1 stycznia 2019

Undertale: Śpiąca Baśń - D - Asriel - Po prostu podejdź - Dopinguj

Autorzy rozdziałów: Reitiri i Sarcio

- Daaaawaaaaaj Asrieeeel!- wydarłaś się na całe gardło najgłośniej jak umiałaś.
Obaj wojownicy odwrócili się w Twoją stronę a na twarzy jednego z nich zagościł wrednawy uśmieszek. Nie tylko oni patrzyli na Ciebie, wszyscy spojrzeli, ale w tej chwili, nie myślałaś o tym. Asriel korzystając z nieuwagi przeciwnika szybko dosięgnął swego miecza i stanął na równe nogi.
- Ja nie poddaje się tak łatwo! - mówiąc to patrzył rywalowi prosto w oczy i uśmiechnął się pewnie.
- TAAAAK AAAASSRIEEL-  krzyknęłaś śmiejąc się przy tym.
Znów uważnie śledziłaś ich ruchy. Asriel był teraz o wiele pewniejszy siebie niż poprzednio, a jego uderzenie silniejsze i bardziej zdecydowane. Aż w końcu...obalił przeciwnika i z dumą uniósł  broń ukazując swe zwycięstwo. Dysząc ze zmęczenia, słysząc oklaski i krzyki tłumów, spojrzał w Twoją stronę. Patrzyłaś prosto w jego zielone oczy, w których znajdowało się jakiś uczucie, błysk, którego nie potrafiłaś nazwać. Po turnieju odbyło się wielkie przyjęcie w sali balowej. Głośna muzyka, przeróżne dania i wielu rycerzy składający gratulacje Asrielowi. Asgore również wzniósł toast winszując zwycięstwo syna. Książę zniknął Ci z zasięgu wzroku, przez chwile próbowałaś go odnaleźć ale na daremno. Kiedy bankiet dobiegał końca Grillby podszedł do Ciebie prosząc, byś udała się na balkon. Otworzyłaś dwustronne duże drzwi i pierwsze co, a raczej kogo ujrzałaś to Asriela. Opierał się plecami o barierkę balkonu i uśmiechał figlarsko do Ciebie. Trzymał dwa złote kieliszki i jeden skierował w Twoją stronę podając Ci go.
-Twoje zdrowie wasza wysokość- zawołałaś, a następnie stuknęliście swoje kieliszki o siebie i wzięliście po łyku.
- Dziękuję- powiedział pewnie patrząc Ci prosto w oczy.
- Hm?
- Dziękuję, że mnie wtedy wsparłaś
- Nie zrobiłam nic, aż tak wielkiego... ja po prostu...um
- Dla mnie to wiele znaczyło
Między Wami zapadła cisza... oboje nieco zarumienieni nie wiedzieliście co zrobić, ani co powiedzieć.- odchrząknął i skierował swój wzrok na Ciebie.
-Słuchaj.. jest coś co chce Ci powiedzieć- jego pewność zniknęła, wyglądał na zaniepokojonego
- Coś nie tak? Zraniłeś się?
- Co? Nie- zaśmiał się nerwowo- dlaczego w ogóle o tym pomyślałaś?
- Hmm, tak jakoś, to przez to że pobladłeś, na pewno dobrze się czujesz?
- Tak, jest dobrze... świetnie...- westchnął-  po prostu chcę Ci powiedzieć, że...
-  A te westchnięcie to co to było?
- Co-o...
- Jesteś ranny! Nie ukrywaj tego! Idę po Alphys- wyszłaś szybko zostawiając go samego. Zamknęłaś drzwi i oparłaś się o nie plecami. Westchnęłaś ciężko i opuściłaś się na podłogę. Przytuliłaś kolana do swojego czoła. Coś Ci mówiło, że wiesz co chce powiedzieć Asriel, jednak nie chciałaś tego słuchać. Nie chcesz znów tego przeżywać. Ciebie nie można kochać. Nie zasługujesz na miłość. To tylko złudzenie.
   
-WSZYSTKO W PORZĄDKU MADAM?- Papyrus spojrzał na Ciebie z troską.
- Chce zasłużyć na miłość...- powiedziałaś zamyślona
- S-SŁUCHAM?
- Ja! Co ja nic... nic nie mówiłam...
-... MADAM,  MIŁOŚĆ TO COŚ NA CO KAŻDY ZASŁUGUJE. NIE WAŻNE KIM JESTEŚ I CO ZROBIŁEŚ MASZ PRAWO DO MIŁOŚCI
- Więc myślisz, że ktoś taki jak ja... może być kochany?
- TAK... Tak sadzę- ostatnie słowa wypowiedział cichszym tonem i z lekkim rumieńcem na twarzy.
Wędrowałaś z Papyrusem po całym lesie. Gdy zaczęło zmierzchać powoli traciliście nadzieje. Jednak nagle kątem oka zauważyłaś zielone światło i pobiegłaś w tamtym kierunku. Kuleczka światła prowadziła Cię pomiędzy drzewa, aż w końcu znalazłaś tę której szukałaś.
- Zła Wiedźma!
- Dobry wieczór moja droga, jak się bawisz?
- Nie bawię- rzuciłaś sucho- powiedz mi jak mam odczarować Asriela
-  Skarbie, nie takie były zasady naszej gry, to ty masz go odczarować nie ja
- Nie proszę cię o samo odczarowanie, ale o rade, musisz mi pomóc
- Widzę, że ci zależy...- uśmiechnęła się przyjaźnie- a to znaczy, że jednak może już się czegoś dowiedziałaś...- tę część wypowiedziała cicho jakby sama do siebie.- Dobrze! Po pierwsze, znasz już nazwę klątwy Asriela?- jej pytanie sprawiło, że zamyśliłaś się na chwile.
- Śnieżka?
- Pytasz czy odpowiadasz?
-  A ty co guwernantka?- uśmiechnęła się do Ciebie
- Widzę, że mało już w Tobie ,mojego czaru, czy już lepiej rozumiesz miłość?
- Wiem tylko, że mam wielki mętlik w głowie- Wiedźma kiwnęła tylko głową słysząc Twą odpowiedź
- Skoro zmaz klątwę, to już wiesz jak zrzucić czar...
- Tak...- Odwróciłaś się i wróciłaś do Papyrusa, by z nim ruszyć do zamku.
Postanowiłaś udać się do Asriela. Krok, dwa,..trzy. Szłaś powoli i ostrożnie zupełnie tak jakbyś miała zaraz upaść lub jakbyś skradała się do bardzo chronionego pomieszczenia. A to tylko komnata! Podobna całkiem do Twojej. Komnata Asriela, byłaś tutaj już nie raz, ale nie w takich zamiarach jak teraz... a jakie masz teraz? Oddech! Wdeeech i... wyyydech. Poczułaś jak kolana Ci miękną gdy już stałaś przy łóżku. Spał tak samo spokojnie jak wcześniej... uroczo...Ugh to nie pomaga. Dotknęłaś dłonią jego pyszczka. Miękkie, ciepłe futerko. Zniżyłaś swoją twarz do jego. Czułaś jego zapach i jego ciepły oddech na swoich policzkach, ok... jak to mówią. Raz kozie śmierć. Drugą rękę położyłaś również na jego pyszczku i trzymając ją tak w objęciach zniżyłaś się jeszcze bardziej i pocałowałaś go w czoło.
Otworzyłaś oczy i uniosłaś głowę. Odeszłaś kawałek i ... czekałaś, sama nie wiesz na co. Czy nie powinien jak w bajkach od razu się zbudzić i Cię ujrzeć? Zepsułaś coś? Może jednak powinnaś iść do Alphys. Jednak po chwili Asriel zaczął kaszleć coraz mocniej, aż wypluł coś z buzi. Zamrugał kilka razy patrząc na Ciebie.

- Co Ty tu robisz...?

- Asriel- zawołałaś przytulając go.
Wieść o poprawieniu zdrowia księcia obeszła wszystkich, dając im powód do radości.

- Więc...- po tym jak wszystko się już uspokoiło, zostało Ci dokładne opowiedzenie Asrielowi co tak właściwie się stało. Mówiłaś mu o Złej Wiedźmie, o tym jak to nie chciałaś czuć miłości. I o... wspomnieniach z Asrielem, że zawsze, był blisko Ciebie. Tej nocy siedząc razem na jego łóżku rozmawialiście bardzo długo.
Trzy miesiące później odbyły się Twoje urodziny. Wielka osiemnastka oznaczająca stanie się pełnoletnią kobietą. Miałaś długą błękitną suknie z delikatnymi srebrny zdobieniami. Toriel pomagała Ci ją wybrać i obie cieszyłyście się tym spędzonym czasem. Na bal przybyło wiele bogatych rodzin z Twojego królestwa jak i tych ze sąsiednich. Bawiłaś się na przyjęciu tak jak nigdy wcześnie. Gdy nadszedł czas wręczania prezentów, jako ostatni podszedł do Ciebie Asriel. Klękając przed Tobą poprosił Cię o rękę.

Share:

Undertale: Śpiąca Baśń - D - Asriel - Po prostu podejdź - Nic nie rób

Autorzy rozdziałów: Reitiri i Sarcio

I... nic nie zrobiłaś, bo co niby możesz? Przecież nie zejdziesz tam i mu nie przywalisz. Sir Kevin pokonał Asriela, a następnie w dumie uniósł swój miecz do góry na znak zwycięstwa. Po turnieju odbyło się wielkie przyjęcie w sali balowej. Głośna muzyka, przeróżne dania i wielu rycerzy składający gratulacje Kevinowi. Asgore również wzniósł toast winszując zwycięstwo rycerza. Lustrowałaś wzrokiem Asriela i na szczęście wyglądał w porządku. Zauważył, że mu się przyglądasz i podszedł do Ciebie.
- Jak ci mija zabawa Pani?- miło było widzieć jego łobuzerski uśmiech
- Wyśmienicie, a tobie mój książę?- Dygnęłaś delikatnie przed nim
- Lepiej być nie mogło
- Nawet gdyby to Ciebie teraz czczono?- zapytałaś z troską
- Jest dobrze, na prawdę- uśmiechnął się delikatnie- Nawet jeśli przegrałem to z honorem, a to jest najważniejsze. Z resztą... czekają mnie w przyszłości inne turnieje, jeszcze pokaże na co mnie stać!- słysząc to zaśmiałaś się delikatnie zakrywając usta dłonią, cieszyło cię jego pozytywne nastawienie. Też takie pragnęłabyś mieć

WSZYSTKO W PORZĄDKU MADAM?- Papyrus spojrzał na Ciebie z troską.
- Tak, po prostu, coś sobie przypomniałam... chodź sir Papyrusie, musimy dać z siebie wszystko!- sama nie zauważyłaś kiedy zaczęłaś krzyczeć oraz to że nagle poczułaś w sercu determinacje.
- TAK JEST!
Wędrowałaś z Papyrusem po całym lesie. Gdy zaczęło zmierzchać powoli traciliście nadzieje. Jednak nagle kątem oka zauważyłaś zielone światło i pobiegłaś w tamtym kierunku. Kuleczka światła prowadziła Cię pomiędzy drzewa, aż w końcu znalazłaś tę której szukałaś.
- Zła Wiedźma!
- Dobry wieczór moja droga, jak się bawisz?
- Nie bawię- rzuciłaś sucho- powiedz mi jak mam odczarować Asriela
-  Skarbie, nie takie były zasady naszej gry, to ty masz go odczarować nie ja
- Nie proszę cię o samo odczarowanie, ale o rade, musisz mi pomóc
- Widzę, że ci zależy...- uśmiechnęła się przyjaźnie- a to znaczy, że jednak może już się czegoś dowiedziałaś...- tę część wypowiedziała cicho jakby sama do siebie.- Dobrze! Po pierwsze, znasz już nazwę klątwy Asriela?
- Nie..
- To wytęż trochę mózg, nie będę myśleć za ciebie.
- Czy to też na podstawie bajki?
- Tak- skrzyżowała ręce na klatce piersiowej uśmiechając się dumnie.
-  Em...Zapadł w sen
- Mhm- wiedźma kiwnęła głową
- Zupełnie jak Różyczka...ale to nie może być ona, bo ja mam te klątwę.
- Mhm...
- Więc... Śnieżka, to Śnieżka ona też spała.
- Bingo- klasnęła w dłonie, a na jej twarzy pojawił się podstępny uśmiech- Więc...
-  A gdzie są krasnoludki?
- Jakie krasnoludki
- No w tej bajce są krasnoludki
- Sama zaraz będziesz krasnoludek- przyłożyła dłoń do czoła- skup się, by zdjąć zaklęcie, musisz..
-Muszę....
- Mhm?- przyglądała Ci się uważnie jak próbujesz rozgryźć tę zagadkę
- Ja... muszę...wydobyć z niego część z jabłka co utknęła
- Dokładnie! Musisz go...co?
- Śnieżka budząc się wypluła kawałek jabłka co tkwił w jej gardle, to samo trzeba zrobić z Asrielem! - podbiegłaś kawałek i odwróciłaś się do niej- wiesz... gdyby to nie było wszystko twoją winą to bym ci podziękowała. - rzuciłaś i zniknęłaś za pniami drzew.
- Cze- niestety już nie usłyszałaś wołania wiedźmy.
 Razem z Papyrusem, który szybko Cię odnalazł ruszyliście prosto do zamku. Tam Alphys powiedziałaś co dokładnie ma zrobić, a ona wzięła się za operacje. Po dwóch dniach znów ujrzałaś uśmiechniętego Asriela. Choć Twoje serce dostrzegło więcej ciepła o mimo to, nadal pozostało zamknięte. Klatka je wiążąca nie została zniszczona. A Ty tak jak dawniej... nie potrafiłaś nikomu się przyznać co się dzieje wewnątrz Ciebie, choć nie jeden Ci bliski zauważył zmianę w Twoim zachowaniu. Aż w końcu minęły trzy miesiące. W dniu Twoich urodzin, klątwa, które Cię dręczyła przeszła na całe królestwo. W końcu wszyscy stali się tylko pustymi cieniami dawnych siebie.


~KONIEC~
Share:

Undertale: Śpiąca Baśń - D - Asriel - Uśmiechnij się - Dopunguj

Autorzy rozdziałów: Reitiri i Sarcio

- Daaaawaaaaaj Asrieeeel!- wydarłaś się na całe gardło najgłośniej jak umiałaś.
Obaj wojownicy odwrócili się w Twoją stronę a na twarzy jednego z nich zagościł wrednawy uśmieszek. Nie tylko oni patrzyli na Ciebie, wszyscy spojrzeli, ale w tej chwili, nie myślałaś o tym. Asriel korzystając z nieuwagi przeciwnika szybko dosięgnął swego miecza i stanął na równe nogi.
- Ja nie poddaje się tak łatwo! - mówiąc to patrzył rywalowi prosto w oczy i uśmiechnął się pewnie.
- TAAAAK AAAASSRIEEL-  krzyknęłaś śmiejąc się przy tym.
Znów uważnie śledziłaś ich ruchy. Asriel był teraz o wiele pewniejszy siebie niż poprzednio, a jego uderzenie silniejsze i bardziej zdecydowane. Aż w końcu...obalił przeciwnika i z dumą uniósł  broń ukazując swe zwycięstwo. Dysząc ze zmęczenia, słysząc oklaski i krzyki tłumów, spojrzał w Twoją stronę. Patrzyłaś prosto w jego zielone oczy, w których znajdowało się jakiś uczucie, błysk, którego nie potrafiłaś nazwać. Po turnieju odbyło się wielkie przyjęcie w sali balowej. Głośna muzyka, przeróżne dania i wielu rycerzy składający gratulacje Asrielowi. Asgore również wzniósł toast winszując zwycięstwo syna. Książę zniknął Ci z zasięgu wzroku, przez chwile próbowałaś go odnaleźć ale na daremno. Kiedy bankiet dobiegał końca Grillby podszedł do Ciebie prosząc, byś udała się na balkon. Otworzyłaś dwustronne duże drzwi i pierwsze co, a raczej kogo ujrzałaś to Asriela. Opierał się plecami o barierkę balkonu i uśmiechał figlarsko do Ciebie.
- Widzę, że pławisz się w zwycięstwie. - zażartowałaś podchodząc do niego.
- Oczywiście, że tak – uniósł dumnie pysk do góry- w końcu jestem najmężniejszym i najsilniejszym rycerzem jakiego znasz- mrugnął do Ciebie, a Ty zaśmiałaś się w rękę.
- Dziękuję...
- Hm?
- Dziękuję, że mnie wtedy wsparłaś
- Nie zrobiłam nic, aż tak wielkiego... ja po prostu...um
- Dla mnie to wiele znaczyło
Między Wami zapadła cisza... oboje nieco zarumienieni nie wiedzieliście co zrobić, ani co powiedzieć.
- Jest, jest chłodno- rzekłaś odwracając co chwila wzrok od niego
- A... A tak racja..
- Więc ja już pójdę
- Um... pójdziesz?... mogę dać Ci moją...
- Nie, nie, pójdę w środku będzie mi cieplej... i to na całym ciele...
- Tak... prawda
- Więc no
- No.. hej
- Widzimy się jutro, cześć...
- To pa
- No na razie- szybko otworzyłaś drzwi i zniknęłaś za nimi. Po pierwsze, czułaś się jak idiotka. To chyba była najgorsza rozmowa jaką kiedykolwiek przeprowadziliście. To było tak strasznie nie zręczne. Po drugie... po drugie, to co on powiedział, zgromadziło fale uczuć, których nie znasz. Które nie sądziłaś, że masz  jeszcze w sobie. Już raz kochałaś i zostałaś zraniona. Ale to jak Asriel ma Ciebie patrzył, to co Ci powiedział, była jak ciepła woda wylana na Twoje mroźne serce.  Nie, nie chcesz. Musisz porzucić, tę nadzieje, że ktoś może Cię pokochać. Nawet jeśli w tej chwili te uczucie wydaje się takie przyjemne.
   
-WSZYSTKO W PORZĄDKU MADAM?- Papyrus spojrzał na Ciebie z troską.
- Chce tego uczucia...- powiedziałaś zamyślona
- SŁUCHAM?
- Ja... ja nic, ja po prostu sobie coś przypomniałam... przepraszam
-POZWÓL, ZE PONOWIE PYTANIE... WSZYSTKO W PORZĄDKU?
- Tak, po prostu... po prostu... mam wrażenie, że dawno temu coś porzuciłam i boje się znów to mieć
- CZY TO COŚ JEST DOBRE?
- Tak, tak mi się zdaje, samo w sobie jest dobre
- WIĘC W CZYM PROBLEM?
- W tym... że może mi to sprawić ból i...
- SIĘ BOISZ MADAM?- pokiwałaś mu tylko głową na potwierdzenie
- WIESZ MADAM, RYCERZEM NIE MOŻNA STAĆ SIĘ BEZ TRENINGÓW I BŁĘDÓW, KTÓRE NIE RAZ PRZYNOSZĄ CIĘŻKIE RANY, ALE NADAL NIE JEDEN MĄŻ TRENUJE DALEJ, PONIEWAŻ POMIMO BÓLU PRZYSZŁE EFEKTY WSZYSTKO WYNAGRADZAJĄ.
- Sir Papyrus?
- COKOLWIEK PORZUCIŁAŚ MADAM, JEŚLI JEST TO DOBRE I PRAGNIESZ TEGO POWINNAŚ STARAĆ SIĘ, ABY ZNÓW TO MIEĆ.
- Dziękuję sir Papyrusie
- DO USŁUG MADAM

 Wędrowałaś z Papyrusem po całym lesie. Gdy zaczęło zmierzchać powoli traciliście nadzieje. Jednak nagle kątem oka zauważyłaś zielone światło i pobiegłaś w tamtym kierunku. Kuleczka światła prowadziła Cię pomiędzy drzewa, aż w końcu znalazłaś tę której szukałaś.
- Zła Wiedźma!
- Dobry wieczór moja droga, jak się bawisz?
- Nie bawię- rzuciłaś sucho- powiedz mi jak mam odczarować Asriela
-  Skarbie, nie takie były zasady naszej gry, to ty masz go odczarować nie ja
- Nie proszę cię o samo odczarowanie, ale o rade, musisz mi pomóc
- Widzę, że ci zależy...- uśmiechnęła się przyjaźnie- a to znaczy, że jednak może już się czegoś dowiedziałaś...- tę cześć wypowiedziała cicho jakby sama do siebie.- Dobrze! Po pierwsze, znasz już nazwę klątwy Asriela?
- Nie..
- To wytęż trochę mózg, nie będę myśleć za ciebie.
- Czy to też na podstawie bajki?
- Tak- skrzyżowała ręce na klatce piersiowej uśmiechając się dumnie.
-  Em...Zapadł w sen
- Mhm- wiedźma kiwnęła głową
- Zupełnie jak Różyczka...ale to nie może być ona, bo ja mam te klątwę.
- Mhm...
- Więc... Śnieżka, to Śnieżka ona też spała.
- Bingo- klasnęła w dłonie, a na jej twarzy pojawił się podstępny uśmiech- Więc...
-  A gdzie są krasnoludki?
- Jakie krasnoludki
- No w tej bajce są krasnoludki
- Sama zaraz będziesz krasnoludek- przyłożyła dłoń do czoła- skup się, by zdjąć zaklęcie, musisz..
- Muszę....
- Mhm?- przyglądała Ci się uważnie jak próbujesz rozgryźć tę zagadkę
- Ja... muszę...wydobyć z niego część z jabłka co utknęła
- Dokładnie! Musisz go...co?
- Śnieżka budząc się wypluła kawałek jabłka co tkwił w jej gardle, to samo trzeba zrobić z Asrielem! - Na Twoje nie szczęście lub może właśnie i szczęście Zła Wiedźma zauważyła rumieniec co widniał na Twej twarzy i szybko złapała Cie za ramiona nim zdążyłaś się odwrócić i uciec.
- Myślę, że wiesz co miałam na myśli- uśmiechnęła się cwanie
- Myślę, że zdecydowanie przecenisz me zdolności myślenia
- A-a-a – pogroziła Ci palcem- nie ze mną te numery, widzę, że jest w tobie więcej odczuć niż gdy rzucałam klątwę. Widzę, że zaczynasz więcej rozumieć. No już, nie rób wystraszonej miny i powiedz... powiedz jak można odczarować Asriela.
- Ja... ja mam go...- czułaś jak Twoje policzki pieką, a serce mocniej zabiło, nadal przyćmione, ale czułaś te niepewność co ma w sobie.
- Mhm...
- Ale! Ja i on... my jesteśmy rodziną!
-  A fe! Żadne więzy krwi was nie łączą, a jak wątpisz to spójrz jak ona wygląda, a jak ty
- Ale co jeśli on nic do mnie... co jeśli mi się tylko zdaje, przecież nikt mnie nie...
- Ta jasne, bo gadka wypowiedziana przez blondaska z dziwnym wąsem to osąd ostateczny. Posłuchaj mnie uważnie. To ja tu jestem wiedźmią i to ja rzuciłam na ciebie klątwę, ale nie byłam pierwsza. To ty pierwsza zaczarowałaś siebie, nie pozwalając sobie na miłość i tylko ty możesz odczynić ten czar. Moją mocą chciałam sprawić, byś to zrozumiała, ale zakończenie tej historii to twój wybór- puściła Twoje ramiona i cofnęła się do tyłu- słuchaj serca- powiedziała znikając w czarnym dymie.   

    Razem z Papyrusem, który szybko Cię odnalazł ruszyliście prosto do zamku. Siedziałaś w swojej komnacie. Analizowałaś wszystko co powiedział Ci dziś sir Papyrus i Zła Wiedźma. Czy na prawdę sama sobie to zrobiłaś? Czy na prawdę jest szansa byś zmieniła o sobie zdanie?

Share:

Undertale: Śpiąca Baśń - D - Asriel - Uśmiechnij się - Nic

Autorzy rozdziałów: Reitiri i Sarcio

 I... nic nie zrobiłaś, bo co niby możesz? Przecież nie zejdziesz tam i mu nie przywalisz. Sir Kevin pokonał Asriela, a następnie w dumie uniósł swój miecz do góry na znak zwycięstwa. Po turnieju odbyło się wielkie przyjęcie w sali balowej. Głośna muzyka, przeróżne dania i wielu rycerzy składający gratulacje Kevinowi. Asgore również wzniósł toast winszując zwycięstwo rycerza. Lustrowałaś wzrokiem Asriela i na szczęście wyglądał w porządku. Zauważył, że mu się przyglądasz i podszedł do Ciebie.
- Jak ci mija zabawa Pani?- miło było widzieć jego łobuzerski uśmiech
- Wyśmienicie, a tobie mój książę?- Dygnęłaś delikatnie przed nim
- Lepiej być nie mogło
- Nawet gdyby to Ciebie teraz czczono?- zapytałaś z troską
- Jest dobrze, na prawdę- uśmiechnął się delikatnie- Nawet jeśli przegrałem to z honorem, a to jest najważniejsze. Z resztą... czekają mnie w przyszłości inne turnieje, jeszcze pokaże na co mnie stać!- słysząc to zaśmiałaś się delikatnie zakrywając usta dłonią, cieszyło cię jego pozytywne nastawienie. Też takie pragnęłabyś mieć

WSZYSTKO W PORZĄDKU MADAM?- Papyrus spojrzał na Ciebie z troską.
- Tak, po prostu, coś sobie przypomniałam... chodź sir Papyrusie, musimy dać z siebie wszystko!- sama nie zauważyłaś kiedy zaczęłaś krzyczeć oraz to że nagle poczułaś w sercu determinacje.
- TAK JEST!
Wędrowałaś z Papyrusem po całym lesie. Gdy zaczęło zmierzchać powoli traciliście nadzieje. Jednak nagle kątem oka zauważyłaś zielone światło i pobiegłaś w tamtym kierunku. Kuleczka światła prowadziła Cię pomiędzy drzewa, aż w końcu znalazłaś tę której szukałaś.
- Zła Wiedźma!
- Dobry wieczór moja droga, jak się bawisz?
- Nie bawię- rzuciłaś sucho- powiedz mi jak mam odczarować Asriela
-  Skarbie, nie takie były zasady naszej gry, to ty masz go odczarować nie ja
- Nie proszę cię o samo odczarowanie, ale o rade, musisz mi pomóc
- Widzę, że ci zależy...- uśmiechnęła się przyjaźnie- a to znaczy, że jednak może już się czegoś dowiedziałaś...- tę cześć wypowiedziała cicho jakby sama do siebie.- Dobrze! Po pierwsze, znasz już nazwę klątwy Asriela?
- Nie..
- To wytęż trochę mózg, nie będę myśleć za ciebie.
- Czy to też na podstawie bajki?
- Tak- skrzyżowała ręce na klatce piersiowej uśmiechając się dumnie.
-  Em...Zapadł w sen
- Mhm- wiedźma kiwnęła głową
- Zupełnie jak Różyczka...ale to nie może być ona, bo ja mam te klątwę.
- Mhm...
- Więc... Śnieżka, to Śnieżka ona też spała.
- Bingo- klasnęła w dłonie, a na jej twarzy pojawił się podstępny uśmiech- Więc...
-  A gdzie są krasnoludki?
- Jakie krasnoludki
- No w tej bajce są krasnoludki
- Sama zaraz będziesz krasnoludek- przyłożyła dłoń do czoła- skup się, by zdjąć zaklęcie, musisz..
- Muszę....
- Mhm?- przyglądała Ci się uważnie jak próbujesz rozgryźć tę zagadkę
- Ja... muszę...wydobyć z niego część z jabłka co utknęła
- Dokładnie! Musisz go...co?
- Śnieżka budząc się wypluła kawałek jabłka co tkwił w jej gardle, to samo trzeba zrobić z Asrielem! - podbiegłaś kawałek i odwróciłaś się do niej- wiesz... gdyby to nie było wszystko twoją winą to bym ci podziękowała. - rzuciłaś i zniknęłaś za pniami drzew.
- Cze- niestety już nie usłyszałaś wołania wiedźmy.
    Razem z Papyrusem, który szybko Cię odnalazł ruszyliście prosto do zamku. Tam Alphys powiedziałaś co dokładnie ma zrobić, a ona wzięła się za operacje. Po dwóch dniach znów ujrzałaś uśmiechniętego Asriela. Choć Twoje serce dostrzegło więcej ciepła o mimo to, nadal pozostało zamknięte. Klatka je wiążąca nie została zniszczona. A Ty tak jak dawniej... nie potrafiłaś nikomu się przyznać co się dzieje wewnątrz Ciebie, choć nie jeden Ci bliski zauważył zmianę w Twoim zachowaniu. Aż w końcu minęły trzy miesiące. W dniu Twoich urodzin, klątwa, które Cię dręczyła przeszła na całe królestwo. W końcu wszyscy stali się tylko pustymi cieniami dawnych siebie.


~KONIEC~
Share:

Undertale: Śpiąca Baśń - D - Asriel - Uśmiechnij się - Zdekoncentruj

Autorzy rozdziałów: Reitiri i Sarcio
 - Hej, sir Kevinie- wykorzystując to, że rycerz był odwrócony w Twoją stronę zawołałaś do niego.
- Przyjmij ten podarek ode mnie mężny rycerzu- zalotnie się uśmiechałaś i wymachiwałaś białą chustą. Przyłożyłaś ją do swoich ust, pocałunkiem zostawiając czerwone odbicie swoich warg i rzuciłaś w kierunku rycerza. Przynęta zadziałała, przeciwnik zwrócił na Ciebie uwagę i zapominając na chwile o Asrielu wysłał Ci swój najpiękniejszy uśmiech. Był już nawet gotów odebrać prezent od Ciebie, lecz zaatakował go Asriel, który ponownie miał swój miecz. Kilkoma następnymi ruchami, które były o wiele agresywniejsze niż wcześniej wygrał turniej. Z dumą uniósł  broń ukazując swe zwycięstwo. Po turnieju odbyło się wielkie przyjęcie w sali balowej. Głośna muzyka, przeróżne dania i wielu rycerzy składający gratulacje Asrielowi. Asgore również wzniósł toast winszując zwycięstwo syna. Jednak, mimo tego wszystkiego Asriel nie wydawał Ci się z tego powodu zadowolony, uśmiechał się, ale dostrzegałaś w nim gniew. Podczas bankietu nie raz próbowałaś złapać Asriela, by z nim porozmawiać, lecz ciągle Ci uciekał, zajmując się nagle czymś innym i to bardzo ważnym. Ale w końcu udało Ci się go złapać, gdy był sam na balkonie.
- Dlaczego zwyciężca stoi sam zamiast świętować z innymi?- uśmiechnęłaś się do niego delikatnie.
- Wybacz... ale nie chce towarzystwa- opierał się o barierkę. Był odwrócony do Ciebie plecami i nawet się nie spojrzał na Ciebie, gdy Ci odpowiadał. W jednej dłoni trzymał złoty kielich, z którego wziął wielkiego łyka.
- Dlaczego wydaje mi się, że to tylko mojego towarzystwa nie chcesz?
- Wmawiasz sobie- rzucił podirytowany. Jednak dalej tam stałaś czekając, aż powie coś więcej.
- Słuchaj...- i tak jak oczekiwałaś, zaczął mówić- co to miało być?
- Co, co miało być?
- Flirtowałaś z moim wrogiem!
- Co? Nie, ja tylko odwracałam jego uwagę
- Niby po co? Poradziłbym sobie, a nawet jeśli bym przegrał to z honorem, ośmieszyłaś mnie- ostatnie słowa rzucił mierząc Cię gniewnym wzrokiem.
- Ja... nie, ja chciałam pomóc
- Na nic mi ta Twoja pomoc- słysząc to mocno zacisnęłaś pięści.
- A wiesz co? Wal się księciuniu! Żebyś wiedział, że już nigdy Ci nie pomogę!- wyszłaś trzaskając drzwiami na do widzenia. Przez jakiś czas Ty i Asriel się unikaliście. Po tym czasie znów zaczęliście ze sobą rozmawiać jakby nic się nie stało. Czy się pogodziliście? Nie, po prostu puściliście to w nie pamięć, choć dobrze wiesz, że negatywne uczucia pozostały. A zwłaszcza te, które mówiło, ze Twoje starania zawsze są daremne.

-WSZYSTKO W PORZĄDKU MADAM?- Papyrus spojrzał na Ciebie z troską.
- Tak, po prostu, coś sobie przypomniałam... ruszajmy dalej.
- TAK JEST
 Ty i Papyrus przeszukaliście niemalże cały las, jednak nie było ani śladu po Złej Wiedźmie. Wieczorem wróciliście do zamku. Dowiedziałaś się, że Alphys znalazła nadgryzione jabłko w pokoju księcia. Wszczęto poszukiwanie zdrajcy, który otruł następce tronu. A Alphys zaczęła dokładnie badać owoc, by wynaleźć odtrutkę. Tak minęły trzy miesiące.Wiedźma ani razu się nie pojawiła. Jednak odnalezione jabłko sprawiło, że chociaż odkryłaś nazwę klątwy. Królewna Śnieżka. Nie robiłaś nic przez ten czas w sprawie Asriela. Krótko mówiąc miałaś to gdzieś. Twoje serce już całkowicie przemieniło się w kamień. Asriel nie został rozbudzony już nigdy. A w dniu Twoich urodzin, klątwa, które Cię dręczyła przeszła na całe królestwo. W końcu wszyscy stali się tylko pustymi cieniami dawnych siebie.


~KONIEC~
Share:

Undertale: Śpiąca Baśń - D - Asriel - Spytaj się - Nic

Autorzy rozdziałów: Reitiri i Sarcio

I... nic nie zrobiłaś, bo co niby możesz? Przecież nie zejdziesz tam i mu nie przywalisz. Sir Kevin pokonał Asriela, a następnie w dumie uniósł swój miecz do góry na znak zwycięstwa. Po turnieju odbyło się wielkie przyjęcie w sali balowej. Głośna muzyka, przeróżne dania i wielu rycerzy składający gratulacje Kevinowi. Asgore również wzniósł toast winszując zwycięstwo rycerza. Lustrowałaś wzrokiem Asriela i na szczęście wyglądał w porządku. Zauważył, że mu się przyglądasz i podszedł do Ciebie.
- Jak ci mija zabawa Pani?- miło było widzieć jego łobuzerski uśmiech
- Wyśmienicie, a tobie mój książę?- Dygnęłaś delikatnie przed nim
- Lepiej być nie mogło
- Nawet gdyby to Ciebie teraz czczono?- zapytałaś z troską
- Jest dobrze, na prawdę- uśmiechnął się delikatnie- Nawet jeśli przegrałem to z honorem, a to jest najważniejsze. Z resztą... czekają mnie w przyszłości inne turnieje, jeszcze pokaże na co mnie stać!- słysząc to zaśmiałaś się delikatnie zakrywając usta dłonią, cieszyło cię jego pozytywne nastawienie. Też takie pragnęłabyś mieć
-WSZYSTKO W PORZĄDKU MADAM?- Papyrus spojrzał na Ciebie z troską.
- Tak, po prostu, coś sobie przypomniałam... chodź sir Papyrusie, musimy dać z siebie wszystko!- sama nie zauważyłaś kiedy zaczęłaś krzyczeć oraz to że nagle poczułaś w sercu determinacje.
- TAK JEST!
Wędrowałaś z Papyrusem po całym lesie. Gdy zaczęło zmierzchać powoli traciliście nadzieje. Jednak nagle kątem oka zauważyłaś zielone światło i pobiegłaś w tamtym kierunku. Kuleczka światła prowadziła Cię pomiędzy drzewa, aż w końcu znalazłaś tę której szukałaś.
- Zła Wiedźma!
- Dobry wieczór moja droga, jak się bawisz?
- Nie bawię- rzuciłaś sucho- powiedz mi jak mam odczarować Asriela
-  Skarbie, nie takie były zasady naszej gry, to ty masz go odczarować nie ja
- Nie proszę cię o samo odczarowanie, ale o rade, musisz mi pomóc
- Widzę, że ci zależy...- uśmiechnęła się przyjaźnie- a to znaczy, że jednak może już się czegoś dowiedziałaś...- tę cześć wypowiedziała cicho jakby sama do siebie.- Dobrze! Po pierwsze, znasz już nazwę klątwy Asriela?
- Nie..
- To wytęż trochę mózg, nie będę myśleć za ciebie.
- Czy to też na podstawie bajki?
- Tak- skrzyżowała ręce na klatce piersiowej uśmiechając się dumnie.
-  Em...Zapadł w sen
- Mhm- wiedźma kiwnęła głową
- Zupełnie jak Różyczka...ale to nie może być ona, bo ja mam te klątwę.
- Mhm...
- Więc... Śnieżka, to Śnieżka ona też spała
- Bingo- klasnęła w dłonie, a na jej twarzy pojawił się podstępny uśmiech- Więc... by zdjąć zaklęcie, musisz..?
- Muszę....
- Mhm?- przyglądała Ci się uważnie jak próbujesz rozgryźć tę zagadkę
- Ja... muszę...wydobyć z niego część z jabłka co utknęła
- Dokładnie! Musisz go...co?
- Śnieżka budząc się wypluła kawałek jabłka co tkwił w jej gardle, to samo trzeba zrobić z Asrielem! - podbiegłaś kawałek i odwróciłaś się do niej- wiesz... gdyby to nie było wszystko twoją winą to bym ci podziękowała. - rzuciłaś i zniknęłaś za pniami drzew.
- Cze- niestety już nie usłyszałaś wołania wiedźmy.
    Razem z Papyrusem, który szybko Cię odnalazł ruszyliście prosto do zamku. Tam Alphys powiedziałaś co dokładnie ma zrobić, a ona wzięła się za operacje. Po dwóch dniach znów ujrzałaś uśmiechniętego Asriela. Choć Twoje serce dostrzegło więcej ciepła o mimo to, nadal pozostało  zamknięte. Klatka je wiążąca nie została zniszczona. A Ty tak jak dawniej... nie potrafiłaś nikomu się przyznać co się dzieje wewnątrz Ciebie, choć nie jeden Ci bliski zauważył zmianę w Twoim zachowaniu. Aż w końcu minęły trzy miesiące. W dniu Twoich urodzin, klątwa, które Cię dręczyła przeszła na całe królestwo. W końcu wszyscy stali się tylko pustymi cieniami dawnych siebie.
Szkoda tylko, że nigdy nawet nie próbowałaś pokazać co jest wewnątrz Ciebie.



~KONIEC~
Share:

Undertale: Śpiąca Baśń - D - Asriel - Spytaj się - Zdekoncentruj

Autorzy rozdziałów: Reitiri i Sarcio

- Hej, sir Kevinie- wykorzystując to, że rycerz był odwrócony w Twoją stronę zawołałaś do niego.
- Przyjmij ten podarek ode mnie mężny rycerzu- zalotnie się uśmiechałaś i wymachiwałaś białą chustą. Przyłożyłaś ją do swoich ust, pocałunkiem zostawiając czerwone odbicie swoich warg i rzuciłaś w kierunku rycerza. Przynęta zadziałała, przeciwnik zwrócił na Ciebie uwagę i zapominając na chwile o Asrielu wysłał Ci swój najpiękniejszy uśmiech. Był już nawet gotów odebrać prezent od Ciebie, lecz zaatakował go Asriel, który ponownie miał swój miecz. Kilkoma następnymi ruchami, które były o wiele agresywniejsze niż wcześniej wygrał turniej. Z dumą uniósł  broń ukazując swe zwycięstwo. Po turnieju odbyło się wielkie przyjęcie w sali balowej. Głośna muzyka, przeróżne dania i wielu rycerzy składający gratulacje Asrielowi. Asgore również wzniósł toast winszując zwycięstwo syna. Jednak, mimo tego wszystkiego Asriel nie wydawał Ci się z tego powodu zadowolony, uśmiechał się, ale dostrzegałaś w nim gniew. Podczas bankietu nie raz próbowałaś złapać Asriela, by z nim porozmawiać, lecz ciągle Ci uciekał, zajmując się nagle czymś innym i to bardzo ważnym. Ale w końcu udało Ci się go złapać, gdy był sam na balkonie.
- Dlaczego zwycięzca stoi sam zamiast świętować z innymi?- uśmiechnęłaś się do niego delikatnie.
- Wybacz... ale nie chce towarzystwa- opierał się o barierkę. Był odwrócony do Ciebie plecami i nawet się nie spojrzał na Ciebie, gdy Ci odpowiadał. W jednej dłoni trzymał złoty kielich, z którego wziął wielkiego łyka.
- Dlaczego wydaje mi się, że to tylko mojego towarzystwa nie chcesz?
- Wmawiasz sobie- rzucił podirytowany. Jednak dalej tam stałaś czekając, aż powie coś więcej.
- Słuchaj...- i tak jak oczekiwałaś, zaczął mówić- co to miało być?
- Co, co miało być?
- Flirtowałaś z moim wrogiem!
- Co? Nie, ja tylko odwracałam jego uwagę
- Niby po co? Poradziłbym sobie, a nawet jeśli bym przegrał to z honorem, ośmieszyłaś mnie- ostatnie słowa rzucił mierząc Cię gniewnym wzrokiem.
- Ja... nie, ja chciałam pomóc
- Na nic mi ta Twoja pomoc- słysząc to mocno zacisnęłaś pięści.
- A wiesz co? Wal się księciuniu! Żebyś wiedział, że już nigdy Ci nie pomogę!- wyszłaś trzaskając drzwiami na do widzenia. Przez jakiś czas Ty i Asriel się unikaliście. Po tym czasie znów zaczęliście ze sobą rozmawiać jakby nic się nie stało. Czy się pogodziliście? Nie, po prostu puściliście to w nie pamięć, choć dobrze wiesz, że negatywne uczucia pozostały. A zwłaszcza te, które mówiło, ze Twoje starania zawsze są daremne.
-WSZYSTKO W PORZĄDKU MADAM?- Papyrus spojrzał na Ciebie z troską.
- Tak, po prostu, coś sobie przypomniałam... ruszajmy dalej.
- TAK JEST
Ty i Papyrus przeszukaliście niemalże cały las, jednak nie było ani śladu po Złej Wiedźmie. Wieczorem wróciliście do zamku. Dowiedziałaś się, że Alphys znalazła nadgryzione jabłko w pokoju księcia. Wszczęto poszukiwanie zdrajcy, który otruł następce tronu. A Alphys zaczęła dokładnie badać owoc, by wynaleźć odtrutkę. Tak minęły trzy miesiące.Wiedźma ani razu się nie pojawiła. Jednak odnalezione jabłko sprawiło, że chociaż odkryłaś nazwę klątwy. Królewna Śnieżka. Nie robiłaś nic przez ten czas w sprawie Asriela. Krótko mówiąc miałaś to gdzieś. Twoje serce już całkowicie przemieniło się w kamień. Asriel nie został rozbudzony już nigdy. A w dniu Twoich urodzin, klątwa, które Cię dręczyła przeszła na całe królestwo. W końcu wszyscy stali się tylko pustymi cieniami dawnych siebie.
Szkoda tylko, że nigdy nawet nie próbowałaś dostrzec innych wokół siebie. I nie słyszałaś jak pukają w Twoje drzwi, by dostać się do Ciebie.


~KONIEC~
Share:

Undertale: Śpiąca Baśń - D - Asriel - Po prostu podejdź

Autorzy rozdziałów: Reitiri i Sarcio


    Podeszłaś do niego powolnym krokiem, ze smutną miną, zupełnie jakbyś szła na skazanie.
- Co się dzieje?- Zatroskany złapał Cię za ramię
- Nic.. to nic
- Jakie nic?! Przecież widzę, że coś się dzieje! To ON Ci coś zrobił? Jak ja go dorwę...- Asriel nigdy nawet nie próbował udawać, że lubi Twojego chłopaka, od samego początku palił do niego niechęcią. Ujęłaś jego pyszczek w Swoje dłonie, musiałaś go uspokoić zanim zrobi coś głupiego.
Odetchnął przymykając oczy. Następnie skierował swój wzrok na Ciebie oczekując odpowiedzi.
- On...  on..- Nie mogłaś, łzy samoistnie zaczęły spływać po policzkach. Książę przytulił Cię do siebie, poczułaś jego ciepło i silny uścisk. Zacisnęłaś pięści na jego koszuli gniotąc przy tym materiał i zaczęłaś szlochać w jego tors. Czułaś się dobrze, gdy z czułością głaskał Cię po włosach, jednak głos  mówiący, że nie zasługujesz na miłość odbijał się echem po Twojej głowie, wbijając ostrze w serce.

    Odłożyłaś suknie ponownie do szafy. Ból i odrzucenie, które zawsze czułaś wspominając to, były o wiele lżejsze. Lekkie ukucie w serce, to nic w porównaniu z tym co odczuwałaś wcześniej. Czyli jednak... uczucia zostały stłumione. I co teraz? Powinnaś w ogóle coś z tym robić? Czy teraz nie będzie łatwiej? Nagle usłyszałaś jak kilka osób biega po korytarzu. Wyjrzałaś przez drzwi, zobaczyłaś jak królewska para biegnie w stronę komnaty Asriela.

Wolnym krokiem podeszłaś do jego pokoju i zajrzałaś przez otwarte drzwi


I pierwsze co, nic nie rozumiałaś. Asriel sobie spał w najlepsze, a przed łóżkiem stali jego rodzice, którzy z niepokojem rozmawiali z Grillbym i Alphys. Byli głośni i energicznie gestykulowali. Stałaś w progu, nie zauważona, próbując zrozumieć co się dzieje.
- Co  jest z moim dzieckiem?- wyjęczała Toriel w panice, a Król objął ją ramieniem tuląc do siebie.
- Próbowałem go obudzić, jak co rano, jednak nic nie działało, dlatego posłałem po was, wasza wysokość i po Alphys.
- Spra-sprawdziłam go, ale nie-nie ma żadnych objawów wskazujących na jakąś chorobę, on on po prostu śpi.
- Zapadł w śpiączkę?- Asgore był nerwowy.
- N-nie wiem tego, tru-trudno mi określić jego stan. Jego rea-reakcje na bodźce są w normie, lecz się nie budzi.
- Masz zrobić wszystko, by się dowiedzieć co mu jest i wyleczyć mego syna!- Król stawał się coraz bardziej stanowczy.
- O-oczywiście wasza wskość!
Grillby nagle dostrzegł Twoją obecność i lekko skłonił się do Ciebie. Po chwili reszta Potworów Cię zauważyła.
- Moje kochanie!- Toriel podbiegła do Ciebie biorąc Cię w swe ramiona. Czułaś jej zapach perfum i mocny uścisk, tylko to.
- Nie martw się, twój brat wyzdrowieje- powiedziała dusząc łzy, a Ty mocniej się w nią wtuliłaś. Może chciałaś po prostu dać jej wsparcie lub jeszcze raz spróbować cokolwiek poczuć. Toriel zaczęła łkać głośniej tuląc Cię. Po chwili gdy już była spokojniejsza uwolniłaś się z jej ramion i podeszłaś do Asriela. Wyglądał tak spokojnie, jakby nic się nie działo. Przypomniałaś sobie słowa wiedźmy. Ktoś jeszcze miał ucierpieć prze klątwę. Czyli wszystko co mówiła się sprawdza. Asriel został przeklęty.
    
     Usiadłaś obok niego i przeczesałaś mu grzywkę. Chciałabyś teraz bardziej móc się martwić. Wrzeszczeć ze złości, płakać ze smutku, przeklinać tę wiedźmę. Jedyne co Ci zostało, to odkryć co to za klątwa i jak ją usunąć.
- Królowo Toriel- zagaiłaś podchodząc do niej.
- Tak?
- Wiesz, może gdzie jest teraz Zła Wiedźma?
- Udała się do lasu nazbierać ziół, kochanie, ale... dlaczego pytasz?
- Chce ją poprosić o pomoc, może ona będzie wiedziała co robić..
- To dobry pomysł- obdarowała Cię uśmiechem- dobra z niej kobieta na pewno nam pomoże.
- Wiesz gdzie zbiera te zioła?
- Na północ od zamku, ale... jak rozpoznasz? Nigdy jej nie widziałaś...
- Już widziałam- rzuciłaś i szybko wyszłaś zostawiając Toriel z pozostałymi.


    Szłaś spokojnym krokiem po szerokich, szarych ulicach. Droga jak i budynki zrobione, były z kamienia. Każdy budynek różnił się od siebie. Nieco wyższe, niższe. Ten po lewo miał ogromny dach i wiele okien. A tamten z tyłu po prawo, był mały i taki jakiś nijaki w porównaniu do reszty.
 Mijałaś wielu przechodniów z różnych klas społecznych. Kobiety w przepięknych sukniach z wysoko uniesioną głową i pogardliwym spojrzeniem, jak i te w szarych spódnicach, potarganych włosach, patrzące pod swoje nogi. Mężczyzn w ozdobnych strojach, dumnie kroczących przed siebie i zwykłych mieszczan w znoszonych ubraniach. Kilka drewnianych stoisk z głośnymi kupcami, którzy siebie wzajemnie przekrzykiwali. Każdy szedł swoją drogą nie zwracając na Ciebie uwagi. Nie miałaś na sobie jakiś szczególnych ubrań, by zdradzały, że jesteś księżniczką ale to nie zmienia faktu, że nią jesteś i nie możesz nigdzie chodzić sama.
- O CO DOKŁADNIE CHCESZ POPROSIĆ WIEDŹMĘ, MADAM? SPECJALNE ZIOŁA? ELIKSIR?- zapytał towarzyszący Ci wysoki szkielet, który należał do gwardii królewskiej, a w tej chwili robił za Twojego ochroniarza. Miał na sobie zwykła biała koszule, ciemne spodnie z pasem do którego był przyczepiony miecz. Nie miał zbroi, bo nie ma potrzeby byś zwracała na siebie uwagę. Tak jest bezpieczniej.
- Nie wiem o co dokładnie... po prostu o pomoc, cokolwiek, by to nie było, ważne, by pomogło Asrielowi
- ROZUMIEM, MUSI BYĆ BARDZO WAŻNY DLA CIEBIE MADAM
- Co... dlaczego tak myślisz?
- WIDZĘ... WYGLĄDASZ NA... ZDETERMINOWANĄ
- Determinacja- powtórzyłaś zamyślając się na chwile. Przez zaklęcie trudno Ci powiedzieć co dokładnie czujesz, czy to właśnie to?
- TAK MADAM, TO ONA NIE POZWALA NAM SIĘ PODDAWAĆ
- Czyli... to że chce mu pomóc jest spowodowane determinacją?
- NIE DO KOŃCA MUSI BYĆ TYLKO TO... - szkielet zamieszał się na chwile i zastanowił. Fakt, że nie dziwiły go Twoje pytania i nie dociekał o nie, pomagały Ci, trudno byłoby teraz to wszystko wyjaśniać. Po chwili odchrząknął i kontynuował
- JEST WIELE RÓŻNYCH UCZUĆ, KTÓRE SPRAWIAJĄ, ŻE CHCESZ POMAGAĆ INNYM. PRZYJAŹŃ, LOJALNOŚĆ, WIERNOŚĆ, SŁUSZNOŚĆ W SPRAWIE.
- Tak... znam te odczucia- choć teraz wydają Ci się być tylko wspomnieniem.
- ALE TAKŻE MIŁOŚĆ- ciągnął dalej swój monolog
- Sir Papyrus- przerwałaś mu- czym dla Ciebie jest miłość?
- DLA MNIE?...KOCHAM MOJEGO STARSZEGO BRATA I ZROBIĘ WSZYSTKO, BY BYŁ BEZPIECZNY. - uśmiechnęłaś się do niego na co odpowiedział tym samym, nie podejmowałaś dalej tematu, reszta drogi minęła w ciszy.
    Będąc w centrum miasta, zatrzymałaś się na chwilę, by przyjrzeć się pewnej budowali.
 Arena. Odbywały się na niej wiele turniejów rycerskich i jeden ten, który szczególnie wszedł Ci pamięć.
    Rok temu do Twojego królestwa, przybyło wielu silnych rycerzy z różnych zakątków Świata. Była to wielka uroczystość, w której najdzielniejsi mogli zmierzyć się ze sobą i sprawdzić swoją silę. Jednym z tych, co wziął udział w turnieju, był Asriel. Jako książę tego królestwa i jedyny następca tronu musiał dać z siebie wszystko. Przygotowania do turnieju odbywały się dla niego w wielkiej presji, to oczywiste, że Asgore wymagał od niego wygranej. Ty nie brałaś udziału w turnieju. Dlaczego? Proste. Bo jesteś kobietą, na feminizm musisz jeszcze poczekać parę stuleci. W dniu turnieju, siedziałaś na honorowym miejscu tuż obok królowy Toriel. Rozgrywki trwały kilka dni, a  Asriel był coraz bliżej wygranej. W końcowym dniu to właśnie on stanął do finału przeciw innemu księciu, sir Kevin z Królestwa Hue. Asriel przez te kilka dni unikał Cię, był zbyt skupiony na walce, by zajmować się czymkolwiek innym. Nie byłaś zła na niego, rozumiałaś. A gdy na arenie stanął w ostatecznej walce dzierżąc swój miecz z całej siły ściskałaś pięści  życząc mu wygranej. Obserwowałaś z dokładnością każdy cios, unik, kontrę, przypominając sobie te wszystkie treningi z Undyne, które miał. Analizowałaś wszelkie ich ruchy. I choć bardzo życzyłaś szczęście jednemu to niestety to właśnie ten drugi zaczął wygrywać. Wykorzystując niedopatrzenie Asriela, sir Kevin powalił go na ziemie wytrącając mu jednocześnie miecz z dłoni. Widziałaś jak zbliża się do Asriela i...

Share:

Undertale: Śpiąca Baśń - D - Asriel - Uśmiechnij się

Autorzy rozdziałów: Reitiri i Sarcio

    Nie chciałaś, nie byłaś w stanie w tej chwili z kimkolwiek rozmawiać. Czułaś jak Twoje serce otacza cierń, a łzy same napływają do oczu. Resztkami sił zdobyłaś się na uśmiech w jego stronę i szybko pobiegłaś nim zdążył jakkolwiek zareagować. Nie musi wiedzieć, nie chcesz być problemem.    

    Odłożyłaś suknie ponownie do szafy. Tak jak podejrzewałaś, te wspomnienia w ogóle Tobą nie ruszyły. Czyli jednak... nic nie czujesz. I co teraz? Powinnaś w ogóle coś z tym robić? Czy teraz nie będzie łatwiej? Nagle usłyszałaś jak kilka osób biega po korytarzu. Wyjrzałaś przez drzwi, zobaczyłaś jak królewska para biegnie w stronę komnaty Asriela.
Wolnym krokiem podeszłaś do jego pokoju i zajrzałaś przez otwarte drzwi.


I pierwsze co, nic nie rozumiałaś. Asriel sobie spał w najlepsze, a przed łóżkiem stali jego rodzice, którzy z niepokojem rozmawiali z Grillbym i Alphys. Byli głośni i energicznie gestykulowali. Stałaś w progu, nie zauważona, próbując zrozumieć co się dzieje.
- Co  jest z moim dzieckiem?- wyjęczała Toriel w panice, a Król objął ją ramieniem tuląc do siebie.
- Próbowałem go obudzić, jak co rano, jednak nic nie działało, dlatego posłałem po was, wasza wysokość i po Alphys.
- Spra-sprawdziłam go, ale nie-nie ma żadnych objawów wskazujących na jakąś chorobę, on on po prostu śpi.
- Zapadł w śpiączkę?- Asgore był nerwowy.
- N-nie wiem tego, tru-trudno mi określić jego stan. Jego rea-reakcje na bodźce są w normie, lecz się nie budzi.
- Masz zrobić wszystko, by się dowiedzieć co mu jest i wyleczyć mego syna!- Król stawał się coraz bardziej stanowczy.
- O-oczywiście wasza wskość!
Grillby nagle dostrzegł Twoją obecność i lekko skłonił się do Ciebie. Po chwili reszta Potworów Cię zauważyła.
- Moje kochanie!- Toriel podbiegła do Ciebie biorąc Cię w swe ramiona. Czułaś jej zapach perfum i mocny uścisk, tylko to.
- Nie martw się, twój brat wyzdrowieje- powiedziała dusząc łzy, a Ty mocniej się w nią wtuliłaś. Może chciałaś po prostu dać jej wsparcie lub jeszcze raz spróbować cokolwiek poczuć. Toriel zaczęła łkać głośniej tuląc Cię. Po chwili gdy już była spokojniejsza uwolniłaś się z jej ramion i podeszłaś do Asriela. Wyglądał tak spokojnie, jakby nic się nie działo. Przypomniałaś sobie słowa wiedźmy. Ktoś jeszcze miał ucierpieć prze klątwę. Czyli wszystko co mówiła się sprawdza. Asriel został przeklęty.
    
     Usiadłaś obok niego i przeczesałaś mu grzywkę. Chcesz wiedzieć co to za klątwa i jak ją zdjąć...chcesz bo... po prostu chcesz! Tak być powinno.
- Królowo Toriel- zagaiłaś podchodząc do niej.
- Tak?
- Wiesz, może gdzie jest teraz Zła Wiedźma?
- Udała się do lasu nazbierać ziół, kochanie, ale... dlaczego pytasz?
- Chce ją poprosić o pomoc, może ona będzie wiedziała co robić..
- To dobry pomysł- obdarowała Cię uśmiechem- dobra z niej kobieta na pewno nam pomoże.
- Wiesz gdzie zbiera te zioła?
- Na północ od zamku, ale... jak rozpoznasz? Nigdy jej nie widziałaś...
- Już widziałam- rzuciłaś i szybko wyszłaś zostawiając Toriel z pozostałymi.

    Szłaś spokojnym krokiem po szerokich, szarych ulicach. Droga jak i budynki zrobione, były z kamienia. Każdy budynek różnił się od siebie. Nieco wyższe, niższe. Ten po lewo miał ogromny dach i wiele okien. A tamten z tyłu po prawo, był mały i taki jakiś nijaki w porównaniu do reszty.
 Mijałaś wielu przechodniów z różnych klas społecznych. Kobiety w przepięknych sukniach z wysoko uniesioną głową i pogardliwym spojrzeniem, jak i te w szarych spódnicach, potarganych włosach, patrzące pod swoje nogi. Mężczyzn w ozdobnych strojach, dumnie kroczących przed siebie i zwykłych mieszczan w znoszonych ubraniach. Kilka drewnianych stoisk z głośnymi kupcami, którzy siebie wzajemnie przekrzykiwali. Każdy szedł swoją drogą nie zwracając na Ciebie uwagi. Nie miałaś na sobie jakiś szczególnych ubrań, by zdradzały, że jesteś księżniczką ale to nie zmienia faktu, że nią jesteś i nie możesz nigdzie chodzić sama.
- O CO DOKŁADNIE CHCESZ POPROSIĆ WIEDŹMĘ, MADAM? SPECJALNE ZIOŁA? ELIKSIR?- zapytał towarzyszący Ci wysoki szkielet, który należał do gwardii królewskiej, a w tej chwili robił za Twojego ochroniarza. Miał na sobie zwykła biała koszule, ciemne spodnie z pasem do którego był przyczepiony miecz. Nie miał zbroi, bo nie ma potrzeby byś zwracała na siebie uwagę. Tak jest bezpieczniej.
- Nie wiem o co dokładnie... po prostu o pomoc- Po prostu, chciałaś się przysłużyć, zrobić coś więcej niż tylko siedzieć. Chcesz być przeciwieństwem problemu.- Wysłałaś mu przyjazny uśmiech na co odpowiedział tym samym. Resztę drogi przeszliście w ciszy.
    Będąc w centrum miasta, zatrzymałaś się na chwilę, by przyjrzeć się pewnej budowali. Arena. Odbywały się na niej wiele turniejów rycerskich i jeden ten, który szczególnie wszedł Ci pamięć.
    Rok temu do Twojego królestwa, przybyło wielu silnych rycerzy z różnych zakatów Świata. Była to wielka uroczystość, w której najdzielniejsi mogli zmierzyć się ze sobą i sprawdzić swoją silę. Jednym z tych, co wziął udział w turnieju, był Asriel. Jako książę tego królestwa i jedyny następca tronu musiał dać z siebie wszystko. Przygotowania do turnieju odbywały się dla niego w wielkiej presji, to oczywiste, że Asgore wymagał od niego wygranej. Ty nie brałaś udziału w turnieju. Dlaczego? Proste. Bo jesteś kobietą, na feminizm musisz jeszcze poczekać parę stuleci. W dniu turnieju, siedziałaś na honorowym miejscu tuż obok królowy Toriel. Rozgrywki trwały kilka dni, a  Asriel był coraz bliżej wygranej. W końcowym dniu to właśnie on stanął do finału przeciw innemu księciu, sir Kevin z Królestwa Hue. Asriel przez te kilka dni unikał Cię, był zbyt skupiony na walce, by zajmować się czymkolwiek innym. Nie byłaś zła na niego, rozumiałaś. A gdy na arenie stanął w ostatecznej walce dzierżąc swój miecz z całej siły ściskałaś pięści  życząc mu wygranej. Obserwowałaś z dokładnością każdy cios, unik, kontre, przypominając sobie te wszystkie treningi z Undyne, które miał. Analizowałaś wszelkie ich ruchy. I choć bardzo życzyłaś szczęście jednemu to niestety to właśnie ten drugi zaczął wygrywać. Wykorzystując niedopatrzenie Asriela, sir Kevin powalił go na ziemie wytrącając mu jednoczęsnie miecz z dłoni. Widziałaś jak zbliża się do Asriela i...

Share:

Undertale: Śpiąca Baśń - D - Asriel - Spytaj się

Autorzy rozdziałów: Reitiri i Sarcio

Podeszłaś do niego spokojnie uśmiechając się sztucznie, nie chciałaś by wiedział co teraz czujesz.
-  Coś nie tak Asriel? - Powiedziałaś jak najspokojniej mogłaś, jednak w głębi Ciebie wszystko się waliło.
-  Twój chłoptaś już sobie poszedł?- zrobił zniesmaczony grymas na twarzy, tak jak zawsze gdy o nim rozmawialiście.
- Taa, musi szybko coś załatwić- i znów ten sztuczny uśmiech na twarzy. Ale tak bardzo nie chcesz teraz z nim o tym rozmawiać. Łóżko, pragniesz się w nie wtulić i zasnąć.
- Mhm...- mruknął dokładnie Ci się przyglądając, nie do końca Ci wierzył, ale najwidoczniej nie chciał dopytywać.
- To może...-  przewał wypowiedź nieco speszony, ale po chwili kontynuował- skoro masz teraz wolny czas, to chcesz gdzieś pójść ze mną?- Nie, nie chcesz, nie teraz. Teraz chcesz spokoju, chcesz być sama.
- Możemy się przejechać konno, albo postrzelać z łuku jeśli wolisz...
- NIE- wrzasnęłaś. Wszystko tak bardzo bolało.
- Hej, wszystko w porządku?- zapytał zaniepokojony, zbliżył się do Ciebie, lecz go odepchnęłaś.
- Nie chce twej litości!- znów krzyknęłaś odbiegając od niego. Litości... bo przecież nie mógł wykazać zainteresowania z innego powodu niż litość.
Odłożyłaś suknie ponownie do szafy. Tak jak podejrzewałaś, te wspomnienia w ogóle Tobą nie ruszyły. Czyli jednak... nic nie czujesz. I co teraz? Powinnaś w ogóle coś z tym robić? Czy teraz nie będzie łatwiej? Nagle usłyszałaś jak kilka osób biega po korytarzu. Wyjrzałaś przez drzwi, zobaczyłaś jak królewska para biegnie w stronę komnaty Asriela.
Wolnym krokiem podeszłaś do jego pokoju i zajrzałaś przez otwarte drzwi.


I pierwsze co, nic nie rozumiałaś. Asriel sobie spał w najlepsze, a przed łóżkiem stali jego rodzice, którzy z niepokojem rozmawiali z Grillbym i Alphys. Byli głośni i energicznie gestykulowali. Stałaś w progu, nie zauważona, próbując zrozumieć co się dzieje.
- Co  jest z moim dzieckiem?- wyjęczała Toriel w panice, a Król objął ją ramieniem tuląc do siebie.
- Próbowałem go obudzić, jak co rano, jednak nic nie działało, dlatego posłałem po was, wasza wysokość i po Alphys.
- Spra-sprawdziłam go, ale nie-nie ma żadnych objawów wskazujących na jakąś chorobę, on on po prostu śpi.
- Zapadł w śpiączkę?- Asgore był nerwowy.
- N-nie wiem tego, tru-trudno mi określić jego stan. Jego rea-reakcje na bodźce są w normie, lecz się nie budzi.
- Masz zrobić wszystko, by się dowiedzieć co mu jest i wyleczyć mego syna!- Król stawał się coraz bardziej stanowczy.
- O-oczywiście wasza wysokość!
Grillby nagle dostrzegł Twoją obecność i lekko skłonił się do Ciebie. Po chwili reszta Potworów Cię zauważyła.
- Moje kochanie!- Toriel podbiegła do Ciebie biorąc Cię w swe ramiona. Czułaś jej zapach perfum i mocny uścisk, tylko to.
- Nie martw się, twój brat wyzdrowieje- powiedziała dusząc łzy, wydawało Ci się, że za bardzo wszyscy panikują, Ty się nie martwiłaś. Uwolniłaś się z jej ramion i podeszłaś do Asriela. Wyglądał tak spokojnie, jakby nic się nie działo. Przypomniałaś sobie słowa wiedźmy. Ktoś jeszcze miał ucierpieć przez klątwę. Czyli wszystko co mówiła się sprawdza. Asriel został przeklęty.

- Skarbie?- usłyszałaś smutny głos Toriel za sobą, jednak się nie zareagowałaś. Dalej patrzyłaś na śpiącego księcia. Pozostali spoglądali na Ciebie z niepokojem, gdy bez żadnych emocji przyglądasz mu się obchodząc jego łóżko. Klątwa, ale jaka? Śpi, ale to przecież Ty masz klątwę Śpiącej Królewny. Usiadłaś obok niego i przeczesałaś mu grzywkę. Pustka, nawet teraz nie możesz nic poczuć. Ale mimo to chcesz mu pomóc. Bo wiesz, że to słuszne.
- Królowo Toriel- zagaiłaś podchodząc do niej.
- Tak?
- Wiesz, może gdzie jest teraz Zła Wiedźma?
- Udała się do lasu nazbierać ziół, kochanie, ale... dlaczego pytasz?
- W której części?- zignorowałaś jej pytanie
- Na północ od zamku, ale...
- Poszukam jej- nie dałaś jej dokończyć, po prostu wyszłaś.

    Szłaś spokojnym krokiem po szerokich, szarych ulicach. Droga jak i budynki zrobione, były z kamienia. Każdy budynek różnił się od siebie. Nieco wyższe, niższe. Ten po lewo miał ogromny dach i wiele okien. A tamten z tyłu po prawo, był mały i taki jakiś nijaki w porównaniu do reszty.
 Mijałaś wielu przechodniów z różnych klas społecznych. Kobiety w przepięknych sukniach z wysoko uniesioną głową i pogardliwym spojrzeniem, jak i te w szarych spódnicach, potarganych włosach, patrzące pod swoje nogi. Mężczyzn w ozdobnych strojach, dumnie kroczących przed siebie i zwykłych mieszczan w znoszonych ubraniach. Kilka drewnianych stoisk z głośnymi kupcami, którzy siebie wzajemnie przekrzykiwali. Każdy szedł swoją drogą nie zwracając na Ciebie uwagi. Nie miałaś na sobie jakiś szczególnych ubrań, by zdradzały, że jesteś księżniczką ale to nie zmienia faktu, że nią jesteś i nie możesz nigdzie chodzić sama.
- O CO DOKŁADNIE CHCESZ POPROSIĆ WIEDŹMĘ, MADAM? SPECJALNE ZIOŁA? ELIKSIR?- zapytał towarzyszący Ci wysoki szkielet, który należał do gwardii królewskiej, a w tej chwili robił za Twojego ochroniarza. Miał na sobie zwykła biała koszule, ciemne spodnie z pasem do którego był przyczepiony miecz. Nie miał zbroi, bo nie ma potrzeby byś zwracała na siebie uwagę. Tak jest bezpieczniej.
- Coś w tym stylu sir Papyrusie- nie chciałaś się wdawać w dyskusje, dlatego szybko odwróciłaś od niego wzrok i przyśpieszyłaś kroku.
    Będąc w centrum miasta, zatrzymałaś się na chwilę, by przyjrzeć się pewnej budowali. Arena. Odbywały się na niej wiele turniejów rycerskich i jeden ten, który szczególnie wszedł Ci pamięć.
    Rok temu do Twojego królestwa, przybyło wielu silnych rycerzy z różnych zakątków Świata. Była to wielka uroczystość, w której najdzielniejsi mogli zmierzyć się ze sobą i sprawdzić swoją siłę. Jednym z tych, co wziął udział w turnieju, był Asriel. Jako książę tego królestwa i jedyny następca tronu musiał dać z siebie wszystko. Przygotowania do turnieju odbywały się dla niego w wielkiej presji, to oczywiste, że Asgore wymagał od niego wygranej. Ty nie brałaś udziału w turnieju. Dlaczego? Proste. Bo jesteś kobietą, na feminizm musisz jeszcze poczekać parę stuleci. W dniu turnieju, siedziałaś na honorowym miejscu tuż obok królowy Toriel. Rozgrywki trwały kilka dni, a  Asriel był coraz bliżej wygranej. W końcowym dniu to właśnie on stanął do finału przeciw innemu księciu, sir Kevin z Królestwa Hue. Asriel przez te kilka dni unikał Cię, był zbyt skupiony na walce, by zajmować się czymkolwiek innym. Nie byłaś zła na niego, rozumiałaś. A gdy na arenie stanął w ostatecznej walce dzierżąc swój miecz z całej siły ściskałaś pięści  życząc mu wygranej. Obserwowałaś z dokładnością każdy cios, unik, kontrę, przypominając sobie te wszystkie treningi z Undyne, które miał. Analizowałaś wszelkie ich ruchy. I choć bardzo życzyłaś szczęście jednemu to niestety to właśnie ten drugi zaczął wygrywać. Wykorzystując niedopatrzenie Asriela, sir Kevin powalił go na ziemie wytrącając mu jednocześnie miecz z dłoni. Widziałaś jak zbliża się do Asriela i...

Share:

Undertale: Śpiąca Baśń - D - Asriel - Początek

Autorzy rozdziałów: Reitiri i Sarcio

Słońce leniwie zawitało do Twojej komnaty, rozświetlając ją i nadając żywszych kolorów pomieszczeniu. Zaczęłaś przecierać oczy, gdy promienie postanowiły je podrażnić swoją obecnością. Zmieniłaś pozycje do siadu i powoli się rozciągnęłaś. Byłaś zmęczona. To była nieprzespana noc.Twoją głowę męczyły myśli dotyczące snu. Był dziwny. Był niepokojący i niesamowicie realistyczny. Ale czy był prawdziwy? Czy naprawdę spotkałaś wiedźmę, która rzuciła na Ciebie klątwę? Czy może to tylko wytwór wyobraźni, wytwór Twego umysłu? W końcu nie jeden dziwny sen miałaś w przeszłości, gdy stawałaś się kimś innym, przeżywałaś różne przygody, spotykałaś dziwne postacie. Każdy miewa różne nie wyjaśnione sny. Dlaczego ten miałby być innym od tych pozostałych? Wstałaś z łóżka i zarzuciłaś na swoje ramiona puszysty, ciepły szlafrok. Czułaś jego miękki materiał na swojej skórze. Gładząc jego białą, delikatną nawierzchnie podeszłaś do szafy. Nie wiesz czy sen i klątwa były prawdziwe, ale wiesz jedno. Nic nie czujesz. Nie czujesz smutku z możliwości czaru zrzuconego na Ciebie i jego skutków. Ani strachu, który powinien się pojawić. Czy zmartwienia o tym, że komuś jeszcze stanie się krzywda przez Złą Wiedźmę. Jedynie małą część silnie stłumionej ciekawości, a może lekkiego niepokoju? Nawet nie jesteś w stanie nazwać tego uczucia które w Tobie się chowa. Może to te niedowierzanie ratuje Cie przed negatywnymi uczuciami. Przesunęłaś dłoń na klatkę piersiową, zostawiając ją na sercu. A może rzeczywiście zostało one zamknięte za złotymi kratami?

    Otworzyłaś szafę, ze swymi sukniami. Czas wybrać strój w który dziś się ubierzesz. Postanowiłaś to zrobić zanim pojawi się Twoja służąca Fuku. To normalne w rodzinach arystokrackich, że jej członkowie są ubierani przez służbę. Ale ty zawsze się temu sprzeciwiałaś, przecież wiesz jak się ubrać, to żadna filozofia... no może... do wiązania gorsetu pomoc jest wskazana, ale inne części garderoby założysz bez problemu. Miałaś już w zwyczaju szykować się przed pojawieniem się służki. Taki Twój cichy protest, by pokazać swoją niezależność. Teraz... w sumie było Ci obojętne... wszystko. Chcesz się wyszykować sama tylko z przyzwyczajenia, a nie z jakiś głębszych pobudek. Dotykasz suknie oglądając ją dokładnie. Przypominasz sobie, że przy każdej z nich to Toriel wybierała materiał i mówiła krawcowi jaki krój powinna mieć, gdzie dodać koronkę, gdzie jakieś inne ozdoby. Ty tylko stałaś ładnie się uśmiechając. Królowa przykładała do Ciebie różne tkaniny, by dopasować kolor, który najlepiej do Ciebie pasuje, a krawiec stał na przeciw was słuchając uważnie wskazań Kozicy, kiwając co chwila głową na potwierdzenie. Toriel zawsze to lubiła. W tamtych momentach widziałaś błysk w jej oczach i szczery uśmiech. Tobie też się to kiedyś podobało. Czułaś, ze to prawidłowe, że wybieranie razem wspólnych strojów to właśnie to, co powinna robić mama z córką... Bo... kiedyś myślałaś, że jesteś dla niej jak córka... chciałaś tego. Jednak, gdy zaczęłaś wątpić w to, co na prawdę może do Ciebie czuć rodzina królewska, gdy przestałaś myśleć, że Cię kochają... Te spędzanie czasu stało się dla Ciebie torturą. Czułaś się zupełnie jak zwierzątko, któremu pańcia szuka ozdóbek, by potem pochwalić się przed znajomymi. Z każdym kolejnym razem coraz bardziej Cię to irytowało, miałaś ochotę wymiotować. Zaczęłaś jak najczęściej to możliwe unikać tego. Teraz, gdy Twój wzrok spoczywa na tych sukniach, a wspomnienia ukazują się w głowie... Jest pustka. Nie ma gniewu, ani żalu. Jest po prostu pustka. Kogo w ogóle obchodzi za kogo Cię mają i jak traktują? To nie ważne. Zobojętnienie wypełnia, Twe ciało. A chłód drażni serce. Westchnęłaś. Jeszcze raz przyjrzałaś się szafie. Przypominasz sobie słowa wiedźmy. Czy na prawdę już nic nie czujesz? Chciałaś to dokładniej sprawdzić. Jedna suknia, której wspomnienie wywoływało u Ciebie zawsze złe odczucia. Sięgnęłaś w głąb szafy, by ja wyciągnąć. Bordowa z długimi szerokimi rękawami. Nie za bogata, ale piękna. Wybrałaś ją wtedy na specjalną okazje.

     Byłaś w królewskim ogrodzie. Wysoki żywopłot wznosił się dookoła niego. Stałaś wśród owocowych drzew, na których teraz było pełno kolorowych kwiatów. Był to czas panowania wiosny. Czułaś słodki zapach nektarów, słyszałaś przyjemny śpiew ptaków. Wiatr unosił płatki kwiatów, które tańczyły wokół Ciebie i NIEGO. Twojego ukochanego, tego którego poznałaś na balu. To było dla Ciebie ważne wydarzenie. Pamiętasz jak bardzo byłaś zestresowana. Tego dnia chciałaś wyznać mu swe uczucia.  Stałaś na przeciwko blondyna z lekko opuszczoną głową, zaczerwienioną twarzyczką. Uciekałaś wzrokiem bawiąc się przy tym swoimi palcami u dłoni. Aż w końcu mu to powiedziałaś. Dwa słowa tak bardzo znaczące dla Ciebie. Wyobrażałaś sobie, że po nich wszystko stanie się piękniejsze... jednak tak nie było. Nie odwzajemnił, odrzucił, wzgardził i zostawił. Odszedł, gdy Ty zupełnie wytrącona jakby z rzeczywistości próbowałaś się uspokoić. Nie zasługujesz na miłość. To usłyszałaś. Zakryłaś usta dłonią próbując wstrzymać płacz. Czułaś jak Twe serce jest przebite przez ostrze. Złapałaś kilka głębokich wdechów i szybkim krokiem ruszyłaś, by dotrzeć do swej komnaty. Nie chciałaś, by Cię ktoś teraz widział. Chciałaś jak najszybciej rzucić się na swoje łóżko. Jednak Asriel Cię zauważył, gdy opuszczałaś ogród i Cię zawołał zmartwiony.
Share:

Undertale: Śpiąca Baśń - CH - Sans - Zaufaj mi

Autorzy rozdziału: Dodo Dan oraz Shini

Jedno wiedziałaś na pewno. Nie mogłaś nikogo obarczyć tym ciężarem. Klątwę musisz pokonać, ale nie potrafisz dłużej ich okłamywać.
  - Proszę, zaufaj mi - powiedziałaś, chwytając Asgore za dłonie.  - Obiecuję, że wszystkiego się dowiesz, ale nie w tej chwili. Czas jest cenny - dodałaś, bacznie śledząc reakcję Asgore.
Król westchnął ciężko. Wiedział, że jak już coś postanowisz to tak łatwo nie ustąpisz. Wstał.
    - Czego potrzebujesz?
    - Niech służący, każdy kto może szuka złotego jabłka - powiedziałaś, wstając. - Jak je znajdą, niech medycy podają je Sansowi - dodałaś, biegnąc w stronę wyjścia.
     - A ty dokąt? - krzyknął za tobą Asriel.
    - Pomóc im! - odrzekłaś, a potem zniknęłaś za drzwiami.
Rozkazałaś służącym przeszukać zamek. Mieli znaleźć złote jabłko. Zabrali się do tego wszyscy, jednak Asgore nie powiedział, dlaczego mają go szukać.
Musiałeś jak najszybciej znaleźć to jabłko, a nawet nie wiedziałeś, gdzie masz szukać.
Ten cholerny kwiat miał wam pomóc, a jedyne co powiedział to, że rozwiązanie jest blisko. Może miał na myśli zamek? Może rozwiązanie jest gdzieś tutaj?
Może rzeczywiście ma rację. Może rozwiązanie jest blisko, tylko na razie go nie dostrzegasz. Coś pod twoim nosem. Coś czego nie dostrzegasz. Coś co jest bliżej niż myślisz.
Dostałeś nagłego oświecenia. Wiedziałeś już, gdzie masz szukać odpowiedzi. Biegiem ruszyłeś do ogrodu. Gdzieś tam musiało kryć się złote jabłko.
Nigdy nie mieliście w ogrodzie jabłoni ani innych drzew owocowych, ale nic innego nie przyszło ci na myśl. Od razu zrezygnowałeś z głównej części ogrodu. Tam nigdy nie widziałeś jakichkolwiek drzew. One zazwyczaj rosły przy murze.
Biegłeś wzdłuż muru, wypatrując jabłoni. Było to nie małe wyzwanie dla ciebie. Nawet jeśli trenowałeś z Undyne to był to niezły dystans do przebiegnięcia.
Nie wiesz, ile tak biegłeś, ale ze zmęczenia zacząłeś zwalniać. Przystanąłeś na chwilę, aby złapać oddech. Dziwne było dla ciebie to, że nie kojarzyłeś tej części ogrodu. I od dawna nikogo nie wiedziałeś. Ogród wyglądał też na trochę zaniedbany.
Przeszedłeś się po tej części. Aż zobaczyłeś duża, starą jabłoń. Na jednej z gałęzi znajdowało się złote jabłko. Nie wierzyłeś własnym oczom. To było naprawdę ono. Jak to możliwe, że znalazłeś je tak późno?
Nie roztrząsałeś tego teraz. Miałeś coraz mniej czasu. Powoli zbliżał się wieczór. Niebo zaczynało zmieniać barwy.  Szybko zerwałeś owoc, na szczęście wisiał na jeden z niższych gałęzi.
 Pierwszej lepszej pielęgniarce kazałeś przygotować dla Sansa sok z złotego jabłka i mu go podać.
Akurat minąłeś się w progu z pielęgniarkom. Podała mu sok. Jedyne co ci pozostało to czekać. Usiadłeś na krześle obok Sansa i czekałeś. Poczułeś rękę na ramieniu. 
  - Wszystko będzie dobrze, synu - powiedział Asgore.
 Nawet nie zwróciłeś uwagi, kiedy do środka weszli twoi bliscy. Jednak w głębi duszy czułeś ulgę. w pokoju pojawiły się dwa świetliki. Jeden z nich przeleciał przez twoją klatkę piersiową, a drugi przez Sansa.
Poczułeś przypływ emocji. Troska. Współczucie. Radość.
   - Zwykle uroki odczyniało się pocałunkiem - wymamrotał Sans, podnosząc się z łóżka.
   - To śnij dalej - powiedziałeś, a Sans się roześmiał.
Królestwo nigdy nie dowiedziało się o zagrożeniu jakie mogło na nich spaść. Służący szybko zapomnieli o tajemniczym jabłku.
A twoje życie toczyło się dalej. Miałeś coraz więcej zadań oraz obowiązków. Asgore zaczął ci nawet szukać kandydatkę na żonę. Jedna z nich przypadła ci do gustu. Natomiast Sans dalej pracował w ogrodzie. Lubił tę pracę. Ale często prosiłeś go o rady. Pierwszy raz mogłeś komuś tak zaufać z poza twojej rodziny.

~KONIEC~
Share:

Undertale: Śpiąca Baśń - CH - Sans - Powiedz prawdę

Autorzy rozdziału: Dodo Dan oraz Shini

Jedno wiedziałeś na pewno. Nie dasz rady zrobić tego sam. Potrzebujesz pomocy.
   - Powiem wszystko - oznajmiłeś. Asgore nie ruszył się nawet o milimetr, czekając na odpowiedz.
Chwilę zajęło ci zebranie myśli. Trudno było ubrać w słowa to, co się do teraz wydarzyło. Czasami się plątałeś, musiałeś coś wyjaśnić albo dopowiedzieć. To wyzwanie przyznać się do błędu, ale nikt cię nie popędzał. Każdy słuchał cię uważnie. Nikt nie chciał ci przeszkadzać.
A gdy skończyłeś spojrzałeś po twarzach zgromadzonych. Na twarzy Asgore malowała się powaga, ale zaraz ustąpiła miejsca wściekłości.
   - Do cholery, co ta stara wiedźma wymyśliła?! - wstał gwałtownie. Pierwszy raz słyszałeś, jak przeklął. Aż się wzdrygnąłeś. Nigdy nie sądziłeś, że twój potulny, łagodny jak baranek ojciec może być na kogoś zły. Chociaż Asriel mówił ci kiedyś, że ojciec jest zupełnie inny, gdy chodzi o sprawy kraju oraz gdy jego rodzinie coś zagraża. - Miała ci pomóc! A nie przekląć!
    - Kochanie, uspokój się - Toriel podeszła do swojego męża, a potem położyła mu rękę na ramieniu. - Mamy jeszcze czas. Prawda? - zwróciła się do ciebie.
    - Do zachodu słońca - odrzekłeś.
    - To co mamy robić? - zapytał Asriel i skierował to pytanie do ciebie. Zdziwiło cię to.
     - Dlaczego pytasz mnie? - zapytałeś zdziwiony. Nigdy wcześniej nie prosił cię o radę, czy o coś podobnego.
     - Bo tylko ty wiesz, co mamy zrobić - odrzekł Asriel, bacznie ci się przyglądając.
Rozkazałeś służącym przeszukać zamek. Mieli znaleźć złote jabłko. Zabrali się do tego wszyscy, jednak Asgore nie powiedział, dlaczego mają go szukać. Nie chciał wzbudzać niepotrzebnej paniki, tym, że dziś wieczorem mogą stracić uczucia.
Chciałeś jakoś pomóc. Zamierzałeś wyjść z komnaty, ale powstrzymał cię Asgore.
    - Wiem, że to wszystko cię przytłacza - powiedział, łapiąc cię ramie. - Ale jesteś wyczerpany, jeszcze nic nie jadłeś - dodał zmartwionym wyrazem twarzy.
Wziąłeś głęboki wdech. Miał rację, czułeś się wyczerpany. Ledwo co stałeś na nogach. Nie wiedziałeś, czy jesteś bardziej zmęczony fizycznie, czy psychicznie.  Musiałeś na chwilę zwolnić.
Zgodziłeś się, ale tylko na coś drobnego. Służący przyniósł ci kanapkę, którą zjadłeś na stojąco. Potem przyłączyłeś się do poszukiwań. Szukaliście cały dzień, dopóki niebo nie zaczęło przybierań odcieni czerwieni i żółci.
Wiedziałeś już, że nie znajdziecie jabłka. Służący przeszukali ogród wzdłuż i wszerz. Ty pomagałeś przeszukać w zamku oraz skarbcu. Ktoś zarzucił pomysł, że jabłko może nie być w oczywistym miejscu. A w szczególności złote.
Lecz poddałeś się.
Nie wiesz, dlaczego, ale wiedziałeś, że nawet jakby szukali wieczność, nie znaleźliby jabłka. Przegapiłeś szansę.
Sunąłeś noga za nogą. Odtworzyłeś drzwi. Papyrus’a nie było. Szukał jabłka razem z innymi. Ukląkłeś przy łóżku Sansa. Nie potrafiłeś spojrzeć na jego śniącą twarz. Chciałeś płakać, ale jak skoro nie czułeś smutku. Jakąkolwiek emocje.
Nie wiesz, ile tak siedziałeś. Ocknąłeś się dopiero jak poczułeś czyjąś rękę na ramieniu. Podniosłeś głowę. Za tobą stał Asgore, a obok niego Toriel i Asriel. Nie wiesz, kiedy weszli do środka. Ale byłeś im za to wdzięczny.
Ostatnie promienie słońca chowały się za horyzontem.
Mały świetlik wleciał przez okno. Przeleciał przez ciebie. Twoje serce. Poczułeś tam dziwne ciepło. A potem wszystko cię przytłoczyło. Smutek. Żal. Wyrzuty sumienia. Miłość. Troska.
Wszystkie emocje uderzyły w ciebie ze zdwojoną siłą. Upadłeś na ziemie. Asgore objął cię. Z twoich oczu poleciały łzy. Pierwszy raz płakałeś tak dużo. Wtuliłeś się w Asgore’a. Objęły cię jego ramiona. Te które pamiętałeś z dzieciństwa. Silne. Opiekuńcze. Te, które mogą odgrodzić cię od świata. Od niebezpieczeństwa.
Teraz też pomogły. Tak sam jak Asriel, który usiadł obok was. A Toriel położyła ci rękę na ramieniu.
Uspokoiłeś się. Wstałeś powoli. Schyliłaś się nad Sansem i szepnąłeś.
   - Miałeś rację - powiedziałeś do niego.
Królestwo nigdy nie dowiedziało się o zagrożeniu jakie mogło na nich spaść. Służący szybko zapomnieli o tajemniczym jabłku. Jednak ty nigdy nie zapomniałeś o swoim drogim przyjacielu. Byłeś mu wdzięczny za pomoc i wsparcie jakie ci wcześniej okazał. Żałowałeś jedynie, że ty nie pomogłeś jemu.
Lecz nie poddawałeś się. Pomagałeś Alphys zdobyć wszystkie potrzebne składniki do coraz to rzadszych oraz trudniejszych eliksirów, które miały pomóc Sansowi. Każdego dnia przechadzałeś się też po ogrodzie, wypatrując jabłoni ze złotym jabłkiem.
Papyrus też nie przestawał, również nie tracił nadziei. Wyruszył do dalekiej krainy w poszukiwaniu ich ojca. Znanego na cały świat alchemika – Gastera. Wyjechał, zostawiając brata pod twoją opieką. Wiedział, że przy tobie jest bezpieczny.   
A twoje życie toczyło się dalej. Każdego ranka wyczekiwałeś dobrej nowiny, że za chwilę do sali tronowej wbiegnie Papyrus... że przyniesie jakiś magiczny eliksir albo coś podobnego.
Nie mogłeś się doczekać, aż ponownie go spotkasz. Jednak musiałeś się też skupić na swojej nowej roli - księcia.
Miałeś coraz więcej zadań oraz obowiązków. Asgore zaczął ci nawet szukać kandydatkę na żonę. Jedna z nich przypadła ci do gustu. Jednak twoje myśli mimo nowych zmartwień zawsze wracały do pewnego szkieleta, który czekał, aż nadejdzie jego świt.

~KONIEC~

Share:

Undertale: Śpiąca Baśń - CH - Sans - Milcz

Autorzy rozdziału: Dodo Dan oraz Shini

Nie chciałeś obarczać innych tym ciężarem. Miałeś jeszcze szansę to wszystko naprawić. Dasz radę sam, wierzysz w to.
   - Skoro postanowiłeś milczeć - powiedział król, nagle poważniejąc. - Spędzisz resztę dnia w swoim pokoju, dopóki nie powiesz o co chodzi. - dodał, wstając. - Nawet jeśli miałbym odwołać dzisiejsze przyjęcie.
Po tym straż odprowadziła cię do komnaty. Zobaczyłeś jeszcze jak Papyrus czuwał przy swoim bracie.

Już trzecią godzinę kręciłeś się po swoim pokoju. Nie mogłeś już poprosić Alphys o pomoc. Asgore skonfiskował jej wszystkie napary nasenne do odwołania.
Nie miałeś żadnego pomysłu jak wydostać się z pokoju. Chodziłeś po nim i szukałeś czegoś, żeby się wydostać. Nie mogłeś zrobić liny z prześcieradeł czy ubrań. Nawet jeśli to drugie piętro, nie chciałeś skończyć z połamanymi nogami. Wtedy nikomu byś nie pomógł.

Jedyne miejsce jakiego nie przeszukałeś to twoja garderoba. Zacząłeś wyrzucać z niej ubrania, aby móc więcej zobaczyć. Jako dziecko słyszałeś, że jest wiele tajemnych przejść trzeba tylko dobrze szukać.
Wyrzuciłeś już wszystkie ubrania na zewnątrz. Musiałeś przyznać, że jest ich okropnie wiele. Ponad połowy z nich nigdy nie miałeś na sobie. Ale nie to zaprzątało ci teraz głowę.
Zauważyłeś coś dziwnego na ścianie. Przyjrzałeś się temu. To był jakiś przycisk. Nacisnąłeś go. Potem usłyszałeś kliknięcie. Podłoga zaczęła się osuwać spod twoich nóg. Szybko odskoczyłeś. Gdy podłoga się osunęła, ukazały się schody. Było tam ciemno, ale musiałeś zaryzykować. Wziąłeś świeczkę i ruszyłeś tajemniczym przejściem.

Przejście doprowadziło cię do jednego z bocznych korytarzy nieopodal kuchni. Musiałeś jak najszybciej znaleźć to jabłko, a nawet nie wiedziałeś, gdzie masz szukać.
Ten cholerny kwiat miał wam pomóc, a jedyne co powiedział to, że rozwiązanie jest blisko. Może miał na myśli zamek? Może rozwiązanie jest gdzieś tutaj?
Innego rozwiązania nie miałeś. Szukałeś na oślep. Biegałeś po korytarzach, przeszukując wszystkie komnaty. Starałeś się unikać przy tym strażników, lecz to nie było takie łatwe. Kilka razy udało ci się obok nich przemknąć, ale w końcu się doigrałeś.
Złapali cię nieopodal bocznego wejścia do ogrodu. Zaprowadzili cię przed oblicze króla.
Do sali tronowej wdzierały się promienie zachodzącego słońca.
   - Możesz mi wreszcie powiedzieć o co chodzi?! Czy dalej zamierzasz milczeć?! - wrzasnął na ciebie Asgore. - Co się z tobą do cholery dzieje?!  - Podniosłeś zdziwiony głowę. Pierwszy raz usłyszałeś z jego ust przekleństwo. Toriel uczyniła to samo. Podeszła do swojego męża.
   - Kochanie, krzykiem nic nie zdziałasz - powiedziała, kładąc mu rękę na piersi.
   - To jak mam do niego dotrzeć, skoro nikogo nie słucha! - odparł Asgore, ale w jego głosie nie było już słychać złości tylko bezradność.
   - Nie wiem, ale na pewno nie tak - dodała na zakończenie Toriel, spuszczając głowę.
   - I tak już za późno - powiedziałeś, gdy ostatnie promienie słońca, zniknęły za horyzontem.
Para królewska spojrzała na ciebie nic nie rozumiejąc. Jednak wkrótce się przekonali. Wraz z nadchodzącym mrokiem każdego mieszkańca otaczały małe świetliki, które przelatywały przez nich, a potem odlatywały w niebo. Każdy z nich tracił swoje uczucia.
Byli tacy jak ty.
Szybko po królestwie rozniosło się, że to przez księcia lud został przeklęty. Parę służących z zamku nie omieszkało tego rozpowiedzieć. Każdy, a przynajmniej większość żywiła do ciebie urazę.
Tylko twoja rodzina nie potrafiła zostawić cię samego. Reszta szybko cię opuściła.
Ludzie nie mogli znieść życia bez uczuć. Szukali sposobu na ich odzyskanie. Eliksiry, mikstury, zaklęcia oraz inne dziwactwa. Nikt nie potrafił temu zaradzić. Alphys spędzała całe dnie i noce na przełamaniu jej, ale nic nie pomagało.
Nawet wiedźma nie mogła przełamać tej klątwy ani twojej ani Sansa.
A skoro o nim mowa.
Papyrus jakiś czas potem postanowił opuścić zamek razem ze swoim śniącym bratem. Powiedział, że uda się do swojego ojca. Znanego Alchemika Gastera, który mieszkał w dalekiej krainie. Wierzył, że znajdzie on jakiś sposób, aby zwrócić mu brata. Miał też nadzieję, że tobie też się jakoś ułoży. Chociaż już sama dawno straciłeś nadzieję.
Ludzie powoli zaczęli uciekać z królestwa z nadzieją, że po za jego granicami klątwa przestanie działać. Według plotek, które docierały do zamku udało im się.
Król martwił się o to co stanie się z jego królestw, poddanymi, którzy nie mają możliwości wyjechać.
Nie mogłeś tego tak zostawić. Wiedziałeś, że to była twoja wina. Znałeś już rozwiązanie. A przynajmniej miałeś nadzieję, że to pomoże.
Koszmar trwał rok.
Wspiąłeś się na najwyższą wieże. W środku nocy. Gdy wszyscy spali. Dla ciebie nie nastał już świt.

~KONIEC~
Share:

POPULARNE ILUZJE