1 stycznia 2019

Undertale: Śpiąca Baśń - CH - Sans - Początek

Autorzy rozdziału: Dodo Dan oraz Shini

Obudziłeś, gdy promienie wschodzącego słońca padły na twoją twarz. Otworzyłeś oczy, zasłaniając się rękoma od światła. Wczoraj znowu zapomniałeś zasłonić zasłony, a teraz za to płacisz. Odwróciłeś się na drugi bok, odgradzając się od promieni słonecznych.
W twojej głowie echem odbijały się słowa Złej Wiedźmy. Według jej słów zostałeś przeklęty. Nie posiadasz uczuć, a przynajmniej zostały one po części uśpione.
Z tego co zrozumiałeś, jeśli nie uświadomisz sobie otaczającej cię miłości to cały twój lud straci swoje emocje.  Skoro nie masz uczuć to niby jakim sposobem masz sobie uświadomić miłość? Przecież to bez sensu.
Jakoś nie czułeś się przerażony. Może, dlatego, że po prostu w to nie wierzysz. To tylko sen. Musisz być naprawdę zdenerwowany zbliżającymi się urodzinami, że zaczynają cię dręczyć koszmary.
To głupie myślenie i powinieneś przestać, bo się pochorujesz.
Twoje przemyślenia przerwało pukanie do drzwi. Odwróciłeś się w ich stronę.
  - Proszę! - rzekłeś, wstając. Usiadłeś na łóżku, patrząc jak twój lokaj wchodzi do pokoju. Fioletowy kot w czarno-białym uniformie spojrzał na ciebie z lekkim uśmiechem jak czynił to codziennie.
  - Witaj, paniczu - powiedział służący, kłaniając ci się lekko. - Pora wstawać.
Przeciągnąłeś się, podnosząc się z łóżka. W tym czasie El – twój lokaj - szykował ubrania. Wyjął z szafy białą koszulę oraz lniane spodnie.
Kilka minut zajęło ci ubranie się z pomocą lokaja, ale byłeś gotowa. Dzisiejszy dzień zapowiadał się spokojnie. Przygotowania do twoich urodzin trwają od kilku dni, ale nie musisz być przy tym obecny. Twoja przyrodnia matka, królowa Toriel, sprawuje nad wszystkim pieczę. Chce, abyś miał najlepsze urodziny w życiu.
Powinieneś czuć się szczęśliwy, ale jakoś...
Może to z powodu zmęczenia. Ostatnio jesteś przemęczony. Nawet jeśli nie musisz uczestniczyć w organizowaniu urodzin, to życie księcia nie jest proste.
Dzisiejszy harmonogram przewiduje lekcje tańca oraz masz spędzić dzień z królem Asgorem jako obserwator w naradach.

Chyba zaczniesz wierzyć tej Złej Wiedźmie.
To co się dzisiaj stało było dziwne i przerażające, a przynajmniej powinno cię to przerażać. Ona miała rację.
Ty naprawdę nic nie czujesz.
Dostrzegłeś to już na wspólnym śniadaniu. Twój przyrodni brat, Asriel, rozmawiał z tobą o ważnych królewskich sprawach. Ostatnio zwiększyła się częstotliwość ataków w miastach granicznych. Agresorzy byli szczególnie okrutni wobec kobiet i dzieci. Podobno zabili całą wioskę.
Nawet Asriel był oburzony, twój zazwyczaj spokojny brat. Powiedział, że do takich spraw trzeba podchodzić z dystansem, za który pochwalił ciebie. Uważał, że tylko dystans pozwala dobrze ocenić sytuacje i podjąć właściwą decyzję.
Jednak ty przestałeś go wtedy słuchać. Zacząłeś zastanawiać się, dlaczego nie wybuchłeś gniewem jak to miałeś w zwyczaju.
Może ten sen wcale nim nie był?
Jednak wtedy szybko odrzuciłeś tę myśl. Żałujesz tego.
W ciągu dnia przybywało tylko rzeczy, przez które zaczynałeś wierzyć, że Ona mówiła prawdę. Nie wzruszyła cię historia twojej guwernantki, gdy mówiła, dlaczego się spóźniła. Uciekł jej szczeniak i nie mogła go znaleźć. Okazało się, że utknął pod szafą. Dała radę go wyciągnąć, ale przez to się spóźniła.
Powinieneś jakoś zareagować, ale nie czułeś nic. Zdziwiło to nawet twoją nauczycielkę. Zwykle nie byłeś tak chłodna jak to określiła.
Chciałeś być tym przerażony. Bać się tej klątwy, ale naprawdę nie mogłeś. Musiałeś pomyśleć. Jedynym miejscem, gdzie mogłeś zaznać chwili odpoczynku był królewski ogród. Miał tyle zakamarków i był tak ogromny, że nawet ogrodnicy nie znali ich wszystkich.
Usiadłeś na jednej z ławeczek, myśląc o słowach wiedźmy. Druga przeklęta osoba.
Ktoś oprócz ciebie jest jeszcze przeklęty, a ty nie wiesz kto. Powinieneś czuć się winny. Przytłoczony. Ale jedyne co czułeś to pustka.
Musiałeś się zająć tą drugą osobą. Musiałeś ją znaleźć. Musiałeś zapobiec tej klątwie nie mogłeś dopuścić do tego, aby klątwa przeszła na całe królestwo.
Wstałeś z ławki. Nie mogłeś tracić czasu.
Zmierzałeś w stronę zamku z zamiarem poszukania jakiś informacji. Gdy nagle wywróciłeś się Wylądowałeś twarzą na ziemi. Chciałeś się podnieś na rękach. Ale poczułeś ból w prawym nadgarstku. Westchnąłeś ciężko, siadając.
Rozmasowywałeś bolący nadgarstek, gdy spostrzegłeś buty wystające z krzaków. Musisz przyznać, że to dość niecodzienny widok. Wstałeś, podchodząc do tajemniczej osoby.
Zauważyłeś szkieleta drzemiącego w krzakach. Znałeś go z widzenia. Jest ogrodnikiem, który pracuje tu od kilku lat. Lepiej znałeś jego brata Papyrusa, który zapowiadał się jako niesamowity rycerz. Ale nigdy nie rozmawiałeś z Sansem.
Ciekawe to tu robił?
Naprawdę był takim leniem jak mówił o nim brat?
Jakoś nigdy nie słyszałeś narzekać od głównego ogrodnika, więc nie mogło być tak źle. A może coś mu się stało? A jak jest chory?
Poszturchałeś go w ramię kilka razy. Ocknął się lekko zdezorientowany.
  - Co? - zapytał, podnosząc się z ziemi.
  - Leżałeś na ziemi, nieprzytomny. Wszystko w porządku? Jesteś chory? Mam zawołać twojego brata? - patrzyłeś na niego. To ostatnie zdanie otrzeźwiło go. Natychmiast wstał, próbując ci za demonstrować, że już mu lepiej.
  - Nie musisz iść po mojego brata - odrzekł, ale jego postawie zaprzeczyło zachwianie się. Podparł się o drzewo.
  - Właśnie widzę - odrzekłeś, wstając z ziemi. - Sans, co ci jest?
Szkielet spojrzał na ciebie lekko przerażony. Wpatrywał się w ciebie przez dobre kilka minut jakby szukając w sobie odwagi. Westchnął ciężko.
  - Nie wiem.

Usiedliście razem na ławce nieopodal. Sans opowiedział ci wszystko. Sam dokładnie nie wiedział, dlaczego. Po prostu czuł, że może ci zaufać.
W nocy miał sen. Odwiedziła go kobieta, która przedstawiła się jako Zła Wiedźma, ale to tylko jej imię i naprawdę jest dobra. Co było dla niego dziwne. Powiedziała mu, że został przeklęty razem z inną osobą. Jego klątwa miała polegać na niekontrolowanych napadach snu. A za dwa tygodnie, jeśli nie uda mu się przerwać klątwy zaśnie na wieki.
Na początku w to nie uwierzył, ale gdy już trzeci raz zasnął dało mu to do myślenia.
  - Ja jestem przerażony - powiedział w końcu. Nie patrzył na ciebie. Dłonie miał złączone. Dostrzegłeś, że lekko się trząsł. - Nie wiem, co mam robić.
Wiedziałeś już, że Sans jest tą drugą przeklętą osobą. Mimo, że nic nie czułeś, wiedziałeś co powinieneś zrobić.



Share:

Undertale: Śpiąca Baśń - Sans - D - Trzy dni czekania

Autorzy rozdziału: Dodo Dan oraz Shini

Po dostarczeniu składników Alphys pozostało ci jedynie czekać.
Nie miałaś nic lepszego do roboty jak skupić całą swoją uwagę na nadchodzącej imprezie. Starałaś się być pozytywnej myśli. Chociaż alchemiczka powiedziała wam, że lepiej nie nastawiać się na sukces. Istniała możliwość, że eliksir nie zadziała.
Jednak nie potrafiłaś sobie tego wyobrazić.
Lecz twoje myśli nie mogły się skupić na niczym innym jak nie na balu. Toriel o to zadbała. Rankami miałaś ćwiczenia z tańca. Walc wiedeński, walc angielski oraz fokstrot. Jaka jest między nimi różnica?
Dalej tego nie wiesz, chociaż masz opanować je do czasu balu. Twoim partnerem do ćwiczeń został Asriel. Nie był z tego zbytnio zadowolony. Gdybyś mogła to być mu współczuła. Co chwila deptałaś go po nogach.
Po piątym razie powiedział, że kapituluje. Jego łapy tak bolą, że ledwo chodzi. A tańczyliście fokstrota, chyba to jakieś pół godziny. Przy walcu tak źle jakoś ci nie szło.
Gdy twój brat skapitulował, nauczyciel lekko zirytowany twoją niezdarnością, uznał, że lekcję dokończycie następnego dnia.
Kolejnymi ciekawymi według Toriel zajęciami były przymiarki sukni. Królowa uważała, że trzeba coś jeszcze poprawić. Potrafiła znaleźć najdrobniejszy błąd. Każdą krzywo przyszytą koronkę czy falbankę. Na szczęście nie mogła już zmienić koloru.
Po przymiarkach czekał cię wybór potraw.
Przy tym musiał uczestniczyć największy łasuch w zamku - król Asgore.
Towarzyszył ci, gdy wybierałaś potrawy. Namawiał cię, aby kucharz przyrządził ciasto ze ślimaków - ulubiony przysmak króla. Nie uległaś. Nie udało mu się nawet przekonać się na kompromis. Byłaś nieugięta. Może trochę nazbyt oschła. Zostałaś przy wcześniej ustalonym cieście wiśniowym.

Mniej więcej tak wyglądały twoje trzy dni. Ale miałaś też dużo czasu wolnego.
Jakoś nie widziałaś potrzeby, aby spędzać go z Sansem. Spędzałaś z nim czas, jeśli to było konieczne, ale teraz tego nie widziałaś. Wolałaś szukać innych rozwiązań, gdyby plan z eliksirem się nie powiódł. Przezorny zawsze ubezpieczony jak lubił mawiać Asriel.
Prawie całe dnie przesiadywałaś nad księgami. Od klątw po ziołolecznictwo. Dowiedziałaś się bardzo wiele, jednak to była wiedza nie przydatna dla ciebie. Żadna z ksiąg nie posiadała odpowiedzi na twoje pytanie.
Jak pozbyć się klątwy?
Asriel odwiedzał cię. Miałaś wrażenie, że trochę się o ciebie martwił. Pytał cię, czy coś się stało. Z dnia na dzień stałaś się dla niego chłodna. Zdystansowana.
Odprawiłaś go, mówiąc, że chcesz nadrobić zaległości. Musisz brać na poważnie swoją rolę. Z lekkim zdziwieniem i niepokojem uwierzył ci. Zostawił cię w spokoju.
Zajęłaś się przygotowaniami do urodzin, które poprawiły humor Toriel. Nawet Asriel zdziwił się, że nagle stałaś się taka spokojna. Na szczęście uznał to za przejaw dojrzałości. Jednak chyba zaczynał mieć podejrzenia. Nie byłaś tylko pewna, jakie?
Trzeciego dnia wieczorem udaliście się do Alphys pełni nadziei. A przynajmniej Sans miał jej za dwoje.
Otworzyliście drzwi pracowni alchemicznej.
  - Witajcie moi przeklęci! - powiedziała na powitanie Alphys, odrywając się od pracy. Nic nie czułaś na to stwierdzenie, ale Sans był lekko zmieszany. Ty chyba też powinnaś. Jakoś klątwa nie była zabawna. Chciałaś już coś powiedzieć na ten temat, jednak się powstrzymałaś. To jednak Alphys przygotowała wam eliksir. Nie mogłaś być niewdzięczna. - Mam wasz eliksir!
  - Po to właśnie przyszliśmy - odrzekłaś.
Alphys wzięła z półki jakąś fiolkę z brązowym płynem. Miałaś wrażenie jakby coś mamrotała pod nosem, ale postanowiłaś to zignorować. Jeśli byłoby to coś ważnego, to by wam powiedziała. A po za tym alchemiczka często mówiła do siebie.
Fiolkę położyła na stole, a następnie podała wam dwa kryształowe kielichy.
Sans wziął jeden z nich, przyglądając mu się.
  - Dlaczego akurat kryształ? - zapytał ogrodnik.
 - Bo to najczystszy minerał - powiedziała Alphys, rozlewając miksturę. - Nie zawiera żadnych negatywnych esencji. Można go używać do podawania każdego eliksiru, bo nie wpłynie na ich działanie. - Podała wam kielichy. - Złoto może zwiększyć lub zmniejszyć efektywność niektórych mikstur, a srebro...
   - Hej, rozumiemy - powiedział Sans, zanim jaszczurzyca zdążyła was zanudzić alchemicznymi ciekawostkami. - Zgaduje, że teraz mamy to wypić - powiedział, podnosząc kieliszek. Alchemiczka pokiwała radośnie głową. - To do dna! - powiedział Sans, podnosząc puchar do góry.
Uczyniłaś to samo.
Nie ważne, że było obrzydliwie. To twoja szansa na przełamanie klątwy. Czułaś jak glutowata substancja przepływa przez twoje gardło. Musiałaś być dzielna.
Wypiliście ich zawartość do dna.
Odstawiłaś kielich na stół.
  - Obrzydliwie - odparł Sans, odsuwając od siebie puchar.
  - Chyba pierwszy raz się w czymś zgadzamy - oparłaś również, odpychając kielich. Miałaś nadzieję, że nigdy więcej nie będziesz musiała pić czegoś takiego.
Oboje spojrzeliście na siebie. Jakoś nie czuliście się inaczej. Sami nawet nie wiedzie czego się spodziewaliście. Kolorowych światełek wokół was. Jakiś magicznych cudów. Nawet pojawienia się wiedźmy, która ogłosi koniec waszych kłopotów. Nic się jednak nie stało.
  - I jak się czujecie? - zapytała Alphys bacznie was obserwując.
  - Oprócz mdłości po tym specyfiku to jakoś... - Sans spojrzał na ciebie, szukając poparcia. Wzruszyłaś tylko bezwiednie ramionami. - Tak jak przedtem.
Alphys spojrzała na was, lekko przechylając głowę. Jakby szukała jakiś zmian w waszym wyglądzie.
  - Nie czujecie... - Zaczęła dziwnie wymachiwać rękami. - Nic oprócz tego?
  - Nie, a co? - zapytałaś podejrzliwie. Nie wiesz, czy nie powinnaś się teraz bać, jeśli miałabyś uczucia. - Może nam wyrosnąć druga para rąk? - Nie bardzo wiedziałaś, czego masz się teraz spodziewać.
  - Nie! - zaprzeczyła jaszczurzyca. - Nie naraziłabym życia księżniczki.
  - Czyli po prostu nie wiesz, jak ma wyglądać zdjęcie klątwy, tak? - dopytałaś.
  - Nie. Pierwszy raz go robiłam - powiedziała prosto z mostu Alphys. Uznałaś to za lekkomyślne. A co jakby cię przez przypadek skrzywdziła? Już miałaś jej wygarnąć, jej lekkomyślność i nierozwagę.
  - A znaki? - powiedział Sans.
Sans odchylił kawałek koszuli. Już na obojczyku było widać kawałek czarnego znamienia, przypominającego małe jabłko.
Sama też poszłaś w jego ślady. Na obojczyku zauważyłaś listki od róży.
Westchnęłaś ciężko. Wasza zabawa zaczynała się od nowa. Wróciliście do punktu wyjścia. Nawet Alphys nie wiedziała, jak ma wam pomóc.
Musieliście coś szybko wymyślić. Do twoich urodzin został niecały tydzień, a nawet nie zbliżyliście się do rozwiązania.


Share:

Undertale: Śpiąca Baśń - Sans - D - Przeproś


Jednak to dziwne przeczucie wygrało.
Nagle się zatrzymałaś. Sans odwrócił się w twoją stronę lekko zaskoczony.
  - O co chodzi? - zapytał, bacznie cię obserwując.
  - Chciałabym, żeby między nami nie było jakiś nieporozumień - zaczęłaś. Widać zaciekawiłaś go tym. - Mimo, że nie mogę nic czuć w tej chwili, to nie chcę cię przez przypadek urazić. - dokończyłaś, czekając na jego reakcję. Chwilę patrzył na ciebie, jakby myślał nad odpowiednimi słowami.
  -  To dobrze, że mówisz - odparł. - Myślałem, że w ogóle nie interesuje cię, co się ze mną stanie. Czuję się trochę lepiej - dodał z delikatnym uśmiechem.
Musiałaś przyznać, że bez uczuć mogłaś rzeczywiście gorzej traktować osoby ze swojego otoczenia. Powinnaś zastanowić się nad tym jak zachowujesz się w towarzystwie innych. Nie chcesz, aby ktoś opacznie to zrozumiał.
Rozstałaś się z Sansem na korytarzu. On zmierzał w stronę koszar, gdzie Undyne przeprowadzała musztrę. Natomiast ty udałaś się do królewskiej sypialni. Twoim zadaniem było zdobycie włosa Asgore. Potem mieliście spotkać się u Alphys.

Stałaś pod jego sypialnią. Wiele razy już tam byłaś. Toriel lubiła cię malować swoimi kosmetykami albo pożyczałaś od niej biżuterię.
Nikt nie powinien tu teraz przychodzić, pomyślałaś dodając sobie otuchy. A po chwili otworzyłaś drzwi.
Chciałaś to załatwić jak najszybciej. Nie chciałaś, aby ktoś cię złapał. Prędko udałaś się w stronę komody Asgora, gdzie leżała jego szczotka. Nie było problemu w zdobyciu włosa. Było ich tam dużo. Wzięłaś jeden i schowałaś do kieszeni.
Po wykonanym zadaniu, udałaś się w stronę drzwi.
   - A ty co tu robisz? Nie powinnaś być na zajęciach? - zapytał zdziwiony książę.
   - Ja szukałam... spinek mamy - zająknęłaś się. Nie zabrzmiało to przekonująco. I Az się na to nie nabrał. - A ty?
  - Ojca, miałem mu coś przekazać - powiedział, przesuwając się. Wyszłaś z pomieszczenia - Widziałaś go gdzieś?
 - Niestety nie - przerwałaś swojemu przyrodniemu bratu. -  A teraz przepraszam, muszę już iść - powiedziałaś, odwracając się od brata.
  - Tylko pamiętaj, aby pojawić się jutro na zajęciach! - krzyknął za tobą brat.

Sansa spotkałaś w piwnicach. Jego misja również się powiodła. Pogratulowałaś mu, a on w odpowiedzi delikatnie się uśmiechnął.

- Naprawdę szybko załatwiliście te rzeczy - odparła Alphys, biorąc od was składniki. - Ale to dobrze. Im szybciej to zrobimy, tym szybciej pozbędziemy się tej uporczywej klątwy - dodała, wyciągając jakieś naczynia. - Teraz tylko muszę zrobić miksturę i widzimy się za trzy dni
  - Ok. To zobacz... Czekaj co? - zapytał zdezorientowany Sans.
  - Jak to za trzy dni? - dopytałaś. - Myślałam, że dostaniemy go jeszcze dzisiaj.
  - Normalnie - powiedziała Alphys, odwracając się w waszą stronę. - Taki eliksir musi się ważyć kilkanaście godzin. Trzy dni to idealny okres dla takiej mikstury, jeśli ma zadziałać.
Oboje z Sansem westchnęliście.
Nie zostało wam nic innego jak czekać.






Share:

Undertale: Śpiąca Baśń - Sans - D - Zignoruj

Autorzy rozdziału: Dodo Dan oraz Shini

Postanowiłaś zignorować to odczucie. Uznałaś, że tylko ci się wydaje. Przecież nie mogłaś nic poczuć.
Musiałaś przyznać, że bez uczuć mogłaś rzeczywiście gorzej traktować osoby ze swojego otoczenia.
Ale Sans wiedział, że to wina twojej klątwy, a nie ciebie samej. Powinien w pełni rozumieć twoje stoickie reakcje.
Rozstałaś się z Sansem na korytarzu. On zmierzał w stronę koszar, gdzie Undyne przeprowadzała musztrę. Natomiast ty udałaś się do królewskiej sypialni. Twoim zadaniem było zdobycie włosa Asgore. Potem mieliście spotkać się u Alphys.

Stałaś pod jego sypialnią. Wiele razy już tam byłaś. Toriel lubiła cię malować swoimi kosmetykami albo pożyczałaś od niej biżuterię.
Nikt nie powinien tu teraz przychodzić, pomyślałaś dodając sobie otuchy. A po chwili otworzyłaś drzwi.
Chciałaś to załatwić jak najszybciej. Nie chciałaś, aby ktoś cię złapał. Prędko udałaś się w stronę komody Asgora, gdzie leżała jego szczotka. Nie było problemu w zdobyciu włosa. Było ich tam dużo. Wzięłaś jeden i schowałaś do kieszeni.
Po wykonanym zadaniu, udałaś się w stronę drzwi.
   - A ty co tu robisz? Nie powinnaś być na zajęciach? - zapytał zdziwiony książę.
   - Ja szukałam... spinek mamy - zająknęłaś się. Nie zabrzmiało to przekonująco. I Az się na to nie nabrał. - A ty?
  - Ojca, miałem mu coś przekazać - powiedział, przesuwając się. Wyszłaś z pomieszczenia - Widziałaś go gdzieś?
 - Niestety nie - przerwałaś swojemu przyrodniemu bratu. -  A teraz przepraszam, muszę już iść - powiedziałaś, odwracając się od brata.
  - Tylko pamiętaj, aby pojawić się jutro na zajęciach! - krzyknął za tobą brat.

Sansa spotkałaś w piwnicach. Jego misja również się powiodła.  Jakoś żadne z was nie kwapiło się, aby pogratulować sobie nawzajem. Uznałaś to za zbyteczne.

- Naprawdę szybko załatwiliście te rzeczy - odparła Alphys, biorąc od was składniki. - Ale to dobrze. Im szybciej to zrobimy, tym szybciej pozbędziemy się tej uporczywej klątwy - dodała, wyciągając jakieś naczynia. - Teraz tylko muszę zrobić miksturę i widzimy się za trzy dni
  - Ok. To zobacz... Czekaj co? - zapytał zdezorientowany Sans.
  - Jak to za trzy dni? - dopytałaś. - Myślałam, że dostaniemy go jeszcze dzisiaj.
  - Normalnie - powiedziała Alphys, odwracając się w waszą stronę. - Taki eliksir musi się ważyć kilkanaście godzin. Trzy dni to idealny okres dla takiej mikstury, jeśli ma zadziałać.
Oboje z Sansem westchnęliście.
Nie zostało wam nic innego jak czekać.

Share:

Undertale: Śpiąca Baśń - Sans - D - Zaufaj mi

Autorzy rozdziału: Dodo Dan oraz Shini

Jedno wiedziałaś na pewno. Nie mogłaś nikogo obarczyć tym ciężarem. Klątwę musisz pokonać, ale nie potrafisz dłużej ich okłamywać.
  - Proszę, zaufaj mi - powiedziałaś, chwytając Asgore za dłonie.  - Obiecuję, że wszystkiego się dowiesz, ale nie w tej chwili. Czas jest cenny - dodałaś, bacznie śledząc reakcję Asgore.
Król westchnął ciężko. Wiedział, że jak już coś postanowisz to tak łatwo nie ustąpisz. Wstał.
    - Czego potrzebujesz?
    - Niech służący, każdy kto może szuka złotego jabłka - powiedziałaś, wstając. - Jak je znajdą, niech medycy podają je Sansowi - dodałaś, biegnąc w stronę wyjścia.
     - A ty dokąd? - krzyknął za tobą Asriel.
    - Pomóc im! - odrzekłaś, a potem zniknęłaś za drzwiami.
Rozkazałaś służącym przeszukać zamek. Mieli znaleźć złote jabłko. Zabrali się do tego wszyscy, jednak Asgore nie powiedział, dlaczego mają go szukać. Nie chciał wzbudzać niepotrzebnej paniki, tym, że dziś wieczorem mogą stracić uczucia. Szukaliście cały dzień, dopóki niebo nie zaczęło przybierań odcieni czerwieni i żółci.
Wiedziałaś już, że nie znajdziecie jabłka. Służący przeszukali ogród wzdłuż i wszerz. Ty pomagałaś przeszukać w zamku oraz skarbcu. Ktoś zarzucił pomysł, że jabłko może nie być w oczywistym miejscu. A w szczególności złote.
Lecz poddałaś się.
Nie wiesz, dlaczego, ale wiedziałaś, że nawet jakby szukali wieczność, nie znaleźliby jabłka. Przegapiłaś szansę.
Sunęłaś noga za nogą. Odtworzyłaś drzwi. Papyrus’a nie było. Szukał jabłka razem z innymi. Uklękłaś przy łóżku Sansa. Nie potrafiłaś spojrzeć na jego śniącą twarz. Chciałaś płakać, ale jak skoro nie czułaś smutku. Jakąkolwiek emocje.
Dotknęłaś jego ręki.
Pochyliłaś się nad nim. Odgarnęłaś za ucho kilka swoich włosów i...
Pocałowałaś go. Sama nie wiesz, dlaczego to zrobiłaś. Po prostu coś mówiło ci, że to słuszne.
Gdy go pocałowałaś, w pokoju pojawiły się dwa świetliki. Jeden z nich przeleciał przez twoją klatkę piersiową, a drugi przez Sansa.
Poczułaś przypływ emocji. Troska. Współczucie. Radość. Miłość.
To ostatnie było najważniejsze.
   - Zwykle to mężczyzna całuje śpiącą królewnę, a nie odwrotnie - powiedział Sans, powoli wstając. Uśmiechnęłaś się lekko, a po twojej twarzy spływały łzy. Objęłaś Sansa.
Królestwo nigdy nie dowiedziało się o zagrożeniu jakie mogło na nich spaść. Służący szybko zapomnieli o tajemniczym jabłku. Jednak ty i twój wybranek nigdy o nim nie zapomnieliście. Było to coś co połączyło dwa zbłąkane serca.
Potem twoje życie toczyło się tak jak przedtem tylko z jedną małą różnicą. Miałaś u bogu osobę, która była dla ciebie wsparciem oraz towarzyszem życia.
Sans na początku miał pewne problemy z przystosowaniem się do nowej roli, jednak dzielnie mu w tym pomagałaś. Nikt nie miał nic przeciwko waszemu związkowi. Asgore cieszył się, że znalazłaś osobę, której możesz powierzyć wszystkie sekrety.


~KONIEC~
Share:

Undertale: Śpiąca Baśń - Sans - D - Powiedz prawdę

Autorzy rozdziału: Dodo Dan oraz Shini

Jedno wiedziałaś na pewno. Nie dasz rady zrobić tego sama. Potrzebujesz pomocy.
   - Powiem wszystko - oznajmiłaś. Asgore nie ruszył się nawet o milimetr, czekając na odpowiedz.
Chwilę zajęło ci zebranie myśli. Trudno było ubrać w słowa to, co się do teraz wydarzyło. Czasami się plątałaś, musiałaś coś wyjaśnić albo dopowiedzieć. To wyzwanie przyznać się do błędu, ale nikt cię nie popędzał. Każdy słuchał cię uważniej. Nikt nie chciał ci przeszkadzać.
A gdy skończyłaś spojrzałaś po twarzach zgromadzonych. Na twarzy Asgore malowała się powaga, ale zaraz ustąpiła miejsca wściekłości.
   - Do cholery, co ta stara wiedźma wyprawia?! - wstał gwałtownie. Pierwszy raz słyszałaś, jak przeklął. Aż się wzdrygnęłaś. Nigdy nie sądziłaś, że twój potulny, łagodny jak baranek ojciec może być na kogoś zły. Chociaż Asriel mówił ci kiedyś, że ojciec jest zupełnie inny, gdy chodzi o sprawy kraju oraz gdy jego rodzinie coś zagraża. - Miała ci pomóc! A nie przekląć!
    - Kochanie, uspokój się - Toriel podeszła do swojego męża, a potem położyła mu rękę na ramieniu. - Mamy jeszcze czas. - Prawda? - zwróciła się do ciebie.
    - Do zachodu słońca - odrzekłaś.
    - To co mamy robić? - zapytał Asriel i skierował to pytanie do ciebie. Zdziwiło cię to.
     - Dlaczego pytasz mnie? - zapytałaś zdziwiona. Nigdy wcześniej nie prosił cię o radę, czy o coś podobnego.
     - Bo tylko ty wiesz, co mamy zrobić - odrzekł Asriel, bacznie ci się przyglądając.
Rozkazałaś służącym przeszukać zamek. Mieli znaleźć złote jabłko. Zabrali się do tego wszyscy, jednak Asgore nie powiedział, dlaczego mają go szukać. Nie chciał wzbudzać niepotrzebnej paniki, tym, że dziś wieczorem mogą stracić uczucia.
Chciałaś jakoś pomóc. Zamierzałaś wyjść z komnaty, ale powstrzymał cię Asgore.
    - Kochanie, wiem, że to wszystko cię przytłacza - powiedział łapiąc cię ramie. - Ale jesteś wyczerpana, jeszcze nic nie jadłaś - dodał zmartwionym wyrazem twarzy.
Wzięłaś głęboki wdech. Miał rację, czułaś się wyczerpana. Ledwo co stałaś na nogach. Nie wiedziałaś, czy jesteś bardziej zmęczona fizycznie, czy psychicznie.  Musiałaś na chwilę zwolnić.
Zgodziłaś się, ale tylko na coś drobnego. Służący przyniósł ci kanapkę, która zjadłaś na stojąco. Potem przyłączyłaś się do poszukiwań. Szukaliście cały dzień, dopóki niebo nie zaczęło przybierań odcieni czerwieni i żółci.
Wiedziałaś już, że nie znajdziecie jabłka. Służący przeszukali ogród wzdłuż i wszerz. Ty pomagałaś przeszukać w zamku oraz skarbcu. Ktoś zarzucił pomysł, że jabłko może nie być w oczywistym miejscu. A w szczególności złote.
Lecz poddałaś się.
Nie wiesz, dlaczego, ale wiedziałaś, że nawet jakby szukali wieczność, nie znaleźliby jabłka. Przegapiłaś szansę.
Sunęłaś noga za nogą. Odtworzyłaś drzwi. Papyrus’a nie było. Szukał jabłka razem z innymi. Uklękłaś przy łóżku Sansa. Nie potrafiłaś spojrzeć na jego śniącą twarz. Chciałaś płakać, ale jak skoro nie czułaś smutku. Jakąkolwiek emocje.
Dotknęłaś jego ręki.
Nie wiesz, ile tak siedziałaś. Ocknęłaś się dopiero jak poczułaś czyjąś rękę na ramieniu. Podniosłaś głowę. Za tobą stał Asgore, a obok niego Toriel i Asriel. Nie wiesz, kiedy weszli do środka. Ale byłaś im za to wdzięczna.
Ostatnie promienie słońca chowały się za horyzontem.
Mały świetlik wleciał przez okno. Przeleciał przez ciebie. Twoje serce. Poczułaś tam dziwne ciepło. A potem wszystko cię przytłoczyło. Smutek. Żal. Wyrzuty sumienia. Miłość. Troska.
Wszystkie emocje uderzyły w ciebie ze zdwojoną siłą. Upadłaś na ziemie. Asgoreobjął cię. Z twoich oczu poleciały łzy. Pierwszy raz płakałaś tak dużo. Wtuliłaś się w Asgore’a. Objęły cię jego ramiona. Te które pamiętałaś z dzieciństwa. Silne. Opiekuńcze. Te, które mogą odgrodzić cię od świata. Od niebezpieczeństwa.
Teraz też pomogły. Tak sam jak Asriel, który usiadł obok was. A Toriel położyła ci rękę na ramieniu.
Uspokoiłaś się. Wstałaś powoli. Chwytając rękę Sansa. Schyliłaś się nad nim i szepnęłaś.
   - Miałeś rację - powiedziałaś do niego.
Królestwo nigdy nie dowiedziało się o zagrożeniu jakie mogło na nich spaść. Służący szybko zapomnieli o tajemniczym jabłku. Jednak ty nigdy nie zapomniałaś o swoim drogim przyjacielu. Byłaś mu wdzięczna za pomoc i wsparcie jakie ci wcześniej okazał. Żałowałaś jedynie, że ty nie pomogłaś jemu.
Lecz nie poddawałaś się. Pomagałaś Alphys zdobyć wszystkie potrzebne składniki do coraz to rzadszych oraz trudniejszych eliksirów, które miały pomóc Sansowi. Każdego dnia przechadzałaś się też po ogrodzie, wypatrując jabłoni ze złotym jabłkiem.
Papyrus też nie przestawał, również nie tracił nadziei. Wyruszył do dalekiej krainy w poszukiwaniu ich ojca. Znanego na cały świat alchemika – Gastera. Wyjechał, zostawiając brata pod twoją opieką. Wiedział, że przy tobie jest bezpieczny.   
A twoje życie toczyło się dalej. Każdego ranka wyczekiwałaś dobrej nowiny, że za chwilę do sali tronowej wbiegnie Papyrus... że przyniesie jakiś magiczny eliksir albo coś podobnego.
Nie mogłaś się doczekać, aż ponownie go spotkasz. Jednak musiałaś się też skupić na swojej nowej roli - księżniczki.
Miałaś coraz więcej zadań oraz obowiązków. Asgore zaczął ci nawet szukać kandydata na męża. Jeden z nich przypadł ci do gustu. Jednak twoje myśli mimo nowych zmartwień zawsze wracały do pewnego szkieleta, który czekał, aż nadejdzie jego świt.

~KONIEC~
Share:

Undertale: Śpiąca Baśń - Sans - D - Nie mogę wam powiedzieć

Autorzy rozdziału: Dodo Dan oraz Shini

Nie chciałaś obarczać innych tym ciężarem. Miałaś jeszcze szansę to wszystko naprawić. Dasz radę sama, wierzysz w to.
  - Naprawdę nie mogę wam powiedzieć - odrzekłaś nawet nie patrząc na Asgore.
 - Skoro nie chcesz powiedzieć - powiedział król, nagle poważniejąc. - Spędzisz resztę dnia w swoim pokoju, dopóki nie powiesz o co chodzi. - dodał, wstając. - Nawet jeśli miałbym odwołać dzisiejsze przyjęcie.
Po tym straż odprowadziła cię do komnaty. Zobaczyłaś jeszcze jak Papyrus czuwał przy swoim bracie.

Już trzecią godzinę kręciłaś się po swoim pokoju. Nie mogłaś już poprosić Alphys o pomoc. Asgore skonfiskował jej wszystkie napary nasenne do odwołania.
Nie miałaś żadnego pomysłu jak wydostać się z pokoju. Chodziłaś po nim i szukałaś czegoś, żeby się wydostać. Nie mogłaś zrobić liny z prześcieradeł czy ubrań. Nawet jeśli to drugie piętro, nie chciałaś skończyć z połamanymi nogami. Wtedy nikomu byś nie pomogła.

Jedyne miejsce jakiego nie przeszukałaś to twoja garderoba. Zaczęłaś wyrzucać z niej ubrania, aby móc więcej zobaczyć. Jako dziecko słyszałaś, że jest wiele tajemnych przejść trzeba tylko dobrze szukać.
Wyrzuciłaś już wszystkie ubrania na zewnątrz. Musiałaś przyznać, że jest ich okropnie wiele. Ponad połowy z nich nigdy nie miałaś na sobie. Ale nie to zaprzątało ci teraz głowę.
Zauważyłaś coś dziwnego na ścianie. Przyjrzałaś się temu. To był jakiś przycisk. Nacisnęłaś go. Potem usłyszałaś kliknięcie. Podłoga zaczęła się osuwać spod twoich nóg. Szybko odskoczyłaś. Gdy podłoga się osunęła, ukazały się schody. Było tam ciemno, ale musiałaś zaryzykować. Wzięłaś świeczkę i ruszyłaś tajemniczym przejściem.

Przejście doprowadziło cię do jednego z bocznych korytarzy nieopodal kuchni. Musiałaś jak najszybciej znaleźć to jabłko, a nawet nie wiedziałaś, gdzie masz szukać.
Ten cholerny kwiat miał wam pomóc, a jedyne co powiedział to, że rozwiązanie jest blisko. Może miał na myśli zamek? Może rozwiązanie jest gdzieś tutaj?
Może rzeczywiście ma rację. Może rozwiązanie jest blisko, tylko na razie go nie dostrzegasz. Coś pod twoim nosem. Coś czego nie dostrzegasz. Coś co jest bliżej niż myślisz.
Dostałaś nagłego oświecenia. Wiedziałaś już, gdzie masz szukać odpowiedzi. Biegiem ruszyłaś do ogrodu. Gdzieś tam musiało kryć się złote jabłko.
Nigdy nie mieliście w ogrodzie jabłoni ani innych drzew owocowych, ale nic innego nie przyszło ci na myśl. Od razu zrezygnowałaś z głównej części ogrodu. Tam nigdy nie widziałaś jakichkolwiek drzew. One zazwyczaj rosły przy murze.
Biegłaś wzdłuż muru, wypatrując jabłoni. Było to nie małe wyzwanie dla ciebie. Nawet jeśli trenowałaś z Undyne to był to niezły dystans do przebiegnięcia.
Nie wiesz, ile tak biegłaś, ale ze zmęczenia zaczęłaś zwalniać. Przystanęłaś na chwilę, aby złapać oddech. Dziwne było dla ciebie to, że nie kojarzyłaś tej części ogrodu. I od dawna nikogo nie wiedziałaś. Ogród wyglądał też na trochę zaniedbany.
Przeszłaś się po tej części. Aż zobaczyłaś duża, starą jabłoń. Na jednej z gałęzi znajdowało się złote jabłko. Nie wierzyłaś własnym oczom. To było naprawdę ono. Jak to możliwe, że znalazłaś je tak późno?
Nie roztrząsałaś tego teraz. Miałaś coraz mniej czasu. Powoli zbliżał się wieczór. Niebo zaczynało zmieniać barwy.  Szybko zerwałaś owoc, na szczęście wisiał na jeden z niższych gałęzi.

Wbiegłaś do lecznicy, nie zważając na strażników, którzy wołali za tobą. Pierwszej lepszej pielęgniarce kazałaś przygotować dla Sansa sok z złotego jabłka i mu go podać.
Niestety sama nie mogłaś tego dopilnować. Strażnicy dopadli cię i zaprowadzili przed oblicze króla.

  - Możesz mi wreszcie powiedzieć o co chodzi?! Czy dalej zamierzasz milczeć?! - wrzasnął na ciebie Asgore. - Co się z tobą do cholery dzieje?!  - Podniosłaś zdziwiona głowę. Pierwszy raz usłyszałaś z jego ust przekleństwo. Toriel uczyniła to samo. Podeszła do swojego męża.
   - Kochanie, krzykiem nic nie zdziałasz - powiedziała, kładąc mu rękę na piersi.
   - To jak mam do niej dotrzeć, skoro nikogo nie słucha! - odparł Asgore, ale w jego głosie nie było już słychać złości tylko bezradność.
   - Nie wiem, ale na pewno nie tak - dodała na zakończenie Toriel, spuszczając głowę.
   - I tak już za późno - powiedziałaś, gdy ostatnie promienie słońca, zniknęły za horyzontem.
Para królewska spojrzała na ciebie nic nie rozumiejąc. Jednak wkrótce się przekonali. Wraz z nadchodzącym mrokiem każdego mieszkańca otaczały małe świetliki, które przelatywały przez nich, a potem odlatywały w niebo. Każdy z nich tracił swoje uczucia.
Byli tacy jak ty.
Szybko po królestwie rozniosło się, że to przez księżniczkę lud został przeklęty. Parę służących z zamku nie omieszkało tego rozpowiedzieć. Każdy, a przynajmniej większość żywiła do ciebie urazę.
Tylko twoja rodzina nie potrafiła zostawić cię samej. Reszta szybko cię opuściła.
Ludzie nie mogli znieść życia bez uczuć. Szukali sposobu na ich odzyskanie. Eliksiry, mikstury, zaklęcia oraz inne dziwactwa. Nikt nie potrafił temu zaradzić. Alphys spędzała całe dnie i noce na przełamaniu jej, ale nic nie pomagało.
Jedyna nadzieja jaka wam pozostała to alchemik z dalekich krain. Winding Gaster. Ojciec Sansa i Papyrusa.
A skoro o Sansie mowa.
Szkielet przebudził się kilka minut po podaniu mu soku. Na początku był szczęśliwy, ale jego uczucia również zostały zabrane. Lecz nie miał do ciebie pretensji. Starałaś się.
To właśnie Sans zaproponował, aby udać się do jego ojca. Bracia wierzyli, że tylko on może rozwiązać tą sprawę. Wyruszyli kilka dni po twoich urodzinach.
Tylko dzięki nim nie straciłaś jeszcze nadziei. Chociaż przygasała z dnia na dzień. Ludzie powoli zaczęli uciekać z królestwa z nadzieją, że po za jego granicami klątwa przestanie działać. Według plotek, które docierały zamku udało im.
Król martwił się o to co stanie się z jego królestw, poddanymi, którzy nie mają możliwości wyjechać.
Jedyną rzeczą jaka wam pozostała to czekać. Każdego dnia wchodziłaś na najwyższą wieże. Wypatrywałaś dwójki szkieletów, którzy mieli przynieść dobrą nowinę.

~KONIEC~
Share:

Undertale: Śpiąca Baśń - Sans - D - Milcz (zakończenie)

Autorzy rozdziału: Dodo Dan oraz Shini

Nie chciałaś obarczać innych tym ciężarem. Miałaś jeszcze szansę to wszystko naprawić. Dasz radę sama, wierzysz w to.
   - Skoro postanowiłaś milczeć - powiedział król, nagle poważniejąc. - Spędzisz resztę dnia w swoim pokoju, dopóki nie powiesz o co chodzi. - dodał, wstając. - Nawet jeśli miałbym odwołać dzisiejsze przyjęcie.
Po tym straż odprowadziła cię do komnaty. Zobaczyłaś jeszcze jak Papyrus czuwał przy swoim bracie.

Już trzecią godzinę kręciłaś się po swoim pokoju. Nie mogłaś już poprosić Alphys o pomoc. Asgore skonfiskował jej wszystkie napary nasenne do odwołania.
Nie miałaś żadnego pomysłu jak wydostać się z pokoju. Chodziłaś po nim i szukałaś czegoś, żeby się wydostać. Nie mogłaś zrobić liny z prześcieradeł czy ubrań. Nawet jeśli to drugie piętro, nie chciałaś skończyć z połamanymi nogami. Wtedy nikomu byś nie pomogła.

Jedyne miejsce jakiego nie przeszukałaś to twoja garderoba. Zaczęłaś wyrzucać z niej ubrania, aby móc więcej zobaczyć. Jako dziecko słyszałaś, że jest wiele tajemnych przejść trzeba tylko dobrze szukać.
Wyrzuciłaś już wszystkie ubrania na zewnątrz. Musiałaś przyznać, że jest ich okropnie wiele. Ponad połowy z nich nigdy nie miałaś na sobie. Ale nie to zaprzątało ci teraz głowę.
Zauważyłaś coś dziwnego na ścianie. Przyjrzałaś się temu. To był jakiś przycisk. Nacisnęłaś go. Potem usłyszałaś kliknięcie. Podłoga zaczęła się osuwać spod twoich nóg. Szybko odskoczyłaś. Gdy podłoga się osunęła, ukazały się schody. Było tam ciemno, ale musiałaś zaryzykować. Wzięłaś świeczkę i ruszyłaś tajemniczym przejściem.

Przejście doprowadziło cię do jednego z bocznych korytarzy nieopodal kuchni. Musiałaś jak najszybciej znaleźć to jabłko, a nawet nie wiedziałaś, gdzie masz szukać.
Ten cholerny kwiat miał wam pomóc, a jedyne co powiedział to, że rozwiązanie jest blisko. Może miał na myśli zamek? Może rozwiązanie jest gdzieś tutaj?
Innego rozwiązania nie miałaś. Szukałaś na oślep. Biegałaś po korytarzach, przeszukując wszystkie komnaty. Starałaś się unikać przy tym strażników, lecz to nie było takie łatwe. Kilka razy udało ci się obok nich przemknąć, ale w końcu się doigrałaś.
Złapali cię nieopodal bocznego wejścia do ogrodu. Zaprowadzili cię przed oblicze króla.
Do sali tronowej wdzierały się promienie zachodzącego słońca.
   - Możesz mi wreszcie powiedzieć o co chodzi?! Czy dalej zamierzasz milczeć?! - wrzasnął na ciebie Asgore. - Co się z tobą do cholery dzieje?!  - Podniosłaś zdziwiona głowę. Pierwszy raz usłyszałaś z jego ust przekleństwo. Toriel uczyniła to samo. Podeszła do swojego męża.
   - Kochanie, krzykiem nic nie zdziałasz - powiedziała, kładąc mu rękę na piersi.
   - To jak mam do niej dotrzeć, skoro nikogo nie słucha! - odparł Asgore, ale w jego głosie nie było już słychać złości tylko bezradność.
   - Nie wiem, ale na pewno nie tak - dodała na zakończenie Toriel, spuszczając głowę.
   - I tak już za późno - powiedziałaś, gdy ostatnie promienie słońca, zniknęły za horyzontem.
Para królewska spojrzała na ciebie nic nie rozumiejąc. Jednak wkrótce się przekonali. Wraz z nadchodzącym mrokiem każdego mieszkańca otaczały małe świetliki, które przelatywały przez nich, a potem odlatywały w niebo. Każdy z nich tracił swoje uczucia.
Byli tacy jak ty.
Szybko po królestwie rozniosło się, że to przez księżniczkę lud został przeklęty. Parę służących z zamku nie omieszkało tego rozpowiedzieć. Każdy, a przynajmniej większość żywiła do ciebie urazę.
Tylko twoja rodzina nie potrafiła zostawić cię samej. Reszta szybko cię opuściła.
Ludzie nie mogli znieść życia bez uczuć. Szukali sposobu na ich odzyskanie. Eliksiry, mikstury, zaklęcia oraz inne dziwactwa. Nikt nie potrafił temu zaradzić. Alphys spędzała całe dnie i noce na przełamaniu jej, ale nic nie pomagało.
Nawet wiedźma nie mogła przełamać tej klątwy ani twoje ani Sansa.
A skoro o nim mowa.
Papyrus jakiś czas potem postanowił opuścić zamek razem ze swoim śniącym bratem. Powiedział, że uda się do swojego ojca. Znanego Alchemika Gastera, który mieszkał w dalekiej krainie. Wierzył, że znajdzie on jakiś sposób, aby zwrócić mu brata. Miał też nadzieję, że tobie też się jakoś ułoży. Chociaż już sama dawno straciłaś nadzieję.
Ludzie powoli zaczęli uciekać z królestwa z nadzieją, że po za jego granicami klątwa przestanie działać. Według plotek, które docierały zamku udało im.
Król martwił się o to co stanie się z jego królestw, poddanymi, którzy nie mają możliwości wyjechać.
Nie mogłaś tego tak zostawić. Wiedziałaś, że to była twoja wina. Znałaś już rozwiązanie. A przynajmniej miałaś nadzieję, że to pomoże.
Koszmar trwał rok.
Wspięłaś się na najwyższą wieże. W środku nocy. Gdy wszyscy spali. Dla ciebie nie nastał już świt. 

~KONIEC~
Share:

Undertale: Śpiąca Baśń - Sans - D - Damy radę

Autorzy rozdziału: Dodo Dan oraz Shini

   - Damy radę. Musimy - powiedziałaś. Spojrzałaś na Sansa. - Zostało nam niewiele czasu
    - Masz rację - odrzekł Sans. - Ta polana powinna być niedaleko. Musimy dalej szukać. Na pewno ją znajdziemy - uśmiechnął się lekko Sans.
Podniosłaś wzrok znad Sansa. Dostrzegłaś światełko między drzewami.
W oddali. Między drzewami. Słabe, a jednak.
Przerwaliście kłótnie i podążyliście za nim jak zahipnotyzowani.

Szliście tak z dobre dziesięć minut.
Przed wami ukazała się otwarta przestrzeń. Ziemia porośnięta była jaskrami, które mieniły się w blasku księżyca.
Spike miał rację. Jeden z nich był zupełnie inny. Większy.
   - Witajcie – Po polanie rozległ się dziwny dziecięcy głosik. - Trochę wam zajęło dotarcie tutaj - Nie potrafiliście zlokalizować jego źródła. Dla bezpieczeństwa zbliżyłaś się do Sansa. - Idiotko! Patrz, gdzie leziesz!
Odskoczyłaś zaskoczona. O mały włos nie upadłaś.
Oko Sansa znowu zabłysło błękitem. Stanął przed tobą.
  - Kim jesteś? -zapytał w przestrzeń.
   - Spójrz w dół! Pusty łbie! - ponownie ten dziecięcy głos. Zrobiliście tak jak wam kazał i ujrzeliście naburmuszonego jaskra. - Gratuluję! Medal dla największych idiotów wędruje do waszej dwójki!
   - Kim... Czym jesteś? - zapytałaś, kucając, aby przyjrzeć się gadającemu kwiatkowi.
   - Może trochę szacunku - powiedział, prostując łodygę. - W końcu tylko ja mogę odpowiedzieć na wasze pytania.
   - Skąd ty.. - zaczął Sans, jednak kwiatek nie pozwolił mu dokończyć.
  - Bądź już cicho. To się robi nudne - odparł. - Czemu za każdym razem mówisz to samo? - powiedział bardziej do siebie niż do was.
   Postanowiliście milczeć. Nie chcieliście w żaden sposób ponownie zdenerwować kwiatka, nawet jeśli gadał dziwne rzeczy.
  -  No, dalej. Czekacie na zaproszeni? Pytajcie - popędzał wasz kwiatek. Sans usiadł obok ciebie.
  - Kim jesteś? - zapytałaś ponownie.
Kwiatek wzruszył listkami, wzdychając ciężko.
   - Flowey - powiedział. - Kolejne pytanie. Szybko. Nie mam ochoty się powtarzać.
  - Szukamy rozwiązania, aby przełamać nasze klątwy... - zaczął Sans.
   -Taaaa... Ty śpisz, ona nie ma uczuć - machnął lekceważąco listkiem Flowey. - Przejdź do sedna.
   Musieliście czegoś się dowiedzieć. Woleliście już pomęczyć się chwilę z nim pomęczyć.
   - Jakie jest rozwiązanie? - zapytałaś. - Jak je przełamać?
   - To proste. Ty się zakochaj, a on zje jabłko - odparł już spokojniej Flowey.
   - To już wiemy, ale czy jest coś innego? Łatwiejszego? - dopytywałaś.
   - Eh...  - kwiatek machnął listkiem. A potem uśmiechnął się. - Ono jest bliżej niż myślicie.
   - Co masz na myśli? - Teraz to Sans postanowił przejąć pałeczkę.
   - I tak dalsza część rozmowy nie ma sensu - powiedział kwiatek, odwracając się od was. - I tak zawsze kończy się tak samo - powiedział, a potem wszedł w ziemię.
   - Hej! Czekaj! - krzyknął za nim Sans. - O co ci chodzi? Jak tak samo?
Próbowaliście jeszcze znaleźć tego kwiatka, niestety zapadł się pod ziemię. Dosłownie. Nie mogliście dostać bardziej pokrętnej odpowiedzi. Żadne z was nie wiedziało o co chodzi.
Nawet nie zauważyliście, gdy zaczynało świtać.
Na horyzoncie dojrzeliście zarys zamku. Uznaliście, że to pora już wracać.
Jakoś nie zastanawialiście się jakim cudem krążyliście wokół zamku i wcześniej go nie zauważyliście.
Westchnęłaś ciężko. Dalej nic nie wiedzieliście, a został wam tylko dzień. Dzisiaj są twoje urodziny.
   - Stój - powiedział Sans. Spojrzałaś na niego. Oparł się o drzewo. Podeszłaś do niego. Jego oddech był coraz cięższy. Wyglądało to inaczej niż wcześniejsze napady. Sans osunął się na ziemię. - Nie - powiedział, a potem zasnął.
Nie wiedziałaś co masz w tej chwili robić.
Zaczęłaś krzyczeć. Wołać o pomoc.
Na szczęście odciecz przybyła. Zza drzew wyszedł Asriel. Kiedy tylko cię zobaczył, podbiegł do ciebie. Pytał co się stało. Dlaczego tu jesteś. Ale nie potrafiłaś wydusić z siebie ani jednego słowa. Twój brat zdjął pelerynę, a potem cię nią okrył.

   - Medycy nie potrafią wyjaśnić tej śpiączki - powiedział do ciebie król. - Ani dziwnego symbolu na jego piersi. - Asgore podszedł do ciebie. Siedziałaś na krześle, obok łóżka Sansa. - Proszę powiedz mi o co chodzi - dokończył Asgore, kładąc ci rękę na kolano.
Spojrzałaś na swojego ojca. Jego twarz. Wyglądał na naprawdę zmęczonego. Nic dziwnego. Tą kolejną nocną wyprawą napędziłaś im niezłego stracha. Gdyby nie Alphys, która powiedziała, że nikt cię nie porwał i tylko ona stoi za uśpieniem strażników. Asgore był gotowy wysłać wojsko, aby przetrząsnęło każdy najmniejszy zakamarek królestwa.
Papyrus stał bok króla. Również uważnie cię obserwując, czekając na wyjaśnienia jak reszta. Asriel. Toriel.
Musiałaś podjąć decyzję. Decyzję, która może zmienić wszystko. Każda z nich niesie swoje konsekwencje, z którymi będziesz musiała zmierzyć się sama.

Share:

Undertale: Śpiąca Baśń - Sans - D - Moja wina

Autorzy rozdziału: Dodo Dan oraz Shini

  - To moja wina! - powiedziałaś. We wszystko się mieszałaś, nie bacząc na konsekwencje. Nie jesteś pewna, ale chyba czułaś słabe poczucie winy. Jeśli twoje uczucia były osłabione to jak silne musiało być poczucie winy, że je czujesz?  - Poszłam z tobą do tego baru choć nie powinnam. Przeze mnie mogłeś zostać pojmany! To moja wina, że zabłądziliśmy! Miałeś rację!
   - Hej! - powiedział Sans, chwytając cię za ramiona. - Spokojnie. Oboje w tym siedzimy i nie poddamy się tak łatwo - pocieszył cię Sans.
Wzięłaś głęboki wdech. Poczułaś ulgę, że szkielet cię nie zostawi. Jakoś było lepiej. Nie potrafiłaś tego wyjaśnić. Tak po prostu było.
Podniosłaś wzrok znad Sansa. Dostrzegłaś światełko między drzewami.
W oddali. Między drzewami. Słabe, a jednak.
Przerwaliście kłótnie i podążyliście za nim jak zahipnotyzowani.

Szliście tak z dobre dziesięć minut.
Przed wami ukazała się otwarta przestrzeń. Ziemia porośnięta była jaskrami, które mieniły się w blasku księżyca.
Spike miał rację. Jeden z nich był zupełnie inny. Większy.
   - Witajcie – Po polanie rozległ się dziwny dziecięcy głosik. - Trochę wam zajęło dotarcie tutaj - Nie potrafiliście zlokalizować jego źródła. Dla bezpieczeństwa zbliżyłaś się do Sansa. - Idiotko! Patrz, gdzie leziesz!
Odskoczyłaś zaskoczona. O mały włos nie upadłaś.
Oko Sansa znowu zabłysło błękitem. Stanął przed tobą.
  - Kim jesteś? -zapytał w przestrzeń.
   - Spójrz w dół! Pusty łbie! - ponownie ten dziecięcy głos. Zrobiliście tak jak wam kazał i ujrzeliście naburmuszonego jaskra. - Gratuluję! Medal dla największych idiotów wędruje do waszej dwójki!
   - Kim... Czym jesteś? - zapytałaś, kucając, aby przyjrzeć się gadającemu kwiatkowi.
   - Może trochę szacunku - powiedział, prostując łodygę. - W końcu tylko ja mogę odpowiedzieć na wasze pytania.
   - Skąd ty.. - zaczął Sans, jednak kwiatek nie pozwolił mu dokończyć.
  - Bądź już cicho. To się robi nudne - odparł. - Czemu za każdym razem mówisz to samo? - powiedział bardziej do siebie niż do was.
   Postanowiliście milczeć. Nie chcieliście w żaden sposób ponownie zdenerwować kwiatka, nawet jeśli gadał dziwne rzeczy.
  -  No, dalej. Czekacie na zaproszeni? Pytajcie - popędzał wasz kwiatek. Sans usiadł obok ciebie.
  - Kim jesteś? - zapytałaś ponownie.
Kwiatek wzruszył listkami, wzdychając ciężko.
   - Flowey - powiedział. - Kolejne pytanie. Szybko. Nie mam ochoty się powtarzać.
  - Szukamy rozwiązania, aby przełamać nasze klątwy... - zaczął Sans.
   -Taaaa... Ty śpisz, ona nie ma uczuć - machnął lekceważąco listkiem Flowey. - Przejdź do sedna.
   Musieliście czegoś się dowiedzieć. Woleliście już pomęczyć się chwilę z nim pomęczyć.
   - Jakie jest rozwiązanie? - zapytałaś. - Jak je przełamać?
   - To proste. Ty się zakochaj, a on zje jabłko - odparł już spokojniej Flowey.
   - To już wiemy, ale czy jest coś innego? Łatwiejszego? - dopytywałaś.
   - Eh...  - kwiatek machnął listkiem. A potem uśmiechnął się. - Ono jest bliżej niż myślicie.
   - Co masz na myśli? - Teraz to Sans postanowił przejąć pałeczkę.
   - I tak dalsza część rozmowy nie ma sensu - powiedział kwiatek, odwracając się od was. - I tak zawsze kończy się tak samo - powiedział, a potem wszedł w ziemię.
   - Hej! Czekaj! - krzyknął za nim Sans. - O co ci chodzi? Jak tak samo?
Próbowaliście jeszcze znaleźć tego kwiatka, niestety zapadł się pod ziemię. Dosłownie. Nie mogliście dostać bardziej pokrętnej odpowiedzi. Żadne z was nie wiedziało o co chodzi.
Nawet nie zauważyliście, gdy zaczynało świtać.
Na horyzoncie dojrzeliście zarys zamku. Uznaliście, że to pora już wracać.
Jakoś nie zastanawialiście się jakim cudem krążyliście wokół zamku i wcześniej go nie zauważyliście.
Westchnęłaś ciężko. Dalej nic nie wiedzieliście, a został wam tylko dzień. Dzisiaj są twoje urodziny.
   - Stój - powiedział Sans. Spojrzałaś na niego. Oparł się o drzewo. Podeszłaś do niego. Jego oddech był coraz cięższy. Wyglądało to inaczej niż wcześniejsze napady. Sans osunął się na ziemię. - Nie - powiedział, a potem zasnął.
Nie wiedziałaś co masz w tej chwili robić.
Zaczęłaś krzyczeć. Wołać o pomoc.
Na szczęście odciecz przybyła. Zza drzew wyszedł Asriel. Kiedy tylko cię zobaczył, podbiegł do ciebie. Pytał co się stało. Dlaczego tu jesteś. Ale nie potrafiłaś wydusić z siebie ani jednego słowa. Twój brat zdjął pelerynę, a potem cię nią okrył.

   - Medycy nie potrafią wyjaśnić tej śpiączki - powiedział do ciebie król. - Ani dziwnego symbolu na jego piersi. - Asgore podszedł do ciebie. Siedziałaś na krześle, obok łóżka Sansa. - Proszę powiedz mi o co chodzi - dokończył Asgore, kładąc ci rękę na kolano.
Spojrzałaś na swojego ojca. Jego twarz. Wyglądał na naprawdę zmęczonego. Nic dziwnego. Tą kolejną nocną wyprawą napędziłaś im niezłego stracha. Gdyby nie Alphys, która powiedziała, że nikt cię nie porwał i tylko ona stoi za uśpieniem strażników. Asgore był gotowy wysłać wojsko, aby przetrząsnęło każdy najmniejszy zakamarek królestwa.
Papyrus stał bok króla. Również uważnie cię obserwując, czekając na wyjaśnienia jak reszta. Asriel. Toriel.
Musiałaś podjąć decyzję. Decyzję, która może zmienić wszystko. Każda z nich niesie swoje konsekwencje, z którymi będziesz musiała zmierzyć się sama.

Share:

Undertale: Śpiąca Baśń - Sans - D - Twoja wina

Autorzy rozdziału: Dodo Dan oraz Shini

  - To twoja wina! - krzyknęłaś. Znowu czułaś delikatny przypływ gniewu. Dałaś mu się ponieść. Jest to lepsze niż nic. - Dlaczego uwierzyliśmy temu cholernemu psu?! Po co do niego poszliśmy?!
  - Moja?! - Sans również był zdenerwowany. Jego gniew też musiał znaleźć ujście. - To ty chciałaś ze mną iść!
  - Ale to ty mi na to pozwoliłeś! Mogłeś powiedzieć, że może rozpoznać zapach człowieka! - Nie dawałaś za wygraną. Nie mogłaś. To nie była tylko i wyłącznie twoja wina.
  - Nawet jakbym ci zabronił to byś i tak poszła! I niby skąd miałem wiedzieć, że spotkał wcześnie człowieka? - warknął Sans. Jego oko ponownie zabłysnęło błękitnym blaskiem.
  - Najgorsze jest to, że nie wiem, co cię z nim łączy?! - krzyknęłaś.
   - A co to ma teraz do rzeczy?!
Krzyczeliście na siebie. Nie zważaliście już na nic. Wywlekaliście wszystkie brudy i wątpliwości na wierzch. On oskarżał ciebie, że nigdy nie potrafiłaś docenić tego co posiadasz. Ty oskarżyłaś go o jakieś szemrane interesy z bandytami.
Zaczęliście nawet gestykulować, aby podkreślić wagę swoich wypowiedzi. Nie wiesz co by się stało, gdyby nie pojawiło się tamto światełko.
W oddali. Między drzewami. Słabe, a jednak.
Przerwaliście kłótnie i podążyliście za nim jak zahipnotyzowani.

Szliście tak z dobre dziesięć minut.
Przed wami ukazała się otwarta przestrzeń. Ziemia porośnięta była jaskrami, które mieniły się w blasku księżyca.
Spike miał rację. Jeden z nich był zupełnie inny. Większy.
   - Witajcie – Po polanie rozległ się dziwny dziecięcy głosik. - Trochę wam zajęło dotarcie tutaj - Nie potrafiliście zlokalizować jego źródła. Dla bezpieczeństwa zbliżyłaś się do Sansa. - Idiotko! Patrz, gdzie leziesz!
Odskoczyłaś zaskoczona. O mały włos nie upadłaś.
Oko Sansa znowu zabłysło błękitem. Stanął przed tobą.
  - Kim jesteś? -zapytał w przestrzeń.
   - Spójrz w dół! Pusty łbie! - ponownie ten dziecięcy głos. Zrobiliście tak jak wam kazał i ujrzeliście naburmuszonego jaskra. - Gratuluję! Medal dla największych idiotów wędruje do waszej dwójki!
   - Kim... Czym jesteś? - zapytałaś, kucając, aby przyjrzeć się gadającemu kwiatkowi.
   - Może trochę szacunku - powiedział, prostując łodygę. - W końcu tylko ja mogę odpowiedzieć na wasze pytania.
   - Skąd ty.. - zaczął Sans, jednak kwiatek nie pozwolił mu dokończyć.
  - Bądź już cicho. To się robi nudne - odparł. - Czemu za każdym razem mówisz to samo? - powiedział bardziej do siebie niż do was.
   Postanowiliście milczeć. Nie chcieliście w żaden sposób ponownie zdenerwować kwiatka, nawet jeśli gadał dziwne rzeczy.
  -  No, dalej. Czekacie na zaproszeni? Pytajcie - popędzał wasz kwiatek. Sans usiadł obok ciebie.
  - Kim jesteś? - zapytałaś ponownie.
Kwiatek wzruszył listkami, wzdychając ciężko.
   - Flowey - powiedział. - Kolejne pytanie. Szybko. Nie mam ochoty się powtarzać.
  - Szukamy rozwiązania, aby przełamać nasze klątwy... - zaczął Sans.
   -Taaaa... Ty śpisz, ona nie ma uczuć - machnął lekceważąco listkiem Flowey. - Przejdź do sedna.
   Musieliście czegoś się dowiedzieć. Woleliście już pomęczyć się chwilę z nim pomęczyć.
   - Jakie jest rozwiązanie? - zapytałaś. - Jak je przełamać?
   - To proste. Ty się zakochaj, a on zje jabłko - odparł już spokojniej Flowey.
   - To już wiemy, ale czy jest coś innego? Łatwiejszego? - dopytywałaś.
   - Eh...  - kwiatek machnął listkiem. A potem uśmiechnął się. - Ono jest bliżej niż myślicie.
   - Co masz na myśli? - Teraz to Sans postanowił przejąć pałeczkę.
   - I tak dalsza część rozmowy nie ma sensu - powiedział kwiatek, odwracając się od was. - I tak zawsze kończy się tak samo - powiedział, a potem wszedł w ziemię.
   - Hej! Czekaj! - krzyknął za nim Sans. - O co ci chodzi? Jak tak samo?
Próbowaliście jeszcze znaleźć tego kwiatka, niestety zapadł się pod ziemię. Dosłownie. Nie mogliście dostać bardziej pokrętnej odpowiedzi. Żadne z was nie wiedziało o co chodzi.
Nawet nie zauważyliście, gdy zaczynało świtać.
Na horyzoncie dojrzeliście zarys zamku. Uznaliście, że to pora już wracać.
Jakoś nie zastanawialiście się jakim cudem krążyliście wokół zamku i wcześniej go nie zauważyliście.
Westchnęłaś ciężko. Dalej nic nie wiedzieliście, a został wam tylko dzień. Dzisiaj są twoje urodziny.
   - Stój - powiedział Sans. Spojrzałaś na niego. Oparł się o drzewo. Podeszłaś do niego. Jego oddech był coraz cięższy. Wyglądało to inaczej niż wcześniejsze napady. Sans osunął się na ziemię. - Nie - powiedział, a potem zasnął.
Nie wiedziałaś co masz w tej chwili robić.
Zaczęłaś krzyczeć. Wołać o pomoc.
Na szczęście odciecz przybyła. Zza drzew wyszedł Asriel. Kiedy tylko cię zobaczył, podbiegł do ciebie. Pytał co się stało. Dlaczego tu jesteś. Ale nie potrafiłaś wydusić z siebie ani jednego słowa. Twój brat zdjął pelerynę, a potem cię nią okrył.

   - Medycy nie potrafią wyjaśnić tej śpiączki - powiedział do ciebie król. - Ani dziwnego symbolu na jego piersi. - Asgore podszedł do ciebie. Siedziałaś na krześle, obok łóżka Sansa. - Proszę powiedz mi o co chodzi - dokończył Asgore, kładąc ci rękę na kolano.
Spojrzałaś na swojego ojca. Jego twarz. Wyglądał na naprawdę zmęczonego. Nic dziwnego. Tą kolejną nocną wyprawą napędziłaś im niezłego stracha. Gdyby nie Alphys, która powiedziała, że nikt cię nie porwał i tylko ona stoi za uśpieniem strażników. Asgore był gotowy wysłać wojsko, aby przetrząsnęło każdy najmniejszy zakamarek królestwa.
Papyrus stał bok króla. Również uważnie cię obserwując, czekając na wyjaśnienia jak reszta. Asriel. Toriel.
Musiałaś podjąć decyzję. Decyzję, która może zmienić wszystko. Każda z nich niesie swoje konsekwencje, z którymi będziesz musiała zmierzyć się sama.

Share:

POPULARNE ILUZJE