Handlarz Iluzji
Objaśnienie: Bestseller to gra, polegająca na wspólnym napisaniu opowiadania. Każdy kto weźmie udział w zabawnie będzie miał możliwość do napisania swojego rozdziału, jaki będzie stanowił kontynuację historii z wcześniejszych. Tak, aby razem tworzyły logiczną całość. 
Każdy kto napisze opowiadanie, na końcu podaje trzy hasła, jakie znaleźć mają się w rozdziale osoby, jaka pisze po nich. Długość rozdziału to minimum dwie strony czcionką Times New Roman 12. Napisane prace proszę słać na maila: yumimizuno@interia.pl Autor rozdziału ma trzy dni na nadesłanie do mnie swojej pracy. Ten okres może być przedłużony o dodatkowe trzy dni, jeżeli przed upływem terminu skontaktuje się ze mną i poprosi o przedłużenie. Jeżeli czas upłynie, zaś rozdział nie zostanie nadesłany, pisać będzie mogła osoba, jaka w drugiej kolejności zgłosiła się do pisania
Do pisania kolejnego rozdziału zgłaszamy się pod aktualną notką w komentarzach. Kto pierwszy ten lepszy. Kluczowym warunkiem zaakceptowania jest znajomość rozdziałów. Tak więc nie będą akceptowane komentarze napisane dwie/trzy minuty po wrzuceniu rozdziału. Nie ma też zaklepywania kolejki. Kto raz już napisze rozdział nie może wziąć udziału ponownie w zabawie do czasu, aż zabraknie chętnych do pisania. Czyli jak w ciągu trzech dni od opublikowania notki nie zgłosi się nikt do napisania kolejnej części. Gra dla wszystkich.
Bohaterami tego wydania Bestsellera jest rodzeństwo demonów chłopiec Clare oraz dziewczyna Rena. Akcja ma miejsce we współczesności. 

Kolejna osoba pisząca rozdział: Sansy Skeleton

Spis Treści:
Prolog (obecnie czytany)
Rozdział I
....
~*~

Hasła w tym rozdziale: Książka, patelnia, świeca. 
Autor: Yumi Mizuno

Pod stopami Angeliki zielone, cienkie pnącza wiły się. Nie. Nie oplatały jej w ogóle. Pięły się, a właściwie pełzły po popękanej ziemi. Dziewczyna nie bała się. Kiedy popatrzyła na swoje ręce dostrzegła czerwień. Lecz i ona nie budziła lęku, choć wiedziała, że to krew. Jej własna krew. Pewnie i stanowczo spojrzała przed siebie. Choć była ziemia i było niebo, nigdzie ani śladu horyzontu. Nienaturalnie piękny obraz, jakby cały wszechświat zlewał się w jedno przed jej oczami.
Nieopodal, pnącza zaczęły tworzyć coś, co z każdą chwilą było podobniejsze do starej wierzby, roztaczającej przyjemny słodki zapach polnego kwiecia i babeczek. W koronie drzewa pojawiły się dwa cienie. Bezkształtne, lecz widoczne, chowały się za liśćmi, obserwowały kobietę, która z niemym zachwytem okręcała się dookoła szukając czegoś nowego, na czym mogłaby zawiesić oko. Nic. Niebo, ziemia obrośnięta ciągle wijącą się roślinnością i to drzewo. Zdać by się mogło prastare, a tak naprawdę jeszcze chwilę temu go tu nie było.
Kiedy stawiała kroki bosą stopą, pnącza rozstępowały się, tak jakby wiedziały same, gdzie będzie się kierować.
-To jest nasza umowa - odezwał się cień. Znaczy, nie odezwał, bo nic nie powiedział, nie miał ust. Angelika jednak wiedziała, że czuje te słowa w sobie. Tak, jakby cień mówił nie do jej uszu, a do jej duszy. - Jesteś pewna, że właśnie tego chcesz?
-Tak - powiedziała bez zastanowienia zaciskając w pięści czerwone od krwi ręce. - Tak, jestem tego pewna.
-Masz świadomość, że raz podjętej decyzji nie będzie dało się cofnąć? - drugi cień.
-T-tak.. ale ja wiem, ja wiem czego chcę. Błagam. Proszę.
-Masz pięć lat - odpowiedziały oba stworzenia. Do tej pory ignorujące ją witki, zaczęły oplatać jej stopy, biodra, brzuch, przesmyknęły się pod piersiami, na ramiona... Boleśnie wpełzły przez uszy i usta do środka...
Angelika z krzykiem przerażenia ocknęła się we własnej piwnicy. Przed sobą miała rozmazany krąg do przyzwania, jaki narysowała wcześniej własną krwią. Z czarnych świec unosił się dym, zaś lampka na kablu kołysała się na boki upiornie migając. - Pięć lat - przebrzmiewało echem w jej głowie. Zaskoczona, nadal nie wierząc w to co właśnie miało miejsce przecierała oczy dysząc szybko i płytko.

Zdesperowany człowiek sięga po wszystko co choć odrobinę wyda mu się... pomocne. Nawet kiedy z logicznego i racjonalnego punktu widzenia... Ah, mniejsza o racjonalność. Przetarła twarz zimną wodą i popatrzyła na swoje odbicie w lustrze. Wyglądała normalnie. No prawie. Pomijając te sine wory pod oczami oraz nienaturalną bladość. Ciężko było usnąć po spotkaniu trzeciego stopnia z siłami nadprzyrodzonymi. Zaraz. W internecie było napisane, że demony pozostawiają po sobie znamię.
Kobieta wyskoczyła z białego podkoszulka i spodenek. Weszła pod prysznic i w trakcie czyszczenia ciała dokładnie je oglądała. Dłonie czyste, nogi też, uda.. O! A co to? A nie, to pryszcz. Fuj. Wycisnąć go? ... Ałć. Nie, zostawi go... Albo nie. No bo sama świadomość, że go znalazła ... Gdyby go nie znalazła pewnie nawet by nie zauważyła. Fujj. Ał. Ałć... Bleee. Szuru, puru, szuru, puru.
A może, to się jej śniło? Może. Ciekawe dlaczego miała taki dziwny sen. Sen? Ale przecież nie spała całą noc... Chyba, że miała sen o tym, że nie spała. Czy to ma sens? Nie. A czy całe jej życie miało jakikolwiek sens? Nie. Drapiąc się po pośladku weszła do skromnej i zawalonej syfem z kilku tygodniu kuchni. Śmierdziało, jasne. Nie miała jednak ochoty sprzątać. Nie, aby była fleją. Po prostu... nie miała humoru. Opłukała patelnię, zrobiła niesmaczną jajecznicę. Uczesała się, ubrała, sprawdziła autobus, trzy raz, dla pewności. Dwa razy wracała się bo nie przypominała sobie dokładnie, czy zamknęła drzwi... A ma klucze? No raczej... Przecież zamknęła drzwi... Wsunęła rękę do kieszeni kurtki by wymacać metal. Chujowo by było, gdyby zgubiła klucze teraz.
Podróż na drugi koniec miasta była długa, męcząca no i przede wszystkim... Po prostu nie. Lecz to była rutyna, zwłaszcza teraz kiedy wzięła urlop opiekuńczy. Wysiadła przed miejskim szpitalem. Wiedziała gdzie ma iść, wiedziała jak ma się zachowywać. Pielęgniarki i lekarze ją znali.
Tamtego dnia weszła do jednej z sal czując, jak serce niebezpiecznie szybko jej bije. Przed zielono-białym łóżkiem stał odziany w kitel lekarz, sprawdzał kartę zdrowia pacjenta.... Pacjenta, który był mężem Angeliki. Ich historia jest raczej normalna. Znaczy, oni tak myślą. Choć wydaje się, że została napisana przez jakiegoś pisarza bez pomysłu na ciąg dalszy ich historii. Byli sąsiadami. Przyjaciółmi. Kiedy ona miała szesnaście, a on dziewiętnaście, zaczęli się spotykać. Do zbliżenia szybko doszło. W wieku osiemnastu lat kryjąc rosnący pod piersią brzuszek wciskała się w białą suknię panny młodej. Ich życie było... normalne. On pracował i ona. Dziecko rosło. Aż postanowiło wyprowadzić się z małej mieściny do większego miasta i tam studiować. Nie powstrzymywali go. On zbliżał się do czterdziestki. Ona w trzydziestym piątym roku życia. Lecz... ich życie nie było normalne. Już nie. Angelika poczuła żal w duszy, chciała krzyczeć, a musiała się uśmiechać. Przez ostatnie trzy miesiące jej mąż leżał w śpiączce. Podczas pracy na budowie przywalił go gruz. Cud, dosłownie cud, sprawił, że skończyło się na połamanych kościach i katalepsji... Jest nadzieja.
Choć ta umierała śmiercią długą, bolesną i męczącą każdego kolejnego cholernego dnia, kiedy Angelika wchodziła do pomieszczenia.
-Stan stabilny - oznajmił do niej znajomy lekarz. - Dobrze, że się nie pogarsza. On walczy, proszę pani - te słowa miały ją pocieszyć? Przynieść ukojenie? Ulgę? Przytaknęła i usiadła koło męża. Chwyciła go za rękę i ścisnęła. Nie mówiła nic. Dawno, dawno temu przestała mówić cokolwiek. Mówią, że on słyszy. Ale ona w to nie wierzy.
Gdzieś tak po pół godzinie wstała i poszła odwiedzić jeszcze kogoś. Starą, nową przyjaciółkę. Dwudziestolatkę Ewę, która trafiła tutaj po wypadku samochodowym, jaki zniszczył jej nogi. Nie to jednak jest najgorsze...
-Cześć - powiedziała wchodząc do pomieszczenia. Blondynka podniosła na nią głowę, chwilę się jej przyglądała, jakby próbując rozpoznać znajomą.
-Cześć?
-Jak się czujesz?
-Znamy się?
-Angelika. Znamy się. - mówiąc to podeszła do niewielkiego stolika na którym dziewczyna miała dziennik. Bez słowa podała go Ewie i usiadła na skraju jej łóżka czekając, jak ta zacznie go czytać. Ewa cierpiała na przeraźliwą chorobę... Znaczy się nie chorobę, bo tę można leczyć. Na przypadłość Ewy .. medycyna nie miała lekarstwa.
Ewa pamięta wszystko. Do dnia wypadku. Gdy się budzi.. myśli, że jest kolejny dzień, budzi się w szpitalu. Dowiaduje się, że nie może chodzić. Płacze. Przeżywa. Doba mija. Ona idzie spać. Budzi się i .. nie pamięta, nie pamięta, że wiedziała. Nie pamięta, że takich poranków miała już ponad czterysta. Ewa tkwi tutaj od dawna. Ma dwadzieścia lat. Lecz myśli, że zaledwie kilka miesięcy temu, miała swoje osiemnaste urodziny. Jej partner próbował na początku przy niej być. Tym bardziej kiedy ona się starała. Starała się .. pamiętać. Blondynka przeczytała list do samej siebie, który kiedyś napisała. Nie ma lepszego sposobu, niż kiedy sama sobie powiem. Tak myślała. Nie będzie męczyć tym już lekarzy. Po jej policzkach pociekły łzy. Chciała, aby to był żart. Przesunęła palcem po fotografii. Angelika i Ewa wspólnie na tym samym łóżku. Inna pora dnia, inna godzina na wiszącym zegarze, ale to one. Angelika miała kartkę ze swoim imieniem. Z tyłu fotografii widniał podpis, data sprzed dwóch miesięcy, no i dopisek. „Ona się tobą nie męczy”. To znaczyło więcej, niż mogłoby sądzić. W dalszej części listu, Ewa mówiła sobie, że nie jest już ze swoim chłopakiem. Ten po miesiącu wspierania jej, rzucił ją. Znaczy się.... po prostu.. przestał przychodzić. Rodzina pojawiała się systematycznie w każdy wtorek i sobotę. Te dni Ewa zaznaczała na zielono w kalendarzu. Dziennik był pełen zapisków, notatek, z różnymi datami. Ewa pisała do siebie.
To lekarz ...
Nie zapomnij...
Pamiętaj...
Jesteś winna lekarce dwa złote...
Nie płacz.
Ewa pisała te słowa wieczorem, kiedy była wypełniona nadzieją, że kolejnego dnia będzie pamiętać. Chciała się pocieszyć. Bo wiedziała, że kiedy rano wstanie, będzie bardzo smutna.
Angelika siedziała z Ewą jeszcze kilka godzin.... Kiedy ta się już uspokoiła, było... fajnie. Potem poszła do męża, pożegnała się całując go w czoło i ... wróciła do siebie. Resztę dnia spędziła w pokoju, przed telewizorem, patrząc w ekran telewizora... bo to co robiła oglądaniem nie można nazwać. Po prostu patrzyła, bez większej refleksji na kolorowe punkciki.
Czarne świecie stały na monitorze. Zaraz, czy ona je tam położyła? Nie pamiętała. Wpatrywała się intensywnie w przedmiot... w knot, aż ten na jej oczach... zapalił się. Nagle! Niepewnie podeszła do świecy, przesunęła palcem koło płomienia. Był ciepły i realny. Przesunęła po nim ręką, lecz nie parzył jej. Próbowała go zgasić, lecz ani jej palce, ani woda, ani nic mu nie szkodziły. Próbowała coś od niego podpalić, lecz nawet papier nie był osmalony. Sąsiadka dziwnie się na nią popatrzyła, kiedy ta w środku nocy machała jej przed oczami kawałkiem wosku i pytała się, czy widzi płomień.... Nie widziała...
Po kolejnej bezsennej nocy, którą spędziła na siedzeniu w kucki i gapieniu się na nierealny ogień, dostała telefon ze szpitala.
-Pani mąż się budzi! - Pognała szybko. Szybciej niż kiedykolwiek. Faktycznie. Wyszedł ze śpiączki. Miał zostać na obserwacji, jednak.... wyjdzie jak wszystko będzie dobrze i wszystko wróci do normy.
Angelika w dniu, w którym wypisywano jej męża poszła spotkać się z Ewą. Powiedziała jej, że nie będzie jej już odwiedzać. Blondynka uśmiechnęła się smutno, choć po policzkach ciekły jej łzy.
-Ja... cię pewnie i tak zapomnę, ale... ty mnie pamiętaj - mówiąc to dała ich wspólne zdjęcie.

No i tak mijały dni. Życie Angeliki wróciło do normy. O tym, co zrobiła w piwnicy i o tym, że to wszystko było realne... przypominała tylko świeca. Kobieta schowała ją, jakby nie chciała widzieć tego, że ... się kurczy. Powoli, ale zauważalnie.
Mijały dni.
Tygodnie.
Padał deszcz.
Śnieg.
Świeciło słońce.
Urodziny jej męża.
Urodziny ich dziecka.
Święta.
Znowu śnieg.
Sylwester.
I jeszcze jeden.
I kolejny.
I następny.
I....
Pięć lat minęło szybciej niż chciałaby aby się to stało. Świeca prawie w całości się wypaliła. Angelika ... nie przyjmowała tego spokojnie. W ostatnim roku swojego życia, chciała zrobić wszystko, aby przełamać kontrakt jaki zawarła z dwoma cieniami. Powiedziała mężowi. Jeździli od księdza do księdza. Od pastora do mnicha, od rabina do imama. Wszyscy byli pewni jednego. Kobieta jest opętana. Widzieli to, czego nie widział żaden normalny człowiek. Znamię, paskudną ranę na czole kobiety, jaką dostrzec mogły jedynie osoby głęboko uduchowione... A jako, że tych było mało... No ale to wyjaśnia, dlaczego kilka dzieciaków płakało na jej widok.... Nie chciała sobie nawet jej wyobrażać.
Bez względu jednak na magię, egzorcyzmy czy cokolwiek innego - kontrakt nie został zmieniony, nie udało się jej też nigdy przyzwać pary demonów.
-Musiałaś wezwać naprawdę silnego - sympatycznie wyglądający ksiądz odwrócił się w jej stronę. Za nim oparty o ścianę stał szkielet imieniem G, na kanapie pod oknem ruda studentka imieniem Isza.
-Kurewsko silnego - odezwał się potwór. Angelika nadal nie przywykła do widoku tego typu stworów, ale.... ale.... ale w tej chwili chciała ... żyć, więc...
-Więc nie damy rady?
-Nawet nie próbujcie... Jeden jest silny, a tutaj są dwa. - mówił duchowny - Niechętnie to robię, proszę pani, ale..... jedyne co możemy robić, to się za panią modlić.
-Musimy jej pomóc! - ruda podniosła się z kanapy - Oni ją zabiją!
-Uspokój się, kochana. Tutaj popieram Romka - G podszedł do dziewczyny i złapał ją za ręce. Zerknął porozumiewawczo na kapłana, który wstał od dębowego stolika i grzecznie, acz stanowczo wyprosił Angelikę z pomieszczenia. Za plecami słyszała tylko kłótnię pary.

W pięciolecie zawarcia kontraktu, płakała. Płakała też wtedy kiedy znalazła się znowu w tym samym pięknym miejscu. Bez horyzontu. Opleciona pnączami. Ukrzyżowana na drzewie. Zaś obok niej, na huśtawkach bujała się para dzieci. Ostatnim co słyszała, nim jej dusza dostała rozerwana na strzępy i pożarta, był cichy, podobny do ptasich treli - śmiech.

Tydzień później....

-Rena, widziałaś gdzieś moją książkę?
-Obok telefonu!
-Nie mogę znaleźć!
-No kurwa, obok telefonu. Na stole!
-Gdzie? - dziewczyna warknęła, odeszła do laptopa, na którym oglądała Code Geass. Wyszła ze swojego pokoju, do pokoju brata, stanęła obok niego i podała mu książkę. Którą miał dosłownie przed sobą. - O. Dzięki - Rena uśmiechnęła się kwaśno.
-Clare...
-No co? - zaśmiał się i przeczesał palcami włosy. - Lubię ją. Jest .... - nie dokończył. Oboje poczuli to samo kłujące uczucie w piersi. Ktoś ich przyzywa. Okazało się, że Rena miała genialny pomysł, aby wrzucić swoje ogłoszenie w sieć. Obecnie nikt nie czyta książek, więc jak inaczej demony mają się ogłaszać? Wrzucenie informacji, jak ich przyzwać i podanie się za kilka osób, aby stać się wiarygodnymi... Zadziałało. Rodzeństwo popatrzyło po sobie. Normalne ludzkie zęby, zaczęły rosnąć i zamieniły się w przerażające kły. - Tym razem ja stworzę otoczenie - powiedział chłopak. - Brak horyzontu był ciekawy, ale te pnącza i drzewo? Pfff lamus.
-Zobaczymy co ty wymyślisz, cwaniaku - cmoknęła dziewczyna.
-Zaskoczę cię... - Ich ciała zamieniły się w ciemne cienie, które rozpłynęły się w powietrzu. A gdzieś tam... ktoś... zgodził się oddać im swoją duszę...

Hasła do kolejnego rozdziału: Mucha, opaska, zielony


SPIS TREŚCI
Rozdział I
Rozdział II (obecnie czytany)
Rozdział III
HAPPY END | DEAD END

Autor: Wichan


Edge P.O.V.


Ten idiota znowu dał się pobić i myślał, że jak się uleczy to tego nie zauważę. Mam już tego serdecznie dość! - mówiłem w myślach. - Co do cholery mam zrobić żeby nikt go nie znalazł? - zacisnąłem pięści po czym westchnąłem.


-Wstawaj leniwa kupo kości, dostaniesz śniadanie. - oznajmiłam pukając w futrynę mojego pokoju.


Sans leniwie otworzył powieki i podniósł się z legowiska. Dało się zauważyć, że od razu po przebudzeniu założył swój fałszywy uśmiech.


-Masz cztery kromki chleba i szklankę mleka. Doceń to i zjedz wszystko.


-Tak szefie. - powiedział Sans podchodząc bliżej do mnie.


-Zostaniesz dzisiaj tutaj i masz się zastanowić nad swoją nędzną egzystencją, gdy będę na patrolu. Zrozumiano?


-Tak szefie! - zasalutował mi i się wyprostował.


-Muszę przyznać, że powoli robisz postępy. - pochwaliłem go odwracając się plecami.


Zakluczyłem drzwi, a klucz powiesiłem sobie na szyi. Wychodząc z domu ogarnąłem cały teren wzrokiem i skierowałem się w stronę biblioteki publicznej.


-Cześć kościsty dupku! - krzyknęła Undyne na powitanie.


-No, cześć... rybo... - jakoś nic lepszego nie mogłem wymyślić.


-Pfff... co, Wielki Szkieletor nie w humorze? Fuhuhuhuhu... - wojowniczka złapała się za brzuch ze śmiechu.


-Pieprz się. - warknąłem i odwróciłem wzrok. - Dzisiaj ja patroluję Snowdin, Rdzeń i hotel, a ty Waterfall, Hotland i laboratorium, dociera to to twojego pustego łba?


-Oczywiście o lordzie przeokropny... heh... - odwróciła się na pięcie i odeszła.


-Ugh, czemu ona musi być taka wkurwiająca? - powiedziałem sam do siebie.


Zacząłem patrol od mostu, sprawdzając każdy, najmniejszy zakątek, powoli przesuwając się na wschód.


Red P.O.V.


-Papyrus wyszedł kilkanaście minut temu, więc mam trochę czasu dla siebie. - wypiłem łyk mleka.


Gdy skończyłem jeść, wstałem i podszedłem do lustra, aby się przejrzeć. Okazało się, że od wczorajszego uderzenia pęknięcie nad moim lewym okiem wydłużyło się o kilka dobrych centymetrów.


-To mogło mnie zabić... - pomyślałem i poczułem jak gorące łzy zbierają mi się w oczodołach. - Nie, nie myśl o tym.


Postanowiłem sobie zrobić drzemkę. Zapewne Papyrus byłby zauważył, że leżałem na jego łóżku, więc skuliłem się na psim legowisku i zapadłem w głęboki sen dużo szybciej niż zazwyczaj,


-Szefie nie! - krzyczałem biegnąc za Papyrusem. - Nie wygrasz z człowiekiem!


-Ja zawsze wygrywam, ze wszystkimi! - warknął i stanął przed przeciwnikiem.


Dzieciak do niego podszedł ze świeżo naostrzonym nożem i pyłem na swetrze. Gdy Papyrus spostrzegł ten demoniczny wzrok, aż zazgrzytał zębami z wściekłości.


-Po prostu umrzyj gówniarzu! - szkielet rzucił kilkudziesięcioma kośćmi na raz z stronę wroga.


Gdy protagonista uniknął wszystkich ataków rzucił się na szkieleta z przygotowaną bronią. Tym razem Papyrus złapał jego duszę i wyrzucił go w powietrze.


-Masz zamiar zginąć? - spytał biegnąc z naostrzoną kością w stronę bachora.


-Ty pierwszy. - Dzieciak uśmiechnął się złowieszczo i za jednym zamachem uciął Papyrusowi głowę.


Czaszka spadła na śnieg niczym na biały puch, a tors upadł na kolana, po czym padł.


-Nigdy w ciebie nie wierzyłem. - powiedział Papyrus zanim ostatecznie zmienił się w pył.


-Nie


-Sans!?


-Nie!


-Sans!


-Nie! Nie! Nie nie nie...


-Hej! Jesteś tam pojebusie?


-Aaaaah...! - wrzasnąłem siadając na legowisku. - znowu ten popierdolony sen. Nienawidzę go! - krzyknąłem tłumiąc dźwięk kocem.


-Idę do Ciebie! - poza tym zdaniem dało się słyszeć stukanie obcasów o drewniane schody.


Wiedziałem, że on nie może mnie zobaczyć w tym stanie. Postanowiłem szybko się ogarnąć, więc zerwałem się, aby podejść do drzwi i „TRZASK".


-Kurwa mać! Stanąłem na talerz. Szef mnie zabije...


SPIS TREŚCI
Rozdział I (obecnie czytany)
Rozdział II
Rozdział III
HAPPY END | DEAD END

Autor: Wichan

Red P.O.V


Jak zwykle o tej porze stałem przed stoiskiem z hot dogami czekając na klientów, których i tak nie przybywało. Nagle usłyszałem znajomy głos:


-Sans! Ty leniwy kurwiu, gdzie jesteś?!


Oho, znowu ma spinę o coś jakkolwiek związanego ze mną.


-Witaj szefie. Co cię trapi? - powiedziałem najmilszym głosem na jaki było mnie stać.


-Twoja osoba! - warknął agresywnie machając rękami.


-S-słucham? - o co mu chodzi?


-Jesteś wyjątkowo irytującą jednostką, zrób coś ze sobą.


-Staram się jak mogę. - odpowiedziałem spuszczając wzrok.


-Pff... starasz się? Chyba musimy przeprowadzić sobie poważną rozmowę na temat Twojego „starania się". - oparł ręce na blacie.


-T-to nie jest konieczne. - on był zdecydowanie za blisko.


-Kończy się Twoja zmiana, idziemy! - nakazał ciągnąc mnie za kołnierz golfa.


W kilka minut doszliśmy do domu i po otwarciu drzwi Papyrus wepchnął mnie do środka tak, że upadłem na ziemię.


-Ja zrobię obiad, a ty w tym czasie wrzucisz kurtkę do prania, odśnieżysz chodnik, zadzwonisz do Undyne, pójdziesz do sklepu i... - zaczął wymieniać nowe rzeczy do listy, której nie dałoby się zrealizować w trzy dni.


-Już wystarczy. - powiedziałem cicho.


-Słucham?! - krzyknął zrównując się ze mną.


-Znaczy się, czy to nie zbyt wiele dla kogoś takiego jak ja? Nie poradzę sobie ze wszystkim... - w nerwach zacząłem się tłumaczyć.


-To nie mój problem, że sobie nie radzisz! Może masz za mało czasu? - spytał lekko się uśmiechając.


-N-nie, dam radę, tylko potrzebuję kilku dni...


-A może masz za dużo wolności?


W tym momencie odwrócił mnie o 180 stopni i ściągnął mi kurtkę. Trochę się przestraszyłem, więc stałem w bezruchu z zamkniętymi oczami, aż usłyszałem ciche „klik".


-To, żeby było Cię łatwiej przywołać do porządku. - był wyraźnie zadowolony z siebie.


Spojrzałem na dół i aż zamarłem. On założył mi obrożę. Czyli teraz będę jego podręczną własnością. Co teraz? Co teraz?


-A-ale myślałem, ż-że się dobrze sprawuję... - zacząłem się pocić ze stresu.


-Może i dobrze, ale nie satysfakcjonuje mnie to. Masz się poprawić! - założył ręce.


-Ale...


-Żadnych ale! Teraz idź zrób to co kazałem!


-S-szefie...


-Niesubordynacja będzie karana, ostrzegam.


-T-tak...


Wyszedłem z kuchni praktycznie na baczność. Co w niego wstąpiło? Zawsze lubił rozkazywać i budzić respekt, ale dzisiaj osiągnął nowy poziom.


Zaledwie skończyłem odśnieżanie, a już zostałem zawołany na posiłek. Po drodze umyłem ręce i już miałem usiąść przy stole, gdy zobaczyłem, że nie ma dla mnie nakrycia, więc stanąłem w progu i czekałem.


-Trzymaj i jedz na ziemi jak pies, którym jesteś! - wyciągnął w moją stronę miskę z mięsem.


-A-ale szefie...


-Co mówiłem?!


-P-przepraszam.


Usiadłem pod ścianą i zacząłem jest obiad rękami. - to było obrzydliwe, ale po głodowaniu nawet o tym nie myślałem.


Dziękuję Papyr... - nie dokończyłem bo już leżałem na ziemi dwa metry dalej.


-Jak miałeś się do mnie zwracać?! - krzykną masując sobie rękę.


-Sz-sz... - próbowałem coś powiedzieć, ale nie mogłem i z bólu zacząłem płakać.


-Nie interesuje mnie to, że Cię boli, a teraz idź do kąta. - wskazał palcem patrząc mi prosto w oczy.


Stanąłem w wyznaczonym miejscu pociągając nosem, a Papyrus po chwili wyszedł. Czas zaczął mi się dłużyć. Głowa przeraźliwie bolała, a nogi zresztą też. Ile minęło? Może 3, może 4 godziny. Poczułem jak uginają się pode mną kolana, a głowa opada. Tak bolało, byłem taki zmęczony... przymknąłem powieki.


Gdy otworzyłem oczy było całkiem ciemno. Przespałem resztę dnia na stojąco? Ciekawe. Przeciągnąłem się i odwróciłem. Przez chwilę mi się wydawało, że widzę czerwone punkciki, ale to tylko złudzenie.


Zrobiłem krok do przodu, usłyszałem metaliczny dźwięk i padłem jak długi na twarz. W oddali dało się słyszeć cichy, gardłowy śmiech, a czerwone punkciki wróciły. To nie złudzenie. Papyrus tam jest i się ze mnie śmieje. Śmieje się z mojej krzywdy.


Złapałem się za szyję i od razu zdałem sobie sprawę z tego, że zostałem przykuty grubym łańcuchem do ziemi.


-Może to Ciebie wreszcie czegoś nauczy śmieciu. Masz przestać spać wszędzie! To rozkaz!


-Tak szefie.


-A teraz masz szlaban do odwołania!


-Tak szefie...

Autor grafik: Reitiri
Autor opowiadania: Sarcio
Notka od autora: Universum Fell. 10 lat temu Potwory opuściły Górę Ebott. Po tych niewielu latach relacje między obiema rasami ociepliły się, a Potwory przystosowały się do życia na powierzchni. Jednak to nie jest szczęśliwe zakończenie historii, a jedynie jej początek. Ktoś czyha na Potwory pozostawiając po nich proch, lub tylko wspomnienia. Ktoś kto stanowi takie zagrożenie musi jak najszybciej zostać zdemaskowany. A to brzmi jak zagadka w sam raz dla Wspaniałego Detektywa Edge (Fell Papyrus) i jego partnera Kwiatka Floweya! Czy uda im się odnaleźć przestępce? Czy może Ty, mój czytelniku, dowiesz się pierwszy, kto za tym stoi? I co ma z tym wszystkim wspólnego ta rudowłosa kobieta?

Spis Treści
Detektyw Edge
Świadek  (obecnie czytany)
Dusza

Złoto.  Pierwsze co przychodzi mi na myśl o moim rodzinnym miasteczku, to duża ilość pięknych złotych kwiatów i wielka góra, oddzielona lasem, zwaną Górą Ebott.  Jestem Lucy Petrikov i urodziłam się w małym miasteczku Golden Hill,  od jakiegoś czasu nazywanym również miastem Potworów.
Mieszkałam w domku jednorodzinnym razem z moją mamą i dziadkami. Moja mama potrafiła grać na fortepianie i miała bardzo piękny głos. Najpiękniejszy na całym Świecie. Jednak gdy miałam 6 lat, coraz rzadziej śpiewała. Bardzo poważnie zachorowała. Aż w końcu... odeszła. Zostawiła dla mnie kołysankę, którą przedtem napisała. Babcia uczyła mnie grać na instrumencie mamy, a  ja  śpiewałam tę jedną piosenkę. Zawsze wtedy czuję, że nadal jest przy mnie i mnie wspiera. Myślę, że to właśnie wtedy zamarzyłam sobie, by zostać wielką piosenkarką, taką by obie  wtedy dla mnie ważne kobiety,  były ze mnie dumne.
Poza moją mamą , nie miałam przyjaciół. Z jakiegoś powodu inne dzieci  za mną nie przepadały.  Babcia opowiedziała mi kiedyś historię. O tym, że w górze, która jest nie daleko nas znajdują się potwory. Również
o tym, że gdy sama była dzieckiem , jeden z potworów wydostał się na powierzchnię. Wyglądał jak wielki kozioł, tylko że stał na dwóch nogach jak człowiek.  W rękach trzymał dziewczynkę, która zaginęła jakiś rok wcześniej. Ułożył ją na złotych kwiatach, po czym odszedł i nigdy nie wrócił.  Bardzo polubiłam tę opowieść. Może dlatego, że sama uwielbiałam nasze złote kwiaty, a może dlatego że cała historia, była owiana tajemnicą. Idealną na to,
 by mała dziewczynka z ogromnie wybujałą wyobraźnią jak moja, mogła wymyślić mnóstwo historii i zabaw.


To dzięki temu poznałam właśnie ją, moją pierwszą przyjaciółkę. Dziś doskonale wiem, że była tylko wytworem mojej dziecięcej wyobraźni, ale wtedy była dla mnie tak samo żywa jak ja. Mierzyła mojego wzrostu, miała krótkie brązowe włosy i wiecznie czerwone policzki, malowane jak u lalki.  Nosiła zielony sweterek w żółte paski i brązowe spodenki. Sama nie wiem, czemu akurat taki wygląd jej wybrałam.  Ale idealnie pasował do Kwiecistej Panienki. Tak właśnie ją nazywałam, z jakiegoś powodu nigdy mi nie powiedziała, swojego prawdziwego imienia.  Za to bardzo podobało się jej to, które ja wybrałam.
Kwiecista Panienka wpadła do środka góry przez przypadek. Gdy uciekała przed strasznym stworzeniem z lasu.
W jej wnętrzu poznała potwory, ale wcale nie były straszne. Zaprzyjaźniła się z nimi.  A zwłaszcza z ich księciem, Kozim potworem. Pewnego dnia mocno zachorowała, zupełnie jak moja mama. Wtedy Kozio-potwór zgodził się zanieść ją z powrotem do jej domu.  Czy dziecięca wyobraźnia nie jest nie zwykła?  Ja i Kwiecista Panienka wiele się razem bawiłyśmy , musiało to wyglądać co najmniej dziwnie z widoku trzeciej osoby. To by dobrze wyjaśniało czemu,  gdy zaczęłam chodzić do szkoły, wiele dzieci się ze mnie naśmiewało. Jednak... kiedy  miałam przy sobie swoją przyjaciółkę nie przeszkadzało mi to tak bardzo.  Ale końcem końców i ona mnie zostawiła,
 lecz na jej miejsce przyszedł ktoś nowy , kogo nie musiałam już sobie wyobrażać.
Gdy miałam  10 lat przez nasze miasteczko przeszło wojsko.  Zatrzymało się u podnóża Góry Ebott.
 Nikt nie wiedział co się dzieje. Dorośli obawiali się wojny, choć tak na prawdę, nic oprócz tego wojska na to nie wskazywało.  Żołnierze przez długi czas nie ruszali się z miejsca. Nie pozwalali również nikomu wchodzić,
czy zbliżać się do lasu, stali na jego straży.  Co jakiś czas jedynie jeden samochód wjeżdżał tam, by po kilku dniach wyjechać z powrotem.  Wśród dzieci narodziła się plotka, że z góry wyszły potwory i teraz wojsko ich pilnuje. Każdy w miasteczku znał legendę o potworach jak i o Kozim potworze, jednak tylko ja przyjaźniłam się
z Kwiecistą Panienką.  Pewnego dnia jedna grupa dzieciaków ze szkoły bardzo zwróciła na mnie swoją uwagę.  Dowódcą tejże grupy był George, już wcześniej rzucał we mnie papierkami na lekcji , lub ciągnął mnie za włosy. Kwiecista Panienka szybko się wtedy denerwowała, nie pamiętam co dokładnie mi mówiła, ale wiem, że zawsze jej odmawiałam. Jednak tego dnia George i jego paczka byli dla mnie mili. Zgodziłam się pójść razem z nimi. Miałam nadzieje, że wreszcie znajdę przyjaciół. Cóż,  w nich, nie udało mi się ich znaleźć.
    
-No dalej Lucy, chyba się nie boisz? -  głos George'a brzmiał okropnie szyderczo.
-To tylko las, czego się obawiasz?-  Z czasem ilość wojska patrolującego las się zmniejszyła,
 to był idealny czas, by zaspokoić dziecięcą ciekawość. Grupka George'a chciała mnie namówić, bym sama przeszła na drugi koniec lasu, by sprawdzić czy kryją się tam potwory. Nie zamierzałam tego robić, bałam się, że ktoś nas nakryję, nie chciałam robić problemów moim dziadkom. Obawiałam się też trochę samych potowrów, Kwiecista Panienka mówiła, że są dobrzy, ale co jeśli się zdenerwują gdy mnie zobaczą i od razu ich do siebie zrażę?  Moja odmowa się im nie podobała. Złapali mnie i siłą przenieśli do lasu. W tamtej chwili najbardziej bałam się tylko moich rówieśników. George mocno pchnął mnie
na ziemie. Zaczeli mnie wyzywać i naśmiewać się ze mnie. Nie chcę pamiętać tego co mówili.  To bolało, wszystkie słowa cięły mnie jak noże. Zatkałam uszy dłońmi i skuliłam się w kłębek, gdy zaczęli mnie kopać. Moja przyjaciółka nie pomogła mi wtedy. Nie wiedziałam co mam robić. Panicznie się bałam. Płakałam ze swojej bezradności i bólu.  Wołałam o pomoc, kogokolwiek. Wtedy nie spodziewanie ktoś przybył. To nie był człowiek. Przyszedł z drugiej strony lasu.
-C-c-co too je-s-st!?- Paczka George'a nagle ode mnie odeszła. W głosie ich dowódzcy słyszałam przerażenie, sama nic nie widziałam, bo nadal leżałam skulona.
-T-O-O POTWÓR!! PRAWDZIWY POTWÓR!- Cała grupka rozbiegła się z wielkim krzykiem. Nadal leżałam na ziemi nie zmieniając swojej pozycji. Potwór, te słowo roznosiło mi się echem po głowie. Podszedł powoli i kucnął przy mnie. Złapał za kołnerz mojej bluzki i delikatnie podniósł do góry,
tak bym mogła stanąć na swoich własnych nogach. Moja twarz znajdowała się na przeciwko jego.
 Był porażająco straszny, zdecydowanie to nie mógł być człowiek. Nie potrafię sobie dziś przypomnieć jak dokładnie wyglądał, może właśnie  to przerażenie co wtedy czułam, nie pozwoliło mi dokładnie
go zapamiętać.
-CZEMU TAK BECZYSZ CZŁOWIEKU? CZYŻBYM TAK BARDZO CIĘ PRZERAŻAŁ?
-Nie-e, ja...  płacze b-o-o… oni, on…i mnie pobili-  Choć wyglądał strasznie, to był potworem. Jednym z tych, o których mówiła mi Kwiecista Panienka. W dodatku przybył gdy wzywałam o pomoc
 i mnie uratował. Nie mogłam się bać, że coś złego mi zrobi. Wtedy dostrzegałam w nim zupełnie coś innego.
-Czy ty.., czy ty jesteś bohaterem?
-COO.. JA?..... TAK, JESTEM BOHATEREM. JESTEM WSPANIAŁYM, NIE ZNISZCZALNYM POTWORZYM BOHATEREM.-  Mówiąc to przyłożył swoją dłoń do klatki piersiowej, nieco się wyprostował, tyle na ile mógł w obecnej pozycji ciała i odwrócił głowę pokazując swój lepszy profil. Bardzo mi się to spodobało. - A TERAZ BĄDŹ GRZECZNYM MAŁYM CZŁOWIEKIEM I WRACAJ DO SWOJEJ WIOSKI.
-Ale, co jeśli oni znowu mnie dorwą, co jeśli.. ja nie chce...
-PRZESTAŃ ZNÓW PŁAKAĆ! JAK COŚ TAK ŻAŁOSNEGO MA CI NIBY POMÓC?!
-A-al-e..
-DOBRZE, GDY ZNÓW CI DOKUCZĄ, POWIEDZ IM, ŻE PRZERAŻAJĄCY POTWÓR Z LASU PRZEROBI ICH NA LASAGNE, PASUJE?
-Przetarłam swoje łzy i delikatnie się uśmiechnęłam
-W PORZĄDKU, UZNAM TO ZA ZGODĘ, PAC, PAC- Wypowiedział głośno delikatnie klepiąc mnie po głowie, co wywołało u mnie śmiech.
-TERAZ MOŻESZ JUŻ WRÓCIĆ DO SIEBIE MAŁY CZŁOWIEKU. - Wstał i odwrócił się tyłem.  Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, jak bardzo wysoki był. Patrzyłam przez chwilę jak odchodzi w głąb lasu, po czym sama ruszyłam w stronę swojego domu. Moi dziadkowie zaniepokoili się nieco moim stanem. Ale wytłumaczyłam im, że tylko paskudnie się przewróciłam, nie wiem czy mi uwierzyli. Kwiecista Panienka po tym zajściu w lesie, tylko raz się pojawiła, przeprosiła mnie i powiedziała, że będzie nadal przy mnie, jednak już jej nie widywałam, przestała do mnie przychodzić i się ze mną bawić. Zaś opowieści Georga  i jego kumpli, o tym, że spotkali strasznego potwora wszyscy uznali za przesadzoną wyobraźnie dzieciaków. Sama nikomu nie opowiadałam kogo tam spotkałam. To była moja tajemnica. Mój bohater. Mój potworzy bohater.
 Paczce Georga  nie spodobało się, to że nic nie mówiłam o potworze. Uznali, że w ten sposób,
 próbuję z nich zrobić głupków. Jednego dnia zaczaili się na mnie przed szkołą, po zakończeniu lekcji. Od razu biegłam w stronę lasu. Gdy byłam blisko niego, oni odpuścili sobie gonitwę za mną. Mimo to ja biegłam dalej, w jego głąb. Miałam nadzieje, że znów spotkam swojego bohatera. Moje serca zabiło mocniej, gdy dostrzegłam jakąś postać wśród drzew. Niestety ku moim oczekiwaniom, to nie był ten sam potwór co wcześniej.  Ale to właśnie tego dnia poznałam jego- mojego drugiego przyjaciela.
- AGH..!, Yo! co ty do cholery wyrabiasz!?- Przez to, że tak szybko biegłam, nie zdążyłam wyhamować. Wpadłam prosto na potwora i odbijając się od niego upadłam na ziemie. On również upadł przez te zderzenie ze mną. Był mojego wzrostu, przypominał jaszczurkę, był żółty i nosił czerwony sweterek w czarne paski. Z jego głowy wyrastały kolce, oczy miał w kolorze czerwieni i były lekko podbite. Dostrzegłam też, że posiadał ogon.
-Ty jesteś potworem?! Potworem z góry?
-Jasne, że jestem potworem, a na kogo innego wyglądam?!
-Jestem Lucy i mieszkam w miasteczku po drugiej stronie lasu, miło mi Cię poznać- Wyciągnęłam ku niemu dłoń i dopiero wtedy to dostrzegłam
-Czy ty sobie ze mnie żarty robisz?!- Potwór przede mną nie posiadał rąk.
-Ja-a-a przepraszam! Nie zauważyłam, przepraszam… .
-JESTEŚ GŁUPIA! W dodatku jesteś człowiekiem, dlaczego miałbym  z tobą gadać. Co ty tu w ogóle robisz?
-Ja-a, kogoś szukałam..
-Inny debilny człowiek tutaj się wałęsa?
-Nie! Ja... szukałam potwora.
-Dziwak! Powinnaś się bać potworów, powinnaś przede mną uciekać!
Wstał bardzo szybko przez co stracił równowagę i ponownie upadł, ale tym razem na twarz.
-Czekaj pomogę ci.. .
-Nie chcę twojej durnej łaski!- Mimo to nie słuchałam go, i chwytając pomogłam mu stanąć na nogi. Gdy już złapał równowagę, wyrwał się z mojego objęcia . Zmierzył mnie wzrokiem.
-Nadal cię nie lobię. Ludzie są dziwni, po co szukasz potwora?
-Ja.. szukam..bo, a ty co tutaj robisz?
-Pff wszyscy mówią, że nie wolno wchodzić do lasu, zwłaszcza ci wasi w dziwnych strojach, ale ja się nie będę nikogo słuchał! I nie boje się żadnych ludzi... Tylko nie mów moim rodzicom, że tak daleko poszedłem...... A zresztą kogo ich zdanie obchodzi! I tak już nie mam co tutaj robić, narka głupi człowieku!
-Cz-czekaj, dokąd idziesz? Mogę iść z tobą?
-Co? do miasta potworów, oszalałaś? Naprawdę jesteś dziwna!
-Miasto potworów?!
-H-hej, siedź cicho, nic nie słyszałaś,jasne? I nic ode mnie. I wynoś się stąd!
-Nie, ja chce go zobaczyć!
-Jakiego potwora chcesz niby zobaczyć? Wszystkie potwory są wredne.
-Nie, on był miły. T-to.... bohater!
-Pf-haha, jedyną bohaterką wśród potworów jest Undyne, ale wątpię, by była dla ciebie miła, gdyby cię zobaczyła.
-Nie, to nie była kobieta.
-Yo, więc jak wyglądał?
-Eeem, był wysoki...- Mina potwora w tym momencie mówiła o wiele więcej niż słowa
-Szukasz kogoś kogo nie pamiętasz? Znów sobie ze mnie żartujesz?!
-Nie, ja tylko...
-Wiesz, to nie ważne, mam pomysł. Pójdę do mojego miasta i pogadam
 z WYSOKIMI potworami czy znają jakąś ludzką dziewczynkę. W ten sposób na pewno go znajdę!
-Naprawdę! Zrobisz to dla mnie?
-Jasne, że tak, tylko się stąd nie ruszaj ani na krok, a ja już idę. Yo, do zobaczenia.
Usiadłam, by lepiej mi było czekać.
Czyli jednak Kwiecista Panienka mówiła prawdę, potwory są miłe. A ja będę mogła znów spotkać mojego bohatera. - Czas mijał powoli, a słońce zaczęło zachodzić, mimo to mój nowy poznany potwór nie wracał.
-Miasteczko potworów musi posiadać wielu mieszkańców-  tak właśnie wtedy myślałam. Wyobrażając sobie ile rzeczy może kryć się za lasem. Słońce w końcu zaszło, a zza koron drzew zaczęły pojawiać się gwiazdy - Dziadkowie muszą się o mnie martwić. Ale ja przecież nie mogę jeszcze wrócić, obiecałam, że będę czekać, a on obiecał, że przyjdzie. Zostanę zdeterminowana!-  Było chłodno i mrocznie. Nigdy nie byłam tak późno po za domem. W dodatku byłam teraz zupełnie sama. Każdy szmer, każdy podmuch wiatru wpływał na moją wyobraźnie. Zaczęłam się bać.
-Skarbie mój wiedz, że jestem tu- Zaczęłam śpiewać kołysankę mamy, by dodać sobie odwagi-
-Ochronię cię podczas twego snu-  Usłyszałam trzask gałązek za sobą. -
-Choć twe oczy nie dostrzegą mnie- Kolejny trzask był bliżej,  zrzuciłam to na swoją wyobraźnie, mimo to wolałam tego nie sprawdzać odwracając się. Zacisnęłam mocniej pięści i drżącym głosem śpiewałam dalej. 
-Wsłuchaj się w głos serca na dnie- Ktoś stanął za mną, poczułam czyjąś obecność
-A znów spotkamy się....
-Czy tobie do reszty odbiło?! Siedzisz w nocy w lesie i drzesz się sama do siebie-
-Przyszedłeś!- Wstałam bardzo szybko
-Ty... serio czekałaś tu przez cały czas na mnie?
-Obiecałam ci, że zaczekam.
-Co?!... Ja nie... ehh, przypominasz jego, jesteś zdecydowanie dziwnym człowiekiem. - Choć powiedział to już któryś raz, to tym razem jego słowa zabrzmiały zupełnie inaczej, całkiem miło.
-Słuchaj powinnaś wracać już do domu. Twoi rodzice pewnie się martwią, podprowadzę cię.
-Jej, dzięki!
-Co do twojego bohatera... jest wiele ,,wysokich" potworów, w dodatku potwory rzadko kiedy są miłe. Nie wiem czemu jest twoim ,,bohaterem", ale lepiej zapomnij o nim.
-Potwory muszą być miłe, t-ty… ty jesteś miły!
-Co? ja wcale nie..Jesteś, aż tak głupia, że nie wiesz co się stało?
-Przyszedłeś, dotrzymałeś słowa, więc jesteś miły.
-.....
-Spotkamy się znowu?
-Co? niby po cholerę?
-Przyjdę po szkole, o tej samej porze co dzisiaj!- Byliśmy już na krańcu lasu. Dostrzegłam wtedy moich dziadków, którzy szybko do mnie podbiegli.
-Gdzieś ty była tyle czasu! Wiesz co mogło ci się stać?! Jak bardzo z dziadkiem się o ciebie martwiliśmy?- Spojrzałam na chwilę za siebie, ale mojego nowego kumpla już nie było. Przez całą drogę do domu tak jak i w nim wysłuchiwałam kazania od dziadków. Mimo to wcale nie zaprzątałam sobie tym głowy, myślałam tylko o moim nowym poznanym znajomym. Tak jak powiedziałam od razu po szkole pobiegłam w stronę lasu.
Chwilę chodziłam, aż w końcu go dostrzegłam.
-Hejka, przyszedłeś!
-Ja wc-cale na ciebie nie czekałem! Byłem tylko ciekaw czy na serio przyjdziesz. To wszystko, jasne!? - Zaśmiałam się. Musiał poczuć się urażony, bo skosił mnie swoim ogonem przez co upadłam na ziemie.
-Yo! nie będziesz się ze mnie śmiać, w dodatku to rewanż za to, że wczoraj mnie wywaliłaś!
-Hej!- Wstałam z ziemi i pobiegłam za uciekającym potworem. Nie trwało to długo, znów przewrócił się prosto na twarz. Uklęknęłam przy nim i uśmiechnęłam się.
-Pff, to twoja wina.. .
-Haha, jasne, że tak haha.
-Nie powinnaś się naśmiewać z potworów dziwaku- tym razem i on się szczerzył, co przemieniło się w nasz wspólny śmiech. Potwór podniósł się do siadu i spojrzał prosto na mnie.
-....Brian
-Co?
-Moje imię... Brian. Choć większość potworów nazywa mnie po prostu potworzym dzieciakiem. Co brzmi durnie, wolę swoje imię..... Jesteś inna niż reszta . Jesteś jak Frisk.
-Kim jest Frisk?
-To najfajniejszy człowiek na całym Świecie i mój najlepszy przyjaciel.
Tak  zaczęła się moja przyjaźń z Brianem. W tym czasie grupka Georga dała mi  spokój.  Ja i Brian, spotykaliśmy się w lesie. Nie udawało nam się widzieć codziennie. Czasem musiałam zostać w domu, innym razem żołnierze , nie odchodzili w ogóle od lasu przez co nie mieliśmy jak się prześlizgnąć.
Aż trudno uwierzyć, że tamtego dnia spędziłam w lesie tak dużo godzin. Innym zaś razem Brian mówił, że nie mogę się pojawiać przez kilka kolejnych dni w lesie i że to bardzo ważne. W szkole nadal nie miałam przyjaciół i nikomu też nie powiedziałam o Brianie i potworzym miasteczku pod Górą.  Tak właśnie minęło dwa lata naszej przyjaźni. Gdy mieliśmy po trzynaście lat stało się coś co wiele zmieniło. Władze ujawnili wszystkim istnienie Potworów. Ludzie bardzo różnie reagowali. Wiele rodzin pouciekało z naszego miasteczka. Często też przyjeżdżali reporterzy, dręczyli za równo jedną jak i drugą stronę lasu. Wraz z ujawnieniem się, Potwory zyskały możliwość przeprowadzki, na szczęście Brian nigdzie, się nie wyprowadzał. Tylko tyle udało mi się dowiedzieć, bo przez to wszystko nie mogliśmy się widzieć. Czekaliśmy, aż cała sprawa nieco ucichnie. Trwało to jakieś półtora roku. Wtedy ja i Brian znów zaczęliśmy ze sobą gadać, choć nadal rzadko. Aż  po jakimś czasie wróciliśmy do naszej dawnej rutyny.
-Tru~tu~tu
-Czemu się kręcisz i wydajesz te dziwne odgłosy?
-Spójrz na mnie, no spójrz! Mam nowy mundurek szkolny! Jako, że teraz chodzę do liceum, wreszcie mam mundurek. Widzisz ten znak na ramieniu? To herb naszej szkoły.
-Yo, serio nie masz się czym jarać tylko jakimiś łachami?
-No weź, teraz jestem w liceum, a to znaczy, że już nie jestem dzieckiem. Jestem prawie dorosła!
-Pf..hahaha, w którym momencie niby jesteś dorosła? Jesteś tym samym dziwnym dzieciakiem co zawsze.
-Wcale nie!
-Ciągle gadasz jakieś głupoty, kręcisz się w kółko, wydajesz dziwne dźwięki i śpiewasz do siebie.
-Przestań!
-No, tylko jedno się zmieniło, gdzie twój przerażający ,,bohater-potwór", księżniczko? Ratuje właśnie kogoś z opresji, czy gasi pożary? A może przerabia, niegrzeczne dzieciaki na jedzenie? Co z twoją wielką miłością i tajnymi poszukiwaniami? Tak po prostu porzucać Potwora, którego darzyło się tak wielką miłością. Yo, jesteś zdecydowanie okrutna.
-C-co ja wcale... nigdy nie mówiłam, że... .
-Pf haha, co to za durna mina?
-Och, przestań już- Popchnęłam go delikatnie śmiejąc się, na co on mi odpowiedział wrednym uśmieszkiem.
-Sam ciągle tylko chodzisz i gadasz o tym jak wspaniały jest Frisk
-Bo jest,  w końcu to on nas uwolnił i poza tym jest na prawdę fajny, sama byś tak uznała, gdybyś go spotkała..!
-Um, to mi coś przypomniało, kiedyś powiedziałeś, że jestem do niego podobna,
 co miałeś na myśli?
-Cóż..- Potwór lekko się zarumienił i odwrócił wzrok.- Nie jestem pewny jak ci to wytłumaczyć, po prostu, oboje macie coś dziwnego w duszach co  was wyróżnia od reszty ludzi.
-Co masz na myśli?
-Przecież powiedziałem, że nie wiem jak ci to wytłumaczyć! Tego nie można zdefiniować, po prostu czuję... że jesteś inna,  w twojej duszy można wyczuć coś... coś znajomego.....po prostu jesteś dziwna. - Ostatnie słowa wypowiedział śmiejąc się ze mnie
-Hej! Znów zaczynasz
-Patrzcie no, to znów ta POTWORNA parka. - Usłyszeliśmy nam dobrze już znany głos, tak
 to znów był George, a w oddali  jego znajomy. Tak jakby naśmiewanie się ze mnie było jego sensem życia. Po tej całej aferze z Potworami nie mogliśmy już ukrywać tego, że się przyjaźniliśmy. Każdy w miasteczku już to wiedział. Moim dziadkom na całe szczęście to nie przeszkadzało. Opinie innych za to mnie nie interesowały. W końcu i tak z nikim innym nigdy się nie przyjaźniłam....
-Co jest rudzielcu, nie potrafiłaś gadać z normalnymi ludźmi, to zaczęłaś zadawać się z dziwadłami?
-Lepiej to cofnij, inaczej będziesz żałować.- Brian stanął, pomiędzy mną a Gerogem
-Ha! a co niby chcesz mi zrobić? Wiesz jak traktowane są Potwory? Wystarczy, że mnie tkniesz, a skończysz w puszce.- Brian szybko się zdenerwował, mocno zacisnął zęby, po czym zaszarżował prosto na George. Zatrzymał się tuż przed chłopakiem, jednak ten mimo wszystko odskoczył i głośno krzyknął ze strachu.
-Co jest koleś? Nawet cie nie tknąłem. - Brian uśmiechał się zwycięsko, patrząc na swojego przeciwnika. Kumpel Georga się zaśmiał, co jeszcze bardziej zirytowało chłopaka.
-Ty! I tak któregoś dnia skończysz jako popiół! Ciekawe co wtedy zrobisz Rudzielcu? Gdy nie będzie nikogo przy tobie? - Wykrzyczał i podszedł do swojego znajomego.
-Jak ja go zaraz...
-Już starczy.- Zatrzymałam mojego przyjaciela. Pomimo gniewu usłuchał mnie. -
-On tylko próbuje cię podpuścić, nie warto. - Ludzie na prawdę bardzo różnie reagowali na naszą znajomość. Brian zawsze szybko się denerwował, nie raz musiałam go powstrzymywać przed głupstwami. Ale wszystko co robił, było po to by nas chronić, mnie chronić. Byłam mu za to bardzo wdzięczna. Nie myślałam wtedy, o rozstaniu. O tym jak moje życie tutaj, wyglądałoby bez niego. Jednak, nie oczekiwanie do tego doszło. Któregoś dnia Brian powiedział mi, że wraz z rodziną się wyprowadza. Jego rodzice nie chcą już dłużej  mieszkać przy ich dawnym więzieniu. W dodatku słyszeli o mieście, gdzie przedstawiciele ich rasy są  w miarę dobrze traktowani. Nie chciałam by mnie zostawiał, ale nic nie byłam w stanie zrobić, zostaliśmy rozdzieleni.  Na początku staraliśmy się utrzymać kontakt. Jednak coraz trudniejsze się to wydawało. Brian co raz mniej chętnie się odzywał. A ja przez pewne doświadczenia w liceum, całkowicie przestałam się z nim kontaktować.
Tak nasza przyjaźń, została zerwana.
Po zakończeniu liceum zaczęłam pracować w pobliskim sklepiku. Bardzo zależało mi, by uzbierać wystarczająco pieniędzy, by wyjechać do stolicy . Nie zamierzałam studiować, chciałam spełnić swoje marzenie- zostać piosenkarką. Mając 20 lat wyprowadziłam się z Golden Hills. W stolicy znalazłam zatrudnienie jako kelnerka w małej kawiarence. Czasem też pracuję dorywczo, jako hostessa lub roznoszę ulotki. Zaczęłam wynajmować małą kawalerkę na obrębie miasta. Żyłam spokojnie , przeszukując jednocześnie i chodząc na wszelkie rozmowy kwalifikacyjne dotyczące pracy jako wokalistka, Ostatnie zgłoszenie dotyczyło, stałej pracy jako piosenkarka w bardzo szykownej restauracji. Mam wielkie nadzieje co do tego. Był już wieczór gdy wracałam z tej rozmowy. Wtedy znów natrafiłam na niego. Zobaczyłam z oddali Briana. Nie wiele się zmienił od czasu liceum. Choć często wracałam do dziecinnych wspomnień, nie spodziewałam się, że znów go ujrzę. Nie pewnie, podbiegłam do niego,
by się przywitać. Skoro go spotkałam, mogło to oznaczać, że gdzieś mieszka w pobliżu, a to z kolei, że może uda nam się odbudować naszą relacje. 
-Brian!- Potwór odwrócił się szybko na dźwięk mojego głosu, zrobił zaskoczoną minę, która szybko zamieniła się w radość. Ten uśmiech dodał mi nadziei, że wszystko możemy jeszcze naprawić i pod wpływem tego uczucia rzuciłam mu się na szyję.
-Lucy! Nie mogę uwierzyć, że znów cię widzę!- Brian odwzajemnił mój uścisk, wtulając swój pysk w moje ramię.  Razem udaliśmy się do pobliskiej kawiarenki, by swobodnie porozmawiać. Znów byliśmy razem. Tak jak kiedyś, ja i mój najlepszy przyjaciel.  Bardzo chciałam, by wszystko było jak dawniej. Ale takie szczęście... nie było już mi chyba pisane.

Czas ruszyć z kolejnym eventem!
Ledwo z półek ściągnięte zostały znicze, a na ich miejsca wszedł uśmiechnięty Rudolf i gruby Mikołaj. 

Prace mogą dotyczyć nie tylko Gwiazdki i Świąt Bożego Narodzenia, ale także Sylwestra oraz wszystkiego co łączy się z tematyką Zimy.  Zima może być też po prostu tłem przygód. 

Każdy może wziąć udział. 

Fandom nie jest ustalony, tak więc może to być co chcecie, także radosna twórczość własna, czy po prostu przepisana na nowo baśń legenda - może napiszecie własne zakończenie do Królowej Lodu? 

Przyjmowane są prace graficzne pod postacią obrazków (do pięciu)

Zdjęcia (do pięciu)

Komiksy (do pięciu)

Opowiadania / One-shooty (do 15 stron) 

Mogą być prace +18, lecz proszę to wyraźnie zaznaczyć. 

Nadesłanie jednego nie blokuje możliwości nadesłania drugiego.

Wszystko co chcecie umieścić w evencie proszę słać na maila:
yumimizuno@interia.pl
W tytule wpisując - ZIMA - nick
W treści maila jeżeli macie jakąś stronę którą chcecie podlinkować do swoich prac można podać. 
Jeżeli chcesz podesłać dajmy na to obrazek i opowiadanie, robisz dwa mile. Bo prace nie są ze sobą powiązane. Jeżeli obrazek będzie do opowiadania - można to słać w jednym mailu. 
Termin nadsyłania prac 23 grudnia 2017 roku 23:59:59
Tematyka ma dotyczyć Zimy. Jak powiedziałam. Mogą to być Święta Bożego Narodzenia, Sylwester, zima sama w sobie, zabawy w śniegu, ferie. 
Nic ponad to nie jest ustalone. Tak więc mogą to być przygody Sansa w domu Świętego Mikołaja. Może to być historia jak Tom zapragnął zniszczyć Gwiazdkę. Albo jak Nick wybrał się w środku zawieruchy po ciastka dla Judy. A może chodzi Wam po głowie inna historia? Śmiało! Piszcie! 

Nasze prace zostaną zebrane w tomik, który zostanie udostępniony.

Zima i okres świąteczny są dla mnie wyjątkowe. Nie wiem jak dla was. Mimo tej całej tandety i kiczu na jaki wszyscy narzekają, potrafię znaleźć magię świąt, tak straszliwie upragnioną przez wszystkich. Chciałabym, aby Wasze prace spróbowały wykrzesać iskry magii jaka w Was drzemie. Jakiej pragniecie, za jaką tęsknicie. Aby nasze wspólne prace stały się źródłem ciepłego płomienia miłości, który rozgrzeje serce każdego kto sięgnie po tę pozycję. 

No i w wtedy mam urodziny, ale to ciiii~
Notka od autorki: Opowiadanie z serii "x Reader", osadzone w uniwersum Underswapu, po ścieżce Prawdziwego Pacifisty, bez żadnego wcześniejszego resetu, dostosowane raczej pod kobiecego czytelnika. Ale panowie również są serdecznie zaproszeni do lekturki!
Głównym paringiem jesteś tutaj Ty x Error. Jakim cudem? Wyjdzie oczywiście w trakcie ;3.
Wcielasz się w dwudziestoletnią dziewczynę, chorującą na złośliwego raka kości, fachowo zwanego chrzęstniakomięsakiem, o którym więcej informacji czeka w pierwszych rozdziałach.
Co jeszcze warto wiedzieć? Od zniszczenia bariery minęły prawie dwa lata. Mieszkasz sobie na spokojnych przedmieściach miasta u podnóża góry Ebott, w uroczych staroświeckich blokach. Od samego początku Twoimi sąsiadami są leniwy Honey i ruchliwy Blue, z którymi mieszka wiecznie uśmiechnięte dziecko- Chara. Ludzie są raczej pokojowo nastawieni do potworów, z nielicznymi wyjątkami, które raczej przestały już mieć miejsce.
No i, jesteś niższa nawet od Blue, więc przy Errorze będziesz bardzo niziutka.
×Występują przekleństwa i rozdziały +18, te jednak będą na wstępie odpowiednio oznakowane!×
Autor: LittleFell
SPIS TREŚCI
Ten Błąd nieźle mnie wystraszył!
Ten Błąd potrzebuje prawdziwego przyjaciela.
____ jest bardzo dobrym człowiekiem!  (obecnie czytany)
...

- K͙͡u͈̼͍͞r̺͉̺̙̪͕͠w̫̳͖͔a͎͓̬̜̤ͅͅ, p҉̻̞̩̟o̼͢ ̥̤p̱̪̯͟r҉̰̼os҉̬̻̥͙͍̻͍t͙ù̟̖ ̠̲͎̘̥̱t̛̝̤͖o͍̖͙͉͉̯̕ ̰̫̥̮̼w͕͖͉̖͠y̬j̢̞m̶̼̪̺͉̮̩i̫͈̹͍̬̭j̷!̗̹͡ͅ

- Nie! Jeśli połamię Ci żebra, czuje że zginę!

- Ni͏e̴ p҉oł͟a͠m̧ies̨z͠ m̛oic͟h͝ p̢įér̶dolonych͘ że͞b͏er̸,̛ p̢o͟ ͞pr̕o͞st͟u z͏ł͜ap to ͘i p͞o͢c̨iągńi͝j̕!͏

____ klęczała przed szkieletem, zaciskając kurczowo palce na rączce kombinerek które wygrzebała parę minut temu z wielkiej skrzynki z narzędziami. Siedziała tak już od kolejnych kilku minut, kłócąc się i z nim, i ze sobą, czy wyciąganie naboju spomiędzy jego żeber na pewno nic mu nie zrobi. Errora właściwie to bawiło. Była tak zdeterminowana by nie zrobić mu krzywdy, że automatycznie wywoływało to u niego krzywy uśmiech. W końcu, nikt nie był dla niego tak delikatny jak ta mała idiotka.

No, prawie.

- No __̶__, dąwa̷j.͡ N̕i͝c mi͢ nie̶ ͞będzie, ̵ser̴io̵. ͏A na̢wet j̢e̴śli- ͏s͝z̵ybko͜ się̕ u͏l͜e͘czę͞.̢ W̢ k̀o͘ńcų m̛a͞m̡ m̵àgię, t̛à? - westchnął, rzucając lekko przestraszonej dziewczynie zrezygnowane spojrzenie.

Bawiło go to, ale jednocześnie chciał by dziewczyna w końcu przestała się bać. Sposób w jaki na niego patrzyła tymi swoimi jelenimi oczami wcale mu się nie podobał, ba, przywracał zbyt wiele bolesnych wspomnień. Wspomnień, o których wolałby raz na zawsze zapomnieć.

____ zagryzła dolną wargę, wydając z siebie coś na wizerunek jęknięcia pomieszanego z głośnym westchnięciem, a na jej twarzy pojawił się bardziej zdeterminowany wyraz. Przy okazji zniknęła z niej ostatnia oznaka niepokoju, co z kolei wywołało większy uśmiech na twarzy Errora.

- Dobra.. Ugh, więc jak mam to złapać? W ten sposób? - zapytała, pochylając się nad nim i delikatnie łapiąc wystający koniuszek naboju kombinerkami. Szkielet zachichotał, widząc z jaką delikatnością jego przyjaciółka obchodzi się z nim i jego.. problemem.

- P̀o̸ ṕi̷erwsz̢e __͘_͜_͢,̶ prz͞y͏su̕ń̕ ͞się ͟b͏liż̶ej,͜ ͟bo ͜j̨e͞ste̢ś̢ za da͘leko.́ ̷Na ̢o̶dl͞egł̨ość́ ̷tégo ̀n͘i҉e zrobisz, idiótk͏o̶. P̶o dr͝ug͜ie͜,̷ ̢źle z̴łapałaś, ̨n̷àb͘ó̶j͜ ͡s͏i̧ę ̶ẃyśli̴z̛g͏ǹi͘e.́ ҉Sprób̧u͏j ́m͝oże ͢t̕a̡k.

Równocześnie z wypowiedzeniem ostatnich słów, objął palcami dłoń kobiety i zaczął nią manewrować tak, by przesunęła nią po rączce kombinerek w jego kierunku, tym samym bliżej szczypiec narzędzia. Wiedział, że tak będzie jej wygodniej.
No i, takim sposobem zmniejszył ryzyko zsunięcia się jej dłoni z rączek zaciśniętych kombinerek.

Przez jeszcze kilka minut tłumaczył jej co ma robić, przy okazji prezentując to wolną dłonią na wyimaginowanych kombinerkach gdzieś w powietrzu obok kobiety. Starał się usilnie ignorować przyjemne uczucie rozchodzące się po paliczkach jego prawej dłoni, którą wciąż zaciskał na dłoniach ____, chcąc jak najdłużej instruować przyjaciółkę. Dziwiła go miękkość i ciepło jej skóry- chociaż wiedział że jest ciepła i konstrukcją różni się od jego kości, nie sądził iż różnice są tak wielkie. Magia której używały szkielecie potwory kształtowała się tak, by jak najlepiej symulować w dotyku ludzką skórę. Ich prawdziwe kości były cholernie niemiłe w dotyku, wiecznie chłodne i czasem wręcz szorstkie. Magii zawdzięczają niezwykłą miękkość i przyjemne ciepło, które przy odrobinie szczęścia inni mogą wyczuwać stojąc przy szkieletach w stosunkowo niewielkiej odległości. Nie, żeby Errorowi jakkolwiek to służyło. W końcu i tak nikt nie podchodził do niego, nawet jeśli było to konieczne.

Ale on podchodził.
Podchodził powoli, skutecznie przebijając się przez wszystkie osłony i mury które wokół siebie budował przez lata. Zdobywał Errora szacunek, zaufanie, sympatię. Uśmiech, wesołość, rozbawienie.
Miłość, pocałunek.
A teraz? Gdzie jest kurwa teraz, po tym wszystkim co mu zrobił?

- Error? To boli, nie zaciskaj ich tak.

Otworzył szeroko oczodoły, przenosząc się gwałtownie myślami do teraźniejszości. ____ wpatrywała się w niego z nieopisanym wyrazem twarzy, zaciskając mocno wargi. Mógł przysiąc, że boleśnie. Dlaczego tak? Wtedy do niego dotarło co właściwie robi. Przeniósł spojrzenie na ich dłonie. Palce dziewczyny które kurczowo ściskał zaczęły nabierać niebezpiecznego szarego koloru, a reszta jej ręki lekko aczkolwiek dostrzegalnie drżała. Natychmiastowo poluzował uścisk na nieszczęsnej dłoni, mrucząc ciche przeprosiny. ____ posłała mu w odpowiedzi uśmiech, właściwie nie wiedział dlaczego. Nie ukrywał, zakłopotało go to wielce. Nie przywykł do takich zachowań. Właściwie, to po prostu od nich odwykł.

- To skoro już wróciłeś na ziemie, zajmiemy się w końcu tą kulą? - zapytała, a spojrzenie szkieletu natychmiast wróciło na jej pogodną twarz.

Przez chwilę szukał jakiś słów potwierdzenia, nie miał pojęcia dlaczego przychodziło mu to z taką trudnością. Ostatecznie jednak po prostu kiwnął jej czaszką na potwierdzenie, odrobinę mocniej zaciskając palce na jej dłoni, chcąc w ten sposób pomóc dziewczynie.
Nie wiedział czy chce ją pytać o ten dziwny, ciągle błąkający się po jej ustach uśmieszek. Postanowił więc go po prostu zignorować, przechodząc do konkretów.

Nie miał pojęcia jak dużo czasu spędzili nad próbami wyjęcia naboju spomiędzy jego żeber. ____ wiele razy potrzebowała odsapnąć po równie wielu nieudanych próbach usunięcia problemu, a szczerze i jego to męczyło. Nieznacznie, lecz jednak. Jednak oni on, oni ona nie myśleli się poddawać. Error nie chciał przyznać się, że w pewnym momencie dotyk dziewczyny zaczął uaktywniać w nim jego fobię. Pierdolone kurestwo, które wielokrotnie niszczyło mu wiele planów.
Wszystkim wokół wmawiał- oczywiście tym którzy wiedzieli o tej.. słabości?- że miał to od samego początku, dokąd sięgała jego dotknięta częściową amnezją pamięć. Ale ha, nie potrafiłby nigdy komukolwiek powiedzieć skąd naprawdę się wzięła. Tą część jego pamięci również pragnąłby objąć amnezją.

Zapomnieć o tym, dlaczego stał się taki jaki jest teraz.

- Dobra Error, teraz nam się uda! - zawołała entuzjastycznie ____, wbiegając na pełnym gazie do salonu w którym swoją drogą się znajdywali. Na twarzy szkieletu zamajaczył grymas zdziwienia. Kiedy ona wychodziła?
Uśmiechnął się jednak z wymuszeniem, tak jak zawsze to robił.
Kurwa, kiedy jego uśmiech ostatnim razem był w pełni szczery?

- H̷e͟h̵,҉ j̕às̷ne͡.͢ Mówi̴ła̴ś̨ to͘ j̀uż҉ p͠i̶ę̷ć͟ ̡r̴a҉z҉ó̀w ̧wc͟ześ҉ńi̛e͟j͏.

- Ale tym razem mam przeczucie!

Po pokoju echem rozniósł się jego śmiech. Nie był on jednak osamotniony. Jego przyjaciółka dołączyła do niego, przy okazji pokonując ostatni odcinek który dzielił ją od siedzącego pod ścianą Errora. Błąd wprawdzie śmiał się i uśmiechał szeroko, lecz w głębi duszy nie chciał tego robić. Marzył jedynie o tym, by w końcu odebrać czyjeś pierdolone życie.
Mógł to zrobić. Wtedy, w jej księgarni. Chciał ich zabić. Każdy atom w jego ciele był za tym, by zrobić z nich krwawą miazgę, rozszarpać duszę, a głowy ozdobić wstęgą i powiesić pod sufitem. Ale wtedy zginęłaby ____. Czy jeśli podobna sytuacja miałaby znów miejsce, postąpiłby inaczej?
Error w głębi siebie chciał wierzyć, że dałby jej umrzeć. Lecz nadal wszystko w nim krzyczało, że życie jego przyjaciółki było dla niego istotniejsze niż chęci i potrzeby zabrania czyjegoś istnienia.
Wiedział, że bez wahania zrobiłby dla niej to samo jeszcze raz, nie ważne jak bardzo miałby się wzbraniać.
Najbardziej gnębiło go jednak pytanie,

dlaczego jej życie znaczy dla niego tak wiele?

- Error? Dzieje Ci się coś? Ciągle gdzieś odpływasz - dotarł do niego zmartwiony głos ____, która siedziała już przed nim po turecku, dłonie zaciskając znów na kombinerkach. Szkielet zamrugał. Nie sądził że do tego stopnia pochłoną go jego własne myśli, iż zacznie ignorować całe jego otoczenie. Zwykle był upierdliwie skupiony, nie mógł pozwolić sobie na.. wyluzowanie? Chyba mógł to nazwać w ten sposób. To AU wpływa na niego gorzej niż on.

Jednak, jego usta przyozdobił szeroki, aczkolwiek wymuszony i mający na celu drwiący uśmiech. Wyuczony, jak wszystko co robił do tej pory.

- Wi̛e͘sz ̨ró̕ż̡y͝czko, ̕od̶pływ͝am ̛tąk̷ z̴a͞ ka҉żd҉y͡m̕ ͏razem ͠gd̴y̢ ząc͘zy̢n͏as͡z p̨rzyn͢ùd̨zać ̕- mrugnął do niej, szczerząc się jeszcze szerzej, gdy dziewczyna nadęła w zdenerwowaniu wargi i prychnęła.

Zdecydowanie, granie jej na nerwach było jednym z jego nowych ulubionych zajęć.

- Miejmy to już za sobą - mruknęła. Error mógł przysiąc, że dodała coś jeszcze pod nosem. Dałby sobie za to odciąć obie nogi i wyrwać jelito którego nie ma. Jednak nie skomentował tego, po prostu zgodził się z nią i po raz nie wie który objął dłonią tę należącą do dziewczyny.
Kolejna rzecz do której nie śmiałby się przyznać nigdy w życiu- jej dotyk na jego kościach powoli acz systematycznie przestawał wywoływać u niego większe ataki dotykowego wstrętu. Nie miał pojęcia dlaczego, tak po prostu chyba musiało być i tyle. Error już dawno przestał bawić się w myślenie nad takimi drobiazgami, on nauczył go by nie analizował tak dokładnie każdej rzeczy która mu się przydarzy.
Tej konkretnej nauki trzymał się solidnie.

Kolejne kilkanaście minut spędzili na kolejnych i kolejnych próbach. Error widział pojawiającą się na twarzy ____ rezygnacje, gdy wszystkie następne próby nie przynosiły żadnych widocznych skutków. Błąd zaczął zastanawiać się nad tym, jakim cudem ten nabój utknął tak mocno. Wiedział, że siła wystrzału z takiej broni jest ogromna i zdawał sobie sprawę z tego, iż usunięcie pocisku będzie trudne. Lecz aż tak?
Uzmysłowił sobie w końcu, że nie dadzą rady sami pozbyć się tego dziadostwa. Mógł wprawdzie użyć magii i spróbować usunąć ów rzecz, ale miał przeczucie, że ta próba zakończyła by się niepowodzeniem. Ci ludzie na pewno nie używali zwyczajnej broni. Nie była w końcu przeznaczona na ludzi, a to, że chcieli pozbyć się ____ za jej pomocą było zwykłym przypadkiem.
Westchnął cicho, unosząc czaszkę którą ciągle trzymał opuszczoną, by spojrzeć na kobietę. Był przygotowany ujrzeć jej zrozpaczoną przez niepowodzenie minę. Lecz w zamian poczuł się dziwnie zaskoczony. Na twarzy jego przyjaciółki widniała zupełnie nowa, nie znana mu wcześniej odmiana.. determinacji? Poczuł pod palcami jak zaciska mocniej dłoń na rączkach kombinerek i po chwili poczuł mocne szarpnięcie, przez które musiał zaprzeć się nogami o podłogę. Nie spodziewał się po niej takiej siły. Lecz może był to tylko skutek jego dezorientacji i nieprzygotowania? Postanowił nie zagłębiać się w to, a znów spróbować pomóc dziewczynie. Sam zacisnął mocniej palce na jej dłoni i zaczął ciągnąć, równocześnie ciałem przylegając do ściany najmocniej jak potrafił.
Siłowali się tak z upartym przedmiotem przez kilka dobrych minut. Kilka razy chciał przerwać ____ i powiedzieć jej by chwilę odpoczęła, lecz widząc tą wielką determinacje na jej twarzy natychmiastowo rezygnował. Jej zdeterminowanie przywodziło mu na myśl Frisk z Flowerfell, które miał w przeszłości zaszczyt kilkukrotnie odwiedzać. Dziewucha była tak samo uparta jak ona, nigdy nie przeszło jej przez myśl nawet się poddać, choćby nie ważne jakie trudności przyszło jej przezwyciężyć. Czuł w kościach, że jego przyjaciółka również należy do tego typu osób.

Próbujących do oporu.

Ciszę zakłócaną tylko ich świszczącymi ze zmęczenia oddechami przerwał nagle głośny szczęk i pyknięcie towarzyszące nagłemu wyrwaniu naboju spomiędzy Errorowych żeber. W tym momencie żałował że trzymał tak mocno dłonie ____. Dlaczego? Ano właśnie dlatego, że w tej chwili leciał razem z nią do przodu, w żaden sposób nie mogąc temu zapobiec. Kurwa, to był najgorszy pomysł w jego życiu. Najgorszy! Nigdy więcej kurwa nikomu w niczym nie pomoże, n i k o m u.
Przynajmniej na czas zdążył puścić jej dłonie i oprzeć się własnymi o podłogę, dzięki czemu był, w jego mniemaniu, bezpiecznej pozycji, bez możliwości dotknięcia go przez leżącą na plecach dziewczynę. Wgapiał się w nią, zauważając powoli nabierające czerwieni policzki. Nie mógł się powstrzymać od cichego parsknięcia śmiechem- nie oszukujmy się, ____ wyglądała teraz przekomicznie, z tą czerwoną z zawstydzenia facjatą i uciekającym na boki spojrzeniem. Nie rozumiał dlaczego tak się zawstydziła. Przecież to był tylko wypadek.
Poczuł jak dziewczyna kręci się pod nim, jakby chcąc posuwistym ruchem wężowym wydostać się spod niego. To tylko bardziej go rozbawiło. Jej próby były przekomiczne. A gdyby tak.. Podroczyć się z nią? Chętnie zobaczyłby jeszcze większe zażenowanie na jej gębie.

Już miał zacząć swoją okrutną zabawę z nią, gdy usłyszał donośny huk z przedpokoju. Jego plany natychmiast wystrzeliły jak z armaty poza jego umysł, a on sam zorientował się co właściwie chciał zrobić. Na jego kościach policzkowych wykwitł ogromny złocisty rumieniec, a on sam natychmiast przeniósł się jak najdalej ____, w panice wręcz używając do tego skrótu.
W efekcie wylądował tyłkiem na stoliku, z którego następnie sturlał się i zarył czachą w podłogę z głośnym "KURWA JEGO JEBANA MAĆ".

- CZEŚĆ PRZYJACIELE! PRZYBYŁ DO WAS WIELKI SANS, BY URATOWAĆ WAS Z OPRESJI... OH, RAJUŚKU, CZY WYBRAŁEM ZŁY MOMENT? - dobiegł go donośny, pełen entuzjazmu i przesłodzony do porzygu głos, którego właściciel chwilę  później przekroczył próg salonu, co Error zarejestrował kątem oka.

Dlaczego to się stało. Czy aż tak nagrzeszył? Mógłby teraz przepraszać Stwórców na kolanach i błagać o nowe życie, byleby nie być teraz w jednym pokoju z tym srającym tęczą i rzygającym cukierkami szkieletem. Poczuł w głębi swojej duszy, jak jego magia zaczyna wirować i kręcić się niespokojnie, obijając o brzegi jego jestestwa, a po chwili wydostając się poza wyznaczone granice i ocierać o kości. Wystarczyłby jeden ruch ręką by zmienić Jagodę w kupkę żałosnego kurzu. Każda część w nim chciała by to uczynił, by zabił Blue. By zdarł mu ten jego parszywy uśmiech z mordy. Sprawić cierpienie jego bliskim. Sprawić, by czuli wszechogarniający ból po stracie tego wesołego pajaca.
Był bliski zrobienia tego, co tak bardzo pragnęła jego dusza. Co on tak bardzo pragnął zrobić. Unosił już dłoń w kierunku roześmianego głąba, koniuszki jego paliczków zaczęły jaśnieć słabym żółtym blaskiem, który towarzyszył każdemu poprzedniemu razowi gdy miał zamiar użyć swojej magii.
Destruktywna energia napierała na jego kości, żądając unicestwienia Jagody. Zaczęło mu szumieć w głowie od chęci mordu. Czy kiedykolwiek była tak ogromna? Nie pamiętał. W tym momencie nie chciał pamiętać- teraz po prostu chciał spełnić swoje pragnienie odebrania komuś życia, które wręcz szumiało mu w głowie.

Ale wtedy dotarł do niego jej śmiech, jej pełen zażenowania śmiech który zmiótł w drobny mak wszystkie jego destrukcyjne pragnienia. Jego lekko wyciągnięta ręka opadła natychmiastowo, a on sam z prędkością światła zwrócił czaszkę w kierunku z którego dobiegła go ta melodia. Po całych jego kościach przeszedł dreszcz, którego od dawien dawna nie czuł. Chciał zacząć krzyczeć i protestować, gdy obraz klęczącej i śmiejącej się dziewczyny zaczął rozmazywać mu się przed oczami. Świat wokół niej oraz ona sama zaczął się rozpadać, tworząc wiele ścięć i błędów, jak stare ściny w Windowsie XP. Jedyne co zdążył zrobić, nim wszystko co widział pokryły błędy, to szybkie zamknięcie oczu.
A potem była już tylko ciemność.

Error.exe przestał działać.



- Error? Error, znowu się ściąłeś! Wracaj już do mnie, co?

Błąd już od kilku dobrych minut był sobą, ale lubił to zainteresowanie które w takich chwilach dawał mu jego skarb. Cieszył się że potrafił utrzymać kontrolę nad śmiechem tak długo, by drugi szkielet nic nie zauważył. W końcu nie musiał wiedzieć, prawda?
Szkielet zawsze wykorzystywał te chwile, by pobyć dłużej w ramionach malarza, który zwykle wtedy brał go na ręce, lekko kołysał na boki bądź po prostu czule szeptał równie czułe słówka. Nie, żeby nie robił tego wcześniej. Te jednak momenty mają swój specyficzny urok, który przed miesiącami podbił serce Errora.
Tym razem w milczeniu trzymał go na kolanach, dłonią gładząc Błąd po czaszce z czułością kochanka. Jedyny typ dotyku, którego Error wręcz łaknął i nigdy nie miał go dość. Coś w malarzu wywoływało u niego tyle pozytywów, że aż sam się dziwił iż potrafi mieć w sobie tyle dobrych uczuć. Dowiedział się o tym dopiero gdy on przyszedł i dał mu swoją bezcenną miłość.
Leżał więc na nogach drugiego szkieletu, z błogim spokojem wsłuchując się w jego oddech i poddając przyjemnemu dotykowi na kościach.

Nie miał pojęcia ile czasu spędzili w ciszy, gdy malarz w końcu ponownie się odezwał.

- Tęsknię, Error.

Co? Dlaczego miałbyś tęsknić? Przecież jestem z Tobą cały czas.

- Nie powinienem był wtedy od Ciebie odchodzić, chociaż zrobiłeś głupstwo.

Jakie głupstwo? Nic przecież złego nie zrobił.

- Przepraszam Cię. Powinienem wtedy być mądrzejszy i zostać przy Tobie. Wtedy nadal bylibyśmy szczęśliwi razem, a ty nie musiałbyś teraz tkwić w tym AU.

Jakim AU? Przecież jestem z Tobą w Pustce, o czym Ty mówisz?

- Wróć do mnie, Ruru. Obiecuje, że tym razem już Cię nie opuszczę i nie zawiodę.

.....

- Ale.. Gdybyś nie chciał, właściwie mógłbyś tam zostać.

.....

- Ona jest do mnie bardzo podobna, prawda? Widziałem stąd jak posyłasz jej spojrzenia z ukosa tym swoim wzrokiem. Na mnie kiedyś również tak patrzyłeś, pamiętasz?

.....

- Lecz mimo wszystko, ona nigdy Ci mnie nie zastąpi, Error. Wiesz o tym doskonale. Jest tylko człowiekiem i nie będzie w stanie zapewnić Ci niczego.

O kim Ty kurwa mówisz, co?

- Jeśli ona już znudzi Ci się, Error, po prostu pomyśl o mnie, okej? Zabiorę Cię wtedy z powrotem i znowu będziemy szczęśliwi we dwoje, tak jak powinno być.

.....?

- Teraz.. Otwórz oczy, co? Chce je zobaczyć jeszcze raz.

Error nigdy nie umiał mu odmawiać, nawet jeśli bredził od rzeczy, tak jak teraz. Odkąd zaczął go kochać, wykonywał posłusznie rzeczy o które prosił jego chłopak. Teraz też nie myślał nawet o tym by mu odmówić.
Otworzył oczy.
Zamierając z szokiem w następnej chwili.

Po kościach policzkowych jego ukochanego płynęły wielobarwne łzy, od których jego oczodoły mieniły się i błyszczały jak miliony gwiazd. To połowicznie dzięki ich pięknu zaczął darzyć uczuciem tego małego, głupiego malarza.
Ale nienawidził gdy płakał. Chciał wtedy dosłownie rozszarpać tego, który wywołał u jego ukochanego potok smutku. Lecz teraz nic nie mógł zrobić- nie wiedział dlaczego on płacze, a to co mu ciągle mówił było tak bezsensowne i wręcz nierealne, że odebrało mu mowę, dosłownie. Chciał mu coś powiedzieć, cokolwiek, by tylko przestał płakać. Ale poza zacinającym się sykiem nie był w stanie nic z siebie wydusić.

Wtedy poczuł oplatające go w pasie ramiona białego szkieletu, które w następnej chwili mocno go do siebie przyciągnęły. Znów zaczął tracić wzrok, glitchował się coraz bardziej i bardziej, a wszystkie dźwięki wokół zagłuszył pikający dźwięk oznajmiający zbliżający się reset systemu.
Gdy został już całkowicie pozbawiony wzroku, a wszystkie otaczające go dźwięki to był donośny szum- jak starego, zaciętego na maksa telewizora-, został przez malarza posadzony z powrotem na posadzce.
Czuł na kości policzkowej delikatny dotyk dłoni jego chłopaka, który z czułością i największą delikatnością głaskał go po twarzy. Wtedy, gdy zdawał się już tracić wszelki kontakt z rzeczywistością, dobiegły go ostatnie słowa Inka:

- Jeśli możesz być z nią szczęśliwy przez jej ostatnie miesiące życia, po prostu to zrób. Jeśli jest taka jak ja- dasz radę ją pokochać. Nie zapieraj się, dobrze Error? To jest ostatnie co chce Ci powiedzieć.

........

- I pamiętaj że Cię kocham.

Error.exe przestał działać.



System ponownie działa poprawnie.

- AA͠A͡H̡, ̸KUŔWÀAAA̵!͡ ͢

Przyznaje, nigdy nie dochodził do siebie po ścięciu z takim okrzykiem. No i... Zwykle pamiętał co działo się podczas jego zawieszenia. Teraz w głowie tłukły mu się zamglone wspomnienia, które uciekały za każdym razem gdy próbował sięgnąć do nich, by przypomnieć sobie co miało miejsce. Nie wiedział czemu po prostu nie był w stanie.
Poddał się, zaprzestając skazanych z góry na porażkę prób ocucenia pamięci i zaczął analizować sytuacje w której obecnie się znajdował. Był pewien, że wciąż przesiaduje w mieszkaniu ____. Leżał w końcu na jej kanapie, okryty kocem z jaśkiem pod głową. Pamiętał jeszcze, że przed zawieszeniem pół-leżał, pół-siedział przy stoliku do kawy na który się przeniósł. A teraz był na miękkiej kanapie, opatulony jakby co najmniej miał zamarznąć.
Usiadł powoli, nie chcąc się narazić na atak bólu głowy, który dosyć często towarzyszył mu przy poważniejszym restarcie systemu. Ten jednak nie nadszedł, co natychmiast poprawiło mu humor- nienawidził tej migreny.

Rozejrzał się po pokoju.
Pierwsze co rzuciło mu się w oczy to to, że był sam. Nie było ani ____, ani Jagody, co właściwie odrobinę go zmartwiło. Co jeśli jeden z tych pajaców przyszedł gdy był nieprzytomny i zrobił im coś, bo jego uznał za już martwego? Zacisnął z nerwów palce na kocu. Może przesadzał. W końcu w pomieszczeniu nie było żadnych śladów walki. Gdyby faktycznie coś takiego się stało, na pewno panowałby tu bałagan, a jest tak samo jak było. W końcu wiedział, że ta narwana wariatka prędzej by zginęła, niż poddała bez walki. To go trochę uspokoiło.
Przez chwilę rozmyślał nawet nad tym, czy by nie położyć się z powrotem i poczekać aż ktoś powróci, oddając równocześnie błogiemu lenistwu. Widział w tym sto razy więcej za niż przeciw. Był już o krok od podjęcia decyzji, gdy dotarł do niego stłumiony huk z głębi mieszkania.

Zamarł, nasłuchując. To ____? Jej działania były zwykle głośniejsze, więc wykluczył ją natychmiastowo. Jak nie ona, to kto? Jagoda? Musiał sprawdzić i się przekonać.
Wyskoczył spod koca jak z procy i szybkim krokiem udał się w kierunku, z którego pochodził dziwny odgłos. Zorientował się, że zmierza ku kuchni. Właściwie, z niewiadomych przyczyn poczuł się spokojniejszy. Było wielkie prawdopodobieństwo, że to faktycznie był Sans, a on niepotrzebnie się denerwował nie wiadomo czym. Mimo wszystko- ciągle zakorzenione było w nim ziarno niepokoju.
Przekroczył próg kuchni, w głębi duszy szykując się na najgorsze. Jednak, zaraz jego dusza zadrżała w uldze.
Miał racje. Był to Blue, któremu po prostu coś upadło, a teraz gonił po kuchni i starał się ogarnąć powszechny bajzel. Uśmiechnął się lekko na ten widok, dzieciak wyglądał dosłownie jak przysłowiowa ''kura domowa''. Oparł się nonszalancko o framugę drzwi, krzyżując również ramiona na piersi. Dziw go brał, że młody jeszcze go nie zauważył. Szczególnie, że nawet nie próbował się ukrywać i był w sumie dosyć głośny.
Przyglądał się jak szkielecik biega w fartuchu po kuchni z jakimiś naczyniami i garnkami, widocznie coś przygotowując. Czasem się potykał lub mylił, co kwitował cichym "rajuśku", a co wywoływało u Errora niepohamowaną chęć zaśmiania się. W miarę skutecznie jednak tłumił ów chęci, chcąc jak najdłużej obserwować gówniaka w trybie incognito.
Nie wytrzymał, gdy Jagoda potknął się o wystający róg kuchennego dywanika i runął jak kłoda na kafelki. Śmiał się szczerze, wręcz z głębi siebie, co rzadko w jego życiu się zdarzało. Musiał pochylić się, by oprzeć dłońmi o odziane w spodenki kości udowe, w nadziei że pomoże mu to się opanować. Słyszał jak Blue szamota się na ziemi, próbując chyba wniknąć przez podłożę by zniknąć mu z pola widzenia, co z kolei tylko bardziej bawiło Errora.
Co w skutku spowodowało, że śmiał się jeszcze dobre kilka minut.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Siedział teraz z kubkiem kawy w dłoniach przy stole w kuchni ____, przyglądając się jak poddenerwowany Blue pichci coś przy kuchence.
Po dokładnym odpytaniu go dowiedział się, że leżał na tej kanapie od dobrej godziny. To już wbiło go w krzesło, więc resztę informacji po prostu wolniutko przetwarzał, bo niby były istotne. Myślał ciągle o tym co tak mocno wpłynęło na niego, że zaciął się na tak długo, a równocześnie słuchał jak Blue tłumaczy mu że ____ udała się gdzieś wraz z Papyrusem oraz jakby z niechęcią powiedział mu co gotuje- jakieś ziółka na wzmocnienie, nic co Errora by interesowało. Otrzeźwiał dopiero, gdy Niebieski powiedział mu gdzie dokładnie dziewczyna polazła.
Ambasada.
Na chuj ona się tam pchała? Cholerna głupia idiotka, ściągnie im tylko więcej kłopotów na głowę. Wprawdzie nikomu nie zrobił krzywdy, ba, nawet uratował życie jednej debilki, to użył magii, na dodatek przed reprezentantami wrogiego oddziału. Ludzie z ambasady wciąż walczą, by wprowadzić ustawę zezwalającą na pełną swobodę używania magii przez potwory, lecz idzie im to opornie- z tego co mówił mu Blue. Error sam wywnioskował, że ludzie z BDSAP'u nie odpuszczą tak łatwo. Gdyby nie interweniowali, to tak jakby się poddali. Poddali swoją wyższość nad innym gatunkiem i uznali ich, oraz wszystko co z nimi powiązane, za równe sobie.

A to byłaby jedynie ujma na ich honorze. Znał dobrze ten typ osób, choć wolałby nigdy nie mieć styczności z kimś o tak prostackim zachowaniu i sposobie bycia.

Wyraził oczywiście swoje niezadowolenie z powodu postępowania ludzkiej kobiety, prychając przy tym i przeklinając jak szewc. W głębi siebie czuł niepokój o jej bezpieczeństwo, nie chciał mimo wszystko by przez niego coś się jej stało. Była głupia, upierdliwa i wkurwiająca, ale dbała o niego. Ryzykowała dla jego praw, dla jego życia, którego on w ogóle nie cenił. Zachowuje się wobec niego tak bardzo protekcyjnie, choć właściwie nie ma ku temu powodu. Jest dla niego tak dobra, tak miła i na swój sposób ciepła, iż nie potrafi nawet wyrazić w słowach jej czynów. Wciąż, cholernie nie mających powodu. Error nie rozumiał jej zachowania w żaden sposób. Każdy kogo znał, w swojej dobroci kierował się czymś istotnym lub po prostu czegoś od kogoś chciał. Nawet Blue nie był w pełni bezinteresowny, o czym Błąd już kiedyś się przekonał. Ale ____? Nie potrafił po prostu jej zrozumieć, choć próbował.

Siedzieli w ciszy przez kilka długich minut, w czasie których Error na spokojnie pił swoją kawę, a Jagoda dokańczał ziółka. Starszy ze szkieletów ciągle myślał nad kierującymi człowiekiem pobudkami, po prostu nie mógł sobie odpuścić nie dotarcia do sedna jej działań. Nie był też zbyt chętny do rozmów (wciąż czuł się okropnie dziwnie po tej jego ''niecodziennej ścince''), co na szczęście zostało uszanowane przez towarzyszącego mu dzieciaka. Uszanowane, albo on po prostu tego nie zauważył, zbyt zajęty tym.. no tym co aktualnie robił.

Błąd jednak za szybko ucieszył się z taktu Jagody, który po kolejnych kilku minutach odstawił na bok garnki i obrócił się ku niemu, przerywając równocześnie ciszę panującą w kuchni.

- O czym myślisz, Error?

Zadał to pytanie z wręcz niespotykaną dla niego powagą, przy tym zachowując nawet ciszę. Wmurowało to trochę czarny szkielet- był przyzwyczajony do innych emocji u drugiego potwora. Otrząsnął się jednak szybko. Postanowił odpowiedzieć prawdą na jego pytanie- w końcu jest to normalne, że myśli nad takimi rzeczami.

Prawda?

- Myśl҉ę o ͞_͠_̨__́.̛ N͡i͟e r̕oz͢u͟mi͠èm͜ ̷j́e̴j͠ ko̡m͝ple͞t̸ni͘e̛, ͞ķu͝r͠wa - warknął, czując narastającą w sobie frustracje. Każdy chyba na jego miejscu teraz by ją czuł.
Zacisnął kościste palce na kubku w skaczące delfinki, który już rano wręczyła mu kobieta, i wysyczał coś cicho na temat głupoty ludzkiej, po czym upił łyk kawy.

Jagoda przez chwilę milczał, co Error wykorzystał na ponowne zatopienie się w myślach. Tym razem jednak skupił się na bombardowaniu dziewczyny niepochlebnymi określeniami- jakby mógł poczuć się od tego lepiej.
Blue tym razem jednak przerwał mu wcześniej i trochę inaczej- zaczął się bowiem śmiać.
Error posłał mu pytające i najbardziej mordercze spojrzenie na jakie było go stać. On jednak chichotał dalej, czym doprowadzał Błąd do szewskiej pasji. Miał już powiedzieć mu, że jest małym głupim chujem i ma zamknąć ryj, ale nie został dopuszczony do głosu, bo Jagoda uspokoił się w miarę i zaczął swoją nawijkę.

- Czego tutaj nie rozumieć, Error? ____ jest bardzo dobrym człowiekiem! - z uśmiechem przeniósł się spod blatu na krzesło naprzeciwko, wspierając czaszkę na dłoniach. W oczach nadpobudliwego gówniaka błyszczały gwiazdki, a uśmiech mógł dosłownie kogoś oślepić, ewentualnie wywołać trwałe uszkodzenia.- Była taka odkąd ją poznałem po wyjściu z Podziemia! Na początku była trochę niepewna, ale ostatecznie zaczęła pomagać nam wszystkim. Wywalczyła wraz z ambasadorami nasze prawa i swobody, wielu z nas pomagała znaleźć odpowiednie dla nich prace, miejsca zamieszkania i warunki do egzystowania. Zupełnie bezinteresownie. Przy tym była tak bardzo radosna! Z uśmiechem wykonywała wszystkie postawione sobie cele, z upartością dążyła do wykonania ich jak najlepiej. Jeśli mam być szczery, nigdy nie spotkałem kogoś takiego jak ona. Każdy ma swoje wady, ____ również je posiada, ale wydaje mi się.. Że błyszczy bardziej niż inne gwiazdy. Robi coś dobrego dla wszystkich, nie oczekując wcale wynagrodzenia. Jest po prostu szczerze dobra i chce, by wszyscy byli jednakowo szczęśliwi, bo na to zasługują. Sama wiele razy mi to mówiła! - zakończył swą wypowiedź wielkim uśmiechem, a irytujące gwiazdy w jego oczach zabłyszczały ogromnie, z wielkim entuzjazmem. Error z kolei trochę przygasł- to, co powiedział mu Jagoda, sprzeczało się z tym co sam wysnuł. Czyli co, jego osąd był mylny? Myślał do samego końca, że kobieta robi to w celach, które przywiodą jej więcej korzyści niż wdzięczność i szczęście innych. Czy to właśnie daje kobiecie wszystko czego chciałaby w zamian? Error wbił czubki paliczków w kubek i opuścił czaszkę, starając się nie dać po sobie poznać, że jego sercem zawładnął smutek. Jest tak bardzo podobna do Inka, iż było to wręcz niemożliwe że nie łączy ich kompletnie nic. Za każdym razem gdy spoglądał w oczy ____, widział malarza. Czasem jej spojrzenie było takie samo jak jego- szczególnie wtedy, gdy opowiadała coś Errorowi. Patrzyła wtedy z lekkim skupieniem- nie chcąc popełnić błędu- i rzadko spotykanym entuzjazmem. Mieniły się jak gwiazdy na nocnym niebie, nieosiągalnie piękne, idealne mimo widocznych skaz. Zakochał się w tych oczach, które należały do kogoś innego. Jak możliwe było to, że byli tak podobni? Coś przegapił? Może to naprawdę jest Ink, lecz w jednej ze swych wielu wersji i również trafił tu przez przypadek? Pokręcił lekko czaszką na boki, to jest niedorzeczne. Zwykły zbieg okoliczności, ot.
Mimo wszystko, czuł ból tęsknoty za każdym razem gdy spoglądał w jej oczy.
Uniósł głowę, chcąc zapytać o coś Blue- lecz natychmiast zapomniał o tym pomyśle, gdy ujrzał wielki smutek wypisany w jego oczach i mimice twarzy. Uśmiech prawie całkowicie zniknął, ustępując miejsca smutnemu wyrazowi i bolesnemu skrzywieniu. Patrzył gdzieś w bok, a dłonie splecione trzymał na stole, co Błąd zauważył kątem oka. Dlaczego jest smutny? Przecież nie ma powo...- Ale ____ ostatnio bardzo często jest smutna. - ...du? Error otworzył oczodoły w wyrazie pełnego szoku. Nie spodziewał się, że sam wyzna mu powód swojego smutku. No i nie sądził, że to właśnie ich ludzka przyjaciółka nim jest. Błąd wpatrywał się w niego w pełnym oczekiwaniu, chcąc poznać więcej szczegółów- Jagoda chyba zrozumiał, bo wziął głęboki oddech i kontynuował temat.- Nic nie mówi, ale to trwa już od kilku miesięcy. Chociaż nie przyznaje się do tego, sam doszedłem do własnych wniosków. W jej oczach ciągle widać smutek. Bardzo dużo płacze. Czuje to w duszy, więc często wtedy do niej przychodzę ją pocieszyć. Nie zawsze jednak mogę i.. boli mnie to, bo bardzo chciałbym by znów była tak szczęśliwa jak kiedyś! Ale mimo wszystkich moich starań, ona już nie potrafi uśmiechać się szczerze. To mnie.. denerwuje. Nie potrafię nawet uszczęśliwić kogoś, kto cały czas powoduje moje szczęście! Tak mocno próbuje, ale z czasem zaczynam myśleć, że ona nawet tego nie chce.. Odsuwa się od nas z każdym dniem, choć udaje że wszystko jest dobrze. Ale ja wiem swoje. Chce, uh.. Chce, by była po prostu szczęśliwa.. - pod koniec swojej wypowiedzi Jagoda zaczął cicho szlochać, by po zamilknięciu schować czaszkę w dłoniach i rozpłakać się na dobre.

A Error siedział jak wcięty, nie umiejąc wydusić z siebie żadnego słowa.
Był autentycznie zszokowany, nie dało się ukryć. Patrzył przecież na ____ przez te dwa dni tyle razy, a nie zauważył że jej radość jest wymuszona? I to on, który całe swoje życie musi coś udawać? Był na siebie zły. Na siebie i na tą głupią babę. Ma przy sobie tyle osób które tylko czekają by jej pomóc, a ona uparcie brnie w to, że wszystko z nią okej, że nie potrzebuje pomocy... Wtedy w Errorze coś pękło, a fala wspomnień zalała go na wskroś.

Zerwał się z krzesła, które z głośnym hukiem upadło na podłogę- co z kolei poderwało Blue, który wyprostował się gwałtownie i spojrzał na niego z zaskoczeniem.

''- I̛nk̴, ̵powie̢dz m͡i͏, ̸co ̛s̢pr͝a̷wi҉a̕ ́Ci̢ ͡s̨z̡cz͝ę͜ś͡cie̛? To̡ ͝p̕ra͡wdz͏i̡w̧e̴, ̸a̧ n̴ie҉ t̕e kt҉ó͞re w̶musz̶as҉z w ͞s̶ieb̀ie każde̷g̶o d̵ni͞a.͡ ͠I ͘n̡i͘e ͞ok͟ł̛àmuj ̕m̡n̛i͠e ̢l̵e̢p̷ie̵j̴,̨ ̧wie͏s͜z ż͢e̸ ̛t͢ego̧ ni͠ena̡widz̛ę.̴

Malarz milczał przez chwilę, po czym westchnął ciężko. Error widział jak bardzo zmęczony Ink jest, ale nie mógł teraz odpuścić. Nie teraz, gdy w końcu wiedział.

- Ja.. Nie pamiętam. Kiedyś radość sprawiało mi uszczęśliwianie innych, ale z czasem to zniknęło. Ale pogodziłem się już tym, mogę tak żyć!

Błąd skrzywił się słysząc jego słowa. Pogodziłeś się, ta?

Zacisnął mocniej palce na koszuli Inka i spojrzał mu prosto w jaśniejące, aczkolwiek smutne oczodoły..''

Uśmiechnął się.

Szczerze, dokładnie tak samo jak wtedy, te trzy lata temu.

- Sł͢uch̴àj,̕ Blue.͠

Nigdy nie będzie jej kochał ani czuł niczego więcej niż sympatię. Nie będzie zależało mu za bardzo, nigdy też się nie zaangażuje.

Ale może jej się odwdzięczyć.

- S͜p̕r̢awìę, ż͘e̷ ̴będzíe͠ ̢sz͟c͟zę͜ś͞líwa.͜ ͟Obie̢c͘u͝je.̀

''- Sprąw̡i͡ę̕,̧ ̀że b҉ę͜dz̕ies͡z͏ ͟szczę͘ś̷l̡iwy.̕ Obie͡c͢uj͡e.̨''

Po tych słowach- i ignorując wielki szok Jagody- opuścił kuchnię, a potem mieszkanie. Cieszył się, że znał drogę do ambasady.

Jednak czuł, że nawet bez względu na to czy znałby ją czy nie, znalazłby drogę do tej głupiej kobiety- bez względu na wszystko.

Tak jak znalazł ją do Inka.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

- ____, to bardzo miłe z Twojej strony że próbujesz coś zdziałać, ale nie uważasz że to nie jest warte zachodu?

Siedziałaś w poczekalni ambasady razem z Papsem, ze zdenerwowaniem oczekując aż w końcu łaskawie was przyjmą. Musiałaś poinformować o zaistniałej sytuacji, choćbyś musiała spędzić kilka najbliższych godzin siedząc na tym niewygodnym krzesełku. Nie mogłaś puścić płazem tym sukinsynom ich zachowania, które dodatkowo było jak najbardziej niezgodne z prawem.

Na pytanie Honey'a zmarszczyłaś brwi, odwracając głowę w jego kierunku. Siedział rozwalony na krzesełku, popalając fajkę i ze znudzeniem obserwując otoczenie. Nie lubiłaś gdy palił, zapach dymu strasznie działał Ci na nerwy. Oliwy do ognia dodało jego durne pytanie, więc niewiele myśląc zamachnęłaś się i przywaliłaś mu w tył czachy. Fajka wyleciała mu spomiędzy zębów, a on sam przechylił się niebezpiecznie do przodu. Mógł spaść z tego krzesła...

- za co to miało być, kurwa?!

- Za zadawanie głupich pytań! I palenie. Wiesz, że tego nie znoszę -burknęłaś, krzyżując ręce na piersi i rzuciłaś mu pogardliwe spojrzenie.- Każdy zasługuje na pomoc, Papyrus. Nie ważne co by się nie działo, obowiązkiem jest udzielić innym pomocy. A oni nie mieli żadnego prawa działać w ten sposób, tym bardziej że Error nie zrobił niczego złego.

- dziecko, on sam w sobie jest zły. nie bez powodu nie chciałem mieć z nim nic do czynienia - wywarczał, rzucając Ci chłodne spojrzenie. Nie zaszczycał nim ludzi bez powodu, więc dotarło do Ciebie że był szczery. Mogłaś uwierzyć w jego słowa- widziałaś po Errorze, że nie należy do grona najmilszych osób. Więc właściwie po co tak go broniłaś?

- Wszyscy zasługują na nową szansę. Wierzę też w to, że każda zła osoba- nawet ta najgorsza- może się zmienić. To tylko kwestia chęci. A on naprawdę nikomu nie chce zrobić krzywdy, Honey.

- on chce krzywdę zrobić wszystkim! dlaczego tego kurwa nie widzisz?

Milczałaś. Czy naprawdę nie widziałaś? Nie robił nic złego, czy to Ty byłaś ślepa? Nie chciałaś dopuścić do siebie wiadomości, że Error mógłby skrzywdzić innych. Daleko mu było do aniołka, ale nie widziałaś w nim chęci mordu.

Nie było ich, czy nie chciałaś ich zobaczyć?

- on jest mordercą, ____. jeśli damy im go unicestwić, zrobimy innym tylko przysługę - kontynuował Paps, a każde jego kolejne słowo powodowało u Ciebie większy mętlik w głowie.- nie staraj się o to, przyjaciółko, dobrze Ci radzę. nikomu nie wyjdzie to na dobre.

Zdawałaś sobie sprawę, że Honey próbuje za wszelką cenę Cię przekonać. Połowicznie, udawało mu się to. Nie byłaś już taka pewna, czy ratowanie go będzie najlepszą opcją dla wszystkich.

Druga część Ciebie za to chciała wyskoczyć i spoliczkować Papyrusa za pierdolenie od rzeczy.

____, ogarnij się. Nie jesteś przecież taka. Nie dasz mu umrzeć.

Spojrzałaś na Honey'a ze złością.

Nie ogarniałaś w ogóle swoim umysłem, że on właściwie chciał Cię namówić do poddania życia potwora. Życia rasy, którą obiecałaś sobie ochraniać do samego końca. Obiecałaś to właściwie również jemu, gdy próbowałaś dwa lata temu za wszelką cenę przekonać go do swojej dobroci.

Był nieufny, to fakt. Rozumiałaś go- w końcu kto nie byłby, gdyby całe życie spędził w zamknięciu? Jednak nie usprawiedliwiało to jego obecnego zachowania. Nie powinien zachowywać się w ten sposób, tym bardziej jeśli chodziło o innego potwora.

Wstałaś z krzesełka, zaciskając boleśnie dłonie w pięści i rzuciłaś mu kolejne przesiąknięte złością spojrzenie. Patrzył na Ciebie z zaskoczeniem, nie spodziewał się po Tobie takiej reakcji. Widziałaś to w nim.

- Jego życie nie znaczy mniej niż Twoje, Papyrus. Nie interesuje mnie co robił kiedyś, choć tego nie popieram. W tej chwili nie chce zrobić nikomu krzywdy, chce mieć takie samo prawo do cholernego życia jak Ty. Uratował też moje durne dupsko, chociaż nie miał do tego żadnych powodów! Mógł równie dobrze dać mi umrzeć skoro jest taki zły - zmrużyłaś groźnie oczy, lustrując gniewnym spojrzeniem wciąż zaskoczoną twarz Papsa.- Myślałam że jesteś inny. Cholernie mnie zawiodłeś, Honey.

Ostatnie słowa wypowiedziałaś ciszej. Były szczere- bardzo się na nim przejechałaś. On w końcu również bronił żyć innych, więc jak śmiał teraz chcieć odebrać komuś istnienie?

Odwróciłaś się na pięcie i szybkim krokiem skierowałaś się wgłąb ambasady, ignorując nawoływania Honey'a.

Nie chciałaś widzieć go teraz. Nie chciałaś być na niego zła, wolałaś uspokoić się i rozładować emocje. Nie lubiłaś czuć negatywów, nie byłaś do nich przyzwyczajona.

Tym razem miałaś jednak pełne prawo czuć zdenerwowanie.

Opuściłaś budynek, rozsiadając się na schodach przed wejściem.

Było chłodno, co tylko dodatkowo pomogło Ci ostudzić buzujące w Tobie emocje. Wiatr przewiewał Cię na wskroś, raz za razem wywołując nieprzyjemne dreszcze, ale nie dbałaś o to. Najwyżej będzie czekać Cię jedynie przeziębienie. Uniknięcie przeziębienia nie było tym, co teraz znajdowało się w kręgu Twoich priorytetów.

Wtem, poczułaś jak na ramiona opada Ci jakiś obiekt, który momentalnie Cię rozgrzał. Czyżby Paps..?

Szybko jednak zauważyłaś kolory ów przedmiotu. A raczej rzeczy, dokładniej granatowo-czarnej bluzy wyłożonej od środka ciepłym futrem, które również znajdowało się przy kołnierzu.

Już wiedziałaś kto pojawił się przy Tobie.

I to sprawiło, że poczułaś się dobrze.


Autor: maethorian
Tłumaczenie: Evil Angel


Autor: maethorian
Tłumaczenie: Evil Angel
Nowsze posty Starsze posty Strona główna

Categories

  • ► DeltaRune 43
  • ► Do czego warto fapać 7
  • ► EddsWorld 52
  • ► Głos Ludu 1
  • ► Hazbin Hotel 7
  • ► Helltaker 10
  • ► Helluva Boss 20
  • ► Inne gry 72
  • ► Inne komiksy 246
  • ► My Little Pony 68
  • ► Tajemnica prostoty 15
  • ► Undertale 2933
  • ► Zootopia 228
  • ♥ 18 [Dla pełnoletnich] 418
  • ♥ Anime/Manga 41
  • ♥ Crushon.ai 1
  • ♥ Discord 56
  • ♥ Eventy 333
  • ♥ Handlarzowe gry 285
  • ♥ Komiksy 2727
  • ♥ Ogłoszenia 188
  • ♥ Oneshoot 170
  • ♥ Opowiadania 871
  • ♥ Papytus - maskotka blogowa 50
  • ♥ Prace czytelników 39
  • ♥ Tłumaczenia 3107
  • ♥ Ukończone 1621
  • ♥ Yaoi/yuri 98
  • Audio 1
  • Blizny czasu [Time Scar] 11
  • Córka Discorda [Daughter of Discord] 15
  • Cross x Dream 3
  • Czy to uczyni Cię szczęśliwą? [Would That Make You Happy?] 35
  • DeeperDown 23
  • Deos Numbria 9
  • Endertale 10
  • Fallen Flowers 23
  • Gra w kości [The Skeleton Games] 54
  • Handplates 86
  • Hellsiblings 4
  • HorrorTale 34
  • Mendertale 9
  • Między Ciałem & Kością [Between Flesh & Bone] 1
  • Mój martwy chłopak 16
  • My boo 43
  • Naprzeciw [Stand-in] 31
  • Nie jest to najlepszy sposób na życie 2
  • nieTykalny 14
  • Ocalić Blitzo 17
  • Opiekun Ruin 14
  • Poniżej zera 2
  • Prędzej czy później będziesz moja [Sooner od Later You're Gonna be Mine] 18
  • Projekt badawczy potwór 22
  • Słodkie Tajemnice 1
  • Springtrap i Deliah 33
  • SwapOut 10
  • Timetale 1
  • Uleczyć Blitzo 2
  • Wpadka na Imprezie i inne wstydliwe anegdoty [The Party Incident and Other Embarrassing Anecdotes] 48
  • Zagrajmy 12
  • Zapomniana Wytrwałość 4
  • ZombieTale 11

POPULAR POSTS

  • Und3rt8l3: S8n2 x F11sk x P86yrus [ by K8yl8-N8 - tłumaczenie PL] [+18]
  • Undertale: Underlust [AU - Underfell - tłumaczenie PL] cz I
  • Undertale: Sposób o jaki nikt nie prosił [The Crossover No One Asked For - tłumaczenie PL]
  • Undertale: Horrortale- Część XIII [18+] KONIEC KSIĘGI PIERWSZEJ
  • Undertale: Underlust [AU - Underfell - tłumaczenie PL] cz II [+18]
  • Undertale: Frisk stara się zmyć naczynia [Frisk trying to wash the dishes ] [+18]
  • Undertale: Przyłapana na gorącym uczynku cz III [tłumaczenie PL] [+18]
  • Undertale by Skele-Ton of Sin [tłumaczenie PL] [+18]
  • Undertale: Sam na sam z Sansem [tłumaczenie PL] [+18]
  • Zootopia: Co inni pomyślą [Inter schminter - tłumaczenie PL] cz. IX
Obsługiwane przez usługę Blogger.

ARCHIWUM BLOGA

  • ▼  2025 (10)
    • ▼  kwietnia 2025 (1)
      • Undertale: Horrortale- Część XIII [18+] KONIEC KSI...
    • ►  lutego 2025 (2)
    • ►  stycznia 2025 (7)
  • ►  2024 (3)
    • ►  grudnia 2024 (1)
    • ►  października 2024 (1)
    • ►  stycznia 2024 (1)
  • ►  2023 (26)
    • ►  listopada 2023 (2)
    • ►  października 2023 (1)
    • ►  sierpnia 2023 (1)
    • ►  lipca 2023 (1)
    • ►  czerwca 2023 (2)
    • ►  maja 2023 (2)
    • ►  kwietnia 2023 (1)
    • ►  marca 2023 (5)
    • ►  lutego 2023 (4)
    • ►  stycznia 2023 (7)
  • ►  2022 (36)
    • ►  grudnia 2022 (4)
    • ►  listopada 2022 (7)
    • ►  października 2022 (7)
    • ►  września 2022 (6)
    • ►  sierpnia 2022 (4)
    • ►  lipca 2022 (5)
    • ►  stycznia 2022 (3)
  • ►  2021 (119)
    • ►  grudnia 2021 (7)
    • ►  listopada 2021 (4)
    • ►  października 2021 (7)
    • ►  września 2021 (10)
    • ►  sierpnia 2021 (5)
    • ►  lipca 2021 (11)
    • ►  czerwca 2021 (5)
    • ►  maja 2021 (17)
    • ►  kwietnia 2021 (17)
    • ►  marca 2021 (14)
    • ►  lutego 2021 (13)
    • ►  stycznia 2021 (9)
  • ►  2020 (192)
    • ►  grudnia 2020 (7)
    • ►  listopada 2020 (11)
    • ►  października 2020 (29)
    • ►  września 2020 (26)
    • ►  sierpnia 2020 (6)
    • ►  lipca 2020 (21)
    • ►  czerwca 2020 (12)
    • ►  maja 2020 (2)
    • ►  kwietnia 2020 (26)
    • ►  marca 2020 (23)
    • ►  lutego 2020 (19)
    • ►  stycznia 2020 (10)
  • ►  2019 (412)
    • ►  grudnia 2019 (6)
    • ►  listopada 2019 (37)
    • ►  października 2019 (60)
    • ►  września 2019 (4)
    • ►  sierpnia 2019 (20)
    • ►  lipca 2019 (63)
    • ►  czerwca 2019 (48)
    • ►  maja 2019 (2)
    • ►  kwietnia 2019 (1)
    • ►  marca 2019 (19)
    • ►  lutego 2019 (23)
    • ►  stycznia 2019 (129)
  • ►  2018 (1142)
    • ►  grudnia 2018 (107)
    • ►  listopada 2018 (82)
    • ►  października 2018 (88)
    • ►  września 2018 (84)
    • ►  sierpnia 2018 (83)
    • ►  lipca 2018 (82)
    • ►  czerwca 2018 (61)
    • ►  maja 2018 (134)
    • ►  kwietnia 2018 (111)
    • ►  marca 2018 (121)
    • ►  lutego 2018 (78)
    • ►  stycznia 2018 (111)
  • ►  2017 (2190)
    • ►  grudnia 2017 (117)
    • ►  listopada 2017 (93)
    • ►  października 2017 (138)
    • ►  września 2017 (149)
    • ►  sierpnia 2017 (203)
    • ►  lipca 2017 (310)
    • ►  czerwca 2017 (195)
    • ►  maja 2017 (277)
    • ►  kwietnia 2017 (326)
    • ►  marca 2017 (146)
    • ►  lutego 2017 (108)
    • ►  stycznia 2017 (128)
  • ►  2016 (680)
    • ►  grudnia 2016 (134)
    • ►  listopada 2016 (179)
    • ►  października 2016 (99)
    • ►  września 2016 (134)
    • ►  sierpnia 2016 (50)
    • ►  lipca 2016 (60)
    • ►  czerwca 2016 (23)
    • ►  stycznia 2016 (1)
  • ►  2015 (33)
    • ►  grudnia 2015 (3)
    • ►  listopada 2015 (1)
    • ►  października 2015 (4)
    • ►  maja 2015 (4)
    • ►  kwietnia 2015 (8)
    • ►  marca 2015 (12)
    • ►  stycznia 2015 (1)
  • ►  2014 (1)
    • ►  grudnia 2014 (1)

Labels

Obserwatorzy

Copyright © Kinsley Theme. Designed by OddThemes