SPIS TREŚCI
Prolog (obecnie czytany)
Nie odebrała dobrze jego dowcipu, co wywnioskował w momencie gdy jego wzrok spoczął na małym, spąsowiałym króliku. Wiązanka przekleństw, która wypłynęła z jej delikatnych ust sprawiła, że było to warte swej ceny, gdy patrzył jak ociera swe usta ciasno spasowaną rękawiczką by pozbyć się gęstej śliny pozostawionej po oblizaniu warg - poczuł smak królika na języku. Nie mniej niż sobie z pewnością na to zasłużyła. Idąc ku niemu, ta butna postawa unosząca się wokół niej jak płaszcz otulający jej wątłe ramiona sprawiła, że zażądał być jej poddany, gdyż to właśnie ona była „Jeźdźcem”.
Oczywiście żądanie było słuszne. Starożytne ślepia ujrzały blask potęgi w oczach koloru kwitnących heliotropów już w momencie gdy odważyła wkroczyć się na jego terytorium. Wiedza, która jawiła się dla wszystkich smoków oczywistością w momencie pojawienia się ich jeźdźca, świadomość tego, iż będzie zmuszony się z nią połączyć, wcale nie oznaczała że będzie musiał przestrzegać każdego jej kaprysu. Nauczkę tę odbyła po tym jak kazała mu skłonić swą głowę i zaakceptować lejce jak małemu smoczkowi. Wysłuchiwał rozkazu dopóty nie zbliżyła się do niego. Potem liźnięcie, smak, zaznajomienie się z jej zapachem. Królicza rozpacz i krzyk obrzydzenia gdy pierzchła by wytrzeć policzek skryły fakt, iż jego oczy badały ją uważniej wraz z posmakiem pozostałym na języku i w wielkiej paszczy.
- Głupia bestia! - ostatecznie splunęła na niego skurczywszy łapy na biodrach stojąc w rozkroku. Oburzająca wściekłość wręcz wrzała wokół niej.
- Mówi się „smok”, złotko. - mruknął swym ciężkim tonem powstrzymując olbrzymie rozbawienie, a jego ogon odwinął się od przednich łap. Głośny pomruk, podobny do grzmotu burzy w odległym nieboskłonie wylewał się z piersi, w miarę jak rozpościerał skrzydła. Zadowolony z imponującego obrazu jaki roztoczył przed jej rozszerzającymi się oczami: potęgi, majestatu i wspaniałości, wzniósł głowę odsłaniając kremowo-szary odcień swego łuskowatego podbrzusza.
- Zbyt wiele oczekujesz, jeżeli uważasz smoka za jakąś zwykłą bestię do osiodłania, jak widzisz. Nie masz tyle odwagi by podołać komuś takiemu jak JA. Nie jestem jednym z waszych urodzonych w oborze , bezmózgich bydło-smoków. Jestem dzikością i nie poddam się pisklęcej wypchanej zabawce, bo ona tego żąda. Gdybyś była czymś więcej niźli tylko głupim królikiem, to drżałabyś ze strachu przede mną!
- Nie jestem głupim królikiem – odpowiedziała powoli, groza jego postaci blakła z każdą chwilą w miarę jak dalej stała wyprostowana. Teraz i poirytowanie dołączyło do oburzenia gdy jego słowa ugodziły w jej dumę.
- Zdaje sobie sprawę, że wiesz już kim jestem i nie boję się ciebie. Pomożesz mi znaleźć Lorda Wydralskiego (Ottertona).
A więc wyzwanie i próba. Smok może odmówić jedynie gdy w sercu przyzywającego jeźdźca pojawi się choć nuta strachu. Zielone oczy zwężały się dopóty nie zmieniły się w wąskie świecące szczeliny. Rzężenie w jego piersi rosło w miarę wciągania powietrza, by skompresować je w płucach na tyle aby przyspieszyć jego uwolnienie przy otwarciu paszczy. Tym razem jednak już nie tak figlarnie jak uprzednio. Gotujący się w nim ogień buchnął z jego gardzieli. Płynny płomień, zdolny do strawienia ciała i kości, spopielenia ubrań i stopienia wszystkiego prócz najlepszej jakości żelaza, pomknął wprost na królika. Widząc jej rozszerzające się oczy tuż przed tym jak owionęło ją morze płomieni, był pewien że nie podoła. Śmiertelni obawiali się naturalnego ognia, a jego smoczy odpowiednik należał do najgorszych koszmarów. Armie przed nim pierzchające, odważni rycerze podkulający ogony bądź paleni, a nawet innego smoki unikające go dopóty nie pozostał żaden inny wybór.
Wreszcie gdy zwolnił i wytracił oddech zobaczył, że ten królik wciąż tam stoi. Ziemia wokół była poczerniała i stopiona, powietrze wrzało i drgało wraz z pozostałościami ognia tańczącego wokół niej. Tak jak sądził była nietknięta. Nadana smoczym jeźdźcom przez magię władza nad samymi smokami dawała im również odporność na najznakomitszą ze smoczych broni. Wiedział o tym, jednak nie spodziewał się po niej, by była aż tak nieulękła. Nie ma wątpliwości, że jego próba wyniesienia się ponad nią spełzła na niczym, rozwiewana przez wiatr w miarę jak stali naprzeciw siebie.
- A więc teraz... - zadudnił zniżając swe cielsko do ziemi i zbliżając do niej swą wielką głowę, dzięki czemu mógł łatwiej napotkać jej spojrzenie.
Długość liny, którą zarzuciła w jego stronę była niespodzianką, szczególnie przez to, iż udało się jej zawinąć wokół części jego rozwartego do połowy pyska. W swej zawziętości nie do końca zrozumiała znaczenie więzi jaką mu narzuciła. Lecz nauczy się wkrótce. Nie opierał się, przyciągnęła go bliżej, aż czubek jego nosa dotknął stworzonej przezeń spieczonej ziemi. Gdy podeszła pozwolił swemu językowi dotknąć wierzchu pyska, nim przesunął go w zaciekawieniu po linie. Był zadowolony, gdyż dostrzegła ten ruch i zawiesiła spojrzenie na języku chwilę dłużej niźli zrobiłby to przyzwoity królik, po czym podniosła wzrok i ich spojrzenia spotkały się. Była silna, nieustraszona, uparta i raczej słodka. I była, jak zakarbował to sobie w pamięci, na bodaj wszystkiego – smaczna. Mogła to być jego chytra strona ukazująca upodobanie dla królików. W każdym razie nie powinno być to zbyt duże brzemię, choć ona sama mogłaby myśleć inaczej gdy z nią skończy.
- Nie tego się spodziewałem po małym słodkim króliczku – zdążył mruknąć nim pociągnęła za linę przysuwając jego głowę bliżej swojej.
- Mówi się „Smoczy Jeździec”, złotko.