Notka od autora: Przeglądając najczęściej wyświetlane notki na blogu, doszłam do wniosku, że ewidentnie brakuje wam porno z Undertale. Spięłam więc dupę i zrobiłam dla was prezent. Samo opowiadanie nie będzie zbyt długie, planuję około trzech rozdziałów ale zobaczymy jak wyjdzie w praktyce. Miłego czytania moje zboczuszki ;3
Rozdział 1 (Tu czytasz)
. . .
Tyle hałasów. Tyle zapachów… A Ty widziałaś tylko ciemność.
Nie mogłaś nawet pozbyć się jej bowiem Twoje ręce były skrępowane łańcuchami.
Słyszałaś pośród tych wszystkich hałasów dźwięk metalu. Jak się okazuje, nie
byłaś tutaj tylko ty jedna. W przeciwieństwie jednak do swoich „towarzyszek
niedoli”, jeśli tak sprawę można ująć, ty pozostawałaś cicho. Lament i błagania
o litość tylko bardziej drażniły twoje zmysły. Miałaś ochotę podejść i uciszyć je
wszystkie, bowiem wiedziałaś, że to nic
nie da. Wszyscy byli na przegranej pozycji, Ty zaś mogłaś teraz tylko stać i
czekać na swój los…
Czy jednak aby na pewno
tylko stałaś i czekałaś? Głowa wysoko uniesiona, sztywna postawa, plecy
wyprostowane, nikt by nie pomyślał, że jesteś tylko… Czym Ty właściwie jesteś? Cóż, nosisz miano
człowieka. Masz ręce, oczy, usta, parę nóg… Nic specjalnego właściwie. Dobra,
jedyne co cię bardziej wyróżnia to bardzo delikatna skóra, która…. Ohh na
wszystkich, te metalowe kajdany ją ranią. Siniaki potrafiły pojawić się na Twej
skórze z byle powodu, nie mówiąc już o tym jak będziesz wyglądać przez to, co
działo się właśnie. Irytacja rosła przez to o wiele bardziej. Im mniej się
jednak ruszałaś, tym lepiej. Nie bolało cię wtedy całe ciało. Nie czułaś
również aż tak chłodu na nagiej skórze.
- Zapraszamy kolejną piękność! No dalej, dalej, nie ma czego się bać!- rozbawiony
głos Metattona przekrzyczał wszystkich. – Odsłonić jej twarz!
Najpierw brutalnie Cię
pchnęli a potem zmusili do padnięcia na kolana. Czułaś gorycz w ustach
pomieszaną z miedzianym smakiem własnej krwi. Krzyki nic nie dawały, a jednak
twój organizm zdobył się na głośny i przeciągły. Grunt na jaki padłaś dość
boleśnie wbijał Ci się w nagą skórę, wchodząc drobinami pod nią. Nagłe zdjęcie worka z Twojej głowy
zaowocowało kolejnym bolesnym jękiem. W końcu widziałaś! Oczy jednak nie przyzwyczajone do takiej jasności boleśnie
dawały ci się we znaki. Czułaś jak łzy uciekają spod powiek. Nie mogłaś jednak
pozwolić im ich ujrzeć. Za dobrze wiedziałaś co się wtedy stanie. Co jednak
mogłaś poradzić na to, że one dalej leciały? W końcu byłaś t y l k o
człowiekiem. Małym, słabym i drobnym. W każdej chwili mogli odebrać Ci
życie. Znów jak na złość głośno jęknęłaś. Mechaniczna dłoń która trzymała twoje
włosy odgięła głowę bardziej w tył, aby wszyscy zebrani mogli widzieć Twą
twarz.
- Młoda ludzka kobieta, delikatne rysy… Aż chce się pojmać do sypialni,
prawda?- Głosowi Metattona zawtórowały najróżniejsze śmiechy. Słyszałaś jednak
najróżniejsze komentarze rzucone w Twoją stronę. Widziałaś głód na ich twarzach, te oczy… - A
te oczy…. Jeśli brakowało wam przez te wszystkie lata nieba, w jej spojrzeniu
ujrzycie je w najpiękniejszym wydaniu!
Twoje ciało drżało, jednak
nie ze strachu. Już dawno przestałaś się bać w takim stopniu. To, przez co
dygotałaś to chłód, jaki od dłuższego czasu owiewał Twe cało. Wdzierał się w
każde miejsce, zabierając ze sobą całe
ciepło. Dumna postawa nie przychodziła ci już z taką łatwością. Rozmiary
potworów były przytłaczające. Nawet najodważniejszym odbierały całą pewność
siebie.
Głośno zawarczałaś na kolejne pociągnięcie za włosy. Metaliczny stwór wcale nie
obchodził się z tobą delikatnie. Tym razem zmusił Cię do ponownego powstania.
Dlaczego wcześniej musiałaś być na klęczkach, skoro znów byłaś zmuszona wstać?
Jak mogłaś się domyślać, wszystko chyba było dla ich przyjemności i poczucia
władzy. Chcieli cię złamać. Zagryzłaś mocniej język. Nie. Nie dasz im tej
satysfakcji. Zmarszczyłaś bardziej brwi, krzywiąc się z powodu ciągniętych
włosów.
- Odwróć się i wypnij. Proszę patrzeć uważnie, nie ma kupowania kota w worku!-
robot obszedł cię stając teraz za twoimi plecami.- Niczym porcelanowa laleczka…. Aż prosi się o
jakiś ślad, prawda?
Zaraz
po licznych okrzykach zgody i aprobaty, poczułaś nagłe smagnięcie i uderzenie w
pośladek. Ból był tak mocny, że po mimo swych wewnętrznych obietnic, zakwiliłaś
głośno. To tak okropnie piekło, cholera! Byłaś pewna, że rozciął twoją skórę.
Tłum w tym czasie mógł podziwiać jak na porcelanowej skórze pojawia się niemal
natychmiast wyrazisty czerwony ślad palców. Nogi drżały coraz mocniej, grożąc szybkim poddaniem się. Mocniej zacisnęłaś pięści. Nie mogłaś pokazać
swojej słabości. Łzy znów leciały ciurkiem, jednak nic to. Gdy cię odwrócili
ugryzłaś się mocniej w język. Szybciej zamrugałaś, jednak ani przez chwilę nie
krzywiłaś się. Od zaciskania pięści
czułaś, jak paznokcie przebijają ci się przez skórę. Czekali na Twe błagania.
Chcieli, byś tak jak inne, płakała i wiła się w próbie uniknięcia dotyku. Gdy jednak metalowa dłoń na nowo spoczęła na
Twym pośladku nie poruszyłaś się ani o milimetr. Ich niedoczekanie. Nie
będziesz błagać. Będąc na specjalnym podeście mogłaś patrzeć na nich
z góry. Jedyny moment w którym mogłaś nad nimi górować. Splunąć na ich głowy. Jakże to była piękna
wizja… Nie byłaś jednak samobójcą. Gdzieś z tyłu głowy nadal czułaś smak
wolności. Słyszałaś radosne brzmienie gitary… Kiedyś będziesz znów wolna.
Uciekniesz. Nie uginasz się ze strachu a
z potrzeby bycia znów wolną.
- Zaczynami licytację! Dalej! Kto da
więcej za tę porcelanową ślicznotkę?
Twoje spojrzenie poruszało
się teraz wraz z robotem. Ogromna machina przypominała oczywiście po części
człowieka. W dodatku dość przystojnego z twarzy, dobrze zbudowanego z… czteroma
rękoma, oraz parą oczu po jednej
stronie. Co zaś kryło się po drugiej?
Cóż, mechaniczna grzywka skrywała ten rejon dość dobrze. Każdemu krokowi
wtórowało puknięcie jego cholernie wysokich czerwonych kozaków. Gdyby nie to, że brzmi to dość niedorzecznie,
powiedziałabyś, że jego buty przypominają obuwie domin z zabaw bdsm. W tym
całym zamyśleniu i obserwacji poruszającego się robota, nie skupiałaś się na
licytacji. Słyszałaś jak liczby rosną i rosną, a gdy tylko bardziej marszczyłaś
brwi, lub patrzyłaś na nich z większa pogardą, chętni głośniej wykrzykiwali
liczby. Czyżby jednak potwory tu zebrane były po części masochistami? A może
chcieli po prostu być tymi, którzy zedrą uśmieszek z Twej twarzy? Oh widziałaś w ich oczach wszystko. Niemalże czułaś już oddech któregoś na karku…
Żałosne. Im dłużej tutaj stałaś, tym bardziej niepewność i strach zanikały,
zastąpione prawdziwą pogardą.
- Mamy zwycięzcę! Zapraszamy! Odbierz swojego nowego zwierzaka!
Nie
bałaś się ich. Gardziłaś nimi. Widząc jednak tak wysoki, ogromny wręcz,
szkielet idący w twoją stronę, aż nabrałaś ochoty się wycofać. Z ledwością
przełknęłaś ślinę, podnosząc na niego swe oczy. Ponownie jednak nie zrobiłaś
tego co chcieli. Nie dałaś się zastraszyć. Z odwagą patrzyłaś na jego pociągłą
czaszkę przyozdobioną cholernie długimi i ostrymi kłami, pęknięciami przy
jednym oku oraz… Wolałaś chyba nie pytać, ile to coś miało wzrostu. Każdy krok
stawiał powoli wpatrując się w ciebie czerwonymi iskierkami w oczodołach.
- ROZKUĆ JĄ! NATYCHMIAST!- jego krzyk ranił twoje wrażliwe uszy.- W TAKIM
STANIE BĘDZIE MNIE SPOWALNIAĆ!
Widziałaś jak Metatton się
krzywi. Właściwie chciał chyba zarzucić, iż nie wolno ci ufać, że w każdej
chwili możesz uciec ale… twój „nowy właściciel” albo był bardzo głupi albo
bardzo pewny swego. Jednym machnięciem ręki uciszył jednak robota. Jak wysoko
musiał być postawiony ten szkielet? W
swym zamyśleniu nie zauważyłaś nawet tego, że wpatrywałaś się w potwora dłużej,
niż chciałaś. Szybko jednak uciekłaś spojrzeniem widząc, że stwór również się w
ciebie wgapia. Posłusznie wyciągnęłaś ręce przed siebie by rozkuli twe ręce,
potem ułatwiłaś rozkucie nóg, nie doczekałaś się jednak wolnej szyi. Metalowa
obroża jaka tam widniała, wcale nie uławiała ci poruszania głową, co więcej,
byłaś pewna, że i tam masz już obtarcia.
- RUSZAMY CZŁECZYNO! POŚPIESZ SIĘ, NIE MAMY CAŁEGO DNIA!
Z piskiem próbowałaś
utrzymać równowagę by nie paść przed nim na Kolana. Krew na nowo dopływała do obolałych
członków. Byłaś pewna, że wystarczy
jeden krok aby paść. To tak cholernie bolało. W pełni dodatku widziałaś jak
poraniona i obdarta była Twoja skóra. Tak o nią dbałaś, zaciekle
pilnowałaś aby nic się jej nie działo….
A teraz co? Zaczerwienienia, obtarcia, siniaki… Cały wysiłek poszedł się
dosłownie jebać.
Właściwie mogłaś uciec,
ale tylko jeśli byś chciała zakończyć swoje życie. Nie trzymał cię na żadnej
smyczy, nic poza obrożą nie obciążało twego ciała…. Problem leżał jednak w tym,
że ciało było zbyt odrętwiałe. Każdy krok bosej stopy na nierównym kamienistym
gruncie powodował dodatkowy ból. Jakże kusiło paść! Leżeć i po prostu dać się
zakatować jak znajome osoby. Znieść ból
i cierpienie a potem umrzeć. Nie. Nie
jesteś słaba. Masz ludzkie ciało, jednak
w Twej piersi goreje dusza, która nie pozwoli na to.
- NO PROSZĘ, PROSZĘ, NADAL NIE UCIEKŁAŚ!
NO DALEJ CZŁECZYNO, MASZ OKAZJĘ! ŚMIAŁO!- rozbawienie i kpina wprost dawały ci
po oczach.
Cudem wstrzymałaś wzdrygnięcie się, bowiem nadal nie przywykłaś do jego… bardzo
głośnego sposoby mówienia.
- Jeśli spróbuję uciec tylko na tym stracę.- zdobyłaś się na odwagę by się
odezwać- Nie dość, że nie znam miejsca w którym jestem, ciało mam wymęczone, to
jeszcze… złapiesz mnie bez problemu a
wtedy zabijesz… A ja… nie chcę umrzeć.
Szkielet zatrzymał się a następnie złapał cię za włosy, przyciągając bliżej siebie.
Powoli pochylił się w stronę twojej twarzy, by być z nią niemalże na równi. Im
bliżej byłaś go jednak tym więcej szczegółów odkrywałaś.
- A JEDNAK POTRAFISZ MYŚLEĆ! MOŻE
BĘDZIESZ WARTA SWOJEJ CENY! –o ile było to możliwe w przypadku szkieletu, ten uśmiechnął
się. Całość zdawała się być dla ciebie naprawdę groteskowa. Jak łatwo by było
się poddać… Nie wyglądał na kogoś, kogo sumienie wolne jest od dusz, a dłonie
od krwi. Naprawdę wiele wysiłku kosztowało cię patrzenie mu w oczy.
- SANS BĘDZIE ZADOWOLONY! JEGO POPRZEDNI PUPIL DOŚĆ SZYBKO SIĘ ZUŻYŁ! JESTEŚCIE TACY SŁABI! PADACIE SZYBCIEJ OD
MUCH!
Ohh, czyli jednak nie on był twoim właścicielem a jakiś…. Sans? Zamrugałaś
lekko powiekami, bowiem twojej uwadze nie uszedł jeszcze jeden fakt. Nie byłaś
pierwszym „pupilem” tego kogoś… Jaki więc był ten Sans? Ciężko przełknęłaś
ślinę. W końcu odpuściła i spojrzałaś w bok. Twoje myśli zajęły się bojem z
nowymi informacjami. Może jednak ta śmierć nie była taka zła…?