienie tej sytuacji. No i znalazłaś. No tak jakby
-Jesteś uchodźcą? Nielegalnym imigrantem? - Dlatego nie chce aby dzwonić po policję bo wtedy zostanie deportowany? Robiło Ci się coraz gorzej jak o tym pomyślałaś. Słyszałaś historie o uchodźcach odsyłanych do ich rodzinnych krajów tylko po to, aby potem poszli na tortury i zabici. Mężczyzna myślał przez chwilę a potem przytaknął.
-Tak. Jestem uchodźcą, ale nie pamiętam skąd pochodzę – Nadal coś ci nie pasowało w tej układance. Nie brzmiał pewnie, nadal był zmieszany i starał się to ukryć pod chłodnym wyrazem twarzy. Popatrzyłaś na niego. Nie znasz się na etnicznych profilach, choć nie wydawało się aby pochodził z Afryki czy Bliskiego Wschodu. No i mówił w Twoim języku. Może faktycznie z dziwną intonacją ale to nie był akcent. Bardziej to przypominało dialekt. - Więc proszę, nie wzywaj policji – oznajmił krzyżując ręce – Ani tego kare-coś
-Mówisz o karetce? - zapytałaś. Nie wie co to jest? Czy jest jakiś kraj w którym ich nie mają? Zauważył Twój zmieszany wzrok.
-Słuchaj. Nie pamiętam nic. Ani to skąd jestem ani nic o tym jak ten świat działa. Pamiętam tylko że jestem uchodźcą i nie mogę dać się złapać.
-Nic nie pamiętasz? Nawet to czym są karetki?
-Ta... - odparł nadal bacznie badając Twoją reakcję. Sytuacja wydawała się znacznie bardziej skomplikowana niż początkowo Ci się wydawało. Co powinnaś zrobić? Wyraźnie nie chciał dawać Ci żadnych informacji, no i nie chciał być deportowany. No i nie mogłaś go zostawić tak po prostu. Westchnęłaś przeklinając w myślach. Ty i to Twoje miękkie serce.
-Wsiadaj – powiedziałaś pokazując na samochód, chwyciłaś za kluczyki i otworzyłaś drzwi. Popatrzył na pojazd uważnie. - Nie pamiętasz co to jest? - Przytaknął. Warknęłaś i otworzyłaś drzwi dla pasażera. - To samochód. Przemieszczasz się nim z punktu A do punktu B.
-Gdzie chcesz mnie zabrać? - zapytał marszcząc brwi. Nie zbliżył się.
-Do mnie. Chociaż na dzisiaj. Jutro pomyślę co z tobą zrobić – powiedziałaś. Robi się już naprawdę późno. Mogłabyś go tutaj zostawić, ale wiedziałaś, że jeżeli tak zrobisz jutro w wiadomościach będzie, że zginał bo skręcił w złą alejkę w mieście.
-Nie chcę twojej litości – cmoknął – Dam sobie radę sam
-Nie wiesz nic o mieście. Nie pamiętasz nawet czym są samochody. Jeżeli dasz się zabić to będzie moja wina
-Nie dam się zabić – brzmiał śmiertelnie poważnie. Pewnie nawet. Popatrzyłaś na jego strój i zacisnęłaś usta
-Masz jakieś pieniądze? - zaprzeczył nonszalancko. Westchnęłaś. - Nie mam czasu na sprzeczki. Potrzebujesz się gdzieś zatrzymać aby się przespać. A ja ufam swoim przeczuciom na tyle by pozwolić ci zatrzymać się u siebie. Nie wydajesz mi się kimś, kto mógłby mnie zabić we śnie. Bez pieniędzy masz jedyną opcję spania na ulicy. O a może wolisz abym zabrała cię do schroniska dla bezdomnych? - Jego wzrok błądził, a to na Ciebie a to na auto, wyraźnie zastanawiając się nad opcjami. Wtedy w tle rozległo się kilka strzałów. To pewnie jakieś gangi. Lecz najwyraźniej to wystarczyło aby się namyślił i wsiadł do samochodu.
Usiadłaś na siedzeniu kierowcy i zapięłaś pasy. Mężczyzna usiadł obok i zamknął za sobą drzwi. Wsadziłaś kluczyk do stacyjki i odpaliłaś silnik. Popatrzyłaś na niego, siedział nie ruszając się choć widziałaś, że był cały spięty. Naprawdę nie pamiętał czym są auta.
-Co to? - zapytał patrząc na Ciebie chłodnym spojrzeniem, tak jakby obwiniał Ciebie za całą niekomfortową sytuację. Patrzyłaś na niego kilka sekund zanim przechyliłaś się, aby zapiąć mu pasy. - Co robisz? - zapytał oschle.
-Zapinam ci pasy – odpowiedziałaś kiedy zamek kliknął. Oparłaś się o siedzeniem. Popatrzył na Ciebie podejrzliwie i chwycił za pas. - To dla bezpieczeństwa. Jeżeli się rozbijemy pasy powstrzymają cię przed wypadnięciem przez przednią szybę – wyjaśniłaś.
-Wypadnę? To coś potrafi poruszać się tak szybko? - Najwyraźniej zaczął żałować zdecydowania się na przyjęcie Twojej propozycji. Uśmiechnęłaś się lekko. Twój samochód może i nie był pierwszej klasy, ale umiał uzyskać nawet 160 k/h. Uwielbiałaś jeździć szybko nocą po pustej autostradzie.
-Sam zobaczysz – zamruczałaś i zaczęłaś wyjeżdżać z parkingu. Miałaś nadzieję, że Twoje przeczucie się nie myli i ten mężczyzna nie zrobi Ci krzywdy za okazaną dobroć. Mimo to nie żałowałaś że go zabrałaś. Jechaliście w kompletnej ciszy. Kilka razy zerknęłaś na siedzenie pasażera, mężczyzna przyglądał się ze zdziwieniem mijanym budynkom wyraźnie zamyślony. Dopiero kiedy wyjechaliście na pustą ulicę i przycisnęłaś gaz spojrzał na Ciebie.
-Jesteś pewna, że to bezpieczne? Nie chcę umrzeć w tym czymś – warknął. Zaśmiałaś się lekko.
-Jeszcze nigdy się nie rozbiłam – Ta odpowiedź tylko do bardziej zdenerwowała, przyśpieszyłaś. Zauważyłaś jak zaciska ręce na pasie lecz nadal okazywał spokój. Po jakichś dwudziestu minutach jazdy zatrzymaliście się przed blokiem. Zaparkowałaś i zaciągnęłaś hamulec by potem spojrzeć na niego – Widzisz? Nie rozbiłam nas – Spojrzał na Ciebie podirytowany i próbował odpiąć pasy. Wcisnęłaś przycisk w jego pasie a potem u siebie. Wysiedliście i zaczęliście iść w stronę klatki schodowej. Mężczyzna zatrzymał się i lekko podskoczył kiedy alarm w Twoim samochodzie dał znać, że jest włączony. Stał obok Ciebie w milczeniu, kiedy winda wiozła was na ósme piętro. Otworzyłaś drzwi do mieszkania i wpuściłaś go. Nie spodziewałaś się dzisiaj gości więc nie posprzątałaś. W przedpokoju na ziemi leżała Twoja torba uczelniana, obok niej porozrzucane buty. Ściągnęłaś te które miałaś na sobie i udałaś się do pokoju. Do połowy wypity kubek z kawą leżał zapomniany na stoliku, kilka ubrań przewieszonych niedbale przez oparcie kanapy. Szedł za Tobą marszcząc nos widząc bałagan. - Wzięłam prysznic zanim poszłam do pracy, ale ty wyglądasz jakbyś nie mył się od kilku dni – powiedziałaś – Usiądż – wskazałaś na kanapę. Zmarszczył brwi i delikatnie przesunął na bok Twoje ubrania zanim usiadł zarzucając nogę na nogę i krzyżując ręce.
-Co za wysypisko – mruknął do Ciebie spoglądając na kubek kawy z obrzydzeniem. Wywróciłaś oczami i zostawiłaś go. Darowanemu koniowi nie spogląda się w zęby. Weszłaś do pokoju i otworzyłaś szafę. Może i jest niski, ale powinnaś mieć coś co będzie na niego pasować. Znalazłaś parę spodni dresowych i białą koszulkę. Wzięłaś je, a do tego bokserki i skarpetki by zanieść je do pokoju.
-Masz – podałaś mu ubrania – Mogą być trochę za luźne, ale i tak zawsze to lepsze niż nic 0 Popatrzył na ubrania i mruknął cicho
-Są męskie.
-Cieszę się, że to pamiętasz – zaśmiałaś się
-Nie będzie zły? Twój kochanek – zapytał leniwie nie ruszając się z miejsca – Jego kobieta daje jego ubrania oraz wpuszcza obcego do mieszkania
-Powinien zastanowić się dwa razy zanim sam zaliczy tutaj obcą kobietę – odpowiedziałaś spokojnie – Wykopałam jego dupsko miesiąc temu i nadal nie pojawił się aby zabrać resztę swoich rzeczy. Dlatego sądzę, że są teraz moje. - Mruknął wyraźnie zadowolony z odpowiedzi i wziął ubrania bez kolejnego słowa. Wstał idąc za Tobą do łazienki. Wzięłaś czysty ręcznik z szafki. - Masz – podałaś mu. Zatrzymałaś się w wejściu. - Nie masz pojęcia jak działa prysznic – zdałaś sobie sprawę i odwróciłaś się. Patrzył na Ciebie bez wyrazu. Wzięłaś to za tak. Podeszłaś do słuchawki przekręcając korek by woda zaczęła lecieć. Przyglądał się uważnie unosząc brwi. Wyraźnie nic mu to nie mówiło. - Przekręć to w lewo aby leciała ciepła woda, w prawo aby leciała zimna – wyjaśniłaś mu – Kiedy skończysz przekręć ten kurek w lewo – Pokazałaś i wyłączyłaś wodę. Rozglądałaś się chwilę i sięgnęłaś na półkę szukając czegoś. - Masz – podałaś mu butelkę męskiego szamponu i żel do kąpieli – To do włosów, a to do ciała – Wziął pojemniki, zaś Ty odwróciłaś się aby wyjść. Zamknęłaś za sobą drzwi i westchnęłaś. Cóż w sumie dobrze że rzeczy Twojego ex nadal tutaj są. Coś przydało się z tamtego związku. Zrobiłaś herbatę kiedy mężczyzna się mył. Myślałaś chwilę i w końcu wyciągnęłaś z lodówki kanapki które kupiłaś wczoraj. Pewnie jest głodny. Postawiłaś herbatę i kanapki na stole i usiadłaś na kanapie wzdychając. Nadal nie masz pojęcia co robisz. Przyprowadziłaś go tu bo współczułaś mu. Ktoś z amnezją w dodatku uchodźca tylko potęguje to, że nie może wrócić. Nie będziesz też mogła się o nim niczego dowiedzieć, nie ma dokumentów no i wspomnień. W mgnieniu oka zostałby deportowany. To podejrzane. Od kiedy w Europie rośnie problem z uchodźcami Twój kraj zaostrzył prawa dla imigrantów. Wtedy przypomniałaś sobie o jego dziwnym ubiorze. Coś tutaj wyraźnie nie pasowało. Jak na kogoś z amnezją zachowuje się bardzo spokoju, no i dokładnie przemyślał odpowiedź zanim powiedział, że jest uchodźcą. No ale wygląda też na wyraźnie zagubionego. Takich reakcji raczej nie da się udawać. Wydawało Ci się też, że z jakichś dziwnych powodów starał się ukryć swoje uczucia.
Po jakichś dwudziestu minutach wyszedł z łazienki. Założył ubrania jakie mu dałaś i poszedł do pokoju. Miałaś rację, za duże na niego troszeczkę, ale nie aż tak bardzo jak się obawiałaś. Przez chwilę Cię obserwował wyraźnie oceniając, woda kapała z jego krótkich włosów zanim usiadł obok Ciebie na kanapie.
-Jedz – powiedziałaś pokazując na talerz na stoliku. Oczy mu błysnęły kiedy zauważył herbatę. Wyglądał prawie na szczęśliwego. Wziął łyk smakując.
-Niezła – w końcu lekko się rozluźnił i zaczął pić. Przechyliłaś głowę na jedną ze stron. To był komplement?
-Więęęc... masz jakieś imię? - zapytałaś patrząc jak zabiera się za kanapkę. Nie odpowiedział, więc wzięłaś to za nie. - Chyba będziesz jakiegoś potrzebował – zamyśliłaś się – Kiedy byłam mała miałam psa. Nazywał się Maurycy. Co ty na to? - zaproponowałaś uśmiechając się życzliwie. Przestał jeść i spojrzał na Ciebie. Zamrugał kilka razy wyraźnie zdenerwowany.
-Levi – powiedział w końcu poważnie i przerwał jedzenie – Ale to teraz nie ma znaczenia. Niedługo mnie tu nie będzie, ale nie chcę abyś nazywała mnie tak głupim imieniem.
-A co dokładnie zamierzasz zrobić, Levi? - zapytałaś – Nic nie masz. Pieniędzy, dokumentów, wspomnień czy miejsca gdzie się udać.
-Coś wymyślę – powiedział. Nie brzmiał na zbyt zmartwionego. Tak jakby przywykł do wymyślania czegoś.
-Ale...
-Słuchaj szczeniaku – przerwał Ci odstawiając kubek herbaty na stół. Popatrzył na Ciebie ozięble – Mogę sam się sobą zająć
-Jasne, że możesz. Dobrze ci to szło. Leżałeś nieprzytomny na parkingu – prychnęłaś i podciągnęłaś kolana pod brodę. - Może przypomnisz sobie wszystko za kilka dni. Nie martw się. Możesz tutaj zostać kilka dni – Czułaś się za niego odpowiedzialna, zaś Levi miał spore kłopoty. Bez względu na to skąd pochodzi. To jasne, że nie może wrócić. A jeżeli wpadnie w ręce policji natychmiast go odeślą do innego kraju albo wsadzą do więzienia zastanawiając się co z nim zrobić. Zmrużył oczy patrząc na Ciebie wyraźnie starając się zrozumieć Twoje motywy.
-Czego chcesz? - zapytał nagle
-Huh?
-Może i nie mam wspomnień, ale wiem jak działa świat. Taka hojność od obcego. Tutaj musi być jakiś haczyk. Wiesz, że nie mam pieniędzy, więc czego chcesz?
-Niczego – wzruszyłaś ramionami – Czy ludzka życzliwość to coś obcego dla ciebie? Potrzebujesz pomocy, a ja ci ją daję. To wszystko – Wstałaś przeciągając się. Byłaś zmęczona – Idź spać. Choć na tę noc – Poszłaś do swojego pokoju by wziąć zapasową poduszkę i koc. Podałaś je Leviemu, przyjął je bez słowa. Nie wygląda na to, aby przestał myśleć o opuszczeniu Cię z samego rana, ale chociaż na dzisiaj będzie mógł się tutaj zatrzymać. Okrył się kocem w milczeniu, widziałaś tylko czubek jego głowy. Wyglądał prawie jak dziecko. Wyłączyłaś światła i poszłaś do sypialni. - Dobranoc Levi – nie odpowiedział.
~*~
Gdy obudziłaś się rano, potrzebowałaś kilka chwil aby sobie wszystko przypomnieć. Patrzyłaś się na sufit analizując zdarzenia. Zastanawiałaś się czy to był błąd zapraszając ot tak obcego do mieszkania, ale przynajmniej nie zabił Cię we śnie. To coś znaczyło. Podniosłaś się przeciągając ramiona i kręcąc głowę na boki. Słyszałaś kilka miłych chrupnięć w karku i odetchnęłaś spokojnie. Przetarłaś zaspane oczy i rozejrzałaś się. Wszystko na swoim miejscu, wliczając w to portfel na stoliku i komputer na biurku. Więc nie obrabował Cię. Wyszłaś z pokoju ubrana jedynie w bieliznę i luźną koszulkę. Natychmiast zauważyłaś, że Levi już nie spał. Siedział na kanapie oparty o podłokietnik. Nadal miał na sobie ubrania Twojego ex i zauważyłaś, że jego włosy były w nieładzie. W rękach miał książkę, czytał ją wyraźnie napięty. To była jedna z książek historycznych. Kupiłaś kilka na wyprzedaży parę miesięcy temu bo były praktycznie za darmo. Musiał je wziąć z półki. 
-Lubisz historię? - zapytałaś mijając go by udać się do kuchni. 
-Nie za bardzo – odpowiedział ale nie odrywał wzroku od tekstu. Włączyłaś czajnik i wyciągnęłaś kubki. 
-Kawy? - zapytałaś chwytając za słoik. Zaprzeczył, więc przygotowałaś mu szklankę na herbatę. Wczoraj mu wyraźnie smakowała. Nadal masz jeszcze kilka godzin przed zajęciami. Zrobiłaś proste śniadanie. Tosty, jajka gotowane. Postawiłaś jedzenie na stole przed nim, sama zaś zjadłaś swoje na niewielkim stoliku w kącie pokoju. Powinnaś czuć się niezręcznie mając obcego mężczyznę okupującego Twoją kanapę, ale zauważyłaś, że nie przeszkadza Ci to. Levi nie zrobił nic co sprawiłoby że zaświeciłaby Ci się czerwona lampka. Odstawił książkę i popatrzył na jedzenie jakie mu dałaś. Od razu zignorował tosty i jajka by chwycić za kubek herbaty. 
-Co wiesz o roku 850? - zapytał spoglądając na Ciebie znad naczynia
-850? - zmarszczyłaś brwi – Średniowiecze. Wiele wojen, jedna trzecia Europy umarła z powodu plagi. Kościół kontrolował wszystko i wszystkich, zaś ludzie umierali młodo – powtórzyłaś to co pamiętałaś z lekcji historii. 
-Jakie wojny?
-Głównie szlachta tłukła się o zasoby i ziemie – wzruszyłaś ramionami. Nie znałaś szczegółów. 
-To wszystko? - zapytał zaskoczony. Położyłaś nogę na nogę opierając policzek o rękę patrząc na niego znudzona 
-A ma być coś więcej? Ludzie zabijali się wzajemnie z różnych powodów. 
-Ludzie zabijali się wzajemnie... nie słyszałaś o tytanach? - dopytywał. Byłaś zmieszana. 
-Tytanach? A co to do diabła jest? - Nigdy o tym nie słyszałaś. Westchnął i odwrócił wzrok mocniej ściskając usta. Tak jakby Twoja odpowiedź coś potwierdziła. - Dlaczego pytasz?
-Bez powodu – unikał odpowiedzi. Uniosłaś brwi 
-Próbujesz mi powiedzieć, że jesteś podróżnikiem w czasie czy czymś tam? Bo jeżeli tak, to chyba powinnam zawieść cię do wariatkowa
-Nie gadaj głupot – Prychnął, ale nie brzmiał pewnie – Jestem uchodźcą – powtórzył – Ale przyjmę twoją propozycję i zostanę tutaj kilka dni
-Oh? - wgryzłaś się w tosta. 
-Wiesz, że nic nie mam co mogę ci dać. Nie mam pojęcia dlaczego chcesz robić za dobrą dziewczynkę, ale najrozsądniejsze dla mnie by przetrwać w tym bagnie jest przyjęcie twojej propozycji i zostać tutaj na trochę. 
-Bagnie huh – powtórzyłaś patrząc na swoją kawę. Cóż, wygląda na to, że ma rację. 
-Ale nie oczekuj, że będę przed tobą się płaszczył i całował ci stopy za łaskę. Mam swoją godność – odparł stanowczo krzyżując ręce. Spojrzałaś się na niego i zaśmiałaś. 
-Jasne. - Przynajmniej kilka kolejnych dni będzie ciekawe. Miła odmiana w twoim nudnym i zwyczajnym życiu. 
Share:

2 komentarze:

  1. I za tym tęskniłam ahhh zapowiada się genialnie

    OdpowiedzUsuń
  2. W końcu jakaś historia, tak tęskniłam! Nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów :D Powodzenia w tłumaczeniu!

    OdpowiedzUsuń

POPULARNE ILUZJE