30 lipca 2017

Undertale: Północ w Idealnym Świecie - Rozdział V [Midnight in a Perfect World - Chapter 5] - tłumaczenie PL

Autor okładki: Aonomi
Notka od tłumacza: Życie studenta nie jest łatwe i przyjemne, zwłaszcza jak się jest doktorantem. Całe szczęście, masz nowego kolegę, który z przyjemnością oderwie Cię od nudnych zajęć. Co więcej, jest to szkielet. 
Opowiadanie mające miejsce po prawdziwym pacyfistycznym zakończeniu gry. Sans x Czytelniczka. 
Rozdziały +18 będą oznaczone: 
Autor: LambKid
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI
Rozdział V (obecnie czytany)


Poczułaś okropne doznanie. Tak jakby cały wszechświat odrzucił Cię od siebie, a jednocześnie przyciągał. Nie czułaś już swojego ciała, nie widziałaś, nie czułaś, było tylko nic. A po chwili, znajdowałaś się w ciemnym pokoju z zimnymi rękami Sansa na swojej talii. Przylgnęłaś do niego zaciskając palce na jego koszulce 
-Gdzie łazienka – jęknęłaś
-uh... tam – odwróciłaś się we wskazanym kierunku i pognałaś ile sił w nogach chwytając się desperacko muszli klozetowej padając na kolana. Zaczęłaś rzygać. Czasami kiedy jesteś pijana i wymiotujesz wystarczy kilka fal i już jesteś gotowa... Nie tym razem. Wszystko się ze sobą zlało. Czułaś się w tej chwili zbyt fatalnie by nawet myśleć o tym jak bardzo się upokorzyłaś – dobrze się czujesz? - Sans zapytał z tyłu. Musi stać w progu. Wyraźnie, próbuje się nie śmiać 
-Pieprzona... teleportacja... - jęknęłaś i wtedy zalał się śmiechem. Dupek. 
-przepraszam, mówiłaś że nie jesteś.. - reszty nie usłyszałaś, bo znowu rzygałaś do kibla. Potem łapałaś powietrze z trudem, czułaś łzy cieknące po policzkach, piekło Cię gardło i nos. Kurwa, nos. Poszło nosem. Też. Wyglądałaś koszmarnie, ale czułaś się lepiej. Po chwili warknęłaś wkurzona. W toalecie śmierdziało wszystkim co wypiłaś. W taki sposób chyba rzeczy nie powinny się skończyć, ale kurwa tak się stało. Sans pochylił się nad Tobą, palce stuknęły o kafelki, oparł się plecami o ścianę. Chciałaś go wygonić, no ale to jego kibel. 
-Zdycham – jęknęłaś
-nic ci nie będzie, to tylko alkohol – chciałaś na niego złowrogo popatrzyć, lecz w obecnym stanie wyglądałabyś raczej żałośnie 
-Przywykłeś do tego
-heh, może, dać ci wody? - przytaknęłaś słabo, wstał i wyszedł. Oddychałaś głęboko przez chwilę. Oparłaś głowę o deskę klozetową, zbyt chora aby zastanawiać się jakie to obrzydliwe musi być. Ostatecznie mogłaś przyjrzeć się toalecie kiedy cierpiałaś. Drżącą, słabą ręką dosięgnęłaś spłuczki i nacisnęłaś ją. Kiedy zabrałaś palce, dostrzegłaś że są pokryte pyłem. Wszędzie jest pył, dookoła łazienki, prysznica i umywalki. Choć wszystko wydaje się być czyste, no pomijając bałagan jaki zrobiłaś. Sans wrócił ze szklanką wody i położył ją obok Ciebie na podłodze. 
-Magiczna? - miałaś zdarty głos. Zachichotał
-kraniczanka
-Nie używasz toalety, prawda?
-nie
-Nie musisz jej używać
-nie – szczerzył się głupio, bawiło go pytanie.... albo cała ta sytuacja. Zbierałaś nowe informacje powoli do kupy. Zaśmiałaś się słabo. 
-Twoim zdaniem to obrzydliwe, to że ludzie srają? 
-nie – zaśmiał się – i właściwie... to że ludzie są tacy obrzydliwi jest jednocześnie... fascynujące
-Heh, dobra, muszę teraz... usiąść na chwilę. I odpocząć. Jeżeli mogę
-co, nie chcesz mnie już zrozumieć? - drażnił się
-Zamknij się – jęknęłaś śmiejąc się cicho lecz Twój śmiech zamienił się szybko w jęk i warknięcie, kiedy tylko kolejna fala wymiotów uderzyła – Pieprzyć... to – mruknęłaś. Byłaś zaskoczona kiedy poczułaś palce na swoich plecach. Nie była tak samo miła i przyjemna jak ludzka, szczerze to jej dotyk trudno nazwać przyjemnym... ale ciekawe doznanie. Zamknęłaś oczy 
-lepiej ci?
-Ta – wymamrotałaś. Przez chwilę siedziałaś pozwalając się głaskać po plecach – Przepraszam – powiedziałaś w końcu – Cokolwiek miało się stać... Zrujnowałam to... 
-ja nadal świetnie się bawię 
-Dupek. – zaśmiał się. Nawet będąc chorą, czułaś się dobrze słysząc jego śmiech. 
-to nie twoja wina, powinienem... uprzedzić cię czy coś
-Ta, a ja wtedy bym ci odpowiedziała po prostu „Nie martw się! Nie mam choroby lokomocyjnej!”- zachichotał
-jak się teraz czujesz? - uniosłaś dłoń 
-Upokorzona, ale pomijając to... dobrze... Chyba powinnam wracać do domu
-zadzwonię po taksówkę – wyciągnął telefon z kieszeni i wyszedł z łazienki. Umyłaś twarz, wypiłaś wodę. Potem poszłaś do jego ciemnego salonu. Sans stał w drzwiach, rozmawiał przez telefon. Nie widziałaś wiele, ale miałaś wrażenie, że panuje tutaj bałagan. Uśmiechnęłaś się, po tym jak go już znasz, wcale Cię to nie zaskoczyło. Jego mieszkanie jest większe od Twojego, widziałaś też drzwi do dwóch sypialni
-Masz współlokatorów? - zapytałaś kiedy odstawił telefon
-oh uh, mieszkałem z bratem jeszcze kilka miesięcy temu, ale się wyprowadził do akademików – zaśmiał się zmieszany – ta, wiem, bajzel, było tu znacznie czyściej kiedy on tutaj mieszkał – Zauważyłaś książki pod ścianą, pościel na kanapie. Było źle, gdyby ta noc poszła inaczej mogłabyś spać w tej chwili na tej kanapie pod koszulką Sansa, dotykając jego żeber.. Przestań! Przestań myśleć w ten sposób po tym jak zrobiłaś z siebie kompletną idiotkę! Sans wyprowadził Cię przed budynek. Rozejrzałaś się, okolica wydawała się miła, co prawda, nie podobna do studenta, ale miła. Może kupił ten dom za to legendarne „potworze złoto”? Pieprzony bogaty dzieciak, pomyślałaś. - a no, nie chcę tego robić, ale będę wracał do domu.
-Za zimno dla ciebie? - droczyłaś się starając ukryć zawód w głosie
-nie, po prostu uh... czasami taksówkarze robią się nerwowi kiedy zobaczą potwora, wiesz?
-Oh – ściszyłaś głos – Przepraszam, to chujnia. 
-nic się nie stało – uśmiechnął się czule 
Taksówka zawiozła Cię do domu. Sans był naprawdę bardzo uprzejmy i miły ale cholera jasna, spierdoliłaś sprawę. Czy jest jakaś możliwość, abyś cofnęła się w czasie i naprawiła to wszystko? Patrzyłaś pusto na tył siedzenia kierowcy zastanawiając się, czy gdyby zobaczył Sansa, pojechał by i się nie zatrzymał. Ta myśl Cię zasmuciła. 
Share:

Undertale: Północ w Idealnym Świecie - Rozdział IV [Midnight in a Perfect World - Chapter 4] - tłumaczenie PL

Autor okładki: Aonomi
Notka od tłumacza: Życie studenta nie jest łatwe i przyjemne, zwłaszcza jak się jest doktorantem. Całe szczęście, masz nowego kolegę, który z przyjemnością oderwie Cię od nudnych zajęć. Co więcej, jest to szkielet. 
Opowiadanie mające miejsce po prawdziwym pacyfistycznym zakończeniu gry. Sans x Czytelniczka. 
Rozdziały +18 będą oznaczone: 
Autor: LambKid
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI
Rozdział IV (obecnie czytany)

Od tego zdarzenia minął tydzień i nie miałaś czasu ani widzieć się z Sansem, ani o nim myśleć. Włączyła Ci się panika przed-sesyjna. Chciałaś już zacząć przeglądać materiały jakie będziesz potrzebowała znać na zaliczenie, ale Twój wykładowca nie odpowiadał na maile. Zaczynałaś się przygotowywać na pierwszy egzamin, który będziesz miała z literatury rosyjskiej, oczywiście musiał być do tego wielki sylabus, bo jakże by inaczej. Przyjaciele pisali z Tobą próbując łączyć się z Tobą w bólu. 

Maxine – 10:41: cześć, jak się trzymasz?????

Ty – 10:59: Nie zdam

Źle się czułaś z tym, że tak jej odpisujesz, wiedziałaś że odbierze to za sarkazm i informację, aby się odpierdoliła (o co właściwie ci chodzi) ale prawdopodobnie powinnaś jej wyjaśnić nieco więcej

Ty – 11:02: Olej to, boję się tej sesji

Maxine – 11:14: rany, dasz radę dziewczyno!!! 

Napisałaś też do Sansa, nie mogłaś po prostu wytrzymać kiedy zobaczyłaś jeden z obrazów van Gogha. 

Ty – 16:13: Sans, to ty
Kliknęłaś „Wyślij” nim pomyślałaś i teraz czułaś się jak kompletna idiotka. To oczywisty flirt. Choć z drugiej strony czuł się raczej dobrze rozmawiając z Tobą o szkieletach no i pamiętasz kilka z jego kawałów, no ale ostatecznie nie wiesz jak duży jest jego dystans do siebie. Byłaś zaskoczona, kiedy odpisał kilka godzin później. 

Sans – 20:44: hahaha

sam nie wiem, ale popatrz na tych debili
Śmiałaś się głośno, kiedy otworzyłaś link. O Boże, gość miał poczucie humoru.

Ty – 20:48: Postrzegasz to jako pornografię?

Sans – 21:01: nie, nie robi to na mnie wrażenia

jaś do kolegi – a moją mamę namalował sławny malarz, na to kolega – mojej to niepotrzebne, sama się maluje! 

Cholera, teraz kawały malarskie? To było niesprawiedliwe. Czułaś się głupio.

Ty – 21:05: Wiesz, że też mogę jakiegoś poszukać w google

Sans – 21:08: ale taki będzie wyblakły 
W następny czwartek była impreza dla studentów. Po zwyczajnej rundzie po okolicznych stoiskach z alkoholami, Ty i Maxine oraz kilka innych studentów filologii zabraliście kilku pierwszoroczniaków ze sobą. Kilkoro z nich było naprawdę przerażonych sesją. Nie będzie lepiej, hahaha, mówiłaś do nich w myślach. Rany, czujesz się staro. Poszliście do Pat's, to mała okoliczna knajpa, ulubione miejsce studentów. Przytulna i w klimatach szkockich, natomiast barman był znany z podawania eksperymentów alkoholowych.
-Gotowi na swoją pierwszą sesję? - zapytał jeden z kolegów, koleś imieniem Javier. Był starszy od Ciebie, ale zaczął później naukę. Wyglądał mizernie.
-A może pójdziemy do potworzego baru? Jest niedaleko – popatrzyliście na jednego z pierwszorocznych. Nie pamiętałaś jego imienia, ale rozpoznawałaś go z zajęć. Wyglądał na zadbanego i takiego, który cieszy się z obranego kierunku. Zerknęłaś na Javiera i Maxine dostrzegając mieszankę emocji na ich twarzach. To mogło być ciekawe, teraz potwory mogą prowadzić własne bary legalnie, proponować dziwne napoje, no i przyjmować do środka ludzi. Opinia publiczna mimo to trzymała wszystkich z daleka, utrzymując, że może to być coś niebezpiecznego, ale... potwory są naprawdę miłe. Znacznie milsze niż ludzie. Zaś przy tych które Ty znasz, czujesz się bezpiecznie. Ostatecznie nie udaliście się do Pat's tylko do baru o nazwie Grillby's. Widziałaś go wcześniej i zawsze byłaś ciekawa, zaś po poznaniu Sansa bardziej ciekawsza, no i po tych kilku głębszych jakie miałaś już za sobą, ciekawość wzięła górę.
W środku było niewiele światła, zaś klientela była dziwna. Barman to żywy ogień, dosłownie. Widziałaś jak Maxine wgapia się w potwora z wielkimi zębami i otworzoną szczęką.
-Zachowuj się normalnie – szepnęłaś, skinęła przepraszająco głową. Nie byliście tutaj jedyną ludzką paczką, zauważyłaś jeszcze kilka innych osób, lecz mimo to i tak czułaś na sobie ciekawskie spojrzenia. Pierwszoroczny, który zaproponował to miejsce, miał na imię Andrzej, teraz pamiętasz, poszedł w stronę szynku jakby był stałym klientem. Jego swoboda udzieliła się pozostałym, dlatego poszliście za nim.
-Conie będzie zazdrosna jak się dowie – powiedziała Maxine składając ręce. Wtedy dostrzegłaś Sansa. Siedział na końcu pomieszczenia przy stoliku, trzymał łokieć na blacie i śmiał się głośno. Bardzo wysoka i atrakcyjna rybia kobieta siedziała przy nim, machała ręką i szczerzyła się. Może są na randce, ta myśl sprawiła że poczułaś się smutna. No, ale wtedy wszedł Burgerpants i zajął miejsce przy Sansie swobodnie wbijając się w rozmowę. Poczułaś się lepiej. Jesteś całkiem pewna, że BP nie wcinałby się w intymną chwilę dwójki kochanków. Sans znalazł Cię w tłumie. Wyglądał na zaskoczonego, ale zaraz potem uśmiechnął się w Twoją stronę szeroko.
-Ej – powiedziałaś do Maxine – Uwierz albo nie, ale znam tamtych gości. Przywitam się – pochyliła się i wysyczała Ci w ucho
-Miałaś mi pomóc poderwać Javera
-Max, sama sobie dasz radę, nie martw się – odszeptałaś klepiąc ją po ramieniu
-No weź...
-Pa! - wyszczerzyłaś się i poszłaś w stronę potworów. 
-witaj u grillbiego, filologio – Sans wskazał Ci miejsce przy stoliku. Nadal miał na sobie tę samą bluzę, no i byłaś szczęśliwa widząc go bardziej, niż chciałaś przyznać.
-Zabrzmiałeś jak odźwierny – uśmiechnęłaś się cwanie. Wiedziałaś, że zostanie to odczytane jako flirt i miałaś ochotę kopnąć się z tego powodu. Popatrzyłaś na BP – Cześć
-Cześć koleżanko – ułożył z palców pistolet. Łał, on już jest pijany? Wymierzył w potworzycę – To jest...
-Rany, schowaj te spluwę bo jeszcze kogoś zabijesz! - przerwała mu i wystawiła swoją rękę w Twoją stronę. Uścisnęłaś ją – Nazywam się Undyne – wyszczerzyła się szeroko – Skąd znasz tych frajerów? - w jej słowach nie słychać było jadu.
-Uczelnia- nie była to pełna odpowiedź, chłopcy zaczęli się śmiać. Popatrzyłaś w stronę znajomych. Maxine rozmawiała z Javarem i pierwszorocznym. Pochylała się nad stołem ze skrzyżowanymi rekami cały czas wlepiając maślane spojrzenie w Javara. Nie poddawaj się dziewczyno, pomyślałaś odwracając się w stronę potworów. Popatrzyłaś na Undyne. Była stanowczo typem z którym nie chciałaś zadzierać, głośna, z rzędem ostrych wielkich zębów, przepaską na oku, ale... było również coś miłego w jej uśmiechu
-Co u Papyrusa? - zapytał Burgerpants. Sans skrzyżował ręce za głową opierając się wygodniej na krzesełku
-jest na przyjęciu, sam – mówił takim tonem, jak rodzice którzy chwalą się faktem iż ich dziecko w końcu jeździ na rowerze z dwoma kółkami
-A miał dzisiaj ze mną pić – prychnęła Undyne. Popatrzyła na BP wymownie – Wygląda na to, że zostałeś mi tylko ty – ten syknął w odpowiedzi, kobieta popatrzyła na szkielet – Piszesz z nim teraz? Powiedz mu, aby się dobrze zachowywał! - wyciągnął telefon z kieszeni i wystukał kciukiem wiadomość. Przyglądałaś mu się z zaciekawieniem. Jak to kurwa działało? Czy nie potrzebował... Cóż, nie wiesz właściwie jak działają ekrany dotykowe. Ciepło ciała? Nie był ciepły, prawda? Kiedy wyobrażałaś sobie, jak dotykasz jego kości, to te zawsze były zimne pod Twoimi palcami. To w końcu szkielet. Ale była w nim magia. 
-pytaj, jeżeli chcesz wiedzieć – powiedział, kiedy nie odpowiedziałaś zerknął na Ciebie i zachichotał
-Jak możesz dotykać ekranu dotykowego, skoro nie masz skóry?
-heh, oszukuję system – uniósł dłoń i pomachał swoimi kościstymi palcami. Zaśmiał się z Twojej niepewnej miny – większość ekranów posiada coś, co nazywa się „czujnikiem pojemności” - tłumaczył – oznacza to, że telefon reaguje na twoją skórę, ludzka skóra wysyła małe elektryczne sygnały, jest pokryta różnymi substancjami jak pot i takie tam, więc kiedy dotykasz ekranu, dotknięta część wysyła sygnały i telefon rozpoznaje dotyk
-Huh, to ciekawe.. A ja myślałam, że to czujnik ciepła czy coś
-to też mogę udać jeżeli chcę
-Ale jak?
-magia – przyglądałaś mu się z niedowierzaniem, zachichotał – dobra, daj mi swoją dłoń – Uniosłaś rękę do góry. Sans odstawił telefon i ostrożnie zestawił Twoje palce ze swoimi, palec do palca. Jego kości były mocne i zimne, tak jak je sobie wyobrażałaś. Z zawstydzeniem trzeba przyznać, że jego dotyk sprawił iż serce zaczęło bić Ci szybciej. Popatrzyłaś na jego twarz, lecz on koncentrował się na waszych dłoniach. Przez chwilę nic się nie działo, ale potem poczułaś ciepło dobiegające z jego palców i przyjemne łaskotanie. Czułaś jakiś kształt, coś co powstaje między waszymi palcami.
-Łoł – popatrzył Ci w oczy i uśmiechnął się
-lepiej wyjaśnić się już nie da – zabrał rękę. Undyne zaśmiała się z wyrazu Twojej twarzy
-To dla dzieci! Powinnaś zadawać się z potworami częściej! - pochyliła się w Twoją stronę – Popatrz na to
-Boże, nie rób tego tutaj – wysyczał BP – Znowu wkurwisz Grillbigo – Undyne zignorowała go i pokazała głowa, abyś popatrzyła pod stół. Zacisnęła ręce tak, jakby coś w nich trzymała i chwilę potem jasne światło przybrało formę włóczni. Wyglądała na solidną i gotową do rzucenia, choć miała wyraźne załamania i ostre krawędzie. Undyne popatrzyła na Ciebie z dumą – To się nazywa magia.
-Kurwa mać – jęknęłaś
-Dobra, wychodzę – BP wstał – zanim Grillby przyjdzie i ostudzi atmosferę, Sans? - wyciągnął paczkę fajek w stronę potwora.
-nom – szkielet podniósł się – nie chcę mu już bardziej podpaść, bądźcie grzeczne – rzucił przez ramię i wyszedł z BP przed bar. Jak tylko ich nie było, Undyne pochyliła się w Twoją stronę. 
-Lecisz na Sansa czy co? - wyszczerzyła się złowieszczo
-Co?! - jęknęłaś czując jak się rumienisz – Ledwo go znam!
-No i?
-Uh.. - w panice popatrzyłaś po pomieszczeniu, pieprzyć to – Cóż.. tak... jakby... - zalała się śmiechem, nie wiedziałaś jak na to zareagować.
-Cholera – jęknęła między salwami śmiechu – Chcesz do niego zarwać?
-Myślisz... że jest zainteresowany? - Że podobają mu się ludzie? Chciałabyś dodać, ale nie byłaś pewna jak to zrobić.
-Hmmm – zrobiła się poważna, podrapała się pazurem po policzku – Ciężko powiedzieć. Dla wszystkich jest bardzo koleżeński – nagle jej uśmiech się zmienił, zaś w złotym oku dostrzegłaś błysk – Dlaczego nie zaryzykujesz i nie zaczniesz ostrzej działać? Zobaczysz co się stanie – Prychnęłaś nie wierząc, że prowadzisz tę rozmowę, ale trudno było się już wycofać.
-Jakieś rady? - zaśmiała się
-Lubi gówniane kawały
-To już wiem
-Nie wiem – chichotała – To dobry koleś, choć leniwy dupek. Nie czekaj, aż zrobi pierwszy ruch – Tego się spodziewałaś. Jeden z wielu psów w barze podszedł do waszego stolika. Miał na sobie koszulkę i obrożę oraz wyraz twarzy, mówiący że to zły pies.
-Undyne, widziałaś Burgerpantsa? - ta pochyliła się w jego stronę
-A co ja, jego niańka?
-Pali na tyłach – wyjaśniłaś, pies popatrzył na Ciebie i podskoczył
-Boże.. - trzymał się za pierś dysząc ciężko – Nie zauważyłem cię – Uniosłaś ręce do góry
-Przepraszam! - nie chciałaś go przestraszyć, dosiadł się do stołu i rozmawiał przez chwilę z Undyne, a kiedy sobie poszedł ta natychmiast wróciła do Ciebie.
-Jaki go zaatakujesz?
-Jak go co?!
-No wiesz... Oh cii, wraca. - Sans i BP wrócili do stolika oboje śmiali się i śmierdzieli dymem. Zamówili piwo, magiczne, dodałaś w myślach. Sans postukał palcem w butelkę i przystawił szyjkę do zębów, jego ciało absorbowało trunek jak tylko przystawił butelkę do czaszki. Zauważył, że się na niego patrzysz i wyszczerzył się w Twoją stronę.
-Ej – BP pochylił się w Twoją stronę – Zrób to
-Co?
-No wiesz co. Jestem zbyt pijany aby się bawić – przesunął palcem po swoim uchu. Zaśmiałaś się.
-Tak publicznie?
-Zrób to. - pochyliłaś się i złapałaś go za uszy. Jego odpowiedź była natychmiastowa, jak tylko zaczęłaś go głaskać i drapać po prostu rozpływał się pod Twoim dotykiem. Przeciągnął się, mruknął. Undyne przyglądała się temu wszystkiemu z mieszanką zaskoczenia i obrzydzenia
-Jesteś dziwny – cmoknęła
-Nie wiesz co to za uczucie – jego głos tłumiły jego ręce
-może zacznie mruczeć?
-Ciii, słuchaj – przystawiłaś palec do ust – Już mruczy – Sans pochylił się w stronę kociego potwora aby posłuchać. Ten z zamkniętymi oczami pozwalał się drapać. To było fantastyczne uczucie, jego futro było miękkie i przyjemne, czułaś skórę i czaszkę.
-nie wiedziałem, że z ciebie taki mruczek, bp
-Zamknij się – mruknął Burgerpant słabo machając w stronę Sansa bez patrzenia na niego. Chwilę potem na plecach kota pojawiła się wielka psia łapa z pazurami. Zabrałaś swoje ręce zaskoczona
-Cześć BP – powiedział
-Doggo – Burger podniósł głowe, wyglądał na zdenerwowanego
-Masz to dla mnie? - z westchnięciem BP odszedł do stolika
-Ta, jest w moim samochodzie – jak tylko odszedł z psem, Sans i Undyne wymienili się spojrzeniami. A potem szkielet się uśmiechnął
-no i tyle z twojego kumpla do picia
-Ta, wiem, kurwa. Dobra! Do trzech razy sztuka – podskoczyłaś kiedy nagle chwyciła Ciebie i Sansa za ramiona podnosząc z siedzeń. Jej uścisk był zaskakująco silny. Przeniosła was do lady i posadziła na siedzeniach. - Pokaż co tam masz najgorszego Grillby! - Barman popatrzył w jej stronę, ogniki dookoła jego głowy zawirowały mocniej. Siedząc blisko niego czułaś się tak, jakbyś siedziała przy ognisku. Praktycznie słyszałaś strzykanie ognia mimo odgłosów w barze. Było miło. - Zaskocz mnie – Undyne popatrzyła na Ciebie – A ty, mała? - zamachałaś rękami w geście obronnym
-Nie dzięki, ja jestem biedna
-No weź, ja stawiam – przeniosła wzrok na Grillbiego – Zrób jej ten owocowy koktajl
-Whiskey wystarczy – rzuciłaś szybko – Albo... no wiesz... odpowiednik tego – Undyne zaśmiała się i otworzyła usta, aby coś powiedzieć, ale przestała
-Ojej – wyciągnęła telefon z kieszeni spodni – Moja dziewczyna dzwoni. Idę. Zaraz wrócę! - popatrzyła na Ciebie znacząco i udała się w stronę wyjścia.
-uważaj filologio – rzucił Sans – jeżeli dasz się undyne upije cię na śmierć
-Czy wyglądam ci na dziewczynę, która pije jakieś wymyślne koktajle? - uniosłaś brwi
-uh... czy istnieje dobra odpowiedź na to pytanie? - oboje się zaśmialiście. Grillby wrócił zauważył, że rybia potworzyca zniknęła – zostaw to – Sans mrugnął w jego stronę – jeżeli ona nie wróci, zajmiemy się tym dla niej – Położył drinki na ladzie. To był ciemny napój w którym wirowały odcienie szarości, lekko też świecił na górze. Wymieniłaś się spojrzeniami z Sansem. 
-Wezmę jeden – powiedziałaś.  Zauważyłaś że Maxine nadal siedzi przy stoliku z pierwszorocznym i po jej minie wygląda na to, że dobrze się bawi. Czułaś się mniej winna z tego powodu, że ją zostawiłaś. Uniosłaś brwi w jej stronę by zapytać się: Wszystko dobrze? Popatrzyła na Ciebie szeroko otwartymi oczami, nie wiedziałaś, czy to znaczy, że wszystko dobrze, czy, że prosi o pomoc. Wskazałaś palcem na siebie, a potem na nią. Mam przyjść? Machnęła ręką. Nie, zostań tam. Tak przynajmniej odczytałaś ten gest. Grillby podał Ci drinka. Podniosłaś go i przystawiłaś do twarzy, starając się zrozumieć, skąd w nim to czerwone światełko. Na swój sposób ten napój był śliczny. Popatrzyłaś na Sansa. Trzymał swój, jasno niebieski. Patrzył na barmana, ale wskazywał na Ciebie
-jesteś pewien, że ona może to pić? - Grillby odwrócił się w jego stronę i po prostu gapił się. Pomijając brak jakiejkolwiek mimiki twarzy wnioskowałaś, że był urażony – dobra, dobra – Sans uniósł ręce do góry – do dna, filologio – stuknęliście się kieliszkami i za jednym zamachem opróżniłaś kieliszek. Tak jak w barze, oba potwory przyglądały Ci się z ciekawością, czekając na Twoją reakcję. Trunek był pyszny, choć trudno byłoby Ci powiedzieć jak smakuje. Był ciemny, mocny, czułaś w nim goździki... Przełknęłaś i wzięłaś wdech, a potem się wyszczerzyłaś
-O tak! - chrząknęłaś czując, jak alkohol pali Cię w gardło. Sans wyszczerzył się i sam upił swojego. Usłyszałaś jak ogień Grillbiego trzeszczy w odpowiedzi. A następnie sobie poszedł. - Dobra, Sans – pochyliłaś się w jego stronę – Mam dla ciebie zagadkę – spojrzał na Ciebie przebiegle
-wolę kawały
-Oh ale ta ci się spodoba
-heh, dobra, dawaj
-Mam cztery palce i kciuk, nie mam skóry ani krwi, czym jestem? - zaśmiał się, zerknęłaś na jego twarz i poczułaś ciepło w sercu.
-masz rację, podoba mi się, uh – patrzył na szynk zamyślony przez chwilę. Upiłaś swój drink przyglądając mu się. Po jakiejś minucie później uśmiechnął się szeroko i popatrzył na Ciebie – rękawiczka
-Cholera jasna! - zaśmiałaś się. Teraz kiedy jesteś pijana, mniej panujesz nad ruchami i zachowaniem. Lecz jednocześnie czujesz się swobodniej, zaś przyjemne uczucie w piersi teraz przelewa się na brzuch i biodra. Nie wiesz czy to magia, czy po prostu jesteś pijana do takiego stopnia. Ale uśmiech nie chce znikać z Twojej twarzy.
-dobra – Sans skończył swój napój – co robi ręcznik w japońskiej restauracji?
-Wiedziałam, że z czymś takim wypalisz – jęknęłaś – Daj pomyśleć – Nie myślałaś tak długo – Sushi się
-ah już to znałaś.
-To mój teren, koleś, czego się spodziewałeś – podniosłaś palec do góry – Myśl wpierw nad grą słowną, jak nic nie pasuje, próbuj innych rzeczy – upiłaś drinka – słowa są najważniejsze, prawda? - Sans zmarszczył brwi zamyślony, a potem zachichotał
-prawda
-Heh, miałam rację.
-dobra, ma jeden kolor, kształtów tysiące, pojawia się kiedy świeci słońce, lata i pląsa, lecz by nie uciekł u dołu stoi na twardym gruncie, nie czyni krzywdy, bólu nie czuje, samotnie nigdy nie podróżuje. - Myślałaś kilka minut, w tym czasie Grillby przyniósł Sansowi kolejnego drinka. To nie był kawał ani gra słowna, więc to musiało być coś oczywistego, coś na co nie zwracasz uwagi. Poprosiłaś Sansa, aby powtórzył to dwa razy, słuchając uważnie każdego słowa.
-Poddaję się. Co to jest?
-cień – szybko powtórzyłaś sobie jego słowa w głowie i uderzyłaś otwartą ręką w bar
-Cholera jasna! Zagiąłeś mnie tym! - Undyne wróciła chwilę później, obejmując was ramionami.
-Boże, nerdy! Co wy tutaj tylko gadacie?!
-właściwie – wtrącił się Sans – bary słyną z tego, że gada się w nich o głupotach
-Mniejsza – chwyciła za swój drink, ten który Grillby dla niej zostawił i wychyliła kieliszek odstawiając go pustym na blat. - Dobra. Bierzemy kolejkę. Ty też – stuknęła Cię palcem w klatkę piersiową – Ja stawiam i nie ma marudzenia. - zmusiła Cię do wypicia czegoś niebieskiego co paliło jak ogień i sprawiło, że przed oczami widziałaś wszystkie barwy tęczy. Po nim dostrzegłaś złote włosy w końskim ogonie Undyne, za kiedy Sans zaśmiał się z czegoś co powiedziałaś, miałaś wrażenie że Twoje kości drżą. Potem BP i Doggo wrócili, i spędziłaś kilka godzin w dobrym towarzystwie świetnie się bawiąc. Przerwałaś chlanie, zdając sobie sprawę, że Undyne naprawdę byłaby w stanie upić Cię do nieprzytomności, tak jak powiedział Sans, i chwała, że nie chciałaś aby za Ciebie płaciła. Więc żartowałaś, śmiałaś się i cieszyłaś ich towarzystwem. Po jakimś czasie Undyne zauważyła jak ziewasz. - Uh oh, nasz człowieczek chce iść spać?
-Heh, Chyba. Lepiej pójdę do domu – mruknęłaś walcząc z kolejnym ziewnięciem
-Chcesz aby ktoś cię odprowadził? - zapytała, popatrzyła na Sansa i warknęła – Ty! Odprowadź ją!
-dobra, dobra, raaaany – śmiejąc się zszedł z krzesełka, jak tylko odwrócił się plecami, Undyne mrugnęła do Ciebie i pokazała stronę. Wywróciłaś oczami
-Nie musisz mnie odprowadzać, jeżeli nie chcesz – powiedziałaś mu, choć chciałaś aby to zrobił
-nie, jest dobrze – uśmiechał się – no i mieszkasz blisko
-Oh, kurwa! Powiem znajomym, że wychodzę. Daj chwilę
-będę przed barem – skinęłaś głową i podeszła do Maxine 
-Cześć, wychodzę
-Z kim? - syknęła chwytając Cię za ramię – Tym kotem?
-Nie! Ugh... tym... szkieletem – Maxine popatrzyła na Ciebie zdziwiona
-Cholero jedna
-Sama nie wiem, trudno mi powiedzieć, czy jest zainteresowany
-Łał.. nie wiedziałam, że ty.. - próbowała bezradnie gestykulować rękami – Chcę powiedzieć jakiś kawał z kościami, bo wiesz... on jest... - Stuknęłaś ją w ramię
-Nie sil się, kochanie. Jak ci idzie z Javerem?
-Strasznie! - jęknęła – O wszystkim zapomina! No ale idź do swojego i lepiej aby ci się udało i abyś była z nim szczera. Idź w drogę moje dziecię. - Z błogosławieństwem Maxine udałaś się w stronę wyjścia. Nie miałaś planu ataku... właściwie nie miałaś pojęcia co robisz. Jedyne czego byłaś pewna to to, że naprawdę chcesz położyć swoje łapy na Sansie, no i jego przyjaciółka Undyne powiedziała, abyś tak zrobiła. Nie byłaś już co prawda do końca pijana, choć trzeźwa też nie, dlatego takie akcie wychodziły Ci łatwiej.
-Cześć – pomachałaś do niego czując jak serce mocniej Ci bije
-cześć, mam dla ciebie kolejną zagadnę, co jest duże, czerwone i często staje? - zaczęłaś się śmiać
-Rany! To podchwytliwe!
-a no – wyszczerzył się. Podniósł na Ciebie swoje świecące oczy, patrzyłaś w nie. Pochyliłaś się i przystawiłaś swoje usta do jego zębów. To był bardzo niewinny pocałunek. Jego zęby były zimne i gładkie pod Twoimi wargami, cofnęłaś się zaraz po chwili. Wyglądał na zaskoczonego. Otworzył szeroko oczy, białe źrenice zrobiły się malutkie. Patrzył się po prostu na Ciebie i nie ruszał. O kurwa.
-O mój Boże – klepnęłaś się w policzki – Przepraszam! Ja... ja... ja myślałam, że ze mną flirtowałeś! - znowu zaczął się poruszać
-c... wiesz, bo flirtowałem, ale... - odwrócił wzrok oszołomiony – nie przypuszczałem, że to zadziała... - parsknęłaś śmiechem
-Dlaczego?
-bo jestem tylko pieprzonym... ofermowatym kościotrupem....
-Ale ja uważam, że jesteś naprawdę słodki – wypaliłaś. Popatrzył na Ciebie, na jego kościach policzkowych pojawił się ciemniejszy kolor. - Boże, rumienisz się?
-jestem szkieletem, nie mogę się rumienić
-Ale się rumienisz! - rzuciłaś. Bez myślenia chwyciłaś jego twarz w swoje ręce. Kości były zimne pod palcami, lecz na jego policzki były inne – jesteś ciepły – zabrało Ci oddech. Zamknął oczy. Wyglądał na bardzo zawstydzonego. Miałaś nadzieję, że w dobry sposób, ale właściwie nie miałaś pojęcia jak odczytać to zachowanie – Nie wiem co to znaczy – przyznałaś powoli
-.... jestem szczęśliwy z tego powodu – mruknął. Dobra. To dobrze. I teraz... co dalej? Stoisz trzymając jego twarz. Powoli, bardzo powoli pochylasz się i ... przystawiasz swoje czoło do jego. Chłód był przyjemny w porównaniu z ciepłem Twojej twarzy. Wypuścił powietrze i niczym nóżki pająka, jego kościste palce powoli objęły Cię w talii. Uczucie było jednocześnie dziwne i fascynujące. Jego dłonie były zimne jak reszta jego ciała, sztywne i twarde, nieludzkie. Lecz samo objęcie było bardzo intymne. Ruszał się tak płynnie i naturalnie, łatwo było zapomnieć kim jest. Twoje serce zaczęło bić wolniej. Zastanawiałaś się czy nie zabrać swoich rąk, lecz on trzymał własne.
-Chcę... zrozumieć – szepnęłaś
-ha, ta, dobra, wiem – w końcu otworzył oczy z niecnym błyskiem – jak bardzo jesteś pijana?
-Nie aż tak
-a chcesz... uh... wpaść do mnie?
-Tak... A jak to daleko?
-róg lincolna i trzeciej
-To daleko – mrugnął
-ta, ale znam skrót
-Ja... Oh! Mówisz o... teleportacji? Możesz mnie zabrać ze sobą? - ta wiadomość była jednocześnie ekscytująca i przerażająca
-a no
-Co mam zrobić?
-nie ruszaj się – powiedział zaciskając mocno swoje ręce dookoła Twojej talii. 
Share:

POPULARNE ILUZJE